Klaudyna Maciąg's Blog, page 25

September 17, 2017

Liryczne przechadzki po Częstochowie – o powieści “Stancje” Wioletty Grzegorzewskiej

Wioletta Grzegorzewska to obecnie jedno z najgorętszych nazwisk w polskim światku literackim. Sama miałam okazję usłyszeć o niej jeszcze zanim wyróżniona została nominacją do Nagrody Bookera, bowiem o jej Gugułach jakiś czas wcześniej opowiedział mi tata. Sam zainteresował się debiutem prozatorskim Grzegorzewskiej dlatego, że powieść ta opowiada o okolicach, do których moi rodzice sprowadzili się niedługo po tym, jak wyfrunęłam z rodzinnego gniazda. On miał więc swoje Guguły, a ja teraz mam s...
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 17, 2017 07:50

September 15, 2017

Wolnowar – najlepsza inwestycja mojego życia

Popełniłam na przestrzeni ostatnich kilku lat dwie inwestycje, które uznawać będę za najlepsze i najważniejsze w swoim życiu. Pierwszą był Xbox, drugą – wspomniany już w tytule – wolnowar. I uważam, że taki sprzęt powinien mieć w domu każdy – zapracowani single, studenci, zabiegani rodzice, wielkie i małe rodziny. Po prostu każdy. Co to jest wolnowar?

Wolnowar jest przeciwieństwem modnego w ostatnich latach szybkowaru, a jego zadaniem jest “wolnowarzenie”, czyli przygotowywanie potraw w rytmi...

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 15, 2017 12:16

September 12, 2017

Patronat Kreatywy: Królik w lunaparku, Michał Biarda

Tydzień zabierałam się za to, żeby napisać Wam o tej książce. Kto obserwuje Kreatywę na Facebooku na pewno już od jakiegoś czasu wie, że Królik w lunaparku podbił moje serce na tyle, że zdecydowałam się na objęcie tego tytułu patronatem medialnym. Bo, wiecie, ja bardzo lubię dziwne książki. A to właśnie jest dziwna książka.

Michał Biarda – zaledwie rok starszy ode mnie autor Królika – śmieje się, że wielu podjęło starania, by przypisać jego powieść do konkretnego gatunku i nie bardzo im to wy...

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 12, 2017 13:19

September 4, 2017

“Zerwij z nią!” – opowieść o rodzicach, którzy myślą, że wiedzą wszystko lepiej

Jeżeli myślicie o patologicznych rodzicach, najczęściej wyobrażacie sobie pijaków, awanturników i damskich bokserów. Myślę jednak, że nie da się znaleźć innego określenia również na ludzi, którzy gnębią swoje dorosłe dzieci, zalewają je własnymi ambicjami i dyktują im, jak mają żyć. “Studiuj ten kierunek”, “Spędzaj tak sobotę”, “Spotykaj się z tymi ludźmi”, “Zerwij z nim”, “Żyj w taki sposób”, “Nie wyrażaj własnego zdania” i inne tego typu hasełka figurują stale w ich repertuarze. A ich dziec...
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 04, 2017 13:11

September 1, 2017

Czytaj z Zosią #28

Oto przed Wami dwudziesta ósma edycja cyklu czytelniczego poświęconego literaturze dla najmłodszych. Dziś przedstawimy Wam razem z Zośką trzy ciekawe propozycje od wydawnictwa Nasza Księgarnia . Zapraszamy! Ale draka! Rysuję zwierzaka!

ale draka rysuję zwierzaka

Prawdziwa gratka dla wszystkich miłośników prac manualnych i dla dzieciaków, które myślą, że nie są uzdolnione plastycznie. Dzięki tej prostej i uroczej książce każdy odkryje w sobie artystyczne uzdolnienia. Nawet takie beztalencie jak ja! Wystarczy poświęcić c...

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on September 01, 2017 12:09

July 17, 2017

Nauka języków przez zabawę - angielski w domu, cz. 2

zabawki językowe chicco

W czwartej części projektu "Nauka języków przez zabawę" przedstawię Wam kolejne genialne narzędzie, które pozwala na oswajanie kilkulatka z językiem angielskim, a przy okazji odkrywa przed nim różnorodność świata i to, jak wiele czeka go dróg do odkrycia. My dzięki niemu zrozumieliśmy, co tak naprawdę dostarcza Zosi największej frajdy. Jesteście ciekawi, co to będzie? Zapraszam do lektury!

