Rafał Kosik's Blog, page 65
March 30, 2013
Pakiety memowe
Światopogląd to w gruncie rzeczy przypadkowe zbitki idei powstałe bez ustalonego z góry planu, w wyniku doświadczeń życiowych. Jest w porządku, jeśli skleciłeś je sam, po amatorsku. Gorzej jeśli przyjąłeś gotowy pakiet i nie zauważyłeś, że jest pełen błędów. Sprzeczności wewnątrz pakietów memowych może zauważyć ktoś, kto patrzy na to z boku i nie wyznaje tych konkretnych poglądów. Taki ktoś powie „Hej, nie możesz przecież jednocześnie popierać blokady gospodarczej Kuby i palić kubańskich cygar”. (więcej w kwietniowym wydaniu Nowej Fantastyki…)
Lepimy baranka
March 29, 2013
Wesołych Świąt!
March 27, 2013
Felix Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie
Teraz już oficjalnie mogę potwierdzić, że kolejny tom FNiN, tym razem zbiór opowiadań, ukaże się wkrótce. Będzie zawierał osiem opowiadań. Cztery z nich być może niektórzy z Was znają z zeszytów, które mogliście zdobyć na konwentach fantastyki lub targach książki. A okładka prezentuje się tak.
March 17, 2013
Black Mirror
Brytyjski serial Black Mirror nie jest to właściwie serialem. Jedyne trzy odcinki pierwszego sezonu są osobnymi historiami z osobnymi aktorami, a ich akcja rozgrywa się w trzech różnych miejscach i czasach. Co je łączy? Spojrzenie w przyszłość, w czarne zwierciadło, w którym zobaczycie gdzie prowadzi nas obecna droga rozwoju technologicznego i kulturowego. To, co ujrzycie, na pewno się Wam nie spodoba. Gwarantuję.
Black Mirror to głębokie socjologiczne science fiction. Ten gatunek nie jest ostatnio zbyt popularny w naszym kraju. Wyjaśnienie, dlaczego tak się dzieje, zawarte jest w samym serialu. My ciągle zachłystujemy się tym, co w ciut bardziej rozwiniętych społeczeństwach zaczyna się już przejadać. Nadal widzimy nieograniczone możliwości tam, gdzie pora już wypatrywać pułapek.
Na początek czasy niemal współczesne. Wszechmocne media, starej i nowej generacji, odpowiednio użyte potrafią wywrócić istniejący ład polityczny w ciągu kilku godzin. Bezrefleksyjni pochłaniacze medialnej papki pod wpływem impulsu mogą zmieniać poglądy, jak zmienia się nastrój. Politycy już nawet się udają, że chodzi im o coś poza utrzymaniem się na szczycie. Zrobią dokładnie wszystko, co konieczne do realizacji tego celu, a potem z uśmiechem będą zapewniać, że nic się nie wydarzyło.
W drugim odcinku mamy przykrość obserwować ludzi zredukowanych do roli bezmyślnych konsumentów. Największą popularnością cieszy się prymitywny show w rodzaju Idola czy Xfactora. Największym marzeniem i celem życiowym konsumentów jest znalezienie się po drugiej stronie ekranu, czyli uczestnictwo w show i współtworzenie prymitywnego contentu.
Trzecia historia to świat bez prywatności. Całe życie człowieka jest zapisywane w urządzeniu przypominającym komplant i w każdej chwili może zostać odczytane. Taka czarna skrzynka wymusza szczerość, a przecież ludzie nie mogą żyć bez swoich małych i większych tajemnic. Depresja u widza jest nieunikniona.
Jak bardzo politycy mogą się zeszmacić, by utrzymać wysokie wyniki sondaży? Jak łatwo sprzedajemy swoją wolność i ideały za ochłapy przywilejów? Czy możliwość poznania cudzych tajemnic może sprawić, że poczujemy się bezpieczniejsi i szczęśliwsi? Odpowiedź na każde z tych pytań może nas w pierwszym momencie zaskoczyć. Po chwili zastanowienia zauważymy, że wystarczy przyszłość pokazaną w Black Mirror pozbawić technologicznych gadżetów, a otrzymamy naszą codzienność.
