Piotr C.'s Blog, page 29
July 4, 2014
Dlaczego kobiety to dziwki
- Jesteś kurwą! – zawył gość na dole, stojąc pod naszym balkonem. – Ty pierdolona dziwko!!!
Chwila przerwy.
- Agnieszka ty suko!!!
A zaraz po tym wrzasnął: kocham cię dlaczego mi to zrobiłaś?
Agnieszka słuchała każdego słowa i daje słowo przy każdym puchła z dumy.
Na koniec wypłynęła na balkon niczym wielka hollywoodzka gwiazda stąpając z gracja, jak wielka dama i to złudzenie trwało do momentu kiedy wrzasnęła: spierdalaj ćwoku!
I kolega spod balkonu smętnie powłócząc nogami faktycznie spierdolił.
A ja w ten magiczny sposób nauczyłem się że kobiecie nie można oddać się w całości, bo nie doceni, przeżuje jak krowa siano i wypluje.
To znaczy wiedziałem to już wcześniej, ale co innego wiedzieć a co innego widzieć.
Agnieszka zeszła z tego balkonu z rozbuchanymi nozdrzami, lśniącą twarzą i błyszczącym okiem jak żeńska wersja Doriana Greya Ona się wzmocniła, ten koleś posuwający się łapa za łapą do metra osłabł. Ona wypiękniała, on zbrzydł.
(Kobiety potrafią być jak modliszki, a później w samych gaciach o 3 rano trzymając połamaną walizkę w ręku jedziesz spać do swojego najlepszego kumpla)
Spojrzała na nas wzrokiem najedzonego boa: czego kurwa się gapicie?
I wiem na pewno, że ten wieczór spędziła w łóżku leżąc na brzuchu z szeroko rozstawionymi udami bo ta scena uruchomiła w niej i dziwkę i kobietę
To znaczy Agnieszka cały czas była dziwka (bo była kobieta), ale teraz sobie o tym przypomniała.
Nic zaś tak nie podnieca kobiety jak świadomość, że jakiś nieszczęśnik stracił dla niej rozum.
No, może poza tym, że ona traci rozum dla jakiegoś niedostępnego frajera, po czym rzuca się pod pociąg niczym Anna Karenina (w dzisiejszych czasach idzie na miasto, daje się przelecieć jakiemuś prawnikowi, po czym rzyga na jego płytki w łazience nie mogąc trafić do kibla).
Później się dowiedziałem, że kolegę ćwoka poznała w sieci na popularnym wtedy serwisie, umówiła się nim kilka razy, mocno lekceważąc w międzyczasie, a następnie pozwoliła się zerżnąć i kazała wylizać.
A kiedy skończył spojrzała na niego i powiedziała: miały być gwiazdeczki, obiecywałeś że mnie wypieprzysz tak że będę miała gwiazdeczki. Nie było gwiazdeczek.
Na ironię zakrawa, że kilka tygodni później… ale to już całkiem inna historia.
CDN
A ta notka jest oczywiście z cyklu: kobiety są takie same jak my mężczyźni


June 29, 2014
Jak z tłustej świni zmieniłam się w miss bikini
Napisała do mnie Zuza, która schudła z 81 kg do 50 kg. Zainteresowani prawda? A raczej powinienem napisać zainteresowane prawda?
Daję jej historię w prostym celu: na pohybel i w pysk wszystkim osobom, które po pierwsze uważają, że się nie da schudnąć a dwa, żeby schudnąć to trzeba po prostu mniej żreć. Trzeba zapierdalać. Do wyrzygania.
–
„Nie byłam otyła z powodu wpierdalania jak dzika świnia a z powodu przykrego incydentu który miał miejsce jak miałam 10 miesięcy.
Zostałam ciężko poparzona wiec ładowali we mnie encorton. Uratowali mi życie a zjebali gospodarkę hormonalną. Zaczęłam tyć w oczach. Cale dzieciństwo to była walka żeby schudnąć, latanie po endokrynologach, dietetykach, nic nie pomagało.
Od diety do diety, frustracja, wkurwienie, kompleksy zawsze czułam się gorsza.
Mając 16 lat zaparłam się i schudłam z 93 kg do 63. Ale później było jo – jo, zatrzymałam się przestałam dbać o dietę, a później zaszłam w ciążę i efekt był taki że znów ważyłam 81 kg.
Pamiętam to jak dziś był 9 lutego 2013. Siedziałam z moja przyjaciółką załamana że mnie facet zostawił bez słowa.
Właśnie skończyłam 25 lat. Postanowiłam zrobić chujowi na złość i schudnąć.
No, dobrze była jeszcze jedna rzecz. Przyjaciółka zrobiła mi wtedy zdjęcie. Jak zobaczyłam to zdjęcie to się załamałam drugi raz.
Koniec tego, teraz chudnę na maksa. I zaczęłam ćwiczyć.
Padło na Chodakonska. To nie była dobra decyzja bo ta pani z technika trenerską ma niewiele wspólnego, ale jej papieski, sekciarski ton mi odpowiadał.
