Rafał Kosik's Blog, page 83
April 26, 2012
Światowy Dzień Książki 2012 Empik - krótka relacja
23 kwietnia 2012 roku w warszawskim Empiku Junior odbyło się spotkanie z okazji Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich. W spotkaniu prowadzonym przez Magdalenę Walusiak wzięli udział wzięli (od lewej): Jacek Dehnel, Małgorzata Kalicińska, Beata Pawlikowska, Rafał Kosik (ja), Zygmunt Miłoszewski. Wszyscy goście są autorami opowiadań zawartych w antologii 2012 wydanej przez Empik.
Antologia będzie dostępna do wyczerpania zapasów. Fragment mojego opowiadania Staruch znajduje się tutaj. A poniżej kilka zdjęć.
April 24, 2012
Drabinka dla jeża
Po pamiętnej akcji ratowania jeża w środku nocy zacząłem się zastanawiać, jak można uniknąć podobnych sytuacji. Studzienek piwnicznych zwykle nie da się zabezpieczyć tak, by jeż nie mógł się do niej dostać. Ale można przygotować dla niego wyjście ewakuacyjne. Rozwiązanie, które opisuję przetrzymało już jedną zimę. Nie wiem, czy się przydało.
Jeże nie potrafią skakać i są raczej powolne oraz równie sympatyczne, co tępe i niezdarne. Oznacza to, że jak gdzieś mogą wpaść, to pewnie wpadną. Rozwiązanie wyjścia ewakuacyjnego musi więc uwzględniać wszystkie wymienione cechy przyszłego użytkownika. Wymyśliłem drabinkę w postaci deski z przymocowanymi co 7-10 cm szczebelkami. Wykonałem po jednej dla każdego okna piwnicznego i umieściłem tak, by kąt pochylenia nie przekraczał 60°. Te parametry powinny zapewnić drogę ucieczki nawet małemu jeżykowi. Tam, gdzie było to konieczne, przybiłem na dole dodatkową listewkę stabilizującą, by drabinka się nie wywaliła. Na malowanie nie starczyło mi cierpliwości.
Jeśli ktoś ma jeszcze mniej cierpliwości, a chce zrobić coś pożytecznego dla naszych małych tępych kolczastych przyjaciół, może przynajmniej włożyć w studzienkę zwykłą chropowatą deskę (jak najbardziej poziomo się da), a potem wpisać sobie do dzienniczka dobry uczynek i sfałszować podpis anioła stróża.
April 23, 2012
Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2 - fragment #2
– Frojlajn przodem. – Net dżentelmeńskim gestem wskazał Nice przebieralnię. Spojrzała na niego ponuro i zniknęła za zasłonką. Net wzruszył ramionami. – Coś jest nie w sosie, nie?
– A ty byś był? – zapytał cicho Felix.
Dowódcy zostawili na chwilę radiotelefony i skupili się przy stole nad mapą, na której ustawiono kilkanaście łusek karabinowych. Mogło to wyglądać, jak narada podczas wielkiej operacji wojskowej, gdyby nie to, że zamiast mapy Europy był fragment planu Warszawy przedstawiający starą Pragę.
Pół minuty później Nika wyszła z przebieralni w odmienionej postaci, z włosami spiętymi w koński ogon. Felix i Net nigdy wcześniej nie widzieli, by to robiła. Mundur składał się z czarnej spódniczki do kolan, białej koszuli i jasnobrązowej bluzy na guziki. Nika zawiązała jeszcze pod szyją chustę i bez entuzjazmu spojrzała w lustro.
– Jak wyglądam? – zapytała i od razu tego pożałowała.
– Jak konduktorka z pociągu towarowego – odpalił Net.
Chłopcy wzięli swoje przebrania i dla oszczędności czasu wspólnie weszli do przebieralni. Chwilę później dopięli ostatnie guziki i wyszli. Nika oceniła ich krytycznym spojrzeniem, uniosła jedną brew, ale nie skomentowała na głos. Felix miał na sobie galowy mundur wojskowy, a Net coś pomiędzy mundurem a osobliwym garniturem w kolorystyce zbliżonej do stroju Niki.
