Piotr C.'s Blog, page 32

April 13, 2014

Dlaczego kobieta nie powinna na siłę zatrzymywać faceta? Vol1

Pamiętacie Natalię? Natalię z mojej drugiej książki?


„Wręczył jej prezent. Nie komplet dzikiej bielizny. Nie kurewskie majtki z dziurą (Natalia nawet by je włożyła, ciesząc się, że myśli o niej w ten sposób). Nie książkę, nie płytę, nawet nie jebane czekoladki. Dostała… program antywirusowy do komputera. Kiedy wgrywał go w system, stała prosto, ale w rzeczywistości leżała na deskach jak ten wielki bokser z pryszczami na plecach. Gołota?


Znokautowana Natalia zrobiła wtedy trzy bardzo głupie rzeczy. Po pierwsze, zapytała go, czy jest głodny. Oczywiście, kurwa, był!!!! Uraczyła go poświątecznymi pierogami, które dostała od matki, a w myślach układała sobie mowę końcową dla związku.


Niespodziewający się niczego Marcin jadł pierogi, popijał je colą, której ona nigdy nie lubiła. Aż skończył, usiadł przed nią na krześle i łamiącym się głosem wystękał:


– Chcę się rozstać… Wtedy Natalia popełniła błąd numer dwa (pokażcie


mi kobietę, która chce być rzucona). Zamiast powiedzieć: „Super! Ułatwiłeś mi sprawę, spierdalaj, tam są drzwi, a na twoje miejsce mam już trzech adoratorów i właśnie myślę, z którym się umówić”, wykrztusiła:


– Dlaczego?”


Kobiety nie radzą sobie przy rozstaniach. Bierze się to ich niskiego poczucia własnej wartości. Jak głupia, bezwartościowa pinda i totalna kretynka potrafi się czuć się kosmetyczka, korpo-bitch, sprzedawczyni ze sklepu, pani doktor ze szpitala z II stopniem specjalizacji, pani doktor z uniwersytetu i prawniczka z dużej kancelarii.


Kobiety czasem na sile próbują zatrzymać, walczyć o faceta a wtedy efekt jest odwrotny, bo oni to wyczuwają. Kobiety się w tym gubią, zwłaszcza gdy kochają i tracą grunt pod nogami.


Jeśli masz córkę to nade wszystko staraj się ją nauczyć ze dżem za mucha nie lata i na silę mężczyzny się nie zatrzyma a tylko się upokorzy.


Córkę – bo dla Ciebie pewnie jest już za późno.


Jeżeli on chce odejść – to i tak odejdzie choćbyś schudła 20 kilo, przyprowadziła do łóżka przyjaciółkę, wykupiła pół salonu Triumpha i wszystkie zabawki z seks shopu.


Jeśli on chce odejść na pewno nie pomogą ci pytania (dlaczego Ty już mnie nie kochasz), wyrzuty (musimy porozmawiać, kiedyś byłeś inny – to jasne kurwa, że kiedyś był inny, kiedyś i ty byłaś inna), awantury czy krzyki. Płacz też nie pomoże.


On nie zmieni zdania –a Ty tylko stracisz do siebie szacunek, obserwując z boku tą dziwną, szaloną osobę, która robi te wszystkie rzeczy, nie mogąc uwierzyć, że potrafisz zachowywać się tak głupio


Zwyczajnie uzna cię za wariatkę. Poczuje do ciebie obrzydzenie. Albo kuzynkę tego stanu, żal i współczucie. Gdy zostawi cię za sobą (rozprasowaną na kawałki) będzie jednak czuł potworną ulgę. Jak po zrobieniu dwójki na stacji BP, kiedy cię przycisnęło na długiej trasie. Zostawiasz ją po prostu za sobą i jedziesz dalej.


A jak powinnaś się zachować w takiej sytuacji? O tym będzie w mojej kolejnej notce. Już nie możesz się doczekać prawda?


4640356465_9c850c43c6_b Photo by: Courtney Carmody a Creative Commons license


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 13, 2014 13:19

April 10, 2014

Sezon urlopowy (wspomnienia z przeszłości)

- Zauważyłem, że rozpoczął się sezon urlopowy.


- Jak zwykle błyskawicznie kojarzysz. Bo? – zapytał Ufo.


- Wyszedłem na balkon.


- Tak?


- Rano. Z kawą. Wiesz espresso z mlekiem.


- No tak.


- Nagi. Z pytongiem na wierzchu.


- ???


- Gorąco jest. Nie będę spał przecież w piżamie. Jak zimno jest nie śpię, to teraz mam spać??


- OK.


- Stoję. Patrzę. Podziwiam. Zielono dookoła, ostatnie piętro. I słyszę: dzień dobry sąsiedzie! Gorąco się zrobiło co?


- Kto to?


- Sąsiadka. I się usmiecha. Taka furkocząca 40 tka. Blond. Nawet zadbana. Wiesz z tego gatunku co żyje żeby pracować, się naciągać i na wakacje na Bali jechać gdzie dosiada atrakcyjnych przedstawicieli płci przeciwnej.


- I co zrobiłeś?


- Odpowiedziałem: dzień dobry, przysłoniłem ptaka spodkiem i oddaliłem się godnie z balkonu.


- Godnie?


- Truchtem.


- A skąd ten urlop?


- Normalnie nigdy jej w domu nie ma. W firmie doradczej pracuje. Musi mieć urlop.