March 12, 2013
Ingerencja z góry
To, jak wykuto wielkie posągi z Wyspy Wielkanocnej, nie budzi specjalnych wątpliwości. Wielką tajemnicą przez lata był za to sposób transportu gotowych rzeźb ważących kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt ton. Teorii było wiele, łącznie z tą, która przedstawiała mozolne przesuwanie posągów po rolkach wykonanych z pni drzew. To tłumaczyło również współczesny brak drzew na wyspie. Piękna teoria, lecz raczej nieprawdziwa.
Prób naśladowania starożytnych twórców wielkich konstrukcji było wiele. Zwykle kończyły się fiaskiem, ponieważ rekonstruktorzy, uwięzieni w okowach współczesnej wiedzy, nie potrafili się wyzbyć naszej filozofii rozwiązywania problemów, czyli siła–przekładnia–dźwignia. A jeśli się nie udaje, to… większa siła–większa przekładnia–większa dźwignia. Jeśli nadal nie działa, to dynamit. Powstawały więc dźwigi budowlane z drewna, którym za napęd służyli ludzie i transportery rolkowe rodem z fabryki butelek. Niektóre z tych pomysłów nie wyszły poza etap projektów, lub – co gorsza – poza rysunki z książeczek dla dzieci. Gdybyśmy używali podobnej metody przy rekonstrukcji rzymskiego rydwanu, wyszedłby nam samochód rodziny Flinstonów.
Nasza wiedza o zaginionych cywilizacjach jest wyrywkowa i oparta na chwiejnych podstawach. A skoro rzetelne metody badawcze zawodzą, zaczynają się rodzić najdziwniejsze teorie paranaukowe.
Mamy starożytnych Egipcjan, którzy w powszechnym mniemaniu są gdzieś tak w połowie drogi rozwoju między szympansem a człowiekiem współczesnym, i mamy kawał kamienia, ciężki jak pomnik nagrobny Kim Ir Sena. No przecież na zdrowy rozum jest jasne, że jakby się nie zaparli, to kamienia nie ruszą. Najpewniej więc – open your mind – skorzystali z uprzejmości Obcych, podczepili kamulce pod latające talerze i tadam! jest piramida.
Być może wiedza starożytnych stała na wiele wyższym poziomie, niż nam się wydaje. Być może również byli oni o wiele bardziej pomysłowi od nas. Skoro nie mieli wsparcia ciężkich maszyn budowlanych ani programów CAD, to ich ciąg myślowy nie był co chwilę przerywany westchnieniami „Szkoda, że nie możemy użyć wózka widłowego”. A co, jeśli maszyny nie były wcale potrzebne?
Weźmy bliższy nam przykład: rzucamy psu piłkę, pies ową piłkę łapie w powietrzu i aportuje. Możemy zabazgrać kilka tablic wykresami i doprowadzić do wielu kłótni na forach dla jajogłowych. Klapkoocy naukowcy odpowiedzą po tygodniach dyskusji, że pies jest za głupi, nie zna wyższej matematyki, koniecznej do obliczenia trajektorii, ergo nie może złapać piłki. No ale sam mam psa i wiem, że łapie piłkę całkiem nieźle (gorzej z aportowaniem).
Większość problemów można rozwiązać na dwa sposoby: siłą lub inteligencją. Nawet prosty robotnik wie, jak samodzielnie przemieścić ciężką beczkę – przechylić ją i przetoczyć na rancie. W podobny sposób grupa badaczy dokonała pierwszej wiarygodnej rekonstrukcji transportu posągów moai z Wyspy Wielkanocnej. Wystarczyły trzy liny, w miarę twarde podłoże i około dwudziestu osób, które w odpowiedniej kolejności pociągały za te liny. Kilkutonowy moai w pozycji pionowej (!) kolebał się na boki i całkiem sprawie „kroczył” tempem spacerującego człowieka. Tak proste, że aż trudno uwierzyć, prawda?
Wszystkich przebił pewien amator, który w swoim ogródku buduje kopię kamiennego kręgu w stylu Stonehenge. Wszystkie prace wykonuje w pojedynkę i bez jakichkolwiek narzędzi, których użycie wymagałoby czegoś ponad siłę mięśni. Okazuje się, że do przemieszczania kilkutonowego bloku skalnego po twardym podłożu wystarczy odpowiednie operowanie środkiem ciężkości. Praca może mozolna, ale nie wymaga wózka widłowego.
