Rafał Kosik's Blog, page 55

December 23, 2013

December 18, 2013

Kameleon na Kapryfolium

Kameleon okładkaFabuła Kameleona łączy w sobie […] wątki, tworząc ciekawy melanż space opery, steampunku i fantastyki socjologicznej, przez co wymyka się sztywnym klasyfikacjom. Oprócz porywającej i zaskakującej historii, autor raczy czytelnika także tematyką filozoficzną. Ukazuje konsekwencje płynące ze sztywnego trzymania się ustanowionych dawno zasad i bezsensownej tradycji, proces upadku społeczeństwa feudalnego na rzecz socjalistycznego, a także stawia uniwersalne pytania o przyczyny toczonych wojen. (więcej na kapryfolium.pl…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 18, 2013 01:46

December 15, 2013

Szok kulturowy i depresja popowrotowa

Wróciliśmy dziś z trzydniowej wycieczki do Rzymu. Te trzy dni za granicą wystarczyły, byśmy po raz kolejny przeżyli szok cywilizacyjny i zaliczyli depresję. Mimo upływu lat to samo przydarza się nam po każdym powrocie, szczególnie lotniczym. Gdy wracamy samochodem, mamy czas na kilkugodzinną aklimatyzację na stacjach benzynowych czy w przydrożnych knajpach, więc przebiega to łagodniej. Samolot nie daje tej możliwości.


Słońce pożegnaliśmy na wysokości 1500 m, bo taki mniej więcej był górny pułap chmur, i nie zobaczymy go pewnie do marca. Pogoda to pierwsze, co psuje humor po powrocie – aura na przywitanie daje człowiekowi brudną szmatą w twarz. Największą przykrością po powrocie są jednak Polacy. Nie wszyscy bynajmniej; Polacy podzielili się już na dwie kategorie. Pierwsza to wykształceni i kulturalni Europejczycy, których ani po zachowaniu, ani po ubiorze nie da się odróżnić od Francuzów, Brytyjczyków czy Włochów. Druga grupa to rozbitkowie dziejów mentalnie zatrzymani w końcu lat osiemdziesiątych.


Mówią niechlujnym językiem, mylą końcówki, czasy, przypadki; kobiety mają tandetne makijaże, mężczyźni śmierdzą. I wcale nie są ubrani biednie, wręcz przeciwnie, tylko zupełnie bez gustu. To ludzie, których poza lotniskami i dworcami nie mam okazji często widywać, więc po obcowaniu z Rzymianami i zachodnimi turystami kontrast jest tym bardziej przerażający. Sposób ubierania się i zapach da się przeżyć, nie moja sprawa. Gorzej z manierami, bo w tym przecież zawiera się ich interakcja z otoczeniem, więc również ze mną.


Przykład: odbiór bagażu z taśmociągu. Wszyscy tłoczą się tuż przy taśmie, chociaż rozsądniej jest zachować metr odstępu, pół metra chociaż, żeby lepiej widzieć i wygodniej zdjąć walizkę. Obok mnie stoi starsza pani, za moment stoi trochę bliżej, aż wreszcie niepostrzeżenie jest już przede mną i z odległości 15 cm oglądam tył jej głowy z trwałą ondulacją. Nie ma żadnego powodu, dla którego musiała to robić. Ona zapewne zrobiła to podświadomie, bo ma gdzieś wdrukowane w mózgu, że jak się nie wepchnie przed kogoś, to może dla niej zabraknąć towaru – na tej zasadzie, na jakiej w PRL-u w mięsnym mogło zabraknąć schabu z kością. Przed Kasię w identyczny sposób wpycha się 35-letnia dziewczyna, która jednocześnie szarpie pięcioletnią dziewczynkę. Więc już trzecie pokolenie będzie dziedziczyć mentalność.


Tacy ludzie mają wrodzoną zdolność do uprzykrzania życia sobie i otoczeniu. Jeśli można coś zrobić w sposób bezstresowy i uporządkowany, to jest pewność, że oni zmienią to na swoją modłę. I musisz cały czas się pilnować, czy ktoś się przed ciebie nie wepchnie, czy ci nie zwinie drobiazgu, który spuścisz na moment z oczu (w myśl rozumowania „wezmę, zanim ktoś ukradnie”). Nie wiem, skąd się ci ludzie biorą, gdzie mieszkają, ale zdecydowanie wolałbym, żeby nie mieli paszportów, bo obciach, jaki robią Polsce za granicą, jest trudny do naprawienia.


