Rafał Kosik's Blog, page 3
August 8, 2023
Cyberpunk 2077: Bez Przypadku – premiera

Zapraszam wszystkich na premierę, która odbędzie się w środę o 19:00 w Big Book Cafe MDM przy ul. Koszykowej 34/50 w Warszawie.
August 5, 2023
Idziemy w stronę cyberpunkowego świata wszczepów

Jeszcze niedawno dziwnie brzmiał pomysł płacenia prywatnością za usługi w internecie. Za jakiś czas i wszczepy staną się normalne. Raczej nie będą obowiązkowe, ale prawdopodobnie trzeba będzie je mieć, żeby np. nie wypaść z rynku pracy.
cyberpunk można rozumieć na dwa sposoby. Z jednej strony jako sztafaż, element świata, użyty na równi ze scenografią. Ten lubię, ale to niekoniecznie mój styl. Ale już cyberpunk jako immanentny element świata – jestem zwolennikiem takiego pisania, w którym warstwa naukowa jest nieusuwalnym bohaterem powieści. Jak w „brzytwie Lema” – jeśli z powieści można usunąć wszystkie elementy fantastyczne bez szkody dla treści, to nie jest prawdziwa fantastyka (WIĘCEJ…)
July 14, 2023
Hejka! Tu jesteśmy! Odbiór

28 czerwca 2009 roku na uniwersytecie w Cambridge odbyło się uroczyste przyjęcie zorganizowane przez profesora Stephena Hawkinga. Zaproszenia miały charakter otwarty i nie wymagały nawet potwierdzenia. Nikt nie przyszedł. To może dziwić, bo przecież Hawking za życia było bardzo popularny i wiele osób rzuciłoby wszystko, byle tylko móc z nim chwilę porozmawiać. Było jednak małe „ale” – zaproszenia pojawiły się dopiero po imprezie. Były bowiem skierowane do… podróżników w czasie.
Może Hawking udowodnił co najwyżej, że nikt z podróżników w czasie nie był/będzie zainteresowany tą imprezą? Tak naprawdę był to przejaw poczucia humoru naukowca, który w ten sposób chciał udowodnić ludziom niespecjalnie biegłym w zagadnieniach fizyki, że podróże w czasie są niemożliwe.
No dobrze, ale co z tego? Otóż jedna z koncepcji wyjaśnienia fenomenu UFO twierdzi, że goście z kosmosu, nawiedzający nas w latających spodkach albo metalicznych cygarach, to my sami, a ściślej nasi potomkowie, tyle że z przyszłości. Coś jakby archeolodzy z kolejnej ery, dysponujący znacznie lepszym sprzętem niż ci z początku XXI wieku. Dzięki profesorowi Hawkingowi ten trop możemy na razie porzucić.
O ile przez lata doniesienia o pojawieniu się UFO były odbierane tak jak dziś teorie płaskoziemców, o tyle oficjalnych publikacji Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych i amerykańskiej administracji nie można, ot tak, zignorować. Przypomnę, że ujawniono kilka nagrań obiektów zachowujących się w sposób „wykraczający poza to, co byśmy nazwali następną generacją”. Chodzi oczywiście o następną generację sprzętu wojskowego. Obiekty z nagrań rejestratorów pokładowych myśliwców zachowują się inaczej, niż należałoby się spodziewać po pojazdach stosujących znane systemy napędowe.
Nie byłby to pierwszy raz, gdy armia posługuje się fejkowymi informacjami, więc czujność jest wskazana. I nawet nie mam na myśli Strefy 51. Nie wierzymy w efekty specjalne w hollywoodzkich filmach, ale jeśli efekty specjalne pokaże administracja rządowa, to już nie wierzymy w nie nieco mniej. Warto pamiętać, że żyjemy w czasach, kiedy od utajniania łatwiejsze jest preparowanie fikcyjnych informacji. Robi się to w taki sposób, by przypadkowe ujawnienie prawdy wszyscy zbyli machnięciem ręki. Prawda ma być nieodróżnialna od fikcji.
To może być też zwykły fake stworzony na wyższych szczeblach władzy i służący nieznanemu jeszcze celowi. Może jakieś think tanki doszły do wniosku, że ludzkości potrzebna jest teraz świadomość, że ktoś nas obserwuje i może pora się trochę ogarnąć?
