Piotr C.'s Blog, page 27

September 13, 2014

10 a właściwie 8 książek, które mnie zmieniło

To znaczy nie do końca jestem przekonany aby kogokolwiek interesowała lista książek, która mnie ukształtowała, ale byłem do tego wywoływany tyle razy, że czuję się jak Jenna Jameson po “Cum one, cum all”. I nie żebym oglądał. Tytuł mi się spodobał po prostu.



Pornosy mnie nudzą, czytałem jednak biografię pani Jameson, aczkolwiek ona mnie nie ukształtowała (choć biografia ma zdjęcia i to nawet kolorowe). Smutna jest jednak strasznie (Jenna  i biografia). W sumie to chyba wolę z wyglądu Sashę Grey niż Jennę Jameson, choć Jenna ma większe cycki, co z tego że sztuczne.


Ale przechodząc do rzeczy, bo mam dzisiaj tych rzeczy dużo do zrobienia łącznie z makaronem z halibutem, szalotką i śmietaną a czas leci i proseco czeka.


Zresztą laski lepiej się wyrywa na motocykl, a nie literaturę.


1. Pan Grzesiuk i „5 lat kacetu”. Pożyczałem ją od sąsiadki tyle razy, że w końcu mój ojciec ją od niej odkupił. Za pół litra. Grzesiuk byłby wniebowzięty.


Aha – książka jest o facecie, który siedzi w obozie koncentracyjnym i usiłuje się nie skurwić. Po namyśle stwierdzam, że nie była to najlepsza lektura dla 12 latka.


2. Pan Niziurski i „Sposób na Alcybiadesa”. To jest opowieść o czasach kiedy 13 latki jeszcze nie sprzedawały swoich używanych majtek na Allegro


Do dziś pamiętam wiersz niejakiego Wątłusza:


„Zachodzi słońce nad Wędzarnią krwawo,


Słychać krzyk drobiu Więckowskiej nieświeży,


Sezon skończony, żegnaj, sławo!


Na zwiędłych liściach znokautowany bokser lezy.


Twarz mu wykrzywia uśmiech żałosny,


Byle do wiosny!


Kiedy ci walka na pięści zbrzydła,


Poezji rozwiń skrzydła!”


Ta książka jest dla mnie ważna bo jestem z takiego pokolenia, które chodziło jeszcze z kluczem na szyi po podwórku, kolega w trakcie lekcji muzyki w podstawówce, kiedy pani grała na pianinie, lał do doniczki z palmą a gdy Ufo przyszedł pijany do szkoły i efektownie rzygał do skrzyni z piaskiem to był skandal.


„Sposób na Alcybiadesa” był zabawny i niewinny jednocześnie. Teraz jest już staroświecki, ale ciągle go pamiętam. Podobnie jak Hannę Ożogowską z „Głową na tranzystorach” i „Tajemnicę siódmej pieczęci”, Pana Samochodzika (ależ to jest chała oceniając z mojej dzisiejszej perspektywy) czy komiksy o Thorgalu.


3. Pan Sapkowski z Wiedźminem, ale opowiadania i saga tak do końca tomu drugiego. Później też było fajnie, ale już mnie nie kształtowało z czego wniosek płynie, że stałem się cyniczny.


Pamiętam taki moment kiedy wyszedł nowy tom sagi a ja byłem jeszcze na studiach. Kupiłem go z drżącymi rękami, późnym popołudniem, czytałem na wykładzie a później skończyłem około 3 rano. Dziś już by mi się pewnie nie chciało czytać tak żadnej książki.


4. Charles Bukowski chyba głównie za „Z szynką raz” i „Kobiety”. Wcześniej nie wiedziałem, że można tak pisać. Pan Bukowski pisał o tym że jest nieszczęśliwy i że dużo pije, i że lubi kobiety, które są zniszczone. A w końcu kiedy był już bardzo znany i prawie sławny związał się z młodą i bardzo piękną kobietą, która o niego dbała. I to chyba była miłość.


5. „Brudna trylogia o Hawanie” Pedro Juana Gutierreza. Z której dowiedziałem się kilku rzeczy o kobietach, których nie wiedziałem wcześniej a przede wszystkim to, że kobiety potrafią być równie cyniczne jak mężczyźni, używać swojego ciała do podniesienia pozycji społecznej i zdobywania pieniędzy a jednocześnie kochać jednego faceta głucho, tępo i tragicznie, wiedząc że nie ma to szans na żadną przyszłość..


Książka też posiada okładkę, która zwraca uwagę i nie każdy by potrafił jechać z nią autobusem, ale okładkę to już wygooglujecie sobie sami koteczki.


6.  Stephen King za „Miasteczko Salem”, które nie jest wcale jego najlepszą powieścią, ani najbardziej przerażającą ale za to jest pierwszą jego książką którą przeczytałem i dlatego zapamiętałem na długo.


Opowiada o pisarzu, który przyjechał do małego miasteczka, gdzie się wychował, spotyka tam piękną dziewczynę, Susan która jest jego fanką i spotyka go przez przypadek w parku. I dokoła panuje taki duszny klimat miejsca, które na zewnątrz jest miłe, ciepłe a w rzeczywistości każdy tu chowa jakieś szkielety w szafie. Później niestety pojawiają się wampiry i pieprzą cały romans, ale i tak jest fajnie.


7. „Z Głowy” pana Głowackiego. Wielokrotnie mówiłem publicznie, że jak mi dupy wywietrzeją z głowy to chcę być jak pan Głowacki, ale rzecz jasna lepszy. A ponieważ to mój blog to pozwolę sobie zacytować fragment, który wprowadzi was w odpowiedni rytm, pozwalający może zrozumieć co mam na myśli:


„Bar Przechodni był położony mniej więcej naprzeciwko Hybryd, nocnego klubu studenckiego, ale tylko teoretycznie. Na bramce stał tam obecnie znany producent filmowy, który wpuszczał za dychę wszystkich: uczennice, badylarzy, cinkciarzy, aktorki, piosenkarzy, tajniaków i czternastoletnią Ewunię, która na pytanie ojca: „Czy ty aby, córeczko, za wcześnie nie zaczynasz?”, odpowiadała: „Tatusiu, ja już zaczynam wychodzić z obiegu”. A kiedy ojciec zaczął zamykać ją na klucz, żeby odrabiała lekcje, po jego zawiązanych w linę krawatach spuszczała się przez okno na ulicę.”


