Ustawy antyfrankowej jeszcze nie ma, a już "kosztowała" 10 mld zł. Ile wyniesie rachunek?
Zaskakująca i chyba niebezpieczna - bo raptowna i niespodziewana, co utrudnia oszacowanie konsekwencji - jest zmiana w warunkach pomocy dla osób mających kredyty walutowe . Zamiast podzielenia się przez klienta i bank kosztami wynikającymi z "walutowości" kredytu mniej więcej pół na pół, posłowie (dzięki poprawce zgłoszonej przez SLD) przegłosowali, że banki mają ponieść 90% kosztów. A nawet więcej, bo ta niewielka część kosztów, którą wziąłby na siebie klient, byłaby z kolei oprocentowana preferencyjnie (a więc też byłaby formą dotacji) . Jedyna zła wiadomość dla frankowiczów jest taka, że jeśli w czasie spłaty kredytu zaoszczędzili na ratach w stosunku do kredytobiorców złotowych, to będą musieli tę różnicę oddać (zostanie odjęta od kwoty "do zrefundowania przez bank"). Co prawda parlamentarna droga projektu jeszcze nie jest skończona - poprawkę może skasować Senat lub ewentualnie prezydent, nie podpisując ustawy. To ostatnie jest mało prawdopodobne, nowy prezydent też zapowiadał przewalutowanie kredytów. Zresztą który senator przed wyborami podniesie rękę przeciwko ustawie robiącej dobrze kilkuset tysiącom wyborców? Tylko ten, który dojdzie do wniosku, że wprowadzenie proponowanych przez Sejm preferencji dla frankowiczów może "wyprodukować" mu tzw. elektorat negatywny, złożony z prawie 2 mln osób zadłużonych w złotym ("ci, którzy zarobili na kredycie walutowym wzięli pieniądze do kieszeni, a tym, którzy stracili, ma się w całości pokrywać straty?"). Naprawdę trudno powiedzieć jak skończy się ta awantura. Być może skończy się dopiero w Trybunale Konstytucyjnym. Można natomiast próbować ocenić - i "wycenić" jej konsekwencje.
ILE ZAPŁACĄ BANKI? 20 MLD ZŁ? Nie ma jeszcze rzetelnych symulacji, z których wynikałoby ilu klientów "załapie się" na nowe warunki. Wyłączeni będą ci, którzy kupili bardzo duże mieszkania lub duże domy, mają więcej niż jedną nieruchomość lub kredyt stanowi niewielką część wartości tej nieruchomości . Z kolei ci, którzy zadłużyli się przy kursie franka w okolicach 3 zł, zarobili na swoim kredycie tyle, że niekoniecznie opłaci im się przewalutowanie (choć przy umorzeniu 90% "nawisu" frankowego oni też być może się skuszą). Według analityków firmy Trigon koszt nowego rozwiązania może wynieść jakieś 20 mld zł i oczywiście nie rozłoży się równo pomiędzy banki. Najwięcej zapłaci Getin i Bank Millennium (oba banki mają dużo kredytów frankowych i udzielały ich dość odważnie). To zapewne bardzo zgrubne, ale chyba dość prawdopodobne szacunki.
AKCJONARIUSZE BANKÓW JUŻ PŁACĄ - 10 MLD ZŁ. Przegłosowanie zaskakujących zmian w ustawie "frankowej" spowodowało istne pandemonium na warszawskiej giełdzie. Akcje Getin Noble Banku spadły o 25%, a więc można mówić o regularnym krachu. Leszek Czarnecki, który ma w Getin Noble 48% akcji, zbiedniał o ćwierć miliarda złotych. Wiem, też macie łzy w oczach ;-). Ale poza panem Leszkiem, któremu może zabraknąć na paliwo do odrzutowca, 6-7% akcji mają w Getin Noble dwa fundusze emerytalne - ING OFE i Aviva OFE. I to już nie jest takie zabawne. Wykres wstydu pana Leszka za ostatnie 10 lat wygląda tak:
Bank Millennium tonie w połowie dnia o 15%. Papiery mBanku tracą 10%, zaś PKO BP, czy BZ WBK - ponad 5%. O skali paniki inwestorów świadczy fakt, że mocno tanieją nawet te banki, które z frankami nie mają i nigdy nie miały nic wspólnego (lub prawie nic). Bank Pekao spada o prawie 3%, Alior Bank o ponad 2%, zaś Citi Handlowy - o prawie 5%. Patrząc przez pryzmat utraty wartości rynkowej przez banki notowane na giełdzie ich akcjonariusze - co prawda tylko na papierze - już "zapłacili" za antyfrankową akcję 9-10 mld zł. Wartość PKO BP obniżyła się o 2 mld zł, mBanku o 1,5 mld zł, Banku Pekao - o miliard, Millennium - też prawie o miliard. I, niestety, nie można powiedzieć, że "w tyłek" dostają tylko zagraniczni właściciele polskich banków - papiery banków mają także polscy ciułacze, posiadacze jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych, klienci OFE. Trudno może nazwać to "rachunkiem za franki", ale z całą pewności skala paniki jest niepokojąca i może świadczyć o tym, że niektórzy inwestorzy na wszelki wypadek wycofują pieniądze nie tylko z zagrożonych banków, lecz w ogóle z Polski.