Warto tu sprecyzować, że oficjalnie nikt nie wspomniał o kosmitach, lecz o UFO (ang. unidentified flying object, czyli niezidentyfikowany obiekt latający). I wprawdzie temat UFO ostatnio przegrywa w mediach z doniesieniami bardziej aktualnymi zza naszej wschodniej granicy, to jednak nie zniknie. A skoro nie możemy poznać natury obserwowanych obiektów, to zamiast tego zastanówmy się, czy czysto teoretycznie mogą one być pochodzenia pozaziemskiego.
Dla ścisłości wszyscy jesteśmy pochodzenia pozaziemskiego. Pierwiastki budujące nasze ciała powstały wewnątrz dawno już nieistniejących gwiazd. No może jest kilka wyjątków, jak np. wodór, ale nie psujmy tej poetyki. Być może samo życie na Ziemi też powstawało wiele razy i my jesteśmy obcymi we własnym świecie. I może nawet przy okazji nasi przodkowie zeżarli to życie, które tu istniało wcześniej. Jednak przy obecnym poszukiwaniu życia pozaziemskiego skupiamy się raczej na przejawach działalności cywilizacji, nie na banalnym metabolizmie.
Paradoks Fermiego to już klasyczne pytanie o naszą samotność. Albo jesteśmy tylko my, albo życie we wszechświecie jest powszechne, wszelkie stany pośrednie mają jeszcze niższe prawdopodobieństwo. Skupmy się na tej powszechności, bo w przeciwnym razie nie ma o czym pisać. Wielkość i wiek wszechświata sugerują, że powinno istnieć wiele zaawansowanych cywilizacji, a jednak jakoś ich nie spotykamy. Zatem albo zaawansowane technicznie życie jest znacznie rzadsze, niż się sądzi, albo metody obserwacji są niewłaściwe. Zatem, gdzie oni są? Jeśli nie liczyć nieostrych nagrań talerzy i cygar…
Mogą się na przykład nie interesować kosmosem. My, Homo sapiens, jesteśmy ciekawi kosmosu, bo od zawsze obserwowaliśmy gwiazdy. Ale wystarczyłyby inne warunki panujące na naszej planecie, np. zwarta powłoka chmur, by naszą ciekawość kosmosu mocno ograniczyć.
Jedną z bardziej przekonujących odpowiedzi na Paradoks Fermiego jest Równanie Drake’a. To wzór próbujący określić, ile cywilizacji technologicznych istnieje i jakie są szanse porozumienia z nimi. Trudno rozwiązać to równanie przy małej precyzji określenia danych wejściowych. Ale wielu próbowało. Pesymistyczny wynik to 5 milionów inteligentnych cywilizacji zamieszkujących obecnie obserwowalny kosmos, z czego 250 tysięcy jest zdolnych nas odwiedzić. Całkiem sporo, ale nadal jakoś ich tu nie widać. Nie licząc spodków i cygar…
Wyjaśnienie może być banalnie proste – najpierw trzeba nas znaleźć. Nasz gatunek, zależy jak liczyć, ma kilkaset tysięcy lat. Fale radiowe odkryliśmy nieco ponad sto lat temu, a od ponad pół wieku żyjemy w cieniu zagrożenia nuklearną zagładą. To oznacza ledwie pięćdziesiąt lat bezpieczeństwa. Może więc poszukiwania cywilizacji trzeba zacząć od wypatrywania blasku prymitywnych ognisk albo skutków wojny nuklearnej. Co prowadzi do smutnej konstatacji, że cywilizacja zdąży jedynie wysłać w kosmos krótkie „Hejka! Tu jesteśmy! Odbiór!”, a zwrotnego sygnału już nie będzie komu odebrać. Rosyjska inwazja na Ukrainę pokazuje dobitnie, jak głęboko można mieć w tyle wszystko poza doraźnym interesem. Przyszłość cywilizacji? Przyszłość ludzkości? Nie, liczy się moje oligarchiczne plemię i stan konta na dziś.
Może zresztą lepiej siedzieć cicho. Historia ludzkości pokazuje, że spotkanie cywilizacji na różnym stopniu rozwoju zwykle kończyło się podbiciem lub nawet zniszczeniem tej mniej zaawansowanej technologicznie, słabszej. Jesteśmy drapieżnikami, więc ciekawi nas świat, podróżujemy, przy okazji zdobywamy i niszczymy. Oczywiście to może być nasza ziemska antropomorfizacja, jednak rozsądnie jest zakładać na wszelki wypadek, że goście z kosmosu też są drapieżnikami.
