Mam kryzys wieku średniego
Jest taki stary dowcip, kiedy kolo opowiada kumplowi: Mam 45 lat, kupiłem sobie sportowe auto, a moja dziewczyna krzyczy, że mam kryzys wieku średniego! Co ona jednak ona wie o życiu, mając 18 lat???
Tak, mam kryzys wieku średniego
I to od wielu lat. Nie, to nie zależy od wieku. To jest taki moment, kiedy człowiek zaczyna rozumieć pewne rzeczy, których wcześniej nie rozumiał. Kiedy przestaje być nieśmiertelny. To znaczy, każdy wie od pewnego momentu, gdy kończy lat 3,5 czy 7, że nie jest nieśmiertelny, ale czym innym jest wiedzieć, a czym innym rozumieć, czuć to każdą tkanką swojego ja.
Budzić się w środku nocy z tą przerażającą świadomością, że się zdechnie.
Nagle przychodzi zrozumienie. Przez 10, 20, czasami 30 lat trwały przygotowania do życia.
Szkoła jedna, druga, trzecia, staże, pierwsze związki, pierwsze rozczarowania, pierwsza poważna praca – to się skończyło. Nie ma już przygotowań do zajebistego życia w przyszłości. To co się dzieje teraz. To jest życie, które dostałeś. To już jest to.
Nie ma już akcji pod tytułem ‚przyjeżdżam do domu na święta na super, zaje wigilię’. To ja muszę zrobić super, zaje wigilię dla całej bandy osób, spośród których nie wszystkich nawet lubię, a utrzymujemy kontakty bo są rodziną.
Nie ma ‚możesz być kim chcesz’. Sportowcy w tym wieku kończą już kariery (choć ja w takim przypadku powtarzam: zawsze mogę się wziąć za curling, tam wiek nie ma znaczenia). Jesteś jak mandarynka, która osiągnęła swój stan najwyższej dojrzałości i później może już tylko gnić. Nie będę w podręcznikach historii, bo te pisane są przez zwycięzców i nawet ci, którzy dziś mają niewiarygodny sukces zasłużą tam na może dwie linijki.
– Pomyśl sobie życzenie.
– Jak dorosnę, chcę pomagać Mikołajowi w pakowaniu prezentów.
Magazyny Amazona 15 lat później:
– No kurwa!!
I 20 zł za godzinę.
Owszem malarz, ale pokojowy. Owszem kierowca, ale nie rajdowy, tylko autobusu. Owszem, chcę mieć życie singla, ale mam rodzinę. Nagle rozumiesz, kim jesteś i niekoniecznie ci się to podoba (są takie opinie, że jeżeli do 40-tki ktoś nie dowiedział się kim jest i czego od życia chce, to już się nie dowie, można na takiej osobie położyć laskę). Nagle widzisz, że piękne kobiety, które oglądałeś w magazynie Playboya są już srogo po 50-tce, a niektóre pewnie mają wnuki.
Jak to przeczytałem w jednym tekście: „niezrealizowane możliwości zaczynają wyć i krzyczeć”.
I teraz jest pytanie: pogodzić się czy zbuntować?
Zaakceptować ten powolny downgrade do niższej wersji, rozumiejąc, że na tym polega życie, na powolnej akceptacji przemijania, czy powiedzieć „pierdolę to, żyję, chcę zmienić wszystko, chcę wszystkiego”? Bo jest jeszcze trochę czasu na jakieś większe wybory i na jakieś większe zmiany?
To nie jest łatwy proces i widzę jak bardzo szamoczą się z tym moi znajomi, czasami nawet nie uświadamiając sobie dlaczego tak jest (a jak ktoś chce zobaczyć ten proces na żywym organizmie to niech wrzuci w wyszukiwarkę zdjęcia detektywa Rutkowskiego).
To dla wielu osób szczyt zarobków, więc jak ktoś chce, to się bawi. Mężczyźni nagle chcą mieć więcej przedmiotów. Zegarków. Garniturów. Elektronicznych zabawek. Nagle zaczynają ćwiczyć jak popierdoleni, wypowiadając wojnę ciału. Kobiety? Pojawia się potrzeba kamuflażu wieku. Zbicia kilku lat z licznika. Trochę botoksu się dołoży, trochę kwasu wstrzyknie, małą liposukcję zrobi.
Przeciętna panna młoda pierwszy ślub bierze w wieku 26 lat i czterech miesięcy (neurologicznie nasze mózgi rozwijają się do 25 roku życia), pan młody mając 29 lat. I budzą się nagle i czują, że to już dawno nie jest to. I marzą nagle o ostatniej wielkiej miłości. Średni wiek rozwódki to 39, rozwodnika – 41 lat, po 14 latach małżeństwa.
