Maciej Samcik's Blog, page 16
July 24, 2017
Jak stracić 20.000 zł? Wystarczy wejść nie na tę stronę co trzeba. Co bank na to? Umywa ręce!
Niestety, wciąż dostaję takie e-maile od okradzionych klientów. Tym razem starsza pani straciła 20.000 zł. Klientka BZ WBK sama przyczyniła się do nieszczęścia. Ma bowiem niedobry nawyk poszukiwania wszelkich stron przez wyszukiwarkę Google. Któregoś dnia, chcąc zrobić przelew, jak zwykle wpisała do wyszukiwarki nazwę banku BZ WBK, kliknęła pierwszy link, który się wyświetlił, zalogowała się, wykonała przelew, autoryzowała go i… w ten sposób straciła wszystkie pieniądze. Co się stało?
Link – choć wyświetlał się w wyszukiwarce na pierwszym miejscu – nie prowadził do prawdziwej strony banku, lecz do strony bardzo dobrze podrobionej przez złodziei. Wpisane na niej login i hasło trafiały do złodziei, którzy logowali się od razu na „prawdziwą” stronę BZ WBK i dopisali się jako odbiorca przelewów zdefiniowanych (które można wysyłać bez autoryzacji). Oczywiście: taka operacja wymagała potwierdzenia jednorazowym kodem SMS, który bank wysłał do prawowitej właścicielki rachunku. A ona, nie przeczytawszy dokładnie SMS-a, zatwierdziła dopisanie złodziei. SMS przyszedł wtedy, gdy ona na podrobionej stronie zlecała przelew, więc była przekonana, że to tej transakcji dotyczy autoryzacja. Niestety, dotyczyła dopisania złodziei do odbiorców zaufanych.
Czytaj też: Wyjątkowo perwersyjny wirus. Kradnie wtedy, gdy czujesz się najbezpieczniej. Jak się przed nim obronić?
Powiecie być może: pani sama otworzyła drzwi do domu i dziwi się, że ją okradli. W dużej części będziecie mieli rację. To podstawowe zasady bezpieczeństwa bankowości internetowej: nie logujemy się do banku klikając w żadne linki (zawsze sami wpisujemy adres banku, literka po literce) i uważnie czytamy SMS-y autoryzacyjne. Ale mówimy o starszej pani, która komputer obsługuje w stopniu podstawowym i miała prawo tych zasad po prostu nie znać. Bank kazał jej płacić za każdy przelew zlecany w oddziale po 10 zł, więc z konieczności korzysta z internetu. Ale nikt z banku nie szkolił jej z bezpiecznego bankowania przez internet. Musiała nauczyć się tego sama.
Co zrobić w takich sprawach? Jak zabezpieczyć starszych ludzi przed coraz sprytniejszymi złodziejami? Czy bank zwróci mojej czytelniczce pieniądze? Czytaj cały tekst pod tym linkiem
July 13, 2017
Jeśli masz abonament w tej firmie i chcesz się z nią rozstać, to lepiej nie bierz urlopu
Pan Jacek zakończył przygodę z nc+, nie przedłużając terminowego kontraktu, który łączył go z platformą. Jak wiadomo, w takiej sytuacji obowiązkiem klienta jest dostarczyć do dowolnego punktu sieci dekoder cyfrowy i ewentualnie inne wypożyczone od operatora elementy. O ile w przypadku przedłużenia umowy ewentualna wymiana sprzętu na nowszy odbywa się na koszt operatora, to w razie rozstania jest to problem klienta.
Tak się składa, że w dzień zakończenia kontraktu pan Jacek wyjeżdża na urlop i będzie przebywał daleko od szosy, zaś termin na zwrot sprzętu ma w umowie zapisany dość krótki – 14 dni. Mój czytelnik oszacował, że jeśli nie załatwi sprawy przed urlopem, to po powrocie może na niego już czekać opłata karna za niewywiązanie się z obowiązku wymiany sprzętu. Pobiegł więc do najbliższej placówki nc+, żeby zdać sprzęt i z czystym sumieniem udać się na wakacje. Niestety, czekała go niemiła niespodzianka w postaci ugodzonej dumy operatora.
