Robb Maciąg's Blog, page 12

May 16, 2015

Rowerem po Bajkale?

po-bajkale-300x424Już od bardzo dawna nie przeczytałem książki od deski do deski tak szybko. W sumie to czytałem ją na trzy razy – na dworcu PKS we Wrocławiu, w PolskimBusie w drodze do Warszawy i na stacji Imielin czekając na autobus powrotny. Czyli raczej szybko i sprawnie.

W ogóle to ja rzadko czytam książki podróżnicze. Z zazdrości i strachu. Z zazdrości o te wszystkie przygody, piękne miejsca, przeżycia i podróże, których sam nie odbędę a przecież powinienem ;)

Strachu, że ktoś pisze lepiej ode mnie (ja doskonale wiem, że większość pisze lepiej ode mnie ale co innego to wiedzieć a co innego to czytać.)

No po jaką cholerę się dołować? ;)


Kiedy dostałem do przeczytania „Po Bajkale” Kuby Rybickiego wiedziałem, że na pewno będę czytał tę książkę bez zazdrości. Bajkał to jedno, rower to drugie, ale zimą? Przy minus 30C? Czego tu zazdrościć? Ja wolę po Indiach, albo po Wielkiej Słonej Pustyni w Iranie, ale -6C przegoniło mnie po kilku dniach z Tybetu.


Zakochałem się w tej książce niemal od razu a na pewno po akapicie, w którym Kuba nie potrafi zrozumieć dlaczego ludzie muszą pytać „Po co?”

Och bracie, pomyślałem, dobrze piszesz. Już Cię lubię (choć tylko raz widziałem Cię na oczy i to „w biegu”). Te wszystkie „Po co?” i „ile kilometrów?” zabija zwyczajną radość dla której to się robi. Zgadza się? Oczywiście, że się zgadza! Zapytajmy Wam podobnych jakie pytanie-koszmar śni się im po nocach.


Ale o książce. Kuba potrafił napisać piękną, emocjonalną (ale nie naiwną!) książkę z 3 tygodniowej przeprawy przez lody i śniegi (!!!) pokrywające Bajkał w taki sposób, że nie mogłem się oderwać.


Nie wiem co w tej książce jest najlepsze – sposób patrzenia na świat, wielki dystans do samego siebie czy historie (i dialogi!) ludzi Bajkału. Trudno nie zakochać się w Gienadiju, który klnie lepiej niż przysłowiowy szewc, rzuca kurwami i chujkami a przy tym ma wielkie serce. Trudno nie chcieć przeczytać Traktatu Filozoficznego o Bajkale, który „do szuflady” pisze Pietrowicz, poeta i malarz, który został strażnikiem parku narodowego tylko po to by móc się spłynąć Leną od samych źródeł.

Trudno nie wsłuchiwać się w trzeszczący pod namiotem lód, nie czuć udręki pchania roweru przez kolejne połacie lodu, który miał być jak z obrazka a tymczasem pokrywa go kopny śnieg.

Kuba i wszyscy ludzie o których opowiada, powtarzają jak mantrę miłość do Morza Syberii i starą prawdę, że to czy wyprawa się uda, zależy tylko od dobrej woli Bajkału.

„To Bajkał decyduje czy kogoś do siebie dopuści czy też nie.” mówi Pietrowicz, a Kuba po raz kolejny powtarza, że „nikt tu (nad Bajkałem) się z takich teorii nie śmieje”.


Kuba i Wicher, który połowę wyprawy łyka regularnie ketonal na bolące kolano, dojeżdżają ostatecznie (w środku nocy) do Kułtuku i tu rozgrywa się najpiękniejszy dialog pomiędzy tymi dwoma ekstremałami.


„Nie tak wyobrażałem sobie koniec. (…) Piękne irkuckie dziewczęta miały witać nas chlebem i solą, zabierając od razu do Transsiba, gdzie w luksusowym przedziel czekałaby już gorąca kąpiel (…).

Wtedy powiedział bym do przyjaciela:

– Dobra robota, mój drogi Wichrze!Oto stoimy u kresu naszej sławnej wyprawy, winszuję sukcesu!

