Rafał Kosik's Blog, page 96
August 3, 2011
Pisanie historii na nowo
Agatha Christie w 1939 roku napisała kryminał „Dziesięciu małych Murzynków". Wiele lat później wnuk autorki zadecydował, że tytuł trzeba zmienić na „Dziesięciu małych żołnierzyków". Przyczyny tego kroku łatwo się domyślić. Żadna siła nie mogła jednak zmienić tytułu książek wydanych już wcześniej. To oczywiste, prawda? Filmy na DVD, zdjęcia na płytach kompaktowych i książki, które stoją na moich półkach, nijak nie mogą się zmienić. Cóż… nie zawsze tak będzie. (więcej na next.gazeta.pl…)
July 27, 2011
Śniadanie angielskie
Jak to zwykle bywa, śniadanie angielskie występuje w kilku zbliżonych wariantach, ale zawsze jego twardym trzonem jest jajko na miękko, fasolka w sosie pomidorowym, bekon i kiełbaska. Zwykle śniadanie zawiera również specjalny placek ziemniaczany (zwany hash brown lub boxty) oraz grzyby. W poniższym przepisie zrezygnowalem z niego, bo nie znalazłem gotowego placka, a przygotowanie go od postaci nieobranego ziemniaka zajęłoby z godzinę. Angielskie gospodynie domowe prawdopodobnie przygowoują te placki na zapas.
W oryginale (full english breakfast) większość składników jest smażona na głębokim tłuszczu, gdyż śniadanie to od początku swojego istnienia miało być kaloryczne. Moje śniadanie zbyt kaloryczne być nie powinno, więc użyłem ledwie kapki oliwy.
Składniki:

1-2 jajka
pomidor
fasolka w sosie pomidorowym (w puszce)
frankfurterka lub drobno mielona kiełbaska wieprzowa
bekon w plastrach
oliwa lub inny tłuszcz (jeśli tego wytopionego z bekonu nie wystarczy)
pieczywo tostowe
ewentualnie pieczarki
ewentualnie placek ziemniaczany
Przyprawy: sól, pieprz, musztarda (lub ketchup czy sos HP)
Czas przygotowania: 15 minut







Śniadanie angielskie to chyba najfajniejszy i najbardziej charakterystyczny rodzaj śniadania. W Irlandii śniadanie angielskie (zwane tam oczywiście irlandzkim) czasem występuje bez fasolki, ale zawsze z jasnym i ciemnym puddingiem. Ciemny przypomina zeschniętą polską kaszankę, a jasny zeschnięta pasztetową z kaszą. Anglicy często piją do śniadania obrzydliwy i dosyć niezdrowy napój, jakim jest herbata z mlekiem. Jak można mieszać herbatę z mlekiem?! Chyba tak samo, jak zalegalizowac jazdę pod prąd. No, nieważne. Smacznego!
July 25, 2011
Córka Łupieżcy
Mam pewne zaległości w Dukaju. Piszę „w Dukaju", bo nazwisko to należy traktować już jako nazwę subgatunku SF. Przyznają to i ci, ktorzy cenią i rozumieją prozę Jacka, jak i ci, którzy ją tylko cenią. W sumie każdy, kto interesuje się SF, powinien w ciemno kupować każdą książkę Dukaja, bo jak do tej pory autor fuszerki nie odwalił. Córka Łupieżcy miała swoją premierę w roku 2002, więc jest to „wczesny Dukaj", czyli pozycja od której mało wprawny „w Dukaju" czytelnik może zacząć. Ja przeczytałem ją dopiero teraz, wyciągnąwszy cienki pomarańczowy grzbiecik z dołu sterty książek zakolejkowanych. I wiecie co? Było warto.
