Rafał Kosik's Blog, page 51

May 22, 2014

Co myśli Amelia

Amelia i Kuba Amelia siedziała w cieniu, na najniższej gałęzi dębu ze swoim szkicownikiem na kolanach. Gałąź była na tyle gruba, że siedziało się na niej jak na ławce. Mimo że wisiała dwa metry nad ziemią, dawało się na nią wejść dzięki małemu pagórkowi, który usypali chyba budowniczowie Zamku.

Amelia uwielbiała rysować, i była w tym naprawdę dobra. Często na papier przenosiła swoje marzenia. Dziś jeszcze nie zdecydowała, kim chce być na swoim rysunku. Czy uwięzioną na Zamku królewną, którą ma uwolnić piękny królewicz na białym koniu. Czy może królewną, która schroniła się przed pościgiem złego czarnoksiężnika. Albo rozbójnika, herszta okrutnej bandy.

Naszkicowała zamek, który trochę przypominał apartamentowiec przy Dębowej, i królewicza na białym koniu. Tak, królewicz zdecydowanie stwarzał ciekawsze możliwości od rozbójnika.

Z zamyślenia wyrwał ją szczęk metalu. Pan Zenek, strażnik osiedlowy, otwierał bramę. To zdarzało się rzadko. Samochody mieszkańców nie wjeżdżały na podwórko, lecz specjalnym zjazdem – wprost na podziemny parking.

Na podwórko wtoczyła się ciężarówka z napisem „Przeprowadzki”. Dom został niedawno wybudowany i większość mieszkań była jeszcze pusta. Rodzina Amelii sprowadziła się na samym początku.

Amelia uzupełniła szybko swój rysunek o machinę oblężniczą, która zbliża się do Zamku. Machina trochę przypominała ciężarówkę do przeprowadzek. Nie skończyła jej rysować, za ciężarówką wjechał bowiem biały pick-up, z którego wysiadły cztery osoby. Jedną z nich był jasnowłosy chłopak. Amelii spadły klapki. Dosłownie. Na widok chłopaka nerwowo zamachała nogami i klapki spadły na trawę pół metra niżej, na pagórek pod dębem. A niech to!

Szybko wzięła się w garść i przestała na niego gapić. Wróciła do rysunku. Rzecz jasna co chwila zerkała w tamtą stronę, ale udawała, że nie zerka. Nowo przybyła rodzina i kilku facetów od przeprowadzek kręciło się wokół ciężarówki.

— Kurczaki, on tu idzie… — szepnęła, widząc, jak królewicz, to znaczy nieznajomy chłopak, zbliża się do niej. Poczuła, że się czerwieni, bo, owszem, chciała mu się przyjrzeć, ale tak raczej z ukrycia. Rzuciła szybkie spojrzenie i pomyślała, że z bliska jest nawet przystojniejszy…

— Cześć, jestem Kuba — powiedział chłopak, uśmiechając się. — A ty?

— A ja nie. — Amelia usłyszała słowa, które sama wypowiedziała, jakby wbrew własnej woli, i od razu zdała sobie sprawę z tego, co palnęła. Aby pokryć zmieszanie, zeskoczyła z drzewa, wsunęła klapki i pobiegła w stronę swojej klatki schodowej.


Co myśli Kuba

Kuba i Amelia Ciężarówka skręciła we wjazd do sześciopiętrowego budynku. Za nią, przez krótki tunel wycięty w parterze budynku, wjechał pick-up i zatrzymał się na podwórku wyłożonym kostką.

Kuba rozejrzał się bez entuzjazmu. Apartamentowiec przy ulicy Dębowej przypominał zamek, a podwórko — dziedziniec. Miało jakieś pięćdziesiąt na pięćdziesiąt metrów, a ze wszystkich stron otaczały je ściany z oknami i balkonami. Świeżo zasiana trawa dopiero kiełkowała w ostrych promieniach słońca, a wzdłuż chodników walczyły o przetrwanie niskie żywopłoty. Na prawo od huśtawek rósł dąb. Był olbrzymi, sięgał chyba ponad dach i zupełnie nie pasował do nowoczesnego budynku. To od niego zapewne apartamentowiec nazwano Oak Residence. Kuba uważał tę nazwę za pretensjonalną.

