Rafał Kosik's Blog, page 66

March 3, 2013

Utopia

UtopiaSeriale brytyjskie są lepsze od amerykańskich. A skoro seriale amerykańskie są najlepsze na świecie (poza brytyjskimi), to mamy już zwycięzcę. Logiczne. W prostej linii od Shakespeare, bez rozbiorów, bez dewastacji tkanki biologicznej narodu, za to z doświadczeniami z licznych podróży wokół całego globu i obcowania z tubylcami, do tego z dystansem i piętrową autokontestacją Brytole muszą być najlepsi. I dlatego własnie seriale brytyjskie są lepsze od amerykańskich.


Utopia to piętrowa historia spiskowa. Coś dzieje się ponad rządami i agencjami wywiadowczymi. Jacyś potężni ludzie zamierzają zrobić coś złego, a jedynym kluczem do ich zdekonspirowania jest tajemniczy manuskrypt-komiks. Nie, nie komiks – graficzna nowela. Rzeczywiście wszystko kręci się wokół serii szkiców obrazów, które najwidoczniej są czymś więcej ponad artystyczną wizją niezrównoważonego grafika. Są dowodem na przestępczą działalność ludzi stojących poza (ponad) prawem, a jednocześnie brakującym ogniwem w wielkim projekcie, co do którego nie ma pewności, czy jest ratunkiem dla ludzkości, czy kolejnym genocydem.


Surrealizm wycieka przez każdy szew tej historii. Bezsensowna brutalność niektórych scen szokuje, lecz mniej niż dłużyzny Dextera. Amerykańskie seriale są korekcone przez księgowych, którzy liczą, ile kosztuje każdy pomysł. Z tego powodu pomysły na trzy odcinki są rozciągane na cały sezon. Brytyjczycy tego nie robią. Pierwszy sezon Utopii to krwisty fabularny befsztyk.



 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 03, 2013 23:34

March 1, 2013

Nowa kieszeń do starej torby

Kieszeń DYI w Timbuk2 Pisałem trzy lata temu o torbie Timbukt2. Używam jej nadal, lecz od pewnego czasu coraz bardziej dawał mi się we znaki brak kieszeni na klapie. Nie ma jej tam, bo to torba zaprojektowana dla kuriera rowerowego, gdy tymczasem ja używam jej nie tylko na rowerze. A nawet głównie nie na rowerze. Postanowiłem kieszeń dodać samodzielnie i postanowienie to przekułem w czyn. Wyszło chyba całkiem nieźle.


Trochę to upierdliwe, otwierać całą torbę, by wyciągnąć gumę do żucia, czy chusteczki. Z powodu braku tej kieszeni Timbukt2 przegrało przetarg, który sam rozpisałem, sam do niego przystąpiłem i sam go rozwiązałem. Przetarg na torbę podróżną na wyprawę do Tajlandii. W efekcie przetarg wygrała torba Maxpedition Mongo, która jest mniejsza, ale ma masę kieszonek.


W Timbuk2 jest wprawdzie kieszeń na drobiazgi, zwana kieszenią napoleońską. Można do niej sięgnąć bez otwierania klapy, jest jednak niestety otwierana w pionie, a podczas jazdy na rowerze suwak znajduje się na dole. Jeśli zapomnimy go zapiąć, cała zawartość wyleci. Trochę lipa.


Oczywiście każdy normalny człowiek kupiłby nową torbę z kieszenią na klapie. Jako że ja nie jestem normalny, bo wyznaję ideologię DIY (Do It Yourself), postanowiłem poświęcić czas nie na łażenie po sklepach, tylko na pracę fizyczną. Koszt suwaka to nie więcej niż 20 złotych, więc w sumie chyba jestem do przodu.


W opisach zdjęć poniżej instrukcja, jak to zrobić samemu. Warto przy tym pamiętać, że jeśli ktoś nie ma doświadczenia w tego typu pracach, łatwo może torbę po prostu zniszczyć.


