Maciej Samcik's Blog, page 12

November 12, 2017

Rzekomy dług sprzed kilkunastu lat. Nic się nie zgadza, ale windykator stosuje ten sprytny trik

Jedna z moich czytelniczek niespodziewanie dowiedziała się, że… jest podopieczną firmy windykacyjnej Best. I że ma zapłacić szybciutko 1500 zł, bo jak nie to będzie bolało. O rzekomym długu oczywiście nic nie wie – do dziś żyła w przekonaniu, że nie ma żadnych przeterminowanych zadłużeń. Niestety, firma windykacyjna uważa inaczej.





„Rzecz dotyczy pożyczki z 1999 r., którą wzięłam w Citibanku – w tej chwili nawet nie pamiętam na jaką kwotę. To była umowa chyba na rok czy dwa lata – tego też już nie pamiętam. W okolicach 2019 r. dostałam pismo, że pożyczka nie została do końca spłacona i że muszę dopłacić, o ile dobrze kojarzę, ok. 300 zł. Poszłam do oddziału, zapłaciłam i sprawa wydawała mi się zamknięta. Z listu od firmy Best wynika, że mam do spłacenia kapitał – 0zł, odsetki – 440 zł i koszty – 970 zł”





Od razu trzeba powiedzieć, że podstawową rzeczą, o której warto pamiętać przy kończeniu pożyczkowej relacji z bankiem jest zaświadczenie o zamknięciu kredytu. Zawsze trzeba takie zaświadczenie z bankowców wycisnąć i pilnować jak oka w głowie. Właśnie po to, by po kilku, kilkunastu latach ktoś nie przyszedł po te pieniądze jeszcze raz. Moja czytelniczka należy do tych twardzielek, które nie dają się łatwo sterroryzować, więc od razu zauważyła, że coś tu nie gra.



Jak skończyła się ta historia? Zapraszam do przeczytania tekstu na www.subiektywnieofinansach.pl. Link do tekstu jest tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 12, 2017 22:49

November 2, 2017

Czy bank PKO BP utrudnia klientom uzyskanie informacji o ich kredytach? Ma prawo?

Bank PKO BP – jak wynika z moich informacji – został zasypany wnioskami o wydanie zaświadczeń dotyczących kredytów frankowych. Prawdopodobnie stos wniosków jest wynikiem przygotowań do akcji prawnej (pozwu zbiorowego), do którego przygotowuje się grupa klientów.



Klienci, którzy złożyli w PKO BP wnioski o zaświadczenie twierdzą, że zostali zlekceważeni. PKO BP, być może za radą własnych prawników, wysłał im zaświadczenia, które nie odpowiadają na ich żądania. W czym problem? Oddaję głos kikunastu osobom, które przesłały mi do wglądu swoją korespodencję z PKO BP, licząc na wzbudzenie we mnie świętego oburzenia.





„Mam kredyt waloryzowany kursem franka z 2008 r. Mimo regularnej spłaty rat zadłużenie jest przeogromne i w zasadzie nierealne do spłaty zadłużenie. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Złożyłam do PKO BP wniosek o wydanie zaświadczenia o kredycie prosząc o dokładne informacje oraz kopie niektórych dokumentów, m.in. kopię wniosku kredytowego oraz kopie dyspozycji wypłat transz kredytu. Jak należało przypuszczać, bank wydał pseudozaświadczenie, które zawierało może 10% informacji, o które prosiłam, odmawiając udostępnienie kopii dokumentów”





– napisała do mnie jedna z czytelniczek. Cóż, bankowcy oczywście realizują swoją strategię, która nie ma na celu ujawniania klientom dokumentów, które mogłyby obciążać bank lub jego pracowników. Pytanie brzmi natomiast czy w tej strategii bankowcy nie posunęli się zbyt daleko. Czy to arogancja czy złamanie zasad komunikacji prawidłowo działającego banku z klientami?