Na najniższej gałęzi drzewa, może metr nad ziemią, siedziała czarnowłosa dziewczyna z jakąś teczką na kolanach.

Cóż, nie zaszkodzi się przywitać, zanim zacznie się wielkie zamieszanie z wnoszeniem gratów. Kuba wolnym krokiem ruszył w stronę drzewa.

Dziewczyna gapiła się na niego, jakby był kosmitą. Nawet niebrzydka, ubrana tak jakoś… artystycznie. To pierwsze przyszło mu do głowy. Uśmiechnął się i zatrzymał kilka metrów od gałęzi, ale już w cieniu.

— Cześć, jestem Kuba — powiedział. — A ty?

Dziewczyna wciąż gapiła się na niego.

— A ja nie — odpowiedziała niezbyt miło, zeskoczyła z drzewa i pobiegła do drzwi jednej z klatek schodowych.

Kuba odprowadził ją zaskoczonym spojrzeniem. Wyglądało to, jakby się obraziła.

— Co ja takiego powiedziałem? — rzucił w przestrzeń.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 22, 2014 09:54

May 21, 2014

Po spotkaniu w Krakowie

Spotkanie w KrakowieW zeszłym tygodniu odzwiedziłem Kraków, gdzie byłem gościem m.in. Festiwalu Literatury dla Dzieci. Przy okazji warsztatów literackich powstał całkiem interesujący zarys sensacyjnej fabuły ze świata Felixa, Neta i Niki. Być może znajdzie się jeszcze zastosowanie dla tej fabuły, ale nie uprzedzajmy faktów. Poniżej zdjęcia ze spotkania.


Spotkanie w Krakowie


Spotkanie w Krakowie


Spotkanie w Krakowie


Spotkanie w Krakowie


Spotkanie w Krakowie


Spotkanie w Krakowie


Spotkanie w Krakowie


Spotkanie w Krakowie


Te gadżety to przygotowane przez niejakiego Julka modele Konpopoza, ściemniarki i Kryształowego Serca, a spotkanie prowadził Szymon Kloska.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 21, 2014 09:06

May 20, 2014

Felix Net i Nika oraz Koszmarna Podróż - fragment

Felix Net i Nika oraz Koszmarna PodróżPoniżej zamieszczam fragment opowiadania osadzonego w realiach powieści Felix, Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy. Opowiadanie będzie można zdobyć gratisowo na najbliższych Targach Książki w Warszawie oraz we Wrocławiu, gdzie 29-go maja będę gościem Festiwalu Literatury dla Dzieci.


Net wyjął z kieszeni batonik, który kupił w charakterze prowiantu i zważył go w dłoni. Plan był taki, żeby zjeść go dokładnie w połowie podróży. Minęły może trzy sekundy, nim plan uległ zmianie. Net rozerwał papierek. Nie zdążył jednak odgryźć pierwszego kęsa, gdy otworzyły się drzwi i do przedziału wszedł wysoki i szczupły mężczyzna w zbyt obszernym szarym garniturze. Trzymał pod pachą wyrywającego się pieska rasy niewiadomoco. Prawdopodobnie był to york, ale dobrał się do niego ktoś okrutny, kto przyozdobił psa kolekcją czerwonych wstążeczek spinających sierść w liczne kitki. Przez to york wyglądał jak włochaty ukwiał.

— …bry — powiedział mężczyzna.

— …bry — odparł uprzejmie Net.

Facet spojrzał na półkę pod sufitem, potem na walczącego o wolność psa, na walizkę i znów na półkę. Było jasne, że jedną ręką nie włoży tam bagażu. Było również jasne, że jeżeli spróbuje użyć drugiej ręki, pies natychmiast czmychnie. Net czekał na to, co musiało nastąpić, czyli na prośbę o pomoc. Sam nie zamierzał się wyrywać. Mężczyzna zerknął na niego, znów na półkę, na walizkę i niespodziewanie zręcznie pociągnął ją do góry w ten sposób, że w okamgnieniu wylądowała precyzyjnie tam, gdzie miała się znaleźć.

Niestety po drodze zahaczyła o trzymany przez Neta batonik i posłała go wprost w szczelinę między fotelem przy oknie a ścianą.