Kiedy jest się rodzicem pracującym w domu, kiedy jest się rodzicem, który czasem w domu coś zrobić musi lub chce sobie dać prawo do odpoczynku, trzeba umieć znaleźć takie rozrywki, które zajmą dziecko na trochę dłużej niż czterdzieści sekund. A żeby nie były to rozrywki ogłupiające albo żeby nie skończyły się demolką mieszkania, trzeba umieć znajdować takie narzędzia, które będą przede wszystkim bawić, inspirować, uczyć i dawać radość. Jednym z takich narzędzi jest edukacyjny stolik HOBBY, który pomaga w rozwijaniu dziecięcych zainteresowań i pasji i który potrafi przyciągnąć uwagę maluchów na naprawdę długie minuty, a przy okazji ma wbudowany zarówno moduł polskojęzyczny, jak i anglojęzyczny i idealnie wpisuje się w ideę "Nauki języków przez zabawę".

zabawki językowe chicco

Chicco: Edukacyjny Stolik HOBBY
Całkiem niedawno zostaliśmy zapytani o to, czy Zosia zdradza już jakieś talenty i szczególne zainteresowania. Kiedy ja odruchowo chciałam odpowiedzieć, że lubi książki, mąż uprzedził mnie i odparł, że nasza córka uwielbia tańczyć. Przypomniałam sobie o tym teraz, kiedy po kilku tygodniach posiadania stolika HOBBY zrozumiałam, że rzeczywiście coś się za tym kryje.

Dzięki tej zabawce - pełnej manualnych i elektronicznych rozwiązań - dziecko może odkryć, czy jest Małym Ogrodnikiem, Szefem Kuchni, Małym Artystą czy Małym Muzykiem. Wbudowane w stolik elementy pozwalają m.in. na rysowanie znikopisem, granie na pianinku, poznawanie nazw i kolorów warzyw oraz przygotowywanie potraw. Wszystko to przy udziale wesołych piosenek i rymowanek w języku polskim i angielskim.

zabawki językowe chicco

Początkowo absolutnym hitem Zosi była magiczna tablica do rysowania, ale szybko pokazała nam ona (Zosia, nie tablica) swoje najważniejsze zainteresowania - pamięta, ile razy należy kliknąć w który element, by uruchomić piosenki, a po ich uruchomieniu tańczy wokół stolika. Nieustannie słuchamy więc piosenek o ziemniakach i chilli albo przyjemności czerpanej z gotowania, a nasza pociecha pląsa dokoła i jest w tym tak niezmordowana, że potrafi spędzić przy tym stoliku dwie godziny i wcale jej się to nie nudzi.

[image error]

Stolik HOBBY raduje jednak nie tylko córkę, ale i mnie. Przede wszystkim dlatego, że jest to zabawka bardzo mądrze zaprojektowana i ciekawie zbudowana. Zawiera estetyczne i kolorowe elementy, które trudno byłoby zniszczyć i które przyciągają uwagę mnogością barw i jakością wykonania. Sam stolik wydaje się być pokaźnych rozmiarów - biorąc pod uwagę to, ile pełni funkcji - tymczasem bardzo zgrabnie zajmuje niewielką część pomieszczenia, a bawić się nim może kilkoro dzieci jednocześnie.

zabawki językowe chicco

Podobnie, jak to miało miejsce w przypadku pozostałych zabawek przedstawianych w cyklu "Nauka języków przez zabawę", również i tutaj mamy do czynienia z elementami dwujęzycznymi. Podczas zabawy przy stoliku można wybrać wersję polską lub angielską - wszelkie rymowanki, wypowiedzi i piosenki będą wtedy dostępne w danym języku. Niezależnie jednak od tego, czy będą to polskie czy angielskie nagrania, wszystkie przygotowane są przez native speakerów, dzięki czemu możemy być spokojni o ich jakość i wysoką wartość. To szalenie istotne w momencie, w którym umysł dziecka chłonie języki obce jak gąbka - a przecież nie ma nic gorszego, niż na tym etapie utrwalić mu błędną wymowę albo zły akcent.