Cixin Liu w powieści Ciemny las wyjaśnił, czemu lepiej siedzieć cicho. Obcy mogą być nastawieni wrogo z jednego tylko powodu – będą się bać naszej potencjalnej wrogości. A najlepszą formą obrony jest atak. Z kolei Peter Watts swoje Ślepowidzenie oparł na pomyśle, że samo odebranie sygnału, który jest niezrozumiały, może zostać zinterpretowane jako akt agresji. Stanisław Lem w swojej ostatniej powieści, Fiasko, wprost napisał o niemożności porozumienia. Odwrócił popularny motyw SF o Obcych atakujących Ziemię. To ludzie, zirytowani oporem innoplanetarnych tubylców, sięgają po przemoc, by wymusić kontakt.
Arthur C. Clarke powiedział: „Istnieją tylko dwie możliwości: albo jesteśmy sami we Wszechświecie, albo nie. Obie są równie przerażające”.
July 7, 2023
Cyberpunk 2077: Bez przypadku – zapowiedź

Najważniejsze wydarzenie na rynku książek science fiction – już w sierpniu!
Światowa premiera Cyberpunk 2077: Bez przypadku Rafał Kosik!
Londyn Nowy Jork
8 – – 10 sierpnia 2023
W Night City nic nie jest takie, jakim się wydaje…
Szóstka nieudaczników, na pozór zwykłych ludzi, zostaje zaszantażowana i zmuszona do przeprowadzenia napadu niemożliwego. Nie znają się nawzajem, nie wiedzą, co mają ukraść. Powoli odkrywamy, kim tak naprawdę są: były żołnierz, tancerka z nocnego klubu, korporatka negocjatorka, sześciopalczasty chirurg, marzący o życiu gangstera urzędnik i nastoletni nerd.
Książka, której akcja toczy się w uniwersum Cyberpunk 2077, powstawała dwa lata przy ścisłej współpracy ze studiem CD PROJEKT RED oraz Orbit Books US i Orbit Books UK (Hachette). Poczujecie w niej klimat dystopijnego Night City, rządzonego przez bezwzględne korporacje, gdzie ciała modyfikowane są wszczepami, a ludzkie życie warte jest tyle, co nic.
June 4, 2023
Po co nam oligarchia?

May 9, 2023
Odmienny stan świadomości

Nie ma wątpliwości, że pod nadbudową kulturową i powierzchowną ogładą w nas wszystkich kryją się mózgi jaskiniowców. A zatem mamy z nimi również wspólne cechy i zachowania społeczne, maskowane tylko życiem w bezpieczniejszych i stabilniejszych czasach. Widać to szczególnie dobrze, gdy przyjrzymy się osobliwemu bytowi, zwanemu tłumem. Z punktu widzenia ewolucyjnego bez trudu można wskazać zalety umiejętności formowania tłumu, a konkretnie tłumu aktywnego. W sytuacjach kryzysowych, gdy naszych prapraprzodków napadało sąsiednie plemię, nie było czasu na indywidualizm. Trzeba się było błyskawicznie zorganizować, działać jak wataha wilków, nie dbać o własne bezpieczeństwo, stawiać dobro grupy ponad własnym. Słowem, w momencie powstania tłumu, w człowieku następuje ogromna przemiana.
Nasuwa się porównanie, że tłum jest innym stanem skupienia ludzi. I tak jak w przypadku przemiany wody w lód – istnieje zjawisko przemiany fazowej. Do pewnego momentu są jednostki, a po przekroczeniu punktu krytycznego ludzie zlewają się w jedną masę, podlegającą zupełnie innym prawom niż jej części składowe osobno.
Czytając książkę Psychologia tłumu Le Bona, wydaną w 1896 roku, dochodzimy do wniosku, że od czasów rewolucji francuskiej w mechanizmach kierujących tłumem nic się nie zmieniło. Co więcej, autor opisuje sięgające starożytności przykłady, które nie różniły się od tych jemu współczesnych. Zapewne po wnikliwych badaniach udałoby się znaleźć coś nowego, coś niepojawiającego się nigdy wcześniej. Jednak nawet w takim przypadku najważniejsze cechy pozostaną niezmienne. Ja rozmywa się, osobowość się kurczy, wolna wola i zdolność logicznego rozumowania znikają, tak samo jak krytycyzm i podejrzliwość. Wszystko staje się proste, klarowne, emocje radykalizują się, w miejsce niuansów i wątpliwości pojawia się zero-jedynkowa pewność: TO jest dobre, TAMTO jest złe.
