Piotr C.'s Blog, page 37
December 4, 2013
Co ja mam z tym głupkiem, występującym w osobniku żeńskim, zrobić?
Ja i Ona jesteśmy młodzi, poniżej 25, nawet mocno. Ja rok starszy. Poznaliśmy się przypadkiem, spodobała mi się od razu, po miesiącu byliśmy razem. Trwamy w związku od 5 lat, z 3 miesięczną przerwą. To dłużej niż niektóre małżeństwa.
Co tu dużo mówić – jak dla mnie to jest bomba – długie włosy, duże cycki, czasami lekko niezaradna, ale takie, które potrzebują pomocy i mają duże cycki są najlepsze. Skubana ma coś w sobie, że rzuciłbym wszystko i jechał za nią na drugi koniec świata, prócz Niemiec, gdyby była taka potrzeba.
Nie chcę używać słowa, którego podobno faceci w rozmowach miedzy sobą nie używają, ale tego, że ją kocham jestem pewien. I można mówić, że to młodzieńcze zauroczenie, tyle, że ja mentalnie zawsze byłem i jestem kilka lat przed moimi rówieśnikami. Gdyby nie deficyt budżetowy na koncie to bym się oświadczał.
Ale gdzie leży problem?
W niej. O ile ja ją kocham, a Ona kocha mnie, to dogadać się nie możemy. Oczywiście może być super przez 2-3 miesiące, ale jak następuje kłótnia to wszystko lata, zaczynając od szerokiego wachlarza słów, po przedmioty. Wtedy następuje absolutna nienawiść pod moim kierunkiem, nawet ciężko to opisać, bo normalni ludzie się tak, chyba, nie kłócą.
Po mojej długoletniej analizie stwierdzam, że:
RAZ jest zbyt ambitna, bo wszystko w pracy czy na studiach musi zrobić najlepiej, pierwsza i choćby miała siedzieć całą noc i nie spotkać się z nikim przez 3 dni.
DWA: Robi powyższe bo ma zaniżoną samoocenę, którą i tak nieźle podbudowałem przez ostatnie lata. Wina leży w dzieciństwie, ale tu nic się nie cofnie.
TRZY: Nikt inny nie da Jej tyle, nie mówię o kwestiach finansowych, ile ja. Bo nikt inny Jej tak nie zrozumie i nie będzie kochał. Poza tym po każdej kłótni i tak Ona ryczy i zagłębia się w pracy i nauce, ale upiera się dobre kilka dni, że wina leży we mnie – a potem i tak patrzy realnie i przeprasza za swoje zachowanie. Z płaczem. I nie tylko.
I co ja mam z tym głupkiem, występującym w osobniku żeńskim, zrobić?
Mógłbym zostawić, mógłbym zdradzić, mógłbym się oświadczyć. – ale to nic nie zmieni. Poza tym na dwa pierwsze nie mam ochoty, a na trzecie wystarczająco gotówki.
PS: Rady dotyczącej innych kobiet, koleżanek i dziewczyn na jedną noc nie przyjmuję, bo w czasie niejednej kłótni miałem okazję i stwierdzałem, że NIE – bo żadna z potencjalnych kandydatek nie dorastała mojej do pięt. Do pięt.
Imię pozostawię anonimowe, przyjmijmy, że Adam, ten od Ewy.
—
Mógłbym napisać że nie wierzę w związki które zaczynają się bardzo wcześnie, bo prędzej czy później albo ona (zaskakująco często jest to ona) albo on będzie chciało nadrobić to co stracili nie kopulując z dostatecznie szerokim wachlarzem osobników płci przeciwnej.
Ale odpowiem ci tak: rób to co robisz i pogódź się z tym. Jeśli miota ciężkimi przedmiotami, robi awantury, ryczy znaczy, że kocha i że zachowuje się jak klasyczna kobieta.
Jak przestanie – znaczy, że przestało jej zależeć. Koniec. Kropka.
PS. Co nie znaczy że powinieneś się zachowywać jak miękki flet. Kobiety strasznie lubią podporządkowywać sobie facetów a później są rozczarowane, że się to im udało.
Take Our Poll


December 3, 2013
Wyznania suki 3 – Męska przyjaźń
Jakub dostał nową ksywkę. Chuj, po prostu Chuj. Albo Jakub Chuj, pasuje mu jako nazwisko.
Ale musimy się cofnąć jeszcze do czasu, kiedy był tylko Jakubem. Do tej pory nie wiem czym dokładnie się zajmował, ale dużo siedział w biurze, często wyjeżdżał na tak zwane delegacje. Często pojawiał się w pracy nie na czas i równie często jeździł służbowym samochodem.
Teraz pewnie sobie myślisz, że jestem jedną z tych lasek, którym wydaje się, że faceci to 24h bankomaty, ale nie. Otóż nie, wypieram się.
Chociaż wiem, że ego wam rośnie, kiedy w restauracji to wy wyjmujecie portfel, w myślach zastanawiając się pewnie ile jeszcze takich wyjść przeżyje wasza karta do końca miesiąca. Ale patrzcie na mnie, oto ja, moja złota karta i moja zajebista dziewczyna, za którą płacę.
Zatem żeby nie odbierać tych małych przyjemności Jakubowi, zapraszałam na wypasione kolacje do siebie, kupowałam ładne koszule. Błękitne koszule. Na widok przystojnego, dobrze pachnącego faceta w błękitnej koszuli robi mi się słabo w kolanach i mokro pomiędzy nogami.
Kiedyś spełniając jedną ze swoich fantazji seksualnych (ja – nago, deska do prasowania, błękitna koszula, żelazko i obserwujący mnie facet, który sam to zaaranżował), tak bardzo zaabsorbowałam się całą otoczką sytuacji, że nie dałam w końcu kolesiowi poruchać, bo byłam wystarczająco spełniona.
Jakub pojechał w delegację. Nie dopytywałam.
Kończyło się to oczywiście wyciem w poduszkę, do którego nigdy mu się nie przyznałam. Nie miałam ochoty widywać się wtedy ze znajomymi, ani nawet jechać po nową parę butów. To jest właśnie chujowe we wszystkich związkach, nie ważne jakiego rodzaju, że popadasz w taki pieprzony marazm, kiedy nie masz ochoty widywać nikogo więcej, tylko JEGO. Nic nie jest tak wspaniałe, jak spędzanie czasu z NIM. Tylko JEGO towarzystwo jest balsamem dla Twojej duszy. Rzyg, ale jednak.
