Piotr C.'s Blog, page 28
August 20, 2014
Piękna czy bogata?
- I jak było u rodziców?
- A weź spierdalaj – Marian wyglądał jakby weekend spędził pod celą w Sztumie, unikając schylania się po mydło. – Siedliśmy. Ciasto. Kawa, herbata. Jak w pracy? Co u was? Myślę zniosę to jakoś nie? Zawszę znoszę. Ojciec nalewa sobie koniaku, spogląda na Weronikę i patrząc jej prosto w oczy mówi: kobita to musi być bogata. Ładna nie musi być, to już się znajdzie na mieście…
- Ała.
- W sumie to ma rację – Marian zarechotał przypominając sobie jaką minę zrobiła jego żona. – Później matka opowiadała, jak było na spotkaniu z okazji 40 lecia ukończenia medycyny. No i spotkała koleżankę. Kulawą.
- Takie pseudo?
- Nie, zwyczajnie kulawa jest. W dzieciństwie miała jakieś problemy. Kulawa jest z kolei obrzydliwie bogata. Mąż nawigator zarobki 20 tysia ojro na miesiąc, ona kupę kapusty zarabia. Wynajmuje domy, mieszkania, imaginuj ma gabinet urządzony za milion zł. Jeden problem – dzieci nie mają.
Jak sobie popiły to żałowała że kiedyś w kłótni wywrzeszczała mężowi, że jest bezpłodny od tych fal radiowych. Bo tak to by sobie coś na boku zmajstrowała i wkręciła go, że to jego. I wkurwiona na swojego nawigatora jest bo nie zgodził się na adopcję. Teraz pracują a i tak nie mają majątku komu zostawić. I wiesz co powiedziała jej moja matka?
- No?
- Żeby mnie adoptowała.
- LOL. W pieluchy już w sumie nie robisz.
- Też prawda.
- To czemu taki zmarnowany?
- Bo, później chlaliśmy z ojcem ten koniak do pierwszej nad ranem. I mi mówił, że teraz żałuje, że się nie zabrał za Kulawą, ale matka mu się bardziej spodobała.
Photo by Alexander a Creative Commons license
August 19, 2014
Maskara
- Halo? – Marian odebrał, dzwoniła żona.
- Marian! Kupisz mi maskarę, ja nie mam czasu!! – rozwrzeszczała się znienacka słuchawka Mariana.
Marian z obrzydzeniem, jakby tarantulę trzymał za odwłok, odsunął od ucha telefon, na jakieś 10 cm i słuchał dalej.
- Pójdziesz do Douglasa i mi kupisz coś fajnego, ma pogrubiać i podkręcać rzęsy, aha i szczotka a być wygięta!!
Perła potu zalśniła na czole Mariana, zaraz obok błękitnej żyłki, która pojawiła się nie wiadomo skąd.
- Sama se nie możesz kupić??! – odwrzasnął.
- NIE… MAM… CZASU!! – zaryczała słuchawka – A… TY… MASZ… BLISKOOOOO… – zaryczała i zasapała.
- Już dobra, dobra – pojednawczo zniżył ton Marian – To weź mi napisz smsa dokładnie co mam kupić, bo wiesz, że się nie znam.
Połączenie momentalnie zrobiło over.
Zapadła cisza.
Nim ktoś ją przerwał przyszedł sms.
- No co się gapicie? – zapytał Marian – Luzik, jak zawsze się nie wyrabia z niczym, a ja muszę ratować sytuację.
- To se nie może przez internet jak każda normalna kobita zamówić? – zapytał JO.
- Nie. Woli sama kupować.
- Przez ciebie?
- Lepiej przeze mnie niż przez internet – wyszczerzył się Marian.
Marian wylazł z pracy. Do Douglasa w Złotej Teresie jak na jego gust było o 100 metrów za daleko. Przeczytał sms: Givenchy, Phenomen’Eyes Mascara.
- Pieprzyć Douglasa, zresztą na jasny chuj mnie wysyła, idę do Rossmana, czym się jedna jebana maskara od drugiej różni, ceną i metką co najwyżej – postanowił.
Wszedł i nie opierdalając się w ogóle podszedł do sprzedawczyni perfum, pudrów i tuszów do rzęs i patrząc prosto w oczy zaczął:
- Dzień dobry, potrzebuję pomocy, potrzebuję maskary – zastygł.
- Jakiej? – padło pytanie uzupełniające.
- No wie Pani, takiej dla kobiety, do brwi…
- Rzęs chyba?
- To nie to samo?
- Nie, jak Pan chce maskarę to do rzęs. Ma wydłużać, pogrubiać?
- Nie wiem – Marian bezradnie rozłożył ręce. -Ma być pokręcona, jak ta idiotka.
- ??
- Nie prosta, pofalowana, ta szczoteczka – wydusił.
Sprzedawczyni była młoda, miała ciemne odrosty pod blond fryzurą i różowe paznokcie ale i tak Marian chciwie patrzył na jej tyłek gdy schylała się na dolną półkę.
Już zaczynał nawet puszczać wodze fantazji. Nic szczególnie wyrafinowanego. Szybka laska w samochodzie załatwiłaby sprawę.
- To powinno być to – nieświadoma ciężkiej pracy językiem sprzedawczyni podniosła się, rozkręciła maskarę, fakt, szczotka była czarna i pofalowana, zołza powinna być zadowolona.
- A ile to w ogóle kosztuje? – zapytał jeszcze.
- 10zł.
Marian był wniebowzięty, miał jakieś mgliste pojęcie, że kwoty przeznaczane przez starą na kosmetyki nie są aż tak żenująco niskie, ale jak raz solidnie spieprzy, to może i ona się od niego na dobre odpieprzy.
Zadzwonił telefon. Odebrał.
- Gdzie jesteś?
- W Ro… w sklepie.
- W Douglasie?
- Tak, tak…
- I co wybrałeś?
- Piękna maskara, Loo-ve-ly – przeczytał.
- Jaja sobie ze mnie robisz? – wrzasnęła słuchawka.
- No nie, pani poleciła, podobno supermarka.
- Czy ja mówię po estońsku????? Wyrzuć to gówno do śmietnika, idź do Douglasa i kup mi to co Ci pisałam!!!,
Obok stał ochroniarz, taki starszy, szerszy w barach, siwawy, brązowe oczy, zapytał:
- Co tam? Żona zła? Dobrej maskary Pan potrzebuje? Dobrze słyszałem?
Marian przeklął w duchu swój zasmarkany smarkfon.
- Nooo… tak…
- To co za problem?
Ruszył wzdłuż półek pieszczotliwie gładząc produkty opuszkami lewej ręki.
Marian się zaniepokoił, pedał, czy co?
Ochroniarz jak po sznurku podszedł do L’Oreala i sięgnął po jeden produkt, podał Marianowi.
- To powinno być to.
- Dobre to jest? – zapytał, rzucił okiem na cenę, jakieś 80zeta, więc zaczęło mu się wydawać, że może i dobre, wolałby przepić tą kasę, ale trudno.
- L’Oreal to panie produkuje i dla Lancome i dla Guerlaina i dla innych.
Marian zbaraniał, bo skąd niby dorosły chłop ma takie rzeczy wiedzieć?
Patrzył z niedowierzaniem na ochroniarza, na plakietce dodatkowo miał napis – szef.
- Co pan tak patrzy? Aktorem jestem, drugoplanowym, to się znam.
Pół godziny później w domu.
- Kupiłeś?
Marian podał opakowanie.
- Co to jest? – warknęła.
- No maskara.
