Piotr C.'s Blog, page 20

November 16, 2015

Potrafisz powiedzieć: jestem ładna? (Dlaczego nie wychodzi ci w związku 3)

1


Stań przed lustrem. Rozbierz się. Powoli, bez pośpiechu. Zamknij oczy. Tak, teraz. Oddychaj. Raz, dwa, trzy. Do dziesięciu. Wyprostuj się. Obejrzyj się. Z profilu się obejrzyj, z boku, z tyłu.  


Uda.


Tyłek.


Cycki.


Usta.


Włosy.


Nie potrafisz, prawda?



To znaczy, może wyjdziesz, może się i rozbierzesz, może popatrzysz chwilę, ale umkniesz szybko, rozczarowana, zakłopotana, zła. Nie podoba ci się twoje ciało, co?


Co byś zmieniła? Pięć kilo w dół? Piętnaście? Za duże cycki? Za małe? Zbyt obwisłe? Za duży brzuch?


To inaczej. Usiądź naprzeciwko swoich znajomych, naprzeciwko ludzi, którzy cię znają i może nawet cenią. Naprzeciwko ludzi, w towarzystwie których czujesz się bezpieczna, i przyznaj w trakcie rozmowy: tak, jestem ładna. To tylko trzy słowa!  


Albo jeszcze inaczej. Potwierdź: TAK, JESTEM PIĘKNA. 


Uważasz, że to głupie, bo co oni o mnie pomyślą? Dlaczego mam się chwalić? A może pomyślą: „Jaka, piękna? Przecież to pasztet straszny, a w dodatku, jak widać, nadęty i powierzchowny?” I co by się stało gdybyś tak powiedziała? Odpowiem ci: absolutnie, kurwa, nic. Ale w naszej kulturze nie wypada tego zrobić. Nie wypada tak się zachować. Tzn. może wypada, ale w programie Goka – Wana. Bo laski, które się tam pojawiają to głupie desperatki. Bo jak widać, żeby lubić w naszym kraju baby, to trzeba być gejem. 


2. 


Chujowo wychowujemy kobiety. Mężczyzn też, ale dziś ta notka jest tylko o kobietach, a nie o mężczyznach. O mężczyznach może będzie kiedy indziej, jak mi się zachce, kobiety są dużo bardziej fascynujące. Dziewczynki i chłopców zasadniczo wychowują kobiety i te błędy, które popełniają, później się przenoszą na kolejne pokolenia, mnożąc niczym paciorkowce.


Kobiety wychowują kobiety w nieustannej niepewności siebie.  Matka mówi do córki: „Dlaczego zakładasz taką krótką spódniczkę, przecież masz takie krzywe nogi?” I córka zapamięta te nogi, zapamięta że są krzywe. I nigdy nie da się przekonać żadnemu facetowi,  że on uwielbia te nogi, że mu staje na ich widok, że najchętniej to on by leżał na łóżku, a ona stałaby obok ze stopami w okolicy jego bioder, w samej koszuli, a on by na nią patrzył i gwałcił ją wzrokiem.


„Dlaczego tyle żresz, już jesteś gruba.” „Nikt cię nie będzie chciał. Kto weźmie takiego grubasa?” I później córka, owszem, je, i to nawet dużo. Tyle, że idzie do łazienki i zaczyna rzygać, a później patrzy w lustro z zaczerwienionymi policzkami i widzi brzydką dziewczynę, która jest gruba. GRUBA i słaba. Albo przestaje jeść w ogóle.


Matka zamiast mówić: „jesteś piękna”, „dasz radę”, „spróbuj”, „jak teraz nie wyjdzie, to nauczysz się i wyjdzie następnym razem”, „walcz!”, mówi: „zostaw”, „nie dotykaj”, „nie wychylaj się”,  „to nie dla ciebie”, „jesteś głupia”. Później, kiedy ta dziewczyna ma już cycki, umalowane na czerwono usta, i może nawet wygląda jak porcelanowa księżniczka, to i tak wewnątrz siebie dusi wrzask przerażenia i setkę szczurów, które cały czas chcą uciekać.


I wchodzi do pokoju pełnego ludzi i pierwsze o czym myśli to: ciekawe czy mnie lubią? Zamiast się zastanawiać, czy ona ich lubi. Ta kobieta cały czas się boi. Boi się, że czas mija, a ona ciągle jest sama. Że w domu nikt nie będzie na nią czekał. Że znowu taksówka nocą. I im bliżej weekendu, to tylko kac jest większy. Że jest trzecia rano, a ona nie śpi i spać nie może. I obraca się na bok i znowu na bok i coś ją ściska gdzieś głęboko w środku i wtedy, aby uniknąć tego ścisku, bierze do ręki telefon i przegląda do czwartej, a czasami do piątej rano. Że budzi się, robi śniadanie i nagle zaczyna ryczeć bo kubek jest kurwa jeden. Albo boi się że kupuje bieliznę, której nikt jej nie będzie z niej zdejmował.


A kiedy w końcu trafia się jakiś koleś, bo zawsze się trafia, ona owija się nagle wokół niego i traktuje jako nadzieję i tratwę i polisę i ubezpieczenie, cóż z tego, że z wysoką ratą.


Idąc z nim do łóżka gasi światło, bo nie lubi swojego ciała.


Mam znajomą, która ma ciemne oczy i duże wkurwione usta. I w sumie jest ładna, a czasami nawet piękna. Ale daje mężczyznom tylko zgięta w pół, oparta twarzą i łokciami o blat stołu i przy zgaszonym świetle albo opuszczonych roletach. Czekając, aż ten który jest z tyłu dojdzie i wyjmie, albo pryśnie na jej plecy. Zapytałem ją kiedyś, z czystej ciekawości o to, kiedy mężczyzna może ją zobaczyć nagą. – Kiedy uważam, że ma gorsze ciało ode mnie – odpowiedziała. A później? Później on ją rzuca.  


Jak masz utworzyć dobry związek skoro nie lubisz siebie? Skoro wstydzisz się siebie?


3. 


Wiesz, tępa dzido, na czym polega uczciwość wobec siebie? Że rozumiesz, po co ci ten facet jest właściwie w życiu potrzebny. Że on nie ma cię ratować przed rozsypką, zagładą, depresją, że on nie ma nadać sensu twojemu życiu.


To ty masz nadać swemu życiu sens. Jeśli masz pracę, której nienawidzisz, jeśli masz przyjaciół, których nawet nie lubisz, jeśli nie masz żadnych zajęć, które sprawiają, że jesteś lepsza, ciekawsza, że się rozwijasz, to dlaczego jakiś facet masz czerpać przyjemność z bycia z tobą?


Bo dużo zarabiasz? Bo obrobisz mu lagę raz na tydzień? I później się jeszcze dziwisz, że cię zdradził, zostawił, kopnął w dupę i kazał spadać? Weź przestań.


Posprzątaj swoje życie.


Swoją drogą, to, co stanowi o uwodzicielskim talencie mężczyzny, to nie jego uroda, nie jego kasa, nie jego samochód, nie 25 centymetrowy kutas, nie kolekcja statków w butelce. Ale zdolność sprawienia, by kobieta choć przez moment czuła się przy nim piękna.


8528580586_a856ab48e0_o


Photo by Joel Bedford/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 16, 2015 05:36

November 2, 2015

Dlaczego to nic złego być przeciętnym?

Wiecie, już nie pamiętam kim chciałem być, kiedy biegałem po podwórku, z kluczem zawieszonym na szyi i kopałem piłkę. Na pewno nie strażakiem ani policjantem. Do annałów rodzinnych przeszło to, jak pytany kim chcę zostać, odpowiedziałem: „Emerytem. Będę robił to co będę chciał, a raz w miesiącu przyjdą do mnie pieniądze i dam listonoszowi 5 zł.” Wzbudziłem aplauz. To jednak było, gdy miałem trzy lata.



A kim chciałem być, gdy miałem siedem lat? Dziewięć? Dwanaście? Miałem długie blond włosy i błękitne oczy. Wyglądałem jak dziecko z reklamy serków Danio. Piosenkarzem z włosami Lihmala i gitarą basową w ręce? Znanym sportowcem, który w Fiacie Ritmo posuwa piękne panie z wielkimi bobrami? Piłkarzem? To w końcu była era Bońka. Może chciałem być Lukiem Skywalkerem i zniszczyć Gwiazdę Śmierci? Albo nosić białe marynarki, białe T-shirty, białe spodnie i buty bez skarpetek, jak Don Johnson w Miami Vice? Mieć Ferrari i wozić w nim wino i piękne kobiety?


Większość z tych nazwisk nic wam nie mówi, prawda?


W sumie to bez znaczenia, z tych dziecięcych planów zazwyczaj i tak gówno wychodzi. Dzieci marzą, nastolatki jeszcze suną na fali tych niewypowiedzianych pragnień, ale później jest chuj jak Posejdona komin. Kiedy dorastamy, 80 proc. z nas jest absolutnie przeciętnych. Pięć dni w tygodniu praca, kredyt na mieszkanie, słoiki od rodziców, w niedzielę zakupy w markecie. Później dziecko, szkoła, emerytura i zdziwienie: szybko minęło.


Jak w tym memie:


„Idź do szkoły, znajdź pracę, ożeń się, miej dzieci, płać podatki, płać rachunki, oglądaj telewizję, przestrzegaj prawa i powtarzaj: JESTEM WOLNY”


8410_0518


Owszem, 20 proc. społeczeństwa jest w jeszcze gorszej sytuacji, bo jest poniżej przeciętnej. W tej grupie zawierają się wszystkie Józki i tępe dzidy, robiące tribale nad dupą i farbujące włosy na platynowy blond. Piją V.I.P- a z Biedronki i czytają „Życie na Gorąco”. Choć będąc uczciwym czasami mają oni lepiej niż pozostali. Bo uważają, że wiedzą wszystko o świecie. Ale co to za pocieszenie, że inni mają gorzej? 


Jest jednak 0,01 proc. Tych, którzy znaleźli się na szczycie. Którzy potrafią zrobić coś takiego: 





W naszej kulturze panuje mit, że ta pozycja w górnym rejonie stratosfery, jest dostępna dla każdego. Otóż zdradzę wam coś. Nie jest. Mimo, że cały czas nam to obiecują. 


O kurwa, jaka jestem gruba


Na wykładach i szkoleniach z tzw. rozwoju osobistego występuje wielu facetów (zazwyczaj są to faceci), w garniturach i z dobrze ułożonymi włosami, którzy przekonują, że możesz zmienić wszystko. I możesz wszystko osiągnąć. Musisz tylko chcieć.


Chuja tam, chuja, wszystko. Wiecie czego nie mówią? Czasami, aby być w miejscu, do którego chcesz dojść, potrzebne jest kilka miesięcy, czasami kilka lat a czasami i 20 to za mało.


I wcale nie masz gwarancji, ze ci się uda. Kilkanaście dni temu 23-letnia pływaczka Alicja Tchórz za wygranie dwudniowych zawodów dostała 200 zł . Wkurwiła się i napisała na Fejsie:  “Trenuję 16 lat, podporządkowuję całe swoje życie wstawaniu o 5 rano, treningom 12 razy w tygodniu. I za poświęcenie całego piątku (wyjazd o 6 rano) oraz soboty (powrót mam nadzieję koło 2 w nocy) otrzymuję 200zł!!! Łatwo można policzyć 200zł : 44h = 4,5 zł/h, przy najniższej krajowej 7 zł. Następnym razem poroznoszę ulotki”.


Na każdego Mozarta, Michała Anioła, Stephena Kinga, Justina Biebera, Jennę Jameson i Hilary Clinton przypadają setki milionów takich, którym zwyczajnie nie wyszło. Albo talent w ręku był nie ten, albo w głowie coś nie zaskoczyło, albo dupa nie była zbyt elastyczna.


Ludzie wychowani w kulturze „możesz być kim chcesz” później całe życie liczą na cud. Że ktoś ich odkryje, że wygrają w Lotto, że w magiczny sposób schudną. Laska patrzy w lustro i mówi: o kurwa jaka jestem gruba. Po czym idzie wpierdolić czekoladę z colą light. 


To nie znaczy, że cuda się nie zdarzają. Zdarzają się.  Jak w tej historii, którą dostałem od jednej z was na maila.


Mój kumpel K. od lat dobiera sobie partnerki według jednego, opracowanego przez siebie schematu. Otóż K. wyznaje zasadę, że najlepszymi kandydatkami na dziewczyny są sztuki zakompleksione i niedokochane.