CZY STRATY BANKÓW NAS ZABOLĄ? Na pierwszy rzut oka nawet kwota 20 mld zł nie jest taką, która może spowodować jakieś załamanie w branży bankowej, która do tej pory zarabiała po 16 mld zł rocznie . Mówimy więc o kwocie, która lekko tylko przewyższa jednoroczny zysk branży. A to, że powinna ona zapłacić za narażanie klientów na ryzyko walutowe jest poza dyskusją. Wolałbym jednak wszystko policzyć dokładnie. Po pierwsze koszty nie rozłożą się równomiernie (vide spadek kursu Getin Noble Banku o 25%, spowodowany spekulacjami, że bank będzie musiał poszukać na rynku więcej kapitału, żeby był w stanie dalej działać - a kto dzisiaj pożyczy Getinowi?). Po drugie ubytek 20 mld zł na ratowanie frankowiczów, kolejnych 3-5 mld (co prawdopodobne) na ratowanie SKOK-ów oraz 5 mld zł na planowany podatek bankowy może mieć wpływ na zdolność banków do udzielania kredytów. Pytanie jak duży to będzie wpływ i czy może przełożyć się na rozwój gospodarki. Chciałbym, żeby ktoś to oszacował zanim prezydent podpisze ustawę. Jak wygląda gospodarka ze zwijającym się kredytem obserwujemy od kilku lat na Węgrzech i było o tym w blogu. Konsekwencje będą też zapewne na poziomie międzynarodowych korporacji, zarządzających polskimi bankami - łatwiej im będzie teraz podjąć decyzję "wychodzimy z Polski". To pozytywna okoliczność dla repolonizacji sektora bankowego (będą banki do kupienia) , ale niekoniecznie dobra dla posiadaczy kont, kart i kredytów, bo zmniejszenie liczby działających banków oznaczać może ograniczenie konkurencji, a więc wyższe ceny usług bankowych.
CZY ZAPŁACIMY "W WIARYGODNOŚCI"? Nie wdając się w ocenę proponowanego rozwiązania z całą pewnością jest ono wielkim zaskoczeniem, a tak raptownych zmian w cywilizowanym kraju nie powinno się przeprowadzać bez wcześniejszej dyskusji i policzenia ile to będzie kosztowało . Takie postępowanie powoduje, że wszyscy, którzy inwestują w Polsce pieniądze (np. w akcje spółek), pożyczają nam je (kupując obligacje polskiego rządu lub polskich firm) lub po prostu mają tu swoje sieci handlowe, fabryki itp., mogą zacząć zastanawiać się co ich jutro spotka. Takie numery jak nacjonalizacja prywatnego majątku w nocy z piątku na sobotę, czy wrzucenie do ustawy przepisu, który pozbawia firmę - nawet taką, która ma dużo za uszami, jak zagraniczne grupy bankowe, działające w Polsce - całorocznego zysku, albo powoduje konieczność jej dokapitalizowania (by spełniała wymogi kapitałowe) są charakterystyczne dla krajów niestabilnych, które nie szanują przewidywalności. Takim krajem w naszym regionie Europy były do tej pory Węgry, a po wieczornym numerze wyciętym przez parlamentarzystów może stać się nim także Polska. Nie bronię pieniędzy inwestorów zagranicznych, bo ani oni moim bratem, ani swatem, ale nie chciałbym, żeby z powodu ratowania frankowiczów wzrosło oprocentowanie polskich obligacji, bo inwestorzy zaczną zaliczać Polskę do krajów mniej przewidywalnych. To trudne do oszacowania ryzyko, ale warto brać je pod uwagę jako konsekwencję.
ODWIEDŹ SUBIEKTYWNOŚĆ NA YOUTUBE! Zapraszam Was nie tylko do czytania blogu "Subiektywnie o finansach:, odwiedzania mnie na Facebooku, Twitterze i w innych portalach społecznościowych, ale też do obejrzenia wideofelietonów z cyklu "Samcik prześwietla". Warto!
W innych klipach z tego cyklu sprawdzam jak najlepiej lokować pieniądze w banku, żeby zarobić...
... czy bardziej opłaca się kupić mieszkanie, czy wynajmować...
... oraz jak zabrać się do inwestowania pieniędzy nie tylko w banku.
Maciej Samcik's Blog
- Maciej Samcik's profile
- 3 followers

