Rafał Kosik's Blog, page 84
April 12, 2012
Relacja ze spotkania w Gdańsku
Dla tych, co nie byli, relacja kogoś kto był i jeszcze chciało mu się całe spotkanie opisać. Rzeczywiście było ciasno, część gości stała miedzy regałami z książkami i nie wiem, czy cokolwiek widzieli. Poza tym nie było tak źle:) A link jest tutaj.
April 11, 2012
Staruch
Oto fragment mojego opowiadania, które znalazło się w antologii „2012" wydanej przez Empik z okazji Światowego Dnia Książki. Przez cały tydzień, poczynając od 23 kwietnia 2012, antologia będzie dostępna gratis dla każdego, kto dokona zakupu powyżej 40 PLN w dowolnym salonie Empik.
.
.
.
.
Patrzy na mnie tymi swoimi wyblakłymi oczyma. Ledwo widzi, ale i tak się gapi. Wodzi wzrokiem, gdy zmieniam pościel, gdy przygotowuję lekarstwa i gdy wstawiam karmę do mikrofalówki. Minuta podgrzewania, zamieszać, kolejna minuta podgrzewania, znów zamieszać i znów minuta. Mieszać trzeba. Gdyby nie to mieszanie, mógłbym wyjść na papierosa.
Wstawiam na trzy minuty i wychodzę. Balkon ma trzydzieści centymetrów szerokości, akurat tyle, żeby postawić stopy. Jest gorąco i duszno, ale tu przynajmniej nie czuć tej woni… tego dyskretnego smrodu starucha. I nie czuć jego spojrzenia. Smród miasta łatwiej znieść. Na czterdziestym piątym piętrze smog jest rozrzedzony, choć powietrze stoi. Przypalam i robię swój własny, lokalny smog. Niebo ciemne, miasto jasne. Wieczór. Kilometr dalej ponad dachami równym rytmem suną setki czarnych punktów – pojazdy w Korytarzu Wilanowskim. Ludzie wracają do domów. Mnie zostało jeszcze czterdzieści pięć minut.
Mikrofalówka piszczy, że skończyła. Ja nie skończyłem. Palę dalej, gapiąc się w miasto. Staruch poczeka. Jemu już nigdzie się nie spieszy. Patrzę na kanciaste bryły układające się w nierówną linię horyzontu i myślami jestem już gdzie indziej.
Mikrofalówka pogania. Pstryknięciem posyłam niedopałek w przestrzeń. Pomarańczowy punkt znika mi z oczu w tysiącach świateł Warszawy zanurzonej w szarej galarecie smogu. Wracam i wyciągam z kuchenki plastikowy pojemnik. Papka z ziemniaków, mięsa i syntetycznego wypełniacza. Karma jest przypalona po bokach, zimna w środku. Staruchowi i tak wszystko jedno. Mieszam jednak, bo jego rozstrój żołądka będzie moim problemem. Kopnięciem przysuwam krzesło do jego wózka akumulatorowego. Staruch nie jest sparaliżowany, ale tak mu się trzęsą ręce, że nie trafia łyżką do gęby. To coś z kręgosłupem. Muszę go karmić jak małe dziecko i wycierać policzki. Ma też coś z twarzą i przy jedzeniu nie zamyka do końca ust. W briefie napisali łacińską nazwę tego czegoś. Nie pamiętam jej oczywiście. Wiem tylko, że efekt przyprawia mnie o mdłości.
Kiedy go karmię, zastanawiam się, jak długo jeszcze pociągnie. Oby nie za długo. Jak zdechnie, będę miał tydzień luzu, a potem przydzielą mnie do kogoś mniej uciążliwego. Mam tylko nadzieję, że Staruch kipnie, kiedy mnie tu nie będzie.
April 10, 2012
Na suwak
Typowa sytuacja: przewężenie na dwupasmówce. Z dwóch pasów robi się jeden. Ponieważ przez ostatnie kilka lat na bach zaczęły powstawać autostrady (wszystkie trzy) i zintensyfikowały się remonty, przewężeń jest masa. O tyle to pozytywne, że jest co przewężać, prawda? Niby prosta sprawa, z dwóch pasów robi się jeden, czyli trzeba się skompresować. Pozornie proste, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. A jeśli można stworzyć konflikt, to jest stuprocentowo pewne, że lubujący się w zawiści Polacy konflikt stworzą. Dla sportu.
