Piotr C.'s Blog, page 13

July 17, 2019

Czy oddasz pięć lat swojego życia, żeby spełnić jedno swoje marzenie?

“Jest późno w nocy i zaczynasz szukać czegoś do oglądania na Netfliksie. Rzucasz okiem na kilka tytułów, czytasz nawet kilka recenzji, ale ciągle nie możesz się na nic zdecydować. Klikasz. I klikasz. I nagle jesteś zbyt zmęczony, aby cokolwiek obejrzeć. Więc godzisz się z porażką i idziesz spać”. 


Ta scena to według Pete’a Davisa charakterystyka całego naszego pokolenia. Pyzaty 20-kilkulatek o spojrzeniu mopsa wyznał to, kończąc naukę na wydziale prawa uniwersytetu Harvarda. Stojąc przed swoimi koleżankami i kolegami z roku. 


Pokolenia, które nie może się skupić tak naprawdę na niczym. Które cały czas jest niepewne. Świata, własnych wartości, miłości. Mając na karku 20 lat. 30 lat. 40 lat (pierwszy rozwód, drugi rozwód, rozgoryczenie, żółć). Które nie potrafi przywiązać się do niczego ani nikogo na stałe. Życie jest tu kroczeniem korytarzem między mnóstwem drzwi. Każde z nich oznacza jakieś możliwości. Lecz mijamy je. Otwieramy na moment. I idziemy szukać dalej. 


Utknięcie w którymś pokoju jest przerażające. Bo przecież jest tyle innych. Ale równie przerażające jest utknięcie w korytarzu. Nie potrafimy się zaangażować, tak samo jak nie potrafimy wybrać filmu na wieczór. Bo wszystko co najlepsze już widzieliśmy. 




Miałem nadzieje i marzenia, mam browara i Facebooka


Dzieciństwo i młodość jest stanem, w którym króluje potencjalność. Możesz stać się piłkarzem jak Robert Lewadowski, możesz stać się słynną aktorką jak Joanna Kulig, możesz być bogaty, możesz wszystko. 


Później zaczynamy się przejmować. Z roku na rok boimy się  coraz większej ilości rzeczy. 


Że nie skończymy szkoły. Że nie znajdziemy dobrej pracy. Dobrego partnera. Ten strach schodzi coraz niżej. Do coraz drobniejszych rzeczy. Że seks już nie ten. Że facetowi przestało zależeć. Że samochód coś szarpie na jałowym. Że ktoś się wepchnął przed nami na światłach. Że kobieta w sklepie była nieuprzejma. 


Setki dram, małych i większych, tworzą obraz człowieka, który nieustająco się czegoś boi. Że popełni jakiś błąd. A później, nie wiadomo kiedy, potencjalność się kończy i okazuje się, że większość ludzi może bardzo niewiele. Może oglądać tego Lewandowskiego w telewizji i mówić “Ja bym lepiej zagrał”, albo patrzeć na tę Kulig na ekranie i komentować “Tłusta taka, co ludzie w niej widzą?” Jak ktoś nienawidzi, że innym się udało, to całą swoją energię poświęca na nienawiść. I na nic innego już jej nie zostaje. 


Świat jest brutalnym miejscem, które wygina nas i miażdży. Nie każdy robi to co w życiu chce i nie każdy dostanie od życia to co chce. 


Jeśli nasze życie jest jak bar, to na niektórych czeka tylko tanie piwo. 


Jeśli nasze życie to jezioro, to w miarę upływu czasu porasta ono glonami. Zaczyna śmierdzieć. Czuć tam zapach, jak w miejskim autobusie bez klimy przy 35 stopniach. W końcu to co żywe – pozbawione tlenu zdycha. 


Ale marzenia dają nam nowe jeziora. Dają nam oddech. 


Marzenie może być banalne. Ale ma być twoje


Wszyscy żyjemy w świecie insta lie, gdzie nic nie jest tym czym się wydaje być. Laska wstaje rano, robi makijaż i kładzie się znów do łóżka, aby strzelić sobie fotkę jak wygląda po przebudzeniu. I wrzucić ją do społecznościówek. 


Każdy chce być piękniejszy niż w rzeczywistości, lepszy niż w rzeczywistości i robić bardziej ciekawe rzeczy niż w rzeczywistości. 


Targowisko próżności w którym o jakości twojego życia decydują twoje zdjęcia. Sztuczny świat, pełen smutnych ludzi. 


Nie ma tam nic własnego. Wszystko jest zaś na pokaz. W ten sposób ludzie boją się przyznać co naprawdę lubią. Żyją życiem innych. Żyją tym co najlepiej wygląda w sieci i budzi największy podziw. 


Marzenia są zaś czymś autentycznym. Zazwyczaj nie znamy marzeń innych ludzi, bo są one kwestią indywidualną. Naszą, prywatną. Często wstydliwą. Ta potrzeba musi z nas wypływać, gdzieś z wnętrza. 


Mój dobry przyjaciel ma ośmioletnią córkę. I jego marzeniem jest, aby zapewnić jej możliwie najlepszą edukację i patrzeć jak dorasta na pewną siebie, mądrą kobietę. Dlatego miesiąc w miesiąc płaci kilka kilo kaszanki i sporo plastrów bekonu za jej szkołę. Mimo, że to boli i to bardzo. 


To piękne marzenie. Podoba mi się. 


Marzenia dla mnie wiążą się z jakimś wewnętrznym spokojem. Ze zrozumieniem kim jestem, czego pragnę, co jest dla mnie ważne. Z akceptacją przerażającej odpowiedzialności za moje życie. 


Wiem już, że im większa niepewność w naszym życiu, tym większa potrzeba łapania chwilowej przyjemności. Udowadniania sobie czegoś. Stąd się biorą sytuacje, kiedy facet szuka spokoju w domu i ognia na mieście. I żadna ilość kobiet nie jest w stanie zaspokoić głodu, który ma wewnątrz. 


Film fanasy dla kobiet? Wilkołaki dmuchają się z wampirami. Film fanasy dla mężczyzn? Klip  z kartoflanego hip – hopu kobiety, bardziej rozebrane niż ubrane, wypinają pośladki. Mężczyźni siedzą w Porsche albo w Ferrari, które to auto ma im zapewnić dostęp do tych zgrabnych kobiet się wypinających. 


Jak to śpiewa? Malik Montana:


Przyszedłem sam, zabrałem dwie


Wychodzimy we troje do nowego AMG


Przyszedłem sam, zabrałem dwie


Wychodzimy we troje, w samochodzie robię je


Na podłodze robię je


Na kanapie robię je


Wkładaj go do buzi zanim roztopi się


 To nie moje marzenia. 


 Ja już wiem, że te kobiety uprawiają komedię, w której grają pożądanie w której grają podniecenie. W której krzyczą: “Ależ ty masz wielkiego!”. A skoro wiem, to nie chcę w tym brać udziału.  


Czekając na cud


W miarę upływu lat ludzie zaczynają szukać skrótów. Schudnij 10 kilo w 10 dni. Zarób milion w tydzień. Poderwij ją/jego używając trzech prostych ruchów (w przypadku faceta będzie to trzykrotne pociągnięcie za jedną dźwignię). I moje ulubione: wygram w Lotto i wtedy się zacznie. Cztery miliony. Osiem milionów. Dwanaście. Wtedy będą samochody i podróże. Wtedy pójdę do mojego szefa i powiem mu, że jest głupim chujem. Zawsze wtedy pytam ludzi, czy grają. Dziewięć na dziesięć osób odpowiada, że nie… 


A czasami ktoś wyjątkowo zdesperowany robi tak, jak Belle Gibson.


Gibson to niezwykle atrakcyjna 20-kilkuletnia blogerka z Australii. Napisała na swoim blogu „Whole Pantry” że kiedy miała 20 lat stwierdzono u niej raka mózgu. Miała umrzeć. Że leczenie nic nie pomagało. Nowotwór zaatakował trzustkę oraz wątrobę. Że zrezygnowała z tradycyjnego leczenia i opracowała dietę, która ją całkowicie wyleczyła.


[image error]


Napisała książkę kucharską, którą kupowały osoby chore na raka. Dużo egzemplarzy. Ludzie jej przekazywali pieniądze za pośrednictwem aplikacji na komórki. Dużo pieniędzy. Kasa miała iść na cele charytatywne, w tym na pomoc dla chłopca chorego na nieuleczalnego raka mózgu. 


Pokazywała swoje życie na Insta. Ludzie szaleli na jej punkcie. Bo młoda. Bo ładna. Bo zdolna. Zapraszały ją media. Była sławna i popularna. Do momentu, aż jedna z gazet dotarła do jej koleżanek ze szkoły, które stwierdziły, że Gibson nigdy nie miała raka. A później wyszło, że z 410 tys. dolarów które zarobiła na sprzedaży książki na cele charytatywne poszło tylko 10 tysięcy. Gibson wydawała pieniądze na podróże na Bali. Na leasing luksusowego sportowego auta. Na ubrania.


Marzenia są fajne. Ale  marzeniami jest jak z zakupami w sklepie mięsnym za komuny. 


Dla każdego były tylko puste haki i gruba wredna sprzedawczyni. 


Za czymkolwiek co nadawało się do jedzenia trzeba było już długo postać. 


Ktoś patrzy na mnie i myśli: “Dobrze ma, jebany. Chuj mu w dupę, skurwielowi”. Tak, dobrze mi. Ale ludzie którzy na mnie patrzą teraz, widzą tylko stan na dziś. 


Nie widzą drogi, którą przeszedłem. Która zaczęła się od ławki pod blokiem 20 lat temu. Od pierwszej wódki pitej z kumplami na ogródkach działkowych. 


Czy ktoś poświęci 20 lat aby być na moim miejscu? Jakoś kurwa nie sądzę.  Jestem atencyjną dziwką, przez większość czasu myślą zdecydowanie za dużo o rzeczach których i tak nie zrozumiem, popełniając każdy możliwy błąd o których mówiłem sobie, że już ich więcej nie popełnię. 


Choć wiem, wiem ta pyta do kolan kusi.


Czy poświęcisz pięć lat swojego życia, aby spełnić jakieś swoje marzenie? 


A rok?


Bo nie ma drogi na skróty.  


Co jeśli nie zdążysz?


Piszę te słowa siedząc w lobby hotelu w Chicago, gdzie kiedyś zaczynała się route 66, a kończyła w Kalifornii w Los Angeles. Siedzę tutaj bo chcę zrealizować jedno z marzeń mojego życia. Przejadę samochodem z Chicago do Nowego Orleanu. Zobaczę miasto, które jest moim marzeniem. Zwiedzę południe. 


I ja rozumiem, że można nie rajcować się podróżami a taki Immanuel Kant to nawet całe życie spędził w Królewcu (za wyjątkiem jednego wypadu do Gołdapi) a nikt nie może powiedzieć, że nie miał bogatego życia wewnętrznego. 


I laski go chciały tak, jak chcą gościa który na wiejską dyskotekę podjeżdża Audi tt w gazie. 


(Jadę Audi w el pe dżi,

Jestem panem każdej wsi,

Jest Mariola, jest Teresa,

Więc jedziemy pod GS-a,)


Ale ja chcę to zrobić od kilkunastu lat. Od kiedy oglądałem w telewizji Północ Południe oraz Przeminęło z wiatrem. Kiedy oglądałem True Blood. Kiedy czytałem Amerykańskich Bogów. 


Zawsze to odkładałem. 


Bo przecież zdążę.  


A co jeśli nie?


Patrzę na zdjęcie mojego dziadka Mańka, który kpiąco uśmiecha się do mnie z brązowej fotografii. Miał o ponad 20 lat młodszą żonę. Miał przed II wojną światową samochód, choć wtedy takie rzeczy chyba nazywano automobilami. Automobil czy samochód, niewiele osób miało coś takiego w tamtych czasach. A on chciał, więc miał. 


Moje pierwsze wspomnienie z nim związane pochodzi z czasów, kiedy miałem pięć czy sześć lat i dźgałem go dziecinną szabelką przez szparę w drzwiach, kiedy siedział na sedesie. Musiał być ostro poirytowany zachowaniem gówniarza, bo mi tę szablę połamał, co zresztą opisałem w Pokoleniu Ikea, czyli swojej pierwszej książce.


Za ten gest babcia Lodzia obraziła się na niego na kilka dni. 


Jakie były marzenia Mańka? Nie wiem. Pamiętam jednak jego radość, gdy dostał encyklopedię PWN (taki papierowy, mocno uproszczony google). Dla niego, człowieka już wtedy ostro po 70 – tce  czytanie zapisanych tam haseł była możliwością podróży do innego świata. 


Zmarł mając 85 lat. 


