Piotr C.'s Blog, page 33
March 25, 2014
Taras
Leżymy na leżakach odpoczywając po saunie.
- Czarny? – zagaił Ufo.
Cisza. Błoga.
- Doradź mi – poprosił.
- Przeleć ją – podsunąłem szatańsko.
- Nawet nie zdążyłem ci powiedzieć o co mi chodzi – zamarudził.
- To jej nie przelatuj – zgodziłem się łaskawie.
- Mam problem z tarasem – wyznał.
- Fajna rzecz taki taras. Dobra do śniadań. Kawa. Gazeta. Można kogoś oprzeć o meble z wikliny i zrobić pogoń za Boryną, drąc jej przy tym kieckę– rozmarzyłem się z kolei. – Ile ty masz tego tarasu? 90 m?
- 140.
- I Ty pierdolony lemingu z Wilanowa i oczekujesz mojego współczucia? – wycedziłem.
- Tak. Śnieg na nim leży.
- Chyba w Twojej kurwa wyobraźni. Kokaina ci leży. Stertą. Widzisz jakiś śnieg za oknem teraz?
Ufo rozejrzał się dookoła. W półmroku tylko chlupała woda i stały leżaki.
- Teraz baranie nie – wycedził. Ale w poprzednim roku miałem takie zaspy, że co sobota ja za łopatę i dalej zgarniać to wszystko. Już pominę że to trwało z sześć godzin. Jakby chłop na polu ziemniaki zbierał. Podstawowy problem gdzie to wyrzucać.
- Za okno?
- Za daleko. Niżej są tarasy. Mam sąsiadom śnieg do nich zrzucać? Wkurwią się. W ubiegłym roku już się wkurwiali.
- A nie możesz dalej?
- Jak dalej?
- No dalej. Za ich tarasy – podsunąłem.
- Nawet próbowałem. Po trzech łopatach dostałem zadyszki, a po sześciu kolki.
- A co masz obok siebie?
- Dach.
- To na dach nie możesz zrzucać?
- A jak się zawali? I to będzie moja wina? Wiesz ile waży śniegu ze 140 m tarasu???
- Nie. Ale znam kogoś kto to policzy. Chcesz?
- Nie. Poszedłem do wspólnoty. Wiesz, co mi baba powiedziała. Żebym ten śnieg do swojej łazienki nosił i w wannie roztapiał. Chcą żebym sobie tam igloo zrobił, czujesz?
- Możesz to jeszcze wywozić wiaderkiem na dół.
- Tak?
- Załadujesz do wiaderka, zjedziesz na dół i wysypiesz – doradziłem.
- Świetna rada – zauważył. – Tak, tylko 750 razy w górę i w dół?
- Jasne. Zostawisz po sobie ślad. Archeolodzy za tysiąc lat będą się zastanawiać co za specyficzny obyczaj religijny odprawiałi mieszkańcy tej świątyni.
- Taaa. Wiesz stary jaka była wywieszka u mnie na kościele w Wilanowie?
- Nie chodzę do kościoła.
- Ja też nie. Ale kumpel opowiadał. Wyobraź sobie – Ufo przeciągnął ręką wskazując niewidzialny szyld: „500 wesel. Jeden pogrzeb”. Taka mamy dzielnicę.
- Ładnie – pociągnąłem nosem. – Poetycko. Ten jeden pewnie też z przepracowania padł, a nie ze starości. W wyniku dajmy na to intensywnej pracy w dziale sprzedaży napojów alkoholowych.
Ufo, który sam sprzedawał piwo łypnął na mnie jak Putin na Krym i pociągnął wodę z butelki.
Photo: by Rowena Waack a Creative Commons license
March 24, 2014
Dlaczego mam zamiar zarobić na pisaniu na nową Hondę?
W pisaniu nie chodzi o pieniądze. Oczywiście pieniądze są w porządku. Z chęcią za pieniądze zarobione na książkach wymieniłbym sobie furę na coś lepszego. Ale powiedzmy sobie szczerze – to dodatek.
W pisaniu chodzi bowiem o sławę, popularność, tani fejm, chodzi o to że widzisz na ulicy, w autobusie kogoś kto czyta coś co urodziło się w Twojej głowie a nie o prozaiczną kaszankę. Chodzi o mentalny onanizm, kiedy otwierasz laptopa i kiedy opowiadasz znajomym nad czym właśnie pracujesz. Chodzi o moment, kiedy wchodzisz do księgarni i widzisz jak stoisz na półce (swoją drogą ostatnio mnie mocno z Empiku wymiotło szanowni czytelnicy jeśli pracujecie w tym miejscu – popracujcie nad tym, ogłaszam nową ogólnokrajową akcję, przestaw w księgarni Czarnego na bardziej widoczne miejsce, dziękuję za uwagę).
Co nie oznacza owszem, że pieniędzy tutaj nie ma. W rankingu Forbesa - najlepiej zarabiających autorów roku 2013 na pierwszym miejscu jest pani E.L. James – nędzne 95 mln dolarów (tyle to nawet Brad Pitt za trzy filmy nie bierze).
