Piotr C.'s Blog, page 24

February 2, 2015

Miej wyjebane a będzie ci dane vol III

W sobotę poszedłem na imprezę z kolegami mecenasami.


„Widzisz Czarny dla ciebie, dla mnie dla kolegi Marcina 14 tys. to dużo pieniędzy. A dla mojej Goski to tylko kilka rozkosznych godzin w galerii handlowej.“


Wypiłem dokładnie w takiej kolejności:


- jednego Guinessa


- jeden gin z tonikiem


- jedną wódkę z red bullem


- jeden gin z tonikiem


- jednego Guinessa.


Wstałem rano, czyli o 10.30 Wstałbym później, ale na 12 miałem rozmowę na Skypie. Czy mnie bolało? – zapytacie.



Jak to głosił jeden klasyk rura mnie palia, łeb mnie napierdalał, śluzówkę miałem jak popielniczkę, a wy mnie jeszcze pytacie, czy mnie bolało.


Jasne, że miałem kaca. Ale stało się dokładnie to co myślałem, że się stanie.  Łyknąłem dwa saridony, zrobiłem sobie esspresso, wykąpałem się w zimnej wodzie a później zjadłem śniadanie i było ok. Są jakieś koszty które ponosimy w życiu. I im jestem starszy, tym bardziej jestem świadomy tych kosztów I nie walczę z nimi. Jestem w stanie sobie wyobrazić potencjalne skutki moich decyzji. Było miło, nawaliłem się, spędziłem fajny wieczór w dobrym towarzystwie.


Przesadziłem. Mieszałem. Łeb mnie więc napierdalał. Na co mam się denerwować? Jak ktoś jedzie do Zakopanego w długi weekend to spodziewa się, że będzie jechał tam długo i będzie bardzo długo wracał.


I może przyjąć, co jest moim zdaniem racjonalne, że czas urlopu zaczyna się od momentu wyjścia z domu więc czas spędzony w kroku jest również czasem urlopu.


Ale jeżeli siedzi później w samochodzie i się kurwa stresuje, to pretensje może mieć tylko do siebie. Chciał Zakopanego, dostał Zakopane w całej palecie tej miejscowości, czyli łącznie z korkami.


O co mi chodzi i dlaczego pierdzielę jak potłuczony, że mam kaca?


W ciągu ostatnich 20 paru lat, życie nam się strasznie zmieniło ilościowo. Wszystkiego jest więcej. Ale niekoniecznie to się nam przekłada na jakość.


Czyli jak mam lepsza pracę i zarabiam więcej pieniędzy i mam dwa samochody i stać mnie na wakacje za granicą dwa razy w roku to wcale nie znaczy, że jakość mojego życia jest lepsza niż była, dajmy na to dziesięć lat temu. Jakość życia wiąże się ze spokojem, z poczuciem że jest tak jak ma być.


A mam wrażenie, że wiele osób wokół mnie, zwłaszcza tych które przeżarły korporacje stają się człowiekiem – kurwą.


Wkurwia nas wszystko.


Że jest za ciepło, że jest za zimno, że ktoś coś powiedział, że ktoś coś niepowiedział, że ktoś zostawił otwartą klapę od kibla, że zarysowaliśmy w samochodzie zderzak, że nam nie dała, albo że nam dała zbyt powściągliwie, że ktoś nie wysłał maila, albo obiecał, ale nie zrobił, że nam żarcie do stolika przynieśli zbyt mało energicznie i nie pocałowali wystarczająco miłośnie w dupe.


Irytujemy się drobiazgami, czyli rzeczami, które tak naprawdę nie mają znaczenia.Nasze życie staje się ciągiem tanich, niepotrzebnych dram. Zamiast żyć, odczuwać cieszyć się, napierdalamy na nieustającym wkurwie.


W sobotę brat jednego z mecenasów zaparkował auto przed garażem swojego kumpla. Przed. W środku nie mógł, stał tam samochód kumpla. A on przyjechał go odwiedzić. Facet z garażu obok aby wyjechać, musiał więc odbić kierownicą w prawo, pojechać kawałek do przodu, cofnąć auto i pojechać w lewo – włączając się do ruchu na ulicy.


Zamiast 3 sekund zabrało mu to 15.


Wysiadł więc z samochodu, wrócił się do garażu, wyjął śrubokręt i gwoździe a następnie zarysował bratu mecenasa maskę i przebił obie przednie opony.


Wkurwiając się na wszystko, dyszać hejtem. To napierdalanie śrubokrętem pokazało wszystkie problem z życiem i sobą jakie miał ten kolo.


Uwierzcie mi, nie chcecie tak skończyć. Nie chcecie rzygać żółcią. Lepiej mieć wyjebane.


Mieć wyjebane to nie znaczy, że masz mieć wszystko w dupie.


Po prostu wybierz co jest dla ciebie istotne a co nie. Naprawdę istotne. I przejmuj się właśnie tymi rzeczami. Lubię moją pracę, ale nie siedzę w niej już po 12 godzin na dobę, ani nie przychodzę do niej w weekend. Mam na to wyjebane. Są dla mnie ważniejsze rzeczy. Teraz na przykład ważniejsze jest pisanie.


Nie musisz mieć opinii na każdy temat


Nie musisz wszystkiego oceniać. To męczące. Czasami lepiej po prostu poobserwować. Wczuć się. Otworzyć na innych ludzi, na ich sposób widzenia świata. Im jesteśmy starsi, tym bardziej ta umiejętność zanika.


Nie chce nam się rozmawiać. Nie chce nam się poznawać. Po pierwszym spojrzeniu uważamy, że wiemy wszystko.


Na przykład czytasz moje teksty i uważasz, że jestem zarozumiałym dupkiem z korpowarszawki. Poznałeś mnie?


Jeżeli nie wolno, a bardzo się chce, to można


Nie przekonuję, że możesz zrobić wszystko i zostać kim chcesz. Aby być w tym miejscu w którym jestem i być tym człowiekiem, którym jestem zabrało mi z 10 lat.


Nie słuchałem co mówią inni. Słuchałem tego w co wierzę i czego ja chciałem.


Mieć wyjebane, nie oznacza, że nie będą cię spotykały przykre rzeczy. Będą.


Każda nowa rzecz, każda nowa aktywność generuje sytuacje, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Które wpływają na nas mniej lub bardziej pozytywnie. Jak ojciec mojego kumpla, lekarz z zawodu pojechał do Egiptu to przewidywał, że może go dorwać klątwa Faraona, czyli absolutny rozstrój żołądka.


Ale już nie przewidział, że złapie go sraczka tak potężna, że on mężczyzna po 60. chodzący na co dzień w dobrym garniturze, ze szpakowatymi budzącymi zaufanie pacjentów włosami, zesra się w gacie, bo nie będzie w stanie dobiec z hotelowego holu do łazienki.


I to było raczej niezpozytywne.


Ale pozytywne było z kolei to, ze od wyjazdu minęło już pięć lat a on nadal wspomina tę sytuację. I w miarę upływu czasu wspomina ją z coraz większym humorem,


Życie uczy że takie historie zostają na dłużej niż to co jest płaskie emocjonalnie.
 


Wystarczy zacząć się nim cieszyć, zamiast się wkurwiać.


4467380055_7a79702b1d_o

Photo by .donna.dark/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 02, 2015 00:38

January 28, 2015

Masz 20 kilka lat. Dziś wyjaśnię dlaczego mnie nie zastąpisz w pracy

Jestem ze średniej wielkości miasta i sam zawdzięczam wszystko sobie. Sobie, zbiegom okoliczności i dacie urodzenia.


Urodziłem się w czasach pana Gierka, który wziął duże kredyty a później sobie poszedł. Blok w którym mieszkałem był wojskowy, czteropiętrowy, z brzozami dookoła. Darzę go pewnym sentymentem. Sąsiadów miałem dziwnych. Piętro nade mną mieszkała pani Krysia. Dziabnęła męża nożem po pijaku. Nabił się na niego 24 razy, odsiedziała bodaj siedem czy dziewięć lat.


Do tej pory już nikogo nie zabiła więc w jej wypadku resocjalizacja chyba odniosła sukces.



Dzieciństwo było psoko mimo, że dzielnica chujowa. Podobno najgorsza w mieście, W bloku obok mnie trzech kolesi wyrzuciło laskę przez okno. Kolesie wpierw pili. Później ją zgwałcili i porysowali nożami. Wreszcie uczyli ją latać z drugiego piętra.