Na moje szczęście – lub nie – ten marazm szybko mi mija. Jako osoba ze skrajnym zaburzeniem osobowości, za swój życiowy priorytet obieram szukanie skrajnych emocji.
Zatem, skoro Jakub jest w delegacji, doszłam do wniosku, że już dawno nie szwendałam się po mieście sama..
Z przyzwyczajenia szykowałam się jak na weekendowy one night stand, tylko założyłam buty na płaskim obcasie.
Długo zastanawiałam się, w którą stronę mam iść, ale jakoś melancholijnie w nawiązaniu do Jakuba, udałam się na jego imprezowy plac zabaw, czyli na Mazowiecką. Dwa razy zmieniałam klub, żeby znaleźć taki, w którym ilość sylikonu w cyckach i botoxu w ustach dała mi spokojnie oddychać. Nie wiem, kurwa, skąd te niunie się biorą. Stylówa na droższą dziwkę, ale tańszą Natalię Siwiec jednak robi swoje.
Siedzę, próbuję whisky, której nie lubię, ale lubi ją Jakub.
Z wielkim grymasem, jakbym sobie kreta na język wysypała i pokropiła cytryną. Dostaję dzikich spazmów i wydobywam z siebie przeciągłe ‘bleeeeh’. Udaję oczywiście, że nic się nie stało, bo w końcu kobieta od momentu kiedy zaczyna połykać facetowi, połknąć jest w stanie już wszystko.
Dyskretnie zerkam w lewo, widzę lekko rozpiętą, błękitną koszulę. Dopasowana marynarka, ładne buty. Buty są bardzo ważne. Trochę za niski i za szczupły jak na mój gust. Zbyt delikatne rysy twarzy, ciemny blondyn – też nie mój typ.
Ale uśmiecha się do mnie, więc nie będę leszczem i odwzajemniam.
- Nie pamiętasz mnie – oznajmił. Zaczęłam mu się konkretniej przyglądać, ale pokiwałam przecząco głową.
- Marta, prawda?
- Mhm… Cześć?
(skąd ja go znam???)
Za każdym razem kiedy ktoś mi się przedstawia, zbyt mocno skupiam się na jak najlepszym zaprezentowaniu swojej osoby i wyrecytowaniu seksownym głosem swojego imienia, co kończy się tym, że nie pamiętam kompletnie komu się przedstawiałam i jak ta osoba miała na imię.
- Michał – dodał.
Okazuje, się że to kolega Jakuba i że poznaliśmy się dwa tygodnie temu i że byłam pijana.
Jak pech to pech. Jakub mnie sprawdza? Nasłał na mnie kumpla??? To może mu na mnie zależy!!!!
Pijemy, idziemy do Mety, pijemy dalej.
Mocno już pijani, wychodzimy zza rogu Nowego świata i idziemy w stronę Palmy.
Zaciągam go na ławkę do parczku przy Sogo. Siadamy, różowe neony świecą nam po oczach. Ja robię się melancholijna i zaczynam długi wywód o tym, jaki to Jakub jest cudowny, troskliwy, kochany.. Oczywiście to, co mówię, to mój mały pokaz zdolności teatralnych. Czekam na jego reakcje, którą mnie nie zawodzi. Nagle dowiaduję się jaki Jakub jest naprawdę i że taka “zajebista dziewczyna jak ja, nie zasługuje na takiego skurwysyna”.
Michał rozwija myśl, ja udaję zaskoczoną.. Robię się smutna. Robi się, kurwa, całkiem romantycznie w świetle neonów Sogo. Zaczynam dramatyzować i oznajmiam, że idę do domu.
On dobrze wie, że mieszkam niedaleko, więc włącza mu się poalkoholowy dżentelmen i stwierdza, że za nic na świecie nie będę teraz szła sama. Chwilę protestuję, żeby jeszcze bardziej wkręcił się w rolę mojego bohatera i pozwalam się odprowadzić.
Jakieś dziesięć minut później stajemy przed moją bramą. Żadne z nas nie chce zacząć się żegnać jako pierwsze, więc odwracam się i zaczynam wpisywać kod do bramy
Przyciska mnie do ściany. Wsadza mi rękę pomiędzy nogi, przesuwa nią delikatnie w głąb. – Jakub też Ci tak robi? – pyta.
- Tak – odpowiadam.
- Nooo… to zaraz zobaczymy, który z nas robi to lepiej.
CDN


December 1, 2013
Peeling
- Nie wiem jak on ze mną wytrzymuje – westchnęła spektakularnie Lisicia niewłaściwa znad stosu teczek z fakturami. Teczki były grube. Jej paznokcie długie, wypielęgnowane i pomalowane na świeżą wiśnię.
- To musi być miłość – wycedziła Lisica Właściwa. Na temat miłości wiedziała już sporo rzeczy. – Miłość jest ślepa – dodała więc precyzyjnie.
- Leżymy na łóżku koło północy.
- Co on u ciebie robił koło północy zamiast być z żoną? – zainteresowała się Lisica właściwa.
- To proste. W delegacji był – wyjaśniła. – I nie miałam peelingu, a dostałam jakiegoś uczulenia na twarzy i dwa kremy żeby go zlikwidować, to chciałam zrobić sobie ten peeling.
Mina Lisicy właściwej nie wykazywała żadnych uczuć. Nawet cycek jej nie drgnął.
- To ja mu mówię, że chcę peeling.
- A on?
- Że chce spać. Kasiu jest północ. Jutro sobie kupisz – mówi. I jeszcze się nie wkurzyłam nawet. Byłam spokojna jest ten kwiat lotosu na tafli jeziora i mu mówię kulturalnie: że chce peeling i że pliz, pliz, plizzzz.
- Poszedł?
- A gdzie tam. Jakieś nonsensowne wymówki zaczął robić.
- Na przykład?
- Że już o tej godzinie to nie kupi bo niby gdzie i przecież już dziś nie będę go robić. Jutro sobie kupisz – powiedział i ipada włączył.
- Bydlę. Nic nie wie o kobietach – skomentowała Lisica właściwa.
- To mu zaczęłam robić awanturę, bo się już wkurzyłam że jakby mnie kochał to by pojechał i jak mu się nie podoba to niech już spada do żony. I się drę.
- I wtedy pojechał?