zabawki językowe chicco

Co jest ciekawe w tej zabawce to to, że - przy całym jej walorze edukacyjnym - zupełnie bez presji wprowadza ona dziecko w świat hobby. Prawda jest taka, że gdyby rodzice nie zachęcali dzieci do rozwijania ich zainteresowań już w dzieciństwie, wielu znanych sportowców czy artystów nie byłoby dzisiaj tymi samymi osobami, którymi są. Bo choć dzieciństwo powinno być dzieciństwem i wiązać się przede wszystkim z radością i beztroską, to jednak warto dostrzegać to, do czego dziecko ma naturalne predyspozycje i pomagać rozwijać się mu w danym kierunku. Myślę, że stolik HOBBY, który przede wszystkim kojarzy się z zabawą, może być ku temu dobrym początkiem.

zabawki językowe chicco

Jeżeli chcecie, by Wasze dzieci korzystały z tego, że ich umysły są teraz najbardziej chłonne i otwarte, powinniście pomyśleć nad zaopatrzeniem ich w zabawki edukacyjne i mądrze zaprojektowane materiały, które nie zrobią im krzywdy, za to dostarczą mnóstwa frajdy i inteligentnej rozrywki. Stolik HOBBY od Chicco niewątpliwie jest jednym z takich narzędzi.

Czekam też na Wasze pomysły, jak realizować projekt "Nauka języków przez zabawę"!

Przeczytaj również:
Nauka języków przez zabawę - start projektuNauka języków przez zabawę - angielski w podróżyNauka języków przez zabawę - angielski w domu, cz. 1
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on July 17, 2017 00:37

July 13, 2017

100 najlepszych kryminałów wszech czasów

książki, dużo książek

W kolejnej odsłonie cyklu rankingów książkowych mam dla Was listę stu najlepszych "crime and mystery books" wybranych przez użytkowników największego na świecie portalu czytelniczego, o którym opowiadałam we wpisie Goodreads, najlepszy zakątek dla książkolubnych - jak z niego korzystać i co to w ogóle za miejsce. Aby odpocząć nieco od najbardziej modnych książek, jakie poznaliście w poprzednich światowych rankingach książkowych, dziś mam dla Was nieco mroczniejszą porcję inspiracji i mam nadzieję, że na proponowanej liście znajdziecie tytuły, które Was zaintrygują. Zapraszam do lektury!

Mała uwaga na początek: pamiętajcie, że "crime and mystery" ma nieco szersze znaczenie niż polski "kryminał", więc na liście możecie spotkać też klasyczne powieści z dreszczykiem, które nie do końca umieścilibyśmy na półce ze zwykłymi kryminałami.

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, Stieg Larsson
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on July 13, 2017 13:00

July 10, 2017

Nauka języków przez zabawę - angielski w domu, cz. 1

angielski w domu dla dzieci

W ramach cyklu "Nauka języków przez zabawę" opowiadałam Wam już o tym, dlaczego oswajanie dzieci z językami jest tak ważne oraz podpowiadałam, jak umilić dziecku dłużącą się podróż dzięki pomysłowi na angielski w podróży, natomiast dziś przedstawię Wam pierwszy sposób na zabawę i naukę w domu - i to taką, która rozwija umiejętności dziecka na wielu różnych płaszczyznach. Zapraszam!

Wiecie dlaczego jako kilkulatka nauczyłam się grać w kanastę? Bo widziałam, jak rodzice grali w nią z przyjaciółmi. Dlaczego lubię Dżem, Grechutę i Budkę Suflera? Bo w naszym domu były ich kasety i płyty. Dlaczego kocham piłkę nożną, mam kilka złych nawyków i pęd do pomagania zwierzętom? To wszystko przejęłam od rodziców. I tak jak w sobie widzę wiele z nich, tak i w Zosi widzę wiele z siebie. Taka jest naturalna kolej rzeczy - że dzieci naśladują dorosłych i przejmują pewne schematy ich zachowań. Prawdopodobnie właśnie dlatego zabawka, którą Wam dzisiaj przedstawię, cieszy się taką sympatią dzieci - bo związana jest ona z naśladowaniem dorosłych, a to jest coś, co maluchy lubią najbardziej.