W większości przypadków kończy się lewy pas i trzeba z niego zjechać na prawy. Jak to wygląda w Polsce? Na prawym pasie korek, lewy pusty i cwaniaki śmigają nim do końca, by wszystkich wyprzedzić i się wepchnąć. Zaraz, zaraz… cwaniaki? Czy aby na pewno? Powinni przecież zjechać wcześniej i kiblować na prawym pasie jak reszta. Kiedyś też tak robiłem, ale przestałem. Dlaczego? Poniżej wyjaśnienie.
Kiedy „cwaniacy" powinni zjechać? Stali bywalcy danej trasy wiedzą, gdzie dokładnie jest przewężenie i zjeżdżają na prawy pas kilometr wcześniej. Ci, którzy nie znają trasy, dowiedzą się o przewężeniu, jak zobaczą znak, i wtedy, na sto metrów przed nim, spróbują zmienić pas. Ale wtedy staną się wrogami tych, co wjechali wcześniej, bo bywalcy już kiblują na prawym pasie i każdy, kto ich wyprzedził, to wróg. I nie ważne, że nie wiedział o znaku przewężenia. Jego problem, chama nieprekognity, bo nie przewidział. Powinien cham przewidzieć, że tam dalej będzie znak, albo w ogóle nie wychodzić z domu lub się nie narodzić. OK, niezorientowani zmienili pas, wpychając się 100 metrów przed znakiem. Jednak część ludzi zauważy znak kawałek dalej i postanowi zmienić pas równo ze znakiem. I tu napotkają problem, bo wszyscy ci, którzy już są na prawym pasie zjednoczeni korkiem, niepomni wcześniejszych animozji, odpowiedzą refleksem i nienawiścią do tych, co próbują się wepchnąć I znów konflikt. Część pojedzie lewym pasem dalej, aż do momentu, gdzie dostrzegą rzeczywiste przewężenie. I tam sytuacja wpychania się i nie wpuszczania powtórzy się. Powtórzy się ona jeszcze raz tuż przed przewężeniem. I dopiero dalej korytem jednego pasa wkurzone towarzystwo nienawidzących się nawzajem ludzi potoczy się dalej.
To, że kultura nie nadąża za technologią, wiemy od momentu wybuchu pierwszej wojny światowej. Po co ta cała walka o prawy pas? Oto polska specjalność: zrobić konflikt, gdzie go nie ma. Postawić się, zginąć nawet dla sprawy, choć sprawa banalna. Przewężenie idealne z punktu widzenia buraków wygląda tak: wszyscy stoją w korku na prawym pasie, a lewy pas pusty. Jak ktoś spróbuje nas wyprzedzić, to wróg. Efekt: dwa razy dłuższy korek, mniej płynny ruch i masa niepotrzebnych konfliktów. A dlaczego? Bo ludzie są głupi i horyzonty ich myślenia są ograniczone w czasie i przestrzeni. Zasada nadrzędna: jak sąsiad ma lepszą stodołę, to mu ją podpalę, żeby było po równo.
Sytuacja sprzed dwóch tygodni. Jedziemy z Warszawy na Pyrkon, a Gierkówka w remoncie. Kilkanaście kilometrów za Jankami zwężenie. I standardowo, jak przystało na kulturę buraków, prawy pas zawalony, lewy pusty. Jedziemy więc lewym. Zajeżdża nam drogę ciężarówka-laweta i wlecze się w tempie pieszego – to pierwszy kontakt z przedstawicielem buractwa. Omijamy dwoma kołami po pasie zieleni. Do przewężenia kawał drogi, jeszcze nawet nie ma znaków. 200 metrów dalej blokuje nam drogę srebrna Vectra. Jedzie tak, że wyprzedzić bezszkodowo się nie da. Vectra jedzie równo w tempie prawego pasa, 5 km/h, choć przed nią pusty asfalt. Szczęście, że nie ja prowadzę, bo obawiam się, że bym rozważył fizyczne zwiększenie prędkości Vectry do 30 km/h. Tak mogę tylko wysiąść i dogonić chama na piechotę, by mu, nie używając przekleństw, wytłumaczyć, jak bardzo źle czyni. Liczę przy tym na to, że on nie będzie większy one mnie i umie rozmawiać.