Była pojętną uczennicą i przeżyła. Chodziła później dumna i drżąca bo ja pokazywali w telewizji. Była to epoka jeszcze przed Big Brotherem, chociaż teraz jest już pokolenie, które nie wie nawet co to Big Brother.


Do szkoły miałem często na 13.20, bo klas było dużo (ja byłem w „e”, a za mną były jeszcze „g” i „h”). Chodziłem po podwórku z kluczem na szyi.


Nie, nie czułem że może mi się coś stać. Tak, mając 7 lat wracałem do domu po 20.


Na osiedlu było jak to na osiedlu. Latem ludzie pili na ławkach do 3 rano. Wiosną i jesienią krócej. Ktoś naprawiał samochód. Ktoś go kradł. Dzieci krzyczały i właziły na wierzby, bujały się na gałęziach zrywając i liście i gałęzie. Emeryci wygrażali gówniarzom pięściami. Ktoś rysował chuje po klatkach. Sąsiadki dyskutowały nad złą kondycję młodzieży. Młodzież dyskutowała nad złą kondycja psychiczną starszych kobiet wyzywając je od pierdolniętych kurew.


Od czasu do czasu był włam do piwnicy, bo ktoś potrzebował weków do popitki pod flaszkę.


Ludzie wykazywali się swego rodzaju prawem naturalnym. Nazwijmy to w uproszczeniu moralnością. Byłeś miejscowy to mogłeś chodzić najebany po osiedlu z portfelem na wierzchu. Byłeś obcy to nawet trzeźwy dostawałeś po ryju i zabierali ci kasę. Jak szedłeś po mieście ulicą i ktoś cię zaczepiał żeby zdefasonować ryj i zabrać gumofilce marki Relaks, to wpierw się pytał: skąd jesteś? Jak odpowiedziałeś, że ze Słodkich i znasz dajmy na to Bulego, Łysego, Grubego i Parówę to zazwyczaj dawali Ci spokój. Ewentualnie bili słabiej, na wszelki wypadek, bo nie wiedzieli kto im będzie oddawał.


Wiesz, moi rówieśnicy są mniej więcej jednorodni.


Do przedszkola poszedłem kiedy miałem 3 lata. Wpierw była ósemka później 25. Była zupa mleczna, kotlet mielony, budyń i buraczki. Jak teraz czasami rozmawiam ze znajomymi jak wspominają tamte czasy to historie wszystkich są takie same. Nawet zdjęcia są takie same. Przebrana przedszkolanka z biała brodą z waty i czerwonym kostiumie Mikołaja trzyma cię za rękę. Ty trzymasz w ręce paczkę. W paczce zazwyczaj była w niej pomarańcza i coś co przypominało dzisiejszą czekoladę.


Do pewnego momentu wszyscy też mieli to samo.


Ty jesteś inny.


Z grubsza można ciebie i twoich rówieśników podzielić na dwie grupy, Cześć z was pochodzi z tego co nazywa się Polską B. Wasi rodzice nie zrobili „kariery”. Po prostu są. Pewnie nie mają studiów. Pracują gdzieś tam, zarabiają coś tam, w wakacje na działce robią grilla.


I robisz go też Ty.


To nic złego. Zawsze uważałem, że lepiej nie mieć kasy a być szczęśliwym niż żyć w szklanych gabinetach pełnych złudzeń.


Łoiłeś browar przed klatką, może słuchałeś Paktofoniki. Wczasy jak dobrze poszło były nad Bałtykiem. Dużo piwa, jakieś panny, szczanie do morza.  


Teraz możesz pracować w jakimś sklepie albo na budowie, dostawać jak dobrze pójdzie pensję minimalną. Wydymać jakąś laskę w samochodzie, gdzieś w lesie.


Masz pewnie w głębi duszy poczucie, że wszystko wygląda nie tak jak powinno.  Nie ta szkoła, nie ta praca, nie ta kobieta, nie to życie. Życie miało być w kolorze soul red i w błyszczącym opakowaniu. Nie gardzę Tobą. Współczuję ci.


Jak miałeś/aś fart to twoi rodzice mają trochę szmalu więc mieszkałeś na zamkniętym osiedlu ze szlabanem a starzy odwozili cię do pracy, bo świat to w końcu strasznie niebezpieczne miejsce.


Pewnie mieli swoją firmę co? Albo byli pierwszą falą korporacji.


Wszędzie ktoś cię woził i odbierał.  Owszem zobaczyłeś wcześniej wiele rzeczy, które ja nadrabiam przez całe życie. Byłeś wcześniej za granicą, wcześniej niż ja widziałeś Alpy, kilka muzeów, dużo filmów, mogłeś więcej czytać, znasz więcej języków, pewnie zaliczyłeś Erasmusa (chciałem, ale wiesz jak na trzecim roku dostajesz propozycję pracy, dzięki której możesz się uniezależnić od wszystkich, to właściwie nie masz wyjścia).


Zazdroszczę ci.


Rodzice pewnie po studiach załatwili ci staż, nie? Wiem, widuję takich jak Ty codziennie. Współczuję im.


Nie, oczywiście, nie jesteś lepszy ode mnie. Wiesz, żeby być lepszym trzeba mieć doświadczenie. A Tobie – i mówię to ponownie z zazdrością brakuje pewnej determinacji.  Chyba chodzi o to że ty nigdy nie musiałeś walczyć?


Nie wiesz jak to jest kiedy jesteś przyparty do muru. Musisz zapłacić za wynajętą chatę albo zdechniesz. Musisz zarobić kasę albo zdechniesz z głodu, bo starzy ci nie dadzą.


 A ty? Masz zawsze spadochron. Zawsze wiesz , że ktoś ci pomoże. To pomaga, ale i ogranicza. Może jesteś jednak szczęśliwszy ode mnie?


Kiedy wybija 18 – już ciebie nie ma.  Zostaję w firmie tylko ja i kilka innych osób w moim wieku.  My przychodzimy wcześniej, wychodzimy później i ciągle jesteśmy bardziej wydajni.


Oczywiście zazdroszczę ci, że masz bardziej wyjebane, tak samo jak ty zazdrościsz mi innych rzeczy.


Synonimem „życia jak ludzie“ w tym kraju jest samochód, wakacje w Toskanii i jedzenie na mieście. Samochód i mieszkanie dostałeś od rodziców. Mamy te same meble z Ikei w mieszkaniach.


Jedyna różnica między nami jest taka, że ja mogę wziąć kredyt na wszystko. A Ty nigdy nie chodziłeś z kluczem na szyi.  


Nie przejmuj się. Kiła, sraczka, plagi i zaraza, i czas do śmierci nam jakoś zleci.


9653954595_20ddc3f8d3_b

Photo by Виго/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 28, 2015 07:35

January 25, 2015

Bądź bogaty a każda kobieta znajdzie w Tobie coś pięknego

Swietłana przyjechała do Nowego Jorku z Czelabińska. Miała 19 lat i 300 dolarów w kieszeni.


Teraz ma 25. Zarobiła na pieprzeniu 200 tys. dolarów. Swietłana wygląda tak:



Zrzut ekranu 2015-01-24 o 14.59.39


Fot. Matter


Zobaczyła Paryż, Pekin i Monako. Faceci przywozili jej czekoladki ze Szwajcarii, bieliznę z Francji, i buty z Włoch. Kupiła rodzicom niewielki dom. – Nie nienawidzę mężczyzn – mówi. – Nie byłam molestowana jako dziecko, nie byłam zgwałcona, nie brałam narkotyków, nie występowałam w filmach porno. Nie miałam alfonsa.


Nie wini też rodziców za swoje życie, czy pracę. Nie pracuje już jako dziwka. Po prostu robiła to przez moment.


Swietłana za każdym razem kiedy spotykała się z klientem szykowała się do tego jak do przedstawienia. Jej mascara kosztowała 130 dolarów. Koloryzowanie włosów 300, cień do oczu 50 a szminka podobnie. Dobra bielizna przynajmniej 100 dolców, ale ona wydawała 600.


No, i buty, nie zapomnijmy o butach.


- W normalnym życiu – pisze Swietłana – dziewczyny przygotowują się tak samo. Później facet zabiera je na obiad albo mówi: chodźmy do baru na piwo albo dwa. Co za bałwan. Nic dziwnego, że tak wielu facetów kończy wieczór nie zaliczając laski.


Teraz chodzi na randki z rówieśnikami.


