Piotr C.'s Blog, page 17

June 18, 2017

Nie czytać przed ukończeniem 30 roku życia

Jakie jest najpopularniejsze pytanie w mailach, które od Was dostaję?


Nie o to, czy to prawda, że faceci mają zbiorowy okres, bo to akurat prawda. Nie o to, dlaczego facet nagle odzywa się po latach, właśnie wtedy, kiedy kobieta zrobiła dla delikwenta miejsce w swojej pamięci ot, dokładnie między koszem na śmieci, a spłuczką do kibla (na to pytanie zresztą odpowiem wkrótce). Najczęstsze pytanie brzmi: „Dlaczego nie mogę znaleźć fajnego faceta?” A czasami to pytanie występuje w drugiej wersji: „Dlaczego nie mogę znaleźć ŻADNEGO faceta?”


To dziś wytłumaczę dlaczego. Na liczbach.



Woman needs a man like a fish needs a bicycle


Weźmy przeciętną 30-latkę szukającą stałego związku. Ot, taką siódemkę w skali 1 – 10.  Niezła, ruda, duże oczy, fajne cycki. Jeśli oczekiwaliście tu ode mnie większej inwencji twórczej w zakresie wyglądu, to po raz kolejny się pomyliliście. Przecież każda kobieta ma w sobie coś fajnego. Jak nie dupę, to oczy, jak nie oczy, to intelekt. Choć znam takich, którzy twierdzą, że inteligencja kobiecie nie jest do niczego potrzebna, bo przecież zawsze znajdzie faceta, który wie lepiej.


To teraz prosta matematyka. Jak z gimnazjum. W Warszawie mieszka 1.7 mln ludzi. Kobiet jest 943 tys. Mężczyzn 800 tys. Laska chce faceta w swoim wieku, albo nieco starszego. Nieco, bo istnieje coś takiego, jak kod pokolenia.  Dajmy na to nie sądzę, aby zrozumieć była mnie w stanie kobieta, która nie wie, kim była Sandra, Sabrina oraz Samantha Fox. I pod którą z tej trójki kręciłem śmigłem, oglądając kupione w Łebie pocztówki.



Między 30, a 34 rokiem życia jest w WWA 170 tys. osób. Z tego 90 tys. to kobiety, a 80 tys. mężczyźni. Czyli laski już na wstępie mają nieco demograficznie przejebane, bo jest ich więcej niż facetów. Z tych 80 tys. powiedzmy tylko połowa jest wolna.  Zostaje 40 tys. samców. 


Z tych 40 tys. odrzucamy tych, którzy się nie myją, tych którzy ciągle mieszkają z matką, tych, którzy chodzą w różowych koszulach, etc. Zostawiamy tylko takich, na widok których kobieta potencjalnie mogłaby powiedzieć: tak. Zostaje, więc, jakieś 15 tys. gości. Z tych 15 tys. oczywiście nie każdy będzie nią zainteresowany. Bo jeden lubi grubsze, drugi chudsze, dla trzeciego będzie miała za duży nos. Powiedzmy, że co trzeci się napali na nią jak Reksio na szynkę („Puka się! Owszem, ale ładniejsze”). Zostaje jakieś 5 tys. facetów.


Kobiety chcą się czuć bezpiecznie, dlatego lecą na zaradnych, samodzielnych mężczyzn. A pieniądze są tej zaradności efektem. W Warszawie zarabia się dużo więcej niż w pozostałej części kraju, choć i tak wychodzi na to samo, bo ceny mieszkań tutaj rosną jak cellulit. 


Jedna czwarta ludzi ma poniżej 2,6 tys. zł na rękę. Jedna czwarta powyżej 5,7 tys. zł. Zostawiamy górne widełki i mamy 1250 kolesi. Mniej więcej 80 proc. z tej liczby chce ją jednorazowo puknąć i zapomnieć. Zostaje 250, z którymi potencjalnie mogłaby utworzyć jakiś związek. 250 kolesi, rozsianych na przestrzeni 517 km kw. Przejebane prawda? A tak samo jest w innych dużych miastach: Kraków, Poznań, Wro, etc. To nie koniec.  


Teraz ten facet, który minął kwalifikacje i przeszedł do turnieju głównego, musi jeszcze fajnie pachnieć, bo kobiety chcą mięknąć w kolanach z powodu fajnego zapachu. Musi mieć „poczucie humoru”. Co to jest „poczucie humoru”, co prawda, nie wiem, ale on ma je mieć, bo kobiety zawsze chcą, aby mężczyzna miał poczucie humoru. I musi mieć pasję. Taką, której one nie rozumieją, lecz facet ma o niej interesująco opowiadać. Nie – pornosy się nie liczą.


A dalej to już jest z górki. Ma mieć dobry zawód, normalne stosunki z matką (to znaczy ją ma, ceni, słucha z uwagą i uprzejmie, ale robi to, co uważa, bo jest przecież dorosły), ma być wyższy, rozumieć, że ona lubi swoją pracę i swoje życie, ma nie mieć byłej żony, ani dzieci.


Ponieważ kobiety pragną wrażliwego troglodyty, na dodatek jeszcze bystrego i z wyglądem, facet ma ją rżnąć jak pierdolony jaskiniowiec, ale być świetnym materiałem na ojca. Ma być świetnie zbudowany, ale spędzać z nią dużo czasu (jak chcesz być świetnie zbudowany to ściskasz głównie sztangę zamiast kobiety) Nosić na rękach, ale mieć swoje zdanie, etc.  


I teraz, kiedy już nastąpił ten jebany cud, kiedy ona już ma tego gościa, kiedy zamieszkali razem, kiedy są bratki, kwiatki i srające mewy, to na 8 tys. małżeństw zawieranych co roku w Warszawie przypada 4 tys. rozwodów. Jak to było w pewnym polskim filmie: „Miłość to niewola, płacz i zgrzytanie pochwy.”


Dlaczego nie wychodzi?


Uczyli nas, że związki mają być na całe życie.  


Że pewnego dnia spotkasz kogoś, spojrzysz mu w oczy i zobaczysz tam ciepło, zobaczysz tam topiący się karmel. Będziecie żyć długo i szczęśliwie. Koło 80-tki będziecie szli na spacer do parku, ciągle trzymając się za ręce i karmiąc wiewiórki, popierdalające po drzewach.


Ludzie na Fejsie klikają w nostalgiczne memy, w rodzaju: „Kiedyś się wszystko naprawiało. Teraz się wyrzuca na śmietnik.” Ja powiedziałbym: kiedyś nie było samolotów teraz jest Tinder, kiedyś nie było traktorów, teraz są środki na erekcję. Znaczy się, czasy się zmieniają i gówno z tym zrobimy (pomijając już fakt, że pierwsza rewolucja seksualna to była w Polsce w 20-leciu międzywojennym, a panie i panowie pruli się jak sukno).  


Związek, jako koncepcja romantyczna pojawił się jakieś 100 lat temu. Wcześniej związek/małżeństwo miało na celu głównie interesy. Małżeństwa się ustawiało. Małżeństwo było po to, aby pojawiły się dzieci. I aby zapewnić tym dzieciom utrzymanie. Teraz chcemy emocji, a z emocjami jest taki problem, że nie trwają wiecznie. Zawsze twierdzę, że nie ma co patrzeć na to, co ktoś mówi, trzeba patrzeć na to, co ktoś robi i wtedy wyciągać wnioski. 


Więc je, kurwa, wyciągnę. Jest ich sześć. Ostrzegam, będzie bolało.  


Wniosek pierwszy: jesteśmy pokoleniem wiecznej randki.


Randka z kimś nowym jest zawsze ciekawsza, niż bycie z kimś, kogo znasz kilka lat. Bo z kimś nowym wygląda to tak, że oboje prezentujecie swoje najlepsze wersje, opowiadacie swoje najlepsze historie i wyglądacie najbardziej optymalnie, jak postacie z reklamy telefonii komórkowej. Nowe osoby dostarczają nam nieustannego dreszczu emocji. Seks jest dobry, bo jest nowy.  


A z drugiej strony, gdy z kimś jesteś, pojawiają się zawsze konflikty. O coś. Zazwyczaj o drobiazgi. I trzeba je rozwiązywać, a to wymaga pracy, poświęcenia. A po co to robić, skoro żyjemy w świecie nieograniczonego wyboru? 


Wniosek drugi: przygniata nas mnogość opcji


Dawniej, gdy facet chciał kogoś poznać, szedł na przykład do klubu. I tam musiał podejść do kobiety, coś powiedzieć, a ona mogła go wyśmiać. Podchodził do drugiej („Zobaczyłem cię z tyłu i pomyślałem, że cię zapoznam”), a ona zapoznać się też nie chciała.  


Ale trzeba było mieć jaja, aby próbować. Trzeba było mieć jakieś umiejętności, które nabywało się poprzez, hmmm, rozpoznanie bojem. Później jednak, pojawiły się aplikacje randkowe na telefon. W świecie Tindera już nie ponosisz żadnej klęski. Masz kontakt tylko z tymi, którzy zwrócili na ciebie uwagę. Masz tylko zwycięstwo. Masz ‘matcha’ albo ‘super lajka’. I co za tym idzie, jeśli facet nie jest kostropaty, to po instalacji Tindera może mieć 40, 50, 70 kobiet rocznie. Jak to z wrodzoną galanterią odpowiedział pewien mężczyzna do kobiety, która po wstępnej  internetowej wymianie zdań zaproponowała mu kawę: „Jaka kawa? Mi się bzykać chce. Na kawę nawet nie jadę.”   


Z kolei kobieta dostaje serię penisów we wzwodzie i bez


To podobnie jak z kupnem sera w sklepie. Gdy masz trzy rodzaje, jeden wybierasz od razu. Ale gdy masz 150, to ni chuja nie wiesz, co robić. 


Wniosek trzeci: związki powstają na chwilę 


W dzisiejszych czasach siła zasięgu Wi-Fi jest silniejsza, niż niektórych związków.


[image error]


Mój kumpel ma 37 lat. Mieszka sam. Ma żonę, z którą od pięciu lat się rozwodzi. Jeśli ktoś by mnie się zapytał o zdanie, to rozwieść się nie chce, bo dzięki temu inne kobiety nie mędzą mu, aby się z nimi ożenił. 


Ma teraz kochankę, która wynajmuje mieszkanie na tym samym osiedlu, co on. Widują się tylko w weekendy. Seks. Jedzenie. „Gra o tron”. No chyba, że ma ochotę na imprezę z kumplami, to wtedy w weekendy jedzie na Rodos (Rodzinne Ogródki Działkowe).  Kupił sobie coś takiego, po pewnej babci, żeby mieć miejsce do komfortowego rozstawienia grilla.


Ostatnio kochanka zaproponowała mu, że wprowadzi się do niego. Szybko wybił jej to z głowy, a nawet przekonał ją, żeby wykupiła mieszkanie, które wynajmuje, bo przecież nie ma sensu wyrzucać pieniędzy w błoto.  


Ludzie traktują swoje związki jak coś tymczasowego. Dzisiaj podstawowym modelem związku jest współlokator. Pisałem w „Brudzie”:


Poznajesz kogoś, spotykacie się. Później jest kryzys, potem się rozstajecie i znowu jest to samo. I znowu te same, nudne tańce godowe. I na spotkania ze znajomymi jedziesz motocyklem, mając nową dwudziestoletnią kobietę za sobą, ale już cały czas się boisz, że wybrałeś źle, bo gdzieś tam kryje się lepsza. Wyglądająca niczym robione przez sześć godzin ujęcie na Instagramie.” 


Czyli dwie osoby są ze sobą, robią razem pranie, ale mają w tyle głowy, że może trafić się za chwilę ktoś lepszy. Więc po co się starać? Po co schodzić głębiej? 


Wniosek czwarty: związkami rządzi kultura eventu


Mężczyzna/kobieta jest jak gadżet. Ma zdobić. Ma mieć niebanalne hobby. Macie razem jeździć w podróże, z których będziecie mogli umieszczać zdjęcia na Fejsie, aby wszyscy zesrali się z zazdrości (oni zresztą robią to samo).


Żyjemy w czasach, w których celem jest nieustający wzrost. Bezkompromisowa samorealizacja. Nikt nie chce się poświęcać. Szczęście jest realizowane przez zakupy.  


Wniosek piąty: partner nie jest już na zawsze


Niedawno przeczytałem, że naszym najbliższym kuzynem jest szympans karłowaty bonobo. Sekwencja genów ludzi różni się od DNA bonobo, mniej więcej w 1,3 procenta.


Bonobo nie jest monogamiczny. Wręcz przeciwnie, seks jest tam na dzień dobry, do widzenia i na załatwienie problemu. Kłótnia?  Po co się kłócić? Lepiej się przelecieć. Stałych partnerów nie ma. Bonobo, jak ludzie, uprawiają seks w pozycji misjonarskiej. Lubią się całować. Część z nich jest homoseksualna. A seks to przywilej udzielany przez samice w zamian za żarcie.  


W tych wszystkich rozważaniach na temat związków zapominamy o jednym: ciągle jesteśmy zwierzętami. To mężczyźni wymyślili monogamię, aby mieć pewność, że wychowują swoje dzieci. A teraz nasza kultura idzie w stronę związków, w których zaczyna pojawiać się zdrada albo seryjna monogamia. Stajemy się jak bonobo. Różnica jest jedna: dalej się nawzajem wkurwiamy.


Wniosek szósty: seks jest coraz słabszy


Kobiety w związkach stają się matkami dla swoich facetów. To znaczy mają wyglądać jak dziwki i prasować koszule, a jednocześnie traktują ich jak niedorozwojów. Jak to nie potrafisz kupić koperku? A gdzie idziesz? A kiedy wrócisz? A ubierz się ciepło. Kobieta, aby mieć dobry seks musi czuć, że ma obok mężczyznę. On musi być dla niej trochę nieobliczalny. Musi potrafić powiedzieć „nie”. A matkowanie jest dla seksu zabójcze. 


Swoją drogą, kilka lat temu zrobiono w Niemczech badania na parach w wieku 18 – 32 lata.  Po jakim czasie kobiety stopniowo traciły seksualne zainteresowanie swoim partnerem? Już po roku. Bo z biologicznego punktu widzenia, związek jest po to, aby pojawiło się potomstwo. A skoro facet nie może, to trzeba go zastąpić innym.  


Kobiety kochają na siłę


Cały ten burdel rodzi bolesne rozterki u kobiet. Bo gdy spotyka faceta, który ją pożąda, to on ma ochotę tylko na jej dupę. A gdy znajdzie takiego, który rokuje, jako partner, to jest pizdowaty w łóżku i łatwo daje się jej zdominować. 


Tak jak w liście, który do mnie napisała Iza:


Spotykam się z kimś. Ale nudzę się z nim w łóżku. Mądrzejszy mógłby być. To dobry człowiek. Będzie się mną opiekował. Doceniam takich jak on. Wcześniej to olewałam. Teraz wiem, że takich jak on nie ma wielu.


Ale nie porywa mnie wiatr namiętności. Ciekawości. Pewnie zacznę go prędzej czy później zdradzać.


Czy lubię z nim spędzać czas? Nie wiem. Czy lubię z nim rozmawiać? Nie wiem. To trochę na siłę, co robię. Potrzebuję spokoju.” 


Kobiety w pewnym momencie nie kochają mężczyzn za coś. Kochają za to, kim oni nie są. Że nie są ich byłymi, którzy im ostro w życiu zamieszali. Zwyczajnie pojawia się w nich rezygnacja.  


Gdzie ci mężczyźni?


Ludzie boją się być sami i robią dużo rzeczy oglądając się na innych. Dlatego tkwią w związkach, w których czują się nieszczęśliwi.  


Szczęście czy nieszczęście to kwestia naszego wyboru. Możemy jęczeć, narzekać, mieć nierealistyczne oczekiwania, marudzić, poddać się, a w efekcie niszczyć sobie życie. Możemy też skupiać się na tym, co jest dookoła nas dobre. Że jest nowy, zajebisty dzień, który nie wiadomo, co przyniesie, lub że mamy fajnych przyjaciół. Chujowe chwile mijają, a złe związki też nas czegoś mogą nauczyć. Na przykład szacunku do siebie. Albo pomogą zrozumieć, czego w życiu nie chcemy.  


Kobiety pytają: gdzie ci mężczyźni? Jak znaleźć tego jednego, jedynego, na moment. Lata. Całe życie. Odpowiem: żeby kogoś kochać i żeby być kochanym trzeba być najpierw szczęśliwym samemu ze sobą.  


Ty jesteś?


 


[image error] Photo by Gabriela Camerotti/CC Flickr.com


Kilka słów wyjasnienia:


Do wyliczeń demograficznych użyłem danych GUS.  Dane o pensjach pochodzą z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń przeprowadzonego przez Sedlak & Sedlak w 2016 roku. 


Inspiracje: Amy Webb How I hacked online dating


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 18, 2017 23:37

June 5, 2017

Za ile się sprzedasz?

Anna:


Coś o mnie: studiuję prawo, mam 22 lata, jestem podobno ładna i pochodzę z dobrego domu. Nigdy w życiu nie myślałam, że będę stała przed takim wyborem, ale życie wiele rzeczy weryfikuje.


 Pomijając szczegóły. W wakacje pracowałam w kancelarii na stażu. Poznałam pewnego klienta. To biznesmen, poprosił o taki biznesowy lunch, bo ma dla mnie propozycję. Byłam niepewna, ale w końcu poszłam na to spotkanie.


Zaproponował mi abym była jego, nie cierpię tego określenia, bo źle się kojarzy: „dziewczyną do towarzystwa”. On nie użył tego zwrotu, ale tak to można określić. Na wstępie zaznaczył, że absolutnie nie chodzi o seks, czy też seks oralny, a  o inteligentną rozmowę, towarzystwo. W zamian mam możliwość poznawać ludzi, zwiedzić trochę świata, dostawać prezenty, ubrania. Nie dopytywałam się już jak on sobie to wyobraża, bo kopara mi opadła.


Kiedyś byłam pewna, że zawsze powiem NIE w takiej sytuacji, ale teraz… Rodzice dają mi pieniądze na pokój i skromne jedzenie. Nic więcej. Meczy już mnie ta bieda, stare ciuchy ciągłe szarpanie się z każdą złotówką. Jednak jeśli się zgodzę, czy będę miała do siebie szacunek? Gdybym studiowała inny kierunek mogłabym pracować w weekendy, ale boję się że przez taką prace zawale studia.


Pieniądze, które zarobię w wakacje idą na książki. Gdyby od tego czy się zgodzę zależało moje być czy nie być, gdybym nie miała na jedzenie, ale ja to zrobię bo nie mam pieniędzy na kurs angielskiego, kawę na mieście czy od czasu do czasu nowy ciuch. 


Studiuje z ludźmi którzy mają bogatych rodziców, ja przy nich czuje się szaro i niepewnie. Nawet go lubię, chociaż wiem, że ma żonę i dziecko. Wygląda na takiego, co nic nie zrobi bez mojej zgody, jest kulturalny. Dostałam propozycje weekendu za granicą z okazji urodzin jego kolegi. Na wyjeździe byłoby jego dwóch kolegów, ja i jakaś dziewczyna,


Już sama nie wiem, na przemian kategorycznie to odrzucam, a chwile później myślę sobie że co mi szkodzi wiem że wiele dziewczyn nie zastawnawiałoby się nad taką propozycją. Żyć przez najbliższe dobrych kilka lat w takiej frustrującej biedzie (wiem że kiedyś jako będę zarabiać dobrze, ale to jeszcze tyyyyyle czasu) czy się sprzedać, zwłaszcza że ja tego człowieka nie znam przecież, a już na pewno tych jego kolegów.


