Piotr C.'s Blog, page 16
December 27, 2017
Co mężczyźni sądzą o wydumanych wymaganiach kobiet?
W 2013 roku zespół Mikromusic nagrał piosenkę pt. „Takiego chłopaka”. Cudownie pokazuje ona rozdwojenie jaźni współczesnych kobiet. Piosenka zaczyna się od:
Prześlij mi chłopaka
Nie wariata
Daj nie cwaniaka
Nie pajaca
Daj nie pijaka
Nie Polaka
Daj nie biedaka
A kończy na:
Prześlij mi chłopaka
Daj Polaka
Tak, chcę wariata
Chcę pijaka
Tak, daj siłacza
Daj brzydala
Tak, daj Polaka
Znaczy się, zaczynamy od: powinien być przystojny, inteligentny, zaradny oraz samodzielny (pod tą zbitką kobiety rozumieją, że powinien mieć pieniądze), oczywiście też dowcipny, ruszać biodrem jak Luis Fonsi. A później chuj. Tzn. wystarczy, żeby miał chuja. Jak gospodarka niedoboru za czasów PRL. Skoro nie ma kawioru, to może być kaszanka. Skoro nie ma kaszanki, to może być i kaszalot. Lepiej jakiś, niż żaden.
„Plany na wieczór: oglądanie fajnego filmu razem z moim facetem. Ktoś poleci mi jakiegoś fajnego faceta?”
Mężczyźni często pytają mnie o tajemny sposób, aby zostać Harrym Potterem wagin. Hokus, pokus, machasz swoją różdżką i wszystkie laski stoją przed tobą otworem.
To odpowiadam:
Żeby uwieść Polkę wystarczy zrobić jedną prostą rzecz. Olać ją i przyciągnąć. Dzień być miły, dwa dni nie odzywać się do niej w ogóle. A później powtórka. I jeszcze raz. Zerżnąć tak, że chodzić nie będzie mogła, zadumać się, popaść w melancholię, wypić pół butelki wódki albo lepiej whisky, powiedzieć wiersz, wytrzeć kutasa w firanę i wyjść.
Wtedy głupieją.
Że przesadzam? Tylko z alkoholem i rzadziej niż do niedawna.
Jak to wygląda od męskiej strony?
Pięć miesięcy temu napisałem część pierwszą tej notki (nie wiedząc rzecz jasna, że to będzie część pierwsza)
Jak ktoś chce skumać bardziej, o co w tym wszystkim chodzi, niech sobie ją przeczyta. Jak nie chce, to nie. Ale generalny wniosek z tego wpisu był taki, że jak chcesz sobie podporządkować laskę, tak żeby była na każde twoje skinienie, to trzeba trzymać ją na głodzie. Jeśli bowiem kobieta dostaje to, co chce, facet jest miły, uprzejmy, czuły troskliwy i na każde wezwanie, to jest najedzona i głupie myśli jej przychodzą do głowy. Dlaczego tak jest? Nikt tego na razie nie zbadał; widać grant był na to za niski. Ale uwierzcie mi na słowo.
‘Szary’ to pseudonim koleżki, który zrozumiał zasady tej gry.
Może jakaś dupa przeczyta jego historię i się otrząśnie. Choć nie. Wróć. Jak znam życie, przeczyta, pokiwa głową z przerażeniem i będzie robić jak do tej pory. No, ale na to, że ktoś mimo braku efektów ciągle chce napierdalać głową w ścianę, to ja jednak wpływu nie mam.
Szary lat ma 30 już skończone, chociaż z pyska wygląda ponoć na – góra – dwadzieścia pięć.
W skali od 1 do 10 uczciwie przyznaje sobie 6,5. Przy czym i tak 5 jest za wzrost. Radzi sobie nieźle. Robi to, co kocha i to za dobry piniądz. Z matką nie mieszka, chociaż dobrze się z nią trzyma i często ją odwiedza.
Cechy szczególne?
„ Jestem skończoną mendą, jeśli chodzi o kontakty z płcią piękną. W samym 2017 udało mi się zdradzić cztery dziewczyny – chociaż ja nie lubię określenia ‘zdrada’. Raczej określam to, jako ‘dynamiczną zmianę partnerki seksualnej’. Z tego, co opisuję dumny nie jestem, bardziej przerażony otaczającym mnie światem.”
Zdrada numer jeden: Ewa, lat 29.
Z wyglądu dobre 8/10, z małego miasteczka, księgowa w Wielkiej Warszawie. W domu się nie przelewało (albo i się przelewało, jeśli wziąć pod uwagę zainteresowania szanownego ojca bohaterki). Z koleżanką Ewą – Szary był przez pół roku w 2015. Chyba było miło, bo Ewa zapragnęła przedstawić go rodzinie, co oznaczało, że w tyle głowy widziała już przygotowania do ślubu (suknia była już przecież dawno wybrana).
On raz jeszcze ją wymłócił, powiedział, że razem nie będą, ubrał się i wyszedł. Historia miała swój happy end na odwrót. To znaczy, on jeszcze raz doszedł.
– Dwa lata później zaczęły mi jądra uciskać na mózg, a że zawsze ceniłem umiejętności oralno-analne Pani Ewy, to się do niej odezwałem. Nastąpił miesiąc młócenia i co? Jak tylko zaczęła wspominać o wspólnej przyszłości to przestałem się odzywać i zniknąłem z jej życia. Chcesz, Czarny, dobre zakończenie historii? Po pół roku znowu mnie jądra uciskają i jesteśmy ustawieni na przyszły tydzień… Próbowałem zrozumieć, dlaczego dostałem drugą szansę i zaraz będzie trzecia (a potem pewnie czwarta i piąta) i myślałem, że może chodzi tu o tzw. upward mobility opportunity. Dobra partia się trafiła, to dziewczyna się poświęci i da mi kolejne szanse – konkluduje Szary bezemocjonalnie.
Tymczasem na ringu pojawiła się pretendentka numer 2.
Zdrada numer dwa: pani Basia.
„Lat 27, wygląd taniej węgierskiej gwiazdy porno. Piersi D, dupa jak marzenie, twarz lekko kurewska.”
Pani Basia z zawodu jest architektem, dużo jeździ po świecie. Szary zna ją od wczesnej młodości. FB pokazał, że oboje wylądowali w podobnej okolicy w kraju daleko od Polski.
„Krótka gadka i Pani Basia jedzie 2h uberem, żeby wylądować w podrzędnym hotelu, dać się wymłócić dwa razy od tyłu. Rano bez słowa wyszedłem z pokoju i już do niego nie wróciłem. Do Pani Basi nie odezwałem się przez pół roku. Pewnego dnia chwyciłem za telefon i zaprosiłem ją do siebie na trzy dni. Zapowiedziałem, że przez te trzy dni tylko jej tyłek będzie młócony. Reakcja? Pani Basia wsiada w pociąg, jedzie do Wawy 4 godziny. Po trzech dniach odstawiam ją na dworzec z obolałym tyłkiem i znów się trzy miesiące nie odzywam. Po czym proponuję powtórkę i … Pani Basia przyjeżdża znowu!”
Przygody z Panią Basią były grane podczas związku z Panią Hanną.
Zdrada numer trzy: Hanna, lat 29.
Pani prawnik robiąca karierę i pieniądze w pewnej międzynarodowej korporacji prawniczej. Pani Hanna, jest ponoć dość zamożna z domu, dobrze wykształcona, oczytana, sportsmenka, wysoka, z mega nogami i dupą jak marzenie.
„W sumie partia dla mnie bardzo dobra, chociaż skill oralny słaby. No cóż, nikt nie jest idealny.”
Związek nawet układał się dobrze, ale pani Hani wpadł do głowy pomysł przeniesienia go na kolejny level. Chce, żeby Szary się do niej wprowadził. On się zapiera, jak byk prowadzony do rzeźni.
„Przyjeżdżam do niej, żeby jej w twarz powiedzieć, że nie chcę (raz próbowałem się zachować jak mężczyzna…), a ta nie przyjmuje do wiadomości, że nie chcę z nią być! Więc sięgam po koronny argument: zdradziłem cię z co najmniej trzema pannami! Reakcja? „To nic! Będzie nam razem dobrze! Zamieszkamy razem i się wszystko ułoży!” Nosz, kurwa!”
Zdrada numer cztery: Ola, lat 28.
Lat 28, ciemna karnacja, wielki cyc i dupa jak marzenie (jak widać, dla Szarego jest to ważny element).
Może trochę niska, ale za to wykształcona, może trochę bananowiec, ale z doktoratem, rodzice pracowali dużo, aby ona się mogła uczyć zgodnie z porzekadłem: za hajs matki baluj. Szary Olkę lubił, ba, nawet się nieco przyjaźnił, na tyle na ile oczywiście mężczyzna może się przyjaźnić z kobietą. Pewnego wieczora, kiedy noc była ciepła, spili się razem na imprezie, a później ona zaproponowała, aby on wszedł do niej na kawę, bo jak powszechnie wiadomo, kawę pije się o trzeciej nad ranem.
Szary aluzję zrozumiał i noc skończyła się „ostrym młóceniem”. A, i ciekawostka: Pani Ola miała w tym momencie narzeczonego, z którym była od pięciu lat.
Narzeczony podszedł w odstawkę. Nastąpiła faza na Szarego. Laska ostatnio zapytała go, czy ją kiedykolwiek zdradził. Zgodnie z prawdą odpowiedział, że a i owszem. Z trzema laskami.
– Efekt? Ola chce, żebyśmy w wakacje wzięli ślub! Nosz, kurwa, ponownie… Czy naprawdę w tym kraju jest tak słabo z mężczyznami, że dziewczyny muszą się chwytać jak oszalałe takiej mendy, jak ja? Jeszcze zrozumiałbym to, gdybym wyglądał jak… nie wiem?… Ryan Reynolds? Czy inny Gosling. Jeszcze żebym miał hajsu jak lodu czy apartament na Złotej. Jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że dziewczyna łapie się na miłą gadkę uroczego chłopca, z którym widzi, że może sobie życie ułożyć, ale, do jasnej ciasnej! – facet Cię zdradza i wiesz, że zdradzać będzie, ale i tak chcesz się z kimś takim wiązać? – dziwi się Szary.
Że opowieść Szarego brzmi jak „Żar alpejskich spódniczek”, bądź „Bawarskie przypadki Heidi”? Może. Ale jakoś jestem przekonany, że to prawda. Przekonało mnie zdanie: „To nic! Będzie nam razem dobrze! Zamieszkamy razem i się wszystko ułoży!” To tak kosmicznie głupie, że mogła to wypowiedzieć tylko kobieta. Czy Szary jest złamasem? Jak was znam, laski, to pewnie tak. Jest kosmicznym zjebem, prawda? Wy mi zawsze powiecie w komentarzach, o co chodzi. Jestem jak Jelonek Bambi, co poznaje świat, a Wy mi ten świat objaśniacie.
Ale nie. Nie jest. Jest czymś, co można określić, jako elastyczne dostosowanie się do rynku. Robi po prostu to, na co kobiety mu pozwalają.
Kobiety nie dostrzegają fajnych, normalnych kolesi
Szary na koniec swojego maila opisał mi historię, która jego zdaniem wyjaśnia ucisk jajników na mózg 30-letnich kobiet.
„Mój dobry kumpel mieszka sobie w pewnym ładnym, południowym, turystycznym mieście. Chłopak skończył dobre szkoły, hajs się na koncie zgadza, z dobrej rodziny, mówi płynnie w czterech językach, bo mieszkał w czterech fajnych krajach. Jaką ma wadę? No cóż, twarz raczej do remontu i to generalnego. Za to ma sześciopak!
Otóż kumplowi podoba się pewna nasza wspólna znajoma, powiedzmy Panna Wiola, która to dopiero co jest po traumatycznym rozstaniu. Miała pięknego narzeczonego, ponoć jak Tom Cruise, tylko wyższy, (swoją drogą to od Toma Cruisa każdy jest wyższy…) z mieszkaniem na Mokotowie. Wiola wraca sobie do domu któregoś dnia, a tam już jej rzeczy spakowane w worki na śmieci. Na pytanie ‘Dlaczego mnie zostawiasz?’ Tom Cruise odpowiada: ‘Bo mnie ciągniesz w dół’.
Wtem wkracza mój kumpel, cały na biało, zaprasza Wiolę na weekend do siebie. Wiola upiera się, że poleci tylko jeśli ja polecę z nią. Dlaczego? Bo nie chce, żeby mój kumpel się do niej przystawiał, więc ja mam lecieć jako przyzwoitka. Chuj… mówię, lecę, przynajmniej napiję się dobrego wina i najem owoców morza.
Panna Wiola przez cały wyjazd truła nam obu dupę, jak to ciężko jest znaleźć dobrego faceta i że chyba zawsze już będzie sama. Wiesz jak to wyglądało? Jakby głodujące dziecko w Afryce miało przed sobą dobrego burgera z sezonowanej wołowiny, z frytkami i sałatką, ale narzekało, że chce stek z kobe… W efekcie kumpel dał sobie spokój i aktualnie jest z jakąś dwudziestolatką, która będzie miała życie jak księżniczka.”
I przyznaję, że teza ‘kobiety pojebało ze swymi wygórowanymi oczekiwaniami, chcą niemożliwego, a nie widzą fajnych gości pod nosem’ jest atrakcyjna. Taka na sześć tysięcy lajków. Ale ja się z nią nie zgadzam. Szary nie rozumie (albo strzela głupa), że panna Wiola chciała się grzmocić z nim. Że nie była gotowa na żadne związki, bo jeszcze nie ogarnęła się po ostatnim.
Że proponowanie lasce, która naoglądała się Chrisa Hemsworth’a, która naoglądała się Greya i facetów z naganiaczem o średnicy słoika po ogórkach, która chce ognia i to takiego, żeby dach spłonął a jej oferują sympatycznego Rysia z księgowości, który lubi mielone a ostatnio coś rozpalił podpalając grilla na działce u rodziców jakoś nie mieści się koleżance w wideoklipie. Mimo, że Szaremu mieści.
Że kobiety nie chcą rezygnować ze swoich marzeń, bo nikt nie chce rezygnować ze swoich marzeń.
Że mężczyźni z punktu widzenia kobiet dzielą się na dwa rodzaje. Tych, których da się kontrolować i tych, których kontrolować się nie da. Tych, których da się ograniczać (po kawałku oddają to, kim są, po kawałku rezygnują z części swojego życia) i tych, których ograniczać się nie da.
I na pierwszych reagują w sposób przemyślany. Że to dobry kandydat. Racjonalny. Jak Skoda Octavia w kombi i z LPG. No, wygląda może w chuj nudno, pełno tego na ulicy, ale ergonomia dobra i pakowny jest. Na drugich reagują wilgocią w mózgu i między udami. Nie liczy się jutro.
Pierwsi są obojętni. Drudzy sprawiają, że boli. Kobiety lubią jak boli, bo wtedy czują, że żyją.
A Wiola nie chce ani burgera ani jeździć kombi. Ona chce brrrum, brrrum i ścinania zakrętów tak, że słychać tylko jęczenie i piski. I nic jej nie przekona. Ona to wszystko o czym pisze Szary rozumie. Jej dupa nie.
O co chodzi w związku?
Problem w tym wszystkim jest taki, że kobiety uważają również, że taki nieustający emocjonalny haj (góra, dół, podłoga, uda, stół) jest do utrzymania długotermionowo. Że skończy się to ślubem i dalej związek będzie miał temperaturę lawy. Toteż odpowiem tak: ja też brałem narkotyki, ale najdłużej mnie to trzymało do jakiejś godziny 17. Później był zjazd i szedłem spać.
Wszystko ulega erozji. Pożądanie się szybko wypala. Gorący romans jest kategorią krótkotermionową. Jest jak święta. Szybko mija, zostaje nadwaga i wyrzuty sumienia.
Ci, którzy sprawiają ból, są niebezpieczni. A w związku (być może jestem w błędzie, ale chcę w to wierzyć) chodzi o poczucie bezpieczeństwa i o oparcie. Bezpieczeństwo buduje pewność siebie. Mężczyźni, którzy mają kobietę w dupie, jej pewność siebie niszczą. Bo ona cały czas zastanawia się, co w niej jest nie tak, skoro jest fajna, a on jej nie chce.
Ale mężczyźni tacy jak Szary (nic nie mam do Ciebie, chłopaku) też mają przejebane. Są seksualnie dowartościowani tą paradą dup, która wygina się i przegina, mówiąc: ‘krótko, szybciej, mocniej, już’. Ale są półmartwi. Bo ich nie interesują kobiety. Ich interesują otwory. A nie to co one mogą mieć do powiedzenia, bo jak powszechnie wiadomo, dziurę się zatyka a jak ktoś z dziurą rozmawia to ani chybi skończy w psychiatryku.
Tymczasem nie ma nic fajniejszego, niż otwarcie pogadać z kobietą, która zrywa z siebie te wszystkie pancerze i staje przed tobą bezbronna, licząc, że jej nie skrzywdzisz. I kiedy ty swój pancerz też zrzucasz dla niej. Nie mówiąc już o tym, że seks jest wtedy zupełnie inny.
Owszem, zgadzam się, to wszystko jest bardzo popierdolone, a ludzie coraz bardziej samotni. Jedni i drudzy żyją jakimś złudzeniem, czekając na wielką miłość, która pociągnie ich, jak teledysk Justina Biebera, jak kłąb różowej waty cukrowej, jak mem, w którym zawsze wszyscy są wierni, nikt nie kłamie, a dookoła jest pełno porządnych facetów, cały czas starających się o swoją kobietę i zabierających ją na niespodziewane randki. Rzeczywistość zawsze będzie jakimś rozczarowaniem.
Bo mężczyźni i kobiety się nawzajem przyciągają i odpychają jednocześnie.
Bo miłość to takie uczucie, w którym zawsze ktoś będzie miał przewagę, w którym jednej osobie będzie zależeć bardziej, a drugiej mniej. A później może nastąpi zmiana.
Bo miłość często znajduje się niedaleko nienawiści. Bo kiedy kogoś kochasz, to myślisz o nim cały czas. Kiedy kogoś nienawidzisz, to myślisz o nim cały czas.
Bo miłość się wypala.
Kiedy związek jest udany? Jeśli ta druga osoba jest twoim przyjacielem. Jeśli ją cały czas szanujesz. Jeśli ci imponuje. I jeśli chcesz mieć z nią dzieci i się zestarzeć.
Reszta to bajki. Choć ładnie się je ogląda i fajnie słucha.
[image error] Photo by Elijah O’Donell on Unsplash
December 22, 2017
Kiedy ostatnio powiedziałeś komuś „Miłego dnia”?
Jechałem trasą Łazienkowską, która rozpruwa Warszawę na pół jak blizna brzuch, po operacji wyrostka robaczkowego. ‘Jechałem’ to za dużo powiedziane. Pełzłem metr za metrem stojąc w jednym wielkim niekończącym się jebanym korku. I byłem już nieco zdenerwowany.
Oki. Kłamię. Przecież wszyscy należymy do jednej partii. Polska Partia Wkurwionych na Wszystko. Byłem więc wkurwiony jak żbik, którego ktoś wziął na kanał i uderzył młotkiem w jaja żeby szybciej biegał. Za dużo kawy. Za dużo stresu.
W pewnym momencie chciałem zjechać na prawy pas, aby pojechać prosto. I facet, który stał na tym prawym pasie nie chciał mnie tam wpuścić. Pod głupim zresztą pretekstem, że szybciej dotrze do celu. Po chwili staliśmy już pośrodku tego korka i darliśmy na siebie ryje. Jeszcze 30 sekund i doszłoby do regularnego mordobicia.
