Maciej Samcik's Blog, page 57

June 23, 2016

Brexit: czarny scenariusz. Policzyłem ile mógłby nas kosztować. Kto najbardziej oberwie?

Brexit, jakkolwiek może mieć dla Brytyjczyków dobre strony, skoro dziś dokładają się do budżetu Unii Europejskiej kwotą 9 mld euro rocznie i czują się z tym źle, to jednak - przynajmniej przejściowo - może spowodować turbulencje w ich gospodarce. Odpływ inwestorów obawiających się "zwijania się" gospodarki brytyjskiej, turbulencje w branży finansowej, która zdecydowanie woli wolne przepływy kapitału od ograniczonych (zmniejszą się więc zyski banków, które są ważnym pracodawcą w Londynie), spadek kursu funta, a więc i siły nabywczej dochodów Brytyjczyków... Ogólnie: niezły burdel ;-)





Na dłuższą metę może okazać się, że to bardziej Unia Europejska potrzebuje Wielkiej Brytanii, niż Anglicy Unii. I efekt będzie taki, że podpisze się między Brukselą i Londynem nowe traktaty, bardziej korzystne dla Brytyjczyków, lecz dające im dużo przywilejów w handlu z Unią. Może się też okazać, że Unia Europejska i tak jest już trupem (albo raczej ledwo trzymającą się na nogach szkapą, którą każdy kraj ciągnie w swoją stronę), więc ten, kto z niej wyjdzie pierwszy, na tym wygra. Kto wie? Na krótką metę może być jednak nerwowo. A jak jest nerwowo to kto obrywa po uszach? Tak, Polak obrywa. Postanowiłem, uprzedzając sytuację, sprawdzić ile - w czarnym scenariuszu - moglibyśmy stracić na tym, że Brytyjczycy sobie wyszli z Unii, a my nie. Od razu zastrzegam: nie bardzo wierzę w ten czarny scenariusz. Ale we franka po 4 zł też nie wierzyłem, więc to żadna pociecha ;-).



PRZEKAZY Z LONDYNU: 8 MLD ZŁ W PLECY? Jednym z "docelowych" skutków wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej byłoby zapewne utrudnienie pracy zarobkowej imigrantom. Wyspy brytyjskie są jednym z najpopularniejszych miejsc zarobkowych wśród polskich emigrantów. Spośród ponad 2 mln Polaków pracujących na stałe za granicą mniej więcej 800.000 mieszka w Wielkiej Brytanii. Dużej części z nich - niektórzy mówią, że wszystkich, ale nie wierzę, by Brytyjczycy byli tak głupi, by wyrzucać polskich lekarzy, czy informatyków - nie uda się spełnić kryteriów koniecznych do otrzymania prawa starego pobytu na Wyspach. Co by oznaczało? Statystyczny polski emigrant zarobkowy przesyła do kraju 300 funtów miesięcznie , co oznacza, że cała armia Polaków-pracusiów rocznie przesyła z Anglii 3 mld funtów. Gdyby połowa z nich została zmuszone do wyjazdu, to wysechłby strumień półtora miliarda funtów rocznie. Te pieniądze - w przeliczeniu 8 mld zł - w większości wydawane są w Polsce na konsumpcję i zasilają nasze PKB.



brexinfo1



EKSPORT POLSKICH FIRM NA WYSPY: 3 MLD ZŁ W PLECY? Brexit może osłabić funta względem innych walut, co oznaczać będzie wzrost cen w sklepach (większość artykułów spożywczych Brytyjczycy importują z Europy kontynentalnej) i spadek stopy życiowej mieszkańców Wysp. Być może przejściowy, bo na dłuższą metę może okazać się, że to bardziej Unia Europejska potrzebuje Wielkiej Brytanii, niż Anglicy Unii. Na razie jednak stopa życiowa Brytyjczyków może spaść. A to odbiłoby się na polskim eksporcie do Wielkiej Brytanii, który w zeszłym roku przekroczył 45 mld "zielonych" . Gdyby spadł tylko o 10%, polskie firmy byłyby w plecy najmarniej o 15 mld zł, licząc po obrotach. Przy rentowności eksportu rzędu 20% byłoby to najmarniej 3 mld zł mniejszych zysków.



brexinfo2



CENY AUT I ELEKTRONIKI: 3 MLD ZŁ W PLECY? Efektem wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej byłoby w krótkim terminie osłabienie złotego. Choćby dlatego, że mielibyśmy odpływ inwestorów do bezpiecznych inwestycji - obligacji amerykańskich, lokat w szwajcarskich bankach, złota... Oczywiście: euro też osłabiłoby się wobec dolara, franka szwajcarskiego i jena, ale złoty osłabiłby się jeszcze bardziej - wskutek awersji do ryzyka. Gdyby - w co nie bardzo wierzę i dałem temu wyraz we wczorajszym wpisie - takie osłabienie złotego wobec i tak słabego euro miało potrwać dłużej niż kilka dni lub tygodni, to mogłoby oznaczać wzrost tcen elektroniki i samochodów. Z kolei wzrost ceny dolara mógłby spowodować droższe paliwo na stacjach benzynowych (choć tu grają rolę jeszcze kwestie dotyczące zapasów). Skupmy się na autach i elektronice. Nowych samochodów kupujemy 350.000 rocznie i przy średniej cenie egzemplarza 15.000 euro ewentualny wzrost kursu tej waluty o 25-35 gr. (np. do 4,75 zł, co nie jest nierealne) oznaczałby, że cena przeciętnego auta z importu mogłaby wzrosnąć o 4000 zł. W skali całych naszych zakupów - o 1,5 mld zł rocznie . A elektronika? To rynek wart 30 mld zł rocznie, z czego większość najdroższych towarów jest importowana. Gdyby przeliczeniem z euro po wyższym kursie była objęta tylko połowa naszych zakupów elektroniki, to bylibyśmy w plecy o kolejne półtora miliarda złotych.



[image error]



Kliknij baner i zapisz się do zabawy! Szczegóły konkursu i warunki uczestnictwa: tutaj



POLSKI TURYSTA: MILIARD ZŁOTYCH W PLECY? Tylko 17 mln Polaków będzie w tym roku stać na urlop za granicą, a z tego za granicę wybiera się 4,5 mln osób. Ze statystyk Polskiej Izby Turystyki wynika, że przeciętny turysta spędzając urlop za granicą wydaje 2.900 zł. A to oznacza, że łącznie wydamy - w dużej części w krajach strefy euro (Francja, Włochy, Hiszpania, Grecja) - 13,5 mld zł. Po obecnym kursie euro (w okolicach 4,4 zł) byłoby to jakieś 3,1 mld euro. Jeśli kurs podskoczy tylko o 25 groszy - byłby to już o miliard złotych więcej. Gdyby nastąpił Brexit i kurs euro podskoczyłby w większym stopniu, np. o 50 gr., to dodatkowe koszty polskich turystów mogłyby wynieść nawet 2 mld zł. Ale z drugiej strony prawo zabrania rewidować w górę cen wycieczek zagranicznych (a w ten sposób odbywa się duża część naszych podróży) na mniej, niż 60 dni przed wylotem. Część turystów może być więc bezpieczna.



POLSKI KREDYTOBIORCA: 100 MLN ZŁ CO MIESIĄC W PLECY. Wielką zagadką jest kurs franka po tym, gdyby doszło do Brexitu. W Szwajcarii oprocentowanie depozytów jest zerowe lub nawet minimalnie ujemne, ale to nie ma najmniejszego znaczenia dla lokujących tam pieniądze instytucji i osób - oni uważają Szwajcarię za oazę bezpieczeństwa i w każdej kryzysowej sytuacji kupują aktywa wyrażone w tej walucie. Kurs franka w przypadku Brexitu musi więc pójść w górę i to prawdopodobnie dwukrotnie bardziej, niż kurs euro wobec złotego. Trzeba więc brać pod uwagę nawet taki scenariusz, że złoty do euro straci np. 25 gr., a do franka - jakieś 50 gr. Co by oznaczał frank po 4,6 zł? Cóż, jeśli chodzi o wzrost zadłużenia - dziś nasz dług wyrażony we frankach wynosi jakieś 35 mld "franciszków" - mielibyśmy skok o 25 mld zł. Jeśli chodzi o wzrost przeciętnej raty do zapłacenia - pewnie ze 100 mln zł miesięcznie, licząc wszystkich frankowiczów razem.



brexinfo3



BANKI: MILIARD ZŁOTYCH W PLECY? Osobnym problemem jest ewentualny wzrost liczby niewypłacalnych kredytobiorców. Dziś jest ich ok. 30.000, ale gdyby wskutek wyższych rat swoje kredyty przestało spłacać np. kolejnych 20.000 osób, to banki - licząc, że średnia wartość kredytu to równowartość 50.000 franków - musiałyby wrzucić w rezerwy miliard złotych. Robiłem kiedyś taki stress-test dla franka po 4 zł :-). Ale chyba przesadziłem z pesymizmem, bo frank już jest po 4 zł, a bankrutów wciąż jakby mniej, niż prognozowałem. 



W sumie - gdyby wszystkie te czynniki (a pomieszałem krótko- i długoterminowe) się ziściły, to wychodzi jakieś... 17 mld zł. Czyli niecałe 500 zł na głowę Polaka-szaraka . Słono. Na szczęście nie musicie jeszcze szykować portfeli ;-). To są zabawy liczbami, ale tak naprawdę nikt nie wie co się stanie, kiedy okaże się - najpewniej w piątek - że Brytyjczycy powiedzieli "nie" Unii Europejskiej. Cokolwiek się nie stanie, jestem dziwnie spokojny, że za kilka tygodni to się wszystko poukłada. Brytyjczycy zrozumieją, że odcinanie polskich pracowników od miejsc pracy na Wyspach to dla nich strzał w stopę, że warto na nowo ułożyć sobie relacje z Unią Europejską, nawet jeśli będzie to układanie się z wychodzoną szkapą ciągniętą... i tak dalej ;-). Przy takim założeniu drżączka nie powinna trwać dłużej, niż kilka tygodni, a większość opisanych przeze mnie skutków ubocznych Brexitu - być może nie nadejdzie, będzie miała mniejszą skalę bądź szybko zostanie odwrócona. W coś, do cholery, trzeba wierzyć, nie? ;-). Trzymajmy się foteli, zanosi się na ultraciekawy koniec tygodnia.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 23, 2016 03:49

Brexit straszy? Ta inwestycja "lubi" bałagan. Dala 300% zysku w rok. A teraz? Zabawa w bank

Pożyczki społecznościowe w Polsce nie są jeszcze przesadnie popularne, ale wydaje mi się, że to tylko kwestia czasu, byśmy się do nich przekonali. Niestety, padliśmy ofiarą "błędów wieku dziecięcego" tego rynku. Platformy pożyczkowe nie potrafiły odcedzić uczciwych klientów od przekręciarzy, inwestorzy tracili pieniądze, a cała koncepcja wyglądała na jakąś kompletną niszę, a nie coś, co kiedyś mogłoby być alternatywą dla bankowych depozytów. Dziś już platformy pożyczek społecznościowych coraz bardziej przypominają banki: weryfikują tożsamość i wiarygodność płatniczą pożyczkobiorców, przyznają im ratingi, podpowiadają jaka powinna być cena pożyczki pokrywająca ryzyko pożyczkodawcy, oferują automatyczne dzielenie pieniędzy pomiędzy wiele pożyczek o podobnym ratingu... Tak, banki są nam coraz mniej potrzebne...



btcpln20161r Dla większości z nas pożyczanie społecznościowe, a w jeszcze większym stopniu inwestowanie w ten sposób pieniędzy, jest czymś egzotycznym. Tym bardziej ciekaw jestem co powiecie na społecznościowe pożyczki w... bitcoinie. Jest taki serwis, który łączy potrzebujących finansowania w bitcoinie z tymi, którzy cyfrowy pieniądz chcieliby pożyczyć. Przyznam szczerze, że gdy pierwszy raz to-to zobaczyłem, to chciałem puknąć się w czoło. Bitcoin - podobnie jak jego liczne klony - jest świetnym pieniądzem do płacenia przez internet i do przekazywania wartości z jednego końca świata na drugi - robi się to z telefonu na telefon przy minimalnych prowizjach - ale wciąż nie jest powszechnie akceptowany (choć w Polsce można nim zapłacić np. za bilety LOT, albo za poród w Medicoverze :-)). Jeśli nie jest powszechnie akceptowany, to niestety nie da się go traktować jak samodzielnego pieniądza, niezależnego od euro, czy dolara. W tym kontekście ogromna wahliwość kursu bitcoina nie skłania do tego, by trzymać go długo w portfelach. A co dopiero zaciągać w ten sposób pożyczki? Inna sprawa, że w ostatnich miesiącach notowania bitcoina bardzo podskoczyły i dziś pieniądz ten jest notowany w pobliżu swoich historycznych szczytów. To efekt rosnącej niepewności w świecie finansów, m.in. groźby Brexitu.



BitJam, bo tak nazywa się serwis pożyczek społecznościowych "denominowanych" w bitcoinie, reklamuje się jako możliwość taniego refinansowania "tradycyjnych" długów, pozyskiwania pieniędzy na biznes, albo zdobycia kasy na wakacje, czy nowy samochód. Każdy, kto chce pożyczyć pieniądze, musi przejść przez wielostopniowy system weryfikacji - ujawnić tożsamość (poprzez przesłanie skanu dowodu osobistego, czy prawa jazdy), połączyć swoje konto w BitJam z kontami w innych serwisach społecznościowych (zapewne wtedy BitJam wykorzystuje informacje pozostawiane przez klienta w Facebookach, LinkedInach i innych miejscach do szacowania ryzyka pożyczkowego ), zweryfikować adres zamieszkania, numer telefonu, a nawet dochody (przesyła się wyciągi z konta)! Potencjalny pożyczkobiorca może też połączyć swoje konto w BitJam z którąś z wirtualnych portmonetek . W oparciu o to wszystko można dostać jeden z czterech ratingów (od A do D z plusem lub minusem).