Net popatrzył na pusty papierek, który został mu w dłoni, na szczelinę, na mężczyznę i znów na papierek. Powstrzymał się, żeby nie wykrzyknąć „Mój prowiant, człowieku!” i zacisnął tylko zęby. Facet przecież nawet nie zauważył, co zrobił, i dyskusja z nim nie mogła przynieść żadnego skutku, skoro corpus delicti leżał w wieloletnim brudzie za fotelami. Net udał więc, że interesuje go architektura Dworca Centralnego za oknem. Było to trudne.

Żongler jednej walizki wyjął z kieszeni bilet, popatrzył po numerkach nad fotelami i usiadł na na środkowym miejscu, na wprost Neta. Pies wbił w chłopaka spojrzenie wyłupiastych oczek i natychmiast zaczął warczeć. W jego wydaniu brzmiało to jak brzęczenie starej golarki.

— Ciupciulinek, stul pysk — powiedział cicho mężczyzna, a pies, o dziwo, się uspokoił i tylko oblizał z zakłopotaniem nosek.

Net wyjął telefon, żeby sprawdzić, czy nie przyszła żadna wiadomość od Felixa albo Niki. Niestety, nie było ani SMS-a, ani e-maila, ani niczego na fejsie, ani nawet wiadomości przez kodowany Net.com, czyli komunikator, którego autorem był sam Net (i z wrodzoną sobie skromnością nazwał program własnym imieniem).

(…)

Net zerknął na Ciupciulinka, który znów pokazywał małe ząbki. Obcy. Mały obcy, bo przecież psy tak nie wyglądają. Gdy Net zaczął rozważać, czy nie przesiąść się pod okno mimo numeru miejscówki, drzwi przedziału rozsunęły się i do środka weszły cztery zakonnice. Net aż zamrugał, żeby przestało mu się dwoić albo i czworzyć w oczach. Nie przestało.

— Niech będzie pochwalony — powiedziała pierwsza.

Net z wrażenia zapomniał, jaki jest prawidłowy odzew, i zamiast tego rzucił:

— Dobry wieczór.

Było to bez sensu, zważywszy wczesną godzinę.

Zakonnice włożyły na półki niewielkie torby podróżne i zajęły wszystkie wolne miejsca – te przy drzwiach i te przy oknie. Teraz rozkład pasażerów w przedziale wyglądał jeszcze bardziej idiotycznie. Żongler walizek też nie sprawiał wrażenia zadowolonego z tej sytuacji, a Ciupciulinek łypał podejrzliwie na nowe pasażerki.

Pociąg ruszył bez szarpnięcia, a zakonnice synchronicznie się przeżegnały i złożyły dłonie do modlitwy. Przedział wypełniło kwadrofoniczne mamrotanie. Net zamknął oczy. To będzie bardzo, bardzo długa podróż.


Zeszyt zawiera również krótkie fragmenty mojej nowej serii młodzieżowej „Amelia i Kuba”.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 20, 2014 08:22

May 18, 2014

Amelia i Kuba - lustrzane odbicie

Amelia i KubaKosik wychodzi od zabawy tematem i formą, liczy – i słusznie – na zaskoczenie czytelników. Opowiada dwie różne historie, czasami tylko, jakby przypadkowo, zbieżne w drobnych fragmentach. Nie ma szans, że znudzi dzieci – tu nawet znajomość finału nie wyklucza zabawy podczas drugiej lektury – bo przebieg wydarzeń (i ich ocena) jest równie ciekawy, co stopniowe poznawanie się postaci. Amelia i Kuba dowiadują się o sobie i otoczeniu rzeczy bardzo różnych – dopiero zestawienie ich relacji zapewni odbiorcom pełny ogląd sytuacji. (więcej na mini-kultura.pl…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 18, 2014 10:46

May 17, 2014

Ad infinitum

Ad infinitumCo może mieć wspólnego teoria strun, walka wywiadów, żydowska mistyka i autystyczne dziecko z przeciętnej polskiej rodziny? Wydawałoby się, że to przypadkowy zestaw elementów do kolejnego taniego thrillera do czytania w tramwaju. Tymczasem jest to doskonale napisana i wciągająca historia. Nie radzę czytać jej w tramwaju, bo jest niemal pewne, że w zaczytaniu przejedziecie swój przystanek.