25477420_9cb406ad74_bPhoto by José M. Ruibérriz   a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 10, 2014 14:17

April 9, 2014

W korporacji się nie odmawia

- Krzysiu życie w korporacji nie polega na tym, że mówisz komukolwiek nie. Takich osób nikt nie lubi. Takie osoby nie zarabiają dużo pieniędzy, ani nie awansują. Życie w korporacji polega na tym, że za każdym razem mówisz TAK.


- Tak???? – Krzysztof zdziwił się spektakularnie.


- Cokolwiek by ci nie proponowano odpowiadasz, że to fantastyczny pomysł, wart tego aby się nad nim głęboko zastanowić. I że to cudowne pracować w otoczeniu tak kreatywnych ludzi – wyjaśnił mu Jo z łagodnością pasterza prowadzącego głupią krowę przez pole minowe.


- Eeeee. Ale to kłamstwo. Mam kłamać?


- Jak z nut Krzysiu. Czym więcej tym lepiej. Wszyscy będą cię uwielbiać. Opowiadać, że tak elastycznego i mądrego faceta w życiu nie spotkali.


Mina Krzysztofa wyrażała bezdenne zdumienie.


- A później opowiadasz żart. Ale nie o pedałach! – zastrzegł JO. – Musisz być politycznie poprawny. A poza tym ostatnio, łatwo trafić na geja i będzie kłopot. Mój kolega widział dwóch takich w srebrnym mercedesie CLK jak zaczęli się całować. Chciał wrzucić wsteczny  i im w maskę przypierdolić, bo go zniesmaczyło. Uważał, że każdy patrol drogówki by mu uwierzył, że mi dwa pierdolone pedały wjechały w dupę!!!!!


- Tak? – zapytał słabo Krzysztof. – Jaki żart?


- Coś z seksem najlepiej. Four chinese, Chu, Bu, Fu and Su, decided to emigrate to the USA. In order to get a visa, they had to adapt their names to American standards. Chu became Chuck, Bu became Buck. Fu and his sister Su decided to stay in China… – Jo odczekał chwilę na lawinę śmiechu ze strony Krzysztofa, ale Krzysztofowi wcale do śmiechu nie było. – No, a jak już opowiesz dowcip to mówisz, że masz ważne spotkanie za chwilę. To bardzo ważne aby uchodzić za zarobionego.


- A co jeśli ktoś przyjdzie i zapyta czy coś zrobiłem z tym pomysłem?


- A to akurat bardzo proste. Zazwyczaj nikt nie przyjdzie. A jak przyjdzie? Cóż pamiętasz jak Czarny opowiadał balladę o plecaczku?  Odpowiadasz więc, że myślałeś nad tym bardzo długo i najlepszą osobą do zrobienia tego jest XYZ. I tu wstawiasz osobę, której najbardziej nie lubisz w naszej firmie.


- I to działa?


- Oj Krzysiu, Krzysiu a jak inaczej bym się znalazł na swoim miejscu?


zelazko


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 09, 2014 01:13

April 6, 2014

Dlaczego singielki się nie pieprzą?

Kiedy korpo bitch ma najmniej seksu? (uprawiać to można marchewki nie seks)? Kiedy jest singlem, przed 30 tką albo tuż po. Od poniedziałku do piątku jest praca. Są garsonki, są miny, jest staranny makijaż, jest profesjonalizm, są szpilki, są starannie dobrane staniki i jest i ą i jest i ę.


UMIEM


PAMIĘTAM


WIEM


ZROBIĘ TO


BĘDZIE W TERMINIE


A w piątek jest klub, w którym są mężczyźni z których większość jest pijana (i dajesz im numer 566 108 100), większość jest namolna a ci którzy są najfajniejsi chcą ciebie zerżnąć na raz.


I czasem to nawet robisz, bo myślisz a co mi tam, bo każda kobieta ma swoje potrzeby, których nie można zawsze zaspokoić z poduszką między udami.


Choć od pewnego czasu musisz przyznać, że nawet na jednokrotne pójście do łóżka konkurencja się robi coraz większa bo w klubie są 19, 20, 21 letnie szlaufy, które wychodzą z facetami ot tak.


A Ty nie chcesz startować w tej konkurencji.


Więc strzelasz sobie foty, bo to teraz nowy trend w klubie, wszyscy robią foty niczym Japończycy i koniecznie musi być dziobek o co akurat jest ci łatwo bo trenujesz to od lat zanim dziubek był jeszcze pieprzonym mainstreamem.


Później są pijane telefony i smsy. Do eks. Albo do faceta do którego w żadnym razie nie powinnaś się odzywać, i gdy jesteś trzeźwa nawet rozumiesz, że nie powinnaś tego robić.


I wcale nie pomaga, to że mówiłaś przyjaciółce żeby ci zabrała w takiej sytuacji telefon, bo celowo poszłaś do łazienki, tak aby tego nie widziała.


I najgorsze jest, że jego numer znasz na pamięć i możesz go recytować we snie i po spożyciu w rożnych konfiguracjach tj. normalnie, od tyłu, w liczbach porządkowych jak te gdy podajesz w banku “Podaj 2 cyfrę telekodu itp.).


I w telekodzie się mylisz, a przy jego numerze nigdy.


Wracasz z klubu pijana i jeśli jesteś z kimś – bardzo rzadko – jest seks, który wcale nie jest taki jaki być powinien.


Kilka ruchów, kilka jęków, więc wyginasz się, że ci niby tak zajebiście dobrze a później on idzie spać a ty zgarniasz ubrania i wracasz jeszcze pijana do domu taksówką.


Później standardowo szukasz w torebce kluczy.