To cienka książeczka, pierwotnie wydana jako mikropowieść w antologii Wizje alternatywne 4, na upartego jest do połknięcia w dwa wieczory. Dlatego ja uporałem się z nią w ledwie tydzień. Akcja startuje w Polsce w średnioodległej przyszłości. Bohaterka, Zuzanna, na osiemnaste urodziny otrzymuje od dawno nieżyjącego ojca list i prezent – osobliwy klejnot. Prawdziwe przeznaczenie klejnotu ujawnia się dosyć szybko, gdy dziewczyna na przedmieściach Krakowa dostrzega gigantyczne miasto-widmo tajemniczym sposobem wklejone w naszą czasoprzestrzeń. Co dziwniejsze, po zbliżeniu się do niego miasto okazuje się najzupełniej realne, choć bezludne – można do niego wejść, dotknąć obcych struktur. Ma jednak tę przykrą cechę, że potrafi zupełnie znienacka zniknąć, by pojawić się kiedy indziej i gdzie indziej.
Zuzanna zaczyna myśleć o ojcu. Pamięta, że kiedyś, kiedy miała zaledwie kilka lat, zabrał ją do tego miasta, pokazywał jego cuda. Kłopot leży w tym, że w społeczeństwie, w którym żyje bohaterka, normą są modyfikacje własnych wspomnień i pragnień. Nie może być więc nawet pewna, ile prawdy, a ile fikcji jest w tym, co pamięta. Pchana ciekawością, czy może odziedziczonym po ojcu instynktem odkrywcy, decyduje się na wyprawę w głąb miasta, by dowiedzieć się, czym ono jest. Ale też, by wyjaśnić tajemnicę śmierci ojca.
Córkę Łupieżcy warto czytać skupieniu i jednak nie w nadmiernej dawce dziennej (kilka dni to czas właściwy). W przeciwnym razie sens powieści może nam uciec urwaną myślą i już go nie złapiemy. To jak z nauką matematyki – jeśli przegapimy jedno wyjaśnienie, jedno wprowadzenie nowej definicji, to nie zrozumiemy ciągu dalszego. A definicji, stworzonych specjalnie do tej powieści pojęć i pomysłów jest naprawdę dużo. Dukaj wykreował kompletną wizję niedalekiej przyszłości, a potem nałożył na to warstwę pojęciową opisującą obcą fizykę miasta. Czyta się z przyjemnością, ale na pewno nie lekko. To oczywiście żadna wada. Czepnąć by się można w zasadzie tylko wiarygodności psychologicznej postaci, ale to częste w skrajnie zdehumanizowanej science fiction, gdzie najważniejsza jest idea i wizja, a zadaniem bohaterów jest głównie właściwe ich przedstawienie.
July 20, 2011
HTC HD2
Już dawno pogodziłem się z myślą, że każdy nowy telefon będzie mniej wygodny od poprzedniego. Upewniam się w tym co jakiś czas porównując moje stare, nieużywane telefony. Do osiągnięć postępu wstecznego w HTC HD2 doszedł brak przelotki do przyczepienia smyczy. Niestety, to już standard w smartphone'ach. Przez pierwszy tydzień telefon wysmyrgnął mi się z dłoni dwa razy. Nie mogłem się też pozbyć wrażenia, że przykładam do ucha spodeczek od filiżanki.
Tego telefonu nie trzyma się w dłoni, jego się trzyma na dłoni. Jeśli więc idziesz chodnikiem i ktoś Cię potrąci, telefon na 99% wyląduje na ziemi. Za to do przeglądania stron WWW nadaje się bardziej niż inne i doskonale się sprawdza w nawigacji GPS. Nie wiem, jak wypada jego porównanie z iPhonem, bo tym drugim bawiłem się ledwie kilka razy, ale na pewno iPhone nie ma tak wielu przydatnych dla mnie funkcji, które ma HTC.
Obudowa bez przycisków, jak w iPhone 3G, jest elegancka, ale fizyczne przyciski się przydają. W iPhone'ie 4 również ukradkiem dołożono kilka guziczków po bokach. Te w HTC HD2 są takie, żeby wyglądało, że prawie ich nie ma. Nie są zresztą zbyt piękne, ale bardzo się przydają. Osobiście nie miałbym nic przeciw temu, żeby HD2 był grubszy o połowę i o połowę cięższy. Wygodniej by się go trzymało w ręku, zmieściłaby się większa bateria. Obudowa jest zresztą od spodu ukształtowana w mydełko, by dawać optyczne złudzenie jeszcze cieńszej. Czy ludzie są aż tak głupi, żeby nie zauważać tego tricku? Najwyraźniej tak. Obiektyw irracjonalnie wystaje w 2 milimetrowej wieżyczce, co czyni go dodatkowo podatnym na uszkodzenia. Boczne ścianki obudowy są lekko ścięte ku górze, chyba po to, by utrudnić podnoszenie telefonu z blatu. Najłatwiejszym sposobem podniesienia go jest naciśnięcie z jednej strony z góry, by aparat przechylił się jak kołyska; wtedy pod druga stronę można podłożyć palce. Gimnastyka ta oznacza, że design wygrał z ergonomią. Marne pocieszenie, że iPhone 4 również jest za płaski, a podnosi się go z blatu jeszcze trudniej.