Jak objawiła się ugodzona w samo serce duma operatorska? Cały tekst znajdziesz pod tym linkiem
July 10, 2017
Bank zażądał od niego 600 zł za konto, którego... nigdy nie zakładał. A może jednak?
Warto czasem zajrzeć do bazy rachunków, składając o to wniosek w dowolnym banku. Dlaczego to takie ważne? Posłuchajcie:
„Trzy lata temu postanowilem kupić samochód. W tym celu udałem sie od oddziału Idea Banku w Częstochowie po kredyt. Jedynym moim celem wizyty w banku było uzyskanie pieniędzy na zakup auta. Okazało się, że trzeba podpisać jakiś wniosek, żeby bank sprawdził moją zdolność kredytową. Potem pani w laptopie pokazywała różne opcje, ale okazało się, że w żadnym wariancie nie mam zdolności kredytowej. Podziękowałem i wyszedłem, zapominając o całej sprawie. W innym banku bez problemu uzyskałem pożyczkę”
– pisze jeden z moich czytelników. Minęły trzy lata. 31 maja tego roku klient otrzymał pismo z działu windykacji z wezwaniem do zapłaty… 623 zł za rzekome zaległości na rachunku bieżącym. Sęk w tym, że z żadnego rachunku w Idea Bank mój czytelnik nigdy nie korzystał, nie logował się, nie dostał – jak zeznaje – żadnych loginów do niego, ani karty. O co więc chodzi?
Cała historia jest tutaj
July 7, 2017
Spektakularny finał wojny Zeusa i Hefajstosa z krnąbrnym inwestorem. Zapłacimy mu 2 mld zł?
W piątek portal wPolityce.pl opublikował sensacyjne pismo jednego z zagranicznych funduszy inwestycyjnych – a konkretnie PL Holdings, firmy zarządzającej funduszem Abris – wzywające polski rząd do negocjacji w sprawie odszkodowania za wywłaszczenie tegoż inwestora z akcji pewnego banku. Można byłoby machnąć na to ręką gdyby nie astronomiczna kwota roszczenia – ponad 2 mld zł . I gdyby nie fakt, że PL Holdings ma już w ręku korzystny dla siebie wyrok Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie.
Prawdopodobieństwo, iż będziemy musieli wszyscy złożyć się na większe lub mniejsze odszkodowanie dla zagranicznego inwestora, jest niestety spore. Gdyby rzeczywiście skończyło się na spektakularnych 2 mld zł – co jest wszakże mało prawdopodobne, spodziewam się kwoty znacznie mniejszej – byłoby to wielkie frajerstwo. Za co mielibyśmy zapłacić zarejestrowanemu w Luksemburgu funduszowi wielkie pieniądze? O tej sprawie było w blogu wielokrotnie, czas sobie to wszystko przypomnieć. Zapraszam na wielki finał sporu Abrisu z KNF.
Czytaj tekst pod tym linkiem. Zapraszam cię też na moją nową stronę internetową: www.subiektywnieofinansach.pl.
July 5, 2017
Kolejny bank postanowił uczciwie naliczać opłaty za kartę. A pozostałe? Nie jest dobrze!
Jakiś czas temu miałem w blogu wysyp protestów klientów, którzy nie chcieli płacić prowizji spowodowanych faktem, że bank nie zdążył z rozliczeniem jakichś transakcji w danym miesiącu. Bywało, że sytuacje zaczynały wyglądać komicznie, bo banki dawały sobie nawet dwa tygodnie na rozliczenie transakcji dokonywanych w trybie offline (czyli bez połączenia terminala z bankiem-wydawcą karty). Kiedyś napisałem prześmiewczy (choć był to śmiech przez łzy) felieton, w którym doradzałem klientom, by robili zakupy tylko w pierwszych dwóch tygodniach każdego miesiąca, bo w innym wypadku zawsze będzie ryzyko, że ich zakupy nie zostaną przez bank zaliczone jako uprawniające do np. darmowego korzystania z karty płatniczej.
