Rafał Kosik's Blog, page 64

April 22, 2013

FNiN SZ2 na efantastyka.pl

Felix Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci - okładkaKomu mogę polecić książkę Felix, Net i Nika oraz Świat zero 2. Alternauci? Z pewnością wszystkim zagorzałym wielbicielom ciekawych książek przygodowych. Zarówno tym młodym, jak i starszym, którzy czują się młodo duchem. Wciągająca i barwnie opisana historia w połączeniu z ciekawym humorem sprawi, że czytelnik nie raz jeszcze wróci do lektury. Choćby po to, aby pomarzyć, dać pole do popisu własnej wyobraźni i zastanowić się, jak jeszcze mogłaby wyglądać Polska w alternatywnym świecie? (więcej na efantastyka.pl…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 22, 2013 12:53

April 21, 2013

Pasek do aparatu Op/Tech USA

Op/Tech USA Od jakiegoś czasu używam ciekawego systemu pasków firmy Op/Tech USA. Ponieważ sprawdził się w kilku kolejnych wyprawach, uznałem za stosowne podzielić się moim doświadczeniem ze światem. Pasek, a właściwie zestaw pasków daje się dopasować do każdego aparatu. Zastępuje pasek oryginalny, przy czym oczywiście jest od niego wygodniejszy. Inaczej bym o nim nie pisał.


Elementów do wyboru i możliwości konfiguracji jest dużo. Ja wybrałem zestaw, który umożliwia noszenie aparatu na trzy sposoby, zależnie od potrzeb i humoru:


1. Tak jak zwykle nosi się lustrzankę, czyli na pasku na karku. Różnica jest odczuwalna dzięki profilowanej, antypoślizgowej i miękkiej poduszce równomiernie rozkładającej obciążenie.


Op/Tech USA - składowe zestawu


Op/Tech USA - konfiguracja klasyczna


Poduszka antypośligowa


Op/Tech USA - konfiguracja klasyczna


2. Na pętli (sling strap) przewieszonej przez ramię jak torba. Aparat jest wówczas przypięty do szlufki, która swobodnie przesuwa się po pasku. W stanie spoczynku aparat wisi sobie z boku. Gdy chcemy zrobić zdjęcie, podnosimy go do twarzy, a szlufka przesuwa się po pasku. Sam pasek pozostaje w tym samym miejscu.


Op/Tech USA sling strap


Op/Tech USA sling strap


Op/Tech USA sling strap


Op/Tech USA sling strap


3. Na szelkach plecaka. Aparat przy użyciu krótkich pasków jest przypięty do przodu szelek plecaka. Ten sposób jest przydatny, np. gdy używamy ciężkiego teleobiektywu, rozkłada bowiem ciężar równo na oba ramiona. Oczywiście utrudnia to zdejmowanie plecaka.


Op/Tech USA


Op/Tech USA - mocowanie do plecaka


Op/Tech USA - mocowanie do plecaka


System Op/Tech USA od biedy daje się zastosować równocześnie z uchwytem na nadgarstek


Zestaw naprawdę zdaje egzamin i sprawdza się w różnych warunkach. Więcej szczegółów na stronie producenta. Pani na poniższym filmiku pokaże Wam, o co chodzi z zawieszeniem typu sling strap. Nie widać twarzy pani, bo jest to tzw. kadr niemiecki.



 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 21, 2013 12:05

April 17, 2013

Felix, Net i Nika. Priorytet Zero

Felix Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie - okładka Dziś premiera nowego tomu FNiN. Pewnie powinienem z tej okazji napisać kilka mądrych zdań, zapewnić jaki to dla mnie ważny moment i podziękować tym, którzy się przyczynili… Daruję sobie te wewnętrzne przemyślenia na przyszłość jako bazę do kolejnych historii. A zamiast nich króciutki fragment kolejnego opowiadania z tomu „Nadprogramowe Historie”. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Tom, nie tylko fragment.