Torba w stanie pierwotnym


Zakupiłem suwak typu revers (ząbki od spodu) i do tego wodoodporny. Oprócz tego 10-centymetrowa taśma velcro, czyli rzep


Odprułem wszystkie szwy na większej części obwodu klapy


Solidnie to wszystko pozszywane. Koleś, który projektował tę torbę, wcześnie pewnie pracował przy budowie schronów atomowych


Tak wygląda klapa po rozpruciu. Ten biały materiał to warstwa wodoodporna


W dokładnie przemyślanym miejscu dokonałem nacięcia warstwy zewnętrznej. Ważne, żeby z kieszeni dało się korzystać nawet, gdy torba jest zapakowana. To jest point of no return


Tak powinny wyglądać oba końce rozcięcia


Od spodu podwinąłem i zakleiłem superglue materiał tak, by wózek suwaka miał dostatecznie dużo miejsca


Tak to wygląda z wierzchu


Pilnując odstępu między ząbkami a zawinięciem materiału szyłem suwak


Sprawdziłem, czy suwak chodzi płynnie i dla wzmocnienia dodałem drugi szew. Oczywiście trzeba zaszyć również końce suwaka. Widać fastrygę, którą z lenistwa wykonałem zszywaczem biurowym


Szwy równe jak rosyjskie drogi


W kluczowych miejscach wzmocniłem szwy, używając superglue


Czas na rzep. Przyda się do doczepiania moral patchy


Przyszyłem go w takim miejscu, by nie przeszkadzał podczas otwierania klapy - czyli zostawiłem 5 cm luzu z dołu. Przyszyty jest dookoła, a potem jeszcze na krzyż


Zaszyłem klapę i doszyłem lamówkę (to ta mała taśma)


Na koniec przeszyłem obie warstwy klapy nad suwakiem, by zawartość kieszeni nie przelatywała na plecy torby. Taśma klejąca służy za linijkę


Tak torba wygląda po pracach kaletniczych


Jeszcze tylko sznureczek do suwaka i gotowe


It works!

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on March 01, 2013 10:33

February 27, 2013

Fantasta.pl o Verticalu

Vertical - okładkaTym, co najbardziej przemawia podczas lektury Verticala, nie jest wbrew pozorom wizja świata i liczne, obecne zwłaszcza pod koniec książki, zapętlenia czasu i przestrzeni. Rafał Kosik mistrzowsko pokazuje, jak łatwo jest manipulować informacją, a przez tę manipulację sprawować władzę nad przyzwyczajonymi do prowadzenia za rękę ludźmi. (więcej na fantasta.pl…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 27, 2013 08:40

February 19, 2013

Harlem Shake Kosik version


Spieszmy się kochać memy, tak szybko przemijają. Pandemia Harlem Shake rozpoczęła się piątego-szóstego lutego i po dwóch tygodniach zaczyna już słabnąć. Memy giną coraz młodziej.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 19, 2013 11:27

Alternatywy są złe

Felix Net i Nika oraz Świat Zero - okładka[…] odpocząłem, wróciłem do lektury, potem pojawił się pierwszy świat alternatywny (minimalnie różny od naszego), potem drugi, trzeci i nawet nie wiem, kiedy się naprawdę wciągnąłem. Czyli działa. W końcu o to chodzi w powieściach dla młodzieży – żeby zasysało czytelników. A jak przy tym mimowolnie wciągną trochę refleksji, o tym, że świat zdominowany przez reklamy, albo całkiem szary (PRL trwa) mógłby im się jeszcze bardziej nie spodobać niż to, co ich dziś otacza, to jeszcze lepiej. (więcej na wprost.pl…)

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 19, 2013 06:23

February 17, 2013

Bangkok (3)

