Piotr C.'s Blog, page 15

May 23, 2018

Dlaczego przybywa ludzi, którzy mają poczucie, że są gorsi od innych?

Komentarz od którego zacznę, sprawi, że każdy się wkurwi. Gotowi?


Brzmi to tak:


Żyje się po to aby dobże zjeść. CZEŚĆ GŻMOTY ! Właśnie wróciliśmy z żonom, naszym wypasionym BMW za 99 tysięcy złoty z objadku w eskluzywnej hotelowej restałracji. Ja sobie zażyczyłem ślimaki a la bourgogne z grzanką czosnkową, a żona homara gotowanego z risotto milanese oraz szparagami w temperatuże. Do tego butelka francuskiego wina za 290 zł/butelka (ja nie piłem, prowadziłem BMW). Koszt objadku 778 zł + napiwek 20 zł, a więc równy tysiąc złoty.


Na przystawkę zjedliśmy z żonom jajecznicę ze strusia o wadze prawie 2 kilogramy, a kosztowało to nas ponad 230 złoty ! (niekumatych i nie wykształconych informuję, że strusia to taki dinozaur, który zamieszkuje pozagranicami naszego Kraju, jest bardzo żadki i odgryza ludziom członki, stąd ta Vipowska cena). Nooo ale ja kochani ż y gam kasą, no po prostu ż y gam kasą. A Wy co na objad? Jak zwykle dżem z mirabelek czy chlebuś z smalcę ?”


Podpisano: Heniek. 



Spam tej treści wykwita niczym pleśń na durnych forach internetowych (na które oczywiście zdarza mi się zaglądać, bo mam taki gest, a my taki mamy klimat). Jest niczym granat wrzucony do beczki z gnojówką, niczym dyskusja o Smoleńsku na weselu po czwartej flaszce i o drugiej rano, niczym spór między 30-letnimi cycatymi singielkami, czy facet ma być z grubym portfelem,  z grubym penisem, czy z dobrym sercem (wybierz jedno z nich). 


Oczywiście autor komcia siedzi przed kompem i rechocze, że po raz kolejny udało mu się podkurwić frajerów.


Większość osób pisze zaś co? Że to ściema, bo za 99 tys. nie da się kupić porządnego BMW. Naprawdę długo nad tym, kurwa, myśleliście?


Odpowiem tak:


[image error]


Ale po chwili sam przeanalizowałem sytuację i zawstydziłem się, bo nie jestem lepszy. Nie doczytałem tekstu do końca, a już się oburzyłem: jak przy rachunku za 778 zł można zostawić 20 zł napiwku??? (I jeszcze żeby suma tych liczb równała się tysiąc!)


Dlaczego ten spam tak wkurwia? Bo uderza w coś, co nas boli. Coraz więcej ludzi uważa się za gorszych od innych.


Polaki, biedaki, cebulaki.


Bo ludzie czują się tym komunikatem upokorzeni.


Kolo zjawia się w spa. Siedem stów za noc. Wygląda na 30-kilka lat. Dobry samochód. Warszawska rejestracja. Spodnie od garnituru. Skórzane buty. Biała koszula. Ciemne okulary. U boku ruda z dużymi cyckami. Ona: krótka kiecka i te cycki oczywiście na wierzchu.


I uczciwie przyznajcie, że już po tym krótkim opisie nie lubicie skurwysyna. Głównie za cenę hotelu i warszawską rejestrację. Za laskę pewnie też, bo na pewno dziwka, lachociąg i leci na kasę. A co ma powiedzieć kelner, który ma 23 lata, zarabia 2.2 k na rękę i musi usługiwać tej parze? Musi całować ich w dupę i nie dać się za nic wytrącić z równowagi. Kelner i facet w garniturze oglądają te same reklamy. Kuszą ich te same samochody, te same hotele, te same roznegliżowane kobiety. Formuła szczęścia dla jednego i drugiego jest niby dokładnie taka sama.


Kelner też by tak chciał. Ten chuj w spodniach od garniaka (jak to mawia krawiec, a pan panie Piotrze po której stronie szabelkę nosi) reprezentuje wszystko czego on by pragnął. Ale kelner tego nie ma. I nie ma szans dostać. Nie może sprostać tym wymogom. Patrzy więc na tego wafla ze stolicy i jest to spojrzenie przepełnione nienawiścią. Trawi, jak kwasem. Przełyka najbardziej polskie słowo: ŻÓŁĆ.


Kelner czuje się upokorzony.


Bo oceniamy ludzi, życie, innych, po pozorach.


I nie ma tutaj znaczenia, że kelner nie wie nic na temat tego kolesia. Że może pan Garniturek wpłaca hajs na Caritas lub WOŚP, kocha małe kotki, nie ma z czego zapłacić czynszu, albo zwyczajnie rzecz biorąc pała już mu nie staje. Kelner patrzy i WIE, że to palant. Czuje to w powietrzu, jak ostatnie dni wakacji. W życiu często się kierujemy pozorami. Tak jest łatwiej, ale jednocześnie dużo przez to tracimy.


xxx


Sześć lat temu facet stanął na stacji  w Waszyngtonie i wyjął skrzypce. Był ranek, początek zimy, piździło jak cholera.


Zaczął grać.


Ludzie mijali go obojętnie, mając głęboko w pompie. Od czasu do czasu ktoś sypnął waszyngtonem. Dzień jak co dzień. Jedyną osobą, która poświęciła mu trochę więcej uwagi był trzyletni chłopiec. Stanął i słuchał. Matka pociągnęła go jednak za sobą. Chłopiec posłusznie poszedł za nią, ale cały czas patrzył w kierunku skrzypka. Ta sytuacja z dziećmi powtórzyła się jeszcze kilka razy. Dorośli byli znudzeni, albo spieszyli się na pociąg.


Mężczyzna grał przez 43 minuty. Zebrał 32 dolce.


Dwa dni wcześniej ten sam facet grał w teatrze w Bostonie. Jeden bilet na jego koncert kosztował 100 dolarów. Skrzypek nazywa się Joshua Bell. Jest tym dla muzyki poważnej kim Anthony Joshua dla wagi ciężkiej w boksie. Jeden ruch skrzypiec i wszyscy mają orgazm. I wszyscy są na deskach. Ale w teatrze na biletowanym koncercie, nie w metrze.


W jednym i drugim miejscu Joshua Bell grał na instrumencie zrobionym przez Stradivariusa w roku 1713, wartym 3.5 mln dolarów. Swoją drogą, kiedyś te skrzypce należały do polskiego skrzypka Bronisława Hubermana (skradziono mu je w 1936 roku). W jednym i drugim miejscu Bell zagrał sześć kawałków Bacha. Bardzo trudnych. Właściwie uchodzących za jedne z najtrudniejszych na świecie. Ludzie jednak mieli to centralnie w dupie. Skoro gra w metrze, to znaczy, że jest cienki. Skoro gra w metrze, to nie warto zawracać sobie nim głowy.


Skoro facet przyjeżdża do drogiego spa, z laską z cyckiem na wierzchu to jest typowym przedstawicielem warszawki, któremu w dupie się poprzewracało.



 


Bo nie trawimy ostentacji


Jedną z najbardziej znienawidzonych osób w sieci jest Jakub W. Bo ma zielone Lamborghini Aventador. Bo kiedy wybierał nowy samochód Lamborghini Urus dał posta z autem stojącym w salonie na Insta i podpisał „picking up my new bitch”. Bo pisze o swoim kilometrowym apartamencie na warszawskim Powiślu. Bo jego partnerką była modelka.


Ta ostentacja jest dla ludzi wkurwiająca. “Nie wiem, nie znam, ale to chuj, bo ma i epatuje.” Razi tym po oczach. Więc można sobie upuścić w komentarzu na Pudelku. Analiza osobowości, po lekturze tekstu na cztery linijki podbitego zdjęciem.


Poza tym, powiedzmy to sobie szczerze: nie mamy zaufania do ludzi, którzy są bogatsi od nas.


Bo wierzymy, że dobra edukacja da nam wielkie pieniądze. A tu klops


To ma być niezawodny przepis na wygodne życie. Równanie bez niewiadomych. Dobre wykształcenie równa się kasa. Pisałem o tym sporo niedawno w tekście: czy przeszłoby ci przez gardło stwierdzenie „Moje dziecko pracuje na kasie w Biedronce i jest szczęśliwe”. 


Dziecko jest całe upierdolone w smarze i jest szczęśliwe, ale od rodziców słyszy, “Nie, no musisz zostać prawnikiem. Musisz zostać lekarzem. Musisz zostać kimś. Praca fizyczna hańbi. Nie możesz się pobrudzić.” Albo w nieco przyjemniejszym wydaniu: “Przyjemności, przyjemnościami, ale musisz zarabiać pieniądze.” A później dziecko dorasta, ma to wykształcenie i okazuje się, że owszem coś tam zarabia, ale dużo mniej niż zakładało.


I robi tzw. karierę. Ale się męczy.


Nie ma w tym żadnej radości.


Jest rutyna.


Jest:


„Jaki dziś dzień – zapytał Puchatek.


Poniedziałek – odpowiedział Prosiaczek.


Kurwa mać – powiedział Puchatek.”


A później jest piątek, piąteczek, piątunio.


(I dlatego “Im bardziej Puchatek tam zaglądał, tym bardziej tam Prosiaczka nie było.”)


Człowiek wtedy czuje, że jego życie jest jak serial na Polsacie. Że inni mają HD i 4K, a on cały czas wypożyczalnię kaset video. Na dodatek okazuje się, że ta prawda: „dobra edukacja równa się życiowy sukces” przestała być aktualna. Bo ktoś jest znany, sławny i bogaty tylko dlatego, że pokazał cycki i dupę albo jak bierze ptaka do ust na Instagramie. I to wystarczyło. Tego ludzie nie są w stanie pojąć. Mają aspiracje, których nie są w stanie zaspokoić. A bez problemu sięgają po nie jednostki, które uważają za beztalencia.


Bo ludzie uważają, że są gorsi, jeśli mają mniej pieniędzy. I w drugą stronę. Jak mają więcej pieniędzy, to są lepsi.


To jedno z największych kłamstw jakie sobie wdrukowujemy. Że jak ktoś jest menadżerem to jest lepszy od pani ze sklepu. Jak ktoś ma apartament w centrum miasta ze ściskającym za jaja widokiem na rzekę i panoramę biurowców, to na pewno jest szczęśliwszy niż pani Jadzia, która ma trójkę dzieci, działkę i obowiązki przy lepieniu pierogów.


Jak ktoś daje się wpakować w ten kompleks, to sam jest sobie winien.


Szczęście nie ma nic wspólnego z kasą. Wszystkie badania to pokazują. I co? I ludzie tego nie akceptują. Nie wierzą w to. No to sami jesteście sobie, kurwa, winni. Rozejrzyjcie się.


To życie na bogato, to ostentacyjne przechwalanie się szmalem, to nic innego jak sposób walki z własnymi kompleksami. To prośba: podziwiajcie mnie! Przecież jestem zajebisty. Prawda? Powiedzcie proszę, że to prawda! Poklepcie mnie po pupci i uleczcie to, że czuję się chujowo. 


Jest różnica między: „kupuję sobie brykę, ale się wszyscy zesraja z zazdrości” a „kupuję sobie brykę zaraz się zesram z radości”. Ta różnica to autentyczność.  


Naprawdę znaczek na masce auta sprawi, że ktoś jest fajnym człowiekiem, który wie, czego chce od życia??? Wierzysz w to?


Poznałem sporo osób, które były ode mnie bogatsze. Rozmawiałem z nimi bez specjalnej spiny w dupie. Bo co z tego, że ktoś ma większy sos? Jeśli walczysz z kimś na jego boisku, porównujesz zasoby, których wiadomo, że tamta druga strona ma więcej, to od razu przegrałeś. Od razu przegrałaś. Ale na 100 proc. jesteś w czymś lepszy od kogoś kto, ma po prostu więcej pieniędzy. Może potrafisz lepiej jeździć samochodem. Może potrafisz naprawić ten samochód. Możesz potrafisz śpiewać, malować, pisać, gotować, dawać dupy, recytować etc. Może zwyczajnie jesteś od tego gościa szczęśliwsza. Bo masz ludzi, którzy cię kochają.


Te rzeczy porównuj. Te rzeczy eksponuj, rozmawiając z kimś, kto wyżej sra niż dupę ma, bo kupił sobie kawałek blachy i cztery koła a do tego jacht i sześć kilo silikonu na kajucie. Czytasz to teraz i mogę ci powiedzieć, że na 100 proc. jesteś w czymś lepszy ode mnie.


To, czy czujemy się gorsi czy upokorzeni przez innych jest pojedynkiem, który ma miejsce tylko w naszej głowie. I jeśli go nie wygramy, będziemy niepełnosprawni emocjonalnie. A nasze społeczeństwo będzie dzikie. Będziemy zgryźliwymi mendami, którym zawsze wszystko nie pasuje i do wszystkich się dopierdalają. I przyzwyczaimy się do tego. Do chujowej pracy. Do kompleksów. A ty cały czas będziesz żyć nadzieją, na 10 milionów w Lotto. Bo wtedy wszystko się zmieni. 


To nie życie. To kwas.


A w ostatecznym rozrachunku, czy masz hajs czy nie, i tak liczy się bycie szczerym wobec siebie i innych, miłość, bliskość oraz fakt, że możesz usiąść na dupie na jakimś ganku z grupą przyjaciół i zrobić wino. Gadając o pierdołach. Co najwyżej wino jest lepsze bądź gorsze.


Bo kac jest już taki sam.


[image error]


Photo by Nicole Mason on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 23, 2018 09:27

May 4, 2018

Dlaczego ludzie w związku jadą po sobie jak wściekłe psy? Cztery jazdy jakie sobie robimy

Wierzymy w romantyczną miłość. Uważamy ją za najlepszy model związku. Stawiamy ją na piedestale i dajemy lajki. To część naszej kultury. Miłość, to mają być długie wilgotne pocałunki, spacery po parku w blasku księżyca, kiedy on patrzy ci w oczy, a kulawa gołębica grucha gdzieś w pobliżu. Miłość, to trzymanie się za ręce, picie z dziubków i turlanie nosem w jej kierunku ostatniego klopsa z porcji spaghetti, jak na filmie Walta Disneya.


Później on niesie ją na rękach, ona wzdycha, jest wielki seksualny zderzacz hadronów i ona wzdycha jeszcze raz, ale głośniej rozkładając nogi na sierści jednorożca. 


I przyznacie, że jakoś do tego pięknego obrazka nie pasuje scena, kiedy ona o trzeciej rano bierze talerz z wzorkiem w lawendę i z całej siły jak nie pierdolnie nim o ścianę!!! Tak, że on (talerz) rozwala się na drobne, kłujące fragmenty szkła. A ona krzyczy: jesteś kawałem chuja (to o tobie).


Wiem, wiem, ty nigdy nie zrobiłabyś niczego podobnego. Ale znam kobiety, które w swoich facetów wkurwione rzucały kebabem (trafiły, są takie które zawsze trafiają). 



Z łanią i jeleniem na rykowisku, długimi sentencjami na Fejsie w stylu: „Przeznaczenie was połączyło, jesteście jednym ciałem astralnym” nie konweniuje pyskówka ze specjalnym przypomnieniem tego, jak zachowałeś się na imprezie u jej matki w kwietniu 2011 roku. Choć faktycznie w trakcie tej dyskusji możesz zobaczyć gwiazdy.


Wiem, mówi się, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Ale ten kto to wymyślił nie przeżył widać czterogodzinnej sesji opierdalania w wykonaniu kobiety, gdzie cokolwiek powiesz, będzie użyte przeciwko tobie, a wszystko zaczyna się od słów: ‘Musimy porozmawiać o naszym związku’.


Romantyczna miłość jakoś też się nie zgrywa z wziętym z rzeczywistości fragmentem mojej powieści “Brud”, gdzie:


Mój kolega, trzydziestosiedmioletni znawca literatury militarystycznej, potrafiący odróżnić, dajmy na to, czołg Abrams od T-72 jedynie po gongu silnika, który od razu wiedział, co to jest tkanina z Bayeux, zanim zdążyłem rozwinąć temat, który nigdy nie odpuścił żadnemu muzeum i uwielbiał impresjonistów, mierzył niedawno za pomocą długiej szkolnej linijki poziom zupy w garnku. Konkretnie chodziło o krupnik. Mierzył z zapałem, a następnie wyskoczył z kuchni, niczym kobieta po torebkę w Lidlu, do swojej żony i wrzasnął: „Zmierzyłem ją! Jeśli ta bura suka, twoja siostra, przyjdzie do nas i poczęstujesz ją zupą, będę od razu o tym wiedział! Zabraniam, kurwa!! Ja za tę zupę zapłaciłem!!!”.”


Tych rodzajów dojechania w związku jest kilka i wszystkie są kurewsko szkodliwe.


Jazda pierwsza. Jadę po nim, bo odreagowuję swoje stresy.