Około godziny ósmej wieczorem wszystkie pięć pozycji z listy było odhaczonych. Agenci siedzieli pod parasolami na obrzeżach parku Skaryszewskiego i w milczeniu jedli hamburgery z papierka. Mimo później pory nie zdejmowali czarnych infokularów. Opodal przechadzały się mamy z wózkami, trójka kilkuletnich brzdąców bawiła się w berka. Przy sąsiednich stolikach grupki rozbawionych ludzi piły piwo, ktoś grał w szachy. W jeziorku zdalnie sterowany model żaglowca przecinał na pół odbicie fabryki Wedla. Infokulary bez ponaglania uzupełniały ten obraz o informacje o godzinach pracy fabryki, o danych personalnych trójki młodych mężczyzn przy sąsiednim stoliku, o licencji na sprzedaż alkoholu właściciela knajpy i jej aktualne badania sanitarne. Żółte napisy zachęcały, by kliknąć i zanurzyć się w rzekę danych. Mamrot na próbę spojrzał na dziewczynkę z piłką kilkanaście metrów od stołów. Mrugnięciem rozwinął opcje. Dziewczynka nazywała się Justyna Pawłowska i miała sześć lat. Za dwa dni czekało ją szczepienie przeciw poliomyelitis. Dalej kolejne rozgałęzienia z informacjami. Stan konta matki, telefon komórkowy ojca, termin najbliższego badania technicznego samochodu dziadka, imię psa szwagra, zaległy rachunek za gaz ciotki.

Agenci jednocześnie znieruchomieli i wpatrzyli się w komunikat, który wyświetlił się na ich infokularach, przesłaniając inne napisy. Priorytet jeden. Sprawa pilna. Adres, podstawowe informacje. Więcej danych za pięć minut. Wstali i wyrzucili niedojedzone hamburgery do kosza. Szybkim krokiem ruszyli w stronę parkingu.

Podeszli do samochodu. Planowany czas dotarcia na miejsce – ponad dziewięćdziesiąt minut. Za długo. Czas dotarcia helikopterem przy wietrze zachodnim – dwadzieścia pięć minut plus dziesięć na dolot maszyny. Najbliższe lądowisko dla helikoptera – park po drugiej stronie Zielenieckiej.

— Samochód zostaje tutaj — rzucił Mamrot.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 17, 2013 02:39

April 11, 2013

Zapach nowej książki

FNiN NH Mimo, że to już bodajże piętnasta moja książka, nie licząc antologii zawierających moje opowiadania, nadal lubię wziąć książkę w dłonie, otworzyć ją, poszeleścić kartkami i powąchać. W przypadku e-booków trochę tego brakuje. Cieszmy się, że żyjemy w czasach, gdy książka papierowa, materialny przedmiot, jeszcze istnieje.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 11, 2013 16:05

April 8, 2013

Spaghetti carbonara

Spaghetti carbonaraGdybym miał wymienić mój najbardziej ulubiony makaron, byłaby nim zupa żurek. Za to pewne drugie miejsce miałoby zapewnione spaghetti carbonara. To prosty makaron, najczęściej właśnie spaghetti, z sosem bazującym na śmietanie. Nie oszukujmy się, to danie jest tłuste i ciężkostrawne. Takie określenie w dziewięciu przypadkach na dziesięć oznacza, że mówimy o daniu wyśmienitym. Carbonara nie jest wyjątkiem.





Składniki na 3 porcje:

Spaghetti carbonara


300g makaronu z pszenicy durum
100g boczku
200g śmietany do sosów
3-4 żółtka jajek
mała cebula
ząbek czosnku
parmezan lub inny ostry ser
przyprawy: sól, pieprz
Listek pietruszki lub rozmarynu do dekoracji

Czas przygotowania: 20 minut







Jak to zwykle bywa z popularnymi daniami, występują one w co najmniej kilku odmianach. W niektórych rejonach Italii podają carbonarę bez jajek. Niestety czegoś wtedy brakuje. Czasem można spotkać szynkę zamiast boczku. Najczęściej też nie dodaje się cebuli. Podana tutaj receptura jest moim zdaniem najlepsza, ale możecie próbować wariacji na temat. Makaron nie musi być spaghetti, dobrze jednak żeby zrobiony z pszenicy durum.

Spaghetti carbonaraBoczek kroimy w cienkie paski.






Spaghetti carbonara Podsmażamy, żeby wytopić tłuszcz.




Spaghetti carbonara Dodajemy posiekaną drobno cebulkę i smażymy na małym ogniu.




Spaghetti carbonara Czosnek obieramy (na przykład w takim fajnym silikonowym lejku), siekamy i dodajemy do boczku.