Ad infinitum to powieść wielowątkowa i przez więcej niż połowę wątki te wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Mamy warszawskiego managera wchodzącego w ostry kryzys wieku średniego, mamy agentów CIA i Mossadu, mamy genialnych fizyków teoretyków, prywatnych detektywów, węgierską policję, Interpol i ortodoksyjnych Żydów. Jakby tego było mało, akcja często i niespodziewanie przechodzi w retrospekcje, a przyczynowość zdaje się rządzić innymi prawami.


Powieść Protasiuka powinna się podobać fanom historii Johna Le Carre’a i Dana Browna, jednak nie jest to klasyczny thriller szpiegowski. Fantastyka wprawdzie pojawia się w Ad infinitum szczątkowo, choć po krótkim zastanowieniu wypada przyznać, że jest kluczowa dla zrozumienia prawdziwego sensu całości. Spostrzegawczy czytelnik zapewne zauważy pewne nielogiczności i „błędy” przyczynowo-skutkowe. I tak wypadałoby napisać, gdyby traktować tę powieść w kategoriach klasycznego thrillera. Tymczasem te pozorne nielogiczności i błędy są nie tylko celowe, lecz wręcz konieczne, by tę historię w pełni zrozumieć.


Autor nie odpowiada na wszystkie pytania, nie rozwiązuje wszystkich wątków i zostawia czytelnikowi dużą swobodę interpretacji. Nie jest to przypadek, lecz kolejny zabieg artystyczny. Tym bardziej, że tak naprawdę wątki szpiegowskie i sensacyjne nie są tu najważniejsze. Głęboko w strukturze powieści tkwi ukryty trzon science fiction.


Przez czytelnika niefantastycznego Ad infinitum może więc być czytane jako trzymający w napięciu thriller szpiegowski, a fani fantastyki dostają SF podane w sensacyjnej formie. Jestem pewien, że jedni i drudzy będą usatysfakcjonowani.


Książka ukazał się nakładem wydawnictwa Powergraph.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 17, 2014 11:55

Książki na stosie

Kuba i AmeliaW książce najważniejsza jest treść, to jasne. Jednak jest coś bardzo przyjemnego w trzymaniu w dłoniach ładnego przedmiotu, jakim jest dobrze wydana książka. Dla autora jest to przyjemność podwójna, a właściwie poczwórna, bo książki są dwie. W Przypadku Amelii i Kuby efekt jest dokładnie zgodny z zamierzeniami. Oby tylko książki spodobały się również czytelnikom.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 17, 2014 03:57

May 16, 2014

Zeszyt z opowiadaniem

Felix Net i Nika oraz Koszmarna PodróżWraca stara świecka tradycja zeszytów z felixowymi opowiadaniami na Targi Książki. Tym razem Felix Net i Nika oraz Koszmarna Podróż, choć tak naprawdę wystąpi tam tylko Net. To znaczy, nie będzie Felixa ani Niki, ale za to będą cztery zakonnice, york Ciupciulinek i wredny konduktor. Jeśli czytaliście Felixa, Neta i Nikę oraz Sekret Czerwonej Hańczy, to być może zastanawialiście się, jak przebiegła samotna podróż Neta pociągiem. To opowiadanie rzuci nieco światła na tę sprawę.


Zeszyt zawiera również krótkie fragmenty mojej nowej serii młodzieżowej „Amelia i Kuba”.


Opowiadanie będzie można również zdobyć we Wrocławiu, gdzie 29-go maja będę gościem Festiwalu Literatury dla Dzieci.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 16, 2014 07:38

May 12, 2014

Majowe spotkania

W maju w ramach Festiwalu Literatury dla Dzieci oraz Warszawskich Targów Książki zapraszam na spotkania ze mną:


15 maja Kraków - godz. 18.00-19.00 spotkanie w ramach „Szkoły detektywów” Arteteka (ul. Rajska 12).


24 maja Warszawa - Stadion Narodowy (Al. Ks.J. Poniatowskiego 1): autografy godz. 15.00 (stoisko 83 Firmy Księgarskiej Olesiejuk, sektor D9) oraz spotkanie w ramach “Szkoły detektywów” godz. 17.00 (scena dziecięca, poziom -1, Galeria).


29 maja Wrocław - godz. 19.00-21.00 spotkanie i projekcja filmu Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa, Kino Nowe Horyzonty (ul. Kazimierza Wielkiego 19a-21).