Wszystko to ma ograniczyć ryzyko ponoszone przez potencjalnych inwestorów i zarazem sprawić, żeby był w stanie zaakceptować oprocentowanie znacznie niższe, niż oferują np. firmy lichwiarskie. Patrząc na pożyczki, w które mógłbym dziś zainwestować, widzę np. ofertę pożyczenia 4,8 bitcoina osobie, która chce te pieniądze przeznaczyć na refinansowanie innych długów i ma rating B-. Oprocentowanie to 5,85% ze zwrotem w dwóch ratach po 2,62 bitcoina przez dwa miesiące). Jest też oferta kogoś, kto chce pożyczyć 13 bitcoinów na tzw. mining, czyli "produkcję" bitcoinów (potrzebna jest do tego ogromna moc obliczeniowa komputerów, co wymaga inwestycji). Rating pożyczkowy C+, oprocentowanie 11,9% i zwrot pieniędzy w dziewięciu miesięcznych ratach. Do tej pory serwis pośredniczył w pożyczeniu bitcoinów przeliczanych na 17,1 mln dolarów. Ze statystyk dostępnych na stronie widać też, że najlepszy przelicznik zysku do ryzyka (16% zysków w skali roku) inwestorzy uzyskują z pożyczania klientom z ratingiem A (co czwarty klient-pożyczkodawca ma taki rating). Z pożyczek słabszym inwestorom - 6% w skali roku (bo jest duży odsetek nie spłacanych pożyczek).



btcjam



Nie sądzę, żeby wielu z was miało chęć korzystać z usług BitJam, ale jeśli będą w Polsce tak fajnie pomyślane i zrobione serwisy "zwykłych" pożyczek społecznościowych, to kto wie czy banki nie zaczną drżeć o swoich klientów na pożyczki :-). Z danych amerykańskich wynika, że taki sposób pożyczania i inwestowania pieniędzy jest korzystny dla wszystkich (poza bankiem, który w tym momencie wypada z gry) , a  problemem pozostaje kwestia wiarygodności internetowych platform, które "organizują" ludziom handel pieniędzmi i go ułatwiają. A w zasadzie nie tyle wiarygodność samych platform, ile procedur oceny ryzyka pożyczkowego. Im trafniej platforma potrafi wyszacować ryzyko i cenę pożyczki oraz ewentualnie pomóc w procesie windykacji, tym szybciej będzie w stanie przyciągać klientów. W przypadku pożyczek w bitcoinie dochodzi jeszcze dodatkowy czynnik - ryzyko kursowe. Cena tej waluty potrafi w ciągu kilku godzin spaść o kilkadziesiąt procent, albo - jak ostatnio - piąć się w górę w oderwaniu - w pewnym sensie - od fundamentalnych czynników.



[image error]



Kliknij baner i zapisz się do zabawy! Szczegóły konkursu i warunki uczestnictwa: tutaj

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 23, 2016 00:00

June 22, 2016

Jutro Brexit? Koniec świata? Pięć rzeczy, które musisz wiedzieć, zanim wykopiesz ziemiankę

W czwartek mieszkańcy Wielkiej Brytanii zdecydują w referendum o tym, czy chcą nadal być w Unii Europejskiej. W ostatnich dniach bukmacherzy częściej obstawiali, że zwolennicy ostrego cięcia rzeczywistości nie uzyskają większości, ale... mówimy przecież o narodzie, który ma kierownicę po lewej stronie, więc można się po nim spodziewać wszystkiego :-). Straszenia Brexitem jest w ostatnich dniach co niemiara (straszą również goście pokroju George'a Sorosa, którzy zwykle na straszeniu zarabiają miliardy). Mam nadzieję graniczącą z pewnością :-)), że wykopaliście już sobie ziemiankę za miastem, kupiliście zapas mąki na trzy tygodnie i będziecie obserwować świat z punktu widzenia kreta ;-). Dla tych, którzy nie zdążyli zaszyć się w bezpiecznym miejscu mam informację: Wy jeszcze zdążycie wykopać sobie ziemiankę. Ale zanim to zrobicie, musicie wiedzieć kilka rzeczy.



UNIA TO NIE PIASKOWNICA.. . Szczerze pisząc nikt do tej pory nie wyjaśnił jak miałoby wyglądać wychodzenie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Bo Unia to nie piaskownica. Nie można zabrać zabawek i po prostu sobie wyjść. To plątanina umów, zależności, traktatów... Trzeba na nowo ustalić zasady ruchu granicznego (kto potrzebuje wiz do Londynu, a kto nie), wzajemnego opodatkowania dochodów, stopień swobody przepływu kapitału pomiędzy Wielką Brytanią i krajami Unii, zasady dostępu obcokrajowców do brytyjskiego rynku pracy itp. Brytyjczycy nie musieliby już płacić składek do unijnego budżetu, ale rozplątanie wszystkich zależności - głównie gospodarczych - łączących Unię i Londyn byłoby trudne i zajęłoby kilka lat (eksperci mówią, że od decyzji do wyjścia z Unii upłynęłyby najmarniej dwa lata). Nawet jeśli Brytyjczycy postanowią wypisać się z Unii, to świat się nie zawali, a przynajmniej nie zawali się od razu. A jeśli postanowią się nie wypisywać, to... tym bardziej się nie zawali. 



Czytaj też: Po ile będzie euro w wakacje? Kupować dziś, czy się wstrzymać?



...ALE GDY W PIASKOWNICY ZROBI SIĘ WIĘCEJ MIEJSCA... Co nas to obchodzi? No, może poza tymi z nas, którzy otrzymują przelewy od członków rodziny pracujących w Anglii (rocznie podobno do Polski płynie w ten sposób 3 mld funtów)? Wyjęcie z Unii Europejskiej dużego kraju może oznaczać turbulencje - np. spadek wymiany handlowej z tym krajem (będziemy wysyłać do Wielkiej Brytanii mniej naszych mebli) - ale z drugiej strony może się okazać, że część inwestorów, nie trawiąc posiadania inwestycji w kraju leżącym poza Unią, przeniesie się np. do Polski. Bo Polska, jak powszechnie wiadomo, w Unii jeszcze jest i Unię wciąż kocha. Jeśli w piaskownicy zrobi się więcej miejsca, to i możliwości "zabawy" będzie więcej - to paradoksalnie może być szansa dla Polski na przyciąganie inwestycji. Chyba, że kilka największych krajów należących do Strefy Euro postanowi zmontować sobie "unię deluxe" i wtedy my będziemy w tej piaskownicy, ale... bez zabawek.



STRACH MA WIELKIE OCZY, ALE... JEST KRÓTKOWIDZEM. Poszukiwanie przez inwestorów bezpiecznej "poczekalni" dla pieniędzy na krótką metę może oznaczać turbulencje. Być może w górę pójdą notowania dolara (niektórzy mówią, że będzie kosztował tyle, co euro) i franka (to ostatnie oczywiście nie ucieszy 550.000 rodzin mających kredyt hipoteczny w walucie obcej). Przez kilka dni lub tygodni   można sobie wyobrazić franka w okolicach 4,5 zł . Posiadacze polskich akcji (czy to bezpośrednio, czy za pośrednictwem TFI lub OFE) będą musieli jeszcze chwilę poczekać na hossę (ale czekają już od pięciu lat, więc luz), bo posiadacze kapitału będą woleli od polskich akcji amerykańskie obligacje , Tyle, że z awersją do ryzyka jest tak, iż ona prędzej czy później ustępuje. Nie da się na dłuższą metę inwestować pieniędzy w instrumenty oprocentowane na zero, prawie zero lub nawet na ujemny procent (tak jest w Szwajcarii). Ostatnio przeczytałem w jednym z giełdowych blogów, że w poprzednich latach tego typu turbulencje po kilku miesiącach dawały inwestorom średnio 18%... zysku. Inwestorzy, którzy przez kilka tygodni są na "zeroprocentowej diecie" wracają wygłodzeni i znów napychają się ryzykiem :-). Pamiętacie szok po "uwolnieniu" ceny franka w styczniu 2015 r.? Wtedy też było gorąco, ale potem kurs wrócił do bardziej rozsądnych poziomów. A stało się to dość szybko.



Czytaj też: Z polskim kontem w Londynie? Bank przyjazny podróżnikom



Czytaj też: Tylko udają bank, ale za to jak! Niski spread, tani przelew do Anglii... 



KTO SZYBKO STRACI, KTO DUŻO ZAROBI? Najbardziej odczuwalnym dla większości Polaków krótkoterminowym skutkiem ewentualnego Brexitu może być czasowe osłabienie notowań złotego w wyniku niechęci inwestorów do podejmowania jakiegokolwiek ryzyka w inwestowaniu (a zatem wycofywania kapitału m.in. do USA). Droższe euro - ale tylko wtedy, gdyby jego cena utrzymała się wysoko przez dłuższy czas - to wyższe ceny elektroniki, a drogi dolar - podbija ceny paliw. Kto wybiera się na wakacje za granicę może spotkać się z sytuacją, w której biuro podróży zażąda dopłaty do ceny wycieczki. I to nawet jeśli została zarezerwowana już dawno temu (będzie to możliwe, o ile do wyjazdu pozostało więcej, niż 60 dni - takie zastrzeżenia znajdują się w regulaminach wszystkich największych biur podróży). Przez pewien czas wyższe będą też raty kredytów hipotecznych w euro i frankach. Wygranymi w tej sytuacji mogą być ci, którzy trzymają część swoich oszczędności w dolarach, albo zainwestowali w złoto, które w niepewnych czasach teoretycznie powinno drożeć.



[image error]



Kliknij baner i zapisz się do zabawy! Szczegóły konkursu i warunki uczestnictwa: tutaj



NIE BĘDZIE BREXITU? NIE BĘDZIE CZWÓREK :-). Wielka Brytania może pokazać drogę innym krajom, które też mają dość "dyktatu Brukseli" (np. Hiszpanii, czy Grecji, która już prawie z Unii wyszła, bo Niemcy nie chcą jej umorzyć długów). Można nie lubić cioci Angeli, ale w sąsiedniej piaskownicy zabawki trzyma w garści wujek Władimir. A on prędzej czy później zaproponuje nam udział w swojej Unii Euroazjatyckiej. Wtedy ziemianka rzeczywiście może się przydać :-). Co prawda w dzieciństwie mówiono mi (pewnie dlatego, że do 20-go roku życia mieszkałem w Poznaniu ;-)), że "Azja zaczyna się już za Kutnem", ale od tego czasu zbudowano kilka dworców i autostrad. Na wschód od Kutna też ;-). A ja od 20 lat mieszkam w Warszawie ;-).Z tego punktu widzenia lepiej, żeby Brytyjczycy jednak nie sprawdzali jak to jest bawić się poza piaskownicą. Zwłaszcza, że wcale tak źle nie mają, bo nie należą do Strefy Euro i sami ustalają sobie stopy procentowe. Mimo wszystko większe jest prawdopodobieństwo, że Brytyjczycy nie skoczą na główkę. A jeśli nie skoczą, to frank znów będzie bez "czwórki" z przodu :-). A euro przestanie denerwować tym, że jego kurs składa się z samych czwórek ;-). I tylko rząd nie może mieć nadziei, że znów będzie mógł sprzedawać obligacje po 2% (dziś ich rentowność sięga 3,6%). Ale może to i lepiej :-).



Długoterminowe konsekwencje ewentualnego rozwalania Unii Europejskiej mogą być niefajne, ale krótkoterminowe zawirowania mają to do siebie, że są... krótkoterminowe. Inwestorzy szybko dojdą do wniosku, że referendum to jedno, w fizyczne "wyspawanie" wielkiej Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej potrwa kilka lat i niekoniecznie będzie oznaczało pełną separację. Bierzemy więc tabletki na uspokojenie i czekamy aż się wszystko się ustoi. Na dłuższą metę musimy brać pod uwagę scenariusz, w którym inwestorzy zagraniczni - ci, od których chcemy zasysać kapitał - nie będą już patrzyli na nas jak na "wschodzącą gwiazdę wielkiej Unii Europejskiej".ale jak na średniej wielkości kraj poza strefą euro, położony zbyt blisko Rosji. Tyle, że to wcale nie jest takie złe. Szczerze pisząc to nawet wolę w sytuacji, kiedy żyjemy na własny rachunek i jesteśmy wyceniani tak, jak na to zasługujemy, niż żeby było tak, jak z Grecją, której pożyczano kasę bez opamiętania, bo jest częścią potężnej strefy euro. Jeśli będziemy rozsądnym, dobrze zarządzanym krajem, niespecjalnie zadłużonym i z dobrym podejściem do inwestorów (Boże, co ja bredzę? ;-))), to niezależnie od tego czy Unia przetrwa, będziemy atrakcyjnym miejscem do inwestowania i zarabiania pieniędzy. Czy konie z Wiejskiej mnie słyszą?

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 22, 2016 00:03

June 21, 2016

Gigantyczna stawka meczów na Euro! Niektórzy z Polaków grają o...milion złotych. Miesięcznie!

Polscy piłkarze zagrają dziś z Ukrainą o chwałę, awans do 1/8 finału Mistrzostw Europy, ale i... o wielkie pieniądze. I nie myślę tu tylko o premiach, które UEFA wypłaca za każde zwycięstwo i za awans do kolejnej rundy. Choć są to pieniądze więcej, niż godne: za sam awans do turnieju Euro 2016 nasz PZPN otrzymał od europejskiej federacji 8 mln euro. Za każde zwycięstwo w grupie UEFA płaci milion euro, a za remis pół miliona. Awans do fazy pucharowej to kolejne 1,5 mln euro. Jak łatwo policzyć, Polacy już dziś "zarobili" na francuskim turnieju 1,5 mln euro, a jeśli wygrają z będącymi w kryzysie Ukraińcami, to dorzucą do tego kolejne 2,5 mln euro (za punkty i za awans). A potem może być jeszcze bardziej bogato, bo za osiągnięcie ćwierćfinału premia od UEFA wyniesie 2,5 mln euro. A to oznacza, że kolejne dwa ewentualnie wygrane przez Polaków mecze warte będą ni mniej ni więcej, tylko 5 mln euro.



Dziś przeczytaj: Blogi finansowe w ofensywie! Maffashion, idziemy po Ciebie ;-)



ZA KAŻDY MECZ NA EURO WPADNIE 100.000 ZŁ?  Trzeba pamiętać, że 50% zarobionych od UEFA pieniędzy wpada bezpośrednio do puli piłkarzy - do podziału . Gdyby Polacy wygrali z Ukrainą, a potem przeszli do ćwierćfinału, to Orły Nawałki dostałyby do podziału połówkę z 6,5 mln euro, czyli - przy założeniu demokratycznego podziału fruktów - ponad 100.000 euro na głowę. To z kolei oznacza, że za każdy mecz na Euro 2016 (zakładam, że meczów byłoby pięć, w tym dwa w fazie pucharowej) przeciętny piłkarz pobierałby mniej więcej 100.000 zł. Sporo? Być może, ale stawką w tej grze tak naprawdę są wielokrotnie większe pieniądze - podwyżki ich pensji dzięki podpisaniu intratnych kontraktów z nowymi klubami. Po wygranej z Irlandią Północną, a zwłaszcza po remisie z Niemcami (osiągniętym przy dobrej grze, komentatorzy są zgodni, że to Niemcy powinni się cieszyć, że dowieźli 0:0 do mety) polscy piłkarze stali się niezwykle chodliwym "towarem". A to oznacza tylko jedno - gigantyczne podwyżki dla piłkarzy i rekordowe w polskim futbolu transfery. Oto przegląd tych, którzy wkrótce znacznie zwiększą swoje zarobki.



--------------------------------------------------------------



autopromo3 UWAGA, KONKURS: Odpowiedz na cztery pytania dotyczące oszczędzania pieniędzy i wygraj cenne nagrody: smartchwatcha, przewodnik kulinarny z wielkimi rabatami w restauracjach, sześć książek samcikowych z dedykacją oraz e-booka. Jest też nagroda gwarantowana dla każdego! kliknij ten link i poznaj szczegóły!