Wsiadłem do samochodu ciągle zły i wtedy dopadła mnie refleksja (miałem na nią zresztą hektar czasu, bo w korku siedziałem jeszcze ze dwadzieścia minut). Że, po pierwsze, dobrze się to skończyło, bo ani chybi dostałbym wpierdol. Facet był ode mnie wyższy o pół głowy, a cięższy o jakieś 30 kilo i widać było, że jego podstawową rozrywką było oglądanie na dobranoc bajki: „Lolek i anabolek”. I że zachowałem się jak debil. Bo co osiągnąłem? Karma to podła suka, na gówno odpowiada gównem. Na uprzejmość zaś spokojem. Kiedy jesteś na drodze miły dla innych, większość z nich jest miła również dla ciebie. Ty czujesz się dobrze, oni czują się dobrze. Masz w sobie zen. Nic cię nie wytrąca z równowagi. Korek to okazja, aby podkręcić muzykę w samochodzie i pomyśleć o czymś miłym.
O dużych, białych piersiach pod obcisłą koszulką. Bez stanika, które poruszają się w rytm kroków.
Albo pizzy z ostrym salami i dużą ilością sera.
Albo o najbliższym spotkaniu z kumplami. Gdzie wchodzisz, witasz się i wszystko jest gotowe, na białym obrusie stoi flaszka zmrożonej wódki.
Albo o tym jak Polacy kochają przeszłość, nienawidzą teraźniejszości i boją się przyszłości.
Szczęście to cyfra siedem
Na przełomie lat 80 i 90 naukowcy w USA zrobili wielkie badanie na temat szczęścia.
Rozdali ludziom pagery (jeśli nie wiesz co to pager, to ktoś z komentujących na pewno wyjaśni) i w dowolnych porach wysyłali im sygnał, że mają siąść na dupie i napisać na ile w skali od 1 do 10 są szczęśliwi w danym momencie i z jakiego powodu. No i zaczęli czytać te informacje od setek ludzi i trochę kopary im opadły. Bo większość wskazań wynosiła: siedem. Nawet, jeśli stało się coś mega chujowego, ktoś umarł, ktoś złamał nogę, chłopak zerwał z laską, laska zerwała z chłopakiem, na pewien czas odpowiedzi lądowały w granicach 2- 5, a później znowu było co?
Siedem.
No, oczywiście, zdarzały się nieliczne chwile, kiedy skala szła w górę. Śluby. Narodziny dzieci. ‘Dostałem wykurwistą podwyżkę’, ‘Zamawiam w barze pierwszą whisky, a za mniej więcej pół godziny dwie piękne kobiety zajmą się moją gałą’. OSIEM.
(Tak szczerze mówiąc, to seks w trójkącie przypomina sytuację, kiedy dwa samochody podjeżdżają na stacji paliw do jednego dystrybutora. Nikt porządnie nie zatankuje, a wszyscy się wkurwiają, że jest kolejka).
Ciekawe czy jak ktoś wygra w Lotto to czuje się szczęśliwy już na 10? Przez dwa dni pewnie tak. Choć są też tacy ludzie, jak mój dobry przyjaciel, który – jak go znam – tylko by się skrzywił nieznacznie i powiedział: CZTERY. No, cztery i pół. Przecież mogłem wygrać więcej. Podesłałem mu kilka dni temu kawałek Eda Sheerana i Eminema. Napisałem, że mi się podoba. Odpisał: „Znaczy – ten bezideowy, nagrany dla kasy, fusion kawałek?? heheszki spleśniałem wewnętrznie”
To swoje „siedem” można jednak w banalny sposób podpompować do ośmiu, a nawet więcej… A teraz uwaga!, uwaga!, rozbieram się do naga!
Atak zombie, zombie rządzi
Jechałem ostatnio rano autobusem. Jak siedzą ludzie w autobusie? Jak stado pieprzonych zombie. Łeb przechylony, plecy zgarbione, oczy wytrzeszczone, w łapie telefon. W dzisiejszych czasach, gdy ktoś patrzy ci bezpośrednio w oczy i nie ma telefonu, to najprawdopodobniej znaczy, że chce ci zabrać twój. Ewentualnie chce dostać od ciebie pieniądze. Potencjalnie warto też zwrócić uwagę, czy nie ma ze sobą harmonii. Bo jeśli ma i gra, to znaczy, że za chwilę też zacznie domagać się kasy.
Teraz rano jest mrocznie. Chujowo. Pizga. A co robią ludzie? Jedyne, co ich oświetla to zimna poświata telefonów. Większość lasek ma jeszcze na uszach słuchawki. Zombie następnie wysiadają z autobusu/tramwaju. Cud, jak się przy tym nie wypierdolą. Bo to trudne, iść w szpilkach, słuchawkach, nie patrzeć pod nogi i cały czas lampić się w telefon.
Ponieważ jestem stary i w życiu nie przypuszczałem, że dożyję podobnego wieku, powiem wam z doświadczenia, że nie ma nic fajniejszego niż moment, kiedy uśmiechniesz się do fajnej dziewczyny w autobusie i ona uśmiechnie się z powrotem do ciebie. I tu nie chodzi o randkę czy seks (choć, rzecz jasna, byłoby miło).
Mój kumpel, architekt, lata temu zaczepił w autobusie linii 185 pewną brunetkę i jechał z nią tym autobusem z Ursynowa na Żoliborz. Historia jest piękna, a ona była prze-piękna.
Zobaczył ją i po prostu umarł. Dosiadł się od razu i powiedział, że nie wie co powiedzieć (nie wiedział), że nigdy nie robił czegoś podobnego (nie robił), że nie wie czy ma chłopaka (nie miała), ale on właśnie zobaczył kobietę, którą go powaliła na kolana (czyli ją). I jak ma właściwie na imię? Siedział w tym autobusie ponad godzinę, mimo że powinien wysiąść po 10 minutach.
Siedział i rozmawiał.
A ona rozmawiała z nim.
Wysiedli na placu Wilsona i poszli do kawiarni. I tak rozmawiają dalej od jakichś 10 lat. Później, kiedy już byli razem ona wyznała mu, że to miały być trzy przystanki.
Jak walczyć z samotnością
Ludzie boją się śmierci. Od śmierci dużo gorsza jest jednak samotność. Bo na śmierć nie mamy wpływu. A z samotnością to jest tak, że cały czas człowiek pyta: dlaczego? Co robię źle???
A jednak sami w tę samotność się wbijamy. Unikamy kontaktu z prawdziwymi ludźmi, wybierając ich w złagodzonej, nieprawdziwej, internetowej wersji. Jak coś ten schemat przełamie to jesteśmy w szoku.
Ostatnio napisała do mnie Klaudia, która należy do gatunku tych kobiet, dla których mężczyźni robią wszystko: sportowe samochody, szyte u krawca garnitury, markowe zegarki oraz fluid na twarzy. Weszła do metra, oczywiście słuchawki na uszach. Siedzi, ale coś jej niewygodnie. Patrzy szerzej, poza ramkę bezramkowego telefonu. Siadła dupą, na kurtce starszego pana. Uśmiecha się do niego, świat zastyga na moment, mówi ‘Przepraszam’. A to ‘przepraszam’, jest dość doniosłe, bo zwyczajnie nie słyszy sama siebie. Pan uśmiecha się w rewanżu, mówi, że nie ma sprawy, że jedzie ze swoją żoną.
Pan dalej zagaduje, ona zdejmuje więc słuchawki i uprzejmie się uśmiecha, oczekując jakiegoś nudziarza. Pan jednak ma do siebie ogromny dystans. Mówi, że koszula, która leżała kiedyś świetnie, dziś wygląda jak prześcieradło, bo przytył. Uśmiecha się zrelaksowany. Pogodzony z życiem. Mówi, że dziś wygląd, seks i pieniądze są najistotniejsze. Szkoda, ze ludzie dziś są tacy samotni. Nie uważa Pani? Pani też tak uważa.
Pan mówi, że jest starej daty i u niego słowo droższe od pieniędzy. Ale świat poszedł naprzód, tylko kierunki mu się popierdoliły. Ona w końcu wstała, uśmiechnęła się jeszcze raz i powiedziała: ‘Miłego dnia’. I to był jej najlepszy początek dnia od bardzo dawna.
I dlaczego? Czy wydarzyło się coś szczególnego? Kurwa, nie! Po prostu porozmawiała przez chwilę z prawdziwym człowiekiem, którego wcześniej nie znała!
Kiedy ostatnio zrobiłeś coś podobnego?
Od mniej więcej roku mówię obcym ludziom ‘Miłego dnia’. Najczęściej w windach 90 proc. z nich się do mnie uśmiecha. Jest wiele drobnych rzeczy, którymi możemy zmienić czyjś świat. I swój świat jednocześnie.
„Wystarczy uśmiech wysłany o 6.30
Kupienie komuś kilku bułek.
Telefon do dawno nie widzianej przyjaciółki.
Powiedzieć komuś: „Jestem z Tobą, wierzę w Ciebie.”
Zapytać: ” Jak mogę Ci pomóc?”
Powiedzieć mamie: ” Kocham Cię, dziękuję.”
Dołożyć komuś 2 zł do biletu, przepuścić w kolejce, sięgnąć staruszce po coś na górnej półce, sprawdzić cenę.
Pomóc zagubionemu w obcym mieście.
Przytulić kogoś, aby mógł się rozpłakać.
Kupić rano swojej kobiecie tabletki przeciwbólowe i tak samo zrobić ukochanemu jego ulubione danie.
Na imprezie odstawić nieznajomą osobę do taksówki.
Mieć czas dla kogoś, kto tęskni, nawet przez pół godziny.
Powiedzieć ukochanej: „Pięknie wyglądasz”, albo lepiej – ” Jak Ty dobrze parkujesz!”
Każdego dnia mamy KILKADZIESIĄT możliwości żeby zrobić coś dobrego. Dla nas to błahostka, komuś innemu może zmienić wszystko. Więc każdy z nas może codziennie uszczęśliwić ponad 20 osób. Ewentualnie pomóc uniknąć złego. W skali roku daje 7300 (!!!!!) To sporo.
Dlaczego tak rzadko to robimy? Rozejrzyjmy się wokół siebie, a świat będzie lepszy.”
– Kinga – listy do Czarnego na pokolenieikea.com
Ja miałem taki okres w życiu, kiedy czułem się niewystarczająco fajny. Rozmawiałem z ludźmi, uśmiechałem się do ludzi, wyglądałem na bardzo wyluzowanego w relacjach z nimi, ale w sumie to się ich bałem. A czasami nienawidziłem. Prowadziłem długie dysputy, w których riposta leciała za ripostą, ale tak naprawdę nikt ze sobą nie rozmawiał, wszyscy tylko się popisywali. Gdy ktoś mnie pyta, dlaczego mi to przeszło, odpowiadam, że ciągle mam takie momenty, kiedy uwielbiam ludzi i ciągle mam takie momenty, gdy chcę iść do swojego przytulnego pancerza, wziąć do ręki granatnik przeciwpancerny, odbezpieczyć broń i napierdalać dookoła.
Cały czas przy tym współczuję tym, którzy mają styczność ze mną dłużej niż sześć godzin na dobę. Do tego momentu, rzecz jasna, zachowuję jakieś pozory. Wiem więc doskonale, że jedną z najtrudniejszych rzeczy w naszym kraju jest szczerze powiedzieć to, co się myśli dobrego o drugiej osobie.
Do dopierdalania to są zawsze chętni.
Jak się nazywa coś takiego na „e” kiedy ludzie się spotykają i jest miło? Tak, erekcja też. Ale generalnie chodzi mi o empatię. Stoję sobie w sklepie, wiecie jak jest w sklepach przed świętami, i słyszę jak jakiś kolo w garniturze w moim wieku, co nie widzi sensu w życiu, więc uważa, że znalazł go w pieniądzach, mówi do kobiety, która siedzi za kasą: „Co się pani tak wolno rusza? Trzeba było się uczyć, to by pani tu nie skończyła.” Kasjerka posiniała, ale nie powiedziała nic. Była w pracy.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, jeden młody koleżka w zbyt dużej bluzie, żując gumę spojrzał na gościa w garniturze, jak krowa na pociąg i wypalił: „Niby miasto, a świnie luzem chodzą”. Kolejka zarechotała. Garnitur posiniał, a wszystkim jakby przestało się spieszyć.
Pomyślałem, że matka i ojciec tego młodego człowieka zrobili dobrą robotę. Bo dzieci muszą się nauczyć szacunku dla ludzi, którzy różnią się tylko tym, że za swoją pracę dostają mniej hajsu.
Z jednej strony są ludzie i z drugiej strony są ludzie. I jedni i drudzy, kiedy ich dostrzeżesz, potrafią cię zaskoczyć.
Te wszystkie rzeczy, uśmiech, krótka rozmowa z nieznajomym, dotknięcie kogoś w geście sympatii, powiedzenie: „Fajny masz tyłek” sprawiają, że nasze życie jest… Nie wiem, pełniejsze? Stajemy się odważniejsi. Mamy szansę na coś nowego.
Jesteśmy stworzeni do tego, aby wchodzić w interakcje z innymi. Aby śmiać się tak beztrosko, że masz wrażenie, że za chwilę zsikasz się w gacie.
Niech będzie, że jestem naiwniakiem. Ale pozwólcie mi nim być. Bo w to wierzę.
Kimkolwiek jesteś, życzę Ci miłego dnia.
[image error]
Photo by Anthony Intraversato on Unsplash
November 30, 2017
Czy mając siedem lat byłbyś zadowolny z tego, kim stałeś się dzisiaj?
Była środa, o której mój przyjaciel mówi „środa – dzień loda”. 1 listopada. W sumie nie ma się z czego cieszyć. Rozpoczęcie sezonu na zimno i pada. Rozpoczęcie sezonu, na wszyscy cię wkurwiają. Podszedłem do stołu, który udawał bar, nalałem sobie przyzwoitą porcję czegoś starego i dobrego, o nazwie A niech to wszystko spierdala. Po czym dolałem sobie jeszcze odrobinę. I postanowiłem, że zostanę jeszcze pół godziny zanim się stąd zwinę. Nie jest to może najlepszy sposób na zawiązywanie znajomości, ale ja nie chciałem tego dnia zawiązywać znajomości.
Dookoła były bardzo ładnie zrobione kobiety. I bardzo przystojni mężczyźni w białych koszulach.
Często oglądam ich na Facebooku.
Są bardzo dobrze wykształceni.
Biegają.
Dobrze się odżywiają.
Odwiedzają różne kraje.
Robią sobie zdjęcia w restauracjach.
Z psem. Z kotem. Z pieprzoną lamą. Z dziubkiem. No i zawsze z kawą i ciastkiem. Że relaks i zen.
Tak patrzyłem i, kurwa, szczerze im zazdrościłem. Też bym tak chciał. Bo ja się często szarpię i robię pięćset rzeczy na raz. Pracuję, piszę, pracuję, później gdzieś jadę i cholernie ciężko mi na tym wyjeździe zapomnieć o pracy lub o pisaniu. I przeważnie biorę ze sobą komputer.
Wybiła północ i nagle makijaż spłynął, w czym pomógł przemysłowy przerób alkoholu. To jest TEN moment na imprezach.
Wódę lejąc w gardło by ukoić żal.
Dziesięć minut później ktoś zaczyna rzygać, a ludzie zaczynają się zwierzać. I nagle okazało się, że ci idealni ludzie, w dobrze dobranych ubraniach, są nieszczęśliwi.
Bo kredyt.
Bo facet chuja warty i zdradza.
Bo razem, a jednak osobno.
Bo czasu na nic nie ma.
Bo samotność.
Bo ciężko wstać rano.
Bo ciężko im dalej uprawiać ten schemat. 45 minut dojazdu do pracy, 8 albo 10 godzin w firmie, później 45 minut powrotu. I następnego dnia to samo. A w weekend picie.
Bo robią rzeczy, które już ich dawno znudziły i robią je tylko dla pieniędzy.
Co, i w którym momencie się zjebało?
Jakiś czas temu załapałem (ja czasami wolno myślę i generalnie mam mnóstwo wad), że można w prosty sposób sprawdzić, co się chce robić w życiu. Wystarczy zadać sobie pytanie, jakiej rzeczy mógłbyś/mogłabyś nauczyć innych? Co potrafisz? To twój dar. To jest to, co prawdopodobnie lubisz, bo osiągnęłaś/osiągnąłeś w tym wysoki poziom.
Dajmy na to moim celem jest inspirować ludzi do zastanowienia się nad sobą i swoim życiem. Po to piszę bloga. Po to piszę książki.
Można też w prosty sposób sprawdzić, czy moje/twoje życie jest ok. Wystarczy zadać sobie pytanie: czy mając siedem lat byłbyś zadowolony z tego, kim stałeś się dzisiaj? Co ten siedmiolatek powiedziałby dzisiaj o tobie? Co powiedział(a)byś widząc siebie jako 17 – latek/ka?
Dlaczego wtedy byłeś szczęśliwy a teraz już nie? Kiedy to się skończyło? Kto to zajebał?
Żyjemy w czasach instant gratification. Chcesz dostać wszystko od razu. Nie masz cierpliwości ani czasu by czekać. Jak na zakupach. Idziesz, dopamina wali w mózg (właśnie teraz, kiedy wszystko dopiero się zaczyna, kiedy dopiero czekasz na spełnienie). Pakujesz do koszyka, bach, bach, karta, rachunek, debet, sajonara.
Nie musisz iść na randkę, aby mieć orgazm. Dostaniesz go przy komputerze. Nie musisz rozmawiać z kobietą, wystarczy wysłać jej swojego wacka, aby ci dała. To takie sterydy dla mózgu. Niby rośniesz szybko. Niby wyglądasz. A czujesz, że to nie jest prawdziwe. Że to plastik. Niby jest seks, ale bez uczucia. Niby są kolejne osoby obok ciebie, ale właściwie nic nie wnoszą. Niby są zakupy, ale w chałupie rośnie tylko sterta rzeczy, których nigdy na siebie nie założysz, leżą w szafie, nie mają nawet zdjętych metek.
Żyjemy w świecie, w którym jest coraz więcej opcji. Chcesz kupić telewizor? Masz ich 300 do wyboru. Ser? 150 rodzajów sera w gablocie.
Poszedłem ostatnio na hamburgera. Idę i widzę menu: burger z wołowiną i pesto oraz jajkiem, burger z boczkiem i whisky, burger z jalapenio, burger z kozim serem, burger z makrelą, burger z mango, burger z kurczakiem. Ochujeć można. A ja chciałem po prostu opierdolić kawał wołowiny w bułce z serem i frytki. I złapałem się na tym, że teraz przez trzy godziny będę się zastanawiał co straciłem. Bo przecież można było zamówić coś innego, spróbować czegoś nowego. Czegoś, czego jeszcze nie miałem.
To samo jest ze związkami. Wybrałam tego. Ale czy zrobiłam dobrze? A może jest jakiś fajniejszy? Z paskami na dupie i na białym jednorożcu? Tyle się tego kręci dookoła.
I wtedy pojawia się dół. Uczucie żalu i straty. Gorycz, którą maskuje się uśmiechem. I zdjęciami na Facebooku.
Opowiem ci trzy rzeczy, które mnie zmieniły
Ja w swoim życiu czytałem naprawdę dużo o tym, jak żyć pełniej. Jak żyć lepiej. Oglądałem filmy na You Tubie. Oglądałem prezentacje na TedX. Słuchałem nawet specjalistów od coachingu, chociaż to nie jest najlepszy przykład, bo po tym można dostać mentalnej sraczki. Albo może po prostu do tego nie dorosłem.
I w pewnym momencie mnie olśniło, jak wtedy, kiedy załapałem, że Robert Baratheon to Fred Flinstone.
Rzecz pierwsza żeby zacząć żyć lepiej trzeba się nauczyć używać dwóch słów
Bardzo prostych.
Gwarantuję, że każdy je zna. Te słowa to:
„JEBAĆ TO”.
Ludzie starają się zaimponować innym ludziom, którzy mają ich centralnie w dupie. Po co? Czy trzymałbyś w domu psa, który cię cały czas gryzie?
Wystarczy powiedzieć: jebać to. Koniec. Albo ktoś się cieszy, że cię zna, że utrzymuje z tobą kontakty albo niech spierdala. Jeśli chcesz aby wszyscy cię lubili zacznij sprzedawać lody.
Ta zasada idzie dalej.
