Jak prezydent chce pomóc frankowiczom? Jest już wstępny projekt ustawy. Prześwietlam!
Jak pamiętacie, kandydujący na prezydenta Andrzej Duda obiecał frankowiczom przewalutowanie ich kredytów. Mniej więcej to samo - choć w mniej klarownych słowach - zapowiedziała kandydatka PiS na premiera Beata Szydło. Wybory za nami, więc wszyscy zastanawiają się: blef to był, czy rzeczywiście nowa władza rzuci się na odfrankowienie kredytów? Biorąc pod uwagę, że cała operacja osłabiłaby banki (a przecież PiS chce ściągnąć z nich kilka miliardów rocznie podatku bankowego), problem frankowiczów nie wydaje się być takim, który PiS chciałby załatwić w "pierwszej kolejności odśnieżania". Włączenie hamulca zasugerował prof. Piotr Gliński, szef rady programowej nowej partii rządzącej. Ale z kolei Paweł Szałamacha, typowany na ministra w rządzie Beaty Szydło, twierdzi, że oferta dla frankowiczów będzie i to niedługo. Kto jest bliżej prawdy? Przekonamy się wkrótce, ale jest faktem, że w kancelarii prezydenta Dudy prace nad ustawą o odfrankowieniu się toczą i że są już ich pierwsze efekty.
Widziałem projekt projektu tej ustawy. Zgodnie z tym, co powiedział mi dr Jacek Czabański, prawnik który uczestniczy w rozmowach, plan rozwiązania kwestii franków jest po wstępnych uzgodnieniach, a draft projektu ustawy jest już kierunkowo zgodny z tym, co chcieliby zrobić ludzie prezydenta. Nie udało mi się wczoraj dodzwonić do kancelarii prezydenta, żeby potwierdzić ten stan rzeczy. Jednak to, co przeczytałem w papierach jest bardzo zbliżone do opisu rozwiązania problemu frankowego, o którym mówił kilka dni temu Paweł Szałamacha. Cóż więc eksperci, przy pomocy prawników wspierających stowarzyszenia kredytobiorców, pichcą dla frankowiczów?
FRANKÓW NIGDY NIE BYŁO, WIĘC.. . Podstawą ustawy jest założenie, że w kredytach frankowych - czy to denominowanych w tej walucie, czy to indeksowanych do niej - żadnych franków nie było. Tak samo, jak w kredytach eurowych nie było euro, w dolarowych - dolara, a w jenowych - jena (bo ustawa dotyczy wszystkich kredytów walutowych). Bo skoro klientowi przelano naszą walutę, to znaczy, że kredyt nie powinien być spłacany jako walutowy. Każdy kredytobiorca aż do końca 2018 r. (a więc jeszcze przez ponad trzy lata) mógłby zgłosić do banku roszczenie o zmianę waluty kredytowania na złote. Operacja polegałaby na przeliczeniu kredytu w taki sposób, że za jego wartość startową przyjęto by kwotę, którą klient dostał w złotych. Argument, że żadnych franków nie było, więc kredyt od początku był złotowy, nie jest nowy, opisywałem go w blogu jako jedną z możliwości zakwestionowania kredytu frankowego, aczkolwiek kontrowersyjną od strony prawnej.
SZANSA NA PRZEWALUTOWANIE DOSTĘPNA DLA KAŻDEGO. Nie zauważyłem w projekcie projektu ustawy żadnych ograniczeń wyłączających kogokolwiek z możliwości przewalutowania. W odróżnieniu od wcześniejszych pomysłów, w których pisano, że np. nie będzie można skorzystać z preferencji mając więcej, niż jedno mieszkanie, albo zbyt duże mieszkanie, albo zbyt mały kredyt, tu żadnych ograniczeń nie ma. Przeciwnie, możliwość przewalutowania, oprócz tego, że ma dotyczyć każdego zadłużonego w walucie obcej kredytobiorcy hipotecznego, będzie dostępna dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą.