Emocjonalny impuls, który od każdego z osobna wymagałby chwili zastanowienia „czy aby na pewno to co robię, jest mądre?”, w tłumie oznacza tylko jedno – konieczność natychmiastowego działania. Czyli, cytując klasyka, „zróbmy to szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu”. Argumenty używane do kierowania tłumem nie mogą się opierać na logice. Konieczne są emocje i przekazy proste, skrajne, przesadzone. Podejrzenie zamienia się w pewność, niechęć w nienawiść, sympatia w uwielbienie.
Bezkarność i rozmyta odpowiedzialność sprawiają, że w chwilach największego uniesienia tłum nie różni się jakościowo od bandy wkurzonych jaskiniowców, podążających za przykazaniami nieogarnialnej dla nich idei. Jednostki stają się bezwolnymi wykonawcami cudzej woli. Są zdolne do czynów, których nie dopuściłyby się samodzielnie, nawet mając pewność braku konsekwencji.
Wiece poparcia lub sztuczne spędy, jak pochody pierwszomajowe w czasach socjalizmu, nie są zdolne do wyzwolenia energii do działania. Nie wyzwoli jej też przypadkowa zbieranina ludzi w centrum handlowym lub na stacji metra. Przynajmniej do momentu wybuchu paniki. Konieczne jest jeszcze poczucie jedności i cel, a energię wyzwala dopiero wskazanie wroga. Z tego powodu działanie tłumu aktywnego jest zasadniczo destrukcyjne, próbuje przyspieszyć zmiany poprzez obalenie jakiegoś porządku, zniszczenie czegoś. Jest to działanie oparte wyłącznie na emocjach. Taki tłum nie jest zdolny do żadnego procesu rozumowego. Tym zajmują się liderzy polityczni, posiadający naturalny talent do zjednywania sobie ludzi i kierowania nimi.
Idee prowadzące tłum do działania nie są przez ten tłum analizowane pod względem spójności. Nie są nawet analizowane pod względem prawdziwości. W ogóle nie są analizowane, bo tłum nie jest zdolny do analizy. Idee raz zaakceptowane, stają się dogmatyczne i to nawet wtedy, kiedy działania są sprzeczne z tym, co tłum „niesie” na transparentach. Nikt tej sprzeczności nie zauważy. Co więcej, idee mogą ulec wymianie na inne i – jeśli zostaną zaakceptowane – tłum ruszy w całkiem inną stronę, ale z tą samą pewnością i stanowczością.
Podstawową różnicą między początkiem XXI wieku a czasami sprzed popularyzacji internetu, radia i telewizji jest oczywiście szybkość przekazywania informacji i ich zasięg. To czyni współczesny tłum jeszcze liczniejszym i zmniejsza znaczenie fizycznych granic i odległości. Niezmiennie jednak przynależność do tłumu oznacza dla człowieka osiągnięcie odmiennego stanu świadomości. Dla wielu, może nawet dla większości, ten powrót do czasów pierwotnych jest przyjemny, bo wtedy znikają rozterki i wątpliwości. Ich miejsce zajmuje pewność i bezpieczeństwo wynikające z tego, że ktoś mądrzejszy, nieomylny, moralnie nieskazitelny myśli za nas.
Patrzę na kierunek, w jakim zmierza edukacja, i mam wrażenie, że jej celem jest wykształcenie i utrwalenie postawy niechętnej samodzielnemu myśleniu. Nie kombinuj, Grzesiu, po prostu wybierz jedną z gotowych odpowiedzi. Media również od dawna zmieniają formę przekazu – od podawania informacji ważniejsza jest ich interpretacja. Fakty i opinie zlewają się w jedno.
Do czego nas to prowadzi? Do nowego totalitaryzmu, takiego nieuświadomionego. Przyszły obywatel, odpowiednio sformatowany od najmłodszych lat, nie zauważy, że jest częścią bezwolnego tłumu, bo zwyczajnie nie będzie miał odpowiednich narzędzi poznawczych. Pozostaje mieć nadzieję, że to nie oznacza końca Oświecenia, a jedynie jego kryzys.
March 17, 2023
4 grupy
Zostaliśmy już jako społeczeństwo zredukowani do czterech warstw, klas, grup, które negują wszystkie poprzednie klasyfikacje historyczne.
