Klaudyna Maciąg's Blog, page 34

January 29, 2017

Językowe łowy Kreatywy - miesiąc z francuskim

Językowe łowy Kreatywy

Ci z Was, którzy śledzą moje językowe poczynania, na pewno pamiętają, że miesiąc temu ruszyła na blogu akcja Językowe łowy Kreatywy . Mówiąc krótko: chodzi o to, że szukam nowego języka do nauki, po tym jak stałymi elementami mojego życia zostały tylko angielski oraz esperanto. Pierwszym językiem, z jakim miałam się zapoznać był język francuski.

Dziś opowiem Wam o moich wrażeniach z nauki i o tym, dlaczego nie polubiłam się z francuskim, ale nabrałam do niego odrobiny sympatii.


książka mówimy po francusku Drugim krokiem, jaki podjęłam, było sięgnięcie po podręcznik przeznaczony do samodzielnej nauki języka francuskiego. Wybrałam pozycję Mówimy po francusku. Kurs dla początkujących , której autorami są Antoni Platkow i Mieczysław Jaworowski.

Jako że miał to być tylko miesiąc zapoznawczy z językiem, moim celem było przede wszystkim zapoznanie się z wiadomościami na temat struktury języka, akcentu i wymowy. Dzięki temu już nieco łatwiej było mi podejść do "części właściwej" projektu, jaką było zapoznawanie się ze słownictwem i zwrotami w języku francuskim.

Francuski z FiszkotekąW serwisie Fiszkoteka , który zgodził się udostępnić mi swoje materiały na potrzeby tego całorocznego projektu, znajdziecie trzy kursy do nauki francuskiego:

fiszkoteka kursy francuskiego

Francuski w 1 Dzień - stworzony z myślą o takich świeżakach jak ja, który przybliża podstawy języka, a przy okazji pozwala za darmo zapoznać się z działaniem serwisu.Podstawowe słownictwo francuskie - zawierający 1700 najważniejszych słów i zwrotów na poziomach A1-A2.Francuski: Dzień drugi - pozwalający opanować kolejną porcję podstaw.
Pierwsze kontakty z nauką francuskiego na Fiszkotece przyniosły mi dwa zaskoczenia - po pierwsze, że można tam uczyć się nie tylko słów i zwrotów, ale też wymowy i gramatyki. Po drugie - że francuski ma tyle powiązań z angielskim i esperanto. Znajomość obu tych języków pozwoliła mi dość szybko opanować podstawy, bo w większości przypadków po prostu opierałam się na skojarzeniach z tym, co już znam.

Przez tych kilka tygodni z francuskim na Fiszkotece opanowałam cały kurs Francuski w 1 Dzień, składający się ze 140 elementów. W serwisie udostępniane są szczegółowe statystyki nauki, które prezentują się następująco:

fiszkoteka kursy francuskiego statystyki

Rozpoczęłam także kurs Dzień drugi, ale ponieważ dość szybko uświadomiłam sobie, że to już zbyt wiele, skupiłam się na powtórkach materiału, który już poznałam, zamiast na odkrywaniu nowego słownictwa, dlatego - według statystyk - poznałam zaledwie 11% tego kursu.

fiszkoteka kursy francuskiego statystyki

Ostatecznie więc można przyjąć, że na stałe zostało w mojej głowie około 50 słówek i kilkunastu zwrotów, z których umiałabym już ułożyć proste dialogi, gdybym tylko miała na to chwilę czasu. W naturalnej rozmowie raczej bym sobie nie poradziła, poza tym, że umiałabym przywitać się i pożegnać, przeprosić lub poprosić, powiedzieć o sobie kilka słów i podkreślić, że słabo znam francuski.

Wrażenia po miesiącu z francuskimKiedy czytacie o moich wrażeniach, musicie pamiętać, że celem tego projektu nie było opanowanie podstaw języka w miesiąc (bo w żadne takie cudowne metody nie wierzę), a jedynie zapoznanie się z nim bliżej. Już w połowie miesiąca wiedziałam, że francuski nie będzie językiem, który zostanie ze mną na lata. Choć starałam się na niego otworzyć, wiedziałam, że będę miała problem z opanowaniem skomplikowanych zasad wymowy. Języki, z jakimi miałam dotąd do czynienia - hiszpański, włoski czy esperanto - przyzwyczaiły mnie do tego, że bez problemu umiem odczytać każdy tekst, bo niewiele jest tam "pułapek" w wymowie. Natomiast francuski już na tym pierwszym etapie sprawił, że od razu miałam ochotę się poddać.

Konsekwentnie jednak codziennie zaglądałam do Fiszkoteki, wykonywałam powtórki, słuchałam nagrań, przeglądałam przykłady użycia i starałam się zrobić wszystko, by jak najlepiej wykorzystać ten miesiąc zapoznawczy z nowym językiem. Był to ciekawy, inspirujący czas, ale wiem, że będę tylko po cichu podziwiać osoby, które nauczyły się płynnie posługiwać francuskim, bo dla mnie jest to kosmicznie trudna sprawa. Natomiast jeżeli Wy chcielibyście się z nim po prostu zapoznać, darmowy dostęp do kursu Francuski w 1 Dzień stoi przed Wami otworem.

O tym, jak uczyć się z Fiszkoteki przeczytacie w moich starych wpisach: Fiszki online - nauka z Fiszkoteką oraz Fiszkoteka pełna pozytywnych zmian - opinia .

paris france

Drugi miesiąc - hiszpańskiChoć spośród dostępnych na Fiszkotece kursów miałam najpierw wybierać te, których nie znam zupełnie, a dopiero później te, które z jakiegoś powodu przed laty porzuciłam, Tysia rzuciła mi wyzwanie i wspólnie z nią będę w lutym poznawać właśnie hiszpański. Miałam już spory kontakt z tym językiem, umiałam się w nim porozumiewać, ale przez lata wzlotów i upadków stało się tak, że więcej rozumiem niż jestem w stanie powiedzieć. Ten luty ma być więc nie tyle miesiącem zapoznawczym z językiem, ale przede wszystkim miesiącem, który ma mnie zainspirować do tego, bym wróciła do nauki języka, który kiedyś tak bardzo kochałam. Trzymajcie za mnie kciuki!

Warte przeczytania:
Najlepsze seriale do nauki języka angielskiegoSamodzielna nauka esperanta od podstawZagraniczne kursy językowe
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 29, 2017 03:22

January 27, 2017

Najlepsze seriale do nauki języka angielskiego - jak je znaleźć i jak się dzięki nim uczyć, co oglądać i gdzie

popcorn

Jeżeli interesujecie się nauką języków obcych, dobrze wiecie, że jedną z najczęściej powtarzanych rad jest: "przyswajaj język naturalnie, otaczaj się nim, żyj nim". Są na to sposoby nudne i żmudne (aczkolwiek niezbędne), są i przyjemne i miłe (często pomijane). Dziś będę robić Wam dobrze i opowiem o tej drugiej grupie, polecając kilkanaście sprawdzonych seriali, które pozwolą Wam z przyjemnością chłonąć język angielski. Podpowiem Wam także, jak w ogóle znaleźć odpowiedni serial dla siebie i jak uczyć się za pomocą obcojęzycznych produkcji.