– Dziękuję drogi Kubo! Zaiste, wspaniałe to osiągnięcie! Bodajby więcej takich przejażdżek.

Tymczasem siedzimy w brudnym i wcale nieegzotycznym doku, (…) a psy z pobliskich domów szczekają wściekle, próbując zerwać się z łańcuchów.

Co mówi w tej sytuacji dumny zdobywca?

– Kurwa…

– No… – potwierdził Wicher.”


I tym podróżniczo optymistycznym akcentem zapraszam państwa do księgarni! Ale już. Bajkał Wam tego nie wybaczy i przejdzie Wam koło nosa ogromny ładunek pozytywnego sarkazmu, ciętej riposty, przemyśleń nad sensem (bez-sensem?) tego wszystkiego, opowieści o absolutnej wolności i sztuce sprzedawania roweru na mongolskim bazarze, rozróżniania rodzajów śniegu i lodu, wkręcania się na darmową wyżerkę i truciźnie zawartej w banalnym pytaniu „Po co?”

Lektura tak obowiązkowa, że mogą pytać na wyrywki na maturze już w przyszłym roku.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 16, 2015 10:58

April 22, 2015

Powrót do domu

Dawno mnie tu  nie było bo … działo się, oj działo.


Byłem w Indiach z moim nowym projektem TukTukCinema, który nie dość, że się udał to … został przejęty przez zaprzyjaźnionych hindusów i trwa po cichu dalej :)


Tak, już jestem w domu i muszę się zająć zdjęciami :)

Już w ten czwartek pierwszy pokaz o TukTukCinema. Na początek Jelenia Góra, ale jeżeli ktoś chce posłuchać opowieści to musi namówić ludzi z Domu Kultury, jakiegoś klubu czy fajnej knajpki by do mnie napisali i się umówili :)


Presspack (fotki, krótki tekst) są pod linkiem


A cała idea, w skrócie jest TUTAJ.


Będę tu powoli podrzucał zdjęcia i krótkie teksty. Mam nadzieję, że zobaczymy się na jakimś pokazie.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 22, 2015 09:23

January 9, 2015

TukTuk Cinema w Polskim Radiu

Na zaproszenie Tomka Michniewicza wybrałem się dziś do radia.

W Czterech Porach Roku rozmawialiśmy czym jest TukTuk Cinema, po co to w ogóle powstało i na czym będzie polegać.

W międzyczasie przybyło wspomagających i na portalu Polak Potrafi „zebrało się” już ponad 80% budżetu choć to dopiero czwarty dzień zbiórki.


Dla mnie to bardzo ważna sprawa. Wzruszająca nawet, że aż tylu ludzi, tak hojnie i tak szybko.

Dziękuję!


LINK DO AUDYCJI

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 09, 2015 09:40

January 6, 2015

TukTukCinema na portalu PolakPotrafi

Czy można indyjską rykszę, spalinowego tuk tuka, trzy kołowe coś o 7 koniach mechanicznych przerobić na objazdowe kino? Można!


A co w tym kinie będzie można obejrzeć? Bolka i Lolka!


Miałem z tym wyruszyć we wrześniu 2014, ale wszystko się lekko przesunęło no i okazało się, że zarejestrowanie tuktuka zależy „od wysokości łapówki”. Nie chciałem rezygnować z kina i wymyśliłem, że wyruszę na skuterze. W końcu w czym to przeszkadza? ;)


Już w marcu 2015 ruszam wzdłuż Gangesu, z Rishikesh’u do Kalkuty, jadąc jak najbliżej rzeki, odwiedzając małe wsie i wielkie miasta. 2500 kilometrów. A co wieczór, rozkładam ekran lub szukam wielkiej białej ściany i robię polskie kino. Pełne Bolka i Lolka oraz Reksia. Ma być bez dialogów, uniwersalnie, wesoło i oczywiście bez biletów. W zeszłym roku udało nam się coś podobnego w Nepalu. W szkole przy buddyjskim klasztorze w Jharkot.




Teraz ma być jeszcze lepiej. Mobilnie. Objazdowo.

Wszystko będzie relacjonowane online dzień po dniu.

