Michał Śledziński's Blog, page 6

February 15, 2011

Rprt # 2

1. Na start rzecz miła, bo w ostatni piątek odebrałem nagrodę SuperHIRO magazynu HIRO w kategorii Książka/Komiks za to drugie. Dziękuję i polecam się na przyszłość. Pełna lista nagrodzonych tutaj, a tutaj fotki z bibki, jestem na jednej.

2. Na Jedno Pub, odcinek trzeci. Nasz wspólny z KRLem projekt robiony dla SOUL (na stronie magazynu wciąż jest puszczana muza z partyzanta - ostrzegam) hula dalej. Do wglądu paski 9-13 z 16.

3. I troszkę fragmentów. Pinupy i okładka. Dopasujcie sobie: Kolektyw, Binio Bill, Scientia Occulta. Jak się zaczną sypać pełne wersje, zamieszczę je i tutaj, oczywiście.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 15, 2011 11:50

February 13, 2011

Christa na Planete



Obejrzałem wczoraj dokument o Chriście na Planete. Okazało się, że to nie był dokument o Chriście. To był dokument o panu z mikrofonem, który zrobił dokument o Chriście. O tym, jak pan sobie z Christą gaworzył, jak dostał telefon o tym, że Christa nie żyje. Pan z mikrofonem opowiadał o tym wszystkim głosem miękkim, jak z Koncertu Życzeń. Pokazał trochę ciekawostek np. fragmenty filmu animowanego opartego na Kajkach i Kokoszach w tym studium ruchu postaci - rzecz z początku lat 90. czy scenariusze Christy z obowiązkowym porównaniem z już skończonymi kadrami.
Samego Christy było dla mnie za mało. A przecież pan z mikrofonem u Christy bywał często z kamerą, został nawet uwieczniony na jednym z rysunków (z drugim panem, z kamerą właśnie). Stworzono z Christy postać dziadunia z krainy dziaduniów, co to miał krzesełko, łóżeczko. Z wywiadu rzeki Janusz Christa - wyznania spisane Śmiałkowskiego i Janicza zbudowałem sobie zupełnie inną postać - rubasznego gawędziarza, co to i jazz i kieliszek. Poczułem się zdezorientowany. Realizacyjnie to był dość mocny vintage, wstrzeliwujący się w klimat telewizji edukacyjnej z roku 1988.
I taka ciekawostka. Christa rozwiązał zagadkę Stonehenge. Serio.
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 13, 2011 13:09

February 7, 2011

Jak rozpoznać płeć grafficiarza?