Związek, ten realny, a nie z piosenki czy filmu wzięty, bardzo często zamienia się w spotkanie w klatce, jak w KSW. Freak show. A teraz jebniemy przeciwnikiem o matę. Niech jęczy. Niech go boli. Nie będę się odzywać – niech się złości. Niech przeprasza. Niech się martwi. Po zdobytym punkcie jest zaś festiwal mściwej radości, głupie niedojrzałe uczucie: Niech, kurwa, cierpi. Dobrze mu/jej tak. YES! YES! YES!I takie powidoczki można obserwować dużo częściej, niż emocjonalne wsparcie, a już o niebo częściej, niż rozmowę, w której tłumaczysz co się stało, co czujesz, dlaczego i czego się boisz. 


Skąd się to bierze? Z nudy. Z przyzwyczajenia. Bierzesz tego kogoś za pewnik. Za osobę, która zawsze będzie występować w twoim życiu. Niczym reklama na Polsacie. A skoro jest, to można pozwolić sobie na więcej. Można na niej odreagować. Zły dzień w pracy. Że coś się zepsuło. Korek. Kłótnię z przyjaciółką. Kolejkę w sklepie. Koniec promocji na Zalando. Plamę na spodniach.


Albo jak w tym memie:


„- Kupiłem ci smycz, bo jesteś suką.


– Kolor oczywiście wybrałeś chujowy”.


Dlaczego ktoś tak robi? Bo w rzeczywistości tej drugiej osoby nie szanuje. 


Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Szacunek to takie dziwne uczucie. Gdy zacznie się obniżać, gdy zaczniesz go tracić względem kogoś z kim jesteś, to już… nie rośnie. Jest pozamiatane, jak na mistrzostwach w curlingu. Dlatego nie przenoś swoich negatywnych emocji na osobę, z którą jesteś. Ona nie jest winna, że coś cię podkurwiło. Nie jest winna, że w twoim życiu coś się nie układa. Bo to ty je jebiesz.  Naucz się radzić ze swoim gniewem. 


Dlatego nie mów źle o swojej kobiecie. Nie mów źle o swoim mężczyźnie publicznie. Ludzie siadają ze swoimi przyjaciółmi, jedno wino, drugie, trzecie i zaczynają obrabiać dupę swoim partnerom. Nie rób tego. Masz mu coś do przekazania? To powiedz to jemu. Jej. Bezpośrednio. Obrabianie dupy osoby, która jest ci ponoć najbliższa na świecie to nie tylko brak szacunku wobec niej, ale i brak szacunku wobec siebie. Bo w końcu ty ją wybrałaś/łeś.Coś cię wkurwia? Nie milcz. Nie strzelaj focha. Nie rób zastępczych awantur. Powiedz o tym. Jeśli o tym nie powiesz, ta druga osoba nie będzie o tym wiedzieć. Nie domyśli się tego z układu chmur na niebie.


„- Nie ogarniam Twoich nastrojów.


– Sam widzisz, wina nie leży po mojej stronie.”


Nie dowie się, co jest dla ciebie ważne, a przede wszystkim, dlaczego jest to ważne. Takie zachowanie, w przeciwieństwie do gówniarskich zachowań ‘A teraz go/ ją ukarzę i przez trzy tygodnie nie będę się odzywać, niech się domyśli’ buduje co? Szacunek. Wreszcie – słuchaj zawsze, co ta druga osoba ma do powiedzenia, nawet jeśli się z nią nie zgadzasz. Bo to też oznaka szacunku. A co jest budowane razem z szacunkiem? Zaufanie.


Jazda druga.  Jadę po nim, bo sprawdzam, czy mnie zatrzyma, bo sprawdzam, czy mnie jeszcze kocha.


Pisze Agata:


Pamiętam jak byłam z moim ex. I często mówiłam: odchodzę! Teraz, już, to koniec – NAPRAWDĘ. Biegłam do drzwi. Tylko po to, żeby mnie wyprzedził, zamknął je i zabrał klucz.


Bo to był jedyny sposób żebym udowodniła sobie, że mu „zależy”. Bo przecież mnie zatrzymał, prawda? Dramatyczne? Ofkors. Oczywiście, że nie robiłam tego, bo naprawdę chciałam odejść.”


W tym teatrze faktycznie wyspecjalizowały się kobiety, choć ostatnio coraz częściej są w nim też chłopcy, którzy również odpierdalają podobne cyrki. Drą ryja: ‘Nigdzie nie wyjdziesz. Dlaczego z nim rozmawiałaś? Jesteś bezwstydną dziwką. Zdradzasz mnie!!!’ I kiedy ona nie wychodzi i kiedy zostaje w domu – to znak, że słucha i że jej zależy.


Skąd się to bierze? Z niedowartościowania w związku. Ale najbardziej z braku pewności siebie. Z kompleksów. Z deficytów miłości, uwagi, czasu. Kiedy ktoś na ciebie wrzeszczy to znaczy, że wewnątrz głęboko cierpi. A ponieważ tak mocno cierpi, to staje się przepełniony goryczą i tę gorycz wylewa.


Bo on gdzieś tam wewnątrz czuje, że tak naprawdę nie zasługuje na taką dupę. Że jest dla niego za dobra, że zaraz odkryje, że on jest gówno wart, że jeśli jej nie ukryje, nie zgnoi, nie obniży poczucia własnej wartości, to mu ją ktoś zabierze.


Z kolei kobieta patrzy na swój związek i czuje, że coś jest tutaj zepsute od podstaw.


Kobieta jak kocha, to kocha na 100 proc.


I jak świruje to też na 100 proc.


Krzyczy: ‘Tobie na mnie nie zależy. Nie zwracasz na mnie uwagi.’ Kobieta wali w tego faceta siekierą za siekierą i czeka czy on jej odda. Czy on ją powstrzyma.


I dopiero kiedy on ją zatrzyma, uspokoi, zapewni o miłości, to da jej to na moment jakieś ukojenie. Bo to przecież znak, że mu zależy. Bo przecież jeśli ta osoba cierpi, biorąc udział w tej całej awanturze to znaczy, że coś do nas czuje. Bo gdyby nie czuła, to by ten cały teatr jej nie ruszył, prawda? Tyle, że to ukojenie jest tylko na chwilę. Na tydzień. W najlepszym wypadku na miesiąc. I za moment wszystko zaczyna się od początku.


[image error]


Widziałem mnóstwo związków, które spalały się w takich tanich dramach. Lecz związek nie ma być przedstawieniem w stylu Sarah Kane, gdzie wszyscy mają się pierdolić, a na koniec podcinać sobie żyły. Bo co z tego, że laska będzie Ci obciągała z połykiem jeśli będzie furiatką i będzie Ci robiła sceny zazdrości??? Nikt nie jest  w stanie wytrzymać na dłuższą metę takiej szarpaniny.


Nawet osobnik o odporności muła w końcu powie ‘Pierdolę to, chcę spokoju. Chcę Krystynę, która lepi pierogi i nazwie mnie misiaczkiem.’


Jakie jest wyjście z tej sytuacji?  Zastanów się. Jeśli nie odpowiada ci zachowanie osoby, którą kochasz, to może wcale jej nie kochasz, bo miłość to akceptacja. A może to, w czym tkwisz, to nie jest miłość, a ta druga osoba jest z tobą, bo czeka na coś lepszego? Na przykład na kołduny z rosołem, sznycla z pieczonymi ziemniakami lub swoją koleżankę z pracy z wielkim cycem. 


A może zwyczajnie jesteś zakompleksioną niedojrzałą cipą, która nie będzie szczęśliwa w żadnej relacji, bo nie lubi siebie? Która boi się, że będzie sama? Która szuka potwierdzenia swojej wartości w oczach mężczyzny/kobiety?


Kiedy siedzisz w samolocie, stewardessa (zazwyczaj to jest stewardessa) pokazuje, co należy zrobić w razie katastrofy samolotu. Mówi, że wtedy wyskakują z sufitu maski z tlenem i że w pierwszej kolejności należy nałożyć ją sobie. Dopiero później komuś innemu. Jeśli zmienisz kolejność, stracisz przytomność i umrzesz. I jest to najmądrzejsza rada, jaką można dostać w życiu. Do momentu, aż zbudujesz zdrowe poczucie własnej wartości, nie jesteś gotowa/y na związek.  


Facet będzie szanował kobietę, która pozwoli się szanować. Która sama siebie szanuje.


Podaj sobie tlen.


Jazda trzecia.  Jadę po nim/po niej, bo minęliśmy się z oczekiwaniami 


Mężczyźni bardzo często obiecują miłość, aby dostać seks. Kobiety bardzo często oferują seks, aby dostać miłość.


A później jest ups, bo okazało się, że obie strony rozjeżdżają się z oczekiwaniami. Że ona chciała wielkiego uczucia, a on żeby opierając się o blat w kuchni dobrze dupę wystawiała. Że ona chciała związku, a on, żeby gała była dobrze obrobiona.


[image error]


Mamy dwie osoby, które są ze sobą nie wiadomo właściwie dlaczego. Ona tańczy, śpiewa, recytuje, daje dupy i gotuje, a w zamian dostaje tylko coraz większą dawkę niepewności.


Grażyna do tej pory pamięta:


„Jak miałam wypadek samochodowy i nic mi się nie stało tylko samochód skasowałam, a nie miałam dokumentów przy sobie to potrafił mi powiedzieć „Nie masz dokumentów? Trudno, poradzisz sobie.”


Jak oblałam egzamin na studiach prawniczych i musiałam powtarzać rok to powiedział mi „Jak się porwałaś z motyka na słońce.”


Jak mnie wysadził z samochodu o 2-3 w nocy bym zapierdalała na nogach do domu do którego miałam 25 km.”


On jej dokłada, bo ona go drażni. – I co zrobi?  I tak nie odejdzie. A jak nawet odejdzie, to chuj z nią – myśli taki zawodnik.


Skąd się to bierze? Z niedojrzałości. Dorośli ludzie bawią się w związki jak z podstawówki. Wtedy ludzie umawiali się ze sobą, bo ktoś miał długie włosy i chodził w skórzanej kurtce. I jednego miesiąca była wielka miłość, bo przecież obydwoje lubili Zenka Martyniuka i lody pistacjowe. Tyle, że w podstawówce, w następnym miesiącu te dzieciaki się rozstawały, a w dorosłym życiu potrafią tkwić ze sobą latami. To efekt braku szacunku do najważniejszej osoby w twoim świecie: czyli siebie.


Proste pytanie: czy ty, do chuja, wiesz czym jest miłość czy tylko ci się zdaje???


Jakie jest wyjście z tej sytuacji? W swoim czasie inwestowałem na giełdzie. Sporo zarobiłem, sporo też straciłem. Co jest tam najtrudniejsze? Pogodzenie się ze stratą. Bo wpakowałeś się w jakieś papiery, a one lecą w dół. I myślisz ‘Nie, to się musi odbić. Nie mogę się teraz wycofać. Trzeba poczekać.’ A za miesiąc okazuje się, że papiery są jeszcze niżej. I co? I wycofanie się jest jeszcze trudniejsze, bo strata się powiększyła.


Inwestorzy ukuli na taką sytuację powiedzenie: nie warto łapać spadającego noża. Nie warto, bo tylko się pokaleczysz. Lepiej sprzedać papiery i wyjść z inwestycji ze stratą, ale wyjść.


I są związki w których nie ma czułości. Nie ma szacunku. Nie ma oddania. Nie ma rozmów. Nie ma seksu. Są tylko wzajemne pretensje o wasze słabości i kłamstwa a później jak dobrze pójdzie przychodzi i kwiczy obojętność.


I kiedyś powiedziałbym, że należy się starać. Należy ratować. Należy pracować. Teraz, ze swoją typową miną ponurego, cynicznego buca odpowiem: nie ma co łapać spadającego noża.


Nie sprawisz, że w związku w cudowny sposób powróci pożądanie i tęsknota. Wzlotu już nie będzie.


Coś nie gra w związku – rozmawiasz. Próbujesz naprawiać. Ale jeśli nie działa zbyt długo – odchodzisz. Żadna panda nie zakwili od tego.


Życie jest zbyt krótkie, aby marnować je na ludzi, którzy nie darzą nas szacunkiem. Zaraz wszyscy zdechniemy. 


Jazda czwarta. Dokładam mu, bo się mszczę.


Jednym z pytań,  które kobiety zadają mi najczęściej (zaraz po tym, jak uratować związek), jest: jak się zemścić na facecie. Jak mu dojebać. Bo zadanie bólu jest takim małym plastrem na wielką poszarpaną ranę.


Dlatego przechodzą obok eks w krótkiej kiecce: patrz, co straciłeś (ty chuju rybi). Dlatego  umawiają ze swoim eks i idą do łazienki, zostawiając na stole – niby to przypadkiem – swój telefon z dzwoniącymi powiadomieniami Tindera. Dlatego pokazują się z innym facetem, tak żeby ON  się dowiedział. Albo jeszcze lepiej: mają kilku adoratorów na raz, najlepiej komentujących słitaśnie każdą jej fotkę na FB i Insta.


W męskim wydaniu zemsta polega na tym, że wrzuca się na jakąś stronę porno film, jak ona robi mu loda.


Skąd się to bierze? Nienawiść to taka miłość, która wpadła w błoto, a później w kałużę, a później ktoś na nią nasrał i wyrzucił do śmieci.


I człowiek bierze toto do ręki i mu żal. Pojawia się potworny brak i nie wiadomo co z nim zrobić. I pojawia się złość.


Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Najlepszą zemstą jest to, że sobie dobrze radzisz bez niego. Czy bez niej. Że potrafisz być szczęśliwa bez niego. Nie: udawać szczęście. Po prostu: być szczęśliwą. Być szczęśliwym. Zajmować się sobą. I iść dalej. Nieudawanego szczęścia nie da się podważyć.


I najważniejsze przykazanie


Jak się ludzie kochają, to sobie nie dopierdalają i się nie depczą.


[image error]


Photo by Sydney Sims on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 04, 2018 10:37

Dlaczego ludzie w związku jadą po sobie jak wściekłe psy?

Wierzymy w romantyczną miłość. Uważamy ją za najlepszy model związku. Stawiamy ją na piedestale i dajemy lajki. To część naszej kultury. Miłość, to mają być długie wilgotne pocałunki, spacery po parku w blasku księżyca, kiedy on patrzy ci w oczy, a kulawa gołębica grucha gdzieś w pobliżu. Miłość, to trzymanie się za ręce, picie z dziubków i turlanie nosem w jej kierunku ostatniego klopsa z porcji spaghetti, jak na filmie Walta Disneya.


Później on niesie ją na rękach, ona wzdycha, jest wielki seksualny zderzacz hadronów i ona wzdycha jeszcze raz, ale głośniej rozkładając nogi na sierści jednorożca. 


I przyznacie, że jakoś do tego pięknego obrazka nie pasuje scena, kiedy ona o trzeciej rano bierze talerz z wzorkiem w lawendę i z całej siły jak nie pierdolnie nim o ścianę!!! Tak, że on (talerz) rozwala się na drobne, kłujące fragmenty szkła. A ona krzyczy: jesteś kawałem chuja (to o tobie).


Wiem, wiem, ty nigdy nie zrobiłabyś niczego podobnego. Ale znam kobiety, które w swoich facetów wkurwione rzucały kebabem (trafiły, są takie które zawsze trafiają). 



Z łanią i jeleniem na rykowisku, długimi sentencjami na Fejsie w stylu: „Przeznaczenie was połączyło, jesteście jednym ciałem astralnym” nie konweniuje pyskówka ze specjalnym przypomnieniem tego, jak zachowałeś się na imprezie u jej matki w kwietniu 2011 roku. Choć faktycznie w trakcie tej dyskusji możesz zobaczyć gwiazdy.


Wiem, mówi się, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Ale ten kto to wymyślił nie przeżył widać czterogodzinnej sesji opierdalania w wykonaniu kobiety, gdzie cokolwiek powiesz, będzie użyte przeciwko tobie, a wszystko zaczyna się od słów: ‘Musimy porozmawiać o naszym związku’.


Romantyczna miłość jakoś też się nie zgrywa z wziętym z rzeczywistości fragmentem mojej powieści “Brud”, gdzie:


Mój kolega, trzydziestosiedmioletni znawca literatury militarystycznej, potrafiący odróżnić, dajmy na to, czołg Abrams od T-72 jedynie po gongu silnika, który od razu wiedział, co to jest tkanina z Bayeux, zanim zdążyłem rozwinąć temat, który nigdy nie odpuścił żadnemu muzeum i uwielbiał impresjonistów, mierzył niedawno za pomocą długiej szkolnej linijki poziom zupy w garnku. Konkretnie chodziło o krupnik. Mierzył z zapałem, a następnie wyskoczył z kuchni, niczym kobieta po torebkę w Lidlu, do swojej żony i wrzasnął: „Zmierzyłem ją! Jeśli ta bura suka, twoja siostra, przyjdzie do nas i poczęstujesz ją zupą, będę od razu o tym wiedział! Zabraniam, kurwa!! Ja za tę zupę zapłaciłem!!!”.”


Tych rodzajów dojechania w związku jest kilka i wszystkie są kurewsko szkodliwe.


Jadę po nim, bo mogę.


Związek, ten realny, a nie z piosenki czy filmu wzięty, bardzo często zamienia się w spotkanie w klatce, jak w KSW. Freak show. A teraz jebniemy przeciwnikiem o matę. Niech jęczy. Niech go boli. Nie będę się odzywać – niech się złości. Niech przeprasza. Niech się martwi. Po zdobytym punkcie jest zaś festiwal mściwej radości, głupie niedojrzałe uczucie: niech, kurwa, cierpi. Dobrze mu/jej tak. YES! YES! YES!