Ładowanie i synchronizacja odbywa się niestety przez gniazdo microUSB a nie miniUSB, co oznacza dodatkowy kabel w torbie podróżnej. Bateria trzyma skandalicznie krótko, bo nieco ponad trzy doby w trybie czuwania z włączonym sprawdzaniem poczty co pół godziny. Jeśli trochę rozmawiamy, niestety cofniemy się do połowy lat dziewięćdziesiątych, kiedy to późno popołudniowe rozmowy często kończyły się dosyć nieoczekiwanie. „Słuchaj, Stefan, ważna sprawa. Projekt się wali, więc musisz natychmiast piiip…". Jeśli korzystamy z telefonu intensywnie, bateria nie starczy nawet na jeden dzień.
Czemu, kurna, telefon nie może być grubszy o 2mm, żeby bateria wystarczała na cały dzień pracy? Bo korpogłupki chcą mieć smartfona, który nie defasonuje marynarki? To sobie odpowiedziałem.
Pokładowy GPS jest bardzo czuły. To pierwszy odbiornik, który działa u mnie w domu, wewnątrz budynku. Pierwszy, którego zwiechy w trasie (samochodem) nie przekraczają kilkunastu sekund. Sony Ericsson nieraz potrafił się doszukiwać satelity przez pół godziny.
Windows Mobile w wersji 6.5 jest jako tako stabilny (czyli zalicza zwis nie częściej nieraz w tygodniu) i wreszcie daje się obsługiwać bez rysika, choć oczywiście część starszych aplikacji będzie sprawiała kłopoty. Mimo że po kilku dniach przyzwyczaiłem się do ekranu pojemnościowego, wciąż uważam, że rysik miał wiele zalet. Na przykład pisze się nim 3x szybciej niż palcem. W HTC jest sporo bajerów wizualnych, które oczywiście również utrudniają życie. Zegar systemowy jest stylizowany na stare zegary z przelatującymi płytkami. Każde wywołanie ekranu głównego wyzwala półsekundową animację, podczas której kilka cyfr przeskakuje. Tak więc w pierwszym momencie zegar „późni się" o godzinę i dwie minuty, by efektownie przeanimować do czasu właściwego. Kompletnie bez sensu, bo zerkając szybko na ekran, możemy odczytać złą godzinę.
Windows Mobile to system, któremu wszyscy wróżą bliski koniec. Jednak wciąż na WM jest najwięcej praktycznych aplikacji, a synchronizacja z PC przebiega najsprawniej. Przykrym zaskoczeniem było to, że tylko niektóre aplikacje dołączone do systemu pozwalają się obracać. To krok wstecz względem wersji 5 WM, gdzie obracało się 99% aplikacji. Można to przekonfigurować ręcznie, używając darmowych aplikacji (np. BsB Tweaks). No właśnie, skoro można to zrobić ręcznie, to czemu to nie działa samo z siebie? Niektóre programy nie reagują idealnie na obracanie; np. Worda trzeba odpalać już w poziomie, bo potem w życiu się nie da obrócić. Ewidentna niedoróbka, niezrozumiała i poważnie utrudniająca używanie.
Podobnie sprawa ma się z przewijaniem. Standardem w WM jest już przewijanie palcem w dowolnym miejscu ekranu. I znów, w HTC HD2 działa w 1/3 aplikacji. W reszcie trzeba się posługiwać bocznym suwakiem, który przy ekranie pojemnościowym jest wyjątkowo niewygodny. Kolejna niedoróba.