Kilka zdań, dwa zdjęcia, ale każdy będzie mógł śledzić jak nam idzie i gdzie dziś stoi nasze kino :)


A już po wszystkim, kino stanie w garażu w Kalkucie i … sami poczytajcie


 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 06, 2015 09:45

December 3, 2014

3 stypendia za 100 książek

Jest sprawa.

W  fundacyjnej kasie brakuje nam kilku tysięcy złotych na 3 kolejne stypendia. Wydawnictwo Mercator przekazało nam 100 książek „Poza Utartym Szlakiem” i możemy CAŁĄ kasę ze sprzedaży (- 5 zł na znaczek i kopertę) przekazać na stypendia.

Ta książka to nie tylko kilkanaście opowiadań podróżniczych, ale i cegiełka.


Książka kosztuje 45 zł. no chyba, że ktoś może/ chce/ potrzebuje zapłacić za nią więcej.


Prezent dla tybetańskich nastolatków – edukacja.



Maila z adresem i potwierdzeniem wpłaty przesyłajcie na cegielka@szkolynakoncuswiata.org

Więcej o szkole i naszych dzieciakach zobaczycie w filmikach poniżej.


oraz



A teraz . .do roboty ;)


 


Fundacja „Szkoły na końcu świata”

KRS: 0000388584

NIP: 676 244 35 26

ul. Tyniecka30/7, 30- 323 Kraków

tel. +48 601 40 80 51


Nr konta:  37 1140 2017 0000 4402 1276 9354


 


ksiazka-fundcja

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on December 03, 2014 04:18

September 23, 2014

Zielona Sukienka i Małgośka Szumska

Muszę się przyznać, że przy takich historiach nie umiem do końca być obiektywny … ale kogo obchodzi obiektywność? W końcu to moja recenzja prawda?

No więc .. uwielbiam takie historie. Rodzinne, autobiograficzne wspomnienia. Historyjki wymieszane z historiami. Wspomnienia własne wymieszane ze wspomnieniami dziadków. W dodatku niebanalnymi. Pełnymi opowieści w których „domy paliły się szybko, z lekkim trzaskiem suchego drewna i zapachem żywicy”. Opowieści tłumaczących dlaczego nigdy nie wolno wyrzucać chleba i lżejszymi, z podróży na Syberię. W drodze po śladach rodziny, trasą którą „zaplanował Stalin”.


Nic tylko rozsiąść się w fotelu, zrobić sobie kubek herbaty i czytać. Czytać i poznawać życie innych ludzi. Wczytywać się w przeszłość , w zabite marzenia, w sztukę przetrwania, w odnajdywanie nowej Polski i niemal zwyczajne wspomnienia z wileńskiego fastfoodu i „bycia blondynką” w podróży na Wschód.


A wszystko, cała ta podróż, by dojechać do Mokruszy. Miejsca zesłania babci, którego nie można znaleźć nawet na Google Earth. Miejsce, które Małgośka musiała odnaleźć sama. Dla siebie. By zrozumieć. By babcine historie o wilkach i głodzie, nabrały kształtu. By Workuta stała się miejscem prawdziwym. By Syberia nie była tylko czymś wielkim na mapie.


Małgorzata Szumska, Zielona Sukienka


Małgośka Szumska napisała coś co strasznie (tak, strasznie) mi się podoba. Wymieszała wspomnienia o dziadkach ze wspomnieniami dziadków i swoimi własnymi z podróży śladami syberyjskiej wywózki tychże dziadków (uff!)

Jest zabawa słowem, są wspomnienia dzieciństwa opisane co prawda z pamięci, ale z detalami (i niech nikt tylko nie pyta „czy tak było na prawdę” bo nie to jest istotą tych wspomnień lecz emocje) i  historia dziadków. Są emocje. Dużo emocji. Dziecinnych i dorosłych. Z wojennej przeszłości, z podróży wymuszonej wyrokiem NKWD i podróży (po śladach przeszłości) samej autorki.


