Piotr C.'s Blog, page 34

February 10, 2014

Jak zrobić na niej wrażenie na Walentynki (i zaciągnąć ją do łóżka)

Ten tekst jest tylko dla mężczyzn. Paniom dziś dziękujemy.


——-


Dziś nie nauczę was po co żyć. Ani co to jest honor ani tym bardziej sumienie. Nauczę was za to jak dzięki jedzeniu dobrze zaliczyć. Może być na Walentynki. Może być z dowolnej innej okazji.


W najlepszej książce jaką napisałem w ciągu ostatnich 12 miesięcy, czyli „Pokolenie Ikea Kobiety” było o tym tak: „Jest coś podniecającego w gotowaniu. Możesz jej podać łyżkę z sosem, żeby spróbowała. Możesz stanąć za nią,napierając na jej pośladki, aby pokazać, jak powinna trzeć ser. Może usiąść na blacie, rozchylając uda. Możesz dolewać jej wina bez ograniczeń. W końcu gotujecie. Możesz ją klepnąć w tyłek. Możesz ja ̨ubrudzić, a następnie zdjąć z niej to, co ma na sobie. Możesz ją w końcu nakarmić. A jeśli zrobisz to naprawdę dobrze… Zaprawdę powiadam wam: więcej kobiet doprowadziłem do orgazmu widelcem i makaronem niż innymi częściami ciała.”


Aby zaliczyć będziesz potrzebować:


Jedną cebulę.


Jedną kobietę, dobrze ubraną i z sporym dekoltem. (Ustalmy jedno: jeśli już się zjawiła u ciebie, żebyś jej ugotował to znaczy, że raczej ci da. Inaczej nie trudziłaby się, aby do ciebie dotrzeć. Czyli jesteś z góry na zwycięskiej pozycji.)


Jedną łyżkę – dużą drewnianą. To po to aby ją karmić.


Jedną paczkę makaronu – może być bucatini.


Dwa ząbki czosnku.


Butelkę białego wina – najlepiej Chardonnay. Jest zazwyczaj tanie, bez smaku, więc raczej na pewno będzie jej smakowało.


Butelkę wina musującego – np. cavy albo prosecco. Jeśli woli słodsze rzeczy – weź półwytrawną cavę (prosecco jest zazwyczaj wytrawne). Ta butelka przyda się na później. Już do łóżka.


Sos pomidorowy – ot tak między 0,5 l. Nie oszczędzaj na pomidorach, te w słoikach, są zazwyczaj lepsze niż te w puszkach. Ja używam „LaSelva”.


Kawałek parmezanu (droższy)/grana padano (tańszy)– nie, nie kupujesz już utartego sera. Choć oczywiście jeśli się upierasz możesz dalej wspinać się na szczyty przy monitorze.


Sześć plasterków szynki parmeńskiej – nie z Biedronki, ani z Lidla. To co sprzedają nawet nie stało koło szynki parmeńskiej. Chcesz zaliczyć? To pomyśl, że w restauracji byś zapłacił więcej.


Łyżkę octu winnego – tak jest do nędzy potrzebny. Nie, nie można go inaczej zastąpić.


Pęczek bazylii. Wygląda ładnie i profesjonalnie w kuchni. Udając, ze się znasz.


Ze trzy łyżki oliwy. Plus jedną.


Jedno ciastko z czekoladą typu brownie. Ewentualnie coś z kremem.


Gotowanie jest banalnie proste.


Bierzesz cebulę. Tfu! Wróć.


Bierzesz butelkę wina, otwierasz ją. Nie kupuj wina z zakrętką. Nie o to chodzi, że gorzej smakuje, po prostu z korkociągiem zrobisz lepsze wrażenie. Możesz dodatkowo napinać mięśnie. Jeśli rzecz jasna masz co napinać.


Otwierasz butelkę i nalewasz jej bardzo obficie w celu rozluźnienia. Jej i siebie.


Teraz możesz wrócić do cebuli. Siekasz cebulę. Do siekania nadaje się najlepiej duży nóż o bardzo szerokim ostrzu. Uważaj na palce, debilu. To chodzi o to aby zamoczyć a nie opryskać.


Oliwę wlewasz do garnka. Masz jakiś garnek w tej faveli prawda? Czekasz aż oliwa się rozgrzeje, kiedy to nastąpi wrzucasz do garnka pokrojoną cebulę i opowiadasz jej przy tym jak fantastyczną książkę niedawno czytałeś, nazywa się „Pokolenie Ikea Kobiety”.


Następnie przynosisz ją do kuchni, wręczasz i mówisz aby przeczytała sobie kawałek. Tak na przykład historię o Natalii od 92 strony.


Ma to dwie zalety. Po pierwsze ją nieco podgrzeje. A gąski lubią ciepło. Po drugie pokażesz, że potrafisz czytać. A to nieczęste w czasach gdy Trybson jest intelektualistą a Radek Majdan ideałem dżentelmena.


Cebulę się miesza baranie. Regularnie. Ustalmy, że podgrzewasz ją na średnim ogniu. Średni – to znaczy kurek ustawiasz w połowie, capito?