Obowiązkowa aplikacje dodatkowa, to jak zwykle Total Commander. Bez nich w WM można być tylko blondynką.
Nie mogę się powstrzymać przed porównaniem HTC HD2 do prostej, topornej wręcz Nokii z systemem operacyjnym zwanym „bez systemu". Pomijając funkcje „nietelefoniczne", Nokia jest jednoznacznie lepsza. Ma też dwie zasadnicze cechy, których telefonom z WM brakuje od zawsze: grupowanie kontaktów i profile czasowe. Czemu tępaki z Richmond tego nie zaimplementowali? To bardzo ułatwia życie. Przed dziewiątą rano banujemy wszystkie kontakty biznesowe, ale telefon zadzwoni, jeśli dzwoniącym będzie dziecko, które jest na obozie. W Nokii działa, w WM nie. Lipa po prostu.
Najlepszym jak zwykle testem jest obsługa telefonu po pięciu piwach – wtedy czuję się statystycznym Polakiem. Nokia bez problemu intuicyjnie, a z HTC trudno cokolwiek zrobić, kiedy ma się IQ czasowo obniżone o 20 punktów. Te ikony takie kolorowe, te przyciski takie malutkie… Jak można było zrobić taki interface użytkownika?! Chyba tylko z nienawiści do tego użytkownika.
W tym modelu istotną rolę odgrywa aplikacja prognozy pogody. Jest ona cały czas widoczna na ekranie głównym i potrafi efekciarsko tę prognozę przedstawić animacją na półprzezroczystej warstwie nad resztą desktopu. Na poniższymi filmiku widać (niestety niezbyt wyraźnie) animację dla deszczu z jeżdżącą po ekranie wycieraczką samochodową. Bardzo ładne, szkoda tylko, że w rzeczywistości na deszcz się nawet nie zanosiło.
W chwili wypuszczania tego artykułu siedzę w Brugii i drugi dzień próbuję ustawić prognozę pogody dla Brugii, choć powinna się ustawić automatycznie. No i nic z tego. Tzn., oczywiście mogę wybrać z listy miast Brugię, ale mimo tego i tak wyświetla się prognoza dla Warszawy (jest deszczowo i burzyście). Po głębszym zamieszaniu w kolejności miast osiągnąłem efekt pośredni, co w tym przypadku objawiło się prognozą dla Nowego Yorku. Jest tam podobno słonecznie.
HTC zaczął tracić punkty już po kilku dniach użytkowania, a przegięcie nastąpiło w momencie, kiedy wyjąłem pikający telefon z kieszeni, a telefon powiedział mi, że przed chwilą trzykrotnie wprowadziłem niepoprawny PIN i teraz muszę wprowadzić PUK, którego nie potrzebowałem nigdy od szczęśliwych czasów przed atakiem na WTC. Oczywiście nie wprowadzałem żadnego błędnego numeru PIN, tylko wprowadziła go moja kieszeń. To nigdy nie powinno się zdarzyć z ekranem pojemnościowym.
OK, mam jaki taki porządek w dokumentach, więc znalazłem PUK z dwudziestego wieku i załatwiłem sprawę. Następnego dnia, nieco energiczniej odłożyłem telefon na biurko, a telefon zareagował pęknięciem wyświetlacza. Ta wada dotyczy wszystkich telefonów dużymi ekranami pojemnościowymi, w szczególności iPhone'a. Dlatego polecam wszystkim gumowy (żelowy) futerał i folię na ekran. Futerał nie tylko ochroni telefon przed uszkodzeniem przy upadku, ale też eliminuje śliskość obudowy.
I to by było tyle w kwestii recenzji HTC HD2. To dobry komputer osobisty, ale jako telefon stara Nokia wciąż jest lepsza. HTC jest dobre na dobre czasy, jednak zawiedzie Cię już podczas intensywniejszej ulewy.
July 15, 2011
Efekty specjalne na finiszu
Prace nad komputerowymi efektami specjalnymi do filmu Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa zbliżają się do końca. I wreszcie nadchodzi ten moment, kiedy pojawia się coś, co można pokazać. Firma Lightcraft podołała zadaniu i sądzę, że obciachu nie będzie. Na stronie felixnetinika.pl możecie zobaczyć kilkanaście zdjęć roboczych z modelowania i renderowania efektów.