Emocje, emocje, emocje. Nie można się oderwać i tyle, ale, tak jak pisałem, ja kocham takie książki rodzinno wspomnieniowe, choć czegoś takiego jak Szumskiej, to jeszcze nie czytałem i by nikt nie miał wątpliwości – tak, to jest książka o podróży, ale trochę inna niż wszystkie.


Małgośka napisała świetny debiut. ZNAK to wszystko wydał, a ja kombinuję jak poznać główną (drugą po Gośce) bohaterkę, która mieszka kilka minut spacerem od miejsca gdzie pracuję.


Małgorzata Szumska, Zielona sukienka. Przez Rosję i Kazachstan śladami rodzinnej historii, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2014

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 23, 2014 14:25

September 16, 2014

Bartek pisze nową książkę. Mocną!

Kto z nas nie kocha się w pięknym Maroku? W Atlasie, w Marakeshu, Fezie, plażach, miętowej herbacie, tażynie i kolorach.


Kto z nas ma złe, na prawdę złe wspomnienia z tego kraju?


Pewnie jest nas niewielu. pewnie większość z nas opowiada ziemi Berberów w ochach i achach. Nie interesujemy się jak rządzi tym krajem król, gdzie są tajne więzienia CIA i dlaczego z nikim nie da się porozmawiać o polityce. Jesteśmy na wesołych wakacjach. Nie interesuje nas to. Wcale. Nic a nic. Takie nasze prawo.


Kto z nas wie cokolwiek o Saharze Zachodniej? Na przykład, dlaczego północna granica tego kraju, a południowa Maroka, jest rysowana na mapach przerywaną linią?


Bartek Sabela pisze właśnie nową książkę. Kolejną po Morze Może Wróci, a ja miałem to szczęście, że czytałem jej brudnopis. Obszerny. Zmieniający moje spojrzenie i na granicę rysowaną przerywaną linią i na Maroko. Bartek zabrał mnie do mrocznej strony tego kraju. Kraju, w którym każdy zdobyty wywiad, każda rozmowa, każde wspomnienie mogło być okupione więzieniem i fizycznym bólem.


To już nie była głośna medyna Marakeszu. To były ciche rozmowy w niewielkim pokoiku bez okien w Laayoune.


Z tych rozmów powstało choćby coś takiego:


„Małomówny dotąd Abdelhay podaje mi kartkę i mówi krótko: ‚w ten sposób’. Rysunek na kartce w kratkę przypomina obrazki jakie dzieci rysują na ostatnich stronach swych zeszytów do matematyki albo geografii. Tylko, że przedstawia więzienne tortury. Na pierwszym obrazku rozebrany do naga ludzik w opasce na oczach ma skrępowane ręce i nogi. Nie jestem pewien czy dobrze czytam lekko koślawy rysunek. Widząc moje zakłopotanie Abdelhay przekręca w moich rękach kartkę, mówiąc, że patrzyłem do góry nogami. Teraz ludzik wisi powieszony u sufitu za nogi. Dynda tak godzinami aż któryś ze znudzonych oprawców zdecyduje o zmianie. Wtedy rysowany długopisem ludzik zawisa w innej pozycji. Tym razem jak kurczak na rożnie. Bo to zresztą trochę rożen właśnie jest. Wisząca twarzą do podłogi, wygięta w łuk postać przywiązana jest za ręce i nogi do stalowej belki. Obok niego stoi pan w policyjnej czapce z daszkiem. W ręku ma pałkę i zapalniczkę. Zresztą nie trzeba wcale przypalać ogniem, wystarczy samo wiszenie od którego kręgosłup chce pęknąć. Zwłaszcza gdy ręce są coraz bliżej nóg a na plecach kładą ci kolejne cegły. Repertuar funkcjonariuszy PCCMI jest bogaty a ich fantazja granic nie zna. Na kolejnej ilustracji ludzik już nie wisi. Tym razem siedzi nago, po turecku, na podłodze. Nad nim stoi dwóch panów, w chwili obecnej wyłącznych dyspozytorów jego życia. Jeden ze stojących ludzików wylewa na siedzącego wiaderko czegoś. To szczyny, świeżo skomponowana mieszanka na którą zrzucili się wszyscy uczestnicy zabawy, prócz rzecz jasna siedzącego. Moje zainteresowanie wzbudzają duże, wysokie buty, jakby kalosze, w których występują funkcjonariusze tajnej policji. Wszystko nabiera sensu, gdy Abdelhay dorysowuje kałużę wody pod siedzącym a w ręku jednego z oprawców kabel z ‚piorunkiem’. Abdelhay mógłby zapewne narysować więcej zarówno swoich przeżyć jak i tych w których mieli pecha uczestniczyć jego przyjaciele, znajomi. Wtedy zapewne narysowałby na przykład ludzika z głową owiniętą folią plastikową, łapiącego swój przedostatni oddech. Lub innego, skulonego w rogu sali i zaszczutego przez policyjne psy. Mógłby też narysować ludzika-policjanta, który pałką, lub butelką, lub innymi przyborami, w zależności od możliwości, gwałci tego drugiego nagiego i związanego ludzika. Albo też ludzika któremu drugi ludzik wylewa gorącą stearynę na genitalia. Tak taka scena też by mogła być. Na obrazkach mógłby się również pojawić ludzik z głową w wiaderku pełnym wybielacza lub rozpuszczalnika i drugi ludzik tę głowę trzymający. Gdzieś z boku kartki zapewne zmieścił by się mały rysunek dłoni i leżących obok paznokci. Albo głowy ludzika z przystawionym pistoletem na przykład. Wielu scen nie musiałby rysować, bo przecież są aż nazbyt oczywiste. To te w których jeden ludzik bije drugiego lub wyzywa. Nie musiałby też rysować tych w których jeden ludzik uderza głową drugiego ludzika o ścianę. Po wielokroć. Abdelhay za to mógłby narysować tygodnie, miesiące a czasami nawet lata spędzone w celi samotnie, wciąż z zawiązanymi oczami. Lub, wprost przeciwnie, te spędzone w przepełnionych celach bez okien, bez dostępu do toalety czy wody. Mógłby też w tych samych celach narysować leżące dniami trupy tych ludzików, które nie wytrzymały lub tych które po prostu zostały zamordowane. Mógłby też narysować białe ludziki siedzące w swym oddalonym o kilkaset metrów biurze. Te ludziki miały by czapeczki z napisem UN. Gdyby chciał to wszystko narysować, mogłoby zabraknąć kartek. ”





 


Nie mogę się doczekać całości.  Tego co powstało w obozach w Algierii splecionego z tym co zdobyte w Maroku. Mieszanki historii i życia dzisiejszego. Strachu przed wspomnieniami i lęku poranka.


Bartek … kończ już tę książkę!

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 16, 2014 14:51

August 26, 2014

Rewolucja!

No tak. Zdarza się. Ponoć po 30′ce człowiek już nie myśli tak szybko, a po 40tce to już pewnie wcale :)


Był majowy dzień, piękny choć od Karkonoszy wiało zimnem. Musieliśmy ciągle opatulać naszego Człowieczka kocem i obracać fotelikiem by za bardzo nie wiało. Słońce świeciło, ale w cieniu było dziwnie zimno.


Z tego wszystkiego zajechaliśmy do zaprzyjaźnionej kawiarenki Kukutu Cafe w Jeleniej Górze gdzie po godzinie rozmowy …. zostaliśmy jej nowymi właścicielami :)


O!


Jak rewolucja to rewolucja.


kanapka-jajko-ser-01 tarta-brokul-papryka-01 meksykanska-zupa-pomidorowa-02 tarta-cukinia-pomidor-papryka-01 tapioka-02 penne-ze-szpinakiem-i-orzechami-01

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 26, 2014 08:37

April 5, 2014

Tuk Tuk Cinema

Od kiedy nie mogę (za bardzo) jeździć na rowerze (popsute kolano) nosi mnie bardziej niż gdybym mógł.

Pewien były znany podróżniczo górnik powiedział nawet za moimi plecami, że zgrzybiałem ;) No cóż ….


Myślałem, martwiłem się nawet i nie wiedziałem co zrobić by znów ruszyć w drogę. By przeżyć kolejną przygodę.

