Klaudyna Maciąg's Blog, page 35
January 3, 2017
KKD#25: O zdrajcach, co ebooki czytają i tych prawdziwych czytelnikach, co wierni papierowi pozostają

Spośród wielu jałowych dyskusji, jakie toczą ze sobą blogerzy książkowi i czytelnicy w ogóle, niezmiennie najzabawniejszą jest dla mnie ta, dotycząca wyższości książki papierowej nad elektroniczną. No, bo wiecie - to jest zdrada czytać te książki, co nie walą farbą drukarską, nie szeleszczą, nie zaginają się i nie są odpowiednio ciężkie. Prawdziwy miłośnik literatury jest wyznawcą papieru, a nie jakimś tam niewolnikiem nowych technologii!
I czy naprawdę z tego powodu ktoś zyskuje prawo, by nazywać mnie zdrajcą? By mówić, że żaden ze mnie prawdziwy czytelnik? Że rasowy miłośnik książek nie wyrzeka się papieru? No przepraszam ja Was bardzo, ale to są takie żenujące bzdury, że aż nie wiem, czy tu trzeba śmiać się czy może jednak płakać.

Dlaczego wolę ebooki?Zainwestowałam w czytnik z wygody. Jest lekki, mogę w nim zmieścić tysiące książek, dużo łatwiej jest mi znaleźć odpowiednią pozycję do czytania. Książka papierowa wymaga doskonałych warunków oświetleniowych, jest mniej wygodna podczas czytania i przemieszczania się i nigdy nie dostosowuje się do mnie i moich potrzeb. Wersję elektroniczną mogę dopasować do siebie w stu procentach - zmniejszam i zwiększam czcionki, reguluję odstępy i marginesy, mogę poprawić kontrast albo lepiej podświetlić ekran.
Dzięki czytnikowi czytam więcej. Bo sam ten proces jest dla mnie dużo łatwiejszy. Książki papierowe muszę ratować przed ciekawskimi rączkami córki, z kolei inkBook nieszczególnie ją interesuje. Bez problemu mogę zabrać czytnik wszędzie, dokąd idę i nie czuję się z jego powodu jak wielbłąd. A musicie wiedzieć, że jak człowiek przemieszcza się gdzieś z dzieckiem, to targa ze sobą jeszcze 5 kilo innych rzeczy - wodę, przekąskę, chusteczki, pieluchy, zabawki i inne bardzo niezbędne badziewia. Kiedy masz dorzucić do tego jeszcze ciężką knigę albo leciutki czytnik - wybór jest prosty.
Czytanie jest też dużo łatwiejsze z tego względu, że doskonałe światło nie jest już koniecznością. Mogę nocą czuwać przy dziecku i czytać, mogę też czytać, kiedy mąż obok robi coś innego. Dawniej niezbędne było dla mnie zapalenie górnego światła, które wieczorami utrudnia drugiej osobie korzystanie z telewizora albo spanie.
Sam proces nabycia książki, choć może mniej magiczny, jest też dzięki czytnikowi dużo łatwiejszy. Klikam, płacę, ściągam. Albo nie płacę wcale, bo darmowych ebooków jest całe mnóstwo, a inwestycja w abonament

Tak, wiem - molom książkowym nie wypada odwracać się od literatury wydawanej na papierze. Mole książkowe powinny przede wszystkim kultywować tradycję i podniecać się samym kontaktem z szeleszczącym papierem, zapachem farby drukarskiej (a raczej kleju...) i dotykiem okładki. Moja definicja uwielbienia wobec książek jednak poza takie sztywne ramy wychodzi - bardzo cenię sobie literaturę samą w sobie, nawet jeśli przedstawiona jest w formie elektronicznej czy audio. Bo ebook czy audiobook to książka jak każda inna - być może porusza inne bodźce, ale przede wszystkim dostarcza tych samych wrażeń, co klasyczne wydanie papierowe. W końcu o słowo przede wszystkim tutaj chodzi, nieprawdaż?
Zmniejszam swoje kurzące się zbiory i nigdy nie rozstanę się z niektórymi drukowanymi książkami, ale kocham czytanie na czytniku i kochać tego nie przestanę. Nie interesuje mnie, czy to zdrada, czy gwałt na duszy literatury i nawet jeśli ktoś wypisze mnie z wyimaginowanego Klubu Prawdziwych Miłośników Książki, to mam to, za przeproszeniem, w dupie, bo czytam dla siebie i czytam tak, by mi było dobrze, a nie dla popisu, pokazu czy etykietki lepszego i wierniejszego mola książkowego. Ja tam nikomu nie mówię, że jest konserwą albo ma myślenie przedpotopowe, bo czytnika nawet nie dotknął, a z góry zakłada, że jest do kitu. Niech sobie każdy robi co chce i co lubi, nikomu nic do tego.
Ludzie kochający literaturę stanowią w społeczeństwie drastyczną mniejszość, dlaczego więc tworzymy podziały i kłócimy się o to, kto lepszy, kto wierniejszy, kto bardziej książce oddany? Kiedy wyłączę czytnik, a Ty odłożysz książkę na półkę, i tak dyskutować będziemy o tym, co ukryte w słowach. No bo przepraszam bardzo, ale jak żyję, nie zdarzyło mi się jeszcze z nikim mówić o tym, czyje wydanie Dumy i uprzedzenia pachnie lepiej.
A Tobie?
Przeczytaj również:
Published on January 03, 2017 05:54
January 2, 2017
Czytaj i baw się z Zosią #14 - pierwsze gry dla maluchów i książka, przy której się tańczy i śpiewa (po angielsku!)