I takie powidoczki można obserwować dużo częściej, niż emocjonalne wsparcie, a już o niebo częściej niż rozmowę, w której tłumaczysz co się stało, co czujesz, dlaczego i czego się boisz. 


Skąd się to bierze? Z nudy. Z przyzwyczajenia. Bierzesz tego kogoś za pewnik. Za osobę, która zawsze będzie występować w twoim życiu. A skoro jest, to można pozwolić sobie na więcej. Można na niej odreagować. Zły dzień w pracy. To że coś się zepsuło.  Kłótnię z przyjaciółką. Kolejkę w sklepie etc. To oznaka braku szacunku. 


Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Szacunek to taka dziwna rzecz. Jak zacznie się obniżać, jak zaczniesz go tracić względem tej drugiej osoby, to już… nie rośnie. Zazwyczaj jest już pozamiatane. 


Nie przenoś swoich negatywnych emocji na osobę z którą jesteś. Ona nie jest winna, że coś cię podkurwiło.  Naucz się radzić ze swoim gniewem. 


Ludzie siadają ze swoimi przyjaciółmi. Jedno wino, drugie, trzecie i zaczynają obrabiać dupę swoim partnerom. Nie rób tego. Nie mów źle o swojej kobiecie. Nie mów źle o swoim mężczyźnie publicznie. Masz coś mu do przekazania? To powiedz to jemu. Jej. Bezpośrednio. Obrabianie dupy osoby, która jest ci ponoć najbliższa na świecie to nie tylko brak szacunku wobec niej, ale i brak szacunku wobec siebie. Bo w końcu ty ją/jego wybrałaś.


Coś cię wkurwia w drugiej osobie? Nie milcz. Nie strzelaj focha. Nie rób zastępczych awantur. Powiedz o tym. Jeśli o tym nie powiesz, ta druga osoba nie będzie o tym wiedzieć. Nie domyśli się tego z układu chmur na niebie. Nie dowie co jest dla ciebie ważne a przede wszystkim dlaczego jest to ważne. Takie zachowanie w przeciwieństwie do gówniarskich zachowań a teraz go/ ją ukarzę i przez trzy tygodnie nie będę się odzywał, niech się domyśli buduje co? Szacunek.


Wreszcie słuchaj zawsze co ta druga osoba ma do powiedzenia nawet jeśli się z nią nie zgadzasz. Bo to oznaka szacunku. A co jest budowane razem z szacunkiem? Zaufanie.


Jadę po nim, bo sprawdzam, czy mnie zatrzyma, bo sprawdzam, czy mnie jeszcze kocha.


Pisze Agata:


Pamiętam jak byłam z moim ex. I często mówiłam: odchodzę! Teraz, już, to koniec – NAPRAWDĘ. Biegłam do drzwi. Tylko po to, żeby mnie wyprzedził, zamknął je i zabrał klucz.


Bo to był jedyny sposób żebym udowodniła sobie, że mu „zależy”. Bo przecież mnie zatrzymał, prawda? Dramatyczne? Ofkors. Oczywiście, że nie robiłam tego, bo naprawdę chciałam odejść.”


W tym teatrze faktycznie wyspecjalizowały się kobiety, choć ostatnio coraz częściej są w nim też chłopcy, którzy również odpierdalają podobne cyrki. Drą ryja: ‘Nigdzie nie wyjdziesz. Dlaczego z nim rozmawiałaś? Jesteś bezwstydną dziwką. Zdradzasz mnie!!!’ I kiedy ona nie wychodzi i kiedy zostaje w domu – to znak, że słucha i że jej zależy.


Skąd się to bierze? Z niedowartościowania w związku. Ale najbardziej z braku pewności siebie. Z kompleksów. Z deficytów miłości, uwagi, czasu. Kiedy ktoś na ciebie wrzeszczy to znaczy, że wewnątrz głęboko cierpi. A ponieważ tak mocno cierpi, to staje się przepełniony goryczą i tę gorycz wylewa.


Bo on gdzieś tam wewnątrz czuje, że tak naprawdę nie zasługuje na taką dupę. Że jest dla niego za dobra, że zaraz odkryje, że on jest gówno wart, że jeśli jej nie ukryje, nie zgnoi, nie obniży poczucia własnej wartości, to mu ją ktoś zabierze.


Z kolei kobieta patrzy na swój związek i czuje, że coś jest tutaj zepsute od podstaw.


Kobieta jak kocha, to kocha na 100 proc.


I jak świruje to też na 100 proc.


Krzyczy: ‘Tobie na mnie nie zależy. Nie zwracasz na mnie uwagi.’ Kobieta wali w tego faceta siekierą za siekierą i czeka czy on jej odda. Czy on ją powstrzyma.


I dopiero kiedy on ją zatrzyma, uspokoi, zapewni o miłości, to da jej to na moment jakieś ukojenie. Bo to przecież znak, że mu zależy. Bo przecież jeśli ta osoba cierpi, biorąc udział w tej całej awanturze to znaczy, że coś do nas czuje. Bo gdyby nie czuła, to by ten cały teatr jej nie ruszył, prawda? Tyle, że to ukojenie jest tylko na chwilę. Na tydzień. W najlepszym wypadku na miesiąc. I za moment wszystko zaczyna się od początku.


[image error]


Widziałem mnóstwo związków, które spalały się w takich tanich dramach. Lecz związek nie ma być przedstawieniem w stylu Sarah Kane, gdzie wszyscy mają się pierdolić, a na koniec podcinać sobie żyły. Bo co z tego, że laska będzie Ci obciągała z połykiem jeśli będzie furiatką i będzie Ci robiła sceny zazdrości??? Nikt nie jest  w stanie wytrzymać na dłuższą metę takiej szarpaniny.


Nawet osobnik o odporności muła w końcu powie ‘Pierdolę to, chcę spokoju. Chcę Krystynę, która lepi pierogi i nazwie mnie misiaczkiem.’


Jakie jest wyjście z tej sytuacji?  Zastanów się.


Jeśli nie odpowiada ci zachowanie osoby, którą kochasz, to może wcale jej nie kochasz? Bo miłość to akceptacja.


A może to w czym tkwisz to nie jest miłość, tylko ta druga osoba jest z tobą, bo czeka na coś lepszego?


Na przykład kołduny z rosołem, sznycla z pieczonymi ziemniakami lub swoją koleżankę z pracy z wielkim cycem. 


A może zwyczajnie jesteś zakompleksioną niedojrzałą cipą, która nie będzie szczęśliwa w żadnej relacji, bo nie lubi siebie? Która boi się, że będzie sama? Która szuka potwierdzenia swojej wartości w oczach mężczyzny/kobiety?


Kiedy siedzisz w samolocie, stewardessa (zazwyczaj to jest stewardessa) pokazuje, co należy zrobić w razie katastrofy samolotu. Mówi, że wtedy wyskakują z sufitu maski z tlenem i że w pierwszej kolejności należy nałożyć ją sobie. Dopiero później komuś innemu. Jeśli zmienisz kolejność, stracisz przytomność i umrzesz. I jest to najmądrzejsza rada jaką można dostać w życiu. Do momentu, aż zbudujesz zdrowe poczucie własnej wartości, nie jesteś gotowa/y na związek.  


Facet będzie szanował kobietę, która pozwoli się szanować. Która sama siebie szanuje.


Podaj sobie tlen.


Jadę po nim/po niej, bo to była pomyłka 


Mężczyźni bardzo często obiecują miłość, aby dostać seks. Kobiety bardzo często oferują seks, aby dostać miłość.


A później jest ups, bo okazało się, że obie strony rozjeżdżają się z oczekiwaniami. Że ona chciała wielkiego uczucia, a on żeby opierając się o blat w kuchni dobrze dupę wystawiała. Że ona chciała związku, a on, żeby gała była dobrze obrobiona.


[image error]


Mamy dwie osoby, które są ze sobą nie wiadomo właściwie dlaczego. Ona tańczy, śpiewa, recytuje, daje dupy i gotuje, a w zamian dostaje tylko coraz większą dawkę niepewności.


Grażyna do tej pory pamięta:


„Jak miałam wypadek samochodowy i nic mi się nie stało tylko samochód skasowałam, a nie miałam dokumentów przy sobie to potrafił mi powiedzieć „Nie masz dokumentów? Trudno, poradzisz sobie.”


Jak oblałam egzamin na studiach prawniczych i musiałam powtarzać rok to powiedział mi „Jak się porwałaś z motyka na słońce.”


Jak mnie wysadził z samochodu o 2-3 w nocy bym zapierdalała na nogach do domu do którego miałam 25 km.”


On jej dokłada, bo ona go drażni. – I co zrobi?  I tak nie odejdzie. A jak nawet odejdzie, to chuj z nią – myśli taki zawodnik.


Skąd się to bierze? Z niedojrzałości. Dorośli ludzie bawią się w związki jak z podstawówki. Wtedy ludzie umawiali się ze sobą, bo ktoś miał długie włosy i chodził w skórzanej kurtce. I jednego miesiąca była wielka miłość, bo przecież obydwoje lubili Zenka Martyniuka i lody pistacjowe. Tyle, że w podstawówce, w następnym miesiącu te dzieciaki się rozstawały, a w dorosłym życiu potrafią tkwić ze sobą latami. To efekt braku szacunku do najważniejszej osoby w twoim świecie: czyli siebie.


Proste pytanie: czy ty, do chuja, wiesz czym jest miłość czy tylko ci się zdaje???


Jakie jest wyjście z tej sytuacji? W swoim czasie inwestowałem na giełdzie. Sporo zarobiłem, sporo też straciłem. Co jest tam najtrudniejsze? Pogodzenie się ze stratą. Bo wpakowałeś się w jakieś papiery, a one lecą w dół. I myślisz ‘Nie, to się musi odbić. Nie mogę się teraz wycofać. Trzeba poczekać.’ A za miesiąc okazuje się, że papiery są jeszcze niżej. I co? I wycofanie się jest jeszcze trudniejsze, bo strata się powiększyła.


Inwestorzy ukuli na taką sytuację powiedzenie: nie warto łapać spadającego noża. Nie warto, bo tylko się pokaleczysz. Lepiej sprzedać papiery i wyjść z inwestycji ze stratą, ale wyjść.


I są związki w których nie ma czułości. Nie ma szacunku. Nie ma oddania. Nie ma rozmów. Nie ma seksu. Są tylko wzajemne pretensje o wasze słabości i kłamstwa a później jak dobrze pójdzie przychodzi i kwiczy obojętność.


I kiedyś powiedziałbym, że należy się starać. Należy ratować. Należy pracować. Teraz, ze swoją typową miną ponurego, cynicznego buca odpowiem: nie ma co łapać spadającego noża.


Nie sprawisz, że w związku w cudowny sposób powróci pożądanie i tęsknota. Wzlotu już nie będzie.


Coś nie gra w związku – rozmawiasz. Próbujesz naprawiać. Ale jeśli nie działa zbyt długo – odchodzisz. Żadna panda nie zakwili od tego.


Życie jest zbyt krótkie, aby marnować je na ludzi, którzy nie darzą nas szacunkiem. Zaraz wszyscy zdechniemy. 


Dokładam mu, bo się mszczę.


Jednym z pytań,  które kobiety zadają mi najczęściej (zaraz po tym, jak uratować związek), jest: jak się zemścić na facecie. Jak mu dojebać. Bo zadanie bólu jest takim małym plastrem na wielką poszarpaną ranę.


Dlatego przechodzą obok eks w krótkiej kiecce: patrz, co straciłeś (ty chuju rybi). Dlatego  umawiają ze swoim eks i idą do łazienki, zostawiając na stole – niby to przypadkiem – swój telefon z dzwoniącymi powiadomieniami Tindera. Dlatego pokazują się z innym facetem, tak żeby ON  się dowiedział. Albo jeszcze lepiej: mają kilku adoratorów na raz, najlepiej komentujących słitaśnie każdą jej fotkę na FB i Insta.


W męskim wydaniu zemsta polega na tym, że wrzuca się na jakąś stronę porno film, jak ona robi mu loda.


Skąd się to bierze? Nienawiść to taka miłość, która wpadła w błoto, a później w kałużę, a później ktoś na nią nasrał i wyrzucił do śmieci.


I człowiek bierze toto do ręki i mu żal. Pojawia się potworny brak i nie wiadomo co z nim zrobić. I pojawia się złość.


Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Najlepszą zemstą jest to, że sobie dobrze radzisz bez niego. Czy bez niej. Że potrafisz być szczęśliwa bez niego. Nie: udawać szczęście. Po prostu: być szczęśliwą. Być szczęśliwym. Zajmować się sobą. I iść dalej. Nieudawanego szczęścia nie da się podważyć.


I najważniejsze przykazanie


Jak się ludzie kochają, to sobie nie dopierdalają i się nie depczą.


[image error]


Photo by Sydney Sims on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 04, 2018 10:37

April 10, 2018

Dzieci sieci – stajemy się zombie, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać

Kiedy ostatnio z kimś rozmawiałeś? Nie przez MSG na Fejsie. Nie, przez telefon też się nie liczy. Nie służbowo. Pamiętasz „Autobiografię” Perfectu? Taki zespół seniorów, co to ludzie przychodzą na koncerty niby żeby posłuchać, a w rzeczywistości obserwują, który z członków wykituje na scenie. Perfect śpiewał: Alpagi łyk. I dyskusje po świt.


Taką rozmowę mam na myśli.


Chodzi mi o taką rozmowę gdzie gadasz, a tu nagle pojawia się świt. Chodzi mi o taką rozmowę, gdzie jesteś ciekaw tej drugiej osoby. Chodzi mi o rozmowę, gdzie nie boisz się pokazać swoich poglądów. Gdzie nie boisz się odsłonić. Chodzi mi o taką rozmową z przyjaciółką, gdzie jest pierwszy ciepły wieczór tego roku, zaczynacie od męża, który dostał wolne na jazdę czołgiem, leci wino, a wy zaczynacie od paznokci, przez facetów, kreację, do problemów dziadków w czasie II wojny światowej. 


A na koniec jest trzecia rano i okazuje się, że zeszły cztery wina.


Chodzi mi o taką rozmowę z facetem albo z kobietą, gdzie nie mówisz “Pracuję tu i tu, za pięć lat widzę się tu i tu, lubię makaron i buraki.” Gdzie mówisz za czym tęsknisz. Czego się boisz. Jakie masz plany. I nie boisz się, że ktoś cię wyśmieje. 


Chodzi mi o taką rozmowę, która coś nowego wnosi do życia. Dawno, prawda?



xxx


Mężczyznom wydaje się, że kobiety chcą ich kasy i żeby laga miała ze 20 cm. Tymczasem one chcą, aby on ją wziął na spacer, kupił frytki i żeby rozmowa się kleiła.


Kobietom wydaje się, że mężczyźni chcą tylko ich dupy. No i jeszcze dupy. Ewentualnie żeby zrobiła coś do żarcia i posprzątała. A oni chcą, aby ona ich zrozumiała.


Ludziom wydaje się, że tęsknią za związkiem.


Za dotykiem.


Za seksem.


Za orgazmem.


Za obecnością kogoś.


W rzeczywistości wszyscy tęsknią za rozmową. Tyle, że tej rozmowy coraz częściej nie ma.


Dlaczego nie rozmawiamy?


Bo się nie rozumiemy. A się nie rozumiemy, bo nie rozmawiamy ze sobą. Ostatnio czytałem badania, z których wynika, że jedna trzecia par spędza ze sobą mniej niż 30 minut dziennie.


W takiej sytuacji można zadać sobie pytanie: po chuj właściwie ze sobą być? Zazwyczaj właśnie po chuj, 30 minut to już wystarczy, żeby się rozebrać, dojść i ubrać a często i się wykąpać. A jeśli para ma ze sobą spędzić życie to właściwie nie wiadomo co robić.


Ostatnio napisała do mnie dziewczyna, wspominając wyjazd do Włoch ze swoim facetem.


Noc.


Są przy basenie.


Woda jest ciepła.


Powietrze gorące.


Dookoła ciemno, jedynie basen mży się delikatnym podświetleniem. Hotel wielogwiazdkowy, bo miliardy gwiazd nad głową.


Powietrze aż boli.


A on siedzi na leżaku i pisze w telefonie do kumpla, że siedzi nad basenem i w sumie to jest chujowo, piwo ciepłe, klima słabo w pokoju działa i jakieś robactwo dookoła.


A czego faceci się nie boją? Chcesz związku – bledną. Chcesz seksu – bledną, bo od razu zakładają, że i tak ich czeka związek. Szczerze? Bardziej mi się wydaje, że faceci w ogóle nie słuchają tego, co mówimy. Słyszą nas, ale nie słuchają. Więc możemy się produkować jak popieprzone, ale to jest bez sensu bo i tak nie dociera. Dlatego ludzie stają się zgorzkniali. Wydaje im się, że i tak nie dojdą do porozumienia. Wszędzie doszukują się schodów. A życie byłoby o wiele prostsze, gdyby każdy mówił to,na co ma ochotę.


– Karolina


Ale w drugą stronę to też tak działa.