Idziesz spać. Jeśli masz szczęście, zmywasz makijaż. Rano czyli koło 11 budzi cię telefon. Idziesz na późne śniadanie na miasto. W ciemnych okularach, które zasłaniają podpuchnięte oczy.


Oglądasz się w lustrze przed wyjściem i dochodzisz do przykrej konstatacji, ze kiedyś (5 albo 10 lat temu, czyli strasznie dawno i nieprawda) było jednak inaczej i regenerowałaś się szybciej. I nie było jeszcze zmarszczek ani takich ciemnych worów na twarzy.


I nie było tak ciężkich poranków ze świadomością, że coś w końcu musi się zmienić.


Jesz śniadanie rozmawiasz, później jest obiad, później wracasz do domu, oglądasz jakiś serial z sieci i zaczynasz szykować kieckę na jutro do pracy.


Aby znów być tą profesjonalną, gotową i wypełniać od rana tabelki, czekając na lepsze życie. I na urlop.


80205708_b2fae96969_o


Photo: Koen Bok  a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 06, 2014 14:00

April 4, 2014

Poszedłem na dietę. A wy?

Od jakichś 12 lat ważę mniej więcej tyle samo. Jeśli ćwiczę aeroby – waga leci mi do 74 kilogramów. Jeśli ćwiczę siłowo – zaczynam puchnąć i po pewnym czasie dochodzę do 80 kilo.


Mam dwie strefy mroku. Pierwsza gdy przesadzę i zejdę do 72 kg. Owszem na brzuchu mam sześciopak, ale na ryju wyglądam jak zagłodzony szczur, któremu ktoś przydeptał ogon i mówi miauuuu.


Druga strefa mroku startuje po przejściu 82 kilogramów. Czuje się grubą, napuchniętą torbą z mułami. Że, jeszcze chwila a będę musiał kupić białe skarpetki, klapki adidasa, ogolić łeb na łyso i przybijać piątki z dresami z siłowni (teraz też przybijam, ale bez klapek a dzięki temu auto mogę spokojnie zaparkować pod budynkiem, tak nazwijcie mnie konformistą).


I za każdym razem jak jest kurwa wiosna, włącza mi się sygnał: a może by tak coś zrobić ze sobą? Nie wiem, zacząć biegać (nabiegałem się w szkole średniej), pływać (ten sam przypadek), przestać pić, jeść mięso, od którego robię się ociężały i odstawić słodycze – i tak lubię głównie ciasta.


Tak więc w tym roku znów mi odpierdoliło. I unikam mięsa, nie jem francuskich rogali na śniadanie, nie piję kawy i jem dużo roślin strączkowych – strasznie się po nich pierdzi btw.


Zazwyczaj mam ten sam pomysł na dietę. Jakiś czas temu go opisywałem, ale przypomnę go dla potomności.


Stosując ją można bez efektu jo – jo schudnąć w ciągu pół roku 12 kilo. I można pić wysokoprocentowy alkohol. Osoby które go przeczytają oczywiście będę musiał zabić.


Ale to później.


NIE ŻARTUJĘ.


—-


Uwaga. DIETA


Śniadanie – normalne.


Obiad – normalny.


Co to znaczy normalny? Bez frytek. Bez fast foodów. Bez fizzy drinków w każdej postaci (nawet light). BEZ SŁODYCZY.


Ale raz w tygodniu można zjeść kawałek (JEDEN) ciasta. Aha śniadanie je się do 12 a obiad do 18.


Osoby, które sa w stanie się z tym pogodzić zapraszam dalej. Kolacja – brak. Zamiast kolacji – whisky. Czysta. Bez dodatków. Ewentualnie inny wysokoprocentowy alkohol. Dlaczego wysokoprocentowy? Bo, drogie uzależnione od Internetu panie – jesteście przyzwyczajone do dużej ilości wina (butelka wzwyż) które jest kaloryczne. Stężony alkohol da wam ten sam efekt. Przy mniejszej ilości kalorii.


Jeśli ktoś jest głodny wieczorem polecam pomidory cherry/daktylowe/truskawkowe.


To nie koniec koteczki.


Punkt 2 – ćwiczenia. Tak wiem jestem sadystą. Wystarczy trzy razy w tygodniu po 1 h 30 minut.  Tak aby spalić za każdym razem minimum 900 kalorii. Można biegać. Można pływać. Można uprawiać seks. Można stepować.


Co kto lubi i woli.


Do tego pierwszego dnia diety zaczynamy 6 Weidera.



To najbardziej faszystowskie, niewdzięczne i trzymające za jaja ćwiczenie jakie sadysta mógł wymyśleć. Przypomina depilację woskiem. Wymaga osobowości mnicha – mój drogi kolega mówił kiedyś o 6 – tce, że te ćwiczenia zabijają jego wieczorne życie towarzyskie.


Trwa 42 dni. Dojście do jej końca w przypadku osoby z niewielką nadwagą gwarantuje brzuch jak tara do prania. Warunek? 100 proc. konsekwencji. Nie można odpuścić nawet na chwilę. Masz spotkanie wieczorem? Ćwicz przed wyjściem. Masz spotkanie po pracy? Ćwicz rano. Nie udało się rano? Gówno mnie to obchodzi – ćwicz w pracy.


Jesteś za cienka na 6 tkę? Weź się za to:



Do tego dobrze jest wrzucić dietę płynną. Co płynie, nie tuczy. W związku z czym można pić dużo, często i wszystko, a jeść jak najmniej i wtedy się CHUDNIE.


Nawet 20 kilo, z rozmiaru 40 na 36.


PS. Właśnie nażarłem się mięsa. MIĘSA. I cierpię.


