Klaudyna Maciąg's Blog, page 34

January 21, 2017

O tym, co nam Michalina Wisłocka po sobie pozostawiła - wrażenia z lektury wznowienia kultowej "Sztuki kochania"

nowa Sztuka kochania Michalina Wisłocka Wydawnictwo:  AgoraRok wydania: 2016 • Stron: 384
Nie było chyba w Polsce lat '70 bardziej kontrowersyjnej książki od Sztuki kochania, która okazała się niebywałym sukcesem wydawniczym i szybko zyskała miano kultowej. Dzieło życia Michaliny Wisłockiej - słynnej ginekolog i seksuolog - zostało właśnie wznowione, by przemówić do młodych pokoleń, które nie miały szansy zetknąć się z tą książką wtedy, gdy na jej punkcie zapanowało ogólnonarodowe szaleństwo. Elegancka, subtelna okładka i rozbudowana zawartość powinny przyciągnąć uwagę czytelników, tym bardziej, że zawartość poradnika w zaledwie niewielkim stopniu się zestarzała.


Wszystkie pytania, jakie młodzi ludzie zadają obecnie wyszukiwarce Google, znajdują odpowiedź właśnie w tej książce. Nie dziwi mnie więc, że zyskała ona tak wielką popularność oraz status kultowej. Biorąc pod uwagę fakt, iż nasi rodzice nie mieli Internetu i tak szerokiego dostępu do materiałów zgłębiających temat, pierwsza tak odważna i kompleksowa książka musiała zrobić na ich pokoleniu piorunujące wrażenie.

Wisłocka uczy tutaj tego, co najważniejsze - jak okazywać miłość i szacunek drugiej osobie, jak osiągać i dawać spełnienie, na co stawiać w związku, jak szukać odpowiedniego partnera, jak urozmaicać życie seksualne i jak ratować swoje małżeństwo, gdy znajduje się ono aktualnie na jakimś zakręcie. Oczywiście, z paroma jej poglądami trudno byłoby się obecnie zgodzić i pewnie ona sama dziś inaczej ujęłaby pewne tematy (chociażby kwestie genderowe), ale trzeba brać pod uwagę też czasy, w których książka ta powstawała. Jak na lata '70, Wisłocka i tak miała bardzo postępowe poglądy.

love couple

Co zrozumiałe, najbardziej zdezaktualizował się rozdział poświęcony antykoncepcji, ale wydawca zadbał o to, by do książki dodano nowy rozdział, który uwzględnia gigantyczne zmiany, jakie zaszły na tym polu na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. Uważam ten pomysł za doskonały, bo sprawia on, że kultowa Sztuka kochania może spokojnie stać się pozycją obowiązkową w biblioteczkach dzisiejszych młodych ludzi.

W myśl zasady, że „Nie ma kobiet zimnych są tylko kobiety nierozbudzone seksualnie”, Wisłocka przez lata uczyła pary, jak właściwie poznawać siebie nawzajem i jak dostarczać sobie wzajemnie pełni radości. Teorie ukazane w poradniku podpiera konkretnymi przykładami z życia i czyni to w sposób barwny i inteligentny. Jej ogromne doświadczenie i olbrzymia wiedza sprawiły, że Sztuka kochania jest książką tak rozbudowaną, ciekawą i przydatną nawet czterdzieści lat później, kiedy właściwie "wszystkiego" można dowiedzieć się z innych źródeł. Tyle tylko, że Wisłocka odpowiada na pytanie, jeszcze zanim je zadamy. Ba! Porusza takie kwestie, o których istnieniu mogliśmy nie mieć pojęcia, a które mogą niesamowicie dobrze wpłynąć na nasze życie.

Dlatego właśnie polecam tę książkę każdemu z Was - szczególnie osobom młodym, ale i tym dojrzalszym, które wciąż poszukują nowych dróg...

Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'Czytamy nowości' oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Książka, która nosi miano kontrowersyjnej).

Przeczytaj również:
O tym, dlaczego mąż nie pomaga mi ani w domu, ani przy dziecku
Jak stworzyć związek idealny?
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 21, 2017 07:35

January 20, 2017

O tym, dlaczego mąż nie pomaga mi ani w domu, ani przy dziecku i o tym, dlaczego nawet niepracujące matki potrzebują chwili luzu

pranie i oranie

Tytuł nie kłamie. Mąż mi nie pomaga. Pomyślicie, że się żalę? Nic bardziej mylnego. Uważam, że tak właśnie powinno to wyglądać w normalnej rodzinie, w normalnym domu. Facet ma pomagać w zamiataniu, zmywaniu albo karmieniu dziecka? A niby po co i dlaczego?


Śmieszy mnie ciągłe pytanie: "a mąż to ci pomaga przy dziecku?", "pomaga ci ten twój chłop w domu?". No, jasna cholera, nie bardzo. Jeżeli pokiwam ochoczo głową i z dumą zawołam: "taaak, pomaga mi!", automatycznie przyznam, że wszystkie obowiązki z automatu należą do mnie, a luby tylko dobrowolnie i z łaski czasem coś zrobi. Jak wolontariusz.

Tymczasem to tak nie działa. Wypełnianie obowiązków domowych przez domowników nie ma nic wspólnego z pomaganiem. A jeżeli jesteś jedną z tych kobiet, które głaszczą swych facetów po główkach, gdy ci łaskawie "pomogą" w zmyciu po sobie talerza i kubka, zastanów się, czy czasem nie krzywdzisz jego i samej siebie.

Mój mąż potrafi posprzątać, uprać i ugotować, nie woła mnie histerycznie, gdy zostawiam go z córką. Dzielimy się obowiązkami - może nie równo, ale uczciwie i z sensem. Na pytanie, czy mi pomaga, mogę śmiało odpowiedzieć, że "nie", bo to nomenklatura nieadekwatna do sytuacji. Za to raduje mnie bardzo, że na normalnych zasadach funkcjonujemy w jednym gospodarstwie domowym i ani ja nie robię z siebie bohaterki akcji charytatywnej, ani on nie zgrywa superbohatera, bo zrobił to, co do niego należało. Prosta sprawa.

pranie i oranie

Te współczesne księżniczki...Ilekroć któryś ze znajomych skarży mi się, że partnerka oczekuje od niego, iż zajmie się dzieckiem, wytrzepie dywan i skosi trawnik, słyszę nieśmiertelny tekst: "dzisiejsze laski to rozpuszczone księżniczki, nasze matki robiły wszystko i nie narzekały". Na samą myśl o tych sytuacjach uśmiecham się pod nosem.

Dzisiejsze dziewczyny mają w zwyczaju wiele spraw załatwiać na forum publicznym - krytykują faceta otwarcie, przy świątecznym stole, podczas spotkania ze znajomymi, na Facebooku. Te "nasze matki" nie miały ku temu sposobności, więc narzekanie na mężów odbywało się zazwyczaj w babskim gronie podczas dyskretnego posiedzenia w kuchni. I trzeba być naprawdę naiwnym, by wierzyć, że kobiety, które pracowały, gotowały, prowadziły dom, wychowywały dzieci, płaciły rachunki i latały na wywiadówki, nigdy na swoją sytuację nie narzekały. Dawniej po prostu inaczej się to odbywało.

