Maciej Samcik's Blog, page 11

December 7, 2017

Co nominacja Mateusza Morawieckiego na premiera zmieni w naszych portfelach?

Mateusz Morawiecki zyskał na tyle duże zaufanie Jarosława Kaczyńskiego, by ten powierzył mu kierowanie całym rządem, a nie tylko gospodarczymi resortami finansów i rozwoju. Co ta roszada oznacza dla naszych uręczonych portfeli, nieustająco powstających z kolan? Czy jeszcze większy wpływ dotychczasowego wicepremiera na gospodarkę (o ile będzie w stanie chwycić wszystkie sroki za ogon) wyjdzie nam na zdrowie? Zamiast 17 wiceministrów, którzy mu raportowali, będzie miał teraz kilkunastu ministrów ;-).



Czytaj: Gospodarka rośnie coraz szybciej. Czy to dlatego, że rząd dobrze rządzi czy po prostu ma furę szczęścia?



Czytaj też: Polityka i pieniądze, czyli cztery rzeczy, które każdy polityk chciałby przed Wami ukryć



Premier Morawiecki to dobra/zła wiadomość dla naszych portfeli (niepotrzebne skreślić), bo… Jak to zwykle bywa: jest kilka argumentów przemawiających za tym, że pod rządami Mateusza Morawieckiego będzie nam lepiej, ale i kilka przemawiających na rzecz tezy, iż będzie wręcz przeciwnie. Tutaj pełen przegląd moich hipotez w tej kwestii. Z którymi najbardziej się zgadzacie?

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 07, 2017 23:21

December 5, 2017

Rząd dobrze rządzi czy po prostu ma furę szczęścia? Mój sąd nad Ekipą Morawieckiego

Pod rządami partii Jarosława Kaczyńskiego gospodarka rośnie jak szalona. Co prawda wciąż sporo nam brakuje do „nowożytnych” rekordów sprzed dziesięciu lat (w 2007 r. wzrost gospodarczy wynosił 7% rocznie), ale superwicepremier Mateusz Morawiecki też ma się czym pochwalić – GUS właśnie ogłosił, że po trzech kwartałach polska gospodarka rozpędziła się już do 4,9% wzrostu PKB. Jeśli na koniec roku „pęknie” 5%, to zaczniemy się zbliżać do sytuacji bardzo rzadko spotykanej w erze III RP.



W Europie jesteśmy teraz w dobrej części cyklu koniunktury. Stopy procentowe są niskie, kredyt tani, a jeszcze Europejski Bank Centralny dosypuje pieniędzy, skupując obligacje od banków i rządów. W Polsce – jako, że nie jesteśmy wyspą – ten powiew optymizmu jest odczuwalny. Rząd ma więc szczęście, bo rządzi w „łatwiejszej” fazie cyklu koniunktury.



Jaka część PKB wynika z koniunktury w krajach, z którymi współpracujemy? Rząd „tylko” ma szczęście czy też „robi” wzrost PKB dobrą polityką gospodarczą? Wicepremier Mateusz Morawiecki to geniusz czy król excela płynący na fali nic-nie-robienia? 



Jeśi chcesz poznać odpowiedź na to pytanie, zajrzyj na www.subiektywnieofinansach.pl lub kliknij ten link



 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 05, 2017 00:14

December 4, 2017

Skomplikowane życie paczuchy, czyli uważajcie przed świętami na paczkomaty InPostu

W poprzednich latach wydawało się, że lekiem na świąteczny szczyt będą paczkomaty. Z jednej strony to usługa quasikurierska, bo pozwala przesyłce dotrzeć w pobliże adresata, a z drugiej strony zapewniająca temu adresatowi komfort odbioru o dowolnej godzinie (nie trzeba czekać aż kurier łaskawie dotrze z trzygodzinnym spóźnieniem). Paczucha trafia do paczkomatu, klient dostaje SMS-a z kodem odbioru, wpisuje go na klawiaturze w paczkomacie i odbiera przesyłkę. Proste i wygodne.