Bangkok

Bangkok to miasto prawie trzy razy większe od Warszawy. Architektura czasem bywa ładna, czasem brzydka. Za to założenie urbanistyczne niemal zawsze sprawiają wrażenie… jakby ich nie było. Urbanista ograniczył się do wytyczenia dróg i dalej sobie radźcie. Budynki, nawet jeśli każdy z osobna ładny, razem wyglądają jakby znalazły się obok siebie przypadkiem, jakby nawtykano je w bezpańską ziemię bez żadnej koordynacji. Wrażenie chaosu potęguje obstawienie nowoczesnych gmachów kolorowymi straganami, a szklane wieżowce strzelające w niebo spomiędzy rozpadających się ruder wręcz przygnębiają. Wiadukty kolejki nadziemnej SkyTrain nadają Bangkokowi wygląd miasta z filmów złotej ery SF. Blade Runnera można by tu kręcić bez dodawania scenografii i efektów komputerowych. Miejscami nad jezdnią są trzy poziomy wiaduktów, wliczając w to chodnik dla pieszych, na który nie ma miejsca na poziomie zero. Ponad tym wieżowce, poniżej slumsy. Wszystko na raz mieści się w kadrze.


Pociąg jadący piętnaście metrów nad ulicą wydaje się być doskonałym miejscem do podziwiania miasta. Nic z tego, nie pooglądamy sobie widoków. Obowiązującym tutaj zwyczajem jest obklejanie całych pociągów reklamami niemal na 100%, łącznie z szybami. Tzn. coś tam prześwituje, ale tylko tyle, że można się zorientować, czy jest jasno czy ciemno. Pociągi, choć nowoczesne, jeżdżą raczej powoli i zatrzymują się między stacjami z niewiadomych przyczyn. Na peronach narysowane są strzałki, gdzie należy się ustawiać, by nie blokować wyjścia. Pociąg zatrzymuje się więc precyzyjnie co do kilku centymetrów. W porównaniu ze SkyTrainem nowojorski Subway wydaje się reliktem z epoki pary. Tyle, że w przeciwieństwie do Subwaya SkyTrain jest całkowicie pozbawiony kultowości.


Zabawnie działa system sprzedaży biletów na stacjach (przynajmniej na tych, z których korzystałem). Bilety można kupić w dwóch automatach, do których oczywiście stoi wielka kolejka. Obok są okienka, wyglądające na kasowe, ale siedzą w nich ludzie, których jedynym zadaniem jest rozmienianie pieniędzy. Automaty bowiem przyjmują tylko jeden rodzaj monet. PAP (Permanentna Azjatycka Prowizorka) występuje więc na każdym kroku.


Taksówki są bardzo tanie. W przeliczeniu wychodzi ciut powyżej złotówki za kilometr. Warto brać taksówki oznaczone na dachu „Taxi Meter”, co oznacza, że posiadają licznik. W przeciwnym razie trzeba będzie przed podróżą ustalać wysokość opłaty metodą negocjacyjną, co prawie na pewno nie będzie korzystne. Zdarza się, że licznik jest podkręcony. Jeśli cyferki podejrzanie szybko przeskakują, lepiej czym prędzej z takiej taksówki wysiąść. Opłatę za przejazd autostradą z lotniska zazwyczaj pokrywa pasażer.


Buspasów oczywiście tu nie ma, więc taksówki i autobusy stoją w korkach. Można te korki ominąć SkyTrainem. Alternatywą, ułatwiającą omijanie korków, jest tuk-tuk, czyli motoryksza w formie trójkołowego minibusu zrobionego na bazie motoroweru. Tuk-tuk zabiera dwóch pasażerów, ale drogą negocjacji można tę liczbę zwiększyć. Rekord, jaki zauważyłem, to piątka. Jazda tuk-tukiem przypomina trochę gokarty, z dwiema zasadniczymi różnicami – nie my kierujemy i odbywa się to w ruchu ulicznym. Wrażenie jest takie, jakby ten mały wehikuł miał się co chwilę wywalić.


