Piotr C.'s Blog, page 23

March 9, 2015

Dlaczego polscy mężczyźni to pieprzone sknery

Jesteś facetem. Masz owłosione jaja, rozpiera cię testosteron. Potrafisz im tak dogodzić, że wyją z zachwytu. Prawda?


To teraz wyobraź sobie jesteś ładną 20-kilkuletnią kobietą. A może 30-kilkuletnią? Masz długie nogi, niezły tyłek, ciemne albo rude włosy i spory cycek. A często chodzisz bez stanika.


I nosisz kucyki. I masz pomalowane usta kolor starego, czerwonego wina. Na dodatek skłonność do kiecek kończących się w połowie uda.


I uśmiech jak pół słoika nutelli.


Ok. Rozmarzyłem się. 


Ale zastanów się. Czy po trzech tygodniach znajomości, dwóch kolacjach, dłuższym pocałunku (z języczkiem), zmacaniu cię przez bluzkę, przyjęłabyś od niego bransoletkę za 500 zł?


Tak?


To błąd. Nic nie wiesz o kobietach. A za chwilę wyjaśnię ci, dlaczego. 



Rysio


Faceci w Polsce zasadniczo są skąpymi kutasami. Poznajcie Rysia.


Rysio ma 33 lata (Chrystus w tym wieku dokonał już kilku rzeczy, Rysiu pracuje w dużej kancelarii). Ma (to jego życiowe osiągnięcia):


40 par butów.


10 płaszczy. Wczesnojesienny, Poźnojesienny, na wczesna zimę, na duże mrozy, elegancki do pracy, do samochodu i do czegoś jeszcze kurwa tam . Do tego kurtka puchowa, kurtka dżinsowa, na wczesna wiosnę i dwie skóry,


Aha – 60 koszul z Vistuli, Wólczanki i Lamberta.


Pensja – pięciocyfrowa.


Ale ciężko mu kupić kobiecie kwiaty w Lidlu za 10 zł. Dlaczego? To wyrzucanie pieniędzy. Jak miał kupić żel dla laski aby szybciej doszła (60 PLN) miał prawie łzy w oczach przy regulowaniu rachunku.


Kwadrans później bez mrugnięcia okiem kupił sobie grę na konsolę za ponad dwie stówy. Dlaczego tak? Bo dlaczego ma wydawać na kobietę, aby było jej miło? Nie wystarczy, ze sam ocieka zajebistością?


Benzyna


Kobieta będąc na pierwszym albo drugim roku dowolnych studiów zna już wszystkie okoliczne parki, jeziora, stawy i inne takie przybytki. Bo są za darmo.


Zna je tak dobrze, że mogłaby być tam przewodnikiem.


Później przerabia po kolei:


1. Ojej nie wziąłem portfela możesz za nas zapłacić?


2. Po co do kina wydamy tyle kasy a możemy obejrzeć na kompie.


3. Może pani nalać fajnego drinka jakiś kolorowy ale do 20 zł bo to dla tamtej pani.


4. Tam na drugim końcu miasta jest piwo po 4 zika to chodźmy.


5. Będę musiał zostać u Ciebie chyba ze dasz mi na taksówkę.


6. JAK MAM PO CIEBIE PRZYJECHAĆ TO MUSISZ MI DAĆ NA BENZYNE.


Kumpela jednemu z takich panów dała na taksówkę. Żegnając go następnie staropolskim spierdalaj i z poleceniem aby taksówkarz wywiózł go w cholerę. Później stwierdziła: „studenci to podludzie. Przykro mi, że niektórzy widzieli mnie nago”.


Wiem, wiem studenci są biedni. Ale to nie chodzi o to. W tym kraju nie ma znaczenia czy facet jest bogaty czy biedny. I tak zazwyczaj jest skąpy.


Pokażę wam teraz jak to wygląda w kilku popularnych sytuacjach społecznych, gdzie kobieta spotyka się z mężczyzną.


# 1 Drink


Klub. Widzisz ładną kobietę. Ewentualnie kobietę, która ci się podoba. Podchodzisz do niej, zagadujesz: („Śniłaś mi się dzisiaj w nocy, podawałaś mi swój numer telefonu. Nie zdążyłem zapisać, powtórzysz?)


Teraz chcesz jej postawić drinka.


Co oznacza, przyjęcie drinka od faceta dla kobiety?


Jeśli go weźmie (a biorą coraz rzadziej, przynajmniej w dużych miastach) będzie się czuła zobowiązana aby spędzić z Tobą przynajmniej 15 minut.


Jeśli jest mocna psychicznie a ty zacząłeś projekcję zajebistości własnej osoby, wygłaszając monolog, ewentualnie śmierdzi ci z gęby po tym kwadransie powie: nic nie będzie.


Ale jeśli jest słaba – uzna, że za tego drinka powinna spędzić z tobą wieczór. Wynudzi się jak cholera. I pójdzie wściekła do domu, wyrzucając sobie, że była taka głupia. Swoją drogą teraz wiesz, dlaczego tyle razy ci nie wyszło.


A co oznacza przyjęcie drinka przez kobietę dla mężczyzny? „Kupiłem jej wódkę z red bullem, zapłaciłem złotą kartą? No to musi być przynajmniej lodzik.”


Wiesz dlaczego Francuz albo Chorwat ma lepszą skuteczność od ciebie? Bo on postawi drinka kobiecie, tylko dlatego że się ładnie uśmiecha. Tylko dlatego, że ma ładne oczy.


Spróbuj. Podejdź do nieznajomej kobiety. Kup jej drinka. Powiedz, że to tylko dlatego, że jest piękna. Albo, że ma świetny tyłek.


I niczego nie oczekuj w zamian.


Nie potrafisz, prawda?


# 2 Restauracja


Myślisz, że ona cię będzie chciała naciągnąć? Zabierz ją do restauracji. Kobieta (normalna kobieta) od razu zaczyna myśleć. Bo kobiety swojego czasu przeznaczają na myślenie.


Ty bierzesz menu, patrzysz co tam jest i myślisz: z chęcią opierdole coś na ciepło.


Ona bierze menu i wybiera dwie opcje. Następnie pyta się, co ty bierzesz. Jeśli weźmiesz coś tańszego to i ona tak zrobi. Będzie myślała, że nie masz kasy.


Jeśli pozwoliła ci później zapłacić rachunek, a następnie wsiadła do taksówki i odjechała to znaczy, że spotkanie było nudniejsze niż obiad u ciotki. A twój rachunek to rekompensata za jej stracony czas.


Ale jeśli pozwoli ci zapłacić za siebie a na pożegnanie dostaniesz buzi, masz bardzo duże szanse.


# 3 Początek związku


Jest seks. Morze seksu. I rozkoszne kolacyjki, które ciągną się do białego rana, tak że rano ze zdziwieniem stwierdzasz, że ten smętnie dyndający brelok, to właśnie twój penis.


Ona biegnie dla ciebie do sklepu cała w podskokach. Kupuje różne rzeczy, aby nakarmić swojego księcia, kiedy on wróci zjebany z pracy.


Płaci raz, drugi, trzeci, piąty.


I w pewnym momencie, po miesiącu albo dwóch zaczyna ją to wkurwiać.


Bo, nic tak nie psuje rozpoczynającej się właśnie relacji między kobietą a mężczyzną w związku jak pieniądze. Bo niby mieliście dzielić wszystkie wydatki pół na pół.


A później rozliczasz ją z dokładnością co do 10 groszy.


Zamawiacie pizzę, ty płacisz o 2 zł więcej. A następnego dnia chcesz od niej te dwa złote.


Wiesz co jest od tego gorsze? Kiedy pożyczasz od niej pieniądze. I ich nie oddajesz. 


# 4 Bransoletka


Czy będąc kobietą przyjąłbyś od faceta bransoletkę wartą 500 zł?


Nie. A wiesz dlaczego?


Bo, kobieta wie, ze musiałaby ją odpracować. I nie chodzi o to, że zwracałaby ją na kolanach.


Kobiety czasami lubią paść na kolana. Ale jeśli chcesz je dać bransoletkę zaraz by się zaczęła zastanawiać


Czy on chce mnie kupić?


To jest jakieś zobowiązanie.


Musiałabym to jakoś spłacić. Emocjonalnie? Zaangażować się?


Zresztą jak po miesiącu kupuje Ci droga biżuterię to po roku przyniesie Brada Pitta w celofanie?


8643600366_7eb930993d_b

Photo by Lies Thru a Lens/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 09, 2015 03:55

March 2, 2015

Czego pragną kobiety vol 2

Kobiety mój drogi męski czytelniku nigdy nie skumają, że nasze potrzeby są jasne i proste.


Praca.


Jeść.


Spać.


Seks.


Święty spokój.



Ale ponieważ one do tego wszystkiego zawsze dorobią jakąś teorię, postaram ci się przybliżyć ich sposób myślenia (pierwszą część znajdziesz tu).


Aby to skumać musisz na chwilę wrócić do czasów dzieciństwa. Jedną z najsłynniejszych bajek jakie nam wtedy opowiadają jest Kopciuszek. Wiem nudne to było w pytę, żadnych smoków, żadnych pożeranych pastuszków, jakaś laska w kiecce martwi się, że musiała czyścić podłogę a później dostała buty i nowego faceta.


Aby jednak zrozumieć kobiety, musisz zrozumieć Kopciuszka. Swoją drogą to jest dopiero story przy którym feministki powinny podjąć jakieś radykalne działania a nie skupiać się na niegoleniu nóg , walce o osobowość prawną macicy i pozbawianiu facetów jajec.


Oczywiście można przekonywać, że Kopciuszek wcale nie chciała żadnego pieprzonego księcia. Chciała mieć wolny wieczór, nową kieckę i skuć się na mieście.


Ale to najprawdziwsza nieprawda.


Bo o czym tak naprawdę jest Kopciuszek? Laska, która jest pomiotłem, dostaje nagle od ciotki (dobra wróżka) szansę żeby się wylaszczyć (czytaj sporo waluty). Dostaje nową kiecę, nowe buty, limo z szoferem na jeden wieczór, robi sobie tapetę na twarzy, jedzie do klubu a tam wyrywa ją niezły bażant (książę).


Na imprezie faktycznie skuła się strasznie, więc zgubiła szpilkę a żeby nie rzygnąć na kolesia zwinęła się szybciej do domu.


Rano kac jak cholera, a trzeba ruszać do roboty. Macocha wkurwiona, pół nocy sprzątała pawie w korytarzu i prała dywaniki. Siostry przyrodnie też w nerwach, bo również na kacu i nikt nie chciał ich puknąć w kiblu. Na dodatek mają już ze 25 lat, więc czują, że zaraz wypadną z rynku.


Poza tym zwróć uwagę na to uprzedmiotowienie. Czy słyszałeś, w tej bajce jakiś fragment o tym, że książę wziął na bok Kopciuszka i zapytał: co sądzisz o teorii kota Schrödingera? Albo jak ci się podobały bajki braci Grimm? Nie kurwa.


Książę ją wyrwał, bo nieźle wyglądała w nowej kiecce, kręciła dupą na parkiecie i dawała mu niezły widok na cycki i uda.


Typowa tępa dzida.


Ale, czasami, kiedy nie możemy dostać przelecieć jakiejś laski, to nam odwala. Książę miał takie ciśnienie w rajtuzach, że latał z tym pantofelkiem jak pojebany po całej okolicy, przymierzając i przymierzając (nieźle musiał też się sponiewierać, że nie zapamiętał jej twarzy).


Ale w końcu, kiedy dotarł na miejsce tak ją przekonał tym zaangażowaniem, że w końcu mu dała.  Nie bez kozery słowo Kpciuszek pochodzi od słowa kopcić…


Co było dalej to już pamiętasz. Książę odnajduje Kopciuszka, ostre pukanie, ciąża a następnie szybki ślub i przeprowadzka do ojca pana młodego (król). Młodych jak to młodych nie było stać na własną chatę.


Dlaczego to takie ważne?


Bo poszczególne elementy tego schematu zasłyszanego w dzieciństwie później się powtarzają w dorosłym życiu.


Kobiety szukają więc cały czas jakiegoś księcia. I zrobią wszystko aby tylko go dostać. Ale jak już się postarają dla niego, zeskrobią owłosienie, nałożą kolory i maski, to chcą aby zostało to zauważone!


Kobiety chcą aby to mężczyzna chciał i to pokazał.


Nie po to udają, że lubią przysiady z ciężarkami, kupują stringi i kremy przeciwzmarszczkowe, żeby pozostało to przemilczane.


Skoro katuje regularnie tyłek na fitnessie, chce usłyszeć od zachwyconego faceta – masz najlepszą dupę jaką kiedykolwiek widziałem.


A później zamknij się i ją pocałuj.


Wydała trzy stówy na farbę i podcięcie końcówek? To powiedz, że jest piękna a następnie ją pocałuj.


Właśnie po to siedziała dwie godziny na tyłku, nudząc się jak mops i przeglądając historie o tym co za 900 zł może kupić Sara Boruc.


Wydała majątek na nową bieliznę? Wbiła się w stringi, które wrzynają się jej w tyłek, założyła pas i pończochy i teraz musi co trzy minuty chodzić do łazienki aby je poprawić?


Doceń i ją pocałuj.


(Swoją drogą jeśli chcesz się dowiedzieć czy ci da po dzisiejszej randce sprawdź jaką bieliznę ma na sobie, od razu będziesz wiedział wszystko.)


Jeśli przesyła ci swoje zdjęcie na którym ma czerwoną szminkę na ustach jest półnaga i lekko rozczochrana to wiedz, że spędziła cały ranek aby tak wyglądać a to pieprzone zdjęcie wybierała przez 20 minut.


Zamknij więc ryj i pocałuj, tak aby zabrakło jej tchu.


Kobieta chce być pożądana.


Chce być adorowana.


Tak, może opowiadać wiele rzeczy o swoim feminizmie, ale chce być również molestowana. (Oczywiście nie przez każdego)


Chce słyszeć że jest piękna. Że jest podniecająca.


A już najlepiej taki, który może mieć wszystkie, który na co dzień jest wzorem opanowania nagle dla niej oszalał. Aby otwarcie przyznawał, że nienawidzi, że jest suką, dziwką, ale nie może już bez niej żyć.