Patrzę na zdjęcie mojego ojca Tadeusza. Długie włosy. Obok stoi moja matka w kwiecistej sukience. Jest bardzo słoneczny dzień, zdjęcie jest trochę za bardzo naświetlone. Są bardzo młodzi. Mają po 20-kilka lat. Uśmiechają się do siebie. Planują. Nie ma mnie jeszcze na świecie.  


Jakie były jego marzenia? Wiem tyle, że na starość chciał przeprowadzić się nad morze. I patrzeć na fale, kiedy będzie powoli umierał, mając moją matkę przy boku. 


Zrobił to. 


Umarł mając lat 70. 


Kiedy ja umrę nikt nie będzie ich już pamiętał.


 Nasze życie jest proste. 


Przedszkole.


Podstawówka.


Liceum.


Pierwsza miłość.


Matura.


Studia.


Pierwsza praca.


Małżeństwo.


Dziecko.


Dziecko dorasta i wyprowadza się.


Starość. 


Śmierć.


A gdzieś w międzyczasie jesteśmy my. Ludzie umierają. Za rok. Za pięć. Za 20. I mało kogo to obchodzi.


W życiu przez ostatnie 20 lat nauczyłem się kilku rzeczy. Że wszystko czego się bałem, te czarne scenariusze, które przewidywałem, w większości przypadków się nie zrealizowały. Martwiłem się bez sensu na zapas. Wydarzyło się za to dużo chujowych rzeczy, których przewidzieć nie byłem w stanie. 


Nauczyłem się, że gdy ktoś mnie pyta co to znaczy być dorosłym, to odpowiadam, że to stan, kiedy nie muszę już nikomu nic udowadniać. Nie muszę robić wrażenia. Nie muszę być podziwiany. 


Nauczyłem się wreszcie, że trzeba żyć, a nie zrzędzić, że nie mogę. Że jestem za stary, za biedny, za głupi, zbyt nieśmiały, etc. Po prostu wzruszam ramionami i robię swoje.


Ja nie spełnię waszych marzeń. Ale próbuję spełnić swoje. 


[image error]


Photo by Gabriel Matula on Unsplash


 


 


 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on July 17, 2019 18:55

June 9, 2019

Co zrobić, aby on oszalał na moim punkcie?

Oto fragment dialogu między kobietą a mężczyzną, który odbył się mniej więcej dwa tygodnie temu. Dla nakreślenia sytuacji dodam, że seks już był i to raczej taki, po którym kobieta zaczęła się zastanawiać, czy nie popłynęła jednak trochę za bardzo.


On: Właśnie przejeżdżałem koło ciebie


Uśmieszek.


Uśmieszek w czarnych okularach.


Ona: Stęskniłam się.


On: ….


Ona: ?


On: Co u Cb?


Ona: długo referuje mu co u niej i że w sobotę spotkała się i poszalała z przyjaciółką.


On: Super.


Kciuk do góry.


Koniec.


“Może faceci w tym wieku mniej piszą, sama nie wiem? Chciałabym przejąć kontrolę, ale nie wiem jak, tak aby to on czekał na wiadomość ode mnie”  – pisze zrezygnowana ona.


No i co ja mam jej odpowiedzieć?



Całą książkę ostatnio na ten temat napisałem.


Do ściągnięcia tu:


[image error] Polecam
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 09, 2019 03:31

May 21, 2019

Nic nie jest na zawsze

Phineas Taylor Barnum był człowiekiem, który wymyślił showbiznes. Ojciec współczesnej rozrywki, milioner, geniusz marketingu.


Zaczął od tego, że wykupił starą ślepą niewolnicę, a następnie pokazywał ją za gruby hajs jako 160-letnią nianię George’a Washingtona (tak, możecie kojarzyć to nazwisko). Do jego szczytowych osiągnięć należy też cyrk, czyli obwoźne przedstawienie z dziwadłami, zwane inaczej ‘freak show’.


Czyli coś jak panie i panowie na Wiejskiej, tyle, że u Barnuma ludzie byli dziwni na zewnątrz, a nie wewnątrz. Występowały u niego takie postaci jak człowiek – gąsienica, człowiek – żaba, kobieta z brodą czy nasz rodak Stefan Bibrowski, który na całym ciele miał dziko rosnącą grzywę, przez co dorobił się przydomka: człowiek – lew.


[image error]


Źródło: http://www.oldpicsarchive.com/rare-vintage-photos-part-6-41-pics/35/



Ja jednak nie o tym. Barnuma mocno zainteresowało dlaczego ludzie z taką chęcią chodzą do wróżek.


Zrobił głębokie badanie, posłuchał sobie co mówią one klientom i nie był w stanie w to uwierzyć. Ale wyszło mu, że mówią wszystkim… dokładnie to samo.


Masz potrzebę, by ludzie cię lubili i podziwiali, jednak jesteś osobą krytyczną wobec siebie”.


Życie nauczyło cię, aby nie przesadzać ze szczerością, kiedy się przed kimś otwierasz. Czasem bywasz osobą otwartą na ludzi, przystępną i towarzyską, ale innym razem zamkniętą, ostrożną i zdystansowaną.”


Niektóre z twoich marzeń wydają się być nierealistyczne.


Robisz kupę co rano, a czasami wieczorem”.


Te fantastycznie głębokie stwierdzenia mogą pasować do dowolnej osoby na świecie. Nazywa się to efektem Barnuma.


Dlaczego o tym piszę? Bo mamy w sobie głęboką potrzebę wiary w różne rzeczy, choć niekoniecznie wiara pokrywa się z prawdą (prawda jest jak śmierdzący francuski ser, wiele osób lubi jeść, mało ze sobą go nosi).  


Ludzie wierzą, że można żreć, pić i palić i dożyje się setki. Owszem można. Ale statystycznie rzecz biorąc dbać o siebie się jednak opłaca. Tylko, że dbanie o siebie jest trudne i nudne. A tak? Jakie pięknie uzasadnienie do opierdolenia kubełka KFC i popicia go colą.


Ludzie wierzą, że można przeżyć wypadek samochodowy bez pasów bezpieczeństwa. Owszem, większość jednak je przeżywa, ale właśnie dzięki pasom bezpieczeństwa. Takie historie są jednak mało seksowne.


Ludzie wierzą, że wszystko stanie się łatwe jeśli znajdziesz tą właściwą osobę, która da ci wtedy czas, zaangażowanie oraz szacunek. I oczywiście, istnieje taka opcja, że spotkasz kogoś, kto cię uratuje. Zazwyczaj jednak musisz uratować się sama/sam, aby zbudować coś dobrego.


Ludzie mają nadzieję, że miłość nie zmienia się z biegiem lat. Przecież romantyczna historia wszechczasów to nie Romeo i Julia, którzy razem umarli, ale babcia i dziadek, którzy razem doczekali starości.


I niby rozumiemy, że nawet imperium rzymskie padło, Gra o Tron miała ostatni sezeon, flaszka się też kiedyś skończy, a jednak marzymy o rzeczach, które będą na zawsze. Upajamy się myślą, że miłość będzie do śmierci, przyjaźń do grobowej deski, a związek bez zdrady. A później się okazuje, że ktoś dostał podwyżkę, a ktoś drugi nie i przyjaźń się kończy. Że przyjaciółka żony była jednak na tyle atrakcyjna. Że mąż przyjaciółki był na tyle pociągający.


Ludzie przychodzą do nas i nas opuszczają. A my puszczamy innych, mimo, że miało być inaczej. Mimo, że obiecywaliśmy, że będzie inaczej.


Ile kobiet kochałem i gdzie są teraz?


W 2005 roku zespół „Strachy na Lachy” nagrał piosenkę „Piła Tango”.



Leciało to tak:


Gruby jak armata Szczepan błąkał się po kuli ziemskiej


Trafił do Ameryki prosto z Legii Cudzoziemskiej


Baca w Londynie z Buchami się sąsiedzi


Lżej się tam halucynuje, nikt go tam nie śledzi


Karawan z Holandii. On przyjechał wreszcie


Andrzej Kozak, Mandaryn? znana postać medialna


Tyci przy nim jest kosmos, gaśnie gwiazda polarna


Jest tu Siwy, który w rękach niebezpieczne ma narzędzie


A kiedy Siwy tańczy – znaczy mordobicie będzie


Ilekroć słucham tej piosenki przypominam sobie osoby, które towarzyszyły mi przez moje życie. I też znam takiego Siwego, który jak tańczy to też wiadomo, że będzie wpierdol. 


Przedszkole, mielony z buraczkami, przyjaźnie, znajomości, kumplostwo, picie piwa na pomoście, pocałunki, spacery, wyjazdy etc. Ile z tych kobiet kochałem? Z iloma osobami się przyjaźniłem? Gdzie są teraz? Każdy ma listę takich osób w głowie, a czasami nawet gdzieś głęboko w duszy i jak się poskrobie, to ciągle jest jakiś ból.


Czasami po nie jeszcze raz sięgamy


Jakieś 10 lat temu był bardzo popularny serwis, który nazywał się Nasza Klasa (jak ktoś ma koło 30 -tki to pewnie pamięta pana Gąbkę). Ludzie zaczęli się spotykać na imprezach klasowych, zaczęli się oglądać, zaczęli odświeżać stare sentymenty.


Przypominając sobie czasy i osoby, w których byli zakochani tak, że bardziej nie było można. Wspominając ławkę w parku i pogryzione usta.


Po Naszej Klasie było sporo romansów. Sporo pospiesznego seksu po hotelach.


I sporo rozczarowań.


Bo się zmieniamy. Nie ma tego chłopaka, który był 10 czy 15 lat temu. I nie ma tej dziewczyny. Są tylko wspólne zdjęcia, gdzieś tam na starym dysku komputera.


Zmienia nas życie, zmieniają nas doświadczenia, zmieniają nas ludzie.


Powiem szczerze, bo chyba mogę być z wami szczery: nie wierzę w odgrzewane znajomości tak samo, jak nie wierzę w odgrzewane żarcie. Zawsze będzie gorsze niż za pierwszym razem. No chyba, że jest to bigos. Ale bigos też jest w chuj ciężkostrawny.


Czeka cię rozwód jeśli mieszkasz w mieście na L


Ponoć przeciętny człowiek poznaje w życiu 10 tys. osób.


Czasami wkładałem w relacje bardzo dużo wysiłku. Starałem się. Słuchałem, pocieszałem, pisałem, dzwoniłem. Spotykałem się. Uśmiechałem jak kretyn.


Ta druga osoba też się często starała i to było widać. No bo niby jesteśmy tacy podobni, niby jesteśmy tacy fajni, więc powinno zagrać. Ale to wszystko było na musie. Na siłę. Czasami jest po prostu tak, że cokolwiek zrobisz, niezależnie od tego ile wysiłku w to włożysz i tak to nic nie da.


A czasami spotykasz kogoś i jest po prostu ‘klik’. Rozumiecie się bez słowa. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem.


Jedna relacja trwa sekundy.


Inna pięć miesięcy. Przez ten czas nikt nie ma żadnych wad. Masz burdel w mieszkaniu, a wszystkie twoje łachy leżą na podłodze? Cudownie, ale pokaż cycka. Masz upierdolony garnek w zlewie nie myty od lutego? Jesteś taki męski! A później nagle wszystko na raz zaczyna cię wkurwiać.


Inna relacja trwa pięć lat.


Jeszcze inna pół wieku.


Dlaczego tak?


Pewne rzeczy czasami się po prostu wyczerpują.


W Polsce rozwiedzie się 40 proc. małżeństw, a jak mieszkasz w Lesznie, Legnicy, Siemianowicach Śląskich, Lublinie bądź Ścinawie to w ogóle masz przerąbane, bo tam statystyka ma w ataku Luisa Suareza, który wali bramkę za bramką.  


O związki się walczy


Jedną z prawd Internetu, w którą mocno chcemy wierzyć, jest to, że o związki się walczy.


Tylko tak naprawdę nie potrafimy o nie walczyć. Nie chcemy. Jesteśmy zbyt wygodni. Miłość/przyjaźń jest jak ćwiczenia na w-f do pierwszego bólu. Jak nie ta, to inna. Jak nie ten, to może kolejny. Żyjemy w czasach, kiedy pewne rzeczy są płytkie, mimo, że chcielibyśmy mocno, żeby były głębokie.


Jak to ładnie ujął  dr. Bartłomiej Dobroczyński:


Dzisiaj świat mówi nam, że w jakimś sensie miłość własna jest ważniejsza. Jest pierwsza. Zadbanie o SIEBIE. MÓJ dobrostan. MOJE szczęście. MÓJ komfort – to przede wszystkim. Jeśli kochanie kogoś ci to daje, to rób to dalej, ale jak przestaje, przestań. Jeśli ktoś w ten sposób rozumie miłość, to tak będzie postępował. Jest przyjemnie, korzystam, rozwijam się, to jestem. Psuje się, muszę się wysilać, zwijam się. I to jest nawet jakoś racjonalne. Co z tym zrobimy? Nic.”