Women's yoga fitness photo by Monte Isom


Photo: Monte Isom a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 04, 2014 14:11

April 3, 2014

Wyznania Suki #10 Marzenie leminga

Powszechnie wiadomo, że marzeniem leminga jest własny biznes. Najlepiej restauracja.  Następnie kawiarnia, industrialna przestrzeń, białe meble, goła cegła na ścianach i durnostojki przywiezione z wakacji w Prowansji albo Toskanii.


Później w rankingu jest rzemiosło/rękodzieło połączone ze sklepem internetowym – robię bransoletki, kleję buty na zamówienie. Ewentualnie pensjonat w Kazimierzu Dolnym.


Lemingi nie przyjmują do wiadomości, że w rzeczywistości nie lubią ludzi. Ludzie ich wkurzają, domagają się służenia i aportowania, co lemingi doprowadza do wścieklicy macicy oraz zmarszczek na jajach.


W rzeczywistości lemingi chcą służyć tylko mamonie, korpo i zagranicznym wycieczkom turystycznym, w trakcie których dochodzi do hedonistycznych obyczajów seksualnych i opalania topless.


Wpada Kaśka z impetem na dolny Mokotów i ledwo łapiąc oddech, spazmatycznie wyrzuca z siebie:


- Zanim zaczniecie swoje wywody, proszę, dajcie mi powiedzieć!!! (parę głębokich oddechów). Zaprosili mnie na ostatni etap rekrutacji w banku!!!!!


Uśmiechnęła się triumfalnie.


Kaśka jest obecnie na bezrobociu. Czy jej służy? Tego nie jestem do końca pewna. Z jednej strony cieszy mnie ubytek w postaci 1/3 rozmów o tym jak minął dzień w korpo, kiedy spotykamy się w kompletnym składzie naszej Trójcy Świętej (dwie pół dziewice i jedna suka, nikt nam nie mówił że po 20 tce, kiedy zaczynasz pracować seks zaczyna zanikać).



Z drugiej, rozmowy po paru głębszych o korpo są o wiele bezpieczniejsze niż demonstrowanie nowych pozycji nauczonych na jodze.


Twarz jej teraz promienieje, oczy jakoś mniej podkrążone. Każdy głupi bez problemu wskazałby palcem tą, która z nas jest obecnie w separacji z korpo, choćby po aktualnym outficie. Monika, dalej uparcie zapięta na ostatni guzik koszuli i w marynarce. Ja już parę guzików zdążyłam odpiąć, żeby nie siedzieć dalej jak z kołkiem w dupie i móc spokojnie oddychać. Kaśka na luzie w jeansach, t-shircie i w bluzie z kaprutem. Oh well, lucky you girl.


WHOAAAA! – moja i Moniki reakcja. Moniki raczej entuzjastyczna, moja raczej pesymistyczna.


- Ale kurwa – kontynuuje Kaśka – nie po to zwalniałam się z wielkim hukiem po paru miesiącach z jednej korpo, żeby dać się teraz jebać w dupę drugiej, right????


- NO NIEEE, ABSOLUTNIE! – znów chórem.


10 minut później, stoję z Kaśka pod kamienicą na fajce i zaczynam, bo niestety zebrało mi się na szczerość.


- No ale stara, jesteś świadoma tego, że jebnęłaś ostatnio korpo po to, żeby skupić się na swoim biznesie. I co, po to straciłaś czas i energię na rozkręcanie swojej działalności, żeby teraz zatańczyć tak, jak Ci nowe korpo zagra? Bo co, bo kasa będzie? I nagle będzie lepiej smakować jak kasa z poprzedniej? Przecież pomysł na biznes jest zajebisty, design i wszystko już praktyczne ogarnięte, będzie mega pompa, trzeba tylko to wdrożyć w życie! TERAZ! A nie za chwilę, bo dobrze wiesz, że będzie za późno. A jak teraz popłyniesz z bankiem, to nie wiem jakiego kurwa koła ratunkowego trzeba będzie na to szukać.. Zastanów się nad tym.


Kaśkę odeskortował na jogę kompletny mindfuck, ja wróciłam na górę do Moniki. Ta wciąż na home office, ja już dawno po robocie. Jest 18:30, siedzę i zastanawiam się..


Kasa vs. marzenia?


Good vibe vs. korpo vibe?


Zdrowo vs. byle się nażreć?


Z gumką vs. bez gumki?


Z mlekiem i cukrem vs. mala czarna?


(To oczywiste, że z gumką ale bez gumki do ust i z mlekiem, ale bez cukru).


3391068640_f414711926_b Photo: bronx. a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 03, 2014 13:40

March 30, 2014

Jak skutecznie poderwać faceta?

Drogi Piotrze,


Nie przejmuj się, proszę, niedojrzałością loginu w moim adresie mailowym, ale zakładałam go jako 12-latka i tym sposobem jest on jedynym nieznanym nikomu adresem, a chciałabym zachować odrobinę anonimowości.


Imienia nie będę sobie zmieniać, bo przy tym adresie to bez sensu. Zatem – Kinga jestem, ale jeśli ten mail wyjdzie poza Ciebie i mnie, to proszę, jednak zmień mi imię. Mam 21 lat, jestem studentką i piszę do Ciebie z wyjątkowo głupim pytaniem – jak skutecznie poderwać faceta?


Pozwól, że przybliżę sytuację. Jestem wysoką, zgrabną, ładną brunetką. Za głupią też nikt mnie nie uznaje, dobrze się uczę, dobrze śpiewam, chodzę na siłownię. Faceci się za mną oglądają, chociaż wiem, że większość z nich onieśmielam, bo bezpośrednia jestem.