Dla mężczyzn – kobiety nie rozmawiają. Kobiety wyrzucają z siebie argumenty co robisz źle i dlaczego z regularnością siewnika do sadzenia buraków.


Nie ma rozmowy – są wyrzuty.


Nie ma rozmowy – jest monolog.


Nie ma rozmowy – jest przesłuchanie.


Nie ma zrozumienia – jest krytyka.


„Lubię walić kapucyna, bo zwalony czy nie, nigdy nie jojczy i nie gdera za uszami.”


(Rzygać mi się chce…)


Wiecie jaka jest najczęściej udzielana przeze mnie rada na listy które do mnie przychodzą? Ktoś pisze: było tak cudownie, a teraz jest pasztet i ogórki, on się nie stara. Moja odpowiedź?


POWIEDZ MU TO!


Rusz, kurwa dupę i powiedz o co Ci chodzi. Nie krzycz, nie sepleń, nie każ się domyślać. Przecież ja tego za ciebie nie zrobię! Albo zrozumie, albo nie. Ale to on/ona jako pierwszy powinien to usłyszeć.


Ludzie opowiadają jak to strasznie się kochają. A jednocześnie nie są w stanie wytrzymać ze sobą. Bo on jest taki (w domyśle chuj)! A ona taka (suka)!


Ludzie nie mogą ze sobą wytrzymać, bo nie rozmawiają ze sobą, a więc nie wiedzą, co im wzajemnie przeszkadza. A skoro nie rozmawiają, to się nie znają. I teraz powstaje pytanie: jak  mogą się wobec tego kochać, skoro się nie znają?


Może jestem dziwny, ale kochasz w pierwszej kolejności mózg. Co do reszty, to ci po prostu pała stoi.


Bo rozmowa zakłada, że obie strony chcą się wysłuchać.


Pamiętasz jak miałeś 16, 17 lat?  20 lat? Ja z trudem, skleroza starcza mi przeszkadza. Za dużo wołowiny, za dużo masła, za dużo alkoholu (ale jak miło było). 


Mamy smartfony, komputery, okulary łączące się z internetem, samochody, połączone z siecią 24/7, a jednak rozmawiamy coraz mniej. Mamy wygodne mieszkania, pełne lodówki, Netfliksa z serialami, Spotify z muzyką a jesteśmy mniej szczęśliwi niż wtedy kiedy będąc młodym siedzieliśmy przy ognisku z browarem i gadaliśmy, żrąc tanią kiełbasę i pieczone ziemniaki. Wszyscy słuchali się wzajemnie. Teraz nikt nikogo nie słucha, każdy chce się wypowiadać.


Kiedyś można było kogoś przekonać dobrą argumentacją. Teraz nawet jak ktoś rozmawia, to nie po to, aby kogokolwiek przekonać. Bo obie strony z góry uważają, że ta druga osoba jest głupia, a skoro jest głupia to wiadomo, że nie ma racji. 


[image error]


Bo ludzie mówią o niczym. Tak jest łatwiej


Jak wyglądała najbardziej chujowa randka na której byłaś? Odpowiem: jak rozmowa kwalifikacyjna do korporacji produkującej żel do wybielania odbytu.  Tak samo wygląda spotkanie towarzyskie. Pokazujemy tylko dobre strony. 


Licytowanie się.


Kto jest lepszy.


Kto zarobił więcej.


Kto jaki ciuch sobie kupił.


Kto kupił jakie buty.


Kto ma lepszą furę.


Później są przeceny. Gdzie, za ile (ostatnio wszedłem na stronę Rage Age i zacząłem się śmiać, bo zobaczyłem sweter za 700 stów). A stąd można już szybko przejść do wakacji. Gdzie kto był, gdzie się wybiera i gdzie teraz można zrobić dobrego city brejka. A jak jesteśmy tutaj, to można zacząć wątek jedzenia – ten akurat bardzo mi leży, bo lubię wpierdalać.


Jak się wszyscy nawalą, to puszcza się piosenki z YouTuba. Teraz zaczyna się etap, kto z kim kręci, kto kogo zdradza. Co jest mile widziane? Trzeba mieć modne ciuchy, być modne obciętym i być mistrzem ciętej riposty. 


Tylko jak chcę sobie posłuchać stand upu to wrzucam sobie Georga Carlina.


O co tak naprawdę chodzi w takiej rozmowie? O to, aby nie najebać się w samotności. O to, aby niczym nie zaryzykować. Aby się nie odsłonić. Aby dowiedzieć się jak najwięcej o innych, bo może uda się tę wiedzę wykorzystać. Wymienić na inną. Użyć. O to, aby poznać kogoś, kto będzie przydatny. Poznać kogoś, dzięki komu podwyższy się nasza pozycja w grupie, podbuduje nasz image. 


Wszyscy gryziemy żubra w dupę i udajemy, że to filet mignon. 


Bo ludzie boją się odkryć


Jak wygląda spotkanie znajomych, przyjaciół, impreza? Każdy ma komórkę w ręce. Kryjemy się przed zranieniem za niebieskimi ekranami telefonów. Komputer i smartfon to nasza tarcza, w świecie gdzie wszystko można obrócić w żart. Komputer i smartfon jest jak środek przeciwbólowy, bo tu można wszystko powiedzieć łatwiej.


Wstyd jest mniejszy. A że często dochodzi tu do nieporozumień… “Myślałam, że powiedział ‘kocham cię’, a on mówił ‘zerżnę cię’.


Po prostu łatwiej tu o złudzenia. Mężczyźni i kobiety budują tu relacje nie z kimś, ale we własnej wyobraźni.


Ja uwielbiam internet. Ale rozmowa to nie tylko słowa. To gest rąk. To ruch ust. To zapach. Gest. Głos. Miękki. Albo chropawy. Głośny albo cichy. To śmiech.


Tak, część ludzi, część naszych znajomości jest banalna. Część osób jest nudna, a my jesteśmy też nudni dla nich. Ale otwartość rodzi otwartość.


Czy masz w sobie jeszcze taką ciekawość świata? Taką ciekawość ludzi, aby ich naprawdę poznawać? Tak jak wtedy, kiedy byłeś jeszcze dzieckiem??


[image error] Photo by Jason Rosewell on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 10, 2018 12:36

March 25, 2018

Dlaczego wszystko cię wkurwia?

Ile razy w swoim życiu przez swój gniew dojechałeś kogoś na kim ci ponoć zależy najbardziej na świecie? Tak było? To możesz czytać dalej.



BMW nie potrzebuje kierunkowskazów


Mój kumpel stał na Orlenie.  


Dobry kumpel. Taki do rany przyłóż. Zawsze pomoże. Zdenerwowanego, to, powiem szczerze, widziałem go ostatnio na lekcji matematyki ponad 20 lat temu, kiedy dostał trzecią pałę z rzędu (na ironię zakrawa to, że później studiował ekonomię, a teraz zajmuje się głównie liczbami). No, ale nasza nauczycielka matematyki, pani G., minęła się z powołaniem (szczęśliwsza byłaby na kasie w McDonaldsie, bo nie możesz wytłumaczyć komuś czegoś, czego sam nie rozumiesz).


Godzina 19. Cały dzień zapierdalania za nim. Cały wieczór zapierdalania przed nim.


Kumpel płaci za paliwo, widzi przez szybę, że samochód ma upierdzielony jak nieszczęście, więc dodaje: “A wie pan, jeszcze myjnię poproszę.” Gość z obsługi nabija myjnię, kolega bierze kartę, aby zapłacić za tę myjnię zbliżeniowo, a tu nagle drętwieje. Bo czuje, że ktoś z tyłu się na niego kładzie. Napiera. Stacja benzynowa pusta niczym centrum handlowe w niedzielę z zakazem handlu. Ścisku, znaczy się, nie ma.


Kolega gejem nie jest, a zresztą nawet jeśli by był, to facet za nim nie do końca w jego typie.  Owszem, dobrze ubrany, owszem całkiem zadbany, ale jednak koło 60-ki. Czyli, co by nie mówić, nie jego segment. Więc zamiast uśmiechnąć się słodko, puścić oko, czy choćby wypiąć klatę, kumpel pyta uprzejmie: “Co się pan na mnie tak kładzie?” Kolo za nim, od razu widać, wkurwiony, przestał się kłaść, ale teraz sapie i skwierczy niczym mentos wrzucony do coli. Widać, że czuje się dotknięty. Bo kolega nie dość, że  nie zoptymalizował swoich ruchów (dwie transakcje zamiast jednej, wpierw paliwo, później myjnia, zamiast od razu paliwo i myjnia), to jeszcze nie przeprosił, ani nawet loda mu nie zrobił.


Twarz facetowi już pociemniała (ewentualnie krawat pod szyją był zaciśnięty za mocno), nozdrza zagrały, żyłka zaczęła mu pulsować na szyi tak, że co bardziej wprawne oko mogłoby by mu zmierzyć puls (wysoki).


– A co? – wypluł.


– Ma pan jakiś problem? – zapytał kumpel.


– Nie. Nie mam żadnego! – wrzasnął tamten.


Patrzyli  na siebie. Furia spadła im nagle czerwoną płachtą na oczy. Brakowało pół sekundy. Jednego gestu, aby rzucili się na siebie uderzając pięściami. Tak, żeby bolało. Tak, żeby usta pękały jak miażdżone wiśnie. Bez względu na konsekwencje.


Kumpel z trudem, naprawdę z trudem, się opanował. Później nerwy ukoił klasycznie: pięćdziesiątką koniaku. A jeszcze później mi powiedział, że była to jedna z najcięższych prób jakie miał w życiu. Nie podejść do gościa i mu nie wklepać.


60-latek wsiadł do BMW i odjechał z piskiem opon. I teraz jest pytanie: dlaczego ten pacjent w BMW tak się zdenerwował?


Nie dlatego, że mój kumpel nie zapłacił za paliwo i myjnię od razu w jednym rzucie. Ten starszy mężczyzna był wkurwiony dlatego, że obcy człowiek nie spełnił jego planów. Nie spełnił jego oczekiwań.


To oni. Ja jestem, kurwa, najmądrzejszy


Ja się łatwo wściekam.


Są takie osoby, które mają naturalny luz w kroczu. I nie chodzi mi o to, że są łatwe do przelecenia. Chodzi o to, że do ciężkich problemów podchodzą spokojnie. Bez presji.


Ja taki nie jestem. Ja się siłuję. Walczę. Stresuję. Kiedy mam coś do załatwienia spoza mojej strefy komfortu to już dzień wcześniej, tydzień wcześniej, mam spinę. I robię to, co mam do zrobienia, ale to mnie dużo kosztuje.


Po prostu jedną z cech mojego charakteru jest wewnętrzny niepokój. Niepokój, który gdzieś tam mnie drąży. Ale i napędza. To nie moja wina. Tak jestem ukształtowany. Takie miałem doświadczenia w przeszłości. I teraz muszę sobie z tym jakoś poradzić. Tyle, że najłatwiejszym sposobem na to poradzenie było się wściec się. Wkurwić.


Oczywiście, zawsze się znalazło jakieś wytłumaczenie.


Jakaś racjonalizacja.


To oni są winni.


To oni. Nie ja.  


To oni zachowali się bez sensu.


Wszyscy są idiotami – tylko ja jestem mądry.


Że to pojebane? A tak, zgadzam się całkowicie.


[image error]


Gniew bierze się z różnych rzeczy.


Przez większą część mojego życia oczekiwałem, że wszystko co robię będzie doskonałe. Że ogarnę wszystko. Że jestem perfekcyjną maszyną stworzoną do tego, aby dać ze wszystkim radę i nikogo nie zawieść.


Nasze życie ma przypominać smartfony. Mamy przełączać się błyskawicznie między aplikacjami (dom, praca, kariera, sukces, impreza, sport, doskonały seks) i nie zwalniać. Nie wieszać się. Nie mieć żadnych lagów. Umieszczać zdjęcia na Fejsie z każdego etapu. 


Uśmiech. Jestemzajebsitymkoleżkądbającymorozwójosobistytomójemięśnieatomójmózg.


Tyle, że ja zmieniając kolejne aplikacje, czasami już nie wytrzymywałem. I nity ze zbroi mi puszczały, a para buchała mi przez hełm. Bo wymagałem od siebie coraz większej szybkości reakcji.


Niby, każdy kuma, że nikt nie jest doskonały. I nikt nie ogarnie wszystkiego. Ale, to by była porażka, prawda? Więc kiedy ktoś się ciebie pyta, co u ciebie jedyne co masz ochotę odpowiedzieć to: jestem zmęczony. 


Bo tak jak pisałem niedawno – w miarę upływu czasu nasza energia spada. A spraw do załatwienia jest coraz więcej. Czujesz się jak żongler, któremu cały czas dostarczają kolejnych piłek do podrzucania. A w pewnym momencie, żeby nie było za łatwo, ktoś podpala ci dupę, a w usta wkłada racę, której nie możesz wypluć.


Gniew wypływa z braku naszej radości życia


Życie polega na traceniu. Tracimy dziewczyny, później kobiety, tracimy członków rodziny obserwując, jak umierają. Tracimy przyjaciół, tracimy znajomych, tracimy pieniądze. Tracimy marzenia, tracimy plany, tracimy kolejne pasje. Tracimy włosy, tracimy zdrowie, tracimy pamięć, tracimy talent. Za tym przychodzi świadomość, że już nigdy nie będzie się miało 25 lat i nie będzie się głupim i beztroskim.


Miałaś zawsze, iść za głosem serca. Miałaś leżeć z nim na dachu i rozmawiać całą noc.


„O kometach i serialach, że uciekniemy stąd”


A tu co? A tu budzisz się codziennie obok człowieka, którego nie kochasz. Komunikacja sprowadza się do komend: “Kup chleb. Wynieś śmieci. Gdzie idziesz?” A później jest awantura, że pietruszka zamiast koperku. I trzeba to jakoś odreagować.


Miałem osiągnąć coś. COŚ. A jestem w pracy, której nie lubię. Ale jest kredyt na mieszkanie. Kredyt na samochód. I co ludzie powiedzą. Pojawia się żal i nie wiadomo co z nim zrobić. Rekompensatą są zakupy. Karta się grzeje. Ludzie kupują wszystko, a nie mają tak naprawdę nic. Zakupy i gniew.


Ostatnio byłem w centrum handlowym. Na poziomie plus jeden stała blondyna w typie reklam Simple, obładowana reklamówkami z kartonu. W kartonach pełno zakupów. Stała ze starannie zrobionym makijażem, te torby dookoła niej, a ona machała rękami i ryczała na 8-latka, opierdalając go z góry na i dół. Tyradę zakończyła: “Jesteś jak twój ojciec”.


On na koniec miał łzy w oczach. Chciał, aby ktoś go przytulił. Ona też. Zwyczajnie sobie nie radziła. Tylko to dziecko wiedziało czego mu brakuje. Ona nie. 


[image error]


Wściekłość rodzi samotność


Rzeczą, do której jest się trudno przyznać jest to, że gniew jest… przyjemny. Ta eksplozja furii, jest odprężająca. Wrzeszcząc, cisnąc klakson, czujesz jak rośnie twoja potęga, wydaje ci się, że odzyskujesz kontrolę nad sytuacją.


Ja bardzo lubię wysokoobrotowe silniki. Takie, w których przekracza się 6 tys – 7 tys. obrotów, czujesz kopnięcie w plecy i jedziesz coraz szybciej.  Ale gniew to podróż po autostradzie cały czas na drugim biegu. Żadne auto tego nie wytrzyma. Żaden silnik nie da rady. Ani ja. Ani ty.


Gniew jest kurewsko samotnym uczuciem. Rodzi pustkę wokół nas.  Bo jeśli ludzie widzą, że płaczesz, to zazwyczaj chcą ci pomóc. Jeśli widzą, że jesteś zaniepokojony, to co robią? Usiłują cię uspokoić. A co robią, kiedy widzą, że jesteś wkurwiony? Spierdalają najdalej jak to tylko możliwe.


Co mi pomogło?


Ostatnio w liście ktoś mnie zapytał, czy czuję się czasami nieudacznikiem. To dobre pytanie.


Czy marnuję swoje życie, bo nie jestem Albertem Einsteinem? Czy marnuję swoje życie, bo już nie wystąpię w reprezentacji kraju, nawet pierdolonym curlingu?


To moje życie. I moje błędy. Ludzie na pewno mają pomysł jak powinienem je przeżyć. Ale ja mam swój. 


Ludzie nie będą spełniać naszych oczekiwań. Właśnie dlatego, że są ludźmi. Bo niektórzy z nich to złamasy. A ktoś ma po prostu słabszy dzień. Zresztą, dlaczego mieliby robić to, co chcesz? Kim jesteś? Wonder Woman? Bruce Wayne? Zenek Martyniuk?


Życie jest tak skonstruowane, że tracimy czasami kontrolę nad wszystkim. Wszystko się sypie, wszystko się pierdoli. I nikt nie jest w stanie tego opanować. Ani urodą, ani mięśniami, ani głową. Dupą też nie. Owszem, życie polega na traceniu. Ale jest jednak pełne do momentu, kiedy coś z niego dostajemy w zamian. Kobieta rozstaje się powoli z urodą, obserwuje jednak jak dorasta jej dziecko i coś wielkiego i gorącego wybucha pod jej sercem kiedy na nie patrzy.


