Rafał Kosik's Blog, page 13

May 12, 2019

James Bond połączony z Harrym Potterem, przyprawiony Lemem, w młodzieżowym wydaniu

Zaletą książek Kosika jest nienachalnie młodzieżowy język, znakomicie podsłuchany. Może czasem bohaterowie wyrażają się językiem zbyt dojrzałym jak na swój wiek. Ale jeśli chodzi o dojrzewanie, obie serie są raczej opowieściami o wiecznej młodości. Felix, Net i Nika przez 15 lat postarzeli się o dwa lata, a bohaterowie Amelii i Kuby od 2014 r. pozostają jedenastolatkami.


Więcej na wyborcza.pl.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 12, 2019 13:12

May 10, 2019

May 6, 2019

Amelia i Kuba. Mi się podoba

Amelia i Kuba. Mi się podoba


Do czego zdolna jest Mi, zwariowana sześciolatka, która marzy o psie? Co wydarzy się na balu przebierańców? Jakie przygody tym razem spotkają Amelię, Kubę i ich rodzeństwo? I czym jest empatia? Kolejne wciągające historie nie tylko dla tych, którzy znają już bohaterów.


Mi marzy o psie, ale alergia nie pozwala jej na posiadanie futrzastego zwierzęcia. Kiedy Mi w schronisku dla psów zobaczy łysego kundelka na trzech łapkach, możecie być pewni, że zrobi wszystko, aby odmienić psi los i podarować mu ciepły dom z kochającym człowiekiem. Jedenastolatkowie Amelia i Kuba i ich młodsze rodzeństwo zostaną zamieszani w komedię pomyłek na balu przebierańców i odwiedzą schronisko dla zwierząt, gdzie podejmą brawurową akcję uratowania psa Zydla.


Rafał Kosik zwraca uwagę młodych czytelników na trudny los bezdomnych zwierząt. Pokazuje, że można im pomóc nie tylko samemu zabierając je do domu, ale także ten dom znajdując, czy też odwiedzając je w schronisku i zabierając na zwykły spacer.


Najnowsza książka to powieść o empatii, współczuciu

i wrażliwości nie tylko wobec ludzi. Wspaniała lektura dla dzieci, ale i całkiem przyjemna dla rodziców.


Mi się podoba!*

*Powinno być „mnie”, a dlaczego jest niepoprawnie – trzeba przeczytać.


Rafał Kosik: Zawsze miałem psy, bo dom bez psa nie jest pełnym domem. Mam nadzieję, że tą książką pomogę tym psom, które swojego domu nie mają. Każdy z nas może zmienić ich los. Nawet jeśli nie można wziąć psa ani wesprzeć finansowo schroniska, to można pomóc inaczej: zrobić psu mały prezent w postaci na przykład spaceru. Zwierzakom w schronisku bardzo dokucza brak kontaktu z człowiekiem.


Powieści Rafała Kosika dla młodego czytelnika skrzą się humorem

i wciągają czytelników szybką akcją, bo autor pisze tak, że dzieci naprawdę chcą czytać!

Rafał Kosik to jeden z najpopularniejszych w Polsce autorów powieści dla dzieci i młodzieży a także pisarz science fiction, scenarzysta filmowy i publicysta. Jego seria dla nastolatków „Felix, Net i Nika” sprzedała się w nakładzie ponad 800 tys. egzemplarzy. Pierwszy tom, Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi znalazł się w nowej podstawie programowej wśród lektur obowiązkowych dla klas IV-VI. Jest także laureatem licznych nagród (m.in. Książki Roku IBBY

i Małego Donga, Nagrody im. Janusza A. Zajdla, Literackiej Nagrody im. Jerzego Żuławskiego).