Przy okazji jest to przykład kolejnej mądrej, dwujęzycznej zabawki, która bawi ucząc i uczy bawiąc, a do tego dostarcza dzieciom mnóstwa frajdy.

nauka języków przez zabawę

Chicco: Pchacz Wesołe Zakupy PL/EN
Pchacz Wesołe Zakupy jest zabawką o wielu właściwościach. W pierwszej kolejności spełnia swoją podstawową rolę, a więc ułatwia stawianie pierwszych samodzielnych kroków. Jednak doskonale przyda się on także maluchom, które już chodzą, ponieważ jego wyjątkowość kryje się w czymś innym, mianowicie w tym, że pchacz ten zaprojektowano jako wózek sklepowy. I to nie byle jaki - dizajnerski, wypasiony i dobrze wyposażony wózek sklepowy.

nauka języków przez zabawę

Pchacz Wesołe Zakupy posiada sorter, który pozwala na umieszczenie w koszyku trzech przedmiotów o różnych kształtach i kolorach. Ale żeby nie było nudno, do zestawu dołączony jest dwujęzyczny skaner produktów, który pika (dzieci to uwielbiają!) i mówi, jaki przedmiot skanujemy (np. "pomidor", "koło", "pomidor jest czerwony", "cheese", "triangle", "the cheese is yellow" itd.), a oprócz tego wygrywa wesołe melodie i piosenkę o literkach. Dodatkowo wózek wyposażony jest w kolorowe elementy ruchome oraz podajnik na monetę.

Krótko mówiąc - dzieciak może dzięki tej zabawce poczuć się jak na prawdziwych zakupach.

nauka języków przez zabawę

Pchacz Wesołe Zakupy ujął mnie tym, że dzięki niemu nie tylko dziecko uczy się stawiać kroki czy sortować kształty, ale też poznaje język angielski i uczy się pewnych zachowań społecznych. Podczas zakupów w markecie maluchy zazwyczaj są wożone od regału do regału i jedyne, o czym mogą pomarzyć, to zrzucenie czegoś z półki albo wrzucenie do wózka rodziców kolejnej tabliczki czekolady. Dzięki tej zabawce dzieci mogą wejść do świata zarezerwowanego dla dorosłych i naśladować to, co robią ich rodzice. To niezwykle ważne dla ich rozwoju, a wprowadzenie elementu dwujęzyczności dodatkowo podkreśla walor edukacyjny tej zabawki.

nauka języków przez zabawę

nauka języków przez zabawę


Nie mogę też nie zwrócić uwagi na to, jak estetyczna i przyjazna jest to zabawka. Sympatyczna buzia na przedzie, duże oczy, szeroki uśmiech, soczyste kolory, solidnie wykonane elementy - takie zabawki zwracają uwagę i cieszą przez długi czas. Gdybym miała wskazać na jakikolwiek jej mankament, to chciałabym, by elementów do sortowania było więcej, ale domyślam się, że z uwagi na wielkość wózka oraz wymaganą minimalną wielkość przedmiotów do niego wkładanych, nie było szans na dołożenie do zestawu choćby jednego elementu więcej.

nauka języków przez zabawę

Pchacz Wesołe Zakupy jest kolejną mądrą zabawką edukacyjną, która wspiera rozwój dziecka i pozwala na przyjazne oswajanie go z językiem angielskim. Należy pamiętać, że na tym etapie dzieci mogą przyswajać język obcy w sposób równie naturalny, co język ojczysty i tylko od nas zależy, czy ułatwimy swoim pociechom start w dorosłe życie - dziś, kiedy znajomość języków obcych jest jednym z podstawowych wymagań w szkole i pracy. A czy jest na to lepszy sposób, niż pokazanie dziecku, że poznawanie angielskiego może być przede wszystkim świetną zabawą? Nie sądzę!

A jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii?

Przeczytaj również:
Nauka języków przez zabawę - start projektuNauka języków przez zabawę - angielski w podróży
dziecko angielski zabawki
Wpis komercyjny, napisany zgodnie z etyką blogvertisingu.
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on July 10, 2017 00:25

July 8, 2017

Językowe łowy Kreatywy - miesiąc ze szwedzkim

Językowe łowy Kreatywy akcja językowa

Językowe szaleństwo trwa! Po dwóch miesiącach przerwy od nauki, która spowodowana była w dużej mierze rozkręcaniem mojej firmy przyszedł czas na zanurzenie się w kolejnym nieznanym mi języku. Po tym, jak spędziłam miesiące z nauką czeskiego , nauką hiszpańskiego oraz nauką francuskiego nadeszła pora na tygodnie zapoznawcze z językiem szwedzkim. Oj, łatwo nie było!