W ostatnią sobotę na Czerskiej 12 (stolica) podwoje otworzył nowy przybytek - Ósmy Dzień Tygodnia. Urozmaicenie okolicy dość znaczne. Bar Lotos, do którego się wpada na klasyczną meduzę z lornetą (bo na konsumpcję to raczej obok, do restauracji) dorobił się w końcu konkurencji. Na otwarciu zagrali: Braty z Rakemna, Pink Freud (stanowczo gig wieczoru!) i Pogodno (Budyń chyba za dużo wychylił, bo jego pijacki, irytujący bełkot skutecznie wyrzucił mnie do domu). Na afterkowy set gburka już się, rzecz jasna, nie załapałem. Za to miałem okazję pogawędzić z Macio Morettim, wspominając m. in. wypad do Izraela - Kwadratowi, czyli (post) ironicznie coverowe wdzianko Mitch & Mitch, narobiło hałasu na izraelskiej premierze Kompotu (najlepsza premiera komiksu na jakiej byłem ever!).
Nie dowiedziałbym się o tym wydarzeniu (uwielbiam nie wychodzić w Warszawie z domu), gdyby nie toruńska ekipa, która przyjechała do stolicy zrobić lokalowi ścianę. Dzięki temu, zaoszczędziliśmy z Asią troszkę grosza na biletach i nie musieliśmy stać w sporej kolejce do wejścia. Sam lokal jest mnóstwo spoko, do drinków z czystej i coli dolewają waniliowego syropu, barmaństwo uwija się, jak w ukropie a wysokość ścian (to zaadoptowane pomieszczenia po fabryce gaźników) pozwala złapać powietrze, pomimo tłumów.
Dziś trafiłem na relację z otwarcia Ósmego Dnia... w dodatku kulturalnym Rzepy. Pozwolę sobie zacytować pana od wierszówki we fragmencie, dotyczącym robienia ściany:
Kilka godzin wcześniej [przed otwarciem - Ś] Ósmy Dzień Tygodnia robił zupełnie inne wrażenie. Po podłodze walały się niedopałki papierosów, po stołach turlały spraye, a ściany obsiadał tłumek grafficiarzy. Wyglądali komicznie, jakby sami byli odrysowani od jednego szablonu: identyczne dresiki, takie same bluzy... Różnili się tylko wzrostem i, prawdopodobnie, płcią.
Urocze. Spieszę z pomocą panu od wierszówki. Aby rozpoznać płeć grafficiarza przewraca się go na plecy, krępuje niezgrabne ruchy (nic trudnego), zdejmuje dresik i zagląda pod skorupkę. Jasnozielona wypustka w okolicach krocza oznacza samiczkę. Z kolei ciemnozielona, na grubość kciuka z pomarańczową plamką u nasady to niechybny znak, że mamy do czynienia z samczykiem. Wystarczyło zajrzeć do wiki.
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 07, 2011 09:47