Kierowcy tuk-tuków często mają układy ze sklepami i punktami usługowymi. Tzn. wiozą klienta np. do pracowni krawieckiej zajmującej się szyciem na miarę „markowych” garniturów. Nawet jeśli nie kupisz, tylko pooglądasz, to kierowca i tak ma z tego kasę. Ot, taka analogowa wersja bannerów reklamowych w które niechcący klikasz. Za dwie takie wizyty można mieć kurs za darmo. Oczywiście żadną miarą się to nie opłaca, bo zamiast jechać do celu kwadrans, zmitrężymy godzinę na objazdach. Ale… polecam wrzucenie na luz i dostosowanie się do pokrętnego myślenia Azjatów. Tam nie ma sensu się nigdzie spieszyć.


Tuk-tuki należy traktować jak atrakcję turystyczną, bo podróż nimi, choć szybsza, zwykle i tak wychodzi drożej niż taksówką. Jeśli kogoś nie zadawala nawet taki sposób omijania korków, może wziąć taksówkę motocyklową. Jest jednopasażerowa. Tego sposobu nie próbowałem. W obu przypadkach jedyną metodą ustalenia wysokości wynagrodzenia jest targowanie się. Nie lubię się targować. Jak ktoś lubi, niech się bawi. Cena wyjściowa podana przed tuk-tukarza zapewne będzie kilkukrotnie zawyżona.


Choć ruch uliczny bardziej przypomina ten moskiewski niż berliński, to jednak jest to chaos ograniczony. Czasem komuś puszczają nerwy i przejeżdża na czerwonym, jeśli to pali się zbyt długo. A nagminnie pali się zbyt długo. Inżynieria ruchu nie jest mocną stroną Bangkoku i zdarzają się zmiany świateł, na które trzeba czekać i pięć minut, o czym uczciwie informuje licznik na sygnalizatorze. Bywa, że równocześnie pali się czerwone dla samochodów i czerwone dla pieszych. Pokonanie bardziej skomplikowanego skrzyżowania po przekątnej może zająć dwadzieścia lub więcej minut. Nic więc dziwnego, że ludzie przechodzą na czerwonym. Kilka razy spotkałem się z osobliwym rozwiązaniem, lub raczej jego brakiem. Otóż na dość skomplikowanych skrzyżowaniach niektóre z przejść dla pieszych pozbawione są sygnalizacji, a niektóre ją posiadają. PAP dotyczy tam wszystkich aspektów życia.



Myślałem, że Bangkok będzie miastem niecichnących klaksonów. Nic podobnego. Jeździ się tu niemal po europejsku. I wprawdzie liniami ciągłymi ani zachowaniem bezpiecznej odległości od innego pojazdu nikt się nie przejmuje, to jednak poruszanie odbywa się w miarę kulturalnie. Obowiązuje zasada pola siłowego otaczającego pojazdy, a parametry tego pola są określane przez wielkość pojazdu, stopień jego zdezelowania, skill kierowcy oraz jego determinację.


Obok wielkich SUV-ów jadą w tym samym tempie poobijane autka miejskie. Dominują marki japońskie, głównie Toyota, która zmonopolizowała taksówki. Sama Toyota to ponad 70% wszystkich samochodów. Kolejne 20% to Nissan, Honda, Mitsubishi i Isuzu. W pozostałych 10% jest trochę Fordów, Chevroletów, Mercedesów, BMW i Volvo. Innych marek europejskich ani amerykańskich praktycznie nie widać. Bardzo popularne są pick-upy, z których 95% to Toyota Hilux. Hiluxy występują tu również z nadwoziami typu kombi, czyli w wersji nieznanej w Europie. Z obowiązku kronikarskiego zapiszę, że widziałem cztery Jeepy i trzy Land Rovery.


Ciekawe są dwa dodatkowe lusterka parkingowe, w które często wyposażone są SUV-y i busy. Jedno, blisko przodu samochodu po stronie przeciwnej od kierowcy, pomaga ocenić odległość od krawężnika i chyba od obiektu przed samochodem. Drugie nad tylnym oknem zastępuje kamerę cofania. Chciałem coś takiego założyć w swoim samochodzie, a tu proszę – ktoś wymyślił to przede mną.


