Rafał Kosik's Blog, page 8
April 6, 2020
Biały Kruk
Na pewno zmieniła się moja wizja człowieka na Marsie. Im więcej dowiadujemy się o tej planecie, tym bardziej pesymistycznie wygląda jej kolonizacja. Ja już nawet nie mówię o uzdatnianiu atmosfery, uprawach pod gołym niebem. Ogromną trudnością będzie już stworzenie niewielkich habitatów, i to tymczasowych. O stałych, samowystarczalnych trudno marzyć w perspektywie przewidywanego rozwoju technologicznego.
Link do pobrania pliku PDF z wywiadem dla magazynu Biały Kruk.
April 2, 2020
Edukacja z przeszłości
Dla mnie izolacja to nie jest jakiś dramat, bo i tak większość czasu pracuję w domu. Chociaż rozumiem, że dla wielu ludzi to wywrócenie życia do góry nogami. Bywa też tak, że mąż i żona po wielu latach małżeństwa siedzą naprzeciw siebie przy stole i nie potrafią skleić zdania (na szczęście nie mój przypadek). Ich życia się rozjechały dawno temu i łączy ich kredyt, może dziecko, a może przyzwyczajenie i niechęć do zmian / pogodzenie się z losem. Są też ludzie, którzy zwyczajnie z natury nienawidzą siedzieć w domu.
W dzieciństwie sporo chorowałem. I bardzo lubiłem te przerwy w CV, kiedy siedziałem w domu i zamieniałem łóżko w wyimaginowaną warownię. Czas zwalniał i dawał możliwość, bym zajął się tym, co lubiłem. Wtedy nie wiedziałem, że to jest ważne, o niebo ważniejsze od wkuwania struktury pantofelka albo zgadywania, co Orzeszkowa miała na myśli.
Te przerwy ukształtowały mnie w niewiele mniejszym stopniu niż szkoła. Dopiero potem okazało się, że najważniejszym zeszytem był brudnopis, a gapienie się w okno i rozmyślanie więcej mi dało niż zapamiętywanie wartościowości bizmutu. Dopiero po latach dowiedziałem się, że Dmitrij Iwanowicz Mendelejew właśnie po to opracował tablicę okresową pierwiastków, by tych wszystkich liczb nie trzeba się było uczyć na pamięć!
I wtedy, i dziś, traktowano dzieci jak coś w rodzaju pendrive’ów, dysków, do których należy po prostu załadować konkretne dane, a sam nośnik nie musi ich nawet rozumieć. Testy szkolne to nic innego jak sprawdzenie poprawności zapisu. Na naukę rozumienia czy niestandardowego podejścia poza schematami nie ma miejsca ani czasu. Chęci również nie ma, bo jak to niestandardowe podejście potem ocenić? Jeśli dziecko ma zaznaczyć odpowiedź a, b lub c, to sprawa jest oczywista, a test prościutki do sprawdzenia. I mamy dzieci sparametryzowane jak łożyska w fabryce traktorów. Natomiast jeśli położylibyśmy nacisk na kreatywność i szukanie rozwiązań spoza klucza, to przecież to by było takie… NIESPRAWIEDLIWE!
Dlatego też mamy dziś tylu ludzi, którzy np. nie rozumieją mechanizmów rozprzestrzeniania się wirusa.
Te przymusowe ferie związane z paniką koronawirusa w pewnych aspektach paradoksalnie dobrze nam zrobią. Wyhamujemy, przemyślimy. Pomijam teraz całe zło, którego również doświadczymy: sporo ludzi umrze, sporo straci pracę, oszczędności życia, może domy, a gospodarka tąpnie do poziomu, jakiego nie pamiętają trzydziestolatkowie.
To nastąpi tak czy inaczej. Spróbujmy więc wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość. Jednym z ważniejszych może będzie spostrzeżenie, że program nauczania jest przeładowany i to wiedzą niepotrzebną, nieadekwatną do czasów. Ta wiedza szkolna jest zwyczajnie nieprzydatna w życiu.
I nawet nie mówię to o nauczaniu przez internet w roku 2020, bo mimo nowoczesnego medium, metody są wciąż te same.
Wiecznie żywa jest zasada ZZZ - Zakuć, Zdać, Zapomnieć. Ja bym to wolał zastąpić zasadą jednego Z - Zrozumieć.