Dla mnie jeszcze zanim zacznie się nauka, ważne jest poznanie melodii języka, którego zamierzam się uczyć. Ponieważ szwedzkie zespoły, jakie znam i lubię - Roxette i ABBĘ - kojarzę tylko z językiem angielskim, po inspirację udałam się do autorki mojego ukochanego bloga językowego i nie zawiodłam się. Natalia Kołaczek ma na Szwecjoblogu całą serię poświęconą muzyce, dzięki której poznałam wielu ciekawych artystów, którzy odkryli przede mną brzmienie tego pięknego języka.

Po tych pierwszych kontaktach mogłam już przejść do nauki.

ucz się sam szwedzkiego Standardowo swoje "naukowe" kontakty z nowym językiem obcym zaczęłam od podręcznika, który polecili mi inni miłośnicy domowej nauki języków. Większość z nich typowała jedną publikację - Język szwedzki dla początkujących. Ucz się sam , która okazała się być bardzo przydatna na początkowym etapie nauki szwedzkiego. Dzięki niej zgłębiłam szwedzką wymowę, poczytałam o akcencie dynamicznym i tonicznym oraz o tym, że zupełnie inaczej się tam pisze i mówi. Oczywiście - nie może przecież być zbyt łatwo, prawda?

Książka jest bardzo ciekawa, zawiera zagadnienia gramatyczne oraz przydatne słownictwo i jestem pewna, że gdyby to nie był tylko miesiąc zapoznawczy z językiem, spędziłabym nad nią więcej czasu i wiele z jej treści wyniosła.

Szwedzki z Fiszkoteką
Jak zapewne pamiętacie, patronem akcji Językowe łowy Kreatywy jest Fiszkoteka , która udostępniła mi na potrzeby tego cyklu swoje kursy. W serwisie tym znajdziecie pięć kursów do nauki szwedzkiego:



Szwedzki w 1 Dzień (za darmo)Szwedzki: Dzień Drugi1000 najważniejszych rzeczowników po szwedzku300 najważniejszych określeń po szwedzku500 najważniejszych czasowników po szwedzku
W czasie miesiąca zapoznawczego przerobiłam cały kurs Szwedzki w jeden dzień. Tak prezentują się statystyki z tego czasu:



Wrażenia po miesiącu ze szwedzkim
Szczerze muszę przyznać, że poznanie języka szwedzkiego od dawna było jednym z moich marzeń. Fascynowała mnie sama "egzotyka" języków skandynawskich i zawsze byłam pełna podziwu dla osób, które je znają. Jednak podczas tego miesiąca zapoznawczego uświadomiłam sobie przede wszystkim, że nie jestem gotowa na tak duże wyzwanie, jakim jest nauka tego języka. O ile gramatyka szwedzka nie wydaje mi się - przynajmniej na początkowych etapach - bardzo skomplikowana, o tyle prawidłowa wymowa sprawiała mi ogromny problem. Nie znalazłam też w sobie tego radosnego zapału do nauki, który budzi się we mnie, kiedy tylko zaczynam lekcje esperanta albo naukę hiszpańskiego .

Wciąż muszę pozostać więc na etapie podziwiania tych, którzy okiełznali języki skandynawskie. Was jednak zachęcam do zapoznawania się ze szwedzkim - to bardzo ciekawy język, którego znajomość pozwoli Wam ze spokojem podróżować po tym niebywale pięknym kraju oraz czytać w oryginale dzieła Henninga Mankella, Camilli Läckberg czy Astrid Lindgren.

Miesiąc ze słowackim
W lipcu poznawać będę język słowacki. Fiszkoteka dysponuje trzema kursami w tym języku - niestety, bez nagrań audio. Na szczęście miałam kiedyś małą styczność z tym językiem i wiem, że jest dużo bardziej podobny do polskiego niż czeski, więc liczę na to, że mimo braku nagrań dźwiękowych poradzę sobie z okiełznaniem go.

