Total Recall (2012)
Colin Farrell jest dobrym aktorem, a Jessica Biel jest ładna. I tego się trzymajmy. Jest tu kilka nawiązań do filmu z roku 1990 i są całkiem zabawne. Ci, którzy oglądali poprzednią ekranizację z Arnoldem Schwarzeneggerem i Sharon Stone i/lub czytali oryginał Dicka, wiedzą z grubsza, czego się spodziewać. I to właśnie oni zawiodą się najbardziej.
W skrócie: zabili go i uciekł. I tak kilka razy. Żałuję, że w sali kinowej nie było pilota, który umożliwiałby przewijanie durnych scen totalnie nierealistycznego mordobicia. A zaczęło się tak dobrze. Wizja futurystycznego Londynu pod względem plastycznym jest jedną z lepszych wizji miasta przyszłości, jakie widziałem w kinie. Niezły klimat trzyma też deszczowe megamiasto rodem z wizji dark future. Znawca wyłapie w tym filmie wiele rozwiązań komunikacyjnych i teleinformatycznych, które nie są jedynie pokazem możliwości grafiki komputerowej, ale całkiem poważnie rozważanymi koncepcjami. Niestety im dalej w las, tym więcej komarów.
Zamiast Marsa mamy całkowicie ziemską Zjednoczoną Federację Brytyjską (UFB), która pragnie utrzymać swoją kolonię, Australię. Australia chce się uniezależnić. Ot i cały background konfliktu. Wbrew pozorom ta rezygnacja z Marsa akurat nie byłaby głupia. Gorzej jednak z realizacją pomysłu. O ile w filmie z 1990 roku konflikt był jasny a zagrożenie realne (odcięcie dopływu tlenu), o tyle tutaj w zasadzie nie wiadomo, po co ta Australia ma się uniezależniać. Widzimy stojących w deszczu smutnych ludzi, którzy… są smutni i stoją w deszczu. I co? Jak się uniezależnią, to przestanie padać?
Między dwiema stronami globu kursuje gigantyczna winda, przy czym kursuje po linii prostej, czyli przez jądro Ziemi. Pytania o technologiczne możliwości i rachunek ekonomiczny realizacji takiego projektu wydają się intelektualną ekstrawagancją po tym, jak podczas tej podróży bohaterowie otwierają okno i bezpiecznie wychodzą na zewnątrz. Podróż trwa koło godziny, mamy więc średnią prędkość podróżną około 12’000 km/h. Ot, dziesięciokrotna prędkość dźwięku – taki szybszy jogging, łba nie urywa. W momencie, gdy okazuje się, że windą podróżują nie multimilionerzy, a średniowykwalifikowani robotnicy do pracy na taśmie po drugiej stronie planety, o jakichkolwiek pytaniach o sens filmu należy ostatecznie zapomnieć.
Jeżeli kino naprawdę idzie w stronę powielania sprawdzonych schematów – od postaci, poprzez struktury fabularne, aż po całe ujęcia, to co pozostanie do oglądania tym, którzy jeszcze nie zamienili swoich mózgów w budyń? Widzieliśmy to wiele razy i się podobało, więc chcemy zobaczyć raz jeszcze? Naprawdę? Ja nie chcę. Nie chcę oglądać CTRL + C, CTRL + V z Ja, robot, z Blade Runnera i paru innych. Owszem, chcę poczuć ten sam klimat, chcę wyłapać nawiązania, ale nie chcę przetrawionego, wydalonego, po czym ponownie ulepionego i odgrzanego kotleta.
Arnold, wracaj!
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