A jeśli już nadejdzie taka chwila, kiedy nie będziesz wiedział co powiedzieć,


kiedy para będzie ci buchała uszami,


kiedy poczujesz że jeśli nie chwycisz jej zapinanej na guziki bluzki i nie rozerwiesz jednym ruchem na dwie części,


że jeśli za sekundę nie rzucisz jej na ścianę, podłogę czy stół i nie zerwiesz majtek to oszalejesz to?


Wtedy nie baw się w żadne błyskotliwe: chciałbym, czy można, jesteś taka piękna itd. Po prostu zamknij gębę i ją pocałuj.


A później rzecz jasna rwij i obracaj (pamiętaj jeśli porwiesz jej bieliznę będziesz musiał sprezentować nową i lepszą, nie kupuj sam, niech ona sobie wybierze).


131450752_ec805a53f4_o


 Photo by daniel sandoval/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 02, 2015 03:45

February 26, 2015

Brakujący rozdział „Pokolenia Ikea”

Pokolenie Ikea„, które ukazało się w druku jest właściwie inną książką niż ta, którą napisałem. Wydruk, który rozsyłałem cztery lata temu do 10 największych wydawnictw w kraju (listy i odmowne maile do tej pory przechowuję w swoim specjalnym miejscu, jest ono ciemne i głębokie ), był o jakiś 100 stron grubszy.


Historia była też nieco inaczej poukładana. Bohaterów było więcej, w jedynce było też sporo więcej o Natalii aka zimnej blondynie. Do tego wątku wróciłem w drugiej części.


Całość skróciłem (co pewnie książce wyszło na dobre) i wydałem w Novae Res, dogadując się z wydawnictwem, że ryzyko i zyski dzielimy na połowę.


Od tej pory kilka rzeczy się wydarzyło.


Kupiliście ponad 40 tys. egzemplarzy mojej książki, co jak na debiut jest wynikiem stanowczo więcej niż pozytywnym.


To swoją drogą też wskazówka co o gustach czytelników wiedzą wydawcy. Otóż gówno wiedzą. Rozdział, który dziś wam pokazuję wykreśliłem prawie cały. W książce znalazła się tylko historia z windsurfingiem.


To mój prezent dla was najwierniejszych czytelników za te kilka lat, które spędziliśmy razem.



Motto:


Rzekł Mojżesz na górze Synaj: i zaprawdę powiadam wam: ćwiczcie. Nie żeby czuć się lepiej, ale żeby mieć mniejsze dupy.


 Rozdział 4


Idę korytarzem na salę i już słyszę że Chemik nadaje swym profesorskim tonem. Jak mentor. Jak opoka. Jak doświadczony neurochirurg do stażystów w trakcie operacji na otwartym mózgu. Chemik to krotko obcięty blondyn. Pryszczaty. Pod dwa metry wzrosty. Kupa mięcha. Na łapach żyły jak cumy okrętowe. Łapy jak u normalnego człowieka uda. Brzuch – tara do prania. Na ławeczce wyciska 240 kilo, w przysiadzie 280 kg.


Normalny facet koło 30 – tki po roku treningu pociągnie 70 kg na ławce a w przysiadzie może doczłapie do setki.


Chemik przywiązuje duża wagę do swego wyglądu, bo tańczy jako chipendales na dyskotekach, wieczorach panieńskich i imprezach integracyjnych. Jak wywinie biodrem i zdejmie podkoszulek słychać ino pisk.


Chemik ma naprawdę na imię Tomasz ale ochrzciliśmy go w „Pytonie” Chemik.


Bral już wszystko co współczesna chemia dała. Raz nawet wrzucił w siebie ruskie sterydy dla koni wyścigowych.


Cud, że przeżył. A po tych ruskich sterydach mięśnie rosły mu tak szybko, że dostał krwawych wybroczyn pod skórą. Wyglądał jakby go ktoś solidnie obgotował w gorącej wodzie, a później podsmażył na patelni.


„Pyton” to nie fitness club, tylko regularna siłownia. Kwiat polskiej młodzieży w garniturach tu nie chodzi. Za to za jednym razem poznasz wszystkie dresy z całej okolicy. I jak cię jakiś troglodyta na ulicy zaczepi, to nie po to aby dać w ryj tylko się kulturalnie z kolegą przywitać.


Wygląda toto jak połączenie hali fabrycznej z wypaśnym hotelem z polowy lat 90. 


Dużo błyszczących rzeczy.


Ten styl już minął. Ale jest sauna, sporo ławeczek i sztang (dobrze) oraz mało maszyn (mało maszyn dobrze, dużo maszyn – źle, dużo maszyn = fitness club dla gejów). Mam tu swoją szafkę, opłata jest w miarę przyzwoita a siłownia pięć minut jazdy samochodem od pracy. To czego chcieć więcej?


- Strzała Chemik.


- Strzała Czarny!!!!


Chemik siedział rozparty na ławeczce i machał potężną żylastą nogą odzianą jak lokalny zwyczaj nakazuje w białe skarpetki i klapki adidasa. Podaliśmy sobie łapy, zgodnie z kolejną niepisaną regułą, która nakazuje aby wchodząc na siłownię podać ręce każdemu.


Nawet początkujący frajer jeśli tylko chodził regularnie dostępował tego zaszczytu.


- Czekaj chwilę pogadamy tylko, leszcza uświadomię – Chemik spojrzał lekceważąco na stojącego w nabożnym skupieniu kolesia, jeśli mnie oko nie myliło koło 20 roku życia. W ręku notatnik i długopis.


Bo jak bez notatnika i długopisu przyjść na wykład do guru? No, po prostu kurwa nie wypada.


Leszcz na szczycie wielkiego nochala trzymał niewielkie okulary. Był lekko zgarbiony i wyglądał jakby przeszedł intensywna kuracją odtłuszczającą. Znając talent Chemika gość miał szansę przytyć w ciągu pól roku ze 20 kilo. Samych mięśni. I dostanie cycki Cameron Diaz. Co by nie mówić będzie chłopak samowystarczalny…


- Na początek dianabol. Łykasz tablety po 10 miligramów przez cztery tygodnie. Jasne? Przybierasz dwa kilo na tydzień i rośnie ci siła – Wyjaśnił leszczowi Chemik. – Kumasz?


Frajer nabożnie pokiwał głową.


- Notuj młody! Notuj! Do tego musisz brać Proviron po 25 mg dziennie. To żeby nie mieć fal gorąca i żeby cycki nie rosły. Później przechodzisz na testosteron. Na masę po 500 mg na tydzień. Mało bo to początek ale pamiętaj, że zawodowcy jak ja biorą po 2,5 tysiąca. Jasne? 


Frajer znów energicznie pokiwał łbem.


- Notuj leszczu kurwa, żeby później problemów nie było. Od testosteronu kurczą ci się jaja więc bierzesz HCG dwa razy w tygodniu po 500. Equipoise przez 10 tygodni po 400 mg na tydzień żeby woda ci się w ciele nie zatrzymywała. Equipoise jest łagodny. Więc się nie martw jak ci włosy zaczną wypadać włosy i dostaniesz pryszczy na plecach i ryju. A i Nolvadex koniecznie. Chyba, że chcesz mieć cycki?


Frajer ruchem głowy zaprzeczył, że nie chce.


- Tak myślałem. W zależności od cyklu od jednej do czterech tabletek dziennie. Maść na rozstępy….Masz maść na rozstępy? 


- Mam.


- No to się smaruj i dobrze będzie. Chemik walnął frajera w plecy. – I pamiętaj bez rozstępu nie ma co ????


-???


- Postępu idioto!!! – dopowiedział Chemik. A frajer się skrzywił, bo go chyba plecy rozbolały.


- Co ja się mam z tymi leszczami – Chemik westchnął ciężko. – Nic słuchać nie chcą. Mówię smaruj, bierz tablety osłonowe a oni w dupie wszystko mają. Chcieliby mieć wszystko bez bólu i od razu. Jeden przyszedł do mnie z reklamacją. Mówi, że brał i chuj. Nic mu nie urosło. Mięsnie tak samo płaskie jak były. Pytam frajera – teścia brałeś? Brałem. To jak kurwa mogłeś nie urosnąć? Ile razy w tygodniu ćwiczyłeś? A wiesz co on mi na to?


- No?


- To, jak biorę sterydy to ja muszę jeszcze ćwiczyć? To mięsnie same nie rosną????


Chemik pokręcił głową a na twarzy miał wyraz w bezbrzeżnego zdumienia.


- Kurwa co za debil! Wszystko by chcieli od razu. Żadnego wysiłku! Zdegenerowane pokolenie mówię ci… – pokiwał ze smutkiem głową. – Dzieci netu i kremu nawilżającego. Nic tylko przed kompem siedzieć i pornole oglądać. Co za ciecie.


Zastygnęlismy na moment w milczeniu bolejąc nad niską kondycją kolejnych generacji. Chemik pierwszy przerwał milczenie. 


- A u ciebie Czarny jak osiągi? Ile ty teraz bierzesz na klatę?


- 95 na serię. W szczycie. 


- A na raz?


- Na raz? 120.


- 120?


- 120.


- Cienko Czarny.


- Cienko. Pokiwałem ze współczuciem dla własnej miernoty. 


Obaj westchnęliśmy boleśnie aby jeszcze raz pochylić się nad moją słabizną.


- Dieta, odżywki?


Chemik ewidentnie próbował mnie zmotywować do działania.


- Dieta ? zapytałem z odrazą na pysku.


- Gotowany kurczak, ryż, białka jajek… Same zdrowe rzeczy – wyjaśnił.


- Nie dzięki. Wzdrygnąłem się z obrzydzeniem. – Nie masz jakiejś diety gdzie można jeść spaghetti? I steka? Bo bez spaghetti i steka to ja pierdolę.


- Musisz na narty Czarny się przerzucić. Tam można żreć makaron – pouczył Chemik.- Siłownia jak mówią to królowa sportu. Tu trzeba się dobrze odżywiać a nie jeść jak ty jakieś gówno. Chyba, że chcesz trochę cudownych pigułek. Od razu ci siły przybędzie. Dla Ciebie znajdę coś specjalnego… 


- Boję się zatrzykow Chemik. Od przedszkola się boję. Miałem traumatyczne przeżycia. Pielęgniarka była zbyt gruba albo igła była zbyt gruba – już nie pamiętam.


- Nic Czarny z Ciebie już nie będzie – Chemik znów westchnął ciężko.


- Wiem, wiem. W pracy cały czas to słyszę – stwierdziłem beztrosko. – Żeby mi się tak chciało tutaj przychodzić jak mi się kurwa nie chce, to by Pudzian za mną sztangi nosił. Ewentualnie mogliby tutaj jak w fitness clubach motywatorki zatrudnić. Wiesz 90 w biodrach, 100 w biuście. – Wyobraź sobie leżysz na ławaczce a tu nachyla się nad Tobą takie długowłose cudo, w obcisłej koszulce, z takim wycięciem żeby było widać ze trzy – czwarte cycka – rozmarzyłem się na jawie. – I szepcze: pchaj mocniej. Chemik! Człowieku! Nie skoczyłaby ci motywacja? 


- Czarny ty byś chciał żeby ci jakaś laska na siłowni loda po prostu robiła.


- Daaaaaaa?! A Tobie nie?


- Nie – przyznał się Chemik z lekkim wstydem.


- Jak to kurwa nie?


- Nie chce mi się. Nie mam ochoty na dupy. Nie wydymałem nic czekaj policzę… – Chemik odginał palce szeleszcząc po cichu pod nosem. – Od pół roku.


- Trzęsiesz chociaż bagietą?


- Że co?


- Trzęsiesz bagietą, brechtasz serdla, dusisz flaka, kręcisz tuleje, pompujesz budyń, gładzisz węgorza… – popisałem się erudycją.


- ??


- Trzepiesz?


- Aaaaa. Nie chce mi się.


- Co? Proszę? – jęknąłem. 


- Nie chce mi się, bo teraz fazę klimakterium mam.


- Że co kurwa masz?


- Raz mi zimno, raz gorąco. 


- Może ty Chemik do lekarza idź hę??


- Pojebało cię – Chemik wyraźnie się oburzył. – A bo to pierwszy raz? Człoooowieku. Ja już takie przygody miałem, że to się to pod żadną długością i szerokością geograficzną nie mieści. Raz dostałem od Chinoli na targu takie tablety, że po nich smoka widziałem!


- Smoka?


- Smoka. W kuchni kurwa. Jajka mi z lodówki wyżerał pierdolony!! 


Pomyślałem, że Chemik po raz pierwszy w swojej farmaceutycznej karierze spotkał się z LSD. Ale zdecydowałem się wiedzę, zatrzymać dla siebie.


- Fale gorąca masz, dymać ci się nie chce?? Jak dla mnie stary to powód aby do lekarza iść. Na reanimację. Nie wiem do sportowego idź. Oni na pewno wiedza co robić jak ktoś żre sterydy łychami. Praktykę mają.


- O to nie wszystko – Chemik najwyraźniej lubił opowiadać o swoim stanie zdrowia. – Z kojarzeniem mam jakieś jazdy. Obczaj mam takie momenty, że stoję w miejscu – Chemik zastygł na moment i powoli poruszył głową – i przez minutę zastanawiam się co ja miałem zrobić???


- Kurwa człowieku zbastuj z tym koksem. Dymać nie możesz, myśleć nie możesz. Po co takie życie?


- 230 już na klatę robię. Jest git. Organizm mam przyzwyczajony. Teraz mam górkę treningową, za trzy, cztery miesiące trochę poluzuję, odsapnę i znowu do boju. Poza tym Ziomek kobiety tylko rozpraszają. Nie można się przy nich skupić na naprawdę ważnych rzeczach. Cały czas czegoś chcą. Mistrzem w swojej dyscyplinie zostaniesz tylko żyjąc jak mnich. Każdą sekundę swojego czasu trzeba przeznaczyć na samodoskonalenie się. Uwierz mi. Albo trening! Albo dupy!


- Chyba wole dupy – rozłożyłem ręce. – I uwierz mi Chemik to nie był trudny wybór.


