Sensacja w ustawie dla frankowiczów. Za wzrost kursu w 90% ma zapłacić bank. Przeholowali?
Któż by się spodziewał, że w Sejmie, w samym środku lata, w czasie tropikalnych upałów, nieoczekiwanie pojawi się Święty Mikołaj? Przed wyborami takie rzeczy się oczywiście zdarzają, ale tego, że prezenty będą tak hojne, jednak się nie spodziewałem. Pod najbliższą jodłę powinni zajrzeć czym prędzej posiadacze kredytów w obcych walutach. W środę późnym wieczorem posłowie po raz trzeci czytali bowiem projekt ustawy PO o pomocy dla frankowiczów, eurowiczów i tych nielicznych klientów, którzy skusili się na kredyt w dolarach lub jenach. Chodzi o tę ustawę, którą partia rządząca zapowiedziała raptem niecały miesiąc temu w odpowiedzi na pomysły PiS, żeby umorzyć wszystko wszystkim. Poprawki, które w ostatniej chwili posłowie zatwierdzili w projekcie PO, są iście rewolucyjne. Możliwość odfrankowienia kredytów będzie dotyczyła większej grupy kredytobiorców, zaś banki będą musiały wziąć na siebie prawie cały koszt wynikający z niekorzystnych różnic kursowych! Nie ma jeszcze co prawda druku sejmowego, który pokazywałby całą ustawę w najnowszej wersji, ale lektura sejmowego dokumentu z głosowania poprawek nie pozostawia wątpliwości - posłowie przygotowali "skok na banki", na którym posiadacze kredytów walutowych, zwłaszcza tych zaciągniętych w niekorzystnym momencie, bardzo skorzystają.
W czym rzecz? Bazowo projekt wyglądał tak, że każdy klient spełniający warunki brzegowe będzie mógł przewalutować swój kredyt po bieżącym kursie (w przypadku franka po ok. 3,9 zł) , uzyskując umorzenie części "nawisu" wynikającego ze wzrostu kursu obcej waluty. Umorzeniu miałaby podlegać mniej więcej połowa długu powstałego wskutek różnic kursowych (a ściślej - połowa nadwyżki w stosunku do kapitału, który pozostałby do spłaty, gdyby kredyt od początku był w złotych). Resztę tej nadwyżki posłowie PO planowali przerzucić z kredytu hipotecznego na niezabezpieczony kredyt gotówkowy, który miałby preferencyjne oprocentowanie 1,5% (stopa referencyjna NBP). Klient miałby więc "odchudzony" kredyt hipoteczny (w złotych, ale z oprocentowaniem opartym na marży przeniesionej z kredytu frankowego), zaś nie umorzona połowa nawisu walutowego (np. frankowego) przeszłaby na nową, tanią pożyczkę, nie obciążając hipoteki mieszkania. Projekt miał jednak dotyczyć tylko osób mających jedno mieszkanie do 75m2 (lub dom do 100m2) i tylko sytuacji, w której wartość kredytu jest znacznie większa, niż wartość nieruchomości (relacja ta, fachowo zwana LTV, musiałaby na razie przekraczać 120%, w kolejnych latach spadałaby stopniowo aż do 80%).