- Jeśli facet ci nie płaci, nie musisz robić mu loda, nie musisz się do niego uśmiechać cały czas, możesz być sobą.


Ale po pewnym czasie czegoś zaczyna ci brakować. Tym czymś są pieniądze.


—-


„W razie czego zarobię sobie na Chanel robiąc loda”


Kobieta, która wypowiedziała te słowa była szatynką w eleganckiej sukience, w kolorze czegoś między szarością a czernią, kończącą się kilka centymetrów przed kolanem.


Bez dekoltu, kiecka sięgała jej właściwie pod szyję, opinając ją w charakterystycznych miejscach i pokazując, że ma biust, biodra i szyję.


Buty miała czarne i na niewielkim obcasie. Nie była dziwką, nie była tipsiarą, nie była wiejską dupą do dmuchania, nie chodziła do klubów, miała całkowicie normalną rodzinę (jeżeli ktoś w tych czasach może mieć normalną rodzinę).


Miała duże oczy, duże usta, była ładna. Jej facet zawsze rano, kiedy byli po jakiejś imprezie z triumfem oznajmiał: znów przyszedłem z najładniejszą dziewczyną.


- I co z tego? – zapytała.


- Nic. Zrób jajecznicę.


Ten Chanel nawet nie był kiecką za kilka tysięcy złotych, tylko butelką perfum za trochę ponad cztery stówy.


Którą mogła sobie kupić sama. Było ją stać. A więc dlaczego tak?


Oczywiście jak świat światem kobiety podnosiły dupą swoją pozycję ekonomiczną i nie ma w tym nic złego, że każdy wykorzystuje to co ma korzystając ze słabości innych.


Wolny rynek, popyt i podaż.


On ma przyjemność, ona ma przyjemność, pytanie kto dłuższą.


I niech we mnie pierwsza rzuci kamieniem ta która nie dała dupy za coś. Za święty spokój, przybicie półki w łazience, odprowadzenie samochodu do mechanika albo nie ciągnęła za wakacje, nową kieckę, czy kolczyki na urodziny.


Oczywiście nasze matki i babki robiły loda zastanawiając się co na ten temat powie ksiądz proboszcz a nie jak będą wyglądać w nowej kiecce, ale cóż tam.


Można więc powiedzieć, że w ten sposób – osiągnęliśmy kolejny poziom emancypacji.


Siła kobiet – yeah!


Uroda zapewnia kobietom lepsze życie. Pieniądze zapewniają je mężczyznom.


Bądź bogaty a każda kobieta znajdzie w Tobie coś pięknego.



Kobiety są w swoich pragnieniach dość proste. Lemingowate. Owszem zajebiście jak on jest dowcipny, ma dobre serce i lubi koty, ale większość kobiet to blachary.


I nie chodzi o to że mają słabość do X5 czy Audi.


Chcą mieć dom z ogródkiem (albo penthouse na ostatnim piętrze), psa, kota, tchórzofretkę, męża, dzieci i stabilizację, chcą mieć kawę i kakao rano, kurę w piekarniku, dom pachnący ciastem i kubek gorącej herbaty w ręce.


Oczywiście nie istnieje coś takiego jak stabilizacja, i kobiety nawet o tym wiedzą. Ale o wiele łatwiej jest osiągnąć ten stan, kiedy on ma dobrą pracę (bank, prawo, lekarz, architekt).


Później oczywiście pojawia się smętne jebanie.


Ale mnie z nim już nic nie łączy.


Potrzebuję adoracji.


Napięcia.


Namiętności.


Dotyku.


Adrenaliny pierwszych spotkań.


Chcę poczuć się tak jakbym była młoda.



John Lennon śpiewał kilka dekad temu „All you need is love”. To triumf liryki nad rzeczywistością w absolutnie genialnej piosence.


„All you need is love,

all you need is love,

all you need is love, love.

Love is all you need”



Lenon tłukł swoje obie żony, pierwszą zresztą szybko się znudził, pocieszając się LSD. Obie też zdradzał na potęgę. Więc przykro mi, ale nie.


Świat z piosenek jest ładniejszy bo prostszy.


Romantyczna miłość w naszej strefie kulturowej owszem jest potrzebna ale do tej miłości, jest też potrzebne mało romantyczne żarcie dla kota, kasa na ratę za mieszkanie, kasa za ratę na samochód, kasa na ratę za wakacje i za 55 calową plazmę.


Kasa na posłanie dzieci do dobrej społecznej szkoły, na dwie butelki białego wina,


Miłość w czasach lemingradu nie jest szalona, ale zracjonalizowana. Bo tak naprawdę to nie jest miłość, ale związek. A związek bez pieniędzy to faktycznie głupota.


Są kobiety na które nie będzie mnie nigdy stać. Nie żałuję.


4431764866_9ae30c91de_b

Photo by RONNIE/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 25, 2015 01:00

January 18, 2015

Miej wyjebane a będzie ci dane vol 2.

Dostaję wiele listów w których piszecie: „jestem w związku, od ośmiu lat, jak sprawić aby znów były takie emocje jak na początku” (rzuć go i weź sobie nowego, manewr powtarzaj co trzy lata).


Albo: jak sprawić żeby on wrócił? (naprawdę laska chcesz aby koleś wrócił i rzucił cię za chwilę jeszcze raz?).


Kobiety mają to do siebie, że oddają, oddają, oddają wszystko, co kurwa mają facetom. Swoje ciało, swój czas, swoje zainteresowania. Aż w końcu dla nich samych już nie zostaje nic. I w pewnym momencie się dziwią. Jak to, byłam taką zajebistą laską, a teraz on jest moim całym życiem i już mnie nie chce?



Pierwszy rok `związku jest zajebisty, bo zazwyczaj jest zajebisty, szczególnie dla kobiety. Jest seks, alkohol, kino, kolacje, seks, seks, seks.


A później po prostu jest życie. Czytałem ostatnio list, który podesłała mi pewna dajmy na to Iwonka.


Wiec był rok pierwszy i był ten „seks, alkohol, kino, kolacje, seks, seks, seks”. A później on wyjechał na studia do innego miasta. I ona tęskniła i on tęsknił, ale w miarę upływu czasu jakby trochę mniej.


I teraz ona jeździ do niego co tydzień. I co tydzień jest to samo, pizza, jest piwo i jest seks.


„Ale ostatnio czuje się tak jakbym przyjeżdżała tylko na seks. Bo jeśli nie  seksu w sobotę to dopiero za tydzień będzie okazja – so fucking excited.”


Zresztą ten seks też jest coraz gorszy.


„Mam dość, spytaj mnie kiedy ostatnio robiłam coś innego niż dla niego. Kiedy poszłam na saunę lub do kosmetyczki, kiedy poszłam na shopping, z dziewczynami na drinka? Płakać mi się chce. Koleżanki chodzą na fittnes, jogę, na kurs języka hiszpańskiego, mają na to czas i pieniądze. Są same i wydają się być szczęśliwe. Niezależne. Rozwijają swoje zainteresowania, mój rysunek umarł dawno, dawno temu… Nie potrafię już rysować. Czuje ,że coś mnie omija.


Chciałam chodzić na pole dance, nie stać mnie na karnet. Nie wyjdę na imprezę bo jak tak policzę to… bilet w jedną stronę do mojego kotka… sorry dziewczyny następnym razem. 


RZYGAM. Chce żyć, czuje się taka mdła i smutna. Zabija mnie to. Chce coś robić! Jestem w świecie dom-szkola-on-dom-szkoła-on ! Musze to zatrzymać. Chce iść do pracy ! Mieć czas i pieniądze dla siebie! Mam z nim o tym pogadać? Uzna mnie za hmmm jebaną egoistkę. Zostawić go , bo mnie ogranicza? To takie proste. Ale zaraz, zaraz ja go niestety kocham. To nie będzie łatwe. Tylko czy on kocha mnie? Jestem taka nudna, sama już siebie nie toleruje.”


Tak Iwonka jest gówniarą, ale zjawisko o którym piszę nie ma wieku.


Faceci nie rozwiązują żadnych problemów, które masz w swojej głowie i ze swoim życiem. Jeśli jesteś nudną pizdą, bez zainteresowań to czemu się dziwisz że nie możesz znaleźć nikogo normalnego?


Jeśli ty zrobiłaś z siebie nudną pizdę dla niego to dlaczego się dziwisz, że już cię nie chce?