Uśmiechać się sztucznie i pożyć? Czy żyć wolno, ale nic w życiu nie zobaczyć przez dobrych kilka lat?


Może Ty mi podpowiesz jak mam wyjść z tej sytuacji.”


 xxx


Pierwszą moją myślą było: „Nie rób tego dziewczyno”.


Wróć. Kłamałem. 


Pierwsza moja myśl była nieco inna. To było: „Do chuja wafla, czy cię pojebało?” A dopiero później było właśnie wcześniejsze: „Nie rób tego, dziewczyno!!!” Bo, prędzej czy później, będziesz żałować.


Janusz Głowacki napisał kiedyś: Nie ufaj swoim pierwszym reakcjom, mogą być uczciwe. Więc chwilę później dopadły mnie wątpliwości, czy aby na pewno mam rację.


Bo z emocjami jest często tak, że nie pomagają nam w ocenie sytuacji, a wręcz przeciwnie. To tak jak z tym sławnym dylematem wagonika: Pięciu robotników naprawia tory. Za chwilę przejedzie ich dajmy na to tramwaj. Motorniczy nie ma szans, aby zahamować. Chyba, że przestawisz zwrotnicę i w ten sposób skierujesz tramwaj na drugi tor, gdzie jest jeden robotnik. Co zrobisz?


Większość osób odpowiada, kierując się rozumem. W sensie, zastanawia się chwilę i decyduje się przestawić dźwignię. Ratuje pięć osób, poświęca jedną.


A teraz mamy tę sytuację w innym wariancie. Znowu jedzie tramwaj, znowu nie ma szansy zahamować, znowu na torach stoi pięć osób. Obok ciebie stoi wielki facet. Jeśli go pchniesz na tory, zginie, ale ocalisz tych pięciu. Co robisz?


W tym przypadku większość osób nie jest w stanie podjąć decyzji. Przeszkadzają im emocje. Mimo, że tak naprawdę w jednym i drugim przypadku poświęcasz jedną osobę, aby uratować pięć.


Jeszcze inny przykład. Jest wojna, ludzie ukrywają się w stodole, we wsi jest wojsko. Małe dziecko zaczyna płakać. Matka zatyka mu usta. Dziecko dalej płacze, zaczyna się dusić. Płacz usłyszą  za chwilę żołnierze i zabiją wszystkich.  Co powinna w tej sytuacji zrobić matka? Pozwolić dziecku płakać, czy dalej zasłaniać mu usta?


Ten dylemat wymyślił neuropsycholog z Harvardu Joshua Greene. Jaką decyzję należy podjąć?


Nie wiem. To jakiś, kurwa, koszmar.


Ale w życiu jest często tak, że szykujemy się na jakieś różne, wymyślone w naszych głowach scenariusze, a później jesteśmy zaskakiwani przez sytuację, o której nigdy nie myśleliśmy. Życie składa się zazwyczaj nie z czerni i bieli, tylko z odcieni szarości. A kilka sekund w życiu może zdecydować o tym, że z uczciwego człowieka zrobi się szuja, z normalnej kobiety dziwka, a z fajnego faceta kawał złamasa. I coś jest w stwierdzeniu, że wiele osób umiera jako uczciwi ludzie, bo ominęła ich odpowiednio zła propozycja.


Dlaczego podejmujemy takie, a nie inne, decyzje?


Żyjemy etapami. I w każdym z tych etapów mamy inne potrzeby.  Przypomina to grę komputerową. Niektórzy zostają na początku, inni chcą pójść nieco dalej.


W psychologii (choćby w tzw. piramidzie Maslova, której twórca jest słynny również z tego, że umarł w trakcie joggingu, co pokazuje, że nawet zdrowe nawyki mogą nas zabić) potrzeby człowieka dzieli się na dwa rodzaje. Deficiency – niższego rzędu, czyli fizjologiczne. Jeść, spać. Dla mnie jest tu również seks, bo seks jest potrzebą fizjologiczną. Jak mycie zębów, tylko szczoteczka jest nieco inna.


I druga grupa: metapotrzeby – czyli potrzeby wyższego rzędu. Bezpieczeństwo. Miłość i przyjaźń. Uznanie otoczenia. Samorealizacja.


Jak to działa?


Level 1. Znajdź miejsce do spania i coś do michy


Jest takie powiedzenie: „Syty głodnego nie zrozumie”. I jest w nim dużo prawdy, skoro nawet w Biblii jest napisane, że Trzej Królowie przynieśli Dzieciątku Jezus mirrę, która jest opiatem, kadzidło, które odurza, i złoto, za które można kupić wszystko.


To nie moje. To profesor Vetulani.  Ale wniosek z tego jest prosty: bez hajsu i czegoś na poprawę humoru, ciężko jest na tym świecie.


Obiecano nam, że będziemy wolni. A kiedy dorastamy okazuje się, że żeby być wolnym i niezależnym trzeba mieć pieniądze.


I co? I chuj.


Bo możesz długo opowiadać o rozwoju duchowym, ale jak nie masz kasy to wszystkie twoje ruchy krążą wokół mamony. I strasznie ciężko jest widzieć, że inni mają, a ty nie. Że innych stać, a ciebie nie. To rodzi gorycz. To rodzi najbardziej polskie słowo: żółć.


Kiedy byłem na studiach, to zanim nauczyłem się robić makarony, co bardzo poprawiło moje możliwości zdejmowania majtek z kobiet, żarłem tanie mrożonki. A moim daniem popisowym, gdy chciałem sobie zrobić kolacje w wersji exclusive, było spaghetti z sosem Łowicz ze słoika, zmieszanym z kawałkami podsmażanej kiełby, posypane żółtym serem i popijane piwem Warka Strong. To jest smak moich studiów, i to tak gdzieś do trzeciego roku.


Co zrobiłbym, gdyby przyszła do mnie wtedy miła, zamożna, 30-kilkuletnia kobieta i powiedziała: „Hej Czarny, chciałabym od ciebie trochę seksu. I seksu oralnego”. A później rano znajdowałbym na poduszce zegarek, garnitur i  kosmetyki Hermesa. Co bym zrobił? Odpowiedź brzmi: nie wiem. I już się nie dowiem.  


Obecnie mam pewną nadwyżkę finansową w stosunku do potrzeb, mogę więc próbować żyć nieco inaczej niż pozostali ludzie. Czy jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, kiedy młoda dziewczyna wchodzi do centrum handlowego i chciałaby wejść do każdego sklepu, kupić wszystko, łącznie z tapetami, a tu jak się zepnie to ją stać, owszem, ale na kawę w sieciówce? Tak, jestem. Czy jestem w stanie ją zrozumieć? Nie. Bo jestem na innym etapie.


Level 2. Miłość i przyjaźń


Prokrastynując (znaczy się odwlekając) pisanie tego tekstu, czytałem ostatnie słowa wypowiadane przez ludzi na łożu śmierci.


Tak, owszem, mogłem sobie znaleźć inne zajęcie, ale firan do prania w domu nie mam, mam drewniane żaluzje, a czyścić mi się ich nie chciało.


Jack Daniels zakończył swoje życie słowami: “One last drink, please.” Całkiem nieźle, jeśli ktoś by mnie pytał o zdanie.


Humphrey Bogart stwierdził, że nigdy nie powinien przerzucać się z whisky na martini. Zgadzam się z nim. To był błąd. Bob Marley przed śmiercią powiedział: “Money can’t buy life.”, co było rozwinięciem jego tezy, że pieniądze to liczby, a liczby są nieskończone. Jeśli więc potrzebujesz pieniędzy do szczęścia, będziesz szukać go bez końca. I to też prawda.


Wolność jest w naszych głowach, a nie w naszych portfelach. Tylko nie każdy potrafi stawić jej czoła. Nie każdy chce żyć ze świadomością, że świat jest wielki i otwarty.  Bo jest po prostu na levelu numer 1.


Wreszcie, aktor John Wayne (skurczybyk, przy którym Bruce Willis w Szklanej Pułapce był niczym mały, puchaty kotek), leżąc na łożu śmierci powiedział do swojej żony: „Oczywiście, że wiem kim jesteś. Jesteś moją dziewczyną. Kocham cię.”


Of course I know who you are. You’re my girl. I love you.”


Bo kiedy hajs się zgadza, kiedy masz dach nad głową, jesteś zdrowy, nie jesteś Tutsi ani Hutu, jest pełna bateria w telefonie i dostęp do wifi, chcesz czegoś więcej. Prostych tematów. Jest trzech kumpli. Flaszka wódki i konserwa. Albo tatar. Plus korniszony. Chcesz rozmawiać o tym, co cię rusza i co ci rozdziera duszę. Chcesz mówić o swoich pragnieniach oraz o swoich obawach.


Jak to ładnie śpiewał Maleńczuk z Waglewskim 


Siedzieliśmy do rana


A jego ukochana


donosiła ciągle nowy zestaw win.


Przegadaliśmy nockę,


Obrobiliśmy trochę


innym tyły tak by spłacić dług.”



Rodzi się potrzeba intymności. Bliskości. Czy to przyjaźni czy to miłości. 


Kobiety? Kobiety na tym etapie nie chcą już tylko seksu. Nie chcą tylko klęczeć. Nie chcą tylko rozkładać uda. Chcą namiętności, czułości, emocji, a seks jest tutaj jedynie dodatkiem.


Uwaga, wypowiem obrazoburczą tezę. Gotowi? Mężczyzn to też dotyczy! Mężczyźni nie szukają tylko szybkiego dymania. Oczywiście, na tym etapie. 


Level 3. Uznanie otoczenia.


Rozmawiałem jakiś czas temu ze swoim dobrym kumplem, który opowiadał mi, że czuje się nieco rozczarowany, bo niby uszył sobie smoking, ale używa go tylko raz na miesiąc.


Zadzwonił jednak kilka dni temu  wyraźnie zadowolony, że był na  dużym raucie, gdzie doświadczony bywalec wysłuchał jego dylematu, pokiwał ze współczuciem głową i powiedział: „Tomaszu (bo mój kumpel ma Tomasz na imię, jak ktoś jeszcze się nie domyślił), jeszcze dwa lata i będziesz z niego korzystał znacznie częściej. Spójrz dookoła.” Kolega spojrzał, zobaczył tłum ludzi, z których większość znał. 


– Już jesteś w klubie.


I kolega z ulgą odetchnął, bo ta sprawa ze smokingiem jak widać go dręczyła, a jest na etapie szukania uznania otoczenia. I znam kilka osób, które kupują sobie ubrania, aby spodobać się innym, spędzają wakacje w takich miejscach, jak ich znajomi, bo są to modne miejsca, biorą w leasing samochody takie, jak wypada, aby tylko pokazać, że są w tej samej grupie. Albo w grupie wyżej niż inni.  


Żal, smutek i gumiaki?


Kiedyś się też z tego śmiałem. Dziś już nie. Dlaczego się już nie śmieję, wyjaśnię za chwilę (w akapicie, że nie ma lepszej i gorszej drogi życia).


Level 4. Samorealizacja


W dzisiejszych czasach wiele osób ma pierdolca na punkcie samorozwoju, bo im Mateusz Grzesiak z Kołczem Majkiem coś tam obiecali.  


Z tym całym samorozwojem warto jednak pamiętać, że na samym końcu to jest takie… hmmm, hobby. Coś, co sprawia, że jest się zajętym przez moment. Coś, o czym możesz pogadać ze znajomymi, którzy lubią to samo, co ty.  


I owszem, dla mnie teraz bardzo ważną rzeczą w życiu jest spełnianie własnego potencjału, rozwijanie się. I pracuję właściwie na dwóch etatach i nie mam czasu na wiele rzeczy. Gdy piszę książkę, to wstaję o piątej rano, a później idę do pracy. Piszę przez całe weekendy, piszę przez cały urlop. Ponoszę konsekwencje swojego trybu życia i te konsekwencje są różne. Moje życie społeczne nie jest przebogate. Mam nawet przyjaciół, którzy mówią, że oni by tak zupełnie nie potrafili i chyba nie chcieli. Ale to są moje wybory. Wstaję rano, robię rzeczy, które lubię i robię je przez cały dzień. To daje mi szczęście.


Ludzie już nie chcą poznawać kogoś


Te etapy mają swoje konsekwencje.  


Czy osoba, która ma niezaspokojone potrzeby fizjologiczne może być z osobą, która chce się samorealizować? Czy osoba, która jest na etapie potrzeby miłości i przyjaźni może być z kimś, kto pragnie przede wszystkim uznania otoczenia? Ludzie nie wiedzą, czego chce osoba, z którą się spotykają.


Z bardzo prostej przyczyny.


Przeczytałem niedawno – i zgadzam się z tym w pełni – że na dzisiejszych randkach ludzie nie chcą poznawać drugiej osoby. Szukają w niej jedynie podobieństw do siebie. Tych samych cech. Tak naprawdę szukają swojej kopii, bo chcą się właściwie zakochać w samym sobie.


Dzisiaj kobieta czuje się bezpiecznie z pełnym kontem a nie mężczyzną. A żyjemy w czasach egotycznych. Partner jest zazwyczaj po coś. Bo podbija pozycje społeczna., bo potrzebujesz seksu, bo jest wygodniej. W schodzenie głębiej mało kto się bawi. Ludzie są na to za bardzo skupieni na sobie. 


Nie ma lepszej lub gorszej drogi


Z tymi levelami to jest tak, że wybór należy do ciebie. Wszystkie są dobre. Bo nie ma lepszej i gorszej drogi życiowej. Jest nasza.


Widzisz Anka, idąc z tym facetem do łóżka nie skrzywdzisz pewnie nikogo (jego małżeństwo już i tak nie istnieje). Nie zrobisz niczego nielegalnego. Miliony kobiet przed tobą i miliony po tobie będą robić to samo, czyli dupą podnosić swoją pozycję społeczną. I nigdy nie będziemy młodsi niż w tym momencie, a życie ucieka tak szybko. Za 100 lat wszyscy wy, którzy to czytacie i ja, który to piszę, będziemy martwi.


W tym wszystkim warto, natomiast, pamiętać o jednym. Żyjemy dwoma życiami. Tym, które widzą inni. I tym, w którym jesteśmy sami. Jedni ludzie boją się wysokości, inni boją się samotności, są też tacy, którzy boją się węży, czy pająków, lecz najbardziej boimy się siebie. W jednym i drugim życiu kłamiemy. Ale sobie bardziej. Żyjemy iluzjami, które mają nas przekonać, że jesteśmy lepsi niż w rzeczywistości.


Piszesz, że bycie dziewczyną do towarzystwa źle się kojarzy. Ale właśnie tym masz być.  Masz oddawać swój czas za pieniądze. Po prostu powypinasz trochę tyłek w stringach za ubrania, podróże i pieniądze.


Lecz nie uciekaj przed rzeczywistością.


Nie mów więc: „Umówię się z kimś, a on da mi za to pieniądze.”


Mów: „Będę dziwką, dam dupy za kasę.”


Jesteś w stanie z tym żyć? 


[image error]


Photo by dollen/CC Flickr.com


Inspiracje: Mózg i błazen. Rozmowa z Jerzym Vetulanim. Wydawnictwo: Czarne.  


Problem wagonika został wprowadzony przez Philippę Foot. Występuje w wielu wariantach. Opisany wyżej pochodzi od Vetulaniego.  


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 05, 2017 00:16

May 15, 2017

Gdzie, do chuja, jest ten flirt? / Co się stało z uwodzeniem?

Moja kumpela dostała od swojego faceta zdjęcie jego penisa. Ma już ich cały folder. Na niektórych mu stoi, na niektórych leży. Jeszcze nie poszli razem do łóżka.


Był taki rysunek Henri Gerbaulta, gdzie mężczyzna stoi za kobietą, w geście galanterii zakłada jej płaszcz i pyta: „Czy obraziłaby się Pani gdybym miał czelność pocałować to piękne ramię?”. „Dowie się pan bardzo szybko po tym, jak Pan to zrobi” – odpowiada ona.


A tu co?


A tu chuj.


 Na dodatek, ponoć, krótki.



Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma morzami, bracia Grimm napisali bajkę o Roszpunce. Taka młoda dzida, z długimi włosami, która jako nastolatka została przez czarownicę zamknięta w wieży. Bez schodów. Z jednym oknem. Pewnie to była jej matka, która miała dość jej fochów. No i pewnego dnia w okolicy pojawił się książę. Zauroczony śpiewem Roszpunki, wracał pod wieżę co wieczór i gadali.


Co wieczór, rozumiecie?


A później ona spuszczała mu z okna warkocz i on się wspinał po nim na górę. A jak mu czarownica powiedziała, że nigdy nie zobaczy ukochanej, to z rozpaczy wyskoczył przez okno. Tak, że mu ciernie wykuły oczy.


A teraz co?


Nie koń, nie wieża. Kolo, owszem, wyciąga miecz, ale robi mu zdjęcie i wysyła mailem, licząc, że zaliczy. W wersji premium jeździ audi (Fajne audi, łysa klata, to co lubi małolata) i jak chce uchodzić za romantycznego to jej zaproponuje, że na pierwszą (i ostatnią) randkę wpadnie do niej na chatę z winem. No chyba, że laska naprawdę dobrze obciąga. Wtedy spotkania może będą ze trzy.


[image error]


Gdzie, do chuja, jest ten flirt? 


Kiedyś kumpela opowiedziała mi historię o swoim znajomym programiście. Kolo długo nie miał dziewczyny, lecz w końcu poznał jedną, która mu się spodobała – z wyglądu jego typ, niegłupia i życiowo zaradna. Odpuścił sobie jednak, a zapytany dlaczego, powiedział, że „laska jest jakaś pojebana, bo chciała, żebym ją na jakieś pikniki zabierał.”


Dużo łatwiej niż poflirtować z kobietą, jest przecież taśmowo wciągnąć tonę seriali z Netflixa, albo zagrać w jakaś grę.


Uwodzenie to gra, która wymaga czasu. 


Gdy niespiesznie rozmawiasz z kobietą, a ona z tobą, to jest to uwodzenie. Gdy ona, niby przypadkiem, pokazuje ci udo, to jest to uwodzenie. Gdy staje przed tobą na ruchomych schodach, żebyś mógł się jej przyjrzeć, to też jest uwodzenie. Tyle, że dziś nie ma już uwodzenia, nie ma flirtu. Mężczyźni nie muszą już zdobywać kobiet. Skończyło się.


Jak to napisała mi w mailu pewna małolata:


„Laski w Polsce są stosunkowo łatwe.


I to nawet nie ich wina.


Muszą obniżyć standardy.


Inaczej zostałyby dziewicami do końca życia.” 


„Jesteś piękna.” (Chodźmy już do łóżka.) „Masz fantastyczne oczy.” (Ale dobrze popracuj ustami, lubię to.) Wysyłanie zdjęć penisa to symbol, to komunikat: „Zobacz, jaki duży i co z nim będziesz mogła zrobić.” Co też jest ściemą, bo przecież nie po to człowiek umawia się z kobietą, aby się męczyć. Grunt to mieć szybki orgazm. Trzy ruchy i można w spokoju iść na siłownię. 


