Wyścig z czasem (In Time)
Fantastyka bliskiego zasięgu. Sen o nieśmiertelności zamieniony w koszmar. Ludzie są nieśmiertelni, przynajmniej teoretycznie. Nie starzeją się, nie chorują, a każdy dorosły wygląda, jakby miał dwadzieścia pięć lat. Matka, żona, córka? – zgaduj. Wszystkie trzy wyglądają na ten sam wiek. Piękne? Nie bardzo. Skoro ludzie nadal się rozmnażają, musi istnieć jakiś system regulujący wielkość populacji. A system jest wyjątkowo wredny.
Po ukończeniu dwudziestu pięciu lat u każdego aktywuje się zegar. Dosłownie jest to wyświetlacz na lewym przedramieniu odliczający lata, dni, godziny, minuty i sekundy do śmierci. Na starcie każdy ma rok życia, ale może zdobyć tego czasu więcej. Najprościej to zrobić, pracując. Ale czas można też ukraść, wygrać w pojedynku na rękę, lub wziąć kredyt czasowy. Czas to pieniądz. Dosłownie. Za wszystko: za kawę, bilet autobusowy, za obiad i nową marynarkę płacisz tutaj czasem swojego życia. A gdy czas ci się skończy, umierasz naprawdę.
Czy jeżeli powiem, że jedną z głównych ról gra Justin Timberlake, to będzie to zachęta czy zniechęta do obejrzenia filmu? Otóż Justin daje radę. Gra biednego robotnika w bliżej nieokreślonej fabryce, którego z rutyny codzienności wyrywa spotkanie z człowiekiem, który oddaje mu sto lat życia, po czym popełnia samobójstwo. Bohater dochodzi do wniosku, że system jest do bani i należy go rozwalić od środka. Bogaty czasem, rusza więc do dzielnicy miliarderów. W kasynie, ryzykując życiem, wygrywa tysiąc lat. Każdy normalny człowiek wyszedłby po angielsku i cieszył się z wygranej, sącząc martini na plaży. Ale nie on. On ma misję. Jak w bajce, poznaje córkę potentata czasowego, ta córka się w nim zakochuje i postanawia zerwać ze swoim gnuśnym życiem. Może i banalnie brzmi, ale ogląda się całkiem dobrze.
In Time to fantastyka socjologiczna z pominięciem aspektu technologicznego. Nie wiemy, jak działa cały system, widzimy tylko efekty jego działania. Jest inflacja, są rozboje, jest śmierć z braku czasu. Są biedni i bogaci czasem. Są też właściciele banków czasu, dla których czas nie ma znaczenia, jak w naszym świecie dla miliardera nie ma znaczenia tysiąc funtów. Świat wydaje się więc wielce niesprawiedliwy. Autorzy filmu proponują proste rozwiązanie: rozbijmy banki czasu i rozdajmy ten czas potrzebującym. Szlachetne. Niestety przypomina to pomysł drukowaniem i rozdawaniem pieniędzy wszystkim biednym, co oczywiście musi się skończyć źle. U nas skończyłoby się hiperinflacją, w rzeczywistości In Time – przeludnieniem i głodem. Dopóki futurystyczny Robin Hood działa na małą skalę, jedynym efektem będzie lokalna destabilizacja systemu. Gdyby przeprowadzić to na szerszą skalę, prawdopodobnie skończyłoby się gigantycznym chaosem
Ten film opiera się na jednym z lepszych pomysłów, z jakimi ostatnio się spotkałem. I mimo sporych uproszczeń, jest to bardzo dobrze pociągnięty pomysł. Polecam.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
