Rafał Kosik's Blog, page 94
September 26, 2011
Otterbox Defender
Upuściłeś kiedyś telefon na ziemię, zalałeś wodą lub usiadłeś na nim niechcący? Na pewno. Gwarancja nie obejmuje takich sytuacji, choć one przecież często przydarzają się przedmiotom codziennego użytku. Deszcz nie jest anomalią pogodową, grawitacja przyciągająca przedmioty do ziemi też jest znana od lat. A jednak urządzenia tak powszechne jak telefon są projektowane, jakby te zjawiska nie istniały. Firma Otterbox robi to, co powinni robić sami producenci telefonów - opancerza je.
Oczywiście współczesnego smartfona nie sposób całkowicie zabezpieczyć w inny sposób, niż poprzez zamknięcie go w szczelnym pudełku (które zresztą Otterbox również produkuje). Z legendarną Nokią 6250 można było zrobić wszystko, włącznie z rzucaniem nią o ścianę i topieniem w piwie w strumieniu. Smartfon ma duży i delikatny ekran i tu niestety niewiele można zrobić, poza przykryciem go dodatkową folią i dodaniem rantu. Jednak przed zachlapaniem (nie mylić z nurkowaniem), przed kurzem i uderzeniami zabezpieczyć już można.
Otterbox sprzedaje futerały do wielu modeli telefonów (i tabletów), przy czym futerały te nie są tak brzydkie jak niegdysiejsze skajowo-foliowe symbole obciachu. Futerały mają cztery klasy odporności: impact, commuter, reflex i defender. Ten ostatni zapewnia najwyższą ochronę i dlatego właśnie on wart jest uwagi. Składa się ze sztywnej obudowy z wytrzymałego plastiku, na który naciągnięta jest warstwa gumy. Otwory na ekran, obiektyw i flesz są zabezpieczone folią, otwór na tylny głośnik membraną, a złącza są zaślepiane uchylną gumową klapką. Nie są zasłonięte mikrofon ani głośnik przedni.
Po założeniu obudowy waga i wymiary telefonu wzrastają znacząco, co było do przewidzenia. Jednak prawie nie ma szansy, żeby tak opancerzony telefon wyślizgnął się z dłoni. W komplecie jest klips do paska, w którym telefon trzyma się na czterech zatrzaskach. Szczerze mówiąc, choć jest to wygodne, to jednak to rozwiązanie wydaje mi się nieco ryzykowne. Zwykle noszę więc telefon w klasycznym etui zapinanym na rzep lub w kieszeni.
Obudowę montuje się samemu, więc ważne jest dokładne odkurzenie i wyczyszczenie ekranu, który znajdzie się pod folią. Sama obsługa telefonu jest minimalnie mniej wygodna z powodu ochronnego rantu wokół ekranu. Być może jest to subiektywne wrażenie, ale ekran wydaje się słabiej reagować na dotyk. Sam klips jest minimalnie za mały i na standardowy pas 5 cm wchodzi na wcisk. Ogólne wrażenie z krótkiego okresu używania tego futerału jest jednak pozytywne.
Czy warto doposażyć tak telefon? Widoczny na zdjęciach pęknięty ekran jest najlepszym dowodem na to, że warto (pękł, rzecz jasna, wcześniej). Dzięki takiemu futerałowi jest spora szansa, że telefon będzie działał wtedy, kiedy będzie najbardziej potrzebny.
September 19, 2011
Głos Lema - ostateczna wersja okładki
Skończyłem dziś ostateczną wersję okładki. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i już w październiku antologia, zawierająca m.in. moje opowiadanie Telefon, trafi do księgarń.
September 18, 2011
PPG – Polska Partia Głupich
Nie oszukujmy się, głupich jest bardzo dużo, być może nawet stanowią większość społeczeństwa. A jednak są dyskryminowani zupełnie jawnie i bez skrępowania w każdej dziedzinie życia. Wciąż nazwanie kogoś „głupim", „głupcem" czy „głupolem" to inwektywa, a przecież to tylko stwierdzenie faktu. Ludzie głupi powinni przestać wstydzić się swojej głupoty, śmiało o tym rozmawiać i głośno domagać się swoich praw. Właśnie temu ma służyć założona w ostatnich dniach Polska Partia Głupich.
PPG ma promować głupotę w życiu publicznym i dbać o interesy głupich. Atmosfera temu sprzyja, coraz głośniej o problemie dyskryminacji z powodu mitycznego IQ, które dzieli ludzi na lepszych i gorszych. „To niezrozumiałe – uważa Antoni Semkowski, jeden z założycieli PPG. – Badania wykazują, że większość głupich woli, żeby rządzili nimi mądrzy. Naszym celem jest przełamanie tego stereotypu".