Spodobało mi się to. Zaczęłam ćwiczyć codziennie. jako ze byłam otyła to ból mięśni był kurewski. Mięśnie miałam w zaniku zastane. Walczyłam z kilogramami, zadyszką, zakwasami. Nieraz wymiotowałam z bólu czy myślałam że zemdleję, ale się nie poddawałam.
A uczciwie mówiąc sytuacji do poddania się nie brakowało bo pierwsze 4 miesiące waga stała w miejscu, ale za to cm leciały na łeb na szyje.
Spróbowałam Mel B. To był już wyższy level. Ale dalej nic. Marne parę kg. A ja chciałam więcej. Dużo więcej.
Nie wyobrażałam sobie dnia bez treningu.
Udałam się do dietetyka, który mi rozpisał odpowiednią dietę. Któregoś dnia przez przypadek trafiłam na Sylwię Wiesenberg. Dostałam jej treningi.
Za efekty w odchudzaniu dostałam sesję z wysokonakładowym miesięczniku dla kobiet. To był wrzesień 2013 i moment przełomowy. Ważyłam 62 kg a chciałam dojść do 54 kg (mam 164 cm wzrostu).
Zaczęłam kminić co tu zrobić żeby jeszcze bardziej przyspeedować metabolizm. I wtedy eureka! zwiększyłam obciążenie i dodałam odżywkę białkową. I to był strzał w dziesiątkę! Zaczęłam spalać tłuszcz i chudłam gwałtownie, najbardziej na przełomie września i października.
Jak startowałam z 81 kg rozmiar 44, tak we wrześniu ważyłam już 50 kg i rozmiar 34!!!
A w październiku w moje ręce wpadł najcięższy trening świata Insanity, inspirowany treningiem armii amerykańskiej. To był hardcore, same pompki, trzeba było mieć silne płuca i silne mięśnie .Ale przeszłam to w całości, nie raz nie dwa a 4! A właściwie teraz kończę czwarty raz, bo Insanity trwa 2 miesiące.
I tak zamieniłam się z tłustej świni w miss prawie bikini. Ale 1,5 roku światek piątek u mnie trening jest.
Ćwiczę 7 razy w tygodniu, chociaż w zimie miałam tak że ćwiczyłam i 14 razy w tygodniu, ale to już jest przegięcie
Aha jem pięć razy dziennie co trzy godziny. W sumie 2 tys. kalorii. Poniżej 1500 kcal to wygłodzenie
Teraz trenuję bo to uwielbiam. Daje mi to Powera, silę wewnętrzną chociaż nie powiem żeby mi się beret odchudził. Bo mimo tego ze schudłam i się wyrzeźbiłam miewam momenty że patrzę w lustro i myślę że jestem spasiona ;p. Ale to szczegół.
Photo by Corie Howell a Creative Commons license


June 26, 2014
Ta notka nie jest dla kobiet (podkreślam)
O tym epokowym wydarzeniu doniósł mi na Facebooku kolega Tomasz podsyłając linka do pewnego serwisu naukowego.
Po przeczytaniu tej informacji konstatuje ze smutkiem, my Europejczycy jesteśmy upadającą cywilizacją. Owszem, mamy te swoje Luwry, te nędzną Sagradę Famílię, te matrioszki i kałachy, ale to wszystko zabawki przeszłości.
A jak wygląda przyszłość? Chińczycy w szpitalu w Nanjing właśnie wprowadzili u siebie „automatic sperm extractor”, czyli automatyczne urządzenie do nie bójmy się tego słowa… obciągania.
W Europie kiedy lekarz chce pobrać spermę od pacjenta, zamyka się on (zamyka się on czyli pacjent) w pokoju i tradycyjnie w pocie czoła pracuje aby dojść do kubka. W Chinach do problemu podeszli kompleksowo stawiając coś takiego:
Technologia jest dodajmy „hands free”. Urządzenie ma rurę do masażu części wiadomej, na panelu sterującym można sobie ustawić częstotliwość, siłę nacisku oraz temperaturę. Ma również ekran LCD dla tych którzy potrzebują odrobiny inspiracji poza targaniem za przyzwyczajony do targania fragment ciała.
Jak twierdzi szef departamentu urologii tego szpitala, urządzenie jest zaprojektowane po to aby pomóc osobom, które mają problemy z oddaniem nasienia w tradycyjny sposób.
W ten sposób doszliśmy do momentu kiedy facet jest dojony jak krowa a kobiety są zbędne.
Czas umierać. Stałem się konserwatystą. Ale jakoś czuję, że niedługo będzie coś takiego stało w każdej korporacji obok automatu z colą.
Photo by by GuilleDes a Creative Commons license


June 24, 2014
Dlaczego pisarze nie lubią e-booków i dlaczego wam się do tego nie przyznają?
Bardzo lubię spotykać się z pisarzami. Zawsze rozmawiają o kasie.
To znaczy zawsze zaczynają od dup, a później są pieniądze, ile zarobiłeś, ile ja zarobiłem i ile on zarobił. A Leon pisze taką szmirę tfu i robi dużą bańkę i jak to kurwa możliwe? A ta Grochola? Albo ta od herbaty i ciasta? Cały czas piekarnik i kawa, wiesz od razu kto się z kim prześpi a co wypuści książkę to 100 tys. sprzedanych egzemplarzy .