Jakiś czas temu zostawił mnie facet – nazwijmy go Bogdan. Zostawił, bo za dobra byłam, przyznał to. I martwiłam się o niego. Rozpaczy było co nie miara, ale jakoś się pozbierałam/zbieram. Od tego czasu bywałam samotna, więc…


Będąc któregoś wieczoru na mieście z koleżankami poznałam Adama. Adam – spoko facet, wysoki, niebrzydki, rok młodszy ode mnie, spotykamy się. Zero doświadczenia seksualnego, w zamian nie wytrzyma trzech minut bez przytulania (czym doprowadza mnie do kurwicy, bo już rzygam tęczą), kiepsko całuje.


Niby go lubię, ale coś jest, kurwa, nie tak. Jako kobieta o dobrym sercu, z jakimś gabarytem zasad moralnych boję się “zabrać jego wianuszek”, bo nie znamy się jeszcze zbyt długo (coś koło miesiąca), a chyba dla każdego ten pierwszy raz jest wyjątkowy, tudzież wyjątkowo pamiętny, a poza tym on jest trochę, hmm… ciapaty (w sensie, nie zabiera się do niczego)?


Nie ukrywam, że poza zasadami moralnymi mam też (niemałe) potrzeby seksualne, których już nie mam siły zaspokajać samodzielnie – FACETA MI TRZEBA. Ale takiego, który rzuci mnie na łóżko i nie będzie chciał dyskutować, a nie takiego, który mnie pogłaszcze po policzku. Pomijając fakt, że do Adama raczej chemii nie odczuwam, natomiast on się chyba wkręca emocjonalnie – nie wiem, whatever.


To teraz druga strona medalu. Franciszek. Franciszka poznałam w dość nietypowych okolicznościach… moja siostra jest z jego bratem (żadne z nich nie chce się wtrącać w całą akcję). Rozstał się z kobitą niewiele wcześniej niż ja z facetem, podobno go wkurwiała bo miała dziwne akcje. I jak na mój gust jest dość brzydka.


Właściwie sprawa z Franciszkiem jest samym sednem, znam go dłużej niż Adama, chociaż widujemy się bardzo sporadycznie, jak okoliczności sprzyjają. Sednem jest, bo mi się kurewsko podoba.


Franciszek ma lat 26, bardzo mój typ, a jak się uśmiecha to mi kolana miękną. I niegłupi przy okazji. Mogłabym przysięgać mu przed ołtarzem i urodzić mu szóstkę dzieci, jeśli tylko by chciał. Miewam sny erotyczne z jego udziałem, więc tu chemia jest, a przynajmniej z mojej strony.


Ale z niego ciężko jest COKOLWIEK wyczytać, więc nie wiem jak on się zapatruje na mnie. Miły jest, pogada, uśmiechnie się, ale trochę jakby bał się mnie dotknąć (a ja bym bardzo chciała, żeby mnie dotknął i to nie raz…), albo coś w tym stylu. Boję się grać z nim w “tą” grę, bo chyba obawiam się, że uzna mnie za rozkapryszoną gówniarę, albo – co gorsza – za napaloną, łatwą gówniarę.


A ja, rozumiesz, nie chcę poderwać go na raz, tylko tak na dłużej (zawsze?). Ostatnio nawet podobno chciał mnie ze sobą zabrać na swego rodzaju imprezę, ale dowiedział się, że spotykam się z Adamem i zabiera kogoś innego.


Skąd kobieta wie, że podoba się facetowi, któremu chce się podobać? Jak powinnam to rozegrać? Jak delikatnie dać Franciszkowi do zrozumienia, że lecę na niego jak wygłodniały lew na młodą antylopę?


Będę z niecierpliwością czekać na Twoją odpowiedź.


——-


Na początek, tak zmieniłem imię. To dla tych, którzy w komentarzach mieli zamiar pisać jaką jestem świnią. I tak spodziewam się, że kilka osób tego nie zauważy, bo czytacie tylko początek – założymy się?


A Ty , Kingo – jesteś idiotką.


Przykro mi.


To oczywiście uleczalne, masz 21 lat, z pewnych rzeczy się wyrasta z pewnych nie. Zawsze, zawsze, ale to zawsze nie cenimy rzeczy, które mamy a rozpaczliwie pragniemy tych, które są daleko.


Co nie znaczy, że jedne są lepsze niż drugie. Jesteśmy ludźmi. Jesteśmy łapczywi, drapieżni, chciwi a później umieramy.


Adam Cię nudzi? Rzuć go. Zrobisz tym samym przysługę i jemu i sobie (choć pewnie po jakimś czasie zaczniesz go wspominać z pewnym sentymentem, żałując nawet momentami, że go rzuciłaś – tak kobiety są dziwne).


Na pocieszenie dodam, on będzie cię wspominał do końca życia – nie ma to jak kop w dupę, kiedy jesteś jeszcze w nastroju na rzyganie tęczą – tak mężczyźni też są dziwni.


Ma to pewne zalety. Spuszczając go na drzewo – pokażesz, że jesteś człowiekiem.


Pozbawisz go złudzeń odnośnie tego co nieosiągalne w sensie twój tyłek bez majtek.


Jeśli nie przekonują cię argumenty emocjonalne, to pozbycie się Adama jest czymś w rodzaju oczyszczenia przedpola.