Głupi coraz energiczniej dążą do równych płac z mądrymi i próbują rozbić „szklany sufit", który blokuje im awans zawodowy. Na stanowiskach kierowniczych, a w szczególności w radach nadzorczych korporacji wciąż brakuje głupich. W wyniku niewytłumaczalnej zmowy mądrych, głupi napotykają w swojej karierze na przeszkody nie do pokonania dla kogoś o niskim ilorazie inteligencji. „To wstyd – mówi prof. Janina Brzozowska z katedry socjologii UZ. – W demokratycznym kraju kompetencje nie powinny w ogóle mieć znaczenia podczas zatrudniania lub awansowania".
Sytuację ratuje nieco administracja publiczna i spółki z udziałem Skarbu Państwa, gdzie głupich się docenia i chętnie awansuje. W sektorze prywatnym sytuacja wygląda jednak tragicznie. W zaledwie kilku procentach dużych firm prywatnych stanowiska prezesów piastują ludzie głupi. Ta niechęć dziwi, bo z badań wynika, że głupi na stanowiskach kierowniczych nie szkodzą aż tak, jak się powszechnie uważa. Dynamiczny rozwój warszawskiej fabryki Ursus i ekspansja na rynki zagraniczne przeczy tezie, jakoby mądrzy lepiej zarządzali przedsiębiorstwem.
Kolejne kraje wprowadzają przepisy zwiększające liczbę głupich na stanowiskach kierowniczych. W niektórych krajach za zbyt małą liczbę głupich w zarządzie firmie grożą nawet kary finansowe. To samo dotyczy odpowiedzialnych funkcji publicznych, w szczególności kluczowych resortów państwa. Sukces gospodarczy Grecji pokazuje, że warto walczyć z dyskryminacją.
„Głupi mniej zarabiają, mimo że nasz kodeks pracy gwarantuje jednakowe wynagrodzenie za jednakową pracę – zauważa słusznie Antoni Semkowski. – Zarobki głupich są nieraz i o połowę niższe niż mądrych. Rozwiązaniem byłyby urzędowo ustalane płace, jak to miało miejsce w złotych latach przed rokiem '89". Niższe płace na tych samych stanowiskach nie dość, że są niesprawiedliwe, to jeszcze powodują, że emerytury głupich będą niższe.
Co gorsza głupi są często zbyt głupi, by ten dysonans w ogóle zauważyć. Zwykle nawet nie rozumieją słów, którymi mądrzy posługują się jak jakimś tajnym kodem. „To już jest przemoc intelektualna – stwierdza dr. Krystyna Ścibakówna z fundacji Pro Dumbo. – Bo czymże różni się użycie słowa reminiscencja od uderzenia kogoś w twarz?".
PPG wyszło na głupka, rejestrując partię już po terminie zgłaszania list wyborczych. To tylko potwierdza, że taka partia jest potrzebna. „Wierzę głęboko, że w nadchodzących wyborach głupota nas, Polaków, nie zawiedzie – podsumowuje Semkowski. – My jak zwykle obudziliśmy się z ręką w nocniku, z czego jesteśmy dumni. Mamy jednak nadzieję, że mimo pewnych niedociągnięć formalnych nie padniemy po raz kolejny ofiarą dyskryminacji i będziemy mogli uczestniczyć w pracach sejmu i głosowaniach nad najważniejszymi ustawami. Gdyby brakło miejsc w ławach, mamy składane krzesełka".
Pocieszające jest też to, że w innych partiach również nie brakuje głupków. Jest na kogo głosować. Głupcy, Polska Was potrzebuje! Nie zawiedźcie tym razem, skoro nigdy nie zawodziliście.
Janusz Cyran - Teoria Diabła
Teoria diabła to dziesięć opowiadań. Każde przemyślane, każde mądre. To klasyczna fantastyka naukowa bez taryfy ulgowej new weird. Osadzenie fabuł w innych czasach, w innych światach nie jest zabiegiem stylistycznym, ale koniecznym warunkiem, by historia mogła być w ogóle napisana. To fantastyka stosowana, nie sztafaż. Historie opisywane przez Janusza Cyrana nie mogłyby się wydarzyć tu i teraz.
Opowiadania składające się na Teorię diabła to utwory raczej smutne i pesymistyczne. Być może, jeśli spojrzeć szerzej, jest to jedna z przyczyn malejącej popularności SF. Historie oparte na nauce i naukowym przewidywaniu przyszłości są zwykle mało radosne. W przeciwieństwie np. do nieskrępowanego eskapizmu fantasy, czego się nie dotknie autor SF, w tym widzi naszą klęskę i śmierć milionów. I nie sposób odmówić mu racji.