Potem jeszcze przebijanie się przez mafię taksówkarską, z która nasze państwo prawa nie potrafi nic zrobić od… od zawsze, po drodze obejrzymy sobie jeszcze szarą i mokrą Warszawę i zdołowani dotrzemy do domu. Przynajmniej dom jest taki, jak być powinien.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 15, 2013 07:24

December 13, 2013

Superpaczka powraca w wielkim stylu!!!

Felix Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy - okładkaO ile „Siódma Kuzynka” zalicza się do literatury grozy, a „Pułapka Nieśmiertelności” jest thrillerem, to „Sekret Czerwonej Hańczy” zalicza się do typowej powieści przygodowej, całkiem niczego sobie. (więcej na Epic Books…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 13, 2013 15:05

December 12, 2013

Dziewczyna z szafy

Dziewczyna z szafyPolski film, a jak nie polski. W tym pozytywnym znaczeniu oczywiście, bo inaczej bym tego nie pisał. Dziewczyna z szafy to historia o mieszkających w bloku dwóch braciach, z których jeden jest chory umysłowo i wymaga stałej opieki. Jest też dziewczyna z przeciwka, której jedynym celem życiowym jest… umrzeć. Nie brzmi to radośnie i nie ma tak brzmieć. Mimo łagodzących atmosferę akcentów humorystycznych, to jest bardzo smutny film.


W mieszkaniu dziewczyny stoi mnóstwo roślin i wciąż przybywają nowe. Realizm magiczny miesza się z rzeczywistością, w marihuanowym dymie salon staje się przekolorową dżunglą, a między blokami warszawskiego osiedla Potok krążą gigantyczne zeppeliny. Wizje narkotyczne mieszają się z autystycznym surrealizmem, między autystykiem a dziewczyną w depresji pojawia się osobliwa więź oparta na niedostosowaniu i niemożności koegzystencji z „normalnym” światem. Niestety obok trwa szara codzienność, którą trzeba się co jakiś czas ubrudzić, choćby podczas wizyty w sklepie. Każde wyjście z tego azylu jest jak przykra ekspedycja do wrogiego świata.


Sympatia widza początkowo towarzyszy „normalnym” bohaterom: zdrowemu bratu, który nie może sobie ułożyć życia osobistego, czy sąsiadce, w porę nie dopuszczającej do próby samobójczej dziewczyny. Potem widz zmienia front, bo zaczyna dostrzegać punkt widzenia drugiej strony. Z tego punktu widzenia nasz świat jest fałszywy, opresyjny i zupełnie nieciekawy.


Polski film, a jak nie polski. Polska szkoła filmowa praktycznie nie istnieje, chyba że uznać za nią nudne jak flaki z olejem filmy problemowe. Na szczęście coś się w tej materii zaczyna zmieniać. Pojawiają się pojedyncze filmy, jak właśnie Dziewczyna z szafy, które potrafią opowiadać o trudnych sprawach ludzi odstających od społecznej normy w sposób interesujący, bez zadęcia i schematycznego kategoryzowania. Napływa świeża krew – Bodo Kox był wcześniej znany jako reżyser offowy.


Warto wspomnieć, że w tym filmie wydarzyło się to, co rzadko się wydarza w polskim filmie – dobry scenariusz spotkał się z dobrą reżyserią, dołączyła do nich dobra scenografia, muzyka i aktorstwo oraz doskonałe zdjęcia. To po prostu jest dobry i poruszający film.


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 12, 2013 12:59

December 11, 2013

Podwórkowa Agencja Kosmiczna

Nowe przygody Bolka i Lolka. Urodziny W wydawnictwie Znak ukazała się kolejna antologia z serii o Bolku i Lolku, „Nowe przygody Bolka i Lolka. Urodziny”, a w niej moje opowiadanie „Podwórkowa Agencja Kosmiczna” z kilkoma przykładami opisującymi, jak nie należy badać przestrzeni kosmicznej. Książeczka jest dostępna w księgarniach, a poniżej możecie przeczytać fragment opowiadania.


Następnego dnia po śniadaniu chłopcy podzielili się zadaniami. Lolek przyniósł z szopy na narzędzia dwie szufle do odśnieżania i oderwał od nich drewniane trzonki. Był środek lata, więc przez następne pół roku Tata nie zauważy ich braku.

Bolek w tym czasie wyprosił u mamy kilka metrów gumki, takiej jaką się wszywa w ściągacze w ubraniach. Mama popatrzyła na syna trochę podejrzliwie, ale o nic nie zapytała.