W Warszawie i we Wrocławiu będzie można zdobyć zeszyt z premierowym opowiadaniem Felix, Net i Nika oraz Koszmarna Podróż, w Warszawie również premierowe książki: Amelia i Kuba. Godzina duchów

oraz Kuba i Amelia. Godzina duchów.


Aby na spotkaniach dla nikogo nie zabrakło miejsc, najlepiej zarejestrować się: rejestracja@fldd.pl lub pod numerem telefonu: 12 421 29 41, w Warszawie tel. 22 82 96 680. Uwaga: Rejestracja nie jest potrzebna do uzyskania autografu na stoisku Firmy Księgarskiej Olesiejuk.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 12, 2014 13:55

May 10, 2014

Indoktrynacja

Nowa Fantastyka 05/2014 - okładkaRozmawiałem kilka lat temu z pewnym znanym polskim pisarzem i publicystą, i jak to po dwunastym piwku na łebka, zeszło na rozmowy o bogu, a właściwie Bogu, bo chodziło o Tego Konkretnego. Otóż pisarz ów stracił wiarę we wczesnej młodości, ale odzyskał ją w okresie pełnej dojrzałości. Ściślej mówiąc, odbudował ją w pełni świadomie, bo uznał, że bez Boga pogubi się w moralnych meandrach współczesności. Potraktował więc Boga narzędziowo, autoindoktrynował się. Szczerze mówiąc, tak właśnie bóg był traktowany przez większość władców w historii. Na indoktrynacji budowano krzepkie imperia, które zabijały ludy romantycznych pacyfistów. (więcej w majowym wydaniu Nowej Fantastyki…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 10, 2014 16:23

May 7, 2014

Fantastyczna proza życia

Nie od dziś wiadomo, że literacka część fandomu w sporej części składa się z pisarzy in spe. Marzą im się laury, muzy, statuetki, wywiady, bankiety, fanki… Dziś opowiem Wam, jak złudne są to wyobrażenia o tym zawodzie. Praca pisarza nie cieszy się wielkim poważaniem. Serio. Szacunek wzbudzają czasem jedynie efekty tej pracy. To spora różnica.


Kilka lat temu przez tydzień byłem z rodziną, głównie tą dalszą, na działce. Dzieci, babcie, ciocie, wujkowie i jeszcze parę gatunków krewnych kręcących się wokoło to nie jest dobre środowisko naturalne dla pisarza. Znalazłem sobie jednak miejsce na uboczu i tam przesiadywałem z laptopem. Niestety działka to nie tylko wypoczynek. Koszenie trawnika, pielenie grządek, jakieś malowanie, jakieś przybijanie i temu podobne – zawsze coś się znajdzie. Rodzina usilnie próbowała zagonić mnie do roboty, choć przecież pracowałem. Stary, jaka praca? Przecież siedzisz z laptopem od rana.


W oczach innych koszenie trawnika jest więc pracą ważniejszą od pisania. Efekt koszenia widać od razu, no i jesteś spocony, co zawsze wzbudza szacunek. Rodzina wie, że jestem autorem książek, wie że te książki regularnie publikuję. A jednak ta rodzina nie potrafi przyjąć do wiadomości, że książka nie pisze się sama. Czekałem tylko, kiedy zmniejszą mi racje żywnościowe.


Praca pisarza to codzienne wielogodzinne i samotne ślęczenie nad klawiaturą. Do tego pisarz zwykle pracuje w domu i to jest przyczyną kolejnych kłopotów. Niezależnie, jak bardzo Twoi bliscy będą Cię zapewniali, że Twoja praca jest ważna, to i tak będą ją traktowali jak hobby. Skoro pracujesz w domu, to tak jakbyś nie pracował. Praca to jest, jak wychodzisz z domu rano i wracasz wieczorem padnięty i usmarowany węglem. Nie, no jasne, wiem, musisz się skupić. Już nie przeszkadzam, wychodzę na godzinkę, będziesz miał spokój. Tylko pamiętaj, żeby co pięć minut mieszać zupę. Przecież i tak siedzisz w domu. Albo: Stary, zamawiam pilną przesyłkę, a cały dzień jestem w pracy. Podam twój adres, bo i tak siedzisz w domu, OK? No właśnie. Kumpel nie może odebrać przesyłki, bo jest w prawdziwej pracy, podczas gdy ta Twoja to taka niby-praca. Nikt nie wpadnie na pomysł, by kierowcę autobusu miejskiego poprosić, żeby po drodze odebrał pranie albo zrobił zakupy. No, ale praca w domu to niby-praca.