Przygotowany przeze mnie spis jest subiektywną listą seriali przydatnych w nauce angielskiego, które sama widziałam, znam i lubię. Ponieważ jednak nasze gusta mogą się różnić, mam dla Was kilka wskazówek dotyczących tego, jak ułatwić sobie szukanie idealnego dla nas serialu do nauki języka. Moim zdaniem najlepsze będą trzy drogi wyboru:

Coś, co lubimy:
najłatwiej jest szukać pod kątem naszych zainteresowań. Oglądanie serialu w języku obcym ma nam dawać przyjemność i radość. Tutaj nie ma miejsca na nudę, męczenie się i ziewanie. Oswajanie się z językiem za pomocą obcojęzycznego serialu wymaga skupienia i nie może nas rozpraszać czy denerwować kiepski dobór repertuaru.Coś, co już znamy:
to też jest dobra droga do znalezienia serialu, który będzie nam się dobrze oglądało. Jeżeli znamy już wersję z lektorem czy polskimi napisami, spokojnie możemy brać się za oglądanie bez takich ułatwień.Coś prostego:
nie jest złym ani wstydliwym rozwiązaniem wybranie na początek czegoś bajecznie prostego w odbiorze, czyli bajki przeznaczonej dla dzieci. Tego typu produkcje charakteryzują się nieskomplikowaną fabułą, niewyszukanym słownictwem, łatwym w odbiorze przekazem.
Czego sama raczej unikam? Seriali, w których pojawia się słownictwo fachowe. Nie jest dla mnie przyjemne odgadywanie, o jakich chorobach mówi Dr. House, więc zazwyczaj odpuszczam sobie oglądanie jego przygód bez polskich napisów. Bo choć większość codziennych dialogów rozumiem, dużo jest tam kwestii zupełnie dla mnie obcych i oglądanie czegoś takiego nie daje mi już przyjemności.

london union jack

Jak uczyć się angielskiego z seriali?To całe otaczanie się językiem ze wszystkich stron brzmi oczywiście fajnie, ale samo bezrefleksyjne oglądanie zagranicznego serialu może niewiele dać, jeśli się do tego nie przyłożymy. Jakkolwiek ważne jest, by podczas codziennych czynności wciąż i wciąż słuchać języka obcego i po prostu oswajać się z jego brzmieniem, o tyle uważam, że z oglądania seriali warto wyciągnąć coś więcej. Bo jeśli znamy podstawy języka to zrozumiemy, co oglądamy, nawet bez znajomości niektórych pojedynczych słów, ale i tak dobrze by było dzięki oglądaniu nauczyć się czegoś nowego.

Zatem: jeżeli podczas oglądania trafiamy na ciekawy zwrot lub nieznane nam słowo, warto zatrzymać odtwarzanie i zapisać to, co usłyszeliśmy, np. w specjalnym notesie przeznaczonym tylko do notowania angielskich słówek. Po zakończeniu oglądania wystarczy zajrzeć do słownika - ze swojej strony polecam Diki - w przeglądarce lub na komórce - który oprócz tego, że ma przebogatą bazę słów i przykładów użycia, to jeszcze - w przeciwieństwie do klasycznego wydania papierowego - wyraźnie przedstawi nam wymowę danego słowa.

Na koniec jeszcze jedna kwestia - absolutnie nie ma sensu oglądać serialu z polskimi napisami, bo zamiast skupiać się na słyszanym tekście, skupiamy się na napisach. Pierwszym krokiem może być oglądanie z napisami angielskimi, ale to też nie jest rozwiązanie dobre na długi czas. Podstawą oglądania seriali w celu oswajania się z językiem obcym jest przede wszystkim rozwijanie umiejętności rozumienia ze słuchu. A w tym wszelkie napisy po prostu przeszkadzają.

Jeżeli macie obawy, że zupełnie nic nie zrozumiecie, oglądajcie najpierw serial bez napisów, a potem raz jeszcze - z napisami i sprawdźcie, ile zrozumieliście oraz ewentualnie rozwiejcie niektóre ze swoich wątpliwości. Warto jednak opierać się przede wszystkim na samodzielnym wyszukiwaniu znaczenia danego słowa w słowniku. Po pierwsze - wpływa to korzystniej na Waszą pamięć. Po drugie - jest dużo pewniejsze. Napisy do filmów i seriali zawierają mnóstwo błędów i bardzo często przygotowywane są przez amatorów.

american flag

Skąd brać seriale do nauki angielskiego?Jest wiele seriali, które można obejrzeć wyłącznie dzięki źródłom nielegalnym, bo nie ma ich ani w serwisach VOD, ani w telewizji. Nie mogę Wam podpowiedzieć, gdzie ich szukać, ale z pewnością jeśli interesujecie się serialami, to doskonale znacie wszelkie serwisy z serialami dostępnymi online lub fora udostępniające linki do ściągnięcia.

Źródła, z których ja korzystam, to:
Netflix, którego działanie opisałam we wpisie NETFLIX - co to jest i dlaczego się w nim zakochałam? HBO GO, które działa na podobnych zasadach, co Netflix.Telewizja - zarówno na Cyfrowym Polsacie, jak i w NC+ istnieje możliwość włączenia oryginalnego dźwięku dla wielu filmów i seriali - i jest to funkcja, z której zdecydowanie warto korzystać. Ja stworzyłam na potrzeby nauki angielskiego osobną listę kanałów, na której znajdują się zagraniczne telewizje sportowe, dziecięce i informacyjne (bo te interesują mnie najbardziej) oraz te z naszych kanałów filmowo-serialowych (np. Comedy Central czy Sundance Channel), które umożliwiają wygodną zmianę języka na oryginalny.YouTube - również tam można znaleźć fragmenty lub całe odcinki niektórych seriali albo kompilacje bajek dla dzieci - oczywiście w języku angielskim.
Jeżeli z kolei trafiacie gdzieś na słówko, którego nie znacie, a chcielibyście usłyszeć je w różnym kontekście, np. w filmach czy serialach, koniecznie zapoznajcie się ze stroną PlayPhrase.me :

playphrase.me friends

Seriale do nauki języka angielskiego - dla młodzieżyW tej kategorii przedstawiam pięć propozycji, które znam i które oglądałam z przyjemnością. Nie wszystkie należą do produkcji ambitnych czy idealnych dla każdego, ale u mnie sprawdzają się świetnie.

najlepsze seriale dla młodzieży One Tree Hill , Gossip Girl , Veronica Mars , Boston Public , Suburgatory
Seriale do nauki języka angielskiego - dla kobietSama nie przepadam za Sex and the City i nie poznałam jeszcze Devious Maids, ale to polecane przez wszystkich babskie klasyki, więc warto zwrócić na nie uwagę.

najlepsze seriale dla kobiet Desperate Housewives , Hart of Dixie , Devious Maids , Orange is the new Black , Sex and the City
Seriale do nauki języka angielskiego - dla wszystkichW tej kategorii zebrałam takie seriale, które z przyjemnością obejrzą i kobiety, i mężczyźni - niezależnie od wieku. Większość z nich uwielbiam i cenię, jedynie do Friends wciąż nie potrafię się przekonać.

najlepsze seriale dla wszystkich Gilmore Girls , Friends , Downton Abbey , Life Unexpected , Switched at Birth
Downton Abbey polecałabym tym osobom, których znajomość języka stoi na trochę wyższym poziomie.

Seriale do nauki języka angielskiego - dla geekówTę listę stworzyłam dzięki wskazówkom osób bardziej obeznanych w temacie. Sama takiej tematyki nie oglądam, więc mogę tylko uwierzyć na słowo, że będą to świetne produkcje dla geeków.

najlepsze seriale dla geeków The Big Bang Theory , Silicon Valley , Community , Chuck , Doctor Who
Prawda jest taka, że ktoś może coś polecać, ale do oswajania się z językiem obcym można wybrać dowolny serial - nawet ten mało popularny, niezbyt lubiany przez innych czy osadzony w zupełnie innych klimatach. Grunt to znaleźć coś dostosowanego do własnych potrzeb, gustów i możliwości, a listy takie jak te powyżej traktować jako podpowiedzi a nie wytyczne. Tym bardziej, że dobre młodzieżówki spodobają się także starszym odbiorcom, a dobre babskie klasyki - i mężczyznom, i dziewczętom.

Mam nadzieję, że wpis okazał się dla Was przydatny. W razie wątpliwości - pytajcie, chętnie odpowiem.

A do osób obeznanych z tematem mam pytanie: macie jakieś ulubione tytuły, dzięki którym oswajacie się z językiem angielskim? U mnie ostatnio rządzi Crazy Ex-Girlfriend, ale chętnie poznam też produkcje polecane przez innych.

Warte przeczytania:
Jak osłuchać się z językiem angielskim?Zagraniczne kursy językoweTop 15: najlepsze seriale dla młodzieży
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 27, 2017 05:18

January 26, 2017

Czytaj z Zosią #15

Czytaj z Zosią

W kolejnej odsłonie cyklu Czytaj z Zosią mamy dla Was jeden hit, jeden kit i dwie książeczki, które mówią. Przeczytajcie, jeśli chcecie znaleźć dla swoich pociech coś naprawdę superwartościowego i coś całkiem fajnego oraz jeśli chcecie wiedzieć, czego lepiej unikać. Zapraszamy!