Seria „Amelia i Kuba” powstała z myślą o młodszych czytelnikach (7–12 lat). Ogromną popularność swojej prozy Rafał Kosik zawdzięcza specjalnej narracji, która uwzględnia percepcję współczesnych dzieciaków. Doceniają one wartką akcję, błyskotliwe poczucie humoru

i pełne fantazji pomysły fabularne. W swojej twórczości autor podejmuje problemy młodego pokolenia, unikając jednocześnie łatwego dydaktyzmu, kiedy w szaloną akcję powieści wplata wiedzę, promuje więzi rodzinne i odwołuje się do takich wartości jak przyjaźń, empatia, odpowiedzialność i przyzwoitość.

Dwa pierwsze tomy serii Amelia i Kuba. Godzina duchów i Kuba i Amelia. Godzina duchów (tzw. dwuksiążka) były nominowane do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za 2014 rok.


Tytuły serii:

1, 2. Amelia i Kuba. Godzina duchów oraz Kuba i Amelia. Godzina duchów.

3. Amelia i Kuba. Nowa szkoła.

4. Amelia i Kuba. Stuoki potwór.

5. Amelia i Kuba. Tajemnica dębowej korony.

6. Amelia i Kuba. Wenecki spisek.


Każdy tom serii „Amelia i Kuba” jest całością i powieści można czytać bez znajomości wcześniejszych tomów serii. Książki można zdobyć w sklepie Powergraph.pl oraz w dobrych księgarniach.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 06, 2019 07:09

April 28, 2019

Pyrkon 2019

Chciałbym napisać, że wrażenia są jednoznacznie pozytywne, ale tak nie jest, bo wszystkie pozytywy należą się organizatorom i uczestnikom, a wielki negatyw kieruję w stronę natury czasoprzestrzeni: za dużo ludzi do wyściskania i porozmawiania w zbyt krótkim czasie. To asekuracyjne, co napisałem, wiem - czasoprzestrzeń nie wywali mnie ze znajomych. Mam nadzieję, że nikt się nie obraził, że zamieniłem z nim kilka zdań i przemieściłem się (pewnie obiecywałem, że chwilowo) dalej. Szczerze chciałem wrócić, ale zostałem przejęty przez kogoś innego. A potem kogoś następnego. Poziom tych kolejnych stopni dygresji towarzyskiej przerośnie każdego, kto spotyka na jednym konwencie znajomych w liczbie trzycyfrowej.


Uczestniczyłem w kilku ciekawych panelach dyskusyjnych, z ciekawymi współpanelistami z mniejszym lub większym ego, no i poprowadziłem pierwszą w życiu prelekcję, dzięki czemu to, co wcześniej tylko podejrzewałem, stało się pewnością - miejscem autora jest piwnica z komputerem, edytorem tekstu i twardym stołkiem, a nie podium i kilkaset osób naprzeciwko.


Żartuję, mam fotel, i to całkiem wygodny. Choć rzeczywiście stoi on w piwnicy.


Przeprowadziliśmy też z pomocą (taką 90% pomocą) Instytutu Gier i Zabaw grę terenową opartą na ostatnim tomie Felixa, Neta i Niki, i mimo braku rozgłosu (i braku punktu programu uwzględnionego w informatorze) wzięło w niej udział kilkanaście drużyn. Nagrody w momencie wręczania wydawały mi się żenująco skromne.


Konwent (festiwal) Pyrkon znam od czasów, kiedy był jednym z wielu konwentów organizowanych w szkole i trochę brakuje mi tamtego dawnego klimatu. To se nevrati (choć Google tanslator tłumaczy to jako „To se už nestane”, co, jak sami przyznacie, nie ma już klimatu). Z drugiej strony nie ma co narzekać, bo zyskaliśmy najbardziej profesjonalną i największą (ponad 50K luda) imprezę tego typu w Europie.


Mam wrażenie, że wracając z Pyrkonu, zostawiam za sobą wielu ludzi z ich historiami i z przerwanymi w losowych momentach rozmowami. Ale z drugiej strony, gdyby nie Pyrkon, te rozmowy nawet nie miałyby szansy się zacząć.