Koleś od lat działa w ten sam sposób: gdy kończy się jeden związek, K. rusza na łowy do klubu, najczęściej w asyście kolegów by nie wyglądać podejrzanie. Prędzej czy później w lokalu pojawiają się „one” czyli ekipa lasek od trzech do sześciu sztuk, a wśród nich „ta”. K. nie bierze sobie skończonych pasztetów. Chodzi raczej o te nieszczęśliwe, całe życie za mało kochane, te nad którymi trzeba tylko trochę popracować. Zdecydowanie preferuje kobiety z nadwagą. „Za duży nos, małe cycki, krzywe nogi, brak kasy – to jest nic w porównaniu z kompleksem bycia grubą – mówi – grube cierpią ciągle i najmocniej.”


K. twierdzi, że rozpoznaje odpowiednią dla siebie sztukę od razu. Wysokie szpilki na których ona trochę się chybocze bo nie chodzi w takich butach zbyt często. Rzadko spódnica bo grube nogi i myśli, że w spodniach wygląda lepiej. Duży dekolt bo Gruba ma zazwyczaj spore cycki i to w jej mniemaniu jedyne czym może przykuć na chwilę uwagę faceta.


Niby dobrze się bawi z koleżankami, ale jednak jest trochę na uboczu. Tęsknym wzrokiem patrzy na obmacujące się pary, ogląda ukradkiem szczupłe laski i to w co są ubrane, myśląc „tak bym się ubrała gdybym tylko…”. Pije droższe drinki bo nie będzie sobie żałować skoro i tak jest nieszczęśliwa, a poza tym rzadko wychodzi więc…  jest przystojnym facetem. Ma odpowiedni wzrost, szeroką szczękę i czarujący uśmiech. Dobrze się ubiera i lubi chodzić na siłownię.


Gdy namierzy odpowiednią kobietę, czeka jeszcze chwilę i najczęściej atakuje w tańcu. Po prostu podchodzi i wyciąga rękę. Dziewczyna jest lekko zdziwiona, trochę się cieszy, ale nie podnieca się zbytnio. „Pewnie nachlany.”


Jej ładniejsze koleżanki jarają się znacznie bardziej, trochę też nie wierzą, że podszedł akurat do niej. Dziewczyna doznaje szoku dopiero w momencie, gdy chce się ewakuować z parkietu, a K. przytrzymuje ją przy sobie, przedstawia się i proponuje rozmowę i drinka przy barze. „Jaką one mają wtedy miny! Jakbym zaczął gadać po estońsku.”


K. potrafi być czarujący. Nie pcha się do Grubej z łapami ani językiem. Subtelnie uwodzi ją cały wieczór, przy pożegnaniu oczywiście dostaje numer na który dzwoni już następnego dnia. „Panna na kilka kolejnych spotkań przychodzi jak porażona prądem. Wiesz dlaczego? Bo nie może uwierzyć.


Ostatni raz w tak oczywisty sposób uwodził ją kolega w podstawówce, zanim się spasła.” Program „metamorfoza” zaczyna się zazwyczaj jakieś 2-4 tygodnie po zapoznaniu. Dziewczyna już trochę zaczyna wierzyć, że zasrany los wreszcie postanowił się do niej uśmiechnąć, że jakimś niepojętym cudem ten przystojny, zamożny i inteligenty facet chyba się w niej zakochał. „Boże, kurwa, co robić?!” Dla Grubej odpowiedź jest jedna, tyleż oczywista co przerażająca.


Gruba próbuje samą siebie uspokoić, że nic nie musi, on mnie akceptuje, ale niestety nie jest ślepa i prawda jest taka, że całą brudną robotę za K. odwalają inne kobiety. Gruba widzi ich spojrzenia. Wie, że zadają sobie pytania, jak takie ciacho może być z taką lochą i ona nie może znieść tej świadomości. Z nieznaną sobie do tej pory determinacją wyrusza na wojnę przeciwko swojemu ciału.


„Każda gruba panna, którą poznawałem, w momencie naszego rozstania była przynajmniej normalna. Najczęściej jednak była szczupłą laską, do której ślinił się tabun facetów. Rekordzistka schudła 32 kg. Wiesz na czym polega sekret? Grubej nigdy nikt nie chciał. Ona sama siebie nie chciała, zawsze była gruba więc nie chciało jej się o siebie starać. Chudnie i nagle zaczyna dostrzegać w sobie potencjał. Nieśmiało kupuje mniejsze ciuchy. Zaczyna się przykładać do makijażu, a potem to już leci po całości. Kosmetyczka, nowa fryzura, wymiana szafy. Na kilkanaście takich przypadków cztery moje laski posunęły się nawet do operacji plastycznych.”


Owszem, czasami się zdarza, że jakiś facet zabiera kobietę z jej przeciętności. Czasami wygrywa się też w Lotto. Tyle, że prawdopodobieństwo na to jest jak  1 do 13 983 816 przypadków. 


Nikt za nas nie poprawi swojego życia.


Bądź bohaterem swojego życia


Każdy ma swoje skrzydła, na których lata. I stosownie do tych swoich skrzydeł, lata niżej lub wyżej. W większości jesteśmy przeciętni. I nie ma w tym nic złego. Słabe jest tylko to, jeśli dążymy do tej przeciętności. Jeśli zapadamy się w niej. Jeśli nie chcemy się rozwijać.


Jednym z większych przełomów dla mnie była chwila, kiedy sobie uzmysłowiłem, że nie mogę być dobry we wszystkim. Że coś musze odpuścić. Że muszę wybrać coś, na czym powinienem się skoncentrować. Coś, co potrafię robić lepiej niż inne rzeczy. To oczywiście było bolesne i długo w swojej głowie musiałem się z tym godzić.


Można mieć fajne życie bez wielkiego hajsu, bez sławy, nie pokazując dupy na Pudelku, ani nawet nie występując w telewizji.  I nie żebym miał cokolwiek przeciwko pokazywaniu gołej dupy. Akurat w tej dziedzinie jestem absolutnie za.


Im jestem starszy, tym bardziej jestem przekonany, że  liczą się proste rzeczy. Nie kasa, tylko miłość (która, czasami jest jak depilacja okolic bikini, ale bez niej będziesz pluć na wszystko dookoła). Że każdy ranek to nowy początek. Że można porozmawiać bez ściem, tarcz i szóstych znaczeń i mówić dokładnie to, co myślimy. Że stary mesio, może dać tyle samo radochy co Ferrari. 


Że można siedzieć pod drzewem, pić tanie wino, jeść kurczaka palcami i być bardziej szczęśliwym i pełnym, niż wpierdalając śledzia zawiniętego w pączek, w ekskluzywnej skandynawskiej restauracji, gdzie na stolik czeka się trzy miesiące.


Co nie oznacza, ze mam coś przeciwko skandynawskim restauracjom. 


Darren Hardy (to jeden z tych kolesi w garniturach) kiedyś powiedział:


Celem nie jest zostać bogatym. Celem jest żyć bogato. 


xxx


Kiedy byłem dzieckiem i grałem w piłkę, nie grałem dlatego że chciałem być sławny, bogaty, kosić laski czy uważałem, że przyniesie mi to korzyść. Grałem, bo sprawiało mi to przyjemność. Tak samo jest z życiem.


I czasami, jeśli żyjesz tak jak chcesz, znajdziesz się w miejscu, do którego nie przypuszczałeś, że dojdziesz. 


13688529704_75601e0b42_b


Photo by Deramanus/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 02, 2015 02:00

October 20, 2015

Dlaczego nie wychodzi ci w związku vol 2 (Kobiecie trzeba stawiać granice)

Pisze M.


Wiesz dlaczego nie mam sił by walczyć o kobiety? Bo wiem, że to się nie opłaca. Bo jestem pragmatykiem. Bo współczesne panie są wykręcone psychicznie, rozdarte, niedowartościowane lub przewartościowane. Bo już nie można być dla kobiety tym mężczyzną jakim był dla matki mój ojciec, dla ciotki wujek, dla babek dziadkowie, dla prababek pradziadkowie itp. itd. Że zaangażowanie się to zgoda na rozplątywanie węzła gordyjskiego. Niemożliwe. Możesz co prawda go przeciąć jak Aleksander Wielki, ale powiedzmy sobie szczerze: nie jestem jednym z tych frajerów, którzy starają się o kobietę, by ją jak najszybciej zerżnąć i później stwierdzić, że miłość nie jest dla mnie.



Kilka dni temu byłem na randce. Ona – atrakcyjna blondyna, szczera, naturalna w zachowaniu, zainteresowana. Ja byłem sobą. Spędziliśmy ponad 3 godziny w świetnej atmosferze. Ale gdy tylko pojawiły się schody z jej strony, ja straciłem chęć do gry. Po prostu włączył się mój cynizm napędzany tym cholernym pragmatyzmem: „Co, kolejna z problemami, brakiem czasu, potrzebą adorowania, nie wiedząca czego chce…”. Tak było w jej przypadku i kilku innych wcześniej.


Wiem, że problem przynajmniej w połowie leży po mojej stronie (może nawet więcej albo dużo więcej). Wiem, że o kobietę trzeba walczyć. Walczyłem już wiele razy, nie mam sił obecnie. Nie jestem chłopcem z bukietem kwiatów, jestem normalnym gościem.


Ale druga część „winy” to to, kim są współczesne kobiety. Jaką niedźwiedzią przysługę wyświadczyły im zmiany obyczajowo – społeczne ostatnich lat. Cudownie, że lepiej zarabiają, że znają swoją wartość, że mogą sięgać wyżej. Beznadziejnie, że są bardziej pogubione. Że naczytają się książek o tym, że niby bardziej wolimy zołzy i w to wierzą. Że niby chcą, a nie chcą. Że pragną, a nie mają czasu. Że wiedzą, ale nie wiedzą. Że ogarniają, ale są pogubione.


Co się stało z kobietami?



Od kurczaków na antybiotykach cycki im urosły, ale rozum zmalał.
Korwin je pożarł.
„Sfiksowały, bo chłopa dawno nie miały.”
Nie potrzebują facetów – patrz: partenogeneza.

To nie chodzi o to, że kobiety pojebało. Zmienili się zarówno mężczyźni, jak i kobiety. To chodzi o to, że mężczyźni sobie z nimi nie radzą. Nie potrafią zatańczyć przed nimi haka. Haka to taniec Maorysa, który zaraz pójdzie się bić. 



Wiecie jak wygląda porno dla kobiet? On jest silny, męski, ma kwadratową szczękę i trochę z niego bad boy.  Nie jest w jej typie.  Ma własne zasady i własne życie. I motocykl. Ona jest ładna, ale bez przesady. Jest właściwie średnia.  Ma średnie ubrania, średni uśmiech. Jest trochę nieśmiała i nieśmiało pożąda jakiegoś niezłego bolca, ale żadnego nie ma w okolicy. Prowadzi bogate życie wewnętrzne i często zalewa się rumieńcem. Spotykają się przypadkiem, na początku nie przypadają sobie do gustu, ona wychodzi na kompletną idiotkę (mile widziane jest oblanie się kawą), ale później jest coraz lepiej.


On jest taki duży. I taki pociągający. Ma rzymski nos, mocne brwi i pełne usta. Zaczynają się poznawać, dużo rozmawiają, on pokazuje, że pod twardą powłoką skurwysyna, kryje się również wrażliwy skurwysyn. Najlepiej jeśli skrywa jakąś tajemnicę. Został skrzywdzony przez świat, ukochana kobieta mu zmarła, pies zdechł, a tchórzofretka spierdoliła z innym. I nie wierzy w żadne uczucia, poza uczuciem głodu. Pokonują wiele przeszkód na drodze do ich związku. Ona go wspiera.


On napiera, ona wzdycha, łóżko trzeszczy, miłość kwitnie.  I dużo płynów fizjologicznych leci na lśniące krochmaloną bielą prześcieradło, w nią i na nią. Dużo śliny, dużo potu i dużo wstydu, a później bezwstydu. I w niej, i obok niej. I żyli długo i szczęśliwie.


Jak wspominałem, damski pornol. Według tego typu narracji zbudowana jest większość harlequinów. Każda czyta, czytała, albo będzie czytać. Co jest podstawowym elementem tego archetypu, który tak pociąga laski? On jest sobą. On stawia jej granice. On jest niezależny. Ona nie ma nad nim kontroli. On uchyla drzwi do swojego świata.  


Pornol rodem z harlequina


Niektóre zwierzęta aby ocaleć udają, że są drapieżnikami. Mężczyźni, aby zaliczyć udają, że się zgadzają. Dla świętego cyca potakują. Dla zobaczenia jej gołej dupy, świecącej w oddali niczym monstrancja lub kustodia gotowi są kłamać, zaprzeczać  i milczeć. Dla fragmentu jej nagich ud – udają kogoś, kim nie są. Lecą jakimiś banałami, nie poruszają kontrowersyjnych tematów, cały czas się z nią zgadzają we wszystkim. Zwyczajnie boją się odrzucenia. Aby zobaczyć jej przyspieszony oddech i napięte do granic możliwości sutki grają kolesia, który jest lubiany przez wszystkich, ponieważ nikomu nie jest w stanie powiedzieć nic przykrego. Mężczyźni, aby zaliczyć, uprawiają odwrotną mimikrę. I zazwyczaj im się nie udaje, a nawet na pewno im się nie udaje, w przypadku najładniejszych lasek, które znudzone są potakiwaczami. One chcą emocji. Chcą pornola rodem z harlequina.