Czosnek siekasz. Bardzo drobno. Nie wyciskasz. Wyciskać to sobie możesz na siłowni.


Kiedy cebula zmięknie, dodajesz do garnka czosnek. I teraz zaczynasz mieszać. Bardzo intensywnie. Nic nie smakuje gorzej jak przypalony czosnek. To tak jakbyś łykał własną krew. Czosnek podgrzewasz jakąś minutę.


Teraz dodajesz sosu pomidorowego do garnka. Prosisz ją żeby pomieszała, następnie gdy bierze się za to podchodzisz do niej od tyłu i mówisz, że powinna to robić inaczej. Na pytanie jak? – możesz odpowiedzieć – nago.


Stajesz za nią bierzesz jej rękę i wykonujesz kilkanaście okrążeń łyżki w garnku.


Przerywasz tą miłą czynność i dolewasz do sosu łyżkę octu winnego. Znów mieszasz. Zwiększasz odrobinę temperaturę pod garnkiem, czekasz aż sos się zagotuje. W międzyczasie, bierzesz się za tarcie sera. Jej każesz zerwać 20 listków bazylii.


Dlaczego 20? Bo, tak. Niech je porwie na kawałki. Możesz jej pokazać jak. Ale masz trzymać ręce na jej rękach.


Kiedy sos się zagotuje, skręcasz temperaturę pod nim na małą. Sos solisz i pieprzysz, ale bez faszyzmu. Chodzi o to aby odnaleźć balans smaków. Kiedy jesteś już zadowolony z efektu – dajesz jej sos do spróbowania.


Robisz to tak aby, nieco ją ubrudzić na ustach.


Kiedy ona mówi że jest dobry, mówisz, co? Że się ubrudziła na ustach. Możesz zrobić dwie rzeczy. Raz pocałować ją teraz. Dwa – wyczyścić jej kciukiem usta, prowadząc go delikatnie po jej wargach. Delikatnie baranie.


Przykrywasz sos pokrywką. Rwiesz szynkę parmeńską na kawałki. Następnie wrzucasz ją do garnka z sosem, dodajesz tam porwane listki bazylii przykrywasz pokrywką i wyłączasz palnik.


Gotujesz makaron.  Na dwie osoby wystarczy ci jedna trzecia paczki. Najeść to się możecie później. Odcedzasz makaron.


Do gorącego garnka po makaronie lejesz odrobinę oliwy. Wrzucasz tam znów makaron i energicznie mieszasz go łyżką przez jakieś 30 sekund.


Masz łyżkę do zupy? Bierzesz łyżkę sosu i mieszasz z makaronem. Nakładasz na talerze. Starty ser umieszczasz w jakiejś malej misce do której wkładasz łyżeczkę.  Makaron zdobisz bazylią.


Po zjedzeniu makaronu mówisz jej, że musi na deser spróbować tego świetnego ciastka. Nakładasz go na łyżkę, łyżkę wkładasz jej do ust a następnie zaczynasz ją całować.


Jeśli nie jesteś retardem dasz sobie już radę sam.


Po drugim razie otwórz cavę/prosecco.


July 4th 2010 Parade in Cayucos, CA - an exhibition of Americana Photo: by mikebaird a Creative Commons license


PS. Ten sos jest naprawdę niezły.


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 10, 2014 01:52

February 7, 2014

iPhone

Pierwszy zalałem kawą tydzień po tym jak go dostałem. Nic spektakularnego.


Położyłem telefon na stole obok kawę, trzy minuty później ruszyłem ręką i zawadziłem ręką o kubek. Telefon padł. I chuj, nie ma co drążyć.


Drugi położyłem na półce w łazience a następne zacząłem lać.  Skończyłem dumnie. Tutaj gwoli wyjaśnienia tłumaczę, że mam w mieszkaniu kibel wyrzutowy (działa to na podobnej zasadzie jak w samolocie, naciskasz guzik i on robi bziiiiiiiiuuuuuuuuuuuuuuu).


Aby nacisnąć przycisk trzeba jednak odchylić klapę. Aby odchylić klapę, trzeba się pochylić. Pochyliłem się, zawadziłem ręką o półkę a telefon spadł gdzie??


No, właśnie.


Ach, to była piękna walka wkładać rękę do kibla ratując komórkę, czy może wpierw spuścić wodę.


Reasumując zanurzyłem dłoń w moich płynach organicznych, ale na niewiele to pomogło. Telefon owszem działa, ale nie wydobywa z siebie żadnego dźwięku, ani nic nie słychać w głośniku.


Ręce za to myłem wyjątkowo starannie. Na usprawiedliwienie sytuacji, dodam tylko, że byłem mocno pijany.


A trzeci raz to był wczoraj.


Pojechałem do ulubionego centrum handlowego, zaparkowałem na dachu i oddałem się wyuzdanej konsumpcji zastanawiając się czy kupić to.


Aż wtem!