July 14, 2011
Osłony podwozia
Mam znajomą, która jeździła samochodem na „F". Mimo, że nie jest kurierem ani handlowcem, pierwszy kompleksowy remont zawieszenia musiała zrobić po dwóch latach. Mój ulubiony przykład, Mercedes 124, w podobnych warunkach wytrzymywał kilkanaście lat. Oczywiście nowy Mercedes nie będzie już tak trwały. Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta – z powodów ekonomicznych producenci oszczędzają na materiałach i jakości wykonania. Przeciętny europejski samochód będzie poprawnie funkcjonował na ulicach zachodnich miast. Po cóż więc wzmacniać coś, co w sumie działa poprawnie?
Jakość dróg w Europie Zachodniej poprawiła się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. W tym samym czasie w Polsce zachodzi proces odwrotny, tracimy więc kompatybilność z resztą Europy. Tydzień temu w Krakowie wzruszyły mnie progi zwalniające zamontowane w ulicy tak krzywej i dziurawej, że nawet tych progów nie poczułem. Prawdę mówiąc, przy granicy z Niemcami powinien stać znak „Uwaga wyboje" z podpisem „Obowiązuje na terenie całego kraju" lub nawet „Obowiązuje aż do Wysp Kurylskich".
Owszem, można dochodzić odszkodowania za uszkodzone zawieszenie i podwozia od właściciela drogi. Tylko jak dojść odszkodowania za zawieszenie zużyte w wyniku przejechania kilku tysięcy kilometrów po różnych drogach? Oczywiście lepiej zmieniać środowisko niż siebie, ale na terraformowanie ulic polskich miast jeszcze poczekamy. Tak więc chwilowo trzeba dostosować siebie, a właściwie swój pojazd. O ile wysokoprofilowe opony i policzone na wertepy zawieszenie mojego Jeepa wytrzymują banalne dziury w jezdni, o tyle odrywające się od podłoża całkiem spore bryły asfaltu i kamulce mogą uszkodzić niżej umieszczone elementy podwozia. Przy większych prędkościach już kilka razy fragmenty nawierzchni solidnie opukiwały mi podwozie. Rozwiązaniem są osłony.
Stosowane często fabryczne osłony z plastiku niewiele dają. Montuje się je chyba tylko dla dobrego samopoczucia klienta. Osłony powinny być metalowe. Prócz osłon miski olejowej często stosowane są jeszcze osłony skrzyni biegów, reduktora (jeśli jest), drążków kierowniczych, baku i mostów napędowych. W Jeepie Grand Cherokee najbardziej narażony na uszkodzenie wydaje się spód chłodnicy (że miałem rację, opisałem tutaj) , więc opancerzanie spodu zacząłem właśnie od tego miejsca. Zamontowałem osłonę z blachy stalowej 3mm wykonaną na zamówienie. Częściowo osłania ona również drążki kierownicze.
Na drugi ogień poszedł reduktor, który wisi dosyć nisko, w dodatku w centralnej części podwozia. Wybrałem osłonę firmy Asfir, w postaci lekko profilowanej blachy aluminiowej o grubości 6 mm. To mało wyrafinowane rozwiązanie, ale na razie sprawdza się nieźle. Kilka spotkań ze zmarzniętą ziemią i lodem nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Jedyny minus, jaki zauważyłem to wibracje po tym, jak pod osłonę dostaje się ubity piach lub śnieg. Nie jest to problem, bo rzadko się zdarza tak wkopać samochód, żeby piach czy śnieg tam się wcisnął (trzeba wkopać samochód, jadąc tyłem). Zresztą efekt mija po kilku minutach.
Te małe niedogodności niewiele znaczą, jeśli dzięki osłonie uda się uniknąć naprawy za kilkadziesiąt tysięcy PLN. I nie chodzi tylko o uniknięcie samego potencjalnego wydatku na naprawę, ale również o bezstresową podróż. Porządna osłona powinna wytrzymać nawet zawieszenie się samochodu na kamieniu. Niedawno dodałem aluminiową osłonę skrzyni biegów, również firmy Asfir.