Kobieta testuje mężczyznę


Kobieta cały czas testuje mężczyznę z którym jest, z którym umówiła się na chwilę, a nawet takiego, którego nie chce, ale chce spróbować czy on się skusi i da się nagiąć i będzie tańczyć tak, jak ona zagra, w hołdzie lennym złożonym jej kobiecości.


Zresztą nie zawsze robi to świadomie. Kobieta nie porozumiewa się słowem, konkretem, cyfrą. Ona powie coś, czego nie myśli, po to, aby sprawdzić czy reakcja, którą usłyszy jest taka, jaką chce usłyszeć. Albo po to, aby wzbudzić określone emocje. Kobieta raczej nie powie: „przyjedź do mnie, chcę żebyś mnie przeleciał”. Prędzej zrobi to tak: „Mam ochotę się upić. Wpadniesz? Bo nie chcę być sama”. Gdy się sama przy facecie upija to znaczy, że chce być zerżnięta. Gdy chce być zerżnięta, to chce się poczuć zdominowana, a nie uszanowana. Co za tym wszystkim idzie, nie liczy się CO facet mówi, ale JAK to mówi i jak się zachowuje.


„Kiedyś spotykałam się z jednym. Pyta: Zjemy pizzę? Tak, tylko zamów z dodatkowym ketchupem, bo sosu nie lubię. On, że ok. Pizza jest, ale bez ketchupu. Facet powie: Nie pierdol, jedz. Cipa- poleci po ketchup do sklepu. On poleciał. Przestaliśmy się spotykać”.


Cipa zapyta: „Ile słodzisz?” I zamiesza. Facet postawi obok niej cukiernicę. To, czy facet jest stanowczy, kobieta ocenia nie po tym, co mówi, ale jak się zachowuje. Facet nie pyta, facet sugeruje. Mówi: „Idziemy do tej knajpy na 20.30, mamy tam rezerwację”. Koniec. Ona wtedy wie, że za kilka godzin powie jej: „Rozbieraj się”, a nie: „Czy mogłabyś potencjalnie rozważyć zrzucenie z siebie tej sukienki, bardzo mi na tym zależy, a ja muszę mieć czas żeby wyplątać się z rurek.”  Liczy się jego spojrzenie. Dla kobiety wiedzieć, że podoba się facetowi jest jak kupić ulubione ciastko, zeżreć je i nie przytyć. Jak dostać osiemdziesięcioprocentową zniżkę na kieckę w sklepie odzieżowym.


Kobieta potrzebuje jasno określonych granic


Kobieta w związku, już nie testuje faceta. Ona obserwuje, uczy się go, rozlicza i próbuje nim sterować. Pięćset czterdzieści razy zatrzepotała rzęsami i działało. Wie, gdzie ma włączyć, żeby się zaświeciło, i czemu, kuźwa, dzisiaj mu się nie świeci?


Trzeba jej od razu postawić określone granice. Im później się je stawia, (bo było się potakiwaczem, bo bało się odrzucenia), tym trudniej to zrobić.  Kobieta musi widzieć, że światy są trzy: jest męski świat, jest jej świat i jest świat wspólny. Że w świecie męskim on wychodzi na kosza co tydzień, w żeńskim ona wychodzi z koleżankami się po kokardy pobawić, a we wspólnym idą razem na kolację. Kobiety bardzo lubią facetów z zasadami. I za każdym razem będą cisnąć, aby on je poluzował. I za każdym razem będą tracić do niego szacunek, kiedy to zrobi.


Kobieta potrzebuje seksu. Po prostu.


Mój kolega Kogut, kiedy słyszał od kobiety, że jest nieszczęśliwa, ma borderline, nie wie, czego chce w życiu, albo tak w ogóle nie może się odnaleźć w związku, odpowiadał: „To znaczy, że nikt cię mocno i porządnie nie rucha”. Taka była jego refleksja na temat kilku dekad feminizmu.  Myśl ludowa: „kobieta która w nocy jęczy, w dzień nie warczy”. A później proponował jej próbkę swoich możliwości w tym zakresie.


I oczywiście, że miał rację. Dobrze i regularnie rżnięta kobieta zaczyna myśleć jasno, jednokierunkowo, przestaje mieć wątpliwości i błyskawicznie się uspokaja. Oczywiście pod warunkiem, że znajduje się w związku.


Jeśli coś cię wkurwia, to mów, że cię to wkurwia


Drogi M.


Stawiając kobiecie granice, tak naprawdę stawiasz je też sobie. Jeśli siedzisz z fajną dzidą o pompowanych warach, dużych cyckach, ale osobowości teletubisia to się zwyczajnie zastanów.


Walić jej tyle szpachli, aby tylko zaliczyć? Ja pierdolę, to zbyt wysoka cena jak za orgazm. Na szrocie się zatrudnij, jak tak lubisz szpachlę.


Dlatego, jeśli coś cię wkurwia, to mów, że cię to wkurwia. Nie odstawiaj tego na bok. Nie chcesz być lubiany, chcesz być zrozumiany. Chcesz, aby druga osoba wiedziała kim jesteś, jakie są twoje plany, cele, marzenia, oczekiwania. A jeśli cię odrzuca za to, że jesteś sobą? Wstajesz, żegnasz się miło i mówisz, że fajnie było poznać. Poza tym, jeśli cię nudzi, to prawdopodobnie byłaby i tak strasznie nudna również w łóżku. Seks to spektakl. Jednoaktówki szybko się nudzą. 


Na świecie jest mnóstwo fajnych dup. Które mogą być twoimi partnerkami a nie tylko dawcami macicy. Oczywiście każda z nich będzie mieć swoje większe i mniejsze jazdy. Podobnie jak Ty.Nie ma ideałów, są ludzie. Po prostu jeszcze nie trafiłeś na taką, dla której warto jest powalczyć. 


21920587120_7bcf8a816b_b Photo by Lies Thru a Lens/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 20, 2015 05:50

October 9, 2015

Trzy proste prawdy, które poprawiły komfort mojego życia. I jedna trudna

Nie pamiętam o urodzinach swojej matki. Ojca zresztą też nie. Gdyby nie kalendarz Googla, regularnie zaliczałbym potężną wtopę. Kilka razy, zresztą, mi się udało. Było przykro. I im. I mnie.  


Nie poznaję ludzi. W sensie, mam beznadziejną pamięć do twarzy. Często wychodzę przez to na aroganckiego skurwysyna (nie żebym nim nie był, ale akurat nie z tego powodu).


Jestem zawzięty i pamiętliwy. Och, niech ktoś nadużyje mojego zaufania! Wtedy jest chmurka łączona z pierdolonym gradobiciem.  Nie wybaczam. Nie wierzę w drugie, trzecie i dziesiąte szanse. Jak ktoś raz cię wydymał, zrobi to ponownie.



Mam problemy z językami obcymi. Przez pięć lat uczyłem się niemieckiego. Prawie wszystko zapomniałem.


Zaczynam łysieć.


Pracowałem na studiach jako cieć, pilnując sklepu. 


I z całą pewnością nie wyszły mi dwie ostatnie kaczki pieczone z jabłkami. To, że wyszło mi poprzednich dwadzieścia pięć nie ma tutaj znaczenia. Chyba za bardzo eksperymentowałem z niską temperaturą.


Trudno jest publicznie przyznać się do swoich niepowodzeń, prawda? Do błędów. Do tego, że się czegoś wstydzimy. Im mniej mówimy o swoim wstydzie, tym jest go więcej. Ale wewnątrz nas. Trzeba przecież pokazać się zawsze od najlepszej strony. Bo co o mnie pomyślą?


Chcemy wyglądać na bogatszych. Dla innych. Chcemy być szczuplejsi, bardziej inteligentni i generalnie z sukcesem zamiast zwieraczy. I wiecie co? Ja to rozumiem. Kiedy byłem młody, byłem taki sam. Obsesyjnie pragnąłem, aby wszyscy mnie lubili. Cenili. Uważali,  że jestem genialny. No, bo przecież jestem taki zajebisty. Jak budyń z polewą czekoladową i malinami. Tylko wiecie co?  Robiąc to wszystko nie starałem się zadowolić siebie. Starałem się zadowolić innych.


Teraz się już tak nie napinam. Wiem, że są proste prawdy, które radykalnie poprawiły komfort mojego życia. Jakie?


I


Że lepiej jest mówić, co naprawdę myślisz.


To jeden z największych przełomów, jakie przeszedłem do tej pory. Myślę i mówię to samo. To nie jest pokaz słabości. To pokaz siły.


Moja kumpela mawia: „moja babka miała grubą dupę, moja matka ma grubą dupę i ja mam grubą dupę”. I co? I wszyscy nad jej grubą dupą przechodzą do porządku dziennego. Oswoiła ją. Dlaczego ktoś ma na nią zwracać uwagę, jeśli sama właścicielka przyznaje, że ją widzi i jest z nią pogodzona, a wielkie poślady są przez nią zaakceptowane. W ten sposób nikt jej nie skrzywdzi przez jej dupę.


Kogo szanujesz bardziej? Człowieka, który rozmawiając z tobą patrzy ci prosto w oczy, mówi co myśli i ma głęboko w dupie to, co inni będą uważać na jego temat? Czy zawodnika, który jest zawsze miły i każdemu sprzedaje historię, jaką ten chce usłyszeć? Faceta, który przyznaje się do popełnionego błędu, przeprasza i idzie dalej, czy gościa, który usiłuje wpierdolić w ten błąd innych? A z którym z nich pójdziesz chętniej do łóżka? 


II


Że warto poznawać nowych ludzi. I warto się do nich uśmiechać.


Ponieważ mamy październik, istnieje spora szansa, że siedzisz w tym momencie w autobusie albo tramwaju, patrząc w telefon. – Kupię sobie nowego IPhona. – Po co? Żeby laski mogły cię dalej ignorować, tylko w wyższej rozdzielczości? I unikasz kontaktu wzrokowego, z miną ‘mam poranne zatwardzenie nastroju’. Kurwa, uśmiechnij się!


Bądź jak Amy.


Amy Dicketts ma 23 lata, wielkie oczy, burzę blond włosów i twarz łobuzerskiego pekińczyka. Mieszka w Londynie i codziennie rano, jadąc metrem do pracy, zaczepia obcych ludzi i prosi, aby opowiedzieli o sobie coś zaskakującego. A później robi im zdjęcie i wrzuca na swojego bloga.


Ona uśmiecha się do nich. Oni do niej. I opowiadają jej fascynujące historie o sobie. Że na przykład rozbawiają innych i dotrzymują im towarzystwa za pieniądze. To ta piękna kobieta na zdjęciu niżej.


Zrzut ekranu 2015-10-07 o 08.55.06


http://commuteblog.co.uk


Amy zaczęła rozmawiać z ludźmi, bo znudziło ją gapienie się w sufit i odtwarzanie kolejnej listy na IPodzie. Świat jest fascynującym miejscem. Ale jak się mamy o tym dowiedzieć, nie poznając ludzi?


III


Że warto prosić o pomoc.


Nie wiem wszystkiego. Są rzeczy, w których jestem słaby. Są rzeczy, które inni znają lepiej, mają większe doświadczenie. Ale wiecie, co robiłem przez lata? Wszystko robiłem sam. Proszenie o pomoc było poniżej mojej godności. Miałem obowiązek wiedzieć wszystko. Z powietrza. Kurwa, fotosynteza. Bo co by inni pomyśleli? Że on czegoś nie wie? W jakim świetle by mnie to postawiło? Straszliwie i potwornie durne, prawda?


Bo ludzie uwielbiają tłumaczyć coś innym. Dzięki temu czują się lepsi i przydatni. Dzięki wymianie myśli, my stajemy się bogatsi.


Dzisiaj, na przykład, nie wiedziałem kim jest ‘ziemniak’. Rozmawiałem z mało znanym mi człowiekiem (czyli powinno mi zależeć, aby wypaść jak najlepiej), czekając na spotkanie z kolejnymi nieznanymi ludźmi, których on określił mianem ‘ziemniaków’. Dawniej udałbym, że to rozumiem i śmiałbym się, niczym z najlepszego dowcipu.


Teraz zapytałem.


 A zatem ‘ziemniak’ to koleś, który jesienią zostanie wykopany ze stanowiska, ale wróci na to samo, albo inne, wiosną.