To swoją drogą tłumaczy dlaczego kobiet się o przeszłość nie pyta, bo po co mają bez sensu kłamać.


8. Krótkie opowiadanie „Ostatni sylwester ludzkości” Niccolo Ammaniti. To ten pana którego fragmenty cytowałem w „Pokoleniu Ikea Kobiety”, który ma frazę jak pistolet maszynowy i gdyby ktoś mnie zapytał o zdanie to jest stanowczo niedoceniany.


A opowiadanie zaczyna się z tego co pamiętam od sceny kiedy pan adwokat chce zdradzić żonę i umawia się w tym celu z bardzo fachową prostytutką specjalizującą się w byciu panią,. którą następnie adwokatowi pierze tyłem szpicrutą, każe wyciągać śliskie ostrygi spomiędzy jej palców od nóg i jeszcze kilka innych rzeczy.


W pewnym momencie do kancelarii wchodzą złodzieje i widzą jak pani od sado maso robi pewne rzeczy na klatkę piersiową związanego adwokata, które wydają mi się dość obrzydliwe, ale ludzi nie osądzam. I ona wręcza tym ludziom swoją wizytówkę, gdyby chcieli skorzystać kiedyś z jej usług i wychodzi.


Na sam koniec proszę wybaczyć, że nie ma tu żadnych pisarzy pierwszorzędnych w rodzaju Bułhakowa, Manna, Dostojewskiego, Kundery ani Szekspira, ale ja zawsze miałem słabość do  pierwszorzędnych pisarzy drugorzędnych.


5865821096_fa41d98097_b

Photo by FREDBOUAINE ☮/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 13, 2014 07:37

September 10, 2014

Co straciliście nie czytając mojej książki?

Przytrzymałem dłoń trochę dłużej na półnagich plecach. Posmerałem ją z dwadzieścia dwa razy po szyi, dotknąłem znowu jej pleców, przeciągnąłem rękami po balonach. Zważyłem je w dłoniach. Siedząc za nią, oparłem ją o siebie. Przygasiłem światło. Zdjąłem jej bluzkę a później stanik. Delikatnie opadały. Przy tej wielkości to normalne, ale za kilka lat dziewoja będzie je musiała chirurgicznie podciągnąć. Faceci nie mają takich problemów. Z drugiej strony, lepsze opadające w garści niż silikon na ekranie.


No cóż, czas na laskę. Technik doprowadzenia kobiety do pozycji nurka głębinowego jest sporo. Dajmy na to Kogut, preferuje sport siłowy, czyli gwałtowne opuszczenie niewiasty ręką prosto w swoje części intymne. Ewentualnie wrzask: ssij suko! Zadziwiająco często skuteczny.


Ja wolę mniej brutalną metodę na kosmonautę, co nie znaczy, że metoda Koguta jest mało skuteczna.



Spojrzałem Kasi głęboko i namiętnie w oczy i wycharczałem namiętnie, a przynajmniej na tyle namiętnie, na ile byłem w stanie:


– Wiesz, jakie były pierwsze słowa Neila Armstronga na księżycu?


– A kto to był Neil Armstrong?


– Czego oni was uczą w tych szkołach? – zdziwiłem się. – Astronautą był. Na księżycu lądował. Co na księżycu powiedział? To… No? Dawaj! Mały krok… człowieka, ale olbrzymi… kogo?


– Ludzkości? – spróbowała opornie.


– Correct. A wiesz, co dodał jako drugie?


– Nie.


– Powodzenia, panie Gorski. Wiesz dlaczego?


– Nie…


– Kiedy Armstrong był jeszcze małym chłopcem, usłyszał, jak się sąsiedzi od kurew i chujów wyzywają. Wiesz normalna męsko-damska napierdalanka: „ty dziwko”, „ty impotencie”. I pani Gorski spuentowała panu Gorskiemu: „Obciągnę ci, jak ten chłopiec z sąsiedztwa stanie na księżycu!!!”. Jakie są z tego wnioski?


– No?


– Raz: męska solidarność jest naprawdę wielka. Aby jeden facet miał kilka minut przyjemności, drugi udał się kilka tysięcy kilometrów na księżyc.


– A dwa?


– Mężczyźni są w stanie zrobić wiele dla seksu oralnego.


– Ładne.


– To jak obciągniesz mi? Czy będę musiał polecieć na księżyc?


Uśmiechnąłem się. Słodko i szelmowsko zarazem.


– Uwierz mi, potrafię się odwdzięczyć.


Rozłożyłem swobodnie nogi. Młoda się uśmiechnęła, ale widzę, zmierza w kierunku. Klęknęła między nogami. Rozpięła mi rozporek i wyjęła Oscara. Poczułem podziw. Znaczy się – JEJ podziw. Wiem, mam fajną laskę. Prostą, długą i grubą. Nie każdy może to o sobie powiedzieć.


Wsadziła fiuta do paszczy. Znaczy się tak – prawo Murphiego: większość pedałów potrafi lepiej zrobić laskę niż większość kobiet. Z prostego powodu: każdy pedał ma laskę i wie, jak ją obsłużyć albo jak obsłużyć swojego kumpla, żeby szorował uszami po suficie.


Kasia, niestety, nie bardzo. Szło jej niesporo. Trochę lizała. Trochę podgryzała, bo przeczytała w „Cosmo”, że tak trzeba. Ale rytmu w tym znaleźć nie mogła. Stać mi niby stał. Ale bez sensu.


Pomlaskała pięć minut. Zacząłem oglądać sufit. Narzuta kanapy wplątała mi się niewygodnie w tyłek. Jęknąłem i poprawiłem pozycję. Kasio-Judyta moje westchnięcia wzięła za zachętę. Zdwoiła wysiłki i wgryzła mi prosto się w główkę. Jęknąłem teraz konkretnie. Z bólu.


Kasia trzymała mi teraz chuja zębami niczym terier kość. Łzy napływały mi do oczu strugą. Z grzeczności potrzymałem ją przy źródle jeszcze przez minutę, potem wyjąłem z paszczy, symulując orgazm, i pokłusowałem do łazienki.


Fiut wyglądał na nieco spuchniętego i ewidentnie miał ślady po zębach. Mogłem je spokojnie policzyć. Dwie jedynki, dwie dwójki, trójki widać słabo. Gwoli ścisłości, jak się przyjrzałem, lewa trójka chyba wymaga wizyty u dentysty.