[image error]


Głównym celem naszego pokolenia jest seks


Życie emocjonalne stało się samojebką. Kluczowa jest tutaj cząstka „samo”.


Mężczyźni i kobiety zamiast w łóżkach, korytarzach czy na podłodze, dochodzą, owszem, ale samodzielnie i przed komputerami. Szybciej. Taniej. Bezpieczniej. Nikt ci nie strzela fochów, nikt nie ma żalu, wyrzucasz chusteczkę do kibla i możesz zapomnieć o wszystkim.


Relacje (jeśli już jakieś się trafiają) przeżywane są najsilniej na Facebooku i sprowadzają się do ustawienia statusu „w związku”. A później wklepywania hashtagów.


Wygoda jest mylona ze szczęściem. Za miłość brane jest zauroczenie. Zakochanie się w oczekiwaniach albo wyobrażeniach o partnerze to dzisiaj przypadłość częstsza, niż alergia na gluten. Znika umiejętność słuchania historii. Znikają podteksty. Zostaje sam tartak.


Kobiety chcą być uwodzone, a nie po prostu przeleciane


Kobiety nosi i duszą się jednocześnie. Tęsknią za emocjami. Chcą być uwodzone, a nie po prostu przeleciane.


I nie, nie chodzi im o zwykłe kwiaty, bo w dzisiejszych czasach kupno kwiatów jest dla kobiet czynem na odpierdol się. Pójściem po linii najmniejszego oporu. Ale niech te kwiaty dojadą do niej do pracy. Niech będzie ich 50. Niech będzie zastawiony nimi cały pokój. Albo niech on, kurwa, choćby weźmie tę różę, położy ją, czyli kobietę, na łóżku i płatkami różanymi zacznie obsypywać jej twarz i ciało. Albo weźmie, chociaż, i przygotuje kąpiel, w której te płatki będą pływać. Uczyni to niezapomnianym na całe lata. A czasami do końca życia.


Kobietom brakuje spacerów nocą po parku, gdy on częstuje ją piersiówką z whisky, rozmawiają, a później jest buzi, który trwa przez wieczność i się nie nudzi.


Kobietom brakuje spotkań, kiedy on wsiada w samochód, jedzie przez kilka godzin tylko po to, aby się z nią zobaczyć przez 15 minut, a później się całują i on musi już wracać.


Kobietom brakuje chwil, gdy on bierze jej dłoń, pakuje ją do samochodu i jadą razem po to, aby zjeść bułkę na plaży i popić kefirem, a następnie poturlać się razem po piasku.


Kobietom brakuje spontaniczności, gdy nagle skręcają do nieznanego bloku z wielkiej płyty, wchodzą na dach i piją tam piwo, patrząc w gwiazdy.


Kobietom brakuje wspomnień, w których on i ona przez trzy dni siedzą w zabałaganionym mieszkaniu, wśród pudełek po pizzy, przenosząc się tylko między łóżkiem, kuchnią, a wanną, słuchając muzyki i rozmawiając.


Kobietom brakuje takiej odwagi mężczyzny, gdy mówi jej: „Śniło mi się dziś, że tańczyliśmy.


A później włącza muzykę w telefonie i rozkazuje: „muszę z tobą zatańczyć tu i teraz!”.


Aha – naukowe badania udowodniły, że mężczyźni, którzy gotują uprawiają więcej seksu.


Co jest ważniejsze? Droga czy cel?


Cel możesz teraz dostać bez starań. Będzie lepszy, bądź gorszy. Kilka ruchów. Kilka jęknięć. Paznokcie szarpiące prześcieradło. Poranek. Kac. Pewna niezręczność. On liczy na loda przed wyjściem.


A po drugiej stronie tej historii masz uśmiech, długie wybieranie stroju na wieczór, ukradkowe poprawienie włosów, buzi, wino w parku, siadanie okrakiem na jego kolanach. Długie rozmowy. Długie oczekiwanie.


I jeśli w końcu dojdzie do tego momentu, będzie kilka ruchów, kilka jęknięć, paznokcie szarpiące prześcieradło oraz poranek.


Co jest najbardziej seksownym momentem między kobietą, a mężczyzną? 


Nie prysznic, gdy ona opiera się rękami o ścianę. Seks pod prysznicem jest mocno przereklamowany. Nie moment, kiedy ona wychodzi do łazienki w restauracji i wraca bez majtek, bo ją o to poprosił facet, z którym przyszła coś zjeść. Choć przyznaję, taka kontrola nad kobietą jest cholernie seksowna.  


Ten moment to rozmowa. Kiedy ona patrzy na ciebie, a jej oczy się powiększają, usta są bardziej lśniące, włosy są poprawiane, cycki idą do przodu. Gdy seks jest etapem, a nie celem. Dotknij najpierw jej mózgu słowami, a później jej ciała dłońmi. Bo sekret polega na tym, że kobiety chcą być przez mężczyzn stymulowane intelektualnie. Za cholerę nie wiedzą, jak o to prosić, a niewielu mężczyzn jest im w stanie to dać. I sekret polega na tym, że mężczyźni są na tyle dobrzy, na ile wymagają od nich tego kobiety.


Mężczyźni tęsknią za miłością. Ale uważają, że sprzedaje się ją na Tinderze, albo dostępna jest tylko dla tych, którzy mają dużo pieniędzy. Więc powtarzają swoje nudne i dziecinne pieprzenie, a dziewczyny udają, że to kupują.


Jak powiększyć penisa?


Oczywiście, człowiek do wszystkiego się przystosuje. Skąd wzięło się to, że Afroamerykanie mają większe penisy od Europejczyków?


Po prostu w Afryce mężczyźni większość czasu chodzili nago, żeby kobiety łatwiej dobierały sobie partnerów, kierując się długością ich ptaków.


Za jakiś czas, więc, mężczyźni, od ciągłego fotografowania będą mieć gigantyczne kutasy, lecz kompletnie nie będą wiedzieć, co z nimi zrobić.


[image error]


[image error]


unsplash.com 


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 15, 2017 23:34

May 7, 2017

Co powiemy swoim dzieciom, gdy zapytają, jacy byliśmy, mając 16 lat? A jacy mając 30?

 


Nieodżałowany profesor Jerzy Vetulani opowiadał kiedyś historię, jak to w Krakowie w latach pięćdziesiątych Urząd Kwaterunkowy przydzielił dwupokojowe mieszkanie z kuchnią, na ulicy Zwierzynieckiej, czterem nieznającym się wzajemnie osobom. Trzem młodym paniom i jednemu panu.


Na początku sąsiedzi skarżyli się na awantury, lecz po pewnym czasie wyciszyło się, a po niespełna roku przed drzwiami pojawiły się trzy dziecinne wózki. Sąsiedzi oczywiście zareagowali i wystąpili do kwaterunku o przyznanie dodatkowego mieszkania przynajmniej dwóm kobietom, ale wtedy cała grupa zaprotestowała: „Tak nam się żyje znacznie lepiej. Marysia i Zosia oraz Janek pracują, a Kasia opiekuje się trójką dzieci, oczywiście przy pomocy pozostałych.”


 Jaki z tego jest wniosek? Są nawet dwa.


Pierwszy: gdy już człowiek znajdzie cudem właściwą osobę i, na nieszczęście, jest mu dobrze, to zawsze ktoś bliźni się przypierdoli.


I wniosek drugi: bardzo łatwo żyć tak jak chcą inni; bardzo trudno, zaś, ustalić, czego człowiek chce sam dla siebie.



Ta historia przypomniała mi się, gdy przeczytałem list od Pauli.


Kiedyś nie udawało się, że się kogoś lubi


Paula:


„Wiesz, kiedy miałam 16 lat to byłam w pierwszej klasie ogólniaka. Człowiek miał proste plany: skończyć szkołę, iść na studia, podbić świat. Zakochać się. I być całe życie z jednym facetem – mieć z nim dzieci. Być z nim, a nie zastanawiać się, czy lepiej nie byłoby mi z kim innym. Jeśli jakiś facet miał żonę to był automatycznie skasowany. Nie myślało się o nim wcale –  w końcu jakaś dziewczyna i on sobie przysięgali (nie ważne przed kim). Nawet jak był ciachem tysiąclecia to się nie tykało. Bo jakby się tknęło, to sumienie nie dawało spać. A teraz jak w piosence Sokoła: ” Dwa sumienia – wada genetyczna połowy pokolenia. Drugie zezwoli, jak to pierwsze nie da pozwolenia”.


Zasady były proste: nie podkładało się świń. Pewnych rzeczy nie można było robić i się nie robiło: nie flirtowało się z chłopakami koleżanek. Jeśli tak to trzeba było liczyć się z tym, że wytarga Cię za włosy…


Nie udawało się, że się kogoś lubi. Dużo częściej mówiło ‚spierdalaj’ przed, a nie po rozłączeniu rozmowy telefonicznej. Nie szpanowało na fejsie kasą i wyjazdami. Każdy kołował jakieś grosze – raz miałam ja, raz kto inny z mojej ekipy. Kupowało się paczkę fajek i wino i na wagarach piło je na ławce w parku. Śpiewając na głos: Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły (glany obligatoryjnie oparte o oparcie :D).


Miałam ostatnio taką kiepską zagwozdkę moralną i zastanowiłam się, co ta 16 latka, którą byłam, powiedziałaby o tej trzydziestolatce, którą jestem. I doszłam do wniosku, że zjebałaby mnie jak psa. Właśnie za to, że ‚dorosłość wymusiła na mnie’ wiele kompromisów. A potem z przyjaciółką (właśnie taką z ogólniaka) doszłyśmy do wniosku, że to nie ‚dorosłość’ coś na nas wymusiła. Po prostu wtedy obowiązywały zasady. Teraz zasad nie ma. To znaczy są. Ale kasuje je jedna naczelna: ” Jeśli czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można„.



Ludziom często się wydaje, że jak dorosną, to życie się zacznie. Dorastają i widzą, że się skończyło. Bohater mojej ostatniej książki mówił:


Młodość jest fajna, bo jest intensywna. I można robić wtedy totalnie banalne rzeczy: siedzieć na koncercie, jechać pociągiem, pić piwo na plaży, całować kobietę na przejściu dla pieszych i ta chwila będzie trwała w twojej pamięci przez lata. I dekadę później możesz być na koncercie, jechać pociągiem, pić piwo na plaży, całować kobietę, która będzie jeszcze piękniejsza niż ta poprzednia, ale to już nie będzie to samo, bo zabraknie tamtej intensywności.


Nasze życie w pewnym momencie przyspiesza. Na początku jest gęste i upakowane, a później coraz rzadsze.”


Doskonale przeciętne. Jest przeciętny chłopak/dziewczyna, przeciętny seks, przeciętna praca, później dzieci. Ludzie leżą w łóżkach, patrzą w telefony, a później jest grill, emerytura i czekanie na paraliż, demencję oraz śmierć. Skupiamy się, aby zadowolić innych, żeby inni nas pochwalili. A później narzekamy, że życie nam się trochę nie udało. I od czasu do czasu pojawia się tęsknota, jak u Pauli. Za czasami, kiedy strach nie istniał. Za czasami, gdy do tworzenia wspomnień wystarczyła ławka i butelka taniego wina. Za momentami, kiedy siadało się na pomoście z przyjaciółmi, słońce świeciło, a wieczorem było ognisko. Pojawia się pragnienie, by zacząć jeszcze raz. Jak w grze: załadować etap od początku i spróbować go przejść. Lepiej. Bez strat. Jeszcze raz mieć szansę na wszystko.  


A tak, chce się tylko uciekać. Tylko nie wiadomo gdzie.


Z czasem się zamykamy. Na ludzi, na doświadczenia.


Ostatnio spotkałem się ze swoimi kumplami, piliśmy wino, koniak i piwo oraz rozmawialiśmy, kiedy zaczyna się moment, gdy życie więcej ci zabiera niż daje. Dyskutowaliśmy długo, a uradziliśmy tyle, że zależy to od konkretnego człowieka i w którym momencie mówi życiu: pas. Zależy to od naszego nastawienia.


Gdy miałem 35 lat leżałem w szpitalu. Gdy wyszedłem i wszystko nagle w mojej głowie ułożyło się inaczej. I ja całe życie wiedziałem, że trzeba być sobą, że trzeba patrzeć w kogo i w co inwestujesz swój czas. I że jak człowiek nie mówi tego, co myśli, to po co w ogóle ma myśleć, a w strefie komfortu niewiele się może wydarzyć.. 


Wiedziałem, ale tego nie rozumiałem.


I stałem przed wyjściem z tego szpitala, chwiałem się jeszcze lekko na nogach, wiał jesienny wiatr i w tym momencie wszystko nagle nabrało innego wymiaru. Wtedy się zawstydziłem. Że zabrało mi to aż tyle czasu.


Boimy się obnażyć.


Kiedy masz 20-kilka lat pojawia się strach. Bo już ładnych parę razy było się kopniętym w dupę. Boisz się, że kiedy się przed kimś obnażysz, kiedy pokażesz wszystko albo bardzo dużo, najwrażliwsze miejsca, to ktoś będzie mógł to wykorzystać. Boisz się, gdy masz przed sobą kogoś, kto widzi więcej, kto podchodzi za blisko i jest w stanie sprawić, że czujesz się nago i bezbronnie. Czyli trzeba spierdalać. A z drugiej strony, otaczają cię ludzie, którzy nie potrafią przebić się przez twoje warstwy. Nie potrafią. Nie chcą. Więc wasze kontakty są lekkie, miłe, przyjemne, BEZPIECZNE, ale powierzchowne i nudne. Takie kikuty prawdziwej konwersacji.


To domena całej generacji dzisiejszych dwudziesto i trzydziestokilkulatków. Patrzeć, ale nie widzieć, słuchać, ale nie słyszeć. Rozumieć, ale nie czuć. Pojawia się, więc, deficyt bliskości. Deficyt prawdziwej czułości. Kobiety marzą i rozpaczliwie tęsknią za miłością. Ale mężczyźni zdradzili je dla ciuchów, konsol i starych modeli BMW.


I później ludzie budzą się o trzeciej rano, skręcani bólem w środku, który nie wiadomo skąd się bierze, i marzą o prawdziwym uczuciu, nie dając mu rzecz jasna żadnej szansy.


Nie potrafimy pójść dalej


Ostatnio uśpiłem kota. 


Zobaczyłem go po raz pierwszy w połowie lipca 2004. Teraz miałby 13 urodziny. Kosztował dwa złote, transakcja była gdzieś na chodniku na Pradze. Był bury, brzuch miał rudy, ale z przodu miał krawat. Nadawał mu szlachetnego rysu, pierdolony arystokrata. Do tego uszy jak nietoperz i cholernie głupi wyraz pyska. Pamiętam, jak jeszcze w mieszkaniu na Ursynowie siedział w umywalce z Ikei i wystawały mu tylko uszy. Ten wyraz pyska już mu został na stare lata. Uszy były mniej widoczne, bo w miarę upływu czasu zaokrąglił się na mordzie. Ale ciągle sterczały. Był szalony jak kapelusznik.  Kochał i był kochany.  Uwielbiał świeżą pościel. Zawsze się w niej zagrzebywał. Często leżał mi na głowie. I mruczał. Uwielbiał seriale. Najbardziej ‘Grę o Tron’ i ‘Grey’s Anatomy’. Nie wiem, na czym to polegało, ale nigdy nie opuszczał nawet odcinka tych dwóch.


Odchodził powoli. Miesiąc temu przyszedł w gości pies i na niego naszczekał. Kot się przestraszył. Pierwszy raz w życiu. On, który traktował dom jak swoje imperium. To miało być zapalenie pęcherza. Dostał antybiotyki, po których poczuł się jak młody bóg.


Na moment.


Były to jednak nerki. Myślałem, że to się uda zwalczyć, że przecież jest jeszcze młody, że poczuje się lepiej. Był przecież zajebiście zdrowym kotem przez całe życie. U weterynarza był tylko kilka razy, poza tym co konieczne. Raz, kiedy go kastrowano. Raz, kiedy zeżarł trujący kwiat… U weterynarza trzymało go wtedy pięć osób. Syczał. Prychał. Gryzł. Walczył pazurami. Można było go dotknąć dopiero, kiedy zawinięto go w specjalną siatkę. Dostał opis: „Kot XXX, Uwagi: walczy jak lew.”


U weterynarza walczył jak lew jeszcze trzy dni przed śmiercią. Mimo, że był przerażony. Mimo, że był kocim seniorem. Ale i tak trzymały go trzy osoby. Nie mogłem na to patrzeć. Owszem, po powrocie od weta przespacerował się jeszcze po mieszkaniu. Później, jednak, leżał już tylko koło ciepłego kaloryfera na swojej ukochanej poduszce.


I gasł.


Z każdą chwilą.


Tego dnia, kiedy wziąłem go na ręce po raz ostatni, był już wiotki. Pogłaskałem go. Był smutny. I sztywny. Mocno, jednak, opierał się przed wejściem do kontenera. Wpychałem go tam na siłę. Kiedyś by mi się nie udało zmusić go do tego. Ale teraz był tak potwornie słaby. W poczekalni zasnął. Tak jak wtedy, kiedy był małym kotem. Przebudził się, dopiero w gabinecie. Był zwinięty jak krewetka.  Kiedy już zapadła decyzja, na moment podniósł głowę. Tak jak dawniej. Otworzył oczy. Patrzył spojrzeniem swoich kocich oczu. Jestem przekonany, że rozumiał. Żegnał się po swojemu.


Był symbolem życia, które jest już za mną. W życiu musimy się pożegnać z wieloma rzeczami. Nie dlatego, że chcemy. Życie po prostu tak jest skonstruowane.


Żegnamy się z dzieciństwem.


Z młodością.


Ze złudzeniami.


Witamy ze strachem.


Nie potrafimy zapominać. Całymi latami przeżywamy, co by było gdyby. Liczymy na cud. Że spotkamy kogoś i ten ktoś nas uratuje i miłość będzie taka, jak na amerykańskich filmach. Że spadnie jebany meteoryt i wszystko się zmieni. Albo wygramy w Lotto. A chodzi o to, aby stanąć w obliczu prawdy:


Kim już nie będę.


Ale kim mogę być?


Co straciłem.


Ale co mogę zyskać?



Odkładamy na później.


Czytałem kilka książek, w których rozmawiano z ludźmi bliskimi śmierci. We wszystkich powtarzała się jedna myśl. Kiedy te osoby na skraju życia i śmierci pytano czego żałują, nie mówili, że tego, że nie zarobili więcej kasy. Ani tego, że nie spędzali więcej czasu w pracy. Żałowali niezrealizowanych planów.


Gdy człowiek żyje, to myśli, że jeszcze zdąży. Nie. Czasami nie zdąży. Kiedy jesteśmy młodzi trzeba robić głupoty, bo później będzie nam wstyd je robić (najlepsza rada, jakiej można udzielić młodej dziewczynie to: niech tańczy, niech się maluje, niech będzie szczęśliwa). A jeśli ktoś się nie wyszaleje, to mając 30-parę lat będzie cierpiał, że coś mu umknęło (a facet około 40 – tki będzie próbował dymać dwudziestoparolatki). Z kolei kiedy jesteśmy starsi, trzeba robić nowe rzeczy, bo to sprawia że czujemy się młodzi. Nie odkładaj na później tego, co możesz zrobić dziś. Bo później to już będzie za późno. Bo możesz stracić na to ochotę.  I będziesz żałować. Ja od kilku lat chcę pojechać do Lwowa i w tym roku pojadę, bo ten plan za chwilę mi się zestarzeje i nie będę miał już ochoty.  