Pucio mówi pierwsze słowa

Pół roku temu napisałam Wam, że najważniejszą książeczką w zbiorach Zosi jest Pucio uczy się mówić . Mamy takie szczęście, że książkowy Pucio dorasta wraz z Zosią, więc jego kolejne przygody znów idealnie dopasowały się do etapu jej rozwoju.

Pucio mówi pierwsze słowa

A nie dość, że książki Marty Galewskiej-Kustry idealnie trafiły w gust dziecka, to jeszcze z punktu widzenia rodzica są wprost znakomite!

Pucio mówi pierwsze słowa

W publikacji przedstawione są historyjki z życia chłopca i jego rodziny - od pobudki i śniadania, przez wizytę w przedszkolu i zakupy, po zabawę na podwórku, przyjęcie urodzinowe i pójście spać. Mały czytelnik ma okazję poznać miejsca, w jakich bywają dzieci, ludzi, jacy je otaczają i sytuacje, w jakich mogą się znaleźć. Zdania są krótkie i konkretne, dobrze się je czyta, łatwo wpadają w ucho i idealnie przemawiają do dziecka, które nie pojmuje jeszcze skomplikowanych, długich zdań.

Do każdej historyjki dołożone jest także proste pytanie, które ma zaangażować dziecko w dokładne przyjrzenie się ilustracjom. Czasem trzeba wykazać się spostrzegawczością i coś znaleźć, czasem opowiedzieć, co robią bohaterowie.

Pucio mówi pierwsze słowa

Ważne słowa pojawiające się w historyjce o życiu Pucia zostają wyróżnione i umieszczone gdzieś na marginesie całej opowieści. Ułatwia to dziecku skupienie na najważniejszych wyrazach, powtórzenie ich i zrozumienie ich znaczenia.

Pucio mówi pierwsze słowa

Wspólne przeglądanie książeczki może być świetnym pretekstem do rozmów na temat codziennego życia i naszego otoczenia. Dziecko może odpowiadać na pytania, wskazywać konkretne przedmioty i postacie, powtarzać słowa, a jeśli jest trochę starsze od mojej Zośki - również opowiadać, co dzieje się w tej przebogatej opowieści.

Pucio mówi pierwsze słowa

Książka ma walor edukacyjny, jest bardzo ładnie i solidnie wydana, przedstawia życiową historię i ważne elementy z codziennego życia dziecka i rodziny. To ważna, mądra książeczka, którą szczerze będę Wam polecać.

Pucio mówi pierwsze słowa kupicie na stronie wydawnictwa Nasza Księgarnia.


Królewna Śnieżka i Piękna i bestia - książeczki dźwiękowe
Królewna Śnieżka i Piękna i bestia - książeczki dźwiękowe

Kopciuszek z tej serii był jedną z pierwszych książeczek, jaką Zosia dostała w prezencie. Niestety, historia biednej sierotki nie przetrwała próby czasu, ale że gadające książeczki bardzo się młodej spodobały, zainwestowaliśmy w kolejne tomy tej samej serii - Królewnę Śnieżkę oraz Piękną i bestię. W cyklu dostępne są także Złotowłosa i trzy misie, Trzy małe świnki oraz Czerwony Kapturek, ale trudno jest trafić na nie w stacjonarnych księgarniach.

Królewna Śnieżka i Piękna i bestia - książeczki dźwiękowe

Z książeczek można korzystać na dwa sposoby - albo przewracać kartki i czytać samodzielnie, albo naciskać guziki i słuchać głosu lektora. Dziecko, jak to dziecko, woli technologiczną nowinkę niż samodzielne przeglądanie, ale myślę, że na to jeszcze przyjdzie czas.

Królewna Śnieżka i Piękna i bestia - książeczki dźwiękowe

Choć publikacje wydane są na grubszym papierze, i tak dość szybko się niszczą. Ich mocnym punktem są za to bardzo ładne ilustracje. Niestety, same historyjki są bardzo uproszczone, co nie do końca mi odpowiada, ale trzeba brać pod uwagę, że dla malucha nie liczy się skomplikowana fabuła, a sam fakt, że ktoś opowie im bajkową historię.

Królewna Śnieżka i Piękna i bestia - książeczki dźwiękowe

Polecam Wam tę serię, jeśli chcecie jakoś urozmaicić zbiory swoich dzieciaków, ale pamiętajcie, że nic nie zastąpi wspólnego czytania, a lektorowi daleko do rodzica.


Kolory. Poznaj i rysuj!
Kolory. Poznaj i rysuj!

Zielona Sowa wydała serię książeczek na zmywalnym papierze, dzięki którym można poznać kolory, kształty, liczby czy zwierzęta, a przy okazji bawić się zmywalnym mazakiem.

Kolory. Poznaj i rysuj!

W zbiorach Zosi pojawiła się książeczka poświęcona kolorom. Jest to publikacja interaktywna - można z niej wyciągać ruchome elementy, można po niej pisać. Dla malucha jest to jakaś ciekawostka, ale sama książeczka nie zachwyca swoją formą. Wygląda trochę jak szał grafika-amatora, który skleja ze sobą różne elementy i tworzy z tego kiepską mozaikę.

Kolory. Poznaj i rysuj!

Mimo tej wątpliwej estetyki sama publikacja uczy nazwy kolorów, które pojawiają się w świecie roślin, zwierząt, przedmiotów codziennego użytku i produktów spożywczych, czyli niesie za sobą jakąś wartość.

Kolory. Poznaj i rysuj!

Dzięki zmywalnemu mazakowi można wykorzystać książeczkę również do treningu pisania i rysowania.

Albo twórczego wyżywania się, jeśli jest się zbyt młodym na świadome korzystanie z mazaka:

Kolory. Poznaj i rysuj!
Kolory. Poznaj i rysuj!

Całą serię znaleźć można np. w Dedalusie, gdzie każda z książeczek kosztuje tyle, ile rzeczywiście jest warta. Bo prawie dwudziestu złotych za taki słaby twór bym nie wydawała, w tej cenie można znaleźć całe mnóstwo ładniejszych i bardziej wartościowych publikacji dla dzieci.

Przeczytaj pozostałe wpisy z cyklu Czytaj z Zosią.
Mam nadzieję, że znaleźliście dla siebie i swoich maluchów coś interesującego.
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 26, 2017 01:37

January 25, 2017

SłowoStwory - doskonała gra słowna dla małych i dużych

SłowoStwory gra

Znacie SłowoStworki , fantastyczną grę słowną, stanowiącą karcianą wersję kultowej gry państwa-miasta? Dziś opowiem Wam o starszych braciach tamtych maluchów - o niesamowitych SłowoStworach! Zapraszam do lektury, jestem pewna, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

Liczba graczy: 2-7Długość partii: 30 minutWydawca: Egmont
W środku znajdują się...

SłowoStwory karty 72 karty liter i 7 kart z jokerem SłowoStwory kostki klepsydra 4 kostki, klepsydra oraz znacznik gracza startowego
Każda z kostek oznacza inną grupę kategorii:
Czerwona - sport, muzyka, filmZielona - rzecz, roślina, zwierzęNiebieska - państwo, miasto, zawódŻółta - bajka, zabawka, joker (dowolne słowo)
SłowoStwory elementy 7 kart pomocy, 7 płytek aktywności, 4 żetony rund SłowoStwory żetony stworów 40 żetonów SłowoStworów SłowoStwory instrukcja Instrukcja
A robi się to tak...Istnieją dwa warianty gry:
łatwiejszy - dla minimum dwóch graczy 8+trudniejszy - dla minimum trzech graczy 12+
Maksymalnie w rozgrywce może brać udział siedem osób. Partia dwuosobowa jest raczej mało porywająca i dostępna wyłącznie w łatwym wariancie, natomiast najfajniejsza zabawa jest przy 3-5 osobach. 6-7 to już przekrzykujący się tłum - oczywiście normalna rozgrywka jest możliwa i wciąż jest wesoło i ciekawie, ale jednak trochę zbyt gwarno.