IV


Że masz wpływ na swoją inteligencję.


Kiedy profesor psychologii Carol Dweck chodziła do szóstej klasy, jej nauczycielka Mrs Wilson rozsadzała uczniów, kierując się ich ilorazem inteligencji. Najlepsze miejsca dostawali ci, którzy mieli najwyższe IQ. Ci najgorsi nie mogli nawet wyczyścić gąbką tablicy. Mieli zakaz.


Dweck należała do tych najlepszych, ale zwróciła uwagę, że jej koleżanki i koledzy należący do tej samej grupy wcale nie czuli się podjarani tym spektakularnym awansem. Cały czas się bali, rozwiązując kolejne sprawdziany, że okaże się, że wcale nie są tacy bystrzy i wcale nie zasługują na swoją obecną pozycję. Ale dla pani psor, IQ było jedynym miernikiem inteligencji oraz charakteru ucznia.


Im dłużej Dweck o tym myślała, tym bardziej była przekonana, że testy na inteligencję są do dupy. No bo weźmy zjazd klasowy. Wyobraź sobie swoją klasę z podstawówki. Masz to? Kto z nich miał zrobić największą karierę? Kto miał zostać przyszłym pierdolonym prezydentem tego kraju, kto sławną aktorką, a kto zwykłą dziwką? I co? Udało się im? Nie do końca, prawda? Zaskakująco często największą karierę zrobił koleś albo jakaś dzida, których w życiu nikt by o to nie podejrzewał. Dlaczego? A właśnie na to pytanie Dweck znalazła odpowiedź.


Część ludzi uważa, że dostali tyle a tyle inteligencji, talentu i innych umiejętności. Ju noł, cztery kilo kaszanki, dwa baleronu, cztery dropsy, dwie rolki papieru toaletowego i więcej nie będzie. Wyżej dupy nie podskoczysz, więc nie ma się co specjalnie starać, bo tylko dostaniesz po łapach.


Jak to mawiał kabaret Potem:


„Chciałby nad poziomy człek, a tu ciągle niż.


Nie uciągnie pusty łeb, ciężkiej dupy wzwyż.” 


Ale jest też druga grupa: ci, którzy uważają, że zdolności ludzkie nie są niczym stałym. Że można je wytrenować. Jak mięsień. Wszystko zależy tylko od naszej motywacji.


Ludzie, którzy trzymają się pierwszej teorii, troszczą się głównie o to, aby wypaść za każdym razem jak najlepiej. Czy wyglądam dobrze? Czy ludzie pomyślą, że jestem pierdolonym geniuszem? Czy ten projekt nie uderzy w moją reputację? Unikają, więc, zadań gdzie mogą polec, albo wypaść głupio. Nie rozwijają się. Stoją w miejscu. Nie dostarczają swojemu mózgowi nowych bodźców. Ci z drugiej grupy, porażkę traktują jako element edukacji. Jako coś, co buduje ich potencjał. Bo co z tego, że nie potrafisz zrobić tego zadania za pierwszym razem? Za drugim się go już, kurwa, nauczysz nie? Bo jeśli unikasz robienia trudnych rzeczy w obawie przed porażkami, to jak się masz nauczyć wygrywać, skoro boisz się na tych porażkach uczyć? Dlaczego twój strach przed tym, że będzie gorzej jest silniejszy od pragnienia, aby było lepiej? 


Aby zdobyć coś, czego nie masz, musisz zrobić to, czego nigdy nie robiłeś/ łaś.


3681286181_d061faa910_b


Photo by Gavin Schaefer/CC Flickr.com


Źródła: Carol Dweck Mindset: The New Psychology of Success


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 09, 2015 00:09

September 30, 2015

Dlaczego nie wychodzi ci w związku? (część I)

Podymał cię przez kilka miesięcy a później kopnął cię w dupę? A ty mu wszystko i obiad i kolację i koszulę i w każdej pozycji?


Była z Tobą a nie miał jej jeszcze tylko kurier, który przynosił ci paczki i koleś z gazowni, który robi odczyty liczników a to to też przez przypadek? I teraz baranie zastanawiasz się dlaczego?


Błędy najlepiej rozważać na przypadkach. 



Kamila


Kiedy Łukasz ją poznał właśnie skończył prawo, a wieczorami grał razem z kumplami na gitarze w pewnej hardrockowej kapeli. Szło im całkiem nieźle, jeśli za nieźle można uznać parę stów płaconych za jeden wieczór, piwo za darmo i  dużo lasek, które bardzo lubiły artystów i nie miały żadnych oporów aby im okazać wyrazy swojego zachwytu. Nawet jeśli te wyrazy oznaczały klęczenie na niewygodnej lastrykowej podłodze na klatce schodowej kamienicy na ulicy Miodowej (najbliższe miejsce od Irish Pubu gdzie bezproblemowo można było popracować nad gryfem).


W ramach tego całkiem niezłego rozwoju spraw, Łukasz dostał Kamilę. Kamila tańczyła w trakcie ich występu, miała krótką kieckę do połowy uda i bluzkę z rozpiętymi dwoma pierwszymi guzikami. Zatem przysiadł się do niej, przyniósł piwo i pogadał. A kiedy wrócił z toalety, rozpięty miała już trzeci guzik.


Poszło szybko i było im bardzo dobrze w łóżku, a poza łóżkiem też nieźle. Ona była eksmodelką i gdy była pijana, pokazywała mu jak się chodzi po wybiegu. Robiła to nago. Bardzo mu się to podobało.


Ona miała mnóstwo znajomych, on miał mnóstwo znajomych, często razem wychodzili na miasto. Kupił pierścionek, przekonany, że właśnie znalazł miłość swojego życia.


Niestety Kamilę, która pracowała w dziale marketingu banku, zredukowano. Banki się łączyły, a z tego łączenia wyszło dla niej bezrobocie.


Teraz siedziała w domu i niby szukała pracy. Ale gdyby ktoś zapytał go o zdanie, to pierdoliła godzinami na Fejsie. Wracał i widział stertę naczyń, które wylewały się ze zlewu. Później podchodził do lodówki, otwierał ją, a lodówka robiła mu Cocomo. Zawsze w tym momencie strzelał go chuj.


Kiedy zwracał jej na to uwagę, zaczynała płakać. Dusił więc wszystko w sobie i szedł do Żabki kupić coś do żarcia. Nie, nie chodziło o pieniądze. Ona miała odłożone sporo kasy z modelingu. Poza tym, co tydzień wrzucał do słoja na lodówce pięć stów. A żarcie mamy w Polsce tanie.


Kamila zaczęła robić mu awantury kiedy rozmawiał z innymi kobietami. Stała się obsesyjnie zazdrosna. Kiedy wracał do domu, zaczynała mu wyrzucać, niby w żartach, że pewnie spotkał się z jakąś laską. Zaczęła go przy tym podejrzliwie wąchać.  


Przytyła 10 kilo, co mu się akurat bardzo spodobało, bo zawsze uważał, że jest za chuda. Ale seks był rzadko, a kiedy do niego doszło, to po ciemku i leżała teraz jak kłoda, co najwyżej jęcząc spektakularnie.


Wytrzymał rok.  Później powiedział, że miłość to za mało. I wystawił ją za drzwi. Zamknął je z ulgą.


Dlaczego ją rzucił, mimo, że wcześniej kochał?


Maciek


Maciek jest miłym i sympatycznym kolesiem, który pracuje w dużej korporacji jako dyrektor. Ma dobry samochód, duże mieszkanie w apartamentowcu, lubi czytać Myśliwskiego i jeździć na rowerze. Może nie kobiecy ideał, ale blisko.


Brunet.


1.80 m.


15 cm.


10k na rękę.


Kiedy Maćkowi udaje się umówić z jakąś kobietą, jest uroczy i szarmancki. Tak. W języku polskim istnieje takie staroświeckie słowo. Istniało przed erą wsadzania w tyłek na pierwszej randce, bo „przecież postawiłem ci drinka z parasolką za 35 zeta”. 


Maciek zamyka za swoją randką drzwi w samochodzie i dopiero wtedy idzie na swoje miejsce.


Kupuje jej kwiaty. Zabiera na romantyczne kolacje. Kiedy ma kobietę na stałe, dzwoni do niej dwa, nawet trzy razy dziennie. Wysyła maile pytając, jak ona się czuje i jak się jej podobał poprzedni wieczór. Od razu odpowiada na każdy jej sms. Zmienia swoje plany, kiedy ona o to prosi. Wychodzi na każde spotkanie z jej przyjaciółmi. Daje jej drogie prezenty. Nie rzuca się na nią z łapami, spokojnie czeka, aż ona będzie gotowa pójść z nim do łóżka. W trakcie seksu bardzo dba o jej przyjemność i nigdy nie jest brutalny.


W ciągu ostatnich pięciu lat Maciek umawiał się z czterema kobietami. Dwie rzuciły go przed upływem sześciu miesięcy, proponując: „zostańmy przyjaciółmi”. Jedną przyłapał jak wysyłała swoje nagie zdjęcia innemu mężczyźnie. Czwarta – ostatnia – wytrzymała z nim prawie rok. W trakcie tego czasu zdradziła go dwa razy ze swoim byłym facetem, do czego sama mu się przyznała. Następnie wróciła do eks. Eks ją rzucił po dwóch miesiącach, ale ona nie chciała już do Maćka wrócić. Mimo, że proponował. Do tej pory, gdy jest pijany, wysyła do niej smsy.


Dlaczego kobiety rzucają Maćka?


Kobiety lecą na facetów, których status jest wyższy od ich statusu.


To, czy kobiecie podoba się dany facet zależy od mnóstwa rzeczy. W którym momencie cyklu jest w tej chwili, kiedy miała ostatnio seks, jakie miała doświadczenia z podobnie wyglądającymi mężczyznami, etc.


Ale generalnie rzecz biorąc, kobiety pociąga status (jego pozycja w społeczeństwie) i pewność siebie. Jak działa pewność siebie to już tłumaczyłem w „Pokoleniu Ikea”.


Seks to próba władzy. Wchodzisz na ring. Ona patrzy na Ciebie, pyta: jesteś wystarczająco silny? Potrafisz mnie nagiąć? Potrafisz mnie złamać? Potrafisz sprawić żebym dała Ci od tyłu? Dostaniesz to, co chcesz, jeśli kobieta poczuje, że jest słabsza od Ciebie.

Mówisz, są kobiety, które nigdy nie zdradzają? To tylko kwestia ryzyka i stopnia fascynacji. Jeśli mają pewność, że nikt się nie dowie, że niczym nie ryzykują, będą zachowywać się jak najstarsza kurwa z Poznańskiej. Będą żebrać, żebyś je tylko wziął. Jak najszybciej. Tu! Teraz! Bez zdejmowania ubrań, na stojąco, pod drzwiami, na stole czy parapecie. Bo ludzie to zwierzęta.”


Tak, wiem, jesteś inna. Będę z tym jakoś żył.


A status? Kobiety ten status różnie oceniają. To wcale nie są pieniądze, choć oczywiście są mile widziane. To nie jest samochód, bo rzadko kiedy kobiety znają się na samochodach, skoro „dlaczego ta fura słaba jest, przecież ma bardzo ładny lakier?”. To nie jest wykształcenie; znam co najmniej kilku bogatych prawników, którzy sami sobie trzepią. Nie dlatego że lubią, ale dlatego że muszą. Ani złoty zegarek, dobry garnitur, czy osiemdziesięciocalowy telewizor.


Kobieta poznaje pozycję mężczyzny w najprostszy możliwy sposób. Obserwuje go. Jak się rusza, co mówi, jak jest ubrany, czy ma dużo znajomych i jest wśród nich popularny, czy jest dobry w tym, czym się zajmuje, czy jest sławny, albo może w przyszłości być sławny. Ocenia  czy jest niezależny. Czy potrafi się sprzeciwić. Czy ma własne zdanie. Ocenia przy tym nie tylko jego aktualny status, ale i potencjał na jego poprawę. Dlatego biedny, ale pewny siebie gitarzysta niemal zawsze będzie młócił więcej lasek niż bogaty, ale nieśmiały księgowy. 


I kobieta już wie. Wie, czy straci majtki, czy może majtki i głowę, czy też walnie go w ryj zdechłą flądrą. Podjęła decyzję.


Kobiety lecą na facetów, których status jest wyższy od ich statusu. Ale facet musi być też niezależny.


Im lepszy był Maciek dla kobiet, z którymi chodził, tym mniej go chciały. One, oczywiście, lubiły Maćka, do tej pory wspominają go jako fajnego faceta. Ale go nie szanowały. Ich mózg mówił „tak”. Ich ciało mówiło „nie”.  No, niby jest w porządku, ale dreszczu nie ma.


