Wiara w przełomy

Agent Smith w jedynym słusznym, czyli pierwszym Matrixie, przyrównał ludzi do wirusów. Pomijając różnice biologiczne, miał rację. Rzeczywiście nie szukamy równowagi ze środowiskiem, a nawet z innymi, tylko zagarniamy do siebie wszystko, co możemy i zużywamy to bez umiaru. Historia ludzkości to ciąg następujących po sobie okresów prosperity z nieprawdopodobnym marnotrawstwem i eksploatacją rabunkową, potem kryzysu połączonego z bratobójczą walką o kurczące się zasoby i wreszcie przełomu kierującego nas na nowe tory. Potem znów rozpoczyna się prosperita i cykl się zamyka. Pytanie, czy to może trwać w nieskończoność?


Wszystkie wielkie odkrycia były dokonywane przy użyciu niewystarczającej technologii, a jednak się udawały. To znaczy, większość prób kończyła się tragicznie, ale liczy się efekt końcowy. Pierwsi europejscy odkrywcy dopłynęli do Nowego Świata, zanim opracowano sprawną nawigację, wymagającą np. dokładnych zegarów. Imperium brytyjskie zbudowano bez środków niezbędnych do jego kontrolowania, bo telegraf i maszyny parowe powstały później. Pierwsze loty orbitalne i misje Apollo odbyły się, gdy komputery dokonujące niezbędnych obliczeń były zbyt duże, by je umieścić na pokładzie. Chwilę później komputery udało się znacząco zminiaturyzować, co z lotów kosmicznych uczyniło niemal rutynę.


Potrzeba matką wynalazku to bardzo mądre przysłowie. Gdybyśmy nadal żyli w Raju, bylibyśmy grubymi, leniwymi, a przede wszystkim tępymi darmozjadami. Pozornie każdy wynalazek jest odpowiedzią na wykryty i zdefiniowany problem. Postęp wynika z trudności, jakie napotykamy na swojej drodze, ale część badań wyłamuje się z tej reguły. Postęp wcale nie jest liniowy, tylko odbywa się skokami, a skoki te są możliwe dzięki rozwojowi nauki, która zajmuje się rzeczami dla laika pozornie niepoważnymi. Te niepoważne rzeczy w kluczowych momentach okazują się zbawieniem.


Gdy już się wydaje, że zbliża się nieuchronna katastrofa, pojawia się przełom, skok technologiczny, wielkie odkrycie, które ratuje sytuację. Tak było z antybiotykami, które ocaliły od śmierci w wyniku zakażenia setki tysięcy żołnierzy, a potem i cywilnych pacjentów w szpitalach. Tak było w przypadku nawozów sztucznych, które powstrzymały głód, i tak jest teraz w przypadku żywności GMO. Niestety, żadne z tych rozwiązań nie jest na zawsze.


Antybiotyki z leku ratującego życie stały się nadużywanym środkiem prewencyjnym, przez co za kilkanaście lat mogą przestać działać w ogóle. Nawozy i GMO uratowały świat przed widmem głodu, ale szybko stały się przyczyną gwałtownego wzrostu populacji, i też za jakiś czas przestaną wystarczać. Podobnie jest z paliwami kopalnymi, ale najciekawszym przykładem jest woda pitna. Już teraz zdobycie jej w wielu miejscach świata wiąże się z poważnymi trudnościami, a będzie jeszcze gorzej.


Ian McDonald w powieści Rzeka bogów opisał wojny prowadzone o wodę. I rzeczywiście wydaje się to największym problemem bliskiej przyszłości, a już szczególnie w rejonach zapalnych jak np. Izrael. Ludzie w całej swojej bezmyślnej demokratycznej masie pomyślą o tym, dopiero gdy z kranu w ich kuchni przestanie lecieć woda. Na szczęście mamy naukowców, którzy nadal zajmują się badaniami pozornie bardzo niepraktycznymi, jak np. badaniem właściwości różnych form węgla, a szczególnie grafitu. Co grafit z ołówka ma wspólnego z wodą? Bardzo wiele.


Sporym problemem futurologii jest to, że jeden niewielki wynalazek potrafi całkowicie zmienić przyszłość. Otóż grafen, bliski krewny grafitu, ma wiele cech mogących zrewolucjonizować cywilizację technologiczną w sposób, w jaki kiedyś zrobił to krzem. Jedną z jego cech jest całkowita nieprzepuszczalność dla cząstek stałych i gazowych, w tym nawet tych najmniejszych – atomów helu. Jednocześnie z łatwością przepuszcza wodę. Cóż to oznacza? Tanią i prostą metodę otrzymywania wody pitnej z wody morskiej. W perspektywie kilkunastu lat oznacza to rozwiązanie istotnego problemu.


Można się domyśleć, jak zareagują na to ludzie – znów mnożąc się na potęgę, więc i generując nowe problemy, na które jeszcze nie mamy rozwiązania. Agent Smith naprawdę miał rację. Wiara w przełomy może jednak nie przetrwać próby czasu. Jest istotna różnica między naszymi czasami a czasami, powiedzmy, Kolumba. Wtedy wielkich odkryć mógł dokonać bystry i wykształcony facet, jeśli tylko zapewnił sobie finansowanie. Dziś jesteśmy uzależnieni od skomplikowanej technologii i wiedzy, które można by opisać jako wielopiętrowy budynek, na którego parterze jest proste rolnictwo, na pierwszym piętrze epoka kamienna, potem epoka brązu i tak dalej, poprzez epokę pary aż do obecnej epoki krzemu. Budujemy właśnie kolejne piętro, które nie ma jeszcze nazwy, a ta budowa jest procesem bardzo kosztownym i skomplikowanym. Wymaga też współpracy wielu specjalistów z wielu dziedzin. Już nigdy nie będzie tak łatwo jak kiedyś.


Jeśli nastąpi regres, najazd dzikich hord, globalna katastrofa, które zniszczą ten budynek, lub chociaż poważnie go uszkodzą, będzie mało czasu na jego odbudowanie. Wystarczy kilka pokoleń żyjących poza cywilizacją, byśmy musieli znów startować od najniższych pięter. I wcale nie jest przy tym pewne, jak nam pójdzie odbudowa, bo gdy dojdziemy np. do epoki ropy naftowej, napotkamy opróżnione złoża.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on November 15, 2015 18:11
No comments have been added yet.


Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.