Efektem tego, że wychowywały nas Matki Polki często jest to, że młode kobiety buntują się przeciw znanemu z rodzinnego domu schematowi, z kolei młodzi faceci nie potrafią pojąć, że jednak tworzenie gospodarstwa domowego powinno wyglądać trochę inaczej. Nie tylko dlatego, że mamy XXI wiek, ale też dlatego, że wszyscy zasługujemy na uczciwe partnerstwo a nie na bycie Panią Robot i jej Panem.

suszarka umysłowa

Pełnoetatowe Kury DomoweFakt, iż pracuję zdalnie, często wiąże się z tym, że przez osoby postronne jestem traktowana jako "bezrobotna" i "nicnierobiąca", która ma bardzo dużo wolnego czasu na domowe obijactwo. Dlatego też w jakiś sposób integruję się ze wszystkimi kobietami, które nie pracują i które wspólnie z partnerami podjęły decyzję o tym, że przez pierwsze lata życia dziecka przestaną być aktywne zawodowo i całkowicie poświęcą się domowi i rodzinie.

Takie kobiety spędzają niemalże całą dobę z dzieckiem - w domu lub poza nim, zaś ich partnerzy - jak to się ładnie mówi - "zarabiają na utrzymanie rodziny". I to właśnie zarabianie automatycznie zwalnia ich z obowiązku robienia w domu czegokolwiek. Ba, zwalnia ich nawet z obowiązku spędzania czasu z dzieckiem.

Skoro słyszę, że "dzisiejsze laski to księżniczki", mam ochotę powiedzieć, że "dzisiejsi faceci to leszcze, które płodzą dzieci, a potem się od nich izolują". Jedno i drugie jest niesprawiedliwą generalizacją, ale ze smutkiem muszę przyznać, że znam całe mnóstwo mężczyzn, którzy przy dziecku nie zrobią absolutnie nic - obojętnie czy jest to wymagający ukołysania do snu noworodek czy proszący o chwilę zabawy trzylatek. Pracują, więc po pracy odpoczywają. Kobieta przecież "cały dzień nic nie robiła", więc dalej to swoje "nicnierobienie" przy maluchu, przy garach i przy mopie może kontynuować.

uszminkowana

W ten oto sposób kobieta staje się robotem. Niektóre się na to skarżą, inne przyjmują to na klatę i płyną z prądem. Przykre jest jednak to, że ponieważ facet nie pobawi się z dzieckiem ani nie zmyje brudnych garów (bo przecież "do jasnej cholery był dzisiaj w pracy!"), jego kobieta nie ma absolutnie żadnej chwili dla siebie.

A wiecie jak to jest - wszyscy są chętni do komentowania, że młode matki się zapuszczają, że tyją, że o siebie nie dbają, że chodzą w dresach po domu i zapomniały już, jak to jest być kobietą. Ciekawe tylko, kiedy taka "szczęściara" ma tą kobietą być. Wyjście na siłownię, pójście do kosmetyczki, głupia kąpiel w wannie - to wszystko wymaga czasu, a nie każdej ten czas jest dany. Staram się to tłumaczyć wszystkim moim kolegom, którzy uważają, że skoro pracują, to przysługuje im bezterminowe zwolnienie z pozostałych obowiązków, ale chyba rzadko coś do nich dociera. Pewne kwestie mają już po prostu zakodowane w genach i w umysłach.

W tym miejscu pozostaje więc wystosować dwa apele - do niektórych kobiet, aby doceniały tych facetów, którzy się angażują i współuczestniczą w obowiązkach domowych (bo niestety, znam kobiety, którym i tak zawsze będzie "za mało") oraz do niektórych facetów, aby zastanowili się, czy chcą dzielić małżeńskie łoże z robotami czy z kobietami.

Przeczytaj również:
Jak stworzyć związek idealny?Mam dość bycia Złą MatkąCiemniejsza strona macierzyństwa
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 20, 2017 01:44

January 19, 2017

Powrót do dziecięcych lat - "Pollyanna" Eleanor H. Porter czytana w oryginale [ze słownikiem]

Pollyanna [ze słownikiem] Wydawnictwo: [ze słownikiem]Rok wydania: 2016 • Stron: 380
O tym, że w dzieciństwie kochałam Pollyannę mogliście przeczytać we wpisie Książki, w które zaczytywałam się jako dziecko. To, że szalenie istotna jest dla mnie nauka angielskiego, wiecie, jeśli śledzicie Kącik Językowy. Na pewno więc nie zdziwi Was moje zainteresowanie Pollyanną w nowym wydaniu - wydaniu w języku angielskim z dodanym słownikiem angielsko-polskim. Dzięki temu mogę Wam dziś opowiedzieć o strukturze książek wydawnictwa [ze słownikiem] oraz o tym, czy powieść Eleanor H. Porter - w przeciwieństwie do Astrid Lindgren i jej Pippi Pończoszanki - przetrwała próbę czasu.


Zresztą w przypadku publikacji tego typu to nie oprawa graficzna ma być najważniejsza, a to, co kryje się wewnątrz książki. A tam jest już naprawdę zacnie.

Na początek wita nas słownik prezentujący wyrazy najczęściej pojawiające się w książce. Bardzo mnie to zaskoczyło, ale było to zaskoczenie miłe i pozytywne, bo znajdują się tu słówka popularne, które czasem wylatują z głowy i które na pewno nie zostałyby wyjaśnione w treści książki.

Sama treść wygląda z kolei tak:

Pollyanna [ze słownikiem]

W tekście wyróżnione są trudniejsze lub mniej popularne zwroty i słówka, a ich znaczenie umieszczone zostyało na marginesie. Ułożone są one tam w kolejności alfabetycznej, co początkowo mi przeszkadzało (po latach czytania magazynu "English Matters" przyzwyczaiłam się do słów ułożonych w kolejności występowania w tekście), ale z czasem przywykłam do tej formy i już odruchowo wyszukiwałam słówka według alfabetu.

To, co nie spodobało mi się w liście słów na marginesie, to to, że wymieniane są tam wszystkie znaczenia danego wyrazu czy zwrotu. Oczywiście, z kontekstu z reguły domyślamy się, o które znaczenie chodzi, ale dużo łatwiej i przyjemniej korzystałoby się z książki, gdyby na marginesie znajdowało się tylko to właściwie tłumaczenie. Natomiast pozostałe znaczenia spokojnie można było umieścić w słowniku na końcu książki.

Bo musicie wiedzieć, że na końcu znajduje się jeszcze jeden słownik - zawierający wszystkie wyrazy pojawiające się w książce.

Pollyanna [ze słownikiem]

Poznawanie książki w taki sposób jest bardzo ciekawym wyzwaniem. Często powtarzam, że czytanie w oryginale to ważny element nauki języka obcego, a dzięki książkom wydawanym w ten sposób proces ten jest trochę ułatwiony. Jeżeli zniechęca Was kursowanie między angielską książką i wielkim słownikiem gdzieś obok, z pewnością spodoba Wam się powieść wydana właśnie w taki sposób - z poręcznym słownikiem umieszczonym od razu na marginesie.

Naprawdę trudno jest mi sobie wyobrazić lepsze rozwiązanie dla osób, które uczą się języka i chcą czytać książki wydane w oryginale. Sama chętnie sięgnę po więcej książek wydawnictwa [ze słownikiem] i mam nadzieję, że jego oferta stale będzie się poszerzać.

PollyannaChoć uwielbiałam powieść Eleanor H. Portrer w dzieciństwie, tak naprawdę niewiele z niej pamiętałam. Ponowna lektura Pollyanny była więc dla mnie nie tylko sporą przyjemnością, ale też pełną zaskoczeń przygodą. Kilka razy powroty do książek mojego dzieciństwa były dla mnie nieudane, ale tym razem byłam jak ci wszyscy ludzie, którzy poznawali tytułową bohaterkę na kartach tej historii - oczarowana!