Podwórkowa Agencja Kosmiczna miała być tak tajna, jak tylko się da. Bracia wybrali więc na stanowisko startowe miejsce niewidoczne z okna. Oba kije wbili pionowo w ziemię, a do ich wystających czubków przywiązali dwa końce gumki. Powstało coś w rodzaju wielkiej procy. Bolek na tekturowej tubie napisał grubym flamastrem nazwę rakiety „Zdobywca”, a Lolek dużą ilością taśmy klejącej przymocował na jednym jej końcu lejek. Jego braku w kuchennej szufladzie też nikt szybko nie zauważy, a rakieta bez dzioba to przecież nie rakieta. Poczynania braci ze stoickim spokojem obserwował z dachu szopy czarny kot Melman.

Lolek wymógł jeszcze na bratu, by do pierwszej próby zamiast kamery użyli zepsutego budzika. Bolek butem dociągnął gumkę do ziemi, ustawił na niej tubę, to znaczy rakietę, i… rozpoczęło się odliczanie.

Odliczanie było krótkie.

– Trzy… dwa… jeden… start! – krzyknął Bolek i zwolnił gumkę.

Rakieta koziołkując, wzniosła się na wysokość pierwszego piętra, po czym zwyczajnie spadła kawałek dalej. Budzik rozleciał się przy tym na drobne kawałki. Melman prychnął z niezadowoleniem i opuścił stanowisko widokowe.

– Kosmos zaczyna się trochę wyżej – zauważył z przekąsem Lolek.

Bolek skrzywił się.

– Lipa – orzekł. – Potrzebujemy innego napędu. – Podrapał się w zamyśleniu po głowie. – Mam! – wykrzyknął. – Pójdziemy do lasu, znajdziemy niewypał z czasów wojny. W środku będzie proch, który wykorzystamy jako paliwo rakietowe.

– Proch nie nadaje się na paliwo rakietowe – zaprzeczył gwałtownie Lolek. – Użyj mózgu, zanim coś zrobisz. Proch wybucha. Jeśli znajdziemy niewypał i spróbujemy go wykopać, to on wybuchnie razem z nami.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 11, 2013 23:29

December 10, 2013

31 Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!

31 Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!Podczas tegorocznego, 31-go Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza Ale Kino! w Poznaniu obejrzałem kilkanaście filmów. Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, by wszystkie z tych filmów nadawały się dla młodego widza. Część z nich to zupełnie dorosłe filmy, a młodzi są tylko bohaterowie. Nie było niestety ani jednego filmu fantastycznego, więc wchłonąłem dużą dawkę mainstreamu. A jednak jestem bogatszy o to, co zobaczyłem, i szczęśliwy, że trafiłem na festiwal. W przeciwnym razie najpewniej nigdy i nigdzie bym tych filmów nie zobaczył. Prawdopodobieństwo, że któryś z nich trafi do kin, jest bliskie zeru. Podzielę się jednak z Wami moimi odczuciami na ich temat, bo może traficie na nie w telewizji lub na DVD. W większości przypadków warto.


Ja i Ty (Me & You)

Włochy 2012

Nie sądziłem, że Bernardo Bertolucci jeszcze pracuje. Okazuje się, że nie tylko pracuje, ale również nadal potrafi zrobić niezłe kino. Ja i Ty to kilka dni z życia mało przystosowanego społecznie chłopaka, który zamiast jechać z klasą na tydzień w góry, postanawia zamelinować się w piwnicy własnego domu, przy czym matka ma być przekonana, że pociecha szusuje na snowboardzie. Nasz bohater przygotowuje swój plan perfekcyjnie, niestety drugiego dnia w piwnicy pojawia się jego przyrodnia siostra – narkomanka na odwyku. Muszą zachować dyskrecję, co w przypadku Włochów oznacza, że krzyczą trochę ciszej. To, co początkowo wydawało się przeszkodą w realizacji planu, okazuje się czymś znacznie od niego ważniejszym.


Jak na Bertolucciego jest to film wręcz kameralny, ale i tak czuć powiew Wielkiego Kina i starej dobrej szkoły włoskiej, za którą wprawdzie nie przepadam, lecz mimo to doceniam.