Pod pewnymi względami jestem strasznym konserwatystą. Jak kogoś dopuszczam do siebie, do mojego prawdziwego ja, do moich emocji i uczuć, to walczę.


Moi przyjaciele są ze mną od 20 – 30 lat. Czy będą ze mną do śmierci? Nie wiem. Chciałbym. Ale ja się zmieniam, oni też się zmieniają. I zawsze możemy się rozminąć. I przegapić ten moment.


Jak bardzo należy się czasami zgiąć, aby uratować przyjaźń czy miłość? I czy po tym zgięciu, po tym poświęceniu czy nadal jest ten sam związek?


Bycie sobą to dla mnie zgodność myśli z czynami. Kiedy coś się kończy? Kiedy kończy się szacunek do siebie. Kiedy mija akceptacja. Kiedy mija wzajemny luz. Kiedy mija poszanowanie potrzeb. Ty nie szanujesz już jego, on – twoich.  Kiedy przestajesz się cieszyć na spotkanie. Kiedy nie cieszysz się wracając do domu.


Przyjaciel/partner to ktoś kto akceptuje nasze wybory. A co jeśli przestaje je akceptować?


To znaczy, że zmieniły się nasze wartości. To znaczy, że długo nie byliśmy tak naprawdę blisko.


To znaczy, że mogliśmy się spotykać, pić wódkę, mówić o kobietach, muzyce, życiu i śmierci, ale gdzieś tam nie byliśmy już ze sobą szczerzy. To znaczy, że mogły być kolacje, kino, zaciskające się dłonie na prześcieradle, ale czegoś tam już zabrakło.


Skończyło się. I są tylko dwie osoby które są sobie obce, a między nimi jakiś żal.


W rozstaniach zawsze są winne obie strony.


Na koniec


Należy być wdzięcznym za wszystkie dobre rzeczy i dobre chwile. Oczywiście można mieć to też w dupie; kto wkurwionemu zabroni. Ale jak pamiętamy dobre – jest łatwiej. Zostaje sentyment.


W swojej książce “Brud” napisałem kiedyś:


Mam pewien sekret.


Czasami, raz na tydzień, dwa tygodnie wchodzę na jej Facebooka i patrzę, co u niej. Najczęściej oglądam to zdjęcie, na którym siedzi na schodach.


Raz na jakiś czas w naszym życiu pojawiają się ludzie, po których sprzątamy latami.”


[image error]


Photo by Lloyd Dirks on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 21, 2019 15:41

April 30, 2019

Wykorzystał mnie i zostawił. Co zrobić żeby wrócił? (Bez ściemy. Czego facet ci nie powie)

No już po seksie zasypiamy bo on na rano do pracy, zawsze sporo gadamy po seksie


I ja się pytam: co my robimy. Czy my się tylko pieprzymy, czy my się spotykamy. A on ze Co ja myślę i chcę. No to ja żeby nie był cwany. I nie odpowiadał pytaniem na pytanie.


A on, że dla niego teraz priorytetem jest praca, że on nie chce żeby coś go odrywało od pracy.


Dlatego nie gotuje, ma osobę od sprzątania, prania, prasowania bo jego zdaniem to są rzeczy na które bez sensu tracimy czas i energię.  


Dostał awans w tym miesiącu. Rok wcześniej niż planował. Więc, co ja bym chciała?


Ja na to, że nie mogę teraz powiedzieć. Że go lubię, jest miły, ale jak mamy się dalej spotykać  to na pewno nie akceptowałabym, że nie dostaję od niego żadnej wiadomości przez 3 tygodnie ani tego co robi teraz.


Powiedział że on wie że 9 na 10 kobiet się na taki układ nie zdecyduje i że on chce zostawić rzeczy takimi jakie są.


A potem zaczęłam myśleć, że on jest naprawdę porządnym facetem.


Bożena


(pisownia oryginalna)


Dalej Bożenka (swoją drogą, doskonale wykształcona, bardzo ładna 25 letnia kobieta) wyjaśnia, że ma zamiar nadal się spotykać z tym Jamesem Bondem.


A ja w tym momencie zastanowiłem się i stwierdziłem, że może jednak nie mam racji uważając, że pewnych rzeczy nie trzeba ludziom tłumaczyć. Bo chyba jednak trzeba i to od podstaw. Bo można jednocześnie być mądrym a emocjonalnie ciagle głupim. 


Dla kobiet nie ma seksu bez zobowiązań


W tej szczerej wypowiedzi pomoże mi fakt, że jestem na kacu, co zaskakujące po wypiciu niewielkiej ilości wódki, która owszem smakowała nienajgorzej, ale w skutkach była niczym pity duszkiem płyn do spryskiwaczy i łeb mnie…


…boli.


„Boli” bo miałem kląć mniej, choć w rzeczywistości napierdala. A czuję się dziś intelektualnie jak Daewoo Matiz na gazie (nie pijcie wódki Bocian).


Rozumiem, Bożenko, że sytuacja wyglądała tak: poznałaś jakiegoś pana, wydał się sympatyczny, zaprosiłaś go więc do domu, albo on ciebie do siebie, wino smakowało bardzo dobrze, więc najpierw spadła sukienka, a później inne rzeczy.


Jesteśmy dorośli – to nic złego.


Rozumiem, że później zapraszałaś go już regularnie i on ciebie również zapraszał, opowiadając przez wszystkie komunikatory co ci zrobi i w jakiej pozycji. A teraz sytuacja zdecydowanie nie jest już one night standem, ale też nie jest związkiem i zastanawiasz się, o co tu chodzi, czy to pranie, wirowanie czy może płukanie.


Ustalmy priorytety.


A więc, Bożenko:


Po pierwsze: jeśli kobieta zaczyna regularnie sypiać z mężczyzną to zawsze, ZAWSZE (mimo, że wmawia sobie, że oczywiście jest całkowicie inaczej) zacznie jej zależeć.


Nie prychaj mi tutaj koleżanko i nie rób wiatru rzęsami.


Zwyczajna potęga chemii organizmu.


Dopiero od lat 60 ubiegłego wieku – kiedy pojawiła się pigułka antykoncepcyjna – kobiety są w stanie z dużą pewnością planować i kontrolować, kiedy będą miały dzieci.


I dopiero od tego momentu można powiedzieć, że w kulturze masowej seks stał się dużo łatwiejszy do uzyskania.


Nasze ciała w wyniku ewolucji są skonstruowane jednak inaczej,  


W trakcie, kiedy dajmy na to nagi mężczyzna bierze kobietę w dobrej bieliźnie na kolana i cytuje jej Tetmajera („lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania”) uwalnia się oksytocyna we krwi (osiąga maksymalny poziom w trakcie orgazmu) oraz wazopresyna (jej wysoki poziom odpowiada za monogamię).


Oba hormony są mocno powiązane z chęcią stabilizacji, przywiązaniem, miłością etc.


Oczywiście, kobiety mogą starać się uniezależnić seks od emocjonalnej bliskości i jest to nawet możliwe, ale przy jednorazowym seksie (bo każdy ma prawo do gimnastyki).


Po drugie: widzisz, Bożenka, świat jest niesprawiedliwy. Mężczyźni częściej popełniają samobójstwa, krócej żyją, częściej lądują w więzieniach, częściej giną na wojnach, nasza kondycja intelektualna na starość jest gorsza od waszej, ale w sumie mamy trochę łatwiej jeśli chodzi o relacje.


Ilu mężczyzn ma okazję wypróbować młoda dziewczyna, czy nadają się do stałego związku?


3?


5?


10?


Decyzję, jeśli myśli o założeniu rodziny musi zaś podjąć dość szybko, między 25 a powiedzmy 33 rokiem życia. Osiem lat. OSIEM.


W tym okresie jest też dużo ważnych rzeczy do rozwiązania. Praca. Mieszkanie. Odpowiedź na pytanie: kim jestem, dokąd zmierzam i jaki podkład jest najlepszy.  


W przypadku mężczyzny jest nieco inaczej. Mamy więcej czasu (powiedzmy od 25 do 45 roku życia) i wiemy o tym. To oznacza, że podświadomie czujemy, że nasza uwaga może zostać ukierunkowana na inne rzeczy.


Jeśli więc facet mówi, że najważniejsza w życiu jest dla niego praca, to nie znaczy to: czekam na wielką miłość, która lada chwila zapuka do mych drzwi, i powie JUHU!! tylko najważniejsza jest dla mnie praca.


Koniec.


Żadnych podtekstów.  


Po trzecie: ja już wiem, że to co kobieta mówi a myśli to dwie różne sprawy, zazwyczaj zresztą sprzeczne. Ale też mi trochę czasu, zajęło zanim tę wiedzę zdobyłem, a jeszcze więcej zanim ją ZROZUMIAŁEM.


Większość z nas jednak do tego etapu nie doszła, albo dla własnego lenistwa i komfortu uznaje, że jeśli kobieta mówi facetowi, że chce od niego tylko seksu, to widać chce tylko seksu, bo jej macica na widok taaaaakiego pytonga wiruje. No jakżeby miała zresztą nie wirować? Fajny jest, nie?


I on się na taką relacje pragmatycznie decyduje – wybacz będzie bolało – bo to wygodniejsze niż szukanie jakichś pań po dyskotekach, bardziej higieniczne, bo ryzyko wstrzykiwania antybiotyku jest jakby mniejsze. Tu mi się przypomina historia pana Himilsbacha, któremu panienka odradzała ot tak po koleżeńsku, posunięcie się z nią za daleko, informując, że ma syfa.


–Odpowiedziałem jej – stwierdził Janek – nic nie szkodzi. Jestem mężczyzną.


–I co, złapałeś?


–A jak!


Wreszcie ekonomika jakby lepsza, bo dziewczęta lekkich obyczajów za akty seksualne żądają jednak gotówki.


Uwaga, teraz będzie grubo –  to że facet regularnie z tobą sypia, a nawet dobrze wam się rozmawia również o niczym nie świadczy. Mi się dajmy na to bardzo dobrze rozmawia z moim kumplami a z żadnym nie chciałbym stworzyć związku.


Mężczyźni nastawieni w życiu są na rzeczy, kobiety na relacje i stąd bierze się wiele złudzeń


Mężczyźni dzielą kobiety na żony i na kochanki


Po czwarte: z nami facetami jest tak, – uwaga będzie jeszcze  grubiej – że dość precyzyjnie dzielimy kobiety.


Są tam przypadki na raz: (czemu blondynka klęczy pod sklepem? bo jest napisane – ciągnąć).


Są tam przypadki:  nie jestem gotowy na związek, bo się rozglądam (spotykam się z tobą, przez kilka lat, później rzucam a sześć miesięcy później biorę już ślub z inną)


Są tam również przypadki: potencjalna żona. I żaden ci tego nie powie, ale my faceci czujemy czy dana foka się do małżeństwa nadaje (o tym po czym to poznać napiszę może w przyszłości, a może nie, jak mam napisać, to wpisujcie miasta).


W te schematy są też wpisane sytuacje,  kiedy jeszcze wieczorem, gość uznaje, że właśnie spotkał kobietę swojego życia.


A rano budzisz się w jakimś mieszkaniu. I pierwsze co sprawdzasz to czy masz jeszcze portfel a drugie usiłujesz sobie przypomnieć kim jest ta obok. A jak dobrze pójdzie to nawet jak ma na imię.


Przy czym ta sama dziewczyna może dla jednego mężczyzny należeć do kategorii żona, a dla drugiego do kategorii na raz, bo z kobiety często dostajesz to po co sięgniesz.   


xxxx


Zresztą czasami jesteśmy na takim etapie naszego życia, że liczy się tylko seks, zaliczanie kolejnych panienek, i jeszcze więcej seksu.


I nawet jeśli przyjdzie Olga Sieriabkina  czy Katherine Langford w białej sukni, pasie do pończoch i obietnicą wiecznej miłości na ustach to i tak nic nie pomoże. Karolina Gorczyca też jest ładna, nie przeczę.


Czasami mamy taki okres, że jesteśmy trudni, bo lecimy w dół.


Facet załatwia wtedy jakieś swoje problemy.


Swoje deficyty.


Bo czuje się za mało męski.


Bo ma niskie poczucie własnej wartości.


Bo ma kompleksy.


Bo mści się na kobietach.


Bo boi się starości.


I co z nim zrobisz? Nic z nim wtedy nie zrobisz, tylko się poranisz.


comamrobićżebyonwrócił


Po piąte: ja takich listów od Bożenek dostałem od metra, więc już wiem, że najdalej za pół roku Bożenka napisze kolejny list.


był ze mną , pieprzył mnie, tak mówiłam, że to tylko seks, ale później się zakochałam, a kiedy mu o tym powiedziałam to mnie zostawił. mężczyźni to świnie.


comamrobićżebyonwrócił!!!!