- Jak chcesz – Chemik chyba się trochę obruszył. – Ja tam cię ostrzegałem. Ja mam plan.


- Taaa? Jaki?


- Dojdę do 250 na klatę. Zarobię na tym kręceniu dupą trochę jeszcze kapusty i założę agencję ochrony. Ale nie dziadziów po 70 ale prawdziwych ochroniarzy. Takich jak ja. Silnych i kumatych. Żadnych łysych w beemach. Będziemy gwiazdy ochraniać. Piosenki, filmu, i inne kurwa. Daj mi jeszcze dwa lata. Ja robię wszystko cierpliwie krok po kroku. Już mam część kasy odłożonej.


- To ile odłożyłeś? 


- Prawie pół bańki.


- Fiuu – gwizdnąłem. – Powodzi ci się. To ile ty bierzesz za te chippendailing?


- Jak jestem panie jak Linda Ewangelista. Poniżej tysiąca zeta to ja z łóżka nie wstaję. Dobra ja idę na saunę się trochę podgrzać. Walcz dzielnie Czarny! Bądź jak Tommy Lee Jones w Ściganym! 


- Będę!


- Ty Chemik. Tak po zastanowieniu a może ty se Viagrę kup co?


- Czarny ty wiesz ile Viagra kosztuje? 6 dych za tabletę. Wiesz ile można za to teścia kupić?? Albo wachy do mojej Beemy? Tfu – Chemik splunął na wykładzinę.


Chemik spłynął na saunę ja zostałem z żelastwem które miałem pchać, wyciskać i miętosić.


Ciekaw jestem jak na Chemika zareagowaliby ludzie ode mnie z pracy. Olga pewnie by z nim poszła do łóżka. Marian oddałby mu portfel i poprosił o litość. Gustaw z Krzyśkiem nazywaliby go przygłupem ale tylko między sobą bo w kontaktach face to face to lizaliby mu tyłek.


Na Pytonie poznaję sporo podobnych dekli jak Chemik.


To odświeżające. Parę dni temu widziałem tu na przykład Dziadka. Gnom ogrodowy. 50 parę lat i metr pięćdziesiąt wzrostu. Duża masa i rzeźba na brzuchu. Szacunek bo to trudne w tym wieku. Stoimy razem w szatni. Widzę kolesia pierwszy raz w życiu więc spokojnie targam sie ręcznikiem po jajach i szykuję do wyjścia. 


Dziadek stanął przed lustrem. Ogląda swoje odbicie i się pręży jakby tam co najmniej Rocco Siffredi zobaczył. W końcu zadowolony mówi chyba do mnie, bo nikogo innego nie było.


- Sypiam z osiemnastkami, kasę mam, wygląd też.


Spoglądam na niego zdziwiony ale nic. Naciągam gacie.


- Jedno mnie boli – Dziadek ciągnie niezrażony monolog. – Dlaczego kurwa one mówią do mnie dziadku?


Dziadek poklepał się po twarzy. Ja ze znakiem zapytania na twarzy zakładam koszulę. Dziadek w tym momencie się rozpogodził, 


- Ale jak je przelecę to już do mnie dziadku nie mówią!


No i gdzie znajdziecie drugiego takiego zawodowca?


Sesje na siłowni są nieskomplikowane. 


Poniedziałek: klata, biceps, łydki, brzuch.


Wtorek: plecy, nogi, brzuch. 


Czwartek: Barki, triceps, brzuch.


Piątek: klata, biceps, przedramiona, brzuch.


Na jedną partię mięsni cztery ćwiczenia. Jedno ćwiczenie to cztery serie. Serie robię po 8, po 10 albo po 12 powtórzeń. Jest to równie ekscytujące jak oglądanie lesbijskiego seksu między pływaczkami z byłego DDR. Hej po namyśle oglądanie pływaczek mogłoby być bardziej ekscytujące.


Na siłownię powinienem przychodzić cztery razy w tygodniu ale mi się po prostu nie chce. Jak dobrze pójdzie zjawiam się tu trzy razy w a bardziej realistycznie dwa razy. Nie chodzę tu, bo lubię ten sport. Chodzę, bo muszę.


Gdyby mi dupa nie rosła a mięsnie utrzymywały się w sposób automatyczny, w takiej samej pozycji wierzcie mi moja noga tutaj by nie postała.


Siłownia to kolejne ogniwo w moim turnieju pod tytułem: jak skutecznie spalać kalorie po godzinie 22. Kobiety maja pod tym względem łatwiej. Olga dajmy na to śniadania je normalne. Jajecznicę z czterech jajek na boczku. Plus dwa croisanty z czekoladą. I litr coli. Ale obiad je i od razu rzyga. Kolacji nawet nie tyka. Wieczorem zamiast wina czy piwa pije tylko wódkę. Jak twierdzi jest mniej kaloryczna, a poza tym wytrąca wodę z organizmu.


Ja muszę stosować bardziej zaawansowane metody – nie ukrywajmy, facetowi żyjącemu w klatce dla brojlera w biurowcu dupa może rosnąć w postępie geometrycznym.


Nie piję coli, w ogóle nie tykam fizzy drinków. Nawet wódka ma być z sokiem a nie spritem. Nie żrę batonów. Czyli Snickers, Mars, Bounty na śmietnik historii. Jeden skurwysyn ma 500 kalorii.


Czekolada, lody, ciasta, cukier – zsyp. 


Herbata spierdala, nieważne słodzona czy nie. Tylko woda.


Kawa przez słomkę i najlepiej mrożona – mniejsza jest przy tym szansa że zrobi osad na zębach. 


Wyroby z ziemniaka lądują tam gdzie miejsce ziemniaka- w piwnicy. KFC i Pizza Hut – dwa razy do roku. Na urodziny i w rocznicę pierwszego seksu.


Kebab o 3 nad ranem przy Marszałkowskiej won. I tak można dostać tylko sraczki i poplamić ciuchy. A poza tym można jeść możesz prawie wszystko. Oczywiście pod warunkiem, że zaliczasz po te 10 godzin ćwiczeń tygodniowo. Ja w swoim pojebanym życiu leciałem już na wszystkim. Joggingu, boksie, squashu, wspinaczce górskiej, krav madze i Burger Kingu. Mój problem polega na tym, że jestem niestały i szybko się zniechęcam.


Sport to zdrowie tak?


Od squasha i biegania napierdalają mnie kolana. Od krav magi mam krzywy palec wskazujący u prawej ręki (nastawiłem go jednym ruchem a później boksowałem dalej). Mam blizny na bicepsach, pod okiem, na powiece, i nieustannie siniaki na goleniach.


Na siłowni staram się siedzieć nie więcej niż godzinę piętnaście. Ja wiem, że są tacy co siedzą dłużej ale ja nie odpoczywam po pięć minut między jednym ćwiczeniem a drugim, tylko płynnie przechodzę od jednej maszyny do drugiej.


Brzuch jest najbardziej przerąbany. Zapuścić go można w miesiąc. Doprowadzić do ładu – trzeba kurewskiego samozaparcia. Biceps możesz machać raz w tygodniu a i tak po pewnym czasie urośnie. Podobnie z klatą czy nogami. A brzuch trzeba katować minimum cztery razy w tygodniu po kwadransie a optimum to sześć. 


Ja zrobiłem brzuch dzięki aerobicznej szóstce weidera, która powinna się nazywać będzieszzdychałzbóluwyłimialochotępierdolnactopojebanećwiczeniehenhendaleko  ###@@@!!!######!!!!!!


Ale muszę przyznać jest skuteczna. Cykl trwa 42 dni i nawet na Pytonie znam może 10 osób, które dociągnęły ją do końca. Dochodzi do takich przegięć, że od 20 dnia budzisz się rano i zaczynasz myśleć, że wieczorem czeka cię 20 minut zginania się i podciągania nóg i to nie jest fajne, bo psuje ci haj.


Weidera jednak skończyłem? Skończyłem. I zamiast flaka mam kratę. Ale ile mnie to kosztowało to wiem tylko ja.


Azaliż powiadam wam nic nie równa się temu momentowi na siłowni, kiedy skończyłeś ostatnia serię i możesz powlec się do szatni. Powlokłem sie więc do szatni. Drżący. Zmęczony. Przekrwienie mi ustąpiło i jestem jak 12 sekund po orgazmie. Zbliżam się do mitycznego pojęcia szczęścia. Ściągnąłem przepocone ciuchy. Wrzuciłem je od razu do torby, dorzucając gratis sportowe buty. Wziąłem ręcznik i klapki.


Teraz sauna i do domu. Będę 22.30.


Umyłem się pod prysznicem. Nie jestem w końcu chamem, żeby spocony pchać się do sauny. W sumie to idiotyczne , bo zaraz i tak będę się pocił ale według savoir vivre jesteś dżentelmenem jeśli robisz określone rzeczy w określonej kolejności. Robisz kupę – myjesz ręce.


Uprawiasz seks, wracasz do domu.


Wchodzisz niespocony, wychodzisz spocony. 


– Mam nadzieję, że skubańcy jeszcze pieca nie wyłączyli– pomyślałem markotnie.


Markotnie, bo ostatnio żeby rachunki za elektrykę niższe płacić potrafili piecyk odłączyć już o 21, tak że koło 22 było jak latem na plaży nad Baltykiem..


Zamiast 90 ledwo 50 stopni.


Obejrzałem jeszcze podejrzliwie swój brzuch w lustrze, czy przypadkiem zbyt duża ilośc steka i frytek nie odbiła się fatalnie na jego kondycji. Nie było źle więc klap, klap poczłapałem do sauny. 


Chemika już dawno nie było.


W saunie siedziało za to marzenie producenta pornoli. Blond z pasemkami w różowym ręczniku. Z krwistoczerwonymi pazurami jakby rozdzierała nimi kurę gołymi łapami. Zgodnie ze schematem powinienem ją teraz wychędożyć i porzucić rozpaloną w saunie. Ale sorry rozczaruje was dupa kompletnie nie w moim typie. Kojarzę ją od kilku miesięcy.


Jak przyszła była odrobinę puchata ale za to miała warunki z przodu i tyłu. Teraz wygląda jakby trochę ją wklęsło. Jakby z D do B zjechała. Jak dla mnie gorzej. Pewnie sprzedaje żel do włosów albo przepaski na włosy.


- Dobry –powiedziałem na wejściu.


Zamknąłem drzwi. W miarę szybko aby ciepło nie uciekało.


- Cześć – odpowiedziała blondyna


Poczłapałem do ławeczki. Siadłem na dole, bo było ciepło. Jakby było zimno siadłbym na górze, bo ciepło zgodnie z pieprzonymi prawami fizyki, które usiłowała mi wbić do głowy pani Chmielowska z liceum szło do góry.


- Ciepło dzisiaj – powiedziałem z wrodzonej uprzejmości, żeby jakoś zagaić i nie wyjść na chama.


Zgodnie z klasykiem zespołu Piersi.


Ja w domu telewizor Sony mam


Video Sanyo, na kompakcie gram A


Nie jestem cham


Nie, nie, nie, nie jestem cham


Ja domy mam dwa i cztery auta


Nie jestem cham !


 


- Nagrzali. Gorąco jest – zripostowała bystro blondyna.


- Dobrze dla nas. Nie zawsze im się to zdarza. Ile jest?


Blondyna spojrzała na termometr. – Coś koło setki.


- Ostro. Ostatnio jak tu byłem to było jak latem w Łebie.


Panna zachichotała i zrobiła usta w ciup.


To część oficjalną mieliśmy już za sobą i mogłem spokojnie położyć się na dechach z fińskiego świerku. Co też zrobiłem. Starając się nie myśleć zbyt intensywnie kto pocil się w nie pięć minut wcześniej. Ale szczotką która leżała w rogu kabiny sauny bym się już nie wyszorował. Nie potrafię aż tak kastrować wyobraźni. 


Szukamy zen. Uwaga adin, dwa, tri, cietyry…


ZENNNNN


Jestem pieprzonym kwiatem lotosu na pierdolonej tafli jeziora. 


ZENNNNN


Leżę, kwitnę i się pocę.


ZENNNNN


Kątem oka widzę, że laska ma problem i chce zagadać ale coś nie może się przełamać.


Zlewam ją. Liczy się:


ZEEEENNNNN


ZEEEENNNNN


Zacząłem zastanawiać się jakie cycki ma Edyta Górniak. Ze słodkich marzeń wyrwał mnie głos blondie.


- Ten blondyn z którym gadałeś długo go znasz?


Kurwa. I po co się odzywasz kobieto? Po co zakłócasz mi błogi spokój? Why? Why? Why?


- Tak?


- Ten blondyn wiesz co z nim gadałeś? No, wiesz który. Taki wielki. Długo go znasz?


Podniosłem głowę z dech.


- A Chemik? Nie wiem, dwa lata? Widujemy się tu czasem. A co podoba Ci się?


- Lubię takich dużych gości. Nie patrz na moment dobra?


Blondyna zręcznie zrzuciła z siebie ręcznik i rozłożyła go na ławce. Jednym susem położyła się na brzuchu wystawiając krągły a przede wszystkim nagi tyłek na działanie temperatury.


Spojrzała w moją stronę upewniając się, czy widziałem jej akrobacje, czy jestem w stanie przełknąć ślinę i czy mam na tyle silną wolę aby oderwać wzrok od jej pośladków.


Chciałbym powiedzieć że moja wola była dostatecznie silna.


- Wolny? – zapytałem, przełykając ślinę.  


Zastanowiłem się moment czy sztanga i siłownia to wystarczający substytut kobiety na stałe. Wychodziło mi że nie bardzo.


- Nic nie mówił żeby wyrwał coś ostatnio – spróbowałem ostrożnie.


Kąciki ust drgnęły mi w uśmiechu. Pohamowałem sie z trudem. No dobrze jestem trochę złośliwy tak?!


- Choć muszę cię uprzedzić Chemik ma pewne problemy…


Zwisa mu!!! La la la Zwisa mu !!! la la la la Zwisa mu !!!! Impotent !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


- Khem ze sobą…


- Pedał?


- Nie. Ale wywiesił białą flagę na maszcie.


- Nie poszło mu z jakąś??