– Ja wyglądam jak elegancki poborca opłat za gaz – powiedział Net. – W B75 dyktatorzy mody zostali dawno temu obaleni.
Pan Kurtacz ocenił ich przebrania i pokiwał z uznaniem głową.
– Jeszcze dla mnie mundur generalski… Nie, nie będziemy szaleć. Porucznikowski mi daj – skinął na Niesprzedawcę, po czym rzucił do jednego z dowódców – przyda się wsparcie ogniowe. Za kwadrans. Ślepakami.
—
Mercedes w garażu okazał się srebrnym kabrioletem. Dwóch mechaników kończyło go pucować niezbyt czystymi szmatami. W świetle jarzeniówek przypadkowe tłuste mazy imitowały perłowy lakier. Efekt zapewne zniknie w rozproszonym świetle dnia.
Pan Kurtacz ocenił go krytycznym spojrzeniem.
– Kabriolet nadaje się na wojnę jak osioł do zaprzęgu.
– Tylko to mamy – odparł pierwszy mechanik.
– Postawimy dach, może się nie przedrą.
– Dach nie działa – dodał drugi mechanik, wręczając porucznikowi kluczyki. – Mieliśmy się tym zająć w przyszłym tygodniu.
Net zamknął oczy i dotknął dłonią czoła.
– Dobrze, że nie jest różowy – powiedział cicho – i nie odgrywa melodyjki klaksonem przy zmianie biegów.
Felix obszedł samochód, zaglądając przy tym pod spód i do środka. Model oznaczono 300 KDe. Podobnie jak wagony metra, samochód przypominał futurystyczny model sprzed kilkudziesięciu lat. Trudno nawet powiedzieć czemu. Być może chodziło o proporcje. W Świecie Zero główną różnicą stylistyczną między samochodami produkowanymi w latach pięćdziesiątych XX wieku a tymi z początku wieku XXI był rodzaj sylwetki. Wcześniej przypominała ona kroplę, czyli wszystkie linie nadwozia dążyły po mniej lub bardziej wyszukanych krzywiznach do spotkania się w jednym punktu z tyłu samochodu. Później koncepcję tę zastąpił bardziej agresywny klin, w którym linie startowały z niewidzialnego punktu gdzieś przed samochodem i bez niepotrzebnych zakrętów rozbiegały się w górę i na boki za samochodem. Tył stał się większy od przodu. Wraz ze zmianą sylwetki ewoluowały detale i rozwiązania, charakterystyczne dla danego okresu. Na przykład migacze w lusterkach.
Ten Mercedes zachował kształt kropli, więc maska znajdowała się wyżej od klapy bagażnika, a jednocześnie miał obiektywnie nowoczesne detale. Podobny dysonans występuje, gdy ogląda się modernizowany w nieskończoność samochód, jak na przykład Polonez w końcowej fazie produkcji.
Oczywiście ludzie wychowani w estetyce B75 nie widzieli w kształtach Mercedesa 300 KDe niczego nienaturalnego.
Felix i pan Kurtacz usiedli z przodu, a Net i Nika zajęli tylną kanapę. Przyjaciele odruchowo sięgnęli po pasy bezpieczeństwa i ze zdziwieniem stwierdzili, że ich nie ma. Dopiero po chwili odkryli, że pasy jednak są, ale wyłącznie biodrowe. Mimo to je zapięli. Felix przyjrzał się elementom sterowania. Stacyjkę umieszczono na tunelu centralnym, zamiast przy kierownicy. Jak w Saabie. Dwa pedały znajdowały się w zwyczajnych miejscach, gdyż na szczęście standard ustalono jeszcze przed wojną. Automatyczna skrzynia biegów miała pięć pozycji, z których jedynie „P” wydawała się znajoma. Pozostałe przełączniki były na szczęście oznaczone piktogramami, a nie opisami po niemiecku. Co ciekawe, dźwigienka kierunkowskazów wystawała z konsoli, inaczej niż w Świecie Zero – z kolumny kierownicy.