Wszystkim, którzy twierdzą, że saga o szarościach to szmira (sobie rownież), radzę wobec tego przearanżować swoje zdanie. Dalej jest na przykład:
James Patterson: $91 milionów;
Suzanne Collins: $55 baniek – to ta od “Hunger Games”;
Danielle Steel: $26 milionów;
Dan Brown – 22 mln;
Nora Roberts = 23 mln;
Stephen King – 20 baniek;
John Grisham – 18 mln;
J.K Rowling – 13 baniek – głownie na Kukułce.
Jak widać pełen przekrój jest kasa a nawet i gender – bo jak widać w pisaniu nie liczy się płeć, ale to czy chcą cię czytać.
Szybko widać z tego zestawienia zarobić najłatwiej jest na pisaniu literatury: „skuł mnie kajdankami, szarpnął za włosy, zerwał majtki i patrzył swoimi ciemnymi z furii oczami a ja westchnęłam i powiedziałam: bierz mnie zwierzaku”, „zaczęłam parzyć w swoim lawendowym czajniku zieloną herbatę, z piekarnika wydobywał się zapach drożdżowego ciasta, postanowiłam podlać pelargonie” ewentualnie „prawnik biegł wypluwając płuca pistolet obijał mu się boleśnie o biodra, kiedy za krzaka wyszło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn o kwadratowych szczękach”.
A w Polsce?
Ostatnio pani Kaja Malanowska oznajmiła, że pisanie to gówno – bo ona nominowana do Nike – wykroiła za 18 miesięcy pracy nędzne 6 tys. 800 zl polskich, czyli mniej niż bezrobotny na zasiłku.
Po niej pan Micha$ Witkowski, który teraz wygląda jak cezar i trochę się go teraz boję wyznał na Pudelku, że on zaliczki na książkę bierze pól miliona, a tak w ogóle to ciężko jest w tej branży zrobić więcej niż dużą bańkę.
Na co również literat Tomasz Piątek mu się odwinął, że ni chuja, bo dostał właśnie maila od jego wydawcy (znaczy się wydawcy Witkowskiego), “Świata Książki”. I ostatnia publikacja Witkowskiego sprzedała się w 17 500 egzemplarzach przy cenie okładkowej 39,90 zł.
To zaś oznacza, że kolega Witkowski mógł na tej książce – ja Czarny domniemuję, że chodzi o „Drwala” – owszem trochę zarobić, ale z całą pewnością było to bardzo dalekie od 500 tys. zł. Bo tyle to nawet wydawnictwo nie miało przychodu z tej książki.
Całą tą wymianą strzałów poczułem się z jednej strony usatysfakcjonowany a z drugiej szczerze zmartwiony. Usatysfakcjonowany, bo skoro Witkowski, którego „Drwal” był wszędzie i w każdym tygodniku sprzedaje 17,5 tys. to ja ze swoimi 17 tys. sprzedanych egzemplarzy „Pokolenia Ikea Kobiety” nie mam się absolutnie czego wstydzić.
Z drugiej zmartwiony, bo jeśli Witkowski, który jest na Pudelku sprzedaje tylko 17 tys. to perspektywy są faktycznie wyjątkowo do dupy.
Czy na pisaniu można jednak zarobić pół miliona zł? Owszem można. Andrzej Sapkowski wydał ostatnio swoją książkę, która w kilka tygodni zeszła w 200 tys. egzemplarzy. Biorąc pod uwagę, że autor tej klasy od jednej sprzedanej kopii dostaje jakieś 3 zeta – jeden z moich ulubionych pisarzy zarobił więc skromne 600 tys. zł.
Milionowe przychody z literatury miała w swoim czasie pani Grochola, pani Kalicińska, pan Wiśniewski itd. – można wymieniać. Co jest do tego potrzebne? Książka, która sprzedaje się w ponad 100 tys. egzemplarzy, tłumaczenia na inne języki i rzecz jasna film albo serial na podstawie twórczości.
Reasumując – pani Malanowskiej życzę aby ją zekranizował Zanussi, panu Witkowskiemu – 10 lujów, a sobie nowej Hondy.
PS. Swoją drogą myślę, że pan Witkowski również zarobił swoje. Ale na “Lubiewie”.
Photo by: by Viewminder a Creative Commons license
March 23, 2014
Dorosłość
- Co miesiąc przelewam matce na konto 2 koła. Ma dwa koła emerytury więc jakoś można związać koniec z końcem nie? – zapytał retorycznie Ufo i zamieszał fachowo ręką czerwone wino w kieliszku, tak aby je napowietrzyć. – Skoro młode małżeństwa za taką kasę żyją to i stara pojedyńcza emerytka może. Dzwonię do niej rano i pytam się czy mogę przed pracą wpaść, bo chciałbym pogadać. I wiesz co mi odpowiedziała? – zapytał Ufo.
