Rafał Kosik's Blog, page 19
December 17, 2017
Pad thai
Kolejne danie azjatyckie w mojej kolekcji. Jak sama nazwa wskazuje, jest to danie tajskie. Jak zwykle nieco uprościłem przepis i dostosowałem do polskich warunków, więc nie krępujcie się nazywać je pata taj. Na szczęście nie istnieje jeden jedyny kanoniczny sposób przygotowywania pad thai, co oznacza, że może gdzieś ktoś robi go tak samo jak ja.
Oryginalnie w daniu tym powinny się znaleźć krewetki, ale jeśli ktoś nie lubi robaków owoców morza, to podaję również alternatywny przepis na wersję z kurczakiem. W tym przypadku będzie trochę więcej roboty.
Składniki na 4 porcje:
0.5 kg krewetek lub dwie piersi kurczaka
dwie cebule
papryka
marchewka
szczypior (może być z dymki)
ewentualnie kukurydza z puszki
kilka ząbków czosnku
ostra papryczka chilli, co najmniej jedna ;)
kiełki fasoli mung
dwa jajka
garść orzechów nerkowca
makaron ryżowy lub podobny
oliwa
olej sezamowy
ewentualnie choć niekoniecznie sos chilli (słodki lub słodko-pikantny)
Przyprawy: sos rybny/ostrygowy (lub ostatecznie sól), cukier (najlepiej palmowy), sok z limonki, kolendra.
Można kupić gotowy sos do pad thai, by sobie trochę ułatwić i przyjąć nieco konserwantów i wzmacniaczy smaku. Jak ktoś lubi, to proszę bardzo, nie oceniam takiego gustu, choć mniej go trochę szanuję. Na pewno dobrze zrobi temu daniu sos ostrygowy jako uzupełnienie lub zastępnik sosu rybnego.
Czas przygotowania: 30 minut (+ czas na marynowanie kurczaka).
To nie jest właściwie trudne do zrobienia. Specjaliści przygotowują pad thai w jednym woku za jednym zamachem w kilka minut, ja jednak nie chcę mieć kuchni uświnionej po sufit, zrobię to więc po europejsku, na kilka etapów.
Jeżeli decydujemy się na wersję z kurczakiem, to musimy przygotować marynatę (czosnek, papryczki chilli, sos sojowy, sos rybny/ostrygowy, oliwa. Ja sypnąłem tym razem jeszcze „zioła tajskie”, ale to nie był dobry pomysł. W przypadku wersji z krewetkami, to wszystko powinno znaleźć się na patelni pod koniec.
Kurczaka myjemy, kroimy w paski i marynujemy co najmniej godzinę, a najlepiej całą noc.
Jeżeli zdecydowaliśmy się na wersję z krewetkami, wystarczy je obrać z łupinek (jeśli są), choć w Tajlandii zazwyczaj każdy musi sobie je obrać w trakcie jedzenia.
Warzywa kroimy raczej drobno, marchewkę w słupki.
Warzywa smażymy w głębokiej patelni, a najlepiej w woku, na dużym ogniu, często mieszając, by nic się nie przypaliło. Marchewki używamy jako próbnika – powinna nie być surowa, ale nadal twarda.
Warzywa przerzucamy na talerz transferowy, gdzie zaczekają na następny etap.
Na patelnię trafia olej sezamowy.
Kurczaka smażymy porządnie, ale nie na złoto.
W wersji z krewetkami smażenie powinno trwać krótko, 1-2 minuty max. W tle już gotuje się makaron.
Krewetki/kurczaka przerzucamy do warzyw na talerz transferowy, by sobie zaczekały do następnego etapu.
Makaron po odlaniu ląduje na patelni z olejem sezamowym. W przypadku wersji z krewetkami, przed makaronem trzeba podsmażyć czosnek i papryczki chilli. Po chwili smażenia dodajemy sos rybny/ostrygowy i sojowy.
Mieszamy makaron, aż jajka się zetną.
Dorzucamy wszystko z talerza transferowego i chwilę mieszamy, by się podgrzało. Wyłączamy gaz, dodajemy kiełki, kukurydzę i kropimy wszystko sokiem z limonki.
Na tym zdjęciu w roli limonki wystąpiła cytryna.
Posypujemy zgniecionymi orzechami, szczypiorem i kolendrą. Jeśli danie wyszło za suche, można dodać sosu chilli.
W sumie to już. Już można jeść i się zachwycać.
December 6, 2017
Przedawnienie
Nie raz pytano mnie, jak nagroda Zajdla wpłynęła na moje pisanie. Za odpowiedź niech posłuży fakt, że odkąd ją dostałem w 2009 roku przez osiem lat nie wydałem żadnej dorosłej powieści. Może było w tym trochę obawy, by nie zawieść oczekiwań czytelniczych. Kolejna powieść powinna być lepsza od Kameleona, a przecież najtrudniej ścigać się z samym sobą. Zarzuciłem wtedy napisany do połowy Różaniec, trochę z powodu wątpliwości, czy dorównam sam sobie, a trochę dlatego, że zająłem się tworzeniem serii Felix, Net i Nika, czyli SF dla młodzieży. Wróciłem do Różańca po siedmiu latach, gdy wydawało się, że projekt już upadł, i dokończyłem go. Ciekawe doświadczenie, bo to jak rozmowa z samym sobą, młodszym o te siedem lat.