Ludzie często przechodzą wtedy ze związku w związek. Po co to robią? Bo chcą się zbudować na nowo, a nic tego nie ułatwia tak, jak zakochanie się w nowej kobiecie czy nowym mężczyźnie. Ta druga osoba otwiera im nagle świat, którego dawno nie widzieli. Uczą się od siebie. Reagują inaczej, niż do tej pory. Budują nowe domy. Głuszą w ten sposób swój strach.
Czy ten kryzys jest dla mnie trudny do udźwignięcia?
Owszem, jest trudny. Na dodatek jestem z natury dość depresyjny.
Nie, nie kupiłem sobie cabrio, ani nie mam ochoty na 22-latki (sorry, 22-latki). Choć uczciwie przyznaję, że już oglądałem strony dealerów, szukając wozu, który jest bardzo szybki i robi brum, brum.
Przekalkulowałem i wybrałem jednak podróże.
Myślę owszem jakby wolniej, wolniej niż dawniej zapamiętuję słowa (ten moment, kiedy usiłujesz sobie przypomnieć jakąś frazę i po kwadransie z ulgą dochodzisz do wniosku, że to impotencja). Ale z drugiej strony ta praca, która kiedyś zajmowała mi długie godziny, teraz zajmuje mi minuty. To coś nazywa się doświadczeniem. Lepiej też kontroluję emocje, lepiej załatwiam konflikty, bardziej potrafię odpuszczać.
Kiedy jesteś nastolatkiem wchodzisz w etap ‚wszyscy mnie nienawidzą’. Kiedy przechodzisz przez swój kryzys wieku średniego rozumiesz, że tak naprawdę większość świata ma cię w dupie. I nie ma w tym nic złego. Właśnie tak jesteśmy skonstruowani.
Natomiast nigdy nie byłem fizycznie w lepszej kondycji niż teraz. Podciągnę się swobodnie na drążku 15 razy, jestem na najlepszej drodze do muscle upów i chodzenia na rękach (pompki przy ścianie na rękach już robię, dziękuję bardzo).
Pewne rzeczy też po prostu akceptuję. Jestem najbardziej łysy w życiu, to tnę się na krótko. Ale moje życie jest dobre takie, jakie właśnie jest.
Jak to ładnie melorecytuje Sokół:
Jeszcze nie zgred, już nie małolat, aha
I nie zastanawia mnie co przyniesie mi świt
Chcę napawać się tą chwilą i
Wiem że nie było nigdy lżej, mój lot
Chcemy być wyżej
Każdy etap jest po coś, więc nie ma co się szamotać
Jak ktoś wierzy w Boga czy Bogów to ma łatwiej. Bo razem z wiarą jest cały pakiet: raj oraz piekło, generalnie jakaś przyszłość, choćby mieli cię gotować na wolnym ogniu.
Mi nie jest dany ten dar. Cóż, życie.
I owszem wiem, że przemijania nie zatuszuje podróżami, ale lubię to robić bo świat jest taki piękny.
Nie zatuszuje się go też pieniędzmi, wyścigiem ze swoim ciałem, obsesjami, swoim ego (nawet tak wielkim jak moje), nie zatuszuje się – to już się w głowie wielu nie mieści – nieustającą paradą kobiecych pośladków, choć przyznaję miło popatrzeć.
Wykorzystuję to co mam.
Siedzę teraz dużo przed komputerem, winter is coming, piszę swoją nową książkę i myślę, że każdy okres naszego życia po coś jest.
Kiedy mamy 20-kilka lat, jest to czas na totalne szaleństwo. Wiele z rzeczy, które robiłem wtedy, wspominam dziś z szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, jak mogłem być tak walnięty. Ale cóż, jak to mówią: z mądrych decyzji powstają nudne życiorysy.
Kiedy mamy 30-kilka lat, uczymy się życia. Zaczynamy budować swój świat. Swoje domy.
Pojawiają się dzieci.
Przekraczając 40-tkę rozumiemy nagle, jak ten świat jest skonstruowany. Co jest dalej? Nie wiem.
Myślę jednak, że sztuka życia to ocalić coś w sobie z każdego tego okresu. Trochę dziecka, trochę licealisty, który potrafi patrzeć w twarz ukochanej dziewczyny i zachwycać się kształtem jej oczu, trochę szaleńczego 20-latka z szopą niesfornie stojących włosów, nieustannie rozrechotanego, który o północy właśnie zaczynał imprezę, trochę podekscytowanej 30-latki, która trzyma na rękach po raz pierwszy swoje dziecko i boi się strasznie, ale nagle kocha, jak nigdy dotąd.
Trochę marzyciela.
Trochę cynika.
Al Pacino w takim starym, pięknym filmie „Zapach Kobiety” mówi:
Wielkość tanga polega na tym, że jeśli popełnisz błąd i się zaplączesz, to po prostu tańczysz dalej tango.
Wielkość życia też na tym polega. Życie bywa dobre. Na każdym etapie.
[image error]
Photo by Nihal Demirci on Unsplash
Piotr C.'s Blog
- Piotr C.'s profile
- 34 followers