Poznałem też wreszcie redakcję magazynu fanowskiego FNiN i też mam wrażenie, że mieliśmy dla siebie jakieś wąskie okienko czasowe, bo musiałem już gdzieś biec.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 28, 2019 17:55

April 23, 2019

Gra terenowa Felix, Net i Nika na Pyrkonie 2019


Za kilka dni w Poznaniu zaczyna się Pyrkon, największy polski konwent fantastyczny. Będę jego gościem i pojawię się w kilku punktach programu.


Piątek, 26 kwietnia 2019


19:00 - Dyżur autografowy - Sala Autografy


Sobota, 27 kwietnia 2019


10:30 - Panel TWARDE, MIĘKKIE, AL DENTE - Aula Mała

11:00 - GRA TERENOWA FELIX, NET I NIKA - Blok Integracyjny

14:30 - Panel RÓŻNE TWARZE POSTAPOKALIPSY - Aula Mała

16:00 - Spotkanie autorskie / prelekcja POSTAPOKALIPTYCZNE GADŻETY FELIXA, NETA I NIKI - Sala Literacka 1

17:00 - Dyżur autografowy - Sala Autografy


Zapraszam! A więcej informacji na stronie organizatora.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 23, 2019 15:53

April 6, 2019

Czynniki środowiskowe

Kiedyś, dawno temu, w czasach schyłkowego PRL-u, w szkole, do której chodziłem, ktoś sobie przypomniał o pryncypiach socjalizmu. Odkurzono jeden z wielu dziwnych i praktycznie martwych zapisów regulaminu, mianowicie ten, że każdy uczeń ma obowiązek przynieść pięć kilogramów makulatury. Nie pamiętam, miesięcznie czy rocznie, na pewno bezpłatnie. Z całej trzydziestoosobowej klasy tylko dwóch uczniów się tym przejęło. Jakiś kujon, no i ja (który kujonem nie byłem, dla jasności). On przyniósł coś około siedmiu kilo, ja około czterech. Jemu podniesiono ocenę ze sprawowania, mnie obniżono, a reszcie klasy tej oceny nie zmieniono.


Drugi przypadek z tej samej kategorii to mój pierwszy projekt zaliczeniowy na studiach. Wtedy pobiłem własny rekord i nie spałem przez ponad siedemdziesiąt godzin. Ale na termin się wyrobiłem. Wyrobiła się jedna czwarta naszej grupy, reszta poprosiła o wydłużenie terminu. Tej jednej czwartej oceniono prace, a oceny były raczej słabiuchne, i podano uzasadnienie. Reszta grupy przeczytała uzasadnienia, wyciągnęła wnioski i wprowadziła je w życie. A tej naiwnej jednej czwartej niczego poprawiać nie pozwolono.


Tego typu wydarzenia zwane czasem „lekcjami życia” tak naprawdę uczą nas więcej niż oficjalne zadanie, które mieliśmy wówczas wykonać. Różni ludzie wyciągają z nich różne nauki, przy czym zazwyczaj nauczyciel jest przypadkowy, efekt edukacyjny mało przydatny społecznie, a bywa że nie niekorzystny dla samego ucznia. Oczywiście zdarzają się i inne, pozytywne lekcje życia, ale tutaj je pominę.


W pierwszym wspomnianym przypadku w roli nauczyciela wystąpiło biurokratyczne zacięcie oceniającego, który musiał kogoś ukarać za spektakularne fiasko akcji zbierania makulatury, a przecież nie mógł ukarać niemal całej klasy. Oceniający wybrał mniejsze zło, czyli ukarał jedynie mnie, a wydatnie pomógł mu w tym błąd poznawczy zwany efektem pominięcia. Nauka, którą miałem odebrać od losu brzmiała „nie wychylaj się, zachowuj się jak wszyscy”.


W drugim przypadku nauczycielem było lenistwo profesora oceniającego projekty. On zwyczajnie w najprostszy możliwy sposób zredukował sobie czas pracy o jedną czwartą. Nauka z tej lekcji brzmiała „jeśli bardziej się starasz, to jedynie bardziej się spocisz”.