- Że nie, bo bzyka się ze swoim 35 letnim sąsiadem? – zakpiłem.
- Czarny opanuj się to moja matka jest. Ona nie uprawia seksu, on jest święta. Mówi mi, że nie mogę, bo idzie na zakupy. Do Lidla śledzie w promocji rzucili. A ona musi je koniecznie rano kupić, bo później emeryci i renciści wykupią!! Ok. Zdusiłem to w sobie. Pytam może wieczorem? A ona, że nie bardzo bo dziś idzie do warzywnika. Ma układ, że jej podwiędnięte warzywa właściciel taniej sprzedaje. Słucham i już się wkurwiłem. Pytam mamo to po ch… , tfu PO CO? ja ci tę kasę daję?
- Na jej 35 letniego kochanka, któremu robi śledzie w warzywach na potencję? – zasugerowałem.
- Nie, debilu. Odpowiedziała, że odkłada na konto, bo się o mnie martwi co ze mną będzie kiedy stracę pracę!!!! A wiesz co robi ze swoją emeryturą? Odkłada na swój pogrzeb. I na nowy pomnik rzecz jasna – Ufo prychnął lekceważąco.
- Też tacy będziemy. Talerz zupy będziesz za wersalkę wylewał. A w sprzyjających okolicznościach pielęgniarka z domu spokojnej starości będzie ci regularnie pampersa zmieniała.
- Pracuję całe życie żeby odłożyć na dom spokojnej starości?
- Oczywiście, że tak. Będziesz łysy, pomarszczony, robił pod siebie i miał pamięć jak rzeszoto. Chciałbyś aby w takim stanie się tobą dzieci zajmowały?
- Ni chuja – pokręcił głową. – Ale ja nie dożyję takiego wieku. Pierdolnę wcześniej na zawał. Jesteśmy pierwszym pokoleniem pracoholików. Zapłacimy za to. Za te kurewskie noce nad jakimś gównianym projektem. Za te samoloty, karty kredytowe, kredyty hipoteczne, służbowe samochody, zwolnienia, podwyżki, biurowy seks, laski pod biurkiem, pracę po siedem dni w tygodniu po 12 godzin i za te zebrania w salach konferencyjnych bez okien też zapłacimy.
- Wiem, wiem. Byłeś szczęśliwszy pijąc cytronetę w foliowym worku, grając w kapsle i nosząc relaksy.
- A żebyś wiedział.
Photo: by e_monk a Creative Commons license
March 17, 2014
Kibel
2 rano. Klub.
- O ja jebię – jęknął nagle rozdzierająco Marian nad pisuarem.
- Trypr? – zapytałem ze współczuciem w głosie. – Boli przy laniu? Widzisz nie trzeba było się puszczać. Racje ma Olga, kiedy mówi że jedyni wierni mężczyźni to ci, których imiona zaczynają się na Y. Ale jestem dobrym kolegą, nie porzucę cię w cierpieniu, dam ci numer do takiej jednej pani doktor. Zrobi ci zastrzyk w tyłek i z powrotem będzie wszystko w porządku.
Marian spojrzał na mnie załzawionymi, przekrwionymi oczami, które wyglądały jak dwie świecące lampy karetki pogotowia. - Wyrwałem sobie właśnie kępę włosów idioto! – miauknął. – Suwakiem kurwa!!! Czarny jakby mnie ktoś imadłem za jaja ścisnął. W życiu nie czułem takiego bólu!!! JA PIERDOLE CZARNY, ZRÓB COŚ!!!
- Mam cię po ramieniu poklepać? To ty chodzisz bez gaci?
- Mam gacie – jęknął jeszcze raz Marian.
- A bokserki?
- Nie noszę bokserek. Co będę jakieś pedały nosił!
- Slipy? – zainteresowałem się.
- Nie mam.
- Autostymulacja czy podkreślałeś pałę?
- Jasne lubię kurwa jak mnie obciera! – Marian się zdenerwował. – A już najbardziej na zebraniach. Celowo nie zakładam to orgazm wtedy mam!
- A tak serio?
- A tak serio to to jak byłem tu godzinę temu to poszedłem na dwójkę do kibla.
- I co?
- I jak byłem w największym napięciu, to zobaczyłem, że jakiś skurwysyn zużył do końca rolkę! Co za bydlę! Aż mnie skurcz w zwieraczach złapał, mówię ci. Jakim swoją droga trzeba być skurwysynem żeby zużyć ostatni kawałek i nic w kabinie nie zostawić. To jakbyś głodnemu dziecku bułkę zabierał.
- I co zrobiłeś?
- I co! I co! Przecież nie będę z gołą dupą po kiblu latał. Metoda ala Czesiek Mozill. Zdjąłem spodnie, zdjąłem slipy, slipami podtarłem dupę, slipy do kosza, a ja dalej na imprezę. Brak papieru toaletowego nie będzie mi rujnował soboty nie? Ale slipów w sumie szkoda. – zmarkotniał. – Stówę za nie dałem. Jakby nie patrzeć najdroższe sranie mojego życia. A teraz jeszcze to. Będę miał łysy placek na fiucie!!