Niezależnie od tego, czy rzeczywiście przed setkami, tysiącami lat stosowano takie właśnie czy podobne metody inżynieryjne, pewne jest jedno – ingerencja z góry nie była konieczna, by powstały wszystkie wspaniałe dzieła naszych przodków. Wystarczył łeb na karku.
Za kilka tysięcy lat jakiś ambitny archeolog stanie przed zadaniem zebrania i uporządkowania strzępków wiedzy o nas. Znajdzie warsztat kowalski z początku XX wieku i stwierdzi, że nie różni się znacząco od tego starszego o pół tysiąca lat. Następny strzęp wiedzy będzie pochodził z roku 2012 i będzie nim odkopany w centralnej Europie smatrfon z czterordzeniowym procesorem i strukturą wewnętrzną uporządkowaną niemal na poziomie atomowym. Gdy zacznie kopać głębiej, dotrze do Wielkiego Zderzacza Hadronów i zgłupieje. Jak to? Od podkowy do inżynierii kwantowej w sto lat? W życiu! Ktoś z góry musiał w tym maczać macki.
Czy tego rodzaju teorie szkodzą komukolwiek? Sądzę, że nie. Masy żądają sensacji i prostych acz atrakcyjnych wyjaśnień. Więc je dostają. Dla ludzi na poważnie interesujących się historią cywilizacji nie powinno mieć to znaczenia. Nie brakuje osobników traktujących nawet Władcę Pierścieni jako książkę historyczną (przecież powszechnie wiadomo, że kuchnia śródziemnomorska pochodzi ze Śródziemia). No OK, może być zdeczka przykre, kiedy cię stawiają w jednym rzędzie z kimś, kogo sam uważasz za szarlatana, ale i to idzie przewalczyć.
Danikena nie przestałem lubić po latach. Nadal jest dla mnie wizjonerem. Po prostu w mojej bibliotece przemigrował z półki popularnonaukowej na fantastycznonaukową.
March 11, 2013
Pyrkon 2013
W tym roku również odwiedzę poznański Pyrkon. Tym razem będzie skromnie (co mnie wielce cieszy), bo wezmę udział jedynie w dwóch punktach programu. Jeżeli nic się nie zmieni, będą to:
► 13/03/22 (piątek) 20:00 - spotkanie autorskie
► 13/03/22 (piątek) 21:00 - panel „Magia czy nauka”
Zainteresowanych zapraszam.
March 10, 2013
Pierogi ruskie
Powinienem ten przepis wrzucić siedemnastego września, ale nie chciało mi się tyle czekać. Pierogi ruskie są dosyć łatwe do przyrządzenia, choć trzeba się przy nich trochę namachać. W sumie jest to ten rodzaj dania, który można spokojnie kupić w sklepie. Jeśli pierogi kupne będą dobrej jakości (mrożonych nie polecam), przewaga tych domowych w smaku będzie niewielka. Ale satysfakcja i odstresowanie przy zamienianiu kuchni w upaprane mąką pobojowisko – bezcenne.
Składniki na ~20 pierogów. Ciasto:
500 g mąki pszennej
ciepła woda
trochę soli
Farsz:
1 kg ziemiaków
400 g tłustego twarogu
2-3 cebule
masło do podsmażenia cebuli
przyprawy: pieprz, sól
Sos (opcjonalnie):
2 cebule
100 g boczku
300 g kwaśnej śmietany
Czas przygotowania: 60-90 minut
Podane proporcje składników na farsz nie są dogmatyczne. Można eksperymentować. Sos również jest tylko propozycją.
Pokrojoną drobno cebulę podsmażamy na maśle. Ziemniaki gotujemy najzupełniej normalnie.
Gdy ziemniaki się ugotują, gnieciemy je również najzupełniej normalnie i odstawiamy na kilka minut do przestygnięcia.
Mieszamy ziemniaki, twaróg, cebulkę. Dodajemy pierz i sól. Pieprzu powinno być sporo.
Formalnie powinno się ten farsz przepuścić przez maszynkę do mięsa, ale ja zadowoliłem się zwykłym mixerem. To moment, by farsz dosmaczyć.
Powinna z tego wyjść w miarę jednolita masa. Jeśli zamiast tłustego twarogu użyjemy półtłustego, będą widoczne grudki, a smak nieco zubożeje. Stosowanie chudego twarogu nie ma sensu.