- Co to za gówno? Dlaczego nie kupiłeś tego o co prosiłam???
- A co za różnica? – zdziwił się Marian. -Jedno maskara, drugie maskara. Dobra jest w sklepie mi mówili.
- Debil!!! – wrzasnęła.
Manifestacyjnie otworzyła drzwi szafki, jej ręka wsunęła się do środka, usłyszał pacnięcie, po którym się skrzywił. Maskara wylądowała koło zgniłego pomidora i kartonu po mleku.
Ta sama ręka, która dokonała egzekucji maskary, wyprostowała palec wskazujący i pokazała drzwi.
Wkurwiony Marian spojrzał na jej twarz, po czym doszedł do wniosku, że nie ma sensu kłócić się z wariatką i sięgnął po kluczyki od samochodu.
Photo by stenz a Creative Commons license
August 7, 2014
A czy ty potrafisz zatańczyć na ulicy?
W życiu tak jest ze ludzie nie robią wielu rzeczy, bo się boja. Boja się odrzucenia, ośmieszenia. kłopotów finansowych, boja się porażki.
Możesz to łatwo sprawdzić. Zrób sobie prosty test. Idąc sam, sama po chodniku, zatrzymaj się na chwilę i zacznij tańczyć. Potrafisz? Czy się już boisz?
Wiele pięknych kobiet zadaje się z bucami bo wielu fajnych facetów boi się do nich podejść. Inna sprawa ze kobiety i tak najbardziej angażują się w tych, którym nie zależy, ale to całkiem inna historia.
Photo by Zuerichs Strassen a Creative Commons license
Kilka dni temu przeżyłem swój mikro dramat bo zepsuła mi się suszarka . Zepsuła się po raz enty mimo ze kilka lat temu zapłaciłem za nią dużo pieniędzy. Dużo, czyli 5 tys. zł. I nie piszę, tego po to by pochwalić się, że stać mnie na taką suszarkę. Po prostu mnie było stać – tyle.
Wpadłem w przygnębienie które trwało mniej więcej trzy minuty a później zacząłem przepracowywać sytuacje w swojej głowie. Szukałem najgorszego scenariusza, cały czas podnosząc poprzeczkę
Co teraz zrobię?
- Nic. Wezwę serwis.
A jeśli trzeba będzie zapłacić za naprawę?
- To zapłacę.
A jeśli trzeba będzie dużo zapłacić?
- To zapłacę. Zarabiam, stać mnie.
A jeśli nie będzie można jej naprawić?
- To kupię po prostu nową.
Ja to określam jako racjonalizowanie swoich własnych strachów.
W Pokoleniu Ikea pisałem, dlaczego nie boję się podjeść do całkowicie obcej kobiety i zacząć z nią rozmawiać.
„Nie masz oporów? Nie boisz się? Odpowiedź brzmi: spierdalaj. (spierdalaj to odpowiedź dobra na wszystko). A czego mam się bać? Co mi zrobi? Akcja jest prosta jak oddychanie. To nie konkurs na intelekt. Nie robisz doktoratu. Nie jesteś w bibliotece. Nie bronisz pracy magisterskiej. Nie rozmawiasz z Umberto ani Hanuszkiewiczem. Po prostu mówisz. Morda ci się nie zamyka. Czym głupiej tym lepiej. Nawijasz makaron na uszy.
Słuchasz głupich odpowiedzi. Jak masz na imię? Jak się bawicie? Co robisz? Sprzedajesz buty? Co powiesz o tych? Zatańczysz ze mną? Niesamowicie się ruszasz. Masz świetne ciało. Fajne nogi. Naprawdę piękna kobieta z ciebie. Powinnaś być modelką wiesz? Wiesz znam kilka osób. Mój kumpel jest fotografem, który robi modę. Gadasz żeby zabić czas. Tańczysz. I polewasz, polewasz dużo bo czym towar bardziej nawalony tym łatwiejszy. Jak z trudnością trzyma się na nogach pakujesz w samochód i wieziesz na chatę. One ci nie wierzą. Ty nie wierzysz im. Obie strony wiedza jakie są reguły tej gry.”
Co się stanie jeśli do niej podejdziesz?
- Wyśmieje mnie.
I co z tego? To też zaczniesz się śmiać.
- Powie ze jestem brzydki.
To nie wiesz ze jesteś brzydki? Usłyszysz coś czego nie wiedziałeś?
OK, jesteś ale masz już odwagę do niej podejść.
Kobiety od przystojnych mężczyzn wola zdecydowanych.
Wychowano nas na ludzi, którzy zamiast walczyć o swoje, liczą na cud. Może to winna bajek, których słuchaliśmy w dzieciństwie? Bajki z zachodu Europy są głownie o tym jak sprytny pastuszek pokonał złego smoka, którego nie dali rady ubić inni możni rycerze. Płynie z tego morał – bądź sprytny, przełam swoje lęki i działaj a zdobędziesz wszystko.
Bajki, które przyszły do nas z Rosji są o tym jak to ktoś czekał 20 lat nad brzegiem jeziora i przez przypadek złowił złotą rybkę, która spełniła jego życzenia. Morał z tego płynie czekaj pokornie – a może los, ślepy traf cię wynagrodzi.
Chyba za dużo się nasłuchaliśmy bajek ze wschodu. Za dużo pragniemy aby zrobił za nas ślepy los a za mało, że możemy to zrobić sami.
Jeśli chcesz coś dostać, musisz przestać się bać i zacząć działać. Każdego dnia powinniśmy robić rzeczy, których się boimy. Wychodzić ze swojej strefy komfortu. Wtedy jesteśmy w stanie w pełni żyć.
Kiedy uszeregowałem to wszystko w moim życiu – stałem się „panem tak”. Gdy ktoś do mnie podchodzi pełen wątpliwości i pyta czy coś zrobić bo ma wątpliwości odpowiadam zrób. Bo nigdy nie będziesz wiedział/ nie będziesz wiedziała czy miałeś racje.
Photo by JD Hancock a Creative Commons license
A na koniec moja ulubiona historia, która pokazuje że odwaga popłaca.
Kiedy miałem 16 lat, siedziałem w kinie z młodą dziewczyną i strasznie się denerwowałem bo ona nie dość że była bardzo ładna, bardzo blond to jeszcze starsza o rok. Wiecie jak trudno jest się umówić 16 latkowi z 17 latką? Masz do pokonania wszystkich 18, 19 latków a na dodatek wszystkich studentów. Sporo roboty.
I siedziałem w tym kinie, czując do niej silny pociąg erotyczny a ona w celu wzbudzenia jeszcze większego napięcia w moich spodniach założyła krótkie dżinsowe spodenki, które były wtedy modne.
Miała tak fantastyczne nogi , że koniecznie chciałem położyć dłoń na jej opalonym udzie. Chciałem rzecz jasna zrobić o wiele więcej, ale od czegoś trzeba było zacząć. I strasznie się denerwowałem i wyszedłem do kibla zaczerpnąć kilka głębokich oddechów. W tym kiblu pomyślałem, pamiętam jak dziś: kurwa jutro mogę umrzeć i nie będę wiedział jak jest trzymać dłoń na jej udzie. ZROBIĘ TO.
Wróciłem na sale potykając się po drodze, bo to było stare kino, ciemno w nim było jak w dupie.
Usiadłem w rzędzie u patrząc na ekran położyłem rękę na jej udzie, ba i zrobiłem to co zazwyczaj robi facet w takiej sytuacji, czyli przesunąłem ją z góry na dół.