Ten rodzaj nauczania był przestarzały już gdzieś w okolicach roku 1950. I to również sprawia, że za kilka miesięcy setki tysięcy Polaków (no i Polek) nie poradzą sobie w nowej rzeczywistości.
Ale przynajmniej będą mieli wykutą na blachę strukturę pantofelka i odróżnią podmiot liryczny od narratora wszechwiedzącego.
March 20, 2020
Godzina nudy mniej
Nudzicie się? A dokładnie… może Wasze dzieci się nudzą? Trudy oczekiwania na nową część Amelii i Kuby pomoże złagodzić opowiadanie, którego być może jeszcze nie znacie. Jest krótkie, ale za to darmowe. Link do pobrania.
March 14, 2020
Nie wychodź z domu
Nie wychodź z domu, jeśli nie musisz. Nie spotykaj się ze znajomymi, unikaj zatłoczonych miejsc. O myciu rąk nie będę już wspominał, bo to chyba dotarło nawet do współcześnie żyjących kryptoneandertalczyków.
Co do niedzielnych mszy… nie wiem, czy czytają mnie osoby tak bardzo praktykujące, że bez niedzielnego rytuału czują się jak ja bez wieczornego prysznica. Być może czytają. No to mam dla Was life-hack: prawdziwy chrześcijanin ma Boga w sercu, nie w budynku. Miłujcie bliźniego, nie zarażajcie i nie zarażajcie siebie. Módlcie się w domu, Bóg jest wszechobecny, i tak usłyszy.
Scenariusz optymistyczny zakłada, że pandemię uda się powstrzymać. Patrząc na europejski pierdolnik w tej kwestii (co kraj to inne standardy) i na kroki podejmowane o wiele tygodni za późno, osobiście raczej w to powstrzymywanie pandemii [CENSORED]
Scenariusz pesymistyczny zakłada, że pandemii i tak prawdopodobnie nie uda się już zatrzymać. Istotne jest więc to, żeby rozciągnąć ją w czasie. Dlaczego? Nagły wzrost zachorowań w krótkim czasie oznacza przeciążenie służby zdrowia. W skrócie: jeśli zachorujesz, nie będzie miał się kto Tobą zająć. Nie będzie miejsc w szpitalach, nie będzie dostateczne dużo lekarzy i pielęgniarek. Jeśli zaś nowych zarażonych będzie przybywać wolnej, każdy otrzyma pomoc. To jest tak proste. Zostań w domu jeśli możesz. Pograj w planszówki, poczytaj zaległe książki, obejrzyj seriale, zaraź się dopiero za miesiąc. Jeśli mieszkasz w Italii, Pornhub Premium jest za free. Chociaż tam chyba nie ma seriali. Tak twierdzi kolega…
Ciekawa w tym kontekście pandemii jest globalna recesja i związany z tym spadek emisji gazów cieplarnianych. W skali dziesięcioleci to zmieni może promil i daleki jestem od mistycyzmu w rodzaju „planeta pozbywa się ludzi jako pasożytów”. Wprost przeciwnie, każda zmiana dla jednych organizmów jest kataklizmem, dla innych rozpoczyna eldorado. Kim ja jestem, żeby decydować: misie polarne czy sinice? Dlatego powinniśmy się martwić tylko o siebie, Homo sapiens.
Jednak jest w tym nutka prawdy, ponieważ rozmarzająca „wieczna” zmarzlina Syberii i Ameryki Północnej prócz metanu uwolni również uwięzione w niej mikroby, na które utraciliśmy odporność 12 tysięcy lat temu. I może się okazać, że przy nich koronawirus to pluszowy miś. Lektura uzupełniająca: Peter Watts „Behemot”.
Ale póki co jednak nie wychodźcie z domów.
February 17, 2020
Jeżeli czegoś się boisz, zrób to
Są ludzie, którzy nie lubią podróżować. Dobrze im tam, gdzie się urodzili albo gdzie rzucił ich los. Nie chcą żadnych zmian, bo albo są zbyt leniwi, albo się boją, albo zwyczajnie nie są ciekawi świata. Cokolwiek. To nie jest nic złego, nic nowego, bo jeszcze do początku XX wieku podróżowanie motywowane czynnikami pozaekonomicznymi było rzadkością. Dziś wyprawa na drugi koniec świata jest w zasięgu niemal każdego obywatela państw zachodnich. Ale wkrótce to się skończy.