W wariancie łatwym korzystamy tylko z kilku elementów - kart liter, klepsydry, kostek i żetonów SłowoStworów, przy czym te ostatnie liczą się na sztuki, niezależnie od tego, czy mają wartość siedmiu czy trzech punktów.

SłowoStwory rozgrywka

Na początku rundy gracz wybiera jedną z kostek. Obraca klepsydrę odmierzającą czas, rzuca kostką, odkrywa dwie karty ze stosu liter. Gracze muszą jak najszybciej wymyślić słowo zawierające obie zaprezentowane litery i pasujące do wyrzuconej kategorii. Co ważne, nie może to być słowo związane z przedstawionym na karcie obrazkiem (np. kukurydza przy wylosowanej literze "k").

Ten, kto jako pierwszy wymyśli odpowiedni wyraz, zgarnia dwa SłowoStwory. Pozostali gracze, którzy również zdążą podać poprawną odpowiedź, zdobywają po jednym żetonie.

Choć instrukcja zakłada trochę krótszą rozgrywkę, my zawsze gramy do wyczerpania SłowoStworów - wygrywa ten, kto zgarnie ich najwięcej.

Jeżeli w grze biorą udział maluchy, można uprościć dla nich zasady i wykładać tylko jedną kartę liter.

SłowoStwory instrukcja

Wariant trudniejszy wymaga wyłożenia wszystkich dostępnych elementów, jest dużo dłuższy i bardziej skomplikowany i, niestety, nie nadaje się dla dwóch graczy. Choć i tutaj zawodnicy muszą układać słowa i zdobywać karty liter, które potem wymienia się na SłowoStwory, rozgrywka przebiega nieco inaczej - polega na wzajemnym pojedynkowaniu się.

W każdej rundzie każdy z graczy bierze udział w dwóch pojedynkach na słowa. Pojedynek przebiega identycznie jak rozgrywka w wariancie łatwym - wybór kategorii, obrócenie klepsydry, rzut kostką, odwrócenie liter, podawanie słów. Ten, kto wygra pojedynek, zgarnia dwie karty liter.

Podczas każdej z rund na środku stołu wyłożonych jest sześć kart należących do banku. Gracze mogą trzymane na rękach karty wymieniać z bankiem, a jest to o tyle ważne, że na koniec karty liter wymienia się na punkty. Należy zgromadzić trzy do siedmiu kolejnych liter alfabetu, by zgarnąć punkty. Za trzy kolejne litery otrzymuje się trzy punkty, a za 7 - aż 13. Szczegółowa punktacja podana jest na kartach pomocy, które gracze otrzymują na początku rozgrywki.

SłowoStwory partyjka

Wygrywa ten, kto zgromadzi najwięcej punktów.

Komu? Komu?SłwoStwory to inteligentna i ekscytująca gra, którą trudno byłoby się znudzić. Świetnie sprawdzi się jako gra imprezowa, ale równie dobrze nada się na grę rodzinną. Doskonale bawią się przy niej i dorośli, i dzieci. Starszym daje możliwość emocjonującego pojedynkowania się, dla młodszych ma walor edukacyjny, pozwala poszerzać słownictwo, rozwija refleks i wyobraźnię.

SłowoStwory przykładowa rozgrywka

A na koniec...Lubię gry słowne i nie sądziłam, że w tej kategorii będzie mnie coś jeszcze w stanie zaskoczyć. Filip Miłuński stworzył grę o ciekawej mechanice i bardzo ładnych elementach. SłowoStwory cieszą oko, bawią, uczą, rozwijają i emocjonują. Polecam szczególnie, jeśli macie możliwość rozegrania partyjki w większym gronie. Przy dwóch zawodnikach więcej zabawy dostarcza jednak mniejsza wersja tej gry - SłowoStworki .

Podsumowanie:
Dynamika: 5/5Złożoność: 3/5Ciekawość: 4/5
Grę SłowoStwory można znaleźć na stronie egmont.pl
Przeczytaj również:
Recenzja gry Ahoj, piraci!Recenzja gry Tata miśRecenzja gry Kaleidos JuniorRecenzja gry Godzina duszków
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 25, 2017 04:41

January 24, 2017

20 telewizyjno-kinowych faktów o mnie, czyli: jakim jestem widzem?

tv on demand kreatywa

Opowiadałam Wam już, jakim jestem czytelnikiem i obiecywałam wtedy, że opowiem też o tym, jak wygląda moje życie filmowo-telewizyjno-serialowe. Dlatego dziś możecie poznać 20 faktów o mnie, które odpowiedzą na pytanie, jakim widzem jest Kreatywa. Zapraszam do lektury!


2. Jestem uzależniona od NetfliksaZastanawiam się, jak funkcjonowałam w przestrzeni serialowej zanim Netflix wkroczył w moje życie. Mimo że mam na Cyfrowym Polsacie wykupiony pełen pakiet filmowo-serialowy, a od niedawna korzystam też z HBO GO, Netflix jest zawsze moim pierwszym wyborem, jeżeli chodzi o spędzenie czasu przed telewizorem. Oczywiście z wyjątkiem sytuacji, w których w TV pojawia się Manchester United.

O Netfliksie przeczytacie we wpisie: NETFLIX - co to jest i dlaczego się w nim zakochałam?

kreatywa netflix

3. Wolę seriale od filmówTej kwestii zamierzam poświęcić osobny wpis, bo zasługuje ona na szersze skomentowanie. W każdym razie musicie wiedzieć, że chociaż kocham kino, to jednak seriale lubię bardziej - wolę bardziej rozbudowane historie, bohaterów z którymi związuję się na dłużej oraz sam proces oglądania serialu.

4. Uwielbiam teleturniejeTeleturnieje to jedne z moich ulubionych programów telewizyjnych. Bardzo żałuję, że obecnie emituje się ich tak mało, bo jeszcze kilkanaście lat temu każda stacja miała bogatą ofertę pod tym względem. Jeżeli ciekawi Was, które tytuły wspominam najlepiej, zapraszam do lektury wpisu: Top 10: ulubione teleturnieje .

5. Przez kilka lat pracowałam w kinieW czasie studiów postanowiłam zrobić coś sensownego ze swoim życiem, a pierwszym krokiem ku temu było znalezienie pracy. Wysłałam CV do Cinema City i już parę dni później byłam członkiem bardzo fajnej ekipy ludzi, którzy odpowiadali za obsługę widzów. O tym, jak wesoła i fascynująca była to praca, możecie przeczytać we wpisie Wspomnienia pracownika kina: kilka najdziwniejszych/najgłupszych/najśmieszniejszych zdarzeń .

sala kinowa

6. Kolekcjonuję DVD z wyprzedażyZnam takiego jednego fana Chelsea Londyn, który uśmiechnąłby się z politowaniem na widok moich zbiorów, które szumnie nazywam "kolekcją" (bo sam ma tego pewnie sześćset razy więcej), natomiast i tak lubię sobie wmawiać, że kolekcjonuję filmy na DVD. Ilekroć wybieram się do Media Markt czy Tesco, zawsze tonę w koszach z tanimi filmami i wygrzebuję coś dla siebie. Czasem za 9,99zł można upolować prawdziwe perełki, które z dumą i radością postawi się na półce.

7. Całe dnie mogłabym oglądać programy kulinarneNie licząc sportu, który stawiam najwyżej w każdej hierarchii, to właśnie programy kulinarne zajmują pierwsze miejsce w moim sercu. Uwielbiam gotowanie na ekranie, reportaże na temat kuchni świata, materiały dotyczące fabryk żywności, kulinarne teleturnieje i poradniki oraz wszystko, absolutnie wszystko, co się z jedzeniem i gotowaniem wiąże. Nie przeszkadzałoby mi zupełnie, gdybym cały dzień miała nastawiony telewizor na takie właśnie produkcje.

8. Nie oglądam filmów na komputerzeKiedy ktoś prosi mnie, bym podała mu link do strony z darmowymi filmami online, nie umiem mu pomóc, bo zwyczajnie nie oglądam filmów w sieci. Oglądanie na laptopie, mimo że ekran ma całkiem spory, jest dla mnie niewygodne i męczące. W ten sposób mogę oglądać coś tylko w ostateczności, np. na NC+GO, z którego na telewizorze korzystać się nie da.

screen ncplusgo

9. Potrafię zarwać noc dla dobrego serialuTak było np. w przypadku Making a Murderer . Mimo że mam małe dziecko i powinnam korzystać z tego, że przesypia noce, ja i tak czasem grzeszę i wolę paradować o poranku jak zombie, niż odmówić sobie obejrzenia wciągającego serialu.