I to udo było świetne. Było gładkie, prężne, absolutnie idealne. Było to udo atrakcyjnej młodej dziewczyny, które już nigdy nie będzie lepsze.
Problem w tym, że to nie była ta dziewczyna. Ta z którą przyszedłem siedziała dwa rzędy wyżej. Tak, owszem do tej pory jak opowiadam tę historię znajomym to są salwy śmiechu.
A teraz najciekawsze ona nie zdjęła mojej ręki.
Po czasie myślę że ją zamurowało ze zdumienia. A może po prostu spełniłem jej jakieś tymczasowe oczekiwanie o byciu uwiedziona w ciemnym kinie przez nieznanego chłopaka który przysiadła się znienacka i dotyka jej nóg a może i robi jeszcze kilka innych rzeczy?
Uśmiechnąłem się do niej. wstałem i poszedłem dwa rzędy wyżej. Już się nie bałem. Po prostu doszedł do mnie idiotyzm całej sytuacji.
Co mi grozi?
- Po prostu zdejmie moją rękę z uda. W najgorszym przypadku nie umówi się więcej.
A z tej 17 – latki… nie to już całkiem inna historia.
Photo by Bùi Linh Ngâna Creative Commons license
August 3, 2014
Od dziewicy do dziwki
Po skończeniu liceum wyjechałam ze swojego małego miasteczka do dużego miasta, za studiami i pracą, poza tym od dziecka uczona byłam samodzielności, a wtedy była okazja by mieć ją w stu procentach.
Jakoś udawało mi się pogodzić studia z pracą, ale czegoś poza mi brakowało.
Zaczęłam spotykać się z facetami, wcześniej i to pewnie Cię zdziwi, nie bardzo się nimi interesowałam. Z pierwszym wszystko było jakieś takie szczenięce, były jakieś tam macanki ale seksu nie chciałam, jakoś w ogóle było mi obojętne czy spędzam z nim czas czy nie. Po pewnym czasie zaczęłam zauważać, że jemu zaczyna na mnie zależeć, że chyba chce związku.
Pojechaliśmy na jakąś imprezę, pamiętam że nikogo tam nie znałam a on zostawił mnie i poszedł do swoich znajomych, więc nie protestowałam jak chwilę później jego dobry kumpel wkładał mi język w usta, jak widać już wtedy miałam zadatki na zdradliwą sucz.
Jak się można domyślić znajomość zakończyła się z hukiem – nie żałowałam.
Później był następny, po kilku spotkaniach zaczął roztaczać wokół mnie cudowną wizję naszej wspólnej przyszłości. Przecież mogłam wg niego się przeprowadzić do miasta w którym mieszkał, nie musiałabym pracować, bo on miał swoją firmę i najlepiej generalnie byłoby gdybym została typową kurą domową, dbającą o dom i rodzącą mu dzieci. Nigdy nie było mi to w głowie, nie chciałam bajkowego ślubu jak większość kobiet, domku z ogródkiem i gromadki dzieci, swoją drogą dzięki mojej matce mam do nich wstręt. Także jak rozumiesz i ta znajomość musiała się zakończyć.
Czas płynął, zmieniłam prace, aż pewnego dnia pojawił się tam on – uosobienie marzeń, 99% zgodności z zamówieniem, pierwszy raz rozpłynęłam się na widok faceta. Na początku myślałam, że w ogóle mnie nie zauważa, aż dostałam wiadomość na jednym z portali społecznościowych – od niego.
Zaczęliśmy dyskutować na przeróżne tematy, wydał mi się bardzo inteligentny, zabawny, po prostu ideał. Zaczęliśmy wychodzić na piwo, jakieś imprezy ale zawsze z jego i moimi znajomymi, były jakieś tam całusy małe, ocieranie się o siebie w tańcu ale wszystko delikatnie. Wtedy jeszcze nie znałam na tyle natury męskiej by wiedzieć o co chodzi, myślałam, że może po prostu mnie szanuje, że chce powoli – szczyt naiwności co? Później nie było lepiej z naiwnością i ogólnym zauroczeniem.
Okazało się, że tak się zachowuje, ponieważ ma dziewczynę i nie potrafił się wytłumaczyć dlaczego nie wspomniał o tym wcześniej. Byłam wściekła no ale nic oczywiście mi przeszło, chciałam kontynuować tą znajomość dalej, chciałam więcej. Poszliśmy po jakimś czasie na domówkę, zrobiło się późno, byliśmy pijani, znajoma zaproponowała nocleg.
Ledwo weszliśmy do pokoju dosłownie rzucił się na mnie zdarł ubranie i wycałował całą powierzchnie erotyczną, wiedział że jestem dziewicą, chyba go to fascynowało w pewnym sensie, tym razem seksu nie było również. W krótkim czasie rozstał się z dziewczyną, a ja cieszyłam się jak idiotka, chciałam żeby był mój i do tego dążyłam, a on? Stwierdził, że chciałby układu, bo nie jest gotowy na związek.
Oczywiście się zgodziłam, bo przecież miałam swój plan i może on faktycznie musiał odsapnąć. Spotykaliśmy się częściej, szkoda że nie zauważyłam wtedy że większość czasu spędzamy w łóżku, w sumie nawet nie większość bo chyba cały który sobie poświęcaliśmy.
Miało to jakieś swoje plusy, ja zaliczyłam swój pierwszy oral obustronny, a on swój pierwszy anal jednostronny (póki co – if you know what i mean). Coraz bardziej się wkręcałam, coraz bardziej mi zależało, przyjaciółka starsza ode mnie od 7 lat, z którą poznałam się na studiach, mająca większe doświadczenie w temacie „związki z facetami” uświadomiła mi, że się zakochałam, po raz pierwszy w życiu i w tak fatalnym typie jak się okazało później.
No ale nic skakałam z motylkami w brzuchu i uśmiechem na twarzy od rana do nocy jak jakaś pieprzona optymistka, którą nigdy nie byłam. Wpadłam na genialny plan, że może skoro minęło już trochę czasu, po prostu mu o wszystkim powiem a on padnie mi do stóp i będziemy na zawsze razem. Jaka była reakcja? Sms : „Nie chcę związku, lubię Cię ale nie kocham” itd…
Byłam wtedy nad morzem pod namiotem, wyszłam i poszłam na plaże, ryczałam chyba z godzinę po czym wróciłam wyjęłam 0,5 l cytrynówki i wypiłam duszkiem, skończyło się wiadomo jak, kac podwójny. Później przez jakiś czas była między nami cisza, odezwałam się pierwsza. Byłam w totalnej rozsypce, mój bliski znajomy wylądował w psychiatryku – próba samobójcza.
Potrzebowałam wsparcia, zjawił się on, zawsze to robił zjawiał się tylko w momentach totalnego kryzysu, wiedział że to zapamiętam, że to będzie dla mnie ważne. Z resztą zawsze wiedział co i kiedy powiedzieć kobiecie by uwierzyła a on by zdobyć to czego chce. Podskórnie wyczuwał co ona chce usłyszeć i czego oczekuje, dlatego pewnie tych wszystkich komplementów nie zapomnę do końca życia…
Znowu zaczęła się ta cała karuzela i stało się – straciłam dziewictwo z nim, najlepsze jest to że miałam plan dać mu je w prezencie na jego urodziny, totalny debilizm nieprawdaż? W jego obecności niestety mózg kurczył mi się do rozmiarów fistaszka.
No i się zaczęło, gotowanie mu obiadków i spełnianie zachcianek jak raczył do mnie przyjść, miał mało czasu bo spotykał się jeszcze z innymi mówiąc mi o tym wprost, dostał już to czego chciał więc teoretycznie nie musiał się kryć i udawać, że chodzi o moją osobę, a nie tylko cycki i tyłek.