Co zdarzyło się w noc cudów? Przede wszystkim, na wniosek posłów SLD, wprowadzono poprawkę nr 9, która wywraca do góry nogami proporcje, według których bank dzieli się z klientem kosztami wynikającymi ze wzrostu kursu waluty obcej. Zamiast umorzenia 50% różnicy między obecnym kapitałem kredytu walutowego, a hipotetycznym kapitałem złotowym (tym, który pozostałby do spłaty, gdyby kredyt nie był walutowy), bank ma odpisać klientowi aż 90% tej kwoty . Poprawka przeszła mimo negatywnej rekomendacji sejmowej komisji. Posłowie zwiększyli też metraż mieszkania, które uprawniałoby do skorzystania z przewalutowania oraz (najprawdopodobniej) obniżyli ze 120% do 80% wartość wskaźnika LTV, czyli relacji długu do wartości nieruchomości. Ta ostatnia poprawka jest dla mnie niejasna - w jednym z przepisów ustawy zamiast progu 80% z zastrzeżeniem, że na razie obowiązuje wyższy próg 120% wpisano "gołe" 80% (ale niewykluczone, że owo zastrzeżenie po prostu wypadło do jakiegoś innego miejsca) Nie wiem też jak ostatecznie wyglądać ma oprocentowanie kredytu hipotecznego po przewalutowaniu i "odessaniu" nawisu. Wcześniej posłowie pisali, że będzie takie, jak do tej pory (ta sama marża). Ale to byłoby bardzo niesprawiedliwe wobec kredytobiorców złotowych (aby ten defekt usunąć im też ustawowo trzeba byłoby obniżyć oprocentowanie). Do udziału w restrukturyzacji kredytu walutowego byliby dopuszczeni także ci "pechowcy", którzy w tzw. międzyczasie otrzymali drugie mieszkanie lub dom w spadku (bo zasadniczo ustawa dotyczy tylko tych, którzy mają tylko jedno mieszkanie). Ale te wszystkie poprawki w zaistniałej sytuacji są tylko kwiatkiem do kożucha. Największą sensacją jest przeforsowanie w Sejmie nowych proporcji podziału ryzyka kursowego. Czy sprawiedliwych? Mam poważne wątpliwości. Ale na pewno bardzo atrakcyjnych dla kredytobiorców walutowych.
Jak to mogłoby wyglądać na liczbach? Jeśli ktoś wziąłby w najgorszym możliwym momencie kredyt warty 300.000 zł (czyli 150.000 franków po kursie 2 zł), to dziś miałby do spłaty jakieś 125.000 franków, które przy obecnym kursie są warte prawie 490.000 zł. Gdyby ten sam klient nie skusił się na kredyt frankowy, lecz złotowy, miałby dziś do spłaty (licząc dość nieprecyzyjnie) jakieś 250.000 zł. Koszt "frankowości" takiego przykładowego kredytu wynosi więc jakieś 240.000 zł. W "starym" wariancie ustawy do umorzenia szłoby 120.000 zł, a klient zostawałby z długiem w wysokości 370.000 zł podzielonym na dwa kredyty (zabezpieczony i niezabezpieczony). Jak to ma wyglądać w nowej wersji? Ano z owych 240.000 zł wynikających z "frankowości" do umorzenia pójdzie aż 215.000 zł (w zaokrągleniu), co oznacza, że klient zostanie z zadłużeniem na poziomie 275.000 zł (tylko minimalnie wyższym od tego, które miałby, gdyby od początku postawił na złotówkę). Pomijam w tym modelowym wyliczeniu jeden parametr: rozliczenie wartości zapłaconych do tej pory rat (jeśli frankowicz by na nich zaoszczędził w stosunku do złotówkowicza, to o tę kwotę zmniejszałaby się baza do umorzenia). Tak naprawdę więc - o ile wszystko dobrze rozumiem - ustawa działać będzie w sposób zbliżony do przewalutowania kredytu po kursie z dnia podpisania umowy - czyli najbardziej radykalnego z proponowanych do tej pory rozwiązań.