10. Marzę o tym, żeby znaleźć się na planie filmowymJeżeli widzieliście moją listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią na pewno już to wiecie. Zobaczenie, jak kręci się film czy serial od kuchni, to jedno z moich największych życiowych marzeń. Fascynuje mnie sam proces powstawania danej produkcji, szczególnie kiedy widzę, że jakiś serial kręci się w jednej tylko hali i tak naprawdę wszystkie pomieszczenia są ze sobą złączone. Muszę to kiedyś zobaczyć na żywo!

11. Kocham ścieżkę dźwiękową do BandytyMichał Lorenc, niezależnie od tego, co się o nim obecnie mówi, to mój kompozytorski guru. Uwielbiam jego muzykę do 300 mil do nieba, Kołysanki, Psów, Gliny czy Różyczki, ale ścieżka dźwiękowa do Bandyty to mój absolutny numer jeden. Puszczam ją najgłośniej jak mogę i zatracam się w dźwiękach...


Przy okazji zapraszam do lektury wpisu: Top 10: najlepsze ścieżki dźwiękowe i polecenia swoich ulubieńców.

12. Nie rozumiem fenomenu PrzyjaciółNie lubię tego serialu, nie lubię jego bohaterów i rzadko jest mnie on w stanie rozbawić, dlatego wciąż jeszcze nie pojęłam, jakim cudem Przyjaciele stali się takim fenomenem. Może wpływ na to miały czasy, w których serial powstał? W końcu konkurencję miał wtedy właściwie żadną i na pewno zapełnił jakąś lukę w ofercie telewizyjnej. Nie wiem, za młoda byłam, by go wtedy odkryć, a obecnie wybór dobrych seriali jest tak wielki, że na próby odkrycia Przyjaciół brak mi czasu i chęci.

13. Wciąż lubię seriale dla młodzieżyObojętnie czy będzie to pierwszy serial mojego życia - Beverly Hills 90210 czy jakieś współczesne głupotki w stylu Pretty Little Liars, wciąż czuję się jak nastolatka i wciąż oglądam je z ogromnym zainteresowaniem. Mimo że nie zawsze problemy bohaterów są moimi problemami, to i tak wciąż jest mi bliżej do bohaterki Gossip Girl niż jakiegoś poważnego serialu dla dorosłych.

14. Zdarza mi się oglądać kilka rzeczy jednocześnieTzn. zazwyczaj jest to mecz i mecz lub mecz i inne wydarzenie sportowe, bo oczywiście musi być tak, że czasem leci wszystko naraz. Np. siatkówka i żużel, czy - tak jak na poniższym przykładzie sprzed paru dni - skoki narciarskie i Premiership:

kreatywa tv

A jeśli spojrzycie w prawy górny róg telewizora, zrozumiecie dlaczego nienawidzę oglądać telewizji przy włączonym górnym świetle. Zgroza!

15. Wydzieram się do telewizoraMhm, tak. Kiedy oglądam mecz reprezentacji Polski, Olimpiadę czy - rzecz jasna - Manchester United, wszyscy w promieniu trzech kilometrów o tym wiedzą. Potrafię zedrzeć gardło podczas jednego popołudnia i stracić głos na parę dni. Ba! Potrafię też zemdleć z wrażenia lub z nadmiaru emocji. Taki ze mnie nawiedzony widz, o!

16. Od kilkunastu lat oceniam obejrzane filmy na FilmwebieMoje konto na Filmwebie zostało założone przed 2004 rokiem (dokładnej daty nie da się zobaczyć) i od wtedy skrupulatnie oceniam każdy obejrzany film. Przynajmniej tak to wygląda w ostatnich latach, bo wcześniej raczej nie pilnowałam się z regularnością takich poczynań. Ale sam Filmweb lubię bardzo - jest to jeden z moich ulubionych polskich portali i z pewnością prędko z niego nie zrezygnuję.

futbolowa filmweb

17. Zdarza mi się porzucić serial w trakcie oglądaniaNie lubię tego robić, bo staram się zawsze każdą sprawę doprowadzić do końca, ale są seriale, które porzuciłam bez większych wyrzutów sumienia - idiotyczne Gotham, którego oglądanie było dla mnie prawdziwą męką, True Blood, którego nie uratowała nawet klata Erica Northmana czy Teen Wolf, który okazał się drętwy, nudny i sztuczny. Swego czasu opublikowałam na blogu Ranking porzuconych seriali , ale od tamtej pory sporo się zmieniło.

18. Chciałabym pracować w branży filmowejPasjonuje mnie pisanie scenariuszy. Mam kilka na swoim koncie, zwłaszcza z czasów szkolnych, w których miałam szansę wystawiać swoje sztuki, ale też z późniejszego okresu - takie, które wylądowały w szufladzie. Kiedy planowałam porzucić polonistykę na etapie licencjatu, moim pragnieniem było wybranie się na studia scenariopisarskie do Łodzi albo chociaż dwuletni kurs w tym kierunku, ale oczywiście system: "jeśli czegoś bardzo chcesz, to to osiągniesz", nie zawsze się sprawdza.

19. Do śledzenia seriali wykorzystuję trakt.tvMam za sobą przygody z wieloma serwisami do śledzenia seriali, ale w każdym mi czegoś brakowało. Dlatego od niedawna przerzuciłam się na trakt.tv i jestem z jego szerokich możliwości bardzo zadowolona. Żaden inny portal w opcji bezpłatnej nie miał tylu dostępnych funkcji, co trakt.tv, dlatego bez żalu pożegnałam jego poprzednika - mocno ograniczone Episode Calendar - i powoli uzupełniam swój profil:

futbolowa trakt.tv

20. Powiedziałam "tak" podczas oglądania serialu!Do końca życia nie zapomnę 13 sierpnia 2008 roku, kiedy paskudna pogoda popsuła romantyczne plany Marcina i zmuszony był on do improwizacji. Kiedy mi się oświadczał, ubrana w piżamę oglądałam Beverly Hills 90210 i był to jeden z najpiękniejszych momentów mojego życia. Bez cyrków i ceregieli, których szczerze nienawidzę, bez świadków (nie licząc Dylana, Brendy i reszty) - we dwoje, na luzie, z miłością. Cudowny, cudowny moment, którego nigdy nie zapomnę!

Lektura dodatkowa:
Liebster Award 2016 i 11 faktów o mnieMoje życie w tytułach książek
Czekam na Wasze opowieści!
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 24, 2017 06:16

January 23, 2017

Ostatnio znów... śnił mi się raj - opowieść o tym, że można zaznać ukojenia w słowach i dźwiękach

Śnił mi się raj Ilona Sojda

Kiedy kilka miesięcy temu wsparłam projekt Debiutancka płyta Ilony Sojdy, wiedziałam, że akcja zakończy się sukcesem i że nie będziemy musieli długo czekać aż wymarzony album młodej artystki ujrzy światło dzienne. Odkąd otrzymałam finalny egzemplarz przesłuchuję płytę w kółko i wciąż odkrywam na niej coś nowego.


Śnił mi się raj Ilona Sojda Na debiutancką płytę Ilony Sojdy składa się jedenaście kompozycji. Poza jedną - polską wersją Into my arms Nicka Cave'a - za wszystkie odpowiada poeta i kompozytor Marek Tercz, od dwunastu lat współpracujący z Iloną Sojdą. Album wypełnia anielski głos pochodzącej z Kielc wokalistki oraz dźwięki skrzypiec, fortepianu i instrumentów klawiszowych. W studio towarzyszyli artystce Łukasz Kowalski oraz Paweł Piotrowski, a swoje partie skrzypcowe dorzucił Michał Jelonek. Efekt? Piękna, poruszająca, elektryzująca płyta.