Warte przeczytania:
15 sprawdzonych sposobów na włączenie języka obcego do życia codziennegoWakacje z językamiZagraniczne kursy językowe
Mieliście kiedyś styczność z językiem szwedzkim? Jakie wrażenie na Was zrobił?
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on July 08, 2017 08:55

July 7, 2017

A na starość kto Ci szklankę wody poda? Czyli o tym, po co nam dzieci

dziecięce buciki rodzina

Myślałam, że rozprawiają o tym tylko ludzie dojrzali, starsi, ludzie w wieku naszych rodziców. Ci, których boli, że ich dzieci wyfruwają z gniazda. Ci, dla których sens życia zaczął i skończył się na dzieciach. Ci, dla których wizja starości jest już boleśnie bliska. Ale nie. Okazuje się, że już dwudziestolatki rzucają innym tym argumentem w twarz. Że już oni brutalnie kalkulują. Bo życie nauczyło ich, że wszystko ma przynosić korzyści. Nawet dzieci.

To niezwykle mądre zdanie wypowiedziała kiedyś jedna z moich wykładowczyń, kiedy podczas luźnej rozmowy po zajęciach jedna ze studentek skarżyła się, że zarówno jej rodzice, jak i rodzice narzeczonego nie akceptują ich decyzji o wyprowadzce. Bo i jedni rodzice, i drudzy liczyli na to, że ktoś będzie "zajmował się nimi do starości". Nieśmiertelny argument o "podaniu szklanki wody" również się pojawił. Dziewczyna robiła sobie wyrzuty, koniecznie chciała zadowolić wszystkich dookoła i czuła, że wspólne zamieszkanie z narzeczonym, w dodatku przed ślubem i w trakcie studiów, zrujnuje jej kontakty z obiema rodzinami. Dr B. powiedziała jej wówczas wprost: "Dziecko to nie inwestycja! Nie mamy obowiązku całe życie spłacać długu wdzięczności za to, że nas wychowano". Zgodziłam się z tym wtedy, zgadzam się z tym wciąż. Na szczęście u koleżanki skończyło się dobrze - po studiach wzięli ślub, rodziny zbliżyły się do siebie i wydaje się, że wszyscy już pogodzili się z tym, że naturalną koleją rzeczy jest, że dorosłe dziecko wyprowadza się, zakłada rodzinę i w swoim dawnym domu jest już tylko gościem.

Nie wszyscy zdają się to jednak rozumieć.

Trafiłam ostatnio na dyskusję dotyczącą programu Mieszkanie dla Młodych. Jak to w Internecie - pod reklamą akcji pojawiły się tysiące komentarzy osób zainteresowanych i niezainteresowanych tematem. Klasyka - single bijące pianę, że pary mają lepiej; pary jęczące, że najlepiej to mają dzieciaci. Poziom dyskusji - żenujący. Słowne przepychanki, wyzywanie na "pińcet plus", opluwanie się nawzajem. W całym tym zalewie jadu wiele razy przewijały się żale niedzieciatych i głupawe odpowiedzi tych, którzy dzieci mają.

"Przegrałaś swoje życie"
W narożniku niebieskim - ludzie bez dzieci. "Mogę jeździć po świecie i żyć bez zobowiązań, a wy sobie siedźcie, głupie kury domowe, ze swoimi gówniakami", "Mam świetną pracę, nie mam potrzeby być Matką Polką, która przegrała swoje życie i tonie w pieluchach", "Trzeba być mocno ograniczoną, żeby decydować się na bachora, zamiast korzystać z życia", "Wolę mieć koty niż dzieciory".

W narożniku czerwonym - ludzie dzieciaci. "Kiedyś zapragniesz mieć dzieci i będzie za późno. Będziesz stara i samotna", "To sobie miej świetną pracę, ona ci szklanki wody na starość nie poda", "W dupie mam twoje światowe wakacje, ja przynajmniej mam rodzinę, która nie rozpadnie się tak łatwo", "Na kota 500+ nie dostaniesz, idiotko, haha".