Jak ktoś ładnie kiedyś powiedział: mamy dwa życia. Drugie zaczyna się wtedy, gdy uświadamiamy sobie, że mamy tylko jedno.


Brakuje nam pchnięcia do przodu.


Patrz w kogo i w co inwestujesz czas. Bo ważne jest, kto nas otacza. Bo te osoby, które są najbliżej mogą nas popchnąć i powiedzieć: „Zrób”. Ale mogą też powiedzieć: „A po chuj się będziesz męczył? I tak nie wyjdzie. Weź piwa się napij.”


Zrobiłem w swoim życiu wiele rzeczy dlatego, że otaczały mnie osoby, które mówiły: „Zrób. Spróbuj. Zobacz.” I gdy ktoś do mnie przychodzi z prośbą o opinię, to mówię: „Spróbuj. Zobacz. Zrób.” Tak, będziesz się bać, czy wyjdzie. Ale warto.


Przestajemy marzyć.


Jeżeli praca przynosi kasę, ale nie daje satysfakcji to marnujemy większość swojego życia i żadne zakupy nie zapchają tej luki i lot samolotem na dwa tygodnie, gdzieś daleko, też tej luki nie zapcha. Teraz myślę, że marnuję czas, cały czas pracując. Bo mógłbym pobawić się z kotem.


Ludzie czasami mówią z zazdrością: udało się jej. Udało się mu. Nic się w życiu nie udaje. Za wszystkim stoisz ty. Twoje decyzje. Twoja praca. Twoja pasja. Albo jest się skutecznym, albo nie. Albo masz marzenia, albo nie. Albo sięgasz po nie, albo nie. Nie ma trzeciej drogi.


xxxx


Słuchałem sobie ostatnio jednej z moich ulubionych książek „Ojca Chrzestnego”, czyli książki, która jest w stanie wytłumaczyć kobietom, jak myślą mężczyźni. Na samym końcu, jeden z głównych bohaterów, stary szef mafii Don Vito Corleone, umiera w ogrodzie. I jedną z jego ostatnich myśli jest: Życie jest takie piękne. Więc życie jest takie piękne, mimo, że świat jest taki okropny.


Taki banał, a tak działa na wyobraźnię.


PS. Tak, mam nowego kota.


[image error]


unsplash.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 07, 2017 23:36

April 9, 2017

Jak odbudować zjebany związek? Część 2.

O tej kobiecie przeczytałem w sieci jakiś czas temu. Ona była jeszcze piękną trzydziestoletnią, on już nie. Przyszedł do niej pewnego dnia i wyrzygał: „Jestem nieszczęśliwy. Bla. Chcę spróbować czegoś nowego. Męczę się. Bla. Nie wiem dokąd zmierzam. Bla.” „Myślałem o tym dużo”. – powiedział. „Życie jest krótkie. Bla, bla.” Później przeszedł do liryki: „Taki związek jest jak rozbita szklanka. Lepiej ją wyrzucić, niż ranić się, próbując poskładać ją z powrotem. Bla. Bla. Bla. Chcę się wyprowadzić. Bla.”


Kobieta spojrzała na niego i nie powiedziała: „Spadaj! Obcasy w moich szpilkach są większe niż twój kutas.” Nie powiedziała też: „Lubię chuje, lecz niestety są przymocowane do mężczyzn.” Nie powiedziała, bo mieli razem małe dziecko. Bo znała go i kochała. I bała się być sama.


Spokojnym tonem – chociaż była bardzo daleka od bycia spokojną – wyjaśniła: „Chcesz więcej swobody? To weź sobie więcej swobody. Nie interesuje mnie, co robisz wieczorami. Chcesz wychodzić? Wychodź. Chcesz poznawać nowe osoby (patrz: 25-latki o ponadnormatywnym rozmiarze biustu)? Poznawaj. Po prostu bądź dyskretny, ale się na razie nie wyprowadzaj. Muszę coś wymyślić, jak o tym powiedzieć naszemu synowi.” 



Mężczyzna zdziwił się. Zdziwił się, ale się zgodził. I przez kilka miesięcy wyglądało to tak, że mieszkał z nimi, bawił się z dzieckiem, a wieczorami znikał. Zrzucił kilka kilo, kupił sobie nowy samochód i dużo nowych ubrań. Nie wiedział tego, co wiedziała ona.


Że mężczyźni tęsknią za młodością. Za uczuciem, kiedy mijasz kobiety i każda może być tą, która się w tobie zakocha. Za nowym związkiem, nową kobietą, nową poduszką. Ale po pewnym czasie problemy pozostają te same, mimo, że cipka jest inna. Że  umawianie się z nowymi osobami, zwłaszcza po długiej abstynencji, przypomina jedzenie tortu z dużą ilością kremu. Pierwszy kawałek jest doskonały. Ale później, z każdą kolejną łyżką zaczyna ci się chcieć rzygać. Że w pewnym momencie mężczyzna wstaje, patrzy na nagie ciało obok (które trochę zna) i osobę, która jest w nie obleczona (której nie zna w ogóle) i czuje lęk i niesmak. I zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno decyzja o rozstaniu miała sens.


I on pewnego dnia wrócił do domu, wyciągnął kosiarkę i po prostu przystrzygł trawnik. Ona odetchnęła z ulgą, bo wiedziała, że  jeśli facet strzyże trawnik przed domem to raczej się nie wyprowadzi. Bo uważa, że to jego dom.  


Wiele kobiet słuchając tej historii mówi, że one nigdy na coś takiego by się nie zgodziły. Że jak facet chce spierdalać, to niech spierdala, tam są drzwi a na koniec mogą jeszcze poprawić celnym kopem w dupę. Ale znam też przypadek, kiedy on powiedział jej – prześlicznej, szczupłej blondynce – że ma kogoś. I później pół tygodnia mieszkał u żony, a drugie pół u kochanki, z niewielkimi korektami w jedną bądź druga stronę. Spał z żoną, budził się rano, jadł w domu śniadanie, żegnał się z dziećmi i jechał do tej drugiej. Obie wiedziały o sobie.


Żona płakała, robiła awantury, dziko się z nim pieprzyła, robiła mu loda, a on ciągle twierdził, że nie może się zdecydować. Liczyła, że się opamięta i zostanie z nią, ale on i tak po roku odszedł do tej drugiej.


Czasami nie ma łatwych rozwiązań.


[image error]


Photo by ahmed mando/CC Flickr.com


Zmarnowałaś mi życie, dziwko


Pierwszy rok związku jest, powinien najlepszy, bo ludzie się jeszcze nie znają i chce im się udawać. Później pojawia się irytacja. Następna jest złość. A potem obie strony trzaskają się zdechłymi karpiami po gębie. Dochodzi do sytuacji, gdy neutralne słowa brane są za obelgi. On powie: „Deszcz pada.”, a ona to zrozumie jako: „Zmarnowałaś mi życie, dziwko.”


Ona siedzi w tej kuchni pół dnia aby zrobić mu coś specjalnego do jedzenia, na sobie ma już gorset, na dupie stringi, które strasznie wrzynają się w tyłek, ale bardzo ładnie go podkreślają, na nogach są pończochy (koleżanki określają całość przedsięwzięcia jako ‘pracę nad związkiem’), a on wchodzi do tej kuchni i pyta wkurwiony co tu wszystko tak upierdolone i jeżeli ona myśli, że on to będzie sprzątał, to ją pojebało. Poziom uczuć negatywnych do partnera skoczył bowiem do takiego poziomu, że byle gówno jest w stanie doprowadzić ich do furii.


Kobiety są zwykle niepewne i często wierzą, że wszystko to, co dzieje się na świecie to ich wina. Zazwyczaj, więc, to ona chce ratować związek. Zaczyna od monologu. Zadaje pytanie na które nie ma odpowiedzi, czyli: dlaczego nie jest jak dawniej?


Zresztą mężczyźni nie lubią mówić o związku. To dla nich jak kopulacja z europaletą przykrytą papą.


Dalej sekwencja wydarzeń przypomina już nie film fabularny z TVN –u, ale duńskie kino niezależne. Jego irytacja rośnie. Ona to widzi, emocjonalnie zaczyna jej odpierdalać, więc za chwilę awantura się powtarza. On nie słucha, obieca jej wszystko, aby tylko się zamknęła (na początku, owszem, pomaga seks, bo po seksie przez chwilę jest tak, jak było). On zaczyna uciekać z domu pod byle pretekstem.  Pojawia się kolejne paliwo rakietowe do kłótni: „Wolisz kolegów ode mnie.” Ponieważ jej niepokój rośnie, jego irytacja też rośnie. Ona to widzi, nakręca się jeszcze bardziej, a w tle już czeka cycata 20-latka, która oczywiście go utuli i zrozumie.


A dalej?


A dalej chemia tej relacji jest taka, że wszystko może doprowadzić do eksplozji. Później okazuje się, że dwójka osób się rozstała dlatego, że pokłóciła się kto tego dnia miał wyprowadzić psa.


O co mi, kurwa, chodzi?


Serca są jak umowy. Ludzie je łamią, a później idą sobie dalej. A dalej to już mijają się jak nieznajomi, mimo, że wcześniej kochali się ponoć na zawsze.


Zadaj sobie pięć pytań.


1. Czy jesteś z nim/z nią z właściwych powodów?


Więcej czasu czytamy instrukcję obsługi lodówki, niż zastanawiamy się kim jesteśmy i czego chcemy od związku.


Ludzie decydują się na związek, bo są samotni. Bo zżera ich desperacka potrzeba bliskości. Bo czują się nieszczęśliwi. Bo czegoś im brakuje. Bo matka marudzi (A kiedy będziesz mieć dziecko? A dlaczego jesteś sama/ sam?). Bo dobrze razem wyglądają na zdjęciach na Facebooku. Bo inni twierdzą, że są tak fantastyczną parą. Bo wyobrazili sobie partnera, który przykleili zestaw cech, wyjęty prosto z hollywoodzkiego filmu, a teraz łudzą się, że będzie taki naprawdę. Bo są z kimś kto ich nie kocha, a wierzą, że z upływem czasu to się zmieni.


Jeśli uciekamy od prawdy, to żyjemy udając. A prawda jest taka, że nie zmusisz nikogo do tego aby cię kochał, jeśli cię nie kocha. Nie będziesz kochana/kochany tylko dlatego, że tego chcesz. Albo dlatego, że to czujesz, albo wydaje ci się, że to czujesz.


O co mi, kurwa, chodzi?


Chodzi mi o bycie z kimś, kto cię chce. Kto idzie obok ciebie, mimo, że się czasami na ciebie wkurwia. Kto rezygnuje dla ciebie z części swojej wolności i mu/jej to nie przeszkadza. Chodzi o to, aby wracając do domu czuć to samo, co czujesz w sytuacji, kiedy kelner w restauracji przynosi ci w końcu żarcie.


2. Jak traktuje cię osoba z którą jesteś?


Między głową, a sercem jest mniej więcej 50 cm. Ale to w chuj daleka droga.


Ostatnio pewna blond-ruda kobieta (jest bystra i ma ładne usta, a mężczyźni chcą od razu spróbować jak bardzo są smaczne) opowiedziała mi o swojej przyjaciółce Joannie. Joannie nie wolno do niej dzwonić. Nie wolno się z nią spotykać.  Joannie zakazał tego jej facet.  


Dlaczego zakazał?


Też zadałem sobie to pytanie, ale nie wiem czy odpowiedź przejdzie mi przez instalację. Zabronił, bo….jego przyjaciel pokłócił się z tą blond-rudą kobietą. I Joanna go posłuchała.


Nie o każdy związek warto walczyć, bo niektóre są jak teledysk disco – polo, tylko, że bez muzyki. I smakują jak sushi z Biedronki. Są zimne, gumowe i suche, a jedyne co chcesz zrobić po konsumpcji, to zamknąć się samotnie w łazience. Miłość nie polega na tym, ze się poświęca wszystko, czas, godność, szacunek do siebie, swoje marzenia, pragnienia, cele oraz przyjaciół, aby tylko z kimś być.  Jeśli ktoś tak zrobił, to jest chory. A jeśli przy tym uważa, że miłość musi bezwarunkowa, i w jej imię powinno się znosić różne rzeczy, to informuję, że jak ktoś szmaci drugą osobę to jej nie tylko nie kocha, ale też zwyczajnie nie szanuje. A jak jej nie szanuje, to i tak ją/jego zostawi. To, że z kimś jesteś oznacza, że cały czas musisz być dla tej osoby wyzwaniem. 


Najlepszym testem, jaki można sobie zrobić w związku jest pytanie: a pozwoliłabyś/pozwoliłbyś, aby tak cię traktował twój najlepszy przyjaciel? Czy pozwoliłabyś, aby twoja przyjaciółka wsadziła ci świeczkę w dupę?


Raczej nie, prawda? Patologii się nie ratuje. Z patologii się spierdala. I nie ma znaczenia, że patologia później płacze, albo przeprasza, albo obiecuje poprawę, albo wmawia, że to twoja wina, albo przekonuje, że się na to „zasłużyło”, albo zawistni ludzie chcą zniszczyć wasz związek.  


3. Czy Ty potrafisz dawać?


W związku nie liczy się, jak jest naprawdę. Liczy się, jakie są nasze odczucia. Przeświadczenia. Czy uważamy, ze jesteśmy traktowani dobrze, czy ktoś nas wykorzystuje.


Kiedy związek jest zbalansowany, to nikt nie mówi: „A to ja przedwczoraj ściszałem telewizor.” Bo naturalnym jest, że ty robisz jedno, a osoba z którą jesteś coś innego.


Ale żyjemy w czasach fejkowych. Oczekujemy od drugiej strony doskonałości, bo uważamy, że się nam ona należy, ale sami nie chcemy nic dać w zamian.  


A w związku, aby dostawać, trzeba dawać.


4. Czy potraficie jeszcze ze sobą rozmawiać?


Kiedyś przeczytałem, że największym problemem w komunikacji w dzisiejszych czasach jest to, że nie słuchamy, by zrozumieć. Słuchamy po to, by odpowiedzieć . By zabłysnąć. By zripostować.


Żyjemy w czasach Instagrama i Facebooka, gdy na wszystko nakłada się filtry maskujące rzeczywistość. Gdy nieustająco szukamy aprobaty poprzez lajki. Gdy w przypadku kłopotów nie zwracamy się do ludzi, tylko do urządzeń, do telefonu, albo do laptopa.


Do seksu można znaleźć aplikację. Do związku już nie.


Ktoś z kim jesteś tak naprawdę mówi ci o swoich lękach. O swoich słabościach. Pokazuje swoje ja i nie boi się, że go zostawisz. Swoją drogą jeśli kiedykolwiek mężczyzna powie ci szczerze o swoich kompleksach to znaczy, że jest twój.


Że go masz. Że ci ufa. Że wierzy w was.


Jeśli, więc, masz problem w związku, to pierwszą osobą, której powinnaś/ powinieneś o tym powiedzieć nie jest tata, nie jest mama, nie jest kochanka, czy kochanek, nie jest to barman, ani nawet ja.


Jeśli coś ci przeszkadza w związku to powiedz o tym tej drugiej osobie. Jeśli coś cię wkurwia to mów, że cię wkurwia, a nie że ‘złowrogo szumią wierzby’, czy też ‘duch mój na rozżarzone węgle dupą siadł.’ Osoba z  którą jesteś ma prawo wiedzieć, kim jesteś. Co ci przeszkadza. Czego pragniesz. Jakie są twoje wartości.


Wystarczy powiedzieć. Nie trzeba wymyślać od razu rozwiązań. Nie trzeba oceniać. Tak długo jak chcesz z kimś rozmawiać, tak długo chcesz z nim być. Reszta to tylko obrączki, mieszkania i kredyty hipoteczne.


5. Czy możesz go/ją dotknąć?


To najprostszy gest. Ale gest, który buduje intymność. Dotyk wewnątrz dłoni. Dotyk karku. Tam pod włosami, gdzie skóra jest wrażliwa. Dotyk ust.


Weź jej/ jego rękę.


Spójrz na nią.


I dotknij.  


W przypadku faceta, weź ją na ręce.


Dotyk leczy.


Każdy potrzebuje dotyku. I nawet jeśli uważa, że jest totalnie zajebistą singielką albo singlem, to i tak go świadomie albo podświadomie szuka. Dotyku oraz miłości.


Czy dasz mu/jej swój telefon?


Dzisiejsze związki polegają na tym, że ludzie zdzierają z siebie ubrania, on dochodzi na jej brzuch albo tyłek, ale nie mogą nawzajem dotykać swoich telefonów. Że żyjemy niby razem, ale jednak osobno.


Czy znam przepis na idealny związek? Nie. Ale wiem, że aby być w dobrym związku z mężczyzną trzeba budować razem z nim historię. Zaś by być w udanym związku z kobietą, trzeba dawać jej emocje.


W każdym związku są kłótnie. Lecz nie chodzi o to, że ludzie się kłócą, bo kłócić się będą zawsze. Chodzi o to, jak się wtedy traktują.



[image error]


unsplash.com


[image error]
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 09, 2017 00:43

March 27, 2017

Jak odbudować zjebany związek? Część 1.

43-letnia kobieta nie była piękna i nie była brzydka. Urodę miała przeciętną. Nie miała obnażonych piersi, ani nóg. Ubrana była średnio i po prostu stała na środku szpitalnego oddziału ratunkowego. Cichym głosem błagała lekarza o lekarkę kobietę.


Kiedy on protekcjonalnym tonem usiłował jej tłumaczyć, że jest dobrym specjalistą, że zna się na swoim fachu, że wszystko już w swoim życiu widział (no może nie wszystko, ale z całą pewnością na tyle dużo, że żadna wódka nie jest już w stanie tych wspomnień wymazać, więc na nie zobojętniał) ona  się rozpłakała.  


Łzy spływały jej po twarzy wąskimi strużkami, robiąc z jej twarzy maskę clowna.


Lekarz, jak każdy mężczyzna, nie był w stanie poradzić sobie z płaczącą kobietą. Poddał się. Kwadrans później, już w gabinecie, kobieta, ciągle płacząc, wyjaśniła lekarce co się stało: mąż wkurwił się, że ona przepierdala jego pensję na jakieś pierdoły. Tego dnia kupiła świece w Home&You. Były piękne. Kręcone. Zaczęli się o nie kłócić i on głosem pełnym furii kazał jej wsadzić sobie te świeczki w dupę. A ona go posłuchała. I teraz prosiła lekarkę, aby je wyjąć.



Nie, nie żartuję.


Tak, to prawda.


Ja naprawdę dużo rozumiem, a czasami nawet jestem w stanie wyjaśnić, dlaczego coś się stało. Ale w tym przypadku chuj mnie strzelił. Dlaczego ona wsadziła te świece w tyłek sobie zamiast jemu? Co ją doprowadziło do tego momentu? Kiedyś była przecież młoda. Ładna. Umawiała się z wieloma facetami, którzy jej pożądali. Marzyli o niej. Ktoś pamięta jej zapach. Smak jej ust. Komuś kojarzy się ona z jakąś piosenką.  