Album Śnił mi się rajJako pierwszy na krążku pojawia się utwór tytułowy. Już od pierwszych jego sekund upajamy się subtelnymi dźwiękami, by po chwili całkowicie zatracić się w delikatnym jak muśnięcie skrzydeł motyla głosie. Te same uczucia towarzyszą przesłuchiwaniu Zbudź się, zbudź, ale prawdziwe uderzenie przychodzi wraz z utworem Moja wolność, który uznaję za jeden z trzech najlepszych na całej płycie.

Zaczyna się delikatnie, jak zwykle, ale z każdą kolejną sekundą głos wokalistki jest coraz mocniejszy, coraz bardziej wyrazisty. Silnego wrażenia, jakie wywołuje utwór, dopełnia jeszcze mocny tekst.


Kolejne dwa utwory, które zrobiły na mnie największe wrażenie, to numer siedem na płycie - ballada Na wielkie smutki - oraz zamykające album Wszystko się zmienia, w którym magnetyczny głos wokalistki wprawia moje serce w drżenie.


Śnił mi się raj to tak naprawdę bardzo równy album, w którym nie znajdziecie żadnych słabych punktów. Piękna muzyka, poruszające teksty, niesamowity wokal - całość jest spójna, doskonale skomponowana i przemyślana. Choć teoretycznie trzy wymienione wcześniej utwory w jakiś sposób zachwyciły mnie najbardziej, całość jest tak dobra, że mogę odtwarzać wszystkie kompozycje losowo i wiem, że za każdym razem trafię na prawdziwą perełkę.

Polecam Wam przyjrzenie się bliżej twórczości Ilony Sojdy, bo to dopiero początek jej pięknie zapowiadającej się kariery. Choć czystością głosu i talentem mogłaby przebić uczestników wszystkich popularnych telewizyjnych show, obrała trudniejszą i bardziej wymagającą ścieżkę - jest artystką prawdziwą, doskonałą, wielką. I zasługuje na Wasze uznanie.

Moja ocena: 10/10

Ilonę można znaleźć na: facebooku, soundcloud oraz ilonasojda.pl.

Przeczytaj również:
Recenzja książki z tekstami Marka GrechutyRecenzja książki Jacek Kaczmarski w świecie tekstówRecenzja albumu Lady Pank symfonicznie
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 23, 2017 00:11

January 21, 2017

O tym, co nam Michalina Wisłocka po sobie pozostawiła - wrażenia z lektury wznowienia kultowej "Sztuki kochania"

nowa Sztuka kochania Michalina Wisłocka Wydawnictwo:  AgoraRok wydania: 2016 • Stron: 384
Nie było chyba w Polsce lat '70 bardziej kontrowersyjnej książki od Sztuki kochania, która okazała się niebywałym sukcesem wydawniczym i szybko zyskała miano kultowej. Dzieło życia Michaliny Wisłockiej - słynnej ginekolog i seksuolog - zostało właśnie wznowione, by przemówić do młodych pokoleń, które nie miały szansy zetknąć się z tą książką wtedy, gdy na jej punkcie zapanowało ogólnonarodowe szaleństwo. Elegancka, subtelna okładka i rozbudowana zawartość powinny przyciągnąć uwagę czytelników, tym bardziej, że zawartość poradnika w zaledwie niewielkim stopniu się zestarzała.


Wszystkie pytania, jakie młodzi ludzie zadają obecnie wyszukiwarce Google, znajdują odpowiedź właśnie w tej książce. Nie dziwi mnie więc, że zyskała ona tak wielką popularność oraz status kultowej. Biorąc pod uwagę fakt, iż nasi rodzice nie mieli Internetu i tak szerokiego dostępu do materiałów zgłębiających temat, pierwsza tak odważna i kompleksowa książka musiała zrobić na ich pokoleniu piorunujące wrażenie.

Wisłocka uczy tutaj tego, co najważniejsze - jak okazywać miłość i szacunek drugiej osobie, jak osiągać i dawać spełnienie, na co stawiać w związku, jak szukać odpowiedniego partnera, jak urozmaicać życie seksualne i jak ratować swoje małżeństwo, gdy znajduje się ono aktualnie na jakimś zakręcie. Oczywiście, z paroma jej poglądami trudno byłoby się obecnie zgodzić i pewnie ona sama dziś inaczej ujęłaby pewne tematy (chociażby kwestie genderowe), ale trzeba brać pod uwagę też czasy, w których książka ta powstawała. Jak na lata '70, Wisłocka i tak miała bardzo postępowe poglądy.

love couple

Co zrozumiałe, najbardziej zdezaktualizował się rozdział poświęcony antykoncepcji, ale wydawca zadbał o to, by do książki dodano nowy rozdział, który uwzględnia gigantyczne zmiany, jakie zaszły na tym polu na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. Uważam ten pomysł za doskonały, bo sprawia on, że kultowa Sztuka kochania może spokojnie stać się pozycją obowiązkową w biblioteczkach dzisiejszych młodych ludzi.

W myśl zasady, że „Nie ma kobiet zimnych są tylko kobiety nierozbudzone seksualnie”, Wisłocka przez lata uczyła pary, jak właściwie poznawać siebie nawzajem i jak dostarczać sobie wzajemnie pełni radości. Teorie ukazane w poradniku podpiera konkretnymi przykładami z życia i czyni to w sposób barwny i inteligentny. Jej ogromne doświadczenie i olbrzymia wiedza sprawiły, że Sztuka kochania jest książką tak rozbudowaną, ciekawą i przydatną nawet czterdzieści lat później, kiedy właściwie "wszystkiego" można dowiedzieć się z innych źródeł. Tyle tylko, że Wisłocka odpowiada na pytanie, jeszcze zanim je zadamy. Ba! Porusza takie kwestie, o których istnieniu mogliśmy nie mieć pojęcia, a które mogą niesamowicie dobrze wpłynąć na nasze życie.

Dlatego właśnie polecam tę książkę każdemu z Was - szczególnie osobom młodym, ale i tym dojrzalszym, które wciąż poszukują nowych dróg...

Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'Czytamy nowości' oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Książka, która nosi miano kontrowersyjnej).

Przeczytaj również:
O tym, dlaczego mąż nie pomaga mi ani w domu, ani przy dziecku
Jak stworzyć związek idealny?
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 21, 2017 07:35

January 20, 2017

O tym, dlaczego mąż nie pomaga mi ani w domu, ani przy dziecku i o tym, dlaczego nawet niepracujące matki potrzebują chwili luzu

pranie i oranie

Tytuł nie kłamie. Mąż mi nie pomaga. Pomyślicie, że się żalę? Nic bardziej mylnego. Uważam, że tak właśnie powinno to wyglądać w normalnej rodzinie, w normalnym domu. Facet ma pomagać w zamiataniu, zmywaniu albo karmieniu dziecka? A niby po co i dlaczego?


Śmieszy mnie ciągłe pytanie: "a mąż to ci pomaga przy dziecku?", "pomaga ci ten twój chłop w domu?". No, jasna cholera, nie bardzo. Jeżeli pokiwam ochoczo głową i z dumą zawołam: "taaak, pomaga mi!", automatycznie przyznam, że wszystkie obowiązki z automatu należą do mnie, a luby tylko dobrowolnie i z łaski czasem coś zrobi. Jak wolontariusz.

Tymczasem to tak nie działa. Wypełnianie obowiązków domowych przez domowników nie ma nic wspólnego z pomaganiem. A jeżeli jesteś jedną z tych kobiet, które głaszczą swych facetów po główkach, gdy ci łaskawie "pomogą" w zmyciu po sobie talerza i kubka, zastanów się, czy czasem nie krzywdzisz jego i samej siebie.

Mój mąż potrafi posprzątać, uprać i ugotować, nie woła mnie histerycznie, gdy zostawiam go z córką. Dzielimy się obowiązkami - może nie równo, ale uczciwie i z sensem. Na pytanie, czy mi pomaga, mogę śmiało odpowiedzieć, że "nie", bo to nomenklatura nieadekwatna do sytuacji. Za to raduje mnie bardzo, że na normalnych zasadach funkcjonujemy w jednym gospodarstwie domowym i ani ja nie robię z siebie bohaterki akcji charytatywnej, ani on nie zgrywa superbohatera, bo zrobił to, co do niego należało. Prosta sprawa.

pranie i oranie

Te współczesne księżniczki...Ilekroć któryś ze znajomych skarży mi się, że partnerka oczekuje od niego, iż zajmie się dzieckiem, wytrzepie dywan i skosi trawnik, słyszę nieśmiertelny tekst: "dzisiejsze laski to rozpuszczone księżniczki, nasze matki robiły wszystko i nie narzekały". Na samą myśl o tych sytuacjach uśmiecham się pod nosem.