Trzeba to jakoś zdezynfekować. Z tego co widziałem na 28 days later rany od ludzkich zębów są zabójcze. Niewiele myśląc, wyjąłem z szafki płyn do dezynfekcji. Chyba w małej ilości nie może zaszkodzić, nie? Polałem odrobinę kutasa. A przynajmniej tak mi się wydawało, że odrobinę.


Mniej więcej trzy minuty później, kiedy przestałem wrzeszczeć i kurwić swoją głupotę, a po moim fiucie spłynęło 200 litrów zimnej wody, odważyłem się spojrzeć na niego po raz drugi. Kutas wyglądał naprawdę niecodziennie. Był miejscami czerwony, miejscowo fioletowy i miał jakieś dziwne krwawe wybroczyny.


– O kurwa! O KURWA, KURWA, KURWA!


– Wszystko ok?


– Jasne! – odkrzyknąłem. – Po prostu miałem taki orgazm, że jeszcze mnie telepie!


8454177728_4259b2f894_b Photo by 雞毛/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 10, 2014 02:30

September 5, 2014

Szczęścia nie ma. Nie wierzysz mi? Zaraz ci to wytłumaczę.

Moskwa.Zima. Śnieg. Chłopczyk systematycznie, niczym automat napierdala śnieżkami w okna. Tłucze w końcu szybę, wybiega stróż i zaczyna wrednego gówniarza gonić. Stróż goni, dziecko ucieka i myśli: po chuj mi te śnieżki, po chuj mi te okna, po chuj mi ten image wrednego, małego skurwysyna. Dla kogo ja się tak popisuję? Ech, byłbym szczęśliwy leżąc sobie w domu na kanapie, herbatą i czytając książkę mego ulubionego pisarza – Ernesta Hemingwaya.


Hawana. Ernest siedzi w ogromnej willi, wali wściekły w maszynę i myśli: po chuj mi to wszystko! Po chuj mi ten image twardego skurwysyna, po chuj mi ta literatura, po chuj mi ta Kuba, trzcina cukrowa i upał.


Ech, byłbym szczęśliwy siedząc ze swoim przyjacielem Andre Maurois w Paryżu. Wzięlibyśmy butelkę rumu, dwie ładne dziwki, porozmawiali o życiu, pośmiali się trochę. Świat od razu nabrałby barw.



Paryż. Andre Maurois leży w sypialni na ogromnym łożu i rżnie leniwie od tyłu piękną dziwkę, równie znudzoną jak on sam. Nie przerywając swojej czynności, sięga na nocny stolik po szklankę rumu i opróżnia ją do połowy jednym haustem. Połowę przełyka, drugą wypluwa na jędrne cycki dziwki. Zaczyna z jednego cycka zlizywać rum a jednocześnie myśli: po co mi ten Paryż, ci głupi mieszczańscy Francuzi ze swoimi domami, urzędniczymi karierami i kompleksami małych fiutów. Po co mi te kobiety, które nawet rżną się jakby za karę. Mógłbym być w Moskwie, gdzie mróz, śnieg, siedzieć u mego przyjaciela, Andrieja Płatonowa, przy szklance wódki i dyskutować o sensie życia. Tak wtedy byłbym szczęśliwy!


Moskwa… Zima… Śnieg… Andriej Płatonow… W czapce uszance… W walonkach… Z miotłą… Goni małego chłopca i myśli.


- Kurwa!!! Jak dogonię, to zajebię gnoja!!!


To stara historia, którą znalazłem w sieci i przerobiłem, ale zdradza jedną ludzką emocję wspólną dla wszystkich niezaleznie od narodowości: wszędzie dobrze gdzie nas nie ma prawda? Cały czas musimy porównywać, tęsknić i dręczyć się, bo wszystko jest nie tak jak miało być prawda? Inaczej to sobie wyobrażałaś/wyobrażałeś.


Co niby sprawi, że staniesz się szczęśliwy, szczęśliwa?


Pieniądze? Wyższa pensja? Dwa razy więcej niż zarabiasz teraz? Trzy razy? Pięć razy? A może wygrana w Lotto? Seks? Trójkąt? Miley Cyrus? Kate Upton? Cztery klęczące przed tobą dziesiątki? A może wolisz facetów?


Jedzenie?


Wiem! Podróże! (większość osób jak się je zapyta co zrobią gdy wygrają w Lotto, mówi kupię sobie dom, samochód i będę podróżować. W rzeczywistości pieniądze nie załatwią żadnych ich problemów, po prostu szybko wszystko wydadzą).


I


Pamiętam moment gdy naprawdę atrakcyjna brunetka o włosach kończących się w połowie pleców i brązowych oczach klęcząc przede mną pracowała bardzo usilnie ustami starając się mnie zadowolić a ja byłem nieszczęśliwy.


Chwilę później doszedłem w jej ustach. Przez mniej więcej trzy sekundy trzymając ją mocno za włosy poczułem coś. Czy było to szczęście?


Pamiętam jak siedziałem w gwiazdkowej restauracji we Francji, gdzie doskonale wyedukowany kelner przynosił mi do stolika miniaturowe działa sztuki, które rozpadając się na kawałki w moich ustach dostarczały mi smaków, jakich jeszcze nie znałem.


Czy było to szczęście?


Nie mylmy przyjemności ze szczęściem.



Dobry seks to po prostu dobry seks. Dobre jedzenie to dobre jedzenie. A podróże owszem kształcą, (ale tylko jeśli chcesz aby cię kształciły, bo siedzieć w basenie możesz wszędzie).


II


Był sobie młody muzyk. Gitarzysta. Razem z kumplami miał nagrać pierwszą płytę. Tuż przed rozpoczęciem sesji koledzy wyrzucili go z zespołu, bo za dużo pił. Oni też dużo pili, ale on pił ich zdaniem za dużo. Młody muzyk się wkurwił. Założył własną kapelę w której już nie tylko grał, ale i śpiewał.


Kapela stworzona na wkurwie i na przekór okazała się wielkim sukcesem. Sprzedała na całym świecie 50 mln płyt. Młody muzyk, stawał się coraz starszym muzykiem występował na największych scenach świata, był sławny, kobiety same wchodziły mu do łóżka.