Kobiety wcale nie chcą, aby ktoś się dla nich nieustająco poświęcał. Kobiety, choć trudno im się do tego przyznać, są zafascynowane mężczyznami, którzy potrafią trzymać je w stanie niepewności. Pragną być jak pies, który staje na dwóch łapach kiedy podstawia mu się pod nos kawałek soczystej szynki. 


Kobiety mają słabość do gości, którzy mają wyjebane, którzy odpisują im na maile z opóźnieniem, którzy nie są na każde wezwanie, którzy wychodzą na spotkania z kumplami i ciągle mają swoje życie poza nią. Sprawiają, że ona niby je, a jest ciągle głodna. Którzy całym sobą mówią: mam swoje życie i jest bardzo dobre.


Co z tego, że jesteś taka mądra, skoro jesteś taka głupia?


Mężczyźni chodzą z kobietami do łóżka, bo to dużo ciekawsze niż siłownia, a orgazm na koniec lepszy. Mężczyźni chodzą z kobietami do łóżka, bo nie ma nic bardziej podniecającego niż kobieta, którą można powoli rozebrać tak, że będzie całkiem naga. Albo bardzo szybko.


Nie ma nic bardziej podniecającego niż jej łuki i wypukłości. I nie ma nic bardziej podniecającego niż chwila, gdy naga i podniecona siada ci na kolanach, odrzucając włosy. Jest ciepła. Pachnie. Jest twarda i miękka zarazem.


Ale seks to tylko seks. Dobry seks nie jest powodem, dla którego facet wiąże się z kobietą.


Co się liczy? Oczywiście jej status. Kiedy Łukasz wiązał się z Kamilą, ona była pewną siebie, atrakcyjną eksmodelką, a co najważniejsze, była samodzielna. Kiedy rozstawał się z Kamilą, była kobietą potrzebującą. Laską w stylu: ‘Zaopiekuj się mną. Ocal mnie. Zbaw mnie. Bądź moim całym światem’. Im bardziej Kamila wisiała na Łukaszu, tym mniej on ją chciał.


Kiedy facet widzi, że kobieta każdą częścią swojego ciała krzyczy „zaopiekuj się mną”, będzie spierdalał w podskokach. A nawet jeśli będzie ją sobie brał od czasu do czasu, to traktując czysto użytecznie. Jak pojemnik na spermę. Bo nie ma pod bokiem nikogo, kto dobrze się rżnie, a ona jest na każde zawołanie. Albo ona strasznie marudzi na spotkanie, a jemu skończyły się wymówki.


Kobieta potrzebująca potrafi uwierzyć, że facet rozwiąże wszystkie jej problemy. Nie wiem dlaczego. Wierzy, że przepcha je swoim tłokiem??? Może powinna, wobec tego, brać tych z najgrubszym. Ale nikt poza nią nie rozwiąże jej własnych problemów.  


Zasada autonomii: aby być w związku, naucz się być sam, sama.


Bez matki. 


Bez faceta, bez kobiety.


Po prostu sam, sama.  


CDN.


8807560151_59a1a7404c_b


Photo by Lies Thru a Lens/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 30, 2015 00:08

September 23, 2015

Pieniądze szczęścia nie dają… Tym, którzy je mają

Stałem sobie w tej ‘Biedrze’ w niedzielę rano, bo miałem kaprys spożyć rogala z francuskiego ciasta. Miałem bardzo solidny zamiar posmarować go masłem, a następnie truskawkową konfiturą. A do tego napić się, jak kundel leming, kawy z mlekiem.



Ubrałem się bardzo porządnie, w stylu ‘zawodowy kloszard’. Wyciągnąłem z szafki najbardziej pogniecioną koszulkę, chwyciłem pierwsze lepsze dżinsy z obstrzępionymi nogawkami, założyłem trampki, zegarek, Do tego ciemne okulary, bo mordę miałem po poprzednim wieczorze wyjątkowo zdefasonowaną. I poszedłem.


Za kasą siedziała młoda dziewczyna. Miała na oko ze dwadzieścia, góra dwadzieścia trzy lata. Była nawet ok, ale nie w moim typie. Za chuda. Bez cycków. Na twarzy makijaż w stylu Pameli Anderson, tyle, że użyła dwa kilo tuszu do rzęs i to nie był dobry pomysł. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Trochę za bardzo opalona, a ja nie lubię mocno opalonych kobiet. Miała też tatuaż, a ja mam bardzo poważne wątpliwości co do kobiet z tatuażami. Zawsze możecie mnie przekonać, że jestem w błędzie. Ale była naprawdę miła dla wszystkich którzy stali w kolejce, a nie każdy może to o sobie powiedzieć, siedząc w kasie w niedzielę o 9 rano.


Ktoś zadzwonił, odebrałem telefon. I powiedziałem coś mniej więcej w stylu: „Odmowa wszczęcia postępowania w sprawie stwierdzenia nieważności postępowania odmawiającego wszczęcia postępowania w sprawie z wniosku o stwierdzenie nieważności postępowania umarzającego postępowanie wszczęte wezwaniem do usunięcia naruszenia prawa dotyczącego bezczynności Kolegium.”


Odłożyłem telefon. Pani spojrzała na mnie, na mojego rogala, na moje rzodkiewki i na mój kawałek wędzonej ryby. Ona nie spojrzała na mnie z niechęcią. To się zdarza. Ona spojrzała na mnie z nienawiścią! Jej wzrok wyrażał:


„Ty nadęty, chuju z korporacji.

Kim, kurwa, myślisz że jesteś?

I co taki zadowolony?

No, nażryj się.

Żeby ci, kurwa, w gardle stanęło.”


Mój widok uzmysłowił jej, że jakieś pragnienie, które ma wewnątrz siebie, jej zdaniem nie zostanie spełnione. Dlatego zareagowała agresywnym spojrzeniem. I pomyślałem: jak ona mało wie o mnie, a ja o niej… Oraz, że pewnie długo mógłbym jej wyjaśniać, że wcale nie mam kasy, a mój majątek to głównie kredyty i kredytowa zdolność. Że żyję w świecie, w którym pracuje się po 12 – 14 godzin na dobę i tu nikt, kurwa, nikomu nie daje za darmo. Że pod tym wszystkim jest taka sama kupa gówna, jak w każdej innej pracy. A może większa. Że nie chciałaby żyć w podobnym stresie, choć może z zewnątrz widać trochę lepsze ciuchy, biurka oraz dużo szkła i marmuru.


Ale nie sądzę, żeby mnie zrozumiała. Bo słucha muzyki, ogląda filmy i seriale, które mówią jej, co powinna mieć. A nie ma. Bo jej zasadniczo nie stać. Bo zarabia 2.2 brutto. I nie widzi szansy na nic więcej.

Widzisz, laska. Jesteś taka młoda i tak smutne jest, że jesteś taka rozżalona. Ale pieniądze szczęścia nie dają. Tym, którzy je mają.


Co chcesz mieć?


Na pewno znajdzie się jakiś mnich, który ma kompletnie wyjebane na dobra materialne (fakt, że nie jestem w stanie teraz wymienić żadnego konkretnego, źle świadczy tylko o mnie).  Każdy chciałby spróbować jak to jest mieć dużą kasę. Przynajmniej biorąc pod uwagę to, ile osób próbuje wygrać coś w Lotto. I każdy ma swoje plany na co przeznaczyłby te pieniądze. Ja też. I ty, kasjerko, również. To jak wydaje się pieniądze pokazuje, kim jesteś naprawdę.


Co chcesz mieć? Ciuchy? Prada czy Chanel? Chcesz maserati? Ja chcę. Przyznaję. A może porsche? Dom z basenem w Hiszpanii? Chcesz spakować wszystkich przyjaciół i zabrać na dwa tygodnie na plażę w Zanzibarze?


6831381121_de92004fc4_b Photo by Rockshandy X/CC Flickr.com


Leżeć na Malediwach na białej pościeli, na drewnianym pomoście, na łóżku krytym również białym baldachimem, patrząc w lazurowe wody oceanu indyjskiego, kiedy jakiś umięśniony troglodyta o kwadratowej szczęce będzie cię masować? Gdybyś była mężczyzną, pewnie chciałabyś więcej seksu. Wielu pań o ustach glonojada, perfekcyjnych figurach i silikonowych cyckach, które w Dubai style troszczyłyby się o twoje klejnoty koronne. Ale jesteś kobietą, więc to pewnie odpada.


Widzisz, choć wiele osób mówi, że pieniądze szczęścia nie dają, to ponoć o wiele lepiej płacze się w tym maserati niż na ławce pod blokiem. Bo szczęście zaczyna się od 75 tys. dolarów rocznie i mam na to naukowy dowód.


Co to jest szczęście?


Te 75 tys. dolarów to licząc po PLN-ach 280 tys. zł, czyli trochę ponad 23 tys. zł miesięcznie. Czyli dużo. U nas zarabia tyle 0,2 proc. społeczeństwa. Tę granicę 75 tys. dolarów ustalił ekonomista Angus Deaton razem z psychologiem Danielem Kahnemanem. Tak się złożyło, że ten drugi był laureatem nagrody Nobla, czyli raczej wiedzą co mówią.


Widzisz, młoda kobieto, kiedy mówimy, że ktoś jest szczęśliwy albo nie, to tak naprawdę mamy na myśli dwie rzeczy. Chodzi nam o szczęście dzień po dniu. Jeśli zjadłaś ciasto czekoladowe, to jest to przyjemność, a jeśli zeżarłaś to ciasto i zrobiłaś wieczorem 10 kilometrów, to po zakończeniu tego biegu jest już wielka przyjemność. Ale to szczęście ma też drugi typ. Znacząco głębszy. To przeczucie, że w twoim życiu wszystko idzie tak, jak powinno. Pieniądze są jednym z wyznaczników tego, że uważasz, że masz sukces. Nie jedynym, ale ważnym. Jeśli czujesz się finansowo bezpieczna, jeśli obok jest ktoś kto cię podrapie po plecach, jeśli razem stać was na przyjemne spędzenie dnia, to uważasz, że w sumie wszystko wygląda tak, jak powinno.  


Z tych badań, które zrobił Deaton z Kahnemanem wyszło, że najszczęśliwsi byli ci, którzy skończyli studia, znaleźli dobrą pracę i wzięli ślub. Z kolei najbardziej nieszczęśliwi byli ci, którzy mając lat 18 chcieli występować na scenie, a teraz mając lat 45 uzmysłowili sobie, że to jest niemożliwe. Wniosek z tego, że ja mam bardziej przejebane niż ty. A ty możesz sobie znaleźć bogatego faceta.


Wiesz co w tym wszystkim jest zaskakujące? Mogłoby się wydawać, że im więcej szmalu, tym ludzie stają się jeszcze bardziej szczęśliwi, nosząc coraz większego banana na gębie. A tu dupa.


Okazuje się, że jeśli zaczynasz zarabiać powyżej 125 tys. dolarów rocznie, to twoje wewnętrzne poczucie szczęścia leci na ryj. Mimo, że stać cię na coraz więcej przyjemności. To już są badania australijskiej firmy badawczej Onetest. Wiesz dlaczego? Pojawia się za dużo stresu. Dla ludzi jest oczywiście gigantyczna różnica czy zarabiają 2.2 brutto czy dajmy na to 7 albo 9 na rękę. Ale między 15 a 25 tys. przestaje ona właściwie występować. A poziom stresu rośnie  z każdym PLN –em.


Dlaczego wstajesz co rano?


Widzisz, młoda, mi się wydaje, że w życiu, owszem, chodzi o pieniądze, ale bardziej o to, co cię motywuje do tego, aby codziennie rano wstać.


Codziennie rano warto stanąć przed lustrem i zapytać siebie: jeśli dzisiaj będzie ostatni dzień mojego życia, czy robię to, co chcę robić? Jeśli zbyt wiele dni z rzędu mówisz sobie „nie”, coś trzeba zmienić. Twoja praca wypełnia większą część twojego życia. Jedynym sposobem, aby być z niego zadowolonym jest, więc, posiadać pracę, którą się lubi. I ja wiem, że łatwo mi mówić. Ale nikt nam nie obiecywał, że będzie łatwo.


W życiu jest tak, że czasami musisz się zderzyć ze ścianą. Musisz nabić sobie potwornego guza. I wtedy ktoś, prawdopodobnie, jebnie cię jeszcze prosto w brzuch. Wówczas sobie przypomnisz, jak fantastycznie jest mieć płuca. Jak cudowny jest każdy bezproblemowy oddech. Jak cudowny jest krzyk.


A później? Później musisz wstać, oprzytomnieć i rozwalić tę ścianę, albo ją obejść.


Wstań, więc. Ja próbuję.


