Rafał Kosik's Blog, page 78

August 28, 2012

Nagroda Felicjanka

FelicjankaOto pierwsza edycja nagrody Felicjanka, a ja już się załapałem w doborowym towarzystwie m. in. Danuty Wałęsy i Andrzeja Ziemiańskiego. Jury na razie jednoosobowe, bo to skromne początki. Skromne, ale ambitne. Mam nadzieję, że kiedyś tam, gdy nagroda obrośnie już sponsorami, to dostanę ciężką statuetkę chłodną metalem. Więcej tutaj.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 28, 2012 17:11

August 24, 2012

Ingerencja z góry

Nowa Fantastyka 07/2012 - okładka Prób naśladowania starożytnych twórców wielkich konstrukcji było wiele. Zwykle kończyły się fiaskiem, ponieważ rekonstruktorzy, uwięzieni w okowach współczesnej wiedzy, nie potrafili się wyzbyć naszej filozofii rozwiązywania problemów, czyli siła–przekładnia–dźwignia. A jeśli się nie udaje, to… większa siła–większa przekładnia–większa dźwignia. Jeśli nadal nie działa, to dynamit. Powstawały więc dźwigi budowlane z drewna, którym za napęd służyli ludzie i transportery rolkowe rodem z fabryki butelek. Niektóre z tych pomysłów nie wyszły poza etap projektów, lub – co gorsza – poza rysunki z książeczek dla dzieci. Gdybyśmy używali podobnej metody przy rekonstrukcji rzymskiego rydwanu, wyszedłby nam samochód rodziny Flinstonów. (więcej w sierpniowym wydaniu Nowej Fantastyki…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 24, 2012 21:53

August 23, 2012

Polcon 2012

Musicie mi wybaczyć tak późnego newsa, ale dopiero co wróciłem z drugiej strony globu, przespałem 23 godziny w jednym ciągu, co być może załatwiło za jednym zamachem jetlag i przeziębienie. Tak czy inaczej, odwiedzę tegoroczny Polcon we Wrocławiu. Moje spotkanie autorskie odbędzie się w niedzielę (tak, w tę najbliższą) o godzinie jedenastej o świcie. Istnieje szansa, że wstanę i dotrę. Tym samym łamię swoją własną zasadę, mówiącą jasno „żadnych spotkań przed południem”. Cóż, zostałem przekupiony osobą prowadzącej:) O ile się orientuję, mam wziąć udział jeszcze w kilku punktach programu, ale w jakich i kiedy, dowiem się na miejscu. Bądźcie mądrzejsi ode mnie i dowiedzcie się już teraz na stronie Polconu.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 23, 2012 17:45

August 21, 2012

Recenzja Kameleona na Kronikach Nomady

Kameleon okładkaKameleon jawi się przede wszystkim jako krytyka jakiejkolwiek odgórnie przydzielonej władzy: cokolwiek nie robiłaby jednostka, po którejkolwiek stronie konfliktu by stanęła, to będzie jedynie trybikiem w wielkiej machinie polityki, religii, czy, paradoksalnie, anarchii. Wnioski, jakie nasuwają się podczas lektury książki, dalekie są od pozytywnych, można wręcz rzec, że Kameleon to powieść zdecydowanie pesymistyczna, będąca pewnego rodzaju przestrogą przed owczym pędem za nowymi ideami, które często są niczym innym jak przeinaczonym i podanym w innej formie starym skostniałym systemem. (więcej na Kroniki Nomady…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 21, 2012 00:14

August 19, 2012

Total Recall (2012)

Total Recall Colin Farrell jest dobrym aktorem, a Jessica Biel jest ładna. I tego się trzymajmy. Jest tu kilka nawiązań do filmu z roku 1990 i są całkiem zabawne. Ci, którzy oglądali poprzednią ekranizację z Arnoldem Schwarzeneggerem i Sharon Stone i/lub czytali oryginał Dicka, wiedzą z grubsza, czego się spodziewać. I to właśnie oni zawiodą się najbardziej.