Pojawiają się nam zmarszczki, ale zyskujemy doświadczenie.


Nie mam już 25 lat. Ale wyglądam lepiej niż wtedy, kiedy miałem 25 lat. Nie można sobie odmawiać pewnych rzeczy, tłumacząc tego wiekiem. Nie można odmawiać sobie miłości. Nie można odmawiać sobie szaleństwa. Że nie wypada? Nie wypada być z kumplami, mieć flaszkę i wypić ją sam.


Owszem pewnych rzeczy już nie osiągnę. Można tylko iść dalej, jakoś zagłuszyć tą stratę i zbudować w tym miejscu coś nowego. Zamiast wybuchnąć, staram się stanąć twarzą w twarz z czymś, co jest dla mnie niekomfortowe. Z czymś, co mnie przeraża.  


Z niepokojem.


Smutkiem.


Cierpieniem.


Wstydem.


Ze świadomością, że nie mam kontroli nad czymś, a przecież powinienem mieć.


Zamiast się wkurwiać, staram się, aby moje zachowanie, moje cele, sprawiały, że będę kawałek bliżej do mężczyzny, którym chcę być.


Tyle dziś mam do powiedzenia. 


[image error]


Photo by Gabriel Matula on Unsplash


 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 25, 2018 13:20

February 27, 2018

Notka, którą powinna przeczytać każda dziewczyna, która choć raz w swoim życiu myślała, że jest brzydka

Tej historii jeszcze nigdy nie opowiadałem.


Miałem wtedy 16 lat. Ta dziewczyna była w moim wieku. Z klasy obok. Taka czarna. Włosy do połowy tyłka. Duże oczy. Bardzo cicha. Właściwie się nie odzywała. Bała się? Pewnie tak. Pamiętacie jak to jest mieć 16 lat? Nic fajnego, zapewniam. Mieszanka buty, kompleksów, pryszczy, u dziewczyn złego makijażu, i kwaśnego potu.


Stanąłem obok niej na jakiejś imprezie. Miała krótką kieckę. Namalowała sobie twarz. Podkreśliła oczy tak, że wyglądała jak panda. Szminka na ustach. Grubo. Jak to mówi mój przyjaciel po naszych niektórych imprezach: „za grubo”. Miała buty na wysokim obcasie, na którym nie potrafiła chodzić.(Dziś wiem, że zanim wyszła, spędziła bardzo dużo czasu przed lustrem i przebierała się z siedem razy). Była przerażona. Stała w kącie i nie wiedziała co ze sobą zrobić.


A ja byłem już wstawiony. Kiedy masz 16 lat piwo ci nie smakuje, ale pijesz je w dużych ilościach. Pijesz, bo tak robią dorośli, a ty chcesz być dorosły. Chcesz być dorosły jak najszybciej. Za 20 lat to się zmienia. Zaczynasz tęsknić za tymi czasami. Zaczynasz je gloryfikować. Zaczynasz w nie pompować kolagen i kwas hialuronowy, wygładzać i idealizować. Ale to jeszcze nie teraz.


Spojrzałem na nią.


– Ależ ty masz fajne nogi – powiedziałem z autentycznym zachwytem. (Później już nauczyłem się, że najlepiej  wychodzi mi z kobietami, kiedy mówię do nich właśnie to, co myślę).


To zdanie wystarczyło, aby godzinę później chciała się całkiem rozebrać.


Zdjąć swoją krótką spódniczkę.


Pokazać mi swoje piersi.


Pokazać mi całe swoje nogi.


I więcej też.


Tylko dlatego, że powiedziałem coś, co było dla niej bardzo ważne w tym momencie.


Kobiety zrobią bardzo dużo dla mężczyzny, jeśli wypowie on magiczne zdanie. A do niej po raz pierwszy w życiu ktoś powiedział, że ma coś ładnego. Trafiłem w jej miękką część i nie mam na myśli nerek.  W jej kryptonit. W jej tęsknoty. W jej marzenia. Jeszcze nawet nie wiedziała jak się całować.



Nie pamiętam jak miała na imię. Ale jestem przekonany, że później strasznie chujowo szło jej z facetami.  Bo nie MIAŁA kompleksów. BYŁA jednym, wielkim kompleksem.


Chcesz mieć kobietę? Zagraj na jej kompleksach


Jest taki mem. Stado jeleni z zajebistym porożem czeka na lotnisku. Podpis: “W oczekiwaniu na powrót swoich dziewczyn z Erasmusa w Hiszpanii.”


[image error]


Dlaczego Francuzi, Hiszpanie, Włosi tak łatwo wyrywają Polki? Dlaczego występuje u tamtejszych samców stereotyp kobiety ze wschodu Europy: „looking like a bitch and easy to bed?” Bo oni instynktownie czują tę słabość Polek.  


I w miarę wyglądający, uśmiechający, pachnący Enrique czy inny Miguel spogląda na łanię i mówi: “Creo que eres preciosa y tú lo sabes”.  Jesteś taka piękna. Jesteś taka cudowna. Jakie masz fantastyczne oczy! Podniecasz mnie. Działasz na mnie. Chcę cię mieć.” I ona się zaczyna rozpływać. Kicz? A kogo to obchodzi, skoro po hiszpańsku i działa?


Oni czują ich kompleksy.  A one od razu wypadają z majtek.


Mężczyźni w naszym kraju nie zdają sobie sprawy, z tego, żę Polki są (napisałbym w chuj, ale w tym kontekście raczej nie pasuje) zakompleksione. Zawsze jest coś. Kobieta stoi przed lustrem i myśli, że ma za krótkie nogi. Albo za grube nogi. Złe kostki. Złe palce. Złe dłonie. Krzywe cycki. Krzywe zęby. Cellulit. Tępą pracę. Głupich znajomych. A tak w ogóle powinna wychodzić na dwór w papierowej torbie na łbie i worku po ziemniakach. Wtedy nie widać ani dupy, ani ryja.


Jaka matka, taka córka


Czytałem ostatnio, że młode Polki oceniają swój wygląd najgorzej spośród 42 krajów Europy. Kiedy następuje ten moment kiedy laska zaczyna myśleć: “jestem brzydka”? Co w naszej kulturze sprawia, że w tej jebanej klasyfikacji wypadamy tak źle? To ja wam powiem. Będę niczym ten cymbał brzmiący. To się zaczyna od dzieciństwa. 41 proc. jedenastoletnich letnich Polek uważa, że jest za gruba (Dla porównania Czeszek 27 proc.). 11 letnie dzieci uważają, że są za grube!!!! Rozumiecie to? Ja nie. I to się pogłębia z każdym rokiem. Bo za zbyt grube uważa się już 55 proc.13 letnich Polek.


Jakie oczekiwania ma matka wobec swojej córki? Córka ma być ładna i grzeczna. Kiedy laska lepiej ocenia swoją urodę? Jeśli jej matka akceptuje swój wygląd. Skumałyście?


A pokolenie za pokoleniem, kobiety nie są z siebie niezadowolone. Co słyszała 20-parolatka, 30-parolatka  i 40-parolatka od swojej matki? “Dlaczego ubierasz tę kieckę? Przecież jesteś gruba. No, spójrz jak to wygląda, przecież masz taką grubą dupę. Załóż coś innego.”  Co słyszy od swojego ojca? “Jakie ty masz krzywe nogi!”


Czego chcą nastolatki? Chcą być lubiane i się dopasować do innych. Chcą być akceptowane. Chcą przynależeć. Ale ta laska, opierdolona w domu, szła zakutana w jakieś ściery do szkoły i co tam słyszała? Że jest grubą świnią. Każdego dnia ktoś rzucał, że jest brzydka (zazwyczaj koleżanki). I co robiła stojąc z koleżankami,  widząc inną dziewczynę?  Wyzywała ją od brzydkich, grubych świń. Żeby podbudować swoją pozycję w grupie. Co słyszała od swoich kolegów (którzy wieczorem i tak walili konia z myślą o niej)?


To samo co bohaterka mojej książki „Brud”.


Wystarczy głupi komentarz kolegi rzucony na temat wyglądu trzynastolatki. I trzydziestoletnia kobieta cały czas go pamięta. Przez całe liceum spóźniałam się na lekcję na ostatnim piętrze, wiesz czemu? Żeby nikt nie miał mojego tyłka na wysokości oczu, kiedy będę wchodziła po schodach. Bo jeden debil powiedział, że mam grubą dupę. I nie ma tutaj znaczenia, że dziś nie dałabym mu szansy nawet na trzyminutową rozmowę.


Efekt? Laska dorasta. Patrzy w lustro i nie lubi siebie. Bez przekonania o urodzie kobieta jest nieszczęśliwa. Jej przeświadczenie o brakach (dupy, cycków, twarzy, ud, etc) sprawia, że jest niepewna siebie. A ta niepewność wywiera efekt na całe jej życie.


Jej niepewność widać w pracy


Bo laska nigdy nie wie, czy to co zrobiła  jest naprawdę dobre. A nawet jeśli jest dobre, to  lekceważy to. Można jej więc założyć chomąto, podstawić pług i wzmacniając jej kompleksy orać od świtu do nocy.


Jej niepewność widać w seksie


Jak uprawia seks kobieta, która jest przeświadczona, że wygląda chujowo? Wybiera pozycję, w której jej ciało wygląda najlepiej. Facetowi pała furkocze, ma czerwień przed oczami, zaraz eksploduje, a laska zamiast skupić się na przyjemności wybiera pozycję w której jej brzuch będzie mniej widoczny. Bo może zauważy i mu ochota minie!!


Moja przyjaciółka opowiadała mi, że jak spała kiedyś z nowym facetem i przybyło jej z 5 kg to tak się wyginała żeby nie zobaczył jakichś fałdek, że bardziej zasapała się z tego wyginania niż z samego seksu


– listy do Czarnego na pokolenieikea.com


On nawet nie zauważa, że ona ma jakikolwiek, skupia się na jej dupie i na tym, że pała jest właśnie obrabiana. Teraz właśnie dochodzi. Ma zaraz orgazm taki, że go rozniesie. Uderza biodrami, czerwona płachta przed oczami, mózg w zaniku. Co robi ona?  Ona kontroluje czy jej się fryzura nie rozjebała. Bo musi mu się podobać.


Ja już – powiedziała Dżemma (Weronika Rosati) do Despero (Marcin Dorociński) w łóżku.


Jej niepewność widać w związkach


Kobiety bardzo często do mnie piszą opowiadając, jak to wszystko było pięknie i cudownie, kwiatki, motylki, on jak Grey (Christian), ona jak Grey (Sasha) albo na odwrót. A teraz już tak nie jest, on ma mnie w dupie, widać, że mu nie zależy. Starał się, starała, a teraz chuj, przestał się starać. Angażuje się jak kojot w ocieplenie klimatu. Czarny, co robić, ratuj. Niech będzie tak jak na początku. I na samym początku odpisywałem, że związek jest jak pory roku. Nie. Wróć. Na samym początku odpisywałem “Jebnij się w łeb, a później wylej sobie garnek barszczu na głowę.”


https://pokolenieikea.com/2014/01/19/zasada-barszczu/


Dopiero później, że związek jest jak pory roku.


Na początku jest wiosna, bo zaczynacie się poznawać. Później lato, czyli to ten etap, kiedy jego fiuta obserwujesz częściej, niż później przez najbliższe kilka lat (jeśli oczywista zostaniecie ze sobą tak długo). Później jest jesień. Niby jesień to wrzesień, czyli ładnie, ale jesienią też piździ, bo każdy wie, jak w Polsce wygląda piździernik. Nie mówiąc o listopadzie.


Czyli niby wszystko jest ładnie, ale jakby zimniej i kolory przygasają. A później jest zima.


A zimą związek wchodzi w atrofię. I mało która para wychodzi z zimy, ale należy pamiętać, że po zimie zawsze jest wiosna. Tyle, że najczęściej z kimś innym, kto powinien o ciebie dbać.


Jeszcze później odpisywałem, że facet to mięso. A jak mięso wystawisz na słońce i grzejesz i podstawiasz wszystko pod nos, robisz obiadki i podcierasz mu dupę, to zaczyna się psuć. Na mięso jest tylko jeden sposób. Trzeba je wstawić do lodówki i wymrozić.


Ale wiecie co? Pierdoliłem jak potłuczony. Bo lasce, która uważa wewnątrz siebie, że jest brzydka, taka rada nie pomoże. Bo ona nie ma siły wewnątrz siebie, aby coś z tym zrobić. Bo ona jest gotowa zrobić wszystko tylko po to, aby facet jej nie zostawił. Upodli się dla niego w dowolny sposób. Swoją drogą, z tej samej niepewności biorą się też dzikie akcje kobiet pod tytułem: “Nie wyjdziesz z domu na spotkanie z kumplami.” W domyśle: “Bo jakaś mi cię zabierze.


I ten schemat będzie powtarzać w każdej relacji. Cały czas na głodzie.


https://pokolenieikea.com/2017/07/24/jak-trzymac-kobiete-na-glodzie/


To żal czasami patrzeć jak mądre kobiety są czasami takie głupie.


Tutaj powinna być błyskotliwa  puenta.


Wiecie, taka coby jakaś łania ją przeczytała, pstryknęła palcami, zastosowała się, a jednorożce zaczęły do niej przychodzić i kłaść głowę na podołku. Tylko, że ja takiej rady nie mam.


Budowanie wiary w siebie, budowanie wiary we własną wartość, budowanie mądrego poczucia własnej wartości, to jedne z najtrudniejszych rzeczy w życiu. Bo trzeba znaleźć swoje zalety. Poznać swoje wady. I jakoś to zaakceptować.


Wiem za to jedno. Bez tego nie da się zbudować dobrej relacji z ludźmi. Dobrego związku.


Bądźcie jak faceci


Nasza polska mentalność kulturowa odnośnie postrzegania mężczyzn i kobiet jest dziwna.


Uwaga, będę generalizował, i co mi zrobicie?


Kolesie z naszego kraju w porównaniu ze swoimi odpowiednikami z Zachodu wyglądają jak kupa w klapkach (oczywiście poza mną, ja jestem święty). Laski są jednak tak samo zadbane jak kobiety z Zachodu Europy. A nawet bardziej. I ubierają się od nich bardziej kobieco. Facet który ma, dajmy na to, brzuch, jest z niego dumny. Dla niego to element dziedzictwa mężczyzn sarmackich. Brzuch Polaka powinien być wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Takiemu gościowi to nie przeszkadza uchodzić we własnym mniemaniu za marzenie każdej dupencji. Za króla seksu z ekspresyjnym pytongiem. A poza tym, przecież wiadomo: kto nie ma brzucha, ten słabo rucha.


I ten zawodnik spogląda na laskę, która wygląda przy nim jak połączenie Angeliny z tą laską, którą ubijała masło u Donatana, i krzywi: “Eee, ta ma grubą dupę, mogłaby trochę poćwiczyć.”


Tak się czasami zastanawiam, dlaczego polskie kobiety na to pozwalają? Dlaczego nie wymagają od tych kolesi przynajmniej połowy tego, czego wymagają od siebie?


Ale ponieważ nie wymagają, to jest jak jest.


Skoro jesteście głupie, to jęczcie dalej.  


[image error]


Photo by Allef Vinicius on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 27, 2018 13:27

February 4, 2018

Księżniczko. Chyba cię pojebało

Dawniej, księżniczkę, którą chciało się wydać za mąż, zamykało się w wieży i stawiało obok smoka. I ona hodowała tam warkocz, w końcu zjawiał się rycerz, swoją wielką dzidą zabijał tam tego smoka, a ona z rumieńcem na twarzy rzucała się mu w ramiona (i dawała dupy).


To była bajka. Ale jakoś ta bajka zaczęła ostatnio być rzeczywistością. W sensie, dzisiejsza księżniczka siedzi na  kanapie, wpierdala lody, popija winem i czeka na rycerza, tfu, Ryana Goslinga na wycieraczce. Czeka, czeka, czeka i chyba sobie wyobraża, że kurier z Amazona go przyniesie.



Dzisiaj wymagania wobec faceta są jak rzeczywisty przebieg 10 letniego VW Passata w dieslu, którym niemiecki hydraulik nie jeździł do kościoła, ani na blitzkriegi tylko śmigał po wszystkich landach, aż już dłużej tego złomu nie było sensu trzymać, więc go sprzedał do Polski.


Czyli:


Spraw, aby poczuła się wyjątkowo.


Kup wino.


Przynieś kwiaty.


Zapal świeczki.


Zrób kolację.


Napraw kontakt.


Przynieś hajs.


Zabierz na długie wakacje.


Bądź kreatywny.


Pokaż, że się o nią troszczysz.


Bądź dziki, ale sprzątaj, zamiataj, pracuj.


A później przedymaj, jak Rocco.  


Rano wszystko od nowa.


Jesteś na tyle zajebista, aby dostać zajebistego faceta?


A jeśl i tego nie zrobisz, to nie masz jaj i pojawi się zaraz ktoś, kto ją doceni i z tej kanapy zabierze. A przede wszystkim „ jeśli nie potrafisz znieść mnie kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza”. I tu cię, księżniczko, zaskoczę. Są tacy faceci. Sam takich znam. Tyle, że widzisz, jeśli ktoś jest bystry, to ma sporo lasek . Bystry i przystojny? Jest kolejka. Bystry, przystojny i bogaty? Bitwa, jak o karpia na promocji w Lidlu.