Możesz sprowadzić swoje życie do pracy, siedzenia w domu na dupie i przeglądania Facebooka. Ale jeśli sama czujesz, że to żałosne to dlaczego inni mają odbierać to inaczej.


Dojdzie do tego, że będziesz bała się ludzi.


Że będziesz się bała wyjść ze swojej strefy komfortu. A życie jest wtedy fajne, gdy opuszcza się ją kawałek po kawałku.


Aż w końcu nadejdzie dzień, gdy kupisz sobie drugiego kota.


Katarzyna z listu była zupełnie inną osobą, kiedy rzucił ją mąż. Była właśnie nudną cipą, z dzieckiem. Cieniem siebie sprzed lat.


Ale przewartościowała swoje życie, zajęła się nim i w pewnym momencie postawiła sprawę jasno: ja jestem ważniejsza, niż jakiś facet, moje szczęście i szczęście mojego syna jest ważniejsze niż kawałek fiuta między moimi udami.


Zajęła się najważniejszą osobą w swojej galaktyce czyli …sobą.


Zbudowała siebie na nowo po porażce, którą było jej małżeństwo. Kiedy to się stało, pojawił się nowy facet. Który zakochał się w tym co zobaczył: pewnej siebie kobiecie, z własnym życiem, która kocha swojego syna. I ma na tyle ułożone życie, że wcale nie jest pewne czy ustąpi mu w nim kawałek miejsca. Będzie musiał o nią walczyć.


Faceci lubią walczyć i cenią bardziej to co zdobywają, od tego co dostają w ładnie zapakowanym pudełku już z kokardą.


CDN


7257887200_a7625540a4_b

Photo by Esra Erben/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 18, 2015 05:43

January 12, 2015

Miej wyjebane a będzie ci dane vol 1

W te święta upłynęło pięć lat od kiedy skończył się jej związek. Związek, który trwał dekadę, a został jej po nim rozwód, 7 letni syn, chujowa praca i dom. Dom właściwie był stanie surowym.


Katarzyna w pierwsze święta (równo 30 dni po rozstaniu, faceci jak widać lubią rzucać żony zimą) położyła sobie pod choinką rajstopy.


Na więcej nie było jej stać. Zarabiało słabo. A alimenty? Alimenty to było 400 zł.


Potem był rok odreagowywania i oswajania się z nową sytuacją.


O facetach nie myślała.


Seks? Brak. Jak czegoś się jej chciało to szła na basen. Albo na siłownię. Produkować endorfiny, aby poprawić sobie nastrój. Była… obojętna. Zdrętwiała emocjonalnie. Uschła.


Na kolejne święta nie chciało się jej ubierać nawet choinki. Przemogła się z trudem. Dla syna. Cieszył ją tylko on. Sylwester był koszmarem. Matko kochana, przecież trzeba się dobrze bawić. Gdzie iść? Z kim? Jakoś przeżyła.


Kolejny rok był już nieco lepszy. Zaczęła się ogarniać. Tak, to popularne słowo. Słyszała je wcześniej wiele razy. Każdy jej to powtarzał. Nawet były mąż.



Nowa praca, kasa, pozycja, nowa figura, nowe buty, torebka. Zajebiście. Żyć nie umierać. Randka jedna, druga. Ten ma coś z głową, ten babiarz a tamten pierdoła życiowa. Albo zazwyczaj full opcja, czyli 3 w 1.


Boże Narodzenie nr 3 i nadal to samo. Cóż? Jest kasa, walnęła sobie zajebistą choinkę. Najebała na nie bombek, świeczek i innych pierdół, aby tylko poczuć magię świąt.


Zamiast rajstop wsadziła pod choinkę  torebkę za 1000 zł.


Wszystko byłoby świetnie gdyby nie pomysł przyjaciółki. Obejrzały tuż przed świętami „Listy do M”. Obie złapały potwornego doła. Obie po 30. Ciągle bez facetów. Powtarzały sobie tego wieczora: przecież jesteś zajebista, po co Ci facet. Do pięt Ci nie dorastał ten czy tamten.


Hehe generalnie nadal poniekąd się z tym zgadzała, bo mężczyźni są często, jakby to powiedzieć, mało zaradni życiowo? Narzekają jak to im źle w tych korpo, mają zryte banie od lansu bansu i armanich, jęczą że chcieliby coś zmienić w życiu i dalej pierdzą w te korporacyjne stołki i liżą dupę przełożonemu, żeby tylko nie stracić pracy, pozycji i kasy na skarpetki tommiego.


Minął kolejny rok. Minął świetnie. Na weselach sama – wychodziła ostatnia, wybawiona na maxa. Kiedy patrzyła na pary kłócące się bo jakiś mąż zatańczył z inną, albo spił się i szukał zaczepki, było jej dobrze samej.


Zwłaszcza że przychodziła sama a czuła się jakbym miała 30 osób towarzyszących (biedne żony, głupie chłopy). Wykończyła dom. Wreszcie. Kupiła sobie drugie mieszkanie, dla syna, bo na ojca liczyć nie może w przyszłości.


W firmie ją dostrzegli. Została prezesem oddziału ich firmy na Polskę. 


Owszem spotyka swojego eks. Z satysfakcją obserwuje, jak skacze mu gul. Laska dla której ją zdradził i zostawił dziś widząc ją w sklepie, ucieka na jego drugi koniec. Wygląda ja szafa trzydrzwiowa. Katarzyna ma ochotę do niej podejść z uśmiechem od ucha do ucha, przybić piątkę i podziękować.


W Boże Narodzenie 2012 ciągle była sama.  


Coś tam jeszcze w środku czekało, jakaś ostatnia iskra nadziei, że może trafi się wreszcie kiedyś ktoś, kto podłoży jej prezent pod choinkę. Synowi kupiła laptopa, sobie kieckę i nowe szpile. Miały się przydać na Sylwestra w gronie przyjaciół. Był to najgorszy (zaraz po tych gdzie ex się spijał i robił jej avanti ) Sylwester w jej życiu. Same zakochane pary.


Nie było do kogo gęby otworzyć, więc o 00.15 zwinęła się do domu, otworzyła szampana na balkonie, zapaliła fajkę i się poryczała. Tak, że gile leciały jej po twarzy.


Ale wtedy coś się zmieniło, coś do niej dotarło. Ostatni rok był już całkowicie inny. Przestała kupować sobie drogie rzeczy, przestała przejmować się swoją samotnością, przestała czekać.


Zaczęła po prostu cieszyć się swoim życiem. Tym, że może poczytać. Poćwiczyć na siłowni, pojeździć na rowerze. Pograć z synem w monopol. Całkiem nieźle zaczęło też jej iść w FIFĘ.


Katarzyna miała już gdzieś Tommiego, Panasoniki, i Armaniego.  W te święta upiekła pierwszy raz w życiu pierniczki na choinkę i piernika. Trzy sztuki.


Ubrała choinkę, naprawiła kominek. Przestały jej przeszkadzać świąteczne piosenki w galeriach, mało tego, wydzierała ryja razem z synem w rytm Last Christmas, kiedy sprzątała dom. Pod choinkę podłożyła sobie cienie do powiek za 30 zł.


Właściwie to dała je synowi, który je zapakował i podłożył. Była zajebiście szczęśliwa, kiedy mogła ich użyć malując się na kolację wigilijną.


Sylwestra spędziła w domu z synem, mimo że miała kilka zaproszeń na imprezy. Bo tak chciała. Sylwester w domu. Yeah  Słowo, tak chciała.


I teraz nius ma fantastycznego faceta. Podchody robił od kilku miesięcy, a jej było wszystko jedno. W Sylwestra przyjechał do niej, zamiast jechać w góry ze znajomymi czy na jakiś korpo-bal i pół wieczoru naprawiał jej gniazdka i wymieniał żarówki w domu. Sam. O nic go nie prosiła. W ogóle nie prosiła żeby był.


Od dawna przestała o cokolwiek zabiegać ani na cokolwiek czekać. O niego też nie prosiła. Pojawił się znikąd, kiedy miała to po prostu w dupie i była szczęśliwa sama ze sobą. Bez względu na to ile zarabia, co kupuje, czy jakiś męski osobnik jest obok czy też nie.


Czekanie jest do bani, życie ucieka nam między palcami – powtarza. – Pięć Świąt musiało minąć, żebym zrozumiała że szczęście to nie ozdoby na choince, nie ciuchy ani torebki, nie kasa, nie facet. Szczęście to ja i moje życie tu i teraz. 