A Franciszek? Swoją drogą wiele się zmieniło jeśli chodzi o modne imiona – w mojej klasie podstawowej było dajmy na to siedmiu Piotrów, trzech Michałów, dwóch Arturów, dwóch Sebastianów i ani jednego Franciszka – obawiam się, że za samo imię dostałby wpierdol.


Nie ma tak nieśmiałego faceta, który prędzej czy później nie wystartuje do kobiety – jeśli ona mu się oczywiście podoba.


Jeśli czułaś jego wzrok na swoim tyłku – tak podobasz mu się.


Jeśli w trakcie rozmowy z Tobą nie mógł oderwać wzroku od Twojego biustu  i kaskady prowadzącej wprost do Twoich kształtnych cycków – tak podobasz mu się.


Jeśli chwyciłaś jego wzrok w trakcie gdy myślał, że nie masz pojęcia, że się na ciebie wlepia – tak podobasz mu się.


Jeśli jest nieśmiałym fiołkiem – i czerwieni się na Twój widok niczym Ferrari albo gdy z Tobą rozmawia – tak podobasz mu się.


Ponieważ jednak masz wątpliwości – rozumiem, że tego nie robi.


Prawdopodobnie dlatego, że dla niego jesteś gówniarą.


Oczywiście 30 kilku latek na widok Twoich nóg i Twoich ud – byłby zainteresowany szybkim zaliczeniem.


40 kilku latek by Ci nawet wynajął mieszkanie i wstawił do niego telewizor i kuchenkę mikrofalową.


Ale 26 latek? 26 latek tęskni za kobietą. Ty jesteś dziewczątkiem. Na pograniczu między seksualnością a niewinnością, między wyuzdaniem a skromnością, między znajomością swoich potrzeb a dziecięcym tupaniem nóżką


Obejrzyj sobie Ukryte Pragnienia


I Malenę



Zrozumiesz różnicę między dziewczęciem a kobietą. Aby go uwieść musisz udowodnić mu , że jesteś kobietą.


I pozwolić mu uwierzyć, że cię zdobył.


Ale to ostatnie, to już całkiem inna historia.





Take Our Poll

548688957_af71a40666_b Photo: Carsten Tolkmit a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 30, 2014 13:53

March 27, 2014

Deska

Deska od kibla była biała (standard), twarda (to chyba dobrze) i generalnie dość wygodna. I wszystko byłoby w porządku gdybym na niej nie usiadł. Dobra, przyznaję się – skłamałem.


Nie usiadłem sam.


Deska – przypomnijmy biała i twarda –pękła w cholerę.


Wliczyłem ją w koszty. Połamane kawałki plastiku wrzuciłem do kosza. Jednak otwór sedesowy niczym nie zakryty przypominał trochę melinę, więc już po trzech tygodniach zaczęło mi to delikatnie przeszkadzać.


Bohatersko również zignorowałem podsuniętą przez Olgę ideę aby zasłonić otwór poduszką.


Odpaliłem google, wyszukałem model sedesu, następnie model deski i już miałem kliknąć na koszyk, kiedy sprawdziłem cenę.


Jedyne 500 zł polskich.


Przyznaję to mnie trochę zaskoczyło. Nie pamiętałem ile zapłaciłem za deskę bo kupowałem ją z wyposażeniem całej łazienki.


Nie przypuszczałem, że dożyliśmy czasów kiedy deska na kibel kosztuje 40 proc. pensji minimalnej. Nic to, zamówiłem, zapłaciłem. Co miałem zrobić? Ukraść z centrum handlowego?


Deska przyjechała po dwóch dniach. Kurierem. Była zapakowana w kartony i folie jak dzieło sztuki. Nie dziwię się. Za takie pieniądze, to powinna być eskortowana przez dwóch Czeczenów z uzi.


Nic to, rozpakowałem. Przyznaję ze wstydem chciałem być leniwy i zamiast instalować całą nową deskę, przełożyć tylko klapę.


Niestety, w przypadku mojego kibla wypuszczono na rynek nową serię klap (kolekcja Minge 2014). Od poprzedniej różniły się niewiele poza kluczowym dla mnie elementem czyli typem śrub.


Tłumacząc to na język polski: samej klapy, za cholerę nie dało się zmienić. Trzeba było zastąpić cały komplet, to jest deskę plus klapę.


Kiedy ostatnio to robiłem (dekadę temu) cała procedura sprowadzała się do odkręcenia dwóch śrub, wyrzucenia starego zestawu, założenia nowego i przykręceniu dwóch śrub. Które uwaga – ważna wskazówka techniczna, były  na wierzchu.


W domu posiadam jednak sedes podwieszany z geberitem. Ten, aby zachować smukłość linii, oraz nieskazitelność kształtów śruby ma wpuszczone w ceramikę.


To oznacza że aby je odkręcić, trzeba uparcie kręcić w jedną stronę, a jeszcze lepiej wprowadzić przez niewielki otwór zalepiony zaślepką bardzo długi klucz, który posłuży do przytrzymania miniaturowej śruby.


Przypomina to mniej więcej próbę zdjęcia skinny jeans z ładnej kobiety, która nie ma jednak na to ochoty i wierzga nogami obutymi w ostre szpilki.


Nie będę zniechęcał was jednak szczegółami technicznymi. Powiem tylko, że pierwsza ze śrub padła już po 15 minutach. Uczciłem to lampką 12 letniej whisky. Jak się okazało przedwcześnie.


Śrubą drugą kręciłem równie bezowocnie jakbym szukał chętnej, cycatej blondynki na gejowskim , męskim przyjęciu.