Spaghetti carbonara Do osolonej i wrzącej wody wrzucamy makaron. Odrobinka oliwy zmniejszy prawdopodobieństwo zlepiania się nitek. Włączamy stoper i gotujemy nie dłużej, niż chce producent, od czasu do czasu mieszając. Obok leniwie smaży się cebulka z boczkiem.




Spaghetti carbonara Do boczku dodajemy pierz i sól.




Spaghetti carbonara Dodajemy śmietanę i dokładnie mieszamy. Gdy śmietana się zagrzeje, wyłączamy gaz. Nie powinna się przegotować.




Spaghetti carbonara Myjemy jajka.




Spaghetti carbonara Oddzielamy białka, nie będą potrzebne.




Spaghetti carbonara Żółtka dodajemy do śmietany.




Spaghetti carbonara Mieszamy, by uzyskać jednolity sos.




Spaghetti carbonara Gdy zbliża się czas makaronu, warto spróbować jedną nitkę. Makaron nie powinien być surowy, ale musi stawiać wyraźny opór przy rozgryzaniu. Taki stan nazywa się al dente i jest jak najbardziej pożądany (rozgotowany makaron to niewybaczalny błąd i dla smaku i dla trawienia). Makaronu NIE przelewamy zimną wodą, gdyż utrudni to przyleganie sosu, a tego przecież byśmy nie chcieli.




Spaghetti carbonara Makaron łączymy z sosem. Najprościej można to zrobić, przerzucając go na patelnię i mieszając. Danie na talerze nakładamy specjalną łyżką z ząbkami.




Spaghetti carbonara Dodajemy świeży pieprz, tarty parmezan i jeszcze coś zielonego, żeby stworzyć złudną iluzję dietetyczności.




Spaghetti carbonara I już, gotowe. Spaghetti carbonarę trzeba jeść od razu. Po odgrzaniu zamieni się w papkę.



I jeszcze kilka słów o jedzeniu spaghetti. Ostatnio pojawiła się moda na używanie samego widelca, bez łyżki. Podobno Włosi śmieją się, widząc kogoś pomagającego sobie łyżką. Proponuję nie rezygnować z tej łyżki, bo jest to po prostu wygodne. A jeśli jakiś Włoch zacznie się z nas śmiać, możemy zripostować wzmianką o sukcesach dzielnego włoskiego lotnictwa w Bitwie o Anglię.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 08, 2013 13:56

April 5, 2013

Felix, Net i Nika. Wysłannicy

Felix Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie - okładka Oto fragment kolejnego opowiadania ze zbiorku „Nadprogramowe Historie”. Premiera 17 kwietnia 2013.


Główna izba karczmy przywitała ich aromatem pieczonego mięsa i gotowanej kapusty, zmieszanych niestety ze smrodkiem dawno – jeśli nie nigdy – niewietrzonej sali. Kilkunastu gości, wyłącznie mężczyzn, rozmawiało, niemal krzycząc, wznosiło toasty i zajadało wielkie porcje mięsa. Felix i Net znaleźli miejsce na uboczu, przy skrytym w cieniu końcu ławy, z dala od światła rzucanego przez palenisko. Ich nowe ubrania nie składały się bynajmniej z chłopskich portek i luźnych koszul, lecz z zestawu, który Felix nazwał młodym gentlemanem, a Net – renesansowym fircykiem. Oba określenia nie były właściwe, bo spodnie przypominały skrzyżowanie tych od garnituru z mundurem polowym, założona na koszulę kamizelka ostatecznie mogła być uznana za element eleganckiego stroju angielskiego, gdyby nie sznurowanie w miejscu guzików. Wieńczący to wszystko marynarkosurdut miał kilkanaście różnych kieszeni, których obecność, choć przydatna, ostatecznie niweczyła wrażenie elegancji w rozumieniu drugiej dekady dwudziestego wieku Świata Zero.

Ta sama dziewczyna, która przedtem nalewała wodę do balii dla Niki, przyniosła im dwie michy kaszy z gulaszem oraz dwa wielkie gliniane kufle spienionego piwa.

— Piwo — zauważył Felix.

— Nie mów! — udał zdziwienie Net. — A ja myślałem, że dostaniemy Mountain Dew. To co że piwo? Nikt nie patrzy.