Czas na ciasto. Mąkę mieszamy z ciepłą (ale nie gorącą) wodą i szczyptą soli.
Jeżeli ciasto ma konsystencję ektoplazmy i lepi się do rąk, dosypujemy mąki i mieszamy dalej. Finalnie powinno się zachowywać jak miękka plastelina i nie kleić się do otoczenia.
Brudzenie domu zaczynamy od rozsypania cienkiej warstwy mąki na blacie. Jak ktoś ma stolnicę, może jej użyć, ale wtedy pobojowisko będzie wyglądało mniej efektownie.
Od masy macierzystej oddzielamy fragment ciasta wielkości, powiedzmy, pączka.
Pączek rozwałkowujemy na placek o grubości około 2 mm. Jeśli będzie się kleił do wałka, pomoże posypanie mąką.
Szklanką albo kubkiem wycinamy okrągłe protopierogi.
Zbieramy nadmiar ciasta i odkładamy do masy macierzystej.
Układamy farsz w ilości mniej więcej takiej, jak na zdjęciu.
Protopieróg zawijamy wokół farszu…
… i dwoma palcami mocno zaklejamy krawędzie. Ważne, żeby farsz nie dostał się między obie powierzchnie, bo pieróg się rozwali.
Jeśli mamy kłopoty z klejeniem, możemy użyć zszywacza biurowego. Żartuję. Możemy użyć gotowej foremki do pierogów, dostępnej w każdym chyba sklepie z garnkami, łyżkami i innym kobiecymi gadżetami.
I oto protopieróg stał się pierogiem. Jeszcze go nie jedzcie.
Pierogi układamy w poczekalni na posypanym mąką blacie.
Gdy jest tych pierogów już sensowna ilość, wrzucamy je do gotującej się wody i gotujemy przez pięć minut. To czas, by przygotować kolejne protopierogi i powtórzyć operację.
Dodanie do wody małej ilości oliwy zmniejszy współczynnik wzajemnej zlepialności pierogów po wyjęciu ich z garnka. Tak przynajmniej sądzę, a ja zwykle mam rację.
Pierogi wyjmujemy łyżką cedzakową.
I pierogi są gotowe. Im mniej wody trafi na talerz, tym lepiej. Jeśli nie zamierzamy ich od razu zjeść, dobrze jest po kilku minutach obrócić je na drugą stronę. To zmniejszy prawdopodobieństwo zlepiania się. Być może dobrym sposobem byłoby spryskanie ich cienką warstewką oliwy. Nie sprawdzałem.
W zasadzie pierogi można by zjeść już teraz, ale lepsze będą ubogacone np. boczkiem i cebulką.
Pokrojony boczek podsmażamy, by wytopić tłuszcz.
Dodajemy pokrojoną cebulkę.
Moim zdaniem pierogi wiele zyskują, jeśli się je podsmaży – można to zrobić na tej samej patelni po zsunięciu boczku i cebulki na bok. Jeśli ktoś nie lubi podsmażania, a pierogi trzeba odgrzać, można to zrobić w mikrofalówce lub gotując je ponownie przez dwie minuty.
Jeśli jednak wybierzemy opcje podsmażania, pierogi trzeba ze dwa razy odwrócić. Stopień podsmażenia zależy od indywidualnych upodobań, doświadczeń życiowych, poglądów politycznych i ilorazu inteligencji. Najinteligentniejsi podsmażają na lekko złoty kolor. Ja też tak podsmażam.
I w sumie to już. Można dodać ociupinkę soli i pieprz.
Alternatywą dla cebuli i boczku jest roztopione masło z pieprzem, ale mnie to nie przekonuje. Lepiej do cebuli (może być bez boczku, podsmażona na maśle) dodać łyżkę kwaśnej śmietany i podgrzać na patelni. Można też polać je zimną kwaśną śmietaną o konsystencji syropu.
Cebula ze śmietaną to jest chyba najlepszy sposób podawania pierogów ruskich, choć śmietana na zdjęciu mogłaby być rzadsza.
Aha, jeszcze zbliżenie na owoc kunsztu kulinarnego autora. Smacznego!