Ludzie starają się zapanować nad wszystkim, bo uważają, że na tym polega dorosłość. Ni chuja. Nie da rady. Kobiety mają problem z zapanowaniem nawet nad swoją torebką a co mówić o wszechświecie. Ale ponieważ jestem już stary, wiem, że większość rzeczy, która teraz wydaje się nam tragedią, za tydzień, bądź miesiąc, będzie bez znaczenia. A jeśli ciągle cię będą dotyczyć, to zazwyczaj znaczy, że nie masz na nie wpływu. Więc owszem, możesz się nimi martwić, ale możesz też powiedzieć „jebać to”. I iść dalej.
Zmieniaj to co zmienić można. Jak w mojej historii na początku. Popełniłem błąd. Poszedłem na imprezę, na którą nie chciałem iść. Poszedłem na nią, bo czułem się zobowiązany. I zostałem na niej, mimo, że widziałem, że jest chujowa. Mimo, że tak naprawdę chciałem obejrzeć serial. A wystarczyło w odpowiednim momencie powiedzieć : „Nie, dzięki. Nie mogę. Mam inne plany. Innym razem.” Dlaczego mam się czuć winny z tego powodu, że chcę żyć po swojemu?
Rzecz druga: szczerość względem innych buduje relacje. Budzi szacunek.
Sytuacja 1. Mężczyzna podchodzi do kobiety i mówi: „Zakochałem się w tobie. Chcę byś była matką moich dzieci.” Co myśli? „Z chęcią bym cię wyruchał”.
Sytuacja 2. Mężczyzna podchodzi do kobiety i mówi: „Jesteś absolutnie przepiękna, odpadłem na twój widok, chciałbym cię lepiej poznać, bo uważam, że warto. Jestem naprawdę miłym gościem”. Co myśli? „Jesteś absolutnie przepiękna, odpadłem na twój widok, chciałbym cię lepiej poznać, bo uważam, że warto. Jestem naprawdę miłym gościem.”
Co czuje kobieta w pierwszym przypadku? Jeśli jest głupia to wierzy, a później dostaje po dupie. Jeśli jest mądra to nie ufa takiemu pacjentowi, bo wie, że jej ściemnia. Ludzie potwornie, strasznie, nie lubią czuć się wykorzystani. Nie lubią czuć się oszukani. Jeśli facet mówi „kocham”, a ma na myśli „wyrucham” to jest po prostu złamasem. To ten sam typ, który wydyma cię w interesach. To ten sam typ, który nadużyje twojej przyjaźni. Od takich zawodników trzeba trzymać się z daleka.
Rzecz trzecia: słuchaj ludzi
Żyje się może samotnie, ale trzeba mieć ludzi, przy których można odpocząć. Nazwijcie mnie idiotą, ale moim zdaniem szczęście dają relacje. Tyle, że teraz te relacje między ludźmi coraz częściej sprowadzają się do oglądania błękitnych ekranów telefonów. Dostajesz wiadomość i czujesz chwilowe szczęście. Dostajesz lajka i twoja satysfakcja na moment idzie w górę. To znowu dopamina.
Co robisz kiedy się denerwujesz? Idziesz po butelkę, sięgasz po telefon, a najczęściej łączysz jedno z drugim. Alkohol i internet pozwalają walczyć z niepewnością. Z odrzuceniem. Tu wszystko jest łatwiejsze.
Wstajesz rano i zanim się odlejesz robisz co? Sprawdzasz telefon. Bo jakbyś tego nie zrobił kondory w Peru przestałyby srać.
I oczywiście nie ma nic złego w tym, że wysyłasz wiadomość do swoich przyjaciół przez fejsa. Chujowe jest, kiedy spotykacie się razem i wszyscy siedzicie w telefonach, bo nie potraficie rozmawiać normalnie. Chujowe jest, gdy spotykasz się z dziewczyną/facetem i lecisz skryptami jak ankieter na infolinii, bo nie jesteś w stanie rozmawiać.
Telefon jest narzędziem, jak młotek. Ale jeśli chodzisz cały czas z młotkiem w dłoni to znaczy, że albo zatrudniłeś się na budowie, albo z deczka cię pojebało.
Ostatnio słuchałem teoretyka zarządzania Simona Sinka, który pytał co jest największym wyrazem skupienia w dzisiejszych czasach? Co jest gestem świadczącym o tym, że kogoś słuchasz, że jest dla ciebie ważny? To… odłożenie telefonu, kiedy z kimś rozmawiasz.
Ostatnio wprowadziłem z kumplami pewną regułę na czas spotkań: na początku zbieramy telefony. Idą w kąt i nagle wszyscy ze sobą rozmawiają. Nagle wszyscy są skupieni na innych.
Przestałem zasypiać z komórką. Przestałem się z nią budzić. I wiesz co? Kawa smakuje zupełnie inaczej, kiedy patrzy się rano przez okno na świat. Dzisiaj u mnie rano padał śnieg. A u ciebie?
Nigdy nie jest za późno, aby wrócić do łóżka
Tak naprawdę ciągle jesteśmy dziećmi, które gdzieś tam błądzą, mają lepsze ciuchy niż w młodości, lepszy model telefonu i kiedy jest smutno możemy pić wino.
Dorosłość zaczyna się od zrozumienia, że nie ma apki na miłość.
Nie ma apki na udany związek.
Nie ma apki na udane życie.
Nikt za nas tego nie załatwi.
Dostaję wiele listów w których ludzie piszą: chcę zmienić swoje życie, mój facet to chuj i mnie nie szanuje. Doradź coś. Spraw cud.
Hokus, kurwa pokus. Lepiej? Nie sądzę.
Ludziom wydaje się, że wszystko w życiu następuje nagle. Że to jest błysk. Że nagle ich życie się pierdoli, albo, że nagle robi się cudowne. Tymczasem jedno i drugie jest procesem. Trzeba zazwyczaj sporo czasu, aby zjebać coś dokumentnie i jeszcze więcej czasu, aby coś wyprostować.
Przypomnij sobie największą miłość swojego życia. Masz to? Taką, za którą dałabyś wszystko. Taką, która ciągle jest w twoich wnętrznościach. Taką, która nadal gdzieś tam się odbija w mózgu, kiedy widzisz ją gdzieś przypadkiem na Fejsie. (Jeśli jesteś mądry, dalej jest przy tobie!) Pamiętasz ten moment, kiedy się w nim/w niej zakochałeś/zakochałaś? Nie. Nie da się dokładnie powiedzieć, kiedy to było. Nie, kiedy ją spotkałeś to nie była miłość. Oczywiście stanął ci, ale to jeszcze trochę za mało, aby to powiedzieć.
Z miłością jest trochę tak jak z chodzeniem na siłownię. Zapierdalasz jak dziki reks, wracasz do domu, rozbierasz się przed lustrem i widzisz co? Gówno. Następnego dnia jest to samo. I następnego też. Możesz ćwiczyć siedem godzin pod rząd i okaże się, że właśnie zmarnowałaś/eś siedem godzin swojego życia, dźwigając jakieś ciężary.
I że boli cię właściwie wszystko.
I że masz ochotę usiąść na kiblu i się wyrzygać.
I dopiero po miesiącu, po pół roku, po roku widzisz rezultaty i nagle mówisz: warto było.
Tak samo jest z miłością. Ćwiczysz. Czasami w sypialni. Czasami w wannie. Czasami na podłodze.
Mówisz do niej.
Nie boisz się jej, więc się jej zwierzasz.
Nie boisz się jej, więc pokazujesz jej, kim naprawdę jesteś.
Rozumiesz ją.
Ona rozumie ciebie.
Uczycie się siebie nawzajem.
Na tym polega związek.
A teraz test. Jeśli poćwiczysz tak przez trzy miesiące, a później olejesz to wszystko i zaczniesz codziennie wpierdalać pizzę i rozglądać się za jakimś kurczakiem z KFC (tłusta, ale duże cycki), to co z tego będzie? Odpowiem: gówno. Masa nie przychodzi z niczego. Rzeźba nie przychodzi z niczego. Dobre, mądre życie buduje regularność. I jeśli będziesz ćwiczył regularnie, to któregoś dnia obudzisz się i pomyślisz: kocham tą kobietę. I dalej będziesz chodził z nią na randki, kupował jej kwiaty, chciał się jej podobać, chciał do niej wracać. Będziesz tęsknić.
I ta zasada dotyczy wszystkich rzeczy w życiu. Pieniędzy. Pracy. Przyjaciół.
Pospiesz się. Niewiele życia ci zostało.
[image error]
Photo by Tim Street / French Maid TV/CC Flickr.com
November 12, 2017
Co jest po: „i żyli długo i szczęśliwie”?
Jest taka teoria, że wszystkie problemy ludzi sprowadzają się do tego, kto kogo dyma, kto kogo chce wydymać, albo kto nie chce się dymać. Ewentualnie kto za to wszystko płaci i kto ile zarabia. Jednakże, po raz kolejny w życiu popełniam błąd i twierdzę, że ludziom zależy jednak na czymś więcej. Dziś będzie lekcja życia według Czarnego. Coś, co długo wahałem się napisać.
I jak zwykle pewnie dostanę po dupie.
Życie jest proste. Przez 25 lat uczysz się. Następne 40 lat pracujesz. A później 15 lat spędzasz na emeryturze. I w pewnym momencie rozumiesz, że życie przestało być tym, czym jest kucyk Pony dla pięciolatki.
„Przypomniałam sobie taką jedną imprezę na studiach. Nawaleni w cholerę staliśmy w kółku trzymając się za ramiona i śpiewaliśmy. Pomyślałam wtedy, że to jest zajebisty czas dla nas. Jesteśmy młodzi, w głowach mamy tyle planów! Kurwa nic tylko je realizować! Teraz patrzę na tych wszystkich ludzi i widzę, że nie tylko moje plany dały w łeb.
Rozwody, zamiast szczęśliwych małżeństw i smutny etacik w polskiej podrzędnej firmie zamiast kontraktu życia w Japonii. Wynajęte kawalerki, zamiast domów z ogródkiem. Jak masz 20 lat to myślisz, że zawojujesz świat. I my tacy byliśmy. Że co, nam się nie uda? Pfff. Zderzyliśmy się brutalnie z rzeczywistością, polskim rynkiem pracy, a ci co mieli być w naszych życiach na zawsze ulotnili się po kilku latach.
Zbyt często nie sięgamy po to, czego chcemy, tylko bierzemy to, co jest. Rozkładamy ręce i mówimy „tak wyszło”. Nie walczymy o lepszą pracę, nie naprawiamy związków – siadamy na dupie i narzekamy. Boimy się ryzyka, zmian, boimy się żyć, szukamy wiecznych wymówek. Czasem dobrze się wypierdolić, żeby potem wstać i być silniejszym. Zacząć żyć po swojemu...”
– B. (z listów do Czarnego na pokolenieikea.com)
Miało być fajnie, a tu nagle widzisz, że dookoła chujnia, szarość i mrok. Ale nie to jest najgorsze. To, że jesteś w dupie jest jasne. Najgorsze jest to, że (cytując Stefana Kisielewskiego), zaczynasz się w niej urządzać. Jest łóżko, komputer, stolik, a nawet, kurwa, kwiaty na stoliku i kredyt hipoteczny.
Dlaczego 33-, 35-, 37-letni facet przychodzi z roboty, siada na kanapie i tylko ogląda telewizję? Jaja mu tam uwiązali? Przecież jest, kurwa, młody. Dlaczego nie marzeń? Nie ma planów? Dlaczego kobieta przez miesiąc, dwa, trzy, pół roku, potrafi robić „metamorfozę pośladków”, a nie potrafi zrobić metamorfozy swojego życia?
Zasada numer jeden: jeśli Ty nie zaplanujesz jak ma wyglądać twoje życie, ktoś to zrobi za ciebie.
I zazwyczaj finalny efekt ci się nie spodoba.
Czytałem ostatnio wywiad z amerykańskim lekarzem pracującym w hospicjum: Brucem Millerem. Przystojny facet, mimo, że na łbie jest coraz bardziej siwy. Kiedy był studentem wdrapał się na dach pociągu, gdzie poraził go prąd. 11 tys. wolt. Nie ma nóg od kolan. Nie ma jednej ręki.
Zapytano go, czego najczęściej żałują pacjenci. Odpowiedź była prosta, bądź banalna – jak kto woli. Że zmarnowali mnóstwo czasu. Będąc w pracy, której nie lubili. Przy partnerze, którego nie kochali. Że nie byli w miejscach, które chcieli zobaczyć.
[image error]
Photo: screenshot Spiegiel Online
Jeden z pacjentów Millera miał HIV, zaawansowanego raka prostaty i pożerał go ból. A jednocześnie całe życie marzył, żeby popłynąć tratwą między skałami Wielkiego Kanionu. Nie zrobił tego przez całe życie, bo myślał, że zdąży. A teraz był w hospicjum.
Miller wziął go na tratwę, co było skrajnie nieodpowiedzialne, niebezpieczne i tu można dodać dowolną liczbę ‘nie’. Ale z drugiej strony, co temu umierającemu człowiekowi się mogło więcej stać? I tak miał przejebane. Po tej podróży pacjent umarł. Spokojny. Spełnił się w ostatniej chwili. Cudem. I wiesz co? Nie każdy będzie miał na to szansę.
Nie możesz złożyć odpowiedzialności za to, czy jesteś szczęśliwy czy nie, w ręce swojego kierownika, swojej pracy. Jak zaprojektowane są firmy? Nawet te najlepsze, nawet te najbardziej ludzkie? Tak, aby wziąć maksymalnie dużo od ciebie i dać maksymalnie mało od siebie. To się nazywa zysk.
Ale nie twój.
Chcesz umrzeć za swojego iPhona? Jeśli tak, dawaj kurwa.
xxx
Mam na ścianie zdjęcie babci i dziadka. Na tym zdjęciu stoją przed Morskim Okiem. Jest 1936 rok. Ma 20 lat. Dla niej była to wyprawa życia, którą wspominała do śmierci. Oglądam to zdjęcie, kiedy przychodzi mi do głowy myśl, że czegoś nie mogę. Ja chcę wspominać więcej.
Jeżeli nie będziesz realizować swoich planów i marzeń teraz, to nie zrobisz tego prawdopodobnie nigdy. Umrzesz rozczarowany. Umrzesz pełna żalu.
Tak, tak wiem zawsze sie znajdzie jakaś wymówka. Tyle, że możesz mieć życie albo wymówki.
Zasada numer dwa: życie nie zacznie się później.
Mam kumpla, lat 40, który łudzi się, że będzie miał życie jak przejdzie na emeryturę.
Kiedyś leciały na niego foki z całego miasta. Teraz ma laskę, która go nienawidzi. Rozstać się z nią nie chce. To oznaczałoby przyznanie się do porażki. Kiedyś marzył, że zostanie archeologiem i był bystrzejszy ode mnie. Później został w pracy w której dorabiał na studiach.
Pamiętam, jak odpowiedziałem mu, że na emeryturze nie zacznie życia, bo nie będzie wiedział, co to jest życie.
– Będziesz zmęczony oglądać telewizję, wkurwiony spoglądając na swoją laskę, mając nadzieję, że pożyjesz dłużej od niej. Na dodatek nawet na tej jebanej kanapie będzie ciężko ci się siedziało, bo będziesz miał hemoroidy.
– Może wcześniej wygram w Lotto – stwierdził.
I wtedy witki mi opadły. Nie zmienisz nikogo, jeśli on nie chce się zmienić. Widząc moją minę sprzedał mi czerstwy dowcip:
Żona mówi do męża:
– Jak wygrasz w lotto, to od razu idę na plastykę. Naciągnę sobie zmarszczki, zrobię se botoks i sztuczne cycki. Co ty na to?
– A co byś powiedziała, gdybym za tę kasę zrobił tuning naszego Tico?
– Ochujałeś? – zdziwiła się żona. Po co będziesz ładował kasę w starego grata, jak możesz mieć nówkę sztukę?
– Cieszę się, że mnie rozumiesz.
Śmialiśmy się długo, on bardziej. Tyle, że on dalej będzie jeździł tym Tico. Kurwa do emerytury.
Zasada numer trzy. Nie wierz w to, że ktoś cię uszczęśliwi i załatwi tym samym wszystkie twoje problemy
Rozumiem, że naoglądałaś/eś się filmów, w których opowiadali, że całe nasze życie sprowadza się do znalezienia właściwej osoby.
W tej narracji nie ma znaczenia, że jesteś chuja wart. Że, dajmy na to, jesteś egoistycznym, narcystycznym, psychotycznym skurwysynem, który ma tendencję do wykorzystywania wszystkich dookoła. Liczy się przecież znalezienie drugiej połówki! Druga połówka w cudowny sposób sprawi, że się zmienisz i twoje życie nabierze blasku.
To teraz będzie rozczarowanko.
Jeśli ktoś jest szczęśliwy przed związkiem, to istnieje zajebiście duża szansa, że będzie szczęśliwy i w związku. Jeśli ktoś jednak był nieszczęśliwy przed związkiem, to – uwaga, kurwa – niespodzianka: istnieje bardzo duża szansa, że będzie nieszczęśliwy już i w związku. Jeśli ktoś ma cię uszczęśliwić, to masz przejebane. Bo nikt poza Tobą cię nie uszczęśliwi.
I jeszcze jedno.
Zasada numer cztery: nie wymagasz, to nie dostajesz
Dziewczyny, kobiety, gubią się w dzisiejszych czasach. Coraz częściej nie mają wymagań wobec facetów.
Jak na tym rysunku, który umieściłem na Fejsie.
„Nie przejmuj się, życie obdarło mnie ze wszystkich wymagań wobec mężczyzn. Teraz wystarczy mi, że masz dwie ręce i nogi, a jak Bóg da, to może nawet i penisa.”
[image error]
Ale dobry związek to taki, w którym kobieta nie musi się bać, przejmować się, że on nie chce zakładać rodziny.
W którym nie musi się stresować, że będzie musiała chodzić za nim przez rok i jęczeć jak bardzo chce wyjść w białej sukni. Bo może wtedy zrobi łaskę i się kurwa zgodzi na ślub, a on się boi „zaangażowania”.
To taki, w którym kobieta wie, że nie będzie musiała tańczyć na rzęsach, aby on zajął się dzieckiem. Bo ona chce wyjść i spotkać się z dziewczynami.
Gdzie ona nie musi wymuszać, aby on powiedział: ‘Ładnie wyglądasz, kocham cię’. Że on posprząta i ugotuje i nie zrobi z tego wielkiego halo i nie każe sobie dziękować na klęczkach. Bo wie, że ona robi dokładnie to samo.
Po co być z osobą, która nie jara się faktem, że może być z Tobą???? NO PO CO KURWA?
Zasada numer pięć: jeśli jesteś z osobą, której reakcje przestały ci się podobać, idź dalej.
Prawdziwy charakter każdej osoby poznajemy dopiero po czasie, obserwując, jak ten ktoś zachowuje się wkurwiony albo zirytowany. To właśnie z tą wkurwioną osobą stworzysz związek. To z tą zirytowaną osobą będziesz żyć.
Jedną z najgłupszych rzeczy, którą robią ludzie, a już zwłaszcza kobiety, jest przeczucie, że kogoś da się naprawić. Że kto jak kto, ale one są tak zajebiste, że na pewno dadzą radę. Otóż nie da się naprawić. Jeśli ktoś wygląda jak skunks, zachowuje się jak skunks, śmierdzi jak skunks, to niespodzianka: TO JEST, KURWA, SKUNKS.
Zasada numer sześć: związek się zużywa.
„Ach, jak ty dziś ślicznie wyglądasz” będzie fajne przez rok, a po pięciu latach zrobi się lekko nudne. Ale jeśli powie to inny facet, to kobiecie od razu zmiękną nogi. Może nie dać tego po sobie poznać, ale zmiękną.
Nic tak szybko nie zabija miłości, jak życie.
Zasada ręcznika.
W trakcie pierwszego roku związku, laska idąca w ręczniku do sypialni traci ręcznik a później jest seks.
Powyżej trzeciego roku związku, jest opierdalana za zostawienie ręcznika na łóżku w sypialni.