W czternastej odsłonie cyklu poświęconego czytaniu i zabawie z dzieckiem, opowiemy Wam z Zosią o samych fajnych tytułach - będzie książka, przy której się śpiewa i będą gry dla dwulatków. A wszystko to w towarzystwie radosnego Kapitana Nauki. Zapraszamy!

Ten tytuł z pewnością pozytywnie Was zaskoczy. W zestawie dostępna jest bardzo ładnie wydana książka z pięknymi ilustracjami Poli Augustynowicz oraz płyta CD z nagraniami piosenek, a także z samymi liniami melodycznymi, gdyby ktoś chciał spróbować zabawy w karaoke (do czego z całego serca zachęcam!).


Ujmujące są ilustracje zdobiące książkę, ale ciekawym dodatkiem są także zapisy nutowe, które starszym dzieciom pozwolą wygrywać melodie na instrumentach (kiedy ja byłam w podstawówce, uczono nas gry na flecie i cymbałkach). Oprócz tego każdy z tekstów ma tłumaczenie na język polski, co ułatwi zrozumienie śpiewanego tekstu.

Wśród proponowanych utworów znajdują się takie klasyki piosenki dziecięcej, jak: Old MacDonald, Twinkle, Twinkle, Little Star, If you're happy and you know it czy The bus song, które nie tylko uczą angielskiego, ale też zachęcają do wspólnej zabawy i wygłupów z dzieckiem.

Jeżeli chcemy oswajać dziecko z językiem obcym już od najmłodszych lat, warto sięgać po takie właśnie publikacje, bo kojarzą się one z rozrywką i śmiechem, a nie z nudną nauką i ślęczeniem nad podręcznikami. Przy okazji również nam dostarczą one mnóstwa zabawy!
Gry Lotto Zwierzęta oraz Gra Lotto Kolory, 2+

Choć mamy w domu cały regał wypchany planszówkami, jeszcze nie trafiliśmy na taką, która nadawałaby się dla dzieci poniżej trzeciego roku życia. Dlatego sporym zaskoczeniem było dla mnie, kiedy odkryłam, że w ofercie Kapitana Nauki znajdują się gry dla dwulatków. Na początek zamówiłam dwie - Lotto Zwierzęta oraz Lotto Kolory, z czego ta pierwsza sprawdza się u nas bardzo dobrze, natomiast druga jest odrobinę bardziej skomplikowana i będzie jeszcze musiała poczekać na lepszy moment.



Obie gry mają podobne elementy - po sześć plansz i po 36 żetonów - wszystkie utrzymane w prześlicznej stylistyce! Tym, co je różni jest to, że obrazki na żetonach i planszach ze zwierzętami są identyczne, natomiast żetony w grze z kolorami zawierają uproszczone wersje obrazków zaprezentowanych na planszach.
Możecie tę subtelną różnicę dostrzec na zdjęciach:


Zośce - póki co - lepiej idzie dopasowywanie tych identycznych obrazków ze zwierzętami, ale i z wieloma elementami z gry Lotto Kolory radzi sobie całkiem nieźle.

W instrukcjach dołączonych do gier (obie są identyczne) znajdziemy cztery warianty rozgrywek - dla maluchów, które dopiero poznają gry, jak i dla starszych dzieci, które potrzebują nieco urozmaicenia. Są to gry dla "gracza pełzacza", "gracza wymiatacza", "graczy zapamiętywaczy" oraz "graczy rozrabiaczy". Pierwsze dwie opcje to gry indywidualne, zaś trzecia i czwarta to już propozycje rozgrywek dla 2-6 uczestników.