Pollyanna [ze słownikiem] instagram.com/kreatywaPollyanna to wspaniała bohaterka. Momentami irytująco wręcz pogodna, ale w całym tym swoim optymizmie autentyczna i naturalna. Uśmiechałam się, poznając jej przygody (współpasażerowie z tramwaju potwierdzą!) i na każdym kroku jej kibicowałam. Opowieść o sierocie, która kruszy nawet najtwardsze serca i sprawia, że całe miasteczko zaczyna się radować małymi rzeczami niesamowicie pozytywnie mnie nastroiła i przypomniała, jak to jest patrzeć na świat oczami dziecka - z ciekawością, z naiwnością, z miłością.

To piękna, bardzo mądra książka, którą polecałabym każdemu dziecku i każdemu dorosłemu. Pollyanna nauczy nas wszystkich, jak żyć naprawdę, jak żyć pełnią życia, jak być dobrym, szczerym i radosnym. To cenna lekcja, którą każdy powinien otrzymać.

Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'Pod hasłem', 'Gra w kolory', 'Czytamy nowości' oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Książka dla dzieci).
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 19, 2017 11:19

January 18, 2017

O tym, jak Nicholas Sparks zabrał mnie na bezpieczną przystań...

[image error] Wydawnictwo: AlbatrosRok wydania: 2014 • Stron: 474
Lubię Sparksa, wiecie? Może nie należy do ścisłego grona moich ulubionych autorów, ale jest dla mnie pewniakiem, kiedy szukam słodko-gorzkiej literatury, która ma za zadanie napełnić serce ciepłem i oderwać od galopu myśli pędzących w głowie. Sięgnęłam po Bezpieczną przystań w wersji audio, ale w połowie słuchania byłam tak przejęta tym, co zdarzy się dalej, że resztę historii doczytałam na czytniku. Bo chociaż Krzysztof Gosztyła to bardzo dobry lektor, przesłuchanie audiobooka zajmuje 4x więcej czasu niż przeczytanie książki. A ja nie mogłam dłużej czekać!


bezpieczna przystań nicholas sparks audiobook Kobieta, która uciekała...Do sennego nadmorskiego miasteczka trafia młoda atrakcyjna kobieta. Wynajmuje chatkę na odludziu, unika kontaktów towarzyskich i wyraźnie stara się nie rzucać w oczy. Tajemnica, którą skrywa, mocno ciąży jej na sercu, ale z upływem czasu lęki i obawy dziewczyny zaczynają mijać, a ona sama powoli otwiera się na nowe znajomości. W jej życiu pojawia się przystojny wdowiec Alex oraz dwójka jego rezolutnych dzieciaków. Choć Katie stara się zachować dystans, wiedząc, że w każdej chwili jej życie znów może zacząć się sypać, uczucia biorą górę, a my stajemy się świadkami rodzącej się miłości.

Niestety, jak to w życiu bywa, sielanka nie może trwać wiecznie, a przeszłość Katie zaczyna ją doganiać. Rozpoczyna się pełna napięcia walka pomiędzy łowcą i jego zwierzyną. Walka, z której trudno będzie komukolwiek wyjść zwycięsko.

Bezpieczna przystań jest jedną z bardziej udanych powieści Nicholasa Sparksa, ale autor nie uniknął ciągłego wpadania w sidła banału. Z dużym wyprzedzeniem mogłam przewidzieć wiele zdarzeń i właściwie tylko raz spotkało mnie zaskoczenie. Ale za to jakie! Zwieńczenie tej opowieści jest tak poruszające i ciekawe, że długo będzie tkwić w moim sercu - jestem tego pewna.

Sama powieść nie jest szczególnie wymagająca, ale wątki romansowe okazują się tutaj mieć mniejsze znaczenie niż zazwyczaj ma to miejsce u Sparksa. Tak naprawdę dominujące okazują się elementy łagodnego thrillera, które nadają tej powieści charakteru i sprawiają, że w pewnym momencie oderwanie się od lektury staje się wręcz niewykonalne.

To całkiem niezła, bardzo emocjonująca książka, którą zaliczać będę do tych lepszych w bibliografii Nicholasa Sparksa. Niecierpliwie czekam na weekend, aż będę mogła obejrzeć również jej ekranizację - zapowiada się naprawdę dobrze.

Do przemyślenia...Uwaga! Ta część wpisu nie zawiera żadnych spoilerów dotyczących fabuły, poza tym, że wyjaśnia, z czym w przeszłości musiała borykać się główna bohaterka. Jeżeli wolicie dowiedzieć się tego z książki - możecie w tym miejscu zakończyć lekturę tego wpisu, aczkolwiek i tak pewnie domyślacie się, przed czym może uciekać młoda kobieta. A nawet jeśli nie jesteście pewni - to kiedy Wam to zdradzę, nie będziecie specjalnie zaskoczeni.

Julianne Hough bezpieczna przystań Julianne Hough - odtwórczyni głównej roli w ekranizacji powieści. © foto: Relativity Media
Najważniejszym i najbardziej wstrząsającym elementem Bezpiecznej przystani są wspomnienia Katie dotyczące jej dawnego życia - życia, od którego ucieka. Życia, które zamieniło się w piekło.

Katie była ofiarą przemocy domowej, a Nicholas Sparks zadbał o bardzo sugestywne opisy jej przepraw z brutalnym mężem. Czytelnik może dzięki temu nie tylko wniknąć głęboko w psychikę kata i ofiary, ale też zobaczyć, jak wygląda piekło kobiet, które nie uzyskują pomocy, bo inni od ich tragedii odwracają oczy. Wciąż istnieje ciche przyzwolenie na bicie kobiet mieszkających za ścianą. Bo nie chcemy się mieszać. Bo nie wierzymy, że możemy pomóc. Bo wolimy udawać, że niczego nie wiemy. Tymczasem losy Katie dość brutalnie uświadamiają, jakim horrorem jest życie z mężczyzną-katem. A fakt, iż jest ona słodką, uroczą kobietką, której nie da się nie lubić, tylko potęguje to, jak duże wrażenie robią wspomnienia z jej przeszłości i jak bardzo boli czytelnika, że musiała przez to wszystko przejść.

W tym miejscu ujawnia się pewna słabość książki - postać męża bohaterki. O ile dość głęboko wnikamy w jego psychikę i na własne oczy widzimy, jakie szaleńcze myśli gnieżdżą się w jego głowie, o tyle trudno jest mi sobie wyobrazić, że można by tego "złego" sportretować bardziej schematycznie. Postać Kevina ulepiona jest z mnóstwa banałów i najbardziej oczywistych elementów. Jeżeli mamy sobie wyobrazić szablonowego damskiego boksera, przed oczami stanie nam właśnie ten typowy Kevin. Szkoda. Szkoda, bo książka o tak interesującym i zaskakującym zakończeniu mogłaby po drodze dostarczać większej liczby niespodzianek.

Tymczasem jest ona po prostu przyzwoita, całkiem niezła, taka "okej".

Moja ocena: 7/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'Grunt to okładka', 'Z półki', 'WyPożyczone', 'WielkoBukowe Wyzwanie 2017' oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Książka, której akcja dzieje się w małym miasteczku).