Nasz mózg inaczej zlicza doświadczenia negatywne w związku, a inaczej pozytywne. Im dłużej związek trwa, tym ten przelicznik staje się gorszy.
Startujemy z pozycji 1 za 1.
Czyli on robi zakupy, dajmy na to, szybka pasta z tuńczykiem, kaparami i chilli w sosie pomidorowym. Z dużą pewnością można uznać, że tego wieczora nie obejrzą serialu ani filmu do końca, bo będą mieli inne ciekawsze zajęcia. A ona się postara, aby jemu było bardzo przyjemnie. Również do końca.
W miarę kolejnego roku związku będzie dwa za jeden, czyli dwie dobre rzeczy potencjalnie będą mogły zniwelować jedną. A później i 10 załatwionych rzeczy będzie niczym w obliczu tego, że ten złamany kutas nie jest w stanie opuścić pierdolonej deski od kibla. Jebnięty nie? Przecież mówiłam mu o tym 2 miliony razy!!!!
Zasada numer siedem: kiedy się kłócisz, pamiętaj, że mężczyźni myślą inaczej niż kobiety
Kiedyś słyszałem historię, czym różni się mózg kobiety od mózgu mężczyzny.
Otóż mózg mężczyzny składa się z pudełek. Jest pudełko na wszystko. W jednym pudełku jest samochód. W drugim jest praca. W trzecim pudełku jest kobieta. W czwartym rodzice. W piątym pies (jeśli ma psa). W szóstym siłownia, w siódmym ciuchy, w ósmym miś z dzieciństwa, w dziewiątym jego komputer, w dziesiątym konsola, w jedenastym kolekcja ulubionych filmów na pornhubie, itd.
Te pudełka stoją obok siebie i się nie dotykają. Gdy mężczyzna chce coś zrobić albo ma jakiś problem, to wyjmuje to swoje pudełko, stawia na stole przed sobą i grzebie, grzebie, grzebie. I nic innego go nie interesuje, aż zakończy grzebać w swoim pudełku. Można mu wtedy mówić na dowolny inny temat, tylko się zirytuje.
Dla mężczyzny w danym momencie najważniejsze jest pudełko, które ma przed sobą.
NIE MOŻNA SIĘ ZJAMOWAĆ DWOMA PUDEŁKAMI JEDNOCZEŚNIE
Dla odmiany, mózg kobiety to jest jedno wielkie kłębowisko kabli, w którym wszystko łączy się z wszystkim. Kobiety pamiętają wszystko, bo każde wydarzenie łączy się jej z emocjami. Kiedy kobieta zaczyna świrować, co chce zrobić mężczyzna? Wyciągnąć swoje pudełko i jej jakoś pomóc. Ona zaś nie chce żadnej jego rady. Facet ma się zamknąć, słuchać, ewentualnie współczuć.
Zasada numer osiem: nie ma sensu podgrzewać chujowego kotleta
„Odpowiedz mi drogi Piotrze jak to jest z pożądaniem? Dlaczego po kilku latach związku go nie ma i nie zapowiada się że będzie? Dlaczego na początku myślałam, że tak cudownie się rozmawia, że możemy godzinami siedzieć i paplać o pierdołach. A teraz? Trzy zdania na temat tego jak wkurwiła mnie dzisiaj koleżanka z pracy, a on niemrawie rzuca „Aaaa, bo ona jest głupia”. Kiedy to się traci?
Przyszedł moment, jakieś trzy miesiące temu. Siadłam na dupie. I zaczęłam myśleć o plusach i minusach mojego związku. Wspaniały mężczyzna, przyszłość z nim mam bardzo dobrą, pewną, nie wylądujemy na ulicy, dba o mnie, pamięta o rocznicach, o świętach, o mnie. Jest inteligentny. Przystojny.
Ale. Nie ciągnie mnie do niego. Nie czuję pożądania. Nie ma pierdolnięcia. Każdy dzień mija szaro. Niby się uśmiecham, ale nie czuję szczęścia. Kiedyś czułam, przynajmniej tak mi się wydawało.
Nie lubię z nim rozmawiać, nie umiem, nie mam o czym.
Czy da się to naprawić? Czy zawsze tak już będzie? Czy odgrzewać tego kotleta? Już chyba nigdy nie będzie miał takiego smaku jak na początku.”
Aleksandra: (z listów do Czarnego na pokolenieikea.com)
To nie chodzi o to, że ten kotlet jest stary. Chodzi o to, że został chujowo zrobiony. Ze złych składników.
Prawdziwa miłość jest wyborem.
W stałym związku będą chwile, że ta druga osoba będzie cię kosmicznie wkurwiać. Wiesz dlaczego ludzie wytrzymują razem? Bo najważniejsza w związku jest intymność. Chęć rozmawiania ze sobą. Chodzi WŁAŚNIE o sytuacje, kiedy on wysłucha, że ta Zośka z pracy to kretynka, mimo, że może gdzieś tam pomyśli, Że trochę marudzisz. Ale przyjdzie i przytuli. Przyniesie kota. Skoczy do sklepu po wino.
Kiedy przyjdziesz do niego i powiesz, że wiesz i że rozumiesz, że się martwi o porysowane drzwi (na metalowym przedłużeniu swojego penisa). Ale może zrobić dzisiaj coś fajnego do żarcia i spędzić miły wieczór.
Większość osób nie ma z kim porozmawiać o swoich problemach. A związek polega na szukaniu i otrzymywaniu wsparcia. I to jest najważniejsze.
[image error]
Photo by Ryan Moreno on Unsplash
Źródła:
Teoria pudełek i kabli pochodzi od Marka Gungora
Polskie tłumaczenie rozmowy z Brucem Millerem można znaleźć w listopadowym numerze „Forum”z roku 2017.
October 22, 2017
Dlaczego mężczyźni chcą wrócić do swojej eks?
Gdy ktoś mnie pyta czy coś zmieniło się na lepsze w relacjach między kobietami a mężczyznami, odpowiadam: Tak, zmieniło. Seks jest dłuższy.
W 1948 roku Alfred Kinsey zbadał, że 75 proc. facetów dochodzi w ciągu pierwszych dwóch minut. Teraz jest to 5,4 minuty.
Nie, nie żartuję. Ustalono to na podstawie 500 par z pięciu krajów (Holandia, Wielka Brytania, USA, Hiszpania, Turcja). Liczono bez gry wstępnej, czyli od chwili wejścia do momentu wytrysku. Mężczyźni mieli na sobie kondom. Turcy mieli najszybciej wytrysk.
Nasze największe osiągnięcie w ciągu 70 lat: dymanie jest dłuższe o 3 minuty i 40 sekund. Mamy progres. Wiecie, natomiast, co jest stałe w stosunkach między kobietami a mężczyznami?
Kobiety głupieją, bo nie mają mężczyzny.
Kobiety głupieją, bo mają mężczyznę.
Kobiety głupieją na widok dobrze zrobionego sześciopaka.
Kobiety głupieją, kiedy jest pełnia.
Kobiety głupieją, gdy dochodzą do wniosku, że ich życie się zmieni, jeśli zmieni się kolor ich włosów.
Ale najbardziej głupieją, kiedy odzywa się do nich eks. I chce wrócić.
Dorota:
“Miałam kiedyś relację z facetem, od którego ja chciałam kwiatków, motylków i serduszek, a on każdorazowo dawał mi whiskey i świetny seks. Tyle. Później następowała dwutygodniowa zupełna cisza i znowu niespodziewana wiadomość/telefon, że cześć, co tam i czy się widzimy. Nie mogę powiedzieć, że to był sam seks. Przed seksem i po seksie były długie rozmowy, facet mi się zwierzał. Lubiliśmy się, ja się zaczęłam zakochiwać, chociaż nigdy mu o tym nie powiedziałam.
Niemniej, musiał się zorientować, bo jego olewka w stosunku do mnie osiągnęła poziom hard. Było mi smuto, przykro. Ale szybko weszłam w nowy związek, bardzo emocjonalny (dużo awantur, dużo miłości), ale udany. I mijają sobie 2 lata, kiedy facet się odzywa. Dzwoni, pisze. Twierdzi, że dojrzał (!!!), że rozkręcił własny biznes, że jest bardziej odpowiedzialny i ponieważ żadna nie była taka jak ja to chciałby, żebyśmy spróbowali poważnego związku.
Nie powiem, czasem zastanawiałam się, co by było gdyby znowu chciał ode mnie seksu. Ale nigdy nie pomyślałabym, że on zacznie o mnie zabiegać. Bo wcześniej wysilił się tylko przed pierwszym seksem (na trzeciej randce).”
Co zrobiła Dorota? Umówiła się z byłym.
Umówiła, choć wie, że skończyć się to może tylko w jeden sposób. Że jeśli pójdzie, to trafi z nim do łazienki. Przebieralni w sklepie. Na hotelowe łóżko, hotelową wykładzinę i do hotelowej wanny.
Dlaczego kobieta decyduje się na spotkanie z eks?
Jaka jest dynamika związku? Na początku jest namiętność. To ten etap, kiedy wystarczy, że kobieta pokaże kawałek cycka, a już kończy z nogami w górze. To ten etap, kiedy jest rano, po południu i dwa razy wieczorem. Kiedy siada z trudnością, a malując usta czuje, jak pieką od jego pogryzień. To ta chwila, gdy wchodzi do domu niosąc torbę z zakupami, a po chwili one turlają się po podłodze. A jej tyłek leży na bardzo niewygodnej podłodze i nie ma nic przeciwko. (Ten tyłek.)
I to trwa przez jakiś czas. Rok. Dwa. Trzy lata. Trzy miesiące. A czasami trzy godziny.
To jeden silnik związku. Drugi to intymność. Trzeci to zaangażowanie.
I kiedy silnik numer jeden się kończy, a drugi działa słabo, to kobieta zaczyna się rozglądać na boki. Owszem, wcześniej daje do zrozumienia, że coś jest nie tak. Są długie dyskusje. Owszem, czasami na tematy, które wydają się z dupy wyjęte, ale w rzeczywistości to komunikat: ‘Nie czuję się doceniana, nie czuję się kochana, nie dbasz o mnie.’ Jest foch. Nie ma lodzika. Czasami jest całkowite odcięcie od seksu.
I taka kobieta jest dużo łatwiejsza do wzięcia niż singielka. Bo ma deficyty. Uwagi. Pożądania. A w tym momencie pojawia się były, który mówi: ‘Ależ ty masz fenomenalną dupę (lub coś mniej lirycznego). Chcę ciebie. Działasz na mnie. Chcę zerwać z ciebie twoją kieckę, chce zedrzeć z ciebie stanik, nie chcę nawet zdejmować ci majtek. Przesunę je na bok.’ Nagle otrzymuje sms i robi się jej ciepło. I czuje wielką, gorąca kulę w brzuchu, która rozlewa się po całym ciele. I ten stan się jej podoba. Przy czym to jest mężczyzna, z którym ona już była w łóżku. A skoro była w łóżku już raz, to dużo łatwiej będzie jej tam trafić po raz drugi. Kobieta zaczyna się, więc, zastanawiać.
To sytuacja, kiedy każdego dnia jesz sałatkę. Tyle, że nagle się orientujesz, że liście jakoś przywiędły, pomidory z lipcowych zrobiły się grudniowe. A tu nagle ktoś stawia przed tobą hamburgera i frytki i pyta: ‘Chcesz do tego coli?’ I nie chodzi o to, że ty nie lubisz sałatki, ty przyzwyczaiłaś się do sałatki. Chodzi o to, że masz ochotę jebnąć tę dietę i najeść się na moment do syta. Choćby był po tym moralniak. Choć wiesz, że twoja dupa na tym ucierpi.
Bo czasami masz już tak po nos tej jebanej sałacianej diety, że zwyczajnie chcesz przejść na inną. Kopenhaską, dajmy na to. Albo szwedzką, bo Alexander Skarsgård to taki przystojny mężczyzna. Bo masz ochotę wymienić swojego faceta, nawet na Świeżaka.
A jak to wygląda z punktu widzenia mężczyzny?
Dorota:
“Piotrze, dlaczego faceci wracają? Serio dorastają do poważnego związku? Czy aktualnie nie kręci się wokół żadna chętna, więc jeśli seks był dobry, chcą powtórki z rozrywki?”
Faceci odzywają się do eks, bo zwyczajnie chcą seksu z kobietą inną niż ta, którą mają
Dla kobiet liczą się relacje, dla mężczyzn wsady. W psychologii mówi się o tym, jako „efekcie Coolidge’a”.
Calvin Coolidge nie był żadnym uczonym, ani greckim wyczynowcem, ale 30. prezydentem USA, mężem Grace Coolidge. I pewnego dnia zwiedzali razem kurzą fermę. A na fermie, jak to na fermie, jeden kogut, a kur od cholery. Grace słysząc, że kogut jest w stanie odbyć dziesiątki stosunków dziennie, powiedziała:
– Proszę powtórzyć to panu Coolidge’owi!
Gdy to zrobiono, prezydent zadał jedno, ale to celne pytanie, które sprawiło, że trafił do historii:
– A czy za każdym razem z tą samą kurą?
– Nie, ciągle z innymi – usłyszał.
– Czy byłby pan uprzejmy powtórzyć to pani Coolidge…? — poprosił prezydent.
I tak to już jest. Zmiana partnerki podnosi męskie libido. Staje facetowi mocniej. Nawet, a zwłaszcza jeśli, jest to zmiana tylko na chwilę.
Faceci odzywają się do eks, bo czują się nieszczęśliwi w obecnym związku
Mała Syrenka ratuje faceta z opresji. Od tej pory myśli o nim nieustająco, bo ‘ON JEST TAKI PRZYSTOJNY’. Teraz Syrence odjebało na jego punkcie. Zamienia ogon na nogi, daje sobie obciąć język i taka niema, z bolącymi girami, lezie do tego zamku, a on i tak ma ją w dupie i żeni się z inną.
Ludzie wiążą się z innymi ludźmi z chujowych powodów. Bo kiedyś przez moment podobał mu się jej tyłek. A młodość i uroda szybko odchodzi. Nieszczęśliwy w związku mężczyzna odzywa się, więc, do eks, bo czuje kilka emocji:
Żal – fajnie wyglądała nago. Może jednak coś straciłem.
Nadzieję – może jeszcze mi da.
Nudę – grę skończyłem, może eks podeśle mi jakieś nagie zdjęcia, to zwalę do nich.
Refleksję – w sumie nieźle się z nią gadało. Mimo, że bimbały miała mniejsze. (A jak powszechnie wiadomo, większe bimbały mają więcej do powiedzenia.)
Faceci odzywają się do eks, bo jednak są sentymentalni
W średniowieczu to ojcowie wybierali synom i córkom żony oraz mężów. Teraz kobiety czują się na tyle niezależne, że jak mają być w kiepskim związku, to często wolą być same.
Gdzieś w międzyczasie, koło roku 2003, płocki zespół Jeden Osiem L zrobił kawałek: “Jak zapomnieć”.
Szło to tak:
Ile dałbym, by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te, które są na nie,
Bo chcę (bo chcę) nie myśleć o tym już,
Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia niczym zaległy kurz,
Tak już (tak już)
Po prostu nie pamiętać sytuacji, w których serce klęka,
Wiem, nie wyrwę się, chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wiesz i Ty.
[image error]
Jest takie powiedzenie: kobiety pamiętają jeszcze o pierwszym pocałunku, gdy mężczyźni zapomnieli już o ostatnim. To gówno prawda. Jestem przekonany, że kolo z Jeden Osiem L nie zapomniał. Bo pewnych rzeczy, pewnych kobiet, my mężczyźni nie zapominamy. Zawsze gdzieś w naszej pamięci jest laska, na wspomnienie której coś nas tam ściska w bebechach.
Tak jak pisałem w swojej książce Pokolenie Ikea Kobiety:
„Każdy mężczyzna, każda kobieta ma słabość do jednej osoby na całym świecie. Gdyby ona zadzwoniła i powiedziała: ” Przyjedź do mnie, chcę być z tobą” zerwałbym się z końca świata, aby to zrobić. Aby z nią być.”
Faceci odzywają się do eks bo chcą do niej wrócić
Tak, też są takie przypadki. Rzadkie, ale są.
W tym pragnieniu powrotu zapominamy jednak o jednym. Miłość, a zwłaszcza niespełnioną miłość, idealizujemy. Kobieta z tej piosenki, nawet jeśli nadal jest piękna i urocza, jest zupełnie inną osobą, niż była 5 czy 15 lat temu. Tak samo facet, który to rymuje jest innym kolesiem niż był wtedy. Bo mężczyźni żyją przeszłością. On tęskniąc za nią tak naprawdę tęskni za swoją młodością, za swoimi złudzeniami, za swoją wolnością.
Co zrobić, kiedy on chce wrócić?
Jeśli twój eks odzywa się do ciebie po długiej przerwie, a ty nagle zaczynasz mieć wątpliwości i rodzi się w tobie coś, czego dawno już nie czułaś, to pamiętaj:
To, że się zastanawiasz nad skokiem w bok znaczy tyle, że czegoś w twoim związku brakuje. Inaczej nie zwróciłabyś na niego uwagi. Być może to się da naprawić. Być może nie.
W związkach jest tak, że dobre rzeczy uznajemy za pewnik, złe zaś są powodami do kłótni. Nie cenimy tego, co jest. Traktujemy to jako pewnik. Nie liczy się wiec, że on zrobił obiad, skoro nie wyrzucił śmieci. Nowy mężczyzna nie zmieni twoich starych problemów, nie zmieni twojego sposobu postrzegania związku. Tak samo jak nowa kobieta nie zmieni starych problemów mężczyzny. To trzeba zmienić samemu.
Nie wierz w słowa, wierz w czyny. Mężczyźni opowiadają wiele historii, aby tylko zaliczyć. Łatwo jest zburzyć swoje życie dla chwili namiętności. Pytanie, czy warto.
Wierzę w miłość. Wierzę, choć to wiara absurdalna, bolesna, a czasami idiotyczna. Ale jak widać jestem ‘człowiekiem dużej wiary’. To może dość niepopularna teza, ale mężczyźni też szukają miłości. Nawet najwięksi dymacze z Tindera chcą, aby ktoś ich przytulił. Chcą miłości i stabilizacji. Czasami trudno jest im się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
Tak, jesteśmy nieprzygotowani do stałych związków. Nieprzygotowują nas do tego rodzice, bo sami tkwią w spierdolonych relacjach. Wychodzimy na świat bezbronni, skrzywieni, uczymy się na błędach, bądź – co gorsza – nie uczymy w ogóle.
Mężczyźni i kobiety opowiadają sobie później różne historie, czynią różne wyznania. “Kocham”. “Nie opuszczę cię aż do śmierci.” Łączą ich dzieci i kredyt hipoteczny. A następnie oddychają z ulgą i sami umierają. To nie jest życie. To wegetacja. Ktoś kona mając 20, 30 lat, tylko ciało do grobu składane jest trochę później.
Kiedy ktoś mnie pyta, jak wyobrażam sobie modelowy związek, odpowiadam, że jest on dobrowolny. Że jest kobieta, która jest przekonana o własnej wartości i jest mężczyzna, który jest pewien tego, kim jest. I są ze sobą, bo chcą ze sobą być. Bo razem jest im lepiej, niż osobno. Bo stojąc plecami do siebie są w stanie walczyć z całym światem, który jest cudownym, ale i potwornym miejscem. Bo chronią się w ten sposób.
Kiedy jedna osoba w związku klęczy przed drugą, pełna obaw, kompleksów i strachu przed samotnością, to nie jest w stanie nikogo bronić. Zwłaszcza siebie. I ta druga osoba też ma gołe plecy i walczy sama.
[image error]
Photo by Alex Blăjan on Unsplash
EPILOG
Jak skończyła się historia Doroty? Dzień przed planowanym wyjściem z byłym, spotkała się ze swoim facetem. Była w podłym humorze. On widząc to, zabrał ją na obiad. Później wlekli się przez centrum handlowe, a on chcąc zobaczyć jej uśmiech, kupił jej buty. Dzień skończyli w swoim ulubionym lokalu, gdzie wypili kilka drinków. Normalny, miły wieczór.