- Ciężko mi wypowiadać się za kogoś ale chyba ćwiczy solo. Musisz sama zbadać jego stosunek w tym zakresie.


- Zrobię mu loda i się od razu przełamie – blondyna uśmiechnęła się lubieżnie.


Szczera kobieta. Cenię takie.


- Może i tak. Może i nie. Brzmi to jednak przekonująco – dodałem pośpiesznie, co by nie urazić kobiety.


– Może ja lepiej podleję kamienie wodą.


Zszedłem z półki, poprawiłem ręcznik. W kącie stało drewniane wiadro. W środku drewniana łyżką. Wzialem łyżkę i podlałem obficie po rozgrzanych kamieniach. W powietrze walnęła wielka chmura pary wodnej. Taka, że mi dech zaparło.


Blondyna zaczęła chichotać pod nosem.


- Co tam?


- Nie, nic.


Chichra się dalej.


- No powiedz, no.


- Nie bo mi głupio.


- Mów!!! Przecież wiesz, że teraz już ci nie odpuszczę.


- Jak byłam dzieckiem sikałam na transformator z prądem. Wtedy też taka para leciała… I takie fajne ogniki były. Niebieskie. 


- Lałaś na transformator z prądem??


- No.


- Serio?


- Serio.


- Wow. 


Zarechotałem wyjątkowo szczerze. Głównie do wspomnień. Lanie na transformator wydało mi się równie zabawne jak stawianie kloca w wodzie z deski windsurfingowej.


A kloca stawiałem nie dalej jak rok temu. No, może trochę ponad rok. Wyjechałem z Kurą na Mazury. Był długi weekend majowy czyli Marks, wódka, Konstytucja, rzyganie, ja miałem 34 dni wolnego a firma inspekcję pracy na karku.


- Las, piwo, zwęglona kaszanka z grilla tego mi trzeba. Trzeba odpocząć od smętnej atmosfery napiętych szturmówek – pomyślałem.


Kura pracuje jako senior copywriter w agencji reklamowej i w ogóle jest miłym kolesiem. Pedałem o czym wiedzą wszyscy jego znajomi ale on się nie przyznaje i w sumie nikomu to nie przeszkadza. Ma 2 m wzrostu, zarośniętą klatę a w barach jest szeroki jak szafa gdańska. 


Między pedałami są podobno panny i faceci. Myślę że jak Bóg ma poczucie humoru to Kura jest właśnie panną, która się nadstawia i jęczy, bo w rzeczywistości wygląda na 1000 proc. macho. Do momentu kiedy nie kładzie mi ręki na kolanie wszystko jest w porządku.


Lubię jeździć z Kurą na Mazury i robimy to przynajmniej dwa razy do roku. 


Jest droga – Warszawa – …. gdzie Kury starzy mają chatę, jest muzyka – US3 pierwsza płyta, bo w trakcie jazdy potrzebne jest coś speedującego, są ciemne okulary, bo tak nakazuje folklor. Każdy z daleka musi widzieć że jesteś twardym gościem a nie byle burakiem, za kierownicą Saaba rocznik 99.


Droga kojarzy mi się z amerykańskimi filmami z cyklu on the road again. Koleś rzuca wszystko: prace, klatkę dla brojlera, bony z sodexo, automat do kawy.


Idzie do banku wyjmuje całą kasę jaką ma i rusza w podróż. Śpi w motelach po 20 dolców za noc gdzie rośnie grzyb na firance prysznicowej a karaluchy zapieprzają po podłodze robiąc sobie manifestację w obronie praw pracowniczych. Tak jak w Thelma and Luise, Duets albo Easy Rider. 


On podrywa kelnerkę z przydrożnego baru. Ona jest miłośniczką klasycznej poezji amerykańskiej na wyrywki cytuje Whitmana i oczywiście marzy o tym, żeby zostać modelką w Big Apple. Ewentualnie chce otworzyć sklepik z psim żarciem i wieść życie proste i nieskomplikowane, obserwując dajmy na to gwiazdy.


W filmie obowiązkowo musi być scena kiedy on zadzierając łeb do góry mówi: to jest wielki wóz. O to! Wiesz to z lewej strony.


Na co ona odpowiada: – Skąd wiesz [wstawić trzepot rzęs]?


- Studiowałem dwa semestry astronomię.


Tylko że astronomia to godziny jebania o fizyce na poziomie zaawansowanym a nie żadne patrzenie w gwiazdy. 


Nic to i tak jedzie się fajnie.


Kura wziął wtedy ze sobą deski. Znaczy się ja miałem się uczyć a Kura jako instruktor miał mnie uczyć. Czyli mieliśmy nie tylko pić jak zwykle.


Dojechaliśmy – 14.02, rozbebeszyliśmy auto. Zjadłem pierogi z jagodami babci Kury. Wypiłem dużego Żywca w barze nieopodal. Popatrzyłem na cycki młodej wczasowiczki, która przyszła z rodzicami do baru zjeść rybę.


Westchnąłem. Wypiłem małego Żywca.


Przyszedł Kura. Babcia ewidentnie go zmęczyła bo miał wyraz wyparcia na twarzy. Wypił dużego Żywca. Spojrzeliśmy na siebie. Nie było sensu przedłużać. Na jeziorze wiała 4. Może 5.


Kura wziął deskę i wiosło od kajaka. Wiosłem miał mnie napierdalać w celu wyrobienia odpowiednich odruchów. I postawy na wodzie. W przerwach miał nim machać aby dopłynąć na desce w moje okolice. Wziąłem najszerszą deskę od Kury. Można zresztą po tym poznać na wodzie czym szersza deska tym kolo jest bardziej początkujący.


Wleźliśmy na wodę. Za bardzo zimno nie było. Zdziwiło mnie to. 


W początkowej fazie nauki człowiek robi za boję i koncentruje się na wpadaniu do wody i wyciąganiu z niej żagla. Ja byłem po początkowej fazie ale niezbyt daleko. Potrafiłem postawić żagiel i płynąć. Bez zwrotów. Jak wiatr mocniej dmuchnął mieliło mnie i wpadałem do wody. Kura podpływał, krzyczał i napierdalał mnie deską. W sumie fantastyczna rozrywka. Pływaliśmy tak ze dwie godziny.


W końcu zachciało mi się srać. Do brzegu było daleko. To i nasrałem do wody. Ot cała historia. 


Spojrzałem na rozradowaną blondynę dalej kontemplującą młodzieńcze przygody z transformatorem.


- Dobra historia mi się przypomniała. Mam takiego kumplę Kurę. Jest właścicielem agencji reklamowej – podkoloryzowałem. – W ogóle miły koleś, chociaż pedal. 


- Pedał?


- Ano pedał.


- Nie lubię pedałów – wyznała bez wstydu blondyna. – Psują rynek.


- Ten jest w porządku. Kolo jest instruktorem windsurfingu, miał mnie poduczyć paru sztuczek.


- To on jest właścicielem agencji czy instruktorem windsurfingu?


- I tym i tym. To znaczy, na życie zarabia robiąc zdjęcia a pływa dla przyjemności. Cicho! Ja mówię nie? No. 


Laska zamachała potakująco albo z dezaprobatą nogami. Nie interesowało mnie to. Wolałem brzmienie swojego głosu.


- Zeżarłem przed wejściem do wody pierogi z wiśniami, wypiłem małe piwko i idziemy do wody. Pływamy, pływamy Kura mnie napierdala tym wiosłem.


Plecy mam czerwone. Dupę całą poobijaną. Czuję, że siniaki będę leczył jeszcze ze cztery tygodnie. Ale stoję dzielnie na tej desce na środku jeziora.


Czuję się … No jakoś mało rześko się czuję.


I w komiksach by narysowali WTEM!!!! czuje bulgot. W żołądku. Wiesz takie totalne pierdut, które robią kichy gdy zaczyna chcieć ci się srać.


Blondyna zachichotała. Zarechotałem do wtóru.


- Myślę oho! – browar czy pierogi??


- Raczej pierogi – blondyna ciągle była błyskotliwa.


- Ja post factum obstawiam browar. Jakiś taki mało nagazowany był – wyjaśniłem. – Czuję pierwszy bulgot, czyli organizm daje mi jakieś 10 minut zanim puszcze bengala albo eksploduję gównem Tomahawk w celu.


Do brzegu w pytę daleko. Dookoła zresztą same plaże a ciężko wywlec się na lad i spuścić gacie podczas gdy grono wczasowiczów będzie bić brawo i domagać się powtórki. Nie mam czterech lat i na tyle mocnej psychiki. 


- Moja kumpela jak była na imprezie to z jednej strony srała na kibelku a z drugiej rzygała do miski.


- Double – double. Twarda zawodniczka. Ale ona miała chociaż kibel. Jak się na wodzie zachce komuś lać ok. Trzaskasz w gumowa piankę która masz na sobie i wszystko wypływa nogawka. Spadasz do wody, cztery ruchy rękoma i jesteś czyściutki i pachnący jak noworodek. Zesrać się w gacie jednak nie mogę.


Wyglądałoby co najmniej niesymetrycznie. Wielkie zgrubienie na czarnej dupie. Wyjdę na plaże i która mi da? Gościowi, który najwyraźniej ma hemoroidy mutanty i śmierdzi gównem??


- Ja bym Ci nie dała – Blondyna znów zachichotała, dając się uwodzić memu niepowtarzalnemu poczuciu humoru. Oppss.


- Nie dziwię się. Myślę – nic to. Wytrzymam. Płynę do brzegu. Już niedaleko. Żyły na czole mi wystają. Można policzyć spokojnie puls. Zaciskam zęby. Żagiel – 6,6 metra. Mówiąc po ludzku w chuj wielki. I ciężki. Co chwila ląduje w wodzie bo nie mogę się skoncentrować. Żeby folię z wody wyciągnąć trzeba co zrobić? No?


- ??


- Ech dziewczyno ty tylko w machaniu nogami jesteś dobra. Spiąć się trzeba. Mięśnie zacisnąć. Dla zwieraczy to tragedia. Nic to. Trzymam. Żagiel złapał trochę wiatru. Robię balet w powietrzu. Noga w górze. Druga noga w górze. Kozioł. Jebnąłem się głową o kant deski. 5.0 – wartości artystyczne. 4.8 technika. Sędzia z DDR wstrzymał się od głosu. Jestem w wodzie. Nie wytrzymam – myślę. Główkę już widać. Ściągam gacie. Łapami trzymam się deski. Właśnie mija najpiękniejsze 30 sekund mojego życia. SRAM! I wiesz co było dalej?


Blondyna rozszerzyły się ze zdziwienia oczy.


- Co?


- Jak to co? Wciągam gacie! Gówno dryfuje w moją stronę! Macham łapami w tempie Otylii. Olimpijskim! Wchodzę na deskę. Obcieram pot z czoła. Byłem na kursie kolizyjnym. Do brzegu spacerkiem. Siadam na plaży. 


- I co to już koniec?


- O, żeby to był koniec to ja byłbym szczęśliwy. Ale nie znowu bulgot. Kałdun mi puchnie. Deska pod pachę. Przyspieszam kroku. Pośladki zaciśnięte. Drobię jak gejsza. Lecę do domu Kury. Deskę jebłem na trawę na podwórku. Do kibla wpadam razem z drzwiami! Siadam. Gówno leci ze mnie tak, że zginam się w pół. Wpierw twardziele, grube jak ręka niemowlaka. Później zupa grzybowa. Godzina jak nic. Wstaje zbolały. Nie mówię, że wiem co czuje kobieta gdy rodzi. Ale byłem blisko. I słuchaj teraz jest najlepsze. Kibel jest starego typu. Ze zbiornikiem na wysokości dwóch metrów żeby woda miała rozpęd. I z tzw. podstawką na gówno. Patrzę i oczom nie wierzę. Bite i szarpane cztery kilo. Jak krowa na łące.


- Masz osiągnięcia.


- No. Podcieram dupę i spuszczam. Naciskam przycisk i co??? 


-????


- I to było kurwa najtragiczniejsze – roześmiałem się do wspomnień. – Zbiornik od kibla był stary. Wiesz lata 60, żeliwny, podwieszony na dużej wysokości. Jak woda z niego leciała to ino z wizgiem!!! I woda poleciała. sruuuu!!!!!!! Prześlizgnęła się po tej tamie z gówna, zabrała ze sobą trochę i wywaliła mi to wszystko na zdjęte gacie. Całe spodnie miałem obsrane.


Blondyna zaczęła dusić się ze śmiechu. I rechotać. I znowu się dławić. I płakać. 


- O Jezus Maria ja ne mogę – zawyła ze śmiechu.


Cycek jest wyszedł spod ręcznika jednak bardzo obiecująco.


- I co zrobiłeś – zaczerpnęła z trudem tchu.


- Jak to co? Zrezygnowałem z pływania na desce.


- Gówniana historia.


- I to jak – uśmiechnąłem się do Blondyny.


- Dobra, ja idę się myć. Powiesz Chemikowi, że chce go poznać?


- Jasne.


- No mam nadzieję.


Blondyna zeszła z półki trzęsąc niewielkimi cyckami mniej więcej 40 centymetrów od mojej twarzy. Zatrzymała sie przed drzwiami i przez minutę obwiązywała się ręcznikiem. Tanie ale skuteczne.


- Ale wiesz Czarny – Blondyna zrobiła usta w ciup.


- No?


- Zawsze możesz spróbować umówić się ze mną przed Chemikiem.


Mówiąc te słowa Blondyna zamknęła powoli drzwi kręcąc przy tym tyłkiem. W sumie to się już zgrzałem – pomyślałem. – Ale posiedzę jeszcze pięć minut. Lepiej żebym na nią nie wpadł przy wyjściu. Bo gdzie ja będę na siłownię ganiał jak ją przelecę? Chyba kurwa na Pragę.


Wyciągnąłem się z powrotem na deskach. Ciepło. Błogo.


ZENNNNN.


Gdzie ja byłem? Aaaa cycki Edyty Górniak. Krągłe cycki. Ciekawe czy są robione czy naturalne?


6442047455_7442380cea_b

Photo by Lucia Garcia/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 26, 2015 11:58

February 24, 2015

Czego pragną kobiety?