- Trzeba się golić.
- Nie mam zdolności plastycznych – smarknął Marian. – Nawet w podstawówce nie miałem i prace na ZPT kazałem matce robić.
- To gól się na łyso.
- A co ja pedał jestem? Może mam się jeszcze depilować co? Nie, mój drogi – mój naganiacz pragnie wolności i basta.
Photo by: by Frederic Poirot a Creative Commons license
March 16, 2014
Być kobietą jeden dzień
- Bo czego chcą kobiety od faceta? – zapytał JO. Retorycznie moim zdaniem,
Siedzieliśmy w kawiarni. Jo zamówił sernik i latte na pełonotłustym mleku. Marlenka latte z mlekiem sojowym, które smakowało jakby ktoś namoczył fasolę, później ją pogryzł a później a to co mu zostało przesączył przez ścierę od podłogi. Brudną ścierę. Moim zdaniem sens picia tego był równie wielki jak masowanie pleców aluminiowym garnkiem, ale nie będę się kłócił.
Ja? Piłem essperso i jadłem ciasto. Jakie ciasto? Jem tylko jedno ciasto.
- Ma być przystojny. Bogaty. Mieć obcięte paznokcie. Poczucie humoru i psa rasy golden retriever. Umięśnionym brunetem ma być . I malować. Albo rzeźbić– wyjaśniłem.
- I mieć volvo – dodał JO.
- Z dzieckiem ma chodzić. To ponoć oksytocynę u kobiet od razu wydziela. Oczywiście nie swoim dzieckiem, tylko siostry – zauważyłem.
- W kwestionariuszu randkowym to ma być czuły – smarknął JO nosem. – Delikatny. Z poczuciem humoru. Stawiający na partnerskie relacje. Słuchający. Pełen empatii. No I jak już laska weźmie w swoje ręce taki ideał, to co robi?
- Zaczyna go przerabiać – zasuflowałem. – Na jeszcze milszego, czulszego, wyrzucającego śmieci I w końcu po kilku miesiącach ona na niego spogląda I się zastanawia jak może żyć z taka męską pizdą. Ona chce podświadomie drwala. A nie gender i kostium supermana w którym pcha różowy wózek.
- Tam się znacie na kobietach – prychnęła Marlenka. – Owszem ma być czuły, ale ma też chwycić za włosy, oprzeć o ścianę i zerwać kieckę. A wy? Kluchy, albo dres. Mam przyjaciółkę, która była z takim, co z matką codziennie po pół godziny gadał. A jak w HaMie koszulę w kratę wybierał to jej mmsy wysyłał czy koszula dobra. Mimo że moja przyjaciółka była obok i to jej się miał podobać. Rzuciła go. Wybrała dresa. Trzy paczki fajek i pięć piw każdego dnia.
- I co? – zapytaliśmy jednocześnie.
- Była zachwycona przez cztery miesiące. Fajki i piwo nawet jej nie przeszkadzały. Z pracy wracała i mu obiady gotowała.
- Ale?
- Wrzucił zdjęcie jej nagiego tyłka na Facebooka. To z nim zerwała.
- Wystarczyło? – zdziwił się JO.
- Może to było wyjątkowo złe zdjęcie – zauważyłem.
- Albo wyjątkowo kiepski tyłek – zasugerował JO.
- Jakby zdjęcie było dobre to i słaby tyłek by na nim wyglądał rewelacyjnie – machnąłem ręką.
- Tyłek to ona ma w porządku. Co wy tam wiecie o kobietach – Marlenka machnęła lekceważąco wypielęgnowaną dłonią z krwistoczerwonymi pazurami, wyglądającymi tak jakby właśnie rozdzierała wołowinę. – Gdybyście byli przez jeden dzień kobietą to by wam się od razu perspektywa zmieniła.
- Wiadomo co bym robił jako kobieta – prychnąłem. – Bawił się przez te pół dnia swoimi cyckami. I przetestował różnice między męskim a kobiecym orgazmem.
- Obudziłbyś się z okresem.
- No i?
- Musiałbyś sobie zaaplikować tampon. Cholernie bolałby Cię brzuch. Do tego nie masz dnia wolnego by się macać po cyckach, tylko spotkanie z szefem który Ci robi podteksty a jest obleśny. I kiedy wychodziłabyś z jego gabinetu klepnął by cię w tyłek. A na dodatek jesteś w szpilkach i bardzo obcisłej kiecce w której ledwo oddychasz. Jak to przeżyjesz to wtedy pogadamy jak to jest być kobietą.