February 4, 2011

Jeż Jerzy - niekrótko o filmie

W wywiadzie dla któregoś z ostatnich numerów Wprost, bardzo zadowolony z siebie Cezary Pazura, aktor, kabareciarz a teraz także i reżyser, wypalił z maksymą w stylu, że jeśli w coś wkłada się dużo pracy, to to nie może być złe. Początkowo pomyślałem, że polski Jim Carrey odbił się od rzeczywistości, ale...*
Jestem ciekaw, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że spora część krajowej produkcji filmowej, czyli naszych ukochanych komedii romantyczno - gangsterskich (reklamowanych na mieście za pomocą słynnych "plakatów na białym tle" - nieudolnych kopii światowej komercyjnej szkoły plakatu z poprzedniego wieku) się boi. Boi się krytyki, dlatego rzadkością stały się pokazy prasowe. A nuż, jakiś dziad z Filmu pojedzie po aktorach, scenariuszu, tempie i reżyserii. Ale czego tu się bać? Przecież widz i tak wie lepiej. Styrany tygodniem roboty, ogolony (twarz, nogi), wyperfumowany pędzi w piątek do multipleksu, by zajadając popcorn oddać duszę produkt placementowi i tym trzem na krzyż katorom i katorkom (ładne wymyśliłem, prawda?), grającym gdzie popadnie, po reklamy niczego włącznie. I nie ma w tym nic złego, jednemu ziemniaczki, drugiemu buraczki. Tylko dlaczego każdemu, kto prócz rozrywki szuka w kinie (domyśle - polskim) także jakości a najlepiej obu naraz, wspomniane robi mentalną lewatywę?
Twórcy Jeża Jerzego się nie bali i dostali od dziennikarstwa brawa. To pierwsza, krajowa pełnometrażowa animacja (o korzeniu kolczastego nikomu na tym podwórku przypominać nie muszę), którą śmiało można wpuszczać w świat. Ten film, tworzony przez ponad trzy lata w ekipie, liczącej w porywach 14 osób, w tym absolutną śmietankę polskich rysowników komiksowych, rodził się był w krwi, pocie i nie bez przeszkód (na które możemy już spuścić zasłonę milczenia). Ten film nie miał prawa powstać w tym kraju, ale powstał i kopie dupska do kości, że tak sobie pozwolę sam siebie z FB (a może nawet jeszcze z czegoś;) zacytować.
To nie jest animowana wersja najsłynniejszej polskiej małpy w lokalnym komiksie, której autorzy nie zrozumieli komiksu Papcia, ani plastycznych i scenariuszowych koszmarów pokroju kinowej wersji serialu dla dzieci, udającego serial dla dorosłych, udającego serial dla dzieci (© Copyright by Kamil Śmiałkowski) czy kuriozalnej Gwiazdy Kopernika . To film, zrobiony przez fachowców pokolenia, które doskonale wie co na świecie plastycznie piszczy. Dzięki temu nasze oczy co chwilę atakują kipiące od szczegółów, stylowo pociśnięte, świetnie oświetlone tła i dziesiątki, całe dziesiątki cudownie pokracznych postaci (choćby na ekranie pojawiały się tylko na sekundę). Krajanom, którym rysunkowo wystarczy okładka zeszytu w kratkę z różowym kotkiem na śmigniętym gradientem tle, zawierającym wszystkie pieprzone kolory tęczy, twórcy filmu szykują estetyczną rewoltę, która nazywa się z prosta profesjonalizmem.
Film powstał techniką wycinanki (patrz - South Park), co twórcy wykorzystali do granic (własnych) możliwości. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie szli na kompromisy. Potrzeba sceny, w której przez ekran przewalają się prawdziwe tłumy? Checked! Potrzeba plastycznego wyciszenia, przy jednoczesnym podbiciu klimatu sceny? Checked (scena walki Jerzego ze Stefanem i Zenkiem pod mostem po prostu musi przejść do klasyki, nie tyle polskiej animacji, co kina, a podobnego dobra jest więcej). Jasne, sama animacja bywa momentami symboliczna, lecz te braki są cholernie chytrze przykryte pomysłem - ot, taki urok tej techniki. Pod tym względem Jeż i tak idzie łeb w łeb z pełnym metrażem South Park a jego koszmarnego, polskiego wannabe klona, po prostu gwałci w oczodół (© Copyright by BM Vision)
Za scenariusz odpowiedzialny jest, oczywiście, Rafał Skarżycki - jeden z dwóch ojców Jeża. Dla zaznajomionych z komiksem to gwarancja, że nie otrzymają pomyłki w stylu filmu o Tytusie. Historia czerpie pełnymi garściami z albumów o Jerzym, z galerii wykreowanych w albumach postaci i nie raz banan wyląduje na gębie tylko z powodu odnalezienia scenki, przypominającej tę z komiksowych kadrów (brakuje troszku choćby gościnnego występu Pietii Blizny Pawłowa, ale to marudzenie fana). Oczywiście, mam nadzieję, że ilość czytelników serii zostanie w kinie masowo przykryta ludźmi nieznającymi komiksu. Ci oberwą obuchem w łeb - przyzwyczajeni do zabawnych, jak martwy szczeniak pływający w kałuży, dialogów z polskich komedii - dostaną i slapstick i wulgara i makabrę i kung-fu i aksziona, którego nie powstydziłby się Tony Scott. Żonglerkę konwencjami, ale zawsze przygotowaną z klasą, balansującą na granicy dobrego, polskiego smaku (słowo polskiego jest w tym wypadku kluczowe).
Jednak, wspomniana żonglerka to nie wszystko. Pod grubym kożuchem komedii, Jeż oferuje również przekaz, nie tyle odkrywczy czy uwierający, co delikatnie zawstydzający. I to wszystkich bez wyjątku. Czyż wszyscy nie dajemy się nabrać na sztucznie wytworzone, ohydne klony rzeczy dobrych i pięknych? Powiesz: ale ja... Ale ty też. Właśnie ty. I ja. I pan. I pani. Ten zawstydzający aspekt filmu powoduje, że pytanie, które bardzo często pojawia się po obejrzeniu polskiego kina Ale o czym to właściwie jest? w przypadku Jeża Jerzego dostaje odpowiedź.
I teraz sobie wyobraźcie, że prócz świetnej plastyki i dorównującej jej historii, także voice acting staje na podium. Szyc, jako Jerzy jest w sam raz - mały, wielkomiejski cwaniaczek pełną gębą. Dissy na aktora, które pojawiają się, na szczęście z rzadka, w komciach pod trailerem, są komicznie bezpodstawne. Pal licho, że chłopak gdzieś tam sobie klika, jako kolczasty jest po prostu bezczelnie uroczy. Sokół w roli Stefana niemal (?) kradnie szoł a młody Koterski, jako Zenek, niemal (?) kradnie szoł Sokołowi. Maleńczuk w roli prostytutki Lilki robi sobie taki dystans do własnej osoby, jak stąd do Nowego Jorku a na credit liście jest przecież także najlepszy polski voice actor, czyli Jarosław Boberek (każdy, kto śledzi temat dubbingu w grach wie, że gość nie ma sobie równych) czy Maria Peszek (Yola), Leszek Teleszyński (Polityk) i jeden z reżyserów, Wojtek Wawszczyk w brawurowej roli Klona. Do tego mnóstwo głosowych niespodzianek (bez zdrad - wszystko w kinie), plus jedno cameo, które jest tak zabawne, jak anegdota o jego nagrywaniu (nie odbiorę satysfakcji w opowiadaniu o tym ojcom Jeża).
*... ale jednak miał rację. Pomylił się tylko co do tytułu filmu.