Kumple (Buddies)

Brazylia 2012

Grupka nastolatków z zespołem Downa ucieka z ośrodka zamkniętego z zamiarem przeżycia filmowej przygody w wielkim świecie. Przy czym traktują swój plan dosłownie i zaczynają od napadu na stację benzynową. Niepełnosprawni umysłowo nieodróżniający fikcji od rzeczywistości to motyw znany w kinie od dawna. Tu jednak jest on potraktowany ze świeżym spojrzeniem. Zaczyna się dobrze i dobrze jest do połowy. Potem akcja się rozjeżdża, napięcie spada i właściwie nie wiadomo, po co nakręcono ostatnie trzydzieści minut. Gdyby je wyciąć i zostawić tylko finałową sekwencję, film bardzo by na tym zyskał. Przeszkadza też przesadne telenowelowe aktorstwo. Być może w przypadku kina brazylijskiego to nie jest wada, lecz cecha. Mnie to jednak drażni.



Kawałki Mnie (Pieces of Me)

Francja 2012

Depresyjna prowincja w bliżej nieokreślonym regionie Francji i nastolatka, która dusi się w upadającej mieścinie, a już szczególnie w domu rodzinnym. Śmiertelnie chora matka, ojciec który już się poddał, niejasne okoliczności, w których starsza siostra uciekła do wielkiego miasta, no i kumple – zbieranina dryfujących z życiem pasywnych nieudaczników. Innymi słowy środowisko, w którym na dłuższą metę nie mogą przetrwać żadne pozytywne uczucia. Można tu zostać i zasnąć jak wszyscy, albo uciec.



Blackbird

Kanada 2012

Nieprzystosowany buntownik w poprawnej i grzecznej społeczności małego kanadyjskiego miasteczka nie ma łatwego życia. Nie dlatego, żeby był gorszy lub w ogóle zły. Po prostu odstaje. Pani psycholog z jego college’u też była buntowniczką, ale z wiekiem „znormalniała”. Radzi mu, by nie tłamsił w sobie negatywnych uczuć, tylko przelał je na papier w postaci opowiadania. Taki rodzaj terapii. I tu zaczyna się problem, terapeutyczne opowiadanie traktuje bowiem o zemście na gnębiących go (ale „normalnych”) kolegach z klasy. W efekcie bohater zostaje aresztowany i oskarżony o planowanie masakry w szkole z użyciem broni palnej. Dalej rusza machina wymiaru „sprawiedliwości” stawiająca znak równości między innością a złymi intencjami.


Bohater dostaje nieformalne ultimatum: albo się dostosuje, przyzna, że zrobił źle, albo wyląduje w więzieniu. Ta poprawna i grzeczna społeczność wymaga od niego, by zanurzył się w kłamstwie. Najważniejsze są przecież pozory. Dobry, mocny film.



Uwierz (Believe)

Wielka Brytania 2012

Nie jestem fanem piłki nożnej, a ten film jest o piłce nożnej. Już na starcie byłem więc nieco najeżony, a potem właściwie nie było specjalnej okazji, bym się odjeżył. Mimo szczerych, jak mniemam, chęci twórców film jest banalny, źle zagrany i właściwie przewidywalny do bólu. To historia amatorskiej drużyny piłkarskiej złożonej nawet nie z nastolatków, tylko z dzieciaków. Przypadkowym zrządzeniem losu trafia im się emerytowany trener Manchester United, czyli chyba najlepszej drużyny piłkarskiej świata. Facet ma misję, więc anonimowo i charytatywnie szkoli ich do turnieju młodzieżowej ligii. I naprawdę nie jest żadnym zaskoczeniem, że wygrają ten turniej. W tle oczywiście mamy problemy rodzinne, ambicje rodziców w kontrze do pasji dzieci itd. Nie zmienia to sytuacji, że film jest o piłce nożnej, czyli z mojej definicji nie może być dobry.



Eskil i Trynidad (Eskil and Trynidad)

Szwecja 2013

11-letni Eskil podróżuje ze swoim ojcem, inżynierem energetyki wodnej, po kolejnych szwedzkich Wypierdziszewach, gdzie są budowane lub remontowane elektrownie wodne. Nie może nigdzie zagrzać miejsca i co chwilę spotyka go całkowita wymiana kolegów. Nie ma więc łatwego życia. Do tego ojciec chce, żeby syn był hokeistą, podczas gdy on interesuje się raczej marynistyką, a hokej ma w głębokim niepoważaniu. Druga z tytułowych postaci to Trynidad, żeglarka, a głównie chyba wariatka, która chce zebrać mieszkańców miasteczka, by popłynąć z nimi z ciemnej Skandynawii do raju na ziemi, czyli Trynidadu właśnie.