Dzisiejsze dziewczyny mają w zwyczaju wiele spraw załatwiać na forum publicznym - krytykują faceta otwarcie, przy świątecznym stole, podczas spotkania ze znajomymi, na Facebooku. Te "nasze matki" nie miały ku temu sposobności, więc narzekanie na mężów odbywało się zazwyczaj w babskim gronie podczas dyskretnego posiedzenia w kuchni. I trzeba być naprawdę naiwnym, by wierzyć, że kobiety, które pracowały, gotowały, prowadziły dom, wychowywały dzieci, płaciły rachunki i latały na wywiadówki, nigdy na swoją sytuację nie narzekały. Dawniej po prostu inaczej się to odbywało.

Efektem tego, że wychowywały nas Matki Polki często jest to, że młode kobiety buntują się przeciw znanemu z rodzinnego domu schematowi, z kolei młodzi faceci nie potrafią pojąć, że jednak tworzenie gospodarstwa domowego powinno wyglądać trochę inaczej. Nie tylko dlatego, że mamy XXI wiek, ale też dlatego, że wszyscy zasługujemy na uczciwe partnerstwo a nie na bycie Panią Robot i jej Panem.

suszarka umysłowa

Pełnoetatowe Kury DomoweFakt, iż pracuję zdalnie, często wiąże się z tym, że przez osoby postronne jestem traktowana jako "bezrobotna" i "nicnierobiąca", która ma bardzo dużo wolnego czasu na domowe obijactwo. Dlatego też w jakiś sposób integruję się ze wszystkimi kobietami, które nie pracują i które wspólnie z partnerami podjęły decyzję o tym, że przez pierwsze lata życia dziecka przestaną być aktywne zawodowo i całkowicie poświęcą się domowi i rodzinie.

Takie kobiety spędzają niemalże całą dobę z dzieckiem - w domu lub poza nim, zaś ich partnerzy - jak to się ładnie mówi - "zarabiają na utrzymanie rodziny". I to właśnie zarabianie automatycznie zwalnia ich z obowiązku robienia w domu czegokolwiek. Ba, zwalnia ich nawet z obowiązku spędzania czasu z dzieckiem.

Skoro słyszę, że "dzisiejsze laski to księżniczki", mam ochotę powiedzieć, że "dzisiejsi faceci to leszcze, które płodzą dzieci, a potem się od nich izolują". Jedno i drugie jest niesprawiedliwą generalizacją, ale ze smutkiem muszę przyznać, że znam całe mnóstwo mężczyzn, którzy przy dziecku nie zrobią absolutnie nic - obojętnie czy jest to wymagający ukołysania do snu noworodek czy proszący o chwilę zabawy trzylatek. Pracują, więc po pracy odpoczywają. Kobieta przecież "cały dzień nic nie robiła", więc dalej to swoje "nicnierobienie" przy maluchu, przy garach i przy mopie może kontynuować.

uszminkowana

W ten oto sposób kobieta staje się robotem. Niektóre się na to skarżą, inne przyjmują to na klatę i płyną z prądem. Przykre jest jednak to, że ponieważ facet nie pobawi się z dzieckiem ani nie zmyje brudnych garów (bo przecież "do jasnej cholery był dzisiaj w pracy!"), jego kobieta nie ma absolutnie żadnej chwili dla siebie.

A wiecie jak to jest - wszyscy są chętni do komentowania, że młode matki się zapuszczają, że tyją, że o siebie nie dbają, że chodzą w dresach po domu i zapomniały już, jak to jest być kobietą. Ciekawe tylko, kiedy taka "szczęściara" ma tą kobietą być. Wyjście na siłownię, pójście do kosmetyczki, głupia kąpiel w wannie - to wszystko wymaga czasu, a nie każdej ten czas jest dany. Staram się to tłumaczyć wszystkim moim kolegom, którzy uważają, że skoro pracują, to przysługuje im bezterminowe zwolnienie z pozostałych obowiązków, ale chyba rzadko coś do nich dociera. Pewne kwestie mają już po prostu zakodowane w genach i w umysłach.

W tym miejscu pozostaje więc wystosować dwa apele - do niektórych kobiet, aby doceniały tych facetów, którzy się angażują i współuczestniczą w obowiązkach domowych (bo niestety, znam kobiety, którym i tak zawsze będzie "za mało") oraz do niektórych facetów, aby zastanowili się, czy chcą dzielić małżeńskie łoże z robotami czy z kobietami.

Przeczytaj również:
Jak stworzyć związek idealny?Mam dość bycia Złą MatkąCiemniejsza strona macierzyństwa
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 20, 2017 01:44

January 19, 2017

Powrót do dziecięcych lat - "Pollyanna" Eleanor H. Porter czytana w oryginale [ze słownikiem]

Pollyanna [ze słownikiem] Wydawnictwo: [ze słownikiem]Rok wydania: 2016 • Stron: 380
O tym, że w dzieciństwie kochałam Pollyannę mogliście przeczytać we wpisie Książki, w które zaczytywałam się jako dziecko. To, że szalenie istotna jest dla mnie nauka angielskiego, wiecie, jeśli śledzicie Kącik Językowy. Na pewno więc nie zdziwi Was moje zainteresowanie Pollyanną w nowym wydaniu - wydaniu w języku angielskim z dodanym słownikiem angielsko-polskim. Dzięki temu mogę Wam dziś opowiedzieć o strukturze książek wydawnictwa [ze słownikiem] oraz o tym, czy powieść Eleanor H. Porter - w przeciwieństwie do Astrid Lindgren i jej Pippi Pończoszanki - przetrwała próbę czasu.


Zresztą w przypadku publikacji tego typu to nie oprawa graficzna ma być najważniejsza, a to, co kryje się wewnątrz książki. A tam jest już naprawdę zacnie.

Na początek wita nas słownik prezentujący wyrazy najczęściej pojawiające się w książce. Bardzo mnie to zaskoczyło, ale było to zaskoczenie miłe i pozytywne, bo znajdują się tu słówka popularne, które czasem wylatują z głowy i które na pewno nie zostałyby wyjaśnione w treści książki.

Sama treść wygląda z kolei tak:

Pollyanna [ze słownikiem]

W tekście wyróżnione są trudniejsze lub mniej popularne zwroty i słówka, a ich znaczenie umieszczone zostyało na marginesie. Ułożone są one tam w kolejności alfabetycznej, co początkowo mi przeszkadzało (po latach czytania magazynu "English Matters" przyzwyczaiłam się do słów ułożonych w kolejności występowania w tekście), ale z czasem przywykłam do tej formy i już odruchowo wyszukiwałam słówka według alfabetu.

To, co nie spodobało mi się w liście słów na marginesie, to to, że wymieniane są tam wszystkie znaczenia danego wyrazu czy zwrotu. Oczywiście, z kontekstu z reguły domyślamy się, o które znaczenie chodzi, ale dużo łatwiej i przyjemniej korzystałoby się z książki, gdyby na marginesie znajdowało się tylko to właściwie tłumaczenie. Natomiast pozostałe znaczenia spokojnie można było umieścić w słowniku na końcu książki.

Bo musicie wiedzieć, że na końcu znajduje się jeszcze jeden słownik - zawierający wszystkie wyrazy pojawiające się w książce.

Pollyanna [ze słownikiem]

Poznawanie książki w taki sposób jest bardzo ciekawym wyzwaniem. Często powtarzam, że czytanie w oryginale to ważny element nauki języka obcego, a dzięki książkom wydawanym w ten sposób proces ten jest trochę ułatwiony. Jeżeli zniechęca Was kursowanie między angielską książką i wielkim słownikiem gdzieś obok, z pewnością spodoba Wam się powieść wydana właśnie w taki sposób - z poręcznym słownikiem umieszczonym od razu na marginesie.