Albo literatura celbrytów, którą to twórczość można sprowadzić do mój cellulit jest lepszy niż jej cellulit, co jem, jak biegam i jak dobrze wyglądać po 40 – tce?
I ONI ŚMIOM ZARABIAĆ NA TYM WIĘCEJ?
Toż to kurwa nieestetyczne. Ja zasługuję na to lepiej. A dalej to już jest standard: wódka, śledź i znów dupy i kasa.
Mówiąc szczerze są trzy kasty ludzi którzy rozmawiają aż tyle o pieniądzach: pisarze, prawnicy i kurwy. Przy czym pisarze rozmawiają najwięcej.
Tematem, który pojawia się zaraz przy tej okazji są e-booki. Tu wyznam wam wielką tajemnicę: pisarze jak cholera, nie lubią e-booków choć głośno się na to nie skarżą.
A dlaczego nie lubią? Bo, nie dość że to gówno sprzedaje się słabo (czyli jest z tego mało kasy, a jak już ustaliliśmy kasa jest dla pisarzy bardzo ważna) to jeszcze od razu lądują na Chomiku, gdzie gawiedź różnorodna może ściągać je za darmo a to już psuje interes całkowicie, bo jaka dziwka lubi pracować za darmo?
Żadna przyznacie. Istotą bycia dziwką, tfu pisarzem jest żeby pobierać za to chociaż stosowne wynagrodzenie.
Co to znaczy e-booki słabo się sprzedają? Obie części Pokolenia zbliżają się teraz w sumie do 50 tys. sprzedanych egzemplarzy. Ile z tego to e-booki? Pokolenie Ikea – 283 – sztuki. Pokolenie Ikea Kobiety – 91 sztuk. Jest moc prawda?
Powiem szczerze – i zabrzmi to bardzo nieparlamentarnie a mój wydawca mnie zabije (Wojtek nie czytaj) – pierdoli mnie to.
Jeśli ktoś ściągnie moją książkę z sieci – pierdoli mnie to, chuj dupa i kamieni kupa. Bo, jeśli mu/jej się spodoba to i tak prędzej czy później kupi mnie w papierze. Jeśli mu/jej się nie spodoba, po prostu skasuje plik aby sobie nie zagracać czytnika.
To mniej więcej tak jakbym się buntował, że moje książki lądują w bibliotekach publicznych i ktoś je tam wypożycza, czyta i nie płaci.
Zresztą podam wam dobry przykład. Swego czasu za darmo i legalnie była w sieci udostępniona genialna książka Metro 2033. Ściągnąłem ją. Była w pdfie. Przeczytałem 10 stron i…. kupiłem ją w epubie, bo w pdfie czytało się ją tak, jakbym jednocześnie kartoflami żonglował.
Na siłę to się tylko stringi zdejmuje. Nie zmusisz człowieka, żeby zapłacił skoro nie chce.
Photo by Alba Soler a Creative Commons license


June 22, 2014
Idol (Kobiety są takie same jak my mężczyźni)
Mój ówczesny współlokator Marcin a do dziś przyjaciel był i jest jednostką zasadniczą. Jak był młody grał i ryczał w kapeli metalowej a przez moment Ozzy był jego bogiem.
Miał włosy do pasa i ćwiczył po pięć godzin dziennie. Byli naprawdę nieźli. Mieli nawet swojego hita, który leciał w kilku stacjach i wylądował na kilku listach przebojów.
Tydzień przed tym kiedy mieli podpisać kontrakt na płytę, pokłócił się z pozostałymi członkami zespołu o refren jednej z piosenek, czy ma być wolniej czy szybciej (on chciał szybciej) i czy ma być w nim słowo chuj.
Marcin chciał żeby chuj został, pozostali członkowie kapeli niekoniecznie. I chuj. Zespół się rozpadł.
Druga rzecz która jest charakterystyczna dla Marcina to to, że jest oszczędny. Marcin po niewypale z chujem stracił zainteresowanie muzyką a zaczął prawem. I ściął włosy na Leonardo di Caprio, który wówczas był młody i płynął Titanikiem.
Swoją drogą nie chciał takiej fryzury , ale sieć fryzjerska Jean Jac LeFak ma taki program, że jak zapiszesz się do praktykanta to on tnie za darmo, bo się uczy.
I rzecz trzecia. Marcin bał się kobiet.
Zwyczajnie i po prostu. Nawet jak laski po koncercie były nawilżone i chętne (nic tak nie robi wrażenie na kobiecie jak długowłosy, gniewny, rockowy wokalista, który jeszcze wie co się robi z gitarą) to i tak zachowywał się jak jeleń na rykowisku.
Kiedy podchodziły do niego po występie aby dać mu on nie wiedział o co im chodzi i zamiast zaciągnąć do kibla, zerwać majtki i wziąć od tyłu opowiadał im o meandrach techniki Joe Satrianiego.
A gdy one chciały paść przed nim i jego rozporkiem na kolana robiąc mu fellatio on żwawo perorował o różnicach między legato a tappingiem.