Przeczytaj również:
Recenzja książki Jesienna miłość (8,5/10)Recenzja książki Anioł stróż (7/10)Recenzja książki Dla ciebie wszystko (4/10)Recenzja filmu Szczęściarz (7/10)Recenzja książki Pamiętnik (10/10)Top 10: najpiękniejsze historie miłosne
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 18, 2017 12:25

January 15, 2017

"Gdybym mógł prosić o śmierć, to o zwyczajną. Nie czarnobylską"

Czarnobylska modlitwa. Kroniki przyszłości Wydawnictwo: CzarneRok wydania: 2012 • Stron: 417
Kiedy kilka tygodni temu natrafiłam na recenzję Czarnobylskiej modlitwy u Kasi z bloga Kącik z książką, wiedziałam, że muszę wreszcie zapoznać się z twórczością niezwykle cenionej w Polsce Noblistki - pochodzącej z Białorusi Swietłany Aleksijewicz. Reportaż czarnobylski skusił mnie od razu, bo od kilku lat interesuję się działalnością ekipy Napromieniowani.pl i coraz intensywniej zgłębiam temat katastrofy elektrowni jądrowej z kwietnia 1986 roku oraz tego, jakie przyniosła ona skutki. Nie przypuszczałam nawet, że reportaż Aleksijewicz tak brutalnie otworzy mi oczy i tak mocno wedrze się do mojego umysłu...


Prypeć Czarnobyl

Ludzie, którzy pracowali przy reaktorze, którzy walczyli ze skutkami katastrofy, którzy żyli w okolicy elektrowni, którzy musieli przymusowo pracować na tych terenach i ci, którzy z tych terenów zostali wysiedleni - oni wszyscy stali się rozmówcami Swietłany Aleksijewicz. Żołnierze, robotnicy, strażacy i ich żony, matki, siostry, córki. Dzieci, które urodziły się w '86 i później. Dzieci, które widziały śmierć rodziców i kolegów. Starsi ludzie, którzy siłą nie dali wyrwać się z czarnobylskiej ziemi. Wiele głosów, jeden ból.

Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek wcześniej książka zadawała mi fizyczny ból. Czytałam Czarnobylską modlitwę z ogromnym zainteresowaniem, ale jednocześnie co kilka stron musiałam odwracać wzrok, zaciskać zęby, odkładać czytnik i nabierać głęboko powietrza. Nie da się tej książki pochłonąć za jednym zamachem, nie da się przebiec przez nią wzrokiem i przerzucać kartkę za kartką. Chłonie się ją pomalutku, cierpliwie, z grymasem bólu pojawiającym się na twarzy.

Ale jest to dobry ból. Ból, który pokazuje, że czytelnik żyje, że ma uczucia.

Prypeć Czarnobyl

Obraz, jaki pozostawiły po sobie wydarzenia z roku '86 jest wstrząsający, krwawy, brudny, niełatwy w odbiorze. Aleksijewicz opisuje prawdę z dbałością o detale - pozwala swoim rozmówcom na wiele - epatowanie cierpieniem, silne emocje, bolesne wspomnienia z przeszłości. Nie ma tu łzawych historyjek, choć podczas lektury ma się ochotę wyć - z rozpaczy, z bólu, z przerażenia.

Co boli najbardziej to to, że na cierpienie ofiar czarnobylskiej katastrofy największy wpływ mieli inni ludzie. Można by ich tłumaczyć niewiedzą, ale nawet kiedy wielkie umysły radziły, walczyły, starały się coś zmienić - nie były dopuszczane do głosu. Od setek lat nie zmienia się jedno - że to ludzie ludziom gotują taki los.

Prypeć Czarnobyl

Świadectwa ludzi, którzy najbardziej odczuli na sobie skutki katastrofy z kwietnia '86 na długo pozostaną w mojej głowie. Książka Aleksijewicz nie jest zwyczajnym reportażem dla ciekawych świata - to wstrząsający dokument, który każdy powinien poznać. Bo zbyt długo wokół Czarnobyla unosiła się aura tajemnicy i niewiedzy. Warto wiedzieć więcej, warto poznać prawdę o tym, co dzieje się wokół nas. Bo właściwie sami nie możemy mieć pewności, czy śladów tamtej tragedii nie mamy w zasięgu wzroku.

Moja ocena: 10/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'WyPożyczone', 'WielkoBukowe Wyzwanie 2017', 'Łów Słów' oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Reportaż).

Przeczytaj również:
recenzja książki Umysł w ogniurecenzja książki Invictus. Igrając z wrogiem
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 15, 2017 06:29

January 13, 2017

Dlaczego młode matki kochają centra handlowe - czyli parę słów o książce laureatki Paszportów "Polityki"

jak pokochać centra handlowe Wydawnictwo: Wielka LiteraRok wydania: 2016 • Stron: 287  
Ależ mnie ta książka wkurzyła!

Naprawdę. Odkąd wczoraj do niej przysiadłam chodzę nabuzowana, rzucam gniewne spojrzenia i zaciskam mocno zęby. Taka to jest wkurzająca książka!


Tym, że jestem wiecznie zmęczona. Tym, że nie mam życia. Tym, że gadam wyłącznie z dzieckiem. Tym, że jestem jak robot do obsługiwania innych. Tym, że jedną z niewielu rozrywek są dla mnie wizyty w dyskontach. Tym, że jestem jedną z wielu współczesnych młodych matek, którym pluje się pod nogi i wciska teksty w stylu: "inni mają gorzej' albo "dawniej to sobie baby ze wszystkim radziły".

No i ja też sobie radzę, oczywiście. Tak jak i bohaterka książki Fiedorczuk. Ona co prawda potrzebuje do tego psychotropów, a ja sama nie wiem, co mnie utrzymuje na powierzchni, ale jakoś funkcjonuję i staram się żyć.

shopping

Mimo tego płaczę czasem w kącie nad tym wszystkim. Bo od dwóch lat nie byłam nigdzie z mężem, poza comiesięcznym wyrwaniem się do wiejskiej Biedronki podczas wizyt u rodziców. Kino? Raz na pół roku. Oczywiście osobno. Rocznica ślubu, urodziny? Marzę o pójściu do restauracji, o dobrej kolacji przy pięknie zastawionym stole, o chwili intymności, typowej randce z mężem. Bez szans. Nic dziwnego, że tyle par rozstaje się po urodzeniu dziecka, skoro nikt nie przygotował ich na to, że przestają być kobietą i mężczyzną.

Od roku ktoś drepcze za mną, ilekroć idę do toalety, wybieram się pod prysznic, próbuję coś ugotować lub przeczytać książkę. Moje dziecię potrafi godzinę zająć się sobą samo, ale jeśli tylko matka przemknie do kuchni lub łazienki, jakaś wewnętrzna siła każe mu podążać w ślad za nią.

Podobnie jak bohaterka Fiedorczuk - ukradkiem jem ukryta za lodówką, zastanawiam się, czy nie lepiej by było, gdyby mnie w ogóle nie było i potrafię tygodniami nie rozmawiać z nikim twarzą w twarz. Nie licząc, rzecz jasna, dwulatki i zazwyczaj milczącego męża.

Tak jak ona spotykam się z tym, że pod pojęciem "rodzice" kryje się tylko matka. Dziecko jest niegrzeczne? "Geny matki" albo "wychowanie matki". Dziecko nie może zjeść czekolady przed obiadem? "Matka zabroniła". Dziecku coś się przytrafiło pod opieką ojca? "A gdzie była wtedy matka?" itd.

shopping

No i jeszcze te tytułowe centra handlowe, te sklepy, markety, dyskonty. Drżę z ekscytacji, jeśli raz na dwa tygodnie uda mi się wyskoczyć samej do Biedronki i przez te 30 minut być tylko z sobą i swoimi myślami. Bezcenne.