Pierwsza grupa ma wszystko głęboko i interesuje ją tylko błogostan, który kiedyś w trudniejszych czasach był nazywany dobrostanem. Ta grupa nie robi nic ponad to, co musi, aby przetrwać. Nie aspiruje, nie planuje, nie rozwija się, wegetuje. Głosuje.
Druga grupa dąży w kierunku wskazanym przez własną grupę, przez bezosobowy trend, czyli protestuje przeciw, aktywnie działa na rzecz, oburza się wobec, solidaryzuje się i się utożsamia. Szerszy horyzont jest dla jej mimowolnych uczestników niedostępny, bo zasłaniają go maszerujący obok.
Trzecia grupa indywidualistów patrzy na to z góry i zazdrości, bo ciut z tego wszystkiego rozumie, jednak instynktownie by chciała tak jednomyślnie endorfinowo przeć, protestować przeciw i się utożsamiać z, ale też widzi tę losowość destynacji, więc wiecznie pasuje i się dystansuje.
Czwarta grupa ma na wszystko programowo wyrąbane i czerpie gigantyczną energię (czyt. zyski) z rozpoznania zmiennych ruchów wszystkich powyższych grup. To klasa kłamców, którzy kłamią szczerze, bo dobrze wiedzą, że wszyscy powyżej tak naprawdę chcą być okłamywani. Prawda jest przecież najbardziej przerażająca.
Każda z tych czterech grup wyznaje inną moralność, więc i posługuje się innymi systemami wartości, które są nawzajem niewymienne.
March 3, 2023
Obyś żył w ciekawych czasach
Świadomość, że świat się stacza ku otchłani, towarzyszyła ludziom, odkąd zaczęli się zastanawiać nad czymś więcej, niż jak upolować karibu. Myśliciel do myślenia nad tematami niepraktycznymi z punktu widzenia bieżącego przetrwania potrzebuje wolnego czasu. To zresztą jeden z powodów, dla których dowódcy wojskowi starają się wypełnić swoim podwładnym każdą minutę, choćby i niepotrzebnymi czynnościami.
Pewnie z nadmiaru wolnego czasu niegdyś arystokratki cierpiały na napady melancholii, raczej nie nękającej przedstawicieli zarobionego po uszy stanu niższego. Nadmiar wolnego czasu nie wystarczy, by stworzyć filozofa, ale utyskiwacza na cały świat już tak. Trudno statystycznie potwierdzić, czy takich utyskiwaczy jest dziś więcej niż sto lat temu, za to z pewnością są lepiej słyszalni. Z powodu wolnego czasu mogą więcej energii wkładać w swoje utyskiwania i zwiększać zasięgi. Fejsbukowy maruda dotrze ze swoimi lamentami do większej liczby odbiorców niż jego odpowiednik sprzed wieku, samotnie sączący absynt w praskiej kawiarni.
Właściwie nie powinno to specjalnie dziwić, że zmiany wzbudzają w wielu ludziach niechęć, czy wręcz strach. Przyszłość zawsze jest niepewna, nieokreślona z przyczyn oczywistych. Można zaryzykować stwierdzenie, że każdą zmianę, która nie jest po naszej myśli, odbieramy jako zagrożenie i zapowiedź pogorszenia dobrostanu. I myślimy, że „to wszystko zmierza w złą stronę” i stąd też zapewne powiedzenie „obyś żył w ciekawych czasach”, co oznacza mniej więcej życzenie nieszczęścia.
Świat stale się zmienia i to na wielu płaszczyznach. Zawsze więc gdzieś dochodzi do zmian, które nam nie odpowiadają. Zmienia się też coraz szybciej, a my dostajemy coraz więcej informacji z całego świata i to z przewagą tych alarmujących, bo to przecież podnosi klikalność. I rzeczywiście wyłania się z tego obraz nieszczęsnych „ciekawych czasów”, w których przyszło nam żyć.
Ewolucja tak nas ukształtowała, że zagrożenia mają w naszej percepcji znacznie wyższy priorytet, niż obserwowanie stabilnego wzrostu. To zrozumiałe, skoro niebezpieczeństwo zwykle wymagało natychmiastowej reakcji. W zamierzchłych czasach, kiedy podróżowanie było nieco bardziej modne (czyli przed pandemią), kilka razy miałem okazję porównać tego rodzaju rozdmuchane informacje z naszych rodzimych mediów ze stanem rzeczywistym, który widziałem w tym właśnie momencie wokół siebie. Dysonans poznawczy był całkiem spory.
