Rafał Kosik's Blog, page 58

October 20, 2013

Grawitacja

Grawitacja (Gravity)Grawitacja to powolna przygodówka, w której stężenie głupoty na minutę kwadratową utrzymuje się na poziomie zdecydowanie poniżej średniej hollywoodzkiej. To film bardzo serio, przypadnie do gustu koneserom starej szkoły SF. Klimatem nieco przypomina niskobudżetowy Europa Report, z tym że tutaj nie ma mowy o żadnych oszczędnościach. Jest spokojnie ale na bogato. No i patetycznie.


Referencją dla twórców Grawitacji był z pewnością Apollo 13, gdzie mieliśmy historię prawdziwą, właściwie mocno fabularyzowany dokument o niepowodzeniu historycznej misji. Tutaj mamy tę samą konwencję, tyle że misja jest zmyślona. Oba te filmy są zaliczane do gatunku science fiction, bo ich akcja rozgrywa się w kosmosie, a gadżety są produktami zaawansowanej technologii. Właśnie, zaawansowanej technologii ale istniejącej i używanej od dawna w realu. Można by się nad tym chwilę zastanowić, bo gdyby trzymać się tej linii argumentacji, wypadałoby nazwać filmem SF romans rozgrywający się w centrali telefonicznej. No ale OK, nie mąćmy – niech będzie że to SF, psychologiczne SF nawet.


Jest oczywiście kilka drobnych nieścisłości dotyczących np. zachowania chmury odłamków ze zniszczonych satelitów. Jest też parę większych nieścisłości dotyczących parametrów orbity teleskopu Hubble’a, ISS oraz fikcyjnej stacji chińskiej. Wszystko jest blisko siebie, wszędzie da się dolecieć, jeśli ma się przy sobie wystarczającą liczbę puszek z pianką do włosów albo bitą śmietaną. Takie uproszczenia są jednak konieczne, żeby film w ogóle dało się oglądać.


Film opiera się na grze aktorskiej oraz efektach specjalnych. O ile bez tych drugich, nawet dyskretnych, nie da się dziś zrobić filmu, o tyle filmy bez dobrego aktorstwa powstają masowo. W Grawitacji jedno i drugie jest bez zastrzeżeń. Nie jestem fanem Sandry Bullock, ale trzeba jej przyznać dwie rzeczy: z wiekiem stała się mniej wkurzająca, a tym razem zagrała perfekcyjnie. George Clooney nie ma tu wiele do roboty, ale to niewiele zrobił porządnie. I właściwie więcej aktorów tu nie ma, są tylko głosy w radiu, szwankująca technika i kosmos.


Wielbiciele nawalanek wielkich robotów z długowłosymi celtyckimi blond bóstwami mogą na tym filmie cierpieć, gdyż są takie momenty, że „nic się nie dzieje”. Pozostali będą usatysfakcjonowani, jeśli nie nastawią się na dwugodzinny pokaz fajerwerków.



 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 20, 2013 06:59

October 18, 2013

Królestwo Powergraph

Nowi LudzieOpowiadania w zbiorze są podobne, jeśli chodzi o tematykę: degeneracja ludzi i koniec cywilizacji, tej obecnie nam znanej oraz próba przetrwania w zmieniającym się świecie. Najlepsze jest opowiadanie tytułowe: „Nowi ludzie” opisujące absurdy prób unifikacji i równouprawnienia społeczeństwa za wszelką cenę. Dążenie do poprawności politycznej, moralnej, społecznej. Próba ustawienia tego wszystkiego za pomocą ułomnych jak zwykle przepisów. (więcej na szortal.com…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 18, 2013 10:50

Targi Książki w Krakowie

W tym roku, jak zwykle, odwiedzę Targi Książki w Krakowie. Dyżur autorski rozpocznę w sobotę 26 października, o godz. 13.00 na stoisku Firmy Księgarskiej Olesiejuk (A39). Nowy tom Felixa nie będzie jeszcze gotowy, ale może ktoś będzie miał jakieś pytania, albo coś do podpisania. Zapraszam.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 18, 2013 02:51