CDN


4003400340_2cb94c9c3c_b

Photo by Ericson Smith/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 12, 2015 08:32

January 7, 2015

Największy błąd kobiety

Olga mawia, że ulubionym komplementem, z ust mężczyzny, który doprowadzą ją do stanu absolutnej ekstazy, niczym kota słyszącego dźwięk otwieranej puszki z tuńczykiem jest stwierdzenie – uwaga – „nikt mnie nie potrafi wkurwić tak jak ty”.


A jeszcze – mawia Olga – niech ta fraza popłynie z ust człowieka na co dzień spokojnego niczym golden retriever albo jezioro Natron w Tanzanii, który ostatnio zdenerwował się w okolicach 1980 roku, kiedy pani przedszkolanka odebrała mu niedokończony jeszcze budyń, tak wtedy kobieta może poczuć się spełniona.


Bo to emocje są w związku najważniejsze.


To oczywiście błąd. A nawet jakby powiedział pewien łysy eks bramkarz wielbłąd.



Kobiety, zwłaszcza te inteligentne mają to do siebie, że lubią, ba uwielbiają doprowadzać mężczyzn na skraj. Tak aby zdradzali swoje „prawdziwe” uczucia.


Uczucia te zresztą sprowadzają się dualizmu:


Tak, kocham cię.


Nie, nie kocham cię już.


Wygląda to zazwyczaj tak.


Dym numer jeden:

Kobieta (cycata, dajmy na to ruda, z błyskiem wkurwionego oka) : dlaczego nie przymocowałeś tej półki? Pół roku cię już o to proszę.


Mężczyzna (dajmy na to blondyn, siedzi przy komputerze i gra. W co może grać? Powiedzmy, że w StarCrafta gra, a kampania akurat jest w tym momencie trudna). Więc ten mężczyzna pyta z załzawionym okiem: ale po co?


Sens tego pytania jest prosty. Dlaczego akurat teraz chcesz abym rzucił wszystko i zajął się czymś co czekało pół roku? Z całą pewnością możemy przyjąć założenie, że może to poczekać jeszcze dzień, albo dwa, prawda?


Wytłumacz mi więc kochanie, co się takiego pilnego wydarzyło, że koniecznie muszę tę półkę zainstalować teraz? Zejdzie na zawał? Drzazgi jej układ krwionośny przytkają?


I kobieta w tym przypadku zamiast odpowiedzieć „bo cię o to proszę i mi na tym zależy”, co by zamknęło temat stosuje zabieg, który określam jako „bicie piany na bębenku sekatorem”.


Ta piękna kobieta mówi jednak wtedy: „Tobie już na mnie nie zależy.”


I oczywiście, że mu zależy, i oczywiście on się zastanawia co do chuja wafla ma wspólnego miłość z półką?


Odpowiadam nie ma nic wspólnego. Nie to jest jednak tu istotne. Trzy wymiany zdań później on już znajduje się na etapie głębokich rozważań na temat natury ich związku i co złego zrobił w marcu, lipcu oraz październiku dziewiętnaście miesięcy wcześniej.


Dym numer dwa:

Mężczyzna i kobieta zaczęli się spotykać. Jest miło. Wiecie, kwiatki, pszczółki, kulawe gołębice.


Chemia jest. Kobieta (proponuje rozkosznie, w tle słychać dźwięk rozpinanych staników): przyjedź do mnie, teraz.


Mężczyzna (właśnie ogarnia pożar w burdeli i cudem znalazł, dla niej pięć minut, z żalem): Nie mogę, nie mam czasu.


K. Ale ja chcę żebyś do mnie przyjechał!


M. Nie mogę, mówiłem ci już. Może spotkaj się z Kasią/Basią/Marysią?


K. Jest ci wszystko jedno co zrobię!!!


Kobieta widzi, że ma naprzeciwko siebie zawodnika, który skacze wzwyż i strąca poprzeczkę na 1 m 90 cm.


Ale celowo daje mu kolejne pytanie na 2 m 10 cm.


- Może powinniśmy przestać się spotykać?


Oczywiście, nie ma bata, żeby on to przeskoczył. Ale tu już nie chodzi o przeskakiwanie, ani nawet już nie chodzi o przyjechanie. Tu chodzi o udowodnienie jego prawdziwych uczuć.


Facet głupieje.


Dym numer trzy:

Kłótnia.


Mężczyzna: Ale o co ci chodzi?


Kobieta: Wszystko w porządku.


Mężczyzna obraca się dupą, ona jest wstrząśnięta jego reakcją.


Wyjaśnijmy to porządnie.


Wszystko w porządku dla faceta = wszystko ok. będzie lodzik i bzykanko


Wszystko w porządku dla kobiety = zmarnowałeś mi dzień skurwysynu i jeszcze udajesz, że nie wiesz o co mi chodzi?


Dym numer cztery:

Kobieta nie mówi. Wkurwia się o coś, ale zaciska z trudem zęby. Nawet kot jej spierdala z drogi. To takie efektowne prawda? Wzdychać. Tupać nóżką. Sapać. Ewentualnie zrobić małą awanturkę zastępczą.


Na pewno się domyśli! 


Ale wiecie co, zdradzę pewną tajemnicę: wiedzy nie zdobywa się przez osmozę. Nie powiesz, to on nie będzie wiedział.


Dym numer pięć: 

Mężczyzna nie mówi. Nie odpowiada. Zamknął się w sobie. Kobieta pyta: dlaczego nic nie mówisz? Zwyczajnie, kurwa bo nie ma na to ochoty. Gdyby chciał coś powiedzieć to by przecież coś powiedział. 


Ale nie, kobieta drąży.


Wie, że to się skończy źle, że dalsza dyskusja pozbawiona jest absolutnie jakiegokolwiek sensu. Pies trącał, że wkurwiony niczym żbik facet jest gotów powiedzieć absolutnie wszystko aby tylko w końcu kobieta się od niego odpierdoliła i dała mu święty spokój.


Zresztą, czy wrzaśnięte w momencie gdy mózg wyje niczym mikser na 10 stopniu: nienawidzę cię, chcę abyśmy się rozstali jest w jakikolwiek stopniu wiarygodne?


Jak znam kobiety nigdy nie rozumiałem tej tendencji do stawiania wszystkiego na ostrzu noża. W końcu gdy nastanie ranek, facet wyśpi się na kanapie w innym pokoju, stwierdzi, że jest mu niewygodnie i brakuje mu właśnie jej.


Tyle, że właśnie jest już pozamiatane. Ona cisnąć do końca uzyskała definitywna odpowiedź o jaką jej chodziło – cóż że kilka godzin później już nieprawdziwą.


Moim zdaniem wynika to z kobiecych kompleksów odnośnie własnej osoby. Ona chce usłyszeć że jest źle, że on jest na nie – bo to sprawia, że odnajduje się w sytuacji do której jest przyzwyczajona – ogólnej chujni i kolejnego nie wyszło.


Kobiety często mnie pytają jak zdobyć jak utrzymać faceta. Odpowiadam, faceta tak jak rybę łowi się na to co rybie brakuje.


Ryby nie złapie się na truskawkę, bo ryby nie lubią truskawek. Faceta nie łowi się na wyduszane o 3 rano: nienawidzę cię lub nikt mnie nie wkurwia tak jak ty, bo on owszem jak mu zależy przełknie to ze trzy, pięć a może dziesięć razy a później zacznie się modlić o co?


O święty spokój.


Kobieta powinna być dla mężczyzny odpoczynkiem wojownika. Nie może wszędzie walczyć. Musi wrócić gdzieś gdzie czuje się bezpiecznie. I miło.


5181865126_d7f02d1322_b

Photo by Sergiy Zavarykin/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 07, 2015 08:56

January 2, 2015

Nie chcę mieć większego

Jeżdżę Hondą. Noszę dżinsy Bossa. Mam w domu wielki telewizor Panasonica. Mam dwa iPhony, macbooka, dwa ipady i maca mini. Mam zegarek, który kosztował ponad 4 tys. zł. i mogłem kupić droższy.


To większości shit made in China, który miał spełnić moje marzenia. Nawet nie wiedziałem, że takie mam, ale dowiedziałem się o tym z reklam w telewizji i filmów.


Kiedy przyjeżdżałem do tego miasta miałem w torbie kilka par tureckich dżinsów, kilka flanelowych koszul, skórzaną teczkę i bordowy nowy sweter z napisem BCC na mankiecie.