NAWIS UMORZONY, DŁUG "UZŁOTOWIONY" . Następnie bank obliczyłby ile kapitału i odsetek klient powinien był spłacić do dziś, gdyby kredyt był złotowy i oprocentowany według stopy referencyjnej NBP powiększonej o marżę wziętą z umowy klienta (a więc marżę "frankową"). I na poziomie uzyskanym z takiego rachunku zostałby ustalony nowy dług klienta (nawis wynikający ze wzrostu kursu franka zostałby więc anulowany i wpisany w straty banku). Bank musiałby jednocześnie "zejść" z hipoteki nieruchomości i wpisać w to samo miejsce nową, opiewającą na niższą kwotę. A co z ratami już zapłaconymi w ramach kredyt frankowego? Zostałyby zaliczone na poczet spłaty tego "nowego" długu. Jeśli klient spłacał raty we frankach, byłyby przeliczone na złote po kursie NBP.
ROZLICZENIE ZAPŁACONYCH RAT . Najprawdopodobniej wartość rat faktycznie zapłaconych przez klientów w ramach kredytu frankowego okazałaby się mniejsza, niż w "alternatywnym" kredycie złotowym (bo LIBOR był prawie przez cały czas niżej od stopy referencyjnej NBP i tej różnicy nie zniwelował nawet drogi frank). Jeśli suma rat, które klient faktycznie zapłacił, byłaby niższa od sumy spłat, które wynikają z "nowego" harmonogramu kredytu złotowego, to o te kwotę dług klienta byłby powiększony. Gdyby z tego powodu okazało się, że nowe raty - po powiększeniu długu o różnicę w dotychczasowych spłatach - są o 20% lub więcej wyższe od raty startowej, klient mógłby wydłużyć spłatę kredytu.
Czytaj też: Ten argument w walce o anulowanie kredytu frankowego już chwycił
A GDY KREDYTU JUŻ... NIE MA? Bank miałby obowiązek przedstawić klientowi rozliczenie kredytu w ciągu 30 dni od złożenia przez klienta wniosku w tej sprawie. Gdyby powstał spór co do cyferek w tym rozliczeniu, klient mógłby złożyć w sądzie wniosek o ustalenie ile wynosi jego dług. Opłata od takiego wniosku byłaby preferencyjna - 100 zł. O ponowne przeliczenie kredytu (i zwrot nadpłaty) mógłby też wystąpić ten klient, który nie ma już kredytu, bo go spłacił wcześnie j. A jeśli kredyt jest wypowiedziany i na etapie egzekucji? Taki klient też miałby prawo do restrukturyzacji - wypowiedzenie umowy pod pewnymi warunkami byłoby bezskuteczne.
DŁUG NIE MOŻE PRZEKROCZYĆ WARTOŚCI NIERUCHOMOŚCI. Projekt zawiera też kilka innych rewolucyjnych zmian. M.in. wprowadza do prawa bankowego przepis, który pozwala klientowi zwolnić się z całego długu wynikającego z kredytu hipotecznego poprzez oddanie bankowi nieruchomości. A więc ma być tak, jak w USA - jeśli kredyt jest udzielony pod zastaw hipoteki mieszkania lub domu, to bank nie może "oderwać" długu klienta od tej nieruchomości. W najgorszym dla klienta wypadku ten może oddać nieruchomość i w ten sposób rozliczyć się z bankiem. Zasada ta miałaby obowiązywać dla wszystkich kredytów, także tych już udzielonych (w każdym razie żaden zapis projektu nie ogranicza jego stosowania tylko do nowych kredytów).
Czytaj też: Unijny trybunał nie pomoże frankowiczom.Ten kredyt to...
ABUZYWNOŚĆ JUŻ BEZ WĄTPLIWOŚCI . W projekcie jest też zapis, iż postanowienie umowy nie wiąże konsumenta, jeśli jest takie samo, jak postanowienie umowy już zakwestionowane w sporze przeciwko temu samemu bankowi. A więc jeśli Kowalski ma w umowie taki sam zapis, jaki został zakwestionowany przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, to sąd nie ma się w ogóle zajmować tą sprawą, tylko z automatu ogłosić, że ta klauzula klienta nie wiąże. Chodzi o utrącenie stosowanej czasem wykładni sądów, z której wynika, że co prawda wzorzec umowy zawiera abuzywną klauzulę, ale to jeszcze nie znaczy, że w konkretnej umowie zapis nie wiąże konkretnego klienta (bo mogą być w tej umowie inne zapisy zmieniające kontekst, a bank musi mieć prawo do obrony ). Z projektu wynika też, że spory na linii konsument-przedsiębiorca mogłyby być rozpatrywane przez sąd w miejscu zamieszkania konsumenta (a nie przedsiębiorcy). Bo to konsument ma mieć wygodniej jeśli podejrzewa, że został zrobiony w trąbę.