Jeż Jerzy Reżyseria: Wojtek Wawszczyk, Tomasz Leśniak, Jakub TarkowskiScenariusz: Rafał SkarżyckiRysownicy: Olaf Ciszak, Kamil Kurt Kochański, Mariusz Arczewski, Janusz Ordon, Marcin Ponomarew, Marek OleksickiAnimacja: Anna Błaszczyk, Tomek Nowik, Wojtek Jakubowski, Piotr GołąbekMuzyka: Jacek Budyń Szymkiewicz (piosenki), Jan Duszyński (muzyka ilustracyjna), Whitehouse & Sokół & Ero (teledysk promujący film wkrótce) oraz Kuba Tarkowski & Wojtek WawszczykDźwięk: Mateusz Adamczyk, Sebastian WitkowskiWystępują: Borys Szyc, Maria Peszek, Sokół, Wojtek Wawszczyk, Maciej Maleńczuk, Leszek Teleszyński, Michał Koterski i inniProdukcja: Paisa Films, Film Produkcja, Warszawska Szkoła FilmowaDystrybucja: MonolithPremiera: 11.03.2011
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 04, 2011 09:52

Kochajmy SOUL (przeprosiny)!


Jako, że ostatnio uprawiam pyszną bucerkę, napędzaną ego-ngine gdzie się da - dziś dostałem po głowie. I słusznie! Oczywiście, że w SOUL, nie tylko KRLa i mój komiks wart jest przeczytania. Jeśli interesuje was co w stolicy trzewiach gra, to właśnie to pismo będzie dla was doskonałym przewodnikiem - nie każdy tak uwielbia w Warszawie nie wychodzić z domu, jak ja.
Moje szybkie kilka zdań było nie tyle co nieuprawnione, nieobiektywne, co krzywdzące dla całej ekipy pisma, która przecież sporo serduszka wkłada w to, by wyglądało zacnie (odważna szata graficzna już teraz staje się znakiem rozpoznawczym SOUL!). Pokalałem gniazdo, które daje mnie na pizzę, smalczyk i kurczaka w sezamie (po chińsku), więc pochylam główkę, posypuję ją popiołem, przepraszam najmocniej całą redakcję i zapraszam na stronę magazynu i profil SOUL na facebooku, gdzie zawsze miło i radośnie (a nie jak u mnie - jad i gnuśność). Pismo jest gratis, duże, ładne, kolorowe, zawsze na czasie a znajdziecie je m. in w tych miejscach:
- Sketch
- Nowy Wspaniały Świat
- Między Nami
- Café Karna
- Chłodna 25
- Lolas
- Café Kafka
- Czuły Barbarzyńca
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 04, 2011 08:28