---------------------------------------------------------------



KRYCHOWIAK GRA O MILION ZŁOTYCH... MIESIĘCZNIE. Najbardziej łakomym kąskiem jest Grzegorz Krychowiak, który gra dziś w hiszpańskiej Sevilli, ale - jak donoszą dobrze poinformowane źródła we Francji - właśnie dogadał się z paryskim PSG, klubem mającym ambicje sięgające zdobycia pucharu Ligi Mistrzów. Wartość transferu miałaby wynieść 45 mln euro i byłby to absolutny rekord w historii polskiego futbolu . Do tej pory największe transfery polskich piłkarzy były warte najwyżej kilka milionów euro. Lewandowski przeszedł z Lecha Poznań do Borussii Dortmund za 4,75 mln euro (do Bayernu potem odszedł za darmo, bo skończył mu się kontrakt), Krychowiak z Reims do Sevilli w 2014 r. poszedł za 5,5 mln euro, a Jerzy Dudek z Feyenordu Rotterdam do Liverpoolu za 7,4 mln euro. I ten transfer z 2001 r. jest do dziś rekordowym jeśli chodzi o polskiego piłkarza . Na tym tle 45 mln euro za Krychowiaka to byłby kosmos, a większą rzeczą mogłoby być chyba tylko przejście Lewandowskiego do Realu Madryt, bo wartość tego kontraktu szacuje się na 70-75 mln euro (choć niewykluczone też, że "Lewy" zostanie w Bayernie).



krychowiakfoto Transfer Krychowiaka, podobno już pewny jak w banku, to może być nie tylko rekordowa rzecz w historii polskiego futbolu, ale też ogromny awans finansowy dla samego piłkarza. W Sevilli zarabia dziś 2,4 mln euro rocznie , czyli mniej więcej milion złotych miesięcznie. Ewentualne przejście do PSG miałoby się wiązać - jak twierdzą dobrze poinformowani - z nawet dwukrotną podwyżką, co oznaczałoby roczne pobory w wysokości 5 mln euro.  A więc: co miesiąc 1,8 mln zł przelewu od pracodawcy po przeliczeniu na polskie złote. Być może wszystko jest już dogadane i Krychowiak nie musi pokazywać się Francuzom z najlepszej strony, by wywalczyć wyższą pensję, ale jeśli negocjacje jeszcze nie zostały zakończone, to... stawką najbliższych meczów dla Krychowiaka mogą być setki tysięcy euro w formie ewentualnej wyższej rocznej pensji w nowym klubie. 5 mln euro Krychowiaka to byłaby duża kasa, ale Lewandowski w Bayernie zarabia 10-11 mln euro rocznie, a chciałby zarabiać... 18 mln euro, czyli ćwierć miliona złotych... dziennie ;-). Nie wiem czy to jest takie dobre, bo już i tak musiałem mu doradzać na co ma wydać pierwszą pensję :-). Choć nie można wykluczyć, że wydał ją na... niejaką Annę ;-).



MILIKA GRA O PÓŁ BAŃKI PODWYŻKI. Kolejnym gorącym nazwiskiem na transferowym rynku jest Arkadiusz Milik, który strzelił milikfoto zwycięskiego gola Irlandii Płn., a potem dwa razy zlitował się nad Niemcami, dzięki temu nie przegrali oni z Polską. To by oznaczało rzecz niesłychaną - zejście na drugi plan dyskusji na ważki temat: po czym będzie drapał się w kolejnym meczu niemiecki trener Joachim Loew? Milik dziś jest piłkarzem Ajaksu Amsterdam, ale i w jego przypadku szykuje się transferowy rekord. W maju do Holendrów zgłosili się włosi z Lazio gotowi zapłacić za transfer Polaka 15 mln euro. Mówi się, że o Milika powalczą też Inter Mediolan, czy Sevilla . To byłoby istne szaleństwo: 45 mln euro za Krychowiaka, 15 mln euro lub więcej za Milika, a potem jeszcze np. 75 mln euro za "Lewego"... W przypadku Milika w grę wchodzi kolejna podwyżka pensji, bo w zeszłym roku - przed przedłużeniem kontraktu z Holendrami - zarabiał niecały milion euro rocznie. Teraz pewnie z 1,5 mln euro. Jeśli Krychowiak po transferze miałby zarabiać 5 mln euro rocznie, to Milik - gdyby zmienił klub - też może liczyć na dodatkowy milion euro rocznej pensji. Przypominam, że dzięki golowi Milika wielu z Was też dostało podwyżkę. Niewielką bo niewielką, ale zawsze ;-)



glikfoto GLIK I ZIELIŃSKI: MILIONY ZAMIAST SETEK TYSIĘCY. EURO. Jeśli Polska jeszcze trochę pogra we Francji, to na intratny kontrakt może też liczyć piłkarz Torino Kamil Glik. Podobno interesuje się nim jeden z najlepszych francuskich klubów AS Monaco i jest gotowe zapłacić Włochom 8 mln euro. To również byłby transfer większy, niż jakikolwiek dotyczący polskiego piłkarza w historii futbolu. Glik jeszcze do niedawno zarabiał we Włoszech nędzne 400.000 euro rocznie (czyli raptem 140.000 zł miesięcznie). W zeszłym roku wywalczył podwyżkę do 900.000 euro rocznie , ale gdyby przeszedł do Monaco mógłby liczyć na więcej. A i to nie wszystko. Trener Liverpoolu Jurgen Klopp jeszcze przed Euro 2016 ogłosił, że chce mieć w zespole Piotra Zielińskiego, piłkarza Udinese. I że jest gotowy dać za niego... 12 mln euro. Zielińskiego, który zarabia 250.000 euro rocznie, chce też Napoli. W zeszłym roku jego wartość transferową szacowano na 7 mln euro, teraz - nawet na 15 mln euro. A gdyby trener Nawałka wpuścił go na mecz z Ukrainą, to... ho, ho!



KAPUSTKA GRA O... KOSMOS. Jest wreszcie "złote dziecko trenera Nawałki", Bartosz Kapustka. dacie wiarę, że ten 19-latek kapustkafoto jeszcze dwa lata temu miał w Cracovii kontrakt opiewający na... 3.000 zł miesięcznie ? W zeszłym roku, kiedy jego talent zaczął błyszczeć w klubie i reprezentacji, dostał podwyżkę do 20.000 zł miesięcznie plus premie za zwycięstwa drużyny i strzelane gole. Za podpisanie nowej umowy dostał 100.000 zł premii. Kapustka to jeszcze młodzian, ale biorąc pod uwagę, że Glik, czy Zieliński we Włoszech wyciskają - lub do niedawna wyciskali - nie 250.000 zł rocznie, tylko przynajmniej tyle samo, ale w euro... Są przed Kapustką świetlane perspektywy. Turecki Galatasaray niedawno chciał za niego zapłacić Cracovii 4,5 mln euro, ale został pogoniony. Jeśli Polska zagra jeszcze kilka świetnych meczów na Euro 2016, to Kapustka może "pójść pod młotek" nawet za kwotę porównywalną do tej, która dziś jest rekordem transferowym wszech czasów (ponad 7 mln euro).



PADNIE TRANSFEROWY REKORD? NIE, PIĘĆ. A to przecież jeszcze nie wszyscy piłkarze, których wartość rynkowa z każdą minutą dobrej gry na euro rośnie (pominąłem np. Grosickiego, czy Pazdana, który w meczu z Niemcami wymiatał dosłownie i w przenośni). Do piłkarzy trzeba mieć gorącą prośbę, żeby tylko tego nie schrzanili. Jeśli zagrają jeszcze dwa-trzy dobre mecze, to ich wartość transferowa może pójść w górę. Gdyby każdy z wymienionych piłkarzy - Krychowiak (45 mln euro), Milik (15 mln euro), Glik (8 mln euro), Zieliński (12 mln euro), Kapustka (ile Bóg da) - pobili po Euro 2016 transferowy rekord wszech czasów z 2001 r., a na koniec jeszcze wszystkich przygwoździłby Lewandowski przejściem do Realu Madryt za 75-80 mln euro), to mielibyśmy prawdziwie galaktyczny team. A - jak pisałem ostatnio - i bez tego Polacy są warci dwa razy więcej, niż cztery lata temu. Krótko pisząc: stawką najbliższych meczów Polaków na Euro 2016 będzie nie tylko Bóg, honor i Ojczyzna, ale i co najmniej 6,5 mln euro kasy z UEFA, drugie tyle rocznie (!!!) w podwyżkach ich piłkarskich pensji oraz 80 mln euro w wartości poturniejowych transferów (150 mln euro licząc z "Lewym"). Chłopaki, nie czytajcie tego tekstu, bo się tylko zestresujecie, po prostu róbcie swoje! :-)).



CHŁOŃ SUBIEKTYWNOŚĆ TAK JAK LUBISZ. Subiektywność jest multifunkcyjna i się często dyslokuje ;-). Można ją spotkać tu i tam. W internecie, mediach społecznościowych, na wideo, w prasie, książkach oraz na spotkaniach, odczytach, konferencjach - wszędzie tam, gdzie mówi się o pieniądzach.



autopromo4 SPOTKAJ MNIE W NECIE...  Blog "Subiektywnie codziennie, od ponad siedmiu lat, zapewnia niezbędną dawkę wiedzy o Waszych pieniądzach. Prześwietlanie produktów finansowych, ekskluzywne wiadomości o nowych produktach oraz piętnowanie skandalicznych praktyk i interwencje w Waszych sprawach.  Zaglądajcie na samcik.blox.pl codziennie, nowy wpis wpada tu zwykle tuż po godz. 9.00. Jeśli chcecie wiedzieć jeszcze więcej i ze mną podyskutować, zostańcie fanami blogu na Facebooku (jest nas już ponad 33.000!), na Twitterze (mam ponad 8000 followersów).  Zapraszam też do bezpośredniego kontaktu mejlowego:maciej.samcik@gazeta.pl



autopromo2 ...ZOBACZ MNIE W EKSTREMALNYCH AKCJACH. Opowiadam o domowych finansach nie tylko tekstem, ale i ruchomymi obrazami. Żeby Wam się nie nudziło robię przy tym różne głupie rzeczy: skakałem na spadochronie, dałem sobie obić twarz przez byłego trenera Tomasza Adamka, latałem w tubie aerodynamicznej, w której ćwiczą kosmonauci, ćwiczyłem na najnowocześniejszym w Polsce symulatorze lotów, jeździłem autobusem, gokartem, grałem w golfa i ruletkę. Zasubskrybuj mój kanał na Youtube (w tym kinie siedzi już prawie 2000 fanów i jest ponad 60 filmów, które obejrzeliście ćwierć miliona razy). 



autopromo11 SUBIEKTYWNA EKIPA SAMCIKA IDZIE NA OSTRO W "WYBORCZEJ" . Blog "Subiektywnie o finansach" zyskał tak dużą popularność, że zaowocował autorskimi stronami w "Gazecie Wyborczej". Co czwartek na stronach gospodarczych ukazuje się tygodnik "Pieniądze Ekstra", w którym grupa moich kolegów, zwana Ekipą Samcika, radzi jak sprytnie kupować, jak się nie dać nabrać w sklepie, co zrobić, żeby wyplątać się z finansowych tarapatów i jak mieć więcej pieniędzy.Jeśli potrzebujecie rady albo pomocy w sprawie niekoniecznie związanej z produktami finansowymi - piszcie na ekipasamcika@wyborcza.biz. Moi ludzie nie zostawią Was bez pomocy. 



autopromo3 SUBIEKTYWNOŚĆ DO PODUSZKI, NA WAKACJE, NA PREZENT: o oszczędzaniu, inwestowaniu i zarządzaniu domowymi pieniędzmi piszę też w moich książkach, które możecie kupić w dobrych księgarniach oraz w internecie. Dowiecie się z nich jak założyć pierwszy plan systematycznego oszczędzania, jak nie dać się okraść przez internet, jak odróżnić tani kredyt od drogiego, jak nie dać się nabić w niby-ubezpieczenie, jak nauczyć dziecko oszczędności...



dywidendalogo1 ROZSĄDNIE OSZCZĘDZAJ NIE TYLKO W BANKU.   <<< Jak  sprawić, że państwo będzie płacić ci za oszczędzanie? I wiosną przyszłego roku... dostać z urzędu skarbowego przelew na co najmniej 870 zł? ,  <<<  Dlaczego nie trzymam wszystkich moich oszczędności wyłącznie w banku? Jak to jest, że w długim horyzoncie bycie właścicielem kawałków przedsiębiorstw może mnie lepiej zabezpieczyć przed inflacjami, dewaluacjami, nacjonalizacjami i innymi uroczymi "cjami"?   <<< Czy w długim terminie posiadanie akcji (lub udziałów w funduszach inwestycyjnych lokujących w akcje) nie jest bardzo ryzykownym zajęciem? Dlaczego w ciągu ostatnich 200 lat na rynku kapitałowym było tak, że im dłużej trzymam pieniądze w akcjach, tym mniej ryzykuję, że poniosę stratę ?  <<< Jakie warunki trzeba spełnić, żeby zająć się lokowaniem pieniędzy w inny sposób, niż tylko w banku? Czy fama o tym, iż jest to "zabawa" tylko dla pięknych i bogatych, jest przesadzona ?,  >>> Dlaczego swoją przygodę z inwestowaniem warto zacząć od kupna udziałów w spółkach wypłacających z roku na rok dywidendę? I czy z tej dywidendy można żyć jak z lokaty bankowej , o ile kapitał, za który kupiliśmy akcje, potraktujemy jak długoterminowy depozyt?  O tym wszystkim piszę w serialu "Dywidenda jak w banku" wspólnie z najstarszym blogiem o długoterminowym inwestowaniu pieniędzy - Longterm.pl - a także z Giełdą Papierów Wartościowych i Stowarzyszeniem Inwestorów Indywidualnych. Zapraszam do obejrzenia wideowizytówki o tym kim jest Samcik, kim jest Longterm i dlaczego zajmujemy się lokowaniem pieniędzy w spółki dywidendowe. Koniecznie subskrybuj newsletter naszej akcji i zgarnij nagrodę gwarantowaną . Weź też udział w konkursie i wygraj   cenne nagrody - smartwatcha, przewodnik kulinarny z wielkimi zniżkami w najlepszych restauracjach oraz samcikowe książki o oszczędzaniu z dedykacją.





Żeby przekonać Was do długoterminowego lokowania oszczędności o mało nie dałem sobie zrobić... nie, nie mogę o tym mówić, to zbyt bolesne doświadczenie:-). 