Dorota odwołała spotkanie. Zablokowała eksa na Fejsie.
I nie chodzi o to, że powstrzymały ją nowe buty, które dostała od swojego faceta.
„Skakał przy mnie jak przy księżniczce. Mimo, że sam był zdechły i sam miał problemy. Wtedy sobie uświadomiłam, ze właściwie to nie pierwszy raz. I że chociaż czasem niemiłosiernie mnie wkurza (teksty typu: „nigdy się nie ożenię, jakbym chciał, byłabyś przecież idealną kandydatką na żonę”, a następnego dnia: „jak po ślubie na tydzień przyjedzie do nas moja mama to nie będziesz mogła co drugi dzień być najebana” ) to i tak jest kochany (spacer po czipsy o 22:00 po jego 12 godzinach pracy, cierpliwe trzymanie włosów przy wymiotowaniu po metaxie).”
A eks?
„ Do ostatniej chwili miałam ochotę. I chyba gdyby nie to, co się wydarzyło dzień wcześniej, przespałabym się z nim i dziś miałabym mętlik w głowie.”
Choć mówiąc szczerze jestem przekonany, że to nie koniec tej historii.
September 22, 2017
Czy przeszłoby ci przez gardło: „Moje dziecko pracuje na kasie w Biedronce i jest szczęśliwe”?
Nazywam się Piotr C. i kiedy byłem małym dzieckiem nie dalibyście złamanego grosza za mój sukces.
Nazywam się Piotr C. Zjebałem w swoim życiu wiele rzeczy na maksa. Po trosze jestem socjopatą, po trosze pracoholikiem. Uczcie się na moich błędach.
Nazywam się Piotr C. i mało brakowało, a wykonywałbym teraz zawód, którego nie lubię, bo tego chcieli moi rodzice.
Nazywam się Piotr C. i teraz zadam ci pytanie: Czy przeszłoby ci przez gardło stwierdzenie „Moje dziecko pracuje na kasie w Biedronce i jest szczęśliwe”?
Boli, prawda?
Ile masz własnej kasy?
Jakiś czas temu poznałem bardzo bogatego biznesmena. Ten biznesmen ma syna, który bardzo chciał pojeździć w wakacje pociągami po Europie. Przyszedł do swojego ojca i powiedział: „Tato, potrzebuję 2 tys. zł. Chcę z kumplami pojeździć pociągami po Europie.”
Jak widzicie – gotowy projekt. Dotacje z Unii na takie przyznają. Początek, środek, zakończenie. Finansowanie, wartości poznawcze, bo w końcu chodzi o zwiedzanie świata.
Ojciec, którego było stać, aby kupić cały pociąg łącznie z torami, zapytał:
– A ile masz własnej kasy?
– Zero – odpowiedział bez namysłu syn.
– To ja też ci dam zero – odpowiedział ojciec i wrócił do czytania gazety.
Syn nigdzie nie pojechał. Ale w następnym roku wziął swojego 20-letniego golfa, na którego sam zarobił, i bujnął się do pracy do Norwegii. Przez pierwszy tydzień spał w aucie. Pracował fizycznie. Ale przywiózł 12 tys. zł. Ojciec spojrzał na niego niby to z marsową miną, ale wewnątrz puchł z dumy. Dołożył swoje 12 tys. zł. i syn pojechał na wakacje do Azji.
I teraz zastanawiacie się, dlaczego ten ojciec był takim chujem, że swojemu ukochanemu dziecku nie dał trochę kruzejros, aby ten porozbijał sobie dupę po Europie. Przecież go stać, nie? Odpowiem: bo ten biznesmen jest mądrym człowiekiem, który wie, że dzieci trzeba nauczyć polować. To tak jak z dokarmianiem leśnych zwierząt. Jeśli zwierzę dostaje od ludzi żarcie, to już nie chce ścigać zwierzyny. To zbyt męczące.
Dzieci potrzebują najków a edukacja jest święta
Trzy tygodnie temu opublikowałem notkę „Wiesz jak spieprzyć sobie życie nie mając jeszcze 30tki?”
Na fejsie, gdzie ją zalinkowałem, jeden z czytelników, o imieniu Piotrek, napisał tak:
„Mnie dziwi jeszcze inne zdanie w tym artykule: „Kredyt na mieszkanie, pensja 2000 brutto i pińcset złotych alimentów przy dobrych wiatrach nie brzmi zachęcająco” – trochę może to będzie kontrowersyjne, ale… jak można myśleć o ślubie, dziecku, kredycie na mieszkanie… przy takiej pensji?”
Na to odpowiedziała Marta:
“Japrdl. Typie, sięgnij wzrokiem dalej niż czubek własnego nosa, to może zauważysz, że w małych miastach większość ludzi żyje za taką pensję i utrzymuje za to swoje rodziny. Myślisz, że praca w korpo za 5k netto czyni cie odpowiedzialnym i daje dopiero przyzwolenie na układanie sobie życia osobistego? “
A później już była rzeźnia. Ja rozumiem Piotrka, tak jak rozumiem i Martę. Rodzice zawsze chcą zapewnić dzieciom przyszłość. Tyle, że jest to nieco inna przyszłość niż oni mieli.
Dzieci potrzebują kursów hiszpańskiego i butów Nike. Tabletów, wyjazdów na zielone szkoły, mocnych komputerów, na których pójdą nowe gry, smartfonów i zajęć dodatkowych. Przede wszystkim zajęć dodatkowych. Dzieci stały się elementem statusu. Jeśli rodziców stać na to, aby uczyły się francuskiego i hiszpańskiego to wszystko jest w porządku. Jeśli będą grały na fortepianie to wszystko jest w porządku. Dżesika z chowu klatkowego i Brajanek z wolnego wybiegu.
Edukacja w naszych czasach jest jak Jezus Chrystus i Budda. Jest święta. Jak alkohol dla alkoholika. Jak kokaina w koedukacyjnym kiblu w klubie. Kokaina, którą wszyscy ciągną i wszyscy wierzą, że załatwi ich problemy.
Tylko widzicie, ja jestem już tak stary, że widzę wokół siebie dziewczyny i facetów, którzy byli wychowywani w jej kulcie.
I jakoś nie tryskają radością.
Sukces albo śmierdź. No to zaśmierdziałem
Prace dzielą się na dwa rodzaje. Zajebiste roboty, gdzie robisz niewiele i płacą ci fortunę. Owszem są takie. Jedne na tysiąc. Oraz cała reszta, gdzie aby dostać przyzwoite pieniądze musisz się nazapierdalać od rana do nocy. A czasami możesz też się nazapierdalać i gówno z tego mieć, bo i takich fachów jest całkiem sporo.
Przez ostatnie 27 lat czyli od czasu kiedy socjalizm dostał kopa w dupę, żeby mieć jakiś szmalec rodzice zapierdalali ponad wszystkie normy. Od rana do nocy. Jak Wincenty Pstrowski na przodku. Tyle, że nie pod hasłem ‘Socjalizm górą’, ale: ‘Musimy dać swoim dzieciom wszystko to, czego nie mieliśmy sami’. I dawali. Srając szkłem, jeśli trzeba.
Efektem są ludzie, którzy dostali za dużo. Którzy nigdy nie musieli walczyć, za to cały czas słyszeli, że mogą wszystko i są skazani na sukces. Którym rodzice nosili tornistry, bo były ciężkie. Którzy próbowali wszystkiego, a nie umieją nic. Nawet sport uprawiali do pierwszego bólu i odpuszczali. Którzy cały czas słyszeli „Uważaj, bo coś sobie zrobisz”, (nie kop pana, bo się spocisz) przez co teraz głównie siedzą w strefie komfortu. Którzy długo nie mogli rozpocząć zwykłego życia, bo spędzali je w szkołach. Którzy od rodziców dostali mieszkania, samochody, telewizor, kuchenkę, lodówkę, mikser i wibrator.
Którzy ślub biorą za pieniądze rodziców. Którzy cały czas słyszą ‘My ci pomożemy’, więc nigdy nie muszą się troszczyć o siebie. Którzy, ponieważ nigdy nie musieli brać za siebie odpowiedzialności, nie potrafią brać odpowiedzialności za innych. Którzy ciągle mieszkają z rodzicami, bo tak jest wygodniej (robi tak ponad 40 proc. młodych Polek i Polaków). Którzy boją się wziąć za trudne rzeczy, bo to grozi porażką, a porażka mogłaby sprawić, że ich wrażenie zajebistości mogłoby być wystawione na szwank. Którym powiedziano, że żyjemy w świecie, w którym wystarczy chcieć, by mieć. Bo pewne rzeczy wypada mieć bez wysiłku. Którzy są zaprogramowani na sukces. Sukcesem ma być świetna robota. Kupa hajsu.
Sukcesem ma być związek. Romantyczny jak Leonardo DiCaprio w Titanicu i polany karmelem, co podsyca telewizja, kino, piosenki, nawet, kurwa, gry komputerowe.
Tyle, że wszystko jest możliwe tylko w reklamach. Trzydziestoletni mężczyzna w apartamencie z oknami od podłogi do sufitu, kosztującym jakieś 2 miliony złotych, przytula swoją piękną żonę, świeżo wypuszczoną od fryzjera i patrzą obydwoje z dumą na uśmiechającego się niemowlaka.
A wszystko za 2 tys. brutto. I pięć stów alimentów.
Sukces albo śmierć. A jeżeli tego sukcesu nie ma, to znaczy, że sprawiło się zawód. Sobie i rodzicom.
Mężczyźni, którzy mają za dużo. Kobiety, które potrzebują ojca
Efektem tego sposobu wychowania jest plaga mężczyzn niegotowych. Niegotowych do życia, które ich przeraża. Nieumiejących nawet naprawić gniazdka w ścianie. Egoistycznych i narcystycznych. Którzy uważają, że są najlepsi. Paradoks polega na tym, że w tym samym momencie uważają, że są najgorsi. Nieszczęśliwych w pracy i w życiu. Którzy boją się zaangażować. Którzy cały czas szukają nowego związku, bo może nowy związek ich ocali.
Efektem tego jest plaga kobiet, które boją się powiedzieć facetom „Nie. Spierdalaj. Chcesz odejść? Zabierz śmieci.”
[image error]
Rysunek: nieladnierysuje
Które uważają, że są zjebane od samego początku. Tkwiące w jednym związku, a w tym czasie marzące o innym. Które nie potrzebują partnera, tylko ojca, który będzie w stanie precyzyjnie nakreślić im granice, mówić „Nie”, ale będzie przy tym wyrozumiały.
Które nie pozwalają się poznać, nie pozwalają się przebić przez swoje pancerze, bo po części same siebie nie znają, a po części boją się, że ktoś je zrani. Co najwyżej zacytują przypowieść prababki: „Nigdy nie pokazuj facetowi całego swojego tyłka”.
Takie kobiety i takich mężczyzn łączy, tak jak pisałem w ‘Pokoleniu Ikea’, tylko jedno: strach.
Mamy kompetencje tylko do zaciągania kredytów
Urzeka mnie ta wiara, że pieniądze załatwią wszystkie nasze deficyty. Że będziemy szczęśliwymi ludźmi, jeśli w dzieciństwie pójdziemy na określoną ilość zajęć dodatkowych. Albo jeśli będziemy mieli markowe buty, czy wyjedziemy x razy za granicę.
Dorosłe dzieci są spieprzone, bo rodzice zamiast dawać im czas, dawali im kompetencje do pracy w korpo i zaciągania kredytu hipotecznego. Nie przekazali, że od sprzedawania burgerów w McDonaldzie, owszem, można się nabawić odcisków i oparzeń na rękach, ale proste prace wykonywane w młodości uczą życia. Nie przekazali, bo uważali że byłby przypał przed znajomymi, gdyby posłali dziecko do takiej roboty. Przecież taka harówa jest dla miernot. A poza tym, lepiej żeby dziecko w tym czasie się uczyło, prawda?
Nie mówili: „Nie wszystkie związki, które cię czekają, będą udane. Być może twoje małżeństwo będzie pomyłką. Będzie nudne.” Nie przekazali zdrowego poczucia własnej wartości, dzięki któremu, można w takich sytuacjach zacząć od początku. I kolejny związek zbudować już lepszy. Chronili je, przez co dzieci te nie nauczyły się jak smakuje porażka. I ile sił kosztuje zwycięstwo. Nie powiedzieli, że niekoniecznie będą milionerami, ale mogą być zadowoleni z życia.
Co powtarzali? „Jeśli będziesz się dobrze uczył, to osiągniesz sukces.” Ale sukces przynosi nie szkoła, nie milion dwieście tysięcy kursów, tylko pasja. Samo jej odkrycie jest życiowym sukcesem.
Sukces bierze się z ambicji.
Z buntu.
Z innego myślenia.
Z drążenia jednej dziedziny.
Z tego wszystkiego, co szkoła tępi.
Z bycia nieszablonowym. Niepokornym wobec autorytetów. A szkoła od czasów Bismarcka, kiedy wsadzono dzieci za ławki ceni pokorę. Ceni grzeczne dzieci, które notują wszystko w zeszytach.
Jedną z najważniejszych rzeczy, jaką rodzice mogą dać dzieciom, jest akceptacja.
Że praca w sklepie jest ok, pod warunkiem, że czują się szczęśliwi. Bo ktoś musi pracować w sklepie i nie każdy musi mieć gigantyczne ambicje. Że jest to ich życie i nie mogą dać sobie wmówić, jak mają żyć.
Nie popełniajcie błędów swoich rodziców.
[image error]
Photo by Marvin Meyer on Unsplash
August 31, 2017
Wiesz jak spieprzyć sobie życie nie mając jeszcze 30tki?
To pytanie zadała mi w swoim liście M. I zanim zacząłem czytać dalej, przypomniał mi się suchar, jak to pewien facet, po 20 latach małżeństwa, chciał poprosić żonę o sól, ale wyrwało mu się: „Spierdoliłaś mi życie, dziwko”. A później list przeczytałem i pomyślałem po raz drugi, że to będzie dobre ostrzeżenie.
Wiesz jak spieprzyć sobie życie nie mając jeszcze 30-tki?
To ci powiem (życie moje + obserwacja znajomych). Masz lat 20 i za sobą jakieś tam pierwsze miłosne doświadczenia – lepsze, gorsze.
Poznajesz jego/ją. Jest spoko. Jakieś tam motyle i inne sraty pierdaty. Lecą wam lata, przyzwyczajacie się do siebie. Motyle już dawno odleciały, ale myślisz sobie – Boże, mam JUŻ 25 lat. Gdzie ja kogo lepszego poznam? A, weźmy ślub, przecież tyle lat razem nie może iść w pizdu, wszyscy tak robią.
I zakładasz tą suknię księżniczki, wynajmujesz bryczkę i zapraszasz ciotki, których nie znasz, no ale przecież byłaś na weselu ich córki gdy miałaś 5 lat, więc wypada zaprosić. Wrzucasz zdjęcia na fejsa i koleżanki singielki zazdroszczą, a Ty rośniesz w piórka, bo Tobie się udało, a im nie.
Potem wiadomo, że robisz dzieciaka, bo przecież wszyscy tak robią, a i rodzina naciska przy każdym świątecznym obiedzie. Ciąża super extra, sesja z brzuszkiem i baby shower, żeby poczuć nieco amerykańskiego świata. Rodzisz. I wtedy się zaczyna piekło.
Dziecko zbliża? No way. Kolki, nieprzespane noce, obowiązki, a przyjemności brak. Baba skupia się na dziecku, facet idzie w odstawkę. Oczywiście jest zdziwiony, że już nie pojedziecie na Sunrise. Padacie na pysk o 21.
Seks? Czasem, w jednej pozycji. Ona nie połknie i powie, że naoglądał się pornosów i żąda cudów, on jej nie zwiąże, bo „A daj spokój, Greya żeś się naoglądała i wymyślasz”. Jesteście coraz dalej od siebie, chociaż siedzicie na jednej kanapie. Tyle lat wspólnych, a stajecie się dla siebie obcy.
Dobiegasz 30-tki. Wkurwiacie się nawzajem, kontakt ogranicza się do prostych komend „kup pieluszki, wyrzuć śmieci, znowu wychodzisz?”. Toczysz bój o wszystko. Facet ucieka z domu przy każdej okazji, kobieta frustruje się siedzeniem w domu, bo nie ma komu dziecka podrzucić. 30-tka stuka – wiesz już, że to nie ta/ten, że mogło być inaczej. Że, kurwa, każdy wydaje ci się lepszy niż to, co masz w domu.
A co jest dalej?
Dalej jest ratowanie związku.
Kobieta się stara, zapierdala w tych 15 cm szpilach, zakłada stringi, które są w chuj niewygodne (wiem, dostałem kiedyś niby męskie w prezencie, założyłem raz i pomyślałem: „No chyba kogoś pojebało”). Wypina w tych stringach dupę do telefonu, aby zrobić zdjęcie i jemu stanął a tu nic. Zero uwagi.
I kiedy tej uwagi nie ma przez dłuższy czas, to niemal na pewno pojawi się ktoś, kto kobiecie tej uwagi dostarczy. Kto tak dobrze ją zrozumie. Kto zobaczy w niej coś więcej, niż babę w dresie. Zresztą, czy można zdradzić osobę, z którą łączy cię już tylko miejsce zamieszkania???
Dziki seks, och, jakie porozumienie, och jakie przeciwieństwo męża/żony! Och, nie wiedziałam, że nowości są takie ekscytujące. Z żoną/mężem to by nie przeszło. Pojawiają się motyle, których nie było od 10 lat. I co… rozwód ? Gówno. Boisz się.
Bo inni uznają cię za skończonego kutasa albo zimną sukę, która rozbiła rodzinę. Wszyscy się od ciebie odwrócą. Dziecko przecież najważniejsze.
Trochę pobzykasz, trochę popłaczesz, trochę się poużalasz nad swym marnym losem. Trochę odżyjesz, czasem przy spotkaniu w aucie ukrytym w lesie. Trochę masz wyrzuty sumienia (miną przy pierwszej lepszej awanturze, bo kupiłeś zły makaron i jesteś nieudacznikiem) ale generalnie chcesz, być chociaż na chwilę szczęśliwy, więc romans trwa.
W końcu jednak pójdziesz po rozum do głowy i zostajesz w małżeństwie. I wiesz, że wszystko spieprzone, ale pojedziesz z rodziną nad Bałtyk w wakacje. Tak ładnie razem wyglądacie, tak fajną rodzinkę tworzycie. Szkoda, że tylko na pokaz…
Przecież tyle lat nie może iść w pizdu. Kredyt na mieszkanie, pensja 2000 brutto i pińcset złotych alimentów przy dobrych wiatrach nie brzmi zachęcająco (zwłaszcza jak lubisz buty z Kazara i gardzisz CCC).
Kochasz dziecko nad życie, męża/żonę już nie. I po co Ci to było? Czujesz, że życie marnujesz, ale nie zrobisz nic. Bo tak jak wypadało wziąć ślub i mieć dziecko, tak wypada ciągnąć małżeństwo. A czy jesteś szczęśliwy? Kogo to obchodzi… Masz dać dziecku pełną rodzinę – przecież wszyscy tak robią.
Ps. „Pokolenie Ikea” i „Brud”- pierwsze książki, które kupiłam od 10 lat. Warto było ;)”
Dlaczego już nikt nie chce się we mnie zakochać?
Jest wiele piosenek i filmów o tym, jak oni się poznali.
I co jest później, też mniej więcej wiadomo. Żyli długo i szczęśliwie. O tym, co to konkretnie znaczy to ‘długo i szczęśliwie’ to komedii romantycznych już nikt nie robi. Prędzej już jakiś dramat, że ktoś kogoś zranił, zdradził, skoczył z mostu, bądź zwyczajnie za to szczerze nienawidzi.
Jesteśmy mistrzami początków, i to od wieków.
„Piersi jej delikatnie otoczyłem dłonią
Świeżością skóry, czarem młodości olśniony
I pieszcząc całe ciało śliczne, jasne włosy
Muskając lekko, męskiej dałem upust mocy.”