– To jak? – zapytał porucznik. – Umiesz, czy nie umiesz?
– Do tej pory prowadziłem tylko Land Rovera – odparł Felix.
– Land Rover? Pierwsze słyszę.
– Dam radę. – Felix uruchomił silnik i położył dłoń na gałce skrzyni biegów. Przesuwał dźwignię o kolejne pozycje, aż poczuł charakterystyczne bujnięcie samochodu, świadczące o tym, że bieg został wrzucony. Oraz że skrzynia biegów ma podobną konstrukcję to tych ze Świata Zero.
Mechanicy otworzyli wrota garażu, a Felix puścił hamulec i wcisnął gaz. Mercedes ruszył do tyłu i grzmotnął w regał. Stojące na nim puszki zadźwięczały niepokojąco. Nic jednak nie spadło.
– Jak ja bym tak zrobił… – mruknął Net.
Pan Kurtacz spojrzał podejrzliwie na kierowcę.
– Odwrotnie jest. – Felix przerzucił dźwignię na pozycję, w której w Świecie Zero byłby bieg wsteczny i dostojnie puścił hamulec. Tym razem samochód ruszył do przodu.
Wyjechali na niemal wyludnioną ulicę – większość powstańców, czy raczej demonstrantów, zgromadziło się w okolicach dworca. Nieliczni przechodnie przyglądali się kabrioletowi bardziej ze zdziwieniem niż wrogością.
– Sugeruję dynamiczniejszą jazdę – odezwał się pan Kurtacz. – To kabriolet, nie czołg. Ktoś może się dosiąść.
Felix wcisnął mocniej gaz i skręcił. Na Targowej zrobiło się mniej przyjemnie, przybyło bowiem ludzi. Na razie stali odwróceni tyłem, lecz ta sytuacja nie mogła trwać wiecznie.
– Przecież nie przejedziemy – jęknął Net. – Zawróćmy. Przeczekamy gdzieś.
Felix nie używał klaksonu. Ludzie, słysząc silnik, rozstępowali się i dopiero po chwili docierało do nich, co widzą. Wtedy zaczynali krzyczeć i wygrażać pięściami, za późno jednak było na jakąkolwiek reakcję. Aż w końcu tłum zgęstniał i Felix musiał zwolnić, a nawet zatrąbić. Teraz demonstranci mieli dość czasu, by zorientować się w sytuacji. Ktoś kopnął w błotnik, ktoś uderzył w klapę bagażnika. Najbliżej stojący sięgnęli do środka. Net strząsnął czyjąś rękę z ramienia. Felix nie mógł przyspieszyć, uchylał się tylko przed kolejnymi dłońmi, próbującymi go chwycić. Net prawie już wsunął się pod fotel, Nika kurczowo ściskała fotel przed nią. Otaczały ich wykrzywione nienawiścią twarze i było kwestią sekund, aż tłum wyciągnie ich z samochodu. Sytuacja wyglądała beznadziejnie, ale w tym momencie porucznik chwycił górą krawędź przedniej szyby i wstał.
– Na Berlin!!! – ryknął, wyciągając do przodu ramię. Ludzie cofnęli się, zaskoczeni. – Na Berlin w przebraniu! Rozsadzimy imperium od środka. Pomóżcie bracia, rodacy rozsadzić zaborcę! Przepuśćcie nas na Berlin! Rozstąpcie się, każda sekunda jest bowiem na wagę złota!
Jakkolwiek irracjonalne to było, poskutkowało. Tłum rozstąpił się, a Felix z duszą na ramieniu wcisnął gaz. Zaraz znaleźli się w kilkudziesięciometrowej strefie niczyjej i wolno posuwali się dalej. Omijając kamienie i pozostałości po wypalonych świecach dymnych, toczyli się w kierunku prowizorycznej bramy zbudowanej po drugiej stronie Placu Wileńskiego, między dwoma pojazdami opancerzonymi. Przed nimi znajdowały się dwa stanowiska ogniowe ukryte za workami z piaskiem.
– Pamiętajcie, żeby rozmawiać wyłącznie po niemiecku – powiedział pan Kurtacz, siadając.
