Rafał Kosik's Blog, page 91
December 7, 2011
Wywiad dla Wirtualnej Polski
Na Wirtualnej Polsce ukazał się właśnie wywiad z moja bardzo skromną osobą. Zainteresowanych odsyłam tutaj.
December 5, 2011
Hiszpańska zupa rybna
Zupa dietetyczna a jednocześnie smaczna to warty docenienia kompromis. Nie przepadam za rybami, właściwie jedzenie ich uważam za zło konieczne. Ale ryba to zwierzę wodne, więc na zupy nadaje się doskonale. W oryginalnej zupie nie ma ryb, wyłącznie owoce morza. Gdyby nie to, że wyglądają tak obrzydliwie, być może dodałbym ich więcej.
Składniki na 1.5 litra wody:

600 g filetów z mintaja lub podobnej ryby
owoce morza
100g przecieru pomidorowego
pół szklanki białego wina
kilka ząbków czosnku
natka pietruszki
oliwa (jeśli ma być mniej dietetycznie)
śmietana do zup (j.w.)
przyprawy: sos rybny (lub sól), tabasco, koncentrat rybny (niekoniecznie), pieprz
Czas przygotowania: 30 minut



Jeśli używamy mrożonki, przed smażeniem lepiej ją rozmrozić i odlać wodę (lub dolać potem do zupy).










Recenzja FNiN SZ
Zabawne gagi, dynamiczna akcja i przede wszystkim świetnie wykreowane postacie – to nie mogło się nie udać! Powieść zachwyca tak samo jak każda poprzednia, a końcówka budzi w nas oszołomienie, dzięki czemu już nie możemy się doczekać następnej części. (więcej na nocnycien.blogspot.com…)
December 3, 2011
Rozgwiazda
Jeżeli czytaliście Ślepowidzenie, Rozgwiazda może Was zawieść. Tego porównania nie sposób uniknąć. Momentami widać tu zalążki pomysłów, które autor zbywa trzema zdaniami, a które rozwinięte będą dopiero w Ślepowidzeniu. Rozgwiazda powstała bowiem wcześniej, ale później została przetłumaczona. Dla popularności autora to chyba lepiej, bo szczerze mówiąc, Ślepowidzenie jest powieścią dojrzalszą i bardziej wizjonerską. Jednak Rozgwiazda jest jak najbardziej warta przeczytania, bo ona również wybija się znacząco ponad średnią gatunku.
Opowieść początkowo toczy się leniwie, wbrew zasadom literatury popularnej. Na pierwsze miłe swędzenie z tyłu mózgu musiałem czekać niemal do połowy. Ale jakie to było swędzenie! Nie, nie zamierzam spojlować. Napiszę tylko, że przez pierwsze ponad sto stron Rozgwiazda jest thrillerem psychologicznym pozbawionym na dobrą sprawę głównego bohatera. Bohaterów jest bowiem kilku i poznajemy świat kolejno ich oczami. W większości są to przestępcy, w sumie nieszczęśliwi ludzie, którym w zamian za anulowanie wyroku złożono propozycję uczestnictwa w pewnym projekcie naukowym, który jest przeprowadzany na dnie głębi oceanicznej. Rok pracy kilka kilometrów pod powierzchnią, z możliwością przedłużenia tego okresu, jeśli ktoś będzie chciał tam siedzieć dłużej.
Brzmi podejrzanie, bo cóż atrakcyjnego może być w ciasnym habitacie na dnie oceanu, by zostać choć minutę ponad wymagane minimum? Tym bardziej, jeżeli warunkiem koniecznym do przebywania tam jest częściowa cyborgizacja, polegająca na wszczepieniu do organizmu sztucznych skrzeli wraz z komputerem i aparaturą sterującą. I tu właśnie zaczyna się najbardziej interesująca część powieści, bowiem to odczłowieczenie ludzi i tak już nieprzystosowanych jest kluczowe dla całej historii.