„Panie Redaktorze chciałam podzielić się informacją dotyczącą aroganckiej postawy Banku PKO BP względem swoich klientów. W lutym tego roku zwróciłam się do kancelarii Mazur i Wspólnicy aby oceniono moją sytuację względem zaciągniętego kredytu we frankach na zakup mieszkania. W związku z tym potrzebowałam dodatkowych informacji, po które zwróciłam się do banku. Oczywiście nie otrzymam oczekiwanych informacji i została mi naliczona opłata za wydanie zaświadczenia (w kwocie 50 zł)”





– skarży się inna czytelniczka. akich dokumentów i cyferek zażądali klienci, zaś bank im odmówił? Cały tekst jest na www.subiektywnieofinansach.pl. W tym serwisie jest cała sekcja poświęcona sporom klientów z bankami. A link do tego tekstu znajdziecie tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 02, 2017 00:38

October 30, 2017

Wygrał proces z bankiem o grubą kasę. Prawnicy chcieli go wykiwać. A on zrobił... to

Pan Tomasz, mój czytelnik, od 2008 r. jest szczęśliwym (?) posiadaczem kredytu indeksowanego do franka szwajcarskiego zaciągniętego w Banku Millennium. Ponieważ kredyt już na starcie nie miał wkładu własnego (tak, banki drzewiej uważały, że ceny nieruchomości będą szły tylko w górę, a frank tylko w dół), to klient oczywiście został obciążony składką na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego.



Kredyt był spory, więc i składka – odzwierciedlająca nadwyżkę ponad 80% wartości kredytu – niemała. Pierwsza płatność wyniosła 5418 zł i została ściągnięta już w dniu podpisania umowy, za trzy lata z góry. Po owych trzech latach przyszedł czas na kolejną płatność, już znacznie wyższą – 16.648 zł. W roku 2014 r. bank zgłosił się po 16.284 zł. Wtedy pan Tomasz, który czuł się jak porządnie golona owca, powiedział „dość”. Zwłaszcza, że w owym czasie już sporo się mówiło i pisało o tym, że UNWW nadaje się do zakwestionowania.



Sprawę w sądzie pierwszej instancji mój czytelnik wygrał w cuglach. Sąd nakazał bankowi, by zwrócił wszystkie pobrane do tej pory składki – 38.350 zł plus odsetki i koszty procesu. Jednak to nie był koniec. Bank decyzję sądu zaskarżył do sądu odwoławczego. Między pierwszą a drugą rozprawą nadszedł termin płatności kolejnej składki UNWW.



Choć klient zażądał od banku, by ten odstąpił od jej pobrania w związku z toczącym się postępowaniem w sądzie dotyczącym poprzednich wpłat, bank obciążył jego konto składką w wysokości 16.254 zł, tworząc debet na rachunku technicznym związanym z kredytem.



Ponad rok później, we wrześniu 2017 r. zapadł prawomocny wyrok. Sąd uznał – dość dziwne – że pierwsza składka ubezpieczenia została pobrana zgodnie z prawem, zaś kolejne dwie już nie. I ograniczył zwrot dla klienta do kwoty 32.932 zł plus odsetki i koszty, czyli w sumie 46.286 zł bez dwóch groszy.



Co zrobił bank? Owszem, wykonał wyrok, ale… w sposób wyjątkowo złośliwy. A klient? Odpowiedział krokiem jeszcze bardziej złośliwym. Na czym polegała ta wymiana ciosów? Pełna wersja tekstu jest na www.subiektywnieofinansach.pl. Zapraszam do zajrzenia do tego serwisu - znajdziecie tam dużo ciekawych rzeczy! - a link do tego konkretnego tekstu jest tutaj 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 30, 2017 01:24

October 29, 2017

Czy będzie kolejna bankowa fuzja? Przyznają, że "analizują". A ja sprawdzam czy to ma sens

Bank Pekao i Alior Bank ogłosiły komunikat, w którym piszą, że analizują "różne warianty współpracy", nie wyłączając najbardziej skrajnego, czyli połączenia obu instytucji. Czy to ma sens?  Z punktu widzenia właściciela - oba banki są pod kontrolą PZU - posiadanie dwóch firm działających na tym samym rynku jest pewnego rodzaju rozrzutnością. Nawet jeśli ich klientowski „elektorat” jest nieco inny i nakłada się tylko w niewielkim stopniu, to przy połączeniu obu instytucji można zaoszczędzić setki milionów złotych.