#1 Spełnienia fantazji


Miała 24 lata, dziwne imię – Ndulu oraz urodziny. Kilkoro przyjaciół zabrało ją z tej okazji do restauracji. Restauracja była prosta i nieskomplikowana, a Ndulu była prostą i nieskomplikowaną dziewczyną.


W przeciwieństwie do swoich przyjaciół – głównie gejów, którzy mieli głęboko w dupie czy coś jest skomplikowane czy nie. Bądź właściwe albo nie. Generalnie bardziej potrafili się cieszyć życiem.


W restauracji głównie jedli, ale też trochę wypili. Pod koniec jedzenia David, czyli jej przyjaciel gej, zawołał kelnera i zażądał z menu urodzinowego pocałunku dla Ndulu.


Dziewczyna złapała się za głowę i przykryła twarz dłońmi z zażenowania. Kelner był idealnie w jej typie. Nie pocałował jej. Nachylił się i wyszeptał do jej ucha: idź do łazienki. Ndulu poszła. Zanim zdążyła zamknąć drzwi od łazienki pojawił się on. Bez słowa rzucił ją na ścianę i zdarł z niej majtki.


Nie protestowała. Również wtedy gdy brał ją mocno i gwałtownie od tyłu. Jęczała. Krzyczała wręcz. Doszedł w niej. I wyszedł.



Ndulu istnieje naprawdę. To 24 letnia bohaterka książki „What Do Women Want? Adventures in the Science of Female Desire” amerykańskiego dziennikarza Daniela Bergnera.


To co przeczytaliście wyżej jest jej fantazją erotyczną. Czasami w tej fantazji pojawiał się również drugi kelner. A czasami patrzyli na to wszytko inni ludzie.


Tak, kobiety mają fantazje erotyczne. Tak jedna trzecia z nich wyobraża sobie, że bierze ja w publicznym miejscu nieznajomy mężczyzna.


Zatyka dłonią usta. I dochodzi między jej udami.


To jedna z tych rzeczy o których kobiety mówią rzadko. Ale owszem być może ta gorąca laska z którą jechałeś windą i która patrzyła na ciebie dziwnym wzrokiem, tak że czułeś gigantyczne napięcie dałaby się tam pocałować.


Może pozwoliłaby sobie zdjąć majtki. A może nawet pozwoliłaby ci na 120 sekundowy numerek, o którym być może nie opowiedziałaby nawet najlepszej przyjaciółce.


Ale – i to kolejna rzecz o której wie mało mężczyzn – kobiety szybko zmieniają zdanie. Wydaje ci się że masz ją na talerzu, że zaraz zrobi wszystko czego zażądasz, a ona po prostu się przestraszy i ucieknie.


David przyjaciel gej, znający fantazję Ndulu , zabrał pewnego dnia ją na urodziny do restauracji. W połowie imprezy szepnął: idź do łazienki. Ndulu zesztywniała. Doskonale wiedziała co się kroi.


- To co idziesz? – zapytał chichocząc szatańsko.


Poszła. Mężczyzna, który na nią czekał w toalecie był bardzo przystojny i bardzo władczy. Zamknął drzwi i rzucił ją na ścianę. Mimo, że za chwilę miała się spełnić to o czym marzyła, to co doprowadzało ją w przeszłości do wielu orgazmów – uciekła z łazienki. 


Autor książki pisze, że to dlatego, ze fantazję mogła kontrolować a rzeczywistości nie. Moim zdaniem się myli. David dał jej czas do namysłu. Nie było tu żadnej niespodzianki.


Na dodatek, wszyscy by się o tym dowiedzieli. I niezależenie od tego jak liberalni by byli i tak miałaby opinię łatwej.


Kobiety, mogą udawać że mają to w dupie, ale nie mają tego w dupie.  


#2. Faceta, który jest pewny siebie. I dowcipny. Dowcip zawsze pomaga


Na pytanie czego pragną kobiety najłatwiej jest odpowiedzieć: nie wiedzą do momentu kiedy im to dasz.


Jakiś czas temu zapytałem na swoim profilu na Facebooku , kobiety a jest ich tam z górką ponad 60 tys. jaki był najgorszy tekst jakim podrywali ich faceci.


Oto mój top:


5.


 – Cześć, wiesz ile waży miś polarny?


- Nie wiem.


- Wystarczająco dużo żeby przełamać pierwsze lody. Wojtek jestem.


4.  


-Proszę, to dla Ciebie drink.


- Dziękuję ale nie chcę.


- Weź i tak dostałem za darmo.


3. 


- Byłaś kiedyś na Kubie?


- Nie.


- Cześć Kuba jestem.


2. 


Chodź, pokażę ci małe kotki.


1. 


Widzę, że lubisz wpierdalać. Coś nas łączy.


Tekst numer dwa i jeden działa na wszystkie kobiety. Ku memu zdumieniu im inteligentniejsze tym działał bardziej. Nawet te zazwyczaj wredne i cholernie oporne stwierdzały, że jeśli nieznajomy facet wyjechałby z czymś taki to… pozwoliłyby sobie postawić drinka.


Wiecie dlaczego? Bo to zabawne. Niecodzienne. Bo kobiety lubią kolesi, którzy się nie boją i są bezczelni. Takich jak George Clooney, który pytany dlaczego nie nosi tatuaży, odpowiada: a czy jest sens obklejać Ferrari?


Tutaj nie chodzi o żadne tatuaże, czy sportowy samochód. Tutaj chodzi o pewność siebie. 


#3. Faceta który wie czego chce i potrafi to sobie wziąć


Jak napisałem w Pokoleniu Ikea: „Nie możesz prowokować kobiety za długo. Nie możesz uwodzić jej za długo. Bo wyjdziesz na pizdę. Stopniować napięcie da się tylko do pewnego momentu.


Jeśli masz być albo jesteś zwierzęciem masz określony termin kiedy możesz to zaprezentować. Jeśli go przekroczysz staniesz się najwyżej ciekawym obiektem socjologicznym. Niczym mucha nabita na szpikulec pod mikroskopem. Prezentowana jako zdziwowisko przyjaciółkom. To przechodzone pieprzenie. Coś jakby koleżeństwo ale połączone z uczuciem zażenowania. Jak jedzenie ciastek w kiblu.”


Dlaczego tak się dzieje?


Kobieta bardzo szybko zaszufladkuje cię do którejś z mniej, albo bardziej przydatnych kategorii.


Nie pójdę z nim do łóżka. Nigdy.


- to ci którzy są brzydcy, tępi, nie mają pieniędzy, śmierdzi im z ust i nie grają w żadnym zespole rockowym.


 Przyjaciel, czyli friend zone.


- miły, sympatyczny, świetnie się z nim gada, ale mnie nie pociąga, zostawię go sobie na później jak nie znajdę nic lepszego.


Potencjalny mąż.


- Długo poczekasz na bzykanie. To po to aby traktował ją z szacunkiem.


Fun zone. 


- Jest głupi. Jest prosty. Jest chamski. Ale wygląda tak, że robi się jej mokro. To nic osobistego. Koleś wyłącza mózg, włącza chuć.


Spora część kobiet wcale nie chce mieć u swojego boku odpowiedzialnego, zawsze pomocnego gościa, który jest czuły i delikatny, wyczulony na ich problemy i gotowy zawsze je rozwiązywać w długich dyskusjach.


Owszem tak im wmawia kościół i społeczeństwo. Tyle, że mając kogoś takiego przy boku i szybko zaczynają się nudzić traktując gościa jak nudną pizdę.


Im jest lepszy, tym chętniej go zdradzają, mając oczywiście później wyrzuty sumienia.


#4 Faceta, który potrafi być zwierzęciem


Bo kobiety też są zwierzętami. To wredne suki, a już na pewno większość rudych (naturalních i farbowanych). Te najgorsze na imię mają Olga, Marta, Natalia albo Iza. Strzeż się jeśli malują albo mają jakieś inne pojebane i oczywiście niespełnione ambicje artystyczne. 


Mogą ci porysować twarz, strzelić nagle w pysk, rozwalić wszystkie naczynia w kuchni jednym jebnięciem o podłogę.


Ale również zażądać kopulacji w damskiej przebieralni.


Lubmy takie.


# 5. Faceta który ma  całe gacie


Ewelina jest 25 letnim dziewczęciem, niezwykle dobrze wykształconą, z twarzy siódemką. Nago wyglądała jednak na dziewiątkę. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy umawiała się z pewnym 34 latkiem, który ją przeżuł i wypluł.


Ze związku z nim oprócz głębokiej traumy wyniosła dwa potężne zdumienia.


Po pierwsze jak to możliwe, że dorosły mężczyzna ma dwa DWA!!! komplety pościeli. Świadomość, że oddaje się mu na prześcieradle w które spływał pot dwóch albo trzech mniej albo bardziej znanych jej lasek sprawiał, że skręcała się z lekkiego obrzydzenia.


Po drugie – Ewelina była w stanie zrozumieć, że facet chodzi w dziurawych skarpetkach. Nie podobało się jej to, ale była to w stanie pojąć.


Nie rozumiała jednak, jak można ubrać się w garnitur za 3 tys. zł, wypastować buty, ogolić się na klacie a założyć na tyłek dziurawe slipy.


Wnioski panowie proszę wyciągnąć samodzielnie.


2989078632_5b8ee8b45e_b


Photo by Andi Jetaime/CC Flickr.com


ie proszę wyciągnąć samodzielnie.


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 24, 2015 03:05

February 20, 2015

Sądzisz, że jesteś w stanie zmienić swoje życie?

Beata


„Pokolenie NIE IKEA


Pokolenie biedoty, wykształconej w lokalnych zawodówkach i wyższych szkołach gotowania na gazie. Pracujące w szeroko pojętych usługach – na kasach w sklepach, jako pomoc kuchenna na zmywaku. Za największy luksus uznajemy dobicie do najniższej krajowej, ubezpieczenie i umowę o pracę. Nie wiemy co to urlop – wiecznie na granicy ryzyka, na czarno lub na zleceniu.


Za granice owszem jeździmy, spędzamy tam ok. 2, 3 miesięcy rocznie, na urokliwych i słonecznych plantacjach truskawek. Zamieszkujemy głównie tereny wiejskie. Mieszkamy ze swoimi rodzinami do ślubu. Po ślubie wyprowadzamy się – na piętro. Aranżujemy jeden pokój na kuchnię, drugi na łazienkę. W sypialni montujemy dźwiękoszczelną meblościankę z „szybą wystawową” na zakurzone szklanki i filiżanki, których i tak nie używamy.


Na imprezy rodzinne z trudem kompletujemy jednakowe sztućce. Pierwsze dziecko pojawia się 9 miesięcy po ślubie, ślub średnio 4 miesiące po teście ciążowym.


Nasze małżeństwa trwają stosunkowo długo, wcale nie dlatego, że są idealne raczej dlatego, że rozwód jest tematem tabu, tak jak seks, mieszanie bez ślubu, nieślubne ciąże, patologie rodzinne i wiele innych. Praca, wychowanie dzieci, dom – to całe nasze życie. Z czasem przyzwyczajamy się i nawet przestajemy marzyć o czymś więcej.



1.


Beata ma rację i nie ma racji. Ma rację, że niektórzy mają chujowo bardziej. Bo są popegierowskim dzieckiem trzeciego gatunku, które w momencie, kiedy przyszło na świat jest genetycznie skazane na kwaśny zapach rzygowin w ustach, po sobotniej dyskotece (rozrywka numer jeden), gdzie jak dobrze poszło udało się zaznać dylematu: „w usta czy w tyłek” (rozrywka numer dwa).


A nie ma racji, bo uważa, że ludzie różnią się od siebie tym, że jedni mają więcej – więcej pieniędzy i więcej szczęścia, bo urodzili się w innym mieście i w innej rodzinie a inni mniej i to wszystko załatwia.


To tak naprawdę nie ma znaczenia. Bo ludzie nie różnią się od siebie.


Kilka tygodni temu napisałem w notce, która was niewiarygodnie wkurwiła: „Zawsze uważałem, że lepiej nie mieć kasy a być szczęśliwym niż żyć w szklanych gabinetach pełnych złudzeń.“ Podtrzymuję to.


Pokolenie Ikea i Pokolenie nieIkea zżera ta sama żółć. Jedno jest tylko lepiej opakowane i ma bardziej zadbane zęby.


W życiu cały czas podążamy za iluzją. Że piękniejszy świat jest za oknem. Nie ten gdzie tu jesteśmy teraz. Ooo na emeryturze to sobie dopiero pożyję i odpocznę (a dożyjesz? a będziesz w stanie spać? bo może wszystko będzie cię bolało?).


Ooo w tej Warszawie to sobie dopiero żyją. Dziwki i koks.  Też bym chciał zarabiać takie pieniądze za pierdzenie w biurowcu w stołek. Taki kutas w garniturze (że niby ja) poszedłby popracował w sklepie i by się dowiedział co to jest prawdziwe życie.


Zapraszam. Zmierz się ze swoim mitem.


2. 


Wiele osób, które znam jęczy, że ich praca ich mentalnie zabija. Że się im rzygać chce jak do niej idą. Że, może, ewentualnie gdyby płacili im więcej kasy dałoby się to jakoś znieść.


To hipokryzja. A teraz się uśmiechamy do klienta bo nam płacą stówę za godzinę. A teraz mamy go w dupie, bo płacą tylko 8 zł.


Wiele osób tkwi w swojej fabryce tylko dlatego, bo ma rachunki do zapłacenia, bo nie wie co zrobić dalej ze swoim życiem, bo się zwyczajnie boi zmian. I w tym tkwi ich podstawowy problem. Mój też. Też się czasami boję. Ludzie nie chcą wychodzić ze swojej strefy komfortu. I pieniądze nie mają z tym wiele wspólnego.


Znam kobietę, która od kilkunastu lat marzy aby ze swoim facetem pojechać do Barcelony. Kupuje przewodniki, książki kucharskie. Ma 27 lat na koncie jakieś 150 tys. Jej facet jest już praktycznie milionerem. Mogłaby wykupić wszystkie miejsca w samolocie. A jednak tego nie robi. Boi się. Bo ludzie owszem dużo mówią o tym, że coś chcieliby zmienić. Ale tego nie robią, bo jest to zbyt trudne. 