Podróżowanie jest obecnie łatwe jak nigdy i tanie jak nigdy. Wiele wskazuje jednak na to, że wkrótce ceny biletów zaczną rosnąć, a kolejne obszary staną się na tyle nieprzyjazne, że niemal niedostępne. Ceny paliw będą stale rosły, zmniejszy się siła nabywcza zachodnich pieniędzy, a turyści przestaną być ważnym źródłem walut dla rozwijających się gospodarek. No i umówmy się, że każdy rząd, gdyby tylko mógł, to najchętniej ograniczyłby podróżowanie, bo to utrudnia kontrolę obywateli. I te rządy, które będą mogły to zrobić, utrudnią przekraczanie swoich granic. Świat przestanie się wydawać taki mały i taki przyjazny.
Ponieważ będzie się to działo powoli, większość ludzi nawet tego nie zauważy. I okaże się, że na wakacje można pojechać do hotelu gdzieś w Polsce albo w ogóle nie opuszczać miasta. Bo wszystko co potrzebne jest na miejscu, a do tego znajome. W przedwojennej Warszawie nie byli rzadkością ludzie, którzy przez całe życie może kilka razy odwiedzili sąsiednią dzielnicę. Być może więc większość ludzi nie odczuwa potrzeby podróżowania?
Niektórzy wręcz zbliżają się do stanu, który Japończycy określają „hikikomori”, czyli kogoś, kto w ogóle nie wychodzi z domu. Bo trzeba wejść w interakcję z ludźmi i nie ma gwarancji, że po drodze nie wydarzy się coś przykrego. Albo chociaż niespodziewanego. Skoro dzieje się to w Japonii, gdzie jest wręcz uznawane za problem społeczny, to znaczy że w innych rejonach świata też jest sporo takich ludzi, ale ich fobie się nie ujawniają, bo wychodzenie jest koniecznością.
Dawno temu pewna moja znajoma, która odwiedziła Europę Zachodnią, gdy to jeszcze było raczej trudne, opowiedziała mi o osiedlowym sklepie spożywczym we Francji. Otóż żeby kupić jabłko, trzeba było je samodzielnie zważyć i nakleić naklejkę z ceną. Dziś w Polsce to standard, ale wtedy to mnie przeraziło i utwierdziło w przekonaniu, że podróże nie są dla mnie, a Francja z tymi ich całymi wagami i samodzielnymi naklejkami to już na pewno nie. Przecież nigdy w życiu nie uda mi się poprawnie zważyć tego jabłka i nakleić tej naklejki! Mogę nie trafić w przycisk, może mi się zawinąć naklejka w tej *&$%*^& drukarce, sto katastrof może nastąpić. Horror po prostu, świat się zawali od zagiętej naklejki. Lepiej posiedzę w domu i tylko będę przemykał chyłkiem, by odebrać prenumeratę czasopism z kiosku. No i trzeba wybrać moment, żeby nie było nikogo przy okienku.
Trochę samozaparcie, a trochę konieczność dawno temu wyleczyły mnie z tego. Do tego stopnia, że udało mi się zmęczyć czeskich policjantów na tyle, że darowali mi mandat, który ewidentnie mi się należał. Niedawno poleciałem do Chin na The EU-China International Literary Festival, gdzie reprezentowałem Polskę. Poleciałem na drugi koniec świata, by uczestniczyć w kilku panelach, udzielić iluś wywiadów, wygłosić kilka prelekcji po angielsku, których przecież nie znoszę wygłaszać nawet po polsku.
Mimo rozwoju technologii, niczym, naprawdę NICZYM, nie da się zastąpić fizycznego odwiedzenia miejsca, które chcemy poznać. Można to zrobić na wiele sposobów. Na krótkie dystanse (poniżej 1500 km) preferuję samochód. Tym bardziej, że i tak zwykle łączy się to z jakimś spotkaniem okołoliterackim, co w moim przypadku oznacza konieczność zabrania m.in. ciężkich paczek z książkami i materiałami promocyjnymi. W bonusie czasem w drodze powrotnej można przywieźć skrzynkę lepszego wina, ser albo oliwę. Albo cokolwiek, bo wciąż produkty w polskich sklepach są trochę gorsze i trochę droższe.