— Według standardów tego świata jesteśmy już dorośli, ale ja wolałbym zachować jasność umysłu.

— Ważniejsza może się okazać kompatybilność z lokalsami. — Net przechylił kufel i upił spory łyk. — Tak to sobie tłumaczę.

Gości przybywało, karczma szybko się zapełniała, jakby wszyscy o tej samej porze skończyli pracę i przyszli na kolację. Ale byli to wyłącznie mężczyźni. Towarzystwo rozkręcało się, palenisko płonęło coraz jaśniej, dymem uzupełniając złożony aromat wypełniający wnętrze. Dwie kelnerki coraz częściej wymieniały puste kufle na pełne. Net co chwila zerkał na sufit; ich pokój, w którym teraz brała kąpiel Nika, był gdzieś nad środkiem izby.

Pod stołem przechadzał się czarny kot.

— Te światy nie mogły się rozejść dawno temu. — Felix odsunął od siebie pustą miskę. — Język jest zbyt podobny do naszego.

Rozmowy toczyły się w języku co prawda nieco staroświeckim, lecz w pełni zrozumiałym.

— Ciekawe, co ona teraz robi — odparł Net, zupełnie nie słuchając przyjaciela.

— Myje lewy łokieć. Nie interesuje cię, co my tu robimy? Na pewno nie jesteśmy tymi osobami, za które nas uważają.

— Czy ja wiem? Może zawsze tak witają alternautów. Lewy łokieć, powiadasz…?

— Ten koleś w piwnicy wyglądał na kogoś, kto pierwszy raz widzi ludzi wychodzących z Pierścienia.

— Nie no, to łapię. To tak, jakby nam wyszedł z lodówki E.T. — Net odstawił kufel i beknął — opp, sorki, różnica ciśnień. Pójdę i popilnuję drzwi. Tak na wszelki wypadek.

— Nie interesuje cię, gdzie się znaleźliśmy i o co tu chodzi?

— Jasne, że interesuje. Bardzo wręcz. Popilnuj mi miejsca, co?

I nie czekając na nic więcej, Net wstał, przeciął siwą zawiesinę dymu i wbiegł po schodach. Felix odprowadził go wzrokiem, westchnął i zerknął na siedzących kawałek dalej dwóch czterdziestolatków. W przeciwieństwie do większości klientów, nie byli rolnikami i sprawiali wrażenie ludzi parających się raczej pracą umysłową niż fizyczną. Jeden miał siwą brodę, drugi za to siwe wąsy i balansującego na ramieniu czarnego kruka.

— … i wtedy nad miasto wzbił się czarny smok — opowiadał natchnionym głosem wąsacz. — Machał smolistymi skrzydłami tak szybko, że prawie nie było ich widać. Ryczał i wytrzeszczał wielkie oczy. I wreszcie plunął ogniem. W mgnieniu oka zmiótł całą hordę Palikotczyków. Tylko szyszaki i tarcze latały. Tak to jest wojować z Gildią. To się źle kończy.

— Byłeś tam, że tak gadasz? — powątpiewał brodacz.

— Byłem, byłem… Prawie byłem, ale wiem, jakbym tam był. Opowiadał mi Krzywy Nochal, a jak on coś powie, to jakby się wydarzyło przed twoimi oczami.

— A jemu kto opowiadał?

Wąsacz skrzywił się z niezadowoleniem i oparł o ścianę, by zmierzyć kamrata karcącym spojrzeniem. Kruk zamachał skrzydłami, by złapać równowagę.

— Nie wierzysz, to nie muszę opowiadać. Ale wiesz, jak się to całe powstanie krakowskie zakończyło. Szybko się zakończyło.

Brodacz również się wyprostował, by zmierzyć potencjalnego konfabulanta spojrzeniem, tym razem pobłażliwym. Wyjął zza pazuchy fajkę i kapciuch z tytoniem. Zaczął nabijać palcami.

— Szybko się skończyło, to wiem — przyznał. — Ale smok? Smoki istnieją tylko w bajkach. Potem starzy i strachliwi opowiadają albo starzy opowiadają strachliwym, żeby ich nastraszyć bardziej. Ani ty stary, ani ja strachliwy.

— Otwórz swój umysł. — Wąsacz dotknął obu skroni palcami wskazującymi. — Otwórz swój umysł na coś więcej, niż możesz zobaczyć, dotknąć i powąchać.