Co to oznacza dla banków? Cóż, zapewne znacznie większe koszty, niż wcześniej szacowali posłowie PO (a mówili o 10 mld zł). Właśnie tej informacji - ile to kosztuje - teraz oczekuję najpilniej od posłów - chciałbym mieć pewność, że nie "wyprodukowali" takich warunków restrukturyzacji kredytów frankowych, za które zapłacimy na koniec jako podatnicy (bo banki same nie dadzą rady ich wykonać). Wcześniej różne instytucje szacowały, że rozwiązanie polegające na przewalutowaniu wszystkich kredytów walutowych po kursie z dnia ich zaciągnięcia oznaczałoby koszt rzędu 30-40 mld zł, zaś Komisja Nadzoru Finansowego przepowiadała, że mogłoby to oznaczać niewypłacalność przynajmniej trzech banków. Czy posłowie właśnie skazali banki na takie straty? Chętnie poznałbym wyliczenia, ale wiele powiedzą już pierwsze reakcje akcjonariuszy banków notowanych na warszawskiej giełdzie. Skutki ekonomiczne decyzji posłów to poważny znak zapytania do antyfrankowej ustawy. Zapewne nie tylko banki je poniosą, lecz także ich klienci, a jeśli źle pójdzie to i wszyscy podatnicy. Czy koszty pomocy pewnej grupie kredytobiorców (w większości dobrze sytuowanych) powinniśmy ponosić wszyscy (a tak będzie, gdyby jakiś bank nie wytrzymał drakońskiej kuracji? Drugim pytajnikiem jest sprawiedliwość takiego rozwiązania. Wydaje mi się, że przerzucanie niemal wyłącznie na barki banku odpowiedzialności za to, iż klient wybrał kredyt walutowy zamiast złotowego jest uzasadnione tylko w niektórych przypadkach - tam, gdzie taki kredyt zaproponowano klientowi, którego nie stać byłoby na kredyt w złotych lub w sytuacji, gdy klientowi w ogóle nie zaproponowano kredytu złotowego. No i może jeszcze tam, gdzie są mocne przesłanki, że dezinformowano klienta w sprawie ryzyka kursowego (że niby prawie go nie ma).
W pozostałych przypadkach klient powinien jednak ponieść częściową (większą, niż 10%) odpowiedzialność za to, że wybrał kredyt tańszy, lecz bardziej ryzykowny. Tego wymaga sprawiedliwość i uczciwość wobec kredytobiorców złotowych, którzy przez lata płacili wyższe raty i nikt dziś nie chce im zwracać tych nadpłaconych (w porównaniu do frankowiczów) pieniędzy. Oni mogą poczuć się dyskryminowani z tego tytułu, że przy zaciąganiu kredytu byli rozsądni i ostrożni. Mam podejrzenia, że posłowie, rzucając się od ściany do ściany, nieco przeholowali. A może się mylę? Zobaczymy co będzie dalej, bo gra jeszcze nie skończona. Ustawa w takim właśnie kształcie (najprawdopodobniej w takim, bo - powtarzam - nie widziałem jej jeszcze w tekście jednolitym, nie obserwowałem też na żywo głosowania poprawek) wyszła z Sejmu. Teraz jedyną możliwością zmiany jej treści będą poprawki senatorów. Gdyby Senat nie chciał już nic zmieniać, ustawa trafiłaby na biurko prezydenta. Niewykluczone, że bankowcy zaskarżyliby ją do Trybunału Konstytucyjnego. Niezależnie od tego jak potoczą się dalsze losy tej ustawy, jedno jest pewne - w środę wieczorem, w sejmowej sali, posłowie wypuścili z butelki dżina.
PIĘĆ RZECZY, KTÓRE POWINIENEŚ ZROBIĆ PRZED URLOPEM. Zapraszam Was do obejrzenia kolejnego wideofelietonu z cyklu "Samcik prześwietla". Dziś o pięciu rzeczach, o których na pewno zapomniałeś przed urlopem. Nie, nie chodzi mi o zostawianie czajnika na gazie, ani włączonego telewizora ;-). Zapraszam do oglądania!
W innych klipach z tego cyklu sprawdzam jak najlepiej lokować pieniądze w banku, żeby zarobić...
... czy bardziej opłaca się kupić mieszkanie, czy wynajmować...
... oraz jak zabrać się do inwestowania pieniędzy nie tylko w banku.
Maciej Samcik's Blog
- Maciej Samcik's profile
- 3 followers