Czy możemy zmienić swoje życie?


Czy naprawdę da się wybić z marazmu, wszeogarniającej chujni?


 3. 


W internecie jest pełno tekstów i poradników na ten temat. Co zrobić? Jak zrobić? Przeczytałem naprawdę dużo tego. I obejrzałem też sporo.


Takich rzeczy jak to, kiedy facet każe ci powtarzać: „potrafię”, „uda mi się”, „muszę to zrobić”.


 


I on ma racje, mówiąc że niektóre rzeczy dostaniesz tylko wtedy jeśli powiesz sobie, ze to przetrwasz.  I jak się tego słucha i ogląda, to coś w tym jest. I działa. Ale tylko przez chwilę.


Przeczytałem też przerobioną zasadę Vilfredo Pareto. Pareto był włoskim ekonomistą, który żył w czasach kiedy kobieta jak założyła kieckę, która kończyła się na łydce to była w zależności od podejścia rewolucjonistką albo dziwką.


Udowodnił, że 80 proc. ziemi we Włoszech jest władanych przez 20 proc. populacji. Zasadę tę odkrył obserwując jak rośnie groszek w ogródku. 20 proc. roślin dawało 80 proc. zbiorów.


Więc minimalizuj.  


20 proc. twoich znajomych i przyjaciół daje ci 80 proc. szczęścia. Po co więc spędzać czas z tymi, którzy ci go nie dają?


Jakie 20 proc. rozrywek, daje ci 80 proc. życiowej satysfakcji? Skup się na nich.


20 proc. Twoich ubrań nosisz przez 80 proc. czasu. Wyczyść swoją szafę. Wywal część nieużywanych rzeczy z domu albo je sprzedaj. Ulży ci.


Za co cię cenią w pracy?


Jakie 20 proc. twojej konkretnej roboty, odpowiada za 80 proc. twojego wizerunku?


Skup się na nich. Będziesz bardziej ceniony i będziesz mieć więcej wolnego czasu.


Jakie 20 proc. twoich zachowań powoduje 80 proc. problemów w twoim związku?


Eliminuj je.


Itd.


4. 


Takich metod jest wiele. Tyle że wiecie co? Ze zmianą życia jest jak z dietą.


Jest w pizdu diet na rynku. Możesz jeść tylko mięso, możesz pić tylko soki, mogą nawet za 1.5 tys. zł miesięcznie przywozić ci żarcie w pudełkach do pracy.


Większość nich jest nawet skuteczna, pod warunkiem że człowiek się ich trzyma. Ale ile znacie osób, które schudły i udało im się utrzymać swoją wagę?


Panowanie nad tym ile żresz, jest jednak o niebo łatwiejsze niż panowanie nad swoim życiem.


Zmiany wymagają charakteru, wymagają siły psychicznej, wymagają osobowości muła pociągowego, który niezależnie od wszystkiego pójdzie dalej.


Bo większość osób nigdy nie dostanie tego co chce, bo po prostu się nieustająco poddaje. Tak jak ta kobieta z Barceloną.


Więc zjedz pizzę. napij się wina. I przestań kurwa narzekać. Albo rusz dupę.


15472762561_c9ecec19e1_b

Photo by petukhov.anton/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 20, 2015 02:49

February 15, 2015

Krótkie wytłumaczenie dlaczego kobietom odwaliło na punkcie „50 twarzy Greya”

Łukasz


Wróciłem właśnie z „50 Twarzy Greya”, oczekiwanego przez miliony kobiet filmu powstałego na podstawie książki XXX. Zastanowiła mnie tylko jedna kwestia, fabuła.


Większość kobiet po przeczytania książki była już zafascynowana całym tym światem, brutalności, dominacji a jednocześnie subtelności i rozkoszy.


Pytając jednak czy kiedykolwiek zdecydowały by się na coś takiego odpowiedź zawsze brzmi nie. Zadaje więc sobie pytania o co tak naprawdę chodzi kobietom z tą historią?


O seks, który jeżeli będą miały ochotę to odbędą z Tobą 1, 2, 3 razy w miesiącu? Bo przecież związek to nie tylko seks, przecież raz w miesiącu powinno wystarczyć? Może chodzi o faceta, bogatego, pełnego władzy, pełnego dziwnych „fantazji“?


Doprawdy nie wiem. „ 


Powód pierwszy


Laska była naprawdę ładna. Miała długie kręcone włosy, miała świetne nogi, miała przepiękne oczy, w których każdy facet mógł zatonąć ,miała naturalne, pełne usta bez śladu ingerencji chirurga, co w dzisiejszych czasach wydaje się prawie niemożliwe, miała na imię Vivianne i była kurwą.



Pewnego dnia spotkała Edwarda, który jest bogaty, jest prawnikiem i wynajmuje ją jako dziewczynę do towarzystwa za 3 tys. dolarów.


Ona zaczyna z nim mieszkać w dobrym hotelu. Staje się damą. Zakochuje się w nim, a on (po wahaniach) zakochuje się w niej. I żyli długo i szczęśliwie, a ich dzieci wcale nie słyszały od rówieśników, że ich matka była dziwką, która robiła laskę z połykiem za 100 dolców.  


Znacie tę historię?



To “Pretty Woman” albo jak wolicie uwspółcześniony “Kopciuszek”. „50 Twarzy Greya” to kolejna wariacja na temat tej samej odwiecznej bajki.


Jest nieśmiała laska, która spotyka księcia, który wyciąga ją z wieży, a następnie przy pomocy pejcza i kajdanek doprowadza do kilku orgazmów. I żyli długo i szczęśliwie, kupując kolejne wibratory.


Kobiety czekają całe życie na swojego wybawcę jej rycerza w błyszczącej zbroi z wielkim mieczem w ręku (fajny jest co?) . Który wypełźnie skądś tam będzie miał długie kłaki i ryj gwiazdora muzyki pop w nowym prosiaku 911 GT2 albo garnitur, niebieską koszulę, podkreślającą kolor oczu i skórzaną teczkę.


Ten książę weźmie ją tak za rękę, że jej spadną z wrażenia majtki a wszystkie koleżanki zaślinią się z zazdrości. Dobrze gdyby pokazał jej Wenecję, znał się na winach i potrafił odróżnić na niebie mały wóz od dużego wozu a przy okazji potrafił poturlać klopsa w sosie pomidorowym z rozmarynem i kawałkami pokruszonych krakersów.


Powód drugi


Ludzie na świat patrzą przez pryzmat rzeczy, które są dla nich ważne. 


Jeśli cenią pieniądze – to wszystkich dookoła oceniają przez pryzmat tego czy je mają czy nie. Mają instynktowny szacunek, dla wszystkich, którzy jeżdżą BMW X5.


Jeśli cenią urodę – będą wszystkich postrzegać przez to czy są ładni czy brzydcy. Wychodząc z założenia, że jeśli ktoś jest przystojny (albo kobieta jest ładna, ma zgrabny tyłek i kawałek cycka) na pewno jest jednocześnie mądry/a, dowcipny/a i inteligentny/a.


Jeśli cenią najbardziej rodzinę – będą patrzeć na świat przez pryzmat tego jak osoby, które spotykają radzą sobie z ojcem, matką, bratem i szóstą stryjenką od strony wujka.  Czy jest bambini kochającę swojego papę, czy są wspólne niedzielne obiady w 20 osób?


Jeśli cenią talent, będą patrzeć na świat poprzez pryzmat tego jak kreatywni są ludzie dookoła. I w zależności od tego będą oceniać ludzi, jako fajnych albo niefajnych, z sukcesem albo bez.


Najlepsze związki są wtedy gdy spotykają się dwie osoby patrzące na świat tak samo.  Chcesz miłości, oddania i patrzenia niczym jelonek Bambi przez długie godziny w oczy? Potrzebujesz faceta z disneyowskim spojrzeniem na świat, który w swoim wykształconym w młodości DNA ma serenady i łzawe szmiry.


Historia o Kopciuszku ma zaś w sobie wszystkie te elementy, które napędzają ludzi. Jest uroda, są pieniądze (głównie po stronie księcia, ale co tam), jest rodzina (w przyszłości). Każda laska znajduje więc tu własny element układanki. Ten, który ceni najbardziej.


Teraz dochodzimy do kolejnego elementu: kobiety potrzebują szaleństwa. Emocji. Zaangażowania. Pożądania. Pasji.


Weronika


Ja wiem, ze my laski jesteśmy pojebane. Zdaje sobie z tego sprawę. Zdradzamy, kochamy nie tych co trzeba, ogólnie mamy nasrane w głowach. nie ma tu kogo obwiniać, bo natura taka. Sorry. Nie ma wyjątków!


Pewnie pomyślisz, ze co ze mnie za żona jeśli spotykam się z innym. Otóż moim zdaniem miłość i wierność jaką istniała za czasów naszych rodziców.. po prostu nie istnieje. Zaginęła wraz z porządnym wychowaniem dzieci.


Ja kocham mojego męża. I nie zamierzam się z nim rozstawać. Czuje się bezpiecznie, jestem szczęśliwa. Po prostu nie daje mi tego czego oczekuje i wiem ze od niego tego nie dostanę, więc szukam gdzieś indziej. A dlaczego nie mam męża który daje mi wszystko? Bo ideały nie istnieją!! Albo Cię dobrze przeleci albo będziesz mieć spokojną przyszłość (nie mówię tu o finansach, one się nie liczą. Nie jestem materialistką).


Tak więc lepiej żałować ze się coś zrobiło czy  przeciwnie?”


Powód trzeci


Kobiety u szczytu swoich możliwości są do 30 – tki. Ich cycki są najbardziej jędrne. Ich uda bez cellulitu. Ich oczy błyszczące, ich usta wilgotne i drżące. Ich akcje na giełdzie seksu osiągają maksymalne wartości ok. 27 – 28 roku życia a później powoli zaczynają spadać.


I w pewnym momencie kobiety rozumieją, ze to ostatnia chwila na to aby jakiś przystojny facet jeszcze raz powiedział im że są piękne.


Żeby jeszcze raz zobaczyły jak samiec na ich widok nie potrafi się pohamować, jak z trudnością utrzymuje przy sobie ręce. To komplement złożony dla ich kobiecości, komplement po którym ich pewność siebie rozkwita niczym bijatyka o torebki w Lidlu.


Kobiety lubią być zdobywane.


Problem w tym, ta chwila uniesienia trwa tylko przez moment. Tak jak wcześniej znudził ją mąż/chłopak tak znudzi ją jej nowy kochanek. Albo facet ją zdobędzie i to on się znudzi ją.


Wtedy pojawi się rozczarowanie. Dlaczego on nie chce umrzeć z miłości do niej?


Dlaczego przestałam go podniecać mimo, że dwa tygodnie wcześniej było zupełnie inaczej?


Czy coś ze mną jest nie w porządku? I zacznie szukać kolejnych emocji coraz bardziej z nożem na gardle. Poganiana przez termin ważności zbliżający się do końca.


Powód czwarty


Jedną z wielkich tajemnic kobiet jest to, że one lubią być podporządkowane. Lubią jak wydaje się im rozkazy. Oczywiście w kontrolowany sposób. Tak żeby były emocje, ale powiedzmy sobie bez przesady. Niczym skoczek na bungee, który owszem rzuca się w przepaść, ale wie, ze do stóp ma przymocowaną linę.


I oczywiście nie z każdym. Pisałem o tym w swojej pierwszej książce.


„Seks to próba władzy. Wchodzisz na ring. Ona patrzy na ciebie, pyta: Jesteś wystarczająco silny? Potrafisz mnie nagiąć? Potrafisz mnie złamać? Potrafisz sprawić, żebym dała ci od tyłu? Dostaniesz to, czego chcesz, jeśli kobieta poczuje, że jest słabsza od ciebie.


Mówisz, są kobiety, które nigdy nie zdradzają? To tylko kwestia ryzyka i stopnia fascynacji. Jeśli mają pewność, że nikt się nie dowie, że niczym nie ryzykują, będą zachowywać się jak najstarsza kurwa z Poznańskiej. Będą żebrać, żebyś je tylko wziął. Jak najszybciej. Tu! Teraz! Bez zdejmowania ubrań, na stojąco, pod drzwiami, na stole czy parapecie. Bo ludzie to zwierzęta.”


Powód piąty


Kobiety lubią fantazje. Lubią wyobrażać sobie jak ktoś w ich nudnym życiu robi im coś.


Rozbiera w sklepowej przebieralni.


Zasłania oczy.


Nie słucha sprzeciwu.


I czasami wprowadzają te fantazje w życie.


11739861525_def4d0aaf9_b

Photo by dbnunley/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 15, 2015 09:24

February 12, 2015

A gdyby jutro był ostatni dzień twojego życia?

Pacjent miał 65 lat. Był łysy, żonaty, typowy Janusz. Przyszedł na badanie USG. Pani doktor wzięła głowicę w dłoń i zaczęła robić Januszowi USG brzucha. Po kolei oglądała nerki, wątrobę aż w końcu znalazła prostatę.


Była bardzo zadowolona ze swojego osiągnięcia, bo przy jej zerowym doświadczeniu w tym zakresie wcale znalezienie prostaty nie było to łatwe.


- Tu pacjent ma prostatę – powiedziała dumnie do swojego kolegi po fachu, który nadzorował badanie.


Kolega kiwnął głową potakująco, zabrali się więc i wyszli.


Tyle, że Janusz stwierdzenie: „tu ma pan prostatę” zrozumiał jako ciężki wyrok, chorobę terminalną. Uznał ze umiera. Rzucił żonę, wybzykal sąsiadkę, sprzedał samochód i pojechał żegnać się z życiem do Egiptu. Kiedy wrócił po dwóch tygodniach udał się do lekarza po dalsze instrukcje co do tego umierania.


Najbardziej się bał, że będzie bolało.


Był bardzo zdziwiony, kiedy usłyszał, że właściwie to jest zdrowy jak koń a każdy facet na świecie ma prostatę.


Ba dym tss.