W skrócie: zabili go i uciekł. I tak kilka razy. Żałuję, że w sali kinowej nie było pilota, który umożliwiałby przewijanie durnych scen totalnie nierealistycznego mordobicia. A zaczęło się tak dobrze. Wizja futurystycznego Londynu pod względem plastycznym jest jedną z lepszych wizji miasta przyszłości, jakie widziałem w kinie. Niezły klimat trzyma też deszczowe megamiasto rodem z wizji dark future. Znawca wyłapie w tym filmie wiele rozwiązań komunikacyjnych i teleinformatycznych, które nie są jedynie pokazem możliwości grafiki komputerowej, ale całkiem poważnie rozważanymi koncepcjami. Niestety im dalej w las, tym więcej komarów.


Zamiast Marsa mamy całkowicie ziemską Zjednoczoną Federację Brytyjską (UFB), która pragnie utrzymać swoją kolonię, Australię. Australia chce się uniezależnić. Ot i cały background konfliktu. Wbrew pozorom ta rezygnacja z Marsa akurat nie byłaby głupia. Gorzej jednak z realizacją pomysłu. O ile w filmie z 1990 roku konflikt był jasny a zagrożenie realne (odcięcie dopływu tlenu), o tyle tutaj w zasadzie nie wiadomo, po co ta Australia ma się uniezależniać. Widzimy stojących w deszczu smutnych ludzi, którzy… są smutni i stoją w deszczu. I co? Jak się uniezależnią, to przestanie padać?


Między dwiema stronami globu kursuje gigantyczna winda, przy czym kursuje po linii prostej, czyli przez jądro Ziemi. Pytania o technologiczne możliwości i rachunek ekonomiczny realizacji takiego projektu wydają się intelektualną ekstrawagancją po tym, jak podczas tej podróży bohaterowie otwierają okno i bezpiecznie wychodzą na zewnątrz. Podróż trwa koło godziny, mamy więc średnią prędkość podróżną około 12’000 km/h. Ot, dziesięciokrotna prędkość dźwięku – taki szybszy jogging, łba nie urywa. W momencie, gdy okazuje się, że windą podróżują nie multimilionerzy, a średniowykwalifikowani robotnicy do pracy na taśmie po drugiej stronie planety, o jakichkolwiek pytaniach o sens filmu należy ostatecznie zapomnieć.


Jeżeli kino naprawdę idzie w stronę powielania sprawdzonych schematów – od postaci, poprzez struktury fabularne, aż po całe ujęcia, to co pozostanie do oglądania tym, którzy jeszcze nie zamienili swoich mózgów w budyń? Widzieliśmy to wiele razy i się podobało, więc chcemy zobaczyć raz jeszcze? Naprawdę? Ja nie chcę. Nie chcę oglądać CTRL + C, CTRL + V z Ja, robot, z Blade Runnera i paru innych. Owszem, chcę poczuć ten sam klimat, chcę wyłapać nawiązania, ale nie chcę przetrawionego, wydalonego, po czym ponownie ulepionego i odgrzanego kotleta.


Arnold, wracaj!



 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 19, 2012 00:14

August 14, 2012

Muzeum Historii Naturalnej w 3D

Muzeum Historii Naturalnej w 3D Użyłem sprzętu za kilka milionów dolarów, przekupiłem strażników w American Museum of Natural History i w nocy udało mi się wykonać kilkanaście niepowtarzalnych zdjęć 3D tamtejszych eksponatów. Następnie wypasionym komputerem z użyciem mocy obliczeniowych serverów MIT-u przetworzyłem zdjęcia tak, że można to 3D obejrzeć na ekranie 2D. Wystarczy zrobić zeza i ewentualne przekrzywić nieco głowę. Sugeruję robić częste przerwy, żebyście potem nie wpadali na zduplikowane elementy otoczenia w świecie rzeczywistym.


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D


Muzeum Historii Naturalnej w 3D

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 14, 2012 00:25

August 11, 2012

Notatki nowojorskie 6

Central Park Tatuś na rowerze z jednokołową przyczepką, w której siedzi dziecko i również pedałuje, bo przyczepka ma napęd; mama z kilkuletnią córką na jednej hulajnodze; nastolatka na step-rowerze (czyli mobilnym stepperze); stuosobowa grupa rolkarzy; do tego rowery poziome, hulajnogi, zwykłe wrotki i parę innych pojazdów realizujących różne sposoby przemieszczania się z użyciem siły mięśni. A ja siedzę sobie na ławce koło Metropolitan Museum, konsumując hot doga, i patrzę na to spocone ludzkie zoo, czując jak mi brzuch rośnie. Na szczęście nadjeżdża wreszcie amerykański ponton na wózku akumulatorowym i znów mogę się poczuć szczupłym i wysportowanym.