Niestety, wygląda na to, że chętnych na skorzystanie z paczkomatów jest już tylu, że ich operator InPost zaczyna robić brzydkie numery. Posłuchajcie co przydarzyło się jednemu z moich czytelników, który właśnie tę formę dostarczenia paczki wybrał. Skoro takie rzeczy dzieją się jeszcze na kilka tygodni przed szczytem świątecznych paczuch, to co będzie w pierwszych tygodniach grudnia?



Czytelnik zamówił sobie mały upominek, który miał dotrzeć do wskazanego paczkomatu. Na dzień przed planowanym doręczeniem dostałem SMSa, którego – to błąd – nie przeczytał dokładnie.



Wstrząsające losy paczuchy mojego czytelnika są opisane na www.subiektywnieofinansach.pl. Link do wpisu znajdziecie tutaj 



 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 04, 2017 02:13

November 28, 2017

Siedem zasad obsługi klienta, które uczyniły Jeffa Bezosa najbogatszym Ziemianinem

Znalazłem w sieci spisaną w zaledwie siedmiu punktach filozofię działania najbogatszego Ziemianina, Jeffa Bezosa. Czyli zasady, których wprowadzenie uczyniło korporację Amazon jedną z największych, a Bezosa - posiadaczem 100.000.000.000 dolarów. Te punkty są w sumie dość oczywiste, ale kiedy zacząłem porównywać filozofię Bezosa z realiami działania polskich firm, w tym firm finansowych, których działaniami zajmuję się stosunkowo najczęściej…  Oj, dużo Wam brakuje do Bezosa, kochani finansiści.



Oczywiście: to nie jest tak, że Bezos jest chodzącym ideałem i w każdym celu trzeba się na nim wzorować. Powszechnie znane jest jego gorsze oblicze – „wyciskanie” szeregowych pracowników za najniższe możliwe pieniądze.  To druga część prawdy o sukcesie Amazona. Klientocentryzm często kłóci się z pracownikocentryzmem. I chyba tak jest w tym przypadku.









Dziś jednak chcę się skupić na pierwszej połowie prawdy o Bezosie, związanej z doprowadzaniem do perfekcji obsługi klienta. A więc przemknąć szybko przez „bezosową siódemkę”, czyli zasady wpajane przez Bezosa osobom zarządzającym firmą. Siedem zasad obsługi klienta według Jeffa Bezosa znajdziecie tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 28, 2017 23:44

November 27, 2017

Wiedzieliście, że opłaca się być uczciwym. Ale nie wiedzieliście, że aż tak się to opłaca...

Bycie uczciwym czasem popłaca jak cholera. W weekend widziałem w informacyjnym programie Euronews minireportaż dotyczący historii nie z tej ziemi. Elmer Alvarez, bezdomny mieszkaniec amerykańskiego New Haven, znalazł na ulicy czek wart 10.000 dolarów. Nie wiem czy czek był imienny czy na okaziciela (a zatem czy nadawał się do natychmiastowej realizacji), ale znalazca ustalił kto jest jego właścicielem i udał się, by czek zwrócić.



Czytaj też: Miała odrobinkę szczęścia i… do końca życia może wydawać 100.000 zł. Dziennie 



Czytaj również: Wygrała milion w brytyjskim Lotto i… jest nieszczęśliwa. Chce pozwać loterię za to, że sprzedała jej zwycięski los



Okazało się, że wartościowy papier należy do agentki nieruchomościowej Roberty Hoskie. A ta – zapewne w pierwszym momencie kierowana głównie uczuciami wdzięczności – podziękowała mu publicznie w filmiku opublikowanym na Facebooku. Pani Roberta – jak twierdzi – ma podobną do Alvareza historię życia. Też kiedyś była bezdomna, a uczucie biedy ponoć nie jest jej obce – jako nastoletnia matka musiała przeżyć za 417 dolarów zasiłku miesięcznie.