Liczą się jak rozumiem w takim przypadku niebanalne psychologiczne sztuczki, magiczne zaklęcia i dekokty oraz krew jednej dziewicy zaraz po tym jak ją znajdę ostatnią w  Borach Tucholskich.


(należność proszę wpłacać na moje konto w mbanku)


I nie, za żadną kasę NIE UGOTUJĘ KOTA.  


A teraz rewolucyjna myśl Bożenka.


A gdybyś zamiast pieprzyć się bez sensu,  zamiast rzucać się po łóżku i wzdychać, zamiast ryczeć i pytać: “why, Miguel why” wzięła i zastanowiła się, jak pchnąć swoje życie do przodu to co by się wydarzyło?


Gdybyś zamiast wybierać gościa który, cię nie chce, poszukała kogoś kto o tobie marzy to co by się stało?


Ja wiem, że jak gość cię zlewa i pokazuje, że mu nie zależy, to znaczy według ciebie posiadł tajemniczą wiedzę na temat tego, że jesteś z gówna, co czyni go obiektem twoim marzeń i mokrych snów.


Ale wiesz co? Trzeba się szanować.


Mimo, że na początku boli. Mimo, że jest strach przed samotnością.


Bo, jak się czegoś nauczyłem w swoim długim życiu to tego, że natura nie znosi próżni.


Miejsce osób które odchodzą zajmują zazwyczaj dla nas lepsze.


Jak on cię nie chce, to cię nie chce. Hak mu w smak a pinezki w dupę. A w związku ma być i pranie i płukanie i wirowanie.


[image error] Photo by Keenan Constance on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 30, 2019 01:30

April 8, 2019

Dlaczego nie wierzę w #MeToo (męski punkt widzenia)

#MeToo, ruch przeciwko przemocy wobec kobiet, stał się produktem. Jak Coca Cola albo McDonald’s.


Pomijam dywagacje na temat szeregu pań, które bardzo chciały zagrać w filmie, przyszły do ważnego pana producenta do pokoju hotelowego aby porozmawiać o roli, dostały ją, a dziesięć lat później nagle uświadomiły sobie, że to był gwałt, a one były haniebnie wykorzystane.



Pomijam, bo bądźmy dorośli. Casting do roli odbywa się w wytwórni filmowej. Jeśli dorosła kobieta idzie do mężczyzny o znanej reputacji, do jego pokoju hotelowego i uważa, że będzie z nim oglądać znaczki pocztowe i dyskutować o metodzie Stanisławskiego, to albo jest bardzo naiwna (i wtedy mamy przestępstwo, wtedy do akcji powinna wejść policja), albo mamy tutaj bardzo dobry przykład jak wygląda hipokryzja. 


Dziesięć innych kobiet tego nie robi, bo nie chce dupą płacić za sukces. I będą chciały rozmawiać o roli co najwyżej w barze na dole. 


Aha – żeby było to w pełni jasne. Producent, który korzysta z tego typu „castingu” jest małym fiutkiem. Jak widać inaczej nie potrafi uwieść kobiety.  


Pomijam jednak ten wątek, bo układ ‘praca za seks’ nie znajduje się w moim systemie wartości. Zarówno kiedy robi tak kobieta, jak i kiedy robi tak mężczyzna (tak, tak, znam takie przypadki).


Pomijam, że inicjatorka ruchu Asia Argento zapłaciła 380 tysięcy dolarów w ramach ugody, za molestowanie seksualne 17-latka. Pomijam, że zaprzeczała, że do molestowania czy seksu doszło. Pomijam, że robiła tak do momentu, kiedy ujawniono fotografie, kiedy jest z ze swoją ofiarą topless w łóżku oraz że ujawniono korespondencję w której do tego seksu się przyznaje. Pomijam, że wkrótce po tym, jesienią ubiegłego roku, została  członkiem składu X-Factor Italy. Pomijam, choć to atrakcyjna teza, że ryba psuje się od głowy, mężczyźni od penisa, a feministki są walnięte, bo w takiej poetyce dyskutować nie będziemy.


Za #MeToo kryje się wiele dramatów, wiele kobiet zyskało odwagę, aby opowiedzieć w ten sposób o swoich traumach z przeszłości.


Szanuję to.


Tu każde oskarżenie jest prawdziwe. Bez sądu


Pomijam legislacyjne pomysły takie jak zgłosiła niedawno partia Nowoczesna, choć tu akurat drgnęła mi brew.


“Kobieta nie będzie musiała udowadniać, że została zgwałcona, to sprawca będzie musiał wykazać, że miał jej zgodę” – mówiła Kamila Ferenc, prawniczka z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.  


Idea, że można oskarżać bez żadnych dowodów i bez żadnej odpowiedzialności jest, przyznaję w XXI wieku, całkiem świeża, ale trochę jak dla mnie zbyt radykalna.


Ale czyż nie na tym opiera się teraz #MeToo? W końcu tu każde oskarżenie jest z góry uznawane za prawdziwe. Lincz odbywa się od razu w mediach społecznościowych. I to kto ma faktycznie rację nie ma specjalnego znaczenia. Tego się nie bada.


Podkreślę: każda przemoc wobec kobiety powinna być ukarana. Ale od tego są organy sprawiedliwości. Nie internet. 


A jak ktoś krytykuje #MeToo to nie oznacza, że popiera przemoc wobec kobiet. 


Owszem, pewne słowa zmieniły kontekst. Pisze do mnie Marek:


Dla sporej części internetowej młodzieży gwałt to już jest jak ktoś dziewczynę klepie na dyskotece po tyłku … Molestowanie to jest jak chłopaki na siłowni widzą fajną „dupę” i zaczynają ją podrywać. WNIOSEK ??? Ludzie kompletnie nie rozumieją tych pojęć.


My w naszym świecie za młodu jeździliśmy na obozy całymi grupami i nigdy nie było takich akcji, by któraś dziewczyna która z nami szalała na materacach na sali gimnastycznej krzyczała na całą szkołę, że ją GWAŁCĄ. Gdzie z plecakami waliliśmy setki km po górach na Słowacji i nie było, że któraś wymiękała bo plecak jest za ciężki. Wszyscy spaliśmy w salach gimnastycznych w śpiworach niemalże jedno na drugim i nie było problemu ani z seksualnością ani molestowaniem…


W tamtych czasach wychowywaliśmy się jako młode 18 latki doskonale znając granice zasad i zabawy. Nie było, że dziewczyna w tamtych czasach na spojrzenie czy jakieś tam teksty leciała do prokuratora i pisała o tym w gazetach.”


Na samym początku pokiwałem głową, tak, owszem racja. Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej się z tym nie zgadzam.


Bo 30 lat temu ludzie jeździli bez pasów bezpieczeństwa i też teraz dużo osób z sentymentem wraca do tych czasów. I mówi, że przecież nic się wtedy nie stało. 


Po prostu samochody były wolniejsze i było ich mniej. Teraz pasy są potrzebne, a standardy się zmieniają. Choćby kiedyś nastolatki nie miały dostępu do porno w internecie. Teraz mają. Toteż tych granic zasad i zabawy często nie znają. 


Nikt nie ma prawa dotknąć kobiety bez jej zgody.


I nie ma tu żadnych usprawiedliwień.


Ale też trzeba brać pod uwagę, że normalni faceci nie gwałcą lasek. Normalni faceci nie klepią ich po dupie, gdy one idą po ulicy. I takich normalnych jest zdecydowana większość.


Nie można zrównać ze sobą ordynarnego i nieumiejętnego podrywania z nękaniem i przemocą seksualną.


To ogromna różnica. Obiektywna i subiektywna. Miejmy odpowiednie proporcje. Chamski podryw, mimo że nieprzyjemny, nie jest gwałtem. Wyjątkowo natrętny może być molestowaniem. 


Ale zrównanie tych zjawisk (gwałtu i chamskiego podrywu) jest jak splunięcie w twarz prawdziwym ofiarom brutalnej przemocy. 


Tak, wiem mężczyzna nie może na takie tematy pisać: ma penisa. Wszyscy wszyscy mężczyźni są źli, bo mają penisy, a penisy są źródłem seksualnej opresji kobiet. I nie tylko seksualnej. Feministki są wściekłe, że przez lata faceci kazali kobietom robić różne rzeczy. Teraz same mówią kobietom i mężczyznom, co oni powinni robić.  Pisałem o tym całkiem niedawno tu.


Wzajemna nienawiść sprawi tylko, że będziemy dwoma wrogimi gatunkami. I powoli się nimi stajemy. Kobiety i mężczyźni nawzajem przestają być sobie potrzebni.


Ale nie wierzę w #MeToo z zupełnie innego powodu. Nie wierzę, ponieważ młodzi ludzie żyją w czasach triumfu iluzji nad rzeczywistością, czasach płytkiej powierzchowności i wszechogarniającej głupoty.


W swojej książce “# To o nas” piszę: „Jesteśmy pokoleniem NIC. Nie mamy nic do powiedzenia poza obrazem. Tworzymy świat, którego nie ma. To jest nowa religia. Obrzędy są odprawiane za pomocą selfie stick.


Kobiety wpisują hasztag #MeToo. Tymczasem prawdziwą twarzą dzisiejszego świata są Kardashianki i ich klony. 


Lajeczek za cycek. Serduszko za dupę


Rodzina Kardashianów ma ponad pół miliarda obserwujących na Insta (głównie nastolatek) prezentując świat, gdzie kobieta jest głupia, pusta i panuje szczucie dupą. Gdzie liczy się tylko to, w co jest ubrana (najlepiej jak jest rozebrana, wtedy lajeczków jest dużo więcej) i jak pomalowana.


Patrz, ale nie dotykaj. 


Tysiące kolesi robią fap, fap do tych zdjęć, opisując w komciach co by zrobili, gdyby tylko mogli ją spotkać live. A ona puchnie z dumy, że ma takich fantastycznych obserwujących i jednocześnie nimi gardzi, jako stadem leszczy.


Specjalizujemy się teraz w udawaniu. Udawaniu, że jak ktoś kupi szminkę za 20 dolarów to będzie piękniejszy, jak się popsika zapachem za cztery stówy to wszystkie kobiety będą jego, albo jak kupi auto za 100 tys. to jego życie nabierze sensu. Nie. Nadal będzie chujowe, tylko w innym samochodzie.


#MeToo używane w tej konwencji stało się przydatnym narzędziem, żeby poprawić wizerunek i reputację. Żeby odwrócić uwagę od czyichś problemów. Albo sposobem, żeby znowu zaczęli pisać na Pudelku.


Atakują cię media? Poskarż się, że byłaś ofiarą seksistowskiej przemocy. To od razu wyszlachetni wizerunek.


Doda we Wprost:


Nigdy nie byłam ofiarą przemocy seksualnej, ale za to byłam ofiarą publicznej, słownej seksistowskiej przemocy. Stan Borys stwierdził, że takie jak ja tańczą w USA na rurze. Tymochowicz w gazecie poinformował mnie, że za przysłowiową złotówkę powie mi, na jakie kolana usiąść, by zrobić karierę. Robert Kozyra z uśmiechem na twarzy udzielił wywiadu, że mój wygląd to bardzo dobra agencja towarzyska w powiatowym mieście.


Jacyś raperzy nagrali piosenkę, w której wyzywają mnie od blachary służącej do jednego celu. Sąd w sprawie raperów, którzy mnie obrażali, uznał, że mogą tak mówić, bo sama posługuję się takim językiem. Dziś taki wyrok wywołałby skandal. To tak jakby powiedzieć, że ofiara gwałtu jest sama sobie winna, bo założyła za krótką spódniczkę.


Ja myślałem, że skandal, przemoc słowna w wykonaniu Dody, epatowanie seksem, to sposób na fejm i zarabianie hajsu, ale ona była po prostu skrzywdzona i odreagowywała! Przepraszam, byłem jak widać w błędzie. 


#MeToo stało się przydatnym narzędziem, aby coś przy okazji sprzedać. Stało się właśnie produktem. Jak Coca Cola albo McDonald’s.


Jestem silna i niezależna. Samiec twój wróg. #MeToo. Musisz kochana siebie zaakceptować, a tu masz reklamy diety oraz kremów, które poleca mój sponsor oraz botoks i silikon.


Ostatnio zorganizowano „walkę” Marta Linkiewicz vs Esmeralda Godlewska. Czyli walczyła pani która zasłynęła ze wskazania z kim i w jakiej pozycji uprawiała seks, kontra pani, która  w stanie wskazującym spowodowała wypadek samochodowy na warszawskiej Pradze, uderzając najpierw w inne auto, a później w ścianę budynku. A wszystko za 19,99 zł w PPV.



Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tym starciu pomyślałem, że ktoś robi sobie jaja z okazji 1 kwietnia. A jednak nie, to jednak prawda, ktoś to faktycznie zorganizował.


Żyjemy bowiem w czasach, gdy młode laski z całego świata chcą wyglądać jak Kardashianki, wszczepiać sobie implanty pośladków, nagrywać seks taśmy i być sławne jak Marta Linkiewicz.  W tym świecie wszystko łącznie ze sławą można załatwić przez seks lub dobry wygląd na Insta. 


Tego szaleństwa nie da się już zatrzymać. Żadnym hasztagiem. Hasztag nie uchroni nikogo przed przemocą. 


Jeśli kogoś tym uraziłem to dobrze. Może się otrząśnie.


[image error]


Photo by James Kresser on Unsplash


Źródła:



Wprost Doda opowiada o słownej seksistowskiej przemocy. „Miałam tylko 20 lat
Noizz.pl Kobieta nie będzie musiała udowadniać, że została zgwałcona, to sprawca będzie musiał wykazać, że miał jej zgodę 
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 08, 2019 09:30

March 31, 2019

Jak będziesz mieć 80 lat na karku to czego będziesz żałować? [Najbardziej osobista notka]

Największe kace swojego życia miałem zawsze na Wschodzie. Pamiętam jak ostro zmiękczony, chwiejąc się nieco nad pisuarem, gdzieś na Ukrainie, usłyszałem: “Jebany Polak”. I już, przyznaję, chciałem bić w ryj, za polski Lwów (w końcu rządzą nami trumny), za biało – czerwoną na maszcie, kiedy zorientowałem się, że słowa te nie są skierowane do mnie tylko do nieco osłabionego przedstawiciela naszej nacji, który zasnął na kiblu i obrzygał sobie spodnie. Siedział, ale nadal w ręku trzymał butelkę wódki marki Lex. Pokiwaliśmy z kolegą Ukraińcem z uznaniem głowami nad takowym ordalium, któremu dobrowolnie poddał się ten zawodnik, i wymieniliśmy kilka internacjonalnych uwag o twardych głowach braci Słowian. Po czym umyliśmy ręce.



Pamiętam, jak pewnego dnia w Kijowie zaczął padać deszcz. Mieszkaliśmy tam na pierwszym piętrze rozsypującej się kamienicy, gdzie piętro pod nami przed drzwiami były dwie kamery i długo z kolegą Marcinem dyskutowaliśmy, czy mieści się tam dom publiczny z wyjątkowo bezpiecznym seksem czy po prostu ktoś ma wysoko postawione standardy jeśli chodzi o swoje bezpieczeństwo. Chałupa miała wielkie okno na ulicę i miniaturowy balkon. Siedzieliśmy na nim, piliśmy wódkę, a dookoła lało.


[image error]


To była taka letnia burza, gdzie woda jest ciepła, noc jest ciepła i masz ochotę wyjść na ulicę, wznieść głowę do nieba i czuć jak po tobie spływa deszcz. W 20 minut na ulicy było wody po pas. Wylewała się z samochodów, ludzie brodzili w niej jak w gigantycznym jeziorze. Studzienki nie wyrabiały. Później przeczytałem, że ulica przy której mieszkaliśmy nazywa się – o zachwycie! – Basenowa. W przypływie fantazji wleźliśmy do tej wody w klapkach, porozmawialiśmy chwilę z przechodzącymi akurat tubylcami, po czym wróciliśmy na górę.


[image error]


Kijów. Za chwilę wejdziemy do wody. Będzie jej więcej


I mniej więcej godzinę później ogarnął nas żal odnośnie straconej okazji. Jakiż byłby to wypas, założyć jeszcze czepek, popłynąć do pobliskiej restauracji, wyjąć z gaci kartę i postawić kolejkę całej knajpie. Niestety, wody już nie było. Stracona życiowa szansa, następnym razem nie popełnię tego błędu.


Pamiętam, jak wstałem pewnego ranka w Bukareszcie i na serio zacząłem się zastanawiać czy nie dopadł mnie jakiś pokątny seks analny, który nie wiadomo dlaczego łatwo było przegapić. Okazało się, że coś ugryzło mnie w nocy w dupę i naprawdę bałem się, że to mogły być pluskwy (są dwie siły niepowstrzymane, polski turysta i czerwonoarmista).


Pamiętam, jak raz schodziłem ze schroniska na Piątce w Tatrach, bo spieszyłem się na mecz Euro 2012. Mogłem go obejrzeć w innym schronisku. I mniej więcej w połowie drogi zachciało mi się, hmmm…. Najprościej mówiąc, odczułem gwałtowną potrzebę fizjologiczną. A że ruch ludzi był spory i nie dało się tego załatwić na uboczu, bez ekspozycji pod tytułem ‘jeleń na rykowisku’, to zacząłem biec. Ależ jak ja schodziłem z tej góry!!! W jakim tempie!!!


Śmigałem wręcz po kamieniach. Unosiłem się nad powierzchnią. Nie muszę mówić, że to był mój rekord zejścia. Ostatnie kilkaset metrów pokonałem biegiem. Jakże byłem szczęśliwy że toaleta jest wolna… Nie pamiętam kto grał w tym meczu, ale scenę ze schodzeniem pamiętam. Moi kumple też ją pamiętają.


Pamiętam moment, jak siedzę w małym pubie gdzieś w centrum Lizbony, jest po północy, zamawiam gin z tonikiem, (bo ja zawsze jak nie wiem co mam zamówić to zamawiam dżin z tonikiem) a na minimalnej powierzchni 22-letnia piękna brunetka tańczy salsę z jurnym jak poseł Niesiołowski 65-latkiem w kaszkiecie oraz pięknej klasycznej marynarce w kratę, który przed momentem poprosił ja o taką uprzejmość. I obydwoje zaśmiewają się do rozpuku i bawią przy tym tak, jakby jutro miało nigdy nie nadejść.


Tak, zgadzam się, wiele moich wspomnień jest powiązanych z alkoholem.


Mówi się, że większość ludzkich problemów bierze się z pożądania erotycznego. Zaprawdę odpowiadam, że nie, w większość problemów wpadłem pijany albo na kacu, będąc gdzieś poza domem. 


Ale to wszystko we mnie zostanie. I zdychając będę miał to wszystko przed oczami. 














View this post on Instagram



















A ten widok zabiorę że sobą do grobu


A post shared by Piotr C. (@pokolenieikea) on Jul 30, 2018 at 11:59am PDT




Ludzie jeżdżą w różnych celach. 


Żeby zrobić jedno zdjęcie.


Psycholog Jacek Walkiewicz, którego bardzo szanuję, powiedział kiedyś coś takiego:


Podróże kształcą? Tak, ale tylko wykształconych ludzi. Ludzie jadą do Egiptu, stoją pod piramidami i mówią: Patrz, jaka niska, wyższa się wydawała. I to jest koniec refleksji na temat 3 tysięcy lat historii. Jadą do Meksyku i na pytanie ‚Jak było?’ mówią: Meksyk jak Meksyk, ciepło było. (…)


Bo teraz często nie jedzie się oglądać, smakować, doświadczać ludzi, jedzenia, etc. Jedzie się przede wszystkim zrobić jedno zdjęcie i wrócić. Żeby inni spojrzeli i zazdrościli. Double tap na insta i lecą serduszka.


Czy podróż bez zdjęcia się liczy?


Czy jeśli się coś zje i nie sfotografuje to zjedliśmy czy nie?


Czy jeśli zjedliśmy i zapomnieliśmy, że zjedliśmy, to byliśmy w danym miejscu i czasie czy nie?


Czy ten kadr utrwalony gdzieś na telefonie czy w chmurze jest ostatecznym dowodem naszej bytności? A może zapominamy pewne rzeczy, bo możemy liczyć na telefon?


Że on nam zawsze przypomni?


Nie wiem.


Wiem, że mi żal takich osób. Jechać po to, aby się tylko pochwalić, że się gdzieś było to jak polizać sutek przez materiał i odejść. Jak za miłość uznać samogwałt. Jak za burgera to co podają w Macu. Tak jakby z książki przeczytać tylko jedną stronę. 


Żeby nie musieć podejmować decyzji.


Wolność to w dzisiejszych czasach możliwość picia nieograniczonej ilości wódki, zażywania nieograniczonej ilości dopalaczy, seksu z kim się chce i możliwość kupienia rzeczy z Vitkaca.


Tak jak to było u Himilsbacha: trzeba dużo pić i jebać, żeby się z nędzy wygrzebać.


Wtedy można pewne rzeczy zagłuszyć. Na moment wyłączyć całe to pogubienie. Zagłuszyć pytania:


w kim znaleźć oparcie jeśli wszystko jest bez sensu? No to seta. Jak sobie poradzić z samotnością? Druga seta i butelka wina do tego. Z presją świata? Piguła.


Jak odróżnić iluzję od rzeczywistości, fejk od marmuru, silikon od ciepła ludzkiego dotyku?


Trochę fety i jakoś pójdzie.


Ja w tym celu wolę jeździć. 


Podróże to sposób na pustkę. Mój ojciec mając 30 lat miał już mnie. Ja, mając 30, lat byłem na etapie: gdzieś tutaj był mój pad od konsoli oraz ostatni kawałek pizzy. W sensie, priorytety jakby się nieco pozmieniały. Dojrzewa się dłużej.


Podróże są odskocznią od podejmowania poważnych decyzji w życiu. Od decydowania. Co dalej. Z pracą. Z kobietą albo facetem. Z zaangażowaniem.


Podróże to sposób na tęsknotę. Za życiem, które minęło, za miłością, która odeszła


Są takie momenty w naszym życiu, które nas definiują. Zazwyczaj jest to szkoła. Później są to znajomi i przyjaciele. A później ludzie zastygają w swoich przyzwyczajeniach. I coraz częściej dostrzegają, że pewne sprawy są już dla nich pozamykane.


Ostatnio rozmawiałem z kumplami przy tatarze i flakach po warszawsku z pulpetami o tym, kiedy wewnętrznie poczuliśmy, że przestaliśmy być młodzi. Padały różne odpowiedzi. Po liceum. Po studiach. Po narodzinach pierwszego dziecka.


Ale ze wszystkich płynął jeden wniosek. Żaden z nas nie czuł się już młody.


Zapytałem niedawno kumpelę o to, czemu jeździ. Odpowiedziała: “Czegoś szukam, przed czymś uciekam, coś znajduję, odświeżam emocje”.


To często tęsknota za niemożliwym.


Bywam smutna przez świadomość, że nic więcej już nie przeżyję.


Pamiętam takie sytuacje ileś lat temu. Moja kamienica na Hożej znalazła się wtedy w rejestrze zabytków i przez długi czas mieliśmy zepsuty domofon. Konserwator się nie zgadzał na coś tam, żeby go naprawić. Kiedy przychodził do mnie J, musiałam iść po niego przez „studnię” do bramy wejściowej. Kiedy zamknę oczy widzę siebie. Mam ciemniejsze włosy i ubrana jestem w czarną sukienkę, dopasowaną w talii, szeroką do kolan. Jestem szczuplejsza i mniej umalowana. Pachnę Black Cashmere Donny Karan.


Wychodzę na „studnię” i czuję zimny wieczór na policzkach. Jest we mnie radość, niepokój, wyczekiwanie, to ulotne poczucie, że oto właśnie dzieje się w moim życiu coś wyjątkowo pięknego. To jest miłość. Idę przez „studnię”, słychać echo moich kroków, jak to tylko słychać na małych podwórkach wysokich kamienic. Nie wiem jeszcze co będzie później. Nie wiem nic o przemocy, bólu i strachu. Idę do niego. Otwieram bramę. Spojrzenie na mnie, moje spojrzenie na niego. Idziemy razem do windy, gdzie trzyma mnie za rękę i odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy. Tak, że pamiętam do dziś jak przechodziły mnie dreszcze i krew pulsowała mi w ustach. Jak wypełniała mnie miłość.  


I ona ma dobrego mężczyznę pod bokiem, ale ciągle gdzieś wewnątrz tęskni za miłością, która odeszła i która już, jej zdaniem, druga taka nie nadejdzie. I aby zagłuszyć ten skurcz żołądka o czwartej nad ranem kupuje kolejny bilet na samolot.


Podróże budują nas na nowo.