— Wszyscy wierzą w smoki, nawet nasz burmistrz. Ja nie muszę.

— Nie wierzysz w czary? A to co jest? — Wąsacz wskazał palcem kruka. Ptak przekrzywił łepek i ostrożnie dotknął dziobem palca.

Felix dopiero teraz przyjrzał się lepiej ptakowi. Kruk nie zachowywał się normalnie. Albo był głuchy, albo tak doskonale oswojony, że nie zwracał uwagi na gwar dziesiątek głosów, na wykrzykniki wybijane kuflami o stoły ani na gwizdy przywołujące kelnerki. Co więcej, Felix wychylił się nieco, na plecach wąsacza nie było najmniejszego śladu guana, a wiadomo przecież, jak to jest z ptakami.

Brodacz pstryknął palcami, na co kręcący się pod stołem czarny kot wskoczył na kolana mężczyzny i zapatrzył się w niego, oczekując dalszych poleceń. Kot również nie zachowywał się normalnie, bo udawał psa, i to doskonale wyszkolonego.

— To nie są czary — powiedział brodacz. — To się nazywa odpowiednie podejście do zwierząt.

— Ale handlujemy nimi jako magicznymi zwierzętami.

W tym momencie Felix poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Drgnął, bo w tej archaicznej scenografii zapomniał, że istnieje coś takiego jak elektronika. Kruk i kot jednocześnie odwróciły głowy i spojrzały na niego. Zmartwiał. Usłyszały? Niemożliwe. W tym zgiełku trudno byłoby usłyszeć normalny dzwonek, a co dopiero… A jednak zwierzęta gapiły się na niego jak zaczarowane. Kruk przesunął się po ramieniu brodacza i zbliżył dziobek do jego ucha. Mężczyzna przeniósł wzrok na Felixa, a po chwili to samo zrobił wąsacz. Felix zagapił się w kufel i poczuł ciarki na plecach. Nic nie wiedział o tym świecie, ale pewne było, że wszędzie, w każdym świecie, są źli ludzie. A nie wszędzie jest policja, która może przed nimi bronić. Co zrobić? Wstać i wyjść? To jak przyznanie się do winy, której nawet się nie zna, albo do posiadania wypchanej sakiewki. Nie, najbezpieczniej będzie siedzieć i udawać, że nikt się na niego nie patrzy.

Łatwiej pomyśleć, niż zrobić. Felix poczuł, że zaczyna go swędzieć ucho. Podrapać się? To z nerwów. Podrapie się w ucho, to zacznie swędzieć nos. Był już bliski tego, by spojrzeć na obcych i zapytać, kim są i czemu się na niego gapią. Nim to jednak uczynił, drzwi karczmy otworzyły się gwałtownie. Do środka wpadł chłopak w rozchełstanej koszuli i krzyknął:

— Czarni jadą!

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 05, 2013 19:39

April 3, 2013

Ocalić od zapomnienia? Niech giną!

Parę lat temu na Discovery Chanel można było obejrzeć serię krótkich programów o ginących językach z całego świata. Powtarzającym się motywem byli młodzi ludzie, którzy nie chcą kultywować tradycji. Czy to dziwne? Dla mnie nie jest ani trochę dziwne, że nie chcą siedzieć na śnieżnej pustyni w kurnej chacie przy łojowej świeczce i rozmawiać, używając dwóch tysięcy słów języka, w którym nie da się skleić zdania „Zjedzmy coś innego niż renifer”.


Jaka korzyść wynika z używania mało popularnego języka? Dla jednostki żadna, bo stawia mur między nią a resztą świata. Korzyści z używania mało popularnego języka czerpie wyłącznie ów język. Język rozumiany jako zbiór memów. Tak, język to replikator, który walczy o przetrwanie, a ludzkie umysły są jego środowiskiem naturalnym, w którym walczy o terytorium.


Podobnie sprawa wygląda w przypadku gwar i regionalizmów. Gwara góralska to chyba najbardziej, obok górnośląskiej, rozpoznawalna odmiana polskiego. Pozostałe przeciętny mieszczuch wrzuca do jednego worka. Zakopiańscy dorożkarze zagadują turystów nawet nie gwarą, ale zbitką słów, którą turyści są skłonni uznać za gwarę. Między sobą ci sami dorożkarze rozmawiają normalnie. Dzieje się tak dlatego, że dziś już prawdziwa gwara jest żywa tylko wśród ludzi starszych i tych, którzy nad edukację w szkole przedkładali wypoczynek na świeżym powietrzu.