Tak więc, mimo że do galerii handlowych nie chadzam, jestem jak ta bohaterka współczesnej prozy - pokochałam sklepy, bo tylko one dają mi namiastkę kontaktu z realnym światem i chwilę sam na sam ze sobą.

Bo, wiecie, można kochać swoje dziecko do szaleństwa, ale kiedy spędza się z nim dwa lata niemal 24 godziny na dobę, bez kontaktu ze światem zewnętrznym, naprawdę można zacząć wariować.

Jak pokochać centra handloweOkładka tej książki przykuła moją uwagę kilka tygodni temu. Zachęcona wyróżnieniem Natalii Fiedorczuk Paszportem "Polityki" postanowiłam przyjrzeć się powieści tej bliżej. Nie jest ona typowa, trochę wyłamuje się schematom. Przypomina raczej blogowe wynurzenia, pisane w pierwszej osobie, chaotyczne. Główna bohaterka przeskakuje z tematu na temat, opisuje życie na przedmieściach Warszawy, czasem wspomina przeszłość. Opowiada o małżeństwie, rodzicielstwie, dorastaniu do roli matki. Stara się też poruszyć temat depresji poporodowej, ale raczej łagodnie, bez zagłębiania się w szczegóły. Bez wnikania w umysł kobiety, która czasem ma ochotę skoczyć z okna, a czasem z tego okna wyrzucić swoje potomstwo.

Tekst podszyty jest ironią, ale we wszystkim tym kryje się brutalna prawda. Prawda, o której nie pisze się na pięknych blogach parentingowych. Prawda, z której chętniej zwierzamy się na forach niż w cztery oczy z przyjaciółką. Prawda, która boli, ale która też stanowi dowód na to, że jest nas więcej. Że normalne matki z problemami istnieją, tylko chowają się po kątach. No bo jak to tak? Poskarż się, a zaraz usłyszysz, że nie kochasz dziecka, że w głowie ci się przewraca, że twoja babcia/ciocia/teściowa wychowała piątkę dzieci sama i nie użalała się nad sobą.

Jesteś matką. Matką-Polką, cholera jasna. Masz być twarda, zagryzać zęby, umartwiać się i godzić na wszystko. Masz zrezygnować z siebie, poświęcić się całkowicie rodzinie, zapomnieć, że masz uczucia. Robotem masz się stać - ot co.

matka dworzec

Ujęła mnie książka Natalii Fiedorczuk. Mimo że to niewielki objętościowo tekst, prawda w nim ukryta przemawia do mnie i trafia do mojego serca. Lubię też taki styl pisania - trochę chaotyczny, trochę zgryźliwy, potoczny. Skojarzyło mi się to z prozą Masłowskiej, Gretkowskiej, Papużanki, czyli czymś, co naprawdę lubię. Dlatego właśnie będę polecać tę książkę innym - szczególnie wszystkim młodym matkom - bo dobrze się ją czyta i chociaż czasem wkurza, bo taka jest prawdziwa, to warto się z nią zmierzyć i skonfrontować swoje przeżycia z przeżyciami głównej bohaterki.

Chociaż czasem prowadzi to do raczej smutnych refleksji...

Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'WyPożyczone', 'WielkoBukowe Wyzwanie 2017', 'Czytamy nowości' oraz 'Czytelnicze Wyzwanie 2017' (kategoria: Książka, której akcja dzieje się w polskim mieście).

Przeczytaj również:
Mam dość bycia Złą MatkąPierwszy rok z życia matkiCiemniejsza strona macierzyństwa
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 13, 2017 10:13

January 11, 2017

O dziewczynie, którą kiedyś kochałeś...

Dziewczyna, którą kochałeś Jojo Moyes Wydawnictwo: Między słowami • Rok wydania: 2017 • Stron: 544  
Fakt, iż Jojo Moyes mocno zawiodła mnie powieścią Kiedy odszedłeś , nie zmienia tego, że wciąż pozostaje ona jedną z moich ulubionych pisarek, po tym jak przed laty zachwyciła mnie Zanim się pojawiłeś , a potem Razem będzie lepiej jej autorstwa. Mało która autorka jest w stanie przyciągnąć mnie do książki na dziesięć godzin nieustannego czytania - jej się to udało. Znów.

I - och! - jakże piękne to było czytanie!


Czymże więc mam Was zachęcić? Może tym, że powieść Moyes jest zajmująca, lekko napisana i totalnie pochłaniająca? Może tym, że porusza wiele trudnych tematów - tęsknotę i stratę, wojenne reparacje, miłość i ból? Może tym, że nie ma tu całusków, maślanych oczek i rozpadania się na milion kawałków, a i tak wiemy, że w tym wszystkim kryje się miłość i namiętność?

Powieść Moyes jest do bólu życiowa. Pokazuje relacje międzyludzkie bez cienia fałszu. Dosadnie przedstawia dylematy ludzi, którym przyszło mierzyć się z realiami wojennymi. Jest w tym wszystkim odrobina naiwności, bo wiele zdarzeń nie miałoby miejsca bez zdumiewających zbiegów okoliczności, ale warto przymknąć na to oko, jeśli styka się z tak dobrą, głęboko poruszającą prozą.

Dziewczyna, którą kochałeś Jojo Moyes

To, co udało się Jojo Moyes w Dziewczynie, którą kochałeś najlepiej, to z pewnością naszkicowane przez nią portrety postaci kobiecych. Silne i twarde na zewnątrz, kruche i wrażliwe w środku. Zawsze nieprzejednane, zawsze walczące o to, co dla nich ważne, inspirujące i fascynujące. Tak właśnie powinno portretować się kobiety - wyraziście, grubą kreską, prawdziwie. Za postaci Sophie i Liv, a także Mo, Helene i Liliane, biję przed autorką pokłony. Mało kto potrafi kobietom nadać tyle charakteru i sprawić, że będą się czytelnikom śnić po nocach.

Polecam Wam tę powieść, jeśli lubicie niegłupie, poruszające i mądre książki z nurtu literatury kobiecej. Często tego rodzaju literaturze przypina się łatkę mało ambitnej, niezobowiązującej, lekkiej i głupawej, tymczasem Jojo Moyes udowadnia, że nawet proza obyczajowa skierowana do kobiet potrafi poruszać tematy trudne i poważne, bez patosu i melodramatu. To dobra książka. Taka, której się nie zapomina...

Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'WielkoBukowe wyzwanie 2017', 'Czytamy nowości' oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Książka, której akcja dzieje się we Francji).
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 11, 2017 11:38

January 10, 2017

Jak wygląda życie z progenią?

progenia

Jeślibym miała zgromadzić jakieś statystyki dotyczące tematów, jakie poruszacie w mailach wysyłanych do mnie, kwestia mojego wyglądu i radzenia sobie z poważną wadą zgryzu jest jedną z najczęściej poruszanych. Bo choć z jednej strony wydaje się to błahostką - ot, niedoskonałość, jakich wiele, to tak naprawdę progenia nie tylko wywołuje ciekawskie spojrzenia i krzywe teksty otoczenia, ale również w codziennym egzystowaniu jest straszną - za przeproszeniem - suką. Dlaczego? Pomyślmy...


progenia Nie możesz normalnie gryźćPodczas gdy zęby większości ludzi stykają się ze sobą i idealnie ze sobą współgrają, zęby progenika układają się jak chcą i ani myślą ze sobą współpracować. Wydaje Ci się, że ugryzienie kanapki to nic nadzwyczajnego? Że progenik krojący kromki na pół to wariat, który zapomniał, że z przedszkola wyszedł dawno temu? Ha, śmiej się dalej. Dla mnie każdy kontakt z kanapką jest jak walka, w której muszę rozszarpywać przeciwnika, bo pojęcie "normalnego gryzienia" w świecie wad zgryzu nie występuje. Chcesz się przekonać jak to jest? Wysuń żuchwę i bierz się za  burgera. Powodzenia!