Z racji mojego głównego zawodu, czyli pisania, mogę łączyć pracę z podróżami. Piszę w samolotach, w pociągach, na promach, w kawiarniach albo na tylnym fotelu samochodu, jeśli akurat nie prowadzę, rzecz jasna. Minusem tego rozwiązania jest to, że od jakichś dwudziestu lat nie miałem urlopu ani nawet wolnego weekendu. Wyjeżdżam często (za często), ale nigdy nie jest to taki po prostu wypoczynek. Kolejne miejsca, które odwiedzam, są inspiracjami i tłem dla pisania. Bez podróżowania moje historie byłyby pewnie uboższe. A na pewno uboższy byłbym ja sam.
Podróżowanie jest piękne i (na razie) łatwiejsze, niż się wydaje. W większości miejsc, gdzie dotarła cywilizacja, da się porozumieć po angielsku. Często jako tako, ale to naprawdę wystarcza. Są też takie miejsca, gdzie zachodnia cywilizacja nie dotarła (wyspy greckie, Paryż), tam może być nieco trudniej, ale też tubylcy są wciąż przyjaźni. Nigdy i nigdzie nie spotkałem się z wrogością. Kiedyś nie wierzyłem, że dwoje ludzi dogada się nawet bez jednego wspólnego słowa, tylko gestami. Przekonałem się w Azji, że to jak najbardziej możliwe, choć o poezji i filozofii dyskutować w ten sposób się nie da.
Jeżeli boisz się podróżować, zrób to. Za siódmą górą nie ma żadnego potwora, a nawet jeśli jest, to on bardziej przestraszy się Ciebie. A Ty staniesz się bogatszy duchowo i mądrzejszy. Zrób to, póki możesz, bo niedługo będzie trudniej. Powtarzam to od lat: podróżuj teraz, bo za chwilę to już się nie uda, świat się zamknie na podróżników. Ślady węglowe i narodowe ksenofobie wespół poszatkują świat. Znów wszyscy będą się kisić we własnych kulturach i niechęć do innych zacznie narastać. Wzrosną w siłę nowe niechęci, z niewiedzy i nieznajomości. Ludzie „z daleka” będą znów OBCYMI. Zapomnimy się nawzajem.
Podróżujcie póki możecie. Czasu jest mało. Zapiszcie tę mądrość gdzieś w kajeciku, że w roku 2030 dalekie podróże będą raczej ryzykownym i kosztownym ekscentryzmem jak w XIX wieku.
February 14, 2020
December 24, 2019
Wesołych Świąt i przy okazji Szczęśliwego Nowego Roku!
December 23, 2019
Jaka to książka
W najnowszym tomie serii Felix, Net i Nika zostaną poddani niezwykle wymagającej próbie. Pewnego dnia budzą się w świecie, który zmienił się nie do poznania. Nie ma elektryczności. Internet jakby nigdy nie istniał. Zaczyna brakować tak podstawowych rzeczy jak żywność i życiodajna woda. Technika, którą posługujemy się codziennie, która organizuje nasze życie znika. Czy to upadek cywilizacji? Jak trójka przyjaciół będzie funkcjonować w wszechogarniającym świat chaosie? Z czym przyjdzie im się zmierzyć? (więcej…)
December 16, 2019
Nasze dzieci chcą żyć w świecie fantasy
Kiedy myślę o tym co czytałam w wieku Maksa, to mam w oczach łzy rozpaczy a na plecak ciarki i sterczące włoski. Lektury – Sienkiewicze, Mickiewicze, Dostojewscy i Rozalkę w piecu na trzy zdrowaśki. Jakby szkoła od najmłodszych lat starała się w nas zabić pasje do czytania. (więcej…)
December 14, 2019
War Remnants Museum
Mija prawie rok odkąd odwiedziłem Muzeum Pozostałości Wojennych (War Remnants Museum, czasem tłumaczone jako Muzeum Śladów Wojny) w Sajgonie. Szczerze mówiąc nie przepadam za takimi muzeami i głównie chciałem zobaczyć amerykański sprzęt wojskowy wystawiony przed budynkiem. Jednak, skoro już wszedłem, to zwiedziłem całą ekspozycję.
Robi przygnębiające wrażenie, a szczególnie część poświęcona skutkom zastosowania broni chemicznej. Jak się można domyślić, Amerykanie są tam przedstawiani jako bezwzględni najeźdźcy, a żołnierze Vietkongu jako dzielni obrońcy. Wietam jest nadal państwem komunistycznym, choć ze zdecydowanie ludzką (i rynkową) twarzą. Plakaty propagandowe dosłownie blakną na uboczu, albo toną pod toną (he, he) displayów reklamowych.