Są pisarze, którzy tworzą w zgiełku. Piszą w knajpie, na imprezie, miedzy słowami zamienianymi z kumplami, między telefonami, setami wódki, kreskami cukru pudru. Powstająca powieść jest po części zapisem tego, co się dzieje wokół. Czasem tak się da. Czasem. Ale tworzenie fikcji, w dodatku fikcji w skomplikowanym fikcyjnym świecie zawsze wymaga skupienia. Pisarz powinien odłączyć się od rzeczywistości, wejść w stworzony świat i pozostać w tej bańce przez kilka godzin. Przecież nurek nie wynurza się z dwudziestu metrów, aby odebrać komórkę. Pisarz też musi wejść w inny świat. Tylko pamiętaj, żeby co pięć minut mieszać zupę. I domek z kart rozpada się na wietrze. Ponowne ustawienie go zajmie kwadrans, pół godziny. Brzmi jak fanaberie rozpieszczonego artysty, prawda? Tak właśnie wszyscy myślą.


Osobna sprawa to samodyscyplina. Będziesz pracował pół roku, rok, może dłużej, bez nikogo, kto będzie nad Tobą stał i Cię poganiał. Kierowca autobusu miejskiego nie powie pasażerom, że nie może się zebrać do pracy i wróćcie ludzie jutro, bo teraz mam depresję. Pisarz swobodnie może odłożyć pracę na później. Wielu, ba! większość, poległo na tym polu. Mieli pomysł, umieli pisać, ale nie potrafili się zmusić do konsekwentnej harówki. Tu też świat jest Twoim wrogiem. Stary, masz termin dopiero za pół roku. Chodźmy na piwo. Co będziesz tak siedział nad tym kompem? Jest niemal pewne, że ten dzień będzie właśnie tym, którego zabraknie za pół roku. Wtedy będziesz zarywał noce i chodził jak zombie.


A jeśli już szczęśliwie skończysz pisać i będziesz wreszcie chciał iść spokojnie na piwo z kumplem, to on wtedy odpowie, że nie może, bo musi napisać raport i szef go ciśnie. Jego ciśnie szef, do którego przecież nie zadzwonisz z pretensją, a Ty jesteś sam sobie szefem. To często naprawdę duży problem i wcale nie przy okazji wyjścia na piwo. Częściowo rozwiązuje go wystarczająco upierdliwy redaktor, ale on też nie może być nadzorcą.


No i jeszcze ta niepewność, co czeka Cię na końcu drogi. Autor nie ma stałej pensji i nie może palić opon pod Urzędem Rady Ministrów, jeśli uważa, że za mało zarabia, że państwo nie kupuje od niego książek na tony. Klepiesz coś miesiącami, dzień w dzień, i wcale nie wiesz, czy dostaniesz za to chociaż złotówkę, czy wydawca weźmie Twoją książkę, czy ktoś ją potem kupi. Nie wiesz nawet, czy uda Ci się skończyć, bo wena to nie jest coś, co można kupić w hurtowni albo zaprenumerować. To działa bardzo demotywująco. Jest sporo doskonałych pisarzy, którzy napisali kilka opowiadań i nic więcej.


Na koniec jeszcze jedno. Musisz sobie zadać ważne pytanie o motywację: czy chcesz pisać książki, czy raczej chcesz być pisarzem. To dwie zupełnie różne sprawy. Branie się do tworzenia literatury z tego drugiego powodu nie zaprowadzi Cię daleko. Pisanie musi wynikać z wewnętrznej potrzeby opowiadania i musi być poparte kilkoma cechami, z których wyobraźnia jest chyba najważniejsza. Wielu autorów niefantastycznych ma kłopot z wyobraźnią, czy raczej z jej brakiem. Operują pięknym językiem, lecz treść musi za nich napisać życie. Pierwsza książka jest zapisem doświadczeń życiowych autora, druga jest o tym, jak został Pisarzem. Trzeciej już nie będzie lub (jeśli autor się jednak bardzo uprze) będzie pięknie napisanym literackim bełkotem bez treści. W fantastyce to nie przejdzie.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 07, 2014 19:09

Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.