Photo: by Ed Yourdon a Creative Commons license
March 11, 2014
Dlaczego kobietom po 30 tak trudno znaleźć faceta? Część 2
Kobieta, która ma 20 kilka lat, zaczyna się umawiać z facetem bo się zakochuje. I podświadomie gdzieś tam wie, że jeśli nie z tym to z następnym. A jeśli nie z następnym to na pewno będzie jakiś kolejny. W końcu ma morze czasu.
Kobieta, która ma 30 kilka lat, zaczyna się umawiać z facetem z kalkulacji. I nieustannie go ocenia. Czy jest dobrze wykształcony, czy ma czyste paznokcie, czy jest zaradny, czy będzie w stanie utrzymać rodzinę, jak się ubiera, czy nie ma nadwagi, jak wygląda jego mieszkanie, czy mogłabym mieć z nim dziecko?
Najtrudniej o faceta kobiecie, która jest ładna i niegłupia. A już totalnie przewalone ma jeśli już przekroczyła 30 i nieźle jej idzie zawodowo. Nie boją się jej tylko dresiarze (pokaż cycki dam ci ciastko).
Dlaczego? Mężczyźni tak naprawdę nie lubią kobiet, które osiągnęły sukces. Zagrażają im. Trzeba się starać. Lepszy jest dla nich młody kociak, który będzie szeptał na uszko: jesteś taki wspaniały. I taki mądry. Jesteś prawnikiem? Niesamowite!
30 kilku latka dochodzi do momentu, kiedy do wyboru ma szatańską alternatywę: kot albo grubas we flaneli.
Czekać na ten ideał – a czym dłużej czeka tym tych ideałów jest mniej i w większości z recyclingu. Kupuje więc kota. Kot rozumie.
Kogut – pamiętacie Koguta? – mawiał, ‘kto wybrzydza, ten nie ru…’. 30 kilku letnie kobiety przerabiają to na: kto wybrzydza ten jest sam.
Więc zaczynają obniżać poprzeczkę. Że grunt, że jest miły, że uczucie nie odgrywa tak wielkiego znaczenia, że w sumie ma pracę, i że jakoś się w sumie zmusi i wpełźnie pod jego bańdzioch aby zrobić mu laskę. Na urodziny raz do roku a poza tym seks i tak nie ma większego znaczenia. A ona chce mieć dziecko.
Później widzimy słowiańską kosę o obłędnych nogach, sterczących cyckach w towarzystwie kolesia pod tytułem: ja pierdolę co ona w nim widzi???
Kobiety mamy w naszym kraju atrakcyjne. Ale facetów w większości przypadków jakichś nieforemnych.
Najłatwiej to zobaczyć na przykładzie naszej emigracji. Laski, które wyjechały cieszą się wielkim popytem. Na naszych facetów cudzoziemki raczej nie lecą a jeśli już to rzadko.
Kobiety wiedzą czego pragną dopiero, kiedy ktoś te pragnienia spełni.
Photo: by rachel sian a Creative Commons license
March 9, 2014
Dlaczego kobietom po 30 tak trudno znaleźć faceta?
Mam kolegę, który z zawodu jest prezesem. Kolega stosuje w pracy praktyki feudalne. I jak to się ładnie mówi idzie czasami w ludzkie słabości.
To znaczy od czasu do czasu wybiera sobie podwładną, którą posuwa przez miesiąc, dwa albo i trzy. Później z nią się rozstaje, na pocieszenie obdarowując awansem w pracy oraz podwyżką.
Strony rozstają się zadowolone. Ponieważ nie lubi niedomówień i zbędnych oczekiwań najchętniej wybiera mężatki.
One otrzymują ekscytację, której brakuje im w małżeństwie, on dostaje inne rzeczy, również związane z ekscytacją. Tyle, że jej ekscytacja jest w głowie a jego w okolicach bioder.
Traf chciał, że pewnego razu ego wybór padł na zamężną 28 latkę cudownej urody, nazwijmy ją Martą. Usta duże, włosy długie, oczy wielkie i brązowe, spojrzenie sennej wkurwionej księżniczki. 9/10, dekoncentracja u każdego faceta, niemożliwość prowadzenia jakiejkolwiek sensownej konwersacji gwarantowana, dookoła niej siedmiu krasnoludków i każdy ślini się potwornie. Tak, tak nawet Mędrek i Śpioszek.
Marta jako świeża mężatka od lat dwóch powiedziała prezesowi, gdy trzymał jedną rękę na jej tyłku, a drugą na swoim rozporku – nie.
Prezes – jak to prezes, wzruszył ramionami, bo żadnej do niczego nie przymuszał.
Ludzki pan.
Minęło lat pięć. Marta dorobiła się dziecka, i monotonii w małżeństwie, jej koleżanki bardziej liberalnie podchodzące do zdejmowania majtek awansowały. Ona cały czas zajmowała swoje stanowisko. Aż nastąpiła impreza korporacyjna bożonarodzeniowa znana w szerszych kręgach jako: uchlaj się, wyrwij coś, przeleć w toalecie, nie rzygaj do kubłów na śmieci.