Jak widzicie Marcin postacią jest wielowątkową i teraz wyobraźcie sobie jego minę jak zobaczył naszą nową wspólokatorkę Agnieszkę.
Scena 1
- Mam trzy przyjemności. Wszystkie są na literę s – stwierdził Marcin patrząc na Agnieszkę i chcąc na niej chyba zrobić jakieś wrażenie.
- Sranie, sen i co trzecie?
- Seks.
Agnieszka obrzuciła uważnie wzrokiem Marcina. – Nie wierzę – spuentowała krótko.
AŁA.
Scena 2
Marcin scenicznym szeptem do mnie:
- Chciałem se ręce pokremować, bo jakieś suche miałem, myślę pożyczę od tej zołzy, idę do łazienki i nie uwierzysz. 150 kurwa tubek wszystkiego tylko normalnego kremu do rąk nie ma!!!
(Trzeba wiedzieć że przez cały okres mieszkania z nami Agnieszka olewała porządek w swoim pokoju, w kuchni mogłaby palma wyrosnąć, ale łazienka, łazienka musiała być czysta tak że z podłogi dało się jeść.)
Zbieg wymienionych wcześniej okoliczności sprawił, że Marcin zaliczył czwartego dnia znajomości nokaut, jak walnięty telewizorem marki Rubin.
Scena 3.
Marcin idąc do kibla zużył całe mydło do rąk i nie uzupełnił zbiornika. Agnieszka, chwilę po nim poszła się wykąpać (kobiety mają naturalną umiejętność spędzania w wannie za jednym posiedzeniem koło godziny, to chyba uwarunkowane genetycznie).
Marcin siedział w kuchni i rżnął w Starcrafta. Komputer albowiem trzymaliśmy w kuchni aby był jak najbardziej dostępny.
Po mniej więcej pięciu minutach 170 cm furii wypadło z łazienki i przeleciało do kuchni kurwiąc po drodze głośno. Przy drzwiach wzięła zamach i jebnęła w Marcina pojemnikiem na mydło aż stęknął.
- Kurwa to takie trudne? Zużywasz – napełniasz – tłuku– wrzasnęła. – I jeszcze jedno jak następnym razem zobaczę znów twoje brudne, zasrane gacie na pralce to cię zajebię! Pranie wrzuca się do kosza!!
Marcin nie odpowiedział nic. Przełknął ślinę.
Agnieszka całkiem naga obróciła się na pięcie, kręcąc swym zgrabnym tyłkiem i wróciła do łazienki. Trzaskając tak drzwiami, że aż futryna zajęczała.
CDN
Photo by Lotus Carroll a Creative Commons license
Swoją drogą Marcin do dziś pamięta aby napełnić zbiornik z mydłem i wrzucić gacie do kosza.


June 21, 2014
Najlepsza na świecie jajecznica na kaca
Dziś zdradzę Ci sekret jak zrobić jajecznicę, która będzie dużo lepsza niż to co jadacie zazwyczaj i rozumiesz pod tą postacią.
Potrzebujesz:
- 6 jajek
- Jednej czwartej kostki masła (Olga ma ciotki Francuzki, które zawsze powtarzają, że są trzy tajemnice francuskiej kuchni: masło, masło oraz masło).
- Pół opakowania wędzonego boczku w plasterkach
- Łyżki stołowej serka mascarpone, ewentualnie zamiast tego może być tłusta śmietanka do kawy albo mleko
- Soku pomidorowego z wódką, tabasco, solą i pieprzem w proporcji: 50 gramów wódki, 150 ml soku. Można do niego dorzucić kilka kostek lodu.
Photo by Helen Taylor a Creative Commons license
- Jednej skacowanej, ładnej kobiety w męskiej półrozpietej koszuli, która z trudnością zakrywa tyłek a nawet się nie stara zasłaniać cycków.
- Masła czekoladowego.
- Stołu.
Aha miska, patelnia – też są mile widziane.
Kobiecie podajemy krwawą mery do łóżka. Jeśli się opiera przed wypiciem proponuję dać jej kilka klapsów na goły tyłek. Koniecznie ignorujemy jęki i narzekania w stylu: to jest niedobre, to jest z wódką, bleh itp.
W kuchni rozbijamy jajka do miski. Solimy. Pieprzymy. Dodajemy mascarpone (jeśli mamy), a jeśli nie mamy to mleko albo śmietankę.
Mieszamy to wszystko widelcem na jednolitą masę. Mascarpone – zwłaszcza zimne nie da się do końca rozbić – ale tym się teraz nie przejmujemy bo i tak rozpuści się na patelni. Kroimy boczek na paski. Prostokąty, kwadraty – jak lubimy. Ja ciacham je jak rzeźnik – byle szybciej.
Teraz sekret. Większość jajecznic jest schrzaniona przez to, że chcemy ją zrobić szybko, czyli w wysokiej temperaturze. To błąd. Silnika też nie doprowadzasz od razu pod 7 tys. obrotów, prawda? Musi się rozgrzać.
Palnik/płytę grzejną ustawiamy więc najlepiej w jednej trzeciej, góra połowie mocy. Kładziemy na patelnię masło. Czekamy aż się rozpuści.