Proponowane gry mają bajecznie proste zasady, które można streścić w kilku zdaniach, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wymyślać własne. Elementy gier są tak urocze i tak ciekawe, że można używać ich nawet do zwykłej zabawy albo obmyślać własne rozgrywki. Ogranicza nas tutaj wyłącznie wyobraźnia!


Jeżeli szukacie gier, książek, puzzli i innych ciekawych produktów dla maluchów, zaglądajcie na stronę kapitannauka.pl albo jezykiobce.pl.
Przeczytaj również:
Kapitan Nauka: Karty obrazkowe. Poznaję światKapitan Nauka: Karty obrazkowe. OrtografiaKapitan Nauka: Karty obrazkowe. Angielski dla malucha

Published on January 02, 2017 08:23
"Dziecko wspomnień" Steeny Holmes - książka o matczynej miłości i zawiłościach ludzkiego umysłu

Gdyby nie recenzja Sylwii z bloga nieperfekcyjnie.pl, pewnie nigdy nie zwróciłabym uwagi na powieść nieznanej mi autorki Steeny Holmes. Okładka Dziecka wspomnień mignęła mi gdzieś na
A to zasługa jednej kwestii...
Akcja w Dziecku wspomnień biegnie dwutorowo. Z jednej strony widzimy współczesne wydarzenia opisywane z perspektywy Diany - świeżo upieczonej matki. Z drugiej - poznajemy zdarzenia z przeszłości, które stanowią uzupełnienie historii bohaterki. Musimy bowiem odkryć, co doprowadziło do tego, że w życiu kobiety dzieje się tyle niespotykanych wydarzeń.
I to jest właśnie najsłabszy punkt programu.
No bo wiecie - osią powieści Holmes ma być naprawdę wielka tajemnica. Tajemnica, której rozwiązania domyśliłam się już na samym początku tej historii i tylko wyczekiwałam potwierdzenia swoich przypuszczeń. To, co wstrząsa innymi czytelnikami, mnie nie zaskoczyło zupełnie, przez co często podczas lektury czułam zwyczajne znużenie.
Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest tak po prostu dobra - interesująca, sprawnie napisana, złożona. Właściwie dobre wrażenie może popsuć jedynie niezbyt staranna korekta - książka jest usiana błędami, na które trudno byłoby nie zwrócić uwagi.
Poza tymi mankamentami - naprawdę warto Dziecko wspomnień docenić.

Do przemyślenia - dziecko vs karieraPowieść Steeny Holmes dotyka wielu tematów - traum z dzieciństwa, problemów psychicznych czy trudów macierzyństwa, ale tak naprawdę najważniejszym problemem poruszanym przez autorkę jest kwestia dylematów współczesnych kobiet, które odkładają macierzyństwo w nieskończoność, ponieważ muszą dokonać wyboru pomiędzy pracą a dzieckiem. To w życiu kobiety dokonuje się największa rewolucja, to ona musi w stu procentach podporządkować swoje życie dziecku i to ona musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chce poświęcić karierę i dotychczasowe życie dla macierzyństwa.
Diana, główna bohaterka Dziecka wspomnień, jest typową karierowiczką, dla której wizja ciąży jest co najmniej niewygodna, a w rzeczywistości wręcz koszmarna. Choć wpływa na to wiele kwestii, to właśnie pragnienie realizowania się jest głównym powodem, dla którego bohaterka regularnie odmawia wypełnienia postanowienia, jakie dali sobie z mężem. Tutaj pojawia się pewna słabość tej historii, bo jak ktoś tak bardzo nie chce mieć dziecka, to przecież wie, jak ciąży uniknąć, ale ten detal już pomińmy.
Nasza bohaterka rozważa aborcję, ale tej kwestii Steena Holmes nie poświęca zbyt wiele uwagi. Natomiast dość wiarygodnie kreśli ona portret współczesnej kobiety - z jej lękami, pragnieniami i oczekiwaniami. Wiele czytelniczek będzie się mogło z Dianą utożsamiać, bo jej problemy są tak naprawdę problemami wielu z nas.
Dziecko wspomnień napełnia smutkiem i nostalgią, ale mocnym punktem tej powieści jest to, jak bardzo jest ona prawdziwa i jak dobrze osadzona we współczesnych realiach. Polecać ją będę wielu kobietom, bo wiem, że do nich przemówi ona najbardziej.
Moja ocena: 7/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: "WyPożyczone", "Czytamy nowości" oraz "Czytelnicze wyzwanie 2017" (kategoria: Książka o stracie).

Published on January 02, 2017 00:00
January 1, 2017
Kreatywne podsumowanie 2016 roku

Choć nie lubię robić tego, co wszyscy, akurat podsumowywanie mijającego roku uważam za dość ważne, szczególnie w blogosferze. Dlatego właśnie dziś opowiem Wam o najlepszych i najgorszych filmach, książkach i serialach minionego roku, przedstawię szczegółowe statystyki i ranking najlepszych wpisów z bloga. Zapraszam do lektury!