October 17, 2013

Ambassada

AmbassadaCo by było, gdyby…? Nowy film Juliusza Machulskiego opiera się na fantastycznonaukowych paradoksach podróży w czasie i istnieniu historii alternatywnych. Chyba jednak nikomu nie przyjdzie do głowy nazwać Ambassadę filmem SF. Esefowości tu mniej więcej tyle co w Kingsajzie. To jest komedia z nutką refleksji na temat wojennych i powojennych losów Polski, a szczególnie Warszawy. Idąc do kina, lepiej się nastawić na czystą rozrywkę z niewielkimi bonusami dla tych, którzy je zrozumieją.


Zamysł fabularny jest prosty. Mamy młode małżeństwo, ona – roztrzepana lekkoduszka po szkole aktorskiej, on – ciamajdowaty, nudny i sztywny pisarz historyczny. Wprowadzają się do nowego apartamentowca w centrum Warszawy. Co więcej, wprowadzają się tam jako pierwsi i na razie jedyni. Tymczasem po północy z wnętrza budynku dochodzą dziwne dźwięki, jakby nie z tej epoki, oraz rozmowy po niemiecku. Krótkie śledztwo googlowe ujawnia, że w tym miejscu przed wojną znajdowała się niemiecka ambasada. Co to jednak ma wspólnego z czasami współczesnymi? O tym przekonać się może każdy, kto niechcący wciśnie w windzie przycisk „3”.


Niewiele zdradzę, jeśli powiem, że oś komediowa jest zbudowana na zetknięciu ludzi, których dzieli siedemdziesiąt lat historii. Nic tu jednak nie jest potraktowane poważnie, nawet charaktery postaci. Hitler jest fajtłapowatym pozerem, który boi się własnego sobowtóra, Ribbentrop okazuje się niedoszłym muzykiem. W postępowaniu bohaterów też trudno doszukać się logiki na serio lub choćby szczątkowego rozsądku. No, ale to taka konwencja. Gdyby ją zmienić, film skończyłby się po dwudziestu minutach wkroczeniem antyterrorystów.


Sporo jest niewykorzystanych szans, głównie związanych z obecnością esesmanów we współczesnej Warszawie. Wynika to zapewne głównie z ograniczeń budżetowych, gdyż większość zdjęć realizowano we wnętrzach. Gra aktorska momentami irytuje, a para głównych bohaterów wydaje się do siebie zupełnie nie pasować. Efekty specjalnie też momentami są mocno umowne. Jednak film jako całość się broni.


Z bezdyskusyjnych zalet na pewno należy wymienić wybornego Więckiewicza, bez którego film straciłby połowę uroku, niespodziewanie dobrego Nergala, zaskakujący i przewrotny scenariusz oraz sporo małych, łatwych do przeoczenia smaczków. No i to zakończenie!


Ambasada to film, który może nie powala na kolana, ale jego oglądanie sprawia przyjemność. Przez większość czasu śmieszy, momentami wzrusza – szczególnie wizją Warszawy niezniszczonej przez wojnę. Warszawa jest tutaj zresztą czymś więcej niż tłem historii, jest jednym z bohaterów.


Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Ambassadę warto obejrzeć.



 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 17, 2013 05:04

October 14, 2013

Fantastyczna proza życia

Nowa Fantastyka 10/2013 - okładkaPraca pisarza to codzienne wielogodzinne i samotne ślęczenie nad klawiaturą. Do tego pisarz zwykle pracuje w domu i to jest przyczyną kolejnych kłopotów. Niezależnie, jak bardzo Twoi bliscy będą Cię zapewniali, że Twoja praca jest ważna, to i tak będą ją traktowali jak hobby. Skoro pracujesz w domu, to tak jakbyś nie pracował. Praca to jest, jak wychodzisz z domu rano i wracasz wieczorem padnięty i usmarowany węglem. (więcej w październikowym wydaniu Nowej Fantastyki…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 14, 2013 01:16