Czytaj też: Historia pewnej reklamacji. Co zrobić, żeby bank zechciał ją... przyjąć w swej bezbrzeżnej łaskawości?
Ale jest dobra wiadomość. Świat się zmienia. Już kilka miesięcy temu informowałem Was, że mBank zmienił zapisy regulaminowe i będzie we wszelkiego rodzaju rozliczeniach brał pod uwagę datę wykonania transakcji, nie zaś jej rozliczenia. To jest właściwe podejście do klienta, bo przecież urząd skarbowy też nie nakłada na podatników kary za to, że poczta dostarczyła ich PIT po terminie. Jeśli wysyłam coś pocztą, liczy się moment wysłania, bo tylko na to mam wpływ. Klient wykonujący transakcję kartą nie jest w stanie przewidzieć kiedy ta transakcja zostanie rozliczona, więc nie można przerzucać na niego odpowiedzialności za to. Okazuje się, że mBank ma naśladowców. A kto nie chce go naśladować? Tekst jest pod tym linkiem
July 4, 2017
Gdy dogadasz się z bankiem w sprawie zwrotu pieniędzy z toksycznej polisy. Przychodzi państwo i... pałką po głowie
Firmy finansowe, które w przeszłosci "ubierały" nas w różne toksyczne produkty, są ostatnio nieco bardziej skłonne do zawierania ugód. Niedobrego szumu z powodu procesów sądowych jest zbyt dużo i czasem opłaca się załatwić sprawę po cichu. Kiedy już jednak dochodzi do zwrotu pieniędzy klientowi, okazuje się, że… dokopuje temu klientowi państwo. To samo państwo, które niejednokrotnie nie kiwnęło żadnym ze swoich licznych urzędniczych i ustawodawczych palców w jego obronie. Państwo, którego urzędnicy nie dopilnowali, by w obrocie prawnym nie znalazły się – i to wprowadzane na skalę przemysłową – „lewe” umowy i toksyczne produkty.
Napisała do mnie pani Ewa, która wywalczyła – nie bez problemów i nie bez kosztów – zwrot pieniędzy zainwestowanych w polisę inwestycyjną. Pani Ewa jest załamana (a może bardziej zniesmaczona, niż załamana) zachowaniem… nie, nie ubezpieczyciela. Ani banku, który sprzedał jej coś, czego nie chciała kupić. Jest zniesmaczona zachowaniem państwowych urzędników.
Czym zawinili urzędnicy? Czytaj tutaj
July 3, 2017
Wygrała w sądzie z bankiem, ale oprócz pieniędzy dostała... list z ultimatum. Co robić?
W przwróżnych sporach z konsumentami strategia bankowców jest mniej więcej taka, że oddają pieniądze tylko tym, którzy pójdą do sądu i wytrwają przez dwie instancje. W przypadku pozostałych klientów finansiści udają, że nic się nie stało. I to już samo w sobie jest frustrujące, bo dobitnie pokazuje, że „państwo działa teoretycznie”. Jest nielegalny produkt finansowy – co widać zarówno w indywidualnych wyrokach sądowych, jak i w orzecznictwie Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów – a banki nie mają najmniejszej ochoty rozliczyć się z klientami. Żeby to chociaż kogoś obchodziło. Ale nie, ważniejsze są pomniki.