Oczywiście, smutkiem napawa to, jak o dzieciach potrafią wypowiadać się ludzie, którzy nigdy ich nie mieli. Jak brutalnie mogą oceniać matki. Bo przecież niemożliwe jest, by nie mieli oni w swoim otoczeniu żadnych par z dziećmi. Jak więc mogą spokojnie patrzeć w oczy koleżankom, które mają za ograniczone i głupie? Jak więc mogą przebywać w towarzystwie dzieci swoich kuzynek, skoro tak bardzo im one przeszkadzają? Nie uważam, że każdy powinien dążyć do posiadania licznej rodziny. Ba! Uważam wręcz, że niektórym przydałoby się nigdy nie rozmnożyć. Szanuję wybory tych, którzy szanują moje. Pozostałych wolę zignorować, bo szkoda tracić czas na rozmyślanie o ich umysłowych ograniczeniach.

"Żeby spotkać idealnego mężczyznę, trzeba go sobie urodzić"
Drugi narożnik interesuje mnie już jednak nieco bardziej. To, jakie argumenty wyciągają ludzie posiadający dzieci, młodzi ludzie, napawa szczerym przerażeniem. Już pomińmy tych wszystkich, których wciąż jeszcze podnieca 500+, bo trudno byłoby zmienić myślenie człowieka zamroczonego kasą. Ale reszta? Skąd przekonanie, że posiadanie dzieci gwarantuje stabilność rodziny? Skąd pewność, że jak po ślubie, to już facet nie zostawi? Skąd pragnienie, by dziecko było inwestycją, która koniecznie musi się zwrócić? Ludzie, macie po dwadzieścia parę lat, przed chwilą walczyliście z rodzicami o to, by pozwolili Wam dorosnąć, a teraz sami głosicie poglądy, że dzieci potrzebne są Wam do spełniania Waszych zachcianek? Do dotrzymywania Wam towarzystwa? Do zapewniania Wam sensu istnienia?

Zawsze śmiałam się z głupiego "Żeby spotkać idealnego mężczyznę, trzeba go sobie urodzić" i nie wierzyłam, że ktokolwiek traktuje to poważnie, ale oczywiście nie miałam racji. Nie tylko widzę laski chodzące w koszulkach z tym cytatem. Nie tylko czytam takie teksty w sieci. Nawet moje koleżanki wydają się być wyznawczyniami tego hasła!

Serio? Sprowadzasz własnego syna do roli samca, który ma spełnić Twoje pragnienia o posiadaniu wokół siebie ideału? Ciekawe, która z zakochanych w swoich syneczkach rzeczywiście urodziła taki cud natury. Nie znam matki, która nie uroniłaby ani jednej łzy z powodu swojego dziecka. Bo takie jest życie - dalekie od słodkopierdzącego obrazu kreowanego wokół. A ideały to chory mit, który przekuty na własne dzieci może okazać się szalenie niebezpieczny.

Ja ideału nie urodziłam
Urodziłam córkę. Śliczną jak z obrazka. Ujmującą. Sprytną. Mądrą. Odważną. Rozpływam się, kiedy widzę jak tańczy i śpiewa. Rozczula mnie jej głośny śmiech. Ale - do cholery! - ideału to ja nie urodziłam. Nazywam Zośkę Fochową Księżniczką. Tupie nóżką, obraża się, piszczy i krzyczy, bywa złośliwa i bezwzględna. Ma ciężki charakter. Bynajmniej nie po ojcu. Potrafi wyprowadzić mnie z równowagi i wykończyć fizycznie i psychicznie. Idealna była tylko przez tę pierwszą minutę, kiedy leżała na mojej nagiej piersi zaraz po urodzeniu. Potem przyszło życie.

Kocham tę małą istotę, fascynuje mnie obserwowanie jak dorasta, jak się zmienia, jak uwidaczniają się w niej cechy Marcina i moje. Nie wiem, czy macierzyństwo to najpiękniejsze, czego doświadczyłam w życiu. Nie wiem, czy można nazywać urodzenie dziecka cudem. Wiem natomiast, że kiedy ostatnio widziałam grafikę z napisem: "Dziecko nie jest zabawką/przeszkodą/problemem/czymśtam. Dziecko jest cudem", odpowiedziałam, że dla mnie dziecko przede wszystkim jest człowiekiem.