Dwa lata temu o tej porze byłem jak bokser po walce z rozbitym ryjem, którego bandażują, a dla pewności jeszcze obwiązują srebrną taśmą power tape, po to, aby nie rozpadł się na kawałki. Zawsze tak jest, kiedy kończę książkę. Przez kilka miesięcy nie mogę dojść do siebie. Nie chce mi się pisać. Chce mi się pisać. Odrzuca mnie od klawiatury. Ciągnie mnie do klawiatury. Ja jestem z tego pokolenia, które jak nie pracuje to ma wyrzuty sumienia. Świetnie nadawałbym się na protestanta i do przybijania różnych tez do kościołów, gdyby nie to, że lubię wino oraz cycki. Whisky też lubię.


Wtedy było jednak inaczej niż zazwyczaj. Naprawdę miałem dość. Myślałem jak w tym memie “I tak gonisz i gonisz te marzenia, a one spierdalają i spierdalają.” Stwierdziłem, że to czas, aby coś zmienić.


I zmieniłem. W następnym roku wypoczywałem najwięcej od 20 lat. W kolejnym tak samo.


Znów zacząłem podróżować. Na razie byłem w 30 krajach świata.  Czasami wpadają mi przez przypadek w ręce zdjęcia z tych wyjazdów. Patrzę na nie i nie wierzę. 


To ja? To naprawdę ja?


Całkiem nieźle wyglądałem.


Taki opalony, szczupły, z włosami.


Wyglądam teraz inaczej, ale i stałem się inny.


Podróże uczą nas otwartości względem innych ludzi. Widzisz nagle, że ludzie są do siebie podobni. Mają te same tęsknoty, te same pragnienia, te same kompleksy. Uczą nas wyrozumiałości. Radzenia sobie z sytuacjami, z którymi wydaje się sobie nie poradzimy. Uczą nas cierpliwości. Bawią. Podróże sprawiają, że nasze horyzonty są szersze.  Że rośnie nasza pewność siebie.


Podróże nauczyły mnie zwracać uwagę na rzeczy naprawdę ważne.


Bo przejmując się wszystkim w naszym życiu doprowadzamy się do stanu, kiedy nie czerpiemy z niego żadnych przyjemności.


Obniżyły moje potrzeby.


Wiem, że auto może być porysowane, bo auto jest od tego aby jeździć i przewieźć z punktu do punktu – nic więcej. Samochód nie musi być luksusowy. Nie musi błyszczeć pokryty ochronną ceramiką.


Dzięki podróżom przypomniałem sobie, że galeria to sklep z obrazami.


Nagle mam wrażenie, że życie na krótki moment przestało mi uciekać. 


Podróże to sposób na złapanie dystansu do siebie


Będąc za granicą zażenowany jesteś nieustająco, i nieustająco wychodzisz na idiotę. Lecz po pewnym czasie ze zdumieniem odnotowujesz, że tak naprawdę wszyscy mają to w dupie, a 15 minut później nikt o tym nie pamięta.


I jeśli uda ci się tę świadomość przewieźć z powrotem do kraju to będzie to wyzwalające.


Jak dziś, pamiętam historię opisaną przez kumpelę u siebie na blogu, która będąc w Londynie wybrała się na kolacje z pewnym rugbistą. Facet zabrał ją do hiszpańskiej restauracji, bo zapamiętał, że uczy się ona hiszpańskiego, a więc doszedł do wniosku, że tapas w takim przypadku i czerwone wino to jest to.


Przy wejściu rugbista stwierdził, że ma rezerwację dla dwóch osób, z tą różnicą, że informacja ta była podana przez niego płynną hiszpańszczyzną, co jest dowodem na to, że szerokie barki nie zawsze wpływają upośledzająco na mózg. I on prosi, że skoro ona się tego hiszpańskiego uczy to może złoży zamówienie w tym języku.


Toteż koleżanka wypaliła do kelnera:


– De primero quiero calamares y como plato principal quiero polla.


Kelner zrobił się lekko blady i mówi już po angielsku, że mu przykro ale tego to akurat w menu nie ma. Więc ona sfochana powtarza jeszcze raz sentencję kelnerowi, rugbysta zaczyna się turlać po podłodze, kelner śmieje się już otwarcie i bezczelnie.


Bo w języku hiszpańskim owszem pollo to kurczak, ale polla to kutas. Więc być może wychodząc przyszłościowo z zagadnienia zamówiła na przystawkę kalmary, a na danie główne kutasa.


Jest co wspominać, nieprawdaż?


Wyjazd gdzieś daleko pozwala przemyśleć różne rzeczy.


Masz tak, że świat cię wkurwia, stres pulsuje w żyłach, czujesz, że tracisz kontrolę nad swoim życiem i przestajesz wiedzieć czego chcesz i kim jesteś?


Spakuj torbę. Potrzebujesz krótkiej przerwy. 


Lubię ten stan, gdy idziesz przed siebie i nie liczy się co masz. Ile masz. Chodzi o to, aby dojść. Coś zjeść. I położyć się spać. Zaczynasz mieć coraz bardziej wyjebane na niektóre rzeczy, dostrzegasz, że nie mają one znaczenia.


Wychodzi się z pewnej sytuacji i staje obok. Z pewnego układu, presji ze strony kumpli, kobiety, faceta, rodziny. Patrzysz z dystansem.


Nagle problemy są mniejsze.


Możesz się zastanowić, czego naprawdę chcesz.


Możesz się zastanowić, za czym tęsknisz.


I za kim.


Tak jak rapował Tede w jednej ze swoich lepszych piosenek, w której pokazywał, że nie jest tylko Panasewiczem rapu.


zawsze gdy siadam gdzieś na końcu świata


zawsze gdy siadam gdzieś na końcu świata


patrzę w dal


wtedy wydaje się tak małe co zostało tam


poukładać jeszcze w głowie muszę tyle spraw


tylko ja i ja


sam na sam.



Podróże nadają nam sens.


Pamiętam jak na ukraińskiej ulicy kupiłem od pewnej starej kobiety, która przypominała mi moją babkę, z 10 kilo jabłek, czyli wszystko co miała, płacąc jej 50 euro, bo to był najwyższy nominał jaki znalazłem w portfelu.


I później szedłem ulicą gryząc jedno z tych jabłek i czułem się tak dobrze, jak dawno się już nie czułem.


Podróże sprawiają, że na nowo odkrywasz to, kim jesteś. Odkrywaj to. Warto.


Mając 80 lat chcę mieć świadomość, że żałuję rzeczy które zrobiłem, a nie tych, których nie zrobiłem. A Ty?


[image error]


Photo by Christopher Campbell on Unsplash

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 31, 2019 11:26

March 9, 2019

Mężczyźni zawsze woleli młodsze

Dlaczego gdy na Tinderze dziewczyny w opisie mają „Jeśli nie masz 180 cm to nawet nie próbuj pisać” i wszystko jest ok, a facet który wstawi tam „Jeśli nie masz miseczki D, to nawet nie próbuj pisać” od razu staje się palantem?


Jak powiem, że wolę młodsze, usłyszę, że jestem seksistą. Jak kobieta powie, że woli starszych, to te same osoby przytakną, że przecież mamy równouprawnienie.


Nie wierzycie? To zaczynamy.



Czy 50-latek pokocha tylko 25-latkę?


Mówię ci prawdę: w wieku 50 lat nie jestem w stanie pokochać kobiety w wieku 50 lat. Uważam, że jest za stara i za brzydka. Wolę ciała młodszych kobiet. Ciało 25-letniej kobiety jest niezwykłe, natomiast kobiety w wieku 50 lat wcale nie jest nadzwyczajne” – tak powiedział w wywiadzie dla „Marie Claire” francuski pisarz Yann Moix.


[image error]


Screenshot: Twitter


– Za to one powinny się wstydzić, że się z nim zadają – odpowiedziała Dorota Wellman w Wysokich Obcasach –  A jak patrzę na jego fotografię, to myślę, że powinny zamykać oczy i myśleć o czymś innym. Czymś przyjemnym i ładnym. Muszą mieć też świadomość, że monsieur Moix jest słabym facetem szukającym wyłącznie obiektów seksualnych. Myślę, że o ślubie mogą zapomnieć. No i nie warto się z nim zestarzeć.


Później było jeszcze:


Śmieszą mnie mężczyźni, którzy zamieniają żony na młodszy model. Którzy myślą, że sterczące piersi i jędrne pośladki zastąpią miłość, przywiązanie i przyjaźń. Których dziewczyna jest młodsza od ich córki. Podtatusiałe donżuany.


And my favorite:


(…) Dawno nikt w tak pogardliwy sposób nie wypowiedział się o kobietach.


Cóż, ja uważam, że dawno nikt tak pogardliwie nie powiedział o facecie. Kolo tylko powiedział, że woli młodsze.


W zamian za to pani Wellman mu wytłumaczyła, że jest stary, brzydki jak tatarskie siodło, napalony jak szympans karłowaty bonobo ( swoją drogą bonobo dzieli z nami aż 98,7% kodu DNA), a tak w ogóle skończy sam, trzymając swoją pytę w garści. Kobiety które z nim idą do łóżka powinny zaś miłosiernie zamknąć oczy i myśleć albo o kasie  albo o sławie tego gościa, bo nie istnieje przecież żaden inny racjonalny pomysł, dla którego 25-latka mogłaby się zadurzyć w 50-latku. No i na ślub nie ma co liczyć.


Mógłbym tutaj wspomnieć o swego rodzaju hipokryzji. Ta sama Dorota Wellman – co jej internety od razu wytknęły – kilka lat wcześniej w  programie „Najsztub słucha” mówiła tak:


Związałam się z dojrzałym, wspaniałym facetem. Ja miałam 17 lat, a on 40. On mnie uczył, jak być kobietą. Znalazłam sobie „tatusia”. Znalazłam sobie kogoś dojrzałego, dla kogo byłam księżniczką, kto otaczał mnie miłością i adoracją, kto był niezwykłym partnerem intelektualnym dla mnie. Ja się zakochałam w jego umysłowości. On mnie uwiódł mózgiem. Oczywiście było w tym coś bardzo imponującego, że 17-latką zainteresował się dojrzały fajny, bardzo przystojny mężczyzna. To mi bardzo dobrze zrobiło na kobiecość”.


Mógłbym, ale nie o hipokryzję tutaj chodzi. Bo a to raz w życiu zdarzyło się komuś powiedzieć jedno, a zrobić całkiem przeciwnego, jeszcze dorabiając do tego ideologię, że to była całkiem inna sytuacja?


Zdradził ją? A to ch…


Zdradziła go? Widać miała ku temu powody itp. itd.


Czy 50 letni mężczyzna ma prawo wybrać sobie 25 latkę?


Jeśli 50-letni facet mówi, że podobają mu się 25-latki czy 30-latki to jest to jego opinia.


Przy nich ma erekcję. I nawet jak mu pokażą Monicę Bellucci to mu i tak pewnie nie stanie (mi wręcz przeciwnie, mimo, ze Bellucci ma lat 54).



Dlaczego?


Dlaczego jednej lasce podoba się wysoki brunet, a drugiej z metra cięty, łysy blondyn i on nagle należy do elity seksualnej jej powiatu?


Nie wiadomo. To kwestia indywidualna. To kwestia gustu. Kwestia genetyki. Kwestia hormonów. Kwestia wyobraźni. Wcześniejszych doświadczeń. Kobietom – i to od 20-tki do 70-tki – podoba się George Clooney, lat 57. Nie słyszę, że to przejaw dyskryminacji.  



Gość szuka obiektów seksualnych? Proszę bardzo. Nie on pierwszy, nie ostatni. Niczym się tutaj nie różni od 20, 30 czy 40-latków.


Czy 50-letni mężczyzna ma prawo wybrać sobie 25-latkę za partnerkę albo za żonę? Ależ oczywiście. Skoro go to jara. Małżeństwo/związek 25-latki z 50-latkiem nie jest gwałtem. Nie jest zabronione przez prawo. Jego wybór. Jego wola. I tutaj dodam jeszcze jeden element: jej wybór, jej wola, skoro chce być akurat z tym gościem.


Czy jeśli on traktuje ją jak obiekt seksualny, to ja mam się oburzać, że ona traktuje go jako bankomat albo trampolinę do kariery? Mówiąc szczerze nie sądzę, aby górną granicą aspiracji młodej kobiety był ślub z 50-latkiem. Jestem sobie za to w stanie wyobrazić, że 20 czy 30-latka może być przez moment autentycznie zafascynowana 50-letnim facetem u szczytu swoich możliwości intelektualnych, sławnym oraz bogatym. Mick Jagger miałby tu coś do powiedzenia i to coś trwałoby dość długo.


I nawet rozumiem, że to, co napisała pani Wellman to w rzeczywistości żal, że 50-letnie kobiety stają się w sporej części przypadków niewidzialne dla mężczyzn. I że szminka już nie pomoże, ani upudrowane piersi. I że brakuje im tego, co miały przez lata, czyli męskiego zachwytu nad ich seksualnością.


Pewne rzeczy oraz części ciała już nigdy nie będą tak jędrne jak w wieku 25 lat.