 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 21, 2016 01:08

June 20, 2016

Finansowe blogi coraz mocniejsze i to... nie tylko w internecie. Maffashion, drżyj! ;-)

Miła wiadomość: blogerzy finansowi coraz skuteczniej "zapładniają" nie tylko tzw. przeciętnych zjadaczy, ale i "tradycyjne" media. Z najnowszej analizy "Press Service", firmy zajmującej się monitorowaniem mediów wynika, że w radiu, telewizji, prasie oraz internecie blogerzy finansowi - w tym autor Waszego ulubionego blogu, "Subiektywnie o finansach" - są czwartą najczęściej cytowaną grupą blogerów. W zeszłym roku w mediach mówiono, pisano i pokazywano nas, blogerów finansowych, prawie 2300 razy. Przyznaję, nie daliśmy rady blogerkom modowym (12500 cytowań i wzmianek, z czego największą część zgarniała niejaka Maffashion), czy lifestylowym (5700 wzmianek), ale pod względem "cytowalności" wyprzedziliśmy np. blogerów podróżniczych, piszących o rodzicielstwie, czy tych o urodzie i zdrowiu.



pressservice



Niezmiernie mnie cieszy fakt, iż w grupie najczęściej cytowanych blogów w Polsce subiektywność znalazła się w ścisłej czołówce, na ósmym miejscu (niemal 700 wzmianek w mediach). W tej elicie znalazło się też dwóch moich kolegów "po linii" blogowej - Michał Szafrański (jego blog "Jak oszczędzać pieniądze" był cytowany ponad 1000 razy) oraz Marcin Iwuć, który prowadzi blog "Finanse Bardzo Osobiste" (prawie 450 wzmianek w mediach). To kolejny dowód na to, że subiektywność jest opiniotffffurcza. Oto co na temat blogów finansowych napisał "Press Service":





"Blog Michała Szafrańskiego cieszył się szczególną popularnością w internecie – aż 89% materiałów pochodziło właśnie z sieci. W prasie, radiu i telewizji liderem został serwis Macieja Samcika – Samcik.blox.pl, który przywoływano przede wszystkim w TVN24 BiŚ, Radiu TOK FM i TVP Info. Jednocześnie blog zajął drugie miejsce pod względem liczby publikacji"





Cieszę się, że wspólnie z Michałem i Marcinem - oraz innymi blogerami finansowymi - uzyskaliśmy solidny autorytet jeśli chodzi o mówienie o pieniądzach. Co by nie mówić, pisanie o oszczędzaniu, inwestowaniu, zarządzaniu domowym budżetem i innych nudziarstwach jeszcze dwa-trzy lata temu było działalnością niszową, która interesowała stosunkowo nieliczną garstkę obserwatorów. Dziś blogi finansowe to czwarta najbardziej wpływowa - w sensie wzbudzania zainteresowania tradycyjnych mediów, a w konsekwencji ich odbiorców - część blogosfery. A będzie więcej, bo nikt tak jak bloger nie przekona Was, że pieniądze są sexy ;-). Ja już przekonuję od ponad siedmiu lat. A liczba tekstów w blogu przekroczyła już 3000 . Przez tych siedem lat kliknęliście tu mniej więcej 30 milionów razy.  Wciąż też udaje mi się łączyć blogowanie z działalnością stricte dziennikarską.



CHŁON SUBIEKTYWNOŚĆ TAK JAK LUBISZ. Subiektywność jest multifunkcyjna i się często dyslokuje ;-). Można ją spotkać tu i tam. W internecie, mediach społecznościowych, na wideo, w prasie, książkach oraz na spotkaniach, odczytach, konferencjach - wszędzie tam, gdzie mówi się o pieniądzach.



autopromo4 SPOTKAJ SUBIEKTYWNOŚĆ W INTERNECIE!  Blog "Subiektywnie codziennie, od ponad siedmiu lat, zapewnia niezbędną dawkę wiedzy dotyczącą Waszych pieniędzy. Prześwietlanie produktów finansowych, ekskluzywne wiadomości o nowych produktach oraz piętnowanie skandalicznych praktyk i interwencje w sprawach czytelników.  Zaglądajcie na samcik.blox.pl codziennie, nowy wpis wpada tu zwykle tuż po godz. 9.00. Jeśli chcecie wiedzieć jeszcze więcej i ze mną podyskutować, zostańcie fanami blogu na Facebooku (jest nas już ponad 33.000!), na Twitterze (ponad 8000 followersów).  Zapraszam też do bezpośredniego kontaktu mejlowego:maciej.samcik@gazeta.pl



autopromo2 ZOBACZ SUBIEKTYWNOŚĆ W EKSTREMALNYCH AKCJACH. Opowiadam o domowych finansach nie tylko tekstem, ale i ruchomymi obrazami. Żeby Wam się nie nudziło robię przy tym różne głupie rzeczy: skakałem na spadochronie, dałem sobie obić twarz przez byłego trenera Tomasza Adamka, latałem w tubie aerodynamicznej, w której ćwiczą kosmonauci, ćwiczyłem na najnowocześniejszym w Polsce symulatorze lotów, jeździłem autobusem, gokartem, grałem w golfa i ruletkę. Zasubskrybuj mój kanał na Youtube (w tym kinie siedzi już prawie 2000 fanów i jest ponad 60 filmów, które obejrzeliście ćwierć miliona razy). 



autopromo11 SUBIEKTYWNA EKIPA SAMCIKA IDZIE NA OSTRO W "WYBORCZEJ" . Blog "Subiektywnie o finansach" zyskał tak dużą popularność, że zaowocował autorskimi stronami w "Gazecie Wyborczej". Co czwartek na stronach gospodarczych ukazuje się tygodnik "Pieniądze Ekstra", w którym grupa moich kolegów, zwana Ekipą Samcika, radzi jak sprytnie kupować, jak się nie dać nabrać w sklepie, co zrobić, żeby wyplątać się z finansowych tarapatów i jak mieć więcej pieniędzy.Jeśli potrzebujecie rady albo pomocy w sprawie niekoniecznie związanej z produktami finansowymi - piszcie na ekipasamcika@wyborcza.biz. Moi ludzie nie zostawią Was bez pomocy. 



autopromo3 SUBIEKTYWNOŚĆ DO PODUSZKI, NA WAKACJE, NA PREZENT: o oszczędzaniu, inwestowaniu i zarządzaniu domowymi pieniędzmi piszę też w moich książkach, które możecie kupić w dobrych księgarniach oraz w internecie. Dowiecie się z nich jak założyć pierwszy plan systematycznego oszczędzania, jak nie dać się okraść przez internet, jak odróżnić tani kredyt od drogiego, jak nie dać się nabić w niby-ubezpieczenie, jak nauczyć dziecko oszczędności...

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 20, 2016 23:22

To wyjątkowo perwersyjny wirus. Kradnie wtedy, kiedy czujesz się najbezpieczniej. Co robić?

Internetowi złodzieje, którzy wyspecjalizowali się w czyszczeniu naszych kont bankowych, niestety są coraz bardziej cwani. A to oznacza, że my - użytkownicy bankowości internetowej i mobilnej - musimy być coraz bardziej czujni. Dziś słów kilka o nowej odmianie złośliwego oprogramowania, które jest o tyle niebezpieczne, że podważa skuteczność jednej z podstawowych zasad bezpieczeństwa w czasie zdalnego korzystania z banku . Kto czyta ten blog od dawna, zapewne wie, że od zawsze proszę Was, byście nie wchodzili na swoje internetowe konto poprzez klikanie na jakikolwiek link . Trzeba wpisać adres strony banku "z ręki" i sprawdzić czy połączenie jest kodowane (a więc czy jest zatrzaśnięta kłódka w polu adresu). Te dwie rzeczy powinny dać pewność, że jesteśmy na prawdziwej stronie banku, a nie na podrabianej, którą podstawili nam złodzieje, żebyśmy na niej wpisali - i podali im na tacy - login i hasło do banku. Niestety, jeśli macie na komputerze tego "robaka", o którym zaraz napiszę kilka słów, stosowanie tych zasad może nie wystarczyć.



Czytaj też: Bank pokazuje jak jego klienci robią... striptiz. Perwersyjne.



Czytaj też: Uwaga na złodziei tożsamości. To cię czeka, gdy dasz zeskanować...



W ostatnich tygodniach pojawił się wirus, który działa wyjątkowo perfidnie, bo poniekąd "atakuje" tę kłódkę, która ma dać nam poczucie bezpieczeństwa. Wirus nazywa się PACCA i - mówiąc językiem bankowych "bezpieczników" - zmienia domyślną konfigurację serwera proxy w komputerze klienta banku . Efekt jest taki, że klient wpisujący adres banku jest kierowany nie na stronę banku, tylko pod zupełnie inny adres , kontrolowany przez przestępców. Owe ustawienia proxy standardowo są takie, że jeśli jesteś na rozdrożu i wpisujesz w wyszukiwarce adres banku, to powinien pokazać się kierunkowskaz kierujący cię na serwer banku. Wirus działa tak, że "podstawia" fałszywy kierunkowskaz. A jednocześnie podmienia też certyfikat bezpieczeństwa, który odpowiada za poprawnie zatrzaśniętą kłódkę przy adresie. Certyfikat bezpieczeństwa rzeczywiście jest wystawiony, ale nie na rzecz banku, lecz na rzecz jakiejś firemki, której nazwa nic nikomu nie powie. Ale żeby się o tym przekonać trzeba kliknąć tę kłódkę i sprawdzić dla kogo jest wystawiony ów certyfikat.



Czytaj też: Bank pomoże klientom chronić pieniądze. Zainstaluje im... robaka



Czytaj też: Przełom w sprawie kradzieży naszych pieniędzy? Sensacyjny wyrok!



Sytuacja jest więc niewesoła, Związek Banków Polskich twierdzi, że wirus PACCA zaatakował już klientów co najmniej dwóch polskich banków . Oczywiście w jego "posiadanie" można wejść na kilka sposobów, bardzo standardowych: ściągając załączniki do e-maili od nieznanych osób, ściągając multimedia z różnych dziwnych serwisów, korzystając z nielegalnego streamingu, klikając w linki podesłane przez e-mail przez "życzliwych". I oczywiście chodząc po internecie bez zaktualizowanego programu antywirusowego. Jak sprawdzić czy zostałeś już "poczęstowany" tym złośliwym "robakiem"? Prawdopodobnie wystarczy wpisać adres banku i zobaczyć czy to, co się wyświetliło może budzić jakiekolwiek podejrzenia (złodziejskie strony są podobne do "prawdziwych", ale przeważnie zawierają pewne niedociągnięcia), a następnie kliknąć zatrzaśnięta kłódkę w polu adresu i sprawdzić czy certyfikat bezpieczeństwa został wydany dla banku, po którego stronie chodzisz. Jeśli nie - czas na wizytę w serwisie komputerowym.



Czytaj tez: Najważniejsze sposoby kradzieży naszych pieniędzy...



oraz... najlepsze sposoby na to jak nie dać sobie wyczyścić konta





Więcej o wirusie PACCA: czytaj w tym blogu oraz na stronie ZBP



Nawet jeśli masz pecha i zostałeś "szczęśliwym posiadaczem" badziewia o nazwie PACCA, to nie oznacza jeszcze ryzyka utraty pieniędzy. Jeśli serwis bankowy nie jest źle skonstruowany, to sam fakt, że ktoś przejął login i hasło do konta nie powinien zwiastować wyczyszczenia konta. Szczerze pisząc mam taką zasadę, że w komunikacji z bankiem zawsze zachowuję się tak, jakby mój login i hasło były "zdekonspirowane". W takiej sytuacji tym, czego potrzebuje złodziej, jest przejęcie SMS-a autoryzacyjnego, który bank mi wyśle, gdy ów złodziej zleci przelew na swoje konto. Dopóki uważnie czytam SMS-y autoryzacyjne i utrzymuję "sterylność" mojego smartfona (są na nim wyłącznie aplikacje renomowanych wydawców, ściągane wyłącznie z AppStore lub Google Play, żadnych aplikacji pobieranych z linków albo wskutek komunikatów, że "smartfon jest zagrożony" i trzeba coś-tam ściągnąć) to jestem bezpieczny. Nawet jeśli ktoś dostał się na konto i zlecił jakiś przelew, to ja go nie zautoryzuję. A jeśli nie wpuściłem na swojego smartfona wirusa przekierowującego SMS-y, to nikt nie autoryzuje też przelewu w moim imieniu,





 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 20, 2016 00:21

June 18, 2016

Cztery pytania o rozsądne lokowanie pieniędzy i fajne nagrody do wzięcia! Ogłaszam konkurs ;-)

Spadające oprocentowanie bankowych depozytów robi swoje. Ostatnimi czasy dostaję od Was mnóstwo pytań o to jak ulokować pieniądze, żeby nie trzeba było frustrować się oglądaniem jak rosną w tempie np. 1% w skali roku. Sęk w tym, że choć większość posiadaczy oszczędności się frustruje, to nie każdemu mogę pomóc. Przyczyny są dwie. Pierwsza to taka, że do momentu zbudowania podstawowej poduszki finansowej i tak nie ma sensu zabierać pieniędzy z banku lub konta oszczędnościowego (a duża część z nas takiej poduszki jeszcze nie ma). Druga to taka, że nawet jeśli poduszkę finansową mamy, to mamy też irracjonalny strach przez lokowaniem pieniędzy inaczej, niż w banku. Wydaje nam się, że to musi być ryzykowne, wymaga zainwestowania ogromnych pieniędzy, jest dostępne tylko dla posiadaczy ekskluzywnej wiedzy oraz doktoratu z finansów. Staram się rozprawiać z tymi mitami, a w ramach zachęty, byście jeszcze liczniej chcieli mi w tym towarzyszyć, niniejszym ogłaszam konkurs! 



Aby wziąć w nim udział trzeba będzie odpowiedzieć na kilka pytań związanych z lokowaniem oszczędności oraz zapisać się na newsletter akcji "Dywidenda jak w banku" , w której wspólnie z blogerem Albertem Rokickim opowiadamy o tym jak w miarę bezpiecznie lokować oszczędności i mieć z nich więcej, niż w banku. Oczywiście jeśli ktoś już zapisał się na newsletter, to nie musi robić tego drugi raz :-). Zapis na newsletter konkursowy jest jednocześnie zapisem na newsletter blogu "Subiektywnie o finansach", za pomocą którego wkrótce zacznę Was powiadamiać o najciekawszych wpisach.



Pytania konkursowe nie są trudne i nawiązują do tekstów, które ukazały się w ramach akcji w blogu. Kto je czytał - odpowie w mig. A kto nie czytał - może jeszcze nadrobić zaległości, bo lista tekstów jest poniżej, razem z linkami. Jedno z pytań dotyczy klipów, które w ramach akcji "Dywidenda jak w banku" nagraliśmy. Ale je też wklejam w ramach podpowiedzi. Odpowiedzi na pytania konkursowe proszę wysyłajcie na adres e-mailowy dywidenda-konkurs@gazeta.pl   od teraz (niedziela, 19.06.2016 r. do 30.06.2016 r. (czwartek za półtora tygodnia). do północy. Żeby zapisać się na newsletter trzeba kliknąć w ten link , albo w okienko, które będzie się Wam wyświetlało , gdy będziecie czytali niektóre wpisy blogowe. A nagrody?  



autopromo3 >>> Trzy samcikowe książki "Moje pierwsze kieszonkowe" z autografem autora (dowiesz się z nich jak nauczyć dziecko oszczędzania, jak bezpiecznie kupować przez smartfona i jak nie dać się okraść przez internet)



>>>  Trzy samcikowe książki  "Jak inwestować i pomnażać oszczędności", bestsellera o zarządzaniu domowymi pieniędzmi, w którym znajdziesz informacje o tym jak sporządzić pierwszy plan systematycznego oszczędzania, jak wybrać najlepsze fundusze inwestycyjne, jak inwestować pieniądze w obligacje, akcje, nieruchomości, złoto, wino...



>>> Dziesięć e-wydań samcikowej książki "100 potwornych opowieści o pieniądzach, czyli jak żyć, zarabiać i wydawać z głową", w której rozwiązuję większość typowych problemów, jakie możecie mieć z pieniędzmi w życiu. Jak wybrać najlepsze konto bankowe, jak dobrze ubezpieczyć mieszkanie, samochód i życie, jak wyjść z pętli długów?



dywidkonkurs >>> Przewodnik po restauracjach "GoOut 2016", w którym są kupony zniżkowe do kilkuset restauracji. Kupony obowiązują w 100 najlepszych warszawskich restauracjach. Kupony pozwalają wybrać trzy dowolne dania główne po 1 zł w każdej z nich (łącznie aż 300 dań po 1 zł). Rabatownik działa bez przerwy, od poniedziałku do niedzieli, przez cały rok



smartwatchsony >>> Smartwatch Sony SW2 z ekranem dotykowym o przekątnej 1.6 cala i współpracujący ze smartfonami wyposażonymi w Androida 4.0 lub nowszego, obsługuje też płatności NFC. 