– Nie znamy niemieckiego – odparła Nika, nachylając się do przednich foteli. – Może parę słów…
– Teraz mi to mówicie?
– Nie pytał pan – zauważył Felix.
– Jak w dzisiejszych czasach można nie znać niemieckiego?!
Było za późno, żeby zawrócić. Zresztą wjazd wojskowym kabrioletem z niemieckim generałem w środek zamieszek był najgorszym, co mogli teraz zrobić.
– Jeżu słodki… – Net znów wsunął się głębiej w fotel. – Zero szans.
Nika chwyciła jego dłoń. Samochód z tą samą prędkością zbliżał się do posterunku. Niemcy byli tak zdziwieni, że nawet nie unieśli broni.
April 22, 2012
Wiosenna kanapka z kozim serem
Wydawać się może, że o kanapkach napisano już wszystko i w gałęzi nauki zwanej kanapkologią nie ma już nic do odkrywania. Nic bardziej mylnego. Jak przyrządzić kanapkę, każdy wie - bierzemy nadeschnięty chleb, smarujemy grubo masłem i kładziemy na wierzch plasterek wyrobu seropodobnego. To jeden ze sposobów, dziś przedstawię sposób drugi.
Składniki:
chleb pszenny (najlepiej na zakwasie)
ser kozi dojrzewający
sałata
masło
świeży tymianek
opcja 1: miód
opcja 2: balsamico figowe i świeża figa
Czas przygotowania: 5 minut
Z braku nadeschnietego chleba, weźmiemy świeży chleb, a z braku wyrobu seropodobnego - ser. Powinien być kozi, żeby przepis zgadzał się z tytułem, a poza tym krowi ser jest jakiś taki banalny. Jeśli ktoś nie próbował, naprawdę polecam sery kozie - dają coś ponad standardową serową serowość. Ser do wiosennej kanapki powinien być dojrzewający (jak ten ze zdjęcia) ale dla urozmaicenia można też użyć twarogu. Koziego twarogu oczywiście.
Proces powstawania kanapki został już przepracowany w tylu pracach magisterskich, że szkoda go chyba opisywać nawet w skrócie, czy w bardzoskrócie. Kanapka występuje w dwóch wersjach, które zyskują wiele, jeśli podawać je obok siebie. W jednej ser jest posypany tymiankiem i polany odrobiną miodu, w drugiej prócz tymianku na serze ląduje pokrojona w plasterki figa skropiona figowym balsamico.
Można podawać w eskorcie czerwonego wina, oczywiście wytrawnego.
April 20, 2012
Wywiad w Radiu Plus
Zapraszam wszystkich w niedzielę na godzinę 11:00 do słuchania Radia Plus. Będę gościem Iwony Demskiej w programie „Plus Znaczy Więcej”.
April 19, 2012
Relacyjka ze spotkania w Krakowie
Dla tych, których nie było, krótki filmik ze spotkania. Sytuacja z piszczącym plecakiem i ochroniarzem się powtórzyła, ale to chyba efekt interferencji bramki z całym żelastwem, co to je noszę w plecaku. Spotkanie również należy uznać za udane, a już za kilka dni, w poniedziałek (23 kwietnia, 18:00) spotkanie w warszawskim Empiku Junior, w którym wezmą udział również pozostali autorzy a antologii 2012.
April 16, 2012
Mr. Nobody
Mix Incepcji i Donnie Darko z nutką Efektu motyla – to chyba najlepiej oddaje sens tego filmu. Albo raczej bezsens. Słowa „bezsens” nie używam tu w pejoratywnym znaczeniu, bo bezsens jest siłą napędową Mr. Nobody. To, ile każdy sobie z tego bezsensu wykroi własnego zrozumienia, to już sprawa indywidualna; brak logiki przyczynowo-skutkowej towarzyszy bowiem bohaterowi filmu przez całe życie. Wczuj się zatem nieschozofreniku w splątane sprzecznie wątki hiperschizofrenika. Jak nie zdzierżysz - masz pilota. Ale zdzierż, bo warto. Albo nie. Albo tak.