Życie.


I rozumiem, że to skarga na to, że związki, które miałby być do śmierci, nagle kończą się na pierwszych kłopotach, bo osobiście znam parę, która się rozstała z powodu braku zamiłowania wybranki serca do robienia loda. On odchodzi do młodszej, ona jest porzucona.


Ale pozwolę sobie na nieco płytką konstatację, że a i owszem, nic nie trwa wiecznie, a kobiety są często za rozstanie tak samo odpowiedzialne, jak mężczyźni. Rzadko kiedy rozwód jest z winy tylko jednej osoby. I nie zawsze tą wyłączną winę ponosi tylko facet (a to chuj, zostawił ją dla młodszej, ale czy aby na pewno zostawił ją tylko dlatego, że nowa od hip thrustów ma jędrnięjszy tyłek?).


Wszystko się kończy. Miłość się wypala. Dzieci odchodzą albo są już prawie dorosłe.


I obok siebie tkwi czasami dwójka ludzi, którzy się już nie znają, a kiedyś kochali.


Co wtedy?


Trwać ze sobą?


Młoda kobieta może dać temu facetowi radość życia, pewną świeżość, którą wydawało mu się że stracił. Jeżeli ma siłę, aby zacząć wszystko od początku, bo to wcale nie jest takie łatwe i proste.


Może to jest błąd. Może będzie żałował. Może wymiana “Ja mam doświadczenie i hajs bejbe, a ty młodą dupę i fajne cycki” to trochę za mało na szczęśliwy związek. Kaz Marcinkiewicz mógłby na ten temat więcej powiedzieć, nieprawdaż? (Uwielbiam tę historię, leję  drinka i czytam). Bądź właściciel Druteksu.


Ale to ludzkie błędy. Każdy ma prawo spieprzyć sobie życie na jego własny sposób.


6 marca zmarł Ehud Arye Laniado, miliarder zajmujący się handlem diamentami. MIał 65 lat, dostał ataku serca w trakcie operacji powiększania penisa. Jak rozumiem większy był mu potrzebny do lepszego operowania jeśli chodzi o cięcie karatów…


Jesteśmy równi, ale różni


Że 50-letnia kobieta nie jest w tak komfortowej sytuacji, aby przebierać wśród młodszych?


Nie jest (choć Grażyna Wolszczak mając lat 60 wygląda świetnie – nie przeczę).



Tak jesteśmy skonstruowani . Jesteśmy równi wobec prawa, powinniśmy być równi jeśli chodzi o zarobki, możliwość zdobycia wykształcenia, możliwość awansu w pracy etc. Ale różnimy się biologicznie i tych różnic nie da się zatrzeć wychowaniem, normami kulturowymi czy naciskiem społecznym, jak chciałyby feministki. Mężczyźni i kobiety nie są tacy sami. Nie da się nas wyrównać do jednego wzoru, jednej wycinanki, jednego szablonu.


[image error]


Jestem facetem. Będę drapał się po jajach, bo zwyczajnie sprawia mi to przyjemność. Będę kobiecie otwierał drzwi, podawał płaszcz i tak, owszem, klepnę ją po tyłku, jeśli to będzie moja kobieta rzecz jasna. Zawsze pomógłbym komuś wnieść szafę na piąte piętro, czy to chodzi o kobietę czy mężczyznę, bo jestem zwyczajnie silniejszy od wielu osób.


Mężczyźni zawsze woleli młodsze. Mężczyźni zawsze są mniej wybredni, jeśli chodzi o wybór kobiety. Liczy się dla nas zdolność do reprodukcji, a 50-latka raczej dziecka nie da. I może się to wydawać nieuprzejme, wręcz chamskie, ale tak jest. Bardzo wiele naszych poczynań jest determinowanych reprodukcją. Dużo więcej, niż chcemy przyznać.


Kobiety żyją dłużej, a biologowie twierdzą, że to prawdopodobnie dlatego, że częściej się opiekują rodziną. Dziećmi. Wnukami. Swoją matką. Matką męża.  


Kobiety na mężów wybierają starszych, a na kochanków młodszych mężczyzn.


Mózg kobiety i mężczyzny jest inaczej skonstruowany.  Kobiety wolniej się starzeją. U mężczyzn w okresie między 65. a 95. rokiem życia ginie około 30 procent neuronów z kory skroniowej. U kobiet – zaledwie 1 procent. Dlatego często na starość nam facetom odwala i stajemy się nieznośni.


Życie.


Mężczyźni są źli, bo mają penisy


Żyjemy w kraju, w którym nie ma edukacji seksualnej. W którym ciąża jest chorobą, a okres powodem do wstydu.


Żyjemy w kraju, w którym ciągle w wielu domach uznaje się, że jak facet przywali kobiecie, to wszystko jest ok. bo przecież “jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije”. I ta patologia jest niezależna od wykształcenia i stanu majątkowego.


A tak w ogóle to: „trzeba być miłym dla molestującego, bo będzie się czuł urażony”, co przeczytać można w podręczniku „Życie na maksa. Poradnik uczuciowo-seksualny”, zatwierdzonym przez MEN do edukacji młodzieży.


O co walczą dziś feministki? O to, czy facet wybierający młode kobiety jest debilem, czy nie jest. Świat zamarł w napięciu, bo facet stwierdził, że woli młode laski bardziej niż stare.  


To, co zaprezentowała pani Wellman to przejaw nowej choroby społecznej: braku szacunku. Mężczyzn do kobiet. I kobiet do mężczyzn. Mam wrażenie, że powoli dochodzimy do momentu, kiedy samo bycie mężczyzną dla części kobiet jest wadą.


Kiedyś uważałem „Seksmisję” za komedię science – fiction. Teraz już nie, teraz już by tego nie nakręcili. 


Mężczyźni są źli, bo mają penisy, a penisy są źródłem seksualnej opresji kobiet. I nie tylko seksualnej. Feministki są wściekłe, że przez lata faceci kazali kobietom robić różne rzeczy. Teraz same mówią kobietom i mężczyznom, co oni powinni robić.


Każda strona ma swoich ultrasów.


Bo z drugiej strony, jest grono facetów, którzy twierdzą, że kobieta to trochę bardziej zaawansowany pojemnik na ich nasienie. Pojemnik, który dobrze się nadaje do sprawiania chwilowej przyjemności, ale niewiele więcej.


Napisała do mnie ostatnio dziewczyna, która nie chciała wysłać facetowi zdjęcia w bieliźnie.


Takie ma zasady.


Szanuję to.


Każdy się bawi, jak lubi.


Dialog wyglądał tak:


Ona. – Powiedziałam wiele razy. Nie zmienię zdania.


On. – Tylko bielizna. Bez nagości. To chyba nie jest dużo.


Ona. – Raz jeszcze. Nie. I koniec. Więcej już nie powiem tego.


On. – W stroju więcej widać na plaży.


Ona. – Jak Ci to nie odpowiada przykro mi.


On. – To spierdalaj.


Ona. – Ok


On. – Nudna jesteś w chuja.


Ona. – Super traktujesz kobietę.


On. – Beznadziejna szmata.


[image error]


[image error]


[image error]


Ta spirala wzajemnej niechęci się nakręca, i nas za jakiś czas pochłonie. Zamiast kochać się, wspierać, rozumieć, uprawiać seks, patrzeć w gwiazdy, karmić się nawzajem, wściekać na siebie i cieszyć się chwilą, będziemy żyć obok siebie nienawidząc się nawzajem.


Jest coś takiego, jak kod pokolenia


Nie sądzę, aby była w stanie zrozumieć mnie kobieta, która nie wie kim była Sandra, Sabrina czy Samantha Fox: kobiety, pod które kręciłem śmigłem oglądając kupione w Łebie pocztówki i które były na tych pocztówkach topless. Nie sądzę, aby zrozumiała mnie kobieta, która nie wie co to był Peweks i dlaczego kupione tam Lego było dla mnie ważne, dlaczego podoba mi się „Gra o Tron”.  


Ale to ja. To jest mój gust. Nie narzucam go nikomu.


Myślę, że mamy problem, bo za bardzo koncentrujemy się wokół tego, jak powinni się zachować inni, a za mało mamy szacunku do wyborów innych ludzi. Każdy, niezależnie od płci, powinien być darzony tym samym szacunkiem.


I każdy z nas ma prawo do wyboru własnego stylu życia, do którego inni nie powinni się wpierdalać.


W to wierzę. Aczkolwiek jak na to spoglądam, to jestem chyba idealistą.


[image error]


Photo by Anthony Tran on Unsplash


Źródła: Wysokie obcasy „Śmieszą mnie mężczyźni, którzy zamieniają żony na młodszy model„.

1 like ·   •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 09, 2019 04:48

March 2, 2019

Moja nowa książka: Związki – instrukcja obsługi

Miałem się resetować, szukać sensu życia w literaturze, podróżach, single malcie (wszak alkohol to wyjątkowo bezpieczna inwestycja, im więcej inwestujesz, tym większa pewność zwrotu) oraz sadzać tyłek na jakiejś piaszczystej plaży.


Zamiast tego siadłem jednak przy komputerze i napisałem krótkiego e-booka – ot 88 stron będącego pewnym podsumowaniem tego co do tej pory pisałem na blogu.


Tak, zgadzam się jest to chore. Sam ubolewam nad sobą i jest mi wstyd.


Zrobiłem to jednak z czystego lenistwa. Wszak dzięki temu będę mógł teraz na pytania co robić, jak żyć, on mnie nie kocha, odpowiadać: PRZECZYTAJ, TO POGADAMY. 



E-book nosi tytuł: „Związki – instrukcja obsługi”. To moja subiektywna opinia o tym jak sobie poradzić we współczesnych relacjach. 


Mimo że w tym momencie jestem osobą transfinansową (milioner uwięziony w ciele biedaka) to od razu wyjaśnię, że e -book jest za darmo.


Uznajmy, że został on sfinansowany przez wszystkie osoby, które kupiły moją najnowszą książkę „# To o nas”.


Drżyjcie ze spodziewanej rozkoszy.


 



[image error]


Książkę w formacie pdf, można ściągnąć stąd:


https://pokolenieikeadotcom.files.wordpress.com/2019/03/zwiazki-1.pdf


 


A jak ktoś woli epub, to zapraszam tutaj:


https://drive.google.com/open?id=1YLidl565qi5gaeZPDgfVnTj7joonr9PY


 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 02, 2019 09:30

January 15, 2019

Nowa powieść o emocjach: „# To o nas”

[image error]


W czasach, gdy seks dostajesz szybciej niż hamburgera w fast foodzie.

Gdy sukienki są krótsze niż wyrzuty sumienia

Gdzie nie ma niczego na stałe,

Gdzie nikt nie mówi: kocham cię na zawsze


To opowieść o miłości w czasach Tindera, Instagrama i Facebooka.

Tragikomedia o szukaniu spełnienia w sieci, na ulicy i w klubie.

Niepokojąca i drażniąca do bólu diagnoza współczesnych relacji.

Dotknij.

Przeczytaj.

Oceń.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 15, 2019 14:33

Dlaczego nie powinieneś wysyłać zdjęcia swojego penisa kobiecie, której nie znasz?

Nie jestem wzorem doskonałości moralnej, a i wybitne walory artystyczne tekstu nie są moją szczególnie mocną stroną. Pozwolisz więc, że postawię sprawę prosto.


Założenie jest, jak rozumiem takie, że pipiny na widok twojego naganiacza szaleją i zachowują się jak „Krecik”, gwiazda czechosłowackiej kinematografii. Krecik popadał w amok, jak po dobrych dragach, i mówił ‘Ahoj!’ A one mają mówić z podziwem w głosie: ‘Ale ch…!’ A zdjęcie przyrodzenia skłonić je ma do skorzystania z niego w ramach jednorazowego użytku.


No więc właśnie tak mówią. ‘Ale chuj’. Tylko bez podziwu.



Fiuta się chowa na czarną godzinę


Ponieważ jestem stary i łysy to już wiem, że nie wszyscy mnie lubią albo szanują. Ale jak już ktoś lubi, to raczej pozostajemy w kontakcie. I w ramach tego kontaktu dostałem maila od dawno nie odzywającej się kumpeli. Dzieliła się odczuciami kobiety, która odnalazła się w związku.


Plusy?


Zmieniło się wiele. Niektóre rzeczy na lepsze. Przestałam dostawać zdjęcia fiutów. Mniejszych, większych, co do zasady i a contrario. Zdjęcia fiutów to plaga naszych czasów. Kobiety dostają je mmsem, kiedy jadą tramwajem, siedzą w sądzie albo oglądają netflixa. Jeden sędzia z sądu okręgowego przysłał mi zdjęcie fiuta (dlatego nie powinno się mieć nr komórki na papierze firmowym).