Opowiadasz długo jaki rodzaj mężczyzny jest pożądany. Pozwól, że ja ci teraz zadam kilka pytań: jakim rodzajem kobiety jesteś, aby po niego sięgnąć? Jaka ty jesteś zajebista, aby dostać tak fajnego kolesia? Jesteś kobiecym odpowiednikiem Ryana Goslinga? Jak Taylor Swift, o każdym byłym napiszesz piosenkę?


Jeśli ty stawiasz oczekiwania, to nie dziw się, że facet stawia je tobie. A ponieważ kobiety są straszliwie nielojalne wobec siebie, zawsze znajdzie się taka, która da dupy łatwiej. Macie pretensje do facetów, a same uprawianie dumping. Czy może, po prostu, czekasz na tej kanapie na cud? Że rycerz (podświadomie, rzecz jasna) usłyszy twój ryk, przygalopuje na swoim rumaku i cię uratuje? Ach tak, ty masz mnóstwo do zaoferowania, tylko wszyscy spotkani przez ciebie faceci to chuje? Nie, księżniczko. To ty umawiasz się ze zjebami i najwyższa pora się zastanowić, dlaczego tacy cię pociągają. Oraz wyciągnąć wnioski.  


Dawniej było inaczej?


Rodzice traktowali się inaczej? To gratulacje. Ale moim zdaniem zazwyczaj tak nie było. Skąd o tym wiem? Bo ojcowie i matki swoim przykładem wychowali te egoistyczne pokolenia kobiet i mężczyzn, które teraz tylko drą ryja:


Daj!!


Za mało!


Zatroszcz się o mnie!


O mnie!


Ja mam dostać wszystko!


To musi być czyjaś wina, bo przecież nie moja.  


Każdy oczekuje. Nikt nie chce dawać. Ale wiesz co, księżniczko? Ani mężczyźni ani kobiety nie są idealni. Przykro mi. Związki są trudne i nie ma na nie jednego, udanego przepisu. W jednym facet będzie lubił gotować, w drugim prasować, a w trzecim na widok śrubokręta dostanie epilepsji. Owszem, czasami robisz rzeczy, na które nie masz ochoty.  Mój kumpel tak udatnie sprzątał bagażnik w samochodzie, że wszedł tam do środka, zatrzasnął się, a następnie zadzwonił do swojej żony, aby otworzyła auto. Dobry związek można było poznać po tym, że oboje zdychali ze śmiechu.


Nie ma sytuacji, że jedna i druga osoba robi w związku dokładnie tyle samo. Kobiety nie chcą być wcale traktowane, jak mężczyźni. Ja mężczyzn nie klepię po tyłku, nie kupuję im kwiatów i nie zarzucam im nóg na swoje ramiona. Jak wycenić robienie zakupów i opłacenie rachunków? Jak wycenić masaż karku, kiedy jest jej źle i jak wycenić puszczenie go na trzydniowy wypad z kumplami??? Ale wiesz co jest, księżniczko?


W dobrym związku po prostu robicie te rzeczy, nie zastanawiając się nad tym. Bo na koniec liczy się pewność, że nikt nie czuje się rąbany w człona. Czyli, że facet jest zadowolony z tego, jak troszczy się o niego kobieta i kobieta jest zadowolona z tego, jak troszczy się o nią facet. Nie potrzebujesz faceta do sprzątania. On nie potrzebuje kobiety do gotowania. Potrzebujesz osoby, z którą chcesz być, nie patrząc na takie duperele. Jesteś z kimś, bo czujesz się z tą osobą, jak z żadną inną osobą na świecie (kogoś do sprzątania można zawsze zatrudnić; w Wwa: 100 zł za posprzątanie chałupy, jakoś można się zrzucić).


Jak trzymać faceta na głodzie?


Laski do mnie piszą: „Witaj, napisałeś tekst o tym, jak trzymać kobietę na głodzie. A byłbyś  w stanie odwrócić strony medalu? Jak do cholery was facetów trzymać na głodzie? Jak rozdawać karty w grze, żeby nie być przegraną?


Miłość to nie jest uległość. Jeśli się w związku dusisz, to znaczy, że nie potrafisz postawić granic. To znaczy, że pozwoliłaś z siebie zrobić bezwolną pizdę. Albo, dla odmiany, on pozwolił z siebie zrobić pantoflarza.


Odpowiadam: aby dostać (Dzień dobry, czy dostanę pure ze skwarkami? “Nie ma ze skwarkami. Z dżemem są pure.”) fajnego partnera, trzeba być fajnym człowiekiem. Mającym zdrowe poczucie własnej wartości.


To cała tajemnica.


[image error]


Photo by averie woodard on Unsplash


Photo by Isi Akahome on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 04, 2018 11:17

January 30, 2018

Stań się chamem. W tym kraju ludzie szanują tylko chamów

„Nie masz czasami wrażenia, że bycie pewnym siebie jest cnotą dzisiejszych czasów? Chcesz być ładny? Wyglądaj na pewnego siebie. Osiągnąć sukces (zarabiać 5k+)? Graj na pewnego siebie. Być z atrakcyjną laską (90/60/90)? Bądź pewny siebie. Wszędzie słyszę „Musisz być pewny siebie”. Do czego to prowadzi? Do jednego – drastycznego wzrostu liczby chamów. Tak chamów.


Nie jesteś pewny siebie? Stań się chamem, a wszyscy dookoła będą myśleli, że jesteś! Ludzie szanują chamów i boją się ich opinii. Zniszcz w sobie człowieka. Oceniaj ludzi jak maszyny, zwalniaj ich bez drgnięcia powieki. Znajdź wytłumaczenie na to, że się kurwisz i oszukaj wszystkich łącznie z samym sobą, że jednak tego nie zrobiłeś. Tylko bądź przy tym pewny siebie. Krzycz – „To nie był mój fiut”. Pewnym siebie wolno więcej. Wszyscy stajemy się tacy sami. Chcemy być kimś innym niż sobą. Wstydzimy się swojego ja i w tej samej chwili mówimy, że jesteśmy pewni siebie.”


– pisze mi Sebastian i jeśli ktoś nie czuje w tym rozgoryczenia to powinien zainwestować, kurwa, w okulary i trzy kilo empatii. Nazwijcie mnie idiotą, ale ja uważam, że można żyć inaczej.



Owszem, przyznaję:


1. Nie warto być zawsze miłym


Kiedy jesteś miły, wykonujesz bez namysłu głupie polecenia. Nie kwestionujesz ich. Ulegasz chamom. Pokazał to tzw. eksperyment Milgrama.


W 1963 roku Stanley Milgram, pracownik amerykańskiego uniwersytetu Yale, wybrał kilkadziesiąt osób w różnym wieku i o różnym pochodzeniu społecznym. Mówił im, że będzie badał wpływ kar na pamięć. Uczeń siedział na czymś w rodzaju krzesła elektrycznego. Kiedy odpowiadał źle, prowadzący eksperyment dawał znak. Człowiek z ulicy miał nacisnąć przycisk i kopnąć nieudolnego ucznia prądem. Więcej błędnych odpowiedzi? Dawka elektrowstrząsów była coraz silniejsza. Porażani uczniowie zwijali się z bólu. Mimo to, blisko 70 proc. osób strzeliło w uczniów najwyższą możliwą dawką prądu o napięciu 450 V.


Nie zgodziłbyś się nacisnąć tego przycisku? GRATULACJE. Ale teraz cię zaskoczę. Ten eksperyment powtórzono w ubiegłym roku w Polsce. Zrobili to badacze wrocławskiego wydziału Uniwersytetu SWPS. Wybrali 40 kobiet i 40 mężczyzn w wieku od 18 do 69 lat.


Ile osób strzeliło w uczniów najwyższą dawką prądu?


90 procent.


Wnioski wyciągnij sam.


Kto odmówił? Jednostki. Twarde kobiety koło 40-tki. I jeden kolo z marginesu, który podsumował całą sytuację: „Co wy, kurwa, myślicie, że jak mam sznyty na ryju to będę walił prądem ludzi”? W rzeczywistości nie było żadnego prądu. Uczniowie w amerykańskiej i polskiej wersji eksperymentu byli wynajętymi aktorami.


Jeśli nie masz swojego zdania, to ludzie cię nie szanują Powiedz mi, koteczku, ile razy zrobiłaś w swoim życiu rzeczy, na które nie miałaś ochoty, a miał ochotę ktoś inny?


Facet obrabia laskę. Wiadomo, jak zbudowany jest facet. Jedna dźwignia, akcja, uderza i jest rezultat. Jak jest z kobietami? Każda osiąga orgazm w inny sposób. Ale kiedy ją pytasz: „Co mam zrobić, aby było ci dobrze?”, pada jaka odpowiedź? „NIE WIEM!!!!” I w tym momencie laska kończy z fiutem w tyłku. Bo jak nie wiadomo co, to znaczy że jest ci wszystko jedno.


I ta zasada wyjęta z łóżka przekłada się na całe życie. Znasz tę historię? Idziecie ze znajomymi na miasto. Pada pytanie: „Co chcesz zjeść?” Odpowiadasz: „Dostosuję się”. Kończysz w wietnamskim barze jedząc tofu, którego nienawidzisz. To nie jest największa kara. Jeśli nie mówisz, czego chcesz, sam po pewnym czasie tego nie wiesz. Nie robisz rzeczy dla siebie. Robisz je, aby się pochwalić innym. Lubisz to, co narzucą ci inni. Nie jesteś w stanie po pewnym czasie przedstawić żadnej własnej myśli. Żadnego własnego poglądu.


Ale jeśli mówisz komuś, co naprawdę myślisz na dany temat, jeśli się z kimś nie zgadzasz, to wiesz co pojawia się u tej osoby? SZACUNEK.


Jeśli się zgadzasz z ludźmi po to, aby cię lubili, co dostajesz w zamian? BRAK SZACUNKU. Osoby, które zgadzają się ze wszystkimi są po prostu w chuj nudne. „To taka miła, sympatyczna dziewczyna.” Czytaj: „Letnia pizda. Idiotka”. Dodać wzruszenie ramionami.


Owszem przyznaję:


2. Nie warto się wkurwiać o wszystko


Ponieważ jestem stary jak Żwirek i Muchomorek, Rumcajs, Krecik oraz Bolek i Lolek, wiem jedno: w miarę upływu czasu nasza energia spada. A spraw do załatwienia jest coraz więcej. Czujesz się jak żongler, któremu cały czas dostarczają kolejnych piłek do podrzucania. A w pewnym momencie, żeby nie było za łatwo, ktoś podpala ci dupę, a w usta wkłada racę, której nie możesz wypluć. I tak się krztusisz, zwieracze ci się przypalają, a wewnątrz duszy czujesz nieprzyjemne kłucie, że cokolwiek zrobisz to i tak dasz ciała. Że zawodzisz. Że nie dajesz rady.


I wtedy poznajesz Misia Wkurwisia.


Miś Wkurwiś wkurwia się wszystkim, co go dotyczy.


Bo w drodze do pracy był korek.


Bo mu ktoś zajechał drogę.


Bo mu resztę wydali w drobnych (a w czym mieli wydać? w kartoflach?).


Bo ktoś powiedział coś niemiłego.


Bo ktoś czegoś nie powiedział.


Miś Wkurwiś nie ogarnia.


A jednocześnie stara się wszystko załatwić.


Jak skończy Miś Wkurwiś? Na zawał.


Jeśli martwisz się o wszystko, to nie martwisz się o siebie. Przez sporą część swojego życia szedłem raźno w tym kierunku. Do tej pory czuję niepokój, gdy na następny dzień mam grubą listę rzeczy do załatwienia. Co mnie uspokaja? Świadomość, że nie stanie się i tak nic strasznego, jeśli większość z tej listy pozostanie niezałatwiona. Że jeśli przejmuję się takimi pierdołami, to znaczy, że nic naprawdę ważnego i trudnego w moim życiu się nie dzieje.


Bo powiedzmy sobie szczerze: żyjemy w miejscu, gdzie ludzie nie są głodni, a jeśli, nawet to dlatego, że się odchudzają. Każdy ma płaski telewizor, a jeśli nie ma, to dlatego, że nie chce go sobie kupić. Każdy może mieć samochód, co najwyżej będzie to rozpadający się grat, ale może go kupić od ręki. A większość wysiłków, które teraz podejmujemy to to, z kim będziesz spał, czym będziesz jeździł i gdzie będziesz mieszkał.


Owszem przyznaję:


3. Nie warto mieć wyjebane na wszystko


Ludzie bardzo często powtarzają: „Miej wyjebane, a będzie ci dane”. Znaczy się „Miej wszystko w dupie, tylko bądź pewny siebie, a w nagrodę dostaniesz Małgorzatę Rozenek w bikini, ciągnik Ursus i paszport Polsatu”. W życiu większej bredni nie słyszałem. Tym, którzy w to wierzą zdradzę inną równie wielką tajemnicę: jeśli masz wszystko i wszystkich w dupie to jesteś po prostu złamasem i psychopatą. I jeszcze złotą radę dodam w promocji (2 za 1 – żel i szampon w jednym): gdy masz wszystko w dupie, to inni też mają cię w dupie.


Życie nie polega na tym, aby olewać wszystko i czekać, że ci spadnie coś cudem na głowę (zazwyczaj spada z nieba tylko gówno od przelatującego gołębia). A jeśli już, to ja „mieć wyjebane” rozumiem inaczej.


„Mieć wyjebane” oznacza, że godzisz się z tym, że nie wszyscy cię polubią.


Można mieć poglądy i być miłą osobą. Można nie zgadzać się z ludźmi i mówić im o tym. Tak jak pisałem niedawno: „albo ktoś się cieszy, że cię zna, że utrzymuje z tobą kontakty albo niech spierdala. Jeśli chcesz, aby wszyscy cię lubili, zacznij sprzedawać lody.” Ludzi na początku traktujesz dobrze. A później zaczynasz ich traktować tak jak oni traktują ciebie.


„Mieć wyjebane” oznacza, że przestajesz oceniać wybory innych.


Nic nie jest czarno-białe. A jeśli tak ci się wydaje to, kurwa, mam niespodziankę: DOROŚNIJ. „Mieć wyjebane” oznacza móc przyznać się samemu przed sobą: nie zawsze mam rację.


Nie jestem głupi. Jestem całkiem inteligentny. I wiesz co? Popełniłem w chuj błędów. Nikt nie mylił się tak często jak ja. Ta cała moja mądrość mnie przed tym nie uchroniła. Ale ja potrafię się do tego przyznać. Potrafię powiedzieć: hau hau. Odszczekuję. Myliłem się. Kładę lagę. Nie muszę zawsze mieć racji. Jeśli to cena za to, że dowiem się czegoś nowego o świecie, o sobie, o relacjach międzyludzkich, to jestem gotów ponieść tę cenę. Ludzie nie traktują mnie z tego powodu gorzej. Traktują mnie lepiej, Bo widzą, że nie jestem doskonały.


„Mieć wyjebane” polega na zrozumieniu, co jest dla ciebie ważne.


Życie, mądre życie, polega na selekcji. Na odsianiu rzeczy, które można olać od rzeczy, których olać nie można. Co to będzie? Nie wiem. Każdy sam sobie odpowiada na to pytanie. To czy życie jest zmarnowane czy udane jest sprawą subiektywną.


Pragniesz miłości? Kiedy jesteś młody, myślisz, że będziesz z kimś, z kim chcesz być i idziesz zawsze za głosem serca. Ale, kurwa, niespodzianka. Nie zawsze będzie różowo. Związek z kimś jest jak kebab. Na zewnątrz wszystko jest super, czyli wspólne wypady do kina, dziki seks i patrzenie sobie w oczy. A w środku jest mielonka, po której masz nieustającą sraczkę. Jak przyjdzie kryzys (a przyjdzie) czy siądziesz na dupie, aby jeszcze raz wyjaśnić, czy ciągle patrzycie w tym samym kierunku? Mimo, że wiesz, że ta rozmowa nie będzie przyjemna? Mimo, że wiesz, że zapłacisz częścią swojej dumy? Czy zapłacisz tę cenę w imię miłości? Czy znajdziesz nową lalkę i będziesz się nią bawić? A później z kolejną. I poustawiasz je w swoich wspomnieniach.


Pragniesz kariery? Szykuj się na długie godziny w biurze. 60 godzin. 70 godzin. 80 godzin w tygodniu. Samolot, auto, samolot, auto, samolot, auto, samotność, bar, walenie konia, droga wódka. Wiem jak to wygląda. Byłem tam.


Pragniesz sławy? Bierz pod uwagę, że to zazwyczaj nie wychodzi. Mimo, że pokażesz swojego Zenona. Albo swoje cycki na insta. Czasami nawet zdjęcie tego jak komuś obciągasz nie wystarczy. A jeśli nie wyjdzie, będziesz mieć poczucie zmarnowanego życia.


„Mieć wyjebane” oznacza, że rozumiesz, że zmiany są częścią naszego życia.


Umierają nasi bliscy. Tracimy pracę. Wypalają się nasze przyjaźnie. Wsadzamy sobie kij do dupy i nie umiemy go wyjąć. Ale rodzą się dzieci. Zdobywamy nową pracę. Nawiązujemy nowe przyjaźnie.