March 9, 2013
Literackie rzucanie mięsem
Wydaje mi się, że autor musi mieć pewne poczucie odpowiedzialności za to, co pisze. Szczególnie jeśli pisze dla młodych ludzi. W końcu jest to też element wychowania. Z drugiej jednak strony nie można sprowadzać literatury do narzędzia edukacyjnego. Jeżeli się na to zgodzimy, to zaraz pojawi się lista instrukcji, co książka powinna zawierać, a czego nie może. Gdybym chciał się stosować do sugestii ludzi przekonanych, że mają monopol na serwowanie dyrektyw moralnych, to doszedłbym do wewnętrznej sprzeczności. Jedni chcą więcej przekleństw, inni nie chcą ich wcale. Ale to dopiero początek listy życzeń. (więcej w marcowym wydaniu Nowej Fantastyki…)
March 8, 2013
Felix, Net i Nika oraz Romantyczny Interdyscyplinarny Projekt
Oto fragment opowiadania, które ukaże się w zbiorku „Nadprogramowe Historie” w maju 2013. Enjoy!
Dyrektor magister inżynier Juliusz Stokrotka wsparł się o stół dłońmi ułożonymi w pięści i powiódł wzrokiem po podwładnych siedzących przy zestawionych w wyspę stołach w pokoju nauczycielskim. Wsparł się dokładnie w sposób, opisany w rozdziale Atawizm stosowany z Podręcznika naturalnego przywódcy – ostatnio ulubionej lektury dyrektora. Rozdział opatrzony był kilkoma zdjęciami ilustrującymi sposób ułożenia dłoni i kąt pod jakim powinny się znajdować ramiona, by pozycja była jak najbardziej władcza. Jedno ze zdjęć przedstawiało goryla – skutecznego przywódcę stada, który opierał się w ten właśnie sposób. Dyrektor patrzył władczo przez równe piętnaście sekund, czyli optymalny czas, by wzbudzić szacunek, a jeszcze nie znudzić, po czym wyprostował się i nabrał powietrza, by jeszcze podnieść napięcie.
Kilkanaście par oczu wpatrywało się w niego. Dyrektor otworzył usta, by zacząć wzbudzającą szacunek kwestią, gdy…
– Juliuszu, coś ci dolega? – zapytała ze szczerą troską Cecylia Bąk, matematyczka, zwana przez uczniów Ekierką. – Jakoś tak się… nadymasz.
Dyrektor wypuścił powietrze i stwierdził, że zupełnie wypadł z nastroju.
– Nie, nic mi nie jest – odparł z niezadowoleniem. – Głównym tematem dzisiejszej rady pedagogicznej będzie zagadnienie przewagi interdyscyplinarnej pracy projektowej nad tradycyjnymi metodami nauki.
– Też przeczytałeś ten artykuł w „Wiedzy i Życiu”? – zapytał Antoni Czwartek, fizyk.
– Czytałem – pufnął ze złością Stokrotka. – Ale i tak… wiele o tym myślałem. Już wcześniej oczywiście myślałem. Artykuł tylko mnie utwierdził w tym, że mam rację.
Wyraz twarzy fizyka świadczył o tym, że nie wierzy w te wyjaśnienia. Nie powiedział tego na głos.
– Artykuł upewnił mnie – dyrektor próbował odzyskać postawę wzbudzającą szacunek – że wtłaczamy naszym podopiecznym informacje, których nie rozumieją. Chemia na przykład. Te wszystkie wzory…
– Nie mam czasu ich uczyć rozumienia chemii – zauważyła pani Czartoryska, chemiczka. – Muszę realizować program nauczania.
– Zawsze mi się zdawało, że powinniśmy uczyć dzieciaki rozumienia świata – wtrącił fizyk.
– Powinniśmy im załadować do głów zawartość podręcznika – odparła surowo chemiczka. – Literka po literce i cyferka po cyferce. Ani mniej, ani więcej. Tego wymagają testy gimnazjalne.
Fizyk pokręcił głową, nie chcąc ciągnąć dyskusji skazanej na brak rozstrzygnięcia.
– Jedno nie przeczy drugiemu – ostrożnie potwierdził dyrektor. – Interdyscyplinarna praca projektowa polega na tym, żeby każdego dnia każda klasa na wszystkich przedmiotach zajmowała się tym samym projektem. W dużym uproszczeniu. Kolejne lekcje powinny stać się jednym… ciągiem edukacyjnym.