I w sytuacji sam na sam z prezesem, po siedmiu drinkach, gdzie trzy były już za dużo, przechylając kokieteryjnie głowę, która cały czas żyła dawną chwałą powiedziała, że ona już tak, z nim, i to chętnie.
- Trzeba było wcześniej – pokiwał głową ze smutkiem kolega.
Jaki z tego płynie morał?
Kobiety po 30 mają przejebane.
Kobiety u szczytu swoich możliwości są bowiem do 30 – tki. Ich cycki są najbardziej jędrne. Ich uda bez cellulitu. Ich oczy błyszczące, ich usta wilgotne i drżące. Ich akcje na giełdzie seksu osiągają maksymalne wartości ok. 27 – 28 roku życia a później powoli zaczynają spadać.
Inaczej jest z facetami. Do 30 roku życia właściwie się rodzą . Kształtują, zdobywają ogładę, doświadczenie, pieniądze (niech mi nikt nie mówi, że nie są ważne, są ważne), stają się interesujący.
A później? Później popyt się rozchodzi z podażą.
CDN
Photo by pure9 a Creative Commons license
March 6, 2014
Wyznania suki: owszem zdradzam, ale nie mam wyrzutów
To chyba była majówka. Czułam, że wszystko się do mnie lepi. Nienawidzę tego. Jak sobie pomyślę o zbliżającym się sezonie letnim i podróżach w komunikacji miejskiej to mnie szlag trafia.
Mam skandynawski tyłek.
Tak, jest trochę za gruby.
Nie, nikt nie narzekał.
Tak, jeżdżę komunikacją miejską.
Nie, nie posiadam prawa jazdy.
Nie, nie posiadam karty wesołego warszawiaka, jestem chujem i nie płacę podatków w stolicy, stać mnie na droższą kartę miejską.
Wracając. Majówka, ukrop. Dramat, bo padł mi telefon. Jest już grubo po północy. Jestem pijana i w połowie paczki papierosów. Siedzimy z Magdą i dyskutujemy.
O czym rozmawiają gówniary jak się napiją? O moim przeszło trzyletnim związku. Żalę się z mojego życia nie-seksualnego w relacji, która nie powinna mieć już racji bytu od minimum sześciu miesięcy. Czyli od momentu, w którym zaczęłam zdradzać mojego ówczesnego faceta.
Facet – wysoki, bo takich lubię, całkiem przystojny. Całkiem troskliwy, na dodatek z brodą (faceci z brodą lepiej liżą między udami, bo broda łaskocze, zawsze mam słabość do facetów z brodą), same propsy.
Ale ja nie odnajduję się w roli nauczycielki/domatorki/prowokatorki sytuacji. To ja mam być uwodzona, to ja mam być uczona, to ja mam być prowokowana, a jeśli tego nie robi, to chuj z nim.
Mam jeszcze jędrne cycki, mam jeszcze dobre nogi, mam ładną twarz bez zmarszczek w stylu cnotki niewydymki, na desperację przyjdzie czas.
Jest już grubo po pólnocy, Magdzie dzwoni telefon. Odbiera, podaje mi słuchawkę.
- Tu Twój Facet, masz przejebane – krzyczy do mnie w słuchawce.
Noooo, dzięki za info! To, że mam przejebane wiem już od paru ładnych miesięcy, tylko nie wiedziałam jak i po co Ci o tym mówić. Poza tym nikt na mnie nie będzie krzyczał, jeśli sobie tego nie życzę. Nawet jeśli jestem łatwa.
Pijemy dalej. Pojawia się nasz wspólny znajomy. Oczywiście – gej. Gej, oczywiście z ajfonem, oczywiście z ładowarką. Z nieba mi spadł, chociaż w sumie z perspektywy czasu, gdybym nienaładowała swojego, sytuacja przybrałaby pewnie bardziej groteskowego wyglądu. Ale zaczęłam ładować, telefon się włączył i ochujałam, bo miałam tam jak nic ze 30 nieodebranych połączeń i drugie tyle wiadomości na poczcie głosowej.
Umarł ktoś?
Nim zdążyłam się zorientować kto, co, jak i dlaczego, na wyświetlaczu pojawił się numer matki Faceta.
Nie odebrałam. Dlaczego? Spanikowałam. Facet ma wyjątkowo ofensywną matkę, nie czułam się w stanie.
Odpaliłam za to pocztę głosową.
Słucham i włos zaczyna mi się jeżyć na głowie.
Facet: – Ty dziwko.. (przez łzy, oczywiście)
Kochanek X, którego poznałam przez internet i zrobiłam mu loda u niego w samochodzie: – Ej, opanuj tego swojego Faceta, dzwoni do mnie i mi dupę zawraca, że jestem chujem i pierdolę mu dziewczynę.
Facet: ja pierdolę, wychodzę, wyprowadzam się (w tle rzucanie przedmiotami).
Kochanek Y (ma dużego): hej, Twój Facet chce mnie zabić (przez śmiech).