Obejrzyj też: Jak wybrać dobry kredyt hipoteczny - krok po kroku
Tyle na temat szkicu projektu ustawy, który wpadł w moje rączki. Nie jest jeszcze raczej ostateczny, a na pewno nie jest jeszcze oficjalny, więc na razie trzeba go traktować w charakterze punktu wyjścia do dyskusji. Aczkolwiek już na tym etapie trzeba zadać kilka drażliwych pytań. Choćby po to, by uniknąć późniejszych komplikacji w postaci: a) nerwowego rozwolnienia u posłów, którzy mogliby się bać przegłosowania czegoś, co przyniesie tak wielkie, że aż nieobliczalne skutki uboczne, b) zakwestionowania przegłosowanej już ustawy przez Trybunał Konstytucyjny, c) zakwestionowania ustawy w sądach europejskich i arbitrażowych (np. na wniosek banków). Warto, by rozwiać wątpliwości już teraz, bo prawo podpisywane przez Prezydenta Rzeczpospolitej powinno mieć być taką jakość, że mucha nie siada.
KTO ZYSKA, KTO STRACI? W projekcie zawarto szacunki, z których wynika, że przeciętny kredytobiorca frankowy, który zaciągnął kredyt w latach 2005-2008, dzięki nowemu prawu zostanie oddłużony na kwotę 113.000 zł. Jednak z tytułu rozliczenia już zapłaconych rat (po uwzględnieniu oprocentowania "złotowego") będzie musiał dopłacić bankowi nawet 19.000 zł (najwięcej do dopłaty mieliby frankowicze z 2006 r.). Z kolei średnia rata po oddłużeniu spadłaby z 1316 zł do 1126 zł. Ale to oczywiście tylko statystyczne średnie. Tak naprawdę dla każdego kredytobiorcy bilans będzie inny. Np. przeciętny kredytobiorca z 2005 r. dostałby umorzenie 37.000 zł długu z powodu anulowania wzrostu kursu franka, musiałby dopłacić 17.000 zł z tytułu zwrotu tego, co zaoszczędził do tej pory w ratach, zaś jego rata po przewalutowaniu kredytu wzrosłaby o jakieś 3%. Z kolei przeciętny kredytobiorca z 2008 r. na umorzeniu zyskałby aż 181.000 zł, z tytułu rozliczenia spłaconych rat musiałby dopłacić bankowi tylko 5.000 zł zł, a jego rata spadłaby z 1800 zł do 1400 zł
CZY STRATY BANKÓW DA SIĘ ROZLICZYĆ STOPNIOWO? W projekcie przyjęto rozwiązanie, które oznacza duże straty dla banków, które musiałyby umorzyć część zadłużenia klientom, ale jednocześnie spłacić finansowanie wyrażone we frankach po kursie bieżącym. Autorzy ustawy zakładają, że straty banków da się rozliczyć w czasie. I wyliczają, że rocznie będzie to koszt rzędu 1,2 mld zł (o tyle, licząc przy obecnych kursach, bankom spadałyby wpływy z rat).
To może być nierealny scenariusz, bo na tym samym punkcie poległa podobna w wielu aspektach do prezydenckiej koncepcja przewodniczącego KNF Andrzeja Jakubiaka. Według międzynarodowych zasad rachunkowości nie da się odroczyć wliczenia w straty rozpoznanych już kosztów - trzeba na nie utworzyć rezerwę od razu. Projekt nie bierze tej okoliczności pod uwagę, ograniczając straty banków do obniżki wpływów z wpłaconych rat:
I to jest podstawowy mankament projektu prezydenckiego - jeśli strat banków nie da się rozliczyć w czasie, to kilka banków nie wytrzyma całej operacji finansowo (i nie sprawdzi się wpisane w projekcie zapewnienie, że nie przewiduje się żadnych kosztów dla Skarbu Państwa). W konsekwencji nie da się w ciągu najbliższych kilku lat ściągnąć od banków żadnych podatków (ani dochodowych, czyli 4 mld zł rocznie, ani bankowego, czyli kolejne 2-4 mld zł rocznie). No i prawdopodobnie będzie problem z akcją kredytową po "odparowaniu" z banków kapitału w związku z ratowaniem frankowiczów. Przydałoby się dołączyć do projektu ekspertyzę choć jednej poważnej firmy audytorskiej, z której wynikałoby, że koszty przewalutowania można uwzględniać stopniowo.