To film o realizacji marzeń. Jest tu wiele symboli (jak chociażby tama), które z dużym prawdopodobieństwem pozostaną niezauważone przez grupę docelową filmu. Jest też kilka zgrzytów. Mamy ojca samotnie wychowującego dziecko, podczas gdy matka robi karierę za granicą; mamy chłopaka, który jest beznadziejnym bramkarzem hokeja, ale na szczęście ma koleżankę, która (nie)spodziewanie okazuje się genialnym bramkarzem. W skrócie: softowa skandynawska propaganda feminizmu skierowana do najmłodszych. Tę indoktrynację nawet by się dało przełknąć, gdyby nie to, że film jest niestety zwyczajnie nudny.



Rakieta (Rocket)

Australia 2013

Film o Laosie nakręcony w Laosie, na szczęście nie przez Laotańczyków. Bohaterem jest dzieciak, którego rodzina, a właściwie to i cała wioska, musi opuścić swoją wieś, gdyż ma tam powstać gigantyczna elektrownia wodna. Przedstawiciel rządu obiecuje wszystkim, że w nowym miejscu czekają na nich murowane domy z energią elektryczną, a jedno i drugie jest sporym luksusem. Laos jest państwem komunistycznym, więc nie darzy swoich obywateli specjalnym szacunkiem, toteż nie jest wielkim zaskoczeniem (dla widza), że domy są, ale na billboardzie. Wszyscy lądują w czymś w rodzaju obozu uchodźców, gdzie na domiar złego większość mieszkańców jest do rodziny głównego bohatera wrogo nastawiona. Ojciec ośmiolatka, jest typowym popychlem, więc to dzieciak musi podjąć decyzję o ich dalszych losach. Przechodzi przyspieszony proces dorastania i z dziecka zmienia się w odpowiedzialnego małego dorosłego.


Tu też jest mały zgrzyt. Końcówka, gdzie pojawia się tytułowa rakieta, robi niestety wrażenie doklejonego sztucznie kawałka fabuły. Wszystkie problemy zostają nagle rozwiązane w cudowny sposób. Nie jest to coś, co by skreślało ten film – ot, zgrzyt. Pomijając to, że bohaterowie są Laotańczykami i mówią po laotańsku, jest to pod każdym innym względem kino zachodnie. Dzięki temu da się oglądać bez bólu, a nawet z przyjemnością. Szczerze mówiąc, jest to całkiem dobry film.



Pchełki tu nie ma (Pulce is not here)

Włochy 2012

Ojciec, matka i dwie córki. Młodsza ma zaawansowany autyzm, co oznacza, że życie reszty musi się toczyć wokół niej. Jakby nieszczęścia było mało, niespodziewanie pojawia się oskarżenie ojca o molestowanie niepełnosprawnej córki. Nie wiadomo, skąd pojawiło się podejrzenie ani jakie są jego podstawy. Córka zostaje zabrana do specjalnego ośrodka, a życie rodzinne powoli zamienia się w piekło. W kluczowych momentach pojawiają się cytaty z pamiętników starszej córki, która zupełnie nie wie, jak się zachować w nowej sytuacji. Zachowuje więc neutralność i niespodziewaną obiektywność.


Tak się dzieje i w rzeczywistości – troskliwe organy państwa i organizacje pozarządowe, które mają chronić dzieci, zamieniają się w bezkarnych anonimowych oprawców. Powszechnie obowiązująca poprawność polityczna z lekkością słonia feruje pochopne wyroki równające podejrzanego z winnym, a domniemanej ofierze funduje nową porcję koszmaru. Dobrze więc, że w kulturze masowej pojawia się krytyka owej politycznej poprawności. To na pewno film poruszający ważny problem, co niestety nie zmienia tego, że przypomina on fabularyzowany reportaż.



Nono, The Zigzag Kid

Holandia / Beligia 2012

Jedyny rozrywkowy film w zestawieniu. 13-letni syn najlepszego holenderskiego inspektora policji jedzie na wakacje do ekstremalnie nudnego wujka. Ale na szczęście nie dociera na miejsce. Na szczęście, bo inaczej nie byłoby historii, w której chłopak musi sam stać się inspektorem i rozwiązać tajemnicę rodzinną sprzed swoich narodzin. A jest co rozwiązywać! Mamy międzynarodowego superwłamywacza, niezrównoważoną superzłodziejkę, śpiewaczkę operową, a i sam Nono nie jest do końca pewien, czy prowadzi śledztwo, czy może został porwany. Robi się gęsto, ale nie można odpuścić.


Błyskotliwie zrealizowany film akcji.