Kupowałam sterty bielizny i zabawek ero, oglądaliśmy razem porno, realizowaliśmy w łóżku każdy pomysł.
Ja miałam poniekąd swoje dp którego chciałam, a on anal ze swojej strony, swoją drogą nawet nie wiesz ilu facetów to lubi z tym, że mało który chce się przyznać. Kiedyś napisałeś, że każda kobieta ma swojego ulubionego fiuta, on był nim dla mnie.
Urządziliśmy sobie nawet trójkąt, on, moja przyjaciółka i ja. Problem w tym, że wypiliśmy bardzo dużo alkoholu, jej włączyła się dominacja, jemu opadł z sił także doszło tylko do orala i po trójkącie. Chwilo nastała cisza, wiesz urażona męska duma.
Później w rozmowie wyszło, że mnie okłamuje i to kolejny raz, nie pamiętam w jakim temacie, ale wiem że zrobił to kolejny raz mimo że mówiłam mu, że tego nienawidzę. Wszystko się posypało i tak po kilku mc-ach wyzwisk w jego stronę, przestałam się odzywać.
On mnie już nie potrzebuje, jest w związku podobno szczęśliwym, a ja go nienawidzę i z chęcią strzeliłabym mu w twarz i kopnęła w jaja, za te wszystkie rzeczy które poniekąd przez niego zrobiłam.
Piłam dużo, zaczęłam palić, brać różne rzeczy, finalnie nie skończyłam studiów i rzucać się w ramiona innych, z tym że na żadnym z tych innych mi nie zależało i to się nadal nie zmieniło, podobno to przez problem z emocjonalnością, może. To była pierwsza część pt. jak zakochać się w egoistycznym chuju, od dziewicy do dziwki whatever.
Photo by Maik a Creative Commons license
August 1, 2014
Posłuchajcie mnie 20 kilkulatki
Kończę powoli 37 rok życia, czyli dla większości z was staję się powoli stary. Wiecie nie przypuszczałem nigdy, że będę żył tak długo. Kiedy byłem dzieckiem moja wyobraźnia kończyła się na wieku 24 lat, bo 24 lata kończyć miałem w roku 2000 a to co by nie mówić to była przełomowa data. Koniec wieku, początek następnego zaczęto kręcić M jak Miłość a dzwonowi Zygmunta pękło serce.
Przez ten czas nauczyłem się wielu rzeczy i owszem często dochodzi do mnie jaki momentami byłem głupi i ile szans udało mi się zmarnować. Ale nauczyłem się też że to były moje błędy i moje stracone szanse, i mam nadzieję, że wyciągnąłem z nich jakieś racjonalne wnioski. Bo nie jest wstydem popełnić błąd, wstyd jest jeśli robimy jeszcze raz tak samo uważając że tym razem będzie inaczej.
Wiem co tam sobie wyobrażacie: laski, gips i chlanie, ale nie. Teraz żyję bardzo spokojnie.
Po prostu: wszystko ma swoje fazy. Robiłem już dziwne rzeczy. Mam to za sobą.
Dziesięć lat temu jak poznawałem nową kobietę to znając moją reputację, dziwiła się, że nie rzucam jej od razu na stół aby wychędożyć od tyłu. I w sumie tak, znam nawet kilka takich, które były rozczarowane.
I owszem był również taki okres kiedy dwie kobiety jednego dnia (rano i wieczorem) i dwie następnego. A trzeciego, czyli w poniedziałek radośnie pijany odmawiałem równie pijanej przepięknej blondynce zrobienia podobnej uprzejmości z uwagi na łączącą nas przyjaźń.
Ona przyjmowała tę deklarację ze łzami w oczach, bo w końcu polska tradycja wymaga od faceta rycerskości, (ona zostaje w domu, on idzie walczyć, hitlerowcy strzelają mu w łeb, a ona zrozpaczona daje się uwieść sąsiadowi i mu może daje, ale bez satysfakcji).
I nawet za bardzo nie przeszkadza, że całą tę konwersację z blondynką, kiedy ja mówię: nie bo przyjaźń, a ona tego słucha ze łzami w oczach, odbyliśmy, kiedy ja już zdjąłem z niej stanik i trzymałem ręce na jej cyckach.
Ta historia z „Pokolenia Ikea” ze stawianiem klocka do wody z deski windsurfingowej też przyznaję z bólem jest prawdziwa. I było również rzyganie za wersalkę i trochę różnych piguł też było, i praca przez 24 godzinę na dobę również i jeszcze kilka innych rzeczy, o których wstyd opowiadać, ale za to miło wspominać.
Pewnie niczym was tutaj nie zaskoczę, ale generalnie idea jest taka, której udzielam wam z głębi mojej blisko 38 letniej głowy, że wszystko ma swój czas.
Jeśli więc nagle łapiesz się na tym, że więcej radości od imprezy w piątkowy wieczór, która kończy się o 5 rano sprawi ci położenie się w łóżku o godzinie 22 to nie jest to tetryczenie, tylko zrozumienie swoich potrzeb.
Ja rozumiem, że obowiązująca w naszym kraju religia nie pozwala na cieszenie się życiem bo z zasady tu na ziemi powinniśmy cierpieć a prawdziwy raj to będzie jak nas złożą dwa metry pod ziemią. Ale wierzę, (może dlatego, że jestem głupi) że powinniśmy dążyć do tego aby zwyczajnie bywać – tu duże słowo SZCZĘŚLIWYMI. A pierwszym elementem prowadzącym w tym kierunku jest zrozumienie co nam tak naprawdę sprawia przyjemność.
Może nie stać cię teraz na wiele rzeczy, które wydają się ważne: mieszkanie, samochód, wakacje, kieckę, buty (wstaw sobie dowolną pierdołę). Ale stać cię na pewno na szczerość. Ona nie wymaga kasy. Zastanów się więc co chcesz robić? W czym jesteś dobry/a? A dalej po prostu to rób i idź za marzeniami. Kiedy masz to robić jak nie teraz? Kiedy masz ryzykować jak nie teraz? Wiem, że to niepopularne ale w życiu nie chodzi tylko o to aby zarabiać dużo banknotów, ale o to aby każdy dzień zaczynać z uśmiechem na ustach.
Mów często co naprawdę myślisz i czego oczekujesz. To się nazywa asertywność. I wiesz co? Asertywni ludzie jak pokazują moje dotychczasowe doświadczenia zazwyczaj dostają to co chcą.
Unikaj ludzi, którzy cię nie szanują. Zrób to z szacunku do samego siebie. Nie ma powodu podlizywać się komuś, kto uważa cię za gówno.
Dbaj o przyjaciół. Jeśli masz 20 kilka lat, rozejrzyj się dookoła siebie i zobaczysz tam osoby, które mogą ci towarzyszyć przez resztę życia. Przyjaźń wymaga dużej ilości taniego alkoholu, długich rozmów do świtu, długich wyjazdów zapchanym pociągiem, a czasem i trzymania za włosy, gdy ktoś rzyga do kibla. W miarę upływu czasu coraz trudniej będzie ci poznawać kogoś nowego, bo będziesz się zamykać na takie doznania, staniesz się coraz bardziej cyniczny/a i podejrzliwy/a. :Nie będziesz w stanie się już otworzyć, tak jak to było kiedy ma się 17 lat.