- Ubrał się, wziął kluczyki od auta i pojechał. Wrócił po 45 minut z jakieś apteki na Bemowie. I jeszcze dwa razy dzwonił czy to na pewno ten, jakby nie mógł zapamiętać baran. Wraca i wręcza mi ten peeling na zasadzie: masz, zadowolona? I wtedy to mu dopiero zrobiłam awanturę!
Walnęłam go tym peelingiem w łeb i kazałam spadać do domu. I jeszcze mu teczkę wyrzuciłam na korytarz.
- Za co?
- Wiesz z jaką miną on mi to wręczył??? Jakby mi wielką łaskę zrobił!!!


Jak to zrobiłeś? (czyli jak wypromować książkę)
Wiele osób zadaje mi pytanie: jak ty to zrobiłeś? I nie zadawala ich całkiem prawdziwa odpowiedź: miałem fart, nic więcej.
Bo, to mało romantyczne jest.
Ma być pot, krew, łzy i mają być zdejmowane staniki.
No, więc w trakcie zrobiłem kilka razy pelikana ze zdziwienia, płakać to ostatnio nie bardzo, ale wzrusza mnie scena kiedy Bruce Willis wysadza się na Armagedonie. A z krwią to a i owszem zalała mnie kilkakrotnie.
Jakiś czas temu oglądałem bardzo zabawną prezentację rzuconą przy okazji jednego ze spotkań blogerów na którym autorka przedstawiła dlaczego jej nie wyszło ze sprzedażą książki mimo, że zrobiła WSZYSTKO, WSZYSTKO, WSZYSTKO.
Przykład proszę:
Kiedy już otarłem łzy cieknące mi z oczu sobolowym futrem – to było zaraz po tym jak przeczytałem fragment o rozdawaniu książek zaprzyjaźnionym osobom z branży reklamowej i aktorkom – pomyślałem ludzie wy naprawdę myślicie, że jeśli dacie coś komuś za darmo to będzie was promował?
Ludzie będą was promować jeśli was kochają. Jeśli przy waszych książkach płaczą. Jeśli czytają i nie mogą się doczekać co będzie na kolejnej stronie.
Koleżance po klawiaturze w sumie udało się sprzedać 300 egzemplarzy.
Czy była dobra? Nie mam pojęcia. Ale nawet jeśli była wybitna, ten rezultat mnie jakoś specjalnie nie dziwi. Wiele wybitnych książek się nie sprzedało. Sprzedało się za to bardzo dobrze wiele złych.
Żeby książka odniosła sukces potrzebne są dwie rzeczy:
1. promocja
2. dystrybucja
Nawet Kominek wydał swoją drugą książkę w normalnym wydawnictwie, bo sam nie był w stanie wejść z nią do sklepów.
Jak ten model wygląda na dzień dzisiejszy?
Żeby było jasne – jeśli chcesz wydać jedną książkę i wprowadzić ją do sklepów Empik, księgarni Matras etc. usłyszysz również jeden brzęczący w uchu komunikat – nie jesteśmy zainteresowani.
Wiem, bo sam to usłyszałem – przekazuję wam tę wiedze gratis.
Duży hurtownik weźmie książkę od wydawnictwa, które wydaje przynajmniej z dziesięć pozycji rocznie. Co nie oznacza, że trafi ona do wspomnianych sklepów tak aby autor dumny niczym poseł Hofman ze swojego penisa mógł podprowadzać laski pod regał i pokazywać: tak, tu mała stoję. KLĘKAJ!
Jeśli mamy debiutującego autora raczej zacznie od sprzedaży w internecie na merlin.pl i empik.com. Stacjonarne sklepy wezmą ot, ze 20 egzemplarzy.
Szaleństwo prawda?
Jak to mówi Wielki Jo: ech, życie , życie nie głaszczesz ty nas po odbycie. Ale z drugiej strony jak już ktoś się wziął za literaturę, to sam jest sobie winien.
To autor ma udowodnić, że ludzie chcą go kupować. A jeśli tego nie potrafi zrobić – jest wiele innych ciekawych doznań artystycznych, którym można się poświęcić np. depilacja woskiem.
Moja pierwsza rada brzmi: zanim pomyślisz o wydaniu książki, musisz mieć osoby, które lubią cię czytać. Nie mama. Nie wujek. Nie brat. Nie koleżanki z Facebooka – chyba że masz ich ze 3 tysiące.
Musisz mieć z 5 tys. osób, które chcą co rano przeczytać to co masz światu do powiedzenia. Oczywiście, może to być tysiąc. Mogą dwa tysiące. Ale z całą pewnością 20 czy 30 osób to za mało.
Bloga promującego pierwszą książkę założyłem w czerwcu 2010 roku. Dwa lata przed tym zanim pojawiła się ona na rynku. Pisałem po 5 – 6 razy w tygodniu. Tak, pracowałem ciężko przez dwa lata nie mając żadnej pewności, że mi się uda.
Kiedy książka się ukazała wcale na początku nie sprzedawała się rewelacyjnie.
I skończyłoby się na sprzedaniu 1.5 tys. może 2 tys. egzemplarzy gdyby nie FART.
Ale o tym będzie za chwilę.
Wiecie wróciłem do domu o 4 rano i jeszcze mam kaca, więc będę prosty i bezpośredni. Proszę sobie zapamiętać i wkuć raz do pustych łbów: sam internet to za mało.
Te 1,5 – 2 tys. egzemplarzy to mój sufit jeśli chodzi o sprzedaż książki, tylko dzięki promocji internetowej, albo jak kto woli tylko dzięki temu, że jestem znany w pewnym wycinku sieci.
Nawet jeżeli mojego bloga czyta kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy osób. Bo, wiecie kotki – sieć przyzwyczaiła was, że wszystko jest za darmo prawda?
I teraz nadszedł moment kluczowy to jest dopalenie.
Moje wydawnictwo porozumiało się z tygodnikiem Angora w sprawie druku książki w odcinkach. I to był ten wielki FART.
Pokolenie Ikea było tam drukowane od bodaj sierpnia 2012 i ludzie zaczęli książkę powoli kupować, choć nikt nie wyłamywał drzwi do księgarni.
A później miałem jeszcze większy fart, bo Angora książkę zwyczajnie przestała drukować ze względu na skargi czytelników (byłem zbyt wulgarny – wyobrażacie to sobie SZOK).