Dodajemy boczek i chwilę go tam mieszamy, aż nieco zmieni kolor.
Kiedy to nastąpi, wlewamy na patelnię masę jajeczną i powoli, niespiesznie ją mieszamy. To drugi sekret – jajecznicę oprócz przygotowywania w niskiej temperaturze należy cały czas mieszać.
Jeśli komuś się przy tym nudzi proponuje w miedzyczasie sączyć sok pomidorowy z dodatkami.
Kiedy jajka się zetną, przekładamy ją na talerze i dokładamy do tego jakieś pieczywo z masłem albo bez masła w zależności jak koleżanka optuje i czy jest na diecie czy nie.
Jemy szybko.
Photo by EyesOnFire89 a Creative Commons license
A masło czekoladowe? Na kacu należy uzupełnić poziom cukru. Masło czekoladowe można podawać palcem do ust. Choć osobiście wolę rozsmarować je po biuście.
Ale to już po jajecznicy i na stole.
Smacznego.


June 20, 2014
Dlaczego piszę?
Miałeś zostać gwiazdą prawda?
Miałaś.
Miałaś byś sławna.
Miałaś być modelką. Jak pieprzona Cindy, Christy albo Kate.
Miałaś być bogata i podziwiana.
Miałaś ….
Pamietasz co miałaś robić gdy będziesz dorosła?
A jesteś?
Czujesz do siebie niesmak prawda? Uczucie, że zawiodłaś. Że wspaniałe życie, które miało się stać twoim udziałem gdzieś się rozpłynęło.
I wiesz co jest w tym najgorsze? Że, zaczynasz się z tym godzić. Że, oczekujesz minimum.
Normalnej pracy.
Nudnego męża.
Zwykłego dziecka.
Wakacji raz w roku.
Grilla.
Tylko od czasu do czasu pojawia się ten żal. Mocny. Ciśnie. Rwie. I szarpie/ Wtedy wybuchasz. Płaczesz albo krzyczysz. Dlaczego jestem taka beznadziejna?
Naprawdę zjebałam swoje życie u boku JEGO?
Albo: nie mogłem wybrać lepiej? I tak, teraz już do końca z nią, z nim gdy miało być tak pięknie?
To ciekawe, że tak szybko godzimy się z rzeczywistością. Jesteś dopiero na początku. Możesz wszystko. Musisz tylko odnaleźć w sobie pasję, która cię nakręca. Musisz zacisnąć zęby tam gdzie inni się poddają Oczywiście, że nie będzie łatwo. Ale to dopiero początek przygody. Niektórzy wchodzą na szczyt gdy mają 17 lat. Inni znacznie później. Pod warunkiem, że chcą się ciągle wspinać.
Dlatego ja piszę. Nie chcę przeżyć swojego życia przeciętnie. Chcę czegoś więcej. Chcę tworzyć. Chcę pobudzać ludzi. Chcę żeby się śmiali i żeby płakali. A Ty? Czego chcesz?
Photo by stenz a Creative Commons license


June 18, 2014
Smutna historia
Był najprzystojniejszym facetem z całej naszej klasy. Był wysoki, miał długie kręcone włosy, w sumie gdy dziś o tym myślę to wtedy wyglądał jak młody Eddie Vedder z Pearl Jam, przy czym Vedder tez był wtedy młody.
Ale on był przystojniejszy od Veddera.
Kobiety piszczały na jego widok. Grał świetnie w siatkę, świetnie w nogę, pływał, grał na gitarze, trochę śpiewał.
Był, zdrowy, mocno opalony, dowcipny, błyskał białymi zębami i umięśnionym ciałem. Tak, kobiety w wieku lat 16 i 17 rozkładały przed nim nogi jak Morze Czerwone przed Mojżeszem.
Dobrze się bawił, a ja często bawiłem się razem z nim. Lubiliśmy się. Nie żebyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, ale lubiliśmy się na tyle żeby napić się piwa albo nawet wódki, obejrzeć mecz czy wyjechać razem na kilka dni.
W sumie mieliśmy podobne hobby.
Kiedy przyszedł czas aby wyjechać on został.
Nie chciał opuszczać tego miasta. Był do niego przywiązany. Chciał tam żyć. Wtedy kontakty nam się rozluźniły.
Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Warszawy poczułem, że jestem u siebie. Kiedy szedłem pierwszy raz z Dworca Centralnego Świętokrzyską do Krakowskiego Przedmieścia a później mijając pomnik Kopernika na Uniwersytet czułem, że te mury mnie pamiętają. Że choć zabrzmi to dziwnie, kiedyś tu byłem, a miasto wita mnie z powrotem jak dawno nie widzianego mieszkańca. Deja vu? Później poszedłem na Długą gdzie przez lata stał dom moich dziadków i nie miałem już żadnych wątpliwości. Znalazłem swój syf.
On też poszedł na studia w moim starym mieście. Skończył bodaj zaocznie ekonomię. W tygodniu trochę pił, trochę grał, pracował w jakimś urzędzie.