Trzymaj się (Hold Fast)

Kanada 2013

Gdy wszystko układa się zbyt pięknie, można się spodziewać katastrofy. 14-latek z małej kanadyjskiej osady rybackiej w wypadku traci rodziców i w efekcie trafia do siostry ojca, która mieszka w mieście. Szybko okazuje się, że nie potrafi się dogadać ani z nową rodziną, ani z kolegami ze szkoły. Naturalnym wyjściem jest ucieczka z domu. Na tyle imponuje to jego kuzynowi, że grzeczny chłopiec ucieka wraz z nim. Tu następuje część przygodowa, a po niej bolesny powrót do normalności. Paradoksalnie cała sytuacja jest lekarstwem dla wszystkich, chwilą prawdy, pęknięciem fikcji i zakłamania.


Niestety, jak to często w takich filmach bywa, postacie dorosłe są zupełnie niewiarygodne, bo ich rolą papierową jest pozostawać w tle. Film poprawny, ale jakoś nie wzrusza.



Utrata Niewinności Evy van End (The Deflowering of Eva van End)

Holandia 2012

Brzydkie kaczątko w drobnomieszczańskiej rodzinie – ojciec, matka, dwóch braci i ona. Żyją w innych światach, nie rozmawiają ze sobą, a jeśli już to wymieniają najprostsze informacje. Eva w szkole jest niewidzialną brzydulą, w domu nikt nie zwraca na nią uwagi, nie odnajduje się właściwie w niczym. Wszystko zmienia się podczas wymiany szkolnej, gdy w jej domu ląduje młody Niemiec. To katalizator wprowadzający do rodziny w stanie rozkładu diabelski zamęt, a może metafizyczny ożywczy przeciąg. Nie jest to jasne, ale następuje potężny wstrząs, w wyniku którego życie każdego członka rodziny ulega dramatycznej zmianie. Najbardziej chyba zmienia się życie samej Evy.


Film trochę w klimacie Petera Greenawaya, a trochę Wesa Andersona, jeśli wiecie, co mam na myśli.



Shell

Wielka Brytania 2012

Szkocja, gdzie zawsze wieje i pada, a słońce pojawia się na niebie od święta, nie jest dobrym miejscem dla ludzi ze skłonnościami depresyjnymi. A już szczególnie niefajnie jest na dalekiej prowincji. Tytułowa siedemnastoletnia Shell mieszka i pracuje z ojcem na stacji benzynowej połączonej z warsztatem samochodowym. To jej cały świat, bo nawet majaczące w oddali malutkie miasteczko wydaje się absolutnie niedostępne. Jedyną łącznością ze światem są nieliczni klienci, zwykle zresztą ci sami.


Miało być pięknie. Ta stacja miała być małym edenem dla rodziny Shell. Jednak matka po kilku latach uciekła, a ojciec zaczął chorować. Powoli staje się oczywiste, że eden zamienił się w pułapkę. Tu można tylko trwać i powoli rozpadać się wewnętrznie. Film jest tak depresyjny, że aż chce się gryźć własną rękę. Tak, to bezsprzecznie najlepszy film, jaki obejrzałem na festiwalu. Tak samo zresztą zadecydowało młodzieżowe jury.



Po zobaczeniu tych filmów i chwili zastanowienia pojawia się dość zaskakujący wniosek – wszystkie filmy przedstawiają rodziny rozbite, dysfunkcyjne lub wręcz patologiczne. Opowiadają o ważnych problemach, ale czy trzeba o nich zawsze opowiadać w śmiertelnie poważny sposób? Na tym tle wyróżnia się holenderski lekko surrealistyczny film Utrata Niewinności Evy van End, gdzie jest niewiele dosłowności. Ale tak naprawdę tylko Nono, Zigzag Kid można by nazwać filmem rozrywkowym (choć na pewno nie głupim). Reszta jest smutna lub bardzo smutna i nawet happy end, jeśli w ogóle jest, przypomina śmiech przez łzy. No nie wiem, czy to jest dobry sposób, by zachęcić dzieciaki do chodzenia do kina. Mam nadzieję, że trend wkrótce się odwróci.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 10, 2013 13:46