Kurwa gdzie ja mam mój telefon??? Obmacuję się niczym gimbaza na dyskotece. Nie ma. Sprawdzam w torbie – znajduję… szyszkę. Tak, miałem naprawdę głupią minę.


Ukradł mi ktoś? Zgubiłem? Może jest w samochodzie!


Pędzę do auta, niczym Kamil Stoch na rozbiegu, dochodzę, szukam i co? DUPA. Nie ma w środku. Cóż, trzeba uruchomić iPada, alby go zlokalizować. Ostatnia szansa.


Idę na fotel kierowcy, patrzę przy drzwiach a tam w kopie roztapiającego się śniegu przy drzwiach. JEST. LEŻY. Mój Excalibur!!


Cały mokry, cały zimny.


I co? Działa. I jak tu nie wierzyć w karmę, która wszystko wyrównuje?


4954391948_f2bfa59f8d_b Photo by Ayanami_No03 Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 07, 2014 02:00

February 6, 2014

Integracja

Krzysztof postawił przed sobą trzy pięćdziesiątki zmrożonej Wyborowej. Ułożył je w rządku, poprawił aby odległości były równe, po czym zadowolony z siebie wypił pierwszą. Bez popitki.


- Część Krzysiu – powiedziała seksownym głosem Lisica właściwa (albo się to ma, albo nie, Lisica właściwa miała w nadmiarze, mogła być ubrana w worek po ziemniakach a na głowę włożyć seledynową kominiarkę a po 24 godzinach, byłby to najnowszy trend mody i faceci marzyliby żeby rżnąć worki po ziemniakach).


- A co Ty taki niewyraźny dzisiaj? Coooo? Rozrabiało się trochę po nocy? Taki niegrzeczny chłopczyk!


Krzysztof rozejrzał się dookoła szukając ratunku. Niestety, nikogo w pobliżu nie było. Wziął drugą 50 tkę i wychylił ją w ekspresowym tempie.


- Nie bardzo – powiedział uprzejmie.


- No już nie bądź taki skromny. Nikomu nie piśniemy nawet słowa. Kim ona jest? – Lisica niewłaściwa wypięła celowo biust i puściła oczko.


- Nie ma żadnej jej – Krzysztof zastanawiał się czy nie wychylić trzeciej pięćdziesiątki a następnie stąd uciec. Trochę jednak już kręciło mu się we  łbie. Postanowił zahamować. Choć zawsze bał się ładnych kobiet.


Kobiety generalnie jako gatunek były podstępne i psychiczne. A jak na dodatek były atrakcyjne jak Lisice miał bardzo ambiwalentne uczucia. Z jednej strony był podniecony, z drugiej nie wiedział dlaczego odbierało mu mowę a z trzeciej to w końcu głęboko niewłaściwe uprawiać seks z kimś kto twoim zdaniem jest upośledzony.


- Haha. Skoro to nie ona to może ON? – zachichotała Lisica właściwa.


- Głupoty wam w głowie – jęknął podirytowany Krzysztof.


- E tam głupoty. A jak Wy mężczyźni sobie wizualizujecie dwie, całujące się laski to już nie głupoty? – Lisica właściwa bezlitośnie ciągnęła temat.


- Kobiety to co innego – odpowiedział roztropnie.


- A co byś z chęcią popatrzył? – Lisica właściwa puściła perskie oczko. Zbliżyła się do Lisicy niewłaściwej i  przytuliła swoimi krągłościami. – Krzysztoooooofffff???? – wymruczała zalotnie, trzepocząc rzęsami i robiąc usta w dziób. – A gdybym teraz rozpięła jej guziczek w koszuli to by Ci to byś bardzo chciał zobaczyć co będzie dalej?


Lisica niewłaściwa dla podkreślenia powagi sytuacji zarzuciła bujnymi włosami. Koszula była biała. Obcisła.


Krzysztof nie dowierzał temu co widzi. Początkowo myślał, że to zachwiany obraz rzeczywistości spowodowany nadmiarem wódki, ale w tej właśnie chwili przed jego oczyma Lisica właściwa rozpinała  koleżance długimi pazurami pomalowanymi na czerwień typu Ferrari pierwszy guzik od koszuli.


- Nie. Nie bardzo… – przełknął ślinę Krzysztof.


- A gdybym tak rozpięła drugi???? To czy wtedy też by Ci nie przeszkadzało? – Lisica właściwa zmrużyła oczy i przygryzła pełne usta.


- Nie. Ekhm. Ekhm – odkasłał Krzysztof – Nic a nic.


Zaczynał się pocić.


- A gdybym tak ją pocałowała??? – powiedziała Lisica właściwa odgarniając z boku włosy Lisicy niewłaściwej i łapiąc ją za bok policzka,


Krzysztof nie zobaczył jednak pocałunku. tylko wykonał ruch kojarzący się ze Strusiem Pędziwiatrem. gnając gdzieś w kierunku kibla. Wódkę zostawił na blacie.


Lisice prawie turlały się po podłodze.


- Och widziałaś – Lisica właściwa ocierała łzy z oczu. – Jak on pięknie uciekał!!!