Janusz rażony impulsem zrobił wszystko, aby poczuć że żyje, że oddycha, że jego krew jest jeszcze pompowana przez serce, że chce zobaczyć jeszcze coś, kawałek świata o którym kiedyś słyszał, a nigdy go nie oglądał, bo zawsze odkładał to na później.


To w sumie smutne.


Bo jeśli uważasz, ze umierasz i pierwszą twoją myślą jest to, że chcesz zostawić osobę z którą jesteś, albo że chcesz rzucić momentalnie swoją pracę, to znaczy, że od dłuższego czasu byłeś/byłaś nieszczęśliwy.


Kiedy jesteśmy młodzi, wydaje nam się, że jesteśmy nieśmiertelni. Oczywiście śmierć gdzieś tam jest. Ale czai się w ukryciu. Wiemy, że jest ale nie rozumiemy, że jest.


A gdyby jutro był ostatni dzień twojego życia?


Co Ty byś zrobił/a?


Dziwki? Gołda? Dragi?


Co jest najlepszym wspomnieniem twojego życia?


(Tego wam nie powiem. Ale pamiętam wschód słońca na Oahu. I zamglone, pokryte śniegiem szczyty Tatr. Wielki Kanion)


Co chciałbyś powtórzyć?


Z kim chciałbyś się spotkać i pożegnać?


Jaki byłby Twój ostatni posiłek?


(Zjadłbym kilogramowego steka, lekko krwistego z kawałkiem masła położonego pośrodku, posypanego świeżo zmielonym czarnym pieprzem, z belgijskimi frytkami i sałatą a do tego wypił czerwone wino, najchętniej malbeca lub  médoca).


Nie wiem co bym wziął na deser.


Kiedy jesteśmy młodzi mamy wiele marzeń. W miarę upływu czasu jest ich coraz mniej i mniej, bo nie tyle nawet godzimy się z rzeczywistością co ona nas przygniata.


Mój dobry przyjaciel, mecenas M. kiedy ostatnio było losowanie Lotto i można było wygrać 30 milionów, stwierdził, że jeśli wygra, to następnego dnia bierze całą bandę królika i jedziemy na Zanzibar. Aby na tamtejszych plażach czarnoskóre panie nalewały nam drinków do kokosa.


Miał trójkę, zainkasował 24 zł.


(Chciałbym przez rok zamieszkać w Stanach i przemierzyć je wzdłuż i wszerz. Mam nadzieję, ze na to jeszcze zarobię. Może brakuje mi tego, że mając 22 lata, nie spakowałem plecaka i nie pojechałem w świat, głodny nauki o ludziach. Może byłbym teraz lepszym człowiekiem. Ale, to było, minęło, nie wróci. Już nigdy nie będę miał 22 lat).


Kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy są naprawdę chorzy powtarzają tą samą historię. Że na początku, kiedy lekarz coś im mówi jest rozpacz. Później gniew. Później racjonalizacja i wyparcie. Zaczynają chodzić do kościoła i szukać odpowiedzi: dlaczego, tak?


A później część  problemów przestaje dla ciebie istnieć.


Nagle zaczynasz być szczerym.


Nagle przestajesz się bać, tych rzeczy, które do niedawna wydawały ci się niemożliwe do przeskoczenia. Nagle idiotycznym staje się fakt, że nie możesz podejść do nieznajomej kobiety aby z nią porozmawiać. Idiotycznym jest to, że ktoś ci zepsuł błotnik w samochodzie lub, że nie stać cię na nowy telefon.


Dlaczego nie potrafimy tego robić na codzień? To proste, bo odrzucamy myśl o własnej śmiertelności. O tym, że w każdej chwili umieramy. Dociera to do nas, kiedy właściwie jest już za późno. Kiedy stoimy na szczycie góry i mówimy: o szybko minęło. 


Bo przez cały czas chcemy zrozumieć świat, a nie rozumiemy siebie. Więc zastanów się teraz: 


Czy to jest życie jakie chcesz mieć?


Czy to jest osoba z którą chcesz być?


Kim chcesz być?


Co chcesz osiągnąć?


Jeśli o czymś marzysz to po to sięgnij. Bo niewiele czasu nam zostało.


12820803684_1bdcc772ef_b


Photo by Magdalena Roeseler/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 12, 2015 03:13

February 9, 2015

Pięć pułapek w które wpadniesz umawiając się z kobietą (tak, z facetem też)

Ładna szatynka turlała się po podłodze a zielone gile leciały z jej nosa prosto na lalkowatą twarz.


Miała duże, nieco glonowate usta, wąski nos i duże zielone oczy. Teraz te ostatnie były zaczerwienione i spuchnięte. Na podłodze stała opróżniona do połowy butelka białego wina (druga tego wieczoru, czerwone barwiło zęby).


Szatynka miała 27 lat, zamożnych rodziców, powodzenie u mężczyzn, własne mieszkanie, 173 cm wzrostu, zgrabną chudą dupę, a od pięciu miesięcy mieszkała z chłopakiem, którego zazdrościli jej dosłownie wszyscy.


Był przystojny, przynosił jej kwiaty, był w odpowiedni sposób zazdrosny, czyli bez przesady, nie zasypywał jej lawinami bzdurnych sms, nie rzucał się na nią jak burak, generalnie starał się należycie.


Dziś rano przygotowując sobie jakąś kleistą niskokaloryczną breję uświadomiła sobie, że go nie kocha.


Na domiar złego była niemal pewna, że go nigdy nie pokocha. Był, z trudem się do tego przyznawała przed sobą, za… za… za…


ZA MIŁY.


Szatynka od trzech godzin turlała się po podłodze, bo tęskniła za swoim byłym facetem. Który był skończonym chujem, niestabilnym emocjonalnie palantem, który ją zdradzał, któremu nie ufała nawet na chwilę a jego słowo było warte mniej więcej tyle samo co płyn do czyszczenia kibli.


Który ją rzucił dwa lata temu. I jeszcze niedawno potrafił wpaść wieczorem aby ją kilkakrotnie zerżnąć, upić się w trupa a rano podać jej śniadanie.


(tak, kobiety są pojebane)


Szatynka zwinęła się na podłodze w embrion a jej ciałem wstrząsnął kolejny tego wieczora szloch.


Wydawałoby się że nie ma łatwiejszej gry. Jest chłopak, jest dziewczyna i jest buzi. Prosta historia. Chłopak poznaje dziewczynę. A co jest później? Seria tanich oszustw i równie tanich chwytów.


#1


Mam dobrą pracę. Jestem dowcipny, dobrze budowany, prowadzę popularnego bloga Jestem dość jak na nasze warunki zamożny (tak to się liczy). 


Nie twierdzę, że jestem siódmym (ósmym) cudem świata. Bo to nieprawda. Ale powiedzmy, że w skali 1 do 10 dla kobiet jestem ósemką.


Że z ryja trochę jak Izraelita? Ale napisał dwie bestsellerowe powieści. No nie?


Oczywiście oprócz tego wszystkiego co widać na wierzchu, jestem również leniwą pandą, która szybko zmienia nastroje od euforii do depresji. Strzelam fochy, czasami nie wiadomo o co (poza mną rzecz jasna). Potrafię być cholernym nudziarzem. A z drugiej strony sam szybko się nudzę, bo mało kto jest w stanie utrzymać moją uwagę. No i mam naprawdę imponujące kredyty.


To pierwsza pułapka randek – łatwo przeceniamy drugą osobę, tylko dlatego, że pozornie wydaje się nam atrakcyjna.


Randki to gra pozorów.


Czym ładniejsza jest kobieta tym bardziej będziemy wierzyć w jej dowcip i inteligencję. Tym włożymy więcej trudu aby ją zdobyć. Mimo, że w rzeczywistości może być tylko ładną, tępą dzidą.


#2 


W Pokoleniu Ikea pisałem: „Kiedy jesteś w podstawówce, spotykasz ludzi z różnych środowisk. Złodziei, kurwy i bandytów. Żuli, nie żuli. Później to się kończy. Jak idziesz na studia, dookoła wyrastają tony nudziarzy. Kasa, blachy, kasa, znowu kasa i ile będę zarabiał, jak skończę aplikację.


– Mam drogie hobby. Ma cztery koła.


Byt określa, kurwa, zbyt. Pracujesz w kancelarii, to widzisz prawników, ludzi od reklamy i zmęczonych biznesmenów. Pracujesz w piekarni – poznajesz kosmetyczki, fryzjerki i robotników budowlanych. W sumie to nie ma znaczenia, bo wszyscy i tak są nudni i mają te same nałogi. Tylko wydają na nie inne pieniądze.”



Kiedy jesteś piątką szukasz piątek, kiedy jesteś szóstką – raczej szóstek, kiedy siódemką – to siódemek. Oczywiście zawsze patrzy się stopień w górę i czasami uda się coś z tej wyższej półki zwinąć. Ale raczej mało kto sięga dwa punkty w górę. Siódemka z dziewiątką to raczej rzadkie zjawisko, choć się zdarza.


Ba, jeśli ona jest za ładna – pojawi się niechęć ze strony faceta, który instynktownie czuje, że nie może jej zdobyć. „A ta Magda/Natalia/Iwona? Znam ją. To straszna dziwka i blachara, słyszałem, że można ją puknąć bez problemu.”


W rzeczywistości marzy aby ją mieć.


To druga pułapka randek: nie sięgamy po to czego chcemy, ale po to co możemy według nas dostać.


Skąd wiesz, że tego nie dostaniesz, skoro nie próbujesz?


Ludzie się nie różnią. Dziewiątka też ma pryszcze na dupie, też ma depresję, i też chce aby ktoś ją pogłaskał po głowie, kiedy wraca do domu po całodziennym maratonie w pracy. W trakcie którego wszyscy gapili się na jej cycki.


Ładne kobiety, są bardziej samotne niż te przeciętne. Wiedzą, że facet straci nią zainteresowanie dwie sekundy po tym jak jej ściągnie stringi z jej tyłka.


#3 


Pułapka trzecia: życie nie jest komedią romantyczną, Ty nie jesteś Ryan Gossling a ona Emma Stone. Ludzie żyją złudzeniami odnośnie tego jak ma być.


(Przeznaczenie i dwie połówki, to się owszem sprawdza, ale jak kilku kumpli się na mieście spotka).  Nikt nie rzyga 24 godziny na dobę tęczą. A jeśli to robi, to dajcie mi namiar na jego dilera.


Mądrości z memów: „Laski zakazują facetom oglądania porno, bo to ma w nich wyrabiać nierealne oczekiwania. Z tych samych powodów powinno się zakazać kobietom, oglądać romantycznych komedii”.


 


#4


Pułapka czwarta: randka stała się grą. Z licznymi skomplikowanymi zasadami:


 – Nie wysyłaj do niej zbyt często sms. Bo sobie pomyśli.


- Nie dzwoń do niej zbyt często. Bo sobie pomyśli.


- Nie idź z nim do łóżka na pierwszej randce.


- Jeśli doszło do trzeciej powinnaś pozwolić mu się co najmniej pomacać po cyckach.


- Jeśli ona zgadza się, żeby przyjść do ciebie do domu – chce ci dać.


- Pozwól się jej zbliżyć a później ją odepchnij. Powtórz to kilka razy a będzie twoja.


Można się nauczyć grać we wszystko. W szachy, bierki, dmuchać w puzon, albo klarnet, oraz rozpinać jedną ręką zapięcia od staników. Wystarczy tylko przez wiele godzin powtarzać sekwencje czynności raz za razem. Wyjdzie gorzej albo lepiej ale wyjdzie.


Ale w tej grze zwanej uczuciem nie jesteś w stanie wygrać szczęścia, jeśli nie będziesz szczery/a.


#5 


Pułapka piąta: kutas zasłania ci trzeźwość myślenia. 


Nie jesteś w stanie stwierdzić, czy kobieta faktycznie ci się podoba zanim się z nią nie prześpisz. Dopiero kiedy spuścisz z siebie ciśnienie spojrzysz na sytuację bardziej obiektywnie. Przeceniasz ją, bo chcesz dobrać się do jej majtek. Czy kupiłbyś samochód bez próbnej jazdy?


I tak, kobiet też to dotyczy. Choć one są w stanie być z kimś, z kim nie jest im dobrze w łóżku (ale jest bogaty, opiekuńczy i gwarantuje bezpieczeństwo). Po prostu wtedy poszukają sobie kogoś na mieście.



Umawiając się z innymi ludźmi zapominamy o tym aby być szczerymi względem swoich oczekiwań. Zanim zaczniesz myśleć: czy on mnie polubi, zacznij się zastanawiać czy ty lubisz jego?


Albo ją?


Egoistyczne? Owszem. Cały ja.


Ale zanim zaczniesz odpalać swój tryb robienia wrażenia na ludziach: ależ jestem zajebisty/a – posłuchaj po prostu kim jest ta druga osoba?


Czy dobrze ci się z nią rozmawia? Czy jesteś z nią szczera? Czy potrafisz być z nią szczera?


Zanim zaczniesz chodzić wokół telefonu zastanawiając się czy warto zadzwonić, po prostu to zrób. Jeśli tego chcesz.


Cały czas powtarzam: ludzie zakochują się osobach, które szanują i którym ufają. Jeśli cały czas szukasz aprobaty w oczach drugiego człowieka, to jak do nędzy chcesz aby ktoś zaczął szanować ciebie?


16206112261_4a75af63cc_b


Photo by zubrow/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 09, 2015 01:06

February 2, 2015

Miej wyjebane a będzie ci dane vol III

W sobotę poszedłem na imprezę z kolegami mecenasami.


„Widzisz Czarny dla ciebie, dla mnie dla kolegi Marcina 14 tys. to dużo pieniędzy. A dla mojej Goski to tylko kilka rozkosznych godzin w galerii handlowej.“


Wypiłem dokładnie w takiej kolejności:


- jednego Guinessa


- jeden gin z tonikiem


- jedną wódkę z red bullem


- jeden gin z tonikiem


- jednego Guinessa.


Wstałem rano, czyli o 10.30 Wstałbym później, ale na 12 miałem rozmowę na Skypie. Czy mnie bolało? – zapytacie.



Jak to głosił jeden klasyk rura mnie palia, łeb mnie napierdalał, śluzówkę miałem jak popielniczkę, a wy mnie jeszcze pytacie, czy mnie bolało.