Sporo tu nawiązań do klasyki gatunku, sporo też nienowych problemów oglądanych od nowej strony. Nanotechnologia, sztuczna inteligencja, konflikt technologii i religii… Każde opowiadanie to spojrzenie na inny element współczesności i prognoza naszej niezbyt przyjemnej przyszłości, w której nieuchronnie zderzamy się z wytworami własnych rąk i umysłów. Wytworami, które wyrwały się nam spod kontroli i obróciły przeciw nam. A jeśli nawet pokonamy te ograniczenia, to natkniemy się na nieprzekraczalne prawa fizyki, określające ostateczny kres wszystkiego. Być może ludzkość jest na ścieżce bez odwrotu, na tej drodze do przyszłości, która kończy się przepaścią. Być może nie ma już ratunku, a może… wciąż jesteśmy w stanie zmienić nasze przeznaczenie.
Na antologię składają się teksty powstałe na przestrzeni ostatnich kilku lat. Proroctwa autora - naukowca i pisarza, czyli idealnego twórcy SF - są aktualne, i co gorsza, z czasem coraz bardziej przypominają rzeczywistość. Celowe niedopowiedzenia pozostawiają szerokie pole dla wyobraźni czytelnika, pozwalając mu na zamyślenie po każdym z opowiadań. A przy tym wszystkim Cyrana po prostu doskonale się czyta.
September 13, 2011
EDC minimum
EDC czyli (Every Day Carry) to pojęcie określające przedmioty, które stale ze sobą nosimy, czyli np. portfel, długopis, zegarek, telefon, chusteczki, etc. To oczywiście indywidualna sprawa, zależna od charakteru, stałych potrzeb lub danej sytuacji. W skład EDC powinny wchodzić przedmioty, które na codzień się przydają oraz takie, które bardzo się mogą przydać w razie czego.
Sądzę, że większość ludzi nosi przy sobie jedynie portfel, zegarek, telefon i klucze. Są to szczęśliwi ludzie, którzy nie przejmują się teoretycznie możliwymi katastrofami, dopóki te się nie wydarzą. Ja przesadzam w drugą stronę i noszę ze sobą za dużo teoretycznie przydatnych drobiazgów. Żeby nieco odciążyć kieszenie i plecak, podzieliłem mój stuff na kilka kategorii:
1. to, co mam przy sobie zawsze, gdy wychodzę z domu;
2. to, co mam w plecaku/torbie, jeśli go ze sobą zabieram;
3. to, co jedzie w bagażu głównym podczas wypraw dłuższych niż jeden dzień;
4. to, co jeździ w samochodzie (z opcją 4a dla dłuższych podróży);
5. to, co mam w domu.
Kategorie są ze sobą powiązane, i tak np. w pierwszej jest telefon, w drugiej ładowarka do telefonu, a w trzeciej kabelek do połączenia telefonu z laptopem. Kategorii mogłoby być więcej (np. do wypraw rowerowych) ale nie przesadzajmy. Z powyższych kategorii definicję EDC spełniają dwie pierwsze. A dziś chciałem napisać kilka słów o pierwszej, a dokładnie o minimum, bez którego nikt nie powinien się ruszać z domu. Pomijam oczywiste rzeczy jak np. portfel.
Trzy podstawowe rzeczy to: nóż, zapalniczka, latarka. Pierwszym pytaniem, które ciśnie się na aparat mowy, jest pytanie o sens noszenia latarki, skoro zapalniczka albo telefon komórkowy mogą ją zastąpić. No cóż, zasięg takiego światła to kilka metrów i nie zawsze można go użyć (np. w deszczu lub w otoczeniu łatwopalnych materiałów).
Dla ułatwienia przenoszenia połączyłem ten podstawowy zestaw kółkiem na klucze (lepsza byłaby krótka pętelka z linki stalowej) i uzupełniłem o kilka przedmiotów przydatnych (lub tylko teoretycznie przydatnych) w podróży czy na nartach: kompas bardzo przydaje się do orientowania mapy lub planu miasta i potrafi oszczędzić niepotrzebnego łażenia. Gwizdek przydać się może do wezwania pomocy (z chrypką nieraz ciężko choćby wydusić słowo ) lub do odstraszenia psa. Długopis to… oczywiste. Zapalniczka, widoczna na zdjęciach, to peanut lighter, który można kupić np. na stronie countycomm.com. Jest bardzo niewygodna, ale to ma być zapalniczka zapasowa, która w razie konieczności można zamienić w wodoszczelny pojemnik na małe tabletki lub zwinięty banknot. Do zestawu można by dodać pry bar, ale w praktyce nie dałoby się tego nosić w kieszeni. Oczywiście można doczepić coś jeszcze, np. pendrive.