Podchodzę, bo w tej sytuacji pieszo poruszam się szybciej od samochodów, i pukam w przyciemnianą szybę. Szyba odsuwa się na 2.5 cm. W środku siedzi baba koło czterdziestki, elegancka w żakieciku i z bluetoothem w uchu. Biznesłumen z Pomiechówka. Pytam, czemu blokuje pas, skoro przed nią jest po kres widoczności pusto. Odpowiada, że tam gdzieś jest zwężenie i że my musimy solidarnie i tak dalej. Próbuję jej wytłumaczyć ideę wjeżdżania na suwak na końcu przewężenia, ale napotykam na beton. Nie bo nie. Zderzenie kultur. Buraczana baba wygrywa tępym uporem. Wracam więc na miejsce pasażera i żałuję, że nie ja prowadzę, bo bym przywrócił do życia pierwotne znaczenie słowa „zderzak".
Głupi ludzie przekonani o tym, że są strażnikami porządku, blokują wolny pas. Nie, nie są strażnikami porządku; są zwykłymi burakami, reliktami epoki wąskich horyzontów. Widzą czubek swojego nosa i może metr dalej. Jakie jest rozwiązanie sytuacji przewężenia? Nie odkryję Ameryki, w Europie Zachodniej rozwiązanie to jest znane od dziesięcioleci i nazywa się „na suwak". Polega to ni mniej ni więcej na tym, że wszyscy dojeżdżają obydwoma pasami do końca i w miejscu przewężenia wjeżdżają na suwak, czyli jeden samochód z lewego pasa, potem jeden z prawego i znów ten z lewego. I nie ma konfliktu, bo konflikt nie ma jak powstać. Proste? Tak, ale nie w zaściankowej Polsce.
Poniżej filmik, który powinien nosić tytuł „Z obiektywem wśród buraków".
April 9, 2012
Wyniki plebiscytu Fantastyka 2011
Zakończył się plebiscyt Fantastyka 2011. W plebiscycie wzięło udział 1878 osób, a emocje rosły aż do końca, wyniki bowiem można było podglądać na bieżąco. Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn został wybrany najlepszą książką młodzieżową. Powergraph jako wydawca w różnych kategoriach zdobył dwa pierwsze miejsca, dwa drugie i dwa trzecie. Jeśli dobrze policzyłem. Pełna lista wyników znajduje się tutaj.
April 8, 2012
Światowy Tydzień Książki w Empiku
Nie sposób dłużej ukrywać faktu, że wziąłem udział w empikowym projekcie, którego celem jest promocja czytelnictwa. Mój udział polegał na napisaniu opowiadania do antologii o tajemniczo brzmiącym tytule 2012. Antologia w zamierzeniu ma dać czytelnikowi przegląd literatury różnego rodzaju. Ja mam zaszczyt i przyjemność opowiadaniem Staruch reprezentować fantastykę, a dokładniej science fiction. Oprócz mnie opowiadania napisali: Jacek Dehnel, Małgorzata Kalicińska, Beata Pawlikowska i Zygmunt Miłoszewski.
Antologia będzie dodawana gratis 23 kwietnia (w Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich) i przez resztę tygodnia do każdego zakupu powyżej 40 PLN w każdym salonie Empik. Przedsięwzięciu będą towarzyszyły spotkania z autorami, w tym również ze mną. Wezmę udział w trzech z nich:
► 11 kwietnia, godz. 18:00 - Gdańsk
Galeria Bałtycka, Al. Grunwaldzka 141
► 18 kwietnia, godz. 17:00 - Kraków
Rynek Główny 5
► 23 kwietnia, godz. 18:00 - Warszawa
Junior, ul. Marszałkowska 116/122
(wraz z pozostałymi autorami)
Zainteresowanych oczywiście zapraszam.
April 6, 2012
Recenzja Marsa na Qfancie
„Mars" wciągnął mnie bez reszty. Język, jakim operuje Rafał Kosik, jest barwy oraz bardzo przystępny, dzięki czemu kolejne strony przewraca się z wypiekami na twarzy. Przyznam, że z czytania czerpałem olbrzymią przyjemność, a przy tym moja wyobraźnia miała duże pole do popisu. Na szczególną uwagę zasługuje marsjańska sceneria, miasta pośród ogromu pustyni. Zastanawiający jest także cyberpunkowy klimat, szczególnie ten panujący w czasach, kiedy Mars stoi już jedną nogą w grobie. „Mars" to książka, która wciąga, zachwyca wnętrzem, a później skłania do głębszych refleksji. (więcej na qfant.pl…)
Fantastycznego jajka
Jakoś bardzo nie chciało mi się rysować kartki świątecznej, więc wrzucam powergraphową. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że to również jest moja kartka. A tak poza tym, wesołych Świąt!