CZY WSZYSTKIE UMOWY DA SIĘ ZMIENIĆ? Ciekawe jest też pytanie czy Sąd Najwyższy i unijne trybunały - w których sprawa odfrankowienia kredytów zapewne się skończy - spojrzą na problem poważnych zmian dokonywanych w obowiązujących umowach kredytowych. Owszem, niektóre z klauzul indeksacyjnych, znajdujacych się w umowach kredytowych, zostały zakwestionowane przez Sąd Ochrony Konkurencji. Ale jeśli ktoś ma wpisany w umowie kredytowej dług we frankach (kredyt denominowany), to czy można tę umowę zmienić ustawą w taki sposób, że franki zamieniamy na złote? Podobne pytanie dotyczy umów już zakończonych (czy jest prawo pozwalające je "wskrzesić"?)
CZY KLIENCI POWINNI BYĆ CAŁKIEM ZWOLNIENI Z KOSZTÓW RYZYKA? Pomysły z przewalutowaniem mi się nigdy specjalnie nie podobały ( jeśli koszty muszą wynieść 25-40 mld zł, to nie ma znaczenia kto je poniesie - i tak źle to się skończy), wolałbym, by banki po prostu od pewnego poziomu przejmowały od klientów koszty wynikające z wysokiego kursu franka (zablokowanie wysokości rat). W uzasadnieniu projektu głównym uzasadnieniem przewalutowania jest pogląd, że klient nie powinien ponosić kosztów ryzyka, z którego nie zdawali sobie sprawy nawet profesjonaliści:
"Nadzór bankowy, składający się z ekspertów rynku finansowego zakładał w rekomendacji S, że maksymalne wahania kursu walutowego jakie należy dopuścić w symulacji przedstawionej klientowi powinny wynosić 20%. Tym bardziej nie można więc zakładać, aby przeciętny konsument zakładał możliwość długotrwałego odchylenia kursu rzędu 50% czy 100% z jakim mamy obecnie do czynienia"
- piszą autorzy projektu. Zauważają też - z tym akurat wypada się zgodzić - że o ile banki poprzez liczne działania zabezpieczyły się w pełni przed ryzykiem kursowym i – zgodnie z ich twierdzeniami – nie zarabiają na wzroście kursu walut obcych, to jednak osiągnęły to poprzez przerzucenie całości tego ryzyka na swoich klientów. Tymczasem przeciętny konsument nie posiada wystarczającej wiedzy ekonomicznej, aby być w stanie oszacować ryzyko kursowe i wpływ wahań kursowych na saldo zadłużenia z tytułu kredytu. Co racja to racja.
CZY ZADZIAŁA "REBUS SIC STANTIBUS"? W uzasadnieniu projektu ustawy podnoszony jest argument, który zdaniem dużej części prawników nie da się obronić w sądzie - czyli nadzwyczajna zmiana stosunków. Według twórców ustawy zmiana kursu waluty O 50-100% to coś nadzwyczajnego, co się nie zdarza. Ten argument mnie tak do końca nie przekonuje, wystarczy spojrzeć na długoterminowy wykres dowolnej waluty, żeby znaleźć momenty bardzo drastycznych zmian kursów. Tymczasem w projekcie czytam:
"Art. 3571 Kodeksu cywilnego, wprowadzony w roku 1990, zwany dużą klauzulą rebus sic stantibus, pozwala wziąć pod uwagę nadzwyczajne okoliczności, które powodują że wypełnienie zobowiązania w dotychczasowej treści wiązałoby się ze znaczną szkodą dla jednej ze stron. Klauzula ta stanowi wyłom w zasadzie, że umów należy dotrzymywać bez względu na zmianę okoliczności"
CZY "LEX RETRO NON AGIT" JEDNAK NIE AGIT? W konstytucji jest zasada "Lex retro non agit" (prawo nie działa wstecz) oraz zasada ochrony praw nabytych. Jednak autorzy projektu ustawy podnoszą argument z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, który pozwala na odstępstwo od zasady niedziałania prawa wstecz. „ W wyjątkowych okolicznościach dopuszczalne jest nawet wprowadzenie pewnych odstępstw od zasady lex retro non agit, jeżeli przemawia za tym konieczność realizacji innej zasady konstytucyjnej, a jednocześnie realizacja tej zasady nie jest możliwa bez wstecznego działania prawa" - cytują wyrok z 7 lutego 2001 r. (sygn. K. 27/00, OTK ZU Nr 2/2001). Pytanie czy w imię zasady o nadzwyczajnej zmianie stosunków można zabić zasady o prawach nabytych i niedziałaniu prawa wstecz.
