Literackie rzucanie mięsem
Dostaję wiele listów od czytelników. Wybaczcie, że zaczynam takim banałem, ale w tym wypadku jest to konieczne. Listy zwykle są miłe, ale trafiają się też, powiedzmy, reklamacje. Jakiś czas temu przyszedł e-mail od oburzonej mamy pewnego młodego czytelnika serii FNiN, w którym mama apeluje do mnie o zachowanie kultury słowa. Mama ta podaje trzy numery stron, na których „zostały nieocenzurowane pewne wulgaryzmy”. Są to, w kolejności występowania: „do dupy”, „gówno mnie to obchodzi” oraz „klawo jak cholera”.
Rzeczywiście, żaden cenzor nie miał tego tekstu w rękach, ale czy te potworne słowa powinny się tam w ogóle znaleźć? Ja sam nie przeklinam i przeszkadza mi, gdy ktoś w rozmowie ze mną używa „k…” zamiast przecinka. Nadużywanie wulgaryzmów świadczy o niechlujstwie, braku kultury i szacunku wobec rozmówcy. Nie znaczy to, że nie ma sytuacji, w których „k…” nie pasuje. No ale może jako sporadyczny wykrzyknik, a nie przecinek. Czy jednak brzydkie słowa powinny zniknąć z literatury? Szczególnie młodzieżowej?
Rozmawiałem ostatnio z dwoma pisarzami, którzy również próbowali swych sił w literaturze kierowanej do nastolatków. Rozmowa zaczęła się od gier komputerowych, a dokładniej od dyskusji, czy gry oparte na przemocy, np. GTA, wyzwalają przemoc u graczy, czy raczej ją kanalizują. Innymi słowy, czy młody człowiek po godzinach strzelania na konsoli wyjdzie na ulicę na dogrywkę, czy też zagra w GTA zamiast używać przemocy w życiu. Doszliśmy do wniosku, że to drugie jest bardziej prawdopodobne, ale pewności jednak nie ma.
W książkach tych pisarzy wulgaryzmy pojawiają się hurtowo. Włożone w tej ilości w usta młodych bohaterów moim zdaniem niestety upodabniają ich wręcz do wychowanków ośrodków penitencjarnych lub członków rodzin patologicznych. Młodzi aż tak przecież nie przeklinają. Z drugiej strony klną jednak zdecydowanie więcej niż bohaterowie FNiN. Czy młody kulturalny człowiek po lekturze rwącej rzeki niecenzuralnych słów zacznie przeklinać? Albo, jeżeli już klnie jak szewc, poczuje się usprawiedliwiony? A jeśli przeczyta książkę bez wulgaryzmów, to przestanie przeklinać lub w ogóle nie zacznie?
Uważam, że zły przykład zwykle jest niestety bardziej atrakcyjny od dobrego. A jeśli tak, to jedynym efektem powstrzymywania się przeze mnie przed używaniem wulgaryzmów byłoby przekłamanie rzeczywistości. W opozycji do ostatniego e-maila oburzonej mamy stoi wielokrotnie więcej e-maili i rozmów z fanami serii, z których wynika, że bohaterowie są wręcz zbyt grzeczni, a przez to niewiarygodni.
Wydaje mi się, że autor musi mieć pewne poczucie odpowiedzialności za to, co pisze. Szczególnie jeśli pisze dla młodych ludzi. W końcu jest to też element wychowania. Z drugiej jednak strony nie można sprowadzać literatury do roli narzędzia edukacyjnego. Jeżeli się na to zgodzimy, to zaraz pojawi się lista instrukcji, co książka powinna zawierać, a czego nie może. Gdybym chciał się stosować do sugestii ludzi przekonanych, że mają monopol na serwowanie dyrektyw moralnych, to doszedłbym do wewnętrznej sprzeczności. Jedni chcą więcej przekleństw, inni nie chcą ich wcale. Ale to dopiero początek listy życzeń.
Kilka razy spotkałem się z zarzutami, że większość bohaterów nie ma problemów finansowych, więc książka nie oddaje wiernie sytuacji większej części społeczeństwa. Cóż, nigdy nie zakładałem, że ma oddawać. Powinna? Nie zdążyłem się nad tym poważnie zastanowić, bo w jakiejś dyskusji przeczytałem, że przedstawiona uboga bohaterka (Nika) radzi sobie sama w trudnej sytuacji, a to obraża wszystkich ubogich tego świata, którzy sobie sami nie radzą. Tego się nie spodziewałem. Nie spodziewałem się też oskarżenia, że seria promuje niechęć do homoseksualistów, bo w klasie Felixa, Neta i Niki nie ma ani jednego zdeklarowanego geja, ani też żaden z gimnazjalistów nie jest wychowywany przez dwóch tatusiów. Z drugiej strony inni czytelnicy zauważają z oburzeniem, że bohaterowie w niedzielę nie chodzą do kościoła. Ktoś protestuje, że nie powinni jeść mięsa, bo przecież to mordowanie zwierząt. Kto inny krytykuje scenkę obiadu rodzinnego w kontekście kultywowania stereotypowej roli kobiety, a zaraz po nim kto inny wypomina, że bohaterowie na stronie czterysta pięćdziesiątej pierwszej jedzą hamburgery, zamiast zdrowych maminych obiadków.
Wniosek jest prosty. Autor i tak wszystkim nie dogodzi, niech więc pisze w zgodzie z własnym sumieniem, bo to jedyny sposób, by literatura była wiarygodna. A bohaterowie niech klną tam, gdzie autor uzna to za stosowne. I nikomu nic do tego, kuleczka zamszowa!
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