Tym samym przechodzimy do kolejnego punktu: bądź dzieckiem. Przejdź się na plac zabaw. Usiądź sobie na ławce. I popatrz na koty, które się tam bawią. Widzisz ich spontaniczność? Widzisz ich ciekawość świata? Widzisz ich szczerość?
[Dziecko: dlaczego ten pan nie ma nogi?
Dorosły: cicho nie mów tak!
Dziecko: a co on nie wie, że nie ma nogi??]
W życiu dajemy się powoli zabijać przez konwenanse, długą liczbę rzeczy, których nie wolno i nie wypada. Znajdź więc w sobie osobę jaką byłaś/byłeś w wieku siedmiu lat.
Wreszcie na koniec zwiąż się z osobą z która lubisz spędzać czas. To proste. Związki stworzone tylko na przyciąganiu fizycznym i dobrym rżnięciu wypalają się strasznie szybko. I druga rzecz: ta osoba, z którą będziesz musi się bać tego, że może cię stracić.
My ludzie jesteśmy tak skonstruowani, że dbamy tylko o to co może nam uciec.
Właśnie ucieka nam życie.
Photo by Ben Raynal a Creative Commons license
July 28, 2014
Największe marzenie białego mężczyzny
To marzenie jest bardzo proste. Mężczyzna stoi. Dwie kobiety (musza być dwie) klęczą z ustami na wysokości jego krocza. Są nagie. On trzyma je za włosy niczym Posejdon trójząb.
A co jest później?
Później to po prostu się pierdolą, ale w trójkącie dla mężczyzny chodzi o tą krótką chwilę. Kiedy je zdominował, podporządkował, kiedy one jednocześnie liżą to co on ma najcenniejszego. Czuje wówczas, że wygrał, pokonał innych samców, uzyskał od samic bezwarunkowa dostępność. Zdobył diamentowy paszport Polsatu.
Reszta z męskiego punktu widzenia w trójkącie jest już nieistotna.
Owszem klasyka jeszcze przewiduje wzięcie ich od tyłu (to coś w rodzaju utrwalenia wspomnień niczym na Polaroidzie, widok nagich wypiętych, kobiecych tyłków), może jeszcze jedna z nich będzie go ujeżdżać gdy druga będzie całować się z pierwszą (standardowa pozycja numer trzy), ale powiedzmy sobie szczerze, to szczegóły.
Mężczyźni słabi są w zaspokojeniu jednej kobiety a co dopiero mówić o dwóch. Bo nawet jeśli jest w formie, nawet jeśli dzięki solidnej dawce alkoholu i prezerwatywom jest znieczulony to i tak dojdzie trzy, no może cztery razy i oklapnie. A co to jest trzy razy na dwie kobiety? Przyznajcie sami. To mniej więcej tak jakby pójść do McDonaldsa aby się sponiewierać i na miejscu dostać sałatkę.
Tutaj nie mogę się opanować aby nie wtrącić mojej ulubionej historii jak to przyjaciel miał kiedyś wielkie szczęście i po zakończeniu pewnej imprezy został tylko on i dwie kobiety. Kolega był/jest artystą a jak wiadomo kobiety lubią oddawać się artystom, bo to znacznie łatwiej uzasadnić, jakiekolwiek szaleństwo, ze zrzuceniem z tyłka majtek w szczególności.
Kolega pił (bo jest artystą), one piły bo były z artystą. W pewnym momencie położył swoją dłoń tam gdzie powinien ją położyć i wszystko zagrało tak jak wielu panów odtwarza sobie w marzeniach pod prysznicem, tylko, że w tym przypadku w realu.
I kolega czując się niebywale męski, kiedy panie poświęcały sobie dużo uwagi emablował jedną z nich od tyłu. Robił to zaprawdę z wielkim zapałem, jęcząc głośno. Pani której poświęcał uwagę też jęczała głośno. A słysząc to wszystko pani która leżała na plecach również zaczęła jęczeć. I tak miło czas płynął do momentu, kiedy pies kolegi straszny kundel wskoczył na łóżko i zaczął wyć a chwilę później rzucił się lizać go po tyłku. Również z wielkim zapałem, wielkim, mokrym, szorstkim jęzorem. I tego było wtedy trochę za dużo, czar prysł. Kolega zaczął się śmiać tak bardzo że spadł z łóżka i to go rozbawiło jeszcze bardziej.
Na psa zaczął zaś od tej pory mówić: stosunek przerywany. Kobiety zaś chyba wzięły całe wydarzenie do siebie, bo od tej pory zaczęły go unikać.
Pokazuje to, że trójkąt to zazwyczaj zły pomysł. A bardzo mnie już bawi kiedy para dochodzi nagle do wniosku, że sposobem na uzdrowienie ich relacji w łóżku i dodanie niezbędnej porcji turbo jest zaproszenie tam jeszcze jednej kobiety. To tak jakby leczyć związek na krawędzi rozpadu dzieckiem.
Kobiety są zazdrosne. Zwłaszcza jeśli chodzi o przypadek gdy jedna z nich jest w stałym związku z mężczyzną.
A dlaczego on ją pocałował?
A dlaczego dłużej poklepuje ją po tyłku?
A dlaczego w ogóle dotyka jej cycków?
A dlaczego tak mu stoi na jej widok? JUŻ MNIE NIE KOCHA!! JUŻ GO NIE PODNIECAM!
Żeby nie było ten sam scenariusz jest nawet wtedy gdy dwie przyjaciółki postanowiły i dodać życiu kolorów rąbiąc po imprezie jakiegoś leszcza. Kiedy tylko leszcz z bananem na twarzy weźmie się za jedną, druga od razu zacznie rywalizować ze swoją przyjaciółką.
Dlaczego? Bo jest kobietą. Zacznie głośno i teatralnie jęczeć. Wypinać co tam ma do wypinania. Zaczepiać faceta. Prowokować. Przeszkadzać. Bo dlaczego on się dłużej zajmuje nią? Czy to oznacza, że jestem nieatrakcyjna? Czy on nie wie, że to ja tu jestem najważniejsza????
Najbezpieczniejszym trójkątem z punktu widzenia kobiety, jest układ dwóch mężczyzn i ona. Zapewnia on odpowiednią dawkę adoracji, skierowaną w jedynym słusznym kierunku czyli na nią. A emocje też są i to dość konkretne.
Jedyny minus – znajdźcie mi dwóch heteroseksualnych facetów na tyle mocnych psychicznie aby udźwignąć swoją obecność w łóżku jednocześnie i z jedną kobietą (z dwiema to już jest zupełnie inna historia).
Układem: miałem dwie na raz można się chwalić wszędzie.
A co to za opowieść kiedy mówisz: brałem ją razem ze Stefanem jednocześnie. No, wstyd i hańba. Można się tylko pocieszać, że to tak jak z z Simsami. Jeśli grałeś raz toś nie pedał.
Photo by CIA DE FOTO a Creative Commons license
July 20, 2014
Najbardziej wkurwiające rzeczy w związku mężczyzny z kobietą
Za pierwszym razem było inaczej prawda? Ty miałaś pryszcze, on miała pryszcze, słuchaliście dziwnej muzyki i to było na kocu nad jeziorem, albo w namiocie, albo na łóżku twoich rodziców.
I on doszedł dość szybko, i ciebie może trochę bolało.
Ale nawet jeśli nie był w trakcie czuły, to i tak było uniesienie, były motyle, było patrzenie w oczy, były długie chwile zawieszenia na zasadzie: ale ona mnie kocha, kocha KOCHA!!!
Albo on mnie kocha, kocha, KOCHA!!!
Kurwa mać.