Pojedyncza osłona waży 4-6 kg i jest umieszczona na tyle nisko, że nie ma zauważalnego wpływu na wyważenie samochodu. Większość osłon do samochodów terenowych montuje się do przeznaczonych do tego otworów, bez dokonywania w modyfikacji w podwoziu. Osłony takie można kupić/zamówić również do samochodów osobowych, gdzie zresztą są bardziej potrzebne. To też element tuningu, choć mniej spektakularny niż fluorescencyjny spojler na tylnej klapie Lanosa. W przeciwieństwie do większości ludzi, przykładam wartość raczej do wnętrza maszyn niż do ich powierzchowności, tak więc niewidoczna osłona podwozia jest dla mnie bardziej istotna niż spojler.
Nasze drogi nie poprawią się znacząco przez najbliższe lata. Przejazd przez Radom czy Kielce wciąż będzie testem z umiejętności off-roadowych, zniszczone zawieszenia i uszkodzone delikatne elementy podwozia będą nieustanną przyczyną narzekań kierowców. Zamiast narzekać, lepiej się dostosować.
July 12, 2011
Chłodnik litewski
Przez wiele lat byłem niechętny zupom na zimno jako takim. Zmieniłem poglądy i chłodnik litewski dołączył do mojego kanonu zup. Oczywiście jest sens przygotowywać go latem, kiedy gorąc wali z outdooru, a my mamy do dyspozycji świeże składniki.
Składniki:

1.5l maślanki i/lub jogurtu i/lub kefiru
spory ogórek lub dwa
burak
kilka ząbków czosnku
szczypiorek
koperek
jajka (tyle ile porcji)
kwaśna śmietana do zup
ewentualne przyprawy: sól, pieprz
Czas przygotowania: 30 minut + minimum 60 minut chłodzenia w lodówce






Dodajemy również łyżkę lub dwie śmietany, by uczynić zupę mniej dietetyczną. Jeśli komuś bardzo zależy, ze śmietany można zrezygnować.




Można dodać soli i pieprzu, choć ta zupa potrafi się obyć bez przypraw.

Do niektórych wersji chłodnika dodaje się obrane szyjki rakowe, kawałki pieczonej cielęciny lub piersi drobiowe. Jakoś mi się to nie widzi, ale popróbujcie, jeśli macie chęć.
July 10, 2011
Felix, Net i Nika oraz Świat Zero - fragment #1
Kawiarnia Radioaktywna pulsowała głośną muzyką. Zamiast roślin, zapamiętanych przez przyjaciół z poprzedniej wizyty, dekorację stanowiły rury, z których co chwilę wydobywała się para, podświetlona jaskrawym zielonym światłem. Zapewne miało udawać radioaktywność. Były też uszkodzone zbiorniki i wygięte nieznaną eksplozją kratownice. Alarmowe koguty zamiatały sufit czerwonymi smugami.
– To jakiś cyrk – stwierdził Felix. – Instytut Badań Nadzwyczajnych zamienił się w lunapark.
Wybrali stolik na uboczu. Ledwo usiedli, a obok jak spod ziemi wyrósł robokelner z logo coca-coli i podpisem „Najwyśmieniciej gasi pragnienie" na chromowanym korpusie. Ukłonił się uniżenie.
– W czym mogę państwu służyć? Poza oczywistą coca-colą, która najwyśmieniciej gasi pragnienie.
– Ja poproszę sok pomarańczowy – zamówiła Nika.
– Odradzam soczek. Coca-cola najwyśmieniciej gasi pragnienie.
– Wolałabym soczek.
– Naprawdę serdecznie polecam coca-colę. Coca-cola najwyśmieniciej gasi pragnienie.
– Dobra, może być – wtrącił Net. – Trzy cole.
– I może frytki do tego?
– Nie, dziękujemy – odparł Felix. – Nie jesteśmy głodni. Wystarczy ta cola.
– Mamy dużą porcję pysznych i chrupiących frytek Aviko w cenie malej porcji pysznych i chrupiących frytek Aviko.
– Naprawdę nie jesteśmy głodni.