Tony Halik może i kolorował swoje opowieści o odległych krainach, jednak co do zasady trzymał się faktów i nie wymyślał niestworzonych rzeczy. Tego nie można powiedzieć o sporej części, a może i większości współczesnych „relacji” i „reportaży”. Spowszedniało nam to i w sumie to przeciętnemu odbiorcy wystarczy, żeby materiał był po prostu ciekawy. To, co czasem jeszcze kogoś oburza w tradycyjnych mediach i w miarę renomowanych portalach, nie powoduje nawet westchnienia zażenowania, jeśli autor jest mniej lub bardziej anonimowy. Przywykliśmy.
Czy naprawdę jest tak źle i będzie jeszcze gorzej? Podpowiedź możemy znaleźć w kultowym w pewnych kręgach Raporcie NASA SP-5067 Ocena transferu technologii: Ostatnie 50 000 lat to około 800 żyjących jedna po drugiej osób. 650 z nich spędziło swoje życie w jaskiniach lub w jeszcze gorszych warunkach, 70 miało prawdziwie efektywne środki porozumiewania się, 6 mogło zobaczyć drukowane słowo lub potrafiło mierzyć temperaturę, 4 mogło precyzyjnie określić czas, 2 używało silnika elektrycznego. Natomiast większość przedmiotów, które tworzą nasz materialny świat, powstało w czasie życia ostatniej osoby.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że raport pochodzi z roku 1966, zdamy sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze postęp, jaki się dokonał od tego czasu, mniej więcej odpowiada temu od Rewolucji Przemysłowej do roku 1966. Powstały dwa zasadnicze wynalazki diametralnie podnoszące komfort życia: ogólnodostępny internet i szybkoobrotowa maszynka dentystyczna. Po drugie początki naszego gatunku obecnie datujemy na co najmniej 200 000 lat, co daje ponad 3000 osób żyjących (piszę o kolejnych pokoleniach) w jaskiniach „lub w jeszcze gorszych warunkach”.
Te wartości będą jeszcze wyższe i sięgną prawie dwóch milionów lat oraz ponad 30 000 żyjących jedna po drugiej osób, jeśli damy prawo do miejsca obok nas przedstawicielom gatunku Homo erectus. Autorzy raportu przyjęli średnią długość życia osobnika na 62.5 lat, co wydaje mi się zdecydowane zbyt optymistyczne jak na czasy sprzed szybkoobrotowej maszynki dentystycznej. Nie wdając się w niuanse obliczeniowe między oczekiwaną a średnia długością życia, w państwach rozwiniętych wzrosła ona blisko dwukrotnie w ciągu ostatnich stu lat. Wiemy już dziś, że wcześniej oczywiście było gorzej, bo Neandertalczycy żyli średnio miej więcej tyle, ile Rzymianie albo mieszkańcy średniowiecznych Wysp Brytyjskich – około 30 lat. To daje ponad 60 000 osób, ale nawet ta liczba nadal nie jest prawidłowa, bo zamiast osób wypadałoby jednak użyć pokoleń. Biorąc poprawkę na średni wiek pierwszego macierzyństwa wynik znów trzeba by pomnożyć przed dwa z hakiem.
Otrzymujemy więc oszałamiającą liczbę prawie stu pięćdziesięciu tysięcy pokoleń, z których dopiero dwa ostatnie mogą korzystać z internetu i swobodnego dostępu do niemal całej wiedzy ludzkości. Skąd więc całe to marudzenie? Parafrazując klasyka: trudne czasy rodzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy rodzą słabych ludzi.
Z pewnością żyjemy w ciekawych czasach, w bardzo ciekawych czasach. Być może nawet w najciekawszych, jakie były. Można też powiedzieć, że jesteśmy po prostu przebodźcowani jak nigdy. Ale czy mamy w ogóle prawo narzekać, że to wszystko zmierza w złą stronę?
February 7, 2023
Safe Inside
December 21, 2022
Powieści będą krótsze
Polska literatura fantastyczna będzie pisana swoim rytmem, z drobnym opóźnieniem względem trendów w powieści anglosaskiej, chyba że wymyślimy coś całkowicie własnego. Naszą specjalnością była fantastyka socjologiczna, która albo nie występowała na rynku anglosaskim, albo była tam obecna w znikomych ilościach, bo nie istniała tam cenzura w znanej nam postaci. Jak na ironię, teraz mamy odwrotną sytuację – większa wolność twórcza panuje w Polsce.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