Jasne, że miałem kaca. Ale stało się dokładnie to co myślałem, że się stanie.  Łyknąłem dwa saridony, zrobiłem sobie esspresso, wykąpałem się w zimnej wodzie a później zjadłem śniadanie i było ok. Są jakieś koszty które ponosimy w życiu. I im jestem starszy, tym bardziej jestem świadomy tych kosztów I nie walczę z nimi. Jestem w stanie sobie wyobrazić potencjalne skutki moich decyzji. Było miło, nawaliłem się, spędziłem fajny wieczór w dobrym towarzystwie.


Przesadziłem. Mieszałem. Łeb mnie więc napierdalał. Na co mam się denerwować? Jak ktoś jedzie do Zakopanego w długi weekend to spodziewa się, że będzie jechał tam długo i będzie bardzo długo wracał.


I może przyjąć, co jest moim zdaniem racjonalne, że czas urlopu zaczyna się od momentu wyjścia z domu więc czas spędzony w kroku jest również czasem urlopu.


Ale jeżeli siedzi później w samochodzie i się kurwa stresuje, to pretensje może mieć tylko do siebie. Chciał Zakopanego, dostał Zakopane w całej palecie tej miejscowości, czyli łącznie z korkami.


O co mi chodzi i dlaczego pierdzielę jak potłuczony, że mam kaca?


W ciągu ostatnich 20 paru lat, życie nam się strasznie zmieniło ilościowo. Wszystkiego jest więcej. Ale niekoniecznie to się nam przekłada na jakość.


Czyli jak mam lepsza pracę i zarabiam więcej pieniędzy i mam dwa samochody i stać mnie na wakacje za granicą dwa razy w roku to wcale nie znaczy, że jakość mojego życia jest lepsza niż była, dajmy na to dziesięć lat temu. Jakość życia wiąże się ze spokojem, z poczuciem że jest tak jak ma być.


A mam wrażenie, że wiele osób wokół mnie, zwłaszcza tych które przeżarły korporacje stają się człowiekiem – kurwą.


Wkurwia nas wszystko.


Że jest za ciepło, że jest za zimno, że ktoś coś powiedział, że ktoś coś niepowiedział, że ktoś zostawił otwartą klapę od kibla, że zarysowaliśmy w samochodzie zderzak, że nam nie dała, albo że nam dała zbyt powściągliwie, że ktoś nie wysłał maila, albo obiecał, ale nie zrobił, że nam żarcie do stolika przynieśli zbyt mało energicznie i nie pocałowali wystarczająco miłośnie w dupe.


Irytujemy się drobiazgami, czyli rzeczami, które tak naprawdę nie mają znaczenia.Nasze życie staje się ciągiem tanich, niepotrzebnych dram. Zamiast żyć, odczuwać cieszyć się, napierdalamy na nieustającym wkurwie.


W sobotę brat jednego z mecenasów zaparkował auto przed garażem swojego kumpla. Przed. W środku nie mógł, stał tam samochód kumpla. A on przyjechał go odwiedzić. Facet z garażu obok aby wyjechać, musiał więc odbić kierownicą w prawo, pojechać kawałek do przodu, cofnąć auto i pojechać w lewo – włączając się do ruchu na ulicy.


Zamiast 3 sekund zabrało mu to 15.


Wysiadł więc z samochodu, wrócił się do garażu, wyjął śrubokręt i gwoździe a następnie zarysował bratu mecenasa maskę i przebił obie przednie opony.


Wkurwiając się na wszystko, dyszać hejtem. To napierdalanie śrubokrętem pokazało wszystkie problem z życiem i sobą jakie miał ten kolo.


Uwierzcie mi, nie chcecie tak skończyć. Nie chcecie rzygać żółcią. Lepiej mieć wyjebane.


Mieć wyjebane to nie znaczy, że masz mieć wszystko w dupie.


Po prostu wybierz co jest dla ciebie istotne a co nie. Naprawdę istotne. I przejmuj się właśnie tymi rzeczami. Lubię moją pracę, ale nie siedzę w niej już po 12 godzin na dobę, ani nie przychodzę do niej w weekend. Mam na to wyjebane. Są dla mnie ważniejsze rzeczy. Teraz na przykład ważniejsze jest pisanie.


Nie musisz mieć opinii na każdy temat


Nie musisz wszystkiego oceniać. To męczące. Czasami lepiej po prostu poobserwować. Wczuć się. Otworzyć na innych ludzi, na ich sposób widzenia świata. Im jesteśmy starsi, tym bardziej ta umiejętność zanika.


Nie chce nam się rozmawiać. Nie chce nam się poznawać. Po pierwszym spojrzeniu uważamy, że wiemy wszystko.


Na przykład czytasz moje teksty i uważasz, że jestem zarozumiałym dupkiem z korpowarszawki. Poznałeś mnie?


Jeżeli nie wolno, a bardzo się chce, to można


Nie przekonuję, że możesz zrobić wszystko i zostać kim chcesz. Aby być w tym miejscu w którym jestem i być tym człowiekiem, którym jestem zabrało mi z 10 lat.


Nie słuchałem co mówią inni. Słuchałem tego w co wierzę i czego ja chciałem.


Mieć wyjebane, nie oznacza, że nie będą cię spotykały przykre rzeczy. Będą.


Każda nowa rzecz, każda nowa aktywność generuje sytuacje, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Które wpływają na nas mniej lub bardziej pozytywnie. Jak ojciec mojego kumpla, lekarz z zawodu pojechał do Egiptu to przewidywał, że może go dorwać klątwa Faraona, czyli absolutny rozstrój żołądka.


Ale już nie przewidział, że złapie go sraczka tak potężna, że on mężczyzna po 60. chodzący na co dzień w dobrym garniturze, ze szpakowatymi budzącymi zaufanie pacjentów włosami, zesra się w gacie, bo nie będzie w stanie dobiec z hotelowego holu do łazienki.


I to było raczej niezpozytywne.


Ale pozytywne było z kolei to, ze od wyjazdu minęło już pięć lat a on nadal wspomina tę sytuację. I w miarę upływu czasu wspomina ją z coraz większym humorem,


Życie uczy że takie historie zostają na dłużej niż to co jest płaskie emocjonalnie.
 


Wystarczy zacząć się nim cieszyć, zamiast się wkurwiać.


4467380055_7a79702b1d_o

Photo by .donna.dark/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 02, 2015 00:38

January 28, 2015

Masz 20 kilka lat. Dziś wyjaśnię dlaczego mnie nie zastąpisz w pracy

Jestem ze średniej wielkości miasta i sam zawdzięczam wszystko sobie. Sobie, zbiegom okoliczności i dacie urodzenia.


Urodziłem się w czasach pana Gierka, który wziął duże kredyty a później sobie poszedł. Blok w którym mieszkałem był wojskowy, czteropiętrowy, z brzozami dookoła. Darzę go pewnym sentymentem. Sąsiadów miałem dziwnych. Piętro nade mną mieszkała pani Krysia. Dziabnęła męża nożem po pijaku. Nabił się na niego 24 razy, odsiedziała bodaj siedem czy dziewięć lat.


Do tej pory już nikogo nie zabiła więc w jej wypadku resocjalizacja chyba odniosła sukces.



Dzieciństwo było psoko mimo, że dzielnica chujowa. Podobno najgorsza w mieście, W bloku obok mnie trzech kolesi wyrzuciło laskę przez okno. Kolesie wpierw pili. Później ją zgwałcili i porysowali nożami. Wreszcie uczyli ją latać z drugiego piętra.


Była pojętną uczennicą i przeżyła. Chodziła później dumna i drżąca bo ja pokazywali w telewizji. Była to epoka jeszcze przed Big Brotherem, chociaż teraz jest już pokolenie, które nie wie nawet co to Big Brother.


Do szkoły miałem często na 13.20, bo klas było dużo (ja byłem w „e”, a za mną były jeszcze „g” i „h”). Chodziłem po podwórku z kluczem na szyi.


Nie, nie czułem że może mi się coś stać. Tak, mając 7 lat wracałem do domu po 20.


Na osiedlu było jak to na osiedlu. Latem ludzie pili na ławkach do 3 rano. Wiosną i jesienią krócej. Ktoś naprawiał samochód. Ktoś go kradł. Dzieci krzyczały i właziły na wierzby, bujały się na gałęziach zrywając i liście i gałęzie. Emeryci wygrażali gówniarzom pięściami. Ktoś rysował chuje po klatkach. Sąsiadki dyskutowały nad złą kondycję młodzieży. Młodzież dyskutowała nad złą kondycja psychiczną starszych kobiet wyzywając je od pierdolniętych kurew.


Od czasu do czasu był włam do piwnicy, bo ktoś potrzebował weków do popitki pod flaszkę.


Ludzie wykazywali się swego rodzaju prawem naturalnym. Nazwijmy to w uproszczeniu moralnością. Byłeś miejscowy to mogłeś chodzić najebany po osiedlu z portfelem na wierzchu. Byłeś obcy to nawet trzeźwy dostawałeś po ryju i zabierali ci kasę. Jak szedłeś po mieście ulicą i ktoś cię zaczepiał żeby zdefasonować ryj i zabrać gumofilce marki Relaks, to wpierw się pytał: skąd jesteś? Jak odpowiedziałeś, że ze Słodkich i znasz dajmy na to Bulego, Łysego, Grubego i Parówę to zazwyczaj dawali Ci spokój. Ewentualnie bili słabiej, na wszelki wypadek, bo nie wiedzieli kto im będzie oddawał.


Wiesz, moi rówieśnicy są mniej więcej jednorodni.


Do przedszkola poszedłem kiedy miałem 3 lata. Wpierw była ósemka później 25. Była zupa mleczna, kotlet mielony, budyń i buraczki. Jak teraz czasami rozmawiam ze znajomymi jak wspominają tamte czasy to historie wszystkich są takie same. Nawet zdjęcia są takie same. Przebrana przedszkolanka z biała brodą z waty i czerwonym kostiumie Mikołaja trzyma cię za rękę. Ty trzymasz w ręce paczkę. W paczce zazwyczaj była w niej pomarańcza i coś co przypominało dzisiejszą czekoladę.


Do pewnego momentu wszyscy też mieli to samo.


Ty jesteś inny.


Z grubsza można ciebie i twoich rówieśników podzielić na dwie grupy, Cześć z was pochodzi z tego co nazywa się Polską B. Wasi rodzice nie zrobili „kariery”. Po prostu są. Pewnie nie mają studiów. Pracują gdzieś tam, zarabiają coś tam, w wakacje na działce robią grilla.


I robisz go też Ty.


To nic złego. Zawsze uważałem, że lepiej nie mieć kasy a być szczęśliwym niż żyć w szklanych gabinetach pełnych złudzeń.


Łoiłeś browar przed klatką, może słuchałeś Paktofoniki. Wczasy jak dobrze poszło były nad Bałtykiem. Dużo piwa, jakieś panny, szczanie do morza.  


Teraz możesz pracować w jakimś sklepie albo na budowie, dostawać jak dobrze pójdzie pensję minimalną. Wydymać jakąś laskę w samochodzie, gdzieś w lesie.


Masz pewnie w głębi duszy poczucie, że wszystko wygląda nie tak jak powinno.  Nie ta szkoła, nie ta praca, nie ta kobieta, nie to życie. Życie miało być w kolorze soul red i w błyszczącym opakowaniu. Nie gardzę Tobą. Współczuję ci.


Jak miałeś/aś fart to twoi rodzice mają trochę szmalu więc mieszkałeś na zamkniętym osiedlu ze szlabanem a starzy odwozili cię do pracy, bo świat to w końcu strasznie niebezpieczne miejsce.


Pewnie mieli swoją firmę co? Albo byli pierwszą falą korporacji.


Wszędzie ktoś cię woził i odbierał.  Owszem zobaczyłeś wcześniej wiele rzeczy, które ja nadrabiam przez całe życie. Byłeś wcześniej za granicą, wcześniej niż ja widziałeś Alpy, kilka muzeów, dużo filmów, mogłeś więcej czytać, znasz więcej języków, pewnie zaliczyłeś Erasmusa (chciałem, ale wiesz jak na trzecim roku dostajesz propozycję pracy, dzięki której możesz się uniezależnić od wszystkich, to właściwie nie masz wyjścia).


Zazdroszczę ci.


Rodzice pewnie po studiach załatwili ci staż, nie? Wiem, widuję takich jak Ty codziennie. Współczuję im.


Nie, oczywiście, nie jesteś lepszy ode mnie. Wiesz, żeby być lepszym trzeba mieć doświadczenie. A Tobie – i mówię to ponownie z zazdrością brakuje pewnej determinacji.  Chyba chodzi o to że ty nigdy nie musiałeś walczyć?


Nie wiesz jak to jest kiedy jesteś przyparty do muru. Musisz zapłacić za wynajętą chatę albo zdechniesz. Musisz zarobić kasę albo zdechniesz z głodu, bo starzy ci nie dadzą.


 A ty? Masz zawsze spadochron. Zawsze wiesz , że ktoś ci pomoże. To pomaga, ale i ogranicza. Może jesteś jednak szczęśliwszy ode mnie?


Kiedy wybija 18 – już ciebie nie ma.  Zostaję w firmie tylko ja i kilka innych osób w moim wieku.  My przychodzimy wcześniej, wychodzimy później i ciągle jesteśmy bardziej wydajni.


Oczywiście zazdroszczę ci, że masz bardziej wyjebane, tak samo jak ty zazdrościsz mi innych rzeczy.


Synonimem „życia jak ludzie“ w tym kraju jest samochód, wakacje w Toskanii i jedzenie na mieście. Samochód i mieszkanie dostałeś od rodziców. Mamy te same meble z Ikei w mieszkaniach.


Jedyna różnica między nami jest taka, że ja mogę wziąć kredyt na wszystko. A Ty nigdy nie chodziłeś z kluczem na szyi.  


Nie przejmuj się. Kiła, sraczka, plagi i zaraza, i czas do śmierci nam jakoś zleci.


9653954595_20ddc3f8d3_b

Photo by Виго/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 28, 2015 07:35

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.