 


Później przyszła mi refleksja, że przecież wiem dlaczego. Bo bała się być sama. Bo przerażająco wiele kobiet myli miłość z całkowitym podporządkowaniem się i zrezygnowaniem z samej siebie. I bardzo chciałbym napisać, że nowe pokolenie 20-, 30-letnich kobiet jest mądrzejsze. Ale nie jest, kurwa. Mężczyźni zresztą też nie.


Ludzie udają.


Wpierw udają, aby kogoś poznać.


Później udają, aby z kimś być.


Jak to ładnie ujął Laurence Olivier:


„Tak wiele milionów ludzi stara się czuć coś, czego nie czują lub nie odczuwać czegoś, co czują.”


Żyjemy w czasach, gdy łatwo jest się obnażyć, lecz trudno odsłonić.


Kiedy czytasz, bądź oglądasz poradniki randkowe (kurwa, ile tego jest), na swoje problemy dostajesz bardzo prostą zasadę: ‚fake it till you make it’, czyli ‘udawaj tak długo, aż to, co udajesz, stanie się prawdą’.


 „Żeby zdobyć kobietę lub mężczyznę, trzeba mieć wyjebane, a jeśli nie ma się wyjebane, to trzeba udać, że ma się wyjebane.”


 „Po udanej pierwszej randce nie umawiaj się od razu na drugą. Daj mu/jej poczuć niepewność tego, czy jeszcze się odezwiesz.”


„Nie okazuj zainteresowania więcej, niż sam/a dostajesz.”


„Jeśli ktoś nie okazuje ci tyle samo uwagi co na początku, utnij kontakt i czekaj, aż tamta osoba się do ciebie odezwie.”


„Kiedy zaproponuje spotkanie, powiedz, że bardzo chętnie, ale na razie nie masz czasu.”


„Cały czas trzymaj się za gardą.”


„Nie mów ‘kocham cię’, jeśli nie masz pewności, że ta druga osoba czuje to samo.” 


Powiem to kulturalnie. Grzecznie. Z klasą.


To smętne i żałosne pierdolenie.


Ktoś ci się podoba? Powiedz to. Chcesz zadzwonić? Dzwoń. Chcesz wysyłać jej codziennie kwiaty, z liścikami, co jej zrobisz i w jakiej pozycji? Rób to. Możesz wszystko, jeśli tylko masz zdrowe poczucie własnej wartości. To znaczy, że potrafisz mówić TAK, ale potrafisz też powiedzieć NIE, jeśli coś ci nie pasuje. 


Boisz się takiej szczerości? No to masz kurwa przejebane.


Żyjemy w czasach, gdy łatwo jest się obnażyć, lecz trudno odsłonić.


Związek przypomina ćwiczenie na zaufanie, w którym masz upaść w tył, ufając, że partner cię chwyci.


Może chwycić, a może tego nie zrobić. I wtedy jebniesz boleśnie o podłogę. A najgorsze jest to, że w trakcie lotu nie masz wpływu na nic. Czyli lęk jest.  


Jesteśmy zdezorientowani. Niepewni jutra. Cierpimy na specyficzną odmianę rotawirusa. Z jednej strony boimy się, że stracimy miłość, jeśli nie zaryzykujemy. Z drugiej będąc w związku boimy się, że to nie to. Dlatego tak trudno się zdecydować na bycie z kimś. Dlatego tak wiele osób zamiast być parą, tylko bawi się w bycie parą. Bo fajnie się razem ogląda filmy i jest z kim na narty pojechać. Tak naprawdę, zaś, niewiele o sobie wiedzą, a boją się zapytać. To, że masz z kimś kota albo psa o niczym nie świadczy.


Wzorować się też nie ma za specjalnie na kim. Mama i tata, w większości przypadków, nie byli najlepszym przykładem udanego związku.


Relacje w związkach są teraz jak piosenki Sylwii Grzeszczak. La, la, la i chuj. Znaczy się płytkie i krótkie.


Dlaczego on już nie patrzy na mnie z zachwytem?


Zachowuję się moim zdaniem jak typowa egoistka. Jestem z cudownym facetem (po kilkuset rozczarowaniach nareszcie trafiłam na TEGO, chociaż związek jeszcze nie jest zalegalizowany), mieszkamy razem już pół roku i generalnie facet chyba traci mną zainteresowanie. Zamiast zachwycać się mną, kiedy wychodzę odpicowana rano do pracy, woli się ze mną posprzeczać o pierdoły dnia codziennego. Zamiast spędzać ze mną namiętne popołudnia, woli grać na komputerze, a w weekendy często bierze dodatkowe fuchy i pracuje w soboty. Mamy dla siebie właściwie tylko wieczory i niedziele, które to spędzamy zazwyczaj oboje na kacu (co sobotę musi być imprezka z jego znajomymi). Czasem się zachwyci moimi cyckami. Nie łokciem, nie uchem, nie pępkiem – zawsze cyckami.


I tu pojawia się problem, ponieważ mam znajomego, który wie, że jestem zajęta, który też długo był zajęty i nic nam nie wyszło, i właściwie nie chciałabym żeby cokolwiek nam wyszło, czasami nawet trochę gardzę jego ślepym zapatrzeniem w moją osobę; ale jaki by nie był, potrafi zachwycić się głupią zmianą moich rajstop z jesiennych grubaśnych na cieniutkie wiosenne delikatne rajstopy, które odsłaniają nogi. Nie ma znaczenia, że spódnica zakrywa te moje nogi aż do połowy łydki, widzę w jego oczach właśnie ten zachwyt, którego mi brakuje w związku. I wtedy czuję się winna, że pozwalam na to spojrzenie pełne pożądania, że nie jestem skromna i odkrywam nogi przeznaczone przecież wyłącznie dla mojego mężczyzny,


Panie Piotrze, co jest ze mną nie tak i jak mogę zrobić żeby było poprawnie?


Odpowiedź brzmi: wszystko jest ok. Poza tym, że się ze swoim facetem po prostu nie znacie. Nie wiecie o sobie nic. Ty szukasz krótkotrwałych uniesień w koledze z pracy. Twój facet maca myszkę, ale w komputerze a napięcie chłodzi wiatrakiem.


To tak jakby chciała pozwać McDonalds, bo nie jesteś szczęśliwa po zjedzeniu happy meal.


Zaskoczę cię, z kolegą z pracy za dwa lata byłoby tak samo. Dlaczego?


W związku musi pachnieć krwią, kłamstwem i nienawiścią


Ja wiem, że dla niektórych, w związku musi pachnieć krwią, kłamstwem, nienawiścią i pożądaniem oraz zazdrością. Żyjemy przecież w czasach wyżyłowanych oczekiwań, gdzie emocje muszą napierdalać każdym porem skóry. Jeśli kobieta albo mężczyzna, to tylko tacy jak na instagramie. Jeśli seks, to jak w pornosie, albo jak w Greyu.


Miłość ma być szaleńczym rodeo. Piekło i niebo jednocześnie, 24 godziny na dobę, bo przecież tak jest w filmach, serialach a nawet teledyskach.


Więc bardzo mi przykro, tak kurwa nie będzie, bo teledysk trwa tyle co przeciętny stosunek w polskim domu, czyli jakieś cztery minuty, a nieudany związek czasami całe życie. I jak pokazuje przykład z początku potrafi się skończyć ze świeczką w dupie.


Każdy związek ma swoją temperaturę relacji. Wyrabia ją w miarę upływu czasu. To trochę podobne do naturalnej wagi ciała.


Nasz mózg doskonale wie, ile powinniśmy ważyć. Ustalił sobie normę. Ta norma ustalana przez mózg nie jest stała. To przedział z wahaniami od 4 do 7 kilo. Teoretycznie, więc, właśnie tyle można schudnąć bez problemu


Waga łatwo idzie w górę. Trudno spada w dół.


W związku jest na odwrót.


Temperatura relacji łatwo spada, ale trudno rośnie.


Na początku, pozytywne myśli o partnerze są na tyle dominujące, że wypierają wszystko inne. Gotujecie w kuchni, on karmi cię łyżką, łyżka leci na podłogę, on opiera cię o blat. Po prostu podciąga kieckę w górę i wkłada rękę między twoje nogi i, nie zdejmuje, lecz zrywa wszystko, co masz na sobie. Plastikowe miski spadają w cholerę na podłogę, sól się rozsypuje, pieprz…  toczy po blacie, oddychasz ciężko i szybko, i zaprawdę nikt nie ma pretensji o upierdoloną kuchnię i nikt nie ma problemu, aby ją później posprzątać. 


Budzisz się obok niego i chcesz, żeby był ojcem twoich dzieci. A później budzi się on i wszelkie myśli przestają mieć na moment znaczenie. Seks jest rano, przed obiadem, po obiedzie, w sumie to zamiast obiadu też. I ze trzy razy podczas wieczornego filmu, z którego oczywiście się nic nie widziało. 


Gdy temperatura relacji jest wysoka, potencjalny konflikt jest trudniejszy.  


On spieszy się do pracy i szuka, dajmy na to, koszuli. Białej. I z każdą chwilą jest coraz bardziej wkurwiony. A ponieważ macica to, jak powszechnie wiadomo, urządzenie naprowadzające, pyta, więc, kobietę, tonem warczącym (śpieszy się, jest wkurwiony, jak wspominałem): „Gdzie wsadziłaś moją koszulę?!” I ona zamiast odpowiedzieć mu: „W dupie. Pilnuj swoich rzeczy”, odpowiada: „Kotku, przecież wisi w szafie, po lewej stronie, tam gdzie zwykle (kocham cię bardzo, ty ślepy debilu).” A później może nawet mu tę koszulę prasuje.


Ona rozumie, że on się nie wścieka na nią. Racjonalizuje sobie, że on się nie denerwuje na nią. Że ma jakieś tam spotkanie w pracy w celu sprzedaży rzeczy, których nikt nie potrzebuje i to tak naprawdę go wkurwia.


Bo przecież w pracy, w samochodzie i w sklepach spędzamy większość życia, które powinniśmy spędzać z ludźmi, którzy nas kochają.


Ale tej petardy z początku znajomości utrzymać się nie da. Temperatura relacji będzie powoli spadać. I spadać.


Tak, zgadzam się to jest przykre.


I są ludzie, którzy zamykają się w tych poszukiwaniach pierwszej adrenaliny. Co rok, najdalej dwa lata, nowy partner, licząc, że tym razem będzie inaczej. Takie powtarzanie rytualnych, tych samych, tańców godowych.


Po pewnym czasie intensywność przeżyć i tak będzie mniejsza. Seks gorszy i rzadziej. Bo ciężko powtórzyć poziom napięcia towarzyszący sytuacji, kiedy po raz pierwszy zdejmujesz stanik z kobiety. Bo wiesz, że gdy spadnie stanik, to spadnie już wszystko.


Związek powoli zejdzie do swojego własnego poziomu emocjonalnego. Dokąd dojdzie?


Jeśli ktoś mnie spytałby o zdanie, to ideałem jest sytuacja, kiedy ona i on siedzą przed telewizorem oglądając jakiś serial, była już butelka wina i właśnie otwierana jest druga, a nagle on już lekko wcięty spogląda na nią i mówi: „Jesteś moim najlepszym przyjacielem.”  


Bo o to, mym zdaniem, chodzi w życiu.


I w drugim odcinku wyjaśnię jak to osiągnąć. A przynajmniej się kurwa postaram. 


CDN


[image error]


Photo by Silvia Sala/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 27, 2017 00:31

February 23, 2017

Jak samotna kobieta może znaleźć faceta?

Zaczęło się od tego listu:


Wokół siebie widzę samotnych trzydziestoparolatków. Kobiety również. Bez znajomych, bo znajomi mają już rodziny i zajęty czas wolny. Jak chcesz napisać cos mądrego, to napisz jak wyrwać się z kręgu samotności, a nie kolejny durny wpis o tym, jak wyrwać lalę do ruchania na jedna noc. Zresztą, co za pierdolenie, zamiast iść do klubu wystarczy wejść na Tindera, kobiety po 30-tce są tak rozpaczliwie samotne, że z tej potrzeby bliskości idą do łóżka na drugiej randce.”


To nieprawda. Kobiety z samotności chodzą do łóżka już na pierwszej randce.



Samotność pojawia się etapami


Najtrudniejsze dla kobiety jest, gdy kończy trzydzieści lat. Bo wtedy wie, że opuszcza młodość. A jednocześnie to czas, kiedy jest u szczytu. Kobieta osiąga idealny balans. Ma jeszcze urodę i, w przeciwieństwie do dwudziestolatek, wie, jak ją podkreślić. Zazwyczaj ma swoje pieniądze, jest więc niezależna. Zna już większość repertuaru mężczyzn. Mówi się, że kobieta bezwarunkowo kocha tylko raz. Później nie jest już taka głupia. Trzydziestolatka bezwarunkową miłość ma już za sobą. Zna siebie, zna swoje ciało, wie co należy zrobić, aby było jej dobrze, i również wie, że mężczyzna nie jest potrzebny kobiecie do orgazmu. A czasami wręcz w nim przeszkadza. 


Jej samotność nie pojawia się od razu, ona przychodzi powoli etapami.


Nagle widzi, że jej przyjaciółki nie mają dla niej czasu, albo mają go coraz mniej, bo liczą się ich faceci i dzieci. Nagle czuje, że czas przyspiesza. Że zaczyna oglądać swoje włosy. Okolice swoich oczu. I nie podoba się jej to, co widzi. Jeśli ma tylko urodę, jest jeszcze gorzej. Bo wie, że za chwilę ją straci i nie będzie miała już nic.


I zaczyna się bać, że nie zdąży.


Kobieta chce się opiekować


Kobiety od dzieciństwa wychowywane są w oczekiwaniu na ślub. Wkładają na głowę poszewkę od poduszki, jako imitację welonu, przez lata zastanawiają się, jaką sukienkę założą, kogo zaproszą, jak to będzie wyglądało kiedy będą szły kościelną nawą prosto do ołtarza. I kto się zesra z zazdrości. 


A tu nagle chuj. A właściwie jego brak. 


Kobiety podchodzą do tego na dwa sposoby. 


Pierwszy – wybieram samotność celowo. Kobieta uznaje, że  jest ona wpisana w nasze życiorysy. Bo oglądała swoich rodziców, którzy hajtali się w wieku lat 20. A później matka siedziała pod blokiem z wózkiem rozmawiając o najnowszym odcinku Isaury a ojciec siedział z sąsiadem przy piwie, w białej poplamionej koszulce i rozmawiali jak ich wkurwiają w pracy.


I ich ona nie chcą tego czego chcieli jej rodzice. O nie nie. Chce lepszego życia. Lepszego związku. Lepszego małżeństwa. Nie do końca wiedząc co to znaczy to „lepsze”. 


I sposób drugi, gdzie osamotnienie jest dla kobiet poczuciem bezużyteczności. Dorosłam, dojrzałam, zakwitłam, a wokoło nikogo, kto mógłby się tym zachwycić. Jestem kobietą, lecz nie dla mężczyzny. Jestem zaprojektowana na bycie z kimś, a wokół pusto. Jestem bezużyteczna.


Kobiety chcą się opiekować. A samotna kobieta nie ma kim. Kupuje sobie, więc, kota.  Kot jest prosty w obsłudze i mało wymaga. Z psem trzeba wyjść do ludzi. Z kotem można zostać w domu.


Samotna kobieta wstaje rano, kąpie się, coś tam je albo i nie, bo trzeba przecież dbać o linię, choć tak naprawdę nie wiadomo, dla kogo. Idzie do pracy, wraca z pracy, idzie do sklepu, gdzie kupuje jedzenie dla jednej osoby, czyli kilka plasterków jakiegoś pieprzonego sera, chuda szynka, pieczywo Wasa, jeden pomidor, jeden słoik Nutelli (jedna łyżka nie zaszkodzi, prawda?), jajka, jeden kawałek sera camembert. I jedną butelkę wina. Nie jedną. Dwie. Kupuje kosmetyki. Tony ubrań.


Jest praca, są znajomi, są przyjaciele, często są podróże gdzieś daleko, są jeszcze imprezy do rana, ale czasami ta kobieta wraca do domu, widzi pusty JEDEN kubek po kawie i zaczyna nie wiadomo dlaczego płakać. Albo widzi na ulicy małego chłopczyka. Ten chłopczyk właśnie dostał swoją pierwszą piłkę nożną. Jest biała w niebieskie łaty. I patrzy na nią wzrokiem pełnym zachwytu. Pochłania ją spojrzeniem, bo jest to absolutnie najpiękniejsza rzecz, jaką widział w swoim życiu. A jej, nie wiadomo dlaczego, chce się nagle płakać.


Wtedy pojawia się przyrodnia siostra każdej kobiety. Ma na imię Desperacja. Samotna kobieta zaczyna nagle robić głupie rzeczy.


I mógłbym tutaj dużo pisać o seksach w kiblu. O budzeniu się rano w towarzystwie faceta, którego imienia ona nie pamięta. I szukaniu z nadzieją czy w sedesie pływa zdechła meduza prezerwatywy. Ale szkoda na to czasu, bo każda samotna kobieta robiła z mężczyznami lub dla mężczyzn rzeczy, których się wstydzi.


Znowu mieć 20 lat i znowu być głupim.


Owszem są randki. Dużo randek. Przypominają taśmę w fabryce mleka UHT.


„Czym się zajmujesz? Co robią twoi rodzice? Nie lubię tracić czasu. Jak wyglądasz naga? Do mnie, czy do ciebie?”


Mężczyźni zdejmują z samotnej kobiety sukienkę. Aby to zrobić czasami obiecują dużo (wystarczy ze powiesz kobiecie o uczuciach, i nagle stają się bezbronne).


Zdjąć majtki, dłonie na piersiach, dłonie na tyłku,  dłonie na udach, gorący ślad na plecach. Założyć majtki, wrócić do domu.


Ona by chciała, aby oni sięgnęli głębiej.  Pod mięśnie, pod żyły, pod kości, do brzucha, gdzieś tam daleko w głowę, tak, aby znowu zaparło dech. Targają nią pragnienia. Ma być jeszcze tak, jak w piosence ZAZ. 



Znowu mieć 20 lat i znowu być głupim. Nie myśleć, nie kalkulować, CZUĆ.


Samotna kobieta czuje, że  cały czas pływa po powierzchni. Każda z tych relacji jest pusta i płytka. A ona się dusi. Zamyka się w sobie i przestaje próbować, bo po co? Wszyscy faceci są przecież tacy sami. Wredne, egoistyczne, tępe kutasy.


Tyle, że mężczyzna z samotnością sobie jakoś radzi, czasami mu ona nawet pomaga, bo pozwala ułożyć kilka rzeczy w głowie. Kobietę jednak samotność powoli zabija.


Marta


Jestem chyba statystyczną bohaterką Twoich opowieści – przed czterdziestką, z w miarę dobrą pracą, trochę zakompleksioną, trochę niepewną siebie, bez faceta. Nie wiem, jakie reguły rządzą światem relacji damsko-męskich. Wiem, że gros moich zakompleksionych koleżanek zaraz po liceum znalazło sobie mężów, podczas gdy ja, wówczas rozrywkowa i trochę wyuzdana, do dzisiaj jestem sama. Poczyniłam ostatnio nawet kilka prób ratowania swojego życia – mam na koncie dwie nieudane randki „z Internetu” (nieudane, gdyż na jednym spotkaniu się zakończyły), oraz dwa nieudane stosunki seksualne (po alkoholu, czytaj bez orgazmu).