Nie możesz normalnie oddychaćJest to uciążliwe szczególnie nocą, kiedy wielka, przerośnięta, odstraszająca ludzi żuchwa otwiera się sama z siebie i zmusza Cię do oddychania ustami. Budzisz się z gardłem suchym jak chleb po niedzieli, z nosem zapchanym cholera wie czym i łapczywie wypijasz szklankę wody czekającą w zasięgu ręki. Dzięki temu częściej od innych możesz spotykać się z panią anginą i innymi choróbskami gardła, masz też większą podatność na próchnicę.

Szybciej stracisz zębyTak, tak - jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze grozi Ci przedwczesna paradontoza. Podobno wstawienie sztucznych zębów u progeników bywa trudne lub niemożliwe, więc nie dość, że się człowiek całe życie użera z nieciekawymi zębami, to jeszcze może je przed czterdziestką stracić i zostać z pustką za ustami.

Masz problemy z wyraźnym mówieniemSkarży się na to wielu progeników, zresztą sprawa "rzuca się w uszy", jak tylko rozmawia się z taką osobą. Natomiast na szczęście nie jest to problem wszystkich, co - moim zdaniem - może być kwestią ćwiczeń. Ja nigdy z wymową problemów nie miałam, bo odkąd tylko nauczyłam się czytać bardzo dużo czytałam na głos - zarówno w domu, jak i w szkole. Zawsze byłam pierwszą chętną, gdy tylko nauczyciel prosił o odczytanie czegoś na głos. Nie lubię słuchać swojego głosu i czasem mam wrażenie, że lekko seplenię, ale podobno to moje urojenia. Nie pierwsze zresztą.

Twoje stawy skroniowo-żuchwowe cierpią i cierpienie wywołująKiedy przeciętny człowiek otwiera szeroko usta, nie dzieje się nic szczególnego (chyba że dawno zębów nie mył i znajduje się zbyt blisko innych), natomiast u progenika stawy strzelają tak, jakby coś w środku pękało. Mogą się w tym miejscu wdawać stany zapalne, może powstawać ból. Migreny i zawroty głowy to też "normalka", szczególnie w późniejszym wieku, kiedy wada się pogłębia i staje jeszcze bardziej upierdliwa.

Ciągle zarzucają Ci, że "robisz głupie miny"Bo to oczywiście celowe jest. Progenik to taka menda, co rodzicom i nauczycielom lubi na złość robić i dlatego przybiera wiecznie nieodpowiedni wyraz twarzy. Naprawdę, wierzcie mi, od przedszkolaka marzyłam, aby zawsze i wszędzie wyglądać na potężne wkur*ioną i do dziś się tym swoim wizerunkiem, ekhem, zachwycam.

progenia

Progenię można wyleczyćOperacja progenii jest możliwa. Ba, jest nawet refundowana przez NFZ. Potrzeba tylko mocnych nerwów, silnej psychiki i paru tysięcy na kilkuletnie przygotowanie ortodontyczne. W skrócie wygląda to tak: tną Ci czaszkę na kilka części, wycinają fragmenty kości, wstawiają tytanowe płytki i zszywają. Przez parę tygodni jesz przez rurkę i wyglądasz jak chomik na sterydach, ale efekt "po" jest powalający - zyskujesz nie tylko nowy uśmiech, ale też nowe rysy twarzy i, właściwie, nowy nos. Ludzie nie poznają Cię na ulicy, sam się ze zdziwieniem swojemu obliczu przyglądasz.

O ile, oczywiście, przeżyjesz, bo - jak to w przypadku tak poważnych ingerencji bywa - trzeba liczyć się z tym, że nie wszystko skończy się dobrze. Niestety, mieliśmy w ostatnich latach kilka przypadków śmierci lub śpiączki młodych ludzi, którzy chcieli po prostu lepiej wyglądać i zdrowiej żyć, ale coś poszło nie tak.

Poznałam kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt osób po operacji. Większość z nich nie pozbyła się kompleksów, mimo że wygląda dużo lepiej, większość też nie odzyskała czucia w dolnej części twarzy. Chętniej się uśmiechają, ale też każda z nich mówi, że drugi raz na tak inwazyjną operację by się nie zdecydowała. Bo choć efekt jest tego wart, bo choć poprawienie komfortu życia jest nie do przecenienia, to okupione jest to niemożliwym bólem.

Podziwiam każdą z tych osób, bo choć chciałabym wyglądać jak normalny człowiek, nie podołałabym psychicznie, by przez to wszystko przejść.

A jak reagują ludzie? progenia Wydaje Ci się, że moja progenia jest tylko moją sprawą? Znów jesteś w błędzie. Cały świat uważa, że ma prawo się o niej wypowiadać. Żarciki w stylu: "uważaj, bo ci deszcz napada" albo "nie domknęłaś szuflady" wydają się niektórym pewnie bardzo wyszukane, ale wypowiedziane z czterdziestych ust nie brzmią już zbyt szczególnie. Każdy uważa, że nastolatce może powiedzieć wszystko. Że powinna zdechnąć, że "gdzie była aborcja?", że psuje widok. Teraz, kiedy dobiegam trzydziestki, raczej takich uwag już nie słyszę, ale to, co przeżyłam i to co usłyszałam w czasach nastoletnich zostanie w mojej głowie już na zawsze.

Staram się pielęgnować w sobie przekonanie, że na swoje odbicie w lustrze wpływu nie miałam, za to cham i prostak jest chamem i prostakiem, bo takiego dokonał wyboru. Czy to mnie pociesza? W dobrych momentach - bardzo. W gorszych - nieszczególnie. Nawet udane życie uczuciowe, nawet urodzenie prześlicznego dziecka niewiele daje, bo każda rana zadana przez drugiego człowieka zostawia po sobie ślad. Z roku na rok te ślady mają coraz mniejszy wpływ na mnie, na moje życie, na mój sposób postrzegania samej siebie, ale wiem, że nigdy nie będzie idealnie. Dlatego właśnie tak wielu ludzi po zoperowaniu progenii wciąż ma problemy z samoakceptacją. Możesz naprawić warstwę wierzchnią, ale to, co zepsute w środku, zepsute pozostanie.

Nie będę jednak tego tematu specjalnie rozwijać. Odeślę Was do trzech tekstów, jakie "popełniłam" w przeszłości:
Korzyści płynące z bycia... brzyduląSpokojnie, z bycia "ostatnią brzydulą" się wyrasta...Najdziwniejsze sytuacje wynikające z bycia brzydulą
Mam nadzieję, że wielka zagadka "jak wygląda życie z progenią" została rozwiązana. Teraz już wiecie, że wada zgryzu to nie tylko fatalny wygląd, ale cały szereg skutków ubocznych, które jeszcze bardziej uprzykrzają życie. Na szczęście żyć się z tym da - ja żyję i jestem szczęśliwa.
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 10, 2017 05:22

January 9, 2017

Czego nauczyłam się od Fridy Kahlo z powieści inspirowanej jej losami?