April 3, 2012
Mars i Vertical w twardej oprawie
Za kilka dni do księgarń trafią nowe wydania Marsa i Verticala, oba w twardej oprawie. Vertical przeszedł ponowną redakcję i korektę, a dodatkowo nowe wydanie jest rozszerzone o opowiadanie Wyprawa Szaleńców. Obie książki można już dziś kupić w Sklepie Powergraphu.
April 2, 2012
Nocny Cień o FNiN SZ
Uwielbiam wracać do tej serii Rafała Kosika. Niezliczoną ilość razy przeczytałam wszystkie dotąd wydane tomy i cały czas nie mogłam się zadziwić, że cykl mi się nie nudzi. Ostatnio została wydana kolejna część pod tytułem „Felix Net i Nika oraz Świat Zero". Wprost popędziłam do księgarni, żeby nowy tom stał już na mojej półeczce i abym ja sama znów nabrała przekonania, że jest na co czekać kolejny rok. (więcej na nocnycien.blogspot.com…)
March 31, 2012
Premiery wydawnicze kwiecień 2012
Wiosna. Na łąkach kiełkują słowiki, a w księgarniach książki. Oto kilka pozycji, które warto zanabyć.
Wełna i mleko - oto skarby Północy. Wiedzą o tym żołnierze Szóstej Kompanii, górskiego oddziału koziej kawalerii, strzegący granic Imperium Meeeeeekhańskiego. A jeśli istnieją starcia nie do wygrania? Jedyne, na co może wtedy liczyć Górska Straż to odwaga ich rogatych wierzchowców.
Rogi i racice - tylko tyle pozostało zamaskowanemu wojownikowi z pustynnego Południa. Czy z bogami można walczyć, dosiadając kozy? Dyskusyjna sprawa, ale jeśli nie masz nic do stracenia, to pozostaje ci jedno – mocno chwycić kozę za rogi i pomknąć ku przeznaczeniu.
Opowieści z Meeeeeekhańskiego pogranicza to książka o wojnach ludzi i wojnach kóz. Poznaj plemiona, które podróżują na kozach od 3500 lat, legendarną moc koziego mleka i sera, i ludzi, którym, gdy wszystko zawodzi, zostaje jeszcze dumna koza, w której sercu goszczą honor i wytrwałość. Po raz kolejny dzielni wojownicy na swych nieustraszonych kompaktowych rumakach ruszają do szarży z dumnym „Meeeeee!!!" na ustach.

Z lodem
Jak przystało na science fiction najwyższej próby, podstawowy pomysł (konflikt silnej woli ze słabą głową) jest przez autora, niczym przez pryzmat stworzony z kostek lodu, rozszczepiony na różne etapy naszej egzystencji: walkę ze sobą nad nieodkręconą jeszcze butelką, pierwszy łyk, urwany film i porannego kaca. To wszystko stanowi jedynie tło do rozważań nad fizyką odmiennych stanów świadomości. Czym jest ćmiatło umysł ćmiące i czy można osiągnąć równowagę między światłością samooceny po trzech głębszych a mrokami zalegającymi na dnie duszy. Gdy rano suszy. Odpowiedź poznajemy w chwili, gdy przechłodzony drink pomaga bohaterowi osiągnąć stan pomroczności jasnej.Tomasz Bochiński
Pochówcio
Bochiński powraca do swoich ulubionych tematów cyklu „Wyjątkowo wredna ceremonia". Tym razem są to zabawne historyjki kierowane do młodszych czytelników. Narratorem jest tytułowy smok Pochówcio, pomocnik grabarza, który celnymi żartami i pocieszną niezdarnością rozładowuje sztywną atmosferę, która niekiedy wkrada się w ceremonię.