14803391640_877106cfdd_b

Photo by markuskoller ***Streetphotography**/CC Flickr.com


—-


Przy powstaniu tego tekstu inspirowała mnie praca dr. Angusa Deaton’a i dr. Daniela Kahneman’a „High income improves evaluation of life but not emotional well-being” oraz przemowa Steve Jobs’a na uniwersytecie Stanford. 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 23, 2015 05:23

September 15, 2015

Jak wyjść z friendzonu?

Jedna z pań kiedyś mi powiedziała, że jestem cyniczny, bo nie widzę w ludziach tego, jak mogliby się zachowywać – czyli wzniośle i idealistycznie – tylko to, jak się zachowują – czyli po ludzku i normalnie. Słowa te wypowiadała akurat w momencie, gdy szliśmy w swoje słabości. To jest, ja rozpinałem jej bluzkę, bardzo zaciekawiony co znajdę pod spodem, a ona nie protestowała zbyt gorąco.



Dyskusja wzięła się stąd, że wcześniej przez kilka tygodni opierała się przed rozebraniem do naga w moim towarzystwie, pod durnym zresztą pretekstem, że przecież jesteśmy przyjaciółmi. A ja wierzę, i to bardzo, w przyjaźń między kobietą, a mężczyzną. Wierzę nawet, że z niej powstają najlepsze związki. Ale nie wierzę, że nie ciągnie ich do łóżka, albo nie korci, aby choć raz sprawdzić jakby to było.   


Wiedzą to nawet w telewizji. W czasach kiedy byłem młodszy, biedniejszy i bardziej idealistyczny, namiętnie oglądałem serial „Friends”. Opowiadał o trzech kobietach i trzech mężczyznach i w sumie po 10 sezonach właściwie wszyscy spali już ze sobą, albo mieli na to ochotę. Wszyscy poza dwójką bohaterów Rossem i Monicą. Ale oni byli bratem i siostrą. A serial był nadawany w prime time i jeszcze przed epoką Targaryenów i Lannisterów, bo wtedy już mogli wszyscy ze wszystkimi.





 Po tym wstępie list:


 „Na wstępie zaznaczam, że nikt mnie nie przeleciał, nie oszukał, nie zdradził. Nigdzie nie pobłądziłam, nie chcę się zabić, wszystko jest w miarę porządku. Chujowo, ale stabilnie.


Mężczyźni pojawiają się w moim życiu. Mijam ich codziennie, niektórzy zostają na dłużej, niektórzy dostają się coraz bliżej. Chcąc, nie chcąc, wtedy zaczynam ich darzyć uczuciem. Uczuciem kurewsko silnym, bo tylko do takich jestem zdolna. Zawsze cholernie mi zależy.


Za każdym razem następuje ten pierdolnięty ,,bang!”. Prędzej czy później, faceci zaczynają mi się zwierzać. Niemal każdy facet, w którym byłam zakochana, zaczynał mi pierdolić o swoich uczuciach… Albo po prostu opowiadać o koleżankach, które mają fajne cycki i dupy. To zawsze jest sygnał – sygnał, który informuje mnie, że mężczyzna nie jest mną zainteresowany. Że traktuje mnie jak przyjaciółkę. Że nie jestem laską, którą by zaliczył, lecz laską, która ma mu powiedzieć, jak zdobyć inną kobietę.


Moje zjawisko określa się mianem „friendzonu”. Friendzone, słyszał Pan coś takiego? Jako że jestem trochę młodsza, zgaduję, że nie jest to tak popularne wśród ludzi w Pana wieku. Zatem wyjaśnię od razu – frienzone, to krótko mówiąc, relacja między dwojgiem ludzi, w której jedno jest zakochane w drugim, drugie zaprzyjaźnione z pierwszym. Taka miłość bez wzajemności. Z tym że żeby było trudniej, druga osoba widzi w nas kogoś, z kim można pójść na kebaba, nie na romantyczną randkę.”


Dalej czytelniczka tylko tłumaczy, że oczywiście na kebsa można też iść na randkę, tylko to już zależy z kim i zależy gdzie. Lecz tu już zacząłem się zastanawiać:


Dlaczego we friendzonie ląduje kobieta?


I wychodzi mi z tego wniosek dość ponury, że to głównie dlatego, że mężczyźni postrzegają rzeczywistość przez rżnięcie. Jeśli nie chcą wypieprzyć danej kobiety, to znaczy, że im się zwyczajnie nie podoba i nie pociąga ich.


 Wniosek pierwszy (oczywisty)


Lądujesz we friendzonie, bo jesteś dla niego nieatrakcyjna. Zwyczajnie i po prostu. Nie staje mu na twój widok. I to nie jest twoja wina. Może lubi wyższe, niższe, bardziej albo mniej wypinające dupę, może preferuje blondynki, albo brunetki, z większymi cyckami, z mniejszymi . Po prostu, jego pstrąg nie zrywa się do tarła na twój widok. Mężczyźni cenią seks bardziej niż kobiety, kobiety cenią relacje bardziej niż mężczyźni. I to pewnie uwłaczające kobietom i mężczyznom też, ale – jak wspomniałem na początku – mam zbyt mało idealistyczne podejście do rzeczywistości. Boleję nad tym i staram się nad sobą pracować.


 Wniosek drugi


Masz problem z okazywaniem swojej seksualności. Nie lubisz seksu, boisz się go, wstydzisz się. Nie chcesz, aby ktoś cię całował publicznie. W trakcie seksu musi być wyłączone światło. Wstydzisz się nawet, gdy facet chwyta cię za rękę w towarzystwie twoich znajomych. Czujesz się zakłopotana. Nigdy nie miałaś orgazmu. Nie wiem skąd się to wzięło. Może rodzice zbyt często mówili ci, że seks jest zły (nie jest, jest fajny, potrafi sprawić, że ludzie całkowicie tracą nad sobą kontrolę).  Może to religia. Może dostałaś po łapach kilka razy za dużo, bo będąc małolatą nie trzymałaś ręki na kołdrze. Wiem jedno: twoja niechęć do seksu sprowadza cię do pozycji wiecznej przyjaciółki. Chcesz miłości. Jej częścią jest, jednak, erotyka. Pożądanie. I seks. Te rzeczy są raczej nierozdzielne.


Ta historia ma jeszcze drugą stronę medalu, bo w pozycji przyjaciela lądują też mężczyźni.


Dlaczego we friendzonie ląduje facet?


Przytrafiło wam się kiedyś, że dziewczyna/kobieta mówi do swojej przyjaciółki: „wiesz, on jest strasznie bystry, potrafi mnie rozbawić, jest przystojny, wolny, bogaty, na dodatek ma wielkiego kutasa, ale nie chcę się z nim umawiać”?


Cytując Hamleta,


akt piąty,


scena pierwsza


wers 425:


„NIE”.


Ja też nie. Kiedy kobieta mówi do faceta „och, zostańmy przyjaciółmi” znaczyć to może dwie rzeczy:


Rzecz pierwsza


Jesteś jak Dacia. Niby wszystko jest ok, masz to, co powinieneś mieć, a jednak wstyd się z Tobą pokazać. Twoja potencjalna wartość jako reproduktora jest dla mnie zbyt mała. Mogę mieć lepszego. Jesteś leszczem. Nie dodajesz mi splendoru. 1 + 1 = 1,5. Ale możesz się kręcić w pobliżu.


To coś w rodzaju sytuacji, gdy przychodzisz do klubu, a przy drzwiach selekcja mówi ci: teraz nie wejdziesz, ale możesz trochę postać, może później cię wpuszczę. I to później oczywiście nigdy nie nastąpi. Selekcji po prostu zależy na tym, żeby przed klubem była kolejka, bo to sprawia, że inni też chcą tutaj przyjść.


Rzecz druga


Pakując cię we friendzone ona mówi: przekroczyłeś moje granice, chcesz czegoś, na co nie jestem gotowa, mam ochotę schować łeb w kubeł. Boję się, sprawy zaszły za daleko, zaraz mogę stracić nad tym kontrolę, nie chcę się więc zaangażować. Oczywiście nie zmienia to faktu, że w jednej i drugiej sytuacji nie udało się stronom zbudować czegoś, co dla kobiet jest kluczowe: seksualnego napięcia.


Bo kobieta chce, aby mężczyzna jej chciał. Ale nie tak po prostu. On ma się palić, gotować, ma mu stać tak jak nigdy w życiu. Ma ją pożerać. Ma być gotowy do rozpierdolenia całego świata i złamania wszystkich granic, aby tylko jej wsadzić. Z tego właśnie powodu kobiety fantazjują o  gwałcie, ale rzadko kiedy faktycznie go chcą.  One chcą tego ekstremalnego podniecenia u faceta, który zaryzykuje wszystko, aby je tylko mieć. To je zwyczajnie jara. Wtedy nie ma sytuacji „sprawy zaszły za daleko, mogę stracić nad tym kontrolę”. Wtedy ona chce się zatracić, a co będzie później, to się zobaczy.


Jeśli, więc, wylądowałeś we friendoznie, to właśnie dlatego, że w odpowiednim momencie nie rozebrałeś jej wzrokiem. I teraz jest pytanie najważniejsze:


Jak wyjść z friendzonu?


Nurkowie, którzy schodzą na duże głębokości ryzykują pęknięcie błony bębenkowej lub uraz ucha środkowego.  Na początku ściskają nos palcami, a następnie dmuchają przez niego z wielkim zaangażowaniem. To wyrównuje ciśnienie w uchu wewnętrznym.  Można wtedy zejść głębiej.


Podobnie jak z nurkami, jedyną metodą wyrwania się z friendzonu i zejścia do głębszej relacji jest wyrównanie ciśnień. Kobieta nigdy nie angażuje się w faceta, któremu zależy bardziej. Jeśli, więc, odpisywałeś na jej każdego maila i sms, zapraszałeś na romantyczne wieczory przy cytrze, jeżeli byłeś na każde skinienie i każdy gest brwi, jeśli patrzyłeś na nią jak golden retriever gotowy w każdej chwili do aportowania, to zjebałeś. Bo ona się nudzi jak chuj. Tak samo jest kobietami, które wkręciły się w jakiegoś gościa głównie dlatego, że on ich nie chciał.


Jedna z najbardziej genialnych fraz w optyce relacji damsko męskich kryje się na końcu powieści Alana Alexandra Milne’a z 1928 roku „Chatka Puchatka”: Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam, kurwa, nie było.


Rozwiązaniem problemu nie jest, więc, większe zaangażowanie z twojej strony, bo jeśli ona/on nie ma ochoty na związek, a nawet na seks, to cała kwestia skończy się jeszcze większym odrzuceniem. Rozwiązaniem jest wyrównanie poziomów zaangażowania. Czas obudzić w sobie skurwysyna. Czas obudzić sukę (ale seksowną).  


I bardzo łatwo jest to napisać, ale nieco trudniej zrobić. Bo oczywiście można udawać, że nam nie zależy, ale co z tego, skoro w rzeczywistości zależy i prędzej czy później wszystko się wyda? Tak naprawdę, problem w nieustającym lądowaniu we friendzonie leży w Tobie. Za bardzo chcesz się podobać. Zbyt dużo myślisz o tym, co myślą o tobie inni. Prawdziwy przełom nastąpi w momencie, kiedy zrozumiesz, że oni o tobie nie myślą. Ludzie cenią niezależność. Ta niezależność podnosi twoją pozycję społeczną, sprawia, że bardziej chcą cię kobiety i mężczyźni. Jest jednak jeden warunek: musi być szczera. Jeśli ty cenisz siebie, cenią cię też inni.  


4651816871_c78592a34b_b


Photo by Kostya Romantikov/CC Flickr.com


PS1. Nie mam nic przeciwko Dacii. Wyleczyłem się z oceniania ludzi po pozorach motoryzacyjnych.


PS2. W przypadku kobiet, nigdy nie zaszkodzi krótsza kiecka i cycki na wierzchu. 


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 15, 2015 23:00

September 7, 2015

Kobietę możesz kupić

Poznajcie Wojtka: „Im chodzi o nasza kasę. Pierdolone PLN które kochają tak bardzo, że są w stanie sprzedać dupę, duszę i wszystko po kolei, żeby móc kupić sobie nowe auto… szmaty u projektanta i zapłacić w hotelu naszymi pieniędzmi za siebie i kolesia, który je świetnie wydyma, choć nie ma kasy.”



Wojtek przesłał mi mesga na Facebooku:


„Cześć. Jestem Wojtek. Pewnie i tak Ci się wyświetli kim jestem ale mam to w dupie. Czytam czasami te Twoje publikacje. Jedne są ciekawsze inne mniej ciekawe. Z jednych wynoszę naukę, inne zaś kończę czytać po 4 zdaniu. Nie przeczytałem Twojej książki bo… bo powiedzmy że wkurwia mnie język ale… . Ale cos w tym jest co piszesz. Cos dziwnie prawdziwego i dziwnie codziennego. Zachwyciłem się wpisem dupa to nie monstrancja. Zacząłem po tym śledzić Twój blog i co?? Nastąpiła jakaś sraczka. Zszedłeś z tonu Stary!! Dlaczego kobiety udają orgazmy?? Bo myślą że jak to zrobią to wtedy wbija nas w dumę jacy to my nie jesteśmy zajebiści a tak naprawdę chodzi im nie o swój a nawet ba!! nasz orgazm.