Na filmiku się bynajmniej nie skończyło. Zobaczcie co jeszcze dostał pan Alvarez od wdzięcznej pani Roberty

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 27, 2017 23:38

Firmy ubezpieczeniowe nie szanują stałych klientów. Mój czytelnik zdobył na to dowód

W wielu branżach stały klient, który korzysta z usług danej firmy od wielu lat, może mieć tylko lepiej, niż klient „dorywczy”. Dostaje rabaty, korzysta z ofert specjalnych, ma lepsze warunki przy sezonowych wyprzedażach. No dobra, nie wszędzie tak jest, ale w coraz większej liczbie branż dbałość o lojalnego klienta zaczęła mieć znaczenie.



Czy tak samo jest w ubezpieczeniach? Nie sądzę. I nie chodzi tylko o rosnące ceny. Owszem, dość często dochodzą do mnie skargi konsumentów, którzy uważają, że mimo bycia lojalnymi klientami jakiejś firmy płacą za ubezpieczenie coraz więcej. Ale sam wzrost ceny – bez odniesienia do tego jak ona się zachowała w konkurencyjnych firmach – nic jeszcze nie mówi.



Jeśli w dotychczasowej firmie cena rośnie, a w nowej nie, to już jest przykre, ale może się zdarzyć. Czasem firmy ubezpieczeniowe chcą „podkupić” klienta konkurencji, dlatego dają ceny niższe od standardowych lub wręcz dumpingowe. Jeśli tego klienta nie potrafią później utrzymać na dłuższy czas, np. wysoką jakością obsługi – jest to czysta forma „przepalania” gotówki. Ale kto bogatemu zabroni?



Czytaj też: W pracy lojalność się nie opłaca. Oni obliczyli dlaczego



Brzydki zapach pojawia się, gdy na tego typu praktykę napatoczy się lojalny klient danej marki ubezpieczeniowej. A więc ten sam klient w tej samej firmie dostaje inną (niższą) ofertę, gdy przedstawi się jako nowy, a inną (znacznie wyższą) – gdy występuje jako dotychczasowy. Nie zdarza się to często, bowiem wymaga od klienta zaplanowania pewnego fortelu: zadzwonienia do swojej firmy w dwóch rolach. Mało kto ma czas na takie „zabawy”.



Mój czytelnik, pan Michał, postanowił spróbować. Co się okazało? Stanęły mu dęba wszystkie włosy, nie tylko na głowie.



Więcej czytaj na www.subiektywnieofinansach.pl. Link do tekstu jest tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 27, 2017 00:09

November 22, 2017

Tego jeszcze nie było. Przed świętami w sklepach już nie rządzą raty 0%. Wymyślili coś lepszego

Przed tegorocznymi świętami będziemy mieli jeszcze więcej dylematów i pokus niż zwykle. Poprzednio były "tylko" raty zero procent. Przez lata wykorzystywane były zresztą głównie jako wabik, by wcisnąć klientowi komercyjny kredyt i wmówić mu, że na zero procent się „nie załapał”. Potem było to prawdziwe zero procent. A teraz… Teraz mamy opcję „weź teraz, zapłać za kilka miesięcy”.



W Euro RTV AGD reklamują płatność odroczoną o cztery miesiące w połączeniu – na życzenie klienta – z 10 lub 20 ratami zero procent (pierwszą klient płaci po upływie owych czterech miesięcy). W Media Markt mają bardzo podobny pomysł – z pierwszą ratą płatną dopiero w marcu przyszłego roku. W Media Expert – w ramach akcji „tniemy ceny na pół” – aktualnie jest grana promocja „zapłać dziś pół ceny, a resztę dopiero za sześć miesięcy”.









Odroczona płatność to mocna pokusa: w wielu przypadkach może przekonać klienta, by jednak zaszaleć na przedświątecznych zakupach. Skoro w ogóle nie trzeba mieć gotówki… Z drugiej zaś strony jest to pomysł, który – jeśli rozpowszechni się także na inne marki niż sieci sklepów RTV AGD – może zmniejszyć zainteresowanie tradycyjnymi pożyczkami i kredytami bankowymi. Odroczona płatność jest przecież inną formą kredytu. Za którą jednak również stoją... banki.



Jak to jest, że są gotowe płacić za nasz krótkoterminowy kredyt? Z jakimi kłopotami może się to wiązać? Więcej na ten temat znajdziesz po kliknięciu w niniejszy link, który przeniesie Cię na moją nową stronę www.subiektywnieofinansach.pl.