Sporo ludzi uprawia jogging, w Central Parku seniorzy ćwiczą Tai-Chi, czy tam coś podobnego. Co ciekawe, jest tu zarówno więcej ekstremalnych grubasów, jak i megazgrabnych lasek (no i lasków). Stany pośrednie występują znacznie rzadziej niż w Polsce, gdzie ponad połowa populacji lokuje się w zakresie szeroko rozumianych stanów średnich, czyli nie spasłem się aż tak jak ojciec, więc jestem na plusie.


Rowerów jest tu mniej niż w Warszawie, choć ścieżki rowerowe są przygotowane lepiej. W NY zresztą rowerem można jeździć po jezdni, bo na zwykłych ulicach samochody na oko nie przekraczają 50 km/h, a częściej jest to wręcz jakieś 30. Dlaczego więc oni tutaj wszyscy nie jeżdżą na rowerach? Ach, no tak… 35 st. Celsjusza w cieniu. Nie było pytania.


Sami ludzie to antyteza stresu. Jeśli muzyk w metrze dobrze gra, to ktoś zaczyna podrygiwać, ktoś się dołącza i po chwili kilka osób tańczy na środku peronu, nie wzbudzając tym niczyjego zdziwienia. Ludzie ubierają się i zachowują tutaj tak różnie, że Big Lebowski w szlafroku naprawdę nie wzbudziłby szczególnego zainteresowania. Generalnie ludzie są mili i uprzejmi tak, że strach mapę wyjąć z kieszeni, bo zaraz chcą pomagać. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, Nowojorczycy (wiem, że powinno się pisać małą literą, ale będę pisał wielką) nie są ani zaganiani, ani spięci. Nie przepychają się w przejściach, nie dyszą sobie w karki w kolejkach. Myślę, że jest to bliskie filozofii, którą sam staram się stosować podczas prowadzenia samochodu – głupi ma pierwszeństwo.


Ludzie są bezpośredni i zakładają, że nie jesteś nikim złym. Tzn. masz na wstępie kredyt zaufania i jeśli o coś pytasz, to nie jesteś traktowany jako przykra przeszkoda w codzienności. Z żebrakiem na ten przykład też da się pogadać, o czym przekonałem się rozmawiając z sierżantem Walkerem (sam się tak określił), czyli emerytowanym wojskowym, który spędza dnie na wędrowaniu w stanie bardzo wskazującym ulicami Dolnego Manhattanu i opowiadaniu ludziom za pieniądze najśmieszniejszego dowcipu świata. Dowcip nie był szczególnie śmieszny, ale inwencja i kultura tworząca otoczkę emisji kawału okazała się warta trzech bucksów.


Czerwone światło dla pieszych jest sugestią i generalnie jak jadą samochody, to ludzie nie przechodzą. Natomiast jeśli jest pusto, to przechodzą. Zdarza się, że ludzie myślą, że jest pusto, a pusto jednak nie jest. Wtedy samochody zwalniają i czekają, aż krowy przepełzną przez jezdnię. Dotyczy to małych skrzyżowań. Na tych większych ludzie generalnie czekają na zmianę świateł. Jeżeli z jakichś względów jest niewskazane, żeby w danym miejscu ludzie przechodzili na czerwonym, wtedy stawia się Murzyna z łańcuchem i bariera z psychologicznej staje się fizyczną. I wtedy ludzie nie przechodzą.


Byliśmy dziś na Coney Island, gdzie jest NY Aquarium, wesołe miasteczko, wielgachna plaża z piaskiem poprzetykanym potłuczonym szkłem i fast foody z frytkami droższymi od foie gras. Wstęp do wesołego miasteczka jest bezpłatny, za to kupuje się bilety na każdą z atrakcji z osobna, co jest całkiem niegłupie. Nie należy się nastawiać na ekstremalne przeżycia, bo to wesołe miasteczko rodem z lat czterdziestych. Kilka atrakcji wygląda przyzwoicie, większość tak sobie. Ja skusiłem się jedynie na Cyclone, czyli rollercoaster. To również zabytek. Adrenalinę podnosi świadomość, że cała konstrukcja, łącznie z trzeszczącymi wagonikami jest wykonana głównie z drewna i ma większe luzy niż pięćdziesięcioletni Star z kamieniołomu gdzieś w Bieszczadach. Wszystko sprawia wrażenie, jakby się miało lada moment rozlecieć. Za osiem dolców – warto.