Część struktury informatycznej, działy odpowiedzialne za organizację pracy banków, sieć placówek – w każdym z tych miejsc można poszukać oszczędności. Koszty finansowania akcji kredytowej też spadają wraz ze skalą działalności.



Czytaj też: Tego efektu repolonizacji banków nie da się już nie zauważyć. Nowy gigant w Europie Środkowej



Inna sprawa, że Pekao i Alior mają dziś tak inne strategie, że próba ich łączenia już teraz mogłaby przynieść zagładę albo jednego, ani drugiego. To jak łączenie wody z ogniem. Alior jest bankiem nastawionym na maksymalizację tempa wzrostu. Gardzi wszystkim, co jest niskorentowne. Jego strategia to „cyfrowy buntownik”. Z klientów wyciska siódme soki (po pierwszym półroczu jego marża odsetkowa to 4,8%, gdy inne banki są szczęśliwe jeśli wykręcają 3%), a jego kluczowym produktem jest szybka pożyczka.



A Pekao to niemal doskonała odwrotność Aliora. Największy bank korporacyjny w Polsce (ponad połowę jego biznesu to obsługa dużych firm!). Konserwatywny do bólu, pożyczający niechętnie, unikający wysokiego ryzyka, ale pielęgnujący niską cenę kredytu. Oferuje dużo szersze portfolio produktów, niż Alior (w tym kluczowe dla indywidualnych klientów kredyty hipoteczne), Ma nadmiar pieniędzy na klientowskich depozytach, nie musi walczyć oprocentowaniem. To jak solidna Toyota przy zrywnym Audi.



Czytaj dalej: Trzy argumenty za fuzją obu banków. I trzy przeciw. 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 29, 2017 01:36

October 27, 2017

Ubezpieczyli klienta, a gdy zmarł - odmawiają wypłaty, bo... czują, że coś jest nie tak. Paranoja?

Zgłosiła się do mnie czytelniczka, pani Agnieszka, której zmarły ojciec (pan Tadeusz) był klientem Getin Banku oraz firmy ubezpieczeniowej Europa. Pan Tadeusz miał dwa kredyty – mały i duży. Oba w Getin Banku. W obu przypadkach polisa obejmowała śmierć kredytobiorcy i ciężkie zachorowanie. Zajście jednego z tych wydarzeń miało oznaczać przejęcie przez ubezpieczyciela odpowiedzialności za kredyt.



Z związku z jednym kredytem (na 4000 zł) Europa uznała roszczenie banku o przejęcie kredytu po śmierci klienta, a w drugim (na 31.500 zł) – nie. I – opierając się na zeznaniach czytelniczki – mam podejrzenie, że nie wszystko jest tu OK. Już na pierwszy rzut oka trudno wytłumaczyć dwie zupełnie różne decyzje w przypadku jednej sytuacji i jednego klienta. Być może firma najpierw machnęła ręką na mniejszą wypłatę, bo nie zorientowała się, że w kolejce czeka znacznie większa wypłata?



Co stało się dalej i dlaczego firma kwestionuje wypłatę jednego z ubezpieczeń? Czytaj pod tym linkiem

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 27, 2017 02:16

October 26, 2017

Banki mają cztery wielkie problemy. Jeśli ich nie ogarną, to będzie katastrofa. Jest ratunek, ale...

Co czeka banki?  Firmy technologiczne próbują wbić się między bankowców i klientów i na nowo zorganizować świat w taki sposób, by banki były niespecjalnie potrzebne. Wymiana walut w internecie? 20% rynku w Polsce mają już pozabankowe platformy. Szybkie pożyczki? 25% tych najmniejszych (do 4000 zł) zaciągamy poza bankami.



Pożyczki społecznościowe? U nas jeszcze nie „wybuchły”, ale w USA mają już 10% rynku. Usługi rozliczeniowe? Revolut, DiPocket lepiej odczytują potrzeby klientów i są tańsze, niż banki. Przelewy? Za chwilę zacznie się era kryptowalut i przelewy mogę przejść do historii. Zakupy internetowe? Rzecz ogarną fintechy takie jak PayU, PayPal.