Jeśli chcesz być na bieżąco z nowymi tekstami "Subiektywnie o finansach" - zapisz się na newsletter i odbierz zestaw poradników, w tym ranking kont ułatwiających oszczędzanie. Formularz zapisu na newsletter jest tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 22, 2017 02:31

November 17, 2017

Walka klientów DNB o powrót do promocyjnej marży trwa. Mają w ręku ważny argument

To jeden z bardziej bulwersujących sporów konsumenckich w branży finansowej. W 2015 r. norweski bank DNB doszedł do wniosku, że część klientów nie przestrzega warunków, które uprawniają ich do promocyjnej, niższej marży. Te warunki to m.in. „wykręcenie” kartą kredytową wydaną przez bank określonych miesięcznych obrotów, albo zapewnienie w każdym miesiącu określonych wpływów na konto. Zmiana marży oznaczała dla wielu klientów podwyższenie kosztu kredytu o kilkadziesiąt tysięcy złotych.



Czytaj też: Nieprzyzwoitość? Bank ostro podnosi marże kredytów. Przypomniał sobie, że ma na klientów haka. Ale czy sam gra fair?



Czytaj też: Bank DNB tłumaczy się z polityki hakowej. Jak ją tłumaczy?



Część klientów – ci, którzy zostali ukarani za minimalne niedociągnięcia (np. zasilili konto ostatniego dnia miesiąca, a bank zaksięgował wpłatę o dzień później) – zaczęli się burzyć. Bank najpierw oświadczył, że zasad trzeba przestrzegać, a potem pewnej części klientów ulżył, uwzględniając ich reklamacje po trzecim lub czwartym podejściu. Ale grupa kilkudziesięciu klientów wciąż walczy za pośrednictwem prawników z warszawskiej kancelarii HMK.



Czytaj też: Klienci DNB nie odpuszczają. Piszą do UOKiK



Czytaj też: Nowy pomysł prawników. Czy promocja DNB była zakazaną sprzedażą wiązaną?



Czytaj też: Norweg z DNB chce się zaprzyjaźnić. Doprowadził kredytobiorców do szału



Moim zdaniem mają sporo racji. I to nie dlatego, że chciałbym rozgrzeszać ich z tego, że wykonują podpisaną przez siebie umowę niedokładnie. Uważam, że bank też ma sporo za uszami. 



Jak dziś wygląda ta sprawa? I jaki miażdżący bank argument dostali do ręki kredytobiorcy? Czytaj pod tym linkiem

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 17, 2017 00:06

November 16, 2017

Hiszpański Sąd Najwyższy odwalutował kredyt, bo bank nie poinformował, że wartość długu...

Tego, co na razie nie wydarzyło się w Polsce - precedensowego wyroku w sprawie kredytów walutowych - zdołali doczekać frankowicze (a może raczej „jenowicze”) w Hiszpanii. Jak czytam w największym tamtejszym dzienniku „El Pais”,  madrycki Sąd Najwyższy wydał właśnie wyrok dotyczący… odwalutowania kredytu wielowalutowego. Powód? Klienci nie zostali wystarczająco solidnie uświadomieni jeśli chodzi o koncekwencje ryzyka kursowego, na które się decydowali podpisując umowę kredytową.



Kredyty walutowe w Hiszpanii znacząco się różniły od naszych, były de facto kredytami wielowalutowymi. Banki tworzyły miksy kredytu w euro (to domowa waluta w Hiszpanii) oraz niżej oprocentowanych franków lub jenów. A znam i kredyty, w których zmieszano wszystkie trzy waluty. Cel budowania takich miksów był dokładnie taki, jak w Polsce – niższe stopy procentowe i wówczas stabilny kurs obcych walut pozwolił pożyczać więcej i taniej. Szczęśliwi byli i bankowcy i klienci.