Czytaj też: Bank zamienił ubezpieczenie na prowizję. Ale się na tym przejechał
Bankowcy poczynają sobie coraz odważniej. Po przegranym procesie otrzepują marynarki i… zaczynają się dobierać do klientów, żądając rewanżu. Obiektem takiej właśnie ofensywy stała się ostatnio pani Lucyna, która walczyła jak lwica o delegalizację UNWW i zwyciężyła – sąd w pierwszej instancji uznał, że bank ma zwrócić składki, zaś sąd odwoławczy przyklepał ten wyrok. Bank w ciągu dwóch tygodni po uprawomocnieniu się wyroku zwrócił zasądzone pieniądze – w sumie 26.000 zł – ale równocześnie wysłał do klientki czułe pisemko. Pisemko, po przeczytaniu którego pani Lucyna zbladła, a potem zaczęła się zastanawiać co tu jest grane.
Szczegóły tej sprawy znajdziecie na www.subiektywnieofinansach.pl, czyli na mojej nowej stronie internetowej. Polecam szczególnie sekcję dla osób walczących z bankami, firmami ubezpieczeniowymi i pośrednikami różnej maści - "Na wokandzie".
Tekst o próbie zemsty banku na pani Lucynie znajdziecie tutaj
June 27, 2017
Rok temu polecałem tę alternatywę dla banków. Kto się skusił - wygrał. Ale co dalej?
Ponad rok temu, kiedy wspólnie z Albertem Rokickim, analitykiem prowadzącym blog Longterm.pl, zaczynaliśmy akcję „Dywidenda jak w banku”, zakupem udziałów w firmach nie interesowal się pies z kulawą nogą . Wiedzieliśmy, że to dobra okazja, żeby zacząć opowiadać Wam o długoterminowym inwestowaniu w akcje i kto nas posłuchał – raczej się nie zawiódł. W czasie trwania naszej akcji (od kwietnia 2016 r. do dziś) indeks WIG – odzwierciedlający zmianę ceny przeciętnej firmy obecnej na warszawskiej giełdzie – poszedł w górę o ponad 40%.
Tutaj znajdziesz: wszystkie moje teksty, klipy wideo, zapisy z webinariów oraz graficzne explainery, które powstały w ramach akcji „Dywidenda jak w banku”.
Wejdź na stronę www.dywidendajakwbanku.pl, obejrzyj wszystkie teksty i treści multimedialne, które stworzyliśmy wspólnie z Albertem oraz zapisz się na nasz dywidendowy newsletter
Dla długoterminowego inwestora wzrost cen „cegiełek”-udziałów w spółkach jest wisienką na torcie, bo najważniejsze dla niego są i tak wypłacane raz w roku przez te spółki dywidendy. Ale wiadomo, że lepiej kupić coś taniej, niż drożej. Dlatego kto z nami jest od samego początku i postawił na nas swoje pieniądze – jest podwójnie na plusie. A ten kto obserwował nas z oddali, a dopiero teraz przekonał się, że 5-6% corocznego zysku z dywidendy może być dobrym pomysłem dla długoterminowych oszczędności? Cóż, dziś może kupić te same „cegiełki” znacznie drożej. Ale czy dziś jest już drogo?
Patrząc na 25-letni wykres indeksu WIG można z łatwością zobaczyć, że wcale nie tak wiele dzieli nas dziś od rekordu wszech czasów. To już mniej, niż 10%. Ceny polskich akcji zbliżają się do rekordowo wysokich poziomów, a to zawsze powoduje stres u osób, które chcą zainwestować w spółki swoje pieniądze. Owszem, w 20-letniej i dłuższej perspektywie najprawdopodobniej i tak będzie to dobry interes, ale…
W którym miejscu jesteśmy dziś w Polsce? Na to pytanie spróbowali odpowiedzieć analitycy TFI Quercus, jednej z największych prywatnych firm zajmujących się zarządzaniem funduszami inwestycynymi (prywatnych, czyli nie należących do żadnego banku lub firmy ubezpieczeniowej). TFI Quercus zawsze był u mnie wysoko jeśli chodzi o jakość zarządzania pieniędzmi, co nie jest tajemnicą dla tych z Was, którzy śledzą moje felietony od początku blogowania.