(…)


Niezależnie od poziomu wieku, u każdej wolnej kobiety, co jakiś czas zapala się lampka ostrzegawcza, która każe zapytać – czy ja sobie w końcu kiedyś, kur….., znajdę faceta…..? A i przede wszystkim, jak to zrobić, aby szukając miłości, nie zostać dziwką?”


Jak?


W wersji dla osób, które pilnie muszą zrobić pierogi: chodzi o to, aby poznać najpierw siebie, szanować się i domagać się szacunku. Później, nie bać się poznać nowych ludzi. A jeszcze później, potrafić z tym drugim człowiekiem rozmawiać. Naprawdę rozmawiać. A nie śmigać po powierzchni.


A teraz to samo, ale w wersji dłuższej.


Przestań żyć hollywoodzkim mitem. Nie ma połówek (chyba, że w sklepie monopolowym)


W 1996 roku na ekranach kin pojawił się film „Jerry Maguire”. Film ten jest słynny z dwóch rzeczy.


Można na nim zobaczyć jak piękna była Renée Zellweger zanim zdecydowała się na dietę zmieniającą rysy twarzy (darzyłem ją w tamtych czasach uczuciem wielkim, aczkolwiek, kurwa, niestety nieodwzajemnionym) oraz jednej sceny.


W tej scenie Tom Cruise mówi do Renée: „I love you. You… you complete me.” Czyli: „Kocham cię. Ty mnie uzupełniasz”.



I w tym momencie majtki wszystkich kobiet spadły na podłogę i wyznaczony został nowy standard emocjonalny dla naszego pokolenia: druga osoba musi być twoją połówką. Musi cię dopełniać.


To naprawdę zajebista koncepcja, że twórca tego burdelu nagle postanowił, że porozdziela i pomiesza ludzi, a następnie niech się kurwa szukają. Czyli nie dość, że musisz kogoś znaleźć to jeszcze ta osoba musi do ciebie idealnie pasować! Ludzi na ziemi jest ponad 7 miliardów. Szansa na wygranie w Lotto to chociaż 1 do 14 milionów. Niezły dowcip, nie?


Cała teoria z dwoma połówkami jest chuja warta.  Nie ma połówek, chyba, że w monopolowym.  Każdy z nas jest całością. Jedni do nas pasują bardziej, inni mniej. A związki, nawet udane, bywają trudne. Jeśli kogoś uraziłem to dobrze, może się otrząśnie.


Żeby być z kimś, trzeba wyjść. Z siebie


Żeby kogoś poznać, to trzeba się spotykać z ludźmi. Oczywiście można zawsze liczyć na to, że się potknie o leżącego na wycieraczce, zapakowanego w celofan  Ryana  Gosslinga, ale istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że będzie on gumowy.


Jeśli kogoś to dziwi, to ja mu nic na to zdziwienie nie poradzę.


Na pytanie, gdzie można kogoś poznać, odpowiadam w dupie. Poznawanie ludzi to nie kwestia miejsca, tylko kwestia nastawienia. Otwartości. Spróbuj każdego dnia uśmiechnąć się do pięciu nieznajomych mężczyzn. Jeśli to ci się uda, spróbuj niezobowiązująco porozmawiać z jednym z nich. W windzie. W kawiarni. W pierdolonym klubie modelarskim przy lepieniu messerschmitta.


Żeby z kimś być, trzeba mówić nie


Produkowałem się już tyle razy pisząc, że aby być z kimś, trzeba najpierw umieć być szczęśliwym z samym sobą, że nie napiszę już na ten temat ani słowa.  


Za to powiem, coś czego się nie mówi, czyli jak wygląda randka z punktu widzenia faceta. Mężczyzna dzieli kobiety z grubsza na trzy rodzaje:



Takie, które pójdą szybko do łóżka,
Takie, które żeby poszły do łóżka trzeba się postarać,
Takie, które są dla nich potencjalna partnerka.

O ostatecznej kwalifikacji decydują szczegóły. Jak się kobieta ubiera (jak pokaże cycki, to znaczy, że jej zależy). Ile pokazuje na zdjęciach profilowych (jeśli pokazuje dużo, to znaczy, że jest łatwa). A później ją testujemy.


Jeśli facet na pierwszej randce proponuje: „może kupię butelkę wina i wpadnę do ciebie?”, to znaczy to mniej więcej tyle: pała mi furgocze jak ruski wentylator a ty jesteś łatwą dziunią. Nie jestem facetem na jedną noc. Aż tyle czasu to ja nie mam. Ale przelecieć cię mogę.


Uwodzenie to składanie obietnicy bez pokrycia.


Co kobieta powinna odpowiedzieć na propozycję spotkania u niej?


„Wolę jakiś bar, na wypadek jakbyś mniej wkurzył albo był nudny. Będę mogła wtedy bez problemu uciec.”


Mężczyzna, aby zaczął szanować kobietę musi usłyszeć od niej słowo NIE.


Aha. Ważna rzecz.


Unikaj facetów którzy mówią: kocham cię przed pierwszym orgazmem.


Tyle. Jeśli tego nie rozumiesz, to może jest już dla ciebie za późno.  


Żeby kogoś poznać, trzeba pokazać, kim się jest


Im bardziej kobieta nastawia się na szukanie partnera na zawsze, tym mniejsze ma szanse go znaleźć. Nic tak nie śmierdzi dla faceta jak desperacja. Czujemy to na odległość. Czasami, wróć, CZĘSTO to wykorzystujemy.


Co tymczasem robi samotna laska? Zamiast myśleć o tym, czy facet po drugiej stronie stołu się jej podoba, zastanawia się czy ona podoba się jemu. A jeśli wypadnę głupio? Czy dobrze wyglądam? A co jeśli on mnie nie pokocha? Tak samo jest później w łóżku. Czy dobrze wyglądam w tej pozycji? Czy jemu jest dobrze? Muszę dobrze wypaść. MUSZĘ. Skoro on jest taki doskonały, to ja muszę też być doskonała.


Zdradzę wielki, kurwa, sekret. Nie ma ludzi doskonałych. A nawet jeśli są, to są nudni. Miłość polega na tym, że poznajecie swoje niedoskonałości.


Ta druga osoba może cię wtedy zaakceptować, bądź nie. Ale musi wiedzieć kim naprawdę jesteś a nie oglądać fejkową wersję prosto z Insta.


Mężczyźni wiążą się z kobietami, które ich rozumieją


Jest wiele kobiet z którymi chcemy się przespać, z myślą o kilku się onanizujemy, ale nieliczne nas rozumieją. Z tymi ostatnimi pragniemy być.  


Z mężczyzną trzeba rozmawiać. Przebić się przez jego warstwy. O czym rozmawiać? A tego to ja już nie wiem. Jeden lubi czekoladę, drugi jak mu nogi śmierdzą.


Wiem jedno, masz go w momencie, kiedy szczerze ci opowie, czego się boi.


W tej grze jest jednak jeden haczyk. Jeśli się nie otworzysz (a to trudne, bo każdy boi się dostać po raz kolejny kopa w dupę), to druga osoba też się nie otworzy.


Naucz się patrzeć na świat zachwyconym wzrokiem 


Jedną z większych bzdur jakie słyszałem w życiu, jest to, że dookoła nie ma fajnych, wolnych facetów.


Odpowiem tak. Ostatnio usłyszałem od znajomego: “Za znudzenie nie odpowiada rzeczywistość, tylko to, że się jej odpowiednio uważnie nie przyglądało.” Świat trzeba cały czas odkrywać. Patrzeć na to, co cię otacza, jakbyś widziała/widział to pierwszy raz”.  


Ja patrzę.


Dajmy na to trzymam w dłoni kobiecą pierś. Widzę, że jest duża. Jest ciepła. Jest blada. Prawie biała. Sutek jest twardy. Sterczy. Jest ciemnobrązowy. Duży. Na lewej piersi jest mały pieprzyk. Mniej więcej trzy centymetry od sutka. Jeśli dotknę językiem kawałka ciała, tam gdzie kończy się pierś, wąskiego fragmentu ciała pod nią, sutek stwardnieje bardziej, a z ust kobiety wydobędzie się jęk.


Zamiast piersi, można wstawić las. Morze. Jedzenie. Muzykę. I ludzi.


To nie tak, że nie możesz nikogo znaleźć. Po prostu nie patrzysz wystarczająco uważnie.


 [image error]unsplash.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 23, 2017 05:03

February 9, 2017

Dlaczego nie radzisz sobie z randkami (TYLKO DLA MĘŻCZYZN) 

Kalina Jędrusik cycki miała epickie, spojrzenie kocie, nie była szczególnie piękna, ale i tak faceci na jej widok głupieli, jak kot, któremu daje się kocimiętki.


Akurat szykowała się do roli w „Lalce”, czyli filmowej adaptacji wielkiej powieści o głupiej, aczkolwiek pięknej kobiecie, której sens życia polegał na nieustannej imprezie. Coś w rodzaju dzisiejszych panien na Insta, które robią sobie słitfocie z napompowanymi ustami, w czapkach od Dsquared, hodują długie pazury i marzenia o milionerze. „Lalkę” teraz ludzie kojarzą, jeśli w ogóle, to z jednego cytatu:


„Głupia rzecz, miłość. Poznajesz, kochasz, cierpisz. Potem jesteś znudzony albo zdradzony.”


Ale nie o tym.


Kalina w filmie musiała jeździć konno. A  jeździć ją uczył pewien przystojny rotmistrz. Po takim seansie wróciła do domu i zaczęła pokazywać swojemu facetowi, jak ją ten rotmistrz instruował.


– On mnie tak! To ja mu tak! On mi wtedy każe tak! To ja na to tak!


I facet posłuchał, popatrzył, a że miał umysł analityczny, w końcu zapytał:


– Kalina, czy ty jesteś pewna, że on cię nie pierdolił?


Na to już Kalinie zabrakło konceptu i jej lica zalały się czerwienią.


Jaki płynie z tego wniosek? Że z uczuciami, a z seksem to już w ogóle, to jest tak, że nikt nie wie, o co chodzi, ludzie robią z siebie idiotów i nawet o tym często nie wiedzą, dopóki im ktoś o tym nie powie. A ta historia mi się przypomniała, jak napisał do mnie Michał, który chciałby, dzięki magicznym sztuczkom, taką Kalinę (przepraszam, odpowiednik) zwyczajnie wypierdolić, albo się zakochać (jeszcze się nie zdecydował) i teraz szuka sposobu.



Michał


„Od jakiegoś czasu czytam Pańskie książki. Pierwszą pożyczył mi kumpel, po drugą i trzecią poszedłem już osobiście do empiku.


Te wszystkie „przygody, doświadczenia i rady” dotyczące relacji damsko – męskich, podrywania i postępowania z kobietami wydają się tak proste i banalne, że aż abstrakcyjne momentami. Czytając zdania spod Twojego pióra można się co nieco nauczyć i pośmiać przy okazji. Ale jak przychodzi co do czego w realu to nie zawsze jest tak różowo.


Siebie bym porównał do tego „milczącego, barczystego bruneta, który biega po parku z psem i potrafi przy pomocy zapałek i kilku gwoździ naprawić dajmy na to silnik od fiata 126 p” i który wystąpił już raz (albo dwa) na Twoim blogu. Taki typowy brunet, 190cm, regularnie ćwiczący i do tego student PW wiec nie głupi. Takie 8,5/10, także nie jest źle na pierwszy rzut oka.


Tylko że nie jestem typem bawidamka i mistrza opowieści i niestety tracę w tych sytuacjach z laskami pewnie to 80% intelektu. Książki od czasu do czasu czytam, ale może złe jakieś?! Po klubach czasem latam, trochę potańczę,  trochę pogadam ale w 90% przypadków chuj z tego wychodzi brzydko mówiąc. To znaczy nic.


Ja wiem że większość współczesnych mężczyzn nie jest w stu procentach mężczyznami z dawnych lat, no ale przecież jakoś się dają radę. Czarnemu wszystko wychodzi, nawet jak tego nie chce. Czarny zawsze kończy weekend wygrany. Jak to jest? Choć trochę tej magii można się nauczyć od kogoś albo skądś? I tu nawet nie chodzi mi o to jak mieć inną pannę w łóżku co tydzień albo dwa, tylko żeby się udało może i na dłużej z jakąś ekstra dziewczyną. Chociaż ta pierwsza opcja też byłaby gites.”


Twój stary musi być marynarzem. Świetnie stawiasz maszty


No samcem alfa to ty nie jesteś, Ziomek. 


Z Twojej perspektywy wygląda to tak: ty pełen dobrej woli idziesz do klubu, bierzesz piwo, pilnujesz ściany, żeby nie uciekła i czekasz, aż zbierzesz w sobie dostatecznie dużo odwagi, aby podejść do jakiejś kobiety. No i w końcu po trzecim, albo czwartym, no ewentualnie piątym piwie (ach, te kocie ruchy), widzisz małolatę, o dużych ustach, w okularach i w mini, ale ładną – a że jest ciemno, to nawet bardzo ładną – i mówisz coś tam, coś tam, coś tam.


“Jeśli Twoja lewa noga to Boże Narodzenie, a prawa to Wielkanoc, wpadnę pomiędzy świętami.”


“Gdybyś była ziemniakiem. Byłabyś dobrym ziemniakiem”.


“Twój stary musi być marynarzem. Świetnie stawiasz maszty”.


 (Johnny Bravo mówił: „Czy ktoś ci kiedyś mówił, że mam piękne oczy?” i „Miło mnie widzieć, prawda?”)


A później się dziwisz, że znowu nie wyszło.


Podryw z perspektywy kobiety


Kobiety coś tam opowiadają, że jak idą do klubu, to idą potańczyć albo się pobawić. To brzmi równie prawdziwie jak to, że facet idzie do burdelu się poprzytulać. To, o tym tańczeniu, to wymówka dla kolesi, którzy im się nie podobają.  


Kobiecie ciągle nie wypada przyznać się, że chce, aby ktoś ją uwiódł, rzucił na łóżko i podał rano kawę z mlekiem i jakąś jajecznicę. Nigdy nie były tak przestraszone i sfrustrowane jak teraz. Świat im mówi jak mają wyglądać – a one tak wyglądać po prostu nie są w stanie. Świat im mówi „W twoim wyglądzie jest klucz do twojego szczęścia. Bez wyglądu nie znajdziesz żadnego fajnego faceta.”


(Kobiety pół życia oceniane są na podstawie swojej urody. Kolejne pół, kiedy już są po 40 – tce, boją się, że nikt już nie myśli o tym, aby je pocałować, bo z każdym dniem przestają wyglądać. Bo z każdym dniem muszą włożyć w to więcej wysiłku). 


Kiedy kobieta idzie do klubu, musi się więc przygotować.  Musi się wykąpać. I to nie jest taka kąpiel jak u mężczyzny, że niby namydlisz, spłuczesz i spierdalasz. Są świeczki. Jest wino. Jest telefon do przyjaciółki. Maseczka na twarz. Jak pali, to zapali. Jak czyta, to poczyta. Jak musi ogolić nogi, to ogoli. Suszenie włosów Jak ma proste to skręci. Jak kręcone to rozprostuje. Podkład, eyeliner, mascara. Podkreślenie brwi. Bronzer na policzki. Bielizna. Inna bielizna. Sukienka. Inna sukienka.  Inna bielizna, bo bielizna nie pasuje do sukienki.


Taksówka. Błyszczyk.


No i te dwie godziny później, ona stoi w tym klubie, krąży między parkietem, barem i toaletą, udając, że na nikogo nie czeka, a w rzeczywistości czeka na kogoś, kto zbilansuje jej te wszystkie starania, da odrobinę nadziei, albo emocji, a jeśli nie nadziei i emocji, to chociaż zabawy. A tu podchodzisz ty i, kurwa, masz niewiele do powiedzenia. Ona spogląda wtedy na takiego gościa i się zastanawia, czy to jest to, na co szykowała się cały wieczór.


Teraz kumasz trochę bardziej?


Jak podrywać kobiety?


Pytasz, czy można nauczyć się podrywać kobiety. Odpowiedź brzmi: skoro psa można nauczyć podawać łapę, świnię tańczyć, to i mężczyznę można nauczyć podrywać. Jest nawet cała społeczność, gdzie za mniejsze i większe pieniądze tego uczą. To PUA, czyli pick up artist. Ujmując najkrócej, to facetów uczy się tam, hmmm … sekwencji.


Dajmy na to, widzisz przeuroczą blondynkę, wzrostu nikczemnego, ot tak 159 cm, za to na 13 cm szpilkach, z kształtnym cyckiem (a nawet obydwoma), ukrytym pod małą czarną, oraz ustami jak pontony. Generalnie coś między Agnieszką Włodarczyk, a Jenną Jameson. Jak to było pewnym memie: „bezbronna tylko wtedy, kiedy schnie jej lakier na paznokciach”.


Faceci się jej boją i boją się podejść, a jeśli już jakiś podejdzie, to ona traktuje go lekceważąco. I teraz wyobraź sobie, że wziąłeś kilka lekcji PUA, podchodzisz do blondynki i mówisz:


– Wiesz, że 93 procent kobiet masturbuje się pod prysznicem?


– Nie – odpowiada Blondie, bo faktycznie nie wie.


– To prawda. Pozostałe 7 procent śpiewa – kontynuujesz.


– Serio? – pyta Blondie, bo ją przymurowało.


– A wiesz co śpiewają pod prysznicem? – pytasz.


–  Nie – odpowiada ona.


– A więc musisz należeć do tych 93 procent.


I ta sekwencja, którą facet wykuł na pamięć, to jest to tzw. otwieracz. Swoją drogą, wyjątkowo już zgrany, więc go lepiej nie stosuj. Później podchodzisz do 50 kobiet w trzech albo pięciu klubach i każdej mówisz ten sam tekst, jak wytresowana małpa, oczekując, która da ci swój numer telefonu.


Czy to działa? Pozwolę sobie prychnąć lekceważąco.


To, co mówisz jest, rzecz jasna, ważne. Wyobraź sobie, ze podchodzisz do kobiety, która bardzo ci się podoba i mówisz:


„Chcę się z Tobą przespać.


Chcę cię mieć na stole, chcę cię mieć w przedpokoju i kuchni, a później w łazience.


Chcę zobaczyć jak oddychasz szybko i jak oddychasz wolno.


Podniecasz mnie.


Działasz na mnie.


Patrzę na ciebie i tracę zmysły.


Pożądam ciebie.


Chcę cię mieć.


Tu i teraz.”


A teraz podchodzę do niej ja, uśmiecham się do niej i mówię: „Hej, chciałbym nakarmić cię frytkami”. Ty się boisz. Ja to mówię na luzie. I to czyni różnicę. Bo owszem, to, co mówi się do kobiety jest ważne. Ale o niebo ważniejsze jest: jak się to mówi.  


Dlaczego?


Ona nie wie, kim jestem, ale widzi, że jestem pewny siebie. A skoro jestem pewny siebie, to mam jakiś tego powód.


Kobiety pragną faceta ze statusem


Tych powodów pewności siebie może być wiele. 