To Archiloch, poeta grecki, I połowa VII wieku przed naszą erą. Swoją drogą jako jeden z pierwszych opisał w formie poezji proces dawania przez kobietę przyjemności mężczyźnie ustami i dłońmi.
/co robisz, jak jesteś ze swoim facetem w windzie i słyszysz komunikat wygłaszany przez automat: „going down” ?/
Ale nie o tym.
Cały ten wiersz wyżej to zachwyt mężczyzny nad młodą kobietą. Mężczyzny, który patrzy i nie może uwierzyć. Który dotyka i wie, że zaraz dotknie więcej. Tkwi w momencie pomiędzy pożądaniem, a spełnieniem.
I za takim uczuciem tęsknimy.
Pragniemy początków. Początki są fajne, a dopiero po nich przychodzi rutyna, która jest już niefajna.
Wszystko mija, a miłość już szczególnie szybko. Czasami zdawało się, że rano jeszcze jest, a po południu już jej nie było. I nasz skrypt tego nie obejmuje. Ludzie się, więc, szarpią.
Kobieta się boi, że już nikt nie powie, że jest piękna.
Że nikt nie będzie chciał jej już uwieść.
Że nie zobaczy ognia w oczach innego mężczyzny, który właśnie oszalał, bo odkrył jej brzuch i piersi.
Że już nikt nie będzie jej kochał. Marzył o niej i tęsknił za nią.
Dlaczego dajemy się tak robić w chuja?
Stop
Nie dajemy.
Ja tam głęboko wierzę, że to, w jakim jesteśmy obecnie miejscu, zależy od decyzji, które podjęliśmy wcześniej. A reszta to po prostu wmawianie sobie, że życie się tak potoczyło. I czasami komuś dzięki takim wymówkom jest łatwiej.
A jak wygląda prawda? („Jak wygląda kaczuszka? Kaczuszka wygląda oczkami.”)
Ludzie wybierają partnerów na całe życie, kiedy nie są na to w ogóle gotowi. Dwie osoby coś ustalają, a nagle się okazało, że dla jednej to były plany, a dla drugiej bajki. Wierzymy, że coś jest miłością, kiedy jest tylko zauroczeniem. Później jest płacz. Za utraconym uczuciem. Choć tak naprawdę, nie można stracić czegoś, czego się nigdy nie miało.
Ludzie bardzo często dobierają się na zasadzie deficytów. Skoro ja jestem słaba, to szukam kogoś silnego, kto da mi bezpieczeństwo. Ewentualnie mogę sama dać sobie orgazm, sama wymienić żarówkę, zadzwonić po hydraulika, ale mieszkać sama nie chcę.
Ludzie nie wierzą, że mogą być kochani. Albo żyją w stanie obawy, że może jednak wybrali źle. Cały czas zachowują się, więc, asekuracyjnie, wychodząc z założenia, że to wcześniej czy później pierdolnie.
Ludzie pozbawiają się życia poza związkiem. Prosta sprawa: odmawiasz znajomym/przyjaciołom kilku spotkań, kilku imprez, w końcu przestajecie się widywać, ale przecież warto, bo on/ona jest najważniejszy/a.
Ludzie sami ze sobą zawierają coraz więcej kompromisów, o których w młodości mówili, że nigdy. Że na pewno nie. Na koniec wtykają sobie kij w dupę i piją butelkę wina każdego wieczora.
Gotowe. Życie jest spieprzone.
Czy warto uciec ze związku?
I wtedy powstaje pytanie: uciekać czy ratować? Odgrzewać starego kotleta czy ubijać nowego? I tu nie ma łatwych odpowiedzi.
Ludzie czasami mówią: „Nigdy nie byłabym z kimś tylko ze względu na dziecko”. Ludzie mówią: „Nigdy nie będę błagał/a, żeby on/ona został/a”. Odpowiem: w dupie byliście, gówno widzieliście.
Ocenianie ludzi, gdy się nie przeżyło czegoś podobnego, to wyjątkowo komfortowe zajęcie. Można mieć wtedy bezkompromisowe poglądy.
Jak to ładnie stwierdziła nasza noblistka z Krakowa:
„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.”
Sąsiadka z bloku moich rodziców, kiedy umarł jej mąż, z którym była ponad 40 lat, wyprała pościel, wywiesiła do wywietrzenia kołdrę i z satysfakcją powiedziała do mojej matki: „Wreszcie nie będzie w nią pierdział. Zaczynam nowe życie”. Sąsiadka miała wtedy 68 lat.
I ja wiem, że lepiej późno, niż wcale, ale z drugiej strony 68 lat to 68 lat. A poza tym, nie każdy może mieć takie szczęście, że ta druga osoba wykituje tak szybko.
Z drugiej strony ostatnio słyszałem historię, jak to pewnego dnia rodzina, przyjaciele i znajomi obudzili się rano i zobaczyli, że pewna Kasia, która dotychczas wyglądała na bardzo szczęśliwą, zostawiła swojego męża, zostawiła swoich znajomych i przyjaciół. Uciekła z kolesiem poznanym dwa miesiące wcześniej. Przeprowadziła się 300 km od rodzinnego miasta, zrywając kontakty ze wszystkimi. Kasia, która twierdziła, że jest najszczęśliwszą osobą na świecie, Kasia, która przekonywała, że ma cudownego męża.
Wszystkim opadła żuchwa. Najbardziej mężowi. Nie kumał, o co chodzi. Nikt Kasi tak naprawdę nie znał.
Ludzie zajebiście udają. Zresztą mężczyźni często nie wiedzą, co ich kobiety mają w głowach, bo ich to zwyczajnie nie interesuje.
Czy Kasia zrobiła dobrze, czy źle? Odpowiem: nie wiem. Wiem za to, że ona też jeszcze tego nie wie, bo to się okaże dopiero po czasie.
Czy będzie mądrzejsza i szczera sama ze sobą? Nie wiem. Bez tego za moment znajdzie się w tym samym miejscu, w którym już była.
Bo w sytuacji w jakiej znajduje się Kasia, problemem nie był jej związek tylko ona sama.
I że pojadę tutaj banałem, choć z banałem to zazwyczaj jest to problem taki, że jest to prawda, którą wszyscy powtarzają a mało kto się słucha, jeśli nie potrafisz się cieszyć z małych rzeczy to nie potrafisz i z dużych. A życie składa się z drobnych momentów, które trzeba nauczyć się kolekcjonować.
Jak nie lubisz siebie to będziesz udawać kogoś kim nie jesteś, aby tylko cię zaakceptowano. Nikt nie będzie w stanie cię naprawdę poznać. Nikt więc nie będzie w stanie cię pokochać.
Jeśli nie masz przyjaciół nie będziesz też mieć związku. Bo nie wiesz jak to się robi. A to przyjaźń rozwija nas emocjonalnie.
Jeśli nie rozmawiasz z ludźmi, żyjesz w instagramie. Nie potrafisz budować relacji. Zadowalasz się pozorami.
Będziesz wymieniać jeden związek na drugi i z każdego uciekać bez satysfakcji. Ile razy można zaczynać od początku? Dużo.
Kimkolwiek jesteś, jakąkolwiek decyzję podejmiesz, życzę Ci dobrze.
[image error]
Photo by Xavier Sotomayor on Unsplash
August 16, 2017
Notka, która wkurwi kobiety
Tani dymacze z warszawskich klubów stworzyli sobie tajną grupę na facebooku. Solidarnie wypisują tam spostrzeżenia o sposobie prowadzenia się kobiet ze stolicy i okolic, które mieli przyjemność, bądź bez przyjemności, zaliczyć. Tą trzeba zbajerować żeby rozłożyła ręce i nogi, a tą tylko przewieźć autem, które robi ‘brum brum’.
„Dobry MILF z Łodzi. Łatwy do wyrwania. Dobrze i szybko daje.”
„Ruda Grażyna, ciągnie jak sprężyna.”
Są zdjęcia. Są filmy. Tak, są to zdjęcia i filmy, które te laski przysyłały facetom. Panie są na nich skąpo ubrane albo wcale nie ubrane. Tak, można sobie popatrzeć na cycki. I nie tylko na cycki. (W końcu nie ma co ukrywać, co Bóg dał człowiekowi.)
Teraz pozostali użytkownicy mogą gąskę zlustrować i zadecydować, czy warto wchodzić w krótkotrwały związek dla krótkotrwałej przyjemności. Chętnych do oglądania i dyskusji jest sporo, bo już około 5 tys. Wstęp za zaakceptowaniem przez administratora.
Kobiety tam sportretowane i te, które o forum usłyszały zareagowały jak to kobiety mają w zwyczaju. Najpierw się wkurwiły. Później – ponieważ to niezdecydowane pipy, które zamawiają 15 rzeczy na Zalando aby odesłać 14 – ogarnęły je wątpliwości. A na koniec wymyśliły, że założą podobną grupę. I tam będą się ostrzegać przed tymi, którzy wciskają każdą ciemnotę, aby tylko zaliczyć. „Jesteś taka piękna, zakochałem się w Tobie”, „Nigdy nie spotkałem świni takiej, jak Ty”, „A co masz na sobie?”, „Jakie pozycje lubisz?” albo „Wyślij jakąś sztos fotkę”.
Mężczyźni bez zasad, kobiety bez złudzeń.
Baby grupę, owszem, założyły, ale mniej więcej 14 godzin później sprawa się zesrała. Jedna z uczestniczek chciała zrobić wrażenie na swoim facecie, o którym wiedziała, że jest członkiem forum dla dymaczy. I pokazała mu grupę dla kobiet zanim ona zdążyła się dobrze rozkręcić. Chciała zarobić u niego jakieś punkty. Tym samym, po raz kolejny cała babska solidarność poszła się jebać z powodu jednego kutasa.
Męska solidarność jest większa? Być może. W końcu sam się złapałem, że nie podaję nazwy tej grupy.
—
Choć tak gwoli ścisłości, u facetów to ja też mam przejebane, bo ponoć znęcam się nad własną płcią, a tak w ogóle to ‘jestem kobietom’.
Macając się po jajach, powiem: „Grażyna. Miło mi.”
– Napisz jak wredne potrafią być kobiety – apelują kolesie. – Napisz, że baby to psychopatki, wredne manipulantki, które chcą tylko doić kasę z frajerów.
No to proszę.
Ten post będzie o ciemnej stronie kobiet. Ostrzegam. Zaboli.
Tajemnica pierwsza: kobiety są podłe dla siebie nawzajem
Największe tajemnice kobiet to nie wiek, waga i ilu facetów miały w sobie. Baby są znacznie bardziej skomplikowane. Bo jeśli facetom wydaje się, że kobiety są dla nich podłe, to tylko dlatego, że nie wiedzą jakie podłe są dla siebie nawzajem.
Każda kobieta w swoim życiu trafiła na laskę, która ją wykorzystała. Olała. Wyrzuciła nie wiadomo dlaczego ze swojego życia. Koszmarnie obrobiła dupę. Zniszczyła reputację. KAŻDA. I każda kobieta sama kiedyś była podła dla innej laski. A jeśli facet chce zobaczyć, jak traktują się kobiety nawzajem, powinien zajrzeć na jakieś forum dla bab. O kosmetykach. Albo jeszcze lepiej, dla młodych matek (dajmy na to: karmienie piersią).
Właściwie wszystko, co robi inna kobieta jest złe. A laski gdy starają się być miłe, wyzywają się od głupich suk i idiotek. Cyrk wymieszany z rynsztokiem.
Gdyby faceci puszczali sobie takie teksty, to jak w XX leciu międzywojennym musieliby się wyzwać na pojedynek. Albo zwyczajnie dać takiej jednostce w ryj.
Skąd się to bierze?
Tak jak zjebane kontakty z ojcem robią krzywdę kobietom w relacjach z mężczyznami, tak zjebane kontakty z matką robią im krzywdę w relacjach z innymi kobietami.
Matki nadmiernie krytykują swoje córki. Cały czas podnoszą im poprzeczkę. Bo wszystko mogłyby przecież robić lepiej. Uczyć się. Lepić pierogi. Mieć zainteresowania. Kisić ogóra. Są z nich wiecznie niezadowolone. Jeśli się umawiają z chłopakami, to są puszczalskie. Jeśli się nie umawiają, to marnują życie i nigdy nie znajdą męża. Dziewczyny cały czas muszą udowadniać matkom, że są coś warte.
Efekt? Młodzi chłopcy wyładowują frustrację na kimś obcym. Niszcząc rzeczy. Dziewczyny, kiedy czują frustrację, są okrutne dla swoich koleżanek. I niszczą je. A później dorastają. I wewnątrz, gdzieś za tymi wszystkimi tarczami, wyhodowanymi przez lata skorupami ochronnymi, skrywają się małe dziewczynki, przekonane, że są gówno warte. Krytykując inne kobiety, poprawiają sobie poczucie własnej wartości. Poniżając inne, czują się przez chwilę lepsze.
Tajemnica druga: kobieta kobiecie nie wybaczy wyglądu
Mężczyźni często opowiadają kobietom bajki („Nie opuszczę cię aż do śmierci”, „Nigdy z żadną nie było mi lepiej w łóżku”), to ja też opowiem wam bajkę, tyle, że nie własną, a braci Grimm.
Bajka nosi tytuł ‘Królewna Śnieżka’, a nazwa ta nie pochodzi od zamiłowania Śnieżki do seksu oralnego i połykania. W tej bajce mamy ładną macochę, takiego MILFA, naprawdę atrakcyjnego, połączenie Angeliny z Charlize Theron.
I ona stoi, niby przed lustrem, ale w rzeczywistości przed tłumami facetów, w których się przegląda i sprawdza jak na nią reagują. Bo każda kobieta nie przegląda się w lustrze, tylko w mężczyznach. I oni mówią do niej:
– Tyś, królowo, najpiękniejsza jest na świecie…
Oni patrzą na nią, umierają z pożądania, bo wiedzą, że nie mogą jej mieć. Lecz jej ten podziw wystarcza. Ale lata lecą i pasierbica rośnie. Powiedzmy taka Tylor Swift, tylko z cyckami.
I macocha nadal jest piękna, nadal jest oszałamiająca (choć makijaż trwa już nie siedem minut rano, ale z godzinkę), a poza tym, nic tak nie pomaga urodzie kobiety jak wieczór, wino i świece.
Ale co młoda rozkwitająca dziewczyna, to młoda rozkwitająca dziewczyna. Wstaje na kacu, po godzinie snu, i wygląda jak milion dolców. Macocha widzi, że uwaga mężczyzn idzie w innym kierunku i nie jest w stanie się z tym pogodzić.
To jeden z najtrudniejszych momentów w życiu kobiety, kiedy widzi jak jej uroda odchodzi. Tyle, że ona wcale nie zamierza się z tym pogodzić. Każe pasierbicę zabić i wypruć jej serce.
Co było później, to już wie każdy, siedmiu krasnoludków, szklana trumna, książę, etc.
O czym tak naprawdę jest ta bajka? O tym, jak bardzo kobieta potrafi być zazdrosna o urodę innej kobiety. Jeśli ta inna jest ładniejsza, to pozostałe laski uznają ją za pustą lalkę, tępą dziunię z tipsami, a jeśli jest na dodatek bystra – wyniosłą zdzirę. A opinię o niej wyrabiają sobie nawet nie zamieniając z nią słowa.
Brzydkie nie mają zresztą wcale lepiej. Jeśli kobieta ma jakieś wady – jest za gruba, za chuda, ma krzywe nogi – to na 100% albo i 200% jej koleżanki przynajmniej raz w tygodniu obrabiają jej dupę z tego powodu. Bo każda, absolutnie każda, powiedziała kiedyś o innej kobiecie na głos albo w myślach: „A to gruba świnia”. Jeśli jest delikatniejsza, to będzie sceniczny szept, kiwanie z politowaniem głową i rzucona mimochodem uwaga: „ALE WIDZIAŁAŚ JAK ONA PRZYTYŁA? BIEDACZKA.” Wszystko połączone z triumfalnym wypięciem cycków.
xxx
Kilka tygodni temu szykując się do napisania tego tekstu celowo zamieściłem na swoim profilu na Facebooku list od Gośki. Wiedziałem, że wywoła on gównoburzę, skala nawet mnie jednak zdziwiła. W ciągu jednej doby tyle osób zgłosiło list jako naruszający regulamin Facebooka, że został on usunięty, a mi zawieszono konto na 24 godziny.
Cóż napisała Gośka? Nie to, że lubi dręczyć małe kotki. Nie, piesków też nie. Nie kradnie. Nie jeździ nawet do Dubaju na spotkanie z szejkami (swoją drogą, jak ktoś chce dawać dupy za pieniądze, to jego sprawa). Gośka napisała, że lubi robić laskę i jej to nieźle wychodzi. Tyle.
Dla tych, którzy nie czytali, proszę:
“Szanowny Panie Piotrze,
Ponownie zaczęłam czytać wybrane fragmenty z wydanej przez Ciebie trylogii.
Niektóre zdania są bardzo mocne, dotkliwe, czasami oburzające, ale jako 30-letnia singielka, która od 2 lat oddycha „pełną piersią”, nie mogę się z większością nie zgodzić.
Ale, ale – jest taki fragment, w którym twierdzisz, że kobieta z aparatem na zębach, to co najmniej 2 lata posuchy w ustach. Otóż nieprawda! Jestem od dłuższego czasu w relacji „Friends with benefits”.
Człowiek, z którym się spotykam na kilkanaście godzin totalnej dewastacji jest osobą, nazwijmy, publiczną. Artysta, którego fanki na dzień dobry rozkładają nóżki. Przekrój wieku 18 – 40+ Przerobił „sporo materiału”. I wiesz, całkiem przypadkiem trafiliśmy na siebie. No i tak sobie trwamy w tym układzie od ponad roku. Ale do meritum. Spotkaliśmy się, gdy miałam jeden łuk na górnym uzębieniu. To był mój debiut z aparatem, więc się trochę obawiałam, żeby go nie zmasakrować. Poszło gładko i bez krzyku. Apetyt rósł w miarę jedzenia… Ja w międzyczasie dorobiłam się dolnego aparatu, a że w pewnych kwestiach jestem perfekcjonistķą i nie chcę robić krzywdy – spróbowaliśmy ze specjalnymi nakładami na zęby. Generalnie porażka. Kasa wyrzucona w błoto. No i przeszłam do działania bez żadnych wspomagaczy. Za każdym razem mój artysta wręcz wyśpiewuje całe arie. Jesteśmy na etapie, w którym osiąga trzy oralne orgazmy z rzędu. Głębokie gardło na „ostro”- i like it.
Po całonocnym maratonie mam tak cudownie opuchnięte usta i obolałe gardło, że sama sobie zazdroszczę.
Wiesz jak to jest – niektóre marzą o szpilkach Louboutin’a, powiększeniu piersi czy egzotycznych wakacjach. A ja, chcę robić najlepsze lody ever. I mam zamiar wyprodukować ich więcej niż sama Algida, bo najzwyczajniej w świecie totalnie mnie to kręci. I lubię widzieć i słyszeć, gdy z uśmiechem na twarzy, głaszcząc mnie po głowie mówi „znowu to był sztos. Uzależniłem się od Ciebie, Mała (pomimo moich 174 cm wzrostu )”.
Pewnie większość kobiet by stwierdziła, że sprowadzam nas jedynie do wysokości rozporka faceta, ale reasumując – ja i tak mam ze dwa razy więcej orgazmów niż On.”
Kogo najbardziej oburzył ten list? Kobiety. I wiem nawet dlaczego.
Tajemnica trzecia: kobiety nie lubią jak jakaś laska się puszcza i o tym mówi
Kobiety mogą sobie wmawiać, że mamy XXI wiek, i to przed kim i jak często rozkładają nogi nie ma znaczenia, bo przynajmniej w teorii są równe facetom. Ale jak to napisała mi koleżanka Urszula: “Spróbuj wyjść na imprezę i się z nowo poznanym gościem przelizać, to od razu dostajesz łatkę latawicy. I myśleć tak będę o tobie nawet dziewczyny, które na codzień walą się bardziej niż zamek w Chęcinach”.