Co wynika z wyliczeń analityków? Czy warto dziś kupować akcje? Zapraszam do przeczytania tekstu na www.subiektywnieofinansach.pl. Link do tekstu jest tutaj. A także zaproszenie na webinarium, na którym opowiemy - wspólnie z Albertem Rokickim - jak dziś lokować pieniądze
June 22, 2017
Tak banki kantują nas na oprocentowaniu depozytów. Przeczytaj, żeby nie dać się nabrać!
Głównym źródłem niesprawiedliwych zysków banków jest dziś rolowanie lokat. Zakładasz promocyjną na trzy miesiące, a potem – już po cichu – oprocentowanie się zmienia na symboliczne. Czy bank informuje o zmianie oprocentowania? Cóż, w warunkach depozytu jest podane, iż jest odnawialny i że odnawia się na oprocentowaniu standardowym. Więc o co chodzi? Ano o to, że sprawdzanie oprocentowania pieniędzy nie jest treścią życia klientów banków, więc nie można od nich oczekiwać, że będą w pełni świadomi wszystkich manewrów jeśli chodzi o oprocentowanie ich pieniędzy.
Uczciwy bank powinien wysyłać informację: „drogi kliencie, skończyła się promocja i musieliśmy obniżyć oprocentowanie twoich pieniędzy, ale nie przejmuj się, wkrótce będą kolejne promocje i na pewno cię o nich powiadomimy”. Klient zrobiony w bambuko jeśli chodzi o warunki oprocentowania będzie już zawsze traktował swój bank jako bandę przekręciarzy, którzy tylko czekają, by do naciąć. A to nie jest dobre podglebie do sympatycznej relacji.
Pod tym linkiem znajdziecie przegląd trików, którymi bankowcy kantują nas, wprowadzają w błąd lub przynajmniej nie mówią nam całej prawdy, gdy przynosimy im nasze ciężko zarobione oszczędności.
Miało być pierwsze prawomocne odfrankowienie, a jest... dramat. Co oznacza dla frankowiczów?
Dzisiejszy dzień mógł być kolejnym kamieniem milowym w walce najbardziej zdeterminowanych grup frankowiczów o „odwalutowanie” ich kredytów. Sąd Apelacyjny miał ocenić pierwszy nieprawomocny wyrok o odfrankowieniu kredytu, który zapadł w kwietniu zeszłego roku. Sprawa dotyczy kredytu frankowego w wysokości 130.000 zł, który wskutek wzrostu ceny franka dziś – po dobrych kilku latach spłaty – jest wart 160.000 zł. Klient złożył pozew o zwrot części zapłaconych pieniędzy w związku z tym, że klauzula mówiąca o tym jak ma być ustalana wysokość rat (czyli jak należności wyliczone we frankach mają być przeliczane na złote) jest nieprecyzyjna.
To ta sama klauzula, która w przypadku kilku banków – mBanku, Banku Millennium, Getin Banku, Raiffeisena i BPH – została już zakwestionowana przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz wpisana do rejestru klauzul niedozwolonych. Na podstawie tych klauzul banki dowolnie ustalały sobie spread walutowy. Sąd pierwszej instancji uznał, że klauzula przeliczeniowa nie wiąże klienta oraz że całą umowę trzeba czytać tak, jakby tego jednego zapisu w ogóle nie było. A że kwota kredytu była w umowie wyrażona w złotych, to „wygumkowanie” klauzuli indeksacyjnej sprawia, iż umowa świetnie się czyta jako umowa kredytu… złotowego. Tyle, że opartego na stawce LIBOR. I wyglądało na to, że - biorąc pod uwagę najnowsze orzecznictwo - wyrok w apelacji będzie podobny. A tymczasem zdarzyło się coś niespodziewanego. Sąd odwoławczy... odwrócił wszystko o 180 stopni!
Więcej o wyroku sądu w sprawie klienta mBanku i o jego konsekwencjach przeczytaj na www.subiektywnieofinansach.pl, link do tekstu jest tutaj
Maciej Samcik's Blog
- Maciej Samcik's profile
- 3 followers