Nie było w tym kalkulacji, nie było drogiego wina, taksówek, kupowanej za ciężką kasę bielizny, było za to więcej prawdy.
Pamiętam jak mój kumpel z liceum Daniel dorwał dziewczę rok młodsze z naszej szkoły. Ona była dość nisko zawieszona, miała włosy do pasa, duże usta i nawet ładną twarz. Pieprzył ją na długiej przerwie w szkolnym radiowęźle wykorzystując do tego swego 21 cm kutasa, który później urósł mu do 23 cm a może 25 cm.
Był krzywy – Bóg istnieje.
Jakże ja mu zazdrościłem!! Nie tego pieprzenia, to miałem. Zazdrościłem mu chwil, kiedy patrzył jej w oczy, ona patrzyła w niego i świat dla nich właściwie już nie istniał.
Szczeniacka miłość.
Ale było łatwiej prawda?
Świat był prostszy. Nie to co teraz.
Mieliśmy fizykę, chemię, matematykę, język polski, długie godziny angielskiego, ale nikt nas nie uczył jak sobie poradzić z sytuacją pod tytułem: on jest toksycznym chujem albo w wersji męskiej, jeśli już ktoś wpadł na pomysł aby się związać: dlaczego ona jest taką wredną dziwką? Dawniej taka nie była.
Może w ramach wiedzy o społeczeństwie powinien wychodzić przed klasę koleś koło 70 – tki i opowiadać, jak udało mu się szczęśliwie przeżyć 40 lat swojego życia z jedną kobietą?
Dlaczego to nam teraz nie wychodzi?
Jeśli wasz związek oparty był tylko na seksie, tylko na tym jak zgrabną ona miała dupę, która wywoływała u ciebie ostry podjazd w górę to jasne, że to nie mogło wyjść.
Jeśli się nie lubicie, nie lubicie ze sobą spędzać wolnego czasu, nie macie chwili kiedy widzicie coś na ulicy i od razu budzi się w was myśl: muszę jej/jemu o tym opowiedzieć to od razu jesteście na straconej pozycji.
Mamy więc zasadę pierwszą. Pieprzenie służy tylko do pieprzenia. Nie ma w nim głębszej filozofii poza wypchnięciem bioder, twardymi sutkami, dzikim jękiem i paznokciami wbijającymi się w plecy.
Wiem, co mówię, akurat na tym się znam. Ba, kobieta może ci być bardzo wdzięczna za to, że dobrze ją zerżnąłeś a nie dałeś fałszywych nadziei na przyszłość.
Nie ma nic złego w szukaniu kogoś, kto zmieni całe twoje życie na mniej więcej 2 godziny z hakiem a później zamknie za sobą drzwi i nigdy nie wróci. Tylko po cholerę się z taką osobą wiązać???
Zasada druga to: daj mu/jej wolność.
Nikt nie jest w stanie spędzać 100 proc. czasu nawet z osobą, którą kocha. Patrzę dookoła siebie i widzę mnóstwo par, gdzie on nie może wyjść wieczorem z kumplami, bo ona mu nie pozwala, gdzie on zabrania jej rozmawiania z innym facetem, bo to jest zdrada.
Nigdy nie rozumiałem zaborczości. Jeśli jesteś z kimś dlaczego chcesz go uwiązać jak psa na łańcuchu do budy? Do osoby, która jest ubezwłasnowolniona traci cię szacunek.
A jeśli uważasz, ze zakazami uda ci się osiągnąć to, że ktoś cię nie zdradzi albo nie zostawi to po prostu wzięłaś/wziąłeś niewłaściwą pigułkę. LSD jest u dealera na Wiejskiej. Dodatkowo będziesz widzieć smoki w kuchni.
Za tym idzie kolejna zasada: szanuj prywatność. Grzebałaś w jego telefonie prawda? Grzebałaś w jego komputerze, sprawdzałaś co ma na swoim koncie na Facebooku.
Czy to co znalazłaś sprawiło, że byłaś bardziej szczęśliwa? Ludzie mają swoje brudne tajemnice. Każdy je ma. Ja je mam. Ty też je masz.
Wchodząc na jego konto wysyłasz do niego/do niej komunikat: nie ufam ci. Jesteś kłamcą.
Naprawdę sądzisz, że na takiej podstawie da się cokolwiek zbudować? Czy sądzisz, że wchodząc na jego pocztę powstrzymasz go/ją przed odejściem? Przecież to śmieszne.
I tak, prędzej czy później on/ona się o tym dowie.
I tak dochodzimy do zasady ostatniej (byłoby ich więcej, ale ta notka i tak już zrobiła się za długa, aby ktokolwiek ją przeczytał do końca): wybaczaj naprawdę.
Jeżeli ktoś cię szczerze przeprasza i przyjmujesz jego przeprosiny to nie ma powodu aby wytykać mu jego winę co każde trzy miesiące, przy każdej kolejnej kłótni.
To czysta manipulacja: chcesz aby on/ona poczuł się źle teraz w tym momencie, za coś co zrobił w przeszłości, i za co już wielokrotnie przepraszał/przepraszała.
Nie twierdzę, że w ten sposób rozwiążę wszystkie, wasze problemy. Ale wiem, że czasami wystarczy jeden błysk, jeden moment aby zmienić właśnie wszystko.
Photo by CIA DE FOTO a Creative Commons license
July 18, 2014
Lekarka 2
Nie wiem czy pamiętacie moment, kiedy odkryliście, że istnieje możliwość samodzielnego doprowadzenia się do orgazmu.
Pisałem w „Pokoleniu” jak to wyglądało w moim przypadku. „Najszybciej dochodził Zbiru. W szkole w waleniu konia pod rząd był mistrzem olimpijskim. W rekordowym występie spuścił się czternaście razy, co świadczy o triumfie ducha nad materią. Na samym końcu jak trzepał, to już nic nie ciekło. Nie zemdlał, ale jakiś blady był.
Zbiru wkładał sobie też w kutasa igłę. Tzw. groszówkę. Miała z 10 cm długości i kilka milimetrów średnicy. Nawet nie mrugał przy tym okiem. Podwyższał w ten sposób swoją pozycję społeczną.
– Cześć, to jest Zbiru, wiesz, ten kolo, o którym ci wspominałem, co wkłada sobie w nasieniowód igły.”
O ile facet może trzepać tyle aż mu ręka odpadnie tak kobiety?
Grzeczne dziewczynki tego nie robią. Grzeczne dziewczynki nie mają brzydkich myśli. Grzecznym dziewczynkom nawet powieka nie drgnie, nawet gdy widzą na ekranie Joe Manganiello – i to bez koszulki.
Co najwyżej się obliżą.
Ale żeby wziąć i włożyć rękę pod kołdrę? Puścić sobie strumień wody między uda? Praktycznie dojść na zebraniu w kopro, przez zbyt ciasne majtki, założone w trakcie owulacji? Nie, takie rzeczy zdarzają się tylko na filmach. I to niegrzecznych filmach. Za to mężczyznom, mężczyznom zdecydowanie pozwala się w tym względzie na więcej.
Pani doktor siedziała sobie na dyżurze w swoich czerwonych trampkach i w swoim nienagannie skrojonym kitlu i myślała o niebieskich migdałach.
Manganiello.
Kolacja. Zrobić czy zjeść coś na mieście?
Manganiello.
Lekarz, którego nakryła godzinę temu w dyżurce z pielęgniarką. Co za skurwiel! MĄŻ ŻONIE OJCIEC DZIECIOM a prawie ją połknął. I jeszcze patrzył na panią doktor bezczelnie na zasadzie, tobie też mogę zrobić to samo mała. Po czym zapiął rozporek.