Laska, która lubi obciągać? To lachociąg, który siebie nie szanuje. Bo dawać dupy dla czystej przyjemności, oczywiście, można. No, ALE NIE MÓWI SIĘ O TYM PUBLICZNIE. Bo co najbardziej przeszkadza kobietom w przypadku Gośki? Nie, że lubi ciągnąć lagę. Przeszkadza im NADMIERNNE AKCENTOWANIE tego faktu. Przeszkadza im, że ona się z tym obnosi. I nie jest to moje przeświadczenie z blogerskiej dupy wyjęte.
Dr. Zhana Vrangalova z Wydziału Psychologii NYU zrobiła badania wśród studentek. Wynika, z nich, że studentki najbardziej nie lubią się przyjaźnić z dziewczynami, które lubią seks i często go uprawiają z różnymi mężczyznami. To dokładnie odwrotnie niż studenci. Oni lubią kumplować się z facetami, którzy zaliczają dużo lasek.
Tajemnica czwarta: kobiety lubią się wywyższać nad innymi kobietami
Zastanawiałem się jeszcze przez moment nad listem przesłanym przez Gośkę i nagle BAM! Olśnienie. Zrozumiałem dlaczego ona go przesłała. Nie jest li jedynie niewinną niczym lelija ofiarą oburzenia kobiet, lecz jego rozmyślną inicjatorką.
Bo ten list to manifest. Ma wywołać zazdrość u kobiet (bo ona potrafi a one nie) i pożądanie u mężczyzn. Tym samym pogładzić najważniejszą strefę erogenną kobiety: mózg. A ja zamieszczając go na stronie, jestem użytecznym narzędziem, bo wywyższam ją nad inne laski.
Czyż nie jest to piękna, kobieca manipulacja?
Tajemnica piąta: kobiety potrafią być skrajnie fałszywe wobec innych kobiet, aby tylko zdobyć mężczyznę, który im się podoba
Nie wierzycie? Pewnie, że, kurwa, nie wierzycie.
Przypadek 1.
Grupa znajomych. Kilkanaścioro mężczyzn, kilkanaścioro kobiet. WSZYSTKIE laski stamtąd to NAJLEPSZE psiapsie, a WSZYSCY faceci stamtąd to NAJLEPSI kuple. Wśród nich jest para. Oczywiście pięknie wyglądająca na zdjęciach na Instagramie i fejsie, znajomi z grupy mówią im ” Ale wam zazdrościmy”, „Kiedy ślub?”, „Wy tak zajebiście do siebie pasujecie”, etc.
On przytula swoją dziewczynę i krzyczy po kilku kieliszkach w klubie, że ma najwspanialszą laskę na świecie. Po czym idzie do kibla i pisze smsa do trzech jej przyjaciółek, że świetnie wyglądają i chętnie by je teraz zerżnął. I dmucha każdą z nich po kolei.
Oczywiście wszyscy o tym wiedzą, tylko nie jego dziewczyna. Psiapsie, kiedy jej nie ma z nimi, mówią „Jak ona może być taka ślepa?” – ciesząc się, że jednak wcale się im tak dobrze nie układa.
Przypadek 2.
Kobieta rozstaje się ze swoim facetem. Po zerwaniu odzywa się do niej przyjaciółka, wypytuje o szczegóły, mówi, że dobrze zrobiła, że przecież nie może dawać się tak traktować, bo jest taka fantastyczna, pyta kiedy się zobaczą. Jeszcze tego samego dnia, kobieta wchodzi na fejsa swojego eks. Ma jego hasło, o czym on nie wie. Jej ‘przyjaciółka’ już zdążyła mu napisać, że „myślała o nim”. Po niecałym miesiącu ‘przyjaciółka’ wylądowała z nim w łóżku.
Oczywiście udając przed wszystkimi, że nic jej z nim nie łączy.
Tajemnica piąta: kobiety są mściwe, a już najbardziej względem innych kobiet
Mogą udawać, że zapomniały i wybaczyły. Nie zapominają. Potrafią o dowolnej porze dnia i nocy wyliczyć, kto je wkurwił, kto się naraził i kiedy. I owszem, wybaczą jak wytargają laskę za kłaki lub zrobią z niej publicznie idiotkę.
Tylko kobieta potrafi zaprzyjaźnić się na niby z laską, której nienawidzi, po to aby zniszczyć jej reputację w miejscu, które jest najważniejsze. Wśród przyjaciół i znajomych.
Dla kobiet najważniejsze są, bowiem, relacje.
Tajemnica szósta: każda kobieta chce się zwyczajnie zakochać
Chce, aby miękkie wargi mężczyzny dotknęły jej miękkich warg. I aby w tym momencie w jej mózgu nastąpiła eksplozja ciepła. Aby z każdym lekkim ukąszeniem ust, rozlała się po niej wielka fala gorąca.
I wtedy odda wszystko, co ma. I dla tego uczucia zniszczy każdą inną kobietę, która stanie na jej drodze.
[image error]
Photo by Alix Callow/CC Flickr.com
PS. A nawiązując do tej wspomnianej na początku grupy na Fejsie, chwalenie się ile się zaliczyło, kogo konkretnie i w jakiej pozycji jest zwyczajnie gówniarskie. Jeśli jakaś ładnie dawała, to wypadałoby zachować się z odrobiną kurwa klasy.
July 24, 2017
Jak trzymać kobietę na głodzie
Wybaczcie, ta notka będzie zupełnie inna niż zazwyczaj, bo się wkurwiłem.
Uwielbiam kobiety.
Uważam, że wyszły Stwórcy dużo lepiej, niż faceci.
Gdyby na świecie rządziły laski, jedynymi wojnami, które toczylibyśmy, byłyby te w kolejkach do przymierzalni. Przepraszam, poprawka. Gdyby światem rządziły kobiety to w ogóle nie byłoby wojen. Wszystkie państwa byłyby na siebie poobrażane.
Jesteście bardziej empatyczne. Lepiej ogarniacie rzeczywistość. Jesteście lepiej wykształcone.
Macie zabójczą intuicję (której nie słuchacie, ale to inna sprawa).
Ale jesteście również czasami tak potwornie głupie. Jesteście tak potwornie jebnięte, że ręce mi po prostu opadają.
Napisała do mnie Głupia 32. Dobrze, że posiada choć odrobinę samokrytyki i nazwała się odpowiednio. Jej list powtarza to, co widzę w różnych wariantach od kilku lat. I dzisiaj będę was opierdalał z góry na dół. Może jakaś idiotka jebnie się w głowę patelnią. Żeliwną. Cztery razy. I wtedy zrozumie.
Matka Polka karmiąca cycem swojego faceta
Głupia 32 oczywiście ma 32 lata.
Jestem Twoją wielką fanką, podobnie jak większość moich znajomych, na bieżąco czytam Twoje teksty i na nieszczęście, choć może i szczęście, z większością z nich się utożsamiam.
Pracuję w korpo, nawet nieźle zarabiam, nie jeżdżę Lexusem i mieszkam w wynajętej kawalerce, ale stać mnie na życie od pierwszego do pierwszego.
Po rozstaniu z facetem (pierwszy poważny związek w nowym mieście) ogarnęła się, zaczęła inaczej jeść, biegać, po prostu cieszyć się życiem.
Zapisałam się na znany portal randkowy, spotykałam się z facetami, ale bardziej dla towarzystwa niż dla małżeństwa. (…) Ten złoty okres trwał dokładnie do listopada 2014, kiedy napisał tam do mnie facet, nazwijmy go S.
Jeśli ktoś mnie zapytałby o zdanie, to S. jest skrótem od Skurwysyn. Ewentualnie „w mordę dymany kutaS z kompleksami”. No, ale rozumiem, że skrót działa mocniej.
Odpisałam coś tam, bo mi się nawet podobał jego szumny opis, że szuka tej osoby, że ceni rodzinę, lubi dzieci. Dopiero jak się z nim umówiłam, to zobaczyłam w opisie, że ma 1.70 m czyli centymetr więcej niż ja, ale dobra, mówię sobie, nic z tego nie będzie i tak. Randkę przekładałam trzy razy, grypa żołądkowa, wizyta kuzyna, później znowu angina.
Los sam ją ostrzegał. Jak mojego przyjaciela, kiedy w drodze na swój ślub, rozbił samochód, pogryzł go pies a później jeszcze ukradli mu auto z wypożyczalni (jest już po rozwodzie).
W końcu dotarłam na spotkanie, tyłem do mnie stał krasnoludek, chociaż ładnie ubrany.
Obrócił się do mnie i… no właśnie. Jest taka piosenka Beyonce: „Hello” – nie mylić z „Halo”. You had me at hallo…Spojrzałam na niego i po prostu nogi się pode mną ugięły, oczy mi wyszły z orbit, książkowy efekt pierdolnięcia. Gadaliśmy ze sobą chyba 6 godzin, odprowadził mnie do domu, ja całą noc nie spałam, dwa dni później zaprosiłam go do siebie do domu na kawę.
Spotykaliśmy się od tego czasu i każde spotkanie wyglądało w sumie tak, że on był u mnie na noc, seks, kolacja, film, seks, spanie, seks, do pracy, później nie widzieliśmy się czasem i kilka tygodni, bo on pracował albo jechał do znajomych.
Zwróćcie uwagę, że facet od samego początku miał ją w dupie. Skąd to wiem?
Kiedy mężczyzna angażuje się w związek z kobietą, to jest z niej dumny. Chce być z nią cały czas. Chce ją pokazywać. Chce wykrzyczeć do całego świata: „Spójrzcie, jakiego lachona wyrwałem. Ona jest moim dopełnieniem. Moim światem. Zobaczcie wszyscy, jaka jest fajna. Jaką ma dupę i nogi. Zazdrościcie mi, prawda?”
To bliski odpowiednik stania z włócznią w dłoni nad upolowaną łanią i potrząsania jajami. Jeżeli facet nie przedstawia kobiety kumplom – to się jej wstydzi. Jeżeli facet nie przedstawia jej rodzinie – to ma ją za towar do ostrego rżnięcia. Nic więcej. Nie ma tutaj żadnych innych wytłumaczeń. To nie dlatego, że jest wstydliwy, albo kogut mu zdechł, a w samochodzie przytarł zderzak i znajduje się w depresji.
Głupia 32 nie została zaprezentowana kumplom ani rodzinie.
Kiedy mu to wypomniałam to po prostu przestał pisać, a po tygodniu wysmarował mi smsa, że ja chyba czuję więcej niż on i chyba powinniśmy to przerwać. No dobra, przerwaliśmy, na 2 tygodnie, później znowu zaczęliśmy się spotykać, ten sam schemat, tylko ja nauczyłam się już trochę postępowania, przestałam mu suszyć głowę, pytać, wymagać, bo bałam się, że znowu przestanie się do mnie odzywać.
Oto klasyczny przypadek cellulitu na mózgu. Kiedy kobieta nie dostaje tego, co dostać powinna, kiedy gość nie traktuje jej z szacunkiem, to zamiast powiedzieć mu: „Spierdalaj, tam są drzwi, mam kilkudziesięciu na twoje miejsce” (swoją drogą, takie oświadczenie sprawiłoby, że kolo popadłby w pewną refleksję), co robi? REZYGNUJE ZE SWOICH PRAGNIEŃ, ABY MU BYŁO DOBRZE. Matka Polka karmiąca cycem swojego faceta.
Ten stan trwał do wiosny 2015, kiedy stojąc w Lidlu przy cytrynach dostałam od niego smsa, że dostał pracę w mieście, z którego pochodzi i się przeprowadza za miesiąc. Ja nawet nie wiedziałam, że szuka innej pracy… Nie pamiętam czy kupiłam te cytryny, pamiętam tylko jakbym osuwała się w pustkę, w ciemność i pamiętam jak leżałam później w łóżku i się dosłownie telepałam.
Następnego dnia sprawdziłam połączenia do tego miasta, zaczęłam planować weekendy, w jakie piątki będę brała wolne, żeby do niego dojechać, ogarnęłam całą logistykę.
Tydzień przed swoim wyjazdem napisał mi sms, że chciałby się spotkać i zaproponować mi znajomość. Nie wiedziałam, co to znaczy znajomość i wpadłam w furię. Odpisałam mu na tego smsa takimi obelgami, gdzie chuj, skurwysyn, przewrotny kutas były najłagodniejsze.
Odpisał mi tylko, że przeprasza, a ja usunęłam numer i miałam go gdzieś, dosłownie.
I gdyby to się skończyło w tym momencie to Głupia 32 nie byłaby Głupią. Byłaby silną laską, która owszem popełnia błędy, ale wyciąga też wnioski. Głupia 32 po rozstaniu poznała nowego faceta, zamieszkali razem, była – jak pisze – nawet szczęśliwa.
No i po 3 miesiącach napisał do mnie S. Leży w szpitalu. Bardzo mu mnie brakuje. Bardzo żałuje. Odpisałam mu, że z kimś jestem, a to jakby go mocniej napędziło. Zaczęła się regularna wymiana wiadomości, po nocach, porankach.
Co zaczął robić on? Zaczął negować jej związek.
Mój facet nie miał czasu naprawić okna? Och, gdyby on, S., tam był to by mi je naprawił, żebym nie marzła i zrobił coś jeszcze. Piszemy sobie o 2 w nocy, a co robi Twój facet? Gdyby moja kobieta pisała z kimś o tej porze, a nie zajmowała się mną, to nie byłbym szczęśliwy, itp. To trwało rok. Nie spotkaliśmy się w tym czasie ani razu, chociaż S. nalegał.
I w końcu w grudniu mój facet mnie zostawił. Po prostu. Miał dość awantur i bycia tym, kim nie jest, a czego ja od niego oczekiwałam. Oczywiście poinformowałam S. o rozstaniu, gadaliśmy całymi nocami, to pomogło mi się ogarnąć.
A następnie Głupia 32 poszła z S. do łóżka.
Spotykaliśmy się raz w miesiącu, jak zawsze u mnie, ja gotowałam, sprzątałam, starałam się, nadskakiwałam mu.
Mój kumpel mi uświadomił, że rozmawiamy o tym samym, co 2 lata temu. Czy S. mnie kocha i czy się w końcu zaangażuje, powie o mnie rodzinie, znajomym, czy poznam ich. Do dzisiaj pamiętam oczy mojego kolegi i jego stanowcze: „Kurwa, dziewczyno, nie zmieni się, on Cię nie kocha, chce tylko miłej przygody bez zobowiązań.”
Zaczęłam naciskać na S. żeby się określił i oczywiście znowu był elaborat o zakończeniu relacji i kontaktu, bo on nie jest w stanie mi dać tego, czego potrzebuję, zależy mu, ale mnie nie kocha, nie wie czy to może kiedyś się zmienić w miłość, on ma problem, nie potrafi zbudować żadnej relacji, boi się miłości, myśl, że może być od kogoś zależny go przeraża.
Tutaj Głupia 32 na moment odzyskała trzeźwość umysłu i na całe DWA TYGODNIE przestali do siebie pisać.
Wczoraj do mnie przyjechał, badał przez miesiąc czy jestem już stabilna psychicznie i go nie opierdolę, bo na początku powrotu do pisania byłam trochę niemiła. Oczywiście była kolacja, wszystko przygotowane na tip top, z małym minusem. Nie było seksu. Względy zdrowotno-kobiece. S. się lekko wnerwił i nalegał, żeby to zrobić inaczej.
W końcu rano przy śniadaniu stwierdził, że „lodów nie robię, to chociaż dobrze, że jeść dobrze daję”. Nie, nie strzeliłam mu za to w pysk. Po jego wyjeździe siedziałam 3 h w fotelu i się bujałam. Dosłownie, jak sierota. Ryczałam i się bujałam. Przy nim bałam się rozpłakać, żeby nie pomyślał, że jestem niestabilna i nie zerwał kontaktu.
Mocne? Nie. Dopiero zaraz będzie petarda. Bo mnie chuj strzelił jak przeczytałem to zdanie:
Mimo wszystko napisałam do S. czy dojechał i czy nie jest głodny i że bardzo miło spędziłam z nim czas. Odpisał mi, że on ze mną też i lubi ze mną być, bo to mu daje taki spokój i błogość.
I Głupia 32 dodaje:
Moja historia nie jest wyjątkowa ani dramatyczna, ot głupia, zakochana baba, która nie umie się odkochać. Bo ja nie potrafię zerwać z nim kontaktu. Zaczyna się od rana i kończy późnym wieczorem. Codziennie. Co nam się śniło, co jedliśmy i co czytamy. Co robimy, co będziemy robić, jaka pogoda, kogo boli głowa. Jest i ostrzej, czasami naprawdę perwersyjnie. Najgorsze jest to, że mimo, że on twierdzi, że jest takim zatwardziałym singlem to ja panicznie boję się, że on kogoś pozna, a ja wtedy stracę nawet te 40% jego, które łaskawie mi daje. To mój największy lęk. Taki paraliżujący i sprawiający, że znowu się trzęsę.
Jak uwieść kobietę na zimno
Że Głupia 32 jest inteligentna, ale jednak głupia? Fakt. Że nie ma szacunku do siebie? Prawda. Ale coś takiego można zrobić niemal każdej kobiecie.
Rozejrzyjcie się dookoła. Ile jest niby silnych kobiet, które są z facetami, którzy traktują je jak gówno, a one i tak w oczach mają płynny karmel? Ile razy powtarzają one przy przyjaciółkach, że nigdy więcej, a później są dostępne jak pizza na telefon? To kwestia naciśnięcia odpowiedniej kombinacji, przy której baby są bezbronne. Niezależnie od tego, czy mają 20, 30, 40 czy 50 lat.
Taka dzida myśli, ze KTOŚ TAKI (i tutaj wstaw sobie, co chcesz: z kim się tak rozmawia do 4 rano, z kim jest takie porozumienie dusz, kto dostarczy takich emocji, czy kto będzie miał TO WSZYSTKO NARAZ) – już się nie znajdzie. Do tego dochodzi ostre rżnięcie i dużo obojętności, przeplatanej z rzadka scenami jakiejś tam czułości. I laska lampi się w tego smartfona, jak Bambi.
To jest metoda trzymania kobiety na nieustającym głodzie, który powoduje, że łapie ona z radością wszystko, co facet jej rzuci. Jest gotowa na każde skinienie. Seks? Na zawołanie. Telefon o 3 rano: „Przyjedź”? Przyjedzie. Jest najebany jak szpadel? Ona odholuje go do łóżka, pocieszy, a rano będzie lodzik i rosół. On nie odezwie się przez dwa tygodnie? Ona będzie tęsknić, kurwić, wściekać się, a później mu wybaczy, gdy tylko on wyśle mesga: „Cześć”. BO PRZECIEŻ O NIEJ MYŚLI.
Będzie nazywać się idiotką, ale podskakiwać wewnątrz z radości. Będzie pamiętać o jego urodzinach, o jego imieninach, Bożym Narodzeniu, Dniu Chłopaka, a w Dzień Bez Stanika (30 maja) wyśle mu swoje cycki.
W tym samym czasie on będzie mówił do swoich kumpli (jeśli ich ma, oczywiście, bo mam wątpliwości): „Kobiety są takie głupie. Chciałbym być z jakąś normalną laską. Która traktowałaby mnie porządnie. Z którą można by było normalnie pogadać. Tęsknię za nowym życiem, za rozpoczęciem wszystkiego od początku. Za odcięciem się od tych głupich kur, które tylko dupy dawać potrafią, marudzą, płaczą i nie wiadomo czego chcą”.
Co mam Głupiej do powiedzenia?
Widzisz, Głupia 32, chcesz tak żyć? To żyj. Chcesz robić z siebie idiotkę dalej? Śmiało. Tkwij w tym dalej, w wolnych chwilach rycz i oglądaj filmy w stylu: „Zakochany bez pamięci”.
Wmawiaj sobie dalej, że on kocha, że on musi mieć do ciebie jakieś uczucia, mimo, że ten debil prosto w twarz mówi ci, że nie.