Wydawnictwo Ares 3 nie przyoszczędziło na stronie edytorskiej, a i ilustrator Musiał się nieźle napracować. Zapewne większość czytelników zaczeka jednak z zakupem do 1 listopada, kiedy to do każdej zakupionej książki gratisowo będzie dodawana łopatka.Jedenasty cieć (antologia)
Jedenastu polskich i zagranicznych mistrzów stróżowania połączyło siły, w wyniku czego miał powstać najlepiej strzeżony biurowiec świata. Biurowiec, jakiego jeszcze nie było! Niestety kolejni cieciowie ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach i mit bezpieczeństwa legł w gruzach. Na posterunku zginęło dziesięciu. Kiedy dzieje się takie zło, to już nie chodzi o bezpieczeństwo budynku, już nie liczą się ukradzione klamki i kurki z łazienek. Na placu pozostaje cieciowa solidarność i żądza zemsty. Przybywa tytułowy Jedenasty Cieć, którego misją jest wymierzenie sprawiedliwości. Jeśli policzyć nazwiska na okładce, jedenastym cieciem jest Robert Cichowlas. Czy zdoła pomścić dziesięciu poprzedników? Czy pokona zło?
Odpowiedzią może być deklaracja wydawcy o przygotowywaniu sequelu pod tytułem Dwunasty Cieć. Robert Cichowlas zapewne więc polegnie, a mścić go będzie następca – Paweł Głośnowżyto.Adolf Hitler
My camp
Lekko i dowcipnie napisany przewodnik dla wielbicieli podróży samochodami campingowymi. Sam Hitler i jego wesoła paczka biorą starego Volkswagena Busa i wyruszają na kilkuletnią włóczęgę po Europie Wschodniej. Hitler opisuje własne przeżycia i weryfikuje je z oczekiwaniami. Nie raz czytelnik czuje ten bolesny rozdźwięk, wynikający głównie z wolnego tempa przemieszczania się. Jednak przez większą część lektury z akapitów tryska optymizm.
Jego ostatecznym celem była Moskwa, niestety z przyczyn od niego niezależnych musiał zawrócić wcześniej. Nadal jednak jest to kompendium wiedzy na temat podróżowania po tej części świata. Z kartek My Camp dowiemy się na przykład, że drogi w Rosji są w fatalnym stanie, więc warto zainwestować w opony błotne. Jeśli zamierzamy podróżować zimą, to przydadzą się ciepłe ubrania i zapas konserw. Te porady mogą się wydawać banalne, ale iluż uczestników zorganizowanych wycieczek wpadło w poważne tarapaty z powodu lekceważącego mierzenia sił na zamiary.
W przygotowaniu jest drugi tom przewodnika, opowiadający tym razem o turystyce wodnej w innej części Europy. Adolf Hitler i grupa jego włoskich przyjaciół przymierzą się do przepłynięcie kajakiem kanału La Manche.Aleksander Głowacki
Lalka Loli
Debiutujący Lalką Loli pisarz, ukrywający się pod pseudonimem Aleksander Głowacki, nie chce ujawnić prawdziwego imienia i nazwiska; zawsze podpisuje się inicjałami B.P. Swoje dzieło określa mianem barbiepunku. Niech Was jednak nie zmylą pozory. Lalka Loli to nie tylko powieść dla grzecznych dziewczynek. Z powodzeniem przeczytają ją również metroseksualni chłopcy.
Akcja powieści, umieszczona w domku dla lalek, z rozmachem przetacza się przez malutką kuchenkę, przez salonik i łazieneczkę, by w wielkim finale wylądować w sypialence, gdzie poznajemy pozostałych bohaterów, jak na przykład Mroczny Ken. W tym miniaturowym świecie plastikowego szaleństwa z zaskoczeniem odkrywamy eschatologiczny obraz naszego prawdziwego świata, odbitego jakby w krzywym zwierciadle konsumpcjonizmu. Głowacki mierzy się z tezą zmierzchu ludzkości wprowadzoną kilka lat temu do kanonu literatury światowej przez Stephenie Mayer. To powieść o temporalności bytu, o przemijaniu wszystkiego, co nam bliskie. W dramatycznym epilogu tytułowa Lola wyrzuca swoją lalkę na osiedlowy śmietnik historii.Wit Szostak
Dymanowski
Rzecz dzieje się w Krakowie, w fikcyjnej Republice Krakowskiej, w dzielnicy czerwonych latarni, zamieszkanej przez świtezianki. Początkowo zaskoczeniem (a nawet rozczarowaniem) dla czytelnika mogą być te nieznośne literackie przejazdy na kominek pod koniec każdego rozdziału. Potem jest jednak lepiej i już na stronie 145 po raz pierwszy pada słowo „pupa".