>>> Nagroda gwarantowana : każdy kto zapisze się na newsletter i udzieli odpowiedzi na pytania konkursowe otrzyma gwarantowaną nagrodę - e-book poświęcony inwestowaniu dywidendowemu. Jak zmontować sobie prywatną emeryturę z dywidend wypłacanych przez największe koncerny?



Jak widzicie: możliwości wygrania nagród jest sporo. Każdy/każda z Was, odpowiadając na pytania konkursowe, może wybrać preferowaną nagrodę. Nie gwarantuję, że będę w stanie spełnić każde życzenie, ale jeśli wśród zwycięzców znajdą się osoby, które dzięki zamianie nagród będą jeszcze bardziej zadowolone - spróbuję taką zamianę (za obopólną zgodą) przeprowadzić. Czas na pytania:



>>> Pytanie 1. Ile wynosiła (z dokładnością do pół punktu procentowego) średnia stopa dywidendy wypłacanej przez spółki z indeksu WIG20 w maju 2016 r.? Czy była wyższa, czy też niższa od średniego oprocentowania depozytów bankowych?



>>> Pytanie 2. Jaką maksymalnie ulgę podatkową można będzie odpisać od podatku za 2016 r. dzięki posiadaniu konta IKZE? Podkreślam: maksymalną, a więc dostępną dla osób zamożnych, płacących wysokie podatki



>>> Pytanie 3. Przy jak długiej inwestycji w indeks S&P 500, odzwierciedlający zmiany cen akcji największych amerykańskich firm, ryzyko straty spadało w przeszłości (statystyki za lata 1926-2015) do okrągłego zera? 



>>> Pytanie 4. Produkty których dwóch słynnych koncernów płacących dywidendy (jeden z nich płaci ją nieprzerwanie od 100 lat!) były rekwizytami w klipach wideo, które nagrałem w ramach akcji "Dywidenda jak w banku"?



Losowanie nagród odbędzie się najpóźniej 5 lipca  przy udziale "sierotki", którą będzie Albert Rokicki. Losowanie będzie wyglądało tak, że najpierw wybierzemy nagrodę, która będzie losowana, potem wylosujemy jednego/jedną z Was, następnie sprawdzimy czy odpowiedzi na pytania są prawidłowe, potem ustalimy czy Wasz adres e-mail jest zgłoszony w bazie newslettera akcji "Dywidenda jak w banku", a jeśli wszystko się będzie zgadzało, to oficjalnie potwierdzimy wygraną danej osoby. Wszystko jasne? To czas na pytania konkursowe. Proszę, byście w treści e-maila zaznaczali na które pytanie w danym momencie odpowiadacie. I jeszcze jeden drobiazg: pamiętajcie, że e-mail z odpowiedzią na pytania konkursowe powinien zawierać następujące informacje: imię i nazwisko uczestnika oraz telefon kontaktowy uczestnika. Pamiętajcie też proszę, że adres z którego piszecie, żeby odpowiedzieć na pytanie konkursowe, powinien być tym samym, na który zamówiliście newsletter akcji "Dywidenda jak w banku". Jeśli Waszych zgłoszeń będzie dużo, nie wykluczam, że zorganizuję dogrywkę konkursową, w której z automatu wezmą udział osoby biorące udział w bieżącej zabawie. A tymczasem... pozwólcie, że przekażę Wam kilka pomocy naukowych :-).



WIZYTÓWKA SAMCIKA, LONGTERMA I AKCJI "DYWIDENDA JAK W BANKU": Zapraszam do obejrzenia wideowizytówki o tym kim jest Samcik, kim jest Longterm i dlaczego zajmujemy się lokowaniem pieniędzy w spółki dywidendowe. Nakręciliśmy ten klip zwłaszcza tych z Was, którzy Alberta albo mnie jeszcze do tej pory nie poznali:





DO TEJ PORY W RAMACH AKCJI „DYWIDENDA JAK W BANKU" PISAŁEM:



>>> 13 kwietnia: "W poszukiwaniu dywidendy pewnej jak w banku, czyli wielka koalicja rusza do akcji" - o tym dlaczego lokuję swoje pieniądze nie tylko w banku i dlaczego biorę udział w największej edukacyjnej akcji blogerów, jaką kiedykolwiek widział nasz kraj. 



>>> 21 kwietnia: "Na jak długo trzeba kupić akcje, żeby mieć (prawie) pewność, że się zarobi?" - o tym, że inwestowanie pieniędzy wcale nie musi być bardzo ryzykowne, gdyż  statystyki z ostatnich 100 lat pokazują, że w długim terminie ryzyko utraty zainwestowanego w akcje kapitału jest niewielkie. A przynajmniej tak było do tej pory



>>> 11 maja: "Oprocentowanie lokat sięga dna. Wyższe zyski tylko dla pięknych i bogatych? " - o tym jakie warunki trzeba spełnić, żeby wychylić nos z banku i zacząć lokować oszczędności w spółki wypłacające regularnie dywidendy.



>>> 25 maja: "Oszczędności ulokowane w tym banku przez pięć ostatnich lat dawały po 5% rocznie. Jak to możliwe?"  - o tym, że bycie udziałowcem dużej, solidnej, stabilnej firmy daje możliwość traktowania tej lokaty kapitału jako odpowiednika depozytu bankowego. Wartość spółki jest stabilna, a do kieszeni wpływa ci co roku dywidenda, która jest kilka razy wyższa, niż odsetki od bankowego depozytu.



>>> 17 czerwca:  "Jak dostać money-back z urzędu skarbowego? Masz tylko pół roku, by o to zadbać!" - o tym, że istnieją preferencyjne "opakowania" do długoterminowego lokowania oszczędności. I że dzięki lokowaniu pieniędzy w takich "opakowaniach" można całkiem solidnie zaoszczędzić na podatkach. Jak to zrobić? I ile można wycisnąć od "skarbówki"?



Oprócz tego w blogu były wpisy nawiązujące do akcji:



>>> "Buty, ciuchy, cukierki... Kto dobrze przewidział, z 10.000 zł wycisnął milion. Inwestycje 25-lecia" . O tym, że jeśli jesteś fanem jakiejś marki, namiętnie używasz jej produktów, wierzysz w jej przyszłość, to... czasem warto stać się jej udziałowcem. Bo "niechcący" możesz w ten sposób zostać milionerem 



>>> "Pięć cytatów Warrena Buffeta, które musisz poznać" . Warto czasem posłuchać ludzi, którzy wiedzą jak się zarabia pieniądze. A tu macie pięć cytatów z gościa, który zarobił fortunę długoterminowo inwestując w firmy, w które wierzy. Ja w lokowaniu swoich prywatnych oszczędności kieruję się tymi zasadami od ponad 20 lat i na razie wychodzi mi to na zdrowie.



Nagrałem też krótkie klipy, w których razem z Longtermem opowiadam o tym jak lokujemy nasze oszczędności. Longterm opowiada o tym dlaczego ma w nosie depozyty bankowe, a ja  o tym dlaczego nie mam tak, jak Longterm ;-)..Żeby przekonać Was do długoterminowego lokowania oszczędności o mało nie dałem sobie zrobić... nie, nie mogę o tym mówić, to zbyt bolesne doświadczenie:-). 







Mieliśmy też z Wami dwa internetowe spotkania -  webinaria, w których opowiadaliśmy o podstawach inwestowania w spółki dywidendowe oraz o tym jak lokować oszczędności na rynku kapitałowym i jednocześnie oszczędzać na podatkach.odpowiadaliśmy na Wasze pytania. Zapis pierwszego spotkania jest pod niniejszym linkiem, natomiast zapis drugiego znajduje się poniżej:





Regulamin konkursu "Dywidenda jak w banku"



1. Postanowienia ogólne. Organizatorem konkursu i fundatorem nagród  jest Maciej Samcik, zam. ul. Światowida 49/58, 03-144 w Warszawie. Zasadą konkursu jest prawidłowa odpowiedź na zadane pytania konkursowe. Regulamin stanowi podstawę konkursu i określa prawa i obowiązki jego uczestników.



2. Uczestnictwo w konkursie. Uczestnictwo w konkursie jest nieodpłatne. Uczestnikami konkursu mogą być osoby fizyczne, pełnoletnie, posiadające pełną zdolność do czynności prawnych oraz zamieszkałe na stałe na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, które spełnią warunki określone w regulaminie. Osoby niepełnoletnie mogą brać udział w konkursie tylko za zgodą swoich rodziców lub opiekunów prawnych. Uczestnikami konkursu nie mogą być członkowie rodziny Organizatora. Przystąpienie do konkursu jest równoznaczne z akceptacją przez uczestnika regulaminu w całości. Uczestnik zobowiązuje się do przestrzegania określonych w nim zasad, jak również potwierdza, iż spełnia wszystkie warunki, które uprawniają go do udziału w konkursie. Uczestnictwa w konkursie oraz praw i obowiązków z nimi związanych, w tym także prawa do żądania wydania nagrody, nie można przenosić na inne osoby.



3. Przebieg i warunki udziału w konkursie. Konkurs został ogłoszony w blogu „Subiektywnie o finansach” (strona www.samcik.blox.pl) oraz na stronie blogu na Facebooku. Uczestnicy konkursu przesyłają do organizatora konkursu odpowiedzi na zadane pytania konkursowe na adres e-mail dywidenda-konkurs@gazeta.pl. Odpowiedzi powinny być wysłane w okresie 19 czerwca 2016 r. - 30 czerwca 2016 r. Nadesłanie odpowiedzi jest jednoczesne ze zgłoszeniem się uczestnika do udziału w konkursie. Uczestnik zgłaszający się do konkursu jednoznacznie wyraża zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych przez organizatora dla celów przeprowadzenia konkursu. Korespondencja e-mail z odpowiedzią na pytanie konkursowe powinna zawierać następujące informacje: imię i nazwisko uczestnika oraz telefon kontaktowy uczestnika.



4. Zasady wyłaniania zwycięzców. W konkursie nagrody zostaną przyznane drogą losowania, które odbędzie się najpóźniej 5 lipca 2016 r. Wylosowane adresy e-mail będą zweryfikowane pod kątem kompletności podanych informacji formalnych (imię, nazwisko, e-mail, telefon), prawidłowości odpowiedzi na zadane pytania, spełnianie warunku zapisu na newsletter. Odpowiedzi należy wysyłać na adres:dywidenda-konkurs@gazeta.pl



5. Nagrody. W konkursie zostaną przyznane następujące nagrody: trzy książki "Moje pierwsze kieszonkowe", trzy książki "Jak inwestować i pomnażać oszczędności", dziesięć e-wydań książki "100 potwornych opowieści o pieniądzach", smartwatch Sony SW2, przewodnik po restauracjach "Go Out 2016", dwie bezpłatne konsultacje dotyczące zarządzania domowym budżetem. Każdy uczestnik spełniający warunek zapisu na newsletter otrzyma nagrodę gwarantowaną - e-booka o inwestowaniu dywidendowym.



Nagrody zostaną wysłane pocztą lub pocztą kurierską w terminie 30 (trzydziestu) dni od daty ogłoszenia wyników konkursu na adres wskazany w e-mailu. Nagrody w postaci e-wydań zostaną wysłane w tym samym terminie na adres e-mail uczestnika. Laureaci nie nabywają prawa do nagrody, jeżeli nie spełnili któregokolwiek z warunków określonych w niniejszym regulaminie, w tym nie wskazali danych umożliwiających realizację prawa do nagrody. W takim wypadku nagroda pozostaje do dyspozycji organizatora. Organizator nie ponosi odpowiedzialności za nieprawidłowości związane z opóźnieniem lub niedoręczeniem powiadomienia o wygranej wynikającymi z błędnego podania przez nagrodzonego uczestnika konkursu adresu lub innych danych, na który to adres zostało wysłane powiadomienie o nagrodzie.



Organizator nie ponosi odpowiedzialności za niezgodne ze stanem faktycznym podanie przez nagrodzonego uczestnika konkursu danych kontaktowych, adresu zamieszkania oraz innych danych służących do identyfikacji oraz za wszelkie niezgłoszone organizatorowi zmiany tych danych. W celu dokonania identyfikacji zwycięzcy przy odbiorze nagrody winien on okazać dokument tożsamości ze zdjęciem.



6. Postępowanie reklamacyjne. Reklamacje dotyczące spraw związanych z konkursem należy składać na piśmie wraz z uzasadnieniem do organizatora na adres e-mail  dywidenda-konkurs@gazeta.pl.. Reklamacje dotyczące przebiegu należy składać od dnia ogłoszenia o konkursie do 14. dnia od daty zamknięcia konkursu. Reklamacje dotyczące jakości nagród należy składać w terminie 30 dni od dnia odbioru. Reklamacje rozpatrywać będzie organizator w terminie 30 (trzydziestu) dni od dnia ich otrzymania. Odpowiedź w sprawie reklamacji zostanie przesłana na adres wskazany w piśmie zawierającym reklamację lub na adres e-mail, z którego nadesłano reklamację.



7. Ochrona danych osobowych. Dane osobowe uczestników konkursu będą przetwarzane w celach przeprowadzenia konkursu, wyłonienia zwycięzcy i przyznania, wydania i odbioru nagrody. Dane osobowe uczestników konkursu będą wykorzystywane zgodnie z warunkami określonymi w ustawie z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych Administratorem danych osobowych jest Maciej Samcik. Przetwarzanie danych, o których mowa w ustępie 1. niniejszego paragrafu, obejmuje także publikację imienia i nazwiska uczestnika jako zwycięzcy konkursu. Uczestnik ma prawo wglądu do swoich danych osobowych oraz ich poprawiania. Podanie danych osobowych jest dobrowolne, lecz ich niepodanie uniemożliwia udział w konkursie.



8. Postanowienia końcowe. W sprawach nieuregulowanych regulaminem zastosowanie mają przepisy kodeksu cywilnego.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 18, 2016 14:23

June 17, 2016

Jak dostać money-back z urzędu skarbowego? 875 zł do wzięcia! I tylko pół roku, by o to zadbać!

dywidendalogo1 Dziś mam dla Was nie lada gratkę: opowiem o tym jak wiosną przyszłego roku... dostać z urzędu skarbowego przelew na co najmniej 870 zł . To będzie kolejna część serialu "Dywidenda jak w banku", w którym pisałem już o tym <<<  Dlaczego nie trzymam wszystkich moich oszczędności wyłącznie w banku i o tym, że w długim horyzoncie bycie właścicielem kawałków przedsiębiorstw może mnie lepiej zabezpieczyć przed inflacjami, dewaluacjami, nacjonalizacjami i innymi uroczymi "cjami".Było też o tym, że <<< W długim terminie posiadanie akcji (lub udziałów w funduszach inwestycyjnych lokujących w akcje) nie jest bardzo ryzykownym zajęciem, bo w ciągu ostatnich 200 lat na rynku kapitałowym było tak, że im dłużej trzymam pieniądze w akcjach, tym mniej ryzykuję, że poniosę stratę . Pisałem też o tym <<< Jakie warunki trzeba spełnić, żeby zająć się lokowaniem pieniędzy w inny sposób, niż tylko w banku i że fama o tym, iż jest to "zabawa" tylko dla pięknych i bogatych, jest przesadzona . A także o tym >>> Dlaczego swoją przygodę z inwestowaniem warto zacząć od kupna udziałów w spółkach wypłacających z roku na rok dywidendę? Z tej dywidendy można żyć jak z lokaty bankowej, o ile kapitał, za który kupiliśmy akcje, potraktujemy jak długoterminowy depozyt. 