Ten człowiek nazywa się David Scott Mustaine a jego zespół to Megadeth. Mustaine cały czas jednak rozpamiętywał jak koledzy wyrzucili go z pierwszego zespołu. Odniósł niewiarygodny sukces a gryzł się wydarzeniem sprzed lat.Ciążyło mu to. Nie był w stanie docenić w pełni tego co osiągnął, bo cały czas rozpamiętywał co by było gdyby. Ten pierwszy zespół, z którego wyrzucono Mustaine’a nazywa się Metallica I sprzedał ponad 120 mln. płyt na całym świecie.


Przestań rozpamiętywać przeszłość. To nic nie daje.



Twoi rodzice cię nie kochali? Chuj z tym. Nie kochali cię i tyle. Nic z tym już nie zrobisz. Twój facet cię rzucił i jest z inną? Rzucił cię, pozamiatane. Trzeba żyć przyszłością a nie przeszłością.


III


Mam kumpla, który raz na miesiąc idzie do łazienki i rzyga do muszli, bo nienawidzi swojej pracy. Znam ludzi, którzy mówią: dlaczego mam pracować za takie pieniądze? Zgłupiałeś? Nie, nie zgłupiałem.


Postaraj się znaleźć w tym co robisz radość, albo weź zacznij robić coś innego.



Inaczej unieszczęśliwiasz siebie i wszystkich tych, którzy cię otaczają.


IV


Pamiętam jak dwa lata temu obudziłem się po operacji, wziąłem do ręki telefon spojrzałem na swoją opuchniętą twarz i poczułem się szczęśliwy. Bo się obudziłem.Pamiętam jak później właściwie płacząc z bólu trzymałem w ustach kawałek gąbki i czułem się szczęśliwy. Bo żyłem.


Znaj proporcje między tym co jest ważne a nieistotne



Większość twoich problemów jest w rzeczywistości banalna, głupia i bez znaczenia w zestawieniu z faktem, że w każdej sekundzie kiedy czytasz ten tekst umierasz.



Nie znam recepty na to jak sprawić aby być szczęśliwym. Mogę ci jednak zdradzić jak doszedłem do tych przemyśleń, które podałem wyżej. Zacząłem zadawać sobie proste pytania. Czego się boję? Co potrafię? Czego chcę? Co chciałbym osiągnąć? Co mi sprawia satysfakcję? Na kim mi zależy?


Doszedłem wtedy do wniosku, że nie szukam szczęścia. Szukam balansu. Kiedyś pozwalałem się rozpraszać przez drobne rzeczy bez znaczenia (chodzi o miliony pierdół, bo ktoś coś powiedział, był korek na mieście, bo coś się zepsuło, bo mam kaca, bo za dużo wydałem, bo coś z samochodem jest nie tak), teraz odsiewam od siebie brud i drobiazgi.


Mam swoje cele.


Chcę tworzyć.


Chcę żyć. A nie opowiadać, że jest mi źle.


Żyję.


9516554961_94e7dc30ca_b Photo by anggarfer/CC Flickr.com


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 05, 2014 05:57

August 28, 2014

Najmilszy człowiek na świecie vol. 2

Mniej więcej 150 km od granicy dzielącej mnie od ukochanego kraju zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie warto zatankować po niemieckiej stronie, co ma zaletę, że ma się paliwo i wadę że ma się drogie paliwo.


Wskazania licznika i pośpieszna kalkulacja dowodziła tezy, że do granicy wachy akurat starczy. A później hmm chyba krzynę za bardzo wciskałem pedał gazu bo pojawiła się kontrolka rezerwy.


I tak sobie jechałem, jechałem, jechałem i zapamiętajcie drogie dzieci, że stacje benzynowe w byłym DDR to dobro rzadkie i na tyle rzadkie, że żadnej znaleźć nie mogłem a wskaźnik paliwa mówił do mnie: błagaj o litość skurwysynu.


Wyłączyłem klimatyzację, włączyłem drugi raz w życiu przycisk jazdy ekonomicznej, samochód się zdziwił a ja postanowiłem zjechać na najbliższym zjedzie z autostrady, bo według moich szacunków zostało mi paliwa na jakieś 30 km i to pod warunkiem, że pojadę niezwykle ostrożnie.


15 km dalej nie było zjazdu a mi humor nieco opadł, w przeciwieństwie do Olgi, której poprawiał się z każdą chwilą, opowiadała też bardzo barwnie o technikach pchania auta co w tym przypadku jest absolutną nieprawdą, bo gdy zatrzymasz się na autostradzie to cię holują i tyle, żebyś nie zagracał drogi.


Po mniej więcej 20 km był zjazd! No dosłownie poczułem się jak Forrest Gump, który dostał pudełko czekoladek.


Jadę dalej a to wieś niemiecka, post DDR –owska, dookoła psy dupami szczekają. Odpaliliśmy więc mapy Googla, mapy powiedziały że najbliższa stacja benzynowa jest za kilometrów siedem.


Jadę według wskazań, w pewnym momencie telefon stracił zasięg a kiedy go odzyskał to mapy mówiły już, że najbliższa stacja jest za 21 km.


Bardzo optymistycznie prawda?


Zatrzymałem się więc przed jakąś chałupą i postanowiłem udać się po prośbie pośród miejscowych gospodarzy.


Otworzyła mi kobieta, wysłuchała mojej barwnej opowieści, w której grzecznie zaproponowałem odkupienie dwóch litrów paliwa po czym odpowiedziała, że po pierwsze primo to nie ma kanistra, a po drugie primo: benzyna czy diesel?


Na odpowiedź: „benzyna” posmutniała i pokręciła przecząco głową, stwierdzając, że wszyscy dookoła tu na dieslu lecą łącznie z jej kolegą rolnikiem po drugiej stronie ulicy, który również używa do napędu maszyn rolniczych diesla, a poza tym jest godzina 20 więc kolega śpi.


- Gdybyśmy mieli dzieci i byli tutaj z nimi przegryzłabym Ci tętnicę u szyi i wsadziła do baku – zapowiedziała Olga złowieszczo. 


Do samochodu wracałem krokiem statecznym, oszczędzając stopy, które za chwilę miała czekać dłuższa przechadzka. gdy wtem zatrzymał się obok nas samochód, wysiadł z niego Niemiec i zapytał czy coś się nie stało i czy może w czymś pomóc.


Następnie doradził, że do stacji w Angermünde jest skrót, co oznacza, że jechać trzeba tylko 7 km w prawo, później lewo później dwa razy w prawo i raz lewą nogą za prawe ucho a dalej to już nie słuchałem bo się pogubiłem.