Wyglądałem w nim jak kretyn. Miałem też ze dwie białe koszule, marynarkę w której byłem na studniówce i torbę, którą pożyczyłem od rodziców.


Wiecie, jestem zamożny. Nie żebym ja tak uważał. Ale ponoć granicą zamożności w Polsce jest 7,1 tys. brutto, czyli jakieś 5 tys. zł na rękę miesięcznie. I razem ze mną zamożnymi jest 878 tys. osób.


Jestem też niemal pewien, że nie potrzebuję 90 proc. rzeczy, które mnie nie otaczają. Nie potrzebuję półki płyt CD, bo żyjemy w czasach gdy wszystko jest cyfrowe. Z tego samego powodu nie potrzebuję też dvd i papierowych książek. Prawdopodobnie nie potrzebuję samochodu, ani telewizora.


Nie potrzebuję kablówki, bo korzystam z niej od wielkiego dzwonu.


Nie potrzebuję 15 czy 20 koszul, 10 marynarek i 40 par skarpetek, z których i tak nie jestem w stanie rano skompletować pasującej pary.


Moje pokolenie siedzi dupą na rzeczach i zagarnia je pod siebie jak kwoka kurczaki, bo to sposób na odróżnienie się od innych. Jak masz wielkiego SUVa, modnego laptopa, kupę ciuchów na kwadracie i kibel do srania prosto z Mediolanu, możesz mieć poczucie, że coś w życiu osiągnąłeś.


Rzeczy budują naszą wewnętrzną wartość.


W rzeczywistości łatamy nimi swoje kompleksy i nieumiejętność w nawiązywaniu relacji z innymi osobami a przede wszystkim ze samym sobą.


Pisze do mnie wiele kobiet, które uważają, że szczęście da im facet. Nie, nie da. Bo to tylko taki sam element dekoracji przedpokoju jak buty na obcasie, który ma zagłuszyć lęk czy wszystko jest z naszym życiem w porządku.


Wierzę w teorię balansu. Że jeśli nie potrafisz się cieszyć z małych rzeczy, to nie będziesz się też cieszyć z dużych. Jeśli nie wiesz co ci sprawia przyjemność, to na pewno nie zrobi tego nowa lokówka, skuter i wakacje na Zanzibarze (gorąco było nie?).


Owszem być może kupując te wszystkie rzeczy przez chwilę poczujesz się zadowolona/zadowolony.


Jeśli nie wiesz czego pragniesz, szczęścia nie da ci t tuzin BMW (ja wiem, że lepiej płacze się w nowej S – klasie, niż koło śmietnika w bloku z wielkie płyty , ale nie o tym rozmawiamy w tym momencie).  


Żeby się tego dowiedzieć – trzeba się zatrzymać i zastanowić. Nie twierdzę, że posiadłem jakieś tajemne sekrety na temat życia. Dla części z was pewnie to co pisze będzie z dupy wyjęte i tyle.


Ale ja po prostu wiem już trochę bardziej czego chcę, niż 10, 5 czy rok temu.


Lubię pracować. I mam ten komfort, że w pracy robię to co lubię. Jeśli przestanie mi ona pasować, to po prostu ją zmienię.


Lubię dźwięk silnika mojego samochodu i lubię uczucie, kiedy jadę nim po pustej autostradzie a słońce świeci.


Lubię plażę na których woda jest wściekle niebieska a za mną ściana drzew jest bardzo zielona.


Lubię rano pić kawę.


Lubię w gorące popołudnia pić na tarasie białe wino.


Lubię czytać, grać na komputerze. Kocham i lubię ludzi, którzy mnie otaczają.


Czy mam poczucie że rzeczy nade mną panują? Mam nadzieję, że mniej niż do niedawna.



Kilka dni temu usłyszałem historię o mężczyźnie, który przyszedł do szpitala płacząc. Był wysokim brunetem, który nogi stawiał jak kaczka. Łzy ciekły mu po policzku i nie był w stanie nic z tym zrobić.


Tydzień wcześniej brunet wziął metalową kulę z łożyska od traktora. Przewiercił ją na wylot, zawiesił na mocnej, wędkarskiej żyłce. Był 18 grudnia. Kulę za pomocą żyłki przymocował do swojego penisa. Salowy w szpitalu później się śmiał, że była to jego swobodna interpretacja choinki wigilijnej. Brunet chciał mięć większego. Chciał aby mu się wydłużył.


Żyłka wpiła się jednak w jego przyrodzenie. Penis zaczął puchnąć i sinieć. Lekarze zastanawiali się co robić przez mniej więcej trzy minuty. Wycieli wszystko, bo wdała się martwica.


Ja nie muszę mieć większego niż w rzeczywistości. Jestem fajny bez tego.


3656114947_0ec73d8576_b Photo by Frank M. Rafik/CC Flickr.com


 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 02, 2015 06:34

December 28, 2014

8 rzeczy, które mówią kobiety w związku (zasada zbrylonego lodu)

Mój kolega 37 letni znawca literatury militarystycznej, potrafiący odróżnić dajmy na to czołg Abrams od T-72 jedynie po gongu  silnika, który od razu wiedział co to jest tkanina z Bayeux, zanim zdążyłem rozwinąć szerzej temat, który nigdy nie odpuścił żadnemu muzeum i uwielbiał impresjonistów za pomocą długiej, szkolnej linijki mierzył poziom zupy w garnku.


Konkretnie chodziło o krupnik.


Mierzył z zapałem a następnie wyskoczył z kuchni niczym kobieta po torebkę w Lidlu  do swojej żony i wrzasnął: zmierzyłem ją! Jeśli ta bura suka, twoja siostra przyjdzie do nas i poczęstujesz ją zupą, będę od razu o tym wiedział! Zabraniam kurwa!! Ja za tę zupę zapłaciłem!!!



Nie, nie jest skąpy.


Oczywiście jak każdy rasowy prawnik uwielbia wystawiać fakturę za samo „pokazanie adwokata”, czyli siebie. Pokazanie –polega na tym, że kolega przez pięć minut rozmawia z klientem o dupie Maryni a następnie wystawia fakturę na złotych polskich 300 .


Ale to jest sport/praca. 


W zupie chodziło o coś głębszego.


O zawód – jak możesz mi marnować życie suko?


O miłość – dlaczego tak się kurwa zmieniliśmy? Skąd się wzięły te kapcie (mieliśmy nigdy nie chodzić w góralskich kapciach) i warknięcia zamiast rozmowy?


O nienawiść.


O chęć dokopania za wszelką cenę drugiej osobie z którą dzielił życie i z którą miał ubóstwianego przez nią i przez siebie syna.


Siedem lat temu kolega nosił swoją żonę na rękach. Dziś określa ją jako wspólokatorkę. Nudną, żmudną i wymagającą. Upierdliwą i jędzowatą. 


Co doprowadziło go do takiej sytuacji? Nie wiem. Życie chyba. Zbyt duża liczba wzajemnych rozczarowań. Kiedy on zapomniał zbyt wiele razy, a jej już nie chce się starać. 


Jak powszechnie wiadomo dojrzali ludzie w związkach srają kwiatami.


Ich psychiczna dojrzałość jest na tyle duża, że kiedy on wraca z pracy pomaga jej w gotowaniu pomidorowej, następnie z uśmiechem na ustach głaszczą swoje dziecię, pomagając mu na kolejnym etapie zgłębiania trygonometrii, później prowadzą długą szczerą dyskusję o życiu i Heideggerze, następnie następuje dziki seks. A w niedzielę rano jest kościół i obiad u oczywiście ulubionych teściów.


Nie wierzę w dojrzałe związki. 


Ale ten kto je wymyślił twierdzi, że w dojrzałych związkach nawet jeśli pojawiają się konflikty, to są one rozwiązywane od ręki poprzez długą i szczerą rozmowę, bez krzyków, płaczu oraz oczywiście bez pierdolnięcia drzwiami.


Oczywiście tylko skrajnie niedojrzałe w związkach jednostki są w stanie jebnąć ze złości wielką wazą o podłogę.


Dojrzałe osoby na złość swoim partnerom nie flirtują z innymi osobami.


W dojrzałych związkach nie pojawia się też zbrylony lód.