December 8, 2013

Rechot co 7.9 sekundy

Nowa Fantastyka 12/2013 - okładkaAmerykański przemysł filmowy to doskonały przykład perfekcyjnie działającej machiny wypluwającej z siebie kolejne przeboje. Metodą na sukces nie jest innowacyjność, tylko powtarzalność. Pierwszym krokiem jest ustalenie gatunku filmu, bo od tego będzie zależało wszystko – począwszy od wyboru scenarzysty, poprzez strukturę scenariusza, a skończywszy na wyglądzie plakatu filmowego. Gatunków jest kilka i nie wolno ich mieszać. Każdy z etapów powstawania i życia produktu, jakim jest film rozrywkowy, podlega bardzo szczegółowej kodyfikacji. Na przykład w jednym ze schematów klasycznego filmu sensacyjnego między dwudziestą piątą a dwudziestą siódmą minutą powinien nastąpić zwrot akcji, w którego wyniku główny protagonista nie ma już wyboru i musi walczyć. (więcej w grudniowym wydaniu Nowej Fantastyki…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 08, 2013 07:57

December 4, 2013

Cyfrowy ślad

Na ulicach Warszawy pojawiły się jakiś czas temu nowe parkomaty, w których konieczne jest wstukanie numeru rejestracyjnego samochodu. Prawdopodobnie ma to być zabezpieczeniem przed tym, by kierowcy nie przekazywali sobie niewykorzystanych biletów ani nie próbowali się wyłgać od zapłacenia mandatu. W efekcie jednak dane o tym gdzie i kiedy byłeś, są gromadzone i bez Twojej wiedzy i zgody przetwarzane. Co więcej, każdy może wpisać Twój numer rejestracyjny, więc i edytować Twój cyfrowy ślad. Hm, ale po co miałby to robić?


Wszyscy pamiętamy, od czego rozpoczyna się akcja filmu Brazil Terry’ego Gilliama. Ci, którzy nie pamiętają lub tego filmu w ogóle nie widzieli, mają szansę tę sytuację zmienić, zanim dowiedzą się o tym odpowiednie służby. Akcja filmu rozpoczyna się sceną, w której w maszynę do pisania, spiętą z komputerem na wzór drukarki, wpada mucha, w efekcie czego nazwisko Tuttle zostaje zamienione na Buttle. Ofiara pomyłki ma przerąbane, bo odkręcenie sprawy w totalnie zbiurokratyzowanym świecie przekracza ludzkie możliwości.


Pomyłki automatycznego wymierzania sprawiedliwości zdarzają się i w rzeczywistości. Przekonał się o tym niedawno pewien sparaliżowany od lat właściciel stojącej na cegłach Syreny. Przyszedł do niego mandat za przekroczenie prędkości samochodem, który nie ma nawet silnika. Tę sprawę udało się akurat odkręcić, bo była oczywista i nagłośniona w mediach. Lecz gdyby oczywista nie była, walka o anulowanie mandatu na trzysta złotych mogłaby kosztować o wiele więcej niż sam mandat. O ile w ogóle byłaby do wygrania, bo udowodnienie, że się nie jest wielbłądem zawsze było wyzwaniem. Prawdopodobne jest, że podobnych pomyłek wydarza się całkiem sporo.


Jakiś czas temu, gdy właściciel samochodu mógł jeszcze obejrzeć pamiątkowe fotki z fotoradarów, dostałem groźnie brzmiące wezwanie na policję. Stawiłem się, a znudzona policjantka przedstawiła mi zdjęcie mojego samochodu w jakości, której nie powstydziłby się Louis Jacques Daguerre, wynalazca dagerotypii. Ledwo dawało się rozpoznać numer rejestracyjny, a pasażerów nie było widać w ogóle. Policjantka zapytała, kto wtedy prowadził samochód, przy czym „wtedy” oznaczało ponad pół roku wcześniej. Odparłem, zgodnie z prawdą, że pojęcia nie mam, co to za miejscowość, jakie tam obowiązuje ograniczenie prędkości ani kto wtedy prowadził. Na to dowiedziałem się, że właściciel ma obowiązek podać taką informację, a odpowiedź „nie pamiętam” nie wchodzi w grę. I nie było opcji, że pójdę do domu, sprawdzę w pamiętniczku. Nie, odpowiedzi musiałem udzielić natychmiast.