Pan spojrzał na moją tępą gębę i sam z własnej woli zaproponował, że pojedzie przodem bo a nóż się uda dojechać.


I muszę przyznać, że prawie, no prawie się nawróciłem wznosząc modły do kilku Bogów a Olga regularnie syczała niczym żmija .


I tak jedziemy kilometr, dwa, trzy, silnik ciągnie, ja się pocę.


- Dasz mu koniak, ten który trzymasz w bagażniku – zaordynowała.


Samochód pokonał wzniesienie z prędkością 30 km na godzinę, bo bałem się docisnąć pedał gazu.


- Jak będzie chciał żebyś zrobił mu laskę, to też się zgodzisz – dodała.


ALE DOJECHALIŚMY.


Ba, Shell był otwarty!


W prezencie wręczyłem panu francuski koniak za złotych polskich 300, który miałem obalić z kolegami (chłopaki wybaczcie).


Pan okazał się lekarzem, który kempingował sobie w okolicy (Olga stwierdziła, że mimo lat mniej więcej 50 wyglądał niezwykle pociągająco) a na dodatek świetnie mówił po angielsku.


Wracałem stamtąd z bananem na ustach, pełen wiary w człowieka choć ciągle Niemcom nie wybaczyłem 1939 r. i okupacji.


Aha – Olga jak jechała po polskiej autostradzie to zaczęła się skarżyć, że jej kierowcy TIR-ów mrugają i nie chciała zaakceptować wytłumaczenia, że widać na jej widok poczuli wolę Bożą i zapragnęli zadzierzgnąć bliskie więzy.


Później jednak jak zmieniliśmy się na stacji benzynowej TIRowiec zamrugał i mi. a ponieważ od razu uznałem, że raczej nie jest gejem więc po prostu zerknąłem na deskę rozdzielczą i wyłączyłem długie.


A jak wasze wakacje kotki?


10139377723_f60a1cd5dd_b Photo by torbakhopper/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 28, 2014 12:59

August 27, 2014

Najmilszy człowiek na świecie vol 1

Ta podróż wcale nie zaczęła się źle od początku, tylko mniej więcej od jednej trzeciej. Jechałem, jechałem, jechałem i w pewnym momencie komputer pokładowy do mnie przemówił i od razu wiedziałem, że będzie źle bo on jak się już wyświetla to zawsze będzie jakiś kłopot. 


Przypomina to sytuację, gdy koleżanka przekonała znajomego geja Kurę aby po raz pierwszy poszedł na depilację woskiem, bo to wcale nie będzie bolało. I poszedł. 


Komunikat głosił: „check tyre pressure.”


No to pomyślałem, że widać dawno kół nie dopompowałem to zeszło nie? Podjechałem więc na stację benzynową w Belgii, a później jeszcze we Francji bo komunikat nie chciał zniknąć.


Wsiadł do środka kumpel doktor habilitowany informatyki i zrestartował mi komputer pokładowy. Zrobił to w bardzo prosty sposób – przeczytał instrukcję obsługi samochodu, która trzymałem w schowku.


Jakoś mi się nie udało do tej pory, a wszystkich tych którzy chcą we mnie rzucać mięsem zapytam: a wy przeczytaliście instrukcję obsługi swojego samochodu? No, właśnie.


Kontrolka zniknęła pojechałem dalej.


Następnego dnia zwiedzałem urokliwe normandzkie miasteczko Sourdeval, które jak to urokliwe miasteczka mają w zwyczaju ma kościół, rynek, piekarnię i coś tam jeszcze. Samochód zaparkowałem na tymże rynku i poszedłem oglądać sobie miasteczko.


Wracam i patrzę z oddali i czuję jak mi brwi pod linię włosów podchodzą bo w miejscu gdzie zaparkowałem mojego samochodu nie ma.


Oczywiście pomyślałem, że jakiś francuski apasz mi go zajebał ale nie. Stał 50 metrów dalej zaparkowany tyłem na dwóch słupkach.


Więc pamiętajcie drogie dzieci aby zaciągać ręczny DO KOŃCA dobrze? Mnie brak tej świadomości kosztował efektowne wgięcie w zderzaku.


Popadłem w skrajną depresję (nie dlatego że walnąłem w zderzak, od czegoś do nędzy płace to ubezpieczenie, tylko z powodu własnej głupoty), która trwała mniej więcej do następnego dnia rano gdy jadąc odwiedzać kolejne urokliwe miasteczko wyświetlił mi się komunikat „check tyre pressure”.


Pomyślałem, bo myślę raczej zwięźle: i chuj, pomyślę o tym jutro. I jechałem sobie bardzo spokojnie drogą podziwiając widoki, gdy ktoś w czerwonej ciężarówce zaczął na mnie trąbić w celu wyprzedzenia.


Będąc uprzejmym człowiekiem zjechałem kulturalnie na bok i to był przyznaję po czasie błąd. Pan dodał gazu, ryknął soczyście i wyprzedzając mnie… urwał mi lusterko i wrzucił mnie do rowu. 


Nie chciał przy tym zauważyć swego czynu i oddalił się pospiesznie nieustająco przyspieszając. Prawdopodobnie goniły go wyrzuty sumienia.


Owszem wpadł mi do głowy pomysł aby dogonić skurwysyna i spuścić mu wpierdol, ale po pierwsze postanowiłem sobie, że nie będę się denerwował a po drugie jak już przycisnąłem pedał gazu to drogę zablokował mi majestatycznie jadący citroen c5 a mi zapał opadł.


Polecam taśmę z samochodowej apteczki, na taśmie lusterko trzymało się całkiem nieźle. Później wzmocniłem je jeszcze dodatkowo srebrną taśmą klejąca i było prawie dobrze. Wyglądałem na tyle groźnie, że kierowcy teraz sami mi ustępowali drogi.


Znalazłem serwis Hondy w Caen i kosztem jedynych 500 euro obinstalowano mi raptem tydzień później (czekanie na części) nowe lusterko.


Przy okazji pan serwisant wyjął z lewej przedniej opony pokaźny ot trzy centymetrowy gwóźdź. Zapytał czy chcę go na pamiątkę, ale nie chciałem.


No i wracałem sobie spokojnie do kraju z dalekiej wycieczki dumając nad wysokością składki ubezpieczeniowej w przyszłym roku, gdy Olga za kierownicą zjechała o 100 metrów za wcześnie z autostrady.


