Przystanek
O młodych ludziach mówi się „ledwo od ziemi odrósł”; na starość ziemia znów wzywa do siebie. Tak jak wezwała tę panią z wielką kraciastą torbą, ot, sięga mi w okolice pępka. I jest wyraźnie zagubiona, rozgląda się i mamrocze.
Więc pytam, czy mogę pomóc.
Nie może, okazuje się, odnaleźć tabliczek z godzinami odjazdu autobusu.
Nic dziwnego, zostały zdjęte z przystankowego słupa, odkąd zbudowano wiatę (wiata jest wąska, wtula się w siatkę otaczającą pobliski kościół, i zajmuje spory kawałek chodnika, nikt nie pomyślał, żeby udostęnić nieco gruntu w ramach praktykowania tzw. miłości bliźniego, jeszcze księże drzewo, jakby złośliwie nieprzycięte, przeszkadza oczekującym na autobusy miejskie, busy i pekaesy). I teraz wszystkie rozkłady w formie gazetki szkolnej wiszą na wiacie. Mówię o tym starszej pani, ona odchodzi narzekając, że po co zmieniali, zostawia mi przekleństwo „cholera jasna”.
A ja sobie myślę, że żyje tyle lat, w ciągle zmieniającym się świecie, tyle małych rewolucji, tyle szoków kulturowych, że jeszcze do tego, na sam koniec, zabierają jej tę tabliczkę z rozkładem, ten drogowskaz kierujący do domu, i przenoszą bez słowa kilka metrów dalej, myślę sobie, że to nie zasługuje na „cholera jasna”, o nie, to zasługuje co najmniej na „kurwa mać”.