Ten felieton piszę w przerwie podczas ostatnich szlifów w Różańcu. Tak jak w Lśnieniu Kinga zaszyłem się na jakiś czas w górach, sam na sam ze swoimi demonami, by, niezdrowo się odżywiając, po raz ostatni wszystko przeczytać i poprawić ostatnie błędy. Czytanie siebie sprzed lat nie jest samo w sobie doświadczeniem transcendentnym, ale praca nad rozbabranym tekstem już tak. Jeżeli przez ostatnie pół roku zachowywałem się dziwnie (bardziej dziwnie niż zwykle), to już wiecie dlaczego. Dopisałem drugą połowę powieści, ale w fabule nie ma żadnego podziału na dwie części, które ułatwiłyby mi pracę. Różaniec to ciągła historia i wznowienie prac nad nią nie polegało po prostu na przewinięciu do ostatniej zapisanej linijki i kontynuowaniu od nowego akapitu. Nie, musiałem przerabiać wszystko od początku, wypełniać wiele luk, przypominać sobie, co chciałem przekazać w którym momencie.
Kilka miesięcy wcześniej, przy pierwszym czytaniu po wieloletniej przerwie, dotarłem do pustej przestrzeni z komentarzem „Tu coś dopisać”. Zrozumiałem, że nie będzie łatwo, bo nie mogłem nijak sobie przypomnieć, co ja młodszy miałem na myśli. Takich miejsc było więcej; było wiele postaci, które rozumiałem inaczej niż kiedyś; wiele zwrotów akcji, które dziś bym zupełnie inaczej poprowadził. Niestety było też parę prognoz futurystycznych, które już się spełniły. No i ze dwie takie, o których już wiem, że były nietrafione.
Różaniec to wynik pracy spółki autorskiej. Obaj autorzy tak samo się nazywają, ale z pewnością nie są tą samą osobą. Czasem wczuwałem się w siebie młodszego i pisałem jak on, czasem zmieniałem całe fragmenty na takie, jakie napisałbym dzisiaj. Podczas tej pracy dotarło do mnie, jak bardzo się zmieniamy, idąc przez życie. To banał, wiem, tyle że banał najłatwiej przeoczyć i najłatwiej zignorować płynące z niego wnioski. Jak się lepiej zastanowić, to ludzie, którzy nie trwają w stagnacji, po kilku-kilkunastu latach są już innymi osobami. To, że traktujemy ich jako jedność wynika tylko z łączącej ich chronologii zdarzeń i braku możliwości postawienia jasnej granicy. Gdyby nie dzielący ich czas, można by ich postawić naprzeciwko siebie i doprowadzić miedzy nimi do kłótni na wiele tematów. Być może nawet te dwie osoby by się nie rozpoznały, co zresztą nie raz było wykorzystywane w fantastyce. Również przeze mnie.
Jak w tym kontekście wygląda ściganie przestępstw popełnionych daaawno temu? W prawie istnieje pojęcie przedawnienia czynu, nawet w kilku wersjach, ale jego funkcja jest raczej porządkowa. No i są też przestępstwa niepodlegające przedawnieniu. Pamiętam taki news sprzed jakichś dziesięciu lat: policja aresztuje ledwo co kojarzącego rzeczywistość dziewięćdziesięciolatka na wózku. Zbrodnie przeciw ludzkości nie ulegają przedawnieniu, a ów dziadek był kiedyś oprawcą w obozie koncentracyjnym. Dorwali go po ponad pół wieku. Tylko… kogo dorwali? Kogoś, kto się tak samo nazywa i ma ten sam numer w rejestrze. Tylko tyle. Innymi słowy – macie nie tego człowieka. Tamtego już dawno nie ma. Czy jest sens sądzić tego, który swoje dawne czyny pamięta tak jak stary film, albo wcale?
Prawo amerykańskie, a już szczególnie niektóre prawa stanowe, prowadzą czasem do procesów co najmniej… ciekawych. Jednym z najciekawszych jest przypadek Billy’ego Milligana, który został aresztowany w latach 70. za napad z bronią w ręku i trzy gwałty. Badania psychiatryczne wykazały, że Billy ma osobowość mnogą, czyli że w jego ciele mieszka wiele osób. Jedna z nich jest przestępcą, a do więzienia trzeba by wsadzić wszystkie. Billy spędził wiele lat w szpitalach psychiatrycznych i ostatecznie został uniewinniony. Zbiorowo.