Jazda na pace picku-upa to zwyczaj powszechny, podobnie jak wykorzystywanie pobocza jako dodatkowego pasa. Pojęcie bezpieczeństwa jest tu rozumiane nieco inaczej niż u nas. W taksówkach często nawet nie ma pasów na tylnych fotelach. Co ciekawe, kierowca zawsze jeździ zapięty, choć i tak mu to nie pomoże, jeśli pasażer za nim będzie nieprzypięty. Ale, o czym ja piszę? Tu nawet na łodziach nie ma kapoków ani kół ratunkowych, a zdarzają się chodniki na wiaduktach bez barierek.


Samochody nie wjeżdżają na chodniki. Wręcz przeciwnie, to piesi często używają skrajnego pasa jako rozszerzenia chodnika. W wielu miejscach knajpki uliczne wystawiają stoliki właśnie na jezdnię (bo cały chodnik zajęły garkuchnią). Czasem skuterzystom i motocyklistom zdarza się ominąć chodnikiem takie niespodziewane przeszkody, jak np. ruch jednokierunkowy. Nikomu też nie przeszkadza murowany kiosk postawiony na rogu ruchliwego skrzyżowania w taki sposób, że dla pieszych zostaje pół metra.


Ruch jest niestety lewostronny.


Dodatkowe lusterko do parkowania


Dodatkowe lusterko do parkowania


Półmetrowy krawężnik


DIY blokada na koło


Samochody bywają tu w bardzo różnym stanie technicznym


Jedyna barierka na wiadukcie to krawężnik


Bangkok


Bangkok


Tramwaj wodny


Bangkok


Prom kursujący między brzegami Menamu


Posadowienie przystani pontonowej


Prom


Znak, którego trochę brakuje w naszym kodeksie


Emocje jak na rajdzie - dodatkowy zestaw wskaźników pokazuje wartości zawyżone mniej więcej trzykrotnie. Zdarza się, że taksometr działa podobnie


Wnętrze taksówki


Pickup to normalny środek transportu


Tuk-tuk


Tuk-tuk


Autobus miejski w Bangkoku


Budka, którą trzeba obejść po jezdni


Slalom między przeszkodami na chodniku


Wiadukt Skytrain


Wiadukt Skytrain


Zupełnie nie azjatycki porządek przy wsiadaniu


Bangkok


Bangkok


Bangkok

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 17, 2013 12:43

February 15, 2013

Inova Microlight / Night Ize

Night Ize Kolejna mała latarka, która niespodziewanie okazuje się być przydatnym gadżetem. Przedtem używałem kilku modeli tanich latareczek, które albo się psuły, albo rozlatywały, albo urywały z mocowania. To bździdło od dwóch lat jeździ przypięte do mojego plecaka. Moknie i uderza o okoliczności przyrody a wciąż działa.


Night Ize / Inova Microlight to zdaje się są dwa brandy różniące się tylko nazwą. Mam dwie takie latareczki. Jedną (Night Ize) kupiłem w USA, drugą (Inova Microlight) w Europie. Różnice między nimi są na tyle drobne, że chyba nie należy się nimi przejmować Za zasilanie odpowiadają dwie baterie CR2016 i nie wiem, na jak długo wystarczają, bo jeszcze nie musiałem ich wymieniać. Latarka posiada trzy tryby pracy: słaby, słabszy i przerywany. Nie nadaje się oczywiście na główną latarkę. Ona służy raczej do poświecenia do wnętrza plecaka lub jako latarka-brelok do kluczy.


Dostępnych jest trochę akcesoriów, zamieniających Inovę na przykład w lightstick. Ja używam latarki, właściwie dwóch latarek, w wersji przypinanej karabińczykiem do torby/plecaka oraz z elastycznym statywem do ustawienia jej na stole lub przymocowania do gałęzi, nadgarstka, rury. W obu wersjach spisuje się nieźle.