Czytaj też: Jedna karga do wszystkich walut? Przelewanie kasy za granicę bez spreadu? Revolut-cja



To wszystko wygląda na kres ery banków – ewentualnie na zajawkę przerobienia banków na „rurociąg z pieniędzmi”. A więc: banki będą pożyczały pieniądze firmom, które udzielają pożyczek klientom. Albo:  banki będą prowadziły rachunki klientów, ale cały ruch tych pieniędzy, łącznie z ich inwestowaniem, ogarną firmy technologiczne.



Fatalny wariant? Jest jeszcze gorszy. W skrajnie pesymistycznym scenariuszu bank jako instytucja specjalizująca się wyłącznie w obrocie pieniędzmi w ogóle przestanie istnieć. Firmy prowadzące działalność e-commerce, telekomunikacyjną itp. będą zakładały swoje banki. Za chwilę startuje we Francji bank założony przez telekom Orange. Bank Google’a albo Facebooka? Nie można wykluczyć. Chociaż z drugiej strony to co wszystkie te firmy robią w swoim podstawowym biznesie jest dziś znacznie bardziej rentowne, niż bankowość. Łatwiej więc „wynająć” bank do bycia „rurą”, niż go zabijać i tworzyć własny?



Czytaj też: Deloitte o europejskich bankach. To w przyszłości będzie biznes tylko dla frajerów?



Tyle, że bank, który jest „rurą” odciętą od dostępu do klienta, będzie jeszcze mniej rentowny, niż dziś. A z tym już teraz – jak pokazuje McKinsey – nie jest dobrze.  Wskaźnik ROE, czyli zwrot na kapitale dla akcjonariuszy, wynosi dziś w światowej bankowości średnio 8,6%. To znaczy, że przeciętny akcjonariusz banku z każdych 100 zł wyciąga średnio 8,6 zł zysku (niekoniecznie w gotówce, czyli dywidendzie – także we wzroście kapitału banku). To niedużo, są branże (budowlanka, farmacja i kilka innych) gdzie ROE zahacza o 20%.



Co będzie dalej? Cóż, gdyby nie było fintechów, rewolucji mobilnej i tego całego zamieszania, pewnie byłoby tak, jak do tej pory. Banki byłyby biznesem opłacalnym dla akcjonariuszy, ale oferującym znacznie mniejszy zwrot z zainwestowanego kapitału, niż inne branże. McKinsey szacuje, że w 2025 r. możliwe byłoby osiągnięcie średniego ROE w branży na poziomie 9,3%.



Niestety, McKinsey przedstawił też  prognozę rentowości banków uwzględniającą digital disruption , czyli ekspansję niebankowych firm technologicznych, którą opisałem powyżej. I jej konsekwencje dla przychodów banków.  Analitycy McKinseya snują wizję, że jeśli banki nic ze sobą szybko nie zrobią, będą za osiem lat biznesem dającym średnio 5,2% zwrotu z kapitału (ROE).



Jak banki mogą się uratować przed zagładą? Jakie są cztery czynniki, które je wykańczają?



Czytaj na www.subiektywnieofinansach.pl, link do tekstu jest tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 26, 2017 00:42

October 25, 2017

Kupiłeś porządny fundusz w porządnym banku. A potem okazuje się, że... kasa wyparowała

Pamiętacie słynną historię funduszu BPH Nieruchomości, który w ciągu 10 lat stracił 99% pieniędzy klientów, a ci walczą o odzyskanie choćby części z włożonych do niego setek milionów złotych? Do dziś nie jestem w stanie zrozumieć jak można było stracić prawie wszystko na inwestycji w nieruchomości, gdy rosną ceny mieszkań, na rynku hotelowym trwa bezprecedensowy boom, zaś w powierzchniach handlowych i biurowych – co najmniej błoga stabilizacja. Gigantyczne straty stały się udziałem także kilku innych funduszy nieruchomości. Wypada zapytać: bezprecedensowa nieudolność czy coś więcej?