Wtedy byłem trochę zły. Dziś wychodzę z założenia, że powinienem podesłać do redakcji skrzynkę szampana.


November 25, 2013
Żadna kobieta nie rodzi się suką. Sukami jesteśmy przez was
To wy doprowadzacie nas do tego stanu. Pana X poznałam na ulicy. Dosłownie. Zaszedł mnie od tyłu, poprosił o numer telefonu. I poszło. Ja miałam 20 lat, on 30. Pierwsza randka, pierwsza noc. Po roku zniknął. Byliśmy umówieni na kolację. Spóźniał się. Zadzwoniłam. Poinformował mnie, że wyjechał i że kiedyś mi to wyjaśni. Bez słowa, wyjechał za granicę.
Bez słowa zniknął z mojego życia.
Wcześniej poinformowałam go, że jestem w ciąży. Oczywiście niechcianej. Chciał pozbyć się problemu, ja nie wiem czego chciałam.
Jakim trzeba być skurwysynem, żeby potraktować tak, niby niedoszłą, ale jednak, matkę swojego dziecka?
Nie miałam nikogo oprócz niego, nie miałam pracy, pieniędzy, mieszkania. Któregoś dnia weszłam na drogę, niby widziałam samochód, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Problem zniknął.
Niecały miesiąc późnij dalej byłam na skraju załamania. Tabletki brałam garściami jak lentilki.
Jak się potem okazało nawet nie znałam jego prawdziwego nazwiska. Wszystko było kłamstwem. Imię, nazwisko, praca. Nie wiem o nim nic. Rok życia spędziłam z kimś kogo nie było. Pewno każdy zastanowi się teraz jak można być taką idiotką. Jak można dać się tak oszukać? Kochałam – ufałam.
To nie jest cała historia. Ma gorsze fragmenty, ale nie jestem w stanie o nich napisać. Wolę o nich zapomnieć i udać, że to się nigdy nie wydarzyło. Czasami to działa. Minęło sporo lat, a ja nadal codziennie myślę o tym jak mogło potoczyć się nasze życie, płaczę na widok dzieci i widzę go w większości mężczyzn których mijam. Wszyscy uważają mnie za twardą i nie do zdarcia, ale ile nocy przepłakałam, nie zliczę.
Stałam się chyba typową suka z pokolenia ikea. Jestem wredną materialistką, z dobrą pracą, z odpowiednią ilością pieniędzy, z kredytem hipotecznym w złotówkach. Oprócz tego, że jestem kompletnie niezależna, to na dodatek zgrabna i chyba ładna.
Dużo piję, palę, imprezuję. Umawiam się z nieodpowiednimi facetami, jednocześnie poszukując tego jedynego. Jedyny – to znaczy – odpowiednio bogaty, przystojny, ustawiony. Każdy kolejny wydaje mi się za biedy i za mało zajebisty.
Albo ma za stary samochód, albo nie ubiera się jak powinien. Związek uważam za wymianę korzyści. Związek z rozsądku. Nie chcę się zakochać, kto się zakocha ten przegrał. To mnie mają kochać, ja nie chcę kochać nikogo. Od mężczyzny oczekuję jedynie zapewnienia mi odpowiedniego statusu społecznego i góry pieniędzy.
Może mieć kochanki, udam, że nie widzę. Ale dostęp do konta mogę mieć tylko ja.
Do tego się tylko nadajecie drodzy panowie. Więc przestańcie udawać zgorszenie tym, jak traktują was kobiety. Nie zasługujecie na lepsze traktowanie.


November 24, 2013
Jak wydać książkę?
Oczywiście napisałeś/ napisałaś świetną książkę. Nie masz co do tego wątpliwości prawda?
Nie jesteś celebrytą, nie jesteś Chodakowską, nie występujesz w telewizji, nie znasz nikogo w żadnym wydawnictwie komu mogłabyś porządnie obciągnąć?
To teraz weź rękopis. Masz? Idź do kuchni. Otwórz szafkę. Otwórz kosz na śmieci. Wrzuć tam wydruk.
Bolało?
To powtórz jeszcze raz aż się znieczulisz.
I uświadom to sobie: nikt do kurwy nędzy nie czeka na to co napisałaś/ napisałeś.
Swoją pierwszą książkę wysłałem do 10 największych wydawnictw w tym kraju. Wiecie ile chciało ją wydrukować? ZERO.
Wiecie ile mi w ogóle odpowiedziało, że to co napisałem do niczego się nie nadaje ale życzą mi powodzenia? Ze trzy.
Czy to bolało? Jasne, kurwa. Czujesz się jak totalny nieudacznik. Czujesz jak ktoś bierze zbliża swoją twarz do twojej a następnie kopie cię z całej siły w jaja.
I pyta: WSZYSTKO OK?
Wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Jestem absolutnie przekonany, że mało kto ją czytał.
To znaczy może był jakiś frajer, który przerzucił kilka stron zanim wywalił całość do kosza, ale śmiem wątpić.
Książka, która później sprzedała się w 20 tys. egzemplarzy (na rynku gdzie sprzedaż 4 tys. jest sukcesem) gówno ich interesowała.
Wiecie co to jednak również znaczy? Oni mylą się bardzo często. Oni często nie mają wyczucia i nie wiedzą co zaskoczy a co nie. Żyją w świecie analogowym i boją się z niego wyrwać. Wybierają więc najbezpieczniejsze drogi.
Ale oczywiście dlaczego masz sobie odmówić tego upokorzenia?
Każde wydawnictwo ma u siebie na stronie internetowej zakładkę kontakt. Tam będą wytyczne w jakiej postaci ma być nadesłany rękopis. Część chce go w formie drukowanej, część w formie elektronicznej. Aha, nie dostaniesz go (druku) już z powrotem. Tak, przykro mi. Do kopii dołączasz tzw. plot z informacją kim jesteś (jeśli jesteś ładną laską na pewno to nie zaszkodzi) oraz o czym dokładnie jest twoje dzieło, rozdział po rozdziale.
Ok. Napisałaś/napisałeś hita, wydawnictwo go wzięło i książka zaczęła się sprzedawać niczym szponder na ruskim targu?
Są i takie przypadki. Marek Krajewski napisał „Śmierć w Breslau”, wydało go Wydawnictwo Dolnośląskie i BUM był wielki hit.