Klienci przestali być szczęśliwi, gdy „bezpieczne” waluty poszybowały. Poszkodowanych jest mniej więcej 70.000 osób (czyli raptem 10% liczby konsumentów w Polsce), a średnia strata wynikająca ze wzrostu wartości obcych walut wyniosła 200.000 euro na każdą umowę. Sporo, choć trzeba pamiętać, że w Hiszpanii generalnie ceny nieruchomości są wyższe, niż w Polsce, a i kredyty hipoteczne mają średnio pięciokrotnie większą wartość, niż u nas.



 



„ Bank nieodpowiednio wyjaśnił kredytobiorcom charakter zagrożeń związanych z klauzulami dotyczącymi denominowania kredytu częściowo w walucie nie będącej tą, w której otrzymują dochody. Nie wyjaśni też jak poważne mogą być konsekwencje związane z materializacją takiego ryzyka”





– ogłosił hiszpański Sąd Najwyższy. Jego zdaniem przeciętny konsument – owszem – może przewidzieć pewne ryzyko związane ze zmiennym kursem waluty. Ale trudno mu jest zorientować się, jakie ryzyko tak naprawdę ta zmienność pociąga za sobą.





„Wahania waluty oznacza ciągłe przeliczanie wartości pożyczonego kapitału, co oznacza, że ​pomimo uiszczania okresowych rat zadłużenie kredytobiorcy może się stale zwiększać. I może przekroczyć wartość początkową”





– zauważył hiszpański Najwyższy. To niezwykle ważny argument. Sędzia powiedział bowiem, że  nawet jeśli bank uświadomił klienta, że kurs może się wahać o tyle i tyle, to powinien też włożyć mu do głowy drugą rzecz. Iż może się zdarzyć, że będzie spłacał raty  miesiącami i latami, a  jego zadłużenie będzie się i tak powiększało.



Co to może oznaczać dla polskich frankowiczów? Czytaj w pełnej wersji tekstu na www.subiektywnieofinansach.pl



Link do tekstu jest tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 16, 2017 02:55

November 14, 2017

Chcesz w ciągu pięciu minut zapewnić sobie aż 920 zł money-backu? Uwaga, podaję przepis

Jak część z Was zapewne wie,  istnieją dwa preferencyjne „opakowania” dla oszczędności, które pozwalają zaoszczędzić na podatkach. Oba wymagają spełnienia tylko jednego warunku – utrzymania zgromadzonych w nich pieniędzy do wieku emerytalnego. Pierwsze rozwiązanie to konto IKE (przy wypłacie po osiągnięciu emerytury nie płaci się 19% podatku Belki od osiągniętych zysków), a drugie – konto IKZE (daje ulgi w corocznym podatku PIT).



Stracona szansa to zwłaszcza IKZE. Tu nagroda za oszczędzanie jest szybka: można odpisać wpłacone w danym roku kwoty od podatku dochodowego . W bieżącym limit wpłat na IKZE wynosi 5115 zł. To oznacza, że wykorzystując w całości limit wpłaty na IKZE  można zapłacić o 920 zł mniejszy podatek (jeśli mieścimy się w pierwszym progu). Najlepiej zarabiający – ci, którzy wpadają w podatek dochodowy w wysokości 32% – przy maksymalnej dopuszczalnej w tym roku wpłacie mają do zaoszczędzenia aż 1637 zł.



Pewien duży ubezpieczyciel, za pośrednictwem należących do niego funduszy inwestycyjnych, od kilku dni proponuje Polakom  konto IKZE bez żadnych prowizji „na wejściu”, zakładane w ciągu kilku minut całkowicie online, a na dodatek ze ściętą w porównaniu do standardowej oferty opłatą za zarządzanie funduszami.



Kto nie ma jeszcze IKZE, a chciałby je założyć z poziomu fotela, prawdopodobnie nie znajdzie zbyt wielu tańszych ofert (choć nie jest ona bez drobnych wad, napiszę o nich dalej). I zapewne nie znajdzie też ofert wygodniejszych do wprowadzenia w ich życie.



Więcej na temat tej oferty, która bardzo mnie ucieszyła, znajdziecie pod tym linkiem

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 14, 2017 00:10

Maciej Samcik's Blog

Maciej Samcik
Maciej Samcik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Maciej Samcik's blog with rss.