Dobrym pomysłem wydaje się w pierwszej chwili doczepienie tego wszystkiego do kluczyków samochodowych. Jednak taka dzwoniąca i obijająca się o kolano kiść nie byłaby ani wygodna ani bezpieczna podczas jazdy.
Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że noszenie tylu przedmiotów w kieszeni jest jednak zbyt niewygodne i dodatkowe elementy przepiąłem do oddzielnego kółka. W razie potrzeby mogę je połączyć bardzo pomysłowym konektorem Victorinoxa. Zapalniczka Swiss Military jest… poza kadrem.
September 11, 2011
90. rocznica urodzin Stanisława Lema
Dziś mija 90. rocznica urodzin Stanisława Lema. W październiku zabrzmi powergraphowy Głos Lema. Mówić nim będą - o Lemie, Lemem, Lemowi - znakomici pisarze: Cyran, Gütsche, Haka, Kosik, Miszczak, Nowak, Orkan, Orliński, Paliński, Piskorski, Podrzucki i Skalska. Posłowie napisał Jacek Dukaj, opieką redakcyjną teksty otoczył Michał Cetnarowski, a okładkę zaprojektował Rafał Kosik. Jest na co czekać!
September 9, 2011
Szybki konkurs Wunrung
Ogłaszam szybki konkurs, w którym nagrodą jest coś naprawdę wspaniałego i bezcennego - satysfakcja. Zadanie konkursowe polega na wymyśleniu polskiego odpowiednika lub po prostu dobrej nazwy dla niemieckiego „Wunrung". Odpowiedzi wypisujcie w komentarzach.
September 5, 2011
Daft Punk - Human after all
Trzeci z kolei album wyrąbistej grupy (projektu właściwie, nie grupy) Daft Punk. Od ich utworu „burnin'" na poważnie zaczęło się moje zainteresowanie muzyką house. Pierwszy album „Homework" był arcydziełem, drugi „Discovery" był kawałkiem porządnej roboty. Trzeci album jest… kawałkiem nieco mniej porządnej roboty.
Jednak to nie jest zła płyta, muszę zaznaczyć wyraźnie. Słucham jej od miesiąca co najmniej raz dziennie, głównie w samochodzie. Mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem niemożności przeskoczenia własnej legendy. Jeśli jesteś cudownym dzieckiem elektroniki, to świat oczekuje, że zawsze będziesz lepszy od innych. A to niekoniecznie jest możliwe.
Początkowe rozczarowanie albumem po kilku przesłuchaniach zamienia się w… przyzwyczajenie. Tej płyty naprawdę dobrze się słucha po kilkukrotnym wstępnym osłuchaniu. Jakkolwiek to brzmi, taka jest prawda. Jedynie popowy „Technologic" trafia do mózgu już za pierwszym razem.
Daft Punk kultywują piękną historię Kraftwerka i już za samo to należy im się uznanie. Drugie uznanie należy im się za masę winyli, wykorzystywanych prze DJ-ów bez podania źródła. Być może parę razy bawiliście się przy ich muzyce, nie wiedząc, że jest ich.
Jednak Human after all sprawia nieznośne wrażenie albumu nagranego na prędce, bez dopracowania. I owszem, jest to fajna płyta, ale jakaś taka… niedorobiona. Czegoś w niej brakuje. Cierpliwości? Część utworów można by nawet nazwać męczącymi, choć na pewno nie obojętnymi. Powtarzany przez kilka minut rytm „Prime time of your life" zadziałał tak, że z przepisowych 80 km/h na Wisłostradzie bezwiednie doszedłem do 120 km/h. To ten poniżej.
Human after all nie jest przełomowy, ale, after all, nie jest również zły. Jest w tym jakaś zabójcza konsekwencja, jakaś magia nowoczesna. Ja to kupuję.
September 4, 2011
Czy fantastyka musi być literaturą popularną?
Czy fantastyka musi być literaturą popularną? - to temat dyskusji, do której zostali zaproszeni paneliści: Rafał Kosik, Maciej Parowski, Romuald Pawlak, Jacek Skowroński, Michał Studniarek, Paweł Ziemkiewicz i Andrzej Zimniak (prowadzący). Spotkanie odbędzie się we wtorek 20 września 2011 r. o godz. 18 w Domu Literatury przy ul. Krakowskie Przedmieście 87/89 w Warszawie. Wszystkich zainteresowanych zapraszam.
September 1, 2011
Warszawa Fantastyczna - spotkanie
Zapraszam w sobotę 3 września na godz. 16 do Muzeum Literatury (Rynek Starego Miasta) na wspólną dyskusję (Dunin-Wąsowicz, Kosik, Lewandowski) dokoła fantastyczności Warszawy w literaturze w ramach festiwalu Manifestacje Poetyckie organizowanego przez Staromiejski Dom Kultury. Więcej informacji tutaj.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