Pisałem niedawno o polityce historycznej. Ciekawe jest spojrzenie na wojnę wietnamską jako na przykład dysfunkcji tej polityki. Bo to właśnie nastąpiło w USA, największym z mistrzów tej polityki, akurat w temacie Wietnamu. Nastąpił error, którego nie naprawiono do dziś.
Gdzieś pod koniec lat 70., wraz ze wzrostem popularności ruchów pacyfistycznych, Stany Zjednoczone rozpoczęły etap przepraszania za swoje istnienie (tudzież piłowania gałęzi, na której sami siedzą). Nie włożyli jakoś specjalnie wiele wysiłku w zmianę narracji historycznej dotyczącej wojny wietnamskiej. Założę się, że większość czytających te słowa ma w głowie taką wizję historii: USA najechało Wietnam, ale ruch oporu był na tyle silny, a społeczeństwo na tyle zdeterminowane, że wojna okazała się zbyt kosztowna dla najeźdźcy. W efekcie Amerykanie się wycofali, a Wietnam odzyskał niepodległość. Piękna i prosta historia, prawda? Tyle że niestety niezupełnie tak to wyglądało, a raczej wyglądało zupełnie inaczej.
W roku 1957 istniały dwa państwa wietnamskie: na południu Republika Wietnamu (ze stolicą w Sajgonie) i na północy Demokratyczna Republika Wietnamu (ze stolicą w Hanoi). Słowo „demokratyczna” to spora zmyłka, było to bowiem po prostu państwo komunistyczne. To zdecydowanie gorzej niż nazwać Polskę Ludową państwem demokratycznym w latach pięćdziesiątych. Wojna w Wietnamie zaczęła się od inwazji komunistów z północy, wspieranych przez Chiny i Związek Radziecki, na Wietnam południowy. Z ówczesnej perspektywy nie była to nawet wojna domowa, lecz agresja jednego państwa na drugie (coś jakby Czechy najechały Słowację).
Amerykanie pojawili się w Wietnamie na prośbę legalnego rządu w Sajgonie. Wspierali więc amię Południa w wojnie obronnej. Początkowo wspierali doradczo, potem coraz bardziej militarnie, aż wreszcie uwikłali się na całego. Oczywiście nie z dobrego serca, chodziło o zatrzymanie ekspansji komunizmu. Gdy rozmawia się z mieszkańcami Sajgonu, pamiętającymi wojnę, to nie mówią oni o Amerykanach jak o najeźdźcach, lecz jak o sojusznikach. Obrońcach.
Gdyby z tego punktu widzenia oceniać rolę Amerykanów w tej wojnie, byłaby to rola pozytywna (pominąwszy broń chemiczną). Zresztą wystarczy porównać na przykład Koreę Południową i Północną, by dostrzec istotne różnice efektu przyjęcia jednego i drugiego ładu społecznego i gospodarczego. Wietnam bez jarzma komunizmu zapewne byłby dziś bogatym i nowoczesnym państwem. Może w Europie jeździlibyśmy wietnamskimi samochodami i używali wietnamskich smartfonów, tak jak używamy Koreańskich. Niestety komunizm/socjalizm zablokował tę możliwość w przedbiegach.
To, którą prawdę dostrzeżemy, zależy od punktu widzenia. Wystarczy cofnąć się w czasie przed rok 1957 i poznać przyczyny podziału Wietnamu na dwa państwa, albo cofnąć się dalej do czasów wcześniejszej kolonizacji francuskiej, by dostrzec kolejną prawdę na temat tej wojny. Jeśli cofniemy się jeszcze dalej, znów nasza opinia wywróci się do góry nogami. Mieszkańcy północy będą mieli swoje prawdy i mieszkańcy południa też. A to wszystko jeszcze bez uciekania się do kłamstw i fałszowania historii. To tylko będą dwa punkty widzenia.
Prawd jest wiele, a polityka historyczna to taki zwinny bard, który może opowiedzieć bajkę o Czerwony Kapturku jako o ofierze wojennej, albo jako o nieletnim leśnym kłusowniku. Wolimy kumplować się z tym bardem, czy się z nim wadzić?
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