Dymanowski to alegoria polskiej niemocy, tego ciągłego myślenia o pupie Maryni (sic!) zamiast o sprawach wzniosłych, narodowych, powstańczych, politycznych. Dymanowski jest politykiem niepolitykującym, mężem stanu niemężującym oraz powstańcem leżącym. Należy nawet do nieformalnego stowarzyszenia bohaterów uchylających się od bohaterstwa, którzy w ten sposób pragną uniknąć możliwych błędów, więc i potencjalnego nadszarpnięcia etosu bohatera. Oto bohaterstwo najwyższej próby!
Autor pięknie operuje frazą i w wielu momentach nawiązuje do dzieł Paoliniego i Coelho, które, jak sam przyznał w wywiadzie, ukształtowały go jako człowieka i jako pisarza. Przez całą powieść Dymanowski przemieszcza się od jednego domu uciech do następnego.
Powieść była wielokrotnie ekranizowana pod różnymi tytułami przez niezależnych producentów filmowych z Niemiec.Stefan Grabiński
Demon Rychu
Zbiór opowiadań o demonicznym konduktorze imieniem Ryszard.Paweł Matuszek
Kamienny ciem
Drugi tom trylogii entomologicznej Matuszka. Ćma Helena, którą poznaliśmy w pierwszym tomie, kontynuuje poszukiwania swojej drugiej połówki. Pewnego dnia, krążąc wokół lampy, wpada na Zdzisława, przystojnego ćma. Ciem Zdzisław z miejsca proponuje jej drinka. A dalej – wiadomo.
Nie zdradzę chyba zbyt wiele, jeśli powiem, że nie mamy co się nastawiać na happy end. Ćma i ciem zginą tragicznie w trzecim tomie zatytułowanym Kapciem.Jonathan Karel Čapek
Kraina Chichów
Nostalgiczna podróż w przeszłość do Pragi przełomu XIX i XX wieku. Poznajemy najsłynniejsze psy tamtego okresu, ich pasje życiowe, rozterki i plany na przyszłość. Plany, które tak brutalnie przerwało wynalezienie kagańca. Mimo przeciwności losu, psy, których wspomnienia zapisano na kartach tej książki, pozostały pogodne i wbrew dominującemu dziś poglądowi, zwyczajnie lubiły się chichrać.Wielkie dzieło czasu (antologia)
Pierwszego kwietnia do księgarń trafi poprawione wydanie tej legendarnej już antologii. Niektórzy czytelnicy podobno mają na półkach po kilka egzemplarzy i wciąż im mało.Łukasz Orbitowski
Wydma
Alternatywna historia Afryki ze Stasiem Tarkowskim w roli głównej. Powstanie Mahdiego nie wybucha. Staś i Nel nie zostają uprowadzeni, nie dochodzi więc do gorącego pustynnego romansu i słynnej sceny na wydmie (tej samej, która została ocenzurowana w większości wydań Sienkiewicza). A skoro trzon akcji został usunięty, przez 400 stron powieści nie dzieje się właściwie nic. Ale, proszę państwa, jak to nic jest pięknie opisane!Stanisław Lem
Rękopies znaleziony w wannie
Lem nie przestaje zaskakiwać nawet po śmierci. Odkryta niedawno jego powieść ze środkowego etapu twórczości, wprowadziła spory zamęt w polskim środowisku krytyków literatury kynologiczno-kąpielowej.Szczepan Twardoch
Rób mi dobrze
Oparta na faktach epicka opowieść o kontrolerze jakości w gliwickiej fabryce ręczników i słynnej aferze z roku '94, kiedy to błąd jednego z brygadzistów doprowadził do wypuszczenia na rynek partii ręczników, które się siepały. Przeżywający załamanie związane z trudną sytuacją rodzinną kontroler nie zauważył tego i o mało nie stracił pracy. Potrafił się jednak wziąć w garść i odzyskać dobre imię oraz szacunek innych pracowników. W końcowej scenie przechadza się między stanowiskami pracy i powtarza władczym głosem „Nie fuszeruj! Rób mi dobrze".
P.S. Zanim potraktujesz poważnie powyższy wpis, sprawdź datę publikacji.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