W życiu są problemy, które możemy rozwiązać. I takie sytuacje, których rozwiązać nie możemy. Możemy tylko przez nie przejść. Lecz jeśli nie boisz się zmian, to nie boisz się życia


„Mieć wyjebane” oznacza, że akceptujesz siebie.


Zmarły w ubiegłym roku prawnik Wiktor Osiatyński powiedział kiedyś coś takiego: „Rano spójrz w lustro, zrób przedziałek na głowie i odpierdol się od siebie.”


Spójrz rano w lustro i zrozum.


Tak, to ty.


Tak, trudno, losowanie w puli genetycznej mogło być lepsze.


Tak, są ładniejsi.


Tak, są i brzydsi.


Zaakceptuj to. Odjeb się od siebie.


Chcesz zmiany?


Jesteś gruby?


Schudnij.


Jesteś brzydka?


Zrób sobie ryj.


Uważasz, że jesteś głupi?


Przeczytaj coś.


Ale nie bądź chamem.


Po prostu odpierdol się od siebie.


Przedziałek możesz zrobić, albo nie.


[image error] Photo by Alexandru Zdrobău on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 30, 2018 11:00

December 27, 2017

Co mężczyźni sądzą o wydumanych wymaganiach kobiet?

W 2013 roku zespół Mikromusic nagrał piosenkę pt. „Takiego chłopaka”. Cudownie pokazuje ona rozdwojenie jaźni współczesnych kobiet. Piosenka zaczyna się od:


Prześlij mi chłopaka

Nie wariata

Daj nie cwaniaka

Nie pajaca

Daj nie pijaka

Nie Polaka

Daj nie biedaka


A kończy na:


Prześlij mi chłopaka

Daj Polaka

Tak, chcę wariata

Chcę pijaka

Tak, daj siłacza

Daj brzydala

Tak, daj Polaka



Znaczy się, zaczynamy od: powinien być przystojny, inteligentny, zaradny oraz samodzielny (pod tą zbitką kobiety rozumieją, że powinien mieć pieniądze), oczywiście też dowcipny, ruszać biodrem jak Luis Fonsi. A później chuj. Tzn. wystarczy, żeby miał chuja. Jak gospodarka niedoboru za czasów PRL. Skoro nie ma kawioru, to może być kaszanka. Skoro nie ma kaszanki, to może być i kaszalot. Lepiej jakiś, niż żaden.


 „Plany na wieczór: oglądanie fajnego filmu razem z moim facetem. Ktoś poleci mi jakiegoś fajnego faceta?”



Mężczyźni często pytają mnie o tajemny sposób, aby zostać Harrym Potterem wagin. Hokus, pokus, machasz swoją różdżką i wszystkie laski stoją przed tobą otworem.


To odpowiadam:


Żeby uwieść Polkę wystarczy zrobić jedną prostą rzecz. Olać ją i  przyciągnąć. Dzień być miły, dwa dni nie odzywać się do niej w ogóle.  A później powtórka.  I jeszcze raz. Zerżnąć tak, że chodzić nie będzie mogła, zadumać się, popaść w melancholię, wypić pół butelki wódki albo lepiej whisky,  powiedzieć wiersz, wytrzeć kutasa w firanę i wyjść.


Wtedy głupieją.  


Że przesadzam? Tylko z alkoholem i rzadziej niż do niedawna.


Jak to wygląda od męskiej strony?


Pięć miesięcy temu napisałem część pierwszą tej notki (nie wiedząc rzecz jasna, że to będzie część pierwsza)


Jak ktoś chce skumać bardziej, o co w tym wszystkim chodzi, niech sobie ją przeczyta. Jak nie chce, to nie. Ale generalny wniosek z tego wpisu był taki, że jak chcesz sobie podporządkować laskę, tak żeby była na każde twoje skinienie, to trzeba trzymać ją na głodzie.  Jeśli bowiem kobieta dostaje to, co chce, facet jest miły, uprzejmy, czuły troskliwy i na każde wezwanie, to jest najedzona i głupie myśli jej przychodzą do głowy. Dlaczego tak jest? Nikt tego na razie nie zbadał; widać grant był na to za niski. Ale uwierzcie mi na słowo.


‘Szary’ to pseudonim koleżki, który zrozumiał zasady tej gry. 


Może jakaś dupa przeczyta jego historię i się otrząśnie. Choć nie. Wróć. Jak znam życie, przeczyta, pokiwa głową z przerażeniem i będzie robić jak do tej pory. No, ale na to, że ktoś mimo braku efektów ciągle chce napierdalać głową w ścianę, to ja jednak wpływu nie mam.


Szary lat ma 30 już skończone, chociaż z pyska wygląda ponoć na – góra – dwadzieścia pięć.


W skali od 1 do 10 uczciwie przyznaje sobie 6,5.  Przy czym i tak 5 jest za wzrost. Radzi sobie nieźle. Robi to, co kocha i to za dobry piniądz.  Z matką nie mieszka, chociaż dobrze się z nią trzyma i często ją odwiedza.


Cechy szczególne?


Jestem skończoną mendą, jeśli chodzi o kontakty z płcią piękną. W samym 2017 udało mi się zdradzić cztery dziewczyny – chociaż ja nie lubię określenia ‘zdrada’. Raczej określam to, jako ‘dynamiczną zmianę partnerki seksualnej’. Z tego, co opisuję dumny nie jestem, bardziej przerażony otaczającym mnie światem.


Zdrada numer jeden: Ewa, lat 29.


Z wyglądu dobre 8/10, z małego miasteczka, księgowa w Wielkiej Warszawie. W domu się nie przelewało (albo i się przelewało, jeśli wziąć pod uwagę zainteresowania szanownego ojca bohaterki). Z koleżanką Ewą – Szary był przez pół roku w 2015. Chyba było miło, bo Ewa zapragnęła przedstawić  go rodzinie, co oznaczało, że w tyle głowy widziała już przygotowania do ślubu (suknia była już przecież dawno wybrana).


On raz jeszcze ją wymłócił, powiedział, że razem nie będą, ubrał się i wyszedł. Historia miała swój happy end na odwrót. To znaczy, on jeszcze raz doszedł. 


Dwa lata później zaczęły mi jądra uciskać na mózg, a że zawsze ceniłem umiejętności oralno-analne Pani Ewy, to się do niej odezwałem. Nastąpił miesiąc młócenia i co? Jak tylko zaczęła wspominać o wspólnej przyszłości to przestałem się odzywać i zniknąłem z jej życia. Chcesz, Czarny, dobre zakończenie historii? Po pół roku znowu mnie jądra uciskają i jesteśmy ustawieni na przyszły tydzień… Próbowałem zrozumieć, dlaczego dostałem drugą szansę i zaraz będzie trzecia (a potem pewnie czwarta i piąta) i myślałem, że może chodzi tu o tzw. upward mobility opportunity. Dobra partia się trafiła, to dziewczyna się poświęci i da mi kolejne szanse – konkluduje Szary bezemocjonalnie.


Tymczasem na ringu pojawiła się pretendentka numer 2.


Zdrada numer dwa: pani Basia.


Lat 27, wygląd taniej węgierskiej gwiazdy porno. Piersi D, dupa jak marzenie, twarz lekko kurewska.


Pani Basia z zawodu jest architektem, dużo jeździ po świecie. Szary zna ją od wczesnej młodości. FB pokazał, że oboje wylądowali w podobnej okolicy w kraju daleko od Polski.


Krótka gadka i Pani Basia jedzie 2h uberem, żeby wylądować w podrzędnym hotelu, dać się wymłócić dwa razy od tyłu. Rano bez słowa wyszedłem z pokoju i już do niego nie wróciłem. Do Pani Basi nie odezwałem się przez pół roku. Pewnego dnia chwyciłem za telefon i zaprosiłem ją do siebie na trzy dni. Zapowiedziałem, że przez te trzy dni tylko jej tyłek będzie młócony. Reakcja? Pani Basia wsiada w pociąg, jedzie do Wawy 4 godziny. Po trzech dniach odstawiam ją na dworzec z obolałym tyłkiem i znów się trzy miesiące nie odzywam. Po czym proponuję powtórkę i … Pani Basia przyjeżdża znowu!”


Przygody z Panią Basią były grane podczas związku z Panią Hanną.


Zdrada numer trzy: Hanna, lat 29.


Pani prawnik robiąca karierę i pieniądze w pewnej międzynarodowej korporacji prawniczej. Pani Hanna, jest ponoć dość zamożna z domu, dobrze wykształcona, oczytana, sportsmenka, wysoka, z mega nogami i dupą jak marzenie.


W sumie partia dla mnie bardzo dobra, chociaż skill oralny słaby. No cóż, nikt nie jest idealny.


Związek nawet układał się dobrze, ale pani Hani wpadł do głowy pomysł przeniesienia go na kolejny level. Chce, żeby Szary się do niej wprowadził. On się zapiera, jak byk prowadzony do rzeźni.


Przyjeżdżam do niej, żeby jej w twarz powiedzieć, że nie chcę (raz próbowałem się zachować jak mężczyzna…), a ta nie przyjmuje do wiadomości, że nie chcę z nią być! Więc sięgam po koronny argument: zdradziłem cię z co najmniej trzema pannami! Reakcja? „To nic! Będzie nam razem dobrze! Zamieszkamy razem i się wszystko ułoży!” Nosz, kurwa!


Zdrada numer cztery: Ola, lat 28.


Lat 28, ciemna karnacja, wielki cyc i dupa jak marzenie (jak widać, dla Szarego jest to ważny element).


Może trochę niska, ale za to wykształcona, może trochę bananowiec, ale z doktoratem,  rodzice pracowali dużo, aby ona się mogła uczyć zgodnie z porzekadłem: za hajs matki baluj. Szary Olkę lubił, ba, nawet się nieco przyjaźnił, na tyle na ile oczywiście mężczyzna może się przyjaźnić z kobietą. Pewnego wieczora, kiedy noc była ciepła, spili się razem na imprezie, a później ona zaproponowała, aby on wszedł do niej na kawę, bo jak powszechnie wiadomo, kawę pije się o trzeciej nad ranem.


Szary aluzję zrozumiał i noc skończyła się „ostrym młóceniem”. A, i ciekawostka: Pani Ola miała w tym momencie narzeczonego, z którym była od pięciu lat.


Narzeczony podszedł w odstawkę. Nastąpiła faza na Szarego. Laska ostatnio zapytała go, czy ją kiedykolwiek zdradził. Zgodnie z prawdą odpowiedział, że a i owszem. Z trzema laskami.


Efekt? Ola chce, żebyśmy w wakacje wzięli ślub! Nosz, kurwa, ponownie… Czy naprawdę w tym kraju jest tak słabo z mężczyznami, że dziewczyny muszą się chwytać jak oszalałe takiej mendy, jak ja? Jeszcze zrozumiałbym to, gdybym wyglądał jak… nie wiem?… Ryan Reynolds? Czy inny Gosling. Jeszcze żebym miał hajsu jak lodu czy apartament na Złotej. Jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że dziewczyna łapie się na miłą gadkę uroczego chłopca, z którym widzi, że może sobie życie ułożyć, ale, do jasnej ciasnej! – facet Cię zdradza i wiesz, że zdradzać będzie, ale i tak chcesz się z kimś takim wiązać? – dziwi się Szary.


Że opowieść Szarego brzmi jak „Żar alpejskich spódniczek”, bądź „Bawarskie przypadki Heidi”? Może. Ale jakoś jestem przekonany, że to prawda. Przekonało mnie zdanie: „To nic! Będzie nam razem dobrze! Zamieszkamy razem i się wszystko ułoży!” To tak kosmicznie głupie, że mogła to wypowiedzieć tylko kobieta. Czy Szary jest złamasem? Jak was znam, laski, to pewnie tak. Jest kosmicznym zjebem, prawda? Wy mi zawsze powiecie w komentarzach, o co chodzi. Jestem jak Jelonek Bambi, co poznaje świat, a Wy mi ten świat objaśniacie.


Ale nie. Nie jest. Jest czymś, co można określić, jako elastyczne dostosowanie się do rynku. Robi po prostu to, na co kobiety mu pozwalają.


Kobiety nie dostrzegają fajnych, normalnych kolesi


Szary na koniec swojego maila opisał mi historię, która jego zdaniem wyjaśnia ucisk jajników na mózg 30-letnich kobiet.


Mój dobry kumpel mieszka sobie w pewnym ładnym, południowym, turystycznym mieście. Chłopak skończył dobre szkoły, hajs się na koncie zgadza, z dobrej rodziny, mówi płynnie w czterech językach, bo mieszkał w czterech fajnych krajach. Jaką ma wadę? No cóż, twarz raczej do remontu i to generalnego. Za to ma sześciopak!


Otóż kumplowi podoba się pewna nasza wspólna znajoma, powiedzmy Panna Wiola, która to dopiero co jest po traumatycznym rozstaniu. Miała pięknego narzeczonego, ponoć jak Tom Cruise, tylko wyższy, (swoją drogą to od Toma Cruisa każdy jest wyższy…) z mieszkaniem na Mokotowie. Wiola wraca sobie do domu któregoś dnia, a tam już jej rzeczy spakowane w worki na śmieci. Na pytanie ‘Dlaczego mnie zostawiasz?’ Tom Cruise odpowiada: ‘Bo mnie ciągniesz w dół’.  


Wtem wkracza mój kumpel, cały na biało, zaprasza Wiolę na weekend do siebie. Wiola upiera się, że poleci tylko jeśli ja polecę z nią. Dlaczego? Bo nie chce, żeby mój kumpel się do niej przystawiał, więc ja mam lecieć jako przyzwoitka. Chuj… mówię, lecę, przynajmniej napiję się dobrego wina i najem owoców morza.  


Panna Wiola przez cały wyjazd truła nam obu dupę, jak to ciężko jest znaleźć dobrego faceta i że chyba zawsze już będzie sama. Wiesz jak to wyglądało? Jakby głodujące dziecko w Afryce miało przed sobą dobrego burgera z sezonowanej wołowiny, z frytkami i sałatką, ale narzekało, że chce stek z kobe… W efekcie kumpel dał sobie spokój i aktualnie jest z jakąś dwudziestolatką, która będzie miała życie jak księżniczka.”


I przyznaję, że teza ‘kobiety pojebało ze swymi wygórowanymi oczekiwaniami, chcą niemożliwego, a nie widzą fajnych gości pod nosem’ jest atrakcyjna. Taka na sześć tysięcy lajków. Ale ja się z nią nie zgadzam. Szary nie rozumie (albo strzela głupa), że panna Wiola chciała się grzmocić z nim. Że nie była gotowa na żadne związki, bo jeszcze nie ogarnęła się po ostatnim.


Że proponowanie lasce, która naoglądała się Chrisa Hemsworth’a, która naoglądała się Greya i facetów z naganiaczem o średnicy słoika po ogórkach, która chce ognia i to takiego, żeby dach spłonął a jej oferują sympatycznego Rysia z księgowości, który lubi mielone a ostatnio coś rozpalił podpalając grilla na działce u rodziców jakoś nie mieści się koleżance w wideoklipie. Mimo, że Szaremu mieści.


Że kobiety nie chcą rezygnować ze swoich marzeń, bo nikt nie chce rezygnować ze swoich marzeń.


Że mężczyźni z punktu widzenia kobiet dzielą się na dwa rodzaje. Tych, których da się kontrolować i tych, których kontrolować się nie da. Tych, których da się ograniczać (po kawałku oddają to, kim są, po kawałku rezygnują z części swojego życia) i tych, których ograniczać się nie da.


I na pierwszych reagują w sposób przemyślany. Że to dobry kandydat. Racjonalny. Jak Skoda Octavia w kombi i z LPG. No, wygląda może w chuj nudno, pełno tego na ulicy, ale ergonomia dobra i pakowny jest. Na drugich reagują wilgocią w mózgu i między udami. Nie liczy się jutro.


Pierwsi są obojętni. Drudzy sprawiają, że boli. Kobiety lubią jak boli, bo wtedy czują, że żyją.


A Wiola nie chce ani burgera ani jeździć kombi. Ona chce brrrum, brrrum i ścinania zakrętów tak, że słychać tylko jęczenie i piski. I nic jej nie przekona. Ona to wszystko o czym pisze Szary rozumie. Jej dupa nie.


O co chodzi w związku?


Problem w tym wszystkim jest taki, że kobiety uważają również, że taki nieustający emocjonalny haj (góra, dół, podłoga, uda, stół) jest do utrzymania długotermionowo. Że skończy się to ślubem i dalej związek będzie miał temperaturę lawy. Toteż odpowiem tak: ja też brałem narkotyki, ale najdłużej mnie to trzymało do jakiejś godziny 17. Później był zjazd i szedłem spać.


Wszystko ulega erozji. Pożądanie się szybko wypala. Gorący romans jest kategorią krótkotermionową. Jest jak święta. Szybko mija, zostaje nadwaga i wyrzuty sumienia.