WIZYTÓWKA NASZA I NASZEJ AKCJI: Zapraszam do obejrzenia wideowizytówki o tym kim jest Samcik, kim jest Longterm i dlaczego zajmujemy się lokowaniem pieniędzy w spółki dywidendowe. Nakręciliśmy ten klip zwłaszcza tych z Was, którzy Alberta albo mnie jeszcze do tej pory nie poznali:





Jesteśmy zatem w miejscu, w którym wiemy, że inwestowanie w akcje spółek (bezpośrednio lub pośrednio, poprzez fundusze inwestycyjne) to nie jest żadna czarna magia, ani coś bardzo ryzykownego. Ogarniamy też, że bycie współwłaścicielem spółki wypłacającej dywidendę może być alternatywą dla bankowego depozytu. Zwłaszcza, gdy ten depozyt jest oprocentowany tak nędznie, jak w ostatnich kilku latach (a w kolejnych kilku chyba lepiej nie będzie). Jeśli jeszcze nie czujesz się przekonany, to poczytaj poradniki mojego partnera w akcji "Dywidenda jak w banku", Alberta "Longterm" Rokickiego. Do tej pory Albert wyjaśniał m.in.  >>>  "Co to jest dywidenda i jak jest wypłacana?" - o tym na co komu pieniądze z zysków giełdowych spółek, >>> "Spółki dywidendowe jako alternatywa dla lokat bankowych" - jak inwestować, żeby mieć "odsetki" z akcji giełdowej spółki, >>> Jak założyć konta IKE i IKZE, żeby inwestując jednocześnie oszczędzać na podatkach. 



DODATKOWA EMERYTURA Z... DYWIDEND? Dziś chciałbym zrobić razem z Wami kolejny krok - zastanowić się, czy z dywidend można zmontować sobie nie tylko plan systematycznego oszczędzania, ale wręcz... dodatkową emeryturę? Jak wiadomo ta z ZUS będzie nędzna (kiedyś policzyłem, że jeśli dziś zarabiasz 4000 zł na rękę, to ZUS wypłaci ci kasę realnie wartą tyle, ile dziś warte jest 1100 zł). A jeśli zarabiasz 2500 zł na rękę to... lepiej nie myśleć. Część długoterminowych oszczędności warto więc odłożyć nie tylko pod kątem spełniania marzeń za 10-15 lat, ale na dłużej, aż do zakończenia kariery zawodowej. Oczywiście: można to robić wyłącznie odkładając pieniądze na koncie bankowym, ale można też wybrać kilka spółek, które rok w rok wypłacają solidne dywidendy. Co przemawia za taką strategią? Ostatnio zastanawiałem się nad tym podczas wizyty u lekarza. Uśmiech zniknął mi z buźki dopiero kiedy dowiedziałem się jaka czeka mnie kuracja ;-))





Jeśli przynajmniej omiotłeś wzrokiem poprzednie odcinki tego cyklu, to wiesz już, że na im dużej inwestujesz pieniądze, tym mniejsze jest ryzyko, że wyjmiesz mniej, niż włożyłeś. W odniesieniu do giełdowych indeksów sprawa wygląda tak, że przy inwestycji obliczonej na 25-30 lat, prawdopodobieństwo straty zbliża się wręcz do... 0%. Wiesz też, że większość łącznego dochodu inwestorów na rozwiniętych rynkach nie pochodzi ze wzrostu kursów akcji, ale właśnie z dywidend. Skoro cały świat żyje z dywidend, to dlaczego my, do cholery, mielibyśmy z nich nie żyć? Zwłaszcza, że  spółki wypłacające regularnie dywidendy należą do najsilniejszych, najstabilniejszych i najwyżej cenionych przez inwestorów . A więc ich kursy stosunkowo rzadko zachowują się słabiej, niż średnia rynkowa. No i last, but not least: zapewne zauważyłeś, że żyjemy w erze niskich stóp procentowych, co oznacza, że dywidenda coraz częściej będzie wyższa, niż dochód z bankowego depozytu. 



Czytaj też: Buty, ciuchy, cukierki... Kto miał nosa, z 10.000 zł wycisnął... milion



Tworząc swoją strategię dla "najdłuższej" części oszczędności - tych pieniędzy, które być może będziesz budował aż do zakończenia kariery zawodowej - nie powinieneś więc pomijać w niej akcji spółek dywidendowych. Nawet jeśli jakimś cudem nie uda się zwiększyć samego kapitału (akcje dobrze rozwijającej się firmy przeważnie zyskują na wartości), to przynajmniej masz dość pewną lokatę kapitału, która płaci rok w rok dywidendę. Jeśli dywidenda wynosi 5% ceny, którą zainwestowałeś w akcje, to za 20 lat z samej tylko dywidendy odzyskasz to, co zainwestowałeś (nawet gdyby - co się raczej nie zdarzy - kurs akcji spadł do zera). Krótko pisząc: jeśli z myślą o inwestycji pod kątem prywatnej emerytury wybierzesz spółkę, która ma przed sobą dobrą przyszłość i płaci rok w rok dywidendy, to kompletnie nie musisz się interesować notowaniami jej akcji - za 30 lat i tak wyjmiesz znacznie więcej, niż włożyłeś.



JAK Z 5000 ZŁ URZEŹBIĆ SOBIE PRYWATNĄ EMERYTURĘ? W poprzednim odcinku pokazywałem przykładową spółkę dywidendową - Bank Pekao. Jej kurs, jak to na giełdzie bywa raz wyższy, raz niższy, ale od 10 lat mniej więcej trzyma się tej samej średniej. Kapitał jest więc w miarę bezpieczny (niemal "jak w banku"), a firma rok w rok wypłaca dywidendy warte mniej więcej 5% ceny akcji. Dziś inny przykład - informatyczna firma Asseco z Rzeszowa.  To nasza chluba i duma - firma działa nie tylko w Polsce, lecz w ponad 50 krajach, zatrudnia 20.000 osób i ma 7,5 mld zł rocznych przychodów (oraz pół miliarda złotych zysków). W ciągu ostatnich dziesięciu lat zawsze płaciła dywidendy , w sumie dla każdej akcji w tym czasie wyniosła ona 16,25 zł. Nawet gdyby jej akcje nie rosły to po 10 latach z samych dywidend "odzyskałbym" dwie trzecie zainwestowanego w nią kapitału.



Ale firma jest dobrze zarządzana i doceniana przez inwestorów z całego świata, więc w ciągu tych 10 lat nie tylko wypłacała coraz wyższą dywidendę, ale i cena jej akcji poszła w górę. Nie w jakiejś szalonej skali, ale solidnie -  mniej więcej z 25 zł do 50 zł. Załóżmy, że w 2006 r. włożyłem w Asseco część moich emerytalnych oszczędności, np. 5000 zł. Kupiłem za to 200 akcji firmy i zamierzam traktować je jako element prywatnej emerytury. Dziś mam 13.250 zł. Jeśli firma będzie rozwijać się nadal w takim tempie, to za kolejnych 30 lat moich 200 akcji Asseco przyniesie mi... 60.000 zł (ze wzrostu kursu i dywidend). Nawet jeśli jej kurs jutro przestanie rosnąć, ale firma będzie wypłacała dywidendy w takiej wysokości, jak do tej pory, to za 30 lat otrzymam 13.000 zł.



asseco10lat



Oczywiście: tak być wcale nie musi, dlatego nie można stawiać wszystkiego na jedną kartę. Warto mieć udziały w kilku dobrze rozwijających się, płacących dywidendy spółkach, a oprócz tego gromadzić kasę na prywatną emeryturę w banku, obligacjach, złotych monetach i w co tam jeszcze da się wkładać pieniądze. Zauważ, że na razie pomijam aspekt systematyczności oszczędzania - gdybym wkładał w wybrane spółki dywidendowe np. 500 zł miesięcznie, dokupując ich akcje, włączyłby się mechanizm procentu składanego i wyniki byłyby znacznie lepsze. Tu mówimy o jednorazowym włożeniu tylko 5000 zł w akcje solidnej, dywidendowej firmy i wyjęciu wielokrotności tej kwoty za 30 lat. W naszym przykładzie z Asseco po "likwidacji" inwestycji mógłbym wypłacać sobie po 500 zł miesięcznie ekstra-emerytury przez 10 lat.  Powtarzam: w świecie nie ma nic pewnego. Być może strzałem w dziesiątkę będzie ulokowanie pieniędzy w banku, być może zakup złota, a być może akcji spółki dywidendowej. Na pewno nie jest tak, że ta ostatnia droga jest hazardem, ruletką i bukmacherką. Kto nie jest do końca przekonany - niech obejrzy naszą relację z szulerni :-)





DLA OPORNYCH: FUNDUSZ AKCJI DYWIDENDOWYCH. Lokowanie oszczędności w akcje  nie jest jakąś rocket-science. To są po prostu kawałki firm, których współwłaścicielem możesz zostać. Najprościej stać się współwłaścicielem spółek, których produktów używasz, w której wierzysz, których jesteś fanem. Jeśli jednak nie masz ochoty na samodzielne dokonywanie wyboru, możesz kupić udziały w funduszu inwestycyjnym, który kupi dla ciebie akcje kilkudziesięciu spółek wypłacających systematyczne dywidendy. Wiadomo, że taki fundusz nie da tak dobrych wyników, jak świetnie wytypowana spółka dywidendowa (zwłaszcza, że pobierze kilka procent opłaty za zarządzanie), ale za to ryzyko jest mniejsze (bo kapitał jest rozłożony na kilkanaście, kilkadziesiąt spółek, a więc nie ma ryzyko, że zainwestujemy pieniądze w spółkę dywidendową, która np. wpadnie w tarapaty) oraz nie trzeba poświęcać dużo czasu. W Polsce są już fundusze inwestycyjne, które przekazują swoim członkom dywidendy otrzymane przez firmy.



------------------------------------------------------------------------------------------------------------



ZAPROSZENIA DLA WAS, CZYLI ROZDAJEMY BONUSY: 



dywidendalogotypy3 >>> Jeśli ten tekst Was zaciekawił, zainspirował lub zachęcił, to proponuję, żebyście ZAPISALI SIĘ NA NEWSLETTER AKCJI. Każdy kto się zapisze, dostanie w prezencie nasz e-book, w którym tłumaczymy krok po kroku o co chodzi w inwestowaniu w spółki dywidendowe. Jak się za to zabrać, jakie spółki wybrać i jak monitorować wyniki. Newsletter dostępny jest pod tym linkiem.



>>> NAJTANIEJ ZAINWESTUJESZ   W DM BOŚ. Jeśli macie ochotę spróbować przygody z inwestowaniem oszczędności - choćby małej ich części - to biuro maklerskie DM BOŚ zadeklarowało, iż naszych - Longterma i moich - czytelników będzie obsługiwać niemal za darmo - rachunek dostaniecie za free, a prowizję od zakupu akcji DM BOŚ ściął do symbolicznych 0,18% od wartości zakupu. Warunek: trzeba zarejestrować się przez specjalny link (regulamin jest tutaj). Promocja jest wyłącznie dla Was, nigdzie indziej w przyrodzie nie występuje, ale ma ograniczenie - dotyczy obrotów akcjami nie przekraczających 100.000 zł. Nie mam żadnej prowizji od założonych kont, więc żeby zagwarantować sobie bardzo niskie prowizje możecie również korzystać z identycznego linku w blogu Longterma, o ile tak będzie dla Was wygodniej.



>>> KONKURS W TFI BPH. 1000 NAGRÓD DO WZIĘCIA. Zarządzająca funduszami inwestycyjnymi (m.in. funduszem wypłacającym raz w roku dywidendę) TFI BPH ma dla Was konkurs, w którym gwarantowaną nagrodą są moje książki z dedykacją. Szczegóły znajdziecie na stronie konkursowej. Zapraszam do udziału!



 bphtfikonk2



NAJWIĘKSZY WRÓG DŁUGIEGO OSZCZĘDZANIA - PODATEK. Rzeźbiąc sobie emeryturę z dywidend warto pomyśleć o zmaksymalizowaniu długoterminowych zysków z lokowania pieniędzy. Jak nie płacić podatku od dochodów z oszczędzania? Jak rok w rok płacić niższy podatek PIT - nawet o 1500 zł? Którą z preferowanych form oszczędzania i inwestowania pieniędzy warto wybrać po to, żeby najzwyczajniej w świecie zarabiać więcej? Wiem, że wielu z Was ma już jakieś oszczędności zainwestowane tu i ówdzie. Ale niewielu wie, że są sposoby, żeby zyski z tych pieniędzy dodatkowo zabezpieczyć przez fiskusem. Ma to duże znaczenie zwłaszcza przy oszczędzaniu długoterminowym. Dzięki mechanizmowi procentu składanego nasze pieniądze rosną jak kula śniegowa, a potem nagle przychodzi skarbówka i srrrru... zabiera część z zawartości tej kuli.



Czytaj też: pięć cytatów Warrena Buffeta, które warto poznać. I zastosować w praktyce



Jak wiadomo od każdej złotówki, którą zarobisz - czy to w banku na lokacie, czy to na rządowych obligacjach, czy to w funduszu inwestycyjnym, czy też dzięki wzrostowi ceny akcji spółek - urząd skarbowy zabiera 19 gr. Jeśli przez 30 lat oszczędzasz po 200 zł miesięcznie i masz tylko 5% zysku rocznie, to podatek zje 17.000 zł! Czy naprawdę jesteśmy tak bogaci, żeby tyle płacić?. I tu dochodzę do sedna sprawy. Państwo niespecjalnie ma ochotę nam w tym budowaniu prywatnej emerytury pomagać, ale jednak przygotowało dwa "opakowania", w których pieniądze przeznaczone na te konkretny cel - dodatkową emeryturę - będą mnożyły się szybciej. Dlatego wybierając długoterminową inwestycję warto zawsze dopytać czy możemy ją "opakować" w konto IKE lub IKZE. To będzie ta sama inwestycja, po prostu uzupełniona o preferencję podatkową. 



IKE, CZYLI SKOK PRZEZ BELKĘ. Lokując pieniądze na koncie oszczędnościowym, w obligacjach, funduszach inwestycyjnych albo akcjach pod "przykrywką" IKE dostajesz obietnicę, że twoje zyski z inwestowania nie będą pomniejszone o 19% podatku Belki. Czyli np. że nie zapłacisz tych 17.000 zł z poprzedniego akapitu, tylko zostaną one w twojej kieszeni. Oczywiście są warunki. przede wszystkim IKE możesz mieć tylko jedno. Po drugie z ulgi podatkowej skorzystasz dopiero wtedy, jeśli dotrzymasz pieniądze do 60-go roku życia. Albo jeśli ukończyłeś 55 lat i masz prawo do wcześniejszej emerytury. Musisz wpłacać na IKE kasę przez co najmniej pięć dowolnych latach kalendarzowych. Nie trzeba tego robić systematycznie, wystarczy zrobić przelew raz w roku. Niestety, są limity (co roku inne). W 2016 r. na konto IKE możesz wpłacić maksymalnie 12.165 zł. Jeśli wpłacisz więcej, firma w której lokujesz pieniądze albo ci je odeśle, albo przesunie na oddzielne subkonto, na którym będą tak samo ulokowane, ale bez możliwości uzyskania ulgi podatkowej. Jeśli w danym roku nie wykorzystasz ulgi - w kolejnym nie możesz wpłacić więcej, niż wynosi limit. Wypłacając kasę przez 60-tką po prostu płacisz 19% podatku Belki. Innych restrykcji brak.