Frida Bárbara Mujica Wydawnictwo: MarginesyRok wydania: 2015 • Stron: 448
Z czym kojarzyłam Fridę Kahlo przed sięgnięciem po powieść Bárbary Mujicy? Z poruszającymi autoportretami, z kalectwem, ze słynnym wypadkiem, w którym poręcz przebiła jej miednicę. Z moją artystycznie uzdolnioną koleżanką Elą, która od zawsze miała we Fridzie swoją idolkę. Z "dyskusyjną" urodą, lekkim wąsikiem i ogromnymi brwiami. Kim jest dla mnie Frida Kahlo, teraz, po bliższym poznaniu jej biografii? Kimś, od kogo odebrałam cenną lekcję życia.


Oczywiście, podkoloryzowana biografia Fridy Kahlo sama w sobie jest czymś, od czego trudno się oderwać, ale naprawdę warte wyróżnienia jest to, że Bárbara Mujica zrealizowała bardzo ciekawy pomysł na książkę i nie uraczyła nas suchą, schematyczną biografią, jakich wiele.

W tej książce jest wszystko - przepych i biedota, sztuka i polityka, seks i jeszcze więcej seksu. Jest wiele dramatów i bólu, są zdrady i niezwykłe opisy życia artystycznej bohemy. Gdzieś w tle, choć mocno wyrazisty, pozostaje Meksyk czasów rewolucji. No i są ludzie - ci prości, zwyczajni i ci, którzy latami byli na ustach wszystkich - słynny komunista Lew Trocki, wielki artysta Diego Rivera, hollywoodzka piękność Paulette Goddard, a także inni - artyści, gwiazdy, poeci, myśliciele. No i sama Frida, rzecz jasna - melodramatyczna, wyniosła, kontrowersyjna, cierpiąca. Frida, postać barwna, niezwykła i trudna do upchnięcia w jakiekolwiek ramy.

Powieść amerykańskiej pisarki porusza i zachwyca, bo poruszająca i zachwycająca jest jej główna bohaterka. Niezwykłe były jej losy, niezwykli ludzie wokół niej. I choć to wszystko - choroba, wypadek, poronienia, złamane serce - wywołuje przede wszystkim smutek, jest to ten rodzaj smutku, z którym czytelnik godzi się ze spokojem. Bo bez całej tej melodramatycznej otoczki Frida nie byłaby Fridą. A przecież ona kochała momenty, w których wszyscy skakali wokół niej, jak wokół maleńkiego dziecka...

Czego nauczyłam się od Fridy? klaudyna progenia instagram.com/kreatywaWytykano ją palcami, wyśmiewano i opluwano. Nie była pięknością (choć wiele surowego piękna w sobie miała), od dziecka kulała, życie dostarczało jej wiele cierpienia. A jednak kochała samą siebie i potrafiła z podniesionym czołem stawać do walki z każdym, kto kwestionował jej atrakcyjność. Była niezwykła, mocno narcystyczna, ogromnie zafascynowana własną osobą i potrafiła każdego owinąć sobie wokół palca.

Lektura beletryzowanej biografii Fridy Kahlo sprawiła, że nabrałam dystansu do siebie. Pewnie wydawało Wam się, że ten dystans już mam, skoro pisałam o korzyściach płynących z bycia brzydulą czy o tym, że z bycia "ostatnią brzydulą" się wyrasta, ale prawda jest taka, że wciąż wolałam się skrywać, maskować, prezentować tak, by ukrywać to, co najbardziej niedoskonałe. Tymczasem Frida i jej epatowanie brzydotą, jej zamiłowanie do samej siebie, jej bezwzględna wiara we własne możliwości pokazały mi, że można żyć inaczej.  Że maskowanie się jest zbędne, że trzeba być tym, kim się jest i trzeba kochać siebie bez względu na wszystko.

Odebrałam od Fridy Kahlo cenną lekcję i wiem, że na tej jednej powieści moja znajomość z tą artystką się nie zakończy.

Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 'Grunt to okładka', 'WyPożyczone', WielkoBukowe wyzwanie 2017' (kategoria: Latynoski szał) oraz 'Czytelnicze wyzwanie 2017' (kategoria: Książka, której akcja dzieje się w latach 30-tych).
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 09, 2017 13:09

January 5, 2017

Goodreads, najlepszy zakątek dla książkolubnych - jak z niego korzystać i co to w ogóle za miejsce

goodreads recenzja

Są miejsca, które mole książkowe powinny znać. Szczególnie, jeśli czytają dużo, lubią dyskutować o literaturze, chcą katalogować swoje zbiory i prowadzić książkowe spisy. Takich miejsc w sieci jest całkiem niemało, natomiast jeszcze nie znalazłam takiego, który przebijałby stronę goodreads.com. Dlaczego? Bardzo chętnie Wam o tym opowiem.


klaudyna maciąg kreatywa goodreads Mój profil: goodreads.com/Futbolowa
Definitywnie postawiłam na GR w momencie, w którym straciłam cierpliwość do naszego rodzimego Lubimy Czytać. Nieustanne problemy z logowaniem, ciągłe awarie, coraz gorsze pomysły na "poprawę" wyglądu serwisu, przeładowanie reklamami - to wszystko sprawiło, że wolałam postawić na portal anglojęzyczny, od którego te nasze polskie miejsca mogłyby się uczyć.

Już dawno żadna strona nie dała mi takiej radochy.

Jak korzystać z GoodreadsNa początek - zakładanie konta. Wpisujemy imię, podajemy hasło i adres mailowy, ewentualnie rejestrujemy się za pomocą ikon mediów społecznościowych:

rejestracja goodreads

Następnie przechodzimy przez kolejne kroki rejestracji:

• Łączenie z innymi kanałami (social media, poczta), które pozwala na znalezienie znajomych w serwisie. Ten punkt można pominąć, klikając na "skip this step".

rejestracja goodreads

• Dołączenie do wyzwania, czyli zadeklarowanie, ile książek chce się przeczytać w danym roku. Ten krok także można pominąć.

rejestracja goodreads

• Zaznaczenie ulubionych gatunków. Dzięki temu serwis udostępni dla nas bardziej dopasowane rekomendacje książek.

rejestracja goodreads

• Przejrzenie proponowanych książek. Można od razu ocenić te, które się zna albo kliknąć "I'm finished rating" i zająć się tym później.

rejestracja goodreads

Uzupełnianie profilu w GoodreadsKiedy przejdziemy do zakładki my profile - edit profile możemy zająć się uzupełnieniem swojego profilu. Można tam wpisać m.in. imię, nazwisko, nick, datę urodzenia, płeć, miasto, parę słów na swój temat czy zainteresowania oraz dodać swoje zdjęcie.

konto goodreads

W ustawieniach konta można znaleźć też całkiem sporo ciekawych opcji, np:
Settings - tutaj zmieniamy ustawienia prywatności, modyfikujemy - w razie potrzeby - hasło lub email, zaznaczamy, kto może widzieć nasze recenzje, wysyłać wiadomości itd.Feeds - ustawiamy, jakie aktualizacje mają pojawiać się na naszej tablicy.Apps - konfigurujemy powiązania z innymi aplikacjami (np. facebookiem).Widgets - tworzymy widgety np. na bloga. Możliwości ich modyfikacji są przeogromne!
widget goodreads

Baza książekBaza książek jest oczywiście przeogromna, bo do każdego wydanego na świecie tytułu można dołożyć jego inne wydania, w tym oczywiście wydania polskie, więc na naszej półce wcale nie musi gościć The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society, tylko konkretne wydanie o tytule Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. A jeśli dana książka pojawiła się w Polsce w kilku wydaniach, w kilku wersjach i różnych okładkach, możemy wybrać właśnie to, które mamy u siebie.

baza książek goodreads

Książki można wyszukiwać np. na podstawie tytułu, nazwiska autora lub numeru ISBN. Ta ostatnia opcja jest wygodna, kiedy chce się znaleźć konkretne polskie wydanie jakiejś książki spośród naprawdę wielu. Bo o i ile znalezienie jej wśród kilkudziesięciu zagranicznych edycji jest łatwe:

baza książek goodreads

O tyle wśród ponad 1000 już nieszczególnie, a wpisanie samego tłumaczenia tytułu w wyszukiwarkę niewiele da, bo wyskoczy nam tylko jedno polskie wydanie:

baza książek goodreads

Jeżeli natomiast jakiejś książki lub jej polskiego wydania nie ma w bazie, można dodać ją samodzielnie, o ile - w łatwy sposób - uzyska się status bibliotekarza.