Zbrylony lód – to odpowiednik mam cię w dupie, jeśli nawet coś nas kiedyś łączyło to nie ma teraz po tym zbyt wiele. Oczywiście zbrylony lód może oznaczać, nieustające wkurwienia o wszystko dookoła, nawet o to że śnieg pada. Ale z drugiej strony osoba dobrze grająca w zbrylony lód potrafi być dla drugiej strony miła, ba nawet sympatyczna. Na zasadzie: nie chce mi się już z tobą nawet kłócić – debilu.


Zbrylony lód przekształca związki między kobietą a mężczyzną w odpowiednik spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Spółka ma swój majątek którym zarządza (dom, mieszkanie, samochód albo i dwa). Musi być reprezentowana na zewnątrz, do czego upoważnione są obie strony.


Ważne decyzje dotyczące przyszłości spółki odbywają się na naradach zarządu. Spółka czasami ma swoich pracowników – dzieci, koty, psy, papugi oraz króliki. Trzeba więc zadbać aby dostawali na czas żarcie, lekarza i opierunek, a także ktoś zawoził je na miejsce (szkoła).


Resztę czasu (poza posiedzeniami zarządu i formalnymi wyjściami na spotkania z kontrahentami jednej lub drugiej strony (spotkania z przyjaciółmi żony albo męża) można już spędzić jak się chce.


Potrzeby emocjonalne wypełnia internet. Komunikacja w spółce odbywa się za pomocą metadanych. Najpopularniejsze stosowane przez kobiety to:


Czego ode mnie oczekujesz? Wbrew pozorom nie jest to zachęta do powiedzenia jakie są twoje oczekiwania . Przeciwnie. Jeśli rozwiniesz swoje bóle i niestrawności związkowe czeka cię jedynie dzika awantura i zmarnowane popołudnie.


Wychodzę z dziewczynami – HA HA HA. Nie każ jej kłamać z jakimi. I tak robi to lepiej od ciebie. Możesz jedynie docenić, że ciągle zależy jej na tyle, że wraca do ciebie do domu. 


Masz z tym jakiś problem? Uprzejme odpierdol się, zrobię jak będę chciała.


Musimy poważnie porozmawiać. To znaczy, że ona chce porozmawiać.


Nieważne. To znaczy, że MUSICIE porozmawiać i to natychmiast.


Spierdalaj – całkiem niezłe stwierdzenie, bo są w nim emocje i cień szansy na seks na zgodę.


Jak chcesz – oczywiście nie oznacza, ze możesz robić co chcesz. „Jak chcesz” to obietnica zemsty. Zrób to, a zabije cię młotkiem. Będziesz cierpiał długo nędzniku Wyciągnę ci mentalnie flaki przez ucho


Wreszcie królowa zbrylonego lodu: rób co chcesz (rcc).


Co ciekawe mimo, że dla mężczyzny te dwa twierdzenia „jak chcesz” oraz „rób co chcesz” brzmią dość podobnie to oznaczają one całkiem inne stany. Rób co chcesz – to wzruszenie ramionami. Mam w dupie co zrobisz, jaką decyzje podejmiesz, nie interesuje mnie to, a ty nie interesujesz mnie.


PS. Oczywiście, że żona kumpla poczęstowała swoją siostrę zupą. Kobiety zawsze zrobią to co chcą. Później po prostu dolała wody do garnka. 


3713939359_42171fc09c_o

Photo by neonihil/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 28, 2014 02:38

December 19, 2014

Jak uwieść kobietę? (w wielkim mieście)

Kiedyś dawno, dawno temu byłem w Niemczech. To chyba było Monachium. Towarzyszył mi radca prawny, który zbliżał się już do końca swojego życia – miał może nawet jakieś 45 lat.


Trzeciego dnia, kiedy mieliśmy wolne popołudnie poszliśmy na zakupy. Szukał prezentu urodzinowego dla swojej żony. Chodziliśmy długo po centrach handlowych.Proponowałem mu biżuterię – odmówił. W końcu zatrzymaliśmy się przed artykułami gospodarstwa domowego, gdzie wybrał prosty, biały, elektryczny czajnik za jakieś 29,99 euro.


Od razu wsadził go do koszyka zadowolony jakby mu ktoś w kieszeń nasrał.


- Stary nam się zepsuł – wyjaśnił radośnie.


- Czekaj, chcesz żonie kupić czajnik? -zapytałem.


- No tak – odpowiedział.


- Czajnik na urodziny? – dopytałem bo zrobiło mi się nieco słabo.


Pokiwał energicznie głową, że wszystko się zgadza. Przez moment proponowałem mu jeszcze drewnianą miskę, która moim zdaniem była również okropna jako prezent na urodziny. Ale z całą pewnością lepsza niż pieprzony czajnik.


Odmówił.


- Moja żona lubi praktyczne prezenty – wyjaśnił.


I wiecie co? Po latach zrozumiałem, że miał rację. Czy jego żona chciała dostać coś innego? Być może. Ale to ona wybrała go na męża – zakładam z pełną świadomością wad i zalet.




Kiedyś kumpela wysłała zdjęcie swoich cycków swojemu facetowi. Zadzwonił do niej od razu z pytaniem czy wszystko ok. i czy przypadkiem nie jest chora.


Była niemile zaskoczona.


- A wysyłałaś mu wcześniej takie zdjęcia? – zapytałem.


- Nie – odpowiedziała.


A znają się osiem lat.


- To czego oczekiwałaś?


My, ludzie mamy totalnie zjebany rytuał kopulacji. Wiecie te wszystkie reguły i reguliki.


Po pierwszym spotkaniu musisz odczekać trzy dni, aby zadzwonić.


Sranie w banie, jeśli kobieta mi się naprawdę podoba mogę do niej zadzwonić trzy minuty po zakończeniu spotkania, i powiedzieć, że jestem na nią napalony jak komornik na szafę. I wiecie co? Jej się to strasznie spodoba.


Jeśli chcesz aby on się z tobą związał – nie możesz mu dać na pierwszej randce, bo nie będzie cię szanował i się nie zaangażuje.


Kiedyś znajoma poszła do łóżka po pijaku z żonatym facetem, którego spotkała pierwszy raz wżyciu. Czyli mamy hedonizm i pogoń za seksem. Przyjechał do niej, do jej mieszkania na warszawskim Mokotowie kupionego na kredyt rzecz jasna. Przeleciał ją tak że się ściany trzęsły przy tej lampie i materacu z Ikeii. A później ona obudziła się o piątej z bólem istnienia. Pokręciła po mieszkaniu, obudziła go o szóstej i powiedziała: musisz już iść. Czyli mamy zasady i pragnienie wolności. Co on jej odpowiedział? Ale ja mieszkam w Piasecznie!


Wrócił więc na piechotę do tego swojego Piaseczna, do żony i dzieci a to pod Warszawą. I co? Zwariował dla niej. Bo go odrzuciła. I z całą pewnością, był od razu pełen szacunku.


Jeśli chodzi o nawiązanie znajomości między kobietą a mężczyzną są pewne standardy, które mimo lat się nie zmieniają. Jest żelazna trójca: Randka. Kolacja, Spacer. A jeżeli było miło dochodzi do tego punkt czwarty: buzi.


To owszem zaskakujące, że tak proste rzeczy przychodzą nam z takim trudem. Wysłać sms’a. Uśmiechnąć się. Powiedzieć: podobasz mi się. Jesteś piękna. Zadziwia mnie ile godzin ludzie potrafią spędzić na chodzeniu wokół telefonu, aby tylko zastanowić się czy warto kogoś zaprosić na spotkanie, z którego coś może wyjść a może nie.


Znam facetów, którzy są w stanie od ręki wyjaśnić na czym polega problem przesunięcia sofy Leo Mosera. Albo są milczącymi barczystymi, brunetami, którzy biegają po parku z psem i potrafią przy pomocy zapałek i kilku gwoździ naprawić dajmy na to silnik od fiata 126 p. Zadziwiającym trafem większość tych kolesi, kiedy przychodzi do spotkania twarzą w twarz z kobietą, która im się podoba pocą się i tracą 80 proc. intelektu.


Widzieliście kiedyś spoconego lisa albo królika na widok lisicy/królicy z którą chce zawrzeć bliższy kontakt?


Jakoś mi się kurwa nie wydaje.


Problemem większości mężczyzn jest strach i brak wyobraźni. Brak spontaniczności. Nieliczni potrafią zrobić tak jak mój kumpel, który przez godzinę ścigał swoją kobietę aby ją przeprosić. Dopadł ją w pociągu na dworcu Warszawa Centralna, minutę przed odjazdem. Wbił się do wagonu. Wręczył bukiet róż w przedziale i wysiadł na Zachodniej. Większość kobiet które mijał miała nadzieję, że te kwiaty będą dla niej.