Naprawdę trudno jest mi sobie wyobrazić lepsze rozwiązanie dla osób, które uczą się języka i chcą czytać książki wydane w oryginale. Sama chętnie sięgnę po więcej książek wydawnictwa [ze słownikiem] i mam nadzieję, że jego oferta stale będzie się poszerzać.

PollyannaChoć uwielbiałam powieść Eleanor H. Portrer w dzieciństwie, tak naprawdę niewiele z niej pamiętałam. Ponowna lektura Pollyanny była więc dla mnie nie tylko sporą przyjemnością, ale też pełną zaskoczeń przygodą. Kilka razy powroty do książek mojego dzieciństwa były dla mnie nieudane, ale tym razem byłam jak ci wszyscy ludzie, którzy poznawali tytułową bohaterkę na kartach tej historii - oczarowana!

Pollyanna [ze słownikiem] instagram.com/kreatywaPollyanna to wspaniała bohaterka. Momentami irytująco wręcz pogodna, ale w całym tym swoim optymizmie autentyczna i naturalna. Uśmiechałam się, poznając jej przygody (współpasażerowie z tramwaju potwierdzą!) i na każdym kroku jej kibicowałam. Opowieść o sierocie, która kruszy nawet najtwardsze serca i sprawia, że całe miasteczko zaczyna się radować małymi rzeczami niesamowicie pozytywnie mnie nastroiła i przypomniała, jak to jest patrzeć na świat oczami dziecka - z ciekawością, z naiwnością, z miłością.

To piękna, bardzo mądra książka, którą polecałabym każdemu dziecku i każdemu dorosłemu. Pollyanna nauczy nas wszystkich, jak żyć naprawdę, jak żyć pełnią życia, jak być dobrym, szczerym i radosnym. To cenna lekcja, którą każdy powinien otrzymać.

Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'Pod hasłem', 'Gra w kolory', 'Czytamy nowości' oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Książka dla dzieci).
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 19, 2017 11:19

January 18, 2017

O tym, jak Nicholas Sparks zabrał mnie na bezpieczną przystań...

[image error] Wydawnictwo: AlbatrosRok wydania: 2014 • Stron: 474
Lubię Sparksa, wiecie? Może nie należy do ścisłego grona moich ulubionych autorów, ale jest dla mnie pewniakiem, kiedy szukam słodko-gorzkiej literatury, która ma za zadanie napełnić serce ciepłem i oderwać od galopu myśli pędzących w głowie. Sięgnęłam po Bezpieczną przystań w wersji audio, ale w połowie słuchania byłam tak przejęta tym, co zdarzy się dalej, że resztę historii doczytałam na czytniku. Bo chociaż Krzysztof Gosztyła to bardzo dobry lektor, przesłuchanie audiobooka zajmuje 4x więcej czasu niż przeczytanie książki. A ja nie mogłam dłużej czekać!


bezpieczna przystań nicholas sparks audiobook Kobieta, która uciekała...Do sennego nadmorskiego miasteczka trafia młoda atrakcyjna kobieta. Wynajmuje chatkę na odludziu, unika kontaktów towarzyskich i wyraźnie stara się nie rzucać w oczy. Tajemnica, którą skrywa, mocno ciąży jej na sercu, ale z upływem czasu lęki i obawy dziewczyny zaczynają mijać, a ona sama powoli otwiera się na nowe znajomości. W jej życiu pojawia się przystojny wdowiec Alex oraz dwójka jego rezolutnych dzieciaków. Choć Katie stara się zachować dystans, wiedząc, że w każdej chwili jej życie znów może zacząć się sypać, uczucia biorą górę, a my stajemy się świadkami rodzącej się miłości.

Niestety, jak to w życiu bywa, sielanka nie może trwać wiecznie, a przeszłość Katie zaczyna ją doganiać. Rozpoczyna się pełna napięcia walka pomiędzy łowcą i jego zwierzyną. Walka, z której trudno będzie komukolwiek wyjść zwycięsko.

Bezpieczna przystań jest jedną z bardziej udanych powieści Nicholasa Sparksa, ale autor nie uniknął ciągłego wpadania w sidła banału. Z dużym wyprzedzeniem mogłam przewidzieć wiele zdarzeń i właściwie tylko raz spotkało mnie zaskoczenie. Ale za to jakie! Zwieńczenie tej opowieści jest tak poruszające i ciekawe, że długo będzie tkwić w moim sercu - jestem tego pewna.

Sama powieść nie jest szczególnie wymagająca, ale wątki romansowe okazują się tutaj mieć mniejsze znaczenie niż zazwyczaj ma to miejsce u Sparksa. Tak naprawdę dominujące okazują się elementy łagodnego thrillera, które nadają tej powieści charakteru i sprawiają, że w pewnym momencie oderwanie się od lektury staje się wręcz niewykonalne.

To całkiem niezła, bardzo emocjonująca książka, którą zaliczać będę do tych lepszych w bibliografii Nicholasa Sparksa. Niecierpliwie czekam na weekend, aż będę mogła obejrzeć również jej ekranizację - zapowiada się naprawdę dobrze.

Do przemyślenia...Uwaga! Ta część wpisu nie zawiera żadnych spoilerów dotyczących fabuły, poza tym, że wyjaśnia, z czym w przeszłości musiała borykać się główna bohaterka. Jeżeli wolicie dowiedzieć się tego z książki - możecie w tym miejscu zakończyć lekturę tego wpisu, aczkolwiek i tak pewnie domyślacie się, przed czym może uciekać młoda kobieta. A nawet jeśli nie jesteście pewni - to kiedy Wam to zdradzę, nie będziecie specjalnie zaskoczeni.

Julianne Hough bezpieczna przystań Julianne Hough - odtwórczyni głównej roli w ekranizacji powieści. © foto: Relativity Media
Najważniejszym i najbardziej wstrząsającym elementem Bezpiecznej przystani są wspomnienia Katie dotyczące jej dawnego życia - życia, od którego ucieka. Życia, które zamieniło się w piekło.

Katie była ofiarą przemocy domowej, a Nicholas Sparks zadbał o bardzo sugestywne opisy jej przepraw z brutalnym mężem. Czytelnik może dzięki temu nie tylko wniknąć głęboko w psychikę kata i ofiary, ale też zobaczyć, jak wygląda piekło kobiet, które nie uzyskują pomocy, bo inni od ich tragedii odwracają oczy. Wciąż istnieje ciche przyzwolenie na bicie kobiet mieszkających za ścianą. Bo nie chcemy się mieszać. Bo nie wierzymy, że możemy pomóc. Bo wolimy udawać, że niczego nie wiemy. Tymczasem losy Katie dość brutalnie uświadamiają, jakim horrorem jest życie z mężczyzną-katem. A fakt, iż jest ona słodką, uroczą kobietką, której nie da się nie lubić, tylko potęguje to, jak duże wrażenie robią wspomnienia z jej przeszłości i jak bardzo boli czytelnika, że musiała przez to wszystko przejść.

W tym miejscu ujawnia się pewna słabość książki - postać męża bohaterki. O ile dość głęboko wnikamy w jego psychikę i na własne oczy widzimy, jakie szaleńcze myśli gnieżdżą się w jego głowie, o tyle trudno jest mi sobie wyobrazić, że można by tego "złego" sportretować bardziej schematycznie. Postać Kevina ulepiona jest z mnóstwa banałów i najbardziej oczywistych elementów. Jeżeli mamy sobie wyobrazić szablonowego damskiego boksera, przed oczami stanie nam właśnie ten typowy Kevin. Szkoda. Szkoda, bo książka o tak interesującym i zaskakującym zakończeniu mogłaby po drodze dostarczać większej liczby niespodzianek.

Tymczasem jest ona po prostu przyzwoita, całkiem niezła, taka "okej".

Moja ocena: 7/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'Grunt to okładka', 'Z półki', 'WyPożyczone', 'WielkoBukowe Wyzwanie 2017' oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Książka, której akcja dzieje się w małym miasteczku).

Przeczytaj również:
Recenzja książki Jesienna miłość (8,5/10)Recenzja książki Anioł stróż (7/10)Recenzja książki Dla ciebie wszystko (4/10)Recenzja filmu Szczęściarz (7/10)Recenzja książki Pamiętnik (10/10)Top 10: najpiękniejsze historie miłosne
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 18, 2017 12:25