Niemal cała akcja rozgrywa się pod wodą. Wstawki z powierzchni są dodatkiem, przy czym te podwodne są znacznie ważniejsze i co ciekawe, bardziej wciągające. Być może dlatego, że Peter Watts zrobił doktorat z biologii morskiej, więc ma kwalifikacje i skill do opisywania tego środowiska.
Peter Watts to ciekawy przykład człowieka, który oprócz tego, że jest wybitnym pisarzem, pozostał luzakiem i zwyczajnie sympatycznym gościem (to ten facet, który w „Nowej Fantastyce" ma felieton obok mojego). Pisze doskonale, ale nie wróżę mu sukcesu komercyjnego w Polsce – właśnie dlatego, że jest za dobry. Wprawdzie, jak sam twierdzi, choć jest Kanadyjczykiem, pierwsze nagrody otrzymał właśnie u nas, zanim jego gwiazda zajaśniała na anglosaskim firmamencie. Jednak nie poszła za tym sprzedaż. Za mało jest w naszym kraju inteligentnych odbiorców tego typu literatury. To doskonale napisana twarda fantastyka naukowa, do odbioru której poza wyrobieniem czytelniczym konieczna jest pewna wiedza z zakresu nauk ścisłych.
Zmierzcie się z tym wyzwaniem.
November 30, 2011
Wtedy tak się nie walczyło
Bywa, że autor, a za nim i redaktor, popełni błąd. Autor też człowiek, nie może znać się na wszystkim, a research i konsultacje nie zawsze wystarczają. Jeżeli tekst z błędem trafi na fachowca w danej dziedzinie, to fachowiec przyśle e-mail do autora i zwróci mu uwagę na pomyłkę. Ostatecznie umieści krótką notkę na forum lub stronie autora, by inni wiedzieli, co jest nie tak. Jeżeli jednak tekst trafi na niedowartościowanego maniaka, to zaowocuje przypominającą krucjatę dyskusją o fundamentalnej różnicy między śrubą a wkrętem. (więcej w grudniowym wydaniu Nowej Fantastyki…)
November 27, 2011
A pierwsi będą ostatnimi
Oto fragment mojego opowiadania, które znalazło się w antologii Science Fiction wydanej przez Powergraph.
Od chwili, gdy otworzyłem oczy, zostały mi dwa lata życia. Ta przykra wiadomość docierała do mnie bardzo powoli. Budziłem się z narkozy połączonej z gigantycznym kacem, jaki ma się po mieszaniu wszystkiego, co tylko można zmieszać. Nie było w tym wielkiej przesady. Może poza tym, że sen trwał ponad sto siedemdziesiąt lat.
Nie czułem niczego ani niczego nie słyszałem. Uszy wciąż znajdowały się poniżej opadającego poziomu żelu fizjologicznego. Wzrok odzyskiwał ostrość. Widziałem rząd przyciemnionych lamp wpuszczonych w bruzdę na białym suficie i odchyloną pokrywę łoża letargowego. Przypominałem sobie instrukcje postępowania po przebudzeniu. Nie ruszać się, czekać. Poczekam. Czekałem tyle lat, poczekam jeszcze chwilę.
Zostały mi dwa lata życia. Dwa lata i kilka miesięcy, jak dobrze pójdzie. Nie miałem na to wielkiego wpływu. Mogłem tylko przestrzegać pewnych zasad i liczyć na to, że odbędzie się to w miarę łagodnie. W kadrze pojawiła się pajęcza konstrukcja ramion z miękkimi chwytakami. Bezgłośnie, bo przecież niczego nie słyszałem, ramiona rozprostowały się i sięgnęły gdzieś pode mnie. Poczułem ich dotyk, ale tak, jak się czuje podmuch letniego wiatru. Uniosły mnie do pozycji pionowej. Zdawało mi się, że sen trwał kilka godzin, że mogę wstać i sam iść. Zdawało mi się. Spróbowałem unieść dłoń. Przedramię zadrgało, bujnęło się, a jedynym długotrwałym efektem był ból. Pozwoliłem się więc nieść, a żel spływał ze mnie gęstymi kroplami i wnikał w membranę podłogi. Chemia buzowała w żyłach, myśli krążyły pod czaszką wirem złożonym z wielu mniejszych wirów.