2976559369_afaf9ba9db_b Photo:  by Stuck in Customs Creative Commons


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 06, 2014 04:06

February 2, 2014

Wyznania suki vol 7. (wyjątkowo nie o seksie)

Środa, środek tygodnia. Uwielbiam mieć wtedy wolne, napajać się myślą, że większość Warszawy właśnie jedzie do pracy, a ja na totalnym luzie kręcę się po ukochanej stolicy, robię zakupy na śniadanie mistrzów i będę przewracać się cały dzień w łóżku pod kołdrą, podziwiając zimę zza szczelnych okien.


Wyglądałam jak jeżozwierz, wyciągnęłam pierwsze z brzegu ciuchy z szafy – gdybym wiedziała co się ma stać, to bym po bułki na wampa poszła w pasie do pończoch, ustami pomalowanymi na czerwono, w najwyższych szpilach i w mini.


Tak, kurwa. Pech. Nic z tym nie zrobisz siostro.


Wsiadłam do autobusu, odpaliłam sobie stare, dobre nuty Basement Jaxx’u i zaczęłam standardowy check out współpasażerów. Po paru przystankach usiadły naprzeciwko mnie dwie młode dziewczyny, na oko koło 20. Ubrane na sportowo, ze sportowymi torbami. Aha, siłownia? Szkoła sportowa? Gdzie one o tej porze jadą w takim wydaniu? Postanowiłam nie roztrząsać zagadki i odwróciłam głowę w stronę okna.


Śniadanie. Śniadanie jest najważniejsze.


Mój zen na dziś to crossaint z wędzonym łososiem, jajkiem w koszulce i avocado. Do tego kawa z mlekiem. Dużą ilością mleka.


Całość miała trwać minimum dwie godziny. Jestem pretensjonalna? Trudno, pogodzę się z tym.


Po chwili, wysoka, smukła blondyna, która siedziała dosłownie przede mną, zaczęła się wiercić, trąciła mnie nogą i wygrzebywała coś z torby. Zaczęłam się jej przyglądać. Przewracała w torbie wszystko do góry nogami i kiedy w końcu znalazła to, czego szukała, ja – parsknęłam głośno w swój termo kubek z gorącą herbatą.


Moja mina: SERIO???


Jej mina: o co Ci, kurwa, chodzi DEBILKO???


Pierwsza cześć, czy druga? Grubsza, więc druga. Doskonale znana okładka. Rozejrzała się podejrzliwie po autobusie i otworzyła Pokolenie Ikea Kobiety. Moją reakcja wprawiła ją w małe zakłopotanie. Próbowała zasłonić okładkę, ale mignęła mi przed oczami, zanim zdążyła ją sobie położyć na kolanach. Była praktycznie na początku książki, ale nie mogłam sobie przypomnieć, co aktualnie może czytać.


W sumie czyta, więc nie jest źle. Nie można tego powiedzieć o większości społeczeństwa.


Blondyna w pełnym makijażu, ściśnięta puchową kurtką. Cycki też ściśnięte, albo ich kompletny brak. I ten odrost, litości, dziewczyno…


Dusiłam ją wzrokiem niczym dentysta wiertłem na fotelu stomatologicznym. Co chwilę podnosiła na mnie wzrok i natykała się na kpiące spojrzenie z mojej strony.


Nie była zbyt odporna. Mam wyjątkowo wredny wzrok kiedy się postaram.


Po paru kartkach zrezygnowała z dalszego czytania i schowała książkę z powrotem do torby.


Nachyliła się w stronę koleżanki i zaczęły rozmawiać o czymś, energicznie gestykulując i śmiejąc się co chwilę.


Wyciągnęłam iPhone’a i zostawiając słuchawki w uszach, wyłączyłam muzykę. Stałyśmy w korku, więc byłam w stanie wyłapać pojedyńcze słowa.


Temat numer jeden: Piotr, oczywiście.


Później zaczęły gadkę o Oldze. Zaczęły się nabijać z korporacji. No, drogie panie, zobaczymy co powiecie za parę lat, jak będziecie wypruwać sobie flaki, będąc jednym z pionków team’u, którego głową jest laska z leadership’em na poziomie okrąglutkiego zera.


Pomarudziły coś o jedynce. Czekam. Zaczęła się gadka o Warszawie. Czekam dalej. Kluby, imprezy, faceci. Okej, nuda.


I wtedy blondyna zapytała tą drugą (za cholerę nie mogę sobie przypomnieć jak wyglądała, więc musiała być po prostu nijaka), czy czytała bloga. TEGO bloga. Owszem, czytała. Ba, czyta! Wchodzi lepiej niż najnowsze Cosmo! Czy ktoś to jeszcze czyta?


„12 magicznych chwytów jak uwodzić w karnawale” Walnij się w łeb – chwyt numer jeden.


Autobus ruszył, straciłam nadzieję na podsłuchanie dalszej rozmowy, ale co tam! Raz kozie śmierć! Wyjęłam słuchawki z uszu tak, żeby nie zorientowały się, że to zrobiłam. Dopiero po chwili ogarnęłam o czym mówią.