Zapytałam dużo starszej koleżanki, co zrobić. Schować na czarną godzinę – odpowiedziała – takich materiałów się nie wyrzuca, to w końcu sędzia. Fiuta przysłał mi też „niby przypadkiem” mój klient. Wyciągnęłam go potem na rozmowę o tym, dlaczego mężczyźni to robią.


Oni naprawdę myślą, że fiut wyrwany z kontekstu, wyświetlony na ekranie iPhona podnieca kobiety. Widocznie nie jestem kobietą. Mecenasi bardzo lubią wysyłać zdjęcia fiutów, zwłaszcza pijani. Po kawie, randce – obowiązkowo.


Z tego opisu jak najbardziej widać, że kiedy krew mężczyzny odpływa z mózgu i spływa w dół, debilem staje się każdy, niezależnie od wykształcenia i pozycji społecznej. Każdy. Gruby. Chudy. Wysoki i niski. Z magistrem i bez magistra. Przypakowany i zatłuszczony. Dawniej wysyłało się kwiaty. Dziś kutasy. I to zawsze stojące.


Mamy nowy trend.


Yippee-Ki-Yay!


Jak kobieta nie dostaje kutasów w wiadomościach od facetów to znaczy, że się z nikim aktualnie nie umawia. Bo jak zacznie się umawiać, to kutasy zaczną się pojawiać jak grzyby pod deszczu, promocje w Biedronce albo mirki na Wykopie. 


Nawet rozumiem, że dla części moich kolegów po mieczu to komunikat: “Patrz, jaki jest fajny”. Będziesz mogła się pobawić. Aż tyle mam Tobie do zaoferowania.


Co ty, Ziomeczek, pierdlolisz: jak tu nie wysyłać, skoro prosi?


Widzisz Ziomuś, debilu, mordo ty moja. Kobiety często prowokują. Nie po to, aby coś dostać, ale aby zbadać, jaka będzie reakcja.


Z tymi nowoczesnymi randkami jest przy tym tak, że obowiązuje tu nowy rytuał inicjacyjny. Nie ma: może się spotkajmy i zobaczmy, czy możemy przejść się razem po parku i czy znajdziemy wspólne tematy do rozmowy. Nie ma: za co jesteś wdzięczna w życiu, kto jest dla ciebie ważny, czego się boisz, za czym tęsknisz? Jest (i ja to w pewien sposób nawet rozumiem): pokaż cycki.


Miłość ma się zaczynać od nowej tradycyjnej wymiany zdjęć. (Narodziła się nowa, świecka tradycja. Co to jest tradycja? To jest coś ekstra. Ekstradycja).  


Tyle, że wszystko ma swój czas i swój moment. Nawet piłkarze koszulkami się, wymieniają po meczu, a nie przed meczem. Toteż moja koleżanka, znudzona podobnymi oczekiwaniami ma na to oczekiwanie szybki sposób.


Wchodzisz na Tumblr albo inną stronę ze zdjęciami, wpisujesz „naked sexy brunettes”, ściągasz zdjęcie jakieś półnagiej lafiryndy, odpowiednio przycinasz, żeby głowy i cech szczególnych (np. tatuaży)  nie było widać i wysyłasz, sobie zapisując oryginał zdjęcia. Na wszelki wypadek jakby facet chciał potem to wykorzystać. Jeśli z winy faceta znajomość się zepsuje można mu potem te oryginały wysłać.”


Gotowe? Gotowe. A później facet podgrzany jak jajka w 100 stopniach śle w rewanżu swojego ptaka.


Kobiety nie są przy tym w stanie uwierzyć, że jak facet wysyła dickpic z zaskoczenia, to nie jest taki prank, czy żart, czy trollowanie z ich strony. Zawodnik wysłał, serio jest dumny, czuje się sexy, myśli, że laska się nakręci i pod kopułą mu się nie mieści, że tak naprawdę nakręcona nie jest. I tak za bardzo nie wie nawet, co odpowiedzieć. Z grona ripost, które szczególnie przypadły mi do gustu, najlepsza jest ta: „Is this a stillborn rat?” 


Ale podejdźmy do sprawy po męsku. Chcesz wysyłać? To robimy analizę SWOT , jak przy sprzedaży ciągników albo piły łańcuchowej.


Śląc swego Zenona, od razu przywitaj się ze wszystkimi jej psiapsiami.


Co robi facet jak dostanie od laski zdjęcie jej cycków? Idzie do łazienki.


Co robi kobieta jak dostanie zdjęcie naganiacza od faceta? Wysyła do wszystkich swoich przyjaciółek. A jak któraś ma wyjątkowe powodzenie wśród mężczyzn, to się później boją otwierać od niej w pracy jakiekolwiek zdjęcia, bo nie wiadomo co tym razem podeśle i będzie jeszcze przypał, jak ktoś zobaczy.  


Na damskich imprezach, kiedy alkohol jest już polany, telefony idą w ruch i zaczyna się porównywanie. Kto ma i jakiego, kiedy przysłał, jak wyglądał, jak się nazywa i co robi. I rzadko kiedy te komentarze są przyjemne. Kobiety są okrutne, a dla debili okrutne szczególnie.


Zabolało? To dobrze, czasami musi.


I kiedy tak siedzę przed komputerem, to nawet mam taką teorię skąd się to bierze.


Jak mężczyzna idzie do klubu go go, żeby sobie pooglądać coś, czego nie będzie miał, to widząc rozbierającą się kobietę jest podniecony. Kiedy kobiety idą na coś takiego i obserwują rozbierających się facetów, są raczej rozbawione. Kobiety niemal zawsze na takie show idą z koleżankami. Faceci często idą tam sami. Dla kobiet jest to fun. Mężczyźni mają zaś nadzieję, że tam (przepraszam, nie mogę przestać się śmiać) zaliczą!


Na strzelaninę nie przychodzi się z nożem


Tak, tak, wiem co chcesz powiedzieć. Nie no, Ziomuś, znowu pierdolisz, przecież kobiety też oglądają porno i bardzo się im podoba.


Azaliż ja się z tym zgadzam.


Teraz jednak spójrz na ekran, spójrz na swojego Zenona, powtórz czynność i porównaj.  On ma maczugę, a większość facetów marchewki Marwitu. Na dodatek nie spełniające norm unijnych, bo wyglądające jakby chorowały na lumbago. Kobieta widzi coś takiego i myśli: kaleka, to i w łóżku też będzie kaleka. Poza tym, na poronsie jest akt, tu tylko jego obietnica i to wątła.


Teraz przejdę jednak do części, która już nikomu się nie spodoba, bo wieje ona seksizmem, czyli moją ulubioną dyscypliną sportu.


Po czym można poznać, że kobieta przeżywa orgazm?


Z kobietami i mężczyznami jest tak, że jesteśmy równi, ale jesteśmy cholernie różni.


Jak wysłać kutasa kobiecie, wie niemal każdy. Jak ją doprowadzić do orgazmu, to już niekoniecznie.


W końcu, jak to było w tym starym dowcipie:


Po czym można poznać, że kobieta przeżywa orgazm?


A kogo to obchodzi?


Ale mężczyźni i kobiety zachowują się inaczej, bo z jednej strony mamy inne mózgi, a z drugiej odmienne role społeczne. Z tymi innymi mózgami to jest tak, że dajmy na to facet ma lepszą orientację przestrzenną, jest bardziej agresywny oraz bardziej małomówny.


Ładnie to kiedyś wyraził nieodżałowany neurobiolog Jerzy Vetulani, że gdyby matki nie uczyły facetów gadać, nie odzywaliby się oni prawie wcale. Jest nawet takie badanie psychiatry Louann Brizendine, zgodnie z którym statystyczna kobieta wypowiada średnio około 20 tys. słów dziennie, a mężczyzna około 7 tys. słów.


Za to mózgi kobiet są dłużej sprawne intelektualnie. O ile faceci między 65. a 95. rokiem życia tracą ok. 30 procent neuronów z kory skroniowej, tak kobiety tylko…1 procent (co, swoją drogą, pokazuje dlaczego władcy na starość byli zazwyczaj stetryczałymi, a agresywnymi pierdzielami, a kobiety wręcz przeciwnie).


Co jest biologicznym celem naszego życia?


Nie, nie jazda na wegańskim rowerze. Jest nim maksymalizacja reprodukcji. Tak, tak. Mówiłem, że jestem płytki.


Zgodnie z tą ideą, samice zajmują się potomstwem. Samce uczestniczą, bądź nie uczestniczą, w opiece nad nimi. Patrząc więc na to wszystko z punktu widzenia reprodukcji, samiec odnosi sukces jak zaliczy jak najwięcej lasek. Bo jego zadaniem jest machanie kutasem, jak wężem ogrodowym, aby tylko podlać cały sad.


Sukces samicy zależy jednak od jakości samca.


Zbyt skomplikowane? Samiec idzie na ilość, samica na jakość.


Laski snują więc wizję, jaki to ten ich przyszły koleżka nie powinien być.


Wybrzydzają.


Marudzą.


Przebierają.


Ich inwestycja jest dużo większa niż w przypadku faceta. To one ryzykują chodzenie dziewięć miesięcy w ciąży. I jak coś pójdzie nie tak, to one same będą zajmować się dzieckiem przez okres 18 plus. To one chcą mieć pewność, że potomstwu przekażą dobre geny.


I teraz się zastanów: dlaczego laska żyjąca według tych wszystkich determinantów miałaby wybrać danego koleżkę wyłącznie dlatego, że przesłał jej zdjęcie swojego kutasa????? O ile bowiem facet z chęcią umówi się z dupencją, która jest tępa jak szpadel, ale ma duże cycki, tak kobieta raczej rzadko umówi się z zawodnikiem tylko dlatego, że ma dużego drąga.


Co się stało z flirtem?


To o ironio smutne w chuj, że jako cywilizacja doszliśmy do takiego momentu. Wyobrażasz sobie, że tak poznawali się nasi rodzice czy dziadkowie? Wysyłając listem poleconym swojego ptaka?


Jakie nadzieje można mieć z tak rozpoczynającym się związkiem? Jakie plany?

O czym rozmawiać? (No nie, nieźle wydepilowałeś jaja, szacunek).


Jestem bardzo wrażliwy. Zwłaszcza na czubku.


To będzie z całą pewnością miłość. Przez jakieś 48 godzin.


Co się stało z flirtem? Co się stało ze staromodnym uwodzeniem kobiet, gdzie przyjemność czerpie się z drogi a nie tylko z samego celu?


I co będzie dalej? Co będzie można jeszcze pokazać, kiedy zaczyna się od chuja strony??


W mojej ostatniej książce „# To o nas” ojciec rozmawia z synem:


– A wiesz, synu, skąd wzięło się to, że Murzyni mają większe penisy od Europejczyków? – zapytał.


– Co?


(Kurwa???)


– W Afryce mężczyźni większość czasu chodzili nago, żeby kobiety łatwiej dobierały sobie partnerów, kierując się długością ich prąci – poinformował mnie. – Słyszałem, że wasze pokolenie ma teraz tendencję do robienia zdjęć swoich genitaliów. Taki fetysz. Toteż za jakiś czas, mężczyźni, od ciągłego fotografowania będą mieli gigantyczne penisy, lecz kompletnie nie będą wiedzieli, co z nimi zrobić – dokończył.


Czyli co, chcesz mi powiedzieć, że to jakiego mam ptaka się nie liczy?


Oczywiście, że liczy. I jak kobieta mówi, że nie liczy to masz po prostu małego. Ale bardziej niż twój Zenon, liczy się twój status społeczny, a nade wszystko czy potrafisz z nią rozmawiać.


Kobietę podnieca, jeśli facet jest w stanie wdać się z nią w konwersację jednak trochę bardziej zaawansowaną niż: “Mała, tak cię wydymam, że przez tydzień nie będziesz mogła na tyłku usiąść” czy: „spójrz jaki jest duży i sterczący, tak na mnie właśnie działasz”.


Jeśli jest w stanie ją zaskoczyć.


Jeżeli przyniesie jej do pracy wrapa z kurczakiem.


Jeżeli dowie się od niego czegoś nowego.


Wtedy mężczyzna nawilża jej największą strefę erogenną. Mózg.


[image error]


Photo by Jez Timms on Unsplash


PS. Uparłeś się jak szczerbaty na suchary, żeby jej coś pokazać?


Zrób zdjęcie, na którym jesteś całkiem nagi. Najlepiej czarno-białe.


Wstaw je w ramkę.


Wręcz w prezencie.


To wymaga prawdziwej odwagi, a nie kutas wysłany przez internet.


 

1 like ·   •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 15, 2019 14:28

Piotr C.'s Blog

Piotr C.
Piotr C. isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Piotr C.'s blog with rss.