IKZE, CZYLI ROK W ROK MNIEJSZY PIT. Obok jednego IKE każdy z nas może założyć w wybranej instytucji finansowej konto IKZE. I również pod tym "parasolem" korzystać z ulg podatkowych przy okazji lokowania oszczędności w depozyty bankowe, obligacje, fundusze inwestycyjne lub akcje. Tu jednak korzyść jest przyjemniejsza, bo w dużej części można ją zainkasować znacznie wcześniej, niż po 60-tce.  A konkretnie - w ramach corocznego PIT-u. A konkretnie: wszystkie pieniądze, które odłożysz w danym roku na koncie IKZE możesz odpisać od podatku. W sumie do wzięcia jest prawie 900 zł ulgi podatkowej jeśli nie przekroczyłeś progu podatkowego dla zamożnych oraz ponad 1500 zł jeśli go przekroczyłeś. Jest tylko jedno, małe "ale". Limit inwestycji w IKZE jest mocno ograniczony: maksymalnie na takie konto można wpłacić w tym roku 4866 zł.



Jeśli więc w przyszłym roku, w kwietniu, będziesz wypełniał PITa i wyjdzie ci, że masz do zapłacenia 1000 zł podatku, to dzięki posiadaniu IKZE (o ile w skali roku wpłaciłeś na takie konto maksymalną kwotę, na którą pozwala limit) zbijesz podatek do 125 zł (bo 18% odpisu od 4866 zł to 875 zł odjęte od podatku do zapłacenia). Lub nawet więcej, jeśli wpadasz w drugi próg podatkowy (32%). Miło? A jakże. Niestety, na koniec inwestycji w IKZE trzeba jeszcze zapłacić 10% podatku dochodowego od całości zebranej kwoty. I to boli, bo wtedy nie płaci się podatku Belki tylko od zysków, lecz daninę także od tego, co wpłaciłeś. Więcej o IKE, IKZE, wadach i zaletach obu rozwiązań opowiadaliśmy z Albertem podczas webinaru z Waszym udziałem. Zapraszam do obejrzenia! To  sprawdzone pomysły na to, byś już przy najbliższym wypełnianiu PIT-a mógł zaoszczędzić   duże kwoty:





IKE CZY IKZE: CO WYBRAĆ? Jeśli pytają mnie co się bardziej opłaca - IKE czy IKZE, to zwykle odpowiadam, że najlepsze jest... combo złożone z obu tych kont. Za chwilę wyjaśnię dlaczego. Ale oczywiście nie każdego stać, żeby jednocześnie oszczędzać lub inwestować na IKE oraz na IKZE. Jeśli mogę wybrać tylko jeden z tych mechanizmów to... no właśnie, policzmy. Załóżmy, że jestem w stanie odkładać po 200 zł miesięcznie, czyli 2400 zł rocznie. Załóżmy, że moje inwestycje średniorocznie przynoszą 6% zysku . W przypadku akcji to może być 3-4% dywidendy i jeszcze trochę ze wzrostu ceny posiadanych papierów. Załóżmy też, że mówimy o inwestycji trwającej 30 lat. Przy tak określonych parametrach - lokując pieniądze na IKE - na koniec będę miał prawie 202.000 zł. Z tego 72.000 zł to będzie efekt wpłat, a pozostała część to wygenerowane zyski (w tym 21.300 zł zaoszczędzonego podatku Belki). 



A w przypadku IKZE? Szczęśliwie moje 2400 zł rocznych wpłat mieści się w ustawowym limicie, więc całość będę mógł odpisać rok w rok od podatku. A to oznacza, że na podatku będę oszczędzał 432 zł rocznie. Przy założeniu, że skala podatkowa będzie przez cały czas constans, w ciągu 30 lat będę w stanie uciułać 12.960 zł . Lokując te pieniądze na koncie oprocentowanym na 3% wycisnę 19.300 zł. Mam więc 202.000 zł, dodatkowo 19.300 zł z tytułu oszczędności podatkowych i odsetek od nich, ale na koniec muszę niestety zapłacić 10% podatku od kwoty zebranej na IKZE. W moim przypadku będzie to 20.200 zł. Ostatecznie więc saldo inwestycji na IKE i IKZE po 30 latach i po rozliczeniu podatków będzie niemal identyczne. Na IKZE osiągam 19.300 zł korzyści w tzw. międzyczasie, ale na koniec płacę 20.200 zł podatku. 



ATTENTION, WNIMANIE: Bardzo precyzyjne informacje o tym jak i gdzie założyć sobie rachunek do inwestowania w ramach IKE oraz IKZE oraz  porady o tym jakie strategie można przyjąć mając już IKE lub IKZE - znajdziesz w blogu Alberta 



Tak jak napisałem na początku: najlepszym pomysłem jest połączenie IKE oraz IKZE i wyciśnięcie z obu kont siódmych soków. Jak takie combo mogłoby wyglądać? Najpierw wkładam 4866 zł do IKZE i wyciągam dzięki temu 875 zł zniżki podatkowej (zakładam, że nie przekroczyłem progu podatkowego zwiększającego PIT do 32%). Kolejne 12.165 zł inwestuję w IKE. Przy założeniu, że moje inwestycje w skali tego jednego roku przyniosły 6% zysku, mam 17.031 zł zainwestowanych pieniędzy, 1022 zł zysku od nich. Oszczędności? 875 zł zwrotu podatkowego i 194 zł nie naliczonego podatku Belki. Od całości tego "urobku" należałoby odjąć 516 zł podatku zryczałtowanego od salda na IKZE, ale i tak łącznie dzięki stosowaniu mechanizmów IKE i IKZE jesteśmy do przodu o 554 zł w stosunku do sytuacji, w której nie stosowalibyśmy żadnych "ulgowych" sposobów na inwestowanie. 



W KOLEJNYM ODCINKU "DYWIDENDY PEWNEJ JAK W BANKU": - Najważniejsze spółki dywidendowe na polskiej giełdzie (i nie tylko). A w tzw. międzyczasie...



autopromo4 CHŁOŃ SUBIEKTYWNOŚĆ TAK, JAK LUBISZ!  Blog "Subiektywnie codziennie, od ponad siedmiu lat, zapewnia niezbędną dawkę wiedzy dotyczącą Waszych pieniędzy. Prześwietlanie produktów finansowych, ekskluzywne wiadomości o nowych produktach oraz piętnowanie skandalicznych praktyk i interwencje w sprawach czytelników.  Zaglądajcie na samcik.blox.pl codziennie, nowy wpis wpada tu zwykle tuż po godz. 9.00. Jeśli chcecie wiedzieć jeszcze więcej i ze mną podyskutować, zostańcie fanami blogu na Facebooku (jest nas już ponad 33.000!), na Twitterze (ponad 8000 followersów). Zapraszam też do bezpośredniego kontaktu mejlowego:maciej.samcik@gazeta.pl



autopromo2 ZOBACZ SUBIEKTYWNOŚĆ W EKSTREMALNYCH AKCJACH. Opowiadam o domowych finansach nie tylko tekstem, ale i ruchomymi obrazami. Żeby Wam się nie nudziło robię przy tym różne głupie rzeczy: skakałem na spadochronie, dałem sobie obić twarz przez byłego trenera Tomasza Adamka, latałem w tubie aerodynamicznej, w której ćwiczą kosmonauci, ćwiczyłem na najnowocześniejszym w Polsce symulatorze lotów, jeździłem autobusem, gokartem, grałem w golfa i ruletkę. Zasubskrybuj mój kanał na Youtube (w tym kinie siedzi już prawie 2000 fanów i jest ponad 60 filmów, które obejrzeliście ćwierć miliona razy). 



autopromo11 SUBIEKTYWNA EKIPA SAMCIKA W "WYBORCZEJ" . Blog "Subiektywnie o finansach" zyskał tak dużą popularność, że zaowocował autorskimi stronami w "Gazecie Wyborczej". Co czwartek na stronach gospodarczych ukazuje się tygodnik "Pieniądze Ekstra", w którym grupa moich kolegów, zwana Ekipą Samcika, radzi jak sprytnie kupować, jak się nie dać nabrać w sklepie, co zrobić, żeby wyplątać się z finansowych tarapatów i jak mieć więcej pieniędzy.Jeśli potrzebujecie rady albo pomocy w sprawie niekoniecznie związanej z produktami finansowymi - piszcie na ekipasamcika@wyborcza.biz. Moi ludzie nie zostawią Was bez pomocy. 



autopromo3 SUBIEKTYWNOŚĆ DO PODUSZKI, NA WAKACJE, NA PREZENT: o oszczędzaniu, inwestowaniu i zarządzaniu domowymi pieniędzmi piszę też w moich książkach, które możecie kupić w dobrych księgarniach oraz w internecie. Dowiecie się z nich jak założyć pierwszy plan systematycznego oszczędzania, jak nie dać się okraść przez internet, jak odróżnić tani kredyt od drogiego, jak nie dać się nabić w niby-ubezpieczenie, jak nauczyć dziecko oszczędności...

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 17, 2016 03:04

Myślisz, że zostałeś wylogowany z banku a tu... niespodzianka. Reakcja pracownika? Bezcenna

Dwóch rzeczy banki nie radzą robić, gdy korzystamy z nich za pośrednictwem serwisu internetowego: logować się z obcych komputerów lub z sieci publicznych (np. z kawiarenek internetowych) oraz odchodzić od komputera bez wylogowania . W obu przypadkach co prawda nie grozi nam utrata pieniędzy - nawet jeśli ktoś dorwie się do naszego konta, to do wyprowadzenia pieniędzy potrzebuje jeszcze haseł jednorazowych - ale wykonując kilka szybkich screenshotów może się o nas sporo dowiedzieć (łącznie z adresem zamieszkania, numerem dowodu osobistego itp.). Banki z jednej więc strony uczulają klientów, by każdą przygodę z bankowością elektroniczną kończyli na ikonie "wyloguj" , a z drugiej strony automatycznie wylogowują klienta po określonym czasie bezczynności (czasem są to dwie minuty, a czasem dziesięć). No, ale to już jest de facto procedura awaryjna, która nie zadziała jeśli odejdziemy od komputera bez wylogowania i w ciągu kilku minut ktoś nas "podsiądzie".



Czytaj też: Tak internetowi złodzieje kradną nam pieniądze. Sześć opowieści



Czytaj też: Perwersyjnie szczere. Bank pokazał jak klienci robią... striptiz



Jeden z moich czytelników twierdzi, że znalazł lukę "świadomościową" w systemie mBanku. Luka polega na tym, że może się zdarzyć sytuacja, w której klientowi wydaje się, że jest już wylogowany z banku, a tak naprawdę nie jest. Dzieje się tak w specyficznej sytuacji, kiedy buszujący po bankowości internetowej klient zażyczy sobie złożyć jakiś wniosek - o lokatę promocyjną, ubezpieczenie, czy inny produkt - a serwis wnioskowy, do którego zostanie w tym celu przerzucony, akurat nie działa. Na ekranie pokazuje się wówczas klientowi następujący komunikat: "Informujemy, że system wnioskowy mBanku jest chwilowo niedostępny. Ma to związek z prowadzonymi pracami modernizacyjnymi". Klient, jak już znudzi mu się podziwianie ekranu "serwisowego", klika w logo mBanku widoczne w lewym górnym rogu strony bądź w link "Przejdź na stronę główną". I trafia na stronę tytułową mBanku - tę, która zawsze pokazuje się przed zalogowaniem.





Klient, który znajdzie się w tym puncie, ma pełne prawo zakładać, że został wylogowany i odejść od komputera. Tymczasem wcale wylogowany nie jest, po prostu "wyrzuciło" go na stronę, która zwykle pojawia się przed zalogowaniem, a nie do systemu transakcyjnego. Luka może nie jest bardzo spektakularna. Prawdopodobnie występuje tylko wtedy, gdy bank prowadzi jakieś prace konserwacyjne. Jest raczej nieszkodliwa jeśli korzystamy z własnego komputera w domu. A nawet jeśli jest to miejsce publiczne i sieć publiczna, zaś zły człowiek - np. z historii przeglądania - dowie się, że byliśmy w mBanku i też się tam znajdzie, to luka nie powinna spowodować kradzieży pieniędzy, bo do przelewów niezdefiniowanych potrzebny jest przecież również kod SMS.



Czytaj też: Bank pomoże klientom namierzyć złodzieja. Podeśle... szpiega



Czytaj też: Tych rzeczy nigdy nie rób korzystając z banku przez internet



Do nieszczęścia niezbędny jest więc zbieg kilku wydarzeń: a) chęć skorzystania przez klienta z produktu dodatkowego (w serwisie wnioskowym), b) nieczynny serwis wnioskowy (konserwacja), c) odejście klienta od komputera po "wyrzuceniu" go na stronę główną, d) pozostawienie przez tego klienta smartfona na biurku obok komputera, e) Zły Brat Bliźniak lub Była Żona w najbliższej okolicy. Prawdopodobieństwo takiego zbiegu okoliczności nie jest wielkie.Ale czytelnikowi, który opowiedział mi o swoim zdziwieniu, najbardziej nie spodobała się... reakcja "pierwszoliniowych" pracowników mBanku, którzy nie bawili się w konwenanse i od razu potraktowali go jak nieszkodliwego świra, któremu trzeba uświadomić, że wymaga porady lekarza lub farmaceuty.





"Oczywiście od razu po zauważeniu problemu skontaktowałem się z infolinią. Tam Bardzo Miły Pan podszedł do mnie jak do ułomnej istoty. Nie chciał w ogóle słuchać moich wyjaśnień dopóki nie wykonam wszystkich czynności, które udowodnią że nie jestem wielbłądem. Kiedy już przebrnąłem przez kasowanie plików cookies oraz całej historii przeglądarki i udało mi się krok po kroku wyjaśnić jak może dojść do nieuprawnionego dostępu do konta, Bardzo Miły Pan zaproponował mi... całkowite zablokowanie dostępu do wszystkich moich rachunków. Okazało się, że bez takiego kroku zwyczajnie nie może przyjąć czegoś, co nazwał "reklamacją". Nie miałem innego wyjścia jak serdecznie podziękować za udzieloną pomoc"





- opowiada czytelnik. Ponieważ Bardzo Miły Pan podkreślił kilka razy, że przeszedł ścieżkę, która prowadzi u klienta do złudzenia optycznego dotyczącego statusu logowania. I doszedł do wniosku, że "u niego problem nie występuje". Klient nagrał filmik, z którego niezbicie wynika, że sprawy mają się tak, jak to opisał. Ale w skrypcie u pana na infolinii nie było punktu pt. "obejrzeć film podesłany przez klienta". Jeśli znajdziecie jakąś lukę w zabezpieczeniach banku, to lepiej odpuśćcie sobie debatowanie na jej temat z pracownikami infolinii, bo skończy się co najwyżej tak, że będziecie musieli wyczyścić cookies ;-).