Minęło pół godziny. Poszedłem do kuchni, wyjąłem jeden z kolekcji moich niezwykle drogich noży odpornych na wszystko, przytrzymałem go przy śrubie aby ją usztywnić. Czubek noża odpornego na wszystko, który kosztował jakieś 150 zł  pękł z trzaskiem.


W tym momencie się już wkurwiłem. Poszedłem do schowka w poszukiwaniu piły. Postanowiłem tę wredną, niewdzięczną śrubę up… to jest UPIŁOWAĆ.


Tyci problem. Piłki a i owszem znalazłem dwie. Ale obie do drewna.


Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się moi mili parafianie czy można piłować piłą do drewna żelazny trzpień śruby – odpowiadam, że można.


Ale tylko raz i dość krótko.


Mokry jak szczur, przerwałem piłowanie po 10 minutach ostrego rżnięcia kiedy obie piłki były tępe jak klasyczny reprezentant naszego parlamentu.


Chuj.


Postanowiłem ją powyginać. Może dziwka pęknie.


Po 15 minutach dorobiłem się ładnego odcisku na prawej ręce. Śruba była zaś krzywa, niczym penis w męskiej szatni.


I co zrobiłem w tym momencie?


Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak radzi sobie w obliczu klęski.


Nalałem sobie dubeltową porcję whisky. Wyrzuciłem cały śmietnik (nóż, stara deska, piły, opakowania po nowej desce) na śmietnik.


Po czym wykręciłem numer do pana Krzysztofa. Pan Krzysiu wziął stówę i sprawę zamknął w 15 minut.


Trzeba znać swoje ograniczenia. To chyba oznacza, że dorosłem.


4514363440_ae2768cf09_o Photo: Marc Becher  a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 27, 2014 01:00

March 25, 2014

Taras

Leżymy na leżakach odpoczywając po saunie.


- Czarny? – zagaił Ufo.


Cisza. Błoga.


- Doradź mi – poprosił.


- Przeleć ją – podsunąłem szatańsko.


- Nawet nie zdążyłem ci powiedzieć o co mi chodzi – zamarudził.


- To jej nie przelatuj – zgodziłem się łaskawie.


- Mam problem z tarasem – wyznał.


- Fajna rzecz taki taras. Dobra do śniadań. Kawa. Gazeta. Można kogoś oprzeć o meble z wikliny i zrobić pogoń za Boryną, drąc jej przy tym kieckę– rozmarzyłem się z kolei. – Ile ty masz tego tarasu? 90 m?


- 140.


- I Ty pierdolony lemingu z Wilanowa i oczekujesz mojego współczucia? – wycedziłem.


- Tak. Śnieg na nim leży.


-  Chyba w Twojej kurwa wyobraźni. Kokaina ci leży. Stertą. Widzisz jakiś śnieg za oknem teraz?


Ufo rozejrzał się dookoła. W półmroku tylko chlupała woda i stały leżaki.


- Teraz baranie nie – wycedził. Ale w poprzednim roku miałem takie zaspy, że co sobota ja za łopatę i dalej zgarniać to wszystko.  Już pominę że to trwało z sześć godzin. Jakby chłop na polu ziemniaki zbierał. Podstawowy problem gdzie to wyrzucać.


- Za okno?


- Za daleko. Niżej są tarasy. Mam sąsiadom śnieg do nich zrzucać? Wkurwią się. W ubiegłym roku już się wkurwiali.


- A nie możesz dalej?


- Jak dalej?


- No dalej. Za ich tarasy – podsunąłem.


- Nawet próbowałem. Po trzech łopatach dostałem zadyszki, a po sześciu kolki.


- A co masz obok siebie?


- Dach.


- To na dach nie możesz zrzucać?


- A jak się zawali? I to będzie moja wina? Wiesz ile waży śniegu ze 140 m tarasu???


- Nie. Ale znam kogoś kto to policzy. Chcesz?


- Nie. Poszedłem do wspólnoty. Wiesz, co mi baba powiedziała. Żebym ten śnieg do swojej łazienki nosił i w wannie roztapiał. Chcą żebym sobie tam igloo zrobił, czujesz?


- Możesz to jeszcze wywozić wiaderkiem na dół.


- Tak?


- Załadujesz do wiaderka, zjedziesz na dół i wysypiesz – doradziłem.


- Świetna rada – zauważył. – Tak, tylko 750 razy w górę i w dół?


- Jasne.  Zostawisz po sobie ślad. Archeolodzy za tysiąc lat będą się zastanawiać co za specyficzny obyczaj religijny odprawiałi mieszkańcy tej świątyni.


- Taaa. Wiesz stary jaka była wywieszka u mnie na kościele w Wilanowie?


- Nie chodzę do kościoła.


- Ja też nie. Ale kumpel opowiadał. Wyobraź sobie – Ufo przeciągnął ręką wskazując niewidzialny szyld: „500 wesel. Jeden pogrzeb”. Taka mamy dzielnicę.


- Ładnie – pociągnąłem nosem. – Poetycko. Ten jeden pewnie też z przepracowania padł, a nie ze starości.  W wyniku dajmy na to intensywnej pracy w dziale sprzedaży napojów alkoholowych.


Ufo, który sam sprzedawał piwo łypnął na mnie jak Putin na Krym i pociągnął wodę z butelki.


6048351367_21aa32cb6f_b


Photo: by Rowena Waack a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 25, 2014 15:06

March 24, 2014

Dlaczego mam zamiar zarobić na pisaniu na nową Hondę?