Pielęgniarka miała spuszczoną głowę, była czerwona na twarzy i zdecydowanie nie miała już na sobie stanika. Pani doktor nie miała jednak zamiaru robić ze sprawy afery. Szanowała pielęgniarki, które za swoją ciężka pracę dostawały śmieszne pieniądze. Choć musiała też uczciwie przyznać, że nie zauważyła nigdy żadnego oporu za strony piguł, wręcz zabiegały o podobne relacje. I stan cywilny lekarzy absolutnie im w tym nie przeszkadzał. Owszem pani doktor też zabiegała o dobre relacje z pigułami (pierwsza zasada szpitala: z pielęgniarkami trzeba dobrze żyć). Ale ona je w tym celu je po prostu zagadywała.
- Pacjenta pani ma pani doktor – do dyżurki zajrzała tapirowana głowa pielęgniarki.
Pani doktor westchnęła ciężko i zabrała swój tyłek a’la Emma Stone do pracy.
Pacjent miał 50 lat i wyglądał jak klasyczny 50 latek. Na twarzy zarośnięty. Włosy za długie. Buty – brudne. Tshirt. Jeansy. Trochę niedomyty.
- Mam nietypowy problem pani doktor – smarknął czerwonym nochalem.
Taki tekst zapowiadał kłopoty. Daj Boże żeby to nie był miłośnik dezodorantów – westchnęła w myśli.
Choć z drugiej strony mało prawdopodobne. W dezodorantach wpychanych w odbyt celowali księża. Nie, żeby pani doktor miała coś przeciwko jakiejkolwiek religii, ale podobne przypadki przestały ją bawić już po trzecim razie.
- Mam kleszcza na chu…. – 50 latek zająknął się na moment i dokończył: penisie.
- Jak to się stało? – zapytała 50 latka pani doktor.
Cisza.
- Jak to się stało – pani doktor spojrzała groźnie. Miała dziś spięte włosy dzięki czemu wyglądała dojrzalej, prawie na 24 lata. – Muszę coś wpisać w dokumenty – dodała.
- No, byłem na rybach.
- Tak?
- I ryby nie brały. Więc postanowiłem sobie ten tego zwalić pani doktor.
Pani doktor miała minę niczym popiersie Nefretete. Niewzruszoną.
- No wziąłem liścia, wie pani doktor, tak jakby to nie moja ręka była, tak na niby – wyjaśnił.
- Aha – pani doktor zabrakło konceptu. – A kleszcz? – zapytała słabo.
- Siedział widać na liściu – wyjaśnił 50 latek, patrząc na nią jak na idiotkę.
Kleszcz jak widać też w najśmielszych swoich kleszczowych marzeniach nie przewidział takiego obrotu sprawy.
Pani doktor bez słowa wykręciła kleszcza i wróciła spokojnie do dyżurki.
Postanowiła, że dziś zostanie w domu. A wracając kupi butelkę wina.
July 16, 2014
Lekarka
Pani doktor ma lat 27 wygląda na 20 a czuje się na 65. Znaczy się jest cyniczna i zblazowana, ale za to wygląda jak Emma Stone (dobre nogi, zero cycków) i w przeciwieństwie do swoich koleżanek z roku nadal wie do czego służy depilator, szminka, lakier do paznokci oraz krótka spódnica.
Wiedza ta w ramach postępu edukacji, ściskania opasłych książek i szpitalnych dyżurów u przyszłych pań doktor zanika. Wraca co najwyżej na moment jeśli jakiś pan doktor (żonaty, samochód z podwójnym turbo), zdecyduje się ze stażystką podzielić swoją wiedzą (mniej szczodrze) oraz tym co ma w spodniach (bardziej szczodrze i doustnie).
Więc pani doktor w szpitalu ubrana jest w fartuch biały, normatywny, ale dobrze skrojony, bo jak przyznaje jest estetycznie rozwinięta i nie chce wyglądać jak mleczarz, jeansy (bo bez przesady,) oraz czerwone trampki (bo jeszcze może sobie pozwolić).
Podchodzi do pacjenta i pacjent widzi Emmę Stone i szuka wzrokiem kamery, ale to nie jest Brazzer czy Red Tube (pani doktor wie co to za serwisy, bo ma starszego brata, a poza tym to nie wasz interes).
Nie budzi jednak zaufania. Powiedzmy sobie szczerze gdy ktoś taki podchodzi do twojego łóżka i wsadza Ci palec w tyłek, bez żadnego wstępu to można się zdziwić. Pani doktor akurat przed tym wsadzeniem palca się przedstawia, ale przyznaje, że mało kto z lekarzy to robi.
Później pacjentowi, któremu wsadza palec umieszcza cewnik. Mimo fajnej okolicy to wsadzanie cewnika nie jest fajne. Dla pani doktor też nie, więc czar jakby pryska. Choć gdyby ktoś mnie zapytał o zdanie to wolałbym aby cewnik zakładała mi pani doktor niż pan doktor z turbo, ale ja jestem dziwny.
A propos wstydu to pani doktor niedawno miała w nocy pacjenta lat 35, który wkroczył na izbę przyjęć blady na twarzy, stawiając kroki niczym Kaczor Donald. Zaczął trzeba przyznać źle. Jak zobaczył panią doktor zbladł i natychmiast zaczął się domagać zmiany lekarza.
Pani doktor usadziła go krotko zdaniem, że jest najlepszym co może go tu spotkać. Gość z pewną taką nieśmiałością opuścił gacie a pani doktor zamknęła się w sobie na moment i poszła w swoje szczęśliwe miejsce. Pan na swojego Wacka naciągnął metalowe nakrętki, takie jak do śrub (?), celem obciążenia i wydłużenia. Wacław zamiast się wydłużać, spuchł niemiłosiernie.
Pani doktor uszczypnęła się w udo aby się nie śmiać, wyszła z poważną miną na korytarz, gdzie jej opiekun po fachu gdy mu zrelacjonowała przypadek ryczał ze śmiechu tak, że musiał się oprzeć o ścianę. A następnie zagroził, ze jeśli ona się zaśmieje przy pacjencie to ją obleje.
Pani doktor na początek wbiła w Wacława kilka igieł. Dostał efedrynę po to aby krew odpłynęła z ciał jamistych (czyli fiuta), i dostał sterydowy lek przeciwzapalny (żeby nie mieć zapalenia fiuta).
Później wzięła zaś piłkę i z ponurą miną zaczęła piłować myśląc [ponuro: cztery lata liceum, sześć lat studiów, 13 miesięcy stażu i co robię? Tnę śruby.
Śruby były niestety trudne do przepiłowania bo grube, z jakiegoś dziwnego stopu i piłka się zgrzała. Pani doktor zadzwoniła po strażaków. Strażak kiedy usłyszał o co chodzi przyjechał dość szybko przywożąc specjalną piłę z kręcącym się kółkiem. Pan został uwolniony od śrub.
Traf jednak chciał, że kilka miesięcy później pani doktor poszła do klubu potańczyć ubrana w czarną krótką kieckę, spięte włosy i mocny makijaż. Przy barze spotkała zaś kogo? Urokliwego powiększacza Wacków.
Ależ pięknie on uciekał!!
Nie było to jednak najdziwniejsze wydarzenie jakie spotkało panią doktor w trakcie krótkiej kariery.
Lista top 3 obejmuje bowiem:
1. Starszego pana z chomikiem w odbycie. Jak się dowiedziała później od kolegi geja z Austrii motyw chomika jest znany w tym środowisku/ bo dostarcza jakichś mega doznań.