– Rozwiązywanie zadań matematycznych i deklamowanie wierszy podczas biegu na sto metrów? – Pan Borkowski, nauczyciel wychowania fizycznego zachichotał i rozparł się wygodniej na krześle, aż to zatrzeszczało ostrzegawczo. – To może być ciekawe.
– Nie to miałem na myśli. Kolejne przedmioty razem będą tworzyć… całość.
– To nam wywróci do góry nogami program nauczania – stwierdziła zimno Konstancja Konstantynopolska, geograficzka. – Przypominam, że to ty się będziesz tłumaczył przed kuratorium.
Stokrotka spojrzał na nią zaskoczony. O tym nie pomyślał wcześniej. Szybko jednak zebrał się w sobie i lekko zmarszczył brwi, co według Podręcznika naturalnego przywódcy miało mu nadać wyraz zatroskanego o losy świata odpowiedzialnego lidera opinii.
– Eksperyment potrwa jeden dzień. – Władczym gestem uciął dyskusje, choć akurat nikt nie dyskutował. Ekierka miała taką minę, jakby żałowała, że nic nie mówiła i nie mogła zamilknąć pod wpływem tego władczego gestu. – Wybierzemy jedną klasę… To znaczy, ja wybiorę jedną klasę i na niej przetestujemy nowy sposób nauczania. Może… – Jego wzrok padł na panią Jolę Chaber, polonistkę. – Może twoja klasa się nada. Nie, nie tylko może. Na pewno się nada.
– Ale… – zaczęła zaskoczona nauczycielka.
– Postanowione. – Stokrotka ponownie władczym gestem uciął dyskusję, zanim ta się wywiązała, i usiadł. – Musimy tylko wybrać temat projektu.
– Coś romantycznego – zaproponowała natchnionym głosem Zuzanna Zdrój, plastyczka. – Coś romantycznego i eterycznego. Dusze. Ich dusze muszą popłynąć za umysłami.
Wuefista spojrzał na nią pobłażliwie.
– Romantyczne pływanie stylem grzbietowym?
– Ja mam z nimi fizykę – odezwał się Czwartek. – Fizyka to mało romantyczny przedmiot.
– Och, coś wymyślicie. – Plastyczka wykonała gest, jakby strząsała z palców niewidzialną rosę. – Na pewno są romantyczne doświadczenia z sześcianami albo z butlą gazu doskonałego. Istnieją też gdzieś uduchowione dyscypliny sportowe. Wystarczy poszukać na dnie serca.
– Na dnie serca można znaleźć złogi cholesterolu, droga Zuzanno – pan Borkowski sprowadził ją na ziemię.
– Ciało, ciało… – Plastyczka oklapła i zapatrzyła się w swoje pomalowane na błękitno paznokcie. – Tylko cielska cielesność organizmu cię interesuje.
– Wychowanie fizyczne nie polega na zbijaniu eterycznych bąków.
Plastyczka mimo wszytko posłała mu ukradkowy uśmiech, który trwał ledwie ułamek sekundy i chyba nikt poza jego adresatem go nie zauważył.
– Moi drodzy. – Dyrektor wstał. – Zbliżają się Walentynki, więc Romantyczny Interdyscyplinarny Projekt jest w sam raz. W skrócie RIP, nawet ładnie brzmi.
Pani Christina, nauczycielka angielskiego, wahała się chwilę, czy nie wyjaśnić, że po angielsku skrót RiP oznacza „spoczywaj w pokoju”, czyli „świętej pamięci”. Nie zdecydowała się na to.
– Jaką pierwszą lekcję ma jutro druga „a”? – zapytał dyrektor.
– Matematykę – powiedziała entuzjastycznie Cecylia Bąk. – Podejmę się tego zadania. Coś… wymyślę.
– Drugą mają geografię – odparła pani Konstantynopolska. – Nie mam zamiaru uczestniczyć w tym kretyństwie.
– Aaa… No dobrze, to przełożymy to na piątek – zdecydował Stokrotka. Cecylia posmutniała. – Co mają pierwsze w piątek?
– Język polski – powiedziała z rezygnacją polonistka.
– Doskonale! Zatem wymyślisz coś romantycznego na rano. Zaczną to robić, a potem na kolejnych lekcjach będą to kontynuować, oczywiście dostosowane do specyfiki przedmiotów. Na chemii… możesz im – spojrzał na chemiczkę – na przykład pokazać, jak się robi perfumy. To jest idealny plan!
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
