EDC minimum
EDC czyli (Every Day Carry) to pojęcie określające przedmioty, które stale ze sobą nosimy, czyli np. portfel, długopis, zegarek, telefon, chusteczki, etc. To oczywiście indywidualna sprawa, zależna od charakteru, stałych potrzeb lub danej sytuacji. W skład EDC powinny wchodzić przedmioty, które na codzień się przydają oraz takie, które bardzo się mogą przydać w razie czego.
Sądzę, że większość ludzi nosi przy sobie jedynie portfel, zegarek, telefon i klucze. Są to szczęśliwi ludzie, którzy nie przejmują się teoretycznie możliwymi katastrofami, dopóki te się nie wydarzą. Ja przesadzam w drugą stronę i noszę ze sobą za dużo teoretycznie przydatnych drobiazgów. Żeby nieco odciążyć kieszenie i plecak, podzieliłem mój stuff na kilka kategorii:
1. to, co mam przy sobie zawsze, gdy wychodzę z domu;
2. to, co mam w plecaku/torbie, jeśli go ze sobą zabieram;
3. to, co jedzie w bagażu głównym podczas wypraw dłuższych niż jeden dzień;
4. to, co jeździ w samochodzie (z opcją 4a dla dłuższych podróży);
5. to, co mam w domu.
Kategorie są ze sobą powiązane, i tak np. w pierwszej jest telefon, w drugiej ładowarka do telefonu, a w trzeciej kabelek do połączenia telefonu z laptopem. Kategorii mogłoby być więcej (np. do wypraw rowerowych) ale nie przesadzajmy. Z powyższych kategorii definicję EDC spełniają dwie pierwsze. A dziś chciałem napisać kilka słów o pierwszej, a dokładnie o minimum, bez którego nikt nie powinien się ruszać z domu. Pomijam oczywiste rzeczy jak np. portfel.
Trzy podstawowe rzeczy to: nóż, zapalniczka, latarka. Pierwszym pytaniem, które ciśnie się na aparat mowy, jest pytanie o sens noszenia latarki, skoro zapalniczka albo telefon komórkowy mogą ją zastąpić. No cóż, zasięg takiego światła to kilka metrów i nie zawsze można go użyć (np. w deszczu lub w otoczeniu łatwopalnych materiałów).
Dla ułatwienia przenoszenia połączyłem ten podstawowy zestaw kółkiem na klucze (lepsza byłaby krótka pętelka z linki stalowej) i uzupełniłem o kilka przedmiotów przydatnych (lub tylko teoretycznie przydatnych) w podróży czy na nartach: kompas bardzo przydaje się do orientowania mapy lub planu miasta i potrafi oszczędzić niepotrzebnego łażenia. Gwizdek przydać się może do wezwania pomocy (z chrypką nieraz ciężko choćby wydusić słowo ) lub do odstraszenia psa. Długopis to… oczywiste. Zapalniczka, widoczna na zdjęciach, to peanut lighter, który można kupić np. na stronie countycomm.com. Jest bardzo niewygodna, ale to ma być zapalniczka zapasowa, która w razie konieczności można zamienić w wodoszczelny pojemnik na małe tabletki lub zwinięty banknot. Do zestawu można by dodać pry bar, ale w praktyce nie dałoby się tego nosić w kieszeni. Oczywiście można doczepić coś jeszcze, np. pendrive.
Dobrym pomysłem wydaje się w pierwszej chwili doczepienie tego wszystkiego do kluczyków samochodowych. Jednak taka dzwoniąca i obijająca się o kolano kiść nie byłaby ani wygodna ani bezpieczna podczas jazdy.
Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że noszenie tylu przedmiotów w kieszeni jest jednak zbyt niewygodne i dodatkowe elementy przepiąłem do oddzielnego kółka. W razie potrzeby mogę je połączyć bardzo pomysłowym konektorem Victorinoxa. Zapalniczka Swiss Military jest… poza kadrem.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