Zdarzają się większe nieszczęścia, niemiecka prowincja bywa przepiękna, nawigacja błyskawicznie wyprowadziła nas z powrotem na autostradę, jedziemy sobie dłuższą chwilę, patrzę dookoła i w końcu zapytałem to co cisnęło mi się na usta: Olga?


- Tak?


- A dlaczego tak tu pusto?


- Bo nikt nie jedzie?


- A dlaczego my jesteśmy jedyni na tej drodze? – drążyłem dalej temat.


- Może mają jakieś lokalne święto? Albo obiad jedzą? Niedziela jest nie marudź – fuknęła.


Po chwili było ograniczenie do 110, później do 70, do 40 a później był już niemiecki cieć, który z otwartymi oczami jak półmiski mojej matki w czasie świąt Bożego Narodzenia oznajmił nam, że droga jest zamknięta i w budowie i że on nie wie jak my na nią wjechaliśmy ale mamy się oddalić bardzo pośpiesznie.


Na pytanie jak mamy to zrobić, padła błyskotliwa odpowiedź: zurück. No więc odkręciliśmy zurück, zignorowaliśmy błagalne jęki nawigacji o powrocie w to samo miejsce i przy pomocy mapy papierowej szparko ruszyliśmy w kierunku na Drezno.


CDN


 


 


 


IMG_0020 Photo by Guillaume P. Boppe a Creative Commons license


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 27, 2014 12:48

August 25, 2014

Porno

- Niemieckie pornosy ponad wszystko! – ogłosił Marian.


- Ty znowu swoje? – Gustaw popatrzył z niesmakiem.


- A co masz do amerykańskich? – zapytałem.


- Są niewiarygodne.


- W jakim sensie?


- Jakbym maraton oglądał. Poza tym są często akcje w pupę, a ja nie lubię w pupę.


- Dziwne dopiero by było gdybyś lubił.


- Ja lubię – stwierdził niespodziewanie Krzysiek.


- Tobie i tak żadna nie da – machnął ręką Gustaw.


Zapadła cisza.


- Za to aktorki są atletyczne. Nie to co te gerdy niemieckie – podtrzymał temat JO.


- Pompowane silikonem dinozaury – prychnął Marian. – Teraz pornosy, to nie pornosy są tylko jakieś techno imprezy. Wchodzi hydraulik, widzi jakąś przechodzoną nafaszerowaną plastkiem pindę z tipsami, która mu od razu od progu robi loda. Później on ją liże, on piłuje ją, lecą w pupę. Mechanika, wyścig, popis napompowanych expanderami pał, brak owłosienia i obowiązkowy strzał na buzię.


- To w niemieckich tak nie było?


- Zdarzało się – patrzył z wyższością Marian – ale tam była też radość z seksu i naturalizm. Poza tym tam były niedomówienia i gra wyobraźni.


- Jakiej wyobraźni?


- Stary spróbuj dostrzec coś na szóstej kopii VHS odtwarzanej na analogowym telewizorze. Przy zbliżeniach to tam tylko szum i piksele występowały. A teraz HD tak, że każdego pryszcza na dupie możesz policzyć.


- To oni nie robili tego dla pieniędzy?


- Co wy wiecie o solidnym kinie – wzrok Mariana przyprawiał o dreszcze.


- A ty byś pewnie lepszy scenariusz zrobił?


- Scenariusz? Bacz na słowa. Teraz nie ma w pornosach scenariusza, teraz to jest jedynie wyexponowanie golizny i tartak 24 godzinny. NUUUDA.


- Tak?


- Wyobraźcie sobie, że dwoje nieznajomych, chłopak i dziewczyna, zwykli ludzie, jadą pociągiem, z Tczewa do Władysławowa. Najpierw na siebie dyskretnie spoglądają, w końcu on ją zagaduje, użycza chusteczkę do nosa, przedstawiają się sobie wzajemnie, czują do siebie coś głębszego, wysiadają we Władysławowie, idą nad morze za ręce i już.


- Co już?


- No już normalnie, tartak.


- A jak u nich z owłosieniem?


- No jest oczywiście!


- Przecież to jakby trochę niehigieniczne.


- Pedały – stwierdził Marian i się ulotnił.


- A Ty Marlenka co sądzisz? – zapytał JO.


- Porno to sposób na wykorzystanie i upokorzenie kobiet – stwierdziła z niesmakiem Marlenka.


- Wykorzystani i upokorzeni to są jedynie faceci, którzy tam grają. A nie słyszałem żeby ktokolwiek ujmował się w ich interesie – stwierdził JO.


-????


- Cały czas przyjmują środki na erekcję. Bo w trakcie jednego dnia zdjęciowego musi mu stanąć i z osiem razy. Spuścić się nie mogą kiedy chcą tylko cały czas na żądanie. I jeszcze zarabiają trzy razy mniej niż ich koleżanki po fachu. A to one niby są wykorzystywane!!! Co Ty na to Czarny?


- Moim zdaniem nie ma pociągu z Tczewa do Władysławowa.


1513552113_a9d08b9bfc_o


Photo by Alessandro Capurso a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 25, 2014 15:01

August 22, 2014

Friends

- Nie mogłabym się umawiać z facetem 10 lat młodszym – stwierdziła Olga.


- Wyobraź sobie że masz 90 lat.


- A on 80. Niby wtedy różnica wieku przestaje być tak istotna?


- Nie o to chodzi. Mając 90 dych zastanawiałabyś się jak to jest chodzić z 25 latkiem.


- Firends!


- Pamiętasz to jeszcze? – zdziwiłem się.


- Jasne. Pierwszy serial.  Przed epoką serialową. Oglądałam to na 15 calowym monitorze z kineskopem mieszkając w bloku z wielkiej płyty na Bródnie. Po każdym odcinku gadaliśmy o tym ze znajomymi na ircu. Jeszcze nawet dobrze internetu nie było. Trzeba było się łączyć przez dostępowy do TPsy.  Ależ mi się podobała Jenifer Aniston! Znajdź mi kobietę, która nie chciała być obcięta jak ona!


Przypomnieliśmy sobie przez moment czasy tysiąc butelek wina temu gdy byliśmy młodsi, głupsi, mniej cyniczni, ale za to bardziej beztroscy.  


- A po co ci było to malowanie? – zapytała wreszcie. 


- Zadzwoniłem do ojca.