Inova Microlight


Inova Microlight


Inova Microlight


Inova Microlight

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 15, 2013 18:12

February 14, 2013

Zupa cebulowa

Zupa cebulowaZupa cebulowa to danie francuskie, które bardzo ładnie przyjęło się w kuchni polskiej. Jest tanie i proste do przyrządzenia, choć do lekkostrawnych bym go nie zaliczył. Jak zwykle w przypadku tak popularnych dań, istnieje wiele wersji przepisu. Mój przepis jest dopracowany przez lata, więc śmiało możemy założyć, że to jest wersja najlepsza.





Składniki na 1.5 litra:
0.5 kg cebuli
łyżka masła
włoszczyzna na bulion (z bólem można zastąpić trzema kostkami warzywnymi)
szklanka białego wina
białe pieczywo
ser żółty (do posypania)
ewentualnie łyżka mąki do zagęszczenia
ewentualnie czosnek
przyprawy: pieprz, sól, tymianek, ziele angielskie (5-10 ziarenek), liść laurowy

Czas przygotowania: 1 godzina






Zupa cebulowa Obraną i umytą włoszczyznę (marchewka, pietruszka, seler) gotujemy w półtora litra wody mniej więcej 45 minut. Jeśli zdecydujemy się na kostki rosołowe to oczywiście tak długie gotowanie jest do pominięcia, przy czym nie do pominięcia będzie spadek jakości zupy. Dodajemy liść laurowy i ziele angielskie.




Zupa cebulowa Siekamy cebulę dość drobno.




Zupa cebulowa Cebulę podsmażamy na masełku na małym gazie. Ma się zeszklić a potem ściemnieć, a nie przypalić. Po kilku minutach możemy dowalić tam pokrojony czosnek.




Zupa cebulowa Gdy cebula już zbrązowieje, możemy dodać łyżkę mąki i podsmażyć chwilę. Możemy, nie musimy. Potem dodajemy białe wino, to już koniecznie.




Zupa cebulowa Po kilku minutach, gdy wino się zredukuje, zawartość patelni przelewamy do gara. To dobry moment, by dodać tymianek.




Zupa cebulowa Mamy teraz trochę czasu, by pokroić w plasterki bułkę. Zamiast w plasterki, można pokroić w kostkę.




Zupa cebulowa Opiekamy w opiekaczu lub na patelni.




Zupa cebulowa Z zupy usuwamy włoszczyznę, liść laurowy i ziele angielskie. Oczywiście wygodniej było to zrobić przed wrzuceniem cebuli, ale tak proces gotowania trwa krócej. Dodajemy pieprz i sól.




Zupa cebulowa Nalewamy do talerza, wkładamy grzankę tak, by nie utonęła, posypujemy tartym serem i ładujemy do opiekacza. Ser powinien się rozpuścić i lekko zbrązowieć. Wprawdzie na zdjęciu jest kuchenka mikrofalowa, ale należy używać wyłącznie funkcji opiekania, bez mikrofal.




Zupa cebulowa Szczerze powiedziawszy, opalarka do drewna załatwia temat znacznie szybciej.




Zupa cebulowa Na koniec możemy przyozdobić zupkę czymś zielonym. Jeśli końcowe etapy przeprowadziliśmy sprawnie, to być może nawet grzanka nie zamieniła się w mokry kapeć.



Niektórzy dodają do zupy sok z cytryny i cukier lub miód. Sprawdźcie sami, czy Wam to zasmakuje.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 14, 2013 15:58

February 13, 2013

Głos Kosika

Głos KosikaJakoś wcześniej wyleciało mi z głowy, że miałem podlinkować coś ciekawego. Teraz doznałem zwarcia pamięci masowej i mi się przypomniało. W zeszłym roku na osiemnaste urodziny dostałem dość niezwykły prezent - książkę. Książkę napisaną specjalnie dla mnie. Mój egzemplarz jest papierowy, ale istnieje też ogólnodostępna wersja elektroniczna, którą możecie pobrać stąd. Nie będę Wam opowiadał, co jest wewnątrz. Sprawdźcie sami.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 13, 2013 15:57

February 12, 2013

Abdykacja

Abdykacja

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 12, 2013 00:32

Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.