October 9, 2013

Literackie rzucanie mięsem

Literackie rzucanie mięsemDostaję wiele listów od czytelników. Wybaczcie, że zaczynam takim banałem, ale w tym wypadku jest to konieczne. Listy zwykle są miłe, ale trafiają się też, powiedzmy, reklamacje. Jakiś czas temu przyszedł e-mail od oburzonej mamy pewnego młodego czytelnika serii FNiN, w którym mama apeluje do mnie o zachowanie kultury słowa. Mama ta podaje trzy numery stron, na których „zostały nieocenzurowane pewne wulgaryzmy”. Są to, w kolejności występowania: „do dupy”, „gówno mnie to obchodzi” oraz „klawo jak cholera”.


Rzeczywiście, żaden cenzor nie miał tego tekstu w rękach, ale czy te potworne słowa powinny się tam w ogóle znaleźć? Ja sam nie przeklinam i przeszkadza mi, gdy ktoś w rozmowie ze mną używa „k…” zamiast przecinka. Nadużywanie wulgaryzmów świadczy o niechlujstwie, braku kultury i szacunku wobec rozmówcy. Nie znaczy to, że nie ma sytuacji, w których „k…” nie pasuje. No ale może jako sporadyczny wykrzyknik, a nie przecinek. Czy jednak brzydkie słowa powinny zniknąć z literatury? Szczególnie młodzieżowej?


Rozmawiałem ostatnio z dwoma pisarzami, którzy również próbowali swych sił w literaturze kierowanej do nastolatków. Rozmowa zaczęła się od gier komputerowych, a dokładniej od dyskusji, czy gry oparte na przemocy, np. GTA, wyzwalają przemoc u graczy, czy raczej ją kanalizują. Innymi słowy, czy młody człowiek po godzinach strzelania na konsoli wyjdzie na ulicę na dogrywkę, czy też zagra w GTA zamiast używać przemocy w życiu. Doszliśmy do wniosku, że to drugie jest bardziej prawdopodobne, ale pewności jednak nie ma.


W książkach tych pisarzy wulgaryzmy pojawiają się hurtowo. Włożone w tej ilości w usta młodych bohaterów moim zdaniem niestety upodabniają ich wręcz do wychowanków ośrodków penitencjarnych lub członków rodzin patologicznych. Młodzi aż tak przecież nie przeklinają. Z drugiej strony klną jednak zdecydowanie więcej niż bohaterowie FNiN. Czy młody kulturalny człowiek po lekturze rwącej rzeki niecenzuralnych słów zacznie przeklinać? Albo, jeżeli już klnie jak szewc, poczuje się usprawiedliwiony? A jeśli przeczyta książkę bez wulgaryzmów, to przestanie przeklinać lub w ogóle nie zacznie?


Uważam, że zły przykład zwykle jest niestety bardziej atrakcyjny od dobrego. A jeśli tak, to jedynym efektem powstrzymywania się przeze mnie przed używaniem wulgaryzmów byłoby przekłamanie rzeczywistości. W opozycji do ostatniego e-maila oburzonej mamy stoi wielokrotnie więcej e-maili i rozmów z fanami serii, z których wynika, że bohaterowie są wręcz zbyt grzeczni, a przez to niewiarygodni.


Wydaje mi się, że autor musi mieć pewne poczucie odpowiedzialności za to, co pisze. Szczególnie jeśli pisze dla młodych ludzi. W końcu jest to też element wychowania. Z drugiej jednak strony nie można sprowadzać literatury do roli narzędzia edukacyjnego. Jeżeli się na to zgodzimy, to zaraz pojawi się lista instrukcji, co książka powinna zawierać, a czego nie może. Gdybym chciał się stosować do sugestii ludzi przekonanych, że mają monopol na serwowanie dyrektyw moralnych, to doszedłbym do wewnętrznej sprzeczności. Jedni chcą więcej przekleństw, inni nie chcą ich wcale. Ale to dopiero początek listy życzeń.