Książka roku: Krótka historia siedmiu zabójstw Młodzieżowa książka roku: Simon oraz inni homo sapiens Najlepsza książka dla dzieci: Pajęczyna Charlotty Najlepszy poradnik: Sekrety urody Koreanek Najlepsza książka rozwojowa: The Book of You
Przygotowałam też dziesięć wyróżnień dla książek, które również zrobiły na mnie ogromne wrażenie:

Kolejno, są to: Audrey w domu , Księżyc nad Bretanią , Fortuna i namiętności. Zemsta , Calm , Królowe przeklęte , Porwanie Heinekena , Czarna książka. Antologia opowiadań żużlowych , Galeria dzikich zwierząt. Północ , Siedem lat później oraz Przez stany POPświadomości .
Najgorsze książki przeczytane w 2016

Absolutnie najgorszą książką, jaką przeczytałam w minionym roku była Dziewczyna z pociągu - totalna szmira, przereklamowany produkt marketingowy, wokół którego było stanowczo zbyt wiele niezasłużonego szumu.
Pozostałe gnioty, to: Lolo , Grey ,
Published on January 01, 2017 05:59
December 31, 2016
Jak smakują grzechy w Dzielnicy Występku?

Kiedy sześć lat temu nagrodzono Mario Vargasa Llosę Literacką Nagrodą Nobla, w uzasadnieniu podano, iż doceniony on został za "kartografię struktur władzy oraz wyraziste obrazy oporu, buntu i porażek jednostki". Kiedy zaczęłam czytać jego najnowszą powieść, która w Polsce ukazała się pod tytułem Dzielnica występku, pomyślałam, że idealnie wpisuje się ona w obraz tego, do czego Peruwiańczyk nas przyzwyczaił. Jest tu polityka, jest zbrodnia, jest seks i prawda. Powieść ma wymowę poważną i nie jest łatwa w odbiorze, ale za to czyta się ją z walącym sercem i wypiekami na twarzy.
Jest wstrząsająco, poruszająco i bardzo prawdziwie, bo Llosa nie waha się operować powszechnie znanymi nazwiskami i z wielką dbałością o detale obrazuje koszmary życia w Limie. Oczywiście, sam podkreśla, że wydarzenia przedstawione w książce są fikcyjne, ale - jak dobrze wiemy z historii Peru - terror i despotyzm były tam swego czasu na porządku dziennym.

O ile polityka Peru stanowi tło powieści Noblisty, o tyle najważniejszym jej motywem okazuje się brudny świat dziennikarstwa. Autor w dosadny sposób obnaża prawdę o manipulacyjnej mocy mediów i o tym, jak wielki wpływ na życie jednostki mogą mieć skorumpowane, kierowane przez władzę bulwarówki. Najbardziej wstrząsa to, że nie ma w tym wszystkim ani krztyny koloryzowania - media nie bez przyczyny nazywa się "czwartą władzą" i wcale nie trzeba żyć w dyktatorskim Peru, aby tego doświadczyć.
Kiedy drogi polityki, mediów i seksu splotą się ze sobą, efekt może być tylko jeden. Dlatego właśnie wydarzenia opisane w Dzielnicy występku wstrząsają, wywołują poruszenie i przerażenie. Nie jest to łatwa książka, nie jest to też najlepsza książka w dorobku Noblisty, ale trudno przejść obok niej obojętnie i trudno oderwać się od lektury.
Szczególnie, że Llosa, jak to Llosa, musiał całość doprawić szczyptą erotyzmu, co tylko dodaje całości głębokiego, niepowtarzalnego aromatu.
I tylko żal, że nie mogę postawić Dzielnicy występku na półce obok siedmiu innych książek Llosy, które mam w swojej biblioteczce, bo wydawnictwo zdecydowało się przerwać wydawanie jego dzieł w jednakowej szacie graficznej. Dotąd powieści Llosy były najpiękniejszymi na mojej półce, tymczasem ta zginie gdzieś w tłumie innych kiepskich wydań. Wielka szkoda.
Moja ocena: 7/10
Książka przeczytana w ramach wyzwania 'Czytelnicze wyzwanie 2016' (kategoria: Książka autora nagrodzonego Noblem).
Przeczytaj również:
Recenzja książki Szelmostwa niegrzecznej dziewczynkiRecenzja książki Pochwała macochyTop 10: książki, które powinny mieć swoje adaptacje filmowe

Published on December 31, 2016 04:12