- …myślisz? – zapytała ta druga.


- No jasne, że on to piszę – skwitowała blondyna.


- No nie wiem, kurde, ale przecież na początku było, że ona ma 20 ileś tam lat i w ogóle. I te wszystkie historie, to jakieś pokręcone jest. Po co miałby to robić?


- Nie wiem, ale na bank on to pisze.


I wtedy się we mnie zagotowało. Przysięgam, że jeśli blondyna dalej ciągnęłaby temat, to tak jak tam siedziałam, wyciągnęłabym do niej rękę i powiedziałabym jej, że siedzi właśnie twarzą w twarz z Suką.


A najchętniej to od razu złapałabym ją za jej tlenione włosy. Walczyłam ze sobą dobrych parę minut, rozważając wszystkie opcje i konsekwencje mojego coming out’u przed dwiema gówniarami. No fucking way.


Uspokoiłam się. Fala gorąca przeszła, na jej miejsce pojawiło się inne uczucie. Swoją drogą, bardzo przyjemne uczucie.


Prawda, Piotr?


3783554835_ebbd481c26_b Photo:  Helga Weber  Creative Commons


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 02, 2014 13:31

January 30, 2014

Chłopaki z Egiptu

- Mam takiego kolegę sędziego. I jego rodzice pojechali do Egiptu. Na wakacje. Wygrzać się. I pewnego dnia jego ojciec wstał rano, ubrał się podszedł do drzwi i… centralnie zesrał w gacie.


- Jak to zesrał? – zdziwił się JO. – Do kibla nie zdążył??


- Od razu widać, że w Egipcie nie byłeś – machnął ręką  Marian.


- Otóż jak już się zesrał to owszem zdążył – pokiwałem głową. – I nawet cały dzień tam spędził. Jak w końcu wyszedł, bo przyszedł jakiś egipski doktor to powiedział do żony, że jeszcze rano wydawało mu się, że zrobienie dwójki to najprzyjemniejsza część dnia. A teraz zmienił zdanie. No, więc ten mój kumpel go wyśmiał, że jak to można do sracza nie zdążyć. Bo, co jak co kontrolę nad zwieraczami to mimo 6 dych na karku ojciec powinien mieć. Zestarzałeś się ojciec – powiedział. Nic w tobie ducha bojowego kozaków nie zostało.  Już tylko kefir, zefir i cioplenki sortir.


- Co kurwa? – zdziwił się Marian.


- Kefir, zefir i ciepły kibel idioto.


- A matka? – zainteresował się Jo.


- Nic jej nie wzięło. Twarda jak stal. I rok później ten mój kumpel pojechał do Egiptu z taką ostrą laską żeby ponurkować.


- W wodzie?


- Też. No i nurkował z nią rano w łóżku, a później zebrał się żeby zrobić już nurkowanie głębinowe na 30 kilku metrach, szedł uśmiechnięty i zadowolony korytarzem strzelając blinki zębami, wiecie jak to facet po dobrym rżnięciu aż WTEM…


… zesrał się w gacie – dokończył ponuro Marian.


- Jakbyś tam był. I opowiada mi – Człowieku!!! To było jakby nagle ktoś mnie za jelito chwycił i skręcił. Nawet kroku nie zdążyłem zrobić!!


- A dalej?


- A dalej to wrócił do pokoju, wyrzucił spodnie i gacie do kosza na śmieci i wziął laptopa na kolana. I obejrzał 12 odcinków LOSTa. Pod rząd. I powiedział, po powrocie że w życiu już do Egiptu nie wróci.  A już zwłaszcza w opcji all inclusive.


17843828_801f400365_o


Photo: mnadi Creative Commons


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 30, 2014 12:50

January 28, 2014

Chłopiec

Mężczyźni zawsze odchodzą z domu.  Pamiętam jak miałem 10 lat, wiedziałem, już że odejdę. Gdy miałem 15 lat i leżałem pół poranka na łóżku z potężnym kacem, zastanawiając się czy rzygać za łóżko czy iść może jednak do łazienki wiedziałem, że niedługo stąd odejdę. I kiedy miałem 18 lat – odszedłem.


Moja matka była bardzo mądrą kobietą – nie utrudniała mi tego. Wiedziała, że taki jest los, fatum, karma, przeznaczenie i znak na trzepaku.


Chłopcy odchodzą z domu – rodzą się mężczyźni, którzy już nigdy nie wracają.


Jestem w stanie sobie wyobrazić jak moja matka patrzyła na mnie z czułością, gdy zachlapanego jej krwią kładziono mnie na jej brzuchu.


Jestem w stanie sobie wyobrazić jej miłość gdy biegłem do niej po długiej trawie z białym psem przy nodze krzycząc: mama, mama do najważniejszej osoby, jaką miałem wtedy w życiu.


Będąc kobietą serce eksploduje ci z miłości.


Albo w momencie kiedy widziała moje długie blond włosy, leżące na niebieskiej poduszce z psem jamnikiem pod pachą kiedy słuchałem jak czyta mi bajki.