Facet: jak mogłaś?! Ty kurrrr… (łzy).
Najpierw ogarnęłam okazjonalnych dymaczy: “Tak, spokojnie, poradzę sobie z nim.. Nie, nic mi nie zrobi, nie musisz przyjeżdżać.”
Później zabrałam się za ogarnianie Faceta: “Czego Ty ode mnie teraz oczekujesz? Że za pięć minut pojawię się w domu i przeprowadzę z Tobą poważną rozmowę???!!! Powiedz swojej matce, żeby przestała do mnie, kurwa, wydzwaniać!!!”
Następnie musiałam wytłumaczyć Magdzie i Gejowi co się stało, o co cały dramat i musieliśmy ustalić plan działania na następne godziny. Plan był prosty, MUSZĘ wrócić tej nocy do domu i stawić czoła tej sytuacji. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że lepiej będzie mi to zrobić teraz, kiedy jestem w miarę pijana, niżeli jutro, kiedy cały alkohol ze mnie wyparuje i dotrze do mnie całkiem poważnie, że to już koniec.
Niestety, Facet był zbyt roztrzęsiony, żeby ze mną rozmawiać, więc musiałam jednak wykonać telefon do jego matki, żeby oznajmić jej, że będę w domu o tej i o tej godzinie, i żeby przyszedł ze mną porozmawiać, czy cokolwiek tam chciał ze mną zrobić.
Przybiłam znajomym piątki i ruszyłam w drogę. Droga do domu trwa zazwyczaj około 7-12 minut, w zależności od mojego stanu upojenia. Kiedyś, ktoś szedł do mnie tą drogą na trzeźwo i oznajmił mi, że potrzeba około 30 minut, aby dojść do mnie z Placu Zbawiciela. No way!
W całkiem dobrym humorze dotarłam do domu, jako pierwsza. I co teraz? Gdzie ja mam usiąść? Jaką minę mam przybrać? Mam się kajać, czy po prostu roześmiać mu się w twarz i powiedzieć, żeby spierdalał?
Postanowiłam usiąść w rogu łóżka, tak, żeby w razie czego zdążyć zareagować, na wypadek gdyby chciał się na mnie rzucić z łapami. Oczywiście, że rozważałam taką opcje. Pomimo, że był człowiekiem z natury spokojnym, zdarzało mu się rozpierdolić telefon o ścianę. I to nie jeden.
Wrócił.
Wszedł po cichu do pokoju, popatrzył na mnie z pogardą. Widziałam jak przez ułamek sekundy waha się nad tym, jak poradzić sobie z tą sytuacją. Wybrał – jak dla mnie – najgorszą opcję.
Postawił przede mną krzesło, usiadł i najzwyczajniej w świecie się rozpłakał.
Chciałam go strzelić w twarz, żeby spadł z tego stołka. Co za marudna pizda.
Później zresztą to zrobiłam.
Wyobraźcie sobie, że ten debil dobrał się do mojego komputera i zaczął czytać mojej maile.
Moje maile!!
Prędzej bym mu wybaczyła, jakby mi wsadził w tyłek.
Photo: by f_lynx a Creative Commons license
March 3, 2014
Kopro
Pierdolona podstawówka, później liceum (wy teraz macie bardziej przejebane, bo jest jeszcze gimnazjum, nigdy nie chwytałem o co chodzi z tymi gimnazjami), punkty, więcej punktów, dodatkowa matematyka, bo trzeba, angielski, niemiecki, chiński i norweski, bo się przyda.
Teraz kursy doszkalające, kursy zdawania egzaminów, szydełkowania na bananie, jebane korepetycje, studia, praktyki, staże a wszystko po to aby pewnego dnia dostać własne biurko w szklanym budynku i monitor.
Czasami są to dwa, albo trzy monitory.
Później kredyt, na wielki telewizor, na samochód, na mieszkanie, na toster, na kuchennego robota, który zaoszczędzi ci 10 minut dziennie, na odkurzacz, który sam zbiera śmieci i na wakacje dwa razy do roku.
Kluby fitness, podciąganie cycków, botox, uczucie wypalenia. Teraz kochanek albo kochanka, oszczędzanie na emeryturę, plany co by było gdybym odeszła albo odszedł. Z korpo, ze związku i z pierdolonego klubu paranoików zwanego Polską.
Aha, dzieci – prywatne przedszkole, prywatna podstawówka, prywatne gimnazjum, każde wakacje na obozach za granicą a wszystko po to aby miały większą szansę skończyć w banku albo kancelarii prawniczej i mogły kupić telewizor większy od twojego i samochód z lepszym silnikiem i toster z powłoką z tytanu.
Budujemy domy i korporacje a marzymy o pokojach hotelowych.
Pragniemy stabilizacji a marzymy o szaleństwie i życiu chwilą.
Kiedy mamy jedno tęsknimy za drugim. Gdy mamy to drugie tęsknimy za pierwszym.