2. Plastikowe pojemniczki w kształcie kieliszków. Jeśli przyniesie się w czymś takim czopek średnio cztery – pięć razy do roku pacjent wsadzi sobie czopek razem z kieliszkiem. Świadczy to sporym autorytecie, którym pacjenci darzą lekarzy.
3. Rolnik, który w trakcie burzy wszedł pod samotne drzewo. Aby nie moknąć założył jednak na głowę metalowe wiadro.
Photo by -Salvaje-a Creative Commons license
PS1 Aha – chomik nie przeżył.
PS2. Rolnik przeżył, choć białko w mózgu mu się nieco zagotowało.
PS3 Pan miał penisa normatywnego a norma krajowa zgodnie z podręcznikami polskiej medycyny to 17.5 cm
July 13, 2014
Jestem z takiego pokolenia, że….
Ten tytuł ukradłem od Jacka Walkiewicza, bo strasznie mi się spodobał. Tak więc jestem z takiego pokolenia, że w internecie spędziłem tylko 40 proc. mojego, życia za to zacząłem w momencie, kiedy tak naprawdę kształtowałem się jako osoba, którą teraz jestem.
Ja, jeszcze pamiętam obraz świata przed siecią. Większość z was – patrząc po statystykach pamięta go jednak słabo – a jest tu spora liczba osób, która nie pamięta go właściwie w ogóle.
Zdradzę wam moment kiedy dowiedziałem się dużo o internecie.
Poznałem tam kobietę, która była blondynką, była tancerką (do tej pory mam słabość do tancerek, może chodzi o to w jaki sposób ruszają biodrami albo w sposób jaki chodzą).
Dziś nawet nie pamiętam jak miała na imię. Wtedy, przez moment była fascynująca. Co dzień rano albo jeszcze w nocy wysyłałem do niej emaila. Ona odpowiadała mi po południu kiedy kończyła pracę w pewnym szklanym biurze.
Kiedy raz tego nie zrobiłem była bardzo zła. Uważała, że przestało mi wirtualnie zależeć.
Oczywiście, że w końcu się spotkaliśmy. Siedziałem w barze w białej koszuli, moja kora nadnerczy wytwarzała w szybkim tempie kortyzol, co zgłuszyłem ginem. Ona weszła i była naprawdę piękna. Widać, że włożyła w to a więc we mnie też dużo czasu.Latwo to było poznać, bo miała włosy w lekkim nieładzie, tak jakby przeczesała je tylko palcami a one od razu ułożyły się w loki. Taki nieład o czym wiedziałem już wtedy wymagał co najmniej wizyty u fryzjera i półgodzinnego czesania.
Siedzieliśmy tam ze trzy godziny, ale rozmowa się nie kleiła. Kompletnie przechodziliśmy obok. Nie wiem na czym to polega, ale czasami spotykasz ludzi i od razu między wami zaskakuje. Było off – jest on i po chwili wiecie wszystko o sobie. Rozmowa przypomina wtedy pędzący strumień. Skaczecie z tematu na temat.
A ja siedziałem z nią (absolutnie piękną kobietą) piłem gin (już trzeci) i wydawało mi się, że siedzę w błotnistym stawie. Znaliśmy już filmy, które lubimy, opowiedzieliśmy to sobie przez sieć, znaliśmy książki, które czytaliśmy, znaliśmy swoją ulubioną muzykę, a nawet pozycje w łóżku.
Znaliśmy a nie znaliśmy.
Spotkaliśmy się tak ze cztery czy pięć razy (na dwóch z tych spotkań w akcie desperacji poszliśmy nawet do łóżka i było to nawet przyjemne bo pójście do łóżka z piękną kobietą zazwyczaj jest przyjemne, ale problem polega na tym, że miało być mistyczne. A ja nie czułem tej mistyki nawet jak jej wargi zaciskały się na fragmencie mojego ciała całkiem nieźle przystosowanym do tej czynności.
Rozstaliśmy się pełni rozczarowań.Spodziewaliśmy się czegoś absolutnie innego. Czegoś czego nie dało się spełnić.
W internecie żyjesz swoimi wyobrażeniami o drugiej osobie. Odtwarzasz swoje pragnienia, potrzeby, oczekiwania, które masz wdrukowane pod kopułą mózgu. Przenosisz je na nią. Wkładasz w tę osobę to co chciałbyś/chciałabyś w niej zobaczyć.
Oczywiście ten błąd popełniałem później wiele razy. Ale w końcu waląc głową o ścianę, odsunąłem się krok w tył.
To błąd pierwszy – i ona i ja stworzyliśmy kogoś kto nie istniał. W sieci łatwo to zrobić. I łatwo się przez to pogubić. I pół biedy jeśli kończy się to tylko zdjętymi majtkami i nieudanym rżnięciem.
„On lajkuje moje posty więc na pewno mnie kocha, komentował kilkakrotnie zdjęcia mojego psa więc ma dobre serduszko i lubi zwierzęta, będziemy mieli w domu trzy psy i kota, a on do ślubu założy granatowy garnitur bo świetnie wygląda w tym kolorze
Co myśli on? „Ona ma świetne cyce, ciekawe jak wygląda odwrócona tyłem i wypięta.„
Teraz błąd drugi – odbieranie pozorów jako prawdy. W internecie jesteśmy jak na sfiltrowanym zdjęciu wrzucanym na Instagrama. Nierzeczywiści i lepsi.
Możemy się kreować w dowolny sposób. Jest miejscem gdzie mamy plus 10 do urody, plus 10 do ataku, i plus tysiąc do lansu.
Facebóg mówi nam cały czas jak fantastyczne życie mają ci, którzy nas otaczają. Internet ma narrację reklamy. I jest równie prawdziwy jak ona. Ma przepalone barwy, filtry, wiecznie nienaganny makijaż, słońce i uśmiech na twarzy.
Jeśli musimy tak mocno wywierać wrażenie na innych, że nasze życie jest tak fantastyczne, to chyba sami nie jesteśmy do tego przekonani.
To znaczy, że wątpimy we własną wartość, to znaczy, że nie zaakceptowaliśmy jeszcze kim jesteśmy, to znaczy że uważamy że jesteśmy tak nieciekawi w środku że musimy kreować pozory naszego ciekawego życia.
Wreszcie internet przyzwyczaja nas do nietrwałości i do natychmiastowej dostępności. Gdzie wszystko możesz dostać na jedno. Dwa góra trzy kliknięcia.
Jak wyglądają sieciowe serwisy randkowe?
Jeśli ona nie wywołuje natychmiastowego bonera – won. Skoro żyjemy w świecie gdzie cały czas mamy prawo do kolejnego wyboru, nie przywiązujemy się do niczego. Te zachowania z internetu przenosimy na normalne życie.
Jeśli nie da się przynajmniej porządnie obmacać na pierwszym spotkaniu – won.
Jeśli pojawia się problem? Won.
Będzie następna/następny – czekają w kolejce.
Tutaj powinna być jakaś szokująca puenta. Problem w tym, że wcale za specjalnie nie wiem co zrobić z tą wiedzą.
Jestem z pokolenia, które załatwiało pewne rzeczy inaczej. Świat poszedł naprzód. To znaczy, że zmieniły się też prawdy o świecie. Można się zapdejtować. Albo nie. Może po prostu za jakiś czas wahadło wróci w to samo miejsce.
Photo by Ferran Jordà a Creative Commons license
Piotr C.'s Blog
- Piotr C.'s profile
- 36 followers