Pamiętacie książeczki: Poczytaj mi mamo?


Dumę gdy stałem na środku sali będąc małym chłopcem i recytowałem durne wierszyki w kowbojskim kapeluszu na głowie wypełniając ją budyniowatą miłością.


Wyobrażam sobie jej uczucie do mnie gdy miałem 13 – 15, 17 lat i nadal przychodziłem aby z nią porozmawiać.


Mi się wydawało, że mówię strasznie mądre rzeczy. Ona kiwała ze zrozumieniem głową. Pełna uczucia. Zrozumienia.


W końcu spakowałem swoją nową torbę, spakowałem swoją pierwszą skórzaną aktówkę, nałożyłem na rękę swój pierwszy drogi zegarek (na wszystkie te rzeczy zarobiłem sam i później tak już zostało) i wyszedłem z domu.


Jej serce musiało być rozdzierane na kawałki. Nie dała mi tego jednak poznać.


Wydawało mi się, że nie zmienia się nic a zmieniło się nagle wszystko.


Zrozumiałem to dopiero rok później, siedząc na odrapanym trzepaku przed blokiem i patrząc na zachód słońca.


Poczułem niemęski ścisk w żołądku. Świat mojego dzieciństwa się skończył. Trzepak był stary i zardzewiały, podwórko małe a piaskownica brudna i zaszczana przez psy.


Górka pod którą wbiegałem z trudem będąc dzieckiem – mogłem pokonać na trzy szybkie susy.


Wstałem i poszedłem dalej.


Jeśli można umiejscowić gdzieś jakiś moment gdy przestałem być chłopcem – to było wtedy.


Widywaliśmy się później wielokrotnie. Oczywiście, że tak. Na samym początku przyjeżdżałem do domu co trzy tygodnie, później co miesiąc, później co dwa. A później?


Owszem wiele razy była ze mnie dumna.


Ale jesteśmy już obcymi ludźmi. Ona nie zna mnie.


Ja nie znam już jej.


Patrzę teraz na nią. Na jej twarz, kiedyś piękną a teraz pokrytą siatką zmarszczek. Postarzała się.


Powoli dochodzi do etapu kiedy będzie potrzebować opieki. To taki rewanż za kiedyś. Oni wycierali nam tyłki gdy byliśmy dziećmi. Teraz nadchodzi czas na spłatę długów.


Córki są lepsze. Córki zostają w domu.


11104250984_9cbb38eeed_b Photo: David Kracht Creative Commons


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 28, 2014 12:27

January 23, 2014

Kochanek

- On złożył pozew o rozwód.


- I?


- Kazałam mu wycofać. Kurna


- No jak to??? To nie chciałaś w końcu by złożył??? – Lisica właściwa zdziwiła się spektakularnie.


- Nie, jak już złożył to ja już nie chcę.


Na twarzy drugiej Lisicy rysował się wielki znak zapytania. Wielki niczym tęcza na placu Zbawiciela. Wielki niczym bagażnik w kombi. Wielki niczym tyłek Kim Kardashian.


- Nie pytaj – wzruszyła ramionami. – Sama tego nie rozumiem, ale już nie chcę.


- Nie no. Kocham cię dziewczyno. A rozmawiał z żona, czy ona miała się dowiedzieć post factum?


- Nie mam pojęcia, bo jak się dowiedziałam co chce zrobić to się wystraszyłam i spanikowałam. A jak jestem spanikowana to robię awanturę. Więc zrobiłam mu awanturę.


- O co?


- O nic. Że, mi nie przywiózł kwiatów. Teraz mam ochotę oblać go miodem i wrzucić do jaskini misia. Dzwoni później do mnie wieczorem. Rozmawiamy. – Piłeś. – Nie – zaprzecza. Piłeś, kurwa idioto! – krzyczę na niego. – No, tak, ale troszkę. – Pierdolisz, schlałeś się. Ile wypiłeś? – pytam się go. – Kochanie nic się nie przejmuj. Niemało.


- Dlaczego pił?


- Stęsknił się, bo mnie nie widział. Kazałam mu spadać i się ogarnąć, bo nienawidzę tanich tekstów. I się rozłączyłam.


- Pożerasz go.


- Po kawałku – Lisica niewłaściwa pokiwała głową. – Jeszcze niedawno był męski jak Ryan Gosling. A teraz robię z nim co chcę. Wcale mi się to niepodoba.


104429436_fc22852121_b Photo:  Tigresblanco Creative Commons


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 23, 2014 12:59

January 21, 2014

Wyznania suki: dlaczego boję się dobrych chłopaków?

Okej, chcąc nie chcąc, zrobiłam sobie podsumowanie minionego roku. Mogę się wypierać, że to nie dla mnie.. Że po co? Dla reguły?


Ale kto o tym nie myśli???