Miał być Arunachal Predesh w Indiach, ale tam serpentyny przepiękne, ludzie plemienni, ale to kolano. A na motocyklu nie umiem ;)


To może łodzią po Gangesie? Wiem, znowu Indie, ale co ja poradzę, że ja tam jak w domu. Jak u rodziny. Po 2 tygodniach uciekł bym do domu, ale ledwo wsiądę w samolot a już tęsknię :)

Łódź wybiła mi z głowy Szanowna Małżonka. Zapomniałem, że ja w sportach wodnych nie jestem mocny, no i rzeka taka jakaś brudna a dookoła gorąco ;)


No i wymyśliłem … Indie, Ganges i … moto rykszę. Tuk Tuka. 7 konie mechanicznych szaleństwa.

Czy można indyjską rykszę, spalinowego tuk tuka, trzy kołowe coś przerobić na mobilne kino? Można!

A co w tym kinie będzie można obejrzeć? Bolka i Lolka!


Już we wrześniu ruszam wzdłuż Gangesu, z Rishikesh’u do Kalkuty, jadąc jak najbliżej rzeki, odwiedzając małe wsie i wielkie miasta. 2500 kilometrów.

A co wieczór, rozkładam ekran lub szukam wielkiej białej ściany i robimy polskie kino. Pełne Bolka i Lolka oraz Reksia. Ma być bez dialogów, uniwersalnie, wesoło i oczywiście bez biletów.


W zeszłym roku udało nam się coś podobnego w Nepalu. W szkole przy buddyjskim klasztorze w Jharkot.



Teraz ma być jeszcze lepiej.

Do wyjazdu pięć miesięcy i mnóstwo załatwiania papierków.

Trzymacie kciuki i zaglądajcie na:


www.tuktukcinema.com
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 05, 2014 12:39

Nowa podróż?

Od kiedy nie mogę (za bardzo) jeździć na rowerze (popsute kolano) nosi mnie bardziej niż gdybym mógł.

Pewien były znany podróżniczo górnik powiedział nawet za moimi plecami, że zgrzybiałem ;) No cóż ….


Myślałem, martwiłem się nawet i nie wiedziałem co zrobić by znów ruszyć w drogę. By przeżyć kolejną przygodę.

Miał byś Arunaczal Predesh w Indiach, ale tam serpentyny przepiękne, ludzie plemienni, ale to kolano. A na motocyklu nie umiem ;)


To może łodzią po Gangesie? Wiem, znowu Indie, ale co ja poradzę, że ja tam jak w domu. Jak u rodziny. Po 2 tygodniach uciekł bym do domu, ale ledwo wsiądę w samolot a już tęsknię :)

Łódź wybiła mi z głowy Szanowna Małżonka. Zapomniałem, że ja w sportach wodnych nie jestem mocny, no i rzeka taka jakaś brudna a dookoła gorąco ;)


No i wymyśliłem … Indie, Ganges i … moto rykszę. Tuk Tuka. 7 konie mechanicznych szaleństwa.

Czy można indyjską rykszę, spalinowego tuk tuka, trzy kołowe coś przerobić na mobilne kino? Można!

A co w tym kinie będzie można obejrzeć? Bolka i Lolka!


Już we wrześniu ruszam wzdłuż Gangesu, z Rishikesh’u do Kalkuty, jadąc jak najbliżej rzeki, odwiedzając małe wsie i wielkie miasta. 2500 kilometrów.

A co wieczór, rozkładam ekran lub szukam wielkiej białej ściany i robimy polskie kino. Pełne Bolka i Lolka oraz Reksia. Ma być bez dialogów, uniwersalnie, wesoło i oczywiście bez biletów.


W zeszłym roku udało nam się coś podobnego w Nepalu. W szkole przy buddyjskim klasztorze w Jharkot.



Teraz ma być jeszcze lepiej.

Do wyjazdu pięć miesięcy i mnóstwo załatwiania papierków.

Trzymacie kciuki i zaglądajcie na:


www.tuktukcinema.com
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on April 05, 2014 12:39

Robb Maciąg's Blog

Robb Maciąg
Robb Maciąg isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Robb Maciąg's blog with rss.