Gwoli wyjaśnienia dodam, że osobowość mnoga nie jest fikcją literacką. Podobnie nie jest nią somnambulizm. Istnieje kilka precedensowych spraw ludzi, popełniających przestępstwa we śnie, których potem nie pamiętają. Czy powinni za te przestępstwa odpowiadać? Tego rodzaju rozważania raczej nie doprowadzą do konkretnych wniosków. Bo jak to rozsądzić? Czy twój klon, taki stuprocentowy, ze wspomnieniami, powinien odpowiadać za przestępstwo, którego ty dokonałeś przed sklonowaniem? Który z was powinien odpowiadać? A może obaj?
Takie rozważania może i nie doprowadzą do konkretnych wniosków, ale mogą być bazą do tworzenia fabuły. O tym również jest Różaniec.
December 5, 2017
Okiem na horror o Różańcu
Historia opowiedziana w „Różańcu” może być odebrana z jednej strony jako pewne błogosławieństwo, jak i przerażający horror. Oczywiście nie mam tu na myśli horroru sensu stricte, ale to odczucie metafizycznego niepokoju, które pozostaje w człowieku na długo, kiedy otrze się o granice nieznanego. (więcej na Okiem na horror…)
December 1, 2017
Chcę, aby moje światy były spójne!
Staram się nie zwracać uwagi na to, „jak się dziś pisze”. Zresztą pewna konwergencja tematyki w fantastyce jest nie od uniknięcia. Twórcy widzą tę samą rzeczywistość, próbują ją oswoić, przetworzyć i rzutować w przyszłość, każdy wedle własnej wizji. Ja mam swoją; zbiór moich obserwacji, przemyśleń i bardzo ostrożnych prognoz. A że ktoś inny także poruszy problem ubezwłasnowolnienia człowieka wobec technologii? To nie ma znaczenia. (więcej w papierowym wydaniu Fantomu listopad/grudzień 2017).
November 20, 2017
Opętani czytaniem o Różańcu
Umiejętność budowania napięcia to jedno, przede wszystkim jednak za światem Pierścienia Warszawa i całego Różańca stoi wielka tajemnica. Kosik nie pierwszy raz nawiązuje do tradycji literatury SF, gdy wielcy pisarze poddawali w wątpliwość otaczającą ich rzeczywistość. Jednocześnie poruszając temat wolnej woli, wpływu mediów na politykę czy bierności społeczeństwa, autor nie serwuje prostych odpowiedzi, zachęcając czytelnika do wyciągnięcia własnych wniosków. (więcej na opetaniczytaniem.pl…)
November 13, 2017
Chipy, utrata wolności?
November 9, 2017
Przestrogi dla myślących
Umieszczenie akcji w fizycznie nieistniejącym świecie nie oznacza, że nie można nawiązywać do teraźniejszości. Stworzenie realiów zupełnie nieprzystających do naszych dzisiejszych daje możliwość spojrzenia na naszą teraźniejszość i przyszłość z innej perspektywy. Nie mówiąc o tym, że wykreowanie oryginalnej wizji świata jest przyjemnością samą w sobie, i to nie tylko dla autora, ale mam nadzieję, że również dla czytelnika. Nie mam wielkich ambicji futurologicznych, bardziej interesuje mnie obserwacja świata tu i teraz. I wyciąganie wniosków. Ta moja futurystyka z Różańca nie jest prognozą, nazwałbym ją raczej przestrogą. (więcej na polityka.pl…) lub w papierowym wydaniu Polityki w numerze 45.2017 (07.11.2017).
November 3, 2017
Tajemnica szkockiego zamku
Książka, którą można podarować nastolatkowi bez obawy, że strzeli się gafę. To też powieść do czytania bez nudy wspólnie z dzieckiem. Rozwiązanie zagadki nie przychodzi za szybko, a bohaterowie próbując trafić na właściwy trop, używają nowoczesnych technologii i zdrowego rozsądku. (więcej na republikakobiet.pl…)
November 2, 2017
Książka Tygodnia Instytutu Książki
Intryga trzyma w napięciu do samego końca; do samego końca nie wiemy również, co tak naprawdę jest motorem napędowym opisywanego świata. Rozwiązanie zagadki, jak to u Kosika, jest przewrotne i prowokuje do myślenia. Nie skłamię, jeśli powiem, że najnowsza powieść autora jest jednym z najlepszych tekstów w rodzimej fantastyce, przynajmniej w ostatnich latach. (więcej na instytutksiazki.pl…)
October 26, 2017
Warto było czekać
Rafał Kosik ma talent do zadawania sobie intrygujących pytań i budowania wokół nich fabuły. Co by było, gdybyśmy zdecydowali się oddać wolność w ręce obiektywnej i nieprzekupnej sztucznej inteligencji? Co by się stało, gdybyśmy po czasie zapragnęli zmienić zdanie? Czy pozbawieni części wspomnień wciąż jesteśmy sobą? (więcej na republikakobiet.pl…)
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