Nigdy niespełnieni, zawsze rozdarci, zawsze nieszczęśliwi i potwornie marudni.
Nie zostałaś stworzona do przegrywania prawda?
Photo: by Pensiero a Creative Commons license
February 18, 2014
Z opowieści Ciemnej Blondyny: Pan Milka
(Ewa)
- Faceci, którzy mnie znają wiedzą, że mam słabość do dwóch rzeczy. Po pierwsze czekolady truskawkowej Milka. Po drugie jednego z zapachów Adidasa. Ok, nie jest to może zbyt wyrafinowane, ale jak go poczuję to nogi mi się uginają i tyle. Nie możesz dyskutować ze swoimi opuszkami węchowymi prawda?
Nie mam na to wpływu. Też uważam, że byłoby fajnie gdybym reagowała na coś droższego. Chanel Egoiste na przykład. Ale. Chanel Egoiste kojarzy mi się niestety ze zmęczonymi biznesmenami po 50 tce.
Pana Milkę poznałam przez internet, bo wspólnie udzielaliśmy się na jednej stronie. Po jakimś czasie zaczęło się robić słodko i dużo ze sobą flirtowaliśmy.
Wreszcie doszło do spotkania. Widziałam go na zdjęciach, ale w rzeczywistości był jeszcze lepszy. To mnie zaskoczyło, bo ponoć zazwyczaj jest na odwrót. Przyjechał do mnie, wynajął “sobie” dwuosobowy pokój w hotelu w centrum i… przywitał mnie truskawkową Milką pachnąc czarnym adidasem (tak tym, okazało się, że to jego właśnie używał, o czym wcześniej mnie poinformował, ale w to wątpiłam).
Nie wierzysz, że go wcześniej używał? Ja też kiedy się teraz zastanowię wierzę mniej, ale wrażenie na mnie zrobił.
Szczerze mówiąc już wtedy wiedziałam, że go chcę i że tę noc spędzę z nim w hotelu, a jeśli nie będzie chciał się ze mną przespać to go zgwałcę chyba.
Tak, kobiety doskonale wiedzą jeszcze przed spotkaniem czy dadzą facetowi czy nie. Planują to jeszcze na etapie wybierania bielizny.
Spotkanie przebiegało idealnie. Napiliśmy się trochę, siedzieliśmy długo, rozmawialiśmy i wszystko zwiastowało, że nie będę musiała go gwałcić.
Dlaczego? Bo, kiedy położyłam mu głowę na kolanach i ją w pewnym momencie uniosłam pocałował mnie.
Ja jestem zdzira? Sam jesteś zdzira!
A poza tym jak położyłam mu w barze rękę na udzie (tak w połowie), to poczułam coś twardego, więc tym bardziej przed pójściem do hotelu moja wyobraźnia i stopień napalenia już szalały
Poszliśmy do hotelu. W pokoju pan Milka zapytał czy nie chciałabym zapalić trawy. A że jako gówniara nigdy tego nie robiłam to co odpowiedziałam? Jasne, chętnie zapalę.
Pan Milka był koneserem w tej kwestii, więc miał dobry stuff.
Zapaliliśmy. Jeden buch, frugi buch, trzeci i czwarty (przypominam, pierwszy raz!) i… kładziemy się do łóżka “obejrzeć film na lapku” i powcinać czekoladę. Pan Milka dbał niepotrzebnie o pozory, bo i tak bym mu dała, ale w ten sposób sam sobie strzelił gola.
Film sobie, a my ku sobie. Ja czuje rozluźnienie, mrowienie pod oczami i jego ręce na sobie. Z drugiej strony czuję też, że moje ciało chyba bierze sobie wolne od spełniania moich zachcianek, ponadto robię się senna, ale jestem całkowicie rozluźniona…
W pewnym momencie nawet walczyłam by to przełamać, bo czułam, że pan Milka posuwa się dalej i dalej (piersi), więc i ja chcę (no kurde!!!!!), ale tak strasznie ciężko było mojemu ciału posłuchać się moich rozkazów. Nawet chyba się całowaliśmy i… ZASNĘŁAM.
Wyobraź sobie masz koło siebie totalnie niesamowitą sztukę, ona ma na ciebie ochotę a ty zasypiasz przed.
Że miałeś to wielokrotnie?? Z kim ja rozmawiam!!!
Wiem, że próbował mnie obudzić, pieścić, ale trawa zrobiła swoje. Uśpiła mnie na kamień.
Rano jak się obudziłam i się zorientowałam co się stało, to myślałam, że otworzę okno i przez nie wyskoczę, wiedząc, że musimy się już zbierać, bo on ma zaraz pociąg powrotny. Ponadto atmosfera diametralnie uległa zmianie. Zrobiło się… dziwnie.
A później wyobraź sobie, że się już nie odezwał!!! BYDLAK!!
Photo: by Lies Thru a Lens a Creative Commons license
Piotr C.'s Blog
- Piotr C.'s profile
- 36 followers