Uwaga! Niezależnie od tego, czy przeczytałeś wydanie polskie z 2010, ktoś inny angielskie z 2012, a ktoś jeszcze inny polskie z tego roku - Wasze oceny wystawiane są de facto jednej książce, więc na ocenę danego tytułu składają się głosy wszystkich użytkowników, niezależnie od tego, czy czytają po rosyjsku czy po włosku, słuchają audiobooka lub stawiają na ebooka.

Własne półki w GoodreadsNajfantastyczniejszą częścią prywatnego profilu na Goodreads jest oczywiście zakładka "My Books". To właśnie tutaj zgromadzone są wszystkie nasze książki. Docelowo każdą z książek w bazie można dodać na którąś z trzech głównych półek: read - przeczytane, currently-reading - aktualnie czytane oraz to-read - do przeczytania.

Oprócz tego istnieje możliwość stworzenia setek innych półek i przypisania do nich książek. Możemy w ten sposób dzielić bazę na przeróżne sposoby - gatunkami, motywami, ulubionymi bohaterami i właściwie wszystkim, co przyjdzie nam do głowy.

co czytam goodreads

Tą opcją "bawię się" dopiero od niedawna, więc jeszcze wiele półek tutaj powstanie, ale już teraz możecie zobaczyć, które książki poznałam w wersji audio, które otrzymałam w prezencie, które wypożyczyłam z biblioteki, które lubię najbardziej albo które pojawiły się i pojawią w ofercie wydawnictwa, dla którego pracuję (ale ciii, bo nasz plan wydawniczy oficjalnie jeszcze nigdzie podany nie został).

Nareszcie będę mogła zgromadzić w jednym miejscu wszystkie książki, w których natrafiam na wspominki o Manchesterze United. Zawsze się uśmiecham, gdy na takie fragmenty trafiam (np. u Mhairi Mcfarlane czy Yrsy Sigurðardóttir), ale nigdy nie miałam pomysłu, gdzie te tytuły zapisywać. Teraz już wiem, że dla tego konkretnego motywu - i całego mnóstwa innych - mogę stworzyć specjalną półkę na GR.

Jak bardzo ciekawie można półki wykorzystywać, zobaczycie np. na profilu Joanny z bloga Zakładka do Przyszłości:

półki goodreads Profil Cassin '89
I o to właśnie mi chodzi! Chyba nie ma czytelniejszego sposobu na podzielenie książek według wymyślonych przez siebie kluczy. I jeszcze jedno - choć serwis jest dostępny w języku angielskim, te dodatkowe półki możecie nazywać po polsku.

Czytanie i ocenianieW Goodreads możemy zaznaczyć dzień, w którym zaczynamy czytać daną książkę, a w kolejnych dniach aktualizować informację, na której znajdujemy się stronie. W tzw. "międzyczasie" możemy też dzielić się wrażeniami z lektury ze swoimi znajomymi i obserwatorami. Kiedy już książkę przeczytamy, możemy zaznaczyć dzień zakończenia lektury, wystawić ocenę i napisać recenzję.

recenzja goodreads

Skala ocen zawiera się w pięciu gwiazdkach, co dla mnie jest odrobinę uciążliwe (na blogu oceniam w skali 1-10), ale przyjęłam system, że książki z oceną 1-2 otrzymują jedną gwiazdkę, 3-4 - dwie gwiazdki, 5-6 - trzy itd.

Społeczność GoodreadsOgromną siłą Goodreads jest społeczność tego portalu. Możemy dodawać innych do znajomych lub do obserwowanych, a wśród obserwowanych mogą być także pisarze. Aktualizacje znajomych i obserwowanych możemy znaleźć na swojej stronie głównej, która mocno przypomina typowy serwis społecznościowy:

goodreads feed

W ustawieniach możemy wybrać, jaki rodzaj aktywności chcemy widzieć. Docelowo są to wszystkie działania w serwisie, czyli widzimy, gdy ktoś napisze recenzję, doda książkę na którąś z głównych półek, wypowie się na czymś profilu itd. Każdą z aktywności możemy polubić lub skomentować, a za pomocą jednego kliknięcia - dodać czyjąś książkę na własną półkę (np. "do przeczytania").

Jeżeli łakniemy kontaktu z innymi, możemy także dołączyć do którejś z licznych grup. Warta uwagi jest np. grupa Polska/Poland:

goodreads grupy

Mało? Zalet i ciekawostek jest jeszcze więcej!Za co jeszcze pokochacie Goodreads i co wyróżnia to miejsce od wielu innych?

• Możliwość dyskutowania pod czyimiś recenzjami i na stronach konkretnych książek:

goodreads books
goodreads books Dla przykładu - recenzja Olgi z Wielkiego Buka
• Opcja "zadaj pytanie autorowi":

ask a question richelle mead

• Funkcja "compare books", która pozwala porównać naszą biblioteczkę z czyjąś:

compare books goodreads

• Książkowe rozdania:

goodreads giveaway

• Roczne podsumowania:

my year in books

• Dostęp do szczegółowych statystyk:

goodreads stats goodreads stats

• Rekomendacje ze strony Goodreads, dopasowane do każdej z półek:

goodreads recommendations

• Bardzo dobra aplikacja mobilna, która pozwala m.in. na szybkie dodawanie książek na półkę poprzez wbudowany moduł skanowania:

aplikacja goodreads

• Możliwość sprawdzenia się w książkowym quizie albo stworzenia własnego:

goodreads quizzes

• Pamiętacie wpis 100 książek, które każdy powinien przeczytać? Wspomniana w nim lista powstała na podstawie głosów użytkowników GR. Każdy może stworzyć swoją listę, oddać głosy w już istniejącej i porównać swoje typy z typami znajomych:

goodreads listopia

Uff! Aż trudno uwierzyć, że kiedyś wolałam korzystać z polskich, baaardzo ubogich serwisów, które nie mają nawet 1/3 opcji dostępnych na Goodreads. Jeżeli nie znacie angielskiego - nie zrażajcie się. Korzystanie z GR jest bardzo intuicyjne i nawet bez znajomości języka łatwo się w tym wszystkim odnaleźć.

Mam nadzieję, że Was zachęciłam. Jeśli dołączycie do serwisu lub już w nim jesteście, zapraszam, śmiało możecie dodawać mnie do znajomych - goodreads.com/Futbolowa:

kreatywa on goodreads

Dajcie znać, co myślicie o Goodreads i innych tego typu miejscach. A jeśli macie pytania lub wątpliwości - piszcie!

Warte przeczytania:
NETFLIX - co to jest i dlaczego się w nim zakochałam?
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 05, 2017 07:39