Kilka razy spotkałem się z zarzutami, że większość bohaterów nie ma problemów finansowych, więc książka nie oddaje wiernie sytuacji większej części społeczeństwa. Cóż, nigdy nie zakładałem, że ma oddawać. Powinna? Nie zdążyłem się nad tym poważnie zastanowić, bo w jakiejś dyskusji przeczytałem, że przedstawiona uboga bohaterka (Nika) radzi sobie sama w trudnej sytuacji, a to obraża wszystkich ubogich tego świata, którzy sobie sami nie radzą. Tego się nie spodziewałem. Nie spodziewałem się też oskarżenia, że seria promuje niechęć do homoseksualistów, bo w klasie Felixa, Neta i Niki nie ma ani jednego zdeklarowanego geja, ani też żaden z gimnazjalistów nie jest wychowywany przez dwóch tatusiów. Z drugiej strony inni czytelnicy zauważają z oburzeniem, że bohaterowie w niedzielę nie chodzą do kościoła. Ktoś protestuje, że nie powinni jeść mięsa, bo przecież to mordowanie zwierząt. Kto inny krytykuje scenkę obiadu rodzinnego w kontekście kultywowania stereotypowej roli kobiety, a zaraz po nim kto inny wypomina, że bohaterowie na stronie czterysta pięćdziesiątej pierwszej jedzą hamburgery, zamiast zdrowych maminych obiadków.


Wniosek jest prosty. Autor i tak wszystkim nie dogodzi, niech więc pisze w zgodzie z własnym sumieniem, bo to jedyny sposób, by literatura była wiarygodna. A bohaterowie niech klną tam, gdzie autor uzna to za stosowne. I nikomu nic do tego, kuleczka zamszowa!

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 09, 2013 07:46

October 7, 2013

Fantasy Expo we Wrocławiu

Dawno nie było mnie we Wrocławiu. No więc będę. W niedzielę, 13 października o godz. 13.00 odbędzie się spotkanie, na które zapraszam do Hali IASE, ul. Wystawowa 1. Cały program Fantasy Expo jest tutaj.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 07, 2013 11:36

October 6, 2013

Felix, Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy fragment #2

Felix Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy - okładkaJasność. Jasność. Net otworzył oczy i od razu je zmrużył. Był w innym miejscu, jasnym miejscu. Może w innym świecie. Leżał z głową na czymś miękkim, a coś jeszcze bardziej miękkiego i delikatnego masowało go po twarzy. Było bardzo miło. Pachniało… basenem.

Otworzył oczy mimo włączonego oświetlenia górnego. Leżał z głową na kolanach Niki, która wycierała mu włosy. Ręcznikiem.

– Zaraz… – Netowi coś nie pasowało. – Skąd masz ręcznik?

– Od dziewczyn.

Spojrzał w bok. W wodzie w idealnym porządku krążyło sześć rekinów, które zamiast płetw grzbietowych miały damskie nogi, w dodatku poruszające się w jednym rytmie.

– Jestem w niebie? – zapytał.

– Nic ci nie jest – odparła Nika. – Nawet nie napiłeś się wody.

– Jak to nie? Byłem w stanie śmierci klinicznej.

– W stanie paniki klinicznej, co najwyżej.

– Więc co to jest? – Net wskazał basen.

Odpowiedź nadeszła sama. W miejsce nóg pojawiły się głowy w zielonych czepkach, po czym sześciokąt rozpadł się.

– Kobieta kaczka – powiedział Net, wciąż trzymając głowę na kolanach Niki.

Najbliższa dziewczyna w zielonym czepku zdjęła pomarańczową zatyczkę z nosa i oparła się o brzeg basenu, ukazując całkiem przyzwoitą muskulaturę.

– Jesteśmy z sekcji figurowej – wyjaśniła.

– I nie zauważyłyście, że wam lodowisko stopniało? – odparł odruchowo Net.

– To taka nasza nazwa slangowa – odparła dziewczyna. – Ćwiczymy pływanie synchroniczne, nie jazdę na łyżwach.

– Kurna, żartowałem przecież. – Net uniósł się na łokciu. – Fajne płetwy robiłyście.