- ???


- Powiedziałem mu, że pomalowałem kuchnię.


- A on co na to?


- Zapytał czego się nauczyłem. To odpowiedziałem, że tego, że nie należy oszczędzać na wałkach bo słabymi maluje się dłużej. I że zanim weźmiesz się za wałek trzeba pędzlem pojechać po rogach


- I?


- Odpowiedział, że najlepsze wałki są niepuszyste, wiesz takie lekko twarde. Aha i mówił jeszcze, że dobrze jest nowy wałek delikatnie obrobić papierem ściernym zanim zaczniesz malować.


- Aha.


- I że wygrałem zakład.


- Założyłeś się z ojcem, że pomalujesz kuchnię???


- On się zakładał, że nie pomaluję.


- A o ile?


- Standardowo o 2 zeta – wzruszyłem ramionami.


- 2 zeta?


- Równowartość najtańszego piwa.


- I uważasz, że było warto?


- No pewnie, że tak.


4078110935_5ea4435161_b


Photo by Álvaro Hernández a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 22, 2014 13:00

August 21, 2014

Malowanie

- Czarny, ja wiem że masz teraz urlop ale co byś powiedział gdybyś przyszedł na dwa dni do pracy a później sobie to odebrał?


- Powiedziałbym spierdalaj Gustaw.


- A co robisz? – zainteresował się.


- Maluję.


- Jak Cézanne czy jak Kandinsky?


- Jak ekipa remontowa Jarek i Franek spółka z ograniczoną odpowiedzialnością


- Aha. A po co?


- Urlop mam. Mogę robić co chcę.


- To co przyjdziesz?


- NIE! Chyba, że mi zgodnie z kodeksem pracy zwrócisz koszty malowania. Tylko bierz pod uwagę, że sypialnię też chce pomalować.


- Eeee aż tak bardzo to mi nie zależy.


—-


- Coś pilnego Olga? Jakaś sprawa wagi życia albo śmierci?


- Może byśmy do kina poszli co?


- Nie dzięki. Maluję.


- Co robisz?


- Maluję.


- Po co?


- Bo tak.


- A co Ci się w poprzednim kolorze nie podobało?


- Kuchnię trzeba co trzy lata przemalować. Brudzi się.


- To może u mnie byś przedpokój pomalował co?


Odłożyłem słuchawkę.


—-


- Chodź Czarny na piwo.


- Nie. Kurwa. Maluję.


- Dobra to ja przyjdę do Ciebie.


Ufo przyszedł po godzinie z torbą pełną puszek Guinessa.


- A po co Ci to? – zainteresował się.


- Bo taki mam męski etos. Zadowolony?


 Ufo siorbnął piwa.


- Używasz kosmetyków Clarinsa, które kradniesz pięciogwiazdkowych hoteli i nie stać cię na  dwóch wysoko wyspecjalizowanych wafli z wąsem i pędzlem?


- Dolej wody do farby i zamieszaj.


- Nie chcę, jeszcze się pobrudzę – powiedział Ufo ale widząc moją minę wziął się do wlewania wody do puszki.


- Ale wiesz, że w ten sposób zmniejszasz PKB i przyczyniasz się do pogorszenia stanu narodowej gospodarki? – zapytał.


- Masz taśmę. Zabezpieczaj 


- Gdybyś wynajął takiego Franka z ekipa to on by to zrobił w dwa dni. Owszem orżnąłby Cię przy tym, przełożyłby termin cztery razy, wkurwił cię z osiem ale miałbyś dwa dni wolnego. No nie rób kurwa takiej miny ala Gerlat z Rivii!


- Pominąłeś tam przy lodówce – zauważyłem sucho. – Poza tym oni i tak robią w szarej strefie.


- To akurat nie ma znaczenia. Bo on za ciężko zarobione pieniądze wsparłby nasz handel i przemysł spirytusowy. Klasa robotnicza czyli oni potrzebuje takiego frajera jak ty.  Ty masz rżnąć biednych konsumentów i wielkie firmy, oni mają rżnąć ciebie. Tak to się kręci. A Ty mój drogi wetknąłeś kij w szprychy dobrze rozpędzonego mechanizmu kapitalistycznej gospodarki. Nie wstyd ci?


- Nie. Tam masz wałek.


7333719522_b5756de79d_z Photo by Paolo Rally  a Creative Commons license


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 21, 2014 13:00

August 20, 2014

Piękna czy bogata?

- I jak było u rodziców?


- A weź spierdalaj – Marian wyglądał jakby weekend spędził pod celą w Sztumie, unikając schylania się po mydło.  – Siedliśmy. Ciasto. Kawa, herbata. Jak w pracy? Co u was? Myślę zniosę to jakoś nie? Zawszę znoszę. Ojciec nalewa sobie koniaku, spogląda na Weronikę i patrząc jej prosto w oczy mówi: kobita to musi być bogata.  Ładna nie musi być, to już się znajdzie na mieście…


-  Ała.


- W sumie to ma rację – Marian zarechotał przypominając sobie jaką minę zrobiła jego żona. – Później matka opowiadała, jak było na spotkaniu z okazji 40 lecia ukończenia medycyny.  No i spotkała koleżankę. Kulawą.


- Takie pseudo?


- Nie, zwyczajnie kulawa jest. W dzieciństwie miała jakieś problemy. Kulawa jest z kolei obrzydliwie bogata. Mąż nawigator zarobki 20 tysia ojro na miesiąc, ona kupę kapusty zarabia. Wynajmuje domy, mieszkania, imaginuj ma gabinet urządzony za milion zł. Jeden problem – dzieci nie mają.


Jak sobie popiły to żałowała że kiedyś w kłótni wywrzeszczała mężowi, że jest bezpłodny od tych fal radiowych. Bo tak to by sobie coś na boku zmajstrowała i wkręciła go, że to jego. I wkurwiona na swojego nawigatora jest bo nie zgodził się na adopcję. Teraz pracują a i tak nie mają majątku komu zostawić. I wiesz co powiedziała jej moja matka?


- No?


- Żeby mnie adoptowała.


- LOL. W pieluchy już w sumie nie robisz.


- Też prawda.


- To czemu taki zmarnowany?


- Bo, później chlaliśmy z ojcem ten koniak do pierwszej nad ranem. I mi mówił, że teraz żałuje, że się nie zabrał za Kulawą, ale matka mu się bardziej spodobała.