– Oczywiście, rozumiem. – Robokelner ukłonił się. – Nieśmiało zwrócę państwu uwagę, że biorąc dużą porcję pysznych i chrupiących frytek Aviko dostają państwo połowę pysznych i chrupiących frytek Aviko za darmo.
– Nawet małej porcji nie chcemy.
– Wobec tego ośmielę się zasugerować państwu wyborną sałatkę skomponowaną dla waszego zdrowia przez firmę Vitaminex.
– Robocie! – Net podniósł głos. – Przynieś nam te trzy cole.
– Oczywiście. – Robokelner cofał się w ukłonach. – Trzy coca-cole najwyśmieniciej gaszące pragnienie, trzy duże porcje pysznych i chrupiących frytek Aviko i trzy porcje sałatek skomponowanych dla waszego zdrowia przez firmę Vitaminex. Z jakim sosem?
– Trzy cole! – ryknął Net. – Bez sosu, bez zdrowia i bez chrupania. Tylko trzy cole! Doszło?!
Robot wyprostował się i mniej miłym tonem odparł:
– Doszło. Trzy razy coca-cola, która najwyśmieniciej gasi pragnienie.
Robot odszedł, a z dziury w rurze nad głowami przyjaciół buchnęła radioaktywna para.
– Jeszcze gorzej mu się pirga niż ostatnio – zauważył Net.
Nika nic nie powiedziała, tylko pokręciła wolno głową.
– Nie podoba mi się tutaj – stwierdził Felix.
– Im prędzej się stąd zabierzemy, tym lepiej – przyznała dziewczyna.
Robokelner wrócił bardzo szybko. Postawił na środku stołu tacę z trzema szklankami coli, trzema porcjami frytek, trzema sałatkami i trzema ciastami czekoladowymi z naniesionym logo Blikle na wierzchu.
– Bez sosu, jak państwo sobie życzyli – oznajmił. – Bon appetit.
July 9, 2011
Za co trzeba przepraszać
Na ostatnim festiwalu filmowym w Cannes, Lars von Trier stwierdził publicznie, że współczuje Hitlerowi jego ostatnich dni w berlińskim bunkrze. I rozpętało się piekło. Reżyser wyleciał z festiwalu. Potem chyba ktoś wziął go na stronę i powiedział „W kwestiach zasadniczych kino tak naprawdę jest czarno-białe i nieme. Szanowny panie reżyserze, niech pan to jeszcze raz przemyśli".
Reżyser przemyślał i przeprosił, ale już było za późno. Niczego to nie zmieniło, więc w sumie lepiej, żeby nie przepraszał. Tym bardziej, że nie miał za co, bo cóż jest złego w stwierdzeniu, że komuś jest kogoś szkoda? Umówmy się, że Hitlerowi nie było za fajnie przez ostatnich kilka dni. Oczywiście, że mu się należało, ale to nie zmienia faktu, że w kwietniu '45 miał przerąbane. Czy to, że Hitler przyczynił się do śmierci milionów, sprawia, że nie wolno mu współczuć? Przecież ludźmi czyni nas między innymi to, że potrafimy współczuć własnym oprawcom.
W jednym z ostatnich numerów magazynu dla mężczyzn Logo pojawił się artykuł o sex turystyce w Tajlandii. Mniejsza o szczegóły, sens był taki, że jeżeli jedzie się do Tajlandii, to wiadomo po co. Cóż, artykuł jakich wiele. Nie było by sprawy, gdyby nie cięta riposta. W środowej Wyborczej przeczytałem pamflet Magdaleny Środy, w którym oburza się owym tajlandzkim artykułem. Ale nawet nadal nie byłoby sprawy, gdyby nie to, że skarcona redakcja… przeprosiła. Dziwne, nie? Cóż w tym złego, że męskie pismo pisze o męskim punkcie widzenia, choćby i z przymrużeniem oka? Pismo akwarystyczne nie przeprasza rowerzystów, że nie wczuwa się w problemy braku ścieżek rowerowych. Najdziwniejsze było jednak tempo, w jakim zdążyli przeprosić. Przeprosili jeszcze przed opublikowaniem pamfletu, bo przeprosiny znalazły się pod textem. Jak to możliwe, że nienawidząca wszystkiego co męskie feministka krytykuje męskie pismo, a to męskie pismo zamiast ją olać, korzy się tak bardzo, że aż zakrzywia czasoprzestrzeń. Najprostsza odpowiedź brzmi „bo to nie jest męskie pismo", ale wyjaśnienie jest jeszcze prostsze – wystarczy sprawdzić, kto jest wydawcą Loga.
