Rowerem po Bajkale?
Już od bardzo dawna nie przeczytałem książki od deski do deski tak szybko. W sumie to czytałem ją na trzy razy – na dworcu PKS we Wrocławiu, w PolskimBusie w drodze do Warszawy i na stacji Imielin czekając na autobus powrotny. Czyli raczej szybko i sprawnie.
W ogóle to ja rzadko czytam książki podróżnicze. Z zazdrości i strachu. Z zazdrości o te wszystkie przygody, piękne miejsca, przeżycia i podróże, których sam nie odbędę a przecież powinienem ;)
Strachu, że ktoś pisze lepiej ode mnie (ja doskonale wiem, że większość pisze lepiej ode mnie ale co innego to wiedzieć a co innego to czytać.)
No po jaką cholerę się dołować? ;)
Kiedy dostałem do przeczytania „Po Bajkale” Kuby Rybickiego wiedziałem, że na pewno będę czytał tę książkę bez zazdrości. Bajkał to jedno, rower to drugie, ale zimą? Przy minus 30C? Czego tu zazdrościć? Ja wolę po Indiach, albo po Wielkiej Słonej Pustyni w Iranie, ale -6C przegoniło mnie po kilku dniach z Tybetu.
Zakochałem się w tej książce niemal od razu a na pewno po akapicie, w którym Kuba nie potrafi zrozumieć dlaczego ludzie muszą pytać „Po co?”
Och bracie, pomyślałem, dobrze piszesz. Już Cię lubię (choć tylko raz widziałem Cię na oczy i to „w biegu”). Te wszystkie „Po co?” i „ile kilometrów?” zabija zwyczajną radość dla której to się robi. Zgadza się? Oczywiście, że się zgadza! Zapytajmy Wam podobnych jakie pytanie-koszmar śni się im po nocach.
Ale o książce. Kuba potrafił napisać piękną, emocjonalną (ale nie naiwną!) książkę z 3 tygodniowej przeprawy przez lody i śniegi (!!!) pokrywające Bajkał w taki sposób, że nie mogłem się oderwać.
Nie wiem co w tej książce jest najlepsze – sposób patrzenia na świat, wielki dystans do samego siebie czy historie (i dialogi!) ludzi Bajkału. Trudno nie zakochać się w Gienadiju, który klnie lepiej niż przysłowiowy szewc, rzuca kurwami i chujkami a przy tym ma wielkie serce. Trudno nie chcieć przeczytać Traktatu Filozoficznego o Bajkale, który „do szuflady” pisze Pietrowicz, poeta i malarz, który został strażnikiem parku narodowego tylko po to by móc się spłynąć Leną od samych źródeł.
Trudno nie wsłuchiwać się w trzeszczący pod namiotem lód, nie czuć udręki pchania roweru przez kolejne połacie lodu, który miał być jak z obrazka a tymczasem pokrywa go kopny śnieg.
Kuba i wszyscy ludzie o których opowiada, powtarzają jak mantrę miłość do Morza Syberii i starą prawdę, że to czy wyprawa się uda, zależy tylko od dobrej woli Bajkału.
„To Bajkał decyduje czy kogoś do siebie dopuści czy też nie.” mówi Pietrowicz, a Kuba po raz kolejny powtarza, że „nikt tu (nad Bajkałem) się z takich teorii nie śmieje”.
Kuba i Wicher, który połowę wyprawy łyka regularnie ketonal na bolące kolano, dojeżdżają ostatecznie (w środku nocy) do Kułtuku i tu rozgrywa się najpiękniejszy dialog pomiędzy tymi dwoma ekstremałami.
„Nie tak wyobrażałem sobie koniec. (…) Piękne irkuckie dziewczęta miały witać nas chlebem i solą, zabierając od razu do Transsiba, gdzie w luksusowym przedziel czekałaby już gorąca kąpiel (…).
Wtedy powiedział bym do przyjaciela:
– Dobra robota, mój drogi Wichrze!Oto stoimy u kresu naszej sławnej wyprawy, winszuję sukcesu!
– Dziękuję drogi Kubo! Zaiste, wspaniałe to osiągnięcie! Bodajby więcej takich przejażdżek.
Tymczasem siedzimy w brudnym i wcale nieegzotycznym doku, (…) a psy z pobliskich domów szczekają wściekle, próbując zerwać się z łańcuchów.
Co mówi w tej sytuacji dumny zdobywca?
– Kurwa…
– No… – potwierdził Wicher.”
I tym podróżniczo optymistycznym akcentem zapraszam państwa do księgarni! Ale już. Bajkał Wam tego nie wybaczy i przejdzie Wam koło nosa ogromny ładunek pozytywnego sarkazmu, ciętej riposty, przemyśleń nad sensem (bez-sensem?) tego wszystkiego, opowieści o absolutnej wolności i sztuce sprzedawania roweru na mongolskim bazarze, rozróżniania rodzajów śniegu i lodu, wkręcania się na darmową wyżerkę i truciźnie zawartej w banalnym pytaniu „Po co?”
Lektura tak obowiązkowa, że mogą pytać na wyrywki na maturze już w przyszłym roku.
Robb Maciąg's Blog