Znów miał wiele kobiet. Jedna z nich kręciła się przy nim dłużej. Śledziła go na mieście. On mówił jej, że wraca do domu. I szedł do najbliższego pubu. Po kilkunastu minutach przychodziła ona. I dosiadała się jak gdyby nigdy nic do jego stolika i jego znajomych. Tolerował ją bo była ładna i bezwarunkowo dostępna na każde wezwanie. Przy czym robiła z nim wszystko co chciał. Na dodatek miała duży biust. Jak już wspominałem, dzieliliśmy podobne zainteresowania.
Wtedy poznał pewną blondynkę. To było coś poważnego. Ona była ładna, skończyła prawo w Poznaniu, jej ojciec miał bardzo dużą własną firmę, mimo to założyła własny biznes i szło jej bardzo dobrze. Kupiła sobie mieszkanie (z całą pewnością nie takie, jakie mogłaby kupić gdyby wzięła pieniądze od ojca), kupiła sobie również rozwalający się samochód. To zabawne, bo na palcu nosiła pierścionek, który był wart dwa razy tyle co jej auto. Ale pierścionek był prezentem od matki.
Kochała go. Czyli mojego kolegę. Zdecydowanie. Chciała mieć z nim dzieci, grilla i podpałkę.
Photo by Jason Froebe a Creative Commons license
A on? Kiedyś się upiliśmy na mieście, tak że rzygał na deptaku w centrum miasta prosto do metalowej śmietniczki i powtarzał: ona jest dla mnie za dobra, nie zasługuję na nią, boję się jej. Kilka tygodni później zerwał.
A kolejne kilka tygodni później zaręczył się. Z panną dostępną. Później się z nią ożenił. Byłem na tym ślubie. Blondynka też dostała zaproszenie, ale nie przyszła.
Minęło pięć lat. Panna dostępna, która nie była już panną – przytyła 25 kilo. Albo 30. Po ciąży. Mają córkę.
Ze dwa lata nie mieli seksu. Ostatni raz jak próbowali spojrzała na niego i powiedziała: wiesz co, wolę sobie zrobić dobrze palcami bo twój kutas jest już do niczego. W sumie tak jak ty.
On wraca z biegania. Dyszy. Matka wita go z córką: spójrz na niego córeczko, widzisz jaki on jest pojebany?
Teść, który kupił im mieszkania: jesteś taką pierdołą, że gdyby były zawody na największą pierdołę zająłbyś drugie miejsce bo taka z ciebie pierdoła.
Raz powiedział jej o rozwodzie. Skoro ona się męczy i on się męczy to po co być razem?
- Jeśli ze mną zerwiesz pójdę do twojego urzędu, do twojego dyrektora i powiem, że jesteś pedofilem, który molestował naszą córkę. A później pójdę z tym na policję i do prokuratury. Jak sądzisz jak szybko ludzie zaczną o tym gadać? – zapytała.
- Ale to nieprawda! – zaprotestował.
- Co z tego? Tego gówna z siebie nie zetrzesz nigdy. A przecież stąd nie wyjedziesz, prawda?


June 15, 2014
Deser
Były dwie. Brunetka i blondynka.
Jednej podałem pastę z krewetkami, drugiej pastę ze świeżymi, drobno pokrojonymi pomidorami, mascarpone, chilli i szynką parmeńską. Ale dziś będzie tylko o krewetkach.
Brunetka przyszła wieczorem. Miała ciemne proste włosy do ramion, czerwone usta w kształcie serca, duże oczy i ogromne cycki , które jeszcze opierały się grawitacji ale nie oszukujmy się przy tym rozmiarze jeszcze rok, jeszcze dwa a miały się poddać.
Co jeszcze? Oczy miała brązowe. Nogi przeciętne. Potrafiła je jednak mocno zawijać na moich plecach. Lubiła psy. Generalnie zwierzęta. Zawsze widząc jakiegoś chorego gołębia dostawała na jego widok obsesji.
23 lata. Studiowała coś tam.
Photo by Paolo Rally a Creative Commons license
Uwielbiała jak pieprzyło się ją gdy leżała na wznak, z poduszką pod biodrami. Jęczała wtedy cicho. Nie wierzcie kiedy kobieta drze się w trakcie orgazmu jakby jej odrywali łapę. Zazwyczaj jak dochodzą, jęczą cicho. No, chyba że zamiast penisa posiadasz słupek zabezpieczający przed wjazdem samochodu na chodnik.
Wieczorem były krewetki. Jak je zrobić to już będzie na końcu. Później był deser. I jeszcze jeden.
I tak nam się spodobało, że kończyliśmy go jeść w wannie a później jeszcze na balkonie. Położyliśmy się spać koło trzeciej rano. Byłem lekko zmęczony. Znacie to powiedzenie, że kobieta potrafi mieć w trakcie jednego stosunku 50 pieprzonych orgazmów, które w dobrym wypadku wystarczają jej na miesiąc a facet ma jeden który w najlepszym przypadku wystarcza mu do rana?
To pieprzone kłamstwo!!!
Wstałem rano o 12. Wstałem? Zostałem obudzony. Po obudzeniu postanowiłem zacząć się oszczędzać. Wiecie wieczorem miała przyjść blondynka.