Pewne gesty czynią różnicę. Nie oceniaj mnie swoimi kryteriami jeśli jesteś pełen strachu przed wyimaginowanymi konsekwencjami. Ale o tym też już wam pisałem.


Faceci często pytają mnie co działa na kobiety. I oczywiście są takie rzeczy.


Kobiety owszem są praktyczne, ale są też romantyczkami. Dlatego być może tak bardzo spodobała się im historia Ruskiej Blondyny aka Natalii w „Pokoleniu Ikea Kobiety”. Patrzyłem na nią przez okno w swoim mieszkaniu przez kilka tygodni. Ona wiedziała, że ją obserwuję. Pozowała. A później po jej urodzinowej imprezie kupiłem jej na Allegro biały szlafrok od Victoria’s Secret.


„Z kretyńskim różowym napisem z tyłu. Niestety, nie było bez napisów. Za to kończył się w połowie uda i miał spory dekolt. Dobrze ulokowane 50 dolców. Dołączyłem kartkę: Załóż, bo się przeziębisz. I wrzuciłem do jej skrzynki pocztowej.


Dwa dni później zobaczyłem Zimną Blondynę, jak ostentacyjnie wyjmuje z torebki lornetkę, kładzie ją na parapecie, a cycek niby to przypadkiem wyskakuje jej zza szlafroka. Tego, którego jej podesłałem, rzecz jasna.”


Wiem, że kobiety podnieca mężczyzna, który dobrze pachnie. Po prostu. Kobieta może wybaczyć facetowi że jest gruby. Ale nie wybaczy mu, że śmierdzi.


Kobiety lubią gdy mężczyzna nie jest skąpy. Gdy potrafi na pierwszym, drugim czy trzecim spotkaniu zapłacić za jej taksówkę do domu. Po prostu otworzy drzwi od strony kierowcy. Zapyta ile będzie kosztował kurs. Po czym wręczć kierowcy banknot z nadwyżką i powiedzieć: niech pan zawiezie panią tam gdzie ona prosi.


Kobiety lubią dostawać kosze kwiatów do pracy. Nie chodzi tutaj o badyle i płatki. W ten sposób daje się im coś więcej: zazdrość koleżanek. Każda z nich widząc jak ona idzie korytarzem ciągnąc ze sobą gigantyczny bukiet.


Wreszcie kobiety uwielbiają fuck eye kontakt. Patrzysz jej prosto w oczy. Uśmiechasz się do niej. Później patrzysz na jej usta. Później znów w oczy. Nie spuszczasz wzroku. Wytrzymujesz jeszcze chwilę. Aż do momentu. kiedy ona zacznie się czerwienić.


Tylko, w ogólnym rachunku to wszystko nie ma znaczenia.


Owszem 100 kwiatów do pracy, to piękne wspomnienia, może na lata. Ale faceta poznaje się po tym czy będzie przy Tobie kiedy wasze dziecko będzie miało 40 stopni gorączki.


Kiedy kobieta powie, że jest chora a on będzie tuż obok.


Kiedy wszystko w życiu się pierdoli, a on mówi: zaczynamy od początku.


14456488435_d53c870821_b Photo by Jan Fidler/CC Flickr.com


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 19, 2014 03:34

December 14, 2014

Dlaczego już nic się nie zmienia w twoim życiu? (dla mężczyzn)

Kiedy jesteś młody widzisz przed sobą setki drzwi. Każde z nich wydaje się łatwe do otworzenia. Każde daje nowe możliwości.


Możesz wszystko.


Życie ma być piękne. Nie wiesz jeszcze kim będziesz w przyszłości, ale czujesz, że będzie fajnie. Będzie dużo dobrej zabawy, przyjaciół, świetna praca, kariera sława i kasa.


Trzy S?


Seks.


Szmal


Sukces.


Miłość? Oczywiście, że będzie miłość. Taka jak w piosence, albo w filmie. Rysujesz plan w swojej wyobraźni. Ma być romantycznie. Mają być gwiazdy, ma być księżyc. Mają być długie, wilgotne pocałunki i rozmowy trwające do bladego świtu. Mają być spacery nocą po mieście i zaliczona każda brama.


Tyle, że życie w pewnym momencie przestaje być barwne. A później drzwi są tylko jedne; do ponurego biurowca w centrum miasta albo w mordorze.



Życie sprowadza się do schematu.


Jest praca.


Jest dom.


Wieczór przed telewizorem.


Weekend u teściów.


Wywiadówka w szkole, złe wyniki w nauce dzieci, które powoli zaczynają cię nienawidzić, browar z kumplami, którzy przestali cię rozumieć. Oni tkwią w swoim maraźmie. Ty tkwisz w swoim. Znacie się, ale już się nie znacie. Mówicie o samochodach, których już nie będziecie mieć. Czasami marzycie o kobietach, których wiecie, już ze nie będziecie mieć.


Patrzysz na osobę, która jest obok i wcale się nie dziwisz, że jest Tobą rozczarowana. Sam sobą jesteś rozczarowany.


Niedawno usłyszałem od kobiety: „miałam do wyboru trzech facetów. Jeden z nich dziś jest milionerem. Pewnie nie byłabym już jego żoną, ale byłabym za to bogatą rozwódką.”


Ona żałuje, że mając do wyboru kilku gości wybrała ciebie. 


Widzi co osiągnęli tamci. I porównuje.


Patrzysz w lustro. I powoli siebie nie lubisz.  


Dni mijają. I tak naprawdę nie ma już nadziei. Nie widzisz jej. Możesz sobie co najwyżej pograć na Playstation, zrobić tego grilla i skuć się do nieprzytomności.



Jednym z większych mitów jakie usiłują nam wepchnąć media jest to, że układ powinien być partnerski. To pierdolenie


Zawsze ktoś w związku ma większą siłę, tylko nie zawsze się do tego przyznaje. Mieć moc a jej nie użyć z szacunku dla drugiej osoby jest formą miłości. Ale do tego trzeba posiadać dojrzałość, której nie mamy.


Między kobietą a mężczyzną od początku trwa próba sił. Mentalna przepychanka. Ustalanie granic.


Kiedy kobieta jest zaś najbardziej rozczarowana? Gdy zmieniła faceta, tak jak chciała. Kiedy jej zakazy (nie puszczę cię na kosza z kumplami, bo zawsze wracasz pijany, przestań pitolić na tej gitarze, pies się denerwuje, marnujesz czas z tym samochodem) są już zawsze skuteczne.


Widzi wtedy na swojej dłoni takiego wykastrowanego eunucha. I gardzi nim.


Dostała to co chciała. I wcale się jej to nie spodobało. Więc nie mówi o co jej chodzi, tylko dorzuca mu drobne złośliwości, aby mu dopiec i go wkurwić. Z czystej złośliwości. Z czystej radości gnębienia.


A czasami kończy się tak, jak w przypadku pewnej kobiety która tłukła wściekle rękę pijanemu mężowi tłuczkiem do schabowych.  Tłukła tak długo, że zmiażdżyła mu wszystkie kości. A on o tym nie wiedział, bo był pijany.


Czysta, pierwotna nienawiść  



Mało kto mając 20, 30 lat wie co chce robić w życiu. Ja dochodziłem do tego całymi latami, próbując różnych rzeczy. I za dwudziestą, trzydziestą a może pięćdziesiątą próbą razem znalazłem swój spokój i dowiedziałem się czego ja chcę.


Związek jest po to aby wznosić, nie dołować. I nie mówię tu o stwarzaniu fałszywych złudzeń typu: możesz być najlepszy. Chodzi o słowo „spróbuj”. Chodzi o moment, kiedy ty jesteś już bliski rzucenia wszystkiego a ta druga osoba podchodzi do ciebie i mówi: zrób to jeszcze raz. Dla siebie.  


Związki są po to aby ta druga osoba nas wspierała i motywowała do tego, abyśmy byli lepsi. Abyśmy budowali swój świat, a nie pierdzieli w stołki. Bądź z kimś kto cię uskrzydla, a nie wiąże ci jaja w supeł.


Po prostu wstań i wyciągnij swoją, zakurzoną gitarę z szafy.  


2822267920_80357a9043_o


Photo by Stepan Radibog/CC Flickr.com 


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 14, 2014 10:07

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.