Uwaga, niespodzianka: ON CIĘ NIE KOCHA. Szczerze wątpię, zresztą, że kocha kogokolwiek poza sobą. I nie, nie pokocha w przyszłości. Ale wkręcaj sobie dalej.
Na co Ty tak naprawdę liczysz? Na co czekasz? Że on się nagle zakocha, przyjedzie na białym rumaku z pierścionkiem zaręczynowym? Powiem Ci jak będzie. On prędzej czy później kogoś pozna. Kogoś, kto nie będzie na każde zawołanie. Ustatkuje się nie z miłości, ale z wygody. Jedno jest pewne: NIE Z TOBĄ. I daję sobie głowę uciąć, że obecnie takich relacji jak z Tobą ma ze 2 – 3 minimum, plus jednonocne rżnięcia na boku.
A wiesz co jest najlepsze, kretynko? Nawet gdy on cię totalnie zeszmaci i zostawi, to będziesz za nim tęsknić. I słowo daje, jak się odezwie za dwa, trzy lata, to mu pewnie znowu dasz. Istnieje nawet szansa, że będziesz wtedy w jakimś normalnym związku, a i tak będzie to bez znaczenia.
Facet zanim podejmie decyzję odnośnie swojej przyszłości z jakąś kobietą powinien sobie zwalić. Dla pewności dwa razy.
Ty za każdym, kiedy przychodzi Ci do głowy chęć, aby do niego napisać wejdź pod lodowaty prysznic. I jeszcze raz. I jeszcze.
Przestań się laska mazgaić.
Żyj, albo marnuj kolejne lata. Wybór należy do ciebie. Tylko nie nazywaj gówna miłością.
[image error]
Photo by Stefano Corso/CC Flickr.com
PS. Dlaczego tak zjebałem tę dziewczynę? Bo uważam, że to jedyny sposób, aby nią wstrząsnąć. Wyślijcie to każdej lasce, która tkwiła, bądź tkwi, w podobnym związku. Albo nie wysyłajcie, mam to w dupie. Dalej niszczcie sobie życie.
July 6, 2017
Królowe Facebooka, władcy Instagrama Tysiące znajomych, a nie ma z kim szczerze pogadać
Port lotniczy Okęcie, wczesny wieczór. On – wysoki, opalony, lekko dla efektu podbity „koksem”, taki ryczący czterdziestek. Ona – kryzys wieku średniego, czyli ładna, zgrabna, w wieku ledwo popoborowym, tak mniej więcej. Widać na pierwszy rzut oka, że znają się krótko, acz są już w pewnej zażyłości.
Czyli seks był.
(Swoją drogą, z wszelkiego rodzaju określeń na ‘zrobienie loda’ najbardziej podoba mi się ‘opierdol mi hałabałe’, co jest pięknym przykładem na stosowanie współczesnej polszczyzny).
Traf chciał, że już po przejściu kontroli pasażerskiej, spacerując po strefie wolnocłowej natrafiają na kolegę naszego bohatera (żeby nie rzec klona), który – jak się okazuje – „zupełnym przypadkiem” także leci tym samym rejsem, do tego samego ciepłego miasta co oni, ba!, nawet w jednym hotelu będą pomieszkiwać.
Pan najwyraźniej zapomniał powiedzieć swojej Niuni, że to będzie wyjazd z trójkątem. A właściwie w trójkącie.
Dziewczę chyba doznało pewnego zwątpienia, a nawet i obaw, ponieważ urwało się panom i odnalazłszy oficera straży granicznej poprosiło, aby ją pod jakimś pretekstem zatrzymać („Passenger Stanislav Paluch, wrdl wrldl wrw…”) i nie pozwolić polecieć, a w razie czego pomóc, jako że kompan bardzo nalegał na jej towarzystwo w tym wyjeździe.
Ta historia, podesłana mi przez Krzysztofa, w jasny sposób pokazuje, jak ważna jest przyjaźń dla tego faceta i jednocześnie jak nieudany jest jego związek. On nie był w stanie przekazać jej prostej informacji, że chce jechać na wakacje ze swoim Ziomkiem, Memłonem, Mordą i Amigo. Bał się to zrobić. Ona zaś, jak to kobiety mają w zwyczaju, chciała mieć swojego faceta na wyłączność.
Po co jest przyjaciel?
Wyobraź sobie, że rzuca cię facet/kobieta. Chujowe? Chujowe. A teraz wyobraź sobie, że rzucają cię wszyscy przyjaciele. Co jest gorsze?
Obstawiam wariant drugi.
Po co jest przyjaciel? Dawno temu, przyjaciel, będąc bardzo daleko, podesłał mi historię, która to tłumaczy. Wierzę w nią średnio, ale jest piękna. Trafia do serca. Kobiety ani jednostki wrażliwe nie powinny jej czytać.
Do szpitala przychodzi klient. Zaspokajał się sam. A że fantazję miał wyjątkowo bujną, to włożył sobie w pupę gumkę, po czym wypełnił ją gipsem. Patent miał polegać na tym, że kiedy gips zaschnie będzie mieć idealny dildo analne (ciężko to nazwać bowiem wibratorem, chyba że dostanie się w trakcie dreszczy).
Nie krytykuję. Słyszałem o facetach, co to lubią zakładać kobiecą bieliznę i nie rzadziej jak co dwa tygodnie zamawiają sobie nowy komplet.
Wszystko szło dobrze, lecz podczas wyciągania pękła guma i … cóż, wkład pozostał. Próbował ręką, szczypcami, kombinerkami. Nie dało rady. Pojechał do szpitala. Lekarz, jak to lekarz. Niewiele jest już w stanie ich zaskoczyć. Obejrzał, prześwietlił. Wybór był mizerny. Albo rozetnie zwieracze i pacjent będzie srał pod siebie do końca życia, albo potnie go od środka. Bierze zwolennika miłości greckiej na stół, rozcina, wyciąga. Patrzy, a przez środek idealnego wibratora biegnie dziura. Dość długa. Tak jakieś 6mm średnicy.
Lekarzowi to jednak spokoju nie dawało. „Panie, rozumiem gumę i gips w dupie, nie takie rzeczy widziałem, ale weź mi powiedz skąd ten otwór biegnący przez środek odlewu????” Pacjent się kryguje, w końcu wyznaje. Poprosił sąsiada, swojego najlepszego kumpla, żeby mu to rozwiercił wiertarką.
I teraz sobie wyobraźcie: kolo na pieska, a drugi boruje go wiertarką.
Ile trzeba mieć zaufania do drugiej osoby, aby opowiedzieć jej, co ci się przydarzyło i poprosić o pomoc!
Ile wiary w tą osobę, żeby klęknąć i wypiąć dupę!
I ile mobilizacji z drugiej strony, aby wziąć wiertarkę i zacząć wiercić!
Tak, kobiety zrobiłyby dla swoich przyjaciółek dokładanie to samo.
Bo po to mamy przyjaciół. W przypadku przyjaźni zanika wstyd. Liczymy na szczery przekaz bez autoprezentacji. Ktoś cię zna i wciąż lubi, mimo, że zna. Bo macie te same cele, te same wartości. Jak w tym memie:
„Otaczaj się ludźmi, przy których nie musisz spinać dupy i wciągać brzucha.”
Nie liczy się ich uroda. Liczy się ich charakter. Moi przyjaciele mnie określają. Ich ambicje są moimi ambicjami, ich plany stają się moimi, ich pragnienia przechodzą na mnie. To z nimi porównujemy swoje osiągnięcia. Powiedz mi, kim są twoi przyjaciele, a powiem ci, kim jesteś.
Chodzi o sytuacje kiedy lecisz do tej osoby na ślub do Vegas, mimo, że ona się już pogodziła z tym że ciebie tam nie będzie. Dzwonisz do niej na recepcji i mówisz: przyjechałam.
Chodzi o sytuacje kiedy pół roku później jesteś w Nowym Jorku wysiadasz na lotnisku i nikogo się nie spodziewasz. A wita cię twoja przyjaciółka z mężem, uśmiecha się i mówi „zemsta za Vegas”.
(Zamiast Nowego Jorku wstaw Szczecin, Koszalin czy Włocławek. Chodzi o ideę).
Żyjemy w czasach, gdy przyjaźń staje się nową rodziną. Lepszą rodziną. Bo na to, kto znajdzie się w tej prawdziwej, nie mamy większego wpływu. Zresztą ci, których wybieramy za przyjaciół są do nas bardziej podobni pod względem struktury DNA niż inne obce nam osoby, pochodzące z tej samej populacji.
Pod pewnymi względami przyjaźń jest lepsza niż miłość. Miłość, pasja, namiętność – to często się kończy wraz z czasem. Przyjaźń nie. Przyjaźń z czasem potrafi być silniejsza.
Nie zadowalaj się płytkimi relacjami
Na seks nie mamy zbyt dużo dobrych określeń. No i chuj. Ale za to jeśli chodzi o znajomości, to nasz język jest bogaty. Jest znajomy, jest kumpel, jest przyjaciel. I każdy wyczuwa różnicę.
Znajomy, to osoba, której mówisz ‘cześć’. Mówicie do siebie, ale nie rozmawiacie. Kumpel to człowiek, z którym możesz sobie pozwolić na ostrzejsze żarty. Z którym masz jakąś wspólną przeszłość. I wreszcie przyjaciel. Brother from another mother. Sister from a different mister. To osoba, z którą jesteś szczery.
Facebook to wszystko zangielszczył. Każdy stał się friendem, czyli przyjacielem. A żeby jeszcze bardziej wiertarką w dupie pogrzebać, podzielił tych przyjaciół na bliższych i dalszych.
Serwisy społecznościowe upowszechniły zjawisko dobierania „przyjaciół” pod kolor. Bo mają nam wzbogacić wizerunek. Sprawić, że będziemy fajniej wyglądać w oczach innych. Tyle, że to nie przyjaźń. To sztuka autoprezentacji. Pozorne relacje. Życie w tej wersji przypomina nieustającą służbową kolację. Każdy się do siebie uśmiecha. Każdy daje lajki.
Ostatnio gadałem z dziewczyną, która ma 2 tys. „przyjaciół” na Fejsie. Nie miała z kim iść na kolację. Samotna jest. Królowe Facebooka, władcy Instagrama. Tysiące znajomych, a nie ma z kim, kurwa ich mać, szczerze pogadać.
Kobieto, nie zmuszaj faceta do rezygnowania z przyjaciół
Z czego najczęściej rezygnują mężczyźni w Polsce po wstąpieniu w związek/małżeństwo? Ze swoich przyjaciół.
Nie żartuję. Nie wymyśliłem sobie tego. Z badań tak wynika. To światowy ewenement. Dlaczego tak robią? A to już mi się w ogóle w pale nie mieści. Robią tak pod wpływem swoich partnerek. Które uważają, że to one mają im od teraz wystarczyć za całe życie. Skąd się to bierze? Myślałem nad tym chwilę i chyba wiem. Z niepewności. Z braku wiary w siebie. Z braku wiary, że ta druga osoba zostanie i jej nie opuści. Z braku własnego życia. Partner ma uzupełnić jej wszystkie deficyty. Z braku swoich przyjaciół.
I ja naprawdę rozumiem, że kiedy kobieta mówi mężczyźnie: „Spędzasz swoje życie z kumplami, zamiast ze mną”, to komunikat: „Spędzamy razem zbyt mało czasu, nie troszczysz się o mnie.” Ale nie. Po prostu nie.
Mężczyzna i kobieta muszą mieć swoich przyjaciół. Jeżeli sobie bierzesz kogoś do swojego życia, to znaczy, że go akceptujesz takim, jakim jest. A nie od razu odkręcasz mu głowę i postanawiasz przykręcić w tym miejscu dupę.
Przyjaciele muszą spędzać razem czas.
Kiedy jest się małym, przyjaźnie zawiera się łatwo. To przychodzi naturalnie. Etapami.
Idziesz do przedszkola, ktoś wali cię łopatką w głowę, ty odpowiadasz mu zgrabnym kopem prosto w jaja, a już 20 lat później siedzicie na ławce i pijecie browar, opowiadając o kobiecie (PRZEPRASZAM, ‘SUCE’), która złamała ci serce.
Dlaczego najwięcej przyjaźni pochodzi z czasów, kiedy byliśmy młodsi? Bo wtedy mieliśmy czas na pielęgnowanie relacji. Spędzanie razem czasu.
Jestem szczęściarzem, bo mam kilkoro przyjaciół. Dawniej nasze spotkanie wyglądało mniej więcej tak:
Telefon.
– Mam browar.
– Przekonałeś!
Najpóźniej godzinę później siedzieliśmy już razem.
[image error]
Ale im jesteśmy starsi, tym mamy mniej czasu. Nie jestem najłatwiejszą osobą we wszechświecie, o czym wie każdy, kto choćby próbował się do mnie dodzwonić (czasami pięć razy to za mało). A już spotkanie się w gronie osób, z których każda ma swoją pracę, swoje obowiązki, swoje wyjazdy, swoje gównoburze, wymagała więcej niż kilku telefonów, kilku zmian terminów i zaangażowania kalendarza googla. Więc jak było dobrze, to widywaliśmy się raz na trzy miesiące.
W pewnym momencie powiedzieliśmy: „Jebać to.” Z całą pewnością umierając, będziemy żałowali wielu rzeczy. I z całą pewnością nie tego, że pracowaliśmy za mało.
Wszystko może poczekać. I teraz raz w miesiącu siadamy przy okrągłym stole, wyciągamy flaszkę, odkładamy telefony i gadamy.
Co się zmieniło przez te lata?
Obrus jest biały i alkohol lepszy.
Aha, przyjaciele muszą spędzać ten czas sami. Bez swoich kobiet/mężczyzn. Dlaczego? Na to pytanie można odpowiedzieć długo i krótko.
Długo, bo z punktu widzenia psychologii przyjaźń damska i męska jest inna.
Kobieca bliskość polega na wyrażaniu emocji, a męska na działaniu. Mężczyźni rzadziej się zwierzają. Kobiety częściej. Mężczyźni, gdy proszą o radę, rozwiązują problemy. Kobiety udzielają sobie psychicznego wsparcia.
(Dwie przyjaciółki:
– Zobacz jaka jestem gruba i brzydka.
– Co ty mówisz? Jesteś śliczna i masz świetny tyłek.
Dwóch kumpli:
– Stary, ale jestem gruby.
– No, i do tego brzydki, jak chuj.)
I krótko: ludzie muszą przebywać od czasu do czasu z innymi ludźmi dla zwykłej, kurwa, higieny psychicznej.
Przyjaciół trzeba zdobywać całe życie
Tymczasem, godzina 18.00, jadę ze swoim przyjacielem tramwajem linii 9 prosto do pubu, gdzie mamy się napić piwa. Niespiesznie rozmawiamy. Niespiesznie, bo mamy za sobą wizytę w koszernej knajpie, gdzie zapchaliśmy się humusem i shoarmą wegeteriańską, w dobrej cenie, bo za niewiele ponad 20-kilka złotych polskich. Jesteśmy trzeźwi (jeszcze). Mówimy o meczu piłki nożnej, który się zbliża.
Obok stoi pucułowaty facet z reklamówką Biedronki w dłoni i włącza się do rozmowy. Opowiada o walkach KSW na Stadionie Narodowym, oraz swojej siostrze w Niemczech, która udając rozwiedzioną, wyłudza od niemieckiego podatnika gruby hajs. Jej mąż mieszka z nią, tylko klapki z przedpokoju trzeba regularnie chować i jego kurtki też, bo kontrola może wpaść.
My się dziwimy, on informuje, że następnego dnia rozpoczyna trzymiesięczny urlop i właśnie jedzie na ostatnią nocną zmianę do pracy.
A tak w ogóle, to ma dziś urodziny. Na koniec życzymy mu najlepszego, ściskamy prawicę, niczym serdeczni znajomi, on częstuje nas garściami czekoladowych cukierków, które wyjmuje z reklamówki. Nam głupio odmówić ich przyjęcia (piję alkohol, więc nie jem słodyczy). Wysiadamy na moście Poniatowskiego.
Przyjaciel zostawia cukierki na poręczy przy zejściu z mostu. Wyrażamy przekonanie, że ludzie na początku będą węszyć jakiś podstęp, że słodycze są nafaszerowane czymś w rodzaju środka na przeczyszczenie. Ale w miarę zbliżania się godzin wieczornych i podnoszenia się stanu upojenia, uprzedzenia znikną. I faktycznie, kiedy wracamy trzy godziny później w to samo miejsce, cukierków już nie ma. Zeżarte.
Jaki z tego wszystkiego płynie wniosek? Warto poznawać nieznajomych. Warto się do nich odzywać. Czy to było ważne spotkanie? Nie. Czy ten przypadkowo spotkany człowiek zostanie moim przyjacielem? W życiu. Ale zdradzę wam coś. Poczułem się… dobrze.
KAŻDA ROZMOWA NAS ROZWIJA.
xxx
Obserwuję ludzi, których relacje sprowadzają się tylko do domu i dzieci. Ich przyjaciele gdzieś zniknęli. A oni jakby w pewnym momencie wpadli w ścianę kisielu, w którym poruszają się w zwolnionym tempie robiąc te same ruchy. Praca. Dom. Dzieci. Urlop. Znam faceta, który nie tylko nie ma przyjaciół, ale stracił nawet znajomych. Cała jego relacja sprowadza się do rodziny i żony. Wisi na nich.
Dla mnie to nie jest życie, to jest trwanie.
W miarę upływu czasu coraz trudniej, bowiem, jest nam otworzyć się na drugą osobę. Coraz trudniej jest utrzymać więzi. Coraz trudniej się nam poznaje nowych ludzi. Jest to umiejętność, którą tracimy.
Bo nam się nie chce.
Bo się boimy.
Bo to zbyt trudne.
Mówię o autentycznym poznawaniu kogoś. A aby poznać kogoś naprawdę, musisz mówić tej osobie coś autentycznie prawdziwego o sobie. Koniec z gierkami, cynizmem i hipokryzją. Odsłanianie się jest ryzykowne. Ale warto. Uwierzcie mi, warto.
Każda przyjaźń przechodzi przez ciężkie chwile
Każda.
U kobiet przyjaźnie są często kilkuletnie. Jeśli Jola była najlepszą przyjaciółką Kasi w liceum, to Jolę zastąpi za trzy lata Basia, a Basię już na studiach – Marysia, co ma wszystkie Rysie. A Marysię koleżanka z pracy – Ania, która w kobiecej sztafecie przyjaciółek zostanie podmieniona na Justynę, a później Magdę. Skąd się bierze ta kobieca potrzeba nieustannej wymiany? Może po części z zazdrości kobiet o inne kobiety? O ich cycki, nogi, usta, powodzenie u mężczyzn, kolor lakieru do paznokci i bardziej gęste włosy.
A może po prostu: kobiecość = niestałość?
Tak jak kobieta nie wytrzyma z jedną parą szpilek i jedną sukienką w kolorze czarnym, tak nie wytrzyma z jedną przyjaciółką.
Mężczyźni są bardziej stali w tej dziedzinie, ale gubią przyjaciół w miarę upływu czasu. Często przez dumę albo pychę. Sam pamiętam jak pokłóciłem się o jakiś drobiazg z moim dobrym przyjacielem i nie odzywaliśmy się do siebie przez rok. Pogodziła nas dopiero nasza ówczesna kumpela na długiej, pijackiej sesji na Krakowskim Przedmieściu. Na szczęście ten błąd – dzięki niej – udało się naprawić.
Czasami warto zadzwonić. Czasami warto zapytać: „Co ty, kurwa, odpierdalasz? O co ci laska/ziom chodzi? Zjebałam/łem coś? Przestań się nadymać.”
Przyjaźń zazwyczaj kończy się, tak naprawdę, kiedy komuś zmieniają się wartości. Lub kiedy jedno z przyjaciół odnosi duży sukces, a drugie nie może sobie z tym poradzić.
Wtedy zostają nam dobre wspomnienia.
I tak, zadzwoń. Albo odezwij się na Fejsie. Ktoś, gdzieś tam, na ciebie czeka.
[image error]
unsplash.com
Piotr C.'s Blog
- Piotr C.'s profile
- 36 followers