Wspomniany wcześniej Janusz Leon machnął „Samotność w sieci”, wydało to „Czarne” i znów jebut gigahit – w sumie tego zeszło pewnie ponad pół miliona egzemplarzy.
Żeby było zabawniej Stasiuk, kiedy to czytał ryczał.
Albo szanowna pani Masłowska z „Wojną polsko ruską?”. Pierwsza książka i od razu została nową, piękną twarzą polskiej literatury i to w dodatku zbuntowaną i w dresie. Tak, bywają cuda.
Pamiętajcie też o tym, że Michał Witkowski zanim napisał i wydał „Lubiewo” wydał trzy albo cztery jakieś pierdalasy. Twardoch zanim rozbił skarbonkę za „Morfinę” wyprodukował z 10 innych książek.
Wysłałaś/wysłałeś swoje dzieło do 10, 15, 20 dużych firm i nic nie przyszło poza stertą śmieci?
Co robić?
Opcje są trzy.
1. Weź leżak. Weź kieliszek wina. Ustaw go przed basenem. Popatrz sobie na laski. Widzisz te balony? Widzisz te zgrabne tyłki? Byłyby twoje gdyby cię wydali! Więc bierz się leniu do roboty. Albo siedź na tyłku i użalaj się nad sobą (tylko kup sobie hipsterską czapkę i załóż szalik, będziesz robić za niezależnego twórcę).
2. Możesz teraz wydać e-booka, a następnie zacząć go promować licząc na karierę na miarę E.L. James (tak to ta od Greya). Na początek napisała swoją książkę jako fanfiction „Zmierzchu”, później wsadziła ją na stronę internetową a jeszcze później wydała jako e-book. I co? Udało się jej! To hit na skalę światową, który sprzedał się w większej ilości egzemplarzy niż Harry Potter.
3. Wsadź kciuk w usta i powiedz: da, da.
Ja, wybrałem inną opcję. Skoro wszyscy mówią ci że wyglądasz jak kaczka i kwaczesz jak kaczka to może zacznij szukać sporej kałuży aby się potaplać.
Pokolenie Ikea w oryginalnej wersji miało ponad 300 stron. W jeden wieczór usiadłem na tyłku i pokroiłem całą książkę starając się ją jak najbardziej zdynamizować. Owszem bardziej podobała mi się pierwotna wersja, ale skoro jestem kaczką…
Postanowiłem, że taką okrojoną wersję wydam sam. Sprawdziłem jednak jak to wygląda i doszedłem do wniosku, że jest z tym za dużo zachodu.
Trzeba znaleźć kogoś kto ci zrobi korektę, zaprojektuje okładkę, załamie całość a na dodatek nikt od ciebie nie będzie chciał pojedynczej książki aby wsadzić ją do dystrybucji.
Musiałem znaleźć kogoś do spółki. Negocjowałem z dwoma wydawnictwami, które specjalizują się w wypuszczaniu na rynek książek debiutantów. Oczywiście pod warunkiem, że ci debiutanci pokryją koszta swoich fanaberii.
Po namyśle wybrałem Novae Res.
Dlaczego? To nie ma znaczenia moi drodzy. Cokolwiek bym napisał byście potraktowali i tak jako reklamę.
Wydałem 4.7 tys. zł. z pełną świadomością, że realizuję swoje hobby. Mogłem sobie kupić nowy telewizor, którego nie potrzebuję. Zamiast postanowiłem wydać książkę, która jest ciut bardziej oryginalna niż nowa plazma (lubię plazmy).
Dlaczego mi się udało? O tym będzie w trzecim odcinku.


November 23, 2013
Aplikant
Ryszard, lat 27, łysy na głowie i włochaty w pozostałych częściach ciała jak irlandzki seter wszedł z impetem do gabinetu Wielkiego JO i postawił mu na biurku whiskey Kilbeggan 0,7 litra o zapachu świeżo wyciskanego ananasa.
Że, pachnie ananasem sprawdził na stronie internetowej. Że. jego tutor lubi irlandzką whiskey powiedział mu kolega z rodzimego miasta, czyli Łodzi, który miał kiedyś okazję współpracować z JO.
Nie wiedział, że kolega skłamał, ewentualnie wykazał się niewiedzą. Zasadniczo JO najbardziej lubił pić bimber a jeszcze bardziej bimber swego wujka Staszka (wujka od strony ojca) pod ogórka i skibę razowego chleba. I kawałek wiejskiej kiełbasy. Tak, nie zapomnijmy o kiełbasie.
Ale mimo wszystko JO poczuł się dumny sam z siebie. Jego reputacja go wyprzedzała.
Spojrzał łaskawie na młodego a jego lico pękło na pół ujawniając wilczy uśmiech.
Jo odchylił się na krześle i wystawił pierwszy palec. Wskazujący.
Rysiek oglądał go w skupieniu.
- Po pierwsze najważniejsza jest faktura. No, może być jeszcze paragon – wyjaśnił Jo Ryśkowi.
- Po drugie – Jo odgiął starannie wypielęgnowany paluch. – Klient składa się z dwóch części. Obligatoryjnej, czyli faktury….
- ….albo paragonu – podpowiedział usłużenie Rysiek a Jo spojrzał na niego przychylnym wzrokiem.
- I fakultatywnej, czyli całej reszty – dokończył.
- A po trzecie – Jo odgiął trzeci paluch. – Adwokat po sprawie, jak kurwa po zabawie. Pieniądze bierzesz zawsze przed. Chyba, że lubisz tracić czas, na dzwonienie i szukanie klienta.
Rysiek pokiwał głową z uznaniem. Tak, takiego mentora szukał.
Jo świetnie przygotowywał panów aplikantów. Spod jego skrzydeł wychodziły na rynek najbardziej zachłanne na kasę prawnicze predatory.


November 20, 2013
Jak napisać książkę?
Zacząć pisać książkę jest stosunkowo łatwo. Pewnie każdy choć raz w życiu próbował, wyobrażając sobie jak to będzie być sławnym, zajebiście znanym literatem przed którym kobiety padają na kolana i zabierają się w szybkim tempie za rozpinanie rozporka. (Jeśli ci się uda pamiętaj aby w trakcie tej czynności pociągać flaszkę co najmniej Jacka Danielsa. Nie żeby był szczególnie dobry, po prostu dobrze się prezentuje wizualnie.)