Nidy nie potrafiłem przejść do porządku dziennego nad… nawet nie nad nieuczciwością podobnych sytuacji, lecz nad ich szkodliwością społeczną w dłuższej perspektywie. W praktyce trudno coś z zrobić ze zjawiskiem tak masowym i towarzyszącym nam na każdym etapie życia. Te dwa przykłady to przecież jedne z wielu tysięcy, jakich doświadcza dorastający człowiek. Można powiedzieć, że ta cała szkoła życia nie robi nic innego, jak przystosowuje nas do życia właśnie. Ten sam mechanizm odpowiada za przyszły kształt społeczeństwa.


Innymi słowy, uczymy się rozwiązywać problemy, jednocześnie te problemy tworząc. Produkujemy cwaniaków, leni, manipulantów, ludzi o wąskich horyzontach, niekreatywnych, wybierających najprostsze rozwiązania. A to z nich będzie się składał świat, gdy dorosną. Zatem najlepszym dostosowaniem będzie przyswoić sobie takie właśnie umiejętności i wykreować podobne cechy u siebie.


W świecie cwaniaków, którzy próbują cię orżnąć na każdy możliwy sposób, sam musisz stać się cwaniakiem, żeby nie dać się orżnąć. W świecie leni każdy pracowity człowiek będzie zmuszany do pracy za innych albo sam zostanie leniem. W świecie manipulantów uczciwy przepadnie z przyczyn oczywistych albo sam będzie musiał odbyć przyspieszony kurs podkładania świni.


Cwaniactwo, lenistwo i manipulanctwo to tanie substytuty mądrości, rozsądnego planowania i umiejętności przekonywania z użyciem merytorycznych argumentów. Cwaniak nie rozumie, że czasem warto przegrać, żeby nie podważać zasad samej gry. Leń uważa, że jego malutkie nicnierobienie nie czyni statystycznie zauważalnej szkody. A manipulant w ogóle się nie zastanawia nad niczym, poza własną korzyścią. Oni wszyscy razem wzięci stworzą substytut społeczeństwa.


Można by powiedzieć, że ostrzejsze zasady gry stworzą ostrzejszych graczy, więc i większe możliwości. I będzie to prawda, tylko po co to robić? Jest granica, za którą zdrowa konkurencja zamienia się w zwykłe marnotrawstwo, bo zbyt dużo energii idzie na walkę zamiast na pracę. Dalsze wzmacnianie tej tendencji niszczy państwo i społeczeństwo, a ich miejsce zajmują walczące ze sobą gangi.


Może więc ci ostrzy gracze są potrzebni społeczeństwu w konkurencji z innymi społeczeństwami. Tylko jakimi? Jeśli w konkurencji z mieszkańcami bogatych i zaawansowanych technologicznie krajów, to tamci na wstępie uznają nas za pozbawionych ogłady dzikusów. Jeśli z mieszkańcami najbiedniejszych i przeludnionych rejonów świata, to możemy mieć pewność, że w zawodach wpychania się bez kolejki oni będą znacznie lepsi.


I cóż z tym można zrobić, skoro czynniki środowiskowe są niezwykle trudne do modyfikowania? Karanie głupich i leniwych nauczycieli wymagałoby użycia środków administracyjnych, a to oznacza, że zwyczajnie możemy sobie darować, zanim zaczniemy. Zróbmy coś, co jest w zakresie naszych realnych możliwości. Najlepszym sposobem jest dawanie dobrego przykładu. Jeżeli ktoś się wpycha przed ciebie w kolejkę w spożywczym, to go wpuść. Tylko nie zapomnij o pełnym kultury i ironii komentarzu, który nie da burakowi zasnąć tej nocy. Masz ten komfort, że nie stoisz w tej kolejce po ostatnie pięć bułek. Ty stracisz pół minuty, ale cóż to jest wobec choćby cienia szansy, że burak po raz pierwszy w życiu poczuje coś na kształt refleksji nad swoim postępowaniem?