Czytaj też: Fundusz inwestycyjne są pazerne. W opłatach oddajemy im fortunę. Czas z tym skończyć



Czytaj też: Wyjątkowo ciekawy fundusz. Raz w roku wypłaci nam… dywidendę



Alior i BOŚ obiecywały świetne zyski. Z gwarancją. Nie ma ani zysków, ani gwarancji

Dziś mój kolega z newsroomu „Gazety Wyborczej” opisuje mrożącą krew w żyłach historię czterech funduszy Fincrea TFI (Inwestycje Selektywne, Inwestycje Rolne, Vivante i Lasy Polskie), które z pomocą renomowanych banków – m.in. Alior Banku i BOŚ Banku – zebrały od Polaków ok. 500 mln zł, by ulokować te pieniądze m.in. w grunty rolne i leśne, a także w budowę hoteli, luksusowych domów dla emerytów. Przyznam, że do mnie też od kilku miesięcy trafiają skargi klientów tego TFI.



Inwestycja w fundusze Fincrea TFI wydawała się atrakcyjna, a inwestorów kusiła m.in. gwarancja zysku oferowana przez twórców funduszy, firmę W Investments. Niestety, fundusze od kilku dobrych miesięcy nie obsługują wypłat klientów i są poważne wątpliwości co do ich wypłacalności.



Co poszło nie tak? I czy to jedyne fundusze, które wyrolowały swoich inwestorów? Czytaj w tekście na www.subiektywnieofinansach.pl. Link do tego tekstu jest tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 25, 2017 00:10

October 20, 2017

To się nazywa iść z duchem nowoczesności. Bilet do car-sharingu zamiast auta zastępczego

Ergo Hestia, jeden z największych ubezpieczycieli majątkowych w Polsce, testuje w Warszawie nowinkę, która z jednej strony może pozwolić na ograniczenie kosztów aut zastępczych dla firmy, a z drugiej – dać klientom korzyść finansową. Otóż w ramach pilotażu chętni klienci dostaną od firmy… auto zastępcze w modelu car-sharing Hestia zawarła w tej sprawie współpracę z firmą Panek, zarządzającą flotą kilkuset aut.





Car-sharing – to wyjaśnienie dla osób, które nie spotkały się z tym pojęciem – jest po prostu krótkoterminowym wynajmem samochodu. Jeśli chcesz pojechać z punktu A do punktu B, to szukasz w okolicy auta na wynajem, rezerwujesz je, wsiadasz, jedziesz do celu, a następnie „porzucasz” auto, płacąc kilka lub kilkanaście złotych. Cena – trochę niższa od Ubera lub taniej taksówki – zależy od liczby przejechanych kilometrów i czasu jazdy. Nie płaci się ani za paliwo, ani za parkowanie.



Czytaj też: Testuję i porównuję oferty car sharingu. Ile to kosztuje i jak się tym jeździ? Miałem pewien problem z…



Czytaj też: Link4 obiecuje, że wybaczy pierwszy dzwon. Jak jest naprawdę?



No i Hestia chce, by przynajmniej część klientów zamiast klasycznego auta zastępczego wybierała w ramach likwidacji szkody car-sharing. Ubezpieczyciel nie bez racji kombinuje, że przecież auto zastępcze i tak przez 90% czasu naprawy samochodu klienta będzie stało bezczynnie. Klient pojedzie nim do pracy, z pracy, na zakupy. A wypożyczalni trzeba płacić te 150-200 zł za dobę niezależnie od tego czy klient autem jeździ czy nie.



Jakie korzyści obiecuje klientom Ergo Hestia za wybranie takiego sposobu korzystania z auta zastępczego? Czytaj w tym tekście

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 20, 2017 00:33

October 17, 2017

SKOK chce windykować zaległość, której nie jest w stanie udowodnić. Nawet sąd nie pomógł!

W czerwcu 2010 r. pan Artur zawarł ze SKOK Stefczyka umowę pożyczki hipotecznej. Pożyczka nie była jakoś szczególnie wielka – 25.000 zł udzielone na pięć lat. W październiku 2012 r. do umowy został spisany aneks ustalający nowy harmonogram spłaty i obowiązującą w tym momencie wartość długu – 15.853 zł. W ostatnich miesiącach umowy pan Artur – zapewne z powodu kłopotów finansowych – przestał spłacać raty, aż wszystko skończyło się wypowiedzeniem umowy przez SKOK i skierowaniem sprawy do egzekucji.