Photo by Alba Soler a Creative Commons license
Różnica była taka, że z brunetką miałem przyjemność wiele razy. A z blondynką nie. A blondynka była niska. Miała rewelacyjny tyłek. I strasznie chciałem ją zobaczyć nago. Wiecie ten pierwszy raz kiedy jest kolumna Zygmunta, pończochy, wyuzdana bielizna i ten moment gdy ściągasz z niej stanik a ona ci na to pozwala.
Poza tym wszystko było już gotowe. Nawet pomidory na kolację kupiłem. Więc rozumiecie, że nie chciałem z tego zrezygnować. Poza tym pomidory by zgniły.
Po miłym przebudzeniu, poszedłem pod prysznic. Zacząłem się myć. Nałożyłem radośnie sporo piany. Szoruję się. Nucąc pod nosem. Dochodzę w pobliże swoich części intymnych i …. szukam. Szukam… SZUKAM!
Gmeram łapą. Klepię.
Gdzie jesteś?
Maleńki? Koteczku? KICI KICI!!!!
Odszedł? Schował się? PUCHATKU!!!!!!!!!
W końcu go znalazłem. Obejrzałem go. Jakiś zmaltretowany był. Nieco czerwony. I obtarty. Może się obraził?
- Dziś żadnego seksu – postanowiłem. – No do jakiejś 22 – zreflektowałem się. Wylazłem spod prysznica. Wytarłem się, zrobiłem cały
Tu nastąpił tyci problem. W brunetkę wstąpił demon. Stoya połączona z boginią Kali. Czyli naga. I spragniona. Krwi? Ledwo otworzyłem drzwi, już zaczęła mi ściągać ręcznik. Wywinąłem się chwacko i zaproponowałem śniadanie. Ale ona cały czas chciała deser. westchnąłem ciężko i zacząłem nad nią pracować w sposób alternatywny.
Język mi spuchł. Palce miałem tak zmaltretowane jakby mi je artretyzm połamał.
A brunetka? Wręcz przeciwnie. Im bardziej nie chciałem dać, tym bardziej chciała to coś dostać.
Zaczęła mnie gonić po całym łóżku. W końcu zdesperowana przygniotła biustem i zaczęła nim falować nad moją twarzą.
Jestem skrajnie nieodporny na podobne chwyty.
Zahipnotyzowała mnie.
ULEGŁEM. A później jeszcze raz. Brunetka zadowolona z siebie oddaliła się do domu. Rzekłbym w podskokach i radośnie.
Leżąc na łóżku, wyczerpany jakbym odbył pieciosetowy mecz na centralnym korcie US Open. Wszystko mnie bolało. Przez moment pomyślałem o okładzie z rumianku, ale stwierdziłem, że może nie – głupio mi będzie wyjaśnić żółte plamy.
Powiedzmy, że tak na brunetkę zadziałała moja pasta z krewetkami.
Photo by Corie Howell a Creative Commons license
PRZEPIS
Potrzebujesz:
- butelki białego wina
- paczki krewetek
- młynka z chilii
- trzech ząbków czosnku
- oliwy
- słodkiej papryki
- młynka z pieprzem
- soli
- kawałka masła (duża, kopiasta, stołowa łyżka)
- doniczki ze świeżą pietruszką
Wyjmujesz mrożone krewetki z lodówki. Jeśli jesteś dziewicą – pamiętaj czym będą mniejsze tym lepsze. Nie idź więc w black tigera, albo jeszcze większe.
To tak jakbyś zaczynał naukę jazdy na motocyklu od Hondy CBR 1000RR Fireblade (to ten na którym jeździł dr House).
Zacząć musisz od czegoś łatwiejszego, od 125 – ki.
Jeśli nie chcesz zainwestować zbyt dużo w ten eksperyment – idź do np. Lidla i kup krewetki grenlandzkie naturalne.
Otwierasz opakowanie, wkładasz je do miski i zalewasz wodą.
Zimną.
Jeśli jesteś kobietą możesz zdjąć przed tą czynnością stanik. Nie żeby to miało pomóc w gotowaniu. Ale podoba mi się ta wizja.
Jeśli jesteś facetem umyj wcześniej ręce.
Mieszasz w misce ze zmrożonymi krewetkami, zostawiasz ją teraz na chwilę.
Tniesz czosnek bardzo drobno. Odcedzasz krewetki. Posypujesz je pokrojonym czosnkiem. Solisz je. Pieprzysz (o tak!), kręcisz nad nimi młynkiem z chilii (tak, mogą być pikantne).
Dajesz im się przegryźć z pół godziny. Nastawiasz wodę na makaron. Kiedy zacznie się gotować solisz ją i dodajesz odrobiny oliwy.
Wrzucasz makaron, gotujesz tak długo jak to wskazano na opakowaniu. Do drugiego garnka nalewasz dużo oliwy tak aby jego dno było nią pokryte. Tak aby świecił się od niej. Rozkręcasz palnik na maksa. Oliwa musi stać się naprawdę gorąca. Kiedy to nastąpi wrzucasz krewetki do garnka.