2 likes ·   •  1 comment  •  flag
Share on Twitter
Published on April 06, 2019 14:17

February 6, 2019

Oceniaj mnie

Życie dogania fantastykę i wcale nie jest to powodem do radości. Gdy dziesięć lat temu zaczynałem pisać Różaniec, wymyśliłem pojęcie hiperprewencji, czyli systemu, który dzięki totalnej inwigilacji potrafi ocenić prawdopodobieństwo dokonania przestępstwa przez obywatela. Opisuje to parametr, który zmienia się w czasie. Pod uwagę brane są wszystkie czynniki, decyzje, nawyki, a nawet incydenty niezależne od jednostki. To raczej czarna wizja i napisałem ją jako przestrogę. Wiele wskazuje na to, że jesteśmy blisko jej urzeczywistnienia.


Mowa oczywiście o chińskim SCS – Social Credit System, czyli Systemie Wiarygodności Społecznej. Nie jest jasne, jak dokładnie będzie działał, ale już wiadomo, że zbieranie danych będzie się odbywało na skalę niedostępną w ceniących sobie prywatność społeczeństwach zachodnich. W system zostaną „wpięte” wszystkie instytucje i firmy, więc dostrzeżony zostanie nawet niezapłacony w terminie rachunek za gaz czy nieuprzejme zachowanie w restauracji. Z drugiej strony niska punktacja spowoduje, że ktoś w ogóle nie zostanie wpuszczony do restauracji, nie dostanie kredytu, nie kupi biletu lotniczego, a za gaz będzie musiał płacić z góry.


Wpływ na stan konta SCS będzie miał też styl życia, no i oczywiście wszelkie wypowiedzi publiczne. Chińskie władze likwidują bowiem anonimowość w sieci. Publikowanie czegokolwiek, czy choćby wpisywanie komentarzy nawet w najbanalniejszych serwisach, będzie podpisane imieniem i nazwiskiem. Jest to tłumaczone chęcią ograniczenia hejtu i fake newsów, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, jaka jest prawdziwa przyczyna.


W Chinach niedostępne są m.in. dwa najpopularniejsze światowe serwisy Facebook i Google (nie licząc Google Maps), gdyż nie chciały się dostosować do wymagań. Jeżeli jakieś rozwiązania trudno poddają się inwigilacji, są blokowane – tak się stało niedawno np. z Apple Watch. Rzecz jasna totalna inwigilacja bardzo mocno koliduje z powszechną potrzebą zachowania tajemnicy firmowej w zagranicznych przedsiębiorstwach – sieci VPN również są blokowane.


SCS ma zostać wprowadzony do roku 2020. Skąd ten pośpiech? Prognozy mówią o nieuchronnych niepokojach społecznych, które będą się nasilać wraz z postępowaniem automatyzacji procesów produkcyjnych. Jest pewne, że będzie im towarzyszył wzrost bezrobocia. A jeżeli jesteś bezrobotny, to jesteś wkurzony. Jednocześnie ostatnim, czego ci trzeba, jest obniżenie liczby punktów. Nie możesz więc pozwolić sobie nawet na napisanie krytycznego komentarza.


Podobne systemy działały już dawno temu w wielu miejscach świata, były jednak zdecydowanie prostsze. W PRL-u opozycyjonista też nie miał przecież szans na dobrą pracę, przydział mieszkania albo karierę naukową. Wszystko to jednak były działania ograniczone przez dostępne technologie. Już w tym momencie w Chinach działają najskuteczniejsze programy do rozpoznawania osób nie tylko na podstawie twarzy. Jeśli do tego dodamy w przyszłości wycofanie fizycznego pieniądza, system będzie nawet wiedział, że kupiliśmy chipsy zamiast rzodkiewki. Będzie mógł z tego wyciągnąć wniosek, że niezdrowo się odżywiamy, i odjąć jeden punkt.


O takich oczywistościach jak kary za przekraczanie prędkości, śmiecenie na chodniku, deptanie trawników czy niesegregowanie śmieci, nie warto się rozpisywać. Jednak nie jest wielkim wyzwaniem technologicznym monitorowanie w czasie rzeczywistym nawet tego, co który obywatel ogląda w sieci albo w telewizji.