Strawberry Fields


Central Park


Central Park - pomnik Alicji (tej z krainy czarów)


Guggenheim


Central Park


Central Park


Central Park


New York


Central Park


Sposób na drobne


Coney Island


Coney Island

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 11, 2012 00:53

August 8, 2012

Magazyn dla Fanów FNiN nr 2/2012 (4)

Magazyn dla Fanów FNiN nr 2/2012 (4) Odległość od servera zmniejsza czujność i dziurawi pamięć. Zapomniałem zaniusować, że w sieci znalazł się nowy, czwarty już, Magazyn dla Fanów FNiN. Redaktorom dziękuję za włożoną pracę, a wszystkich zapraszam do lektury. Magazyn można pobrać stąd.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 08, 2012 18:50

August 7, 2012

Pimp my saszetka

Pimp my saszetkaNazwa saszetka jakoś nie najlepiej brzmi, bo nieodparcie kojarzy mi się z pederastką, czyli skajową torebką noszoną na cienkim pasku na nadgarstku. Ten nowotwór mody męskiej już na szczęście wyszedł z użycia. Muszę jednak używać nazwy saszetka, bo gdybym napisał pouch, mało kto by zrozumiał, o co chodzi.


Chodzi o małą kieszeń dopinaną do paska, przeznaczoną na drobiazgi typu telefon, portfel czy okulary. Większość tego typu ustrojstw ma wspólną wadę – mocowanie. Albo saszetka (co za słowo…) jest mocowana do paska klipsem, który może się wysunąć, wyłamać, wygiąć; lub szlufką, która do montażu saszetki wymaga zdjęcia paska. Poniżej przedstawiam rozwiązanie tego problemu na przykładzie saszetki Tatonka.


Saszetki Tatonki są całkiem wygodne (i dostępne w wielu rozmiarach), ale mocowanie odbywa się właśnie szlufką. Postanowiłem to zmienić i po krótkiej pracy mózgu, udało mi się wymyśleć, jak to zrobić. Modyfikacja polega to w uproszeniu na przecięciu szlufki, obustronnym naszyciu na jedną jej końcówkę włochatej strony rzepa, oraz doszyciu do drugiej końcówki „chwytaka” z obiema płaszczyznami obszytymi haczykowatą stroną rzepa.


Rzep wykazuje niespodziewanie dużą wytrzymałość na zrywanie w przypadku siły działającej równolegle do płaszczyzny styku obu powierzchni, a w przypadku wszelkich możliwych zaczepień saszetką o elementy z naszego otoczenia, siły będą działały właśnie równolegle.


Dzięki temu przy niewielkim zmniejszeniu wytrzymałości mocowania uzyskaliśmy możliwość odpięcia saszetki w trzy sekundy. To przydatne, np. żeby po powrocie do domu pozbyć się obciążenia bez rozpinania paska. Jednocześnie kieszonkowiec nie da rady niepostrzeżenie odpiąć rzepa i przywłaszczyć sobie saszetki, co byłoby możliwe przypadku większości wsuwanych klipsów. Najważniejszą jednak zaletą takiego mocowanie jest możliwość przypięcia saszetki do wszelkich pasków nieodpinalnych, czyli np. do toreb i plecaków.


Poniższe zdjęcia przedstawiają proces modyfikacji szlufki. Nie zrobiłem szczegółowych opisów kolejnych etapów, bo mi się nie chciało. Ale chyba się domyślicie. Ostatnie zdjęcie przedstawia Tatonkę dopiętą do pasków molle/pals torby Maxpedition Octa.


Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka Pimp my saszetka

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 07, 2012 21:07

Nastoletnie multiwersum

Felix Net i Nika oraz Świat Zero - okładkaPodróż do światów równoległych nie jest w fantastyce nowym motywem. Z teorii wieloświatu korzystali chociażby Moorcock czy Zelazny. Poprzeczka postawiona została więc wysoko. Rafał Kosik słynie jednak z tego, że nie boi się wykorzystywać utartych schematów dla własnych potrzeb. Co więcej, znów czyni to z wyczuciem, uzyskując zadowalający efekt. (więcej na bestiariusz.pl…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 07, 2012 00:51

Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.