Im chodzi o nasza kasę. Pierdolone PLN które kochają tak bardzo że są w stanie sprzedać dupę, duszę i wszystko po kolei żeby móc kupić sobie nowe auto… szmaty u projektanta i zapłacić w hotelu naszymi pieniędzmi za siebie i kolesia który je świetnie wydyma choć nie ma kasy. Bo każdy je świetnie wydyma… każdy kogo potrafią sobie kupić tak jak my kupiliśmy kiedyś je.


Dzisiejszy facet to pizda?? Podpisuje się pod tym wszystkimi kończynami bo wystarczy świecić hajsem na koncie i można mieć wszystko!! Dziś wszystko można kupić nawet totalnie przejebaną miłość i kłaść się obok żonki która będzie Ci szeptać ze kocha a w trakcie będzie myśleć o jakimś szczylu któremu pala staje na samą myśl o jej cyckach wyćwiczonym keglu i Twoim portfelu. A przecież tego kegla wyćwiczyłeś Ty… portfel tez Ty załadowałeś a ta dziwka szafuje tym wszystkim na prawo i lewo. „


 Wojtek, mordo ty moja!


Pytasz  mnie, dlaczego nie dymasz. Pytasz mnie, dlaczego kobiety, które widzisz, dają dupy innym kolesiom i nadstawiają się im, bo oni mają hajs. A ty, jak rozumiem, tego hajsu nie masz, albo nie chcesz płacić za kobietę, a więc na jedno wychodzi.


Masz oczywiście rację, ziomek, kobietę można kupić. Możesz ją kupić na 15 minut, kiedy stoi przy drodze, możesz ją kupić na godzinę, gdy pracuje z koleżankami w wynajmowanym mieszkaniu, możesz ją kupić jak kupujesz flaszkę na imprezę i dwa kilogramy truchła z kury na grilla. Naoliwić, posolić, popieprzyć i do piekarnika. Możesz wyrwać ją na to, że zabierzesz ją na drogie zagraniczne wakacje, na to, że kupisz jej perfumy za pięć paczek i kiecę za dwa tysiące, a jak jest mało wymagająca (a uwierz mi, koleżko, są takie i to wiele) to wystarczy pięć czy siedem drinków żeby obciągnęła ci w klubowym kiblu. I nie zależy to wcale od jej pozycji w systemie stratyfikacji społecznej, statusu materialnego, deklarowanej religii czy wykształcenia. Zbyt skomplikowane? Dupy za kasę dają nie tylko dresiary.  


Miałem prześliczną koleżankę na studiach, niebywałą kosę, o twardej dupce, cudownych cyckach, błyskotliwej inteligencji. Rozmawiała ze mną chętnie, ale miłe chwile spędzała tylko z panami koło 50-tki, którzy podjeżdżali po nią nowym modelem mercedesa. Przyjmowałem to ze smutkiem, ale i ze zrozumieniem.


Płacisz i masz.


Chcesz blondynkę z ustami jak glonojad, ssącą tak, że masz wrażenie, że zagotują ci się białka oczu? Spoko, ziom. Jakiej szukasz, taką znajdziesz. Tylko ty mi mówisz, że towar jakby trochę trefny jest. Niezgodny z umową.  Bo ty zapłaciłeś, a ona się puszcza. Z innymi, o ironio, którzy kasy nie mają! Skandal, po prostu, kurwa i reklamacja. Powiem ci szczerze, jak stary piernik do młodego wkurwionego koguta, z głębi mojego doświadczenia i jestestwa:


 Widzisz, za szmal kupujesz obecność, a nie uczucia. Kupujesz wsady, nie wierność. Kupujesz to, że inni patrząc na nią, na jej uda, cycki, kieckę, biżuterię i samochód, za które zapłaciłeś, myślą TEN TO DOPIERO MA SZCZĘŚCIE. Ale, ziomek, cały czas obowiązuje zasada: „kupujesz ozdobę, dostajesz ozdobę”.  Nie wierność, miłość oraz przywiązanie. Bo, widzisz, kobieta to taka dziwna istota, że nie szanuje tego, który tylko płaci. Bo sama kasa to, mój misiu, za mało. Czasami zdarza się nawet taka, że kocha kogoś, kto jej nic nie daje, a wszystko zabiera: kasę, figurę, szacunek do siebie, pewność siebie i blask oczu. 


Mordo ty moja, że to głupie? Och, ziomek, kobiety nie są racjonalne. Kiedy podchodzisz – wybacz mi szczerość, ale między nami, facetami, możemy sobie na to pozwolić – do niezłej dupencji, przy której pała furkocze ci jak ruski wentylator, możesz ją wyrwać na wiele sposobów.


Możesz ją wziąć na to, że jesteś ładny, dobrze zbudowany, choć głupi jak szpadel. Zaliczy cię raz, dwa albo dziesięć, ale w końcu zostawi, bo kobiety, choć nie są logiczne i nie wiedzą ile to jest 7 razy 9 bez spojrzenia w kalkulator, ale są praktyczne.


Możesz ją wziąć jak jesteś sławny i wtedy twój ryj schodzi absolutnie na trzeci plan. Nic nie dodaje facetowi urody tak, jak fakt, że inni rozpoznają go na ulicy. Nic tak nie rozluźnia ud kobiet jak to, że mogły cię zobaczyć w telewizji.


Możesz być artystą. Moja znajoma regularnie dawała kiedyś kolesiowi, który grał na lodówce, naprawdę, kurwa, na niej grał. Nie miał kasy, ale był poetą i kiedy był pijany, recytował jej wiersze o tym, jaka jest piękna. I ona, oczywiście, puściła go kantem, ale kolo rozbudził w jej głowie coś, o czym nie miała pojęcia. Bo, ziomek, żeby poderwać kobietę, trzeba wymasować jej mózg. Tam zaczyna się ciepło, tam zaczyna się podniecenie i tam, ziomek, zaczyna się też orgazm. A nie na banknocie z wizerunkiem Zygmunta I Starego.


Możesz też wziąć ją na to, że nadajesz się na męża. Bo jesteś stabilny, odpowiedzialny, masz dobrą pracę i, kurwa, jesteś może nudny jak chuj, ale z całej bandy kolesi, którzy chcieli ją wypierdolić i spuścić się do ust i na cycki, chciałeś czegoś więcej.


Możesz wreszcie, jak sam to zauważyłeś, stanąć na portfelu. Tylko, mordo ty moja, jeśli chcesz uczuć, wierności, szczerości, zaangażowania i oddania, to nie myśl, że dostaniesz je tylko za pieniądze.  


15874364623_dce6dbacc1_b


Photo by Romany WG/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 07, 2015 00:08

September 1, 2015

Dlaczego zawsze tęsknię za odchodzącym latem

Wyznam wam mój wielki sekret. Jestem sentymentalną dziwką.


Zawsze najbardziej lubię ostatnie dni lata. Świat jest pełen niepokoju. Czuję się wtedy rozedrgany wewnątrz. Podświadomie na coś czekam. Sam nie wiem na co.


Słońce zachodzi (słońce potrafi zachodzić generalnie o każdej porze roku, ale teraz zachodzi jakby trochę inaczej). Niebo jest ciemniejsze. Księżyc świeci mocniej. Powietrze nie jest już duszne. Czuć w nim wilgoć, zapach gnijących liści i chłód. Wakacje się kończą. Coś się kończy, coś odchodzi, coś w nieodwołalny sposób tracimy.


Wakacje zawsze kojarzą mi się (i kojarzyć się będą do ostatniej chwili, kiedy będę oddychał) z błękitnym niebem, białym piaskiem na wydmach w Łebie. Z młodymi dziewczynami w krótkich dżinsowych spodenkach i z długimi blond włosami.


Ich pocałunki były słodkie i wilgotne.  Ich usta smakowały tanim błyszczykiem. Ich skóra była nagrzana od sierpniowego słońca. Miały ziarna piasku na płaskich brzuchach, na udach i na stopach. Gdy się uśmiechały, lśniły ich białe zęby. Ta biel odcinała się od ich śniadych, opalonych twarzy. Kiedy o tym myślę, czuję w lędźwiach tęsknotę za tym, co było.


 Za tym, czego już nie będzie.




Ponieważ jestem sentymentalną dziwką, myślę o jedzeniu, które kojarzy mi się z domem. Młodość kojarzy mi się z pieprzonymi buraczkami i wątróbką z cebulą. Może dlatego, że u mnie w przedszkolu i szkole robili je całkiem nieźle, więc do tej pory mam słabość do buraczków, wątróbki i mielonego (Olga nie, Olga wątróbki i buraczków nienawidzi).


Kiedy tęsknię za tymi dziewczętami rozgrzanymi słońcem i za tą wątróbką (nie każcie mi być logicznym, może po prostu jestem głodny) tęsknię za czasami, kiedy nie musiałem myśleć, kiedy ktoś myślał za mnie i za mnie podejmował decyzje. Pierwszego września po prostu szedłem do szkoły. I wiedziałem, że ze wszystkim dam sobie radę.


Ale teraz jestem dorosły.


Lubimy wspominać, rozpamiętywać, dzielić włos na czworo. „Dlaczego mi się to przytrafiło?” Po prostu przytrafiło, chuj wie dlaczego, tego nie zmienisz. „Co pomyślą o mnie inni?” Inni o tobie nie myślą. „A co by było, gdyby? Jakby to było, gdybym wybrał inaczej? Być teraz w innym mieszkaniu, w innym domu, z inną kobietą albo innym mężczyzną. Mieć inną pościel, inne kieliszki, inną pracę. Wystarczyło przecież tylko … .” I tutaj pojawia się długa historia, co wystarczyło zrobić. „Trzeba było bardziej to, bardziej tamto, nie odpuszczać, naciskać, iść do przodu.” Ale tego nie wybrałaś/ nie wybrałeś. Wyciągnij wnioski, żyj dalej, nie ma sensu się katować.  


Nasze życie składa się z etapów.


Na początku naśladujemy innych.  Wiecie, to ten czas, kiedy nie wiemy kim jesteśmy, mamy pryszcze  i wydaje się nam, że inni wiedzą to lepiej od nas, mimo, że tak naprawdę są tak samo zagubieni i też mają pryszcze.


To etap, kiedy robimy wszystko aby spodobać się innym. Albo się nie wyróżnić, bo wtedy nikt nas nie zauważy i każdy da nam spokój. Niektórzy całe życie zostają w tym etapie. I kopiują plany i marzenia innych. Chcą mieć rodzinę, bo inni mają rodzinę. Chcą mieć pracę w banku, bo inni mają pracę w banku. Chcą mieć mieszkanie na Wilanowie, bo inni mają mieszkanie na Wilanowie. Chcą mieć SUV-a, bo ich znajomi jeżdżą SUV-ami. Suną koleinami wypracowanymi przez innych. Nie tworzą własnej drogi. To dla nich zbyt trudne.


Bo przejście do kolejnego etapu jest bolesne.


Kolejny etap  to poszukiwanie.


To ten moment, kiedy pijesz za dużo, kiedy masz za dużo seksu, kiedy zaczynasz podróżować, albo stwierdzasz, że masz w dupie podróże, bo to inni chcą podróżować, a ty chcesz siedzieć na zabitej dechami wsi w otoczeniu pięciu kotów, czterech psów, dwóch koni i wysokiego płotu z drutem kolczastym na górze. Kiedy nagle rozumiesz, że twoja praca ma sens tylko wtedy, jeśli sprawia ci przyjemność, inaczej jedną trzecią życia spędzasz na zwyczajnym zarabianiu pieniędzy (oczywiście, że pieniądze są ważne, za pieniądze możesz uszczęśliwiać innych oraz siebie, ale pieniądze powinny być środkiem, a nie celem). Kiedy nagle potrafisz mówić nie, gdy coś ci nie pasuje, kiedy potrafisz odejść, zapomnieć, odciąć się od przeszłości, żałować, ale iść dalej. Kiedy schodzisz z jednej góry, aby wejść na kolejną. Kiedy poznajesz swoje ograniczenia, wiesz w czym jesteś dobry/dobra, wiesz czego już nie osiągniesz. To etap, kiedy dorastasz i zaczynasz rozumieć kim jesteś. To etap, w którym jesteś gotów/gotowa utworzyć dojrzały związek, bo w końcu udało ci się zrozumieć o co ci chodzi, co jest ważne, co nieważne, i że czasami trzeba w życiu iść na kompromisy.