Pewnie narażę się paru osobom, tym, co zaraz napiszę. Otóż uważam, że owo ujednolicenie języka polskiego jest jedną z nielicznych rzeczy, które komunistom wyszły dobrze i przydały się wszystkim. W domu każdy mówił, jak chciał, ale w szkole obowiązywała zunifikowana polszczyzna literacka. W sumie, w imię czego mam mówić inaczej niż reszta kraju? Żebym nie mógł zdobyć pracy poza swoim regionem? Żeby śmiali się ze mnie w innym mieście?


Język jest jednym z najważniejszych wyznaczników przynależności kulturowej. Język określa byt. Czyli kultywujemy język, bo on daje nam poczucie tożsamości i odrębności. A po co umacniać tę tożsamość i odrębność? Żeby nasza kultura, czyli głównie język, nie zginęła. A dlaczego język ma nie zginąć? Bo język jest jednym z najważniejszych wyznaczników przynależności kulturowej. Czyli nie ma to sensu.


Gdyby światem rządzili technokraci, szybko by uznali, że istnienie np. trzech tak podobnych języków jak polski, czeski i słowacki jest niepotrzebnym tworzeniem barier i komplikowaniem sobie życia. Podobnie jak stosowanie różnych systemów znaków drogowych, protokołów transmisji danych, standardów telefonii komórkowej czy interfejsów komputerowych.


Idąc dalej, można by na tej samej zasadzie zastąpić wszystkie małe i „zwijające się” języki ich popularniejszymi kuzynami. Języki, nieprzypominające niczego, zamiast dogorywać w boleściach, w czasie życia jednego pokolenia mogłyby zostać wymienione na język, który zapewni wnukom przyspieszenie również ekonomiczne. Taki język istnieje. To angielski. Idealna lingua franca. Prosty, łatwy w nauce i w dodatku już znany na całym świecie.


Wiem, że takie rozważania są czystym social fiction, ale nie zawsze tak było i nie zawsze tak będzie. Zapytajcie dzisiejszych nowojorczyków, czy mają za złe swoim pradziadkom, że ci olali ojcowiznę i porzucili zielone wzgórza Irlandii. Podejrzewam, że nie.


Jednocześnie w zanglicyzowanej przed wiekami Irlandii pojawiły się ostatnio próby przywrócenia języka gaelickiego jako oficjalnego języka urzędowego. Jest to język, który się nie rozwija od wieków, a rozumie go niewielki procent populacji. Po co to robić? Po co fundować swoim potomkom getto?


Znam kilka par mieszanych z różnych krajów EU, par nieznających nawzajem swoich języków. Wszystkie porozumiewają się po angielsku, choć nie jest to język, którym rozmawiali w domu ich rodzice. Co ciekawsze, powstają przy tym liczne modyfikacje języka na potrzeby kilkuosobowej społeczności. W myśl zasady, że jeśli brakuje nam słowa, to je sobie wymyślamy. I tak np. zamiast gloves pojawia się handshoes.


Nie ma ucieczki przed ekspansją angielskiego i prawdę mówiąc, jest to ekspansja bardzo korzystna dla wszystkich ludzi Zachodu, również dla Polaków czy Francuzów, którzy znajdują się pod jego presją kulturową. W końcu w języku podobnym do naszego możemy się dogadać na całym świecie. Nie ma co się łudzić, że polski czy nawet francuski mógłby zastąpić angielski. Zastąpić go może kiedyś np. mandaryński, ale im później to nastąpi, tym lepiej.


Nieunikniona jest postępująca anglicyzacja naszego własnego języka. Jesteśmy bombardowani nie tylko słowami i powiedzeniami angielskimi, ale i całymi strukturami gramatycznymi. To nieuniknione, skoro jesteśmy głównie importerem kultury, czytamy po angielsku, a tłumacze bez krępacji stosują kalki językowe.