Na pewno nawet na Zachodzie znajdą się ludzie, którym SCS wyda się idealnym narzędziem do stworzenia wiarygodnego społeczeństwa złożonego z ludzi pracowitych i uczciwych, którzy nawet w towarzystwie przyjaciół nie powiedzą niepoprawnego politycznie dowcipu. Powiem więcej, ja nawet znam paru takich ludzi. Niestety muszę ich zmartwić – to rząd będzie decydował za co ubywa, a za co przybywa punktów. To trochę będzie przypominało mieszankę Zajdla i Orwella.


O tym, jak bardzo mentalność zachodnia różni się od chińskiej, świadczy generalnie pozytywne nastawienie do projektu. Jednak nawet w zdyscyplinowanym i mało ceniącym indywidualizm społeczeństwie nie ma miejsca na próżnię. Punkty w wielu sytuacjach będą więcej warte od pieniędzy. Nie wiem, w jakie zabezpieczenia będzie wyposażony SCS, ale pewien jestem, że znajdą się tacy, którzy będą próbowali je złamać lub obejść. Na pewno tak złożona i skomplikowana struktura będzie posiadała słabe punkty.


Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak to, że ten system to wymarzone narzędzie budowania globalnej chińskiej dominacji. Ma on przecież dotyczyć nie tylko osób, ale również firm i organizacji. Ponieważ dla każdego, kto będzie miał kontakty z Chinami, system stanie się przymusowy, sięgnie on daleko poza granice Państwa Środka. Innymi słowy stanie się on kolejnym parametrem określającym wiarygodność i zacznie być brany pod uwagę przez innych.

2 likes ·   •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 06, 2019 05:09

January 18, 2019

Wiedza podawana ze smakiem

Felix Net i Nika Stali czytelnicy mogą czuć się usatysfakcjonowani. Choć bohaterowie dorastają, ich cechy charakterystyczne bynajmniej nie zanikają. Wręcz przeciwnie – Net jest coraz zabawniejszy, Nika zdaje się jeszcze bardziej empatyczna, a Felix stąpa po ziemi twardo, jakby korzystał z nóg Golema Golema (więcej na kulturalnemedia.pl…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 18, 2019 06:19

December 28, 2018

Nie przepadałem za lekturami

Obawiałem się, że rozwój technologii elektronicznych, a głównie mediów społecznościowych, znacząco zmieni przyzwyczajenia czytelników, okazało się jednak, że ci, którzy czytają książki, wykazują dużą odporność na pokusy łatwych i płytkich rozrywek. (więcej na wp.pl…)

1 like ·   •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 28, 2018 01:40

December 26, 2018

Pimp my pióro wieczne

Pióro to jeden z głównych atrybutów pisarza. Dla większości pisarzy dziś to już tylko symbol, bo na co dzień używają komputera, a jeśli coś w ogóle notują na papierze, to co najwyżej ogryzionym długopisem. Niemniej istnieją jeszcze atawistyczni przedstawiciele tej profesji, którzy cenią sobie… może nawet nie tyle tradycję, ile pewne rytuały związanie z pisaniem. Ja się do nich zaliczam, bo do sporządzania notatek używam właśnie pióra wiecznego.


Pióra są jednak mało praktyczne. To poniekąd oczywiste, bo rytuały raczej stoją w opozycji do wygody. Pióro trzeba trzymać pod odpowiednim kątem; z odpowiednią siłą dociskać; zakręcać/zatykać je, gdy ma być nieużywane dłużej niż kilkanaście sekund; odczekać aż atrament wyschnie przed zamknięciem zeszytu; uważać, by nie rozmazać wszystkiego, pisząc kolejną linijkę. No i pióra wymagają odpowiedniej jakości papieru.



Klasyczny atrament nie jest też wodoodporny, choć na to akurat jest sposób. Opisałem go tutaj.