3523121750_b0a0398d00_o


Photo by Alexander a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 20, 2014 13:00

August 19, 2014

Maskara

- Halo? – Marian odebrał, dzwoniła żona.


- Marian! Kupisz mi maskarę, ja nie mam czasu!! – rozwrzeszczała się znienacka słuchawka Mariana.


Marian z obrzydzeniem, jakby tarantulę trzymał za odwłok, odsunął od ucha telefon, na jakieś 10 cm i słuchał dalej.


- Pójdziesz do Douglasa i mi kupisz coś fajnego, ma pogrubiać i podkręcać rzęsy, aha i szczotka a być wygięta!!


Perła potu zalśniła na czole Mariana, zaraz obok błękitnej żyłki, która pojawiła się nie wiadomo skąd.


- Sama se nie możesz kupić??! – odwrzasnął.


- NIE… MAM… CZASU!! – zaryczała słuchawka – A… TY… MASZ… BLISKOOOOO… – zaryczała i zasapała.


- Już dobra, dobra – pojednawczo zniżył ton Marian – To weź mi napisz smsa dokładnie co mam kupić, bo wiesz, że się nie znam.


Połączenie momentalnie zrobiło over.


Zapadła cisza.


Nim ktoś ją przerwał przyszedł sms.


- No co się gapicie? – zapytał Marian – Luzik, jak zawsze się nie wyrabia z niczym, a ja muszę ratować sytuację.


- To se nie może przez internet jak każda normalna kobita zamówić? – zapytał JO.


- Nie. Woli sama kupować.


- Przez ciebie?


- Lepiej przeze mnie niż przez internet – wyszczerzył się Marian.


Marian wylazł z pracy. Do Douglasa w Złotej Teresie jak na jego gust było o 100 metrów za daleko. Przeczytał sms: Givenchy, Phenomen’Eyes Mascara.


- Pieprzyć Douglasa, zresztą na jasny chuj mnie wysyła, idę do Rossmana, czym się jedna jebana maskara od drugiej różni, ceną i metką co najwyżej – postanowił.


Wszedł i nie opierdalając się w ogóle podszedł do sprzedawczyni perfum, pudrów i tuszów do rzęs i patrząc prosto w oczy zaczął:


- Dzień dobry, potrzebuję pomocy, potrzebuję maskary – zastygł.


- Jakiej? – padło pytanie uzupełniające.


- No wie Pani, takiej dla kobiety, do brwi…


- Rzęs chyba?


- To nie to samo?


- Nie, jak Pan chce maskarę to do rzęs. Ma wydłużać, pogrubiać?


- Nie wiem – Marian bezradnie rozłożył ręce.  -Ma być pokręcona, jak ta idiotka.


- ??


- Nie prosta, pofalowana, ta szczoteczka – wydusił.


Sprzedawczyni była młoda, miała ciemne odrosty pod blond fryzurą i różowe paznokcie ale i tak Marian chciwie patrzył na jej tyłek gdy schylała się na dolną półkę.


Już zaczynał nawet puszczać wodze fantazji. Nic szczególnie wyrafinowanego. Szybka laska w samochodzie załatwiłaby sprawę.


- To powinno być to – nieświadoma ciężkiej pracy językiem sprzedawczyni podniosła się, rozkręciła maskarę, fakt, szczotka była czarna i pofalowana, zołza powinna być zadowolona.


- A ile to w ogóle kosztuje? – zapytał jeszcze.


- 10zł.


Marian był wniebowzięty, miał jakieś mgliste pojęcie, że kwoty przeznaczane przez starą na kosmetyki nie są aż tak żenująco niskie, ale jak raz solidnie spieprzy, to może i ona się od niego na dobre odpieprzy.


Zadzwonił telefon. Odebrał.


- Gdzie jesteś?


- W Ro… w sklepie.


- W Douglasie?


- Tak, tak…


- I co wybrałeś?


- Piękna maskara, Loo-ve-ly – przeczytał.


- Jaja sobie ze mnie robisz? – wrzasnęła słuchawka.


- No nie, pani poleciła, podobno supermarka.


- Czy ja mówię po estońsku????? Wyrzuć to gówno do śmietnika, idź do Douglasa i kup mi to co Ci pisałam!!!,


Obok stał ochroniarz, taki starszy, szerszy w barach, siwawy, brązowe oczy, zapytał:


- Co tam? Żona zła? Dobrej maskary Pan potrzebuje? Dobrze słyszałem?


Marian przeklął w duchu swój zasmarkany smarkfon.


- Nooo… tak…


- To co za problem?


Ruszył wzdłuż półek pieszczotliwie gładząc produkty opuszkami lewej ręki.


Marian się zaniepokoił, pedał, czy co?


Ochroniarz jak po sznurku podszedł do L’Oreala i sięgnął po jeden produkt, podał Marianowi.


- To powinno być to.


- Dobre to jest? – zapytał, rzucił okiem na cenę, jakieś 80zeta, więc zaczęło mu się wydawać, że może i dobre, wolałby przepić tą kasę, ale trudno.


- L’Oreal to panie produkuje i dla Lancome i dla Guerlaina i dla innych.


Marian zbaraniał, bo skąd niby dorosły chłop ma takie rzeczy wiedzieć?


Patrzył z niedowierzaniem na ochroniarza, na plakietce dodatkowo miał napis – szef.


- Co pan tak patrzy? Aktorem jestem, drugoplanowym, to się znam.


Pół godziny później w domu.


- Kupiłeś?


Marian podał opakowanie.


- Co to jest? – warknęła.


- No maskara.


- Co to za gówno? Dlaczego nie kupiłeś tego o co prosiłam???


- A co za różnica? – zdziwił się Marian. -Jedno maskara, drugie maskara. Dobra jest w sklepie mi mówili.


- Debil!!! – wrzasnęła.


Manifestacyjnie otworzyła drzwi szafki, jej ręka wsunęła się do środka, usłyszał pacnięcie, po którym się skrzywił. Maskara wylądowała koło zgniłego pomidora i kartonu po mleku.


Ta sama ręka, która dokonała egzekucji maskary, wyprostowała palec wskazujący i pokazała drzwi.


Wkurwiony Marian spojrzał na jej twarz, po czym doszedł do wniosku, że nie ma sensu kłócić się z wariatką i sięgnął po kluczyki od samochodu.


5194030824_aea554f284_b Photo by stenz a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 19, 2014 13:00

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.