– Czyli już z nim OK. – Dziewczyna uśmiechnęła się i odpłynęła do pozostałych.

Net usiadł i zauważył, że spódniczka Niki jest zupełnie mokra.

– O, pomoczyłem cię, sorry. – Przeniósł wzrok na pływaczkę, jedną z sześciu, teraz zupełnie nieodróżnialnych. – Widzieliście jej bary? – zapytał szeptem. – Jak u operatora koparki ręcznej. To ona mnie wyciągnęła?

Nika wstała gwałtownie. Net dopiero teraz zobaczył, że dziewczyna jest mokra cała, łącznie z włosami.

– Ty też wpadłaś? – zapytał.

Nika spojrzała na niego z politowaniem zmieszanym ze złością.

– Ona cię wyciągnęła – podpowiedział Felix, nie odrywając wzroku od laptopa.

– Aha… – Net wstał. – To… ten… dzięki. – Podszedł i klepnął Nikę w ramię, aż chlapnęło z kurtki. – Ja bym dla ciebie zrobił to samo.

Dziewczyna patrzyła na niego wyczekująco.

– Och. – Objął ją i pocałował. – Dzięki. Kurde, w szoku widocznie jestem. Było usta-usta? Daj, to ci wymnę kurtkę. Zaraz… – odwrócił się do Felixa. – A ty dlaczego jesteś suchy?

– Przyniosłem koło ratunkowe. – Felix, wciąż gapiąc się w ekran Netowego laptopa, wskazał głową w bok, na leżące tam koło ratunkowe.

– Jak chciałeś mi je rzucić na dno?

– To nie wyglądało, jakbyś tonął, tylko jakbyś nurkował. Płynąłeś, tyle że w stronę dna.

– Dzięki za zachowanie zimnej krwi i fachową ocenę sytuacji… O jeżu, straciłem orientację, gdzie jest góra, a gdzie dół.

– W mętnej wodzie można puścić z ust trochę powietrza. Bąbelki zawsze unoszą się w górę.

– Ale ta woda nie jest mętna – zauważyła Nika. – Dlaczego więc płynąłeś w dół?

– Teraz pamiętam! To wszystko było tak straszne, że zamknąłem oczy. Ciekawe, na jakiej głębokości bym się zorientował.

– Na pięciu metrach – podsunął Felix. – Tam jest dno.

Net mruknął coś niewyraźnie i popatrzył po sobie.

– Trudno to będzie wytłumaczyć w domu. Jak… wyglądam?

– Bez tej sterczącej strzechy masz bardzo małą głowę. – Nika uśmiechnęła się. – Widziałeś filmy z kąpania kotów?

Net nie był rozbawiony. Wyjął z kieszeni ociekający wodą portfel i smartfon, któremu, o dziwo, kąpiel nie zaszkodziła.

– Nie wierzę – powiedział. – Nie powinien tego przeżyć.

– Spray hydrofobowy – wyjaśnił Felix.

– Na coś się przydają te twoje odpały technologiczne. – Zmarszczył brwi i obejrzał się na tańczące w wodzie pływaczki synchroniczne. – A jak one tu w ogóle weszły?

– Płacą strażnikowi, żeby mogły ćwiczyć – odparła Nika, wyżymając brzeg spódniczki. – Nie stać ich na wynajęcie basenu w dzień.

– Widzicie? Widzicie? – Net odwrócił się do przyjaciół. – A my nawet łapówy dać nie potrafimy.

– Superpaczka nie daje łapówek – odparła Nika.

– Z tego samego powodu, dla którego nie lata na Księżyc - bo nie potrafi.

– Jestem pewien, że byś sobie poradził – wtrącił Felix.

– Moralność nie polega na tym, że czegoś nie potrafi się zrobić – stwierdziła Nika. – Moralność polega na tym, że nie robi się czegoś, choć to możliwe.

– E tam. A gdzie Bulbot?

– Nadal na dnie. – Felix wskazał głową basen. – Nie reaguje na sygnały. One go jeszcze nie zauważyły.

– To na co czekamy? Mogłyby go wyciągnąć.