Język polski zmienia się i bez tego. Biernik, wołacz odchodzą do lamusa na naszych oczach. To nieuniknione i jeśli tego nie zaakceptujemy, staniemy się językowymi dinozaurami. Można narzekać, że plebs niechlujnym wysławianiem się rozregulowuje nam język, ale to nie zmieni biegu wypadków. Powinniśmy raczej skupić się na stworzeniu nowych reguł wypełniania pustki po wymarłych formach, niż udawać, że nie zauważamy zmian.


Istnieje też taki pogląd, że język poprawny, to ten używany. O ile dziś ten, kto mówi „wyszłem”, „poszłem” etc. w sposób jednoznaczny przyznaje się do swojego prostactwa, o tyle już za kilkanaście lat ta skrócona forma odżeńska może się okazać na tyle powszechna, że i my będziemy musieli jej się nauczyć. Podobnie będzie z końcówkami. Powinno się mówić „pokoi” czy „pokojów”? Dylemat zostanie rozwiązany przez uzus i za trzydzieści lat nikt nie będzie pamiętał formy, która przegrała. Choć, obawiam się, będzie jej używało kilku starszych panów z Rady Języka Polskiego. A oni piszą słowniki.


Język musi być żywy. Żywe języki niech istnieją. Martwe niech giną, a wszyscy niech znają jeden wspólny język międzynarodowy. Co należy zrobić z ginącymi językami? Zarchiwizować i zapomnieć. A jednocześnie dołożyć starań, by nasz język polski nie znalazł się na liście zagrożonych. Na masową ekspansję naszej kultury poza granicami raczej bym w przewidywalnej przyszłości nie liczył. Możemy jednak dołożyć starań, by język rozwijał się w swoim naturalnym środowisku, w Polsce.


Oczywiście pamiętam, że np. języka Navaho Amerykanie używali podczas drugiej wojny światowej do kodowania informacji. To właśnie po to należy języki archiwizować.


Obiektywne spojrzenie na problem zupełnie się wysypuje, gdy sprawa dotyczy nas osobiście. Bo czemu Polacy nie mieliby się dać zrusyfikować, skoro Rosjan jest więcej? Odpowiedź brzmi „bo bardzo byśmy tego nie chcieli”.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 03, 2013 06:48

April 2, 2013

Apel do Was (gotowiec)

W imieniu wszystkich, którzy myślą słusznie, my (tu wpisać ogólne określenie „nas”) wyznający poglądy (tu wpisać właściwe poglądy), apelujemy do Was wyznających poglądy (tu wpisać te niewłaściwe poglądy), by zaprzestali wyrażania swoich poglądów, gdyż są one sprzeczne z naszymi poglądami. Wyrażanie poglądów sprzecznych z naszymi poglądami odbieramy jako głęboko niewłaściwe, obraźliwe i w ogóle.


(podpis nieczytelny)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 02, 2013 10:48

March 31, 2013

Premiery wydawnicze kwiecień 2013

Kwietniowe premiery wydawnicze 2012 Szczepan Twardoch

Morfeusz


Awanturnicza powieść o człowieku, który urodził się w złych dla siebie czasach i z artysty uzależnionego od morfiny przemienił się w demonicznego, nieodpowiedzialnego dilera niebieskich tabletek, które ponoć pomagały ujrzeć prawdziwy świat. Jak się szybko okazało, tabletki były na co innego, ale popyt zamiast spadać, rósł.




Kwietniowe premiery wydawnicze 2012 Wit Szostak

Fuga

Bartłomiej Chochoł wraca do swego domu do starego mieszkania w krakowskiej kamienicy. Zastaje pustkę, kurz, przykryte prześcieradłami meble i kompletnie zdezelowaną łazienkę. Jest oczywiste, że musi wymienić płytki i armaturę. Fuga to trzecia i ostatnia część trylogii glazurniczej krakowskiego filozofa. W pierwszej części towarzyszyliśmy bohaterowi podczas wymiany rur, w drugiej instalowaliśmy z nim umywalkę i sedes. Fuga wieńczy dzieło i uszczelnia odstępy między płytkami.

To rasowa literacka kąpiel z bąbelkami.


Kwietniowe premiery wydawnicze 2012Anna Kańtoch

Afroamerykańskie


Galopująca polityczna poprawność wymusiła na wydawcy zmianę tytułu wydania drugiego oraz modyfikacje w cechach niektórych postaci. I tak na przykład ojciec głównej bohaterki okazuje się być steraną życiem Hinduską.