Kto z dniem pierwszego stycznia nie budzi się, zazwyczaj na wielkim kacu, z postanowieniem, że od jutra:

- nie palę (ograniczam),

- nie piję (w środku tygodnia),

- nie uprawiam sexu z przypadkowymi osobami (minimum półgodzinna rozmowa),

- ogarniam pracę (rzucam tą chujową robotę),

- ogarniam moje życie uczuciowe (w tym roku już na serio szukam męża),

- ogarniam moje finanse (mniej lunch’yków na mieście),

- kładę się wcześniej spać (nie zapominam o tabletce na dobranoc),

i generalnie, to będę nowym, lepszym człowiekiem, będę się częściej uśmiechać i wstawać codziennie z gigantyczną porcją energii, która wypełni cały mój wspaniały dzień!!!


No co? A wy nie bredzicie w Nowym Roku?


I gdyby nie moja nadprzyrodzona zdolność sabotażowania wszystkiego w moim życiu co dobre (no bo po co ułatwiać sobie sprawę???), to pewnie byłabym już szczęśliwą żoną i spełnioną Matką Polką przy garach, rozkładającą co sobota nogi przez 3 minuty i 15 sekund razem z grą wstępną.


Marcina poznałam na jednym z korporacyjnych meetingów. Dwie, duże firmy. Po wszystkim, uciekłam do toalety złapać oddech, zdjąć na chwilę wysokie szpilki i odpiąć kolejne guziki w koszuli.


Wychodząc na zewnątrz, wpadłam na  niego. Oczywiście miał na sobie błękitną koszulę, w prążki, ale jakoś przeżyję. Zaintrygował mnie. Uśmiechnął się (ładnie), wyciągnął rękę i pogratulował prezentacji.


Oczywiście jak każda głupia lasia zmarnowałam parę godzin na węszeniu za nim po internecie. Nie znalazłam nic, co mogłoby mnie zdziwić lub rozczarować, wręcz przeciwnie. Byłam pozytywnie zaskoczona,. Zrobiłam również wywiad środowiskowy pośród znajomych z korpo. A co? Kto mi zabroni?


Singiel, 28 lat, mieszka sam, Mokotów, wszyscy bardzo pochlebnie się o nim wypowiadali.


Pewnego dnia, bardzo niefortunnie, bawiąc się jego świeżo zdobytym adresem mailowym (stukając ochoczo w klawiaturę i chichocząc naciskając stanowczo BACKSPACE), wysłałam mu przez przypadek… uśmieszek. Tak, kurwa, uśmieszek. Taka ze mnie kokietka..

Nie czekałam długo na odpowiedź. Zrewanżował się… uśmieszkiem i całkiem zwyczajnie zapytał co słychać.


Po paru dniach rozmowy, zaprosił mnie do siebie. Całą noc rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Był nieprzeciętnie inteligentny. Miałam ochotę zgwałcić jego mózg. Pierwszy kontakt fizyczny z nim był dla mnie czymś kompletnie obcym. Do dziś przywołuję w pamięci moment, w którym sadza mnie na blacie, zbliża się do mnie pierwszy raz i ociera się czule swoim parodniowym zarostem o moją twarz. I kiedy zanosi mnie do łóżka, powoli rozbiera i zaczyna ze mną się kochać, nie pieprzyć. Kazał mi długo na to czekać.


Dziś Marcin ma urodziny.

Nie, nie złożę mu życzeń.

Tak, to był facet, za którego jeszcze jakieś dwa lata temu dałabym sobie obie ręce uciąć.


Pewnego razu, kiedy spędzaliśmy spokojny wieczór u niego w mieszkaniu, przytulił mnie i zaczął szeptem do ucha nazywać to wszystko co jest między nami po imieniu.

Rano wychodziliśmy wspólnie do pracy, jak gdyby nic się nie stało.

Zignorowałam pierwszy telefon w porze lunchu. Następny wieczorem. Kolejnie smsy. Wiadomości na Facebook’u.

Zapadłam się pod ziemię.


Tego samego dnia prosiłam innego mężczyznę, żeby mocniej złapał mnie za włosy i wyszeptał mi do ucha słowo składające się z czterech liter, zaczynające się na S.


Czy żałuję? …


3422623817_eaf5ddeb38_o Photo:  Helga Weber Creative Commons


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 21, 2014 13:13

January 19, 2014

Zasada barszczu

To nie jest zbiór porad dla kobiet, które radzą sobie w związkach. To są porady, dla tych, które dają się z siebie za dużo.


Nie cenimy rzeczy ani osób, które mamy. Rozpływamy się za to w mrzonkach o czymś co jest nieosiągalne.


Oczywiście gdybyśmy to dostali – szybko byśmy się znudzili.


Jesteśmy tak skonstruowani, że nie cenimy rzecz, które przychodzą nam łatwo.


Czasami potrzebny jest więc kamuflaż. Jak push up – który ma zwabić samca, aby kobieta mogła mu spróbować odciąć jaja.


Zasada trzecia i ostatnia.  To zasada barszczu.


W nowej znajomości kluczowe jest pierwsze sześć tygodni. Tak, pierwsze sześć tygodni wytycza koleiny, którymi będzie się poruszał wasz układ.