W sierpniu 2015 referendarz sądowy wydał nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym (czyli w uproszczonej ścieżce egzekucyjnej, na którą przy podpisywaniu umowy pan Artur się zgodził). Kwota do zwrotu – 1803 zł. Ale klient ów nakaz zapłaty zaskarżył, twierdząc że… nie jest w stanie ocenić czy żądana przez SKOK kwota jest zgodna z rzeczywistym długiem.



Czytaj też: To jakiś żart? Bank zażądał 3000 zł za kredyt, od którego klient odstąpił zgodnie z prawem



Kłopot z ustaleniem tego polegał na tym, że SKOK nie przedstawił żadnej kalkulacji, z której by wynikało jaka część poszczególnych rat była księgowana jako spłata kapitału, a jaka – jako odsetki. Do tego jeszcze dochodziły jakieś prowizje. Dłużnik nie był więc w stanie ocenić skąd wzięła się kwota zadłużenia.



Ze względu na to, że pan Artur stanął okoniem, sprawa trafiła do sądu. A ten w pierwszych słowach zaznaczył, że ciężar udowodnienia, że dług istnieje i że ma taką a taką wartość spoczywa na wierzycielu. Sąd poprosił więc SKOK o przedstawienie jakichś kalkulacji, z których można byłoby wyciągnąć wnioski co do wysokości nie spłaconej części długu. Kłopot w tym, że taki dokument… najprawdopodobniej w ogóle nie powstał.



Co stało się dalej? Czy sąd ustalił ile naprawdę winny jest klient? Czy SKOK zdołał wyegzwkwować choć złotówkę? Cały tekst znajdziesz na www.subiektywnieofinansach.pl, a konkretnie - pod tym linkiem

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 17, 2017 22:45

Gdy kredyt nie jest taki, jaki miał być. Poczucie niesprawiedliwości uśmierzysz tą zemstą

Raiffeisen Polbank to jeden z niewielu banków, który dorobił się sporej liczby produktów finansowych bez pułapek, kruczków i drobnych druczków. Z okazji początku roku szkolnego wystawił na witryny kredyt gotówkowy bez procentów i z niską prowizją. Na moje oko – najtańszy na rynku. Założyłem sztuczne wąsy i prześwietliłem go osobiście, nie dowierzając, że nie zawiera żadnych pułapek. I złożyłem Wam meldunek: “jest czysto”.



Czytaj: Te banki wystawiły proste jak drut pożyczki szkolne. Która najtańsza?



Dostałem od Was kilka sygnałów, że z tym “czysto” trochę przesadziłem. Kilku sprzedawców podobno dość ekspansywnie rysowało przez klientami wizje przeniesienia do Raiffeisena nie tylko potrzeb pożyczkowych, ale i domowych rozliczeń (konta osobistego). Szczególnie zaniepokoił mnie jeden sygnał, z którego wynikało, iż do kredytu dokładane jest obowiązkowe ubezpieczenie. Taką wiadomość przekazała mi czytelniczka, której mąż – w oparciu o jej rekomendację – udał się do banku. Bezceremonialnie wciśnięto mu polisę “od wszystkiego”, oświadczono, że inaczej się nie da i w stanie zmieszania odesłano do domu.



Czytaj też: Kupujesz smartfona, tablet, telewizor. Proponują ci dodatkowe ubezpieczenie. Brać czy ich przepędzić?



Ponieważ obowiązek dokupienia ubezpieczenia do kredytu nie występuje w żadnych dokumentach związanych z tą pożyczką – a co ważniejsze, takie obowiązkowe “zgrzewki” są też zabronione przez prawo – zaleciłem czytelniczce przeprowadzenie dalszych czynności śledczych i dowodowych. Wiem, że banki czasem wystawiają oferty dostępne bez dodatkowych zobowiązań tylko teoretycznie. Tak bywa np. z ratami zero procent, które “za zero” bywają tylko po wykupieniu dodatkowego ubezpieczenia. Za każdym razem, gdy się dowiaduję o takich praktykach, kończy się wielką aferą.



Okazało się, że gdy klientka zaczęła kopać głębiej, to… dokopała się do dyrektora oddziału, w którym chciał zaciągnąć pożyczkę jej mąż. A jak już się do niego dokopała... Czytaj dalej

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 17, 2017 00:51

Maciej Samcik's Blog

Maciej Samcik
Maciej Samcik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Maciej Samcik's blog with rss.