Projekt jest - jak widzicie - daleko idący i przyjmuje założenie, że da się to wszystko pozamiatać bez turbulencji dla podatników i gospodarki. Są w nim rzeczy fajne, jak np. zasada, że klient odpowiada za dług hipoteczny tylko do wartości mieszkania (choć oczywiście będą skutki uboczne - banki zaczną żądać wyższego wkładu własnego do kredytu). Pomysł, żeby doprecyzować kwestię abuzywności, czyli przełożyć wnioski z kontroli abstrakcyjnej na incydentalną też jest zacny, choć przecież sądy nie wypowiadają się o tym zbyt jednoznacznie.
CO ZROBIĆ, GDY LOKATA WKURZA? Coraz częściej można się zdenerwować obserwując to, co dzieje się na naszych lokatach bankowych. Kto nie może już wytrzymać mikroprzyrostów odsetek, które trzeba oglądać przez lupę, zapewne myśli o alternatywie. Tylko jak ją znaleźć? Opowiadam o tym w moim najnowszym wideoporadniku. Wsiadłem w tym celu do jednego z najnowocześniejszych w Europie symulatorów lotu. Pozostałe klipy z serii o zarządzaniu oszczędnościami są na samcikowym kanale na YouTube. Zapraszam!
ILE MOŻNA ZAOSZCZĘDZIĆ NA... SAMOCHODZIE? Auto to dla wielu narzędzie pracy, dla innych narzędzie rozrywki, dla jeszcze innych przedłużenie... karty płatniczej ;-). Ale samochód to również jeden z większych wydatków każdego domowego budżetu. Co by się stało, gdyby tak troszkę na samochodzie... przyoszczędzić? ;-)
JAK ZNALEŹĆ NAJLEPSZY KREDYT HIPOTECZNY: KROK PO KROKU. To temat najnowszego odcinka wideocyklu "Samcik prześwietla". Dowiesz się z niego czy dziś warto brać kredyt hipoteczny, jak sprawdzić czy cię na niego stać oraz na co zwracać uwagę porównując oferty i czy warto korzystać z pośrednika, czy też lepiej szukać samemu. Zapraszam!
SUBIEKTYWNOŚĆ O KONDYCJI INWESTORA. Miałem ostatnio przyjemność gościć na Giełdzie Papierów Wartościowych i na zaproszenie Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych komentować kondycję polskiego inwestora. Wspólnie m.in. z prezesem warszawskiego parkietu, przedstawicielami KDPW oraz KNF zastanawialiśmy się jak przekonać Polaków do tego, że nie samą lokatą bankową oszczędności żyją?
OBIETNICE WYBORCZE POD LUPĄ SUBIEKTYWNOŚCI. W minionym tygodniu zastanawiałem się co nas czeka - i nasze portfele - pod nowymi rządami. Pierwsze analizy mogliście przeczytać już w poniedziałkowy, powyborczy poranek w blogu, ale subiektywność gościła też w programach TVN24 oraz TVN24 Biznes i Świat - m.in. w magazynach "Biznes dla ludzi" (o podatku bankowym) oraz "Polska i świat" (o pomocy dla frankowiczów).
Maciej Samcik's Blog
- Maciej Samcik's profile
- 3 followers