I etap trzeci: ślad.


Chcemy wiedzieć, że nasze życie miało sens. Że kiedy nasz mózg umrze, coś po nas zostanie. Nie powiem wam nic więcej. Zwyczajnie nic więcej nie wiem. Jestem na tym etapie. Na razie rozglądam się. Ale jakoś to ogarnę. Wyjdę poza swoją strefę komfortu.  


Nie cenimy rzeczy, które pojawiają się wokół nas teraz, w tej chwili, w tym momencie. Albo czekamy, albo rozpamiętujemy.


Teraźniejszość nabiera dla nas wagi z upływem czasu.  Razem z miesiącami i latami powoli obrasta w legendę, aż w końcu możemy wyszeptać: kiedyś to były czasy, kiedyś to się bawiłem/bawiłam. A chodzi o to, żeby żyć teraz.


 Już nigdy nie będzie takiego lata. Ale będzie następne.


11884033136_f7b2359edc_b


Photo by ArTeTeTrA/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 01, 2015 01:45

August 25, 2015

Dlaczego kobiety udają orgazmy?

Pierwszy raz zobaczyłem ją chyba z siedem lat temu, przelotem na imprezie.


Imprezę robił mój dobry kumpel, prawnik rzecz jasna. Na przestrzeń 45 m2 wtłoczył około stu osób. I ta setka cały czas się zmieniała, niczym fale uderzające o brzeg. Wódka, wino i piwo podawano na balkon niczym na taśmie transportowej w przemysłowym browarze, a jak ktoś chciał skorzystać z łazienki, to lepiej aby zdusił to w sobie. Bo nie było opcji, żeby dopchał się do kibla.


Na tej imprezie było dużo samotnych kobiet, bo w Warszawie jest dużo samotnych, zdesperowanych kobiet. Chodziły do pracy w garsonkach albo nie, były przed trzydziestką, miały zazwyczaj własne mieszkania kupione na duży kredyt, w środku była lampa i materac z Ikeii, a w weekendy na tym materacu pocił się coraz to inny facet.


Były ładne, niektóre śliczne, dużo piły, niektóre za dużo. Miały koty i w sumie nie wiedziały za bardzo czego chcą od życia. Zazwyczaj niszczył je jakiś facet, a później one usiłowały o nim zapomnieć. Wtedy było jeszcze więcej białego i czerwonego wina i więcej drinków stawianych w klubie przez różnych mężczyzn, a materac zwiększał przebieg, bo żyjemy w takich czasach, że zdjęcie z siebie majtek i rozłożenie ud o niczym nie świadczy.


Jest jak fitness albo zumba.



Z tej imprezy, oprócz kaca, to później były ze dwa związki, jeden romans i jedna zdrada.


[Ta zdrada, to akurat w wykonaniu kumpeli, która poszła do łóżka po pijaku z żonatym facetem. Przeleciał ją tak, że się ściany trzęsły przy tej lampie i materacu z Ikeii. A później ona obudziła się o czwartej czy piątej z  bólem istnienia. Pokręciła się po mieszkaniu, obudziła go i powiedziała:


– Musisz już iść.


– Ale ja mieszkam w Piasecznie! A  autobusy jeszcze nie kursują.


Więc wracał z Mokotowa do Piaseczna na piechotę. Później mówił, że i tak warto było, bo dała mu od tyłu. ]


Więc zobaczyłem ją po raz pierwszy i nawet pogadaliśmy przez chwilę. Po czym, jak już udało mi się podnieść oczy z jej cycków, okazało się, że jest nawet całkiem niegłupia. Mimo, że miała jakieś 25 lat. Jednak na tej imprezie była z facetem, o którym z całą pewnością wiedziałem, że sprzedawał różnego rodzaju substancje do wciągania i palenia, bo miała skłonność do takich złych facetów.


I


Spotkaliśmy się z pół roku później w Złotej Teresie, świątyni blichtru z kartongipsu, która naśladuje luksus. Wyglądała tak sobie. Dżinsy, golf. Parę kilo za dużo. Oczy podkrążone. Przetłuszczone włosy. Poszliśmy na szybką kawę. Zapytałem ją o faceta, z którym była na imprezie. Machnęła ręką.


– Rzucam go. Wiesz, dwa razy wywalił mi w twarz. Potem przepraszał, że niby go zdenerwowałam. Źle mnie traktuje. To jest związek bez przyszłości.


Opowiedziała mi jak udawała z nim orgazm po raz ostatni.


– Rozbierałam się do łóżka z garsonki po ciężkim dniu w pracy. Przez chwilę zostałam w samych rajstopach.  Przyciągnął mnie za rękę i zaczął się do mnie dobierać. Parsknęłam, że jestem zmęczona i nie mam ochoty na seks. Nic to nie dało. Zaczął mi ściągać rajstopy. Kontynuowałam, zwięźle, ozięble, że miałam cholernie ciężki dzień w pracy, boli mnie głowa i chcę spać. I ogólnie wielkie SPIERDALAJ. Ten do mnie, że chyba mam kogoś na boku. Zaskoczył mnie.


– A masz?


– Poznałam zresztą w pracy. Trochę z nim flirtuję.


– Coś poważnego? – zapytałem.


– Nie, to zabawa. Nawet się z nim jeszcze nie całowałam – machnęła ręką lekceważąco – ale jak to powiedział, że kogoś mam, to uległam. I wiesz dlaczego? 


Nie wiedziałem.


– By nie dać się zdemaskować – wyznała – Zaczął mnie dalej rozbierać. Leżałam na łóżku. Na plecach. Bez majtek. Wszedł we mnie. Choć tak naprawdę wcale nie miałam na to ochoty. Zaczął mnie posuwać coraz mocniej i mocniej. Ale mi to nie sprawiało satysfakcji. Stękałam jak Sasha Grey:  Ach!!! Och!!! Mocniej!! A w myślach miałam tylko: Skończ już… Błagam!!!. Liczyłam posunięcia. Myślałam o tym, co muszę jutro zrobić w pracy. O tym koledze z pracy, który mi się podoba. Wreszcie mu wypaliłam: Korzystaj póki jeszcze możesz…


Skończył. Zapytał, o co mi chodziło.


– I co mu powiedziałaś?


– Że: w życiu piękne są tylko chwile i nic nie trwa wiecznie.


II


Zapisaliśmy wtedy swoje telefony, ale jakoś ja nie zadzwoniłem i ona też nie. Spotkaliśmy się przypadkiem w klubie na Mazowieckiej. Trzy lata później. Poszliśmy na spacer na stare miasto. Kupiłem w nocnym małą butelkę chivasa. Zawinąłem ją w reklamówkę i piliśmy, siedząc na ławce i patrząc z oddali na Wisłostradę.


Padał śnieg. Siedziała mi na kolanach, ale nie było w tym nic specjalnie seksualnego. Po prostu było zimno.


– I co, rzuciłaś go? – zapytałem o jej starego faceta.


– Tak – odpowiedziała.


Później, po tym rozstaniu, długo robiła podchody pod swojego kolegę z pracy. On był sceptyczny, bo pracowali razem i bał się, co się stanie jeśli im nie wyjdzie. Ale coś było na rzeczy, bo zaproponował jej, żeby się do niego wprowadziła na kilka dni, kiedy czekała aż zwolni się mieszkanie, które wynajęła.


Co wieczór polowała na niego. Kusa koszulka nocna. Przechodzenie po kąpieli w samym ręczniku. Szczucie cycem i dekoltem w pracy. Aż w końcu, którejś nocy, nie wytrzymał. I zaczęli się pieprzyć.


Czuła się skrępowana, bo wstydziła się swojego ciała, fałdek na brzuchu, cycków, które latają na wszystkie strony. A przy tym chciała, bardzo chciała, by mu się spodobało i by to nie był ich jedyny raz. Och, tak, pieprz mnie, nie jestem oziębła. Pieprz mnie. Pieprz mnie. Bo nie znajdziesz lepiej stękającej w łóżku.


– W głowie ciągle miałam myśl, by stękać i jęczeć. By chciał więcej i więcej. Fakt, że wcześniej go nęciłam pushupowym cycem w biurze spowodował, że jak przyszło co do czego i miałam się rozebrać, to czułam dyskomfort. Zwłaszcza w pozycji na jeźdźca. Ciężko mi było, zatem, dojść przy pierwszym stosunku z nim. Jęczałam i stękałam prawie sopranem. Wiem, co pomyślałeś – spojrzała na mnie – To słabe, strasznie, ale trudno. My, kobiety, czasem też udajemy, by zatrzymać faceta seksem.  


Pomyślałem wtedy, że na dłuższą metę to raczej nigdy nie wychodzi. Rżnięcie to rżnięcie, nikogo pieprzenie nie zmusi do uczuć. Inaczej aktorki porno miałyby najdłuższe związki.  


W telefonie miała jego zdjęcie. Był młody, wysoki, brunet, gładko ogolony, krótko obcięty. W sumie gęba durna, ale wyglądał dość sympatycznie.


– I jesteście razem? – zapytałem.


– Tak. Wiesz, boję się. Zaraz będę mieć 30 lat.


– Za dwa lata – sprostowałem.


– Nie chcę być sama. Potrzebuję miłości. Chcę komuś robić śniadanie i piec ciasta.


Milczałem. Ona się zastanawiała.


– Jeśli sądzisz, że kobiety nie udają orgazmów, to jesteś w błędzie. A te, które mówią, że nigdy nie udawały, to albo nie są szczere, albo jeszcze nie przeżyły orgazmu takiego, by móc stwierdzić,  że wcześniejsze były udawane – powiedziała w końcu.


Chyba z orgazmem wiążemy zbyt wielkie nadzieje, oczekując, że zrekompensuje on pustkę panującą w innych dziedzinach życia.


– Woody Allen


Dla rozładowania atmosfery opowiedziałem jej kilka historii o tym, jak sam udawałem, bo byłem zbyt pijany aby dojść. To było łatwe. Wystarczyło na moment przyspieszyć, a później jęknąć i klepnąć ją w tyłek.


A później historię o kobiecie, która miała orgazm za każdym razem kiedy myła zęby.


Myła je bardzo często.


Miała najczystsze zęby w całej pieprzonej Ameryce.

Aż w końcu uwierzyła, że w jej ustach zamieszkał demon i zamiast pasty zaczęła używać płynu do ust.


Pośmialiśmy się razem, a później się rozstaliśmy.


III


Wpadliśmy na siebie w ostatnią sobotę na lotnisku. Miała rozpuszczone blond włosy, czarną, krótką kieckę, która pokazywała jej dobre nogi. Cycki na wierzchu, ale nie za bardzo, tak tylko, aby dać do myślenia. Czerwone usta, brak opalenizny. Generalnie wyglądała nieźle. Dużo lepiej niż wtedy, gdy miała dwadzieścia kilka lat. Ucieszyliśmy się na swój widok.


Zapytałem, co się z nią działo. Powiedziała, że  zmieniła pracę i teraz dużo lata. Kolega z pracy ją zostawił.  Przyszedł do niej pewnego dnia, przeleciał ją, a później się zamyślił.  I w końcu powiedział: jesteś cudowną dziewczyną, możesz zawsze na mnie liczyć, ale nie będziemy razem. Twierdził, że był ciągle zakochany w swojej byłej.


Więc na początku robiła głupie rzeczy, żeby wrócił. Dzwoniła. Smsowała. Wysyłała swoje nagie zdjęcia. Na imprezach patrzyła na niego jak jelonek Bambi. I im bardziej go chciała, tym, oczywiście, on chciał jej mniej. Po prostu żadna kobieta nie lubi, kiedy facet ją zostawia.


– Wiesz, dziś już wiem, czego chcę.  Wiem też, czego nie chcę. Wiem, czego oczekuję, a czego nie akceptuję. Od życia. Od mężczyzny. Jestem świadoma swojego ciała. Cycki mi trochę zwisają? Trudno. Czy mogłabym wyglądać lepiej? Tak. Ale nie wyglądam. To nie jest tak, że spoczywam na laurach i czuję się och i ach. Ale pogodziłam się z tym, jaka jestem. Akceptuję siebie. Przestałam się bać.


Pomyślałem, że to strasznie krzywdzące, że kobiety do takiej wiedzy dochodzą po trzydziestce. Bo zawsze są dużo ładniejsze, niż się im wydaje. Zawsze inni myślą na ich temat mniej, niż im się wydaje.


A jeśli facet je zostawia, to rzadko chodzi o cycki czy dupę. Za to często, o brak jej szacunku do siebie i brak wiedzy, czego właściwie chce od życia.


3276983786_c2afa965cc_b Photo by Rəkcǿr/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 25, 2015 03:30

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.