Ci, którzy sprawiają ból, są niebezpieczni. A w związku (być może jestem w błędzie, ale chcę w to wierzyć) chodzi o poczucie bezpieczeństwa i o oparcie. Bezpieczeństwo buduje pewność siebie. Mężczyźni, którzy mają kobietę w dupie, jej pewność siebie niszczą. Bo ona cały czas zastanawia się, co w niej jest nie tak, skoro jest fajna, a on jej nie chce. 


Ale mężczyźni tacy jak Szary (nic nie mam do Ciebie, chłopaku) też mają przejebane. Są seksualnie dowartościowani tą paradą dup, która wygina się i przegina, mówiąc: ‘krótko, szybciej, mocniej, już’. Ale są półmartwi. Bo ich nie interesują kobiety. Ich interesują otwory. A nie to co one mogą mieć do powiedzenia, bo jak powszechnie wiadomo, dziurę się zatyka a jak ktoś z dziurą rozmawia to ani chybi skończy w psychiatryku.  


Tymczasem nie ma nic fajniejszego, niż otwarcie pogadać z kobietą, która zrywa z siebie te wszystkie pancerze i staje przed tobą bezbronna, licząc, że jej nie skrzywdzisz.  I kiedy ty swój pancerz też zrzucasz dla niej. Nie mówiąc już o tym, że seks jest wtedy zupełnie inny.


Owszem, zgadzam się, to wszystko jest bardzo popierdolone, a ludzie coraz bardziej samotni. Jedni i drudzy żyją  jakimś złudzeniem, czekając na wielką miłość, która pociągnie ich, jak teledysk Justina Biebera, jak kłąb różowej waty cukrowej, jak mem, w którym zawsze wszyscy są wierni, nikt nie kłamie, a dookoła jest pełno porządnych facetów, cały czas starających się o swoją kobietę i zabierających ją na niespodziewane randki. Rzeczywistość zawsze będzie jakimś rozczarowaniem.


Bo mężczyźni i kobiety się nawzajem przyciągają i odpychają jednocześnie.


Bo miłość to takie uczucie, w którym zawsze ktoś będzie miał przewagę, w którym jednej osobie będzie zależeć bardziej, a drugiej mniej. A później może nastąpi zmiana.


Bo miłość często znajduje się niedaleko nienawiści. Bo kiedy kogoś kochasz, to myślisz o nim cały czas. Kiedy kogoś nienawidzisz, to myślisz o nim cały czas.


Bo miłość się wypala.


Kiedy związek jest udany? Jeśli ta druga osoba jest twoim przyjacielem. Jeśli ją cały czas szanujesz. Jeśli ci imponuje. I jeśli chcesz mieć z nią dzieci i się zestarzeć.


Reszta to bajki. Choć ładnie się je ogląda i fajnie słucha.


[image error] Photo by Elijah O’Donell on Unsplash


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 27, 2017 23:17

December 22, 2017

Kiedy ostatnio powiedziałeś komuś „Miłego dnia”?

Jechałem trasą Łazienkowską, która rozpruwa Warszawę na pół jak blizna brzuch, po operacji wyrostka robaczkowego. ‘Jechałem’ to za dużo powiedziane. Pełzłem metr za metrem stojąc w jednym wielkim niekończącym się jebanym korku. I byłem już nieco zdenerwowany.  


Oki. Kłamię. Przecież wszyscy należymy do jednej partii. Polska Partia Wkurwionych na Wszystko. Byłem więc wkurwiony jak żbik, którego ktoś wziął na kanał i uderzył młotkiem w jaja żeby szybciej biegał. Za dużo kawy. Za dużo stresu.



W pewnym momencie chciałem zjechać na prawy pas, aby pojechać prosto. I facet, który stał na tym prawym pasie nie chciał mnie tam wpuścić. Pod głupim zresztą pretekstem, że szybciej dotrze do celu. Po chwili staliśmy już pośrodku tego korka i darliśmy na siebie ryje. Jeszcze 30 sekund i doszłoby do regularnego mordobicia.  


Wsiadłem do samochodu ciągle zły i wtedy dopadła mnie refleksja (miałem na nią zresztą hektar czasu, bo w korku siedziałem jeszcze ze dwadzieścia minut).  Że, po pierwsze, dobrze się to skończyło, bo ani chybi dostałbym wpierdol. Facet był ode mnie wyższy o pół głowy, a cięższy o jakieś 30 kilo i widać było, że jego podstawową rozrywką było oglądanie na dobranoc bajki: „Lolek i anabolek”. I że zachowałem się jak debil.  Bo co osiągnąłem? Karma to podła suka, na gówno odpowiada gównem. Na uprzejmość zaś spokojem. Kiedy jesteś na drodze miły dla innych, większość z nich jest miła również dla ciebie. Ty czujesz się dobrze, oni czują się dobrze. Masz w sobie zen. Nic cię nie wytrąca z równowagi. Korek to okazja, aby podkręcić muzykę w samochodzie i pomyśleć o czymś miłym.


O dużych, białych piersiach pod obcisłą koszulką. Bez stanika, które poruszają się w rytm kroków.


Albo pizzy z ostrym salami i dużą ilością sera.


Albo o najbliższym spotkaniu z kumplami. Gdzie wchodzisz, witasz się i wszystko jest gotowe,  na białym obrusie stoi flaszka zmrożonej wódki.


Albo o tym jak Polacy kochają przeszłość, nienawidzą teraźniejszości i boją się przyszłości.


Szczęście to cyfra siedem


Na przełomie lat 80 i 90 naukowcy w USA zrobili wielkie badanie na temat szczęścia.


Rozdali ludziom pagery (jeśli nie wiesz co to pager, to ktoś z komentujących na pewno wyjaśni) i w dowolnych porach wysyłali im sygnał, że mają siąść na dupie i napisać na ile w skali od 1 do 10 są szczęśliwi w danym momencie i z jakiego powodu. No i zaczęli czytać te informacje od setek ludzi i trochę kopary im opadły. Bo większość wskazań wynosiła: siedem. Nawet, jeśli stało się coś mega chujowego, ktoś umarł, ktoś złamał nogę, chłopak zerwał z laską, laska zerwała z chłopakiem, na pewien czas odpowiedzi lądowały w granicach 2- 5, a później znowu było co?


Siedem.


No, oczywiście, zdarzały się nieliczne chwile, kiedy skala szła w górę. Śluby. Narodziny dzieci. ‘Dostałem wykurwistą podwyżkę’, ‘Zamawiam w barze pierwszą whisky, a za mniej więcej pół godziny dwie piękne kobiety zajmą się moją gałą’. OSIEM.


(Tak szczerze mówiąc, to seks w trójkącie przypomina sytuację, kiedy dwa samochody podjeżdżają na stacji paliw do jednego dystrybutora. Nikt porządnie nie zatankuje, a wszyscy się wkurwiają, że jest kolejka). 


Ciekawe czy jak ktoś wygra w Lotto to czuje się szczęśliwy już na 10?  Przez dwa dni pewnie tak. Choć są też tacy ludzie, jak mój dobry przyjaciel, który – jak go znam – tylko by się skrzywił nieznacznie i powiedział: CZTERY.  No, cztery i pół. Przecież mogłem wygrać więcej. Podesłałem mu kilka dni temu kawałek Eda Sheerana i Eminema. Napisałem, że mi się podoba. Odpisał: „Znaczy – ten bezideowy, nagrany dla kasy, fusion kawałek?? heheszki spleśniałem wewnętrznie”



To swoje „siedem” można jednak w banalny sposób podpompować do ośmiu, a nawet więcej… A teraz uwaga!, uwaga!, rozbieram się do naga!


Atak zombie, zombie rządzi


Jechałem ostatnio rano autobusem. Jak siedzą ludzie w autobusie? Jak stado pieprzonych zombie. Łeb przechylony, plecy zgarbione, oczy wytrzeszczone, w łapie telefon. W dzisiejszych czasach, gdy ktoś patrzy ci bezpośrednio w oczy i nie ma telefonu, to najprawdopodobniej znaczy, że chce ci zabrać twój.  Ewentualnie chce dostać od ciebie pieniądze. Potencjalnie warto też zwrócić uwagę, czy nie ma ze sobą harmonii. Bo jeśli ma i gra, to znaczy, że za chwilę też zacznie domagać się kasy.


Teraz rano jest mrocznie. Chujowo. Pizga. A co robią ludzie? Jedyne, co ich oświetla to zimna poświata telefonów. Większość lasek ma jeszcze na uszach słuchawki. Zombie następnie wysiadają z autobusu/tramwaju. Cud, jak się przy tym nie wypierdolą. Bo to trudne, iść w szpilkach, słuchawkach, nie patrzeć pod nogi i cały czas lampić się w telefon.


Ponieważ jestem stary i w życiu nie przypuszczałem, że dożyję podobnego wieku, powiem wam z doświadczenia, że nie ma nic fajniejszego niż moment, kiedy uśmiechniesz się do fajnej dziewczyny w autobusie i ona uśmiechnie się z powrotem do ciebie. I tu nie chodzi o randkę czy seks (choć, rzecz jasna, byłoby miło).


Mój kumpel, architekt, lata temu zaczepił w autobusie linii 185 pewną brunetkę i jechał z nią tym autobusem z Ursynowa na Żoliborz.  Historia jest piękna, a ona była prze-piękna.


Zobaczył ją  i po prostu umarł. Dosiadł się od razu i powiedział, że nie wie co powiedzieć (nie wiedział), że nigdy nie robił czegoś podobnego (nie robił), że nie wie czy ma chłopaka (nie miała), ale on właśnie zobaczył kobietę, którą go powaliła na kolana (czyli ją). I jak ma właściwie na imię? Siedział w tym autobusie ponad godzinę, mimo że powinien wysiąść po 10 minutach.


Siedział i rozmawiał.


A ona rozmawiała z nim.


Wysiedli na placu Wilsona i poszli do kawiarni. I tak rozmawiają dalej od jakichś 10 lat. Później, kiedy już byli razem ona wyznała mu, że to miały być trzy przystanki. 


Jak walczyć z samotnością


Ludzie boją się śmierci. Od śmierci dużo gorsza jest jednak samotność. Bo na śmierć nie mamy wpływu. A z samotnością to jest tak, że cały czas człowiek pyta: dlaczego? Co robię źle???


A jednak sami w tę samotność się wbijamy. Unikamy kontaktu z prawdziwymi ludźmi, wybierając ich w złagodzonej, nieprawdziwej, internetowej wersji. Jak coś ten schemat przełamie to jesteśmy w szoku.


Ostatnio napisała do mnie Klaudia, która należy do gatunku tych kobiet, dla których mężczyźni robią wszystko: sportowe samochody,  szyte u krawca garnitury, markowe zegarki oraz fluid na twarzy. Weszła do metra, oczywiście słuchawki na uszach. Siedzi, ale coś jej niewygodnie.  Patrzy szerzej, poza ramkę bezramkowego telefonu.  Siadła dupą, na kurtce starszego pana. Uśmiecha się do niego, świat zastyga na moment, mówi ‘Przepraszam’. A to ‘przepraszam’, jest dość doniosłe, bo zwyczajnie nie słyszy sama siebie. Pan uśmiecha się w rewanżu, mówi, że nie ma sprawy, że jedzie ze swoją żoną.


Pan dalej zagaduje, ona zdejmuje więc słuchawki i uprzejmie się uśmiecha, oczekując jakiegoś nudziarza. Pan jednak ma do siebie ogromny dystans. Mówi, że koszula, która leżała kiedyś świetnie, dziś wygląda jak prześcieradło, bo przytył. Uśmiecha się zrelaksowany. Pogodzony z życiem. Mówi, że dziś wygląd, seks i pieniądze są najistotniejsze. Szkoda, ze ludzie dziś są tacy samotni. Nie uważa Pani? Pani też tak uważa.


Pan mówi, że jest starej daty i u niego słowo droższe od pieniędzy. Ale świat poszedł naprzód, tylko kierunki mu się popierdoliły. Ona  w końcu wstała, uśmiechnęła się jeszcze raz i powiedziała: ‘Miłego dnia’.  I to był jej najlepszy początek dnia od bardzo dawna.


I dlaczego? Czy wydarzyło się coś szczególnego? Kurwa, nie! Po prostu porozmawiała przez chwilę z prawdziwym człowiekiem, którego wcześniej nie znała!


Kiedy ostatnio zrobiłeś coś podobnego?


Od mniej więcej roku mówię obcym ludziom ‘Miłego dnia’. Najczęściej w windach 90 proc. z nich się do mnie uśmiecha. Jest wiele drobnych rzeczy, którymi możemy zmienić czyjś świat. I swój świat jednocześnie.


„Wystarczy uśmiech wysłany o 6.30


Kupienie komuś kilku bułek.


Telefon do dawno nie widzianej przyjaciółki.


Powiedzieć komuś: „Jestem z Tobą, wierzę w Ciebie.”


Zapytać: ” Jak mogę Ci pomóc?”


Powiedzieć mamie: ” Kocham Cię, dziękuję.”


Dołożyć komuś 2 zł do biletu, przepuścić w kolejce, sięgnąć staruszce po coś na górnej półce, sprawdzić cenę.


Pomóc zagubionemu w obcym mieście.


Przytulić kogoś, aby mógł się rozpłakać.


Kupić rano swojej kobiecie tabletki przeciwbólowe i tak samo zrobić ukochanemu jego ulubione danie.


Na imprezie odstawić nieznajomą osobę do taksówki.


Mieć czas dla kogoś, kto tęskni, nawet przez pół godziny.


Powiedzieć ukochanej: „Pięknie wyglądasz”, albo lepiej – ” Jak Ty dobrze parkujesz!”


Każdego dnia mamy KILKADZIESIĄT możliwości żeby zrobić coś dobrego. Dla nas to błahostka, komuś innemu może zmienić wszystko. Więc każdy z nas może codziennie uszczęśliwić ponad 20 osób. Ewentualnie pomóc uniknąć złego. W skali roku daje 7300 (!!!!!) To sporo.


Dlaczego tak rzadko to robimy? Rozejrzyjmy się wokół siebie, a świat będzie lepszy.”


– Kinga –  listy do Czarnego na pokolenieikea.com


Ja miałem taki okres w życiu, kiedy czułem się niewystarczająco fajny.  Rozmawiałem z ludźmi, uśmiechałem się do ludzi, wyglądałem na bardzo wyluzowanego w relacjach z nimi, ale w sumie to się ich bałem. A czasami nienawidziłem. Prowadziłem długie dysputy, w których riposta leciała za ripostą, ale tak naprawdę nikt ze sobą nie rozmawiał, wszyscy tylko się popisywali. Gdy ktoś mnie pyta, dlaczego mi to przeszło, odpowiadam, że ciągle mam takie momenty, kiedy uwielbiam ludzi i ciągle mam takie momenty, gdy chcę iść do swojego przytulnego pancerza, wziąć do ręki granatnik przeciwpancerny, odbezpieczyć broń i napierdalać dookoła.


Cały czas przy tym współczuję tym, którzy mają styczność ze mną dłużej niż sześć godzin na dobę. Do tego momentu, rzecz jasna, zachowuję jakieś pozory. Wiem więc doskonale, że jedną z najtrudniejszych rzeczy w naszym kraju jest szczerze powiedzieć to, co się myśli dobrego o drugiej osobie.


Do dopierdalania to są zawsze chętni.


Jak się nazywa coś takiego na „e” kiedy ludzie się spotykają i jest miło? Tak, erekcja też. Ale generalnie chodzi mi o empatię. Stoję sobie w sklepie, wiecie jak jest w sklepach przed świętami, i słyszę jak jakiś kolo w garniturze w moim wieku, co nie widzi sensu w życiu, więc uważa, że znalazł go w pieniądzach, mówi do kobiety, która siedzi za kasą: „Co się pani tak wolno rusza? Trzeba było się uczyć, to by pani tu nie skończyła.” Kasjerka posiniała, ale nie powiedziała nic. Była w pracy.


Zanim ktokolwiek zdążył zareagować,  jeden młody koleżka w zbyt dużej bluzie, żując gumę spojrzał na gościa w garniturze, jak krowa na pociąg i wypalił: „Niby miasto, a świnie luzem chodzą”. Kolejka zarechotała. Garnitur posiniał, a wszystkim jakby przestało się spieszyć.  


Pomyślałem, że matka i ojciec tego młodego człowieka zrobili dobrą robotę. Bo dzieci muszą się nauczyć szacunku dla ludzi, którzy różnią się tylko tym, że za swoją pracę dostają mniej hajsu.


Z jednej strony są ludzie i z drugiej strony są ludzie. I jedni i drudzy, kiedy ich dostrzeżesz, potrafią cię zaskoczyć.


Te wszystkie rzeczy, uśmiech, krótka rozmowa z nieznajomym, dotknięcie kogoś w geście sympatii, powiedzenie: „Fajny masz tyłek” sprawiają, że nasze życie jest… Nie wiem, pełniejsze? Stajemy się odważniejsi. Mamy szansę na coś nowego.


Jesteśmy stworzeni do tego, aby wchodzić w interakcje z innymi. Aby śmiać się tak beztrosko, że masz wrażenie, że za chwilę zsikasz się w gacie.


Niech będzie, że jestem naiwniakiem. Ale pozwólcie mi nim być. Bo w to wierzę.


Kimkolwiek jesteś, życzę Ci miłego dnia.


 


[image error]


Photo by Anthony Intraversato on Unsplash


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 22, 2017 00:08

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.