Trudne to życie, jeśli potrafisz przewidywać przyszłość. Jeszcze trudniejsze, gdy przepowiednie się nie sprawdzają. Albo się sprawdzają. Albo nie. Albo tak. Zależy od wersji rzeczywistości, w której akurat wylądujesz. Bywa, ze znajdujesz się w takiej wersji, w której nie wiesz, kim jesteś. Bywa, że masz 120 lat, a czujesz się cztery razy młodszy. Twoja żona jest blondynką, brunetką lub Azjatką. Każda prawdziwa. Każda nieprawdziwa. I już nie wiesz, gdzie jesteś. Nurkujesz w basenie, budzisz się w wannie, na wprost wylotu lufy rewolweru płatnego mordercy. A on pociąga za spust. I umierasz. I masz 120 lat a czujesz się cztery razy młodszy. I już nie wiesz, gdzie jesteś. Może masz 120 lat i demencja każe ci zaprzeczać, a może masz 30 lat i to tylko zły sen? A może jedno i drugie? Trudne to życie, jeśli potrafisz przewidywać przyszłość, a przepowiednie mieszają się z rzeczywistością. Albo nie. Albo tak.
Jaco Van Dormael najwyraźniej kilka razy obejrzał Przypadek Kieślowskiego. Ale u Kieślowskiego element fantastyczny był ledwie pretekstem; tu jest sensem filmu. Albo jego bezsensem – zależy od interpretacji. Strumień drobnych wydarzeń, niezwykłych wydarzeń, które obrażają naszą percepcję i przyzwyczajenia, stopniowo zamienia się w wodospad sprzecznych informacji, który to z kolei zaczyna kruszyć nasze pojęcie o tym, co w kinie uchodzi. I znów, nie w negatywnym znaczeniu. Bo cóż znaczy przypadkowy koleś idący tyłem w tłumie innych ludzi idących normalnie? Może nic, może coś. Se rozwiń, widzu, sam. Porwane wątki? – se zeszyj. Mózg masz. Odkurz, użyj.
Obejrzenie tego filmu może być bolesne, a wypadniętą szczękę lepiej powierzyć do naprawy ortopedzie. Proponuję to przejść następująco: odpalamy piwo i film. Albo nie. Odpalamy piwo, a film odpalamy wraz z odpaleniem drugiego piwa. Albo trzeciego. Może wejdzie. Film. Piwo.
Albo nie.
FNiN SZ errata strony 245
Spokojnie, nie ma tam żadnego błędu. To tylko wersja poprawiona, a dokładniej… powrót do wersji pierwotnej. Kto chce, może sobie wkleić, kto nie chce, nie musi :) Plik z erratą jest tutaj.
April 14, 2012
Vertical - recenzja na Katedrze
W świecie „Verticalu” zostały zaprezentowane trzy różne społeczeństwa. Cechują je inne systemy wartości, stopień rozwoju czy system prawny. Zupełnie inne są też środowiska, w jakich istnieją. Łączy je w zasadzie tylko jedna cecha – historia wszystkich sięga zaledwie czterysta lat wstecz. Nikt nie wie co było wcześniej. Kosikowi udała się rzecz niełatwa – czytelnik prawie do samego końca nie wie, co się kryje za tym wszystkim, razem z bohaterem próbuje przeniknąć przez owianą tajemnicą przeszłość. (więcej na katedra.nast.pl…)
April 12, 2012
Celowe postarzanie idei
Nawet jeżeli lubisz swój odtwarzacz DVD, nawet jeżeli nie potrzebujesz nowego, to i tak zostaniesz zmuszony do kolejnego zakupu. Twój obecny odtwarzacz pewnego dnia zwyczajnie odmówi współpracy. Jakiś mały chip wewnątrz uzna bowiem, że już się naoglądałeś i nie będzie to dysfunkcja, awaria, wada konstrukcyjna. Nie, chip zrealizuje program zapisany przez producenta. To będzie efekt działania z premedytacją. (więcej w kwietniowym wydaniu Nowej Fantastyki…)
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