– Mogłyby – przyznał Felix, patrząc na ekran. – Ale po co im przeszkadzać w ćwiczeniach?

Net przysunął się i też zerknął. Transmisja z kamery leżącego na dnie bulbota ukazywała od dołu pływające synchronicznie dziewczyny.

– Rzeczywiście… nie ma pośpiechu. – Net usadowił się obok. – Jak sobie jeszcze chwilę tam poleży, nic się nie stanie.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 06, 2013 08:27

October 3, 2013

Mini-organizer na rzep

Mini-organizer na rzepTorby i plecaki militarne lubię nie dlatego, że nigdy nie byłem harcerzem, ale dlatego, że są one bardzo praktyczne, wytrzymałe i dają się w prosty sposób dostosowywać do indywidualnych potrzeb. Zwykle jednak ich konstruktorzy projektują je tak, by noszono w nich granaty i zapasowe magazynki a nie książki czy trampki na trening. Ale to daje się zmienić.


Torba Maxpedition Mongo nie ma organizera, gdyż producent założył, że każdy będzie używał torby do innych indywidualnych celów. Zapewne mała część użytkowników, używa jej jako torby miejskiej, w której powinny się dać łatwo przenieść: długopis, obcinaczka do paznokci, gwizdek, drapaczka do pleców czy inne niezbędne w miejskiej dżungli przedmioty. Producent jednak naszył na wewnętrzną stronę niektórych kieszeni płachtę rzepa, by każdy dopiął sobie do niego, co mu się tylko podoba. Akcesoriów jest całkiem sporo, ja jednak stwierdziłem, że sam stworzę coś, co będzie dla mnie akurat.


Znalazłem w domu końcówkę taśmy rzepa (strony z haczykami) i kawałek gumki. Uszyłem z tego prosty organizer w postaci szlufek w rozmiarze, na jaki starczyło materiałów. Czas wykonania to mniej więcej dziesięć minut, czyli tyle, ile zajmuje obejrzenie przeciętnej kompilacji głupich filmików na YT. Czyli mamy już podwójny zysk.


Wielu producentów plecaków militarnych stosuje ten sam patent z rzepem w kieszeniach, więc organizer może się przydać nie tylko w przypadku tej torby. Na zdjęciach poniżej przedstawiam kolejność działań przy produkcji.


Mini-organizer na rzep


Mini-organizer na rzep


Mini-organizer na rzep


Mini-organizer na rzep


Mini-organizer na rzep


Mini-organizer na rzep


Mini-organizer na rzep


Mini-organizer na rzep


Gumka oczywiście powinna mieć wstępne napięcie, by przedmioty same z niej nie wypadały. Po bokach warto zostawić minimum centymetr płaskiej taśmy, by zabezpieczyć końcówki przed odrywaniem przez gumkę (ja nie zostawiłem, bo brakło materiału). Warto też zaokrąglić rogi sztywnej taśmy rzep, by się o nią nie zaczepiać. I proszę, organizer gotowy. Mała rzecz, a cieszy.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 03, 2013 20:17

Felix na lektury?

Felix Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy - okładkaZ okazji zbliżającej się premiery najnowszego „Felixa”, fanklub FNiN ogłasza konkurs. Zadaniem uczestnika konkursu będzie napisanie opinii na temat obecności książek z serii „Felix, Net i Nika” w kanonie lektur szkolnych.


Zasady są proste: napisz i uzasadnij, dlaczego chciałbyś, bądź nie chciałbyś, aby książki z serii znalazły się na liście lektur szkolnych. Przyślij opinię i zgodę rodziców (w przypadku niepełnoletnich) na wykorzystanie pracy konkursowej do celów promocyjnych (np. umieszczenia na stronie). Przewidujemy dziesięć równorzędnych Nagród Głównych, na które składają się przedpremierowe książki z serii „Felix, Net i Nika”.


Nadsyłanie zgłoszeń - do 15 października; rozstrzygnięcie - do 22. października. Tutaj znajduje się pełen regulamin.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on October 03, 2013 08:59

Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.