On będzie cię zmiękczał i patrzył jak daleko możesz się posunąć.


Jeśli nocujesz u niego a on nie proponuje, że cię odwiezie do domu strzel go w pysk. To oznaka braku szacunku.


Jeśli na to pozwolisz po powrocie do domu wylej sobie garnek zimnego barszczu na głowę.


Chce zostać na noc u ciebie? Nie pozwól mu na to przynajmniej kilka razy. Niech zasłuży. Nawet jeżeli ma jechać o trzeciej nad ranem do domu. Poza tym miasto o tej porze jest piękne, ciche i spokojne. Akurat nadaje się do kontemplacji.


Jeśli mu ciągniesz – ma cię wylizać. Jeśli tego nie robi, to oznaka braku szacunku. I tego, że nie będzie się troszczył o to żeby było ci dobrze.


Jeśli obciągniesz  mu a on się nie zrewanżuje – wylej sobie garnek zimnego barszczu na głowę. Jesteś burakiem. Kalasz najcenniejszą dla siebie osobę na świecie – czyli samą siebie.


Jeśli mu chcesz gotować, wyskakiwać po bułki aby miał świeże na śniadanie i wyspał się dobrze biedaczek – zrób to raz. Za drugim, to on ma ruszyć dupę.


Inaczej co? Barszcz.


Proponuje spotkanie w terminie, który pasuje jemu a nie tobie? Jeśli się zgodzisz zawsze będziesz cały czasz rezygnować z czegoś dla niego. A później cię rzuci, bo będzie wolał te bardziej niepokorne. Chcesz tego? Barszcz na głowę.


Nie dopuszcza cię do głosu?  Po prostu go kopnij. Boleśnie. W goleń. Niech zapamięta ból.


Albo garnek barszczu.


To co wywalczysz w ciągu pierwszych 6 tygodni – będzie twoją pieprzoną linią obrony. Wokół, której będziesz mogła rozstawić CKM-y.


A przede wszystkim dasz mu do zrozumienia, że jesteś równorzędnym przeciwnikiem.


Naprawdę chcesz być sprowadzona do podawania barszczu?


903989248_2850e9064d_b Photo:  mark sebastian Creative Commons


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 19, 2014 13:10

January 16, 2014

Całe nasze życie jest sprowadzone do dymania

W wyniku dymania pojawiamy się na świecie. Od 12, 13, 15 roku życia walczymy o dymanie i bronimy się przed tym aby ktoś nas nie wydymał.


Kupujemy ubrania, ćwiczymy wiele godzin na basenie i fitness clubach, nabywamy drogie i tanie kosmetyki . My, mężczyźni kupujemy mocne samochody, wy kobiety – drogą, niepraktyczną bieliznę.


Większość naszych rozmów, sprowadza się do tego kto, z kim i dlaczego. Największe nasze życiowe dramaty biorą się z tego, że ona nie chciała, albo on ją zostawił.


Więc proszę mi tutaj nie pierdolić: w życiu chodzi o dymanie. Na wielu poziomach.


Ale dymanie to również władza.


Kobieta, która rzuca facet, bo jest za dobra dla niego utraciła umiejętność uwodzenia. Daje się wycisnąć emocjonalnie.


Daje się podporządkować, bo zależy jej bardziej.


Jeśli o mnie chodzi upatruję w tym słabych relacji z ojcem, który nie był w stanie zaznaczyć na czym polega prawdziwa męskość. I w niskim poczuciu własnej wartości.


Dlatego tego seksu ma nie być na początku przez dłuższy czas. Aby laska nauczyła się uwodzić. Zrozumiała, że dzięki pokazaniu facetowi kawałka cycka, może go kontrolować. Że jej noga i pomalowane paznokcie pokazane w odpowiednim momencie wwiercą mu się w pamięć.


Że będzie po spotkaniu odchodził z bolesną erekcją a później trzepał sobie pod prysznicem.


Ale on nie może dostać wszystkiego na raz. To tak  jak z tortem. Jeśli dostaniesz od razu cały, znudzisz się tym smakiem – nawet jeśli to jest to tort tiramisu.


Ja lubię tiramisu z filiżanką esspreso. Ale po drugim kawałku chce mi się rzygać.


Rada druga.  Pokaż, że masz własne życie. Musisz mieć własne życie.


Chce się z tobą umówić na piątek? Nie masz czasu, wychodzisz z przyjaciółką. Chcę w sobotę? Mam dla ciebie 15 minut na kawę.


Ale spraw żeby mu stał przez cały czas kiedy spędzicie razem. Daj mu do zrozumienia, że ma prosić. Wznosić supliki. I być cały czas w trybie stand by.


Nie wiem laski skąd wam się wzięło, że dobry związek to jest taki w którym, każdą wolną chwilę spędzacie razem.


On musi widzieć, że masz swój świat. I widzieć, że dajesz mu się przelecieć na spacer na długiej smyczy.


CDN


2232969060_4baca767ea_b Photo:  FotoRita [Allstar maniac]  Creative Commons


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 16, 2014 23:00

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.