Gdyby ktoś mnie zapytał, czego kobiety oczekują od mężczyzn, to odpowiedziałbym, że chcą silnego, niezależnego faceta, o silnym statusie społecznym, trochę bad boya, trochę cynika, ale żeby był też głębszy niż wiadro gwoździ, oraz wrażliwy.


Sytuacja: obaj podchodzimy do kobiet, które nam się podobają. Ona cię pyta, kim jesteś. Odpowiadasz, że studentem politechniki. Ja odpowiadam, że kolekcjonerem chwil. Wróć, odpowiadam, że jestem pisarzem. (Nigdy bym nie powiedział czegoś takiego, ale to tylko przykład). Zastanówmy się, który z nas szybciej zaliczy tego wieczoru. Co to jest? To przykład wykorzystania statusu budowanego na sławie/popularności.


A teraz ta blondynka podchodzi do mnie, chwyta mnie za rękę i mówi: „Chcę się z tobą przespać. Słyszałam od koleżanek, że jesteś zajebisty.” Co to jest? Dobra marka. Jestem rozpoznawalny w danym miejscu. To również status.  


[image error]


Ona kocha we mnie piniądz


Oczywiście w klubach, tak jak i w życiu, jest on zazwyczaj prezentowany w nieco innej, bardziej zwulgaryzowanej formie. Czyli ta pewność siebie jest budowana w oparciu o hajs.


[image error]


Jak to śpiewał pewien klasyk:


„Fajne Audi, łysa klata,

To, co lubi małolata.

Więc na miasto dziś wbijamy,

no i foki ogarniamy“ 


Czy to działa? Często tak.


[image error]


Kilka dni temu przeczytałem w komentarzu na blogu: „Dzisiaj jak się człowiek pyta czy masz dziewczynę itd. to odpowiedź w większości: Nie! Bo za drogo”. W warszawskich klubach pełno jest pań, które robią sobie wyścigi po samca, oparte głównie o to, kto ma lepsze auto i większą odporność karty kredytowej. Często mają nawet listę nazwisk, które koniecznie trzeba poznać. Onanizm wyimaginowanym światem, gdzie związek to tylko tarcie naskórka o naskórek.


Czy to działa zawsze? Nie.


Ostatnio kumpela opowiedziała mi o facecie, który na drugiej randce, będąc w stanie bliskim nieważkości, straszliwie ją obraził. A następnie już rano w ramach przeprosin powiedział, że jej kupi porsche i był bardzo zdzwiony, gdy kazała mu spadać. Koleżanka, już w rozmowie ze mną, skomentowała: „Pewnie wziąłby w leasing cayenne z kratką, a jak cycki by mi opadły to po prostu by zabrał. To ja kicham na taki interes.”


Podryw jest jak łowienie ryb


Jak ciągniesz za bardzo, to ryba zerwie żyłkę.


Ty jesteś logiczny. Myślisz: jestem przystojny, jestem niegłupi, dlaczego one mnie nie chcą? Kobieta, która stoi naprzeciwko, nie myśli logicznie. Ona odbiera emocje.  


Jeśli jesteś wyluzowany, ona też będzie wyluzowana (w psychologii nazywa się to teorią neuronów lustrzanych). Jeśli jesteś spięty, ona też będzie spięta. A jesteś spięty, bo ci zależy. I będziesz spięty jeszcze bardziej, bo jeśli kobieta daje mężczyźnie szansę na rozmowę, w takiej sytuacji zaczyna go testować. Im laska jest ładniejsza, tym robi to chętniej i częściej, bo jest przyzwyczajona do adoracji.


Tego wieczoru podeszło do niej przynajmniej trzech gości takich jak ty. Jeśli nawet robi to średnio tylko jeden samiec dziennie, daje to 365 prób rocznie. Jeśli ma 25 lat, to znaczy, że w ciągu dekady, od kiedy stała się nastolatką, usiłowano ją poderwać 3650 razy i jest to rachunek zaniżony. Ile razy w tym czasie usiłowano poderwać ciebie?


Wnioski? Mało co jest w stanie ją zaskoczyć.


Będzie, więc, celowo złośliwa, będzie ci dowalać, będzie cię krytykować, a jednocześnie będzie obserwować, co zrobisz. Jeśli nie zareagujesz („Zawsze tak dajesz zdechłym karpiem po ryjach, czy dzisiaj masz wyjątkowo słaby dzień?”), po prostu cię spławi. Gdy dziewczyny wyczują desperację, to wiedzą, że mają władzę. I szybko tracą zainteresowanie.


Zresztą, im bardziej się zgadzasz z kobietą, im bardziej potakujesz, tym gorszy masz z nią seks.


Stop.


Tym gorszy seks ma ona z tobą.


Największe sukcesy z kobietami mają ci, którzy częściej próbują


Podstawowym pytaniem, jakie w ogóle powinieneś sobie zadać, jest: czego właściwie chcesz?


Zaliczać laski? Czy po prostu chcesz się zakochać? Bo być może cię zaskoczę, ale to nie to samo. Nie możesz przecież iść na laski i widząc brunetkę mówić: „O, ta klęknie do mojej dzidy, a z tą blondie po lewej to ja stanę na ślubnym kobiercu.” Ja uważam (i jeśli jestem w błędzie, to zarzucano mi już gorsze rzeczy), że chcesz się zakochać. I powiem ci, w końcu znajdzie się jedna na tyle ładna, że będzie w stanie zaspokoić twoje ego. Taka spokojna, inteligentna, z konkretnym planem na życie. Zakochasz się w niej na zabój (albo tak będzie ci się wydawać). I będziesz wrzucać na fejsa wspólne zdjęcia z Sudetów. Po czym ona weźmie cię pod pantofel.


Na razie zapamiętaj, Ziomek, jedno. Podryw ma być zabawą. To ma być fun, a nie orka na ugorze.  To nie chodzi o to, aby laskę przelecieć, ale aby czegoś fajnego doświadczyć. Żeby poznać kogoś nowego, żeby się czegoś dowiedzieć, żeby się pośmiać, żeby czekać na spotkanie. Jeśli będzie seks, to fajnie. Nie będzie? To idziesz dalej, do następnej.


Co różni mężczyznę, który jest dobry z kobietami, od mężczyzny, który sobie z nimi nie radzi?


Liczba prób. Ten pierwszy próbuje dużo częściej.


 [image error]unsplash.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 09, 2017 00:07

Dlaczego nie radzisz sobie z randkami (TYLKO DLA MĘŻCZYZN, KOBIETY SIĘ WYNUDZĄ) 

Kalina Jędrusik cycki miała epickie, spojrzenie kocie, nie była szczególnie piękna, ale i tak faceci na jej widok głupieli, jak kot, któremu daje się kocimiętki.


Akurat szykowała się do roli w „Lalce”, czyli filmowej adaptacji wielkiej powieści o głupiej, aczkolwiek pięknej kobiecie, której sens życia polegał na nieustannej imprezie. Coś w rodzaju dzisiejszych panien na Insta, które robią sobie słitfocie z napompowanymi ustami, w czapkach od Dsquared, hodują długie pazury i marzenia o milionerze. „Lalkę” teraz ludzie kojarzą, jeśli w ogóle, to z jednego cytatu:


„Głupia rzecz, miłość. Poznajesz, kochasz, cierpisz. Potem jesteś znudzony albo zdradzony.”


Ale nie o tym.


Kalina w filmie musiała jeździć konno. A  jeździć ją uczył pewien przystojny rotmistrz. Po takim seansie wróciła do domu i zaczęła pokazywać swojemu facetowi, jak ją ten rotmistrz instruował.


– On mnie tak! To ja mu tak! On mi wtedy każe tak! To ja na to tak!


I facet posłuchał, popatrzył, a że miał umysł analityczny, w końcu zapytał:


– Kalina, czy ty jesteś pewna, że on cię nie pierdolił?


Na to już Kalinie zabrakło konceptu i jej lica zalały się czerwienią.


Jaki płynie z tego wniosek? Że z uczuciami, a z seksem to już w ogóle, to jest tak, że nikt nie wie, o co chodzi, ludzie robią z siebie idiotów i nawet o tym często nie wiedzą, dopóki im ktoś o tym nie powie. A ta historia mi się przypomniała, jak napisał do mnie Michał, który chciałby, dzięki magicznym sztuczkom, taką Kalinę (przepraszam, odpowiednik) zwyczajnie wypierdolić, albo się zakochać (jeszcze się nie zdecydował) i teraz szuka sposobu.



Michał


„Od jakiegoś czasu czytam Pańskie książki. Pierwszą pożyczył mi kumpel, po drugą i trzecią poszedłem już osobiście do empiku.


Te wszystkie „przygody, doświadczenia i rady” dotyczące relacji damsko – męskich, podrywania i postępowania z kobietami wydają się tak proste i banalne, że aż abstrakcyjne momentami. Czytając zdania spod Twojego pióra można się co nieco nauczyć i pośmiać przy okazji. Ale jak przychodzi co do czego w realu to nie zawsze jest tak różowo.


Siebie bym porównał do tego „milczącego, barczystego bruneta, który biega po parku z psem i potrafi przy pomocy zapałek i kilku gwoździ naprawić dajmy na to silnik od fiata 126 p” i który wystąpił już raz (albo dwa) na Twoim blogu. Taki typowy brunet, 190cm, regularnie ćwiczący i do tego student PW wiec nie głupi. Takie 8,5/10, także nie jest źle na pierwszy rzut oka.


Tylko że nie jestem typem bawidamka i mistrza opowieści i niestety tracę w tych sytuacjach z laskami pewnie to 80% intelektu. Książki od czasu do czasu czytam, ale może złe jakieś?! Po klubach czasem latam, trochę potańczę,  trochę pogadam ale w 90% przypadków chuj z tego wychodzi brzydko mówiąc. To znaczy nic.


Ja wiem że większość współczesnych mężczyzn nie jest w stu procentach mężczyznami z dawnych lat, no ale przecież jakoś się dają radę. Czarnemu wszystko wychodzi, nawet jak tego nie chce. Czarny zawsze kończy weekend wygrany. Jak to jest? Choć trochę tej magii można się nauczyć od kogoś albo skądś? I tu nawet nie chodzi mi o to jak mieć inną pannę w łóżku co tydzień albo dwa, tylko żeby się udało może i na dłużej z jakąś ekstra dziewczyną. Chociaż ta pierwsza opcja też byłaby gites.”


Twój stary musi być marynarzem. Świetnie stawiasz maszty


No samcem alfa to ty nie jesteś, Ziomek. 


Z Twojej perspektywy wygląda to tak: ty pełen dobrej woli idziesz do klubu, bierzesz piwo, pilnujesz ściany, żeby nie uciekła i czekasz, aż zbierzesz w sobie dostatecznie dużo odwagi, aby podejść do jakiejś kobiety. No i w końcu po trzecim, albo czwartym, no ewentualnie piątym piwie (ach, te kocie ruchy), widzisz małolatę, o dużych ustach, w okularach i w mini, ale ładną – a że jest ciemno, to nawet bardzo ładną – i mówisz coś tam, coś tam, coś tam.


“Jeśli Twoja lewa noga to Boże Narodzenie, a prawa to Wielkanoc, wpadnę pomiędzy świętami.”


“Gdybyś była ziemniakiem. Byłabyś dobrym ziemniakiem”.


“Twój stary musi być marynarzem. Świetnie stawiasz maszty”.


 (Johnny Bravo mówił: „Czy ktoś ci kiedyś mówił, że mam piękne oczy?” i „Miło mnie widzieć, prawda?”)


A później się dziwisz, że znowu nie wyszło.


Podryw z perspektywy kobiety


Kobiety coś tam opowiadają, że jak idą do klubu, to idą potańczyć albo się pobawić. To brzmi równie prawdziwie jak to, że facet idzie do burdelu się poprzytulać. To, o tym tańczeniu, to wymówka dla kolesi, którzy im się nie podobają.  


Kobiecie ciągle nie wypada przyznać się, że chce, aby ktoś ją uwiódł, rzucił na łóżko i podał rano kawę z mlekiem i jakąś jajecznicę. Nigdy nie były tak przestraszone i sfrustrowane jak teraz. Świat im mówi jak mają wyglądać – a one tak wyglądać po prostu nie są w stanie. Świat im mówi „W twoim wyglądzie jest klucz do twojego szczęścia. Bez wyglądu nie znajdziesz żadnego fajnego faceta.”


(Kobiety pół życia oceniane są na podstawie swojej urody. Kolejne pół, kiedy już są po 40 – tce, boją się, że nikt już nie myśli o tym, aby je pocałować, bo z każdym dniem przestają wyglądać. Bo z każdym dniem muszą włożyć w to więcej wysiłku). 


Kiedy kobieta idzie do klubu, musi się więc przygotować.  Musi się wykąpać. I to nie jest taka kąpiel jak u mężczyzny, że niby namydlisz, spłuczesz i spierdalasz. Są świeczki. Jest wino. Jest telefon do przyjaciółki. Maseczka na twarz. Jak pali, to zapali. Jak czyta, to poczyta. Jak musi ogolić nogi, to ogoli. Suszenie włosów Jak ma proste to skręci. Jak kręcone to rozprostuje. Podkład, eyeliner, mascara. Podkreślenie brwi. Bronzer na policzki. Bielizna. Inna bielizna. Sukienka. Inna sukienka.  Inna bielizna, bo bielizna nie pasuje do sukienki.


Taksówka. Błyszczyk.


No i te dwie godziny później, ona stoi w tym klubie, krąży między parkietem, barem i toaletą, udając, że na nikogo nie czeka, a w rzeczywistości czeka na kogoś, kto zbilansuje jej te wszystkie starania, da odrobinę nadziei, albo emocji, a jeśli nie nadziei i emocji, to chociaż zabawy. A tu podchodzisz ty i, kurwa, masz niewiele do powiedzenia. Ona spogląda wtedy na takiego gościa i się zastanawia, czy to jest to, na co szykowała się cały wieczór.


Teraz kumasz trochę bardziej?


Jak podrywać kobiety?


Pytasz, czy można nauczyć się podrywać kobiety. Odpowiedź brzmi: skoro psa można nauczyć podawać łapę, świnię tańczyć, to i mężczyznę można nauczyć podrywać. Jest nawet cała społeczność, gdzie za mniejsze i większe pieniądze tego uczą. To PUA, czyli pick up artist. Ujmując najkrócej, to facetów uczy się tam, hmmm … sekwencji.


Dajmy na to, widzisz przeuroczą blondynkę, wzrostu nikczemnego, ot tak 159 cm, za to na 13 cm szpilkach, z kształtnym cyckiem (a nawet obydwoma), ukrytym pod małą czarną, oraz ustami jak pontony. Generalnie coś między Agnieszką Włodarczyk, a Jenną Jameson. Jak to było pewnym memie: „bezbronna tylko wtedy, kiedy schnie jej lakier na paznokciach”.


Faceci się jej boją i boją się podejść, a jeśli już jakiś podejdzie, to ona traktuje go lekceważąco. I teraz wyobraź sobie, że wziąłeś kilka lekcji PUA, podchodzisz do blondynki i mówisz:


– Wiesz, że 93 procent kobiet masturbuje się pod prysznicem?


– Nie – odpowiada Blondie, bo faktycznie nie wie.


– To prawda. Pozostałe 7 procent śpiewa – kontynuujesz.


– Serio? – pyta Blondie, bo ją przymurowało.


– A wiesz co śpiewają pod prysznicem? – pytasz.


–  Nie – odpowiada ona.


– A więc musisz należeć do tych 93 procent.


I ta sekwencja, którą facet wykuł na pamięć, to jest to tzw. otwieracz. Swoją drogą, wyjątkowo już zgrany, więc go lepiej nie stosuj. Później podchodzisz do 50 kobiet w trzech albo pięciu klubach i każdej mówisz ten sam tekst, jak wytresowana małpa, oczekując, która da ci swój numer telefonu.


Czy to działa? Pozwolę sobie prychnąć lekceważąco.


To, co mówisz jest, rzecz jasna, ważne. Wyobraź sobie, ze podchodzisz do kobiety, która bardzo ci się podoba i mówisz:


„Chcę się z Tobą przespać.


Chcę cię mieć na stole, chcę cię mieć w przedpokoju i kuchni, a później w łazience.


Chcę zobaczyć jak oddychasz szybko i jak oddychasz wolno.


Podniecasz mnie.


Działasz na mnie.


Patrzę na ciebie i tracę zmysły.


Pożądam ciebie.


Chcę cię mieć.


Tu i teraz.”


A teraz podchodzę do niej ja, uśmiecham się do niej i mówię: „Hej, chciałbym nakarmić cię frytkami”. Ty się boisz. Ja to mówię na luzie. I to czyni różnicę. Bo owszem, to, co mówi się do kobiety jest ważne. Ale o niebo ważniejsze jest: jak się to mówi.  


Dlaczego?


Ona nie wie, kim jestem, ale widzi, że jestem pewny siebie. A skoro jestem pewny siebie, to mam jakiś tego powód.


Kobiety pragną faceta ze statusem


Tych powodów pewności siebie może być wiele. 


Gdyby ktoś mnie zapytał, czego kobiety oczekują od mężczyzn, to odpowiedziałbym, że chcą silnego, niezależnego faceta, o silnym statusie społecznym, trochę bad boya, trochę cynika, ale żeby był też głębszy niż wiadro gwoździ, oraz wrażliwy.


Sytuacja: obaj podchodzimy do kobiet, które nam się podobają. Ona cię pyta, kim jesteś. Odpowiadasz, że studentem politechniki. Ja odpowiadam, że kolekcjonerem chwil. Wróć, odpowiadam, że jestem pisarzem. (Nigdy bym nie powiedział czegoś takiego, ale to tylko przykład). Zastanówmy się, który z nas szybciej zaliczy tego wieczoru. Co to jest? To przykład wykorzystania statusu budowanego na sławie/popularności.


A teraz ta blondynka podchodzi do mnie, chwyta mnie za rękę i mówi: „Chcę się z tobą przespać. Słyszałam od koleżanek, że jesteś zajebisty.” Co to jest? Dobra marka. Jestem rozpoznawalny w danym miejscu. To również status.  


[image error]


Ona kocha we mnie piniądz


Oczywiście w klubach, tak jak i w życiu, jest on zazwyczaj prezentowany w nieco innej, bardziej zwulgaryzowanej formie. Czyli ta pewność siebie jest budowana w oparciu o hajs.


[image error]


Jak to śpiewał pewien klasyk:


„Fajne Audi, łysa klata,

To, co lubi małolata.

Więc na miasto dziś wbijamy,

no i foki ogarniamy“ 


Czy to działa? Często tak.


[image error]


Kilka dni temu przeczytałem w komentarzu na blogu: „Dzisiaj jak się człowiek pyta czy masz dziewczynę itd. to odpowiedź w większości: Nie! Bo za drogo”. W warszawskich klubach pełno jest pań, które robią sobie wyścigi po samca, oparte głównie o to, kto ma lepsze auto i większą odporność karty kredytowej. Często mają nawet listę nazwisk, które koniecznie trzeba poznać. Onanizm wyimaginowanym światem, gdzie związek to tylko tarcie naskórka o naskórek.


Czy to działa zawsze? Nie.


Ostatnio kumpela opowiedziała mi o facecie, który na drugiej randce, będąc w stanie bliskim nieważkości, straszliwie ją obraził. A następnie już rano w ramach przeprosin powiedział, że jej kupi porsche i był bardzo zdzwiony, gdy kazała mu spadać. Koleżanka, już w rozmowie ze mną, skomentowała: „Pewnie wziąłby w leasing cayenne z kratką, a jak cycki by mi opadły to po prostu by zabrał. To ja kicham na taki interes.”