Nie mieszasz.. Czekasz minutę. Polewasz całość odrobiną białego wina. Dodajesz po kilku, kilkunastu sekundach masło. Teraz, dopiero teraz mieszasz i wyłączasz palnik.
Odstawiasz garnek na bok. Odcedzasz makaron. Mieszasz go z połową krewetek i sosem.
Drugą połowę krewetek rzucasz na wierzch. Posypujesz makaron pietruszką. Do tego możesz dać parmezan. A musisz białe wino.
—–
A co z blondynką zapytacie? Nakarmiłem ją owszem. Rozebrałem ją. Miała doskonałe ciało.
I bardzo chciała mi je pokazać.
Skąd wiem? Jeśli kobieta zakłada tak wrzynające się w tyłek stringi, to tylko w jednym celu. Pobawiłem się jej wszystkimi wypukłościami. Polizałem nieco. Wymasowałem ją. Tak u dołu też.
Ale seksu w tradycyjnym tego pojęciu nie było. Nie chciało mi się. Byłem niczym wielki nażarty ryś.
Blondynka była na tyle rozczarowana, że więcej się ze mną nie umówiła. Ale wzięła ode mnie przepis na makaron.
Photo by Alexander a Creative Commons license


June 12, 2014
Mój test wolności
Wolność kojarzy mi się z morzem. Mam taki test, któremu się jeszcze od czasu do czasu poddaję.
Ten test nazywa się: czy jestem jeszcze młody? Czy jestem jeszcze szalony? Czy potrafię być dzieckiem? Czy potrafię być spontaniczny?
A może już do reszty zdechłem w korporacyjnym kieracie, który daje nam pieniądze za coś czego kupić nie można: nasz czas, naszą pasję i nasze życie?
Wygląda to tak, siedząc w samochodzie o dowolnej porze dnia, tygodnia, roku zawracam samochód i jadę nad morze. Nie przejmując się jakie spotkanie będzie za chwilę, co muszę zrobić rano.
Jesteśmy tutaj na chwilę. Jakoś jestem przekonany, że za 20 lat nie będziemy pamiętać jak fantastycznie wypełnialiśmy tabelki, odpowiadaliśmy na pocztę firmową i z jaką gracją nalewaliśmy sobie kawy w salach konferencyjnych.
Będziemy za to pamiętać te chwilę gdy byliśmy jeszcze spontaniczni.
Kiedyś już zadałem to pytanie: co byś zrobiła/ zrobił gdybyś wiedział, że jutro umrzesz? A gdybyś wiedziała, że umrzesz za tydzień? A za miesiąc? A za dwa lata?
Zmieniłabyś wszystko prawda?
Tak jak zmieniają się ludzie kiedy dowiadują się, że są chorzy. Tracą swoją nieśmiertelność.
Zaczynają rozumieć, że przecież umieramy cały czas.
Nie znamy tylko momentu kiedy to nastąpi. Ale ich śmierć jest nagle policzalna.
Dzisiaj mogłem zginąć kilka razy. Mogłem potknąć się pod prysznicem, uderzyć głową o kamienną posadzkę, krew spływała by szeroką strugą do odpływu.
Mogłem wjechać w betonową ścianę jadąc czarną Hondą Trasą Łazienkowską z prędkością 90 km na godzinę bo pękłaby mi opona.
Mogłem umrzeć w windzie, która spadłaby nagle kilkadziesiąt pięter w dół.
Mogłem zakrztusić się śmiertelnie szaszłykiem z kurczaka (swoją drogą nie smakował mi, był za suchy, szaszłyka z kurczaka trzeba zabezpieczyć czymś tłustym i wilgotnym kiedy kładzie się go do ognia a wcześniej namoczyć).
Mogłem odejść. Ale jestem. Czy jeszcze żyję?
Morze to mój test.
Zapytacie dlaczego morze? Kiedy byłem jeszcze małym ślicznym chłopcem pojechałem z przyjaciółmi nad morze. Była to nasza pierwsza dorosła wyprawa. Mieszkaliśmy na plaży. Nocowaliśmy na niej. Patrzyliśmy w gwiazdy. Opalaliśmy się na golca I tak samo kąpaliśmy w morzu. Piliśmy dużo taniego piwa. I dużo taniej wódki. Słuchaliśmy dobrej I złej muzyki. Śpiewaliśmy – zazwyczaj fałszywie.
Podrywaliśmy ładne i brzydkie dziewczęta. Podróżowaliśmy z plecakami nad polskim Bałtykiem na piechotę od wioski do wioski. Przeszliśmy wtedy jakieś 200 km.
W drodze powrotnej pociągiem pomyślałem: a może by tak pojechać do Krakowa? Oni nie chcieli. To było dla nich za dużo. To było zbyt spontaniczne. Ja po prostu pojechałem.
Kiedy z okna hotelu na plaży patrzę na wodę popijając whisky na którą wówczas nie było mnie stać myślę, że jeszcze jestem młody.
Jeszcze potrafię zerwać ze stereotypem, konwenansem i schematem. A Ty? Jak jest Twoja wymówka?
Photo by Tom Bricker a Creative Commons license


Piotr C.'s Blog
- Piotr C.'s profile
- 34 followers