I ja moje dziecko traktuję jak człowieka. Nie jak anioła, wcielenie boskości, cud ofiarowany z nieba czy cholera jeszcze wie co. Po prostu jak człowieka. Człowieka, który zasługuje na szacunek, własną przestrzeń, miłość i życzliwość. Wiem, że któregoś dnia nas zostawi. Wierzę, że pójdzie w świat przygotowana na to, co ją czeka. Nie włożę jej do złotej klatki, nie będę głaskać po głowie i powtarzać: "jesteś idealną królewną mamusi". Nie urodziłam jej po to, by do końca życia była moją wierną towarzyszką. Nie uważam, że powinna mi kiedyś odpłacić za to, że ją wychowałam. To nie ona podjęła decyzję o tym, że się narodzi - tę decyzję podjęliśmy za nią my. Jeżeli więc rodzic uważa, że dziecko powinno być mu wdzięczne za to, że w ogóle się urodziło, to ma trochę nie po kolei w głowie.

Co da Ci dziecko?
Według internetowych dyskutantów dzieci mają gwarantować to, że nie będziemy samotni. Mają się nami do końca życia opiekować. Mają zapewniać stabilność naszej rodziny. Czy to aby nie za duże wymogi? Kiepskie relacje rozsypią się tak czy siak, dziecko niczego nie cementuje. Co najwyżej scementować może problemy, które po jego urodzeniu jeszcze się nawarstwią i sprawią, że jedna strona zostanie samotną matką, druga niedzielnym tatusiem.

Czy dziecko ma obowiązek zajmować się nami do końca życia? Jako córka powiem - nie czuję takiego obowiązku, ale wiem, że będę przy rodzicach zawsze - tak jak oni zawsze są dla mnie. Natomiast jako matka myślę, że nie chciałabym, aby córka stała się kiedyś moją opiekunką. Mam jednak tylko trzy dychy na karku i nie mogę odpowiadać za to, czego będzie pragnęła osiemdziesięcioletnia Klaudyna. Wierzę jednak, że jeżeli kiedykolwiek Zośka będzie chciała zająć się rodzicami, to będzie to wyłącznie jej decyzja.

A czy dziecko daje gwarancję, że nie będziemy samotni? Wiara w to jest szalenie naiwna. Rodziny się rozpadają. Rodziny rozjeżdżają się po świecie. Rodziny wpadają w konflikty. Nie masz pewności, że skoro urodzisz sobie dziecko, to już zawsze będziesz miała wierne towarzystwo. Może za dwadzieścia lat staniesz się zaborczą mamunią, która nie umie pogodzić się z tym, że dziecko dorosło? Może za trzydzieści lat obrazisz się, że dzieci wyjechały do Kanady? A może Twój ideał wstąpi na tak złą ścieżkę, że będziesz się za niego do końca życia wstydzić? Takie sytuacje przydarzają się każdemu. W "normalnych" rodzinach pojawiają się problemy i choćbyśmy się starali najlepiej jak możemy, niczego nie przewidzimy.

Dlatego nie stawiajmy dzieciom niemożliwych do wykonania wymagań. Nie oczekujmy, że będą "takie a takie", że zrobią "to i to", że "to i tamto" nam zapewnią. Zamiast myśleć o korzyściach, których możemy nigdy nie doczekać, cieszmy się tym, co jest teraz. Wychowujmy dzieci najlepiej, jak potrafimy. Uczmy je samodzielności, żeby radziły sobie bez nas. I tej samodzielności uczmy też siebie samych. Bo nie ma nic gorszego niż rodzic, który sens swojego istnienia sprowadza do dzieci, który całkowicie zapomina o sobie i który myśli, że rodzicielstwo wymaga stuprocentowego poświęcenia kosztem własnych pragnień, marzeń i zainteresowań. Taki właśnie rodzic kiedyś stanie się frustratem, który nie będzie umiał cieszyć się szczęściem własnego dziecka i który będzie wpędzał je w poczucie winy, że dorosło. I, wierzcie mi, taki rodzic może się tej "szklanki wody na starość" nie doczekać.

Przeczytaj również:
O tym, dlaczego mąż nie pomaga mi ani w domu, ani przy dzieckuCiemniejsza strona macierzyństwaNie jestem kobietą, nie jestem kibicem ani blogerem. Jestem MATKĄ!
Spodobał Ci się ten wpis? Polub Kreatywę na Facebooku:
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on July 07, 2017 03:34