WSTYDLIWA CHOROBA I BOLESNA KURACJA. Ciebie też konsultant bankowy potraktował jakbyś potrzebował porady lekarza lub farmaceuty? Nie przejmuj się i zrób to, co ja. Udaj się do gabinetu.... 





JAK MIEĆ PIENIĄDZE NA OSZCZĘDZANIE? Jak z małych pieniędzy zbudować swój finansowy spadochron? Jak lokować pieniądze w erze niskich stóp procentowych? Jak uszyć pierwszy plan systematycznego oszczędzania i nie dać nabić się w butelkę przez pośredników? Osiem pomysłów dla twojego portfela podanych w lekkostrawnej formule obejrzyj na moim kanale w YouTube.





BĘDZIE NOWY INDEKS GIEŁDOWY? SAM GO WYMYŚLIŁEM ;-). Staram się czasami wymyślić coś takiego, co by pomogło repolonizować, nacjonalizować, odkułaczać i upatriotyczniać. Nie wiem tylko dlaczego jest tak, że gdy zdradzam moje kolejne pomysły, to ludzie robią dziwne miny ;-)



jak_inwestor_z_inwestorem_2

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 17, 2016 00:04

June 16, 2016

I ty będziesz bankrutem? Żyjesz z tym wyrokiem, choć jeszcze o nim nie wiesz, bo twój bank...

Afera z kredytami frankowymi - jakkolwiek by się nie skończyła - powinna być nauczką dla polskiej branży bankowej. Finansiści, podjudzani przez polityków, klientów, niektóre media i chyba niewystarczająco stanowczo powstrzymywani przez nadzór, "ubrali" kilkaset tysięcy klientów w jeden z bardziej ryzykownych rodzajów kredytów hipotecznych - kredyty walutowe. Nie tylko w Polsce. W niektórych krajach bardzo popularne były kredyty w jenach, albo kredyty dwuwalutowe (euro plus jen). Klienci, jak wiadomo, lubią niskie raty. I wszystko byłoby w porządku, gdyby bankowcy taką odmianą kredytu hipotecznego obdarzali tylko najzamożniejszych, których stać na to, żeby wziąć na siebie ryzyko zmienności stopy procentowej oraz kursu waluty. Niestety, jak wiemy, przynajmniej niektóre banki udzielały kredytów walutowych osobom, które przeznaczały na raty więcej, niż 50% swoich dochodów. A więc nie miały w domowym budżecie niezbędnego dla tej odmiany kredytu buforu.



Czy pożyczanie ludziom znacznie większych kwot, niż te, na których spłatę klientów stać, skończyło się wraz z erą kredytów frankowych? Nie!  W najnowszym opracowaniu KNF, raporcie o sytuacji banków w 2015 r., znalazł się spory fragment poświęcony polityce kredytowej polskich banków. Wynika z niego, że tempo wzrostu zadłużenia Polaków pod hipotekę jest wysokie. Z łącznej góry ponad 1,11 bln zł kredytów udzielonych przez banki jakieś 381 mld zł to kredyty mieszkaniowe dla gospodarstw domowych. Dla porównania: kredytów konsumpcyjnych mamy 140 mld zł. Liczba czynnych umów kredytowych - jeśli chodzi o kredyty hipoteczne - zbliżyła się na koniec grudnia 2015 r. do okrągłych 2 mln. Biorąc pod uwagę, że w ponad połowie umów kredytowych jest dwóch współkredytobiorców można powiedzieć, że hipoteczny dług ma na karku 3 mln osób. W odróżnieniu od takich np. Niemców my uwielbiamy kupować mieszkania na własność, nawet jeśli niekoniecznie się to opłaca względem wynajmowania.





Nad tym jednak nie ma co lamentować - jest jak jest. Gorzej, że z danych, które ostatnio opublikowała KNF można wysnuć wniosek, że także dziś duża część banków zbyt lekko patrzy na zdolność kredytową swoich klientów i naraża ich na ryzyko wzięcia większego obciążenia, niż nakazywałby rozsądek . KNF, analizując politykę kredytową banków stwierdziła, iż duża część banków przyjmuje w badaniu zdolności kredytowej znacznie mniejsze koszty utrzymania kredytobiorców, niż te, które wynikają z minimum socjalnego wyliczonego przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych (IPiSS).  Od razu trzeba wyjaśnić czym owo minimum socjalne jest. Według definicji samego Instytutu: 





"Min­i­mum soc­jalne to wskaźnik społeczny mierzący koszty utrzy­ma­nia gospo­darstw domowych. Zakres i poziom zaspoka­janych potrzeb według tego mod­elu winny zapew­niać takie warunki życiowe, by na każdym z etapów roz­woju człowieka umożli­wić reprodukcję jego sił życiowych, posi­adanie i wychowanie potomstwa oraz utrzy­manie więzi społecznych".





Mówimy więc o takich kwotach, które nie tylko pozwalają kupić codziennie chleb ze smalcem, ale też od czasu do czasu pójść do kina, czy do McDonald'sa :-). Jeśli według IPiSS minimum socjalne dla singla wynosi 1080-1105 zł (w zależności od miejsca zamieszkania), to aż 15 z 23 największych banków przyjmie do badania jego zdolności kredytowej mniejsze koszty utrzymania (najbardziej "szczodre" banki - tylko 700 zł). W przypadku występujących o kredyt par jest podobnie - 14 banków, czyli grubo ponad połowa analizowanych, przyjmuje, że kredytobiorcy wydają na utrzymanie mniej, niż wynosi minimum socjalne IPiSS. Wyższe koszty utrzymania, niż wynosi minimum socjalne, bankowcy przyjmują przy szacowaniu zdolności kredytowej dopiero czteroosobowych rodzin (i liczniejszych). 



To jednak nie wszystko. Ryzykownie wysoka jest też maksymalna kwota kredytu, którego część banków jest skłonna udzielić dziś klientom . W Wielkiej Brytanii banki już jakiś czas temu przyjęły standard, że nie powinny udzielać kredytu hipotecznego o wartości większej, niż 4,5-krotność rocznych dochodów kredytobiorcy. W Irlandii próg jest jeszcze ostrzejszy - 3,5-krotność rocznego wynagrodzenia. A jak to wygląda w polskich bankach? Według danych zebranych przez KNF singiel zarabiający 5000 zł miesięcznie ma zdolność kredytową (w przypadku kredytu na 25 lat z marżą 2% powyżej WIBOR-u) w najbardziej ostrożnym banku na poziomie 202.000 zł (czyli 3,4-krotność rocznych dochodów), zaś w najbardziej liberalnym banku - dwa i pół razy większą (489.000 zł)!. Tylko w pięciu z 24 badanych banków taki klient dostałby maksymalny kredyt mniejszy, niż 4,5-krotność jego rocznych dochodów.



kredytygraf



W przypadku małżeństwa bez dzieci z łącznymi zarobkami obu osób na poziomie 10.000 zł "brytyjski" standard uzasadniałby maksymalną pożyczkę na poziomie 540.000 zł . Tymczasem tylko trzy banki w Polsce wyliczyłyby takiej parze zdolność kredytową na podobnym poziomie! Pozostałych ponad 20 banków chętnie pożyczy znacznie więcej. Rekordowy bank - prawie milion złotych. A dokładniej - 977.000 zł, czyli równowartość 8--letnich dochodów. Niestety, KNF nie podaje nazw banków, które tak łatwo pożyczają pieniądze. W przypadku rodziny o takich samych dochodach, ale z jednym dzieckiem zdolność kredytowa w połowie banków byłaby identyczna, jak w przypadku bezdzietnej pary,  co oznacza, że nie różnicują one przy badaniu zdolności kredytowej tego czy potencjalny kredytobiorca ma dziecko, czy nie. A przecież każdy rodzic wie co zmienia się w domowym budżecie, gdy na świat przychodzi bobo. Część banków dla rodziny z dzieckiem zmniejsza maksymalną zdolność kredytową (jeden z banków nawet z 715.000 zł do 570.000 zł), ale tylko w trzech bankach maksymalny kredyt byłby mniejszy, niż zalecany próg bezpieczeństwa w Wielkiej Brytanii.



Przy 25-letnim kredycie dla czteroosobowej rodziny z dochodem 10.000 zł siedem z badanych banków - a więc co trzeci - wyliczył maksymalną zdolność kredytową na tym samym poziomie, na jakim liczył ją dla bezdzietnej pary. Innymi słowy, co trzeci bank w Polsce uważa, że posiadanie dwójki dzieci przy identycznych zarobkach pozwala bezpiecznie regulować tak samo wysoką ratę kredytu, jaką mogłaby regulować bezdzietna para. Są i banki, które uważają inaczej. Jeden z nich bezdzietnej parce byłby gotów pożyczyć 715.000 zł, a czteroosobowej rodzinie o takim samym dochodzie - już tylko 425.000 zł. W sumie jednak tylko 10 z 24 banków, udzielając czteroosobowej rodzinie długoterminowego kredytu, uważa że warto respektować limit zadłużenia na poziomie 4,5-krotności rocznych zarobków.





Zawsze mówiłem, że banki mają skłonność do nadmiernie optymistycznego patrzenia na naszą, klientowską zdolność kredytową. Że oceniają nas zbyt "lekko" i jeśli sami nie przepuścimy ich wyliczeń przez filtr dochodów i wydatków domowego budżetu, to damy się ubrać w za duży, zbyt ryzykowny kredyt . Dane KNF pokazują to zjawisko bardzo wyraźnie. Banki co prawda nie pożyczają dziś franków, ani jenów, więc jedno z ryzyk powodujących niestabilność raty odpada, ale za to mamy rekordowo niskie stopy procentowe. Jeśli za kilka lat pójdą one w górę, to i raty kredytu podskoczą bardzo wyraźnie - niektórzy liczą, że nawet o 25%. Dziś mamy duże pretensje do banków, że udzielały kredytów walutowych osobom, które na raty musiały przeznaczać więcej, niż połowę miesięcznego dochodu. A jutro być może będziemy się zastanawiali czy ofiarami missellingu nie byli ci złotówkowi kredytobiorcy, którym banki obecnie pozwalają pożyczyć milion złotych przy ich miesięcznym dochodzie 10.000 zł.



Rata kredytu o wartości prawie milion złotych udzielonego na 25 lat przy dzisiejszych stopach procentowych i marży 2% to mniej więcej 5100 zł. Jeśli są w Polsce banki, które udzielą takiego kredytu osobie zarabiającej 10.000 zł (lub parze z takim właśnie łącznym dochodem), to te banki narażają swojego klienta na duże ryzyko. Przekroczenie przez ratę kredytu hipotecznego 50% dochodów miesięcznych to dzwonek ostrzegawczy, że domowy budżet jest bardzo napięty i każda turbulencja może się skończyć bankructwem. A jaka to turbulencja? Cóż, wystarczy spadek miesięcznych dochodów naszej parki - albo wzrost wydatków "na życie" po urodzeniu dziecka lub dzieci. Co się stanie jeśli stopy procentowe pójdą w Polsce w górę o dwa punkty procentowe? Wtedy oprocentowanie kredytu skoczy z 3,7% do 5,7%, a miesięczna rata zwiększy się aż o jedną piątą - do 6260 zł .



A co będzie, gdy te dwie okoliczności się na siebie nałożą? Lepiej nie myśleć. Uwierzycie, że tylko 7 z 24 banków nie chce pożyczyć bezdzietnej parce więcej, niż 30% jej miesięcznych dochodów ? A to właśnie jest poziom bezpieczeństwa finansowego, którego warto przestrzegać. Bankowcy mają pewne wytłumaczenie: statystycznie nasze dochody przez ostatnich 10 lat się podwoiły. Jeśli ten trend się utrzyma, udział raty w domowym budżecie z czasem będzie się obniżał. 



pace



Ale średnia to średnia. Statystyka to nie prawdziwe życie, w którym różnie bywa. Klienci banków, którzy dziś - przy rekordowo niskich stopach procentowych - dostają kredyty przy wskaźniku DtI (dochód w stosunku do raty) powyżej 50% zapewne w przypadku pojawienia się kłopotów finansowych też wyjdą na ulicę, stworzą stowarzyszenia, będą domagać się pomocy i oddłużenia. I będą mieli trochę racji (choć przecież sami też nie będą bez winy). I znów politycy będą się użalać, a bankowcy znów powiedzą, że "umów trzeba dotrzymywać" i ogłoszą kolejny sześciopak. 



Na razie jednak jest idylla. Według najnowszych danych KNF na koniec zeszłego roku z 73 mld zł kredytów zagrożonych raptem 11 mld zł przypadało na kredyty mieszkaniowe. No dobra, byłoby 13 mld zł, gdyby banki nie sprzedały trochę "trefnych" umów do firm windykacyjnych. W sumie kredytów mieszkaniowych nie spłaca mniej więcej 50.000 osób (dotyczy to 35.000 umów). W "poczekalni" do niewypłacalności jest zapewne część z 229.000 kredytów, w których wartość zadłużenia klientów jest wyższa, niż wartość nieruchomości. W ostatnich dniach liczba takich osób jeszcze wzrosła. Nie musi to automatycznie oznaczać, że nie mają z czego spłacać kredytu, ale część z nich zapewne jest w pułapce przekredytowania. Bankowcy zaś pracowicie przygotowują kolejną falę bankrutów.



WSTYDLIWA CHOROBA I BOLESNA KURACJA. Generalnie uważam się za osobnika zdrowego, ale to niestety tylko pozory. Tak naprawdę cierpię na pewną wstydliwą chorobę. Co więcej, mam przeczucie, że duża część z Was cierpi na to również. Jak się wyleczyć? Gdybym wiedział, że zaciągną mnie do gabinetu ginekologicznego... 





SZWAJCARSKIE SPOJRZENIE NA PODATKI. Miałem przyjemność komentować na gorąco wynik szwajcarskiego referendum, w którym ludzie z kraju Milki stwierdzili, że nie chcą dostawać kasy za nic nie robienie. Zastanawiałem się jaki w Polsce byłby wynik głosowania w podobnej sprawie ;-). Zapraszam do obejrzenia materiału.



tvn24referendum



SUBIEKTYWNOŚĆ NA "WALL STREET". Na dorocznym zlocie inwestorów indywidualnych w Karpaczu poza tym, że sam miałem kilka wystąpień, sporo słyszałem narzekania, że nikt nie wspiera rozwoju rynku kapitałowego, mody na oszczędzanie i inwestowanie pieniędzy w akcje spółek. Czy Polacy powinni masowo zainteresować się inwestowaniem na rynku kapitałowym? Czy każdy Kowalski powinien mieć akcje, a walne zgromadzenia akcjonariuszy powinny odbywać się na stadionach, by móc pomieścić wszystkich drobnych udziałowców? Czy powinniśmy być jak niemieccy emeryci, dla których inwestowanie dla dywidendy jest ulubionym hobby?    Co może zrobić rząd, żeby wspomóc nasze chęci do oszczędzania? Zapraszam do przeczytania relacji z "Wall Street"



IMG_0072

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 16, 2016 00:15

Maciej Samcik's Blog

Maciej Samcik
Maciej Samcik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Maciej Samcik's blog with rss.