Pocieszające, że większość najbardziej bolesnych i nieprzyjemnych operacji odbyła się w ciągu kilkudziesięciu godzin, kiedy nie byłem jeszcze niczego świadomy. Miałem trzydzieści dwa lata. W teorii, bo ostatnie sto siedemdziesiąt z kawałkiem przeleżałem w hipotermicznym letargu. Przyjmowałem tę wartość na wiarę, bo pamiętałem dokładnie wczorajszy dzień. Cóż z tego, że odległy prawie o dwa stulecia? Wiek biologiczny? Tu żadna odpowiedź nie byłaby prawidłowa. Za kilka dni moje trzydziestoletnie ciało odzyska pełną sprawność i sprawność tę utrzyma przez pół roku. Potem jednak zaczną się pojawiać nieuniknione skutki letargu. Zegar biologiczny przyspieszy, jakby chciał odrobić stracony czas. Mniej więcej półtora roku zajmie mu doprowadzenie sprawy do końca.
Zgodziłem się na to. Chyba tak to należy rozumieć, choć pewności nie ma. Wtedy nic nie było jednoznaczne. Nie mogło być.
Stalowy pająk przeniósł mnie do wnęki w ścianie, gdzie obrotowe głowice dysz wodnych miały zmyć ze mnie resztki żelu. Nie czułem, czy woda jest zimna, czy ciepła. Zamykałem tylko oczy i wstrzymywałem oddech, gdy silniejszy strumień leciał na twarz. Poddawałem się temu z obojętnością, zresztą i tak nie mogłem ani pomóc, ani przeszkodzić. Łoże zamknęło się i wsunęło w ścianę, a otwór zasłoniła klapa. Podobnych klap w okrągłym pomieszczeniu było dwadzieścia cztery. Po wysuszeniu pająk zostawił mnie w głębokim leżaku, w mniejszym pomieszczeniu. To już czułem, ale wciąż bałem się ruszyć. Wodziłem tylko wzrokiem po sterylnym białym wnętrzu. W rogu stał sztuczny kwiat, a poza nim i leżakiem nie było tu niczego. Przynajmniej w tej części, którą mogłem zobaczyć bez poruszania głową.
Prostokątna część ściany przede mną zmieniła kolor na szary, a potem pojawiła się tam twarz starej kobiety.
— Witaj, Paul. Bądź cierpliwy. Za godzinę będziesz mógł wstać.
Próbowałem coś powiedzieć, ale wyszło z tego ciche chrząknięcie. Prawie nie czułem języka.
Twarz była znajoma. Zdecydowanie znajoma.
— Van… da…? — zdołałem wyszeptać.
Przytaknęła z uśmiechem. Ta stara kobieta, patrząca na mnie z monitora, była moją siostrą.
Młodszą siostrą.
November 25, 2011
Dynamo Torch USB
Ta latarka nie świeci ani zbyt jasno ani zbyt długo. Nie jest wodoodporna ani wstrząsoodporna. Nie jest też jakoś specjalnie wygodna ani wybitnie ładna. Szczerze mówiąc pod żadnym względem nie dorównuje normalnym latarkom. Są jednak dwa powody, dla których warto ją mieć: nie potrzebuje baterii i można nią naładować telefon komórkowy.
Latarka-dynamo to bardzo stary wynalazek, można coś takiego kupić za parę złotych w wielu miejscach. W zasadzie nie warto by o tym pisać, gdyby nie zalety tego konkretnego modelu. Zasada działania jest prosta: kręcąc korbką ładujemy akumulator, z którego następnie zasilane są diody. Latarkę można ładować również z gniazda USB (5 godzin). Druga metoda jest oczywiście wygodniejsza. Tę pierwszą zostawiamy na wszelki wypadek, gdy wylądujemy w środku nocy w nieoświetlonym i niezelektyfikowanym lesie.