Cięta riposta jak zwykle pojawiła się za późno i nie zdołałem zapytać pani policjantki, ile czasu mam obowiązek przechowywać w głowie takie dane, bo nie jestem sawantem i już brakuje mi miejsca. Stanęło na tym, że podałem trzy osoby, włącznie ze sobą, które z równym prawdopodobieństwem mogły wtedy prowadzić. Jakiś czas później przyszedł wyrok sądu, który uznał, że prowadziłem ja. Sąd do dyspozycji miał zdjęcie, na którym nie widać, kto prowadzi. A nawet gdyby było widać, to przecież sąd nie wie, jak ja wyglądam. Wyrok zapadł więc po rzucie kostką, czy może skład sędziowski zagrał o to w karty. Nie wiem. Trudno wykrzesać nawet odrobinę szacunku dla tak działającego sądu. Oczywiście mógłbym się odwoływać, ale tylko straciłbym czas. Wniosek z tego jest prosty – od sprawiedliwości ważniejsze jest, żeby kasa się zgadzała. Wyrok zapadł w wyniku stosowania automatyzmu, a dowodem był jedynie mój mocno zatarty cyfrowy ślad - zdjęcie numeru rejestracyjnego..


Automatyzm ten połączony ze wzrastającym stopniem inwigilacji rodzi zupełnie nowe zagrożenia. Wredny sąsiad, z którym się pokłóciłeś o miedzę, może z wydrukowanym na domowej drukarce Twoim numerem rejestracyjnym objechać wszystkie fotoradary w okolicy. To nie wystarczy za dowód w sprawie o morderstwo, ale mandaty dostaniesz. Udowodnienie, że nie jesteś wielbłądem, będzie bardzo trudne, tym bardziej że… od sprawiedliwości ważniejsze jest, żeby kasa się zgadzała. Ktoś musi zapłacić, a kto konkretnie, to już szczegół.


To oczywiste, że można śledzić Twoje życie dzięki serwisom społecznościowym, kartom kredytowym i komórce. Ale to naprawdę wierzchołek góry lodowej. Za kilka lat wszystkie nowe samochody będą wyposażone w systemy śledzące ich pozycję. Oczywiście w założeniu będzie to miało zapobiegać kradzieżom, w praktyce jednak pozwoli również na odtworzenie historii Twoich podróży. Istnieją już modele liczników prądu, które komunikują się zdalnie z operatorem. Prócz funkcji przesyłania wskazań zużycia prądu, analizują bardziej zaawansowane informacje o porach, w jakich zużywasz najwięcej prądu, a nawet o charakterystyce podłączonych do kontaktów urządzeń (np. lampie UV wspomagającej dorodność lawendy czy tam innej rośliny). Znów dane o Twoim życiu powędrują sobie gdzieś i oficjalnie posłużą poprawie jakości usług. Do czego zostaną wykorzystane w praktyce, nie wiesz, ale z pewnością będą przetwarzane automatycznie.


Wszystko to razem zaczyna wyglądać niepokojąco, ponieważ każdy aspekt Twojego życia będzie miał swój ślad w rosnącym wciąż cyfrowym archiwum. Nie możesz do niego zajrzeć. A nawet gdybyś mógł, niewiele byś zrozumiał. Na pewno jednak już teraz są ludzie, którzy nie tylko będą je rozumieli, lecz również będą wiedzieli, jak je wykorzystać. I jak je modyfikować.


Pewnego dnia obudzisz się, zaspany pójdziesz do kuchni zaparzyć kawę i przeczytasz w porannym serwisie informacyjnym, że w nocy w mieście, którego nazwa nic Ci nie mówi, obrabowano bank. A chwilę później z hukiem wylecą drzwi i do Twojego domu wpadnie oddział antyterrorystów, którzy aresztują Cię pod zarzutem napadu na ów bank. W sądzie dowiesz się, że dowody przeciwko Tobie są miażdżące, a jest wśród nich również numer rejestracyjny Twojego samochodu wklepany do parkomatu w mieście, którego nazwa nic Ci nie mówi.



 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 04, 2013 16:16

December 3, 2013

FNiN na Złotych Wyprzedażach

Złote WyprzedażeJeżeli jeszcze nie wiecie, co to są Złote Wyprzedaże, to możecie się przekonać. Działa to trochę jak Facebook, czyli, żeby cokolwiek zobaczyć, trzeba założyć konto. Złote Wyprzedaże to serwis, w którym można kupić znacznie taniej końcówki serii znanych producentów: buty sportowe, okulary, torebki, sprzęt sportowy etc. Piszę o tym dlatego, że teraz pojawiły się tam również książki, a na początek dwa pierwsze tomy FNiN + notes w miękkiej oprawie oraz kilka innych książek Powergraphu (również moich). Przez kilka dni można będzie je kupić o mniej więcej 60% taniej. Wszyscy, którzy kupią dowolną książkę Powergraphu, będą mogli wziąć udział w spotkaniu ze mną 21-go grudnia. Zainteresowanych zapraszam.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 03, 2013 06:41

Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.