Dużo podróżuję, a podczas tych podróży pracuję. Jak możecie zobaczyć na końcu mojej ostatniej książki Felix, Net i Nika oraz Koniec Świata jaki Znamy, powieść ta powstawała na kilku kontynentach i w przeróżnych warunkach klimatycznych: na gorącej pustyni, w monsunowych deszczach czy na mroźnym Podhalu.



Plecak, w którym nosiłem notes i pióro, wielokrotnie upadł i zmókł na deszczu. Bywało też tak, że deszcz nie padał, ale wilgotność zbliżała się do 100% i kartki w notesie wyginały się od tej wilgoci. Zwykły atrament już dawno by się rozpłynął, a zwykłe pióro… no cóż, ono przetrwało cudem, ale cały czas się stresowałem, że je uszkodzę. Owijałem je więc w coś, pakowałem w etui na cygara, etc. Na to też jest sposób, by nie musieć tego robić.




Pisałem już o taktycznym piórze wiecznym Schrade. Generalnie to nie jest pióro wysokiej klasy, ale ma jedną niezaprzeczalną zaletę w postaci mega odporności na złe traktowanie. Ma też kilka niezaprzeczalnych wad, z których warte wymienienia są dwie: konieczność używania nabojów z atramentem i zasychanie stalówki po nawet jednym dniu nieużywania. To pierwsze oznacza brak możliwości użycia atramentu wodoodpornego. To drugie natomiast oznacza… mniej więcej to samo, bo czyszczenie pióra w takim przypadku jest zdecydowanie pracochłonne.



Pierwszy błąd konstrukcyjny pióra naprawiłem, kupując tłoczek montowany w miejscu nabojów. Powyższe zdjęcie wprawdzie zajumałem ze strony pewnego allegrowicza, ale nie bez powodu, bo tam właśnie kupiłem ów tłoczek. Więc chyba nie ma krzywdy.



Nie musi to być ten konkretny produkt, istotne, by miał nie więcej niż 70 mm długości, no i oczywiście standardową średnicę głowicy (jak np. do Pelikana albo Watermana). Takie np. pióra Lamy z niewiadomych powodów są wyposażone w głowicę szerszą od standardowej.



Nawet tak krótką końcówkę musiałem jeszcze zeszlifować, by wchodziła z zapasem luzu.



Drugi błąd konstrukcyjny rozwiązałem, dodając uszczelkę między korpusem a skuwką. Jako że pióro ma w tym miejscu średnicę 12.3 mm, wybrałem oring 12×1 mm (średnica wewnętrzna x grubość). Do kupienia na Allegro za grosze, zatem polecam kupić pare na zapas, bo transport kosztuje kilka razy więcej.


Na upartego dałoby się to wyciąć z dętki rowerowej i założyć na gwint oddzielający dwie części obudowy. To by też dało pół milimetra więcej dla tłoczka. No ale nie byłoby tak elegancko.




W bliźniaczym długopisie taktycznym Schrade w tym miejscu oryginalnie jest oring, choć niczemu nie służy, poza może zabezpieczeniem przed odkręceniem się skuwki.



Na końcu owej skuwki jest wielka dziura – wylot powietrza z ukrytego gwizdka. Co ciekawe notorycznie odkręcające się, ukryte w obudowie krzesiwo magnezowe takiego zabezpieczenia nie ma.



Reasumując, obie wady konstrukcyjne zostały domowym sumptem wyeliminowane i teraz pióro nie wysycha nawet przez miesiąc. Można je również bezkarnie zanurzyć w wodzie, jeśli tylko skuwka jest zakręcona.




Jedna tylko uwaga: po każdym tankowaniu oring trzeba nałożyć od strony tłoczka, delikatnie dokręcić obudowę, poprawić ułożenie uszczelki i dopiero skręcić do końca. Potem można zakręcić skuwkę.


Mam nadzieję, że tym wpisem przysłużę się choć jednej osobie bliskiej mi gadżeciarskim duchem :)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 26, 2018 19:45

Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.