Pierwszy przykład dotyczył nadinterpretowanego nazizmu, drugi nadinterpretowanego seksizmu, no to został jeszcze nadinterpretowany rasizm. Trzeci przykład jest zresztą najzabawniejszy, bo dotyczy programu Poranny WF w radiu Eska Rock, a konkretnie odcinka poświęconego Murzynom. Pomysł na program polegał na tym, żeby przyjeżdżającego do Polski prezydenta Obamę przywitać kompanią honorową Wojska Polskiego złożoną z samych czarnoskórych. I znów oburzenie, protesty w prasie, że rasizm, że coś o ludożercach było, że o Ku Klux Klanie napomknięto. Tyle, że Wojewódzki i Figurski nie prowadzą programu antymurzyńskiego. Śmieją się z każdego i w podobny sposób. Nie kwęknął nawet Jarosław Kaczyński, kiedy poranny WF robił sobie jaja z katastrofy smoleńskiej.
Ja kto działa, że na pewne słowa i sformułowania pojawia się oburzenie, a na inne nie? Zasada jest prosta. Najpierw przyjmiemy za cel ochronę dobrego imienia… tu można wpisać cokolwiek, więc niech to będzie populacja czyżyków w Europie. Teraz jeżeli ktoś zażartuje z czyżyków, z automatu robimy aferę, pikietę, proces, cokolwiek, żeby tylko uprzykrzyć życie ciemiężycielowi czyżyków. Wystarczy kilka takich akcji i każdy zastanowi się dwa razy, zanim słownie tknie czyżyka. Może bezpieczniej pożartować sobie z wróbli? Jest kilka takich tematów posiadających swoich zatwardziałych obrońców, którzy od razu z automatu stronniczo reagują na pojawienie się odpowiednich słów kluczowych. Aż się dziwię, że Roberto Benigni nie musiał przepraszać za wyśmiewanie się z więźniów obozów koncentracyjnych w filmie Życie jest piękne. A były tam nawet żarty o robieniu z ludzi mydła i guzików.
Z podanych przykładów najlepiej wywinął się swoim oprawcom Kuba Wojewódzki. Może dlatego, że jest zwierzęciem medialnym i to znacznie inteligentniejszym od woich haterów. Nie dość, że nie przeprosił, to jeszcze udowodnił swoją rację i ośmieszył atakujących.
July 6, 2011
Sjesta
Greccy demonstranci zachowują się jak zdziwione dzieci nad pustym pudełkiem po cukierkach. Pudełko jest puste, bo dzieci wyjadły cukierki. Teraz tarzają się po ziemi i tłuką piąstkami. Chcą, żeby pudełko się cudownie napełniło, chcą znów jeść cukierki. Kto napełni pudełko?
Grecy sami sobie zgotowali ten los budowanym przez lata socjalizmem i życiem ponad stan. Przeżarli własne zarobki z przyszłych lat, a kryzys nadszedł na ich własne życzenie. Oczywiście protestujący nie zamierzają zaciskać pasa ani brać się do roboty. Chcą utrzymania dotychczasowego wynaturzonego socjalu. Dodatków do wszystkiego, ulg od wszystkiego i dotowanej z kasy państwowej pracy na niby.
„Nie nasz kryzys", mówią ludzie, którzy kupili domy, samochody, telewizory na kredyt. „To ukradli ONI", dodają inni, którzy przez lata pracowali na pół etatu za półtorej pensji. „Ktoś powinien to za nas załatwić", postulują ci, co brali łapówki i unikali płacenia podatków. Ludzie ci chcą, żeby w ich własnym malutkim życiu było im dobrze, a reszta świata się nie liczy.
Krótkowzroczność skraca horyzont do czubka własnego nosa. Jeśli ktoś nie sięga myślami dalej, niech się nie dziwi, gdy zderzy się ze ścianą. Chyba pora dorosnąć.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