W pisaniu nie chodzi o pieniądze.  Oczywiście pieniądze są w porządku. Z chęcią za pieniądze zarobione na książkach wymieniłbym sobie furę na coś lepszego. Ale powiedzmy sobie szczerze – to dodatek.


W pisaniu chodzi bowiem o sławę, popularność, tani fejm, chodzi o to że widzisz na ulicy, w autobusie kogoś kto czyta coś co urodziło się w Twojej głowie a nie o prozaiczną kaszankę. Chodzi o mentalny onanizm, kiedy otwierasz laptopa i kiedy opowiadasz znajomym nad czym właśnie pracujesz.  Chodzi o moment, kiedy wchodzisz do księgarni i widzisz jak stoisz na półce (swoją drogą ostatnio mnie mocno z Empiku wymiotło szanowni czytelnicy jeśli pracujecie w tym miejscu – popracujcie nad tym, ogłaszam nową ogólnokrajową akcję, przestaw w księgarni Czarnego na bardziej widoczne miejsce, dziękuję za uwagę).


Co nie oznacza owszem, że pieniędzy tutaj nie ma. W rankingu Forbesa - najlepiej zarabiających autorów roku 2013 na pierwszym miejscu jest pani E.L. James – nędzne 95 mln dolarów (tyle to nawet Brad Pitt za trzy filmy nie bierze).


forbes


Wszystkim, którzy twierdzą, że saga o szarościach to szmira (sobie rownież), radzę wobec tego przearanżować swoje zdanie. Dalej jest na przykład:


James Patterson: $91 milionów;


Suzanne Collins: $55 baniek – to ta od “Hunger Games”;


Danielle Steel: $26 milionów;


Dan Brown – 22 mln;


Nora Roberts = 23 mln;


Stephen King – 20 baniek;


John Grisham – 18 mln;


J.K Rowling – 13 baniek – głownie na Kukułce.


Jak widać pełen przekrój jest kasa a nawet i gender – bo jak widać w pisaniu nie liczy się płeć, ale to czy chcą cię czytać.


Szybko widać z tego zestawienia zarobić najłatwiej jest na pisaniu literatury: „skuł mnie kajdankami, szarpnął za włosy, zerwał majtki i patrzył swoimi ciemnymi z furii oczami a ja westchnęłam i powiedziałam: bierz mnie zwierzaku”, „zaczęłam parzyć w swoim lawendowym czajniku zieloną herbatę, z piekarnika wydobywał się zapach drożdżowego ciasta, postanowiłam podlać pelargonie” ewentualnie „prawnik biegł wypluwając płuca pistolet obijał mu się boleśnie o biodra, kiedy za krzaka wyszło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn o kwadratowych szczękach”.


A w Polsce?


Ostatnio pani Kaja Malanowska oznajmiła, że pisanie to gówno – bo ona nominowana do Nike – wykroiła za 18 miesięcy pracy nędzne 6 tys. 800 zl polskich, czyli mniej niż bezrobotny na zasiłku.


Po niej pan Micha$ Witkowski, który teraz wygląda jak cezar i trochę się go teraz boję wyznał na Pudelku, że on zaliczki na książkę bierze pól miliona, a tak w ogóle to ciężko jest w tej branży zrobić więcej niż dużą bańkę.


Na co również literat Tomasz Piątek mu się odwinął, że ni chuja, bo dostał właśnie maila od jego wydawcy (znaczy się wydawcy Witkowskiego), “Świata Książki”. I ostatnia publikacja Witkowskiego sprzedała się w 17 500 egzemplarzach przy cenie okładkowej 39,90 zł.


To zaś oznacza, że kolega Witkowski mógł na tej książce – ja Czarny domniemuję, że chodzi o „Drwala” – owszem trochę zarobić, ale z całą pewnością było to bardzo dalekie od 500 tys. zł. Bo tyle to nawet wydawnictwo nie miało przychodu z tej książki.


Całą tą wymianą strzałów poczułem się z jednej strony usatysfakcjonowany a z drugiej szczerze zmartwiony. Usatysfakcjonowany, bo skoro Witkowski, którego „Drwal” był wszędzie i w każdym tygodniku sprzedaje 17,5 tys. to ja ze swoimi 17 tys. sprzedanych egzemplarzy „Pokolenia Ikea Kobiety” nie mam się absolutnie czego wstydzić.


Z drugiej zmartwiony, bo jeśli Witkowski, który jest na Pudelku sprzedaje tylko 17 tys. to perspektywy są faktycznie wyjątkowo do dupy.


Czy na pisaniu można jednak zarobić pół miliona zł? Owszem można. Andrzej  Sapkowski wydał ostatnio swoją książkę, która w kilka tygodni zeszła w 200 tys. egzemplarzy. Biorąc pod uwagę, że autor tej klasy od jednej sprzedanej kopii dostaje jakieś 3 zeta – jeden z moich ulubionych pisarzy zarobił więc skromne 600 tys. zł.


Milionowe przychody z literatury miała w swoim czasie pani Grochola, pani Kalicińska, pan Wiśniewski itd. – można wymieniać. Co jest do tego potrzebne? Książka, która sprzedaje się w ponad 100 tys. egzemplarzy, tłumaczenia na inne języki i rzecz jasna film albo serial na podstawie twórczości.


Reasumując – pani Malanowskiej życzę aby ją zekranizował Zanussi, panu Witkowskiemu – 10 lujów, a sobie nowej Hondy.


PS. Swoją drogą myślę, że pan Witkowski również zarobił swoje. Ale na “Lubiewie”.


7146766331_9c598bce87_b Photo by: by Viewminder a Creative Commons license


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 24, 2014 04:23

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.