February 3, 2011

Zbieram na laptoka

Odkąd był się popsuł stary laptok (ten wygrany z czipsów, z którego najczęściej korzystała Asia), moja kochana partnerka życiowa wybija mnie kilka razy dziennie z rytmu roboty na mojej bazie. Dziś wyjątkowo mnie to zirytowało, więc postanowiłem wystawić dziesięć oryginałów na aukcjach, aby na jakiegoś laptoka uzbierać. Nie lubię za bardzo pozbywać się moich dzieciątek, ale cóż, żyję skromnie, na laptoka tak szybko nie uciułam. O jakiegoś bez szału mi chodzi, żeby był, żebym miał spokój w mojej bazie i żeby Asia w końcu zaczęła pisać magisterkę, bo marudzi mi, oj marudzi, przez co i ja się robię marudny. Oczywiście, poniekąd to wszystko dla dobra tzw. Sprawy Polskiego Komiksu, heh.

Cztery plansze z Osiedla Swoboda, cztery plansze z Biegunki, dwie plansze z drugiego tomu Na szybko spisane, wszystkie aukcje od zetki. Zainteresowanych zapraszam!
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 03, 2011 17:13

February 2, 2011

Rprt # 1

Czas na komiksowe mięso. W końcu po to tu wpadacie (bo chyba nie dla emonotów) - Rprt.
1. Gdyby ktoś nie zauważył - miesiąc temu reanimowałem moje pierwsze blogowe podwórko, czyli Bears of War . Jak na razie udaje mi się konsekwentnie, co środę o godz. 23 wrzucić świeży szorciak.


2. Mr. BLOOB to mój jedyny w tym momencie tzw. "babiloński klient" (bo wracam na dobre do Strasznego Napierdalania Komiksów po pół roku rysowania gówna dla agencji - bogatszy się od tego nie stałem, więc pierdolę). Stworzyłem dla chłopaków kupę grafik, stripów, jak i sprzedałem sporo starszych rysunków.
3. Na Jedno Pub to nowa seria, którą razem z KRLem robimy dla warszawskiego magazynu SOUL (coś im muszę powiedzieć na temat muzy, odpalanej z partyzanta na stronie, also: gdzie się tę inwazyjność wyłącza - czujcie się ostrzeżeni). Serię wymyśliłem ja, ale to Karol jest odpowiedzialny za story poszczególnych odcinków (jak i szkic). Ja tylko redaguję dialogi, kładę tusz, składam to wszystko do kupy, koloruję i literuję. Magazyn jest gratis, nie mam pojęcia, gdzie można go znaleźć (patrz tu) a nasz pasek (leci przez cały mag, niemal 16 stripów na numer!) to jedyna rzecz, jaką warto w nim przeczytać.
4. Para Gra ma się dobrze. Właśnie pocisnąłem 9. odcinek tej obyczajowo - komediowej serii o grającej parce, stworzonej dla Playa . Jojoy & Padie (strip towarzyszący Playowi od 1. numeru magazynu) dobija z kolei do 126 odcinka. Jop. Kiedyś się to wszystko zbierze do kupy. Kiedyś.




5. I taki strzał na koniec. Co to, po co to, jak, gdzie i kiedy, dowiecie się dopiero za minimum pół roku. Wiedzcie tylko, że szykuję wam miazgę.



Co jeszcze? W najbliższym czasie możecie się spodziewać konkretnego Rprt - owania na temat ostatniego tomu Na szybko spisane , jak i dodruku Osiedla Swoboda . A wkrótce (postaram się jak najszybciej) wrzucę wrażenia z prywatnego, heh, pokazu filmowej adaptacji Jeża Jerzego.
 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on February 02, 2011 14:52

Michał Śledziński's Blog

Michał Śledziński
Michał Śledziński isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Michał Śledziński's blog with rss.