Dynamo Torch posiada dwa tryby świecenia: pięcioma albo tylko trzema diodami; oraz dwa tryby ładowania korbką: akumulatora lub urządzenia zewnętrznego. Latarka może więc służyć jako awaryjna ładowarka telefonu komórkowego lub dowolnego innego urządzenia zasilanego z USB. Niestety nie można do tego wykorzystać wbudowanego akumulatora - trzeba kręcić korbką. Jak podaje producent, minuta kręcenia pozwala na dwie minuty rozmowy. Trochę słabo, ale mówimy o ładowaniu awaryjnym w sytuacji, gdy nie ma pod ręką gniazdka. Jeśli chodzi o świecenie, minuta kręcenia wystarcza na dziesięć-piętnaście minut świecenia (w zależności od trybu pracy).
Pewną wadą jest lekko poruszający się włącznik, który potrafi sam się włączyć w plecaku i rozładować akumulator. Gdyby nie fakt, że latarka jest wyposażona w dynamo, byłaby to wada przekreślająca sens posiadania takiego gadżetu. Dynamo Torch USB warto mieć ze sobą na wyprawie z dala od cywilizacji. To dosyć uniwersalny i praktyczny gadżet. Waży niecałe 150 gram, co da się przeboleć, a w krytycznej sytuacji może się przydać na kilka sposobów.
Latarkę kupiłem w sklepie z gadżetami w Bolonii. Podobne sklepy widziałem też w innych miastach, a gadżety można znaleźć na stronie http://www.natureetdecouvertes.com. Strona niestety jest po francusku.
November 22, 2011
Zdjęcia z oficjalnej premiery Świata Zero i trailera filmowego
21 listopada w Empiku Juniorze odbyło się spotkanie ze mną oraz twórcami filmu "Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa". Opowiadałem o moich premierowych książkach: Felix, Net i Nika oraz Świat Zero
i zbiorze opowiadań dla dorosłych Obywatel, który się zawiesił. Licznie przybyła publiczność usłyszała również opowieści młodych aktorów grających role Felixa (Kamil Klier), Neta (Maciek Stolarczyk) i Nika (Klaudia Łepkowska) i reżysera Wiktora Skrzyneckiego o pracy przy filmie. Lightcraft opowiedział o efektach specjalnych i pokazał zwiastun filmu, który wzbudził ogromne emocje i pokazał, że jest na co czekać! Premiera filmu Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofaplanowana jest na początek marca 2012 roku.
November 21, 2011
Oszukać przeznaczenie
Kolejny przykład na to, że niektórym przydałyby się kursy doszkalające. Do większości wypadków dochodzi nie z powodu nadmiernej prędkości, złego stanu nawierzchni, czy samochodu. Zwykle są to głupie błędy wynikające z niedouczenia, z olewania podstawowych zasad: jak np. rozglądanie się przed skrzyżowaniem, używanie kierunkowskazów, lusterek etc. Nadto niektórzy ludzie zwyczajnie nie mają skilla do prowadzenia samochodów. Ci dla dobra swojego oraz innych nigdy nie powinni prowadzić.
Pani z czerwonej Toyoty dostała drugą szansę, by udać się na kurs doszkalający, a ja mam dowód na to, że tuning zawieszenia na coś się przydał.
November 18, 2011
Poniedziałkowe spotkanie jeszcze ciekawsze
Na poniedziałkowym spotkaniu w Empiku, o którym już pisałem, obecni będą również producenci Teoretycznie Możliwej Katastrofy: przedstawiciele Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, firmy Lightcraft oraz Media Group/Lollipop Films. Reżyser filmu, Wiktor Skrzynecki, oraz co może Was najbardziej ucieszyć, odtwórcy tytułowych ról - Klaudia Łepkowska (Nika), Maciek Stolarczyk (Net) i Kamil Klier (Felix). Zapraszam!
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