Podryw jest jak łowienie ryb


Jak ciągniesz za bardzo, to ryba zerwie żyłkę.


Ty jesteś logiczny. Myślisz: jestem przystojny, jestem niegłupi, dlaczego one mnie nie chcą? Kobieta, która stoi naprzeciwko, nie myśli logicznie. Ona odbiera emocje.  


Jeśli jesteś wyluzowany, ona też będzie wyluzowana (w psychologii nazywa się to teorią neuronów lustrzanych). Jeśli jesteś spięty, ona też będzie spięta. A jesteś spięty, bo ci zależy. I będziesz spięty jeszcze bardziej, bo jeśli kobieta daje mężczyźnie szansę na rozmowę, w takiej sytuacji zaczyna go testować. Im laska jest ładniejsza, tym robi to chętniej i częściej, bo jest przyzwyczajona do adoracji.


Tego wieczoru podeszło do niej przynajmniej trzech gości takich jak ty. Jeśli nawet robi to średnio tylko jeden samiec dziennie, daje to 365 prób rocznie. Jeśli ma 25 lat, to znaczy, że w ciągu dekady, od kiedy stała się nastolatką, usiłowano ją poderwać 3650 razy i jest to rachunek zaniżony. Ile razy w tym czasie usiłowano poderwać ciebie?


Wnioski? Mało co jest w stanie ją zaskoczyć.


Będzie, więc, celowo złośliwa, będzie ci dowalać, będzie cię krytykować, a jednocześnie będzie obserwować, co zrobisz. Jeśli nie zareagujesz („Zawsze tak dajesz zdechłym karpiem po ryjach, czy dzisiaj masz wyjątkowo słaby dzień?”), po prostu cię spławi. Gdy dziewczyny wyczują desperację, to wiedzą, że mają władzę. I szybko tracą zainteresowanie.


Zresztą, im bardziej się zgadzasz z kobietą, im bardziej potakujesz, tym gorszy masz z nią seks.


Stop.


Tym gorszy seks ma ona z tobą.


Największe sukcesy z kobietami mają ci, którzy częściej próbują


Podstawowym pytaniem, jakie w ogóle powinieneś sobie zadać, jest: czego właściwie chcesz?


Zaliczać laski? Czy po prostu chcesz się zakochać? Bo być może cię zaskoczę, ale to nie to samo. Nie możesz przecież iść na laski i widząc brunetkę mówić: „O, ta klęknie do mojej dzidy, a z tą blondie po lewej to ja stanę na ślubnym kobiercu.” Ja uważam (i jeśli jestem w błędzie, to zarzucano mi już gorsze rzeczy), że chcesz się zakochać. I powiem ci, w końcu znajdzie się jedna na tyle ładna, że będzie w stanie zaspokoić twoje ego. Taka spokojna, inteligentna, z konkretnym planem na życie. Zakochasz się w niej na zabój (albo tak będzie ci się wydawać). I będziesz wrzucać na fejsa wspólne zdjęcia z Sudetów. Po czym ona weźmie cię pod pantofel.


Na razie zapamiętaj, Ziomek, jedno. Podryw ma być zabawą. To ma być fun, a nie orka na ugorze.  To nie chodzi o to, aby laskę przelecieć, ale aby czegoś fajnego doświadczyć. Żeby poznać kogoś nowego, żeby się czegoś dowiedzieć, żeby się pośmiać, żeby czekać na spotkanie. Jeśli będzie seks, to fajnie. Nie będzie? To idziesz dalej, do następnej.


Co różni mężczyznę, który jest dobry z kobietami, od mężczyzny, który sobie z nimi nie radzi?


Liczba prób. Ten pierwszy próbuje dużo częściej.


 [image error]Photo by Cia de Foto/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 09, 2017 00:07

January 4, 2017

Jak spełnić swoje noworoczne postanowienia (prawie pewny sposób) 

Jeśli chodzi o zeszłoroczne postanowienie noworoczne zrzucenia 10 kg, wszystko zmierza w dobrą stronę. Zostało jeszcze tylko 15 kg.”


To mój ulubiony mem, jeśli chodzi o postanowienia noworoczne, bo jest prawie szczery, a w ciągu ostatnich kilku dni widziałem go na Facebooku tylko milion dwieście tysięcy razy. Taki czas.


To w sumie niezwykle optymistyczne, że w ludziach jest tak potężne pragnienie zmian i to zmian na lepsze. Jak to było w mojej nowej ulubionej książce: „Potrzebuję zmiany. Potrzebuję nowego życia. Dlaczego nowego życia nie można kupić, zamówić przez internet, dlaczego go nie przesyłają zapakowanego w celofan i przygotowanego do użytku?” No nie można, niestety. Nikt za ciebie nic nie zrobi, nikt cię nie zbawi, nikt cię nie zmieni. Musisz zrobić to sam/sama. Nie zrobisz? To chuj, jak Batorego komin (chodzi mi o statek).


Te nasze pragnienia są w swojej masie dość proste. Wszystkim nam chodzi o to, aby schudnąć parę kilo, rzucić palenie, pojeździć po świecie, mieć trochę kasy i dużo miłości. Ewentualnie, jak to mawia pewna ładna brunetka o robionych cyckach, ta kolejność może ulec zmianom, bo: „będzie kasa, będzie miłość”.



Czujemy się brudni, chcemy, aby wraz z nowym rokiem nasz świat stał się nagle czysty, jakby go ktoś potraktował wybielaczem. 


Żeby poprawić swoje życie na lepsze, trzeba wiedzieć, co nam sprawia przyjemność.


Jak się ma 22, 23 albo 29 lat to człowiek przede wszystkim nie wie, czego chce. Jak to ładnie ujął Janusz Głowacki, życie wygląda wtedy jak w sztukach Sarah Kane, gdzie bohaterowie podcinają sobie żyły wśród okrzyków „fuck me” na zmianę z „love me”. A czasami dochodzi do tego „zjebałaś mi życie, dziwko”. Ewentualnie  ktoś wysyła sms, że się rozmyślił i związku nie będzie, bo i takie przypadki znam z praktyki, a związek był sześcioletni.


A jak ktoś już wie, czego chce, to się boi do tego przyznać, bo jeszcze się ktoś obrazi. Albo się wstydzi przyznać, czego chce, przed samym sobą. Bo, na przykład, jakaś laska nie chce wyznać, że jeśli chodzi o jej życiowe aspiracje, to ona chce mieć męża. Trójkę dzieci i ciasto w piekarniku. Ale jej głupio, choć niesłusznie. Bądź na odwrót, ona nie chce mieć męża, tylko chce wyjść za pracę i od rana do nocy pieścić się z Excelem ku chwale rosnących słupków korporacji. A tego już, jej zdaniem, nie wypada powiedzieć, bo wyjdzie na bezduszną sukę. Nikomu nie kłamiemy tak dobrze, jak sobie.


Ludzie, a kobiety już w szczególności, mają wielkie problemy z dbaniem o swoje własne potrzeby. Może dlatego, że żyją z piętnem towaru, który szybko traci przydatność do spożycia.


xxx


 Z pisarzami to jest tak, że ludzie oceniają ich po tym, co ostatnio napisali, lecz ja oceniam siebie po tym, jak wyglądam w lustrze. I widzę, że trzeba działać. Bo już rozumiem, jak niewiele czasu mi zostało. Ja chcę mieć lepsze życie. Po prostu. Czasami, więc, leżę w łóżku i myślę: o co ci, kurwa, chodzi?


Aby wiedzieć gdzie mam iść, muszę wiedzieć, czego chcę, a to się zmienia. Każdego dnia wieczorem, tuż przed położeniem się do łóżka, wpisywałem do worda jedną najfajniejszą rzecz z całego dnia. Robiłem tak przez trzydzieści dni grudnia. Ten dokument nazywa się „Dobre rzeczy”  i dał mi dużo do myślenia.


Nie ma tam dużej ilości taniego ani drogiego porno, ani nawet zbyt dużej ilości masowania ego (jestem przecież taki zajebisty, jak gofry z bitą śmietaną i truskawkami) bo ja już wiem, że imponowanie komuś jest czymś zupełnie innym niż bycie imponującym.  


Jest tam, natomiast, dużo o relacjach z innymi ludźmi, trochę jedzenia, dużo seriali, trochę pisania, trochę kawy, trochę zimnej wódki. Proste rzeczy. Zaskoczyło mnie, że nie ma tam pracy, nie ma tam pieniędzy. I zrozumiałem, że teraz najbardziej potrzebuję teraz wolnego czasu. Że chcę czegoś doświadczyć, coś poczuć i chcę zrobić to szybko. Że musze wyrobić w sobie predyspozycje do odczuwania radości, bo moje pokolenie jest w tak zjebany sposób skonstruowane, że nie potrafimy się cieszyć ani z drobiazgów ani z rzeczy dużych. I moim noworocznym  postanowieniem jest to, aby się tego nauczyć.


W tandetnych czasopismach piszą: nie umiesz zadbać o swoje potrzeby. Ale może właśnie to jest to. Może to jest czas, aby o nie, kurwa, zadbać.


Żeby zmienić swoje życie na lepsze w nowym roku, trzeba przestać się bać.


Kobieta na tym zdjęciu ma 44 lata.


[image error]


Amy Cuddy (@amyjccuddy) | Twitter


Tak, wygląda młodo. Tak, w tej czarnej kiecce prezentuje się całkiem nieźle. Nie, nie jest w moim typie, choć lubię inteligentne kobiety, ale tak nieco lepiej zbudowane, jeśli wiesz, co mam na myśli (C i powyżej a każdy ma swoją damę z łasiczką).


Kobieta ma na imię Amy.


W wieku 19 lat Amy przeżyła wypadek. Wyrzuciło ją z samochodu, przez przednią szybę. Przekoziołkowała kilka razy. Kiedy się obudziła w szpitalu, okazało się, że ma uraz głowy i to poważny. Przed wypadkiem była bardzo zdolna. Błyskotliwa. Po wypadku stała się nagle przeciętna. Jej iloraz inteligencji spadł nagle o dwa poziomy. Zmuszono ją do opuszczenia uczelni. Grzecznie jej wytłumaczono: „Amy, już nigdy nie skończysz studiów. Nie powinnaś tu być. Jest wiele innych rzeczy, którymi możesz się zająć”.


To jedna z najbardziej potwornych rzeczy na świecie, jednego dnia być inteligentnym, a drugiego już nie. Mnie to przeraża. Może dlatego, że mój mózg to coś, na czym mogłem polegać przez całe życie.  


Amy czuła się bezsilna (jest kobietą, kobiety często czują się bezsilne). Ale pracowała ciężko (kobiety często są silniejsze od mężczyzn). Ukończyła studia (bo mózg jest jak mięsień, kiedy go ćwiczysz, ulega regeneracji i się wzmacnia). Owszem, trwało to o cztery lata dłużej niż w przypadku jej koleżanek i kolegów.


Poszła zrobić doktorat na Princeton. Na początku trzeba tam wygłosić przed 20 osobami 20 minutową mowę (chyba lubią liczbę 20). Amy oszalała z przerażenia. Zadzwoniła do swojej opiekunki z roku Susan Fiske i powiedziała jej, że odchodzi. Że nie da rady. NIE POWINNO MNIE TU BYĆ – wyznała.


Fiske odpowiedziała coś, co ją zamurowało. Powiedziała: będziesz udawać. Wygłosisz wszystko, co każą ci przygotować. Będziesz to powtarzać tak długo, aż mimo, że będziesz przerażona, sparaliżowana, poczujesz, że wychodzisz z siebie, zrozumiesz: „O matko, ja to robię! Osiągnęłam to. Ja naprawdę to robię”.


I  Amy to zrobiła. Nie odeszła. Ale teraz dobrze wie, co to znaczy walczyć ze swoim strachem. Amy jest znana z powodu tej pozy:


[image error]


You Tube


To tzw. Wonder Woman. Ten układ ciała mówi: jestem silna. Jestem asertywna. Jestem zdecydowana.


Amy ze swoimi dwiema koleżankami postanowiła przetestować, jak mowa naszego ciała wpływa na nasz mózg. Uczestnicy tego eksperymentu wchodzili do pokoju, pluli do fiolki, przyjmowali na dwie minuty pozycję siły, albo pozycję słabości. Odpowiadali na kilka pytań i znowu pluli. Dzień, jak co dzień, na każdej stołówce studenckiej albo u mnie w pracy.


[image error]


You Tube


Co wyszło z tych badań?


Po dwóch minutach pozowania w pozycji siły, testosteron tych osób rósł o 20 proc. Po dwóch minutach w pozycji słabości, testosteron tych osób spadał o 10 proc. Po dwóch minutach pozowania w pozycji siły, kortyzol, czyli hormon stresu, spadał  25 proc. Po dwóch minutach w pozycji słabości, kortyzol rósł o 15 proc.


Wnioski? Nasze ciało wpływa na nasz umysł. 120 sekund wystarczyło, aby nasz mózg stał się bardziej asertywny, bardziej pewny siebie.


To jest moja rada na nowy rok. Przyjmij pozycję siły. Chodzi o to, aby być kimś kto działa, mimo że się boi.


Żeby zmienić swoje życie na lepsze trzeba swoje postanowienie sylwestrowe realizować przez 30 dni.


Daliśmy sobie wmówić, że liczy się cel. Sprzedaj towaru za 100 tysięcy, dostaniesz ponton gratis. Poleć z kumpelą z pracy na Maderę, jej mąż będzie miał pretensje, twoja żona będzie miała pretensje, ktoś ci zrobi zdjęcie, a ty chciałeś tylko zaliczyć fajną laskę. 


Klasyczny cel sylwestrowy wygląda tak:


1 stycznia laska staje na wadze. Nie może uwierzyć, więc płacze. Pociągając nosem, staje jeszcze raz na wadze. Waga pokazuje tyle samo, co przed chwilą. Laska się rozbiera do majtek, staje na wadze po raz trzeci. Waga pokazuje: fuck you, dziwko. Zdesperowana laska zdejmuje majtki. Nadal nic. Teraz krzyczy i wygraża połowie rodziny i znajomych za świąteczne ciasta.


A później jest już silne postanowienie: schudnę do wakacji 20 kilo, na plaży będę wyglądać tak, że żaden facet, patrząc na mnie, nie będzie mógł leżeć na plecach, a Emily Ratajkowski oraz Jen Selter (wredne puszczalskie suki) nie będą mogły spać po nocach.


I w wariancie realistycznym laska idzie na fitness trzeciego, czwartego oraz piątego stycznia (szóstego pije, bo ile można ćwiczyć tak na trzeźwo). Wytrzymuje do końca miesiąca, a później szuka jakiejś diety, która również nie działa. W wariancie pesymistycznym laska nie je, nie pije, rzyga, aż chudnie te 20 kilo, a po wakacjach tyje 25 kilo.


Dlatego: cel jest do dupy, liczy się zwyczaj.


Zwyczaj to: będę biegać cztery razy w tygodniu. Zwyczaj to: będę uprawiać seks cztery razy w tygodniu. Zwyczaj to: we wtorki, środy, soboty oraz niedziele będę chodzić na siłownię. Żeby zaadaptować coś, jako zwyczaj, nasz mózg potrzebuje tę czynność powtarzać przez 30 dni.  Po przekroczeniu 30 dni, przestajemy o tym myśleć. Nasze ciało działa wtedy na automacie.


Daj szansę swoim postanowieniom 


Te nasze sylwestrowe obietnice wydają się głupie i naiwne, ale okazuje się – co było i dla mnie zaskoczeniem – często bywają skuteczne.


Pokazał to dr John Norcross, psycholog z University of Scranton w Pensylwanii. Norcross zbadał 400 osób w okresie między 26 a 31 grudnia, zadając im pytania o postanowienia sylwestrowe. I te 400 osób podzieliło się na trzy mniejsze i większe grupy.


Pierwsza nie chciała nic zmieniać w swoim życiu. Może byli zadowoleni, może po prostu jeszcze nie wytrzeźwieli po kolacji wigilijnej. Generalnie postępowali zgodnie z zasadą: „postanowienia noworoczne mam głęboko w dupie. I tak nikt nie lubi chudych i trzeźwych dziewczyn”. Należy pić i tańczyć i się obściskiwać, a później następuje ranek.


Druga grupa uznała, że, owszem, jakieś zmiany w życiu by się przydały, ale nie zaraz po Sylwestrze, bo po Sylwestrze to się kaca leczy Saridonem popijanym colą, i jajecznicą z tłustym boczkiem, a nie zmienia życie. To zawsze można zrobić później.   


Ale trzecia grupa, reprezentująca 41 proc. osób, przyznała, że ma jakieś tam plany. Mniejsze i większe, odważne i mniej odważne, ale z różnych przyczyn dla nich ważne i trudne, bo czekali na jakiś wyraźny przełom, aby odważyć się na wcielenie ich w życie. 


Grupę drugą (skacowani) i trzecią (sylwestrzaki) dzieliła, jednak, mocno skuteczność ich postanowień. Przez dwa tygodnie swój plan chwacko realizowało 51 proc. skacowanych. Po sześciu miesiącach ta grupa skurczyła się do 4 proc. Sylwestrzaki okazują się bardziej zacięte. Przez dwa tygodnie swoje obietnice spełniało 71 proc. osób. A po sześciu miesiącach okazało się, że swoje przyrzeczenie nadal realizuje 46 proc. osób.  


xxx


Co jest tak magicznego w okresie końca starego roku i początku nowego? Może chodzi o to, że to jedyny moment, w którym – czy chcemy czy nie – musimy się zatrzymać i pomyśleć. Bo coś się kończy, coś się zaczyna, a to zmusza nas do refleksji.


Kiedy ryzykować, jak nie wtedy, gdy jest się młodym? Kiedy próbować, jak nie wtedy, gdy masz niewiele do stracenia?


Co się stanie, jeśli upadnę?


A co się stanie, jeśli pofruniesz?


xxx


PS. Amy została wykładowcą na Harvardzie. Na koniec jej pierwszego roku pracy przyszła do niej studentka. W Stanach aby zaliczyć zajęcia trzeba brać w nich udział. Amy ostrzegła ją: albo zaczniesz mówić, albo oblejesz. Studentka spojrzała na nią z łzami w oczach i powiedziała: nie powinno mnie tu być…


Amy w nagłym błysku zrozumiała wtedy, że ona już tak nie myśli. Tak długo udawała silną, aż się nie stała. Spojrzała na przerażoną dziewczynę i powiedziała: Właśnie, że powinnaś! Powinnaś tu być! Jutro na zajęciach wejdziesz do sali i wygłosisz najlepszy komentarz, jaki tu dotychczas słyszano.


I wiesz, co? Ta studentka wygłosiła  zajebisty komentarz. Ludzie spojrzeli na nią z niedowierzaniem. Po raz pierwszy ją dostrzegli. Kilka miesięcy później, była to zupełnie inna dziewczyna. Nadal się bała. Ale potrafiła już przełamać ten strach. 


[image error]


unsplash.com


Inspiracje:


Amy Cuddy: Your body language shapes who you are


How to Succeed with Your New Year’s Resolutions


 


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 04, 2017 00:22

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.