Ewentualnie kobietą – pisarką, która za uzyskaną gażę kupuje sobie chałupę w Toskanii czy jakiejś tam Prowansji, lepi własnoręcznie makaron, tłucze pająki po kątach i przygotowuje kolejny bestseller.
Większość osób odpadała na etapie, czekajcie hmmm…. ot tak drugiej strony. Przy sprzyjających okolicznościach – przy początku trzeciej. Ja wiem, że wielu z was ma potencjał taki że gdyby chciało zdmuchnęłoby mnie jednym pociągnięciem klawiatury.
Orientuję się, że wasz talent literacki jest ode mnie większy, przyjmuje to z pokora i nawet wiecie w których miejscach należy wstawiać przecinki. Ale, różni nas jedno. Ja swoją pierwszą książkę skończyłem. Wydałem. Ba, nawet zarobiłem na niej jakiejś pieniądze.
Może się podobać mniej albo bardziej, ale jest. Wasza jest co najwyżej w wyobraźni. Bo, najtrudniejsze w pisaniu książek jest nie rozpoczęcie pisania, ale skończenie.
Czasami wystarczy coś zrobić na 80 proc. I to, że podejmiesz ten trud różni cię od innych.
Od razu powiem – jeśli chcesz pisać dla pieniędzy – daruj sobie. Prawdopodobieństwo, że zarobisz na swojej pierwszej książce jakiekolwiek pieniądze jest właściwie żadne. Owszem ja jestem wyjątkiem. Ale wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Pierwsze książki pisze się bowiem żeby zaspokoić swoje ambicje. Pisze się dla lokalnej, środowiskowej chwały i dup. Męskich też. Jeśli więc przy okazji uda ci się zaliczyć kilka fajnych rudzielców z cyckami albo bez – potraktuj to jako wystarczające honorarium autorskie.
Napisałem Pokolenie Ikea, aby jeszcze bardziej nadmuchać swoje ego. Teraz jeździmy dwoma samochodami, bo ego w jednym ze mną się nie mieści.
Ale do rzeczy.
Piszę na laptopie (co nie znaczy, że mam coś przeciw komputerom stacjonarnym). Najlepsze rezultaty mam klepiąc w dwóch sesjach. Pierwsza startuje od 8 rano i trwa do 14, druga zaczyna się koło 15 i trwa mniej więcej do 19. Tak, muszę wtedy brać urlop. Tak, nie odpocząłem zbytnio w tym roku.
Pokolenie Ikea powstało na Macbooku, Pokolenie Ikea Kobiety na Macbooku pro. Nie jest to żaden warunek konieczny po prostu stwierdzam fakt. Równie dobrze można używać dłuta i ściany. W ostatecznym rachunku liczy się pomysł i determinacja.
Są specjalne programy do pisania książek np. Ulysses III. Kupiłem, nie spodobało mi się.
Używam czcionki Times New Roman, piszę w Wordzie, każdy rozdział to odrębny plik, wszystkie trzymam na Dropboxie, tak aby w przypadku jeśli coś się stanie z komputerem – książka była cała.
Zaczynam od rozpisania scena po scenie tego co ma się tam znaleźć. Wiem to nudne. Ale skąd masz wiedzieć co się tan znajdzie jeśli tego wcześniej nie zaplanujesz??
Tym samym zwiększasz szanse na to, że dojedziesz z tym karawanem do końca.
Pisz więc jak to ma wyglądać. Tak prezentował się plot (oczywiście fragment) mojej drugiej książki, który wysłałem do wydawnictwa:
„Książka startuje od próby zamieszkania przez Olgę i Czarnego razem co nie wychodzi bo ona jest zbyt wymagająca a on niezależny a poza tym dowiaduje się co on robił w łazience na koniec pierwszej części.
Po wyprowadzce Czarny na początku dużo pije a później wdaje się w romans z Ruską Blondyną (rozwinięcie wątku Pokuszenie obecnego na blogu) a później z Ciemną Blondyną. Dużo silniejszy niż w jedynce jest wątek korporacyjny, chcę dać kilka scen Czarnego w sądzie i w pracy.”
Myśl wątkami. Pisz wątkami. To oznacza, że jeśli masz jakiś pomysł jak powinna rozwijać się akcja, opisz go od początku do końca zanim weźmiesz się za następny.
Pisz z bebechów. Jeśli masz moment w którym zaczynasz się wahać czy o czymś napisać czy nie, bo możesz kogoś urazić to lepiej nie pisz w ogóle. Czym mocniej wstrząśniesz czytelnikiem, tym bardziej będzie chciał czytać dalej.
Pamiętacie taką książkę „Samotność w sieci” Janusza Leona „Skutera” Wiśniewskiego? Tam jestwątek kiedy główny bohater zakochuje się w głuchoniemej dziewczynie, która umiera w trakcie operacji. Operacji, którą robi dla niego aby odzyskać słuch. Ta historia zbudowała całą tą książkę i jej sukces. Pisanie polega na tym, że wyrzucasz to co cię boli w nadziei, że szarpniesz dłonią za jelita innych, wkładając im rękę do trzewi.
Skończyłeś?/Skończyłaś? To teraz czytasz całość od nowa szukając miejsc gdzie jest rozwlekle, za mało dynamicznie, gdzie są powtórzenia, uwierz spokojnie całość można skrócić o jedną trzecią.
Pokolenie Ikea w oryginale miało ponad 300 stron. W druku trochę ponad 180. Dlaczego tak się stało będzie już w kolejnym odcinku.
Masz pytania? Zadaj je pod tym tekstem.
W kolejnych odcinkach będzie:
Jak wydać książkę?
Jak wypromować książkę?


November 18, 2013
Polskie kobiety są źle wychowane
Mając 29 lat mam jakiś tam plecaczek z doświadczeniem na kilka książek. Średnio na rok mojego życia przypada 0,5 Kobiety, nie wiem czy to jest dobry wynik – w końcu mówi się, że nie liczy się ilość tylko jakość. Za każdym pierdolonym razem starałem się całkiem w inny sposób, trenowałem niczym pilny uczeń z zakonu Shaolin. Jak trzeba było trzymałem celibat do odpowiedniej chwili, czasem atakowałem niczym wilk nie patrząc na jej faceta czy nie myśląc o tym co będzie później. Szczerze to zawsze uważałem, że polskie dziewczyny – kobiety są po prostu źle wychowane.
Kiedyś słyszałem stwierdzenie, że kobiety są jak samochody, jedne się dobrze prowadzą inne trochę gorzej. Chyba trafiałem na same furiatki, zwyrodniałe psychopatki albo kobiety, które nie wiedziały czego chcą, a jak wiedziały to nie mogłem im tego dać, bo nie wiedziałem, że one tego chcą. Tym bardziej mój problem jest po prostu cały czas powtarzany, jakbym odgrywał rolę w teatrze i za każdym razem bym się mylił na innym epizodzie.
Odnoszę wrażenie, że polska kobieta wychowana w zwykłej rodzinie, gdzie dziadkowie zapierdalali gdzieś w fabrykach całe życie i teraz ledwo żyją lub już nie, a rodzice to dorobkowicze, mający firmę założoną w latach 90 i ciągną interes do dzisiaj lub robiący w tych samych fabrykach co rodzice.
Pewnie oglądałeś kiedyś serial „40 latek”, gdzie kobieta siedzi w domu, a mąż pracuje gdzieś tam na dobrym stanowisku. Ty jesteś bliżej tego pokolenia, bo jesteś trochę starszy. A mimo to ja siedzę i spotykam się z dziewczynami od 19 po kobiety do lat 32… i co? Widzę to samo zło.
Kobieta teraz myśli tylko o pieniądzach, to facet ma na nią zapierdalać, ma być jej wołem. Czasem mu da dupy na święty spokój (w końcu za darmo to nawet ci żona nie da…). Mamusia, córeczkę wychowała wzorowo – spotyka się z jakimś tam Andrzejkiem, dobry z niego chłopak, czasem leci do kolegów się nachlać i się kłócą czy rucha jakąś na boku, no ale przecież to normalne. Chłopak ma samochód (tata ma firmę) i dom postawiony na obrzeżach miasta, a co ona robi? Ona ma jakiś tam salon kosmetyczny, który bardziej jest hobby niż zarobkiem, bo po co żonie dawać kasę na te wszystkie upiększacze, skoro może sobie otworzyć swój interes i nie jest źle.
Stale tylko kasa i kasa… widziałeś tę Słowaczkę (Nicky Tučková), która szuka bogatego Polaka (dziwię się, że jeszcze jej nie dorwałeś! ). To jest coraz bardziej pojebane… same księżniczki, a książąt brak.
Moja the best friend (ta od oceny twojej książki) stwierdziła, że to wina facetów, bo nic sobą nie reprezentujemy, że same grubasy albo brzydale, że faceci o siebie nie dbają, nie uprawiają sportów i nie mają szansy na lepszą kobietę. Mówi mi także o charakterach, że faceci są za miękkie pały i nie potrafią poderwać ładnej dziewczyny…
Sam czasem czytuję pewne gazety o męskich problemach typu – polscy mężczyźni są coraz mniej męscy, nie radzą sobie z kobietami i tu jest problem. No ale spójrz kurwa na ShowUp! Co tam się dzieje, gówniary po 15 lat pokazują dupy za żetony. Mam poznawać kobiety takiego pokroju, które machają dupą na lewo i prawo, a ja zjebany z pracy wrócę i ona mi powie, że nie ma siły się kochać… no nie ma co się dziwić.
Jakby się przy mojej transmisji masturbowało 6500 kobiet to też byłbym spełniony! (będzie załącznik ze zrzutami). Dobra, no ja też se oglądam trochę ShowUp i mam nawet jedną koleżankę, którą tam poznałem. Na szczęście nie rzucam pieniędzy na takie pierdoły (wbijam się na sępa i czekam aż ktoś rzuci żetonami, żeby laska się pokazała z lepszej strony – nie powiem, że od dupy strony hehe). Najgorsze jest to, że nawet na początku się zbulwersowałem, bo nie chciałbym, żeby moja córka tak robiła. Napisałem do tego portalu, ze coraz więcej dzieciaków wchodzi i dorzuciłem screeny na których są niepełnoletnie osoby pokazujące nagie ciało. Oni mi odpisali, że ich to nie obchodzi, nie ma w polskim prawie restrykcji, osoba sugeruje, że ma ukończone 18 lat i kropka.
Od pół roku mieszkam w Anglii, mówią, że tu same grube parówy i nie ma co wyrwać. No może i tak, ale te młode między 18 a 23 są jeszcze zjadliwe. Z resztą Anglia z tego słynie, że jest wielu obcokrajowców.
Mieszkam pod Oxfordem (w którym 90 procent studentów to Azjaci – Japonki rulezzz), u mnie w miasteczku poznałem już kilka Hiszpanek, Włoszek i Angielek… myślałem, że karta się odwróciła i w końcu znajdę coś dla siebie, bo młody już nie jestem, a na wygląd oceniają mnie zazwyczaj na 8 lat mniej… ale wynika z tego, że zaczynam się martwić o siebie. Spać wręcz nie mogę… bo się zastanawiam czy może ze mną jest coś nietegens?
Przecież nie mam żadnych wad! No dobra, mam chory kręgosłup co jest w sumie niewidoczne, wyglądam normalnie jak facet, nie obrośnięty, brzuszek mi lekko wyszedł (kręgosłup), w kwestii wzwodu też nie mam problemu i wielkość moim zdaniem jest odpowiednia (chodziłem rok na siłownię i basen – przewijałem się przez prysznice i porównując to trafiłem na kilka przypadków większego sprzętu, więc myślę, że średnia europejska mnie nie dotyka, a przy wzroście 173 to chyba jest jakiś powód do dumy?). Nie wstydzę się rozmawiać z kobietami, choć czasem po prostu uciekają mi jak piasek przez palce. Często mają swoich facetów lub tłumaczą, że kończyły niedawno skomplikowany związek i chuj bombki strzelił.
Ostatni związek zakończyłem od razu po sylwestrze, więc prawie rok już mija mojej abstynencji, chyba jeszcze tak długo nie ruchałem… ok rozumiem istnieją agencje, ale mnie to nie kręci. Jednak mam jakiś samozachowawczy odruch poderwania „mięsa”, niż rzucać się na coś łatwo dostępnego. Jestem czasem bardzo wybredny, ale nie egocentryczny.
Tydzień temu natknąłem się nawet na typa na youtube, który ukazuje jak powinno się podrywać dziewczyny – szkoda tylko, że chłopak to robi na przypale łapiąc laskę na ulicy i z tych jego wniosków wynika, że po prostu i tak mimo swoich cudownych metod nie wyrwał nic co miało by jakiś permanentny charakter. Nawet po przeczytaniu dwukrotnie “Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy” – John Eldredge kompletnie mi się nie polepszył humor, ani tym bardziej uczucie, żebym miał jakieś większe nadprzyrodzone moce do podrywania.
Take Our Poll


November 17, 2013
Kochanek
To była z całą pewnością sprawa Krusz – budu. Krzysztof nie miał najmniejszych wątpliwości w tej sprawie.
Krzusz – bud prześladował go od maja 2011, kiedy po raz pierwszy dostał ich sprawę. Miał ich zwindykować, ale w piśmie do sądu o nakaz zapłaty pomylił dzikim trafem numery rachunków.
Zamiast numeru wierzyciela wstawił tam numer… innego konta Krzusz- budu. A komornik zrobił rzecz jasna to co do niego należało. Zabrał pieniądze i przelał pieniądze.
Z jednego konta Krzusz- budu na drugie konto Krzusz- budu.
Wielkie Jo, które mu to gówno zlecił, śmiał się przez tydzień, tak że mu łzy ciekły. Ale trzeba mu przyznać na samym końcu walnął go w plecy aż jęknęło i stwierdził: nie bój się młody, najwyżej pójdzie to z mojego ubezpieczenia.
Teraz niszczarka, przed którą stał się zacięła. Owszem Krzysztof wrzucił w nią mnóstwo niepotrzebnych papierów, ale był pewien na milion procent, że zatkały ją właśnie TE akta.
Potrząsnął chińskim dziadostwem. Nic. Potrząsnął jeszcze raz.
Żyły wyszły mu na czole. Odszedł krok do tyłu i łypnął na niszczarkę z niechęcią. Miał ochotę podejść do tego wrednego pudła i załadować w niego z całej siły kopa. Nie bacząc na konsekwencje.
Zamachnął się nogą i zatrzymał trzy centymetry przed obudową. Krzysztof wypowiedział słowa uchodzące za wyjątkowo nieparlamentarne i dotyczyły niewłaściwego prowadzenia się matki konstruktora.
Z mniej więcej 20 metrów całą sytuację obserwowały z uprzejmym zainteresowaniem Lisica właściwa i Lisica niewłaściwa.
Ich zdaniem do odblokowania urządzenia wystarczyłyby długi nożyczki, ale były bardzo ciekawe jak Młody ma zamiar to zrobić za pomocą nogi.
A poza tym nie chciało im się wstać z kanapy.
Lisica właściwa – czyli starsza tego dnia miała na sobie tradycyjną koprogarsonkę w kolorze stali, kończącą się tuż przed kolanem, z długim rękawem i kołnierzykiem. Pod którą kryła mlecznobiałe wielkie piersi. Lisica właściwa owszem lat miała 42, wyglądała na 35 ale cycki miała niczym 25 – latka. Kwestia genów. I 11 tys. zł. na chirurga plastycznego, który niedawno podciągnął jej piersi.
Z kolei Lisica niewłaściwa miała na sobie czarne spodnie, czarny żakiet z podwijanymi rękawami i białymi mankietami oraz białą bluzkę.
Obie piły kawę. Czarną. Z mlekiem sojowym.
Lisica niewłaściwa siedziała na kanapie bardzo ostrożnie. Wczoraj spędziła bardzo przyjemne dwie godziny w towarzystwie swojego kochanka. Teraz bolały ją hmmm…. uda?
Jej kochanek miał 45 lat, był oczywiście bardzo doświadczonym prawnikiem, był kompletnie łysy za to z wystającą szczęką i brunet.
To ostatnie jeśli nosił koszulę można było poznać dopiero po włosach łonowych. Jeśli zamiast koszuli miał na sobie t-shirt uważne oko mogło to dostrzec niewielkie ciemne włosy na przedramionach.
Na klacie się golił. Nogi też.
Miał 17 cm grubego chuja, 35 letnią żonę – radcę prawną (bardzo ładną blondynkę, która jednak do późna zostawała w pracy) oraz psa – jamniczkę, którą nazywali Ripley.
Dzieci nie mieli.
Tak, kobiety, które umawiają się z żonatym mężczyzną to te które dawno, dawno temu mówiły, że tego nigdy nie zrobią.
Młoda lisica też tak kiedyś mówiła i to mniej więcej ze dwa lata temu. Później poznała pewnego mężczyznę o imieniu Artur, który obiecał jej wiele rzeczy, nie dotrzymał żadnej, przeleciał kilkakrotnie a później zostawił. A wiązała z nim pewne nadzieje. Od tego momentu zradykalizowała swoje podejście do płci męskiej. To JEJ miało być przyjemnie. Koniec, kropka.
A co do kochanka, w małżeństwie był on macho. Lisica niewłaściwa wykorzystywała go zaś czysto instrumentalnie. W takim przypadku nie ukrywajmy kluczowa jest wielkość instrumentu i sprawność w jego używaniu a nie jakieś dodatkowe romantycznie pierdoły.
A poza tym?
„Przywieź mi papierosy.” To o pierwszej rano. Oczywiście, że przywiózł.
„Jeśli natychmiast nie przyjedziesz, to więcej możesz się tu nie zjawiać.” Klął, wyzywał ją od wrednych suk, ale przyjechał.
„Odwieź moją przyjaciółkę do domu.” To o starej lisicy. Odwiózł.
W mordę otwartą dłonią waliła go cały czas. Profilaktycznie. Podejrzewała, że to lubi. Młoda lisica wiedziała, kiedy ma faceta pod całkowitą kontrolą. Mówiąc szczerze trochę zaczynało ją to nudzić.
Krzysztof w dalszym ciągu stał w korytarzu szarpiąc się z niszczarką.
- Wiesz co? Ja chyba za niego wyjdę – stwierdziła Lisica niewłaściwa patrząc na nieświadomego niczego Krzysztofa.
- A po Ci taki wypłosz? – zainteresowała się starsza lisica.
Młodsza lisica założyła nogę na nogę po czym uśmiechnęła się promiennie pełnymi ustami. Wyglądała przy tym trochę jak ruda Emma Stone, tylko z o wiele większym biustem.
- Będę miała męża. I tym razem to nawet swojego! – odpowiedziała i ostrożnie poprawiła się na kanapie.


Piotr C.'s Blog
- Piotr C.'s profile
- 34 followers