Kwietniowe premiery wydawnicze 2012Witold Jabłoński

Chłopcy


Jest ich siedmiu: sześciu twardzieli i jeden trochę mniej twardy. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych, a prawo istnieje tylko po to, żeby je łamać. Czyżby wzorcowy gang motocyklowy à la Synowie Anarchii? Nie do końca – bo ilu prawdziwych harleyowców używa różowego lakieru do paznokci?


Kwietniowe premiery wydawnicze 2012Dorota Masłowska

Kochanie, zjadłam nasze koty


W najnowszej powieści Dorota Masłowska dowcipnie i wnikliwie przygląda się zmianom nawyków żywieniowych tzw. klasy średniej, młodym, zamożnym ludziom, którzy nie mają pomysłu na to, co zjeść na obiad, gdy schabowy to już za mało jak na ich ambicje. Znajdziemy tu liczne przepisy kulinarne, z czego na szczególne polecenie zasługują kot-lety, a także kotlopsy, pierogi kocierne, rosół z kocierkami, spaghetti kociognese, kotburgery, kot-dogi, kawa kotpuccino z kocim mleczkiem, łapki w galarecie oraz noski pod beszamelem.


Kwietniowe premiery wydawnicze 2012Zarządzanie – antologia


Oto trzynaście tekstów współczesnych polskich pisarzy - o fakturach, przelewach i debetach. Ale to tylko pozory. Opowiadania zamieszczone w Zarządzaniu nie są łatwe do sklasyfikowania, jak na przykład tekst Balcerowicza Gorąco tutaj, który zaczyna się od awarii kserokopiarki i konieczności wezwania serwisanta, a kończy jak zwykle. Ale też umówmy się, teksty są życiowe i szczere. Nadgodzin w biurze nie bierze się po to, by segregować spinacze.


Kwietniowe premiery wydawnicze 2012Kamil M. Śmiałkowski

Piłsudski łowca bolszewików


Któż inny, jak nie Kamil, mógł się podjąć tak karkołomnego projektu literackiego? Wielu próbowało – polegli w przedbiegach. Powieść została zekranizowana w Hollywood. Niestety, jak to zwykle bywa z popkulturową maszyną zmiany adaptacyjne były głębokie i w efekcie z poruszającego i wysublimowanego dramatu psychologicznego w wersji książkowej otrzymaliśmy filmową rąbankę, jakich wiele. Co gorsza marszałka zastąpiono prezydentem a bolszewików wampirami.


Kwietniowe premiery wydawnicze 2012Jarosław Grzędowicz

Księga wiosennych pokemonów


Grzędowicz dla dzieci. Tego nikt się nie spodziewał. Sam autor przyznaje, że pierwotnie planował napisać zbiór opowiadań łączących grozę z makabreską, ale kierunek w jakim poniosła go wena w opowiadaniu Tęczowa łączka zasiał w nim ziarno wątpliwości. Ostatecznie opowiadanie Pluszowy Gapcio szuka poziomek sprawiło, że koncepcja musiała zostać przepracowana od podstaw.


P.S. Zanim potraktujesz poważnie powyższy wpis, sprawdź datę publikacji.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 31, 2013 15:56

Plebiscyt „Fantastyka 2012” portalu Katedra

Zanim do księgarń trafi najnowszy mój zbiór opowiadań Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie, nominację w kategorii “Książka młodzieżowa” w plebiscycie “Fantastyka 2012″ portalu Katedra zdobyła powieść Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci. Warto dodać, że inne nasze teksty również otrzymały nominacje: w kategorii “Książka polska” - Robert M. Wegner za Niebo ze stali oraz Anna Kańtoch za Czarne, w “Opowiadanie polskie” - również Robert M. Wegner za opowiadanie Jeszcze jeden bohater, Łukasz Orbitowski za Kreta i Króla oraz Joanna Skalska za Ducha zemsty, wśród “Antologii” - wyróżniony został zbiór Herosi, a w kategorii “Wydawnictwo” - można głosować na Powergraph. Jeśli czytaliście i Wam się podobało - zachęcam do głosowania! Ale please, bez trzody – każdy głosuje raz